Sala balowa - balkon B

+2
Elisabeth Riche
Marr
6 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Improwizowane przesłuchania to jedna ze specjalności Marr, szczególnie w zupełnie do tego nieprzystosowanej piwnicy, w czasie gdy służący rodu Scaletta i tak byli zabiegani w związku z jakimś balem. Nie żeby to jej specjalnie przeszkadzało, w końcu dobranie się do krwi delikwenta trwało raptem chwilę, a reszta odpowiedzi przyszła sama... po kilku godzinach. Nudne to jak flaki z olejem lub wiec polityczny, nieistotne w kontekście zabawy, więc przechodząc do podsumowania: skończyła w sam raz po rozpoczęciu przyjęcia i szczęśliwie dla siebie, pominęła mowę przewodnią zastępcy gospodarza.
- Wynieście to ścierwo tyłem, bo jeszcze zgorszy któregoś nadwrażliwego elegancika - poleciła i zaraz posłała powiadomienie swojemu asystentowi, który zapewne usnął ze znużenia lub  znalazł sobie jakieś inne, twórcze zajęcie z którąś z obecnych tutaj niewiast. Resztę przyjemności z tym panem dokończy już na własnym podwórku.
Dopiero przy wyjściu jeden z pracowników ją zaczepił, pytając czy ma podstawić jej auto, plus wyuczona formułka z pierdoleniem o smutku i przedwczesnym wyjściu. No tak, w końcu będąc na polowaniu zawsze miała status: dzwonić tylko w nagłych przypadkach - a przyjęć do nich nie zaliczała, choćby i z samym papieżem. Przynajmniej miała wymówkę, dlaczego ponownie nie włożyła sukni, tylko strój roboczy - minus hełm, plus drobny, składany komputerek na lewym przedramieniu. Do tego, o ile krew z twarzy i rąk pospiesznie zmyła, tak jej przyschnięte pozostałości nadal pozostawały tu i ówdzie. Cóż, ktoś musiał robić Radzie czarny PR. Przynajmniej chłopak nie zaproponował stosownego odzienia zastępczego; a raczej próbował, jednak nie ośmielił się dokończyć zdania, nie po niekoniecznie uroczym spojrzeniu które mu posłała.

Śmietanka towarzyska, uściski dłoni, czułe słówka gdy patrzysz i obrabianie tyłka zaraz po oddaleniu się - to tylko kilka z nieco dłuższej listy powodów, dla których nie trawiła takich przyjęć. Z tego tytułu nawet nie kłopotała się z witaniem z absolutnie każdym; gdzie wspólnota lub wymóg poprowadzenia wspólnego przedsięwzięcia tam i kontakt mimowolnie zostanie nawiązany. Zwyczajnie rzuciła okiem na obecne tam towarzystwo, szukając konkretnej duszyczki, a że ta nie wpadła w oko za pierwszym razem, od razu rozpoczęła poszukiwania w pobliskich pomieszczeniach. Na szczęście balkon B miał to czego potrzebowała.
Czas trwania całej operacji? Poniżej minuty.
- Mam nadzieję, że bawisz się lepiej niż ja - odezwała się do Elizabeth, jak przystało na Panią Marudę, Niszczycielkę Dobrej Zabawy, Pogromczynię Uśmiechów Strażników Etykiety. Jednocześnie nie zamierzała dać jej okazji do natychmiastowej reprymendy związanej z... całokształtem jej bytności tutaj?
- Obił mi się o uszy fakt, że znasz świetnego speca od obrazu. Tak się złożyło, że weszłam w posiadanie uroczego nagrania z działalności naszego nowego pupila Hannibala, i potrzebuję kogoś do wnikliwszej analizy - od razu przeszła do rzeczy, jak przystało na osobę task-oriented. W końcu tak słodka i urocza Pani Radna nie odmówi pomocy równie słodkiemu cukiereczkowi, prawda? Jeśli nie z roboczej kurtuazji to... innego powodu, o którym otwarcie Marr nigdy nie raczyła rozmawiać. - Na teraz, póki noc jest jeszcze młoda oraz mam Łowcę wymagającego testu - dodała i w jej oczku pojawił się ten charakterystyczny błysk. Sama wspominka egzaminu wystarczała do poczucia się młodszą o kilkaset lat.

@Elisabeth Riche
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Cieszyło ją w głębi duchu, że młodociany postanowił jednak zrezygnować z jej osoby i skupić się na kimś innym. Nie przepadała za tymi, którzy byli w gorącej wodzie kąpani. Po młodym wampirze było to widać z daleka. A do tego ten jego komentarz. Mimowolnie przewróciła oczętami gdy znikli jej z radaru i szła już jedynie z Garlandem przez salę. Czysta hipokryzja. Mieć złość o to, że ktoś się wbił z propozycją tańca by później odrzucić jej propozycję wyjścia z tej dziwacznej sytuacji. Jego sprawa. Nie miała zamiaru przejmować się młodocianym podlotkiem. Zerknęła na wilkołaka. Uśmiechnęła się lekko.
- Och Skarbie... Ile to już czasu uganiasz się za moim skromnym tyłeczkiem? Widzę, że nadal nie odpuszczasz - zaśmiała się cicho. Oczywiście jej słowa padły między wszelkimi powitaniami. Nie potrzeba było przecież aby inni to słyszeli. To byłą drobna rozmowa jedynie między tą dwójką.
Po zakończeniu oficjalnego obchodu sali balowej z przyjemnością poczuła chłód powietrza na swej skórze. Nie marzła, ale to było przyjemne orzeźwienie. I tak była przecież zimnokrwista. Blondynka wsparła się o balustradę swoimi plecami. Widziała dzięki temu wnętrze, które tuż przed chwilą opuścili.
- Dziękuję ci serdecznie za dotrzymanie mi towarzystwa. Na szczęście tej etykiety na dany moment koniec. Niech sobie tańczą i piją do woli - uśmiechnęła się popijając łyk swojego wina. Zaraz dostrzegła zbliżającą się Marr. Nie zdziwiło ją to, iż jej córka była w "roboczym" stroju. Gdy tylko podeszła ona odbiła się od balustrady i sięgnęła dłonią do włosów córki co by je poprawić. Spojrzała na wilkołaka.
- Garlandzie, to jest Marr, członkini rady i moja pierworodna - przedstawiła z dumą w głosie. Cmoknęła córkę w policzek. - Wojownicza po tatusiu - zaśmiała się lekko. Spojrzała na Marr i skinęła lekko głową ze zrozumieniem. - Kaina znajdziesz  w budynku Rady skarbie. Wiesz, w którym miejscu są moi ludzie - puściła jej oczko. - Mam nadzieję, że nim noc się skończy powrócisz i zaszczycisz mnie chociaż wspólnym wypiciem kieliszka. Jak nie, to dorwę cię w domu - uśmiechnęła się pociesznie do swojej córki. - Mimo wszystko z przyjemnością zobaczyłabym cię w czymś... Bardziej odpowiednim do sytuacji. Miałam nawet sukienkę dla ciebie zamówioną. Idealnie by do ciebie pasowała. - zrobiła smutną minką.

@Marr
@Garland Cerise
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
- Skromnym? - kiedy szli już w stronę balkonu całkiem bezpruderyjnie wychylił się do tyłu by rzeczywiście ocenić ten jej "skromny" tyłeczek - Jak na moje wcale taki skromny nie jest. - wyszczerzył się wracając wzrokiem do jej oczu i swobodnie wychodząc razem z nią na świeże powietrze - Będzie już z dekadę, a ja jestem całkiem cierpliwy, jak na wilkołaka. Mogę poczekać. - puścił jej oczko usadawiając się wygodnie na balustradzie obok niej.
Rzeczywiście dobrze było odetchnąć chłodniejszym powietrzem, nie obciążonym dość ciężkim zapachem wszechobecnych róż. Może wampiry nie miały tak dobrze rozwiniętych zmysłów, jak wilkołaki i im to nie przeszkadzało, aczkolwiek dla niego zaczynało się już tego robić za dużo. Jeszcze pomieszane z perfumami dziesiątek zebranych? Z czasem coraz ciężej było się skupić. Tym bardziej, że dodatkowo rozpraszała go jeszcze obecność Flore, aczkolwiek stojąca obok niego Elisabeth bardzo skutecznie zaprzątała jego myśli. Nietaktem byłoby nie oddanie jej całej swojej uwagi.
- Do usług Lis. Potrafię być całkiem grzeczny, ale tylko od czasu do czasu. - zaśmiał się cicho upijając łyk swojego drinka, który nieco wcześniej zabrał z którejś srebrnej tacy.
Nie zauważył nawet obecności drugiej wampirzycy, dopóki ta sama się nie odezwała. Nie można powiedzieć by wyglądał na przestraszonego, bardziej na zdziwionego. Chociaż wiedział, że nie był jakoś wielce percepcyjny. Natomiast gdy już ich sobie przedstawiono szczęka nieco mu opadła. Rozmawiali na wiele tematów, jednak nigdy jakoś nie wyszedł fakt że ma córkę. Nie powinien go też dziwić fakt, że nie wyglądała na starszą od własnej latorośli, a jednak za każdym razem łapał się na tym, że było to dla niego w pewien sposób nienaturalne. Byłaby klapa gdyby teraz zaczął podrywać córkę, skoro do tej pory zainteresowany był matką, prawda? Chociaż Marr nie zdawała się tak... Uprzejma jak jej rodzicielka.
- Cześć, Garland. - pomachał jej tylko z bezpiecznej odległości z ciepłym uśmiechem.
Jej ubiór sugerował, że tego typu bale nie były dla niej, a zaschnięta gdzieniegdzie krew sugerowała, że dobrze się przed tym wszystkim bawiła, więc nie miał zamiaru wchodzić w ich prywatne konwersacje. Nawet jeśli nie próbował, usłyszał coś o tym całym zabójcy, który grasuje w Paryżu lecz osobiście nie uważał go za swoje zmartwienie. Takie zadania zdecydowanie wolał pozostawić Lis i radzie. Na razie zajmował się sam sobą a właściwie oglądaniem tej zgrai pozorantów, którzy właśnie lawirowali w tańcu. Jak dobrze, że nie postanowił do nich dołączyć w nadchodzących dekadach.

@Elisabeth Riche
@Marr

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Dlaczego matka podczas flirtu stanowiła widok, który wcale jej nie zadziwiał? Ach, no tak! Co prawa łączyły ich więzy krwi, jednak charaktery miały równie odmienne co wygląd. Ona była uosobieniem francuskiej elegancji, delikatności, pozornej lekkości ducha... niczym róża, która skrywała swe kolce pod delikatnymi płatkami. Marr z kolei znacznie więcej odziedziczyła po ojcu, co miało swe odbicie w iście amazońskiej sylwetce i idącej za nią brutalności. Były niczym Yin-Yang, w proporcjach dziewięć do jednego; i rzadko kiedy ujawniając tę mniejszą wartość światu.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparła, choć jej głos był raczej oschły, lub jak kto woli, neutralny. Zwyczajnie wyrecytowała formułkę, tak aby mamusi nie było przykro, że jest potencjalnie niemiła dla jej znajomej duszy. Do pewnego stopnia uznajmy to za jej odpowiednik pomachania z bezpiecznej odległości.
- Wiesz, że nigdy nie piję w pracy. Ktoś musi was później odebrać z komisariatu oraz odstawić do domów - odparła jak gdyby nigdy nic, niewzruszona czułością Elisabeth, i jedynie skinowszy na wzmiankę o Kainie. Oby jego rytm dobowy powrócił do normy, w przeciwnym razie  będzie znowu niepocieszony kolejnym telefonem. Z drugiej strony zawsze bawiły ją jego przekleństwa i późniejsza szybka refleksja, do kogo je kieruje. Dla swoich - nawet jeśli pożyczonych - ludzi miała większą tolerancję na niektóre dziwactwa; poza tym był ekspertem w swojej dziedzinie, i tak jak medykom na wojnie, pewne rzeczy po prostu się wybaczało.
Poza tym dawał jej pretekst na praktykę suchego humorku, dokładnie takiego jaki zaprezentowała przed chwilą.
- Na nic mi suknia, jeśli nie dobiorę do nich odpowiednich obcasów. Z kolei te ostatnio miałam na nogach... za świętej pamięci Franciszka Ferdynanda - powiedziała i jej wzrok na moment wylądował na wilkołaku. Niektórzy nie tolerowali symboli religijnych oraz same święte słówka drażniły ich aż za bardzo, więc chciała wykluczyć tę ewentualność na przyszłość. - I wątpię by pasowały kształtem lub kolorem do tego co mi zafundowałaś - dodała, z udawanym smutkiem na twarzy. Naprawdę by chciała wyglądać elegancko ale jak widać cały świat zmówił się przeciwko tej idei, jaka szkoda!
- Ale chyba przeszkodziłam wam w pogawędce - ostatnie słowo wypowiedziała z wręcz przesadnie francuskim akcentem. - Możecie udawać, że mnie tutaj nie ma - dopowiedziała i jak gdyby nigdy nic zabrała się za klikanie w swój maleńki komputerek. Biedny Kain, jego poświęcenie zostanie odnotowane, choć wpierw wysłała mu załącznik z opisem a dopiero później zaczęła dobijać się do komunikatora. Jednocześnie rozłączyła się zaraz po odebraniu, co by nie wprowadzać łaciny podwórkowej na salony.
- Swoją droga, spodziewałam się, że weźmiesz na celownik kogoś wyższego - miała szczerą nadzieję, że weszła albo Liz albo Garlandowi w zdanie, w ramach rewanżu za tego całusa w polik. To, że facet był od niej wyższy o jakieś 10 cm to osobna sprawa. - Choć pośladki wyglądają na dobrze wymodelowane - bonusowa uszczypliwość lub komplement dla wilkołaka w nieco bardziej barbarzyńskiej otoczce? Niechaj sami zainteresowani wybiorą to co jest bliższe prawdzie z ich perspektywy. Marr, stworzenie próbujące adaptować się do sytuacji, jedynie podążyło tropem ich rozmowy, która fragmentarycznie wpadła do jej uszka.
A po tym jak gdyby nigdy nic udawała wróciła do stukania w klawiaturkę...

@Elisabeth Riche
@Garland Cerise
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635

Fakt faktem... Flirtować potrafiła. Ona jedynie nie uczęszczała na żadnego typu randki czy też inne, bardziej intymne spotkania z kimkolwiek. Porównanie jej do różyczki było wręcz czymś idealnym. Ot bardzo dobrze skrywała swoje kolce. Nie dało się również ukryć odmienności ich charakterów i usposobienia. Sam Garland już to poczuł na samym przywitaniu się owej dwójki. Niby raptem kilka sekund, a jak bardzo było widać ową różnicę. Blondynka lekko się zaśmiała.
- Oh skarbie.... Czyżbyś się o mnie martwiła? - Puściła oczko do swojej córeczki.
Co do Keina to i sama Elisabeth była wielce wyrozumiała. Mocno ceniła sobie jego pracę oraz wszelkie umiejętności jakie posiadał. Był niezwykle zdolny. Niestety troszkę z niego nerwusek. O tyle plus był taki, że on nie przechodził w rękoczyny a jedynie głośno wypowiadał swoje zdanie. Może nie zawsze w sposób, który by popierała, aczkolwiek nie była zła za używanie wulgaryzmów różnej maść. Uwielbiała zaś spoglądać na jego wieczne zakłopotanie po dwóch takich zdaniach. Jego mina była bezcenna. Pomimo, iż pracował dla niej od kilku lat to zawsze tak samo się to kończyło. Jego burakiem na twarzy i mamrotaniem pod nosem, jej perlistym śmiechem i poklepaniem go po ramieniu.
Elisabeth uniosła kącik ust do góry w charakterystyczny, cwanym uśmieszku. Zmrużyła przy tym delikatnie swoje oczka.
- Myślisz, że nie zadbałabym o każdy detal dla ciebie kochanie? - udała urażoną. - Oczywiście, że wybrałam dla siebie również odpowiednie buty, na płaskim obcasie, z antypoślizgową podeszwą. Skórzane, ale wyścielane aksamitem wewnątrz, by nie przyklejały się do nagich stópek. Bez zbędnej biżuterii, z długim, rozszerzającym się rękawem, abyś miała miejsce oraz zwiewna, do kolan by nie ograniczała twoich ruchów sukienka. Masz cudne nogi moja droga, które wiecznie ukrywasz pod tą zbroją. - Skrzyżowała swoje ręce pod piersiami tupając przy tym lekko nóżką na znak dezaprobaty za kogo to ją córeczka wzięła. Jak miałaby nie zadbać w pełni o swoją pierworodną i jedyną córeczkę? A pfff... Parsknęła zaraz jak usłyszała kolejne słowa Marr.
- Jestem za stara na takie zabawy Marr i dobrze o tym wiesz - wywróciła oczami teatralnie. Jak mogła ja w ogóle posądzać o takie rzeczy. Przecież doskonale wiedziała, że od czasów jej ojca była zwyczajnym samotnikiem w tych kwestiach. - Wzrost nie gra roli, a jego pośladków nie sprawdzałam ich organoleptycznie - parsknęła cicho. To nie tak, że zapomniała, iż obiekt ich rozmowy stał tuż obok. Lisek po prostu się tym nie przejmowała. Nie odczuwała potrzeby ukrywania tego przed nim i potajemnego szturchania córki, iż nie powinna tak mówić przy nim. Wszyscy byli dorośli, a to, że gdzieś tam mógł ktoś się poczuć niezręcznie... No trudno się mówi.

@Garland Cerise
@Marr
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Z tego, co zdążył zauważyć, jej córka musiała zdecydowanie odziedziczyć więcej po ojcu. Jakby to powiedzieć... Zdawała się być bardziej pragmatyczna od swojej mamusi. Chociaż z tego, co zdążył zauważyć, miały dość dobrą dynamikę. On sam tego nie doświadczył, aczkolwiek z logicznego punktu widzenia kilka wieków to wystarczająco dużo czasu by rodzinne więzi zostały zamiecione pod dywan, a zostały zastąpione czymś zupełnie innym, opartym na zgoła innych emocjach. Ta dwójka raczej zdążyła już zakopać wszelakie konflikty i utrzymać zdrową relację. Zabawnie było przyglądać się im z boku jako niezależny obserwator. Lis do tej pory nie mówiła mu zbyt wiele o swojej rodzinie. Na pewno nie wspominała o córce ani... byłym mężu? Nie życząc nikomu źle, taką miał nadzieję. Chyba nie pozwoliłaby mu się tak podrywać gdyby w tym obrazku był jeszcze jakiś kochający wampir, który wróci z dalekiej podróży i urwie mu łeb za gapienie się na jej tyłek, na czym znów się złapał, kiedy ta akurat tłumaczyła córce jakieś detale odnośnie kreacji, którą dla niej przygotowała. Była mowa o jej zgrabnych nogach, więc Garland całkiem posłusznie przyjrzał się tym odzianym w "strój roboczy" częściom ciała i tak, musiał przyznać Lis rację. Jej córka była bardzo niczego sobie.
- I nie omieszkałaś mnie o tym poinformować, tylko wodzisz za nos od dekady? - pokręcił głową cmokając językiem - Czyli w grę wchodzą tylko Holendrzy i Skandynawowie? - odbił się od barierki wyglądając na Marr zza Lis patrząc na nią pytająco z rozbawionym uśmiechem.
Nie miał zamiaru obrażać się za jakąś drobną uszczypliwość względem swojego wzrostu. W ogóle nie odczytał tego w tym kontekście. Dla niego była to bardziej cenna informacja, którą miał zamiar wykorzystać w kolejnych rozmowach z Elisabeth. Jej córka może być tutaj nieocenioną skarbnicą wiedzy, więc nic dziwnego, że posyłał jej właśnie dość chytry i tajemniczy uśmiech. Poszczęściło mu się. Móc spędzić wieczór z dwiema tak pięknymi kobietami? Przestał już żałować, że zdecydował się tutaj pojawić. Chyba powinien wręcz postawić Marcusowi za to kolejnego drinka.
- Bynajmniej nie dlatego, że tego nie proponowałem. - sprostował wypowiedź Lis z rozbrajającym uśmiechem numer trzy - Jeśli któraś z was chce sprawdzić to się nie krępujcie. - puścił zbiorowe oczko do obu wampirzyc za chwilę dopijając swojego drinka.
Skoro nie działały tradycyjne metody, może powinien spróbować wzbudzić w Lis zazdrość? To też była jakaś technika, tylko... Miał przeczucie, że podrywanie jej córki może go podwójnie ugryźć w tyłek. Po razie od każdej z nich.
Ostrożnie Garland, ostrożnie...

@Elisabeth Riche
@Marr

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Rozmawianie o pośladkach, idealnie na nadejście świętojebliwego Świętego. Sahaka nieco bawiło określenie, które do niego przylgnęło przez lata, głównie przez spokojną, wyważoną prezencję dyplomaty oraz jego głos, nieco wyższy niż można było się spodziewać, o bardzo przyjemnej nutce oraz wyraźnym bliskowschodnim akcencie z niespotykaną melodyjną nutką armeńskiego pochodzenia.
Szanowne Radne — przywitał się ojciec Sahak, będący dyplomatą rodu skojarzonym na kontakt z Radą znający przynajmniej twarze i imiona zastałych kobiet, stając jednak nieco bliżej Elizabeth i jej pary, niż kobiety w zbroi. Nie dlatego, że obawiał się kobiety, ale wyczuł krew, jego ślinianki zareagowały. Właśnie dlatego na głównej sali nie było krwi. Niektórzy mieli… problemy z zachowaniem trzeźwości umysłu, gdy wyczuwali krew.
Byłoby nieprzyzwoite, gdyby rzucił się na radną, ponieważ nie umyła dokładnie buzi. Zmierzył za to Marr wzrokiem, wyraźnie było widać ruch jego oczu od stóp do głów, ale twarz nie wyraziła ani dezaprobaty, ani akceptacji. Ciężkie powieki i głęboko osadzone oczy mężczyzny, wraz z nieco arogancko wygiętymi ustami, nadawały jego neutralnej twarzy bardzo znudzonego wyrazu zblazownia.
Ojciec Sahak Darbinyan, jak się okazuje, gospodarz — powiedział do Garlanda, przedstawiając mu się. Jego córka, Tahira, pewnie wiedziałaby kto to, zajmując się dyplomacją z łakami, on jednak nie orientował się szczególnie ani w ich hierarchiach, ani osobnikach. Nieszczególnie zwracał uwagę na tę część ich społeczności, do tego była młodsza Darbinyanka. Nawet jeśli spotykali się gdzieś już na wcześniejszych balach, Sahak nie miał zbyt dobrej pamięci do twarzy.
Zamiast wyciągnąć jednak rękę w stronę kogokolwiek, przyłożył dłoń do piersi i skłonił się, oczywiście najpierw kobietom, a dopiero później mężczyźnie i to znacznie płycej. Skorzystał z muzułmańskiego powitania kobiet, gdzie przez szacunek do prawa, nie będąc mahram, nie inicjował nawet kontaktu. Oszczędzało to wszystkim zakłopotania.
Czy jest potrzebna jakaś interwencja? — zapytał, wskazując na strój Marr ze szczerym zainteresowaniem. Wyglądało, jakby coś się działo i jako gospodarz, ha, bo Szczęściarz jak zwykle, się nie pojawił (może to jego zamordowano po drodze, oby, good riddance jakby to powiedzieli anglojęzyczni), wolał wiedzieć, jeśli coś się dzieje.

@Elisabeth Riche
@Marr
@Garland Cerise

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
- Pewnie, że tak. Nawet nie wiesz jak wielkiego bałaganu potrafią narobić długowieczni mający ponad setkę na karku, mam tutaj na myśli tych którym odpala się agresor po paru głębszych - odparła natychmiastowo, troszcząc się nie tylko o matkę, ale przedstawicieli obydwu ras! Nawet jeśli wspomniana część stanowiłaby 10% tutaj obecnych, to nadal incydent byłby zbyt wielki by od tak go zakopać pod dywan. Hannibal były przy tym śmierdzącym pupą siusiaczkiem. - A co dopiero starsi i jeszcze bardziej kreatywni... - dodała i na jej usta wpełzł łobuzerski uśmieszek. Wszakże nie każdy skandal musiał oznaczać destrukcję, katalog wykroczeń był przecież długi; i uczestnicząca w nim parka oraz niektórzy gapie na pewno by złamaniem prawa nie wzgardzili.
Może powinna skoczyć po samogon, co by nie czekać z tymi wydarzeniami do trzeciej nad ranem?
- Jeśli faktycznie są cudne, płaski obcas byłby afrontem. Niemniej skoro jesteś o krok do przodu, jaką biżuterię i torebkę do nich dobrałaś? - podniosła stawkę i, przede wszystkim, koszta zabawy; co z tego, że dla nich to nadal grosiaki? I nie, nawet dla Marr brak zbędnej biżuterii wcale nie miał znaku równości z jej kompletną eliminacją. Tak więc, mamuś: kolczyki? Pierścień? Naszyjnik? O zapewne skórzanym dodatku na ramię nie wspominając, ten temat był już dla niej czarną magią.
- Nie sądzę by to miało znaczenie, przynajmniej nie w obecnych realiach, gdy pula genowa jest dużo bardziej przemieszana i łatwiej o wysoki egzemplarz wśród innych nacji - nie zdradziła żadnego sekretu matki, gdyż tego zwyczajnie nie znała. Nawet jeśli miała romans z kimś innym niż jej własny staruszek, to na tym świecie nie istniała nawet namiastka wskazówki w tym temacie. Chroniła tych tajemnic lepiej niż Amerykanie z Area 51.
- Och, droga mateczko! - rzekła i rozłożyła ręce teatralnie, prawie chcąc ją przytulić. Jedyne co ją powstrzymało to nie do końca czysty mundurek, a cudzej sukni szkoda. - Wyglądasz tak młodo, że w trakcie kupna alkoholu spytałabym cię o dokument poświadczający pełnoletność - rzekła i posłała jej całuska na dystans, z pomocą dwóch paluszków przyłożonych do warg.
- Tak długo jak skórę masz gładką niemowlę to ściągaj spodnie. Poniżej połowy masztu, jeśli łaska, choć może zrób to stojąc na barierce aby nie gorszyć innych - i narazić się na fajną fotkę wrzuconą do sieci, jeśli jakiś przechodzień z ulicy albo pracownik będzie wystarczająco szybki i złośliwy zarazem. - Aczkolwiek nie wiem czy Padre na to zezwoli - dodała, spoglądając na zbliżającego się w ich kierunku Sahaka; i świadomie nazywając go Ojcem nie w tym języku co powinna.
Dla czystej formalności odpowiedziała na ukłon skinieniem głową; lekkie uniesienie, delikatne przekręcenie łepka i subtelne zanurkowanie w dół - bardziej ceremonialne od tego typowego dla pracowników biurowych, którzy widzą siebie raz na tydzień.
Może powinna poprosić matkę o bardziej ludzki opis?
- Spadłeś dla monsieur Chanceux'a z nieba. Zaryzykuję stwierdzenie, trafił jak ślepa kura na ziarnko z zastępstwem na poczet poprowadzenia balu. Ewidentnie urodził się pod szczęśliwą gwiazdą... - rzekła podczas swych karkołomnych poczynań związanych z etykietą, psując namiastkę jej oficjalnego charakteru. Co Radny to inny grzech i o ile dziecinność oraz kij w dupie raczej został już zaliczony, tak bezczelność pozostawała jej domeną. O tyle dobrze, że sam szef Scalettów nie słyszał, iż ta śmiała delikatnie nabijać się z jego pseudonimu. Z drugiej strony, kto wie czy ta osoba nie była kimś z obecnej tutaj czwórki? Szanse są niewielkie lecz nigdy zerowe.
- Interwencja? - spytała, z teatralnym zaskoczeniem. - To nic więcej jak szczera spowiedź zbłąkanej owieczki, choć pokuta i postanowienie poprawy jeszcze przed nim. Po prostu wyręczam francuskie służby mundurowe - dodała, a ostatnie plotki o nowym seryjnym mordercy raczej same powinny nasunąć się na myśl. Każdy widz przyzna, kiepski temat na rozmowę; przynajmniej podczas przyjęcia.

@Elisabeth Riche
@Sahak Darbinyan
@Garland Cerise
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635

- Mogę tylko wychwalać w niebiosa jaką ja mam cudowną córkę - teatralnie uniosła swoje dłonie nieco ku górze w chwalebnym geście. - O bogowie, dzięki wam mi za nią, że dba o swoją starą matkę po dziś dzień - powiedziała radośnie. Po chwili opuściła dłonie i delikatnie się zaśmiała lekko przy tym kręcąc głową z rozbawienia. Prawdą było, iż dużo by się mogło wydarzyć, jednak wątpić w matkę i jej możliwości utrzymania się na własnych nogach? No wiecie co?
- Płaski obcas nigdy nie jest afrontem. Przy odpowiednim dobrze i chęci wsparcia twojej potencjalnej mobilności... To doskonały wybór. Co zaś tyczy się torebki... Na złotym łańcuszku, byś mogła przewiesić przez ramię. Wtedy nie ucieknie i nie musisz się nią przejmować. Oczywiście możesz też używać jej jako kopertówki. To by zależało tylko od ciebie - pacnęła ją wskazującym palcem w nosek. - Jako podkreślenie twojej cudnej urody delikatna biżuteria z białego złota z czarnymi diamentami. Nie chciałam aby całokształt kreacji przysłaniał twą cudną urodę. - uśmiechnęła się wielce zadowolona. Nie raz i nie dwa szykowała jej stroje. Domyślała się, że córka i tak zapewne nie założy tego, co dla niej miała. Jednak blondynka zawsze o niej pamiętała i starała się jak mogła. Od dawna jednak nie okazywała już tego, iż gdzieś może wewnętrznie jest jej przykro. Ciężko było stwierdzić, czy gdzieś tam jeszcze znajduje się owy smutek. Nie okazywała tego w żaden sposób, nawet w słowie.
Elisabeth nawet nie skomentowała słów córki na temat puli genowej. Ot machnęła na to przysłowiową łapką. Swoje na ten temat już powiedziała. Parsknęła cicho śmiechem słysząc o dowodzie tożsamości.
- W młodym ciele stary duch. Wypalona jestem jedną, straconą miłością - przyłożyła prawą dłoń w okolice swojego serduszka na to ciche wspomnienie ojca Marr. Zerknęła zaraz na Garlanda. Uśmiechnęła się niewinnie. - Ja za nos nikogo nie wodzę. Nie moja wina, iż uganiasz się za mną. Poza tym... Mój sekrety są ściśle tajne - puściła mu oczko. Paluszkiem pogroziła córce robiąccoś w stylu "nununu".
- Tak publicznie nie wpada skarbie. Jeśli już, to tylko w prywatnych komnatach. Balkon nie jest odpowiednim miejscem do takich ekscesów. Nie chcielibyśmy przecież nikogo zgorszyć - popatrzyła na nią nieco bardziej poważnie. Wtem zaś zwróciła się w kierunku wampira, który właśnie się do nich dołączył. Zmrużyła nieco swoje oczka obserwując go uważnie. Przesunęła się o dwa kroki w kierunku córki mając dzięki temu obu panów na przeciwko siebie. Stanęła tak, by lewym ramieniem zasłaniać Marr. Oficjalnie dygnęła na powitanie odpowiadając tym samym na poczynania Sahaka.
- Niezwykle mnie cieszy, iż został pan mistrzem ceremonii. Niezwykle wielka szkoda, iż właściwy gospodarz nie pojawił się do tej pory na balu. Moja córka ma rację. Spadł ojciec dla szczęśliwca niczym anioł z nieba - uśmiechnęła się niewinnie. Zaraz zaś otwartą dłonią wskazała na Garlanda. - Zapewne panowie się jeszcze nie znają. Ojcze Sahak, Garland jest protektorem w watasze Radnego Marcusa. Garlandzie, ojciec Sahak, członek rodziny Scaletta, dyplomata i wysoko postawiony wampir w rodzie goszczącym nas dzisiaj na swych terenach. - przedstawiła ich sobie wzajemnie delikatnie się uśmiechając. Powróciła wzrokiem do Wampira. Musiała przyznać, iż zrobiło się niezwykle ciekawie.
- Nie musi się pan niczym przejmować. Cała sytuacja jest w pełni opanowana. Nie chciałam z córką zaprzątać niczyjej głowy naszymi skromnymi krokami, jakie prowadzimy w kierunku zapewnienia całkowitego bezpieczeństwa całego naszego sojuszu. To nie noc na zamartwianie się. Dzisiejszej nocy mamy odpowiednio ustawione straże naszych tajemnic. Prawda kochanie? - blondynka spojrzała w tym momencie na swą córkę. Zaraz potem na wilkołaka. - Z tego co wiem z wilkołaczej strony również takie kroki zostały odpowiednio skierowane, aby dzisiejsza noc była spokojna i by pozwolić cieszyć się naszemu sojuszowi w pełnej krasie. - W geście niemego toastu uniosła kieliszek z ostatnim łykiem białego wina ku górze by następnie opróżnić go. Pusty kieliszek pozostał w jej łapkach. Cóż mogła innego zrobić z nim na dany moment. Nie chciała wołać teraz jakiegokolwiek kelnera z sali by sobie wymienić na pełen. Nie zdziwiłaby się jednak, jeśli ktoś by o to zadbał.

@Sahak Darbinyan
@Garland Cerise
@Marr
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Zdecydowanie mógł się zgodzić z Marr. Cholernie się cieszył, że nie jest tutaj w żadnej oficjalnej funkcji ponieważ nie ma nic gorszego niż ogarnianie tego pijanego tałatajstwa. Normalny człowiek sobie coś tam pogada, potańczy i pokrzyczy, ale wampiry i wilkołaki. Tutaj jak nic tej nocy może pójść na noże. Żadne górnolotne słowa, maniery oraz piękne stroje nie oszukają ich natury. Może i mają na tę chwilę zawarty pakt, aczkolwiek są swoimi naturalnymi przeciwieństwami. To musi w końcu wybuchnąć, a on nie chciał być tym, który po tej imprezie będzie musiał wszystko sprzątać. Jak tak zaczął o tym myśleć, to nie był teraz nawet pewien po co tak właściwie oni wszyscy się tutaj zebrali. Wiadomo, że wampiry lubią takie zloty, ale po co im do tego wszystkiego wilkołaki? Nie jego cyrk, nie jego małpy. Tylko przytaknął potwierdzająco głową w stronę kobiety w hołdzie jej pragmatyzmowi.
Można powiedzieć, że ta cała wymiana pomiędzy córką i matką trochę go rozczulała. Zaczynał się już przyzwyczajać do ich dynamiki oraz przede wszystkim do tego, że są spokrewnione, chociaż nie mogłyby się bardziej różnić. Chociaż nawet to nie sprawiło, że pomyślał o swoim własnym potomstwie. Miał mnóstwo przygodnego seksu z przedstawicielkami wszystkich ras, lecz z tego, co wiedział nigdy żadnego bękarta nie spłodził. Rodzicielstwo po prostu nie było dla niego. Nie ważne ile już wieków miał na karku, w ogóle go w tę stronę nie ciągnęło. Nie lubił tej odpowiedzialności. Wolał być wolny. Strzepnął natomiast uszami słysząc o czarnych diamentach. Mamusia rzeczywiście nie szczędziła grosza na biżuterię dla córeczki. Do tych kamyczków miał pewną słabość.
- Ja też i prawie to zrobiłem przy naszym pierwszym spotkaniu, gdyby nie to, że sama się szybko wylegitymowała. - przytaknął energicznie głową - Hmm... Czy Ty wtedy próbowałaś mnie jakoś do siebie zniechęcić? - spojrzał na Lis pytająco lekko przechylając głowę.
- Mhm, tak... Wcale nie wodzisz wilka za nos. Tylko przypadkiem tak często na siebie wpadamy. - zaśmiał się cicho patrząc na nią z pełnym pobłażaniem, bo w to jej nie uwierzy - Te sekrety, które zna Marcus? - uśmiechnął się do niej chytrze, iście wilczo nie dając po sobie poznać, czy niektóre z nich już poznał, czy jedynie blefuje.
Właściwie był już w trakcie odpinania paska, kiedy na balkonie pojawiła się jeszcze jedna osoba. Wampir... Oczywiście. To przeczucie, które miał od samego początku zdawało się być prawdziwe. Teraz było trzy do jednego i wcale taki stosunek mu nie odpowiadał. Tym bardziej, że napatoczył się facet, a nie trzecia, urokliwa kobieta. Tego chyba nawet kojarzył z jakiegoś przemówienia na początku tego cyrku. Widząc jak zareagowała na niego Lis mimo wszystko z powrotem poprawił swój pasek i nie odzywał się zbytnio podczas wymiany kurtuazji. Przedstawiony przez Lis skinął z pewną dozą szacunku Sahakowi żeby nie robić z tego jakiejś większej afery, ale po chwili zmrużył lekko oczy przyglądając mu się bliżej.
- Czy ty nie parałeś się kiedyś handlem morskim? Przyprawy, te sprawy..? Mógłbym przysiąc, że ktoś podobny do ciebie kiedyś oszwindlował mnie na dobrych kilka tysięcy... - rzucił mu jeszcze jedno podejrzliwe spojrzenie po czym po prostu się uśmiechnął klepiąc go po ramieniu - Nie... To pewnie nie Ty. Pomyłka. - przytaknął z wesołym uśmiechem.
Zdziwił się trochę kiedy Elisabeth przyjęła coś, co dla niego było defensywną pozycją przed swoją córką stawiając zarówno jego, jak i drugiego wampira naprzeciw siebie. Jakby z tego wszystkiego miało wyniknąć coś więcej. Atmosfera zdawała się trochę zgęstnieć, ale czy jemu to przeszkadzało? Zupełnie nie. Bezceremonialnie przydreptał do kobiet obchodząc je z tyłu tak by stanąć za Lis i jako znak swojego wsparcia położyć jej dłonie w talii.
- Nie krępuj się. - nachylił się do Marr cicho szepcząc, ponieważ siłą rzeczy stał tuż obok niej, więc jeśli chciała coś sprawdzać... Droga wolna.
- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Nie jestem tutaj dzisiaj w funkcji protektora, chyba, że zajdzie taka potrzeba. - uśmiechnął się do tego przesłodko zabierając z dłoni Lis lampkę i wraz ze swoją szklanką odstawiając je na pobliski stolik.
Ktoś przyjdzie i to posprząta. To nie śmiecenie. Była tutaj nawet popielniczka.

@Elisabeth Riche
@Marr
@Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Sądzę, że powinien pomodlić się do Czarnej Madonny o jeszcze odrobinę, bo przy tak rażącej niekompetencji, będzie go potrzebował.
Postawa ojca Sahaka była miękka, ramiona rozluźnione, chociaż jego opinie na temat Szczęściarza mogły budzić kontrowersję. Nieobecność głowy rodu pozwalała ojcu Darbinyanowi niemal organicznie stanąć na czele Scalettich, jednakże wyraźnie uwierał go ten stan rzeczy. Nie wiadomo jednak, jaki był konkretny powód.
Och, na pewno nie ja — kąciki oczu wampira unosiły się, ale na ustach uśmiech nie zagościł. Wydawał się jednak rozbawiony. — Jestem uczciwym mnichem, kupczę jedynie sakramentami oraz bronią. Aczkolwiek mam znajomą twarz, moja córka uważa, że przypominam aktora, który wcielił się w rolę Księcia Leto w nowej ekranizacji Diuny, jest dużo lepiej zaznajomiona z popkulturą, niż ja — powiedział to tak płasko, że ciężko było stwierdzić, czy mówi poważnie czy żartuje.
Jeśli pani pozwoli, pani Marr — z kieszeni wyciągnął jedwabną chusteczkę w kolorze burgundu, aby podać ją kobiecie. Dobrze, że nie pozbył się jej, gdy dostał ją od Leticii. — Ma pani część posiłku na twarzy. Chociaż doceniam walory estetyczne… — wyglądał na szczerze zmartwionego, że prosi kobietę o starcie z twarzy tego wyjątkowo uroczego, krwistego makijażu. — Muszę dbać o komfort moich gości.
Nie silił się na skromności. Tak, czuł się ważny, był ważny w społeczności, w swojej rodzinie, a naturalna stanowczość i nieskończona niemal cierpliwość sprawiały, że łatwo mu przychodziło objąć niekomfortowe dla innych stanowiska publiczne. Na dodatek wyglądał jak mężczyzna w średnim wieku, w jego etniczność nie była widoczna, przynajmniej dopóki się nie odezwał.
Sahak pozycję głowy rodu widział zgoła inaczej niż Szczęściarz. Nie odcinanie kuponów i pławienie się w bogactwie, a obowiązek. Protektorat nad swoimi dziećmi. W przypadku Sahaka było to otoczenie młodszego rodzeństwa i następnego pokolenia swoją troską. Poświęcenie. Gardził szczęściarzem i miał ochotę go wychłostać i zamknąć w najgorszym karcerze, w ramach pokuty za swoje niedbalstwo.

@Elisabeth Riche
@Marr
@Garland Cerise

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Gdyby tylko Marr była w stanie oblać się rumieńcami na żądanie, z całą pewnością wycięłaby taki numer. Rzadko kiedy otrzymywała tak urocze i wzniosłe - wszakże co mogło przebić wzywanie bóstw(a) - słowa pochwalne. Zazwyczaj to działało w drugą stronę, więc tym bardziej szkoda, iż tej umiejętności nie posiadła. Może do końca obecnego stulecia uda jej się te braki nadrobić, choć lista takowych była naprawdę pokaźna. Niemniej trzeba mieć w to wiarę!
- Łańcuszek nie będzie za bardzo wpijać się w skórę? Kopertówka nie byłaby zbyt nieporęczna, zbyt podatna na zgubienie? - spytała, po czym zrobiła tak bardzo maślane oczka jak tylko była w stanie. Tyle pytań bez odpowiedzi, i to pomijając fakt, że nadal płaski obcas jakoś nie pasował jej do wyobrażenia idealnego, kobiecego stroju. Przecież w tym stożku dało się ukryć maleńkie ostrze lub i bez niego pozbawić oponenta oka. - Nie lepiej jakiś bardziej stonowany kamień, zbliżony do koloru włosów albo oczu? - i drugie pytanko, oczywiście dla sprawdzenia wiedzy szanownej matrony. Nigdy ze złośliwości!
Następnie postanowiła nabożnie milczeć, w duchu uśmiechając się złośliwie i delektując tym, jak bardzo biedny wilczek był wodzony za nosek. Poderwać Elisabeth to jak próbować nawrócić radykalnego islamistę, niby się dało ale szanse na to są mniejsze niż wygranie nagrody głównej w tej dziwnej grze z kulkami mającymi na sobie cyferki. Jeśli Garland desperacko szukał kogoś do nabicia na własna dzidę to bardzo kiepsko wybrał; bez alternatyw narażając się na celibat do końca swoich dni, potencjalnie z perspektywy biologicznej. Nie zmieniało to faktu, że chętnie zobaczy, jak dalej będzie próbować, bez żadnych złośliwości z własnej strony. Od kiedy widownia teatralna miała prawo do przeszkadzania aktorom w odgrywaniu roli? Pomijając wyjątki na to nastawione.
- I dlatego zapewne przemilczała podobieństwo do Poe Damerona, postaci z nowszych części Gwiezdnych Wojen. Do niczego nie namawiam, jednak gdybyś przez przypadek napotkał osoby odpowiedzialne za produkcję tych wątpliwej jakości dzieł... - pociągnęła ten luźniejszy wątek, zwłaszcza że sama miała zarezerwowane miejsce w sercu dla tego uniwersum. To zapewne zasługa tego, co mogła zrobić Gwiazda Śmierci i dlaczego idealnie nadawała się do pełnego zwalczenia bezrobocia. - Nie wszystkie bluźnierstwa podlegają wybaczeniu - lojalnie ostrzegła.
Była święcie przekonana, że przynajmniej rączki i twarzy przetarła starannie. Z tego powodu uznała gest z chusteczką za aluzję do całej reszty, nie bez dobrej przyczyny.
- Budzi apetyt, huh? - pytanie retoryczne. Ot niektórzy długowieczni mieli problemy z zachowaniem apetytu, jedno z wielu przekleństwo wampiryzmu i futerkowców. Nawet najspokojniejsi i najbardziej zaznajomieni z etykietą potrafili przejść w tryb barbarzyństwa i to szybko. - Pięć minut oraz proszę zachować chusteczkę na bardziej nagły wypadek, ona sama tutaj i tak niewiele pomoże - na tyle wyceniła czas który zleci jej na otarciu się z krwi, co zamierzał zrobić natychmiast, chwilowo opuszczając towarzystwo. Jednocześnie z trudem powstrzymała się od kopnięcia Garlanda w tyłek tak, że ten wylądowałby na pobliskim płocie, jako wisielec - za gacie. Wybrał wyjątkowo kiepską opcję; chcąc zaplusować u Lis jako protektor... Co on właściwie chciał tutaj poczynić? Marr chyba była nie w temacie o tym, że powinna być jakiejkolwiek defensywie.
I tak czy inaczej, miała okazać się słowna i wrócić do towarzystwa punktualnie po pięciu minutach, już bez krwawych plam. Proces czyszczenia lepiej przemilczeć, liczy się efekt. Niby mogłaby po prostu zrzucić górną część rynsztunku, jednak wtedy wyglądałaby jeszcze mniej estetycznie, uwierzcie na słowo.

@Sahak Darbinyan
@Garland Cerise  
@Elisabeth Riche
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635

Ich przekomarzaniom nigdy właściwie nie było końca. Tak już miały. Matka i córka. Chyba miały wpisane w krew tak się zaczepiać wzajemnie. Nasza droga Lisek oczywiście nie odpuszczała tak samo jaj córeczka i wciąż trwał uroczy temat ubioru na dzisiejszą uroczystość.
- Oczywiście, że łańcuszek nie będzie się wbijał w twoją delikatną skórę skarbie. On nie ma cię przecież udusić. Czarne diamenty zaś idealnie pasują nie tylko do twojej cery jak i charakteru. A torebka, jak wspomniałam ma łańcuszek, więc śmiało możesz sobie ją przewiesić przez ramę - powiedziała uroczo się uśmiechając. - Co zaś butów się tyczy, jeśli wolisz na obcasie zamiast na płaskim, to mam takowe zachowane jako drugą opcję. W kolorze krwawej czerwieni. W obcasie jest odpowiednia wstawka - puściła oczko do córeczki. Bardzo dobrze przecież ją znała.
Podrywanie tej przebiegłej Lisicy faktycznie mogło nigdy nie odnieść pożądanych skutków. Nie jeden już próbował sił w tej kwestii. Jeszcze za je młodych lat było to problematyczne. Jej małżonek po prostu wiedział jak to zrobić i wykonał po prostu inne kroki niż reszta. Do tej pory nikomu innemu się to nie udało. Nawet nie liczyła na to osobiście. Przyzwyczaiła się do tego, iż patrzono na jej cielesność lub jej stanowisko i nic więcej. Od dawna się tym całkowicie nie przejmowała i już nawet nad tym nie zastanawiała.
- Zniechęcić? Nie... Ja jedynie jawnie poinformowałam. Co zaś tyczy się moich sekretów... Żaden z radnych nie zna ich wszystkich. - Uśmiechnęła się delikatnie do Garlanda, a zarazem w jej oczach pojawiła się pewna iskierka mówiąca "nie kombinuj bo ci nie wychodzi". - Dodatkowo jakbym chciała, to znacznie bardziej mogłabym wodzić za nos - posłała mu niewinny uśmieszek teatralnie trzepiąc przy tym swoimi długimi rzęskami.
Słowa Sahaka poruszyły w niej nieodpowiednią strunę. Dodajmy do tego dłonie Garlanda, które również w nieodpowiednim momencie znalazły się na jej talii. Może i było to urocze, jak to chciał być jej protektorem. Nie był to jednak odpowiedni moment na okazywanie tego. Jej, najstarszej z nich wszystkich. Na twarzy blondynki pojawił się nieco krzywy uśmiech, a w jej oczach zalśniło coś złowrogiego. Zdjęła ze swojej talii dłonie wilkołaka i postąpiła krok w kierunku Sahaka.
- Niekompetentne jest odzywanie się na temat głowy rodu w sposób jaki właśnie to zrobiłeś. Pozwól, że uświadomię cię w pewnej kwestii. Pożartować sobie może każdy na dowolny temat. Jednak nie masz uprawnień do stwierdzania, czy ktoś ma kompetencje do prowadzenia rodu. Możecie za nim nie przepadać do woli, jednak głową rodu nie zostaje się bez przyczyny i należy o tym pamiętać. Dodatkowo, jeśli nie wiesz jaki ktoś ma stosunek co do danej sytuacji, tym bardziej należy ugryźć się czasem w język. Goście są nie tylko Twoi, ale Wasi, jako całego rodu. Nie mówię ci też tego, bo bronię monsieur Chanceux'a, ale dlatego, iż należy mu się mimo wszystko okazanie jakiegokolwiek szacunku. Nie będę tolerować wywyższania się w mojej obecności nad głową rodu. Zwłaszcza w taki sposób. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. - Cała jej wypowiedź była niezwykle spokojna. Na twarzy Elisabeth wciąż widniał owy dziwny uśmieszek.
Wampirzyca rozumiała ogólną niechęć do Szczęściarza. Nienawidziła mimo wszystko tego, jak nie okazywano szacunku według hierarchii. Mógł się nie pokazywać, mógł ich wkurzać, ale nadal był ich głową rodu. Tą pozycję nie uzyskuje się ot tak. To nie Rada wybiera tych, których im się podoba. Sahak najzwyczajniej w świecie źle trafił z takowym komentarzem, który przy okazji zabrzmiał nieco jak cicha groźba. Nie interesowało ją akurat to, czy będą chcieli wyzwać go na pojedynek, zmienić głowę rodu czy coś w ten deseń. Mimo wszystko powinien to był zachować dla siebie i swoich wewnętrznych waśni, a nie wyjawiać to na balu, na którym zebrani są członkowie innych rodów i watah. Pozwoliła w międzyczasie na to, aby Garland zabrał pusty kieliszek z jej dłoni.
Elisabeth odsunęła się od Sahaka z trudem powstrzymując się od prychnięcia. Poprawiła jednak nieco jedną dłonią swoje włosy by zaraz przywołać kelnera co by poprosić o białe wino dla siebie i odpowiedniego drinka dla wilkołaka.

@Sahak Darbinyan
@Garland Cerise
@Marr
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Garland Cerise

Garland Cerise
Liczba postów : 69
Teraz już Garland oficjalnie przestał dziwić się temu, że powstało tyle memów o tym, jak to ojciec zawsze powie córce, że świetnie wygląda, niezależnie z czym wróci z zakupów. Tak, był całkiem zaawansowany w te sprawy. Czasami nudziło mu się w warsztacie, kiedy chłopaki obracali wszystkie maszyny, a jemu pozostało jedynie rozliczyć wszystkie faktury. Słuchając tej wymiany zdań na temat sukienki oraz dodatków tylko przekręcał głowę to w jedną, to w drugą stronę, jak pies, który nie wie o co w tej konwersacji biega, ale w sumie cieszy się, że jest jej częścią. Nawet on nie był tak głupi żeby wcinać się pomiędzy tak poważną konwersację, a już na pewno nie miał zamiaru dawać rad o tym, w czym Marr świetnie by wyglądała. Może i wszyscy tutaj przeżyli chociaż kilkaset lat, lecz nie znaczyło to, że wychwalanie wyglądu córki, kiedy uganiasz się za matką jest dobrym pomysłem. To nigdy nie jest dobrym pomysłem, a on chciał jeszcze zachować swoje ręce.
- I pewnie pamiętasz, że ja cię też o czymś wtedy poinformowałem. - puścił jej oczko uśmiechając się wcale nie zniechęcony - Czyli muszę wypytać kilku. - odpowiedział niewzruszony jej wzrokiem, a po prostu jakby było to najlogiczniejsze rozwiązanie - Nie mogę się doczekać. - cmoknął ustami puszczając jej buziaka z tym beztroskim uśmiechem.
Pewnie mało kto pozwoliłby sobie na takie teksty w stosunku do któregoś z radnych, ale to właśnie ta bezpośredniość i częściowy brak hamulców sprawił, że w ogóle pozwalała mu się za sobą uganiać. Powiedźmy sobie szczerze, pomimo naprawdę swobodnego charakteru lekkoducha Garland nie był idiotą. Zdawał sobie sprawę, że to wszystko dzieje się tylko za przyzwoleniem Lis. Gdyby nie miała z tego chociaż minimalnej uciechy już dawno by go zgasiła albo po prostu się pozbyła. Nie miał żadnych złudzeń na temat jej siły czy sprytu. Nie miałby większych szans, lecz tak naprawdę żył już wystarczająco długo. Gdyby miał zejść z jej ręki nie miałby większych wyrzutów. Żyjąc w dobrobycie można było się zanudzić, a on za tym nie przepadał.
Wszelkie dywagacje na temat tego do jakiego aktora podobny był Sahak musiał pominąć. Jakoś nie był wielce zainteresowany sztuką filmową. Zawsze znajdował sobie inne zajęcia, więc zupełnie nie miał pojęcia o czym rozmawiał z Marr. Sugerowanie jej natomiast żeby się oporządziła uważał za trochę nie na miejscu, więc badawczo spojrzał na Lis. Okazało się, że to nie to, a coś innego wzbudziło jej gniew. Posłusznie zabrał dłonie z jej talii. Nie miał w tym geście na myśli nic innego jak tylko to, że raczej ma poparcie wilkołaków, a przynajmniej jego. Marcusa pewnie też tak dobrze, jak go znał. Zabrał jej tylko kieliszek i odsunął się kilka kroków przyglądając się temu, jak wampir dostaje słowne bęcki. Nie miał nic do pijawek, ale to chyba jego natura sprawiała, że było to na swój sposób satysfakcjonujące.
Wskoczył tym swoim zgrabnym tyłkiem na barierkę i wyciągając z wewnętrznej kieszeni marynarki paczkę M&Msów oglądał przedstawienie nie wchodząc nikomu w paradę. Marr zdążyła wrócić w najlepszym momencie, więc przy okazji zaoferował jej swoje smakołyki.
- To ja tutaj mam nie do końca poukładane. - wskazał na swoją głowę - Ale ja bym tej Pani dalej nie testował. Taka tylko moja rada far - ot, wymsknęło mu się norweskie określenie a po wszystkim, jak to on, przegryzł to M&Msem.

@Elisabeth Riche
@Marr
@Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Na wspomnienie Radnej Maar na budzenie głodu, uniósł bardzo powoli jedną  brew w górę. Prawie jak aroganckie wyzwanie. W ogóle cały wydawał się być dziwnie rozluźniony, jak na kogoś, kogo właśnie zbesztano. Może zwyczajnie nie chciał budować jeszcze większego gniewu? Może zakonnik myślał coś innego? Albo to tylko jego perfumy, lekkie, niewinne, kwiatowe, ze słodką nutą pianek z ogniska. Na szczęście nikt z Dzieci Nocy nie umiał czytać w myślach.
Czyżby szanowny Scaletti, który nie pojawił się w życiu rodu, nie brał udziału w polityce i przysyłał im worek z krwią w ramach doręczyciela decyzji, mogący równie dobrze być przecież figurantem Inkwizycji, był powiązany z Radną w jakiś sposób prywatnie? Czy przez to przymykała oko na to, że nie otoczył odpowiednią opieką swoich dzieci? Może ją pierdolił od zakrystii, gdy nikt nie patrzy, chociaż Sahak nie wiedział, jaki kutas mógł być dostatecznie dobry, żeby narażać dla niego całą linię wampirów.
Lub pucz.
Maurice będzie wniebowzięty.
Widzisz Radno, jak jesteśmy zdesperowani? — podjął. — Jestem gotów narazić opinię o mnie, bo wierzę, że jedynie Pani może nam dopomóc.
Postanowił już nie mówić jakim brakiem szacunku do nich jest zachowanie Szczęściarza ani tym bardziej jakim zagrożeniem. Zapewne wiedziała o jego rozmowie z Seleną i obawach Kartal odnośnie reaktywacji Inkwizycji. Może była to wspólna obawa. Sahak nie zamierzał dopuścić aby nieobecność głowy rodu przyczyniła się jakiejś tragedii tylko dlatego że Rada nie widzi problemu w tym, że w jednym z naczelnych rodów de facto rządzi człowiek. Nie dla tego, że Szczęściarz albo wyszedł z odpowiedniej dziury albo taką zapina.
W końcu wszyscy wiedzieli, że najlepszą politykę robi się przez łóżko.
Nie powiedział nic również na insynuacje, że nie może mówić otwarcie przy wilkołaku. Za dużo rzeczy się dodawało. Najpierw zachowanie Marcusa wobec Seleny, które z jego punktu wyglądało tak, jak traktuje się panią lekkich obyczajów, zakradając się do ciemnego kąta i obmacując, teraz to. Zbyt mało wiedzieli o Radzie, żeby nie wyciągać pochopnych wniosków.
Rozumiem moje przewinienie i poddam się słusznej karze. W imię zasady, że znamy siebie na tyle, na ile nas przetestują.
Ah, to zakonne podejście. Módl się, pracuj i pokutuj. Może po prostu Sahak był zestresowany. Brakiem głowy rodu, ludzkim lokajem, morderstwami oraz niewiedzą. W końcu dlaczego Radna Marr wyglądała, jakby coś zaraz miało pierdolnąć? Sahak wiedział jak ważne dla Tahiry byli Serce i to jeszcze pogłębiało jego obawy.

@Marr
@Garland Cerise
@Elisabeth Riche

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach