Sala balowa - wstęp

+31
Bastien Laviscount
Ayato Shin
Ivo Francis Mackay
Eleonore Ragan
Edmé Le Blanc
William Angus MacKay
Carol Moreau
Cyrille C. Vayssière
Ida Olszewska
Garland Cerise
Maurice Hoffman
Cerise Dracula
Leticia Torres
Silvan Zimmerman
Universal Person
Henriette de Rouvroy
Raisa Litauer
Egon Cadieux
Tahira
Claude Van der Eretein
Flore Cerise
Merlot Chardonnay
Adrienne Ortega
Elisabeth Riche
Wei Liu
Marcus Wijsheid
Jun
Yueying
Constanza Moreau
Sahak Darbinyan
Mistrz Gry
35 posters

Strona 2 z 11 Previous  1, 2, 3, ... 9, 10, 11  Next

Go down

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 782
First topic message reminder :

Rezydencja rodziny Scaletti lśniła w chłodnej nocy jak lampion, wabiący wędrowców świetlik, prowadząc ich jednak nie na manowce, a do pięknego, ociekającego luksusem budynku. Limuzyny i samochody gości zajeżdżały pod szerokie schody, na których rozłożono czerwony dywan. Balustrady przyozdobiono grubymi girlandami herbacianych i różowych róż, które łączyły się nad otwartymi dwuskrzydłowymi drzwiami, tworząc pachnący, piękny portyk nad wejściem.
Okrycia wierzchnie odbierało dwóch mężczyzn w czarnych smokingach, natomiast kobieta i mężczyzna jedynie w wianach z róż i cielistym body, udającym nagie ciało, pomalowani na złoto w całości iskrzącymi się brokatem farbami do ciała, podawali z tacy szampana Cristal Rosé Vinothèque Champagne 1999 w wysokim kieliszku oraz elegancką broszurę.
Bladoróżowe złoto z delikatnym bąbelkiem w kieliszku miało niezwykle głęboki smak przez podwójne leżakowanie. W aromatach każdy z gości wyczuwał nuty kakao, mocno palonej kawy, prażonych orzechów, z orzeźwieniem dzikich truskawek, różowych migdałów, wspomnienie słodkiego lata oraz poziomek, zakończone czym pomiędzy kremowymi nutami truflowymi i pain-aux-raisin na końcu języka.
Broszura zawierała, oprócz życzeń dobrej zabawy od gospodarzy, rodziny Scaletti, plan przyjęcia i spis przewidywanych oficjalnych tańców.

21:00 — Rozpoczęcie przyjęcia toastem powitalnym
21:10 — Pierwszy walc
22:00 — Otworzenie Serca Nocy
00:00 — Polowanie


Z foyer goście przechodzili przez ogromną kwietną bramę do sali balowej, której sufit w całości został przykryty dywanem róż, z których jak kwiaty wyrastały  kryształowe żyrandole. Na razie grał tylko kwartet utwór jako tło do rozmów, a orkiestra oczekiwała na znak, aby zagrać pierwszy taniec. Obsługa, odziana identycznie w złotą farbę oraz wianki, na złotych tacach roznosiła miniaturowe słodkie przekąski na jedno ugryzienie: maluteńkie pastelowe macarones o smaku różanym, lawendowym oraz passiflory; serniczki, brownie i ciasteczka cytrynowe w papilotkach pasujących do wystroju sali przyozdobione jadalnymi kwiatami oraz niewielkie eklerki. Z kolei ze słonych przekąsek do wyboru był szereg kanapeczek z szynką parmeńską, serami pleśniowymi i figami, łososiem, a także wersje wegańskie.
Nie należy również zapominać o napojach, chociaż najłatwiej było złapać obsługę roznoszącą kieliszki z szampanem, można było również spotkać takich niosących szkło wypełnione innymi rodzajami win i mocniejszymi trunkami. Wokół miejsca przeznaczonego do tańczenia rozmieszczono stoliki, a wokół nich krzesła, fotele i kanapy, tak że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Dla bardziej wprawnego oka ukryte za girlandami kwiatów osłaniających ściany,  widoczne były przejścia do mniejszych, bardziej prywatnych pomieszczeń, bądź na rozległy marmurowy taras schodzący do oświetlonego ogrodu, gdzie kilku złotych służących również częstowało alkoholem i słodkościami, a strategicznie umieszczone altany gwarantowały odrobinę prywatności.

MG z/t

Ayato Shin

Ayato Shin
Liczba postów : 236
Wiele się zmieniło odkąd prawie miesiąc temu przybył do Paryża. Przede wszystkim zyskał nowe stado, a jego relacja z Claude wkroczyła na głębszy poziom. I to wlaśnie on, zabrał go dzisiaj na to przyjęcie. Nie mogło być inaczej, wszak mieszkali ze sobą, chociaż byli tak odmienni. Wampir i wilkołak, połączenie tak niezwykłe, że aż nie do pomyślenia. A jednak byli. Mimo tak pokręconej relacji, darzyli się uczuciem.

Już podjeżdżając na miejsce, Ayato z lekkim niepokojem przyglądał się willi, przytłoczony jej rozmiarem. Gdyby kazano mu tu przyjść samemu, zapewne by stchórzył i uciekł. Spojrzał na bruneta i uśmiechając się lekko podziękował za komplement, odpowiadając tym samym. Długo zastanawiał się co założyć, by było wygodne ale i eleganckie. Zdecydował się na czarny prosty golf, na który założył jasnoniebieska marynarkę, kolorem niemal identyczną co jego oko. Eleganckie proste spodnie, również w czerni, tak samo jak buty. Nic przesadnie wyszukanego, jednak całość tworzyła dobrą kreację na dzisiejszy bal. Miał nadzieję, że dzięki takiemu ubraniu, obroża i pasy jakie nosił pod warstwami materiału, nie będą widoczne. Wiedział o nich tylko Claude.

- Możesz być spokojny, nie przyniosę Ci wstydu. - zapewnił cicho przyjaciela gdy ten szarpnął delikatnie pasek specyficznego naszyjnika. Wysiedli z pojazdu, kierując się do wnętrza budynku. Ayato nie odstępował bruneta nawet na chwilę, dyskretnie rozglądając się po zebranych gościach. Chwilę po ich przyjściu, gospodarz wygłosił przemowę powitalna. Shin przełknął zestesowany ślinę, na widok Tahiry. Wciąż czuł okropne zażenowanie po sytuacji w parku. Do tej pory nie przyznał się kochankowi co wówczas zaszło. Za bardzo się wstydził. Starał się nie rzucać w oczy, może Tahira go nie zauważy?

@Tahira Darbinyan
@Claude Van der Eretein

Egon Cadieux

Egon Cadieux
Liczba postów : 882
Długo przed rozpoczęciem całego przyjęcia Egon dostał paczkę, której nadawcą była, a jakże jego urocza młodsza siostra. Wampir domyślał się co mogło znajdować się w środku, dlatego z niechęcią zajrzał co też w niej było. Tak jak się spodziewał. Ciuch na dzisiejszy wieczór. Nie był do końca przekonany czy to jest akurat to w czym chciałby się pokazać, ale wiadomość siostrzyczki jasno klarowała co ta mu zrobi, jeśli tego nie uczyni. Och, no i oczywiście jeszcze dostał rozkaz okiełznania swojej fryzury. Co za okropny dzień!
Z godzinę zanim wszystko miało się rozpocząć włożył na siebie to co mu przysłano i… szczerze mówiąc nie był przekonany. Nawet zaczął się zastanawiać czy Letka przypadkiem nie chciała się odegrać za jakieś jego złośliwości? To było całkiem możliwe. Nawet nie próbował się domyślać za które, bo miał tego trochę na sumieniu.
W końcu zszedł do sali balowej, zanim jeszcze wszystko się zaczęło. Jako że akurat mieszkał w rodowej siedzibie, to nie wypadało mu się spóźnić. Nie miał potem słuchać jednego z pouczających kazań swojego brata na temat poszanowania swojego czasu i innych. Nawet nie zaszył się gdzieś na tyłach tylko stanął niedaleko podwyższenia tak żeby starszy brat mógł zobaczyć, że jest. Proszę bardzo, obecny i to nawet nie w bluzie. Po drodze przez salę zręcznie sięgnął po kieliszek szampana. Już zaczynał się niecierpliwić, kiedy Sahak zadzwonił o kieliszek i zaczął swoją przemowę. Na szczęście krótką, a mimo to Egon ledwo stłumił cisnące się na usta ziewnięcie. Widać już za bardzo jego kaznodziejski ton mu się kojarzył z różnymi dłuższymi i krótszymi pogadankami. Wytrzymał na szczęście, to był heroiczny wyczyn z jego strony, ale się udało. Nie ziewnął. Żałował, że trzeba było czekać na otwarcie Serca Nocy. W nim na pewno czułby się znacznie lepiej niż dla wersji przyjęcia dla zgredów.
Tak jak wszyscy wzniósł toast i rozbił kieliszek. Przez moment zastanawiał się czy przypadkiem nie prześlizgnąć się już do piwnic, ale ta jedyna pracująca szara komórka dała mu znać, że to może być kiepski pomysł. Tyle poświęceń dzisiejszego wieczoru. Aż westchnął ciężko i ruszył w poszukiwaniu Letici by umilić jej tę imprezę, a co. A przy okazji rozglądał się za jakimiś znajomymi twarzami, a w oko wpadła mu kobieta w złotej sukni. Musiał przyznać, że wyróżniała się z tłumu.

@Leticia Torres  szukam Cię i przeżywam wdzianko od Ciebie
@Sahak Darbinyan pokazuję Ci się, że jestem niespóźniony
@Selena zwracam na Ciebie uwagę

Raisa Litauer

Raisa Litauer
Liczba postów : 49
Pierwsze dobre wrażenie było tym najważniejszym, nic więc dziwnego, że nie szczędzono pieniędzy na zachwycenie gości już od pierwszych chwil w których znaleźli się na terenie rezydencji rodowej familii Scaletta. Kunsztowny przepych zdawał się charakteryzować każdy element dekoracji, służba niemalże nieludzko postępowała w zgodności z protokołem a sami gospodarze witali zgromadzonych z przyjemną grzecznością, wypychając naprzód najbardziej reprezentatywnych członków.
Sama Raisa trzymała się raczej nieco za najstarszym z braci, wiernie krocząc u boku wybranka serca. Jej specjalizacją było obserwowanie w ciszy, nawet jeśli umiała świecić zębawi w zapraszającym uśmiechu. Tego wieczora ubrana była w bogato zdobioną suknię, doskonale dopasowaną do sylwetki, miejscami ukazującą pod półprzeźroczystym materiałem kontury tatuaży. Ciemne włosy zaczesano do tyłu, utrzymując w miejscu z pomocą kilku skrzętnie ukrytych wsuwek, odsłaniając w ten sposób ozdobioną biżuterią skórę. Na jej szyi pyszniła się złota kolia wysadzana granatami, swoim kształtem przypominająca projekty noszone w drugiej połowie XIX wieku, zapewne również na ten okres datowana.
- Za sojusz! - powtórzyła za bratem, przychylając kielich do ust by następnie również posłać go ku zniszczeniu, by następnie na niewidoczny dla wszystkich niewtajemniczonych znak ruszyć przed siebie wraz z kompanem.
Wyłonili się na parkiet jako pierwsi, otwierając tę część uroczystości. Z dłonią w jego dłoni, idąc krok w krok, zatrzymali się po środku sali, oczekując na muzykę. Nie było tu miejsca na jakąkolwiek tremę sceniczną, ba, co bardziej uważny obserwator mógłby stwierdzić, że gospodarze zdawali się w tym momencie niekoniecznie pamiętać o widowni. Dla Raisy bowiem cały świat w tym momencie tracił na znaczeniu, był tylko dwuwymiarowym tłem dla osoby, która rzeczywiście liczyła się w jej życiu. Patrzyła na niego, jakby znała go od początku swych dni, ufając mu bezgranicznie w każdym aspekcie a jednocześnie pierwszy raz naprawdę widziała go przed sobą, zafascynowana wszelkimi nieodkrytymi z przyszłych wspólnych przeżyć. Nie było Raisy bez Nasira, ani Nasira bez Raisy a teraz granica zacierała się zupełnie - gdy pierwsze nuty piosenki wypełniły salę, but przesunął się po tafli parkietu, a ciało podążyło za dobrze znanym przewodnictwem partnera. Waltz rozbrzmiał, pozwalając parze wystosować pozbawione słów zaproszenie do zgromadzonych, już po chwili mogących dołączyć do otwierającej tę część celebracji dwójki.

@Nasir Al Rasheed dance time

Henriette de Rouvroy

Henriette de Rouvroy
Liczba postów : 158
Henriette mogła przyszykować się u siebie w domu. Chyba nawet sprawniej jej by to poszło u siebie. Chciała jednak spędzić trochę czasu z ojcem. Przy okazji mogła podpatrzeć w co się zamierza ubrać.  Czy by się wtrąciła? Nie. Czy patrzyłaby na niego wymownie przez najbliższą godzinę? Owszem. Taka jej rola. Musiała też poświęcić sobie uwagę. Aparycja była dla niej ważna, musiała się prezentować. Gdy dowiedziała się, że ona i Tahira mają być razem koło Sahaka tym bardziej poczuła się zobowiązana. Suknie miała wcześniej już zaprojektowaną . Zależało jej na bieli, nie sądziła, że wielu gości zdecyduje się na ten kolor...za bardzo widać na nim krew. Oczywiście była przygotowana i miała drugą kreację na tą noc. Poświęciła sporo czasu na makijaż, podkład nałożyła przy użyciu gąbeczki tak by ładnie się wtopił. Miał jedynie wyrównać koloryt, a nie tworzyć sztuczną maskę. Skupiła się na rozjaśnieniu twarzy, nie przyciemnieniu. Na kości policzkowe, nos oraz łuk kupidyna nałożyła najpierw płynny rozświetlacz, a potem sypki. Całość dobrze wtopiła w skórę, by powstał efekt tafli. Ten sam proces następnie powtórzyła na ramionach i obojczykach. Cienie wybrała ciemne, najpierw czarny, który blendowała bordowym, a następnie dała cielisty kolor, tak by całość schludnie wyglądała na oku. Usta obrysowała kredką, pomalowała bordową pomadką. Obrysowała linię ust, zależało jej na symetrii i dokładności. Dokleiła rzęsy (poprosiła o to swoją fryzjerką). Włosów nie była wstanie sama zrobić, nie miała tyle cierpliwości. Zakręciła je, część włosów upięła z tyłu ozdobną szpilką, którą Henriette dobrała pod sukienkę. Odpuściła sobie diademy, ciężko o coś porządnego w tych czasach. Dlatego wybrała naszyjnik, który podkreślał jej ramiona. Te które miała w domu niestety zawierały srebro. Paznokcie miała pomalowane pod kolor pomadki, tym razem długie trumienki. Perfum klasycznie Armani, Cuir Amethyste. Pierwsze psiknięcie, otuliło ją drzewnym zapachem, ciepłą ambrą, fiołek dopiero wchodził później. Żałowała, że od razu się popsikała, bo mogłaby jeszcze zapalić. Nie mogła jednak mieszać tych zapachów razem. Musiała się wstrzymać przez pierwsze kilka godzin.  
    Miło jej było gdy Marcus pytał ją o opinię. Wiedziała, że robił to właśnie z takich powodów, ale nie zamierzała tego zdradzić. Jeszcze, by przestał. Krawat też umiał sam zawiązać, a jednak zrobiła to z przyjemnością. Ucałowała go zaraz krótko po tym i pochwaliła jego wygląd. Podjechali razem. Dobrze, że go miała, sama z trenem by sobie nie poradziła. Przed wyjściem założyła rękawiczki, nie chciała ryzykować pobrudzenia ich. Pożegnała ojca całując go w policzek.  
- Yhmm, kocham cię, widzimy się potem- rzuciła mu, skupiona już na balu.  
Na miejscu czekała już Tahira, którą wyściskała. Widziały się niedawno, a już się za nią stęskniła. Bale były ciepłym wspomnieniem tamtych dni. Chciała oddać się tym wspomnieniom, ale musiała pozostać przytomna. Stanie po lewej stronie Sahaka pasowało jej. Miała podgląd na całą salę. Obserwowała gości, notowała kto z kim się zjawił. Przyglądała się ich kreacją, kilka wpadło jej w oko. Szybko dostrzegła jak Marcus kieruje się do Seleny, rozbawiło ją to w pewnym sensie. Toast wzniosła, kieliszek szybko opróżniła. Widziała, że inni odpuścili sobie szybko wszystkie formalności. Nie skomentowała tego, chociaż w środku aż się gotowała, by chociaż szepnąć słówko Tahirze.
- Pierwszy taniec tylko z tobą, piękna moja- odpowiedziała delikatnie się uśmiechając.  Nie protestowała gdy porwała ją na parkiet. Przyciągnęła ją bliżej siebie, złapała ją mocno, na moment zacierając granice między ich ciałami. Na jej słowa przygryzła dolną wargę. Odpowiedziała jej w taki sam sposób. Puściła jej oczko i grzecznie czekała na sygnał do tańca.  

@Tahira Darbinyan

Universal Person

Universal Person
Liczba postów : 508
Po toaście obsługa bardzo szybko, jak roztańczone iskry złota, wyczyściła parkiet ze szkła i szampana. Niejeden płakał wewnętrznie, że w kiblu spuszczono właśnie więcej, niż im zapłacono za tę pracę i za te pieniądze mogliby pokryć koszta czesnego. Biedny student każdej pracy się chwyci, nawet takiej podejrzanej z klauzulami i prześwietleniem większym niż przy składaniu cv do FBI.

Pierwsze pary pojawiły się na parkiecie, Raisa oraz Nasir, otwierając taniec oraz Tahira z Henriettą, symbole sojuszu, zapraszając swoją obecnością gości do zajęcia miejsca po okręgu razem z nimi. Na znak orkiestra w pełnym składzie zaczęła grać jakże ironiczny utwór, kojarzony z Wampirami w popkulturze. Kolejne walcowe takty rozbrzmiewały w pięknie płynącej, energicznej Maskaradzie.

Jun

Jun
Liczba postów : 1123
Sala powolutku wypełniała się coraz ciekawszymi osobistościami. Wiatr nie kojarzył wszystkich twarzy – jedynie część, ale to nie przeszkodziło mu w powitaniu każdego przybyłego - między innymi Marcusa. Z chwilą wymiany uścisków podarował mężczyźnie tajemną przesyłkę, którą ukrył wewnątrz szerokiego rękawa.
- Oczywiście. - odpowiedzią było nie tylko słowo werbalne, ale i mowa ciała: w tym wypadku uśmiech o podobnym, psotnym charakterze. Z oczu natomiast szło wyczytać chęć udokumentowania całości dla potomnych i jako dowód w razie wiadomego zaprzeczania pewnej Pannicy na stawiane zarzuty. A skoro o niej mowa...
Dyskrecji gorącej dwójce gołąbków nie ujmował: sam natomiast preferował subtelniejsze sposoby wyrazu emocji, szczególnie wśród tłumu, gdzie należało dbać o wizerunek i dobre mienie. Ot kwestia wychowania i różnic kulturowych – i właśnie dlatego też uśmiechnął się kapkę szerzej, jakoby potwierdzając swoje dawne przypuszczenia na temat czyjejś wysoce sytuowanej na marmurowym piedestale rozpusty. Zdaje się, że w tej dziedzinie nie miał z Pannicą szans – a przy okazji: dobra strona medalu: przynajmniej żadne z nich nie wracało myślami do rozmowy sprzed bankietu. Na to przyjdzie jeszcze pora.
- Powinni sobie poradzić. - rzekł Wiatr, tuż po tym jak elegancko się pokłonił i za zgodą Elisabeth ucałował jej smukłą rączkę, idąc w ślad europejskich zwyczajów, które miał przyjemność poznać niejako pod jej czujnym okiem. W tym wszystkim nie zabrakło nuty rozbawienia podsuniętej pewnym wspomnieniem spotkania ich trójki.
- Rozpiera mnie ekscytacja i ciekawość. - skoro wampir stał wśród znajomego grona, mógł i niejako spuścił kapkę z oficjalnego tonu, przechodząc w ten bardziej charakterystyczny dla siebie, luźniejszy tryb.
- Panie jak zawsze błyszczą w swoich kreacjach. - i przez to nie zapomniał skomplementować kunsztownych stylizacji obu Dam. Wtem kątem oka przyuważył również obecność syna. Ciepło i radość poruszyły wampirzym sercem na jego widok - całego i zdrowego na dzisiejszym bankiecie. Pod spodem bulgotał zaś garnek pełen smutku i goryczy.
- Wei... - zwykłe słowa nie były w stanie opisać, jak bardzo było mu wstyd przez te ostatnie lata. Doskonale wiedział, że zachował się wobec nieśmiertelnego okropnie, co z pewnością do niego wróci pod postacią wielu wyrzutów. Wiatr był na nie gotów, a tymczasem podszedł do Azjaty i powitał go, delikatnym ułożeniem ramion wraz ze słowami:
- Cieszę się, że przyjąłeś zaproszenie. - te wyśpiewał miękko, jak na chiński język przystało. Możliwe, że dodałby coś jeszcze, jednak wtedy scenę przejęła Księżycowa Dama.
Jej wylewność była zaskakująca: podobnie jak nowe tatuaże zdobiące mleczną skórę. Widok smoka wywołał sprzeczne uczucia. Szerokie rękawy szaty niosły wiele niespodzianek a wampir, chcąc ukryć zmieszanie przysłonił twarz błękitnym wachlarzem z wyszytym nań wzorem chińskiego Qilina.
- Nie tak mocno, bo jeszcze go udusisz. - jeden wdech w zupełności wystarczył, aby na powrót przyodziać maskę dumnego Wiaterka. W swej prowizorycznej swobodzie raczył nawet lekko Pannicę tym wachlarzem dźwignąć, a raczej jego końcówką.

@Selena
@Elisabeth Riche
@Wei Liu
@Marcus Wijsheid

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Claude Van der Eretein

Claude Van der Eretein
Liczba postów : 119
Być może Shin odebrał go tak, jakby Claude miał do niego pretensję o źle zachowanie. Nie, Japończyk, mimo iż miał naturę Wilka i potrafił być nieprzewidywalny, był mężczyzną ułożonym i nadzwyczaj grzecznym. Przynajmniej w obecności Van der Ereteina.
Claude nie miał powodu by go rugać, a jednak zdecydował się na takie a nie inne słowa. Z troski? Możliwe, lecz bardziej prawdopodobnym było to, że najzwyczajniej w świecie stresował się balem. Obecni na nim członkowie sojuszu byli osobnikami śmiertelnie niebezpiecznym, niezależnie od stronnictwa. Nawet teraz, a może zwłaszcza teraz, brunet czuł na sobie spojrzenia wielu istot, słyszał ciche szepty w których mogło pojawiać się jego imię.
Nie zależało mu na tego rodzaju rozgłosie, lecz wyznawał zasadę, że to on jest panem swojego losu, zatem może robić to, co mu się żywnie podoba, byleby nie łamał zasad Maskarady.
Widząc, że jego partner czuje się nieswojo, zbliżył się ku niemu i pochylił do jego ucha.
- Nie obawiaj się, jesteś tu bezpieczny. - powiedział cicho - Zaryzykuję stwierdzenie, że prawie wszyscy wiedzą kim jesteś. Nasza obecność jest bardzo na miejscu, zatem postaraj się...nieco rozluźnić. Masz minę, jakim przyciągnął cię tu siłą. - zaśmiał się cicho, głębokim tonem - Twój Alfa będzie zadowolony z tego, że tu dziś jesteś. To ważna impreza. - dodał poważniej i odsunął się od chłopaka, wracając do rozglądania się po tłumie.
Tuż przed toastem zauważył znajome twarze. Wypijając zawartość swojego kieliszka, posłał ojcu uśmiech, naprawdę ciesząc się z ich obecności.
Początkowo chciał podejść i przywitać się z nimi, dając tym samym świadectwo, że poprawnie spełnia rolę członka wampirzej społeczności, stawiając się na wydarzeniu związanym z Sojuszem. Powitanie gości, toast i zapowiedź wydarzeń kolejno po sobie następujących sprawiły, że musiał wstrzymać się z zamiarem.
Spojrzał w dwukolorowe oczy Ayato i posłał mu nieco szerszy uśmiech, błyskając odrobinę wydłużonymi, dwiema parami kłów. Teraz gdy Japończyk wiedział kim Claude jest, brunet lubił chwalić się nietypowym uzębieniem.
- Mam nadzieję, że znasz walca. - powiedział - Jeśli nie, to trudno. Nie odpuszczę takiej okazji. - wyciągnął ku niemu dłoń.
Nie zważając na ewentualnie protesty, pociągnął Shina na parkiet i gdy tylko rozbrzmiały pierwsze nuty znanego utworu, chwycił Wilka poprawnie i rozpoczął taniec, prowadząc chłopaka.
Poczuł jak w jego wnętrzu rośnie ekscytacja. Zazwyczaj wycofany, unikający spojrzeń ciekawskich, dziś czuł że jest na swoim miejscu. Stres zmienił się w podniecenie związane z obecnością Shina u jego boku. Bo chociaż ktoś, na przykład niczego nieświadomy kelner, mógłby rzec że tańczący razem mężczyźni stanowią dość odważny widok, jeśli nie gorszący dla niektórych kręgów, tak dla samego Claude'a i zapewne jeszcze kilku zgromadzonych, wspólny taniec Wampira i Wilka stanowił wydarzenie niemal symboliczne. A przynajmniej sam Van der Eretein chciał by tak to zostało odebrane.
Wirował więc ze swoim partnerem, posyłając zarówno jemu, jak i każdemu kto pochwycił jego spojrzenie olśniewający uśmiech. Rola dżentelmena była przecież taka łatwa, a pozwalała ukryć za piękną fasadą tyle grzechów.

@Ayato Shin
@Merlot Chardonnay
@Flore Cerise - widzę Was Smile

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Nie był jedynym Azjatą na zgromadzeniu i może przez to czuł się jakoś lepiej. Jego posługiwanie się innymi językami może i było znakomite, ale jego rodzimy język jednak wzbudzał w nim więcej emocji. Zauważył niedaleko swego Stwórcy i Selenę. Dobrze znajomą mu postać. A więc oboje przeżyli i nie dawali znaku życia? Cudownie. Tylko tyle dla nich znaczył? Był zabawą? Rozrywką? Gorzkiego posmaku nie mógł nawet załagodzić szampan, ani i wino. Ciągle go miał w gardle ilekroć coś przełykał. Już miał odwrócić od nich wzrok gdy Wiatr podszedł. Zerknął na niego nadal tym nieodgadnionym spojrzeniem. Był w Radzie. To pięknie się ustawił. Te wszystkie lata... Wei myślał, że on nie żyje, a jego Stwórca zdążył sięgnąć po Władzę.
- Louis... Jak miałbym odmówić skoro zaprosiła mnie Najwyższa Rada? - rzucił po Chińsku z lekką kpiną w głosie, specjalnie akcentując ostatnie dwa słowa. Czy był zły? Oj bardzo... Jednak tą złość przyćmiewał żal i tęsknota. Poczuł się tak mały i zbędny w tym wszystkim.
Wtem jednak zauważył Selenę. Przyglądał się jej uważnie i nawet nie drgnął gdy ta postanowiła go tak szturchnąć w wyrazie złości. Nie odpisać? Ona do niego napisała? Jeśli wysłała na adres jego agencji to na pewno nie odpisał. Rzadko dostawał listy fanów do domu.
- Bai Lian. - skinął jej głową. - Ja również w pewien sposób cieszę się, że się tu zjawiłem. Przynajmniej wiem, że żyjecie i macie się świetnie. - mruknął miękko i pogładził ją ostrożnie po plecach gdy kobieta się w niego wtuliła. Nie był na nią tak urażony jak na Louisa. To on go zmienił, kazał wyjechać i zostawił... Oj tak. Nie łatwo jest mu przeboleć to wszystko. Tęsknił. Tak cholernie za nimi tęsknił, a zwłaszcza za swoim Wiatrem.
- Z chęcią nadrobię z tobą czas Bai, w najbliższej przyszłości, ale bardzo chciałbym teraz rozmówić się z moim Stwórcą na osobności, skoro już uraczył mnie swoją uwagą. - powiedział grzecznie do Azjatki chcąc nieco żalu wylać, a nie milczeć w dalszym ciągu. Był ciekaw co takiego Louis mu powie? Jak się wytłumaczy? Wei był tylko na tym Balu w tej sprawie. Cała ta zabawa wcale go nie interesowała. Nigdy nie był kimś przebojowym i towarzyskim.
@Louis Moreau
@Selena

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
- Czepiasz się szczegółów - przewróciła oczami, widać jednak było, że jest nieco rozbawiona. Dlaczego? Bo w zasadzie przewidywanie te były bardzo trafne. Po wychowaniu krnąbrnej nastolatki, kilkorga wnucząt i Claude’a była już przyzwyczajona do uprzykrzania potomkom życia. Nadopiekuńczość w jej przypadku była nieodłączną częścią jej osobowości. No i była kiedyś człowiekiem, więc dla niej pewne kategorie wciąż pozostawały inaczej postrzegane. Wszak ludzie byli kruchymi istotami w porównaniu z wampirami i jej instynkty wciąż dawały o sobie znać, wręcz żądając kontroli. A tym bardziej jeśli w grę wchodziło jej jedyne żyjące dziecko. Jeśli miała być szczera sama ze sobą z jednej strony wiedziała, że wypada się pojawić w tym miejscu, natomiast z drugiej: to nie była herbatka z kochanym wujkiem, a bankiet pełen niebezpiecznych nadnaturalnych. Była więc skłonna zaryzykować stwierdzenie, że w razie gdyby jej syn nie przybył mogłaby opieprzać go i nie dawać mu żyć ciut mniej niż przed dekadę.
Kolory sali były przez moment tym co przyciągnęło jej uwagę. Lubiła podziwiać piękne rzeczy, nawet jeśli nieco jej spowszedniały. Od ilości barw poprzez blichtr aż po brokat. Raz na jakiś czas były w porządku, jednak na co dzień Flore preferowała raczej stonowane rzeczy. No i brakowało jej choćby kilku żywych roślin. Pocieszała się, że być może jeszcze ich nie widziała. Bo tych martwych na górze udawała, że nie widzi. Cięte kwiaty to jednak nie było to samo. No i doniczki miały wiele przydatnych zastosowań po alkoholu.
Odwzajemniła uśmiech mężczyzny, gdy tylko zorientowała się, iż ten widnieje na jego twarzy.
- Możesz mieć rację. Zawsze natomiast można poczekać na brak świadków - wyszeptała konspiracyjnie. - Nędzna, po prostu nędzna. Chociaż muszę przyznać, że alkohol mają całkiem dobry - uznała. Potrafiła docenić dobry trunek, chociaż akurat ten nijak miał się do tego spożywanego w ich domu.
Odwróciła się w kierunku wskazanym przez Merlota i niemal westchnęła z ulgi. Przynajmniej nie będzie musiała kłopotać się z kolejną mową, którą jej rozmówca będzie miał w głębokim poważaniu. I dostrzeżenie potomka nie było jakoś wybitnie trudne.
- Syn marnotrawny widzę powraca - powiedziała, przypatrując się przez moment poważnie mężczyźnie. Kiedy on zdążył dorosnąć? Nie miała zielonego pojęcia. Po chwili jednak posłała w jego stronę uśmiech, tak samo jak w stronę jego towarzysza. Wydawał się znajomy. Nie mogła jednak skojarzyć skąd. A potem widziała jak wirują na parkiecie. - Wydaje się bawić całkiem dobrze - zauważyła, wciąż obserwując swoje dziecko. Zamierzała urządzić małe przesłuchanie, gdy tylko zostaną sam na sam. Wszak nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła. Czy było to wścibskie? Owszem. Czy zamierzała się tym przejmować? Ani trochę.

@Merlot Chardonnay
@Claude Van der Eretein - widzimy, obgadujemy!
@Ayato Shin - ciebie też!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Brokat. Oczywiście, że tu był brokat. Czemu wampiry tak bardzo uwielbiały brokat? I to nie było tak, że teraz mocno generalizował, a w życiu spotkał jedynie dwóch pobratymców z obsesją na punkcie tego błyszczącego tworzywa sztucznego. Nie. Za każdym razem, gdy myślał, że może rzeczywiście przesadzał, to ktoś na nowo udowadniał mu, że miał rację, a dzisiejsze stroje obsługi i nieproszone lśniące drobinki w kieliszkach jedynie utwierdzały go w tym przekonaniu. Szczerze mówiąc niemal nie zauważył, że z jego napojem jest coś nie tak, gdyby nie Renata, która szybko mu go zabrała.
- Wiedziałaś, że współczesny brokat został wynaleziony dopiero w latach 30-stych ubiegłego wieku. - spytał wampirzycę, zakładając, że jednak to wiedziała, gdy ruszyli w stronę bufetu. - A ja mam wrażenie, jakbyśmy użerali się z nim już znacznie dłużej.
Przy stoliku, wziął dwa kieliszki, jeden podając swojej towarzyszce. Zaraz jednak krzywiąc się odstawił swój i wybrał wino, gdy tylko wyczuł w napoju mocny zapach truskawek.
Musiał jednak przyznać, że całkiem mu się tutaj podobało. Dekoracje robiły wrażenie, atmosfera była przyjemną, Maurice, Ida i Cerise jak na razie żyli i raczej mieli się dobrze, a on wcale co chwila nie zerkał dyskretnie w ich stronę, by upewnić się, czy któreś z nich nagle nie umiera. Jak na razie wszystko wskazywało na przyjemną noc. Wyglądało też na to, że Sahak był dobrą osobą do wzniesienia toastu, bo nie zanudził ich wszystkich, tak jak to potrafili niektórzy.  
- Ładnie powiedział - rzucił niby od niechcenia do Renaty, już po ciśnięcie szkła, otrzepując płatek, który spadł z sufitu na jego bordowy garnitur. Długo zastanawiał się co na siebie założyć, aż wreszcie, po kilku konsultacjach z niezależną ekspertką, która właśnie stała obok niego, podjął decyzję, z której teraz był całkiem zadowolony. Zwłaszcza, że krawat w matematyczne wzory, który dostał dzisiaj od Idy, świetnie pasował do całości, a nawet jeśli nie, to i tak był zbyt fajny, by go nie założyć.

@Constanza
@Ida Antonina Olszewska
@Cerise Dracula  
@Maurice Hoffman

Leticia Torres

Leticia Torres
Liczba postów : 57
Kiedy już zajmowała się planowaniem czegoś, wkładała w to całe serce i nie brała pod uwagę porażki. Z tego właśnie względu przybyła do siedziby rodowej kilka dni wcześniej, zajmując jeden z pokoi gościnnych, by we własnej osobie upewnić się, że wszystko zostanie dopięte na ostatni guzik. Pilnowała układania aranżacji kwiatowych, smakowała wychodzących z kuchni specjałów, dopilnowała, żeby jej kochany braciszek założył na siebie coś pasującego do okazji i to na dodatek w ustalonych przez barwach rodowych… Tyle że już od samego wejścia na salę balową okazało się, że się przeliczyła i pokładała w reszcie członków rodziny stanowczo zbyt wiele zaufania.

Chociaż było to jej cechą charakterystyczną, tym razem nie dopuściła spóźnienia, już od godzin porannych szykując się i piękniejąc. Dokładnie, od godzin porannych, ponieważ przed tak ważnym dniem nie pozwoliła sobie na sen. Zatrudniona do tego celu służba uganiała się wokół niej kręcąc czarne włosy w sprężyste loki, malując jej lico, pokrywając powieki złotym cieniem, podkreślając oczy czarnymi kreskami, doklejając rzęsy i malując usta jej ulubionej krwistoczerwonej szminki. Do tego założyła zamówioną specjalnie na tą okazję bordową suknię, udekorowała szyję diamentową kolią, zawiesiła w uszach pasujące kolczyki, a palce ozdobiła pierścieniami. W tej aranżacji, postukując czarnymi sandałkami na obcasie wkroczyła na salę balową idealnie o czasie, w którym zaczynała się oficjalna część, by pochwycić kieliszek szampana i usłyszeć jak jej starszy wygłasza swoją przemowę. Nagrodziła ją zdawkowymi oklaskami, upijając łyka wina, chociaż to bardziej, żeby ukryć niezadowolenie malujące się na jej twarzy na widok ubrań, które on i jego córka mieli na sobie, zgoła inne od tego co ustalili. Jednak nie wszystko stracone, co prawda była zawiedziona, ale nie zaskoczona, gotowa zawczasu na taką sytuację, dlatego teraz przywołała do siebie jedną ze służących, prosząc ją by przekazano zarówno Sahakowi, jak i Tahirze szaliki, które wcześniej naszykowała. Skoro wyłamali się z ich ustaleń to niech przynajmniej mają na sobie jeden bordowy element, żeby pokazać, kto jest tutaj gospodarzem.

Przy okazji wypatrywała pozostałych członków rodziny, chociaż już poinformowała służącą, że jeśli jeszcze ktoś wybrał inny kolor niż bordo, im także służba ma donieść szaliki. Widziała, że Raisa i Nasir już zmierzali na parkiet taneczny, szczęśliwie ubrani jak należy, w tym samym momencie zauważając Egona. Zwróciła się w jego kierunku, po drodze uśmiechając się do mijanych gości.

- Całkiem nieźle. - skomentowała wygląd brat, łapiąc go po ramię i ciągnąc za sobą. Lawirując między kawałkami rozbitego szkła, krzywiąc się przy tym wyraźnie. Sama opróżniony kieliszek odłożyła na tacę przechodzącego kelnera, nie będąc fanką tego obyczaju. Jeśli już tłuc zastawę stołową to w gniewie i podczas kłótni, a nie podczas przyjęcia.

Niezrażona, głucha na ewentualne protesty Egona, ciągnęła młodzieńca za sobą, zgrabnie lawirując między gęstniejącym tłumem gości. Jeśli myślał, że jej zemsta za poprzednie przewiny ograniczy się do zaproponowaniu mu porządnego stroju to wcale jej nie znał. Dopiero po dłuższej chwili mógł uświadomić sobie, że ciągnie go w stronę członków Rady, ale wtedy było już za późno, szczególnie że Leta trzymała go przy sobie z całych sił, zapewne wbijając mu przy tym paznokcie i znacząc półksiężycami jego skóry, wszystkimi sposobami zatrzymując go przy sobie. - Zachowuj się i uśmiechaj, ja będę mówić. - uprzedziła jeszcze brata szeptem, zanim w końcu stanęli u celu jej szarży.

- Leticia Torres i Egon Cadieux, członkowie rodu Scaletta i współorganizatorzy balu. - przedstawiła się do członkom Rady stojących najbliżej - Selenie, Louisowi, Marcusowi i Elisabeth, stając przed nimi i dygając delikatnie. - Bardzo miło nam, że członkowie Rady zaczcili nas swoją obecnością. Może uczynilibyście nam jeszcze ten honor i zatańczyli z nami, na znak waszego patronatu jaki objęliście to przyjęcie. Byłby to doprawdy znaczący gest. - dodała uśmiechając się uprzejmie, całkowicie niezrażona obecnością tak ważnych osobistości. W dodatku już puszczając Egona i wyciągając rękę w stronę Marcusa, prosząc go do tańca, mimo że obyczaj proponował na odwrót. Jeśli ten miał odmówić, bez chwili zwłoki planowała odwrócić się w stronę Louisa. Miała też nadzieję, że brat, którego w końcu uwolniła ze swego żelaznego uścisku, pójdzie w jej ślady, zamiast wiać gdzie pieprz rośnie.

@Egon Cadieux mówię do ciebie i ciągam cię za sobą
@Selena, @Louis Moreau, @Marcus Wijsheid i @Elisabeth Riche mówimy do was

Cerise Dracula

Cerise Dracula
Liczba postów : 150
Cerise omal nie przyszła na bal w sukience, która żywo przypominała worek dla ziemniaków. To ona wypadła z szafy jako pierwsza rzecz, nie będąca spodniami, gdy szukała czegoś odpowiedniego. Brak urazu estetycznego przybyli zawdzięczali Constanzie, która namówiła Cerise na inny strój. Wprawdzie wampirzyca na tle innych, wystrojonych pań prezentowała się nieco blado - i to nie tylko z powodu wampirzej bladości - ale ciemna, długa suknia o prostym kroju była mniej więcej odpowiednia do okazji. Duże dekolty czy wycięcia nie pasowały Cerise niemal podobnie, jak Constanzie, spódnica sięgała więc do ziemi, dekolt był niewielki, a nagie ramiona osłaniała ciemna chusta.
Sama nie była pewna, jak się tutaj znalazła. Nie była duszą towarzystwa, nie odnajdywała się najlepiej w tłumie i bale nigdy - nawet w XIX wieku, gdy stanowiły jedną z głównych rozrywek, wszak nie było wtedy Netflixa - nie były czymś, za czym by przepadała. Wydarzenie było jednak na tyle ważne, że oderwało ją od książek i komputera, nawet jeżeli planowała umknąć przed północą, a w torebce, tak na wszelki wypadek, miała czytnik.
Nie to, że powątpiewała w umiejętności organizacyjne Scalettów. Raczej w swoje własne zdolności towarzyskie.
Niewątpliwym plusem był fakt, że nie wchodziła na bal sama. Zamykała pochód gromady Draculów i wędrując czerwonym dywanem, a potem przez świetlistą, ociekającą blichtrem posiadłość, zastanawiała się, czy wyglądają jak wampirza mafia, czy może jak gromada kaczuszek, podążająca za kaczą mamą. (I tatą, chociaż o ile patrzenie na Constanzę jako na matkę nie dostarczało jej problemów, o tyle Silvana w roli taty nie mogła jakoś postrzegać, nawet jeżeli wędrowała tuż za dwójką jego dzieci. Nawet jeżeli wyłapała jego dyskretne spojrzenia w ich kierunku - może upewniał się, że Ida i Maurice nie spróbują się pozabijać?)
Porwała kieliszek z szampanem, a potem uśmiechnęła się mimowolnie, spoglądając ku Sahakowi - może tylko do siebie, a może ku kobietom, które stały po obu jego stronach i tak bardzo tu pasowały. Spełniła toast, choć gdy wszyscy zaczęli roztrzaskiwać szkło, sama rzuciła nim jako jedna z ostatnich - w pierwszej chwili od nie pojęła, że powinna iść w ślady gospodarza, w kolejnej zaś westchnęła w duchu, że właściwie to szkoda ładnej zastawy. Cóż jednak poradzić, to była sytuacja, gdy lepiej być konformistką.

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice uwielbiał bale. Były to dla niego idealne okazje, aby pobrylować towarzysko, dowiedzieć się nowości w społeczności wampirów (które na dłuższą metę go nie interesowały, ale lubił wiedzieć) i żeby się napić. Ale co najważniejsze, wręcz kochał proces przygotowania. Wyciągnął z szafy garnitur Dolce & Gabbana, a włosy wyprostował susząc je i ułożył do tyłu. Zegarek oczywiście pasował do złotej ozdoby na marynarce, wszystko musiało być tip top. W świecie Maurycego nie było miejsca na nieudane zlecenie, czy też fatalny outfit. Po prostu tego by nie zdzierżył. Był w stanie pogodzić się z faktem, że spotykali się całą paczką, w tym z Idą na miejscu, ale gdyby nie wyglądał jak milion dolarów przed opodatkowaniem, to by się czosnkiem wysmarował.

Używając prywatnego sportowego auta, dojechał pod siedzibę rodu Scalleta, który wyglądał lepiej od tego co mieli Draculowie. Przecież ten złoty kloc zakrawał o pomstę do nieba. Maurice lubił blichtr, ale nawet w tym miał umiar. Powoli się nawet przekonywał do współczesnej architektury, o czym świadczyło jego biuro. Nie mógł ciągle żyć przeszłością i pałacykami. A najbardziej to mu się marzył domek w Alpach. Tam to by się zamknął na rok i miał spokój od wszystkich. Jednakże, potrzeba adrenaliny zawsze wygrywała, więc siedział w Paryżu z całą rodziną. Razem jako grupa weszli do posiadłości. Akurat tak się ułożyli, że szedł koło Idy, tuż za rodzicami, a za nimi Cerise. Oddałby rękę, żeby kobiety wymieniły się pozycjami, ale blondynka najwidoczniej uczepiła się go niczym jakiś paskudny rzep. Trochę się jej nie dziwił, w końcu kto by nie chciał pogrzać się w blasku jego niesamowicie czarującej prezencji. Tylko się przeliczyła, bo nie wymienił z nią ani słowa. Uważał, że zrobili piękne wejście dla części rodziny Dracula. Razem, zjednoczeni. Trochę przypominało to „Ojca Chrzestnego”, ale w tym przypadku to raczej Matkę, skoro to Renata była w pewien sposób głową tego klanu. Może i Cerise nie była niczyim dzieckiem, ale traktowali ją jak swoją. Nawet Maurice darzył ją ograniczoną sympatią. Wynikało to z zaufania zawodowego, ponieważ kobieta była niekwestionowanym specem, w tym co robiła.  Po wejściu to wpadł w szok wysokiego stopnia. Brokat, kwiaty, tu mu ktoś zdjął płaszcz. Na bogato było, ale zaniepokoiły go kobiety w właśnie z tym całym brokatem. Ominął je jak największym łukiem, aby nie ubrudziły mu garnituru, który kosztował majątek. Nie wziął od nich trunków, ponieważ wyczuł woń truskawek, a w końcu nie chciał zacząć się dusić. Miał wrażenie, że przez to, że urodził się jako wampir, automatycznie miał więcej schorzeń, jak i ‘’zalet”. Ale było ich na tyle mało, że nie miał zbytnio z kim porównać tych spostrzeżeń.

Już wewnątrz sali, Sahak rozbił szkło i uraczył ich dość krótką przemową. Wraz z resztą, potłukł kieliszek, a potem zaczął się rozglądać. Okazało się, że Ida wciąż koło niego stała. A czuł nieodpartą potrzebę do podzielenia się swoimi spostrzeżeniami, więc odezwał się do niej.
- Widzisz Radę? Tacy tajemniczy, wyglądają jak sekciarze z Ameryki. Brakuje im tylko krzyża i incestu. – Szepnął jej na ucho, a że było tak głośno wokół nich, to nikt inny nie usłyszał. Akurat wtedy zajęto się sprzątaniem rozlanego alkoholu, jak i zbitego szkła, więc zrobiło się lekkie zamieszanie. – Chcesz szampana? Bo idę. – Spytał również, bo kultura wymagała zaproponowania trunku. Oczywiście, miał swoją typową zblazowaną minę, której by się nie wstydził pierwszorzędny socjopata. Maurice nie umiał jej odpuścić, wolał to od sztucznych uśmiechów, a już szczególnie od jego naturalnych odruchów na szczęście. Nawet on, Pan perfekcja, miał jedną rzecz w sobie, której nie lubił. Tylko kluczem do szczęścia było nie przyznawanie się do tego.

@Ida Antonina Olszewska

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Jeśli dobrze zauważyła, Marcus został gdzieś w tyle, zatrzymany przez innych. Nie miała złudzeń, że nie będzie rozchwytywany do tańca, zresztą w sumie patrząc obiektywnie, każdy będzie rozchwytywany. Sama nie miała nic przeciwko, żeby sobie potańczyć przynajmniej z raz czy dwa. Najpierw jednak istniały ważniejsze sprawy, jak przynajmniej minimalne wyjaśnienie tematu z Weiem. Nie można było powiedzieć, że nie było jej przykro, gdy nie odpisał. Za pierwszym razem uznała, że może przeoczył. Za drugim, że miał za dużo pracy. Za trzecim? Za trzecim, że zwyczajnie nie ma ochoty na korespondencję, więc kolejnego listu już po prostu nie było. Ale czy to znaczyło, że teraz i tutaj miała się niepotrzebnie obrażać? No oczywiście, że nie.
Bal był doskonałym miejscem, by zapomnieć o wszystkim, co trapiło i przygniatało barki. Chwila relaksu pośród mroków tajemniczego Paryża. Pogładzenie po plecach skwitowała lekkim uśmiechem, oferując odrobinę mocniejszy uścisk, zanim w końcu się odsunęła. Co było zdecydowanie związane z dźgnięciem czyjegoś wachlarza.
- Heej! Wypraszam sobie. Nie da się kogoś udusić ze szczęścia. - obruszyła się lekko, ale bardziej w sposób humorystyczny, jeśli patrzyć na iskierki radości widoczne na twarzy. Wiedziała doskonale, że nie było to coś, czego się po niej spodziewali. Przecież przez 90% czasu zachowywała się jak przykładna Chinka... Którą w pełni nie była, o czym wszyscy zdawali się zapominać. Wyjątkowo dzisiaj nie chciała zakładać żadnych masek, stąd brak jakichkolwiek atrybutów, które pomogłyby jej zasłonić twarz. Nawet szal przecież był przezroczysty, o kroju sukni nie wspominając. Nie skojarzyła jednak faktów, że Louis pierwszy raz miał okazję widzieć tatuaże zrobione po obu stronach kręgosłupa.
- I bądź łaskaw mnie nie dźgać, bo mi siniaki nabijesz. - stwierdziła wyjątkowo marudnie, w bardzo, bardzo teatralny sposób. Jasnym więc było, że po prostu się naśmiewa z tego ruchu, a nie jest faktycznie zła. Cała Sel, gdy była w humorze takim jak teraz, mało co było w stanie ją zasmucić.
Prośba Weia była w pewien sposób zrozumiała. Ale czy mogło to zmienić fakt, że po zlekceważeniu korespondencji i tak obcesowej prośbie zrobiło jej się niejako przykro? Traktowała mężczyznę jako przyjaciela, jednak w pełni mogła zrozumieć jego uczucia do Stwórcy. Dlatego zwyczajnie się uśmiechnęła, wciskając żal głęboko w siebie. Przecież noc była długa, o ile coś się nie wydarzy, możliwe, że jeszcze uda jej się wypytać Weia, gdzie się właściwie podziewał.
- Ależ oczywiście. Nie będę wam w takim razie przeszkadzać, drodzy panowie. - w sumie pożałowała, że jednak nie wzięła wachlarza. Idealnym byłoby teraz tajemniczo zasłonić twarz i odejść, ale zostawało jej niestety tylko pomachać im i z lekkim uśmiechem się oddalić. Wszak absolutnie nie wypadało przeszkadzać Stwórcy i jego Dziecku w rozmowie, zwłaszcza, że widać było, że mają sobie wiele do wyjaśnienia.

@Louis Moreau  @Wei Liu

Po drodze udało jej się zdobyć następny kieliszek wina, który powoli sobie wypiła, zastanawiając się, co właściwie teraz zrobić. Po namyśle doszła do wniosku, że skoro wszyscy tańczą, to nie wypada właściwie podpierać ścianę. A że dzisiaj jej nastrój oscylował w myśl "raz się żyje"... Czemu by właściwie nie postąpić tak, jakby jutra miało nie być? Zresztą umówmy się, mogło jak najbardziej nie być.
Brzdęk, brzdęk, brzdęk. Parkiet był już posprzątany, więc zdecydowanie była z tego faktu zadowolona. Mniejsza szansa, że poślizgnie się na czymś i wywinie bardzo malowniczego orła, kompletnie nielicującego z powagą urzędu, który podobnoż piastowała. Akurat teraz zamierzała być zwykłą wampirzycą, która przyszła po prostu się pobawić i zrelaksować, więc i na rękę jej było, że gro osób nawet nie rozpoznawało w niej Radnej. Podeszła więc do Sahaka, skoro cały czas stał w miejscu dla gospodarza, zostawiony zarówno przez swoją córkę, jak i wilkołaczycę. Posłała wampirowi szeroki uśmiech, poprawiając szal i odkładając pusty już kieliszek na tacę przechodzącego kelnera.
- Zrobisz mi tę przyjemność i ze mną zatańczysz? - spytała wprost, nie bawiąc się w żadne podchody. A żeby ceremonii stało się za dość, uniosła jeden brzeg sukni z eleganckim dygnięciem, wyciągając drugą dłoń w stronę Sahaka.

@Sahak Darbinyan

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Jeszcze kilka dekad temu całkiem chętnie brylował na tego typu przyjęciach. Zawsze lubił pojawiać się tam, gdzie ktoś się bawił, aczkolwiek nie można go było nazwać snobem. Równie dobrze bawił się na wystawnych balach, jak również w przydrożnym pubie z kilkoma facetami jeżdżącymi na motorach. Ważne żeby się działo, ważne żeby było wesoło. Jemu ostatnio do śmiechu akurat nie było. Ponowne spotkanie z Flore przywołało lawinę nieprzyjemnych wspomnień, które całkiem skutecznie zdążył już wyprzeć. Ciągnęły się teraz za nim nawiedzając go nie tylko w snach, lecz również na jawie. Coraz częściej łapał się, a raczej był łapany, na tym, że nie potrafił się skupić. Odpływał myślami. Czasami ni stąd ni zowąd ponownie czuł zapach przypalanej skóry, a dawne blizny znów zaczynały mu się naprzykrzać. Co gorsza, za każdym razem gdy spoglądał w lustro widział twarz swojego brata, a nie swoją. Zupełnie jak przez pierwsze dekady po tym feralnym wieczorze. Wszystkie stare rany zostały rozdrapane, jego nowe, beztroskie życie się skończyło.
Nie miał ochoty na takie sztywne zabawy. O wiele chętniej spuściłby parę w jakimś barze z daleka od miasta. Tam, gdzie nikt go nie zna i może mieć na wszystko wywalone. Niestety najmując się do ochrony w jednej z popularnych, paryskich watah, miał też pewne obowiązki. Teraz znów pluł sobie w brodę, że zamiast dalej prowadzić swoje magnackie zwyczaje postanowił wywrócić sobie życie do góry nogami i zobaczyć jak to jest startować od zera. Niemniej nie zamierzał rozczarować. Ubrany w jeden ze swoich lepszych smokingów pojawił się w drzwiach wejściowych zaledwie minutę spóźniony. Oczywiście gdyby ktoś to zauważył, zrzuci to na któregoś z waletów. Nie zamierzał się oszczędzać, więc z jednej z tac od razu zwinął dwie lampki z szampanem wypijając je jedna za drugą. Cały wystrój wnętrza był wybitnie nie jego stylu. Nie był wielkim fanem wszechobecnych róż. Za bardzo pasowało mu to do wampirów, ale cóż... Jakby nie patrzeć oni chyba bardziej lubowali się w tych przyjęciach.
Skoro już o nich mowa, wypatrzył w tłumie Flore. Wraz z jej... kochankiem? Nie miał innego wyjścia jak zasięgnąć języka wśród kilku znajomych o tym jak jej się wiodło. Nie dowiedział się wiele. Jedynie tyle, że ma dziecko z innym wampirem, z którym teraz mieszka. Więcej nie potrzebował. Jasnym było, że ona również ruszyła ze swoim życiem naprzód, a oni nigdy nie powinni się spotkać. Po tych ponad dwóch wiekach nie byli już tymi samymi osobami. Jednak widok niej z jakimś wampirem... Nie działał na niego najlepiej. Może była to zazdrość, a może wilcza natura. Pewnie mieszanka obu. Wiedział jedno, musiał się czymś zająć zanim straci panowanie. Dlatego przechodząc niedaleko nawiązał z nią kontakt wzrokowy jedynie delikatnie skinąwszy głową na powitanie.
Jego prawdziwym celem była wampirzyca, którą wypatrzył chwilę później. Stara-nowa znajoma, która jak zwykle wyglądała niezwykle zjawiskowo. Na tyle zjawiskowo by skutecznie zaprzątnąć mu głowę. Zgodnie ze swoim charakterem zupełnie nie peszył się obecnością wielu członków rady, a nawet swojego nowego alfy. Ukłonił im się tylko na powitanie z wdziękiem, którego pomimo gabarytów, można mu było zazdrościć. Obchodząc Liz od tyłu nachylił się przez ramię by szepnąć jej do ucha, chociaż brał pod uwagę to, że nawet w takiej sytuacji, niektórzy go usłyszą.
- Pięknie wyglądasz Elisabeth. - obszedł ją od boku i nie robiąc sobie nic z tego, że chyba ktoś właśnie miał prosić ją do tańca, sam zrobił to samo wyciągając do niej swoją dłoń - Pozwolisz zaciągnąć się na parkiet? - uśmiechnął się do niej szarmancko nie spuszczając z niej wzroku.

@Flore Cerise Witam się z panią Wink
@Elisabeth Riche a panią proszę do tańca ^^

Sponsored content


Strona 2 z 11 Previous  1, 2, 3, ... 9, 10, 11  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach