Sala balowa - wstęp

+31
Bastien Laviscount
Ayato Shin
Ivo Francis Mackay
Eleonore Ragan
Edmé Le Blanc
William Angus MacKay
Carol Moreau
Cyrille C. Vayssière
Ida Olszewska
Garland Cerise
Maurice Hoffman
Cerise Dracula
Leticia Torres
Silvan Zimmerman
Universal Person
Henriette de Rouvroy
Raisa Litauer
Egon Cadieux
Tahira
Claude Van der Eretein
Flore Cerise
Merlot Chardonnay
Adrienne Ortega
Elisabeth Riche
Wei Liu
Marcus Wijsheid
Jun
Yueying
Constanza Moreau
Sahak Darbinyan
Mistrz Gry
35 posters

Strona 1 z 11 1, 2, 3 ... 9, 10, 11  Next

Go down

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 781
Rezydencja rodziny Scaletti lśniła w chłodnej nocy jak lampion, wabiący wędrowców świetlik, prowadząc ich jednak nie na manowce, a do pięknego, ociekającego luksusem budynku. Limuzyny i samochody gości zajeżdżały pod szerokie schody, na których rozłożono czerwony dywan. Balustrady przyozdobiono grubymi girlandami herbacianych i różowych róż, które łączyły się nad otwartymi dwuskrzydłowymi drzwiami, tworząc pachnący, piękny portyk nad wejściem.
Okrycia wierzchnie odbierało dwóch mężczyzn w czarnych smokingach, natomiast kobieta i mężczyzna jedynie w wianach z róż i cielistym body, udającym nagie ciało, pomalowani na złoto w całości iskrzącymi się brokatem farbami do ciała, podawali z tacy szampana Cristal Rosé Vinothèque Champagne 1999 w wysokim kieliszku oraz elegancką broszurę.
Bladoróżowe złoto z delikatnym bąbelkiem w kieliszku miało niezwykle głęboki smak przez podwójne leżakowanie. W aromatach każdy z gości wyczuwał nuty kakao, mocno palonej kawy, prażonych orzechów, z orzeźwieniem dzikich truskawek, różowych migdałów, wspomnienie słodkiego lata oraz poziomek, zakończone czym pomiędzy kremowymi nutami truflowymi i pain-aux-raisin na końcu języka.
Broszura zawierała, oprócz życzeń dobrej zabawy od gospodarzy, rodziny Scaletti, plan przyjęcia i spis przewidywanych oficjalnych tańców.

21:00 — Rozpoczęcie przyjęcia toastem powitalnym
21:10 — Pierwszy walc
22:00 — Otworzenie Serca Nocy
00:00 — Polowanie


Z foyer goście przechodzili przez ogromną kwietną bramę do sali balowej, której sufit w całości został przykryty dywanem róż, z których jak kwiaty wyrastały  kryształowe żyrandole. Na razie grał tylko kwartet utwór jako tło do rozmów, a orkiestra oczekiwała na znak, aby zagrać pierwszy taniec. Obsługa, odziana identycznie w złotą farbę oraz wianki, na złotych tacach roznosiła miniaturowe słodkie przekąski na jedno ugryzienie: maluteńkie pastelowe macarones o smaku różanym, lawendowym oraz passiflory; serniczki, brownie i ciasteczka cytrynowe w papilotkach pasujących do wystroju sali przyozdobione jadalnymi kwiatami oraz niewielkie eklerki. Z kolei ze słonych przekąsek do wyboru był szereg kanapeczek z szynką parmeńską, serami pleśniowymi i figami, łososiem, a także wersje wegańskie.
Nie należy również zapominać o napojach, chociaż najłatwiej było złapać obsługę roznoszącą kieliszki z szampanem, można było również spotkać takich niosących szkło wypełnione innymi rodzajami win i mocniejszymi trunkami. Wokół miejsca przeznaczonego do tańczenia rozmieszczono stoliki, a wokół nich krzesła, fotele i kanapy, tak że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Dla bardziej wprawnego oka ukryte za girlandami kwiatów osłaniających ściany,  widoczne były przejścia do mniejszych, bardziej prywatnych pomieszczeń, bądź na rozległy marmurowy taras schodzący do oświetlonego ogrodu, gdzie kilku złotych służących również częstowało alkoholem i słodkościami, a strategicznie umieszczone altany gwarantowały odrobinę prywatności.

MG z/t

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
     Och, Theotokos, Mroczna Matko, daj mi dość siły, abym nie złamał się pod ciężarem moich obowiązków, pozwól mi być niewzruszony, jak skała. Proszę o Twoje błogosławieństwo, bo wiem, że będę go potrzebować. Amen.
Ojciec Sahak Darbinyan, Święty, stał już niedaleko orkiestry, ubrany w nienaganny, czarny jak noc smoking, szyty na miarę, z jedwabną podszewką, pod szyją miał czarną muchę, a w brustaszy burgundową poszetkę, która przy bliższym spojrzeniu odkrywała etniczne, armeńskie wzornictwo. W ręku trzymał kieliszek i z dumną miną gospodarza, rozglądał się po napływających przez wejście gościach. Nie był głody, jadł przed przyjęciem, zgodnie ze swoimi preferencjami. Zresztą, obawiał się, że nie miałby czasu nawet spróbować się posilić.
Tej nocy pełnił właśnie rolę gospodarza.
Jego życie nie wskazywało nigdy na to, że będzie stał pośród władców świata. Pochodził znikąd, nie miał nazwiska, mnich z kraju, którego większość zebranych nie umiałaby wskazać na mapie. Czuł dumę, zwłaszcza gdy spoglądał na swoje córki. Takie jak on. Bez przywilejów, wyciągnięte z marginesu na salony. Wspaniałe.
Po jego bokach stały dwie kobiety. Po jednej księżyc, wilkołacza księżniczka, córka Alfy Alfów Henriette de Rouvroy, a po drugiej jego własna, noc i gwiazdy, Tahira Darbinyan. Dwojakość przymierza. Symbolizm.
Zastukał w swój kieliszek kamertonem, który miał w wewnętrznej kieszeni, właśnie w takim celu, aby skupić na sobie uwagę gości. Gdy szmery rozmów ucichły, ojciec Sahak rozpoczął swoją krótką mowę, którą ułożył wcześniej z Tahirą. Uniósł głos, w sposób, w jaki rozpoczynał liturgię. Silny, ale miękki, nie potrzebował mikrofonu.
Dzieci Luny i Nocy, pragnę powitać was na Balu Sojuszu w imieniu Wielkiej Rady oraz rodu Scaletti. Zawirujcie w walcu, zbliżcie swoje ciała w ognistym tangu, osłodźcie swe wieczne istnienia słodyczą rozlokowaną pod ścianami sali balowej, a potem zajrzyjcie do Serca Nocy, gdy zostanie otworzone — wskazał dłonią na drzwi prowadzące do piwnic rezydencji, odgrodzone od reszty dodatkowo rozciągniętą czerwoną wstęgą, czekającą tylko nożyczek do przecięcia. — Cieszcie się sobą nieśmiertelni. Za sojusz, oby trwał wiecznie i za nas, obyśmy żyli w nim tak samo długo.
Uniósł swój kieliszek najpierw w górę, ku zebranym, następnie do ust, upił łyk szlachetnego trunku i rozbił szkło z hukiem o posadzkę. Reszta miała iść w jego ślady, aby oprószyć salę drobnym kryształem i alkoholem.

_________________
So, take me back to Constantinople

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633
     Noc rozpięła się nad nimi czystym baldachimem i powitała nadzwyczajnym, jak na koniec października, ciepłem. To znaczy… przynajmniej Draculowie nie powinni narzekać, powietrze było bowiem nadal wyższe od temperatur ich ciał. Aż kusiło się wyeksponować, zrzucić dodatkowe warstwy ciężkich brokatów, bolerka i marynarki garniturów. Kiedy jednak Constanza oraz Silvan zbliżyli się do wejścia, gdzie dwoje konsjerżów odbierało od gości płaszcze, kobieta dygnęła tylko i uśmiechnęła się oszczędnie na znak, że nie zamierza się rozdziewać i nie ma niczego do oddania. Paradowanie półnago nie było w jej stylu.
Trzymając Silvana pod ramię, Renata, ubrana w czarną suknię przepięknie haftowaną w misterne, roślinne motywy, o charakterystycznym dla ludów kaukaskich, skromnym kroju – z rozkloszowaną spódnicą, wąskimi rękawami oraz stójką zakrywającą szyję aż po samą żuchwę - rozglądała się dyskretnie dookoła, łypiąc krytycznie swoimi ciemnymi oczami. Nie była już dzieciakiem, żeby zachwycać się wystrojem telepiąc głową jak szogun na lewo i prawo, a poza tym przed gwałtownymi ruchami powstrzymywała ją ozdoba głowy – również tradycyjna w Armenii, metalowa „tiara” z mnóstwem drobnych detali, zwisających metalowych paciorków, krążków oraz łańcuszków. Starała się iść tak, by pieniążki nie obijały się o jej twarz, chociaż czasami, gdy żwawiej poruszyła głową lub musiała się przed kimś pochylić, ozdoby klekotały i podzwaniały cichutko.  
Siedziba Scalettów powitała ich świetlistym splendorem i bujnością kwietnego kobierca. Wampirzyca wcale lubiła budynek ich domeny, jej zdaniem wyglądał nieco oryginalniej, może nawet przytulniej niż Draculowy „Złoty Kloc”, jak pieszczotliwie określali swoją domenę z synem. Od kiedy Maurice ochrzcił ich leże tym mianem, Connie jakoś nie potrafiła nazywać go inaczej.
Ona i Silvan szli na czele małego korowodu reprezentantów ich gałęzi rodowej. Przeszli przez hol wejściowy, a potem w lewo, gdzie Constanza bez ceregieli ściągnęła z tacki kelnerskiej dwa kieliszki. Już miała podać jeden profesorowi Zimmermanowi, kiedy zauważyła dwa oczka brokatu dryfujące sobie radośnie w szampanie. Skrzywiła się, oddała obydwa z powrotem. Ostentacyjnie obejrzała nawet swoją dłoń, odzianą w czarną rękawiczkę z delikatnej skórki, czy przypadkiem nie przylepiło się do niej trochę złotego szmelcu.
— Może jednak z bufetu —  mruknęła cicho do Silvana, dając mu się prowadzić po sali.
Sala zapełniała się, obsługa krzątała się pomiędzy nimi (Renata z uporem zasłaniała swój kieliszek dłonią ilekroć przeszedł obok nich ktokolwiek obsypany brokatem). Aż do oficjalnego powitania kobieta upewniała się, że wszystkie „ich dzieci” czują się dobrze, a potem, do czasu, gdy monolog gospodarza się skończył i zaczęto ciskać kieliszkami o posadzkę, nie powiedziała już ani słowa.


@Silvan Zimmerman
@Cerise Dracula
@Maurice Hoffman
@Ida Antonina Olszewska

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Jedni mówili, że w dobry tonie jest być spóźnionym. Inni, że należy być przed czasem. Księżyc natomiast uważała, że najlepiej jest przyjść po prostu na czas. By nikt nie czekał, ale i nie był skrępowany zbyt wczesnym przybyciem. Długo zastanawiała się, czy przybyć, czy sobie darować, ale nie wypadało się nie pojawić. Nawet jeśli czuła się zdecydowanie trochę zestresowana.
Drobne ciało zrobiła złota suknia, tu czy tam prześwitująca i odsłaniająca całe plecy, zakryte jedynie kawałkiem przezroczystego materiału. Gdy szła, spod krańców  sukni wystawały szpilki w podobnym kolorze, stukając po parkiecie z każdym jednym krokiem. Włosy upięła w wygodny kok, przebity dla wygody szpilą. Całości dopełniała złota biżuteria z zielonymi kamieniami i szal zwieszający się z ramion dla jedynie ozdoby niż faktycznej chęci zapewnienia ciepła. Wzięła do rąk kieliszek, stając gdzieś z boku i czekając na przemowę gospodarza przyjęcia. Uniosła nawet lekko kielich w wyrazie toastu, gdy była pewna, że spojrzenie Sahaka przesunęło się po niej. Musiała przyznać, że mowa była zaiste dobra. Nie mogła jej nic zarzucić, także razem ze wszystkimi wypiła zawartość kielicha i strzaskała go pod nogami wzorem gospodarza.
Dopiero wtedy rozejrzała się lekko po zgromadzonych. Będąc szczerą niespecjalnie szukała konkretnych osób, ot zwyczajnie ciekawiło ją, ilu przyjmie zaproszenie. Wypadało jednak pochwalić gospodarza, więc póki jeszcze nie płaszczyła siedzenia w jakimś bardziej lub mniej widocznym kącie, zdecydowała się podejść do Sahaka i dwóch kobiet obok niego. Cóż, obydwie znala, nie była tylko pewna, jak to wygląda w drugą stronę. Tak więc kroki same z siebie pokierowały ją w stronę trójki gospodarzy.
- Piękna mowa. - zwróciła się do mężczyzny, w azjatyckim stylu kłaniając się całej trójce. Jeśli jej nie rozpoznają, tym lepiej dla niej. - Doceniam długość i przekaz. - z humorem puściła im oczko, widząc nieco więcej znajomych twarzy wokół.
- Gdyby ktoś pytał, nie było mnie tu. - posłała Sahakowi śliczny uśmiech i bardzo szybko ewakuowała się gdzieś do ciemnego kąta.

@Sahak Darbinyan
@Tahira Darbinyan
@Henriette de Rouvroy

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.

Jun

Jun
Liczba postów : 1123
Pojawić się znikąd - w tym wypadku nie wypadało. Przekroczeniu progu głównych drzwi jak zawsze towarzyszył rześki powiew – przyjemny w swej niebywałej subtelności, przypominający czasy kapryśnej wiosny i ciepłego lata. Tutaj każdy każdego znał tudzież znać mógł po “tyluletnim” stąpaniu po maluczkim świecie. A jednak z szacunku do kultury, zasad dobrego wychowania i wobec innych osób, szlachetny Qilin raczył eleganckimi pokłonami każdego skorego i jego powitać. Niejako przywiązany do dawnych czasów połączył styl tradycyjny z modłą współczesną, czego efektem był bardzo nietypowy, choć i charakterystyczny dla niego strój.  
Każdemu ruchowi towarzyszył szelest jedwabnej szaty: błękitno-białej z ciemnymi akcentami i ręcznie wyszywanymi złotą nicią zdobieniami. Ich kształt układał się na wzór latorośli rozlanej wzdłuż piersi i krańców tkaniny, znikającej w talii opiętej ozdobnym pasem, a rozlewającej się aż do kolan z eleganckimi wycięciami po bokach. Całości dopełniały jasne materiałowe spodnie, dopasowane buty na lekko podwyższonej podeszwie, dodatki no i oczywiście makijaż. Był on istotny - niemalże na stojący na równi z biżuterią, w skład której wchodziły złote kolczyki w uszach, kilka pierścieni na dłoniach i naszyjnik zakończony figurką nefrytowego konia. Dopełnieniem był wspomniany już akcent kolorów: subtelna naniesiona czarna kreska na oczy, odrobina rozświetlacza na polikach i szczypta pomadki dla zwilżenia warg. Czy wampir przejmował się spojrzeniami? Uwagami? Komentarzami? Ależ on ich wręcz wyczekiwał! Krzykliwy dla niektórych wygląd nie był niczym wyjątkowym wśród chińskiej ludności z dawnych lat. We krwi mieli długie rytuały pielęgnacyjne, które do dziś stanowiły istotny element ich codziennego jestestwa. Jedyną różnicą pokoleń była długość włosów - w jego przypadku wygrała wersja półdługich kosmyków, odpowiednio wystylizowanych z lekko rozjaśnionymi końcówkami z własnego kaprysu.
Qilin pochwycił kieliszek ze smacznym poczęstunkiem, zaraz zanurzając weń usta. Nie uważał się za wielkiego konesera, jednak tutejszy dobór trunku ewidentnie przypadł mu do gustu. Samo przemówienie skomentował w typowy dla Azjatów sposób - eleganckim półukłonem w wyrazie szacunku i aprobaty dla Gospodarzy dzisiejszego bankietu. Oczami już wypatrywał ofiarę do tańca: a żeby nie wyjść, na bezpruderyjnego “mościa”, co to za nic ma pojęcie strefy prywatnej, nie ośmielał się na zbyt długie utrzymywanie bezpośredniego kontaktu wzrokowego. Byłoby to bowiem bardzo niegrzeczne z jego strony. W podobnym takcie nie wypadało przychodzić na suchy “pysk”, toteż i miał w zanadrzu mały podarek dla pewnej bardzo urodziwej damy, skryty wewnątrz szerokiego rękawa szaty. Spodziewał się ów Pannicę tu spotkać - ją i kilka innych osób - w tym jedną konkretną, którą raczył poinformować o bankiecie poprzez ręcznie spisany na perfumowanym papierze list.

@Wei Liu
@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Szykował się niespiesznie, w końcu i tak miał cały dzień na przygotowanie się. W jego domu w swoich pokojach szykowała się również Henrietta. Typowa nerwowość jak przy wszelkich tego typu Balach i bankietach była obecna w podczas szykowania się do wyjścia. Był ubrany w szyty na miarę granatowy garnitur, pod spodem biały krawat i białą koszulę. Eleganckiego wizerunku dopełniał mały złoty łańcuszek ze złotym kieszonkowym zegarkiem.
- Jak myślisz, może być? - Wiedział doskonale, że prezentował się nienagannie, ale miał wrażenie, że sprawia Córce odrobinę przyjemności, pytając ją o zdanie. - Pomożesz mi z tym krawatem? - Wiązać krawat tez umiał, ale czego się nie robi, żeby zobaczyć jej uśmiech chociaż przez chwilkę.
Po chwili wsiadali do samochodu. Gdy schodzili po schodach, podał jej dłoń, pomagając zejść, otworzył jej drzwi i gdy wsiadła, przeszedł na drugą stronę i sam wsiadł do tyłu tuż obok niej.

Gdy dotarli na miejsce, kierowca otworzył drzwi Marcusowi, a ten wysiadł i otworzył drzwi i pomógł kobiecie wysiąść. Ruszyli z uśmiechem na twarzy na salę bankietową. Po drodze oddał jednemu mężczyźnie swój płaszcz, kaszkiet i rękawiczki. Po drodze witał się grzecznym skinieniem z każdą znaną i mniej znaną sobie osobą, prowadząc pod bok swoją kochaną córkę. Co jakiś czas szeptał coś dziewczynie do ucha, co wywoływało delikatny uśmiech na jej twarzy. - No cóż, moja droga to leć, załatwiaj swoje sprawy, ja muszę z kimś porozmawiać. Widzimy się później. - po tych słowach ucałował ją delikatnie w policzek i ruszył przed siebie, rozglądając się wokoło, szukając jednej kobiety.

Po drodze minął się z Louisem, skinął mu grzecznie głową. Podszedł do niego, by uścisnąć mu dłoń. Podnosząc delikatnie kieliszek, zapytał - Masz? - figlarny uśmiech zawitał na jego twarzy. Louis wiedział, o czym była mowa, gdyż rozmawiali o balu już długie tygodnie. Po chwili pogawędki ruszył szukać Selene. Gdy ją dostrzegł, podszedł do niej i stając tuż za nią, szepnął jej wprost do ucha. - Ślicznie wyglądasz królowo moich snów. Jak zawsze przepięknie, i jak zwykle cieplej na moim serduszku gdy cię widzę - Tym razem przemawiał do niej wilk. Ona już potrafiła rozpoznać kiedy mówił Marcus, a kiedy pojawiało się jego alter Ego. Delikatnie ucałował ją w szyję. Kiedy Sahak zaczął przemawiać, słuchał w skupieniu.

@Henriette de Rouvroy
@Louis Moreau
@Selena

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei nigdy by się tutaj nie zjawił gdyby nie dostał zaproszenia. Nie korciło go do powrotu na zachód Starego Kontynentu- Europy. Można powiedzieć, że przez traumę nie potrafił się jakoś zapuścić w te strony. W sumie od czasu odesłania go przez Stwórcę, nie opuścił ani razu Chin. Utknął tam z pustką w głowie co dalej.
Po rzekomym zakończeniu kariery aktorsko-piosenkarskiej przez Wei'a, postanowił bardziej zająć się sobą. W Azji był dość znany. Lubiany. Szczególnie w Chinach i Korei. Nie było więc mu łatwo się przemieszczać, swobodnie. W Europie był znacznie mniej rozpoznawalny. Ta anonimowość nieco pomagała wtopić się w tłum szczególnie, że tego właśnie teraz potrzebował.
Zjawił się więc we Francji w Paryżu. Przyleciał prywatnym odrzutowcem i wynajął hotel na parę dni, by móc przygotować się do balu. Ach... Dawno nie bywał na takich przyjęciach. Były one niezmiernie osobliwe, a bez towarzyszy - nudne. Wei nie był nigdy typem ekstrawertycznym. Lubił swoje zacisze i przestrzeń.
Uszykował się jednak starannie. Włożył idealnie skrojone na niego jedwabne szaty z wyszywanymi ręcznie zdobieniami. Złote i srebrne nici tworzące liście miłorzębu, chmur oraz feniksa na plecach. Delikatna jedwabna woalka okalające jego ramiona i spływająca ku ziemi, niemal jej dotykając. Włosy upięte były luźno w pozornie niechlujny kucyk, ale zachowywało to swego rodzaju szlachetność. Jaśminowe perfumy znacząco okalały jego postać, a makijaż był bardzo delikatny.
Wszedł na salę balową z dumnie podniesioną głową. Przez lata sławy nauczył się zachowywać pozory pewności siebie zwłaszcza, że ma tu spotkać swego Stwórcę... Tak... Tego co nie dawał znaku życia od kilkudziesięciu lat... Wei prędko wypatrzył swego "Ojca". Zmrużył oczy delikatnie, ale póki co udał się po kieliszek wina. Bal z okazji sojuszu z wilkołakami. Gdyby to było takie proste... W Chinach nadal się tłuką... Wei nie miał nic przeciw zawieszeniu broni. Przeciwko sojuszowi. Nigdy nie rozumiał bezmyślnego rozlewu krwi.
Czekał, ciekaw czy jego Wiatr go dostrzeże, czy nadal go pamiętał, czy zaproszenie było tylko formalnością?~

@Louis Moreau

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Bal celebrujący sojusz był dla niej czymś specjalnym. Niezwykle się cieszyła z tego, iż jeden z rodów go zorganizował i oczywiście się z Radą na ten temat komunikował. Rozpierała ją duma z tego powodu. Uśmiech zadowolenia nie schodził z jej twarzy. Specjalnie na tą okazję zamówiła suknię zdobioną perłami i diamentami. Dodatkowo miała do tego pasującą kolię, delikatne kolczyki oraz pierścionek. Suknia była doskonale do niej dopasowana. Makijaż podkreślał jedynie oko, a usta były muśnięte odpowiednią pomadką. Jej make-up nie miał przebijać przecież jej stroju.
Elisabeth wysiadła z pomocą szofera z luksusowego, czarnego Rolls-Royce. Dłońmi odruchowo poprawiła swoją suknię. Robiła to bardzo ostrożnie i delikatnie. Podziękowała kierowcy i ruszyła w stronę wejścia do budynku. Stawiała kroki pewnie, ale zarazem niezwykle delikatnie. Można było odnieść wrażenie, jakby sunęła tuż nad ziemią. Pomimo, iż miała buty na obcasie, nie dało się usłyszeć z jej strony nawet najmniejszego stuknięcia z tym związanego. W ten oto sposób wkroczyła na balową salę. Z wdziękiem przyjęła poczęstunek w postaci kieliszka z alkoholem. Lekkim skinieniem głowy podziękowała również kelnerowi. Co jak co, ale osobiście uważała, że tak drobny gest jak najbardziej należy się całej obsłudze.
Nim rozpoczęło się przemówienie rozejrzała się po sali uważnie obserwując któż już się zjawił na miejscu. Dostrzegła członków Rady. Nim jednak zdążyła się z nimi przywitać rozpoczęło się krótkie przemówienie. Tuż po jego zakończeniu delikatnie dygnęła skłaniając nieco przy tym swą głowę w geście szacunku i podziękowania. Dopiła końcówkę alkoholu i w krok za mówcą również zbiła radośnie kieliszek.
- Musisz już ją obmacywać? - zapytała wpierw Marcusa widząc, jak ten szepcze coś do Seleny. - Witaj Seleno, oby on cię zaraz nie wykończył - puściła jej oczko i podeszła do Louisa. - Witaj mój drogi, jak się miewasz? - zapytała lekko się uśmiechając.

Adrienne Ortega

Adrienne Ortega
Liczba postów : 119
Ahh do tego typu przyjęć Adrienne była szykowana niemalże od momentu urodzenia i to w ludzkiej postaci, więc wiedziała o tego typu wydarzeniach wiele, a na przestrzeni wieków nie zmieniło się wiele poza modą w pewnym stopniu, oraz faktem, że mężczyźni nie przychodzili obwieszeni medalami. Niemniej wiedziała bardzo dobrze jak należy się tutaj zachowywać. Co nie znaczyło, że nie nudziła się po pewnym czasie w takich miejscach, wszak przywykła do bardziej ekscytującego życia.
Tuż po tym jak wysiadła z samochodu, rozejrzała się wokoło, spojrzała na nocne niebo i wciągnęła powietrze. Zdecydowanie przyjemny wieczór. Oby tak pozostało do końca przyjęcia. Jak tylko wyszła oddała swój płaszcz, i można było ujrzeć suknię koloru wiśniowego, która ukazywała do pewnego stopnia jej dekolt, którego jednak nie miała zamiaru całkowicie przysłaniać. Siedziba Scalettów przywitała ich prawdziwie kwietnym splendorem. Trzeba przyznać, że ród faktycznie przyłożył się do organizacji tego przyjęcia. Sunęła gdzieś tam w korowodzie swojego rodu, z tacy, którą trzymał kelner ściągnęła smukły kieliszek, bo tak wypadało. Jednak tuż po tym jak to zrobiła skierowała się w kierunku bufetu, by znaleźć coś mocniejszego, jak na przykład whisky. Doskonale komponuje się z cygarem, ale musi pamiętać, że nie jest w swoim klubie. Obserwowała stojąc przy bufecie jak sala coraz bardziej się zapełnia.

@Constanza

Merlot Chardonnay

Merlot Chardonnay
Liczba postów : 100
Nie należał do wybitnie towarzyskich przedstawicieli swojego gatunku, a już szczególnie nie przepadał za jakimiś dzikimi spędami, na których nie bardzo wiedział, co właściwie ma ze sobą zrobić. Bywały jednak pewne wyjątki od tej reguły. Na przykład takie imprezy jak przyjęcie u rodziny Scaletti. Mógł żyć sobie z daleka od wszelkiej polityki, ale nawet on wiedział, że na takim wydarzeniu należy się pojawić. W końcu należał do jednego z tutejszych rodów, nawet jeśli nie pełnił w nim żadnej ważnej funkcji. I cóż… Takie bale w dawnym stylu miały w sobie coś… niezwykłego. Dlatego nawet nie szukał wymówek. Musiał się tam pojawić.
Pod rezydencją zjawili się odpowiednio wcześniej, by nie przegapić niczego istotnego. A celowe spóźnianie się nie było zupełnie w jego stylu. Wysiadł z samochodu, poprawił smoking, który wybrała dla niego Flore, a potem zaproponował ramię wysiadającej z auta wampirzycy.
- Jak myślisz? Claude postanowi się zjawić czy niekoniecznie? - zapytał, gdy wchodzili po schodach. Był pewny, że ich syn wie o przyjęciu, ale czy zdecyduje się tu pojawić... To była już zupełnie inna kwestia. Gdy zbliżyli się do drzwi wejściowych, kątem oka zerknął na kwieciste ozdoby. Nie tyle przyciągały one jego wzrok, co nieco drażniły go swoim zapachem. Postanowił to jednak zignorować, i skupił się na swojej towarzyszce. Oraz na przyjęciu, które chyba właśnie się rozpoczynało. Po oddaniu okryć wierzchnich ruszyli do głównej sali, gdzie na wejściu poczęstowano wszystkich szampanem. Wziął kieliszek dla siebie i drugi dla Flore. Już po samym aromacie czuł, że rozlewają się tutaj same dobre trunki. Po jego obojętnej twarzy przemknął cień uśmiechu. Wieczór od razu malował się w przyjemniejszych barwach, jakkolwiek głupio by ów określenie w jego przypadku nie brzmiało. W końcu dla niego wszystko było jedynie czarno-białym filmem.
Wysłuchał toastu wzniesionego przez gospodarza, uniósł swój kieliszek… Ale zanim go rozbił, wypił trunek do końca. W końcu Merlot nie zwykł marnować alkoholu w taki sposób.
- Tyle dobra się marnuje… Ale nie wypada zlizywać szampana z podłogi, nie? - zapytał szeptem Flore. Ciężko było stwierdzić, czy żartuje, czy jednak pyta poważnie.

@Flore Cerise

Flore Cerise

Flore Cerise
Liczba postów : 59
Chociaż była raczej dość otwarta i żywa nie przepadała raczej za wystawnymi balami czy przejęciami ogólnie. Preferowała raczej spokojny wieczór przy książce i z butelką wina w zasięgu jej dłoni. Czasem jednak zdarzały się takie okazje jak bal u Scalettów. Nie do końca obchodziła ją polityka, waśnie, spory i aktualna sytuacja, jeśli jej nie dotyczyły. Wiedziała natomiast, że wypada się pojawić na świętowaniu u jednego z największych rodów. Tym bardziej, że technicznie rzecz biorąc zostało się wychowanym i przystosowanym do życia jako przemieniona przez jednego z członków Rady, a samemu miało się dziecko z drugiego dużego rodu paryskiego. No i od przeszło dwustu lat miało się romans z ojcem wyżej wspomnianego.
Z biegiem lat przywykła do blichtru jaki spotykało się na imprezach wampirów czy wilkołaków. Ludzkie nawet nie umywały się do tego poziomu. Z początku oczarowało ją to, że bale były wręcz wyjęte żywcem z opowieści jej ojca o bajkowym mieście. Potem pierwsze wrażenia nieco osłabły, ale zamiast nich podziwiała suknie i klimat, przypominający nieco dawne czasy. Była ciekawa co czeka ją tym razem.
Nie lubiła się spóźniać. Niby wiedziała, że funkcjonuje coś w stylu efektywnego wejścia, ale nigdy nie planowała takowych. Wolała się bawić, rozmawiać bądź popijać szampana gdzieś na uboczu. Możliwe też, że to dzięki temu tak dobrze czuła się w towarzystwie Merlota. Jej przyjaciel również nie szalał. Skorzystała z jego ramienia i wygładziła materiał ubrania wolną dłonią. Wiedziała, że ją założy kiedy tylko zobaczyła jej projekt. Jej krawcowa stworzyła cudo w postaci ciemnoczerwonej sukni z wyjątkowo miękkiego i przyjemnego materiału. Flore dobrała tylko czarną wstążkę do przewiązania oraz złotą biżuterię. Nie przepadała za przepychem, więc jej suknia też nie należała do wybitnie zdobionych czy okazałych. Całość dopełniła delikatnym makijażem oczu i czerwoną szminką na ustach.
- Mam nadzieję, w przeciwnym razie będzie miał do czynienia z moim narzekaniem i upierdliwością przez najbliższy rok - uśmiechnęła się szeroko. Upewniła się, że jej syn będzie wiedział o przyjęciu. Niby dała mu mało subtelnie do zrozumienia, że ma się pojawić, ale z drugiej strony: był już na tyle duży, że mógł sam podejmować decyzje. Nawet jeśli jej matczyna natura momentami chciała sprawować nad nim kontrolę i ochronić go przed całym złem tego świata, to logiczna część jej "ja" wiedziała, że musi mu pozwolić na swobodę.
Sama Flore już po wejściu do sali uśmiechnęła się widząc uśmiech towarzysza. Podejrzewała, że jako ludzie mogliby uchodzić za osoby na dobrej drodze do alkoholizmu, ale kto by się przejmował, kiedy napój ten był tak wyśmienity? Na pewno nie ona, w związku z czym z wdzięcznością przyjęła kieliszek. Wypiła napój delektując się jego smakiem, zanim szkło podzieliło los innych i roztrzaskało się o podłogę.
- Oficjalna etykieta nic nie mówi na temat zlizywania alkoholu z podłogi - zaśmiała się krótko. Oczywiście zanim przygarnęła drugi kieliszek - Ale jeśli zapasy się skończą możemy to rozważyć.


@Merlot Chardonnay

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Kryjówka była dobrym miejscem. Przynajmniej z założeń. Ona miała obserwować wszystkich, a oni niezbyt ją widzieć. Nie przewidziała oczywiście tego, że pewien wilk nie będzie miał najmniejszych problemów, żeby ją tu wywęszyć. Zapewne nie było to aż tak trudne, w końcu każdy zapach miał bardzo charakterystyczny. Głównym plusem było to, że nie dała się zaskoczyć, a jedynie roześmiała cicho, słysząc głos za sobą. Pogratulowała sobie faktu, że szpilki podwyższyły ją o przynajmniej 15 centymetrów.
- Witaj wilczku. - uśmiechnęła się szerzej, może trochę niesłusznie, ale cóż poradzić, skoro w jakimś stopniu od lat traktowała go jako pewnego rodzaju ochroniarza. W końcu wiedział, czyż nie? Dlatego nawet nie drgnęła, czując wargi na szyi. A prócz tego łatwo było odróżnić wilka od ludzkiej części, przynajmniej teraz. Przy wilku zresztą bardziej uważała na słowa niż przy człowieku. - Flirciarz. Uważaj, bo uwierzę, że faktycznie króluję w Twoich snach. - roześmiała się, odwracając do mężczyzny i oferując mu lekki pocałunek w kącik ust, idealny na przywitanie.
- Zaraz tam obmacywać. - wygięła zabawnie wargi, słysząc głos Elisabeth. - Witaj. Liczę na spokojny wieczór. - przewróciła oczami, śmiejąc się do kobiety. - Skoro już wydałeś moją kryjówkę Marcusie, czas przywitać się z innymi znajomymi. - zaproponowała, lustrując towarzystwo.
W pierwszej chwili dostrzegła Wiatr i nawet skierowała się w jego stronę z kurtuazyjnym powitaniem na ustach, zanim nie dostrzegła kolejnej osoby. Najpierw spojrzenie padło na szaty, przez co mimowolnie się uśmiechnęła, choć trochę krzywo mimo wszystko. Czasem po prostu za dużo miewała w głowie. A potem wzrok padł na twarz delikwenta i aż sapnęła.
- Wei Liu... - zabolało. Bardzo nawet, że nigdy nie odpisał, ale w końcu, nie miał tego obowiązku. Przynajmniej był tu cały, zdrowy i do tego żywy. Klepnęła Marcusa w ramię, żeby mu pokazać, gdzie idzie i zaraz potem ruszyła w stronę Azjaty.
Może nawet dobrze się stało. Po spotkaniu z Louisem w altanie miała mieszane uczucia i sama nie była pewna, czy aby na pewno chce toczyć z nim kolejne dyskusje. Nawet jeśli na balu była bezpieczna przed zbyt długim językiem, tak jeśli w grę wejdzie alkohol...
Przebiegła obok Louisa. Tak, zdecydowanie, jeśli ktokolwiek był w stanie biec po parkiecie w 15-centymetrowych szpilkach na platformie, to była to Selena. Czy raczej Bai Lian, zważywszy na to, że do czasów wojny tak się właśnie przestawiała. Louis natomiast mógł zauważyć coś, czego wcześniej nie widział, z racji strojów - fazy księżyca na kręgosłupie na pewno znał, od dawna je miała. Jednak suknia odsłaniała coś jeszcze: symbole wiatru i smoka, których wcześniej tam nie było. Do uszu Weia mogły natomiast dojść dźwięki obcasów, a potem głos przebijający się lekko przez gwar tłumu, z idealnym chińskim akcentem.
- Wei Liu! - a potem plask. Prosto w pierś. Niezbyt silny, nie ukrywajmy tego, w końcu wcale nie chciała zrobić mu krzywdy. - Jak mogłeś mi nie odpisać, że żyjesz! - pretensja w głosie, bardzo uzasadniona, a sekundę później zwyczajnie objęła go za szyję, mocno się przytulając. Azjatka nie powinna być aż tak ekspresyjna, ale maski Sel już dawno pękały w szwach. Trudno!
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś. - chociaż jeden ciężar z niej spadł. Pachniała tak samo, jak gdy widzieli się ostatni raz, choć były tam nieco inne nutki. Pewnie perfumy, bo cóż innego.

@Marcus Wijsheid
@Louis Moreau
@Wei Liu

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.

Claude Van der Eretein

Claude Van der Eretein
Liczba postów : 119
Kultura jest tym, co sprawiło, że staliśmy się czymś innym niż tylko przypadkowym wydarzeniem w przyrodzie.*

Chociaż Claude Van der Eretein był mężczyzną obytym, o wykształconym niemal w pełni charakterze, z własnymi upodobaniami i własnym zdaniem, nadal pozostawał młodzikiem w świecie do którego należał. Zrodzony z wampirzych rodziców, odczuwał upływający czas inaczej, i gdy dla ludzi mijała dekada, on czuł się tak, jakby minął rok.
Nawet dziś, stawiając się w wyznaczonym w zaproszeniu miejscu, o wyznaczonym czasie, mijając starszych od siebie przedstawicieli wampirzego rodu, czuł się tak, jakby czas zwolnił, lecz tylko dla niego.
Samochód zaparkował w niedalekiej odległości, z dala od oczu tych nieco bardziej ciekawskich. Dlaczego? Otóż nie był sam.
Gasząc silnik odwrócił się do towarzyszącego mu, siedzącego na miejscu pasażera mężczyzny i unosząc dłoń, musnął palcami jego policzek.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział, chociaż wcale nie musiał - Wyglądasz naprawdę dobrze. - skomplementował przyjaciela.
Obaj prezentowali się świetnie - idealnie skrojone smokingi leżały na nich jak drugą skóra. Claude zdecydował się na klasyczną czerń. Nieskazitelna biel koszuli odznaczała się w mroku, czarna muszka pod szyją stanowiła odcięcie od bladej skóry Francuza. Pas hiszpański mocno ściskał brzuch, nadając jego sylwetce dodatkowej smukłości a włosy, dziś elegancko ufryzowane, opadały ciemnymi falami na ramiona.
Posłał kochankowi uśmiech. Być może nie powinien zabierać go ze sobą... Lecz któż powiedział, że Shin powinien czuć się gorszy?
- Gotowy? - zapytał jedynie z grzeczności, pochylając się w jego stronę i składając na policzku pocałunek.
Tak naprawdę nie interesowało go zdanie przyjaciela. Nie dziś, nie teraz. Jeszcze w zaciszu mieszkania ustalili pewne zasady a zagubiony, dopiero co wprowadzany do mrocznego świata Paryża Shin najzwyczajniej na świecie musiał oprzeć się na kimś, kto ten świat zna, kto w tym świecie się urodził.
Wiedzieli o sobie wszystko. Prawda wyszła w końcu na jaw i w imię relacji przyszło im zaakceptować dziką naturę. Claude czerpał ze znajomości korzyści, tak samo jak Ayato. Były one jednak niewspółmierne, bowiem ciężko porównywać potrzeby dwóch osób, pochodzących ze skrajnie różniących się środowisk.
- Spotkamy tam zapewne moją matkę i ojca. - powiedział już poważniej, odsuwając się od niego - Nie chciałbym, by pomyśleli o mnie źle. - dodał, wyciągnął rękę, wsunął palce pod kołnierzyk Japończyka i szarpnął za skrytą pod nim obrożę - Zachowuj się dobrze, a spotka cię nagroda. - ostatnie zdanie wypowiedział już łagodniej.
Nie mogli przedłużać tej chwili, dlatego Claude wysiadł pierwszy i rozejrzał się po okolicy. Wypuszczając z samochodu Shina, nie odezwał się do niego ani słowem. Byli gotowi na bal, zatem jeśli nikt lub nic ich nie zatrzymało, udali się prosto do rezydencji.
Claude oddał swój płaszcz obsłudze i od razu sięgnął po kieliszek z szampanem, szukając spojrzeniem rodziców. Jasne oczy przeskakiwały z twarzy na twarz, lecz jak na złość nigdzie nie widział ani pięknej matki, ani ojca o egzotycznych rysach.
Ukradkiem zerkał też na Ayato, zwracając mu cicho uwagę by nie oddalał się zanadto, bowiem każdy z zebranych, chociaż o pięknej aparycji, był w głębi serca śmiertelnie niebezpiecznym drapieżnikiem.

Niech żyje bal~

@Ayato Shin


* słowa zapożyczone od André Malraux

Merlot Chardonnay

Merlot Chardonnay
Liczba postów : 100
Tak, on osobiście również preferował spędzanie wieczorów i nocy w domu, przy pianinie, z kieliszkiem (a właściwie to z całą butelką) wina pod ręką. Skoro jednak nadarzyła się doskonała okazja do wyrwania się choć na chwilę z tej rutyny - żal było nie skorzystać. Zwłaszcza, że w zasadzie i tak miał spędzić ten czas przy muzyce i alkoholu, więc właściwie nie odbiegało to aż tak bardzo od tych jego swoistych rytuałów. No i cóż… Byłby głupcem, gdyby nie skorzystał z okazji oglądania Flore w wieczorowej sukni. Może i nie widział jej w pełni, ale i tak mu to nie przeszkadzało. Przyzwyczaił się do tego, że widzi wszystko inaczej niż większość ludzi i nadnaturalnych. Może i nie widział kolorów, ale dostrzegał piękno.
- Rok? Chyba miałaś na myśli najbliższą dekadę - stwierdził, unosząc lekko jedną brew. On był rodzinny i bywał nadopiekuńczy, ale Flore… ona była już na innym poziomie nadopiekuńczości. Merlot podejrzewał, że mogło to być spowodowane tym, że kiedyś była człowiekiem. Zupełnie inaczej patrzyła na dzieci i dojrzewanie. Tak, to musiało być to.
W sali swoją uwagę skupił raczej na zgromadzonym w pomieszczeniu towarzystwie niż na samym jego wystroju. Właśnie dlatego nigdy nie próbował leczyć achromatopsji. Świat w odcieniach szarości nie rozpraszał aż tak bardzo uwagi. Mógł przyjrzeć się mniej lub bardziej znanym twarzom i nie przeszkadzał mu w tym mieniący się brokat czy połyskujące złotem ozdoby. Świat w kolorach… bywał zbyt chaotyczny. A on wolał prostotę. Przeniósł spojrzenie na swoją towarzyszkę i posłał jej uśmiech, słysząc komentarz o oficjalnej etykiecie. Jak miło, że nadal doskonale się dogadywali.
- Etykieta może i nie, ale chyba mogłoby to naruszyć pewne... zasady zachowania - stwierdził ze smutnym westchnieniem. - O nie, nawet tak nie mów. Alkoholu nie może zabraknąć. Co to by była za impreza? - mruknął, kręcąc głową i sięgając po kieliszek wina. To nie tak, że był alkoholikiem, ale… Cóż, pewnie właśnie nim był w oczach pewnej części wampirzej społeczności. Nie żeby jakoś szczególnie się tym przejmował.
Gdy tak rozmawiali, kątem oka zauważył znajomą twarz. Nie było to trudne, bo ich syn mógł się pochwalić godnym pozazdroszczenia wzrostem, dzięki któremu wyróżniał się w tłumie zgromadzonych.
- Spójrz tylko któż to się zjawił - powiedział, wskazując Flore ruchem głowy drzwi wejściowe, w których pojawił się Claude. I to nie sam.

@Flore Cerise
@Claude Van der Eretein ~ widzimy Cię ^^

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Kto by pomyślał, że dzielenie się z ojcem zdjęciami z zakupów na bal sojuszowy, zainspiruje go do tego, by wyciągnąć ją i Henriettę na świecznik, jako dwa skrzydła, blask księżyca i gwiezdny mrok nocy. Gdyby to zależało od niej, już by była skryta w piwnicznym cieniu Serca, omijając całą część oficjalną, sycąc oczy dekoracją, którą zaproponowała. Sahak postanowił jednak inaczej, dlatego stała po jego prawej stronie i omiatała spojrzeniem zebranych nieśmiertelnych, widząc wszystkich i nikogo konkretnego, ot uroki sceny. W odróżnieniu od swojej przyjaciółki wilkołaczycy, nawet nie sięgnęła po suknię. Czarny kostium bowiem składał się z półprzezroczystej czarnej koszuli i spodni wraz z trenem, które wyszyte były nicią z białego złota w wymyślne, eleganckie wzory. Czarna satynowa wstęga kołnierza biegła wprost do złociosto-czarnego pasa, eksponując rozlegle dekolt, którego ciemne tony skóry rozświetlone były olejkiem z domieszką złota. Włosy, którym zwykle pozwalała na pełnię swobody, związane były ciasno w dwa symetryczne dobierane warkocze, złączone z tyłu w fantazyjny kok przetkany złocistymi gwiazdami. Po rodowy kolor burgundu sięgnęła oszczędnie, w kolorze pomadki i podszycia trenu zdobiącego przestrzeń za rozłożystymi nogawkami spodni.

Wypiła wszystko i stłukła kieliszek ciesząc się, że ma dzięki temu wolne ręce. Pojawienie się Selene przyjęła z uśmiechem, co z niej byłaby za dyplomatka, gdyby nie wiedziała od kogo usłyszeli właśnie słowa podziękowania i uznania. Zaraz po odejściu wampirzycy uśmiechnęła się zawadiacko w kierunku Henrietty, postępując krok w tył i sięgając ku niej dłonią w zapraszającym geście.

– Pierwszy taniec mój wasza książęca mość. – przypomniała delikatnie i gdy tylko ujęła palce ukryte w białej rękawiczce, pociągnęła ją subtelnie ku sobie, by móc wpleść delikatną dłoń pod swoje ramię. Pochyliła się do jej ucha, by szepnąć kilka słów z dala od uszu postronnych, a następnie poprowadziła ją w dół ze sceny, by mogły zająć miejsce do pierwszego tańca.

_________________

Sponsored content


Strona 1 z 11 1, 2, 3 ... 9, 10, 11  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach