#2 Wei Liu & Louis Moreau - 12 XI 2022

2 posters

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
First topic message reminder :

Kolacja była wyśmienita zwłaszcza, że zakończona tak słodkim pocałunkiem. Wei z trudem oderwał się od jego ust. Bardzo go pragnął. Możliwe, że za bardzo. Był niesamowicie głodny jego bliskości, ale wolał już rozkoszować się towarzystwem Juna w ich zaciszu domowym.
Podróż do domu nie trwała długo. Tym razem Wei poprosił, by Jun prowadził więc mógł podziwiać widoki nocnego miasta. Nie mógł ukryć, że było pięknie oświetlone. Miał tyle miejsce, które chciał móc odwiedzić wraz z Wiatrem skoro już razem mieszkają. Wcześniej też tak robił W Anglii starał się go wyprosić o jakieś wspólne wypady w jakieś interesujące miejsca, by nie siedzieć ciągle w kamienicy.
Gdy tylko zaparkowali, wysiadł i skierował się do holu. Noc była jeszcze dosyć młoda. Do świtu było ponad kilka godzin. Nie był też jakoś specjalnie zmęczony. Z chęcią jednak skorzystałby z basenu... Albo wspólnej kąpieli? Nie chciał tego wieczoru się zbytnio oddalać od Juna.
- Odrobina alkoholu i może pójdziemy popływać? Co ty na to? - spytał się go z uśmiechem, bo choć był już tutaj dwa tygodnie, to na basenie był może z raz, bo mimo wszystko nie przepadał za tym by chodzić samemu, ale nie chciał się narzucać Louisowi. Wei miał wolne więc zagospodarowanie całej nocy nie było łatwe. Często więc czytał coś albo siedział na komputerze. Wychodził na spacery bądź do jakichś kawiarki, które były do późna otwarte. Dwa razy udało mu się wyskoczyć do kina...
- No chyba, że mój wspaniały Cesarz ma inne plany? - mruknął z zaciekawieniem i bezczelnie uwiesił się mu na szyi, do której sięgnął ustami, bezczelnie ją zaczepiając, rozkoszując ją nagłą miękkością. Ot pieszczotliwie, by bardziej nakłonić go do swojej woli. Doskonale wiedział, że Louis lubi pochlebstwa. Ciężko było nie zauważyć.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122

- Mogę nawet teraz. - wypicie krwi tylko troszeczkę Cię osłabiło. Nadal miałeś dość sił, aby podnieść syna, niejako uniemożliwiając mu odsunięcie się od Ciebie. Desperacja w jego głosie nie zdołała Cię zniechęcić, wręcz przeciwnie.
Pomimo drapnięcia, uśmiechnąłeś się do niego, ot szeroko i ciepło, nie odrywając oczu od zarumienionego lica. Pomimo wstydu za własny czyn, byłeś szczęśliwy z powodu szansy.
- Zaraz Cię postawię, ale jeszcze nie teraz. - tak więc przez moment nieśmiertelny ani myślał o ustępowaniu: pójściu na basen owszem, ale na “jego” warunkach.
Wei oczywiście mógł oponować bądź skorzystać z chwili i oprzeć się wygodnie, odetchnąć, odpocząć - zwyczajnie uporządkować myśli, aż oprawca nie przeszedł przez kolejne pomieszczenia do miejsca docelowego, którym był podziemny basen: spory jak na gabaryty lokum, ślicznie oświetlony, z miejscem na rozstawienie leżaczków oraz pseudo fontanną: płaskim poziomym otworem w ścianie, z którego wylewała się woda do basenu, tworząc coś na wzór układu zamkniętego. Całość miejsca zdobiły przepiękne kafle ze złotymi zdobieniami oraz zielone rośliny w ślicznie zdobionych donicach. Charakter pomieszczenia mocno nawiązywał do klimatu rodem z Azji – cesarskiego pałacu.
- Wszystko w porządku? - spytałeś z troską w głosie, gdy już odstawiłeś młodszego nieśmiertelnego na ziemię. Wei miał rację, należało pozbyć się krwi z ubrań, chociaż ta niewątpliwie tworzyła przepiękny kontrast.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453

Nie odsunął się więc, a przylgnął do swojego Stwórcy. Objął go mocno, jak małe dziecko, zawstydzony i nadal oszołomiony tym co zobaczył. Nie oceniał. Nie komentował, ale niektóre fakty, szczególnie dotyczące jego był krępujące. Ach... Rozglądał się jednak jak Louis go zanosi na basen. Uwielbiał to miejsce, było takie spokojne. Niekiedy przychodził tutaj posiedzieć gdy Juna nie było w domu.
Teraz jednak chętnie leżał głową na Jego ramieniu i pomrukiwał cicho. Uwielbiał uwagę i bliskość Wiatru. Działała na niego kojąco. Przy nim się czuł jakby naprawdę nie musiał się niczym martwić.
- Tak Jun... - mruknął z uśmiechem gdy w końcu stanął na nogi i pociągnął go w stronę pryszniców, które był w małym pomieszczeniu obok. W końcu przed wejściem na basen dobrze było się opłukać. Wei powoli zaczął się tam rozbierać z wilgotnych ubrań od krwi i łez.
- Nadal wydaje mi się jakby to wszystko było snem... - powiedział cicho stojąc do Louisa plecami, prawie nagi, tylko ze spodniami, które prędko opadły na posadzkę. Niepełny tatuaż jednak był teraz znowu bardzo widoczny. Oznaczał samotność. Krzyk pośród pustki, który szukał odpowiedzi, kontaktu.
- To za piękne by było prawdziwe.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Nagość i wspólne kąpiele od zawsze stanowiły ważny element azjatyckiej kultury. Chiny, Japonia, Korea – nieistotny był region – w każdym prosperowały publiczne łaźnie, gdzie jedynym podziałem był oczywiście ten ze względu na płeć. Z tego tytułu oraz kilku innych, nie onieśmielił Cię widok negliżu Weia. Stanowił on niejako chleb powszedni, po który z wiadomych względów nie śmiałeś od razu sięgać. Póki co przyjąłeś nieme zaproszenie do wspólnego obmycia ciał z krwi przed spektakularnym wskoczeniem do przyjemnie chłodnej wody w basenie. 
Sprawnym ruchem odpiąłeś paski po bokach marynarki, a potem guziki przy szyi. Krwawe ślady, na które spojrzałeś po jej zdjęciu faktycznie przypominały anielskie skrzydła - pięknie pozbawione piór z zaledwie kilkoma strzępkami w dowód ich dawnej świetności. Chętnie byś takowe przyodział, stając się prawdziwie upadłym demonem, któremu nie dane było zaznać blasku ani chwały słońca. Nie było Ci ich żal, skoro w zamian otrzymałeś o wiele więcej, niżeli byłeś w stanie przypuszczać. W Twoim odczuciu była to wymiana warta swej ceny.
- Wiem, że nadal jesteś zły i możesz mieć problem z zaufaniem, ale to na pewno nie jest sen. - dzięki rozmowie z Marr, Jun już tak się nie wzdrygał, słysząc swoje imię, więcej: było to dla niego nie lada zaszczytem móc usłyszeć przyjemnie miękki dla ucha wydźwięk na języku i ustach Weia.
Pieszczony subtelną mową z uśmiechem podszedł bliżej, aż nie stanął centralnie za wampirem. Nabrawszy wody w dłonie, rozlał ją po ramionach i plecach, po których nieustannie spływały letnie krople z natrysku. Zebrał je jeszcze kilka razy, aby pozbyć się wszelkich śladów ich niedawnej rozmowy: złości i bólu, bowiem płaczu zmywać się nie zamierzał, uznając go niejako za zbawienny aspekt, dzięki któremu obaj przeszli oczyszczenie na wielopoziomowym aspekcie: cielesnym teraz i duchowym wtedy. Po takim Katharsis można było naprawdę zacząć pielęgnować grunt i ten malutki wolniutko kiełkujący zalążek relacji wysunięty kapkę ponad poziom kupki ziemi. To, jak miał urosnąć dalej, zależało wyłącznie od nich – Ty jako jedna ze stron zamierzałeś dać z siebie wszystko, nawet jeśli wiązałoby się to z kilkukrotnym powtórzeniem tej samej czynności ucałowania niepełnego tatuażu.
Teraz znów do zrobiłeś, ale w nieco inny sposób, bo zamiast dotykać ustami, zacząłeś dorysowywać brakujący element koniuszkiem palca.
- Mówisz to Ty, czy Twoje demony? - szept nie mógł nie pojawić się w dzisiejszym epizodzie – Jun za bardzo słynął ze swoich zagrywek, chwilowo jednak pozbawionych wszelkich podtekstów. Obecnie przez mężczyznę przemawiała przede wszystkim troska o drugą stronę: jej komfort, bezpieczeństwo i samopoczucie – w skrócie: o ten ludzki aspekt, którego nie należało ignorować, choćby i minęło tysiąc lat nieśmiertelnego życia.
Był zbyt piękny, aby go roztrwonić i cenny, ponieważ stanowił istotę prawdziwego życia łączącego chaos z porządkiem. Bez nich cały sens zanikał, a wraz z nim radość i chęci - pozostawał wówczas smętny marazm, którego długotrwały wpływ w większości prowadził do tego samego – zguby lub śmierci.
Jako że nie chciałeś o tym myśleć ani nawet rozważać, skupiłeś myśli i ciało na przyziemniejszych rzeczach – na dotyku karku i ramion, wzdłuż których przejechałeś wolno palcami. 

@Wei Liu
 


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Nigdy nie wstydził się wspólnych kąpieli. Było to czymś kompletnie normalnym. Nagość go nie onieśmielała... No chyba, że stał blisko Louisa. Kochał go więc widok jego osoby w negliżu był bardzo przyjemny.
Dla Weia, Wiatr, był aniołem. Wybawicielem. Wszak uratował mu życie. Nie musiał tego robić. Nie był do tego zobowiązany. Mógł go porzucić i zostawić na śmierć, a jednak tego nie zrobił. Ze swojej strony nie mógł powiedzieć o nim nic złego. Okres przy Louisie był jego najprzyjemniejszym. Często wracał tam myślami, w te wspomnienia. Teraz miał ich jeszcze więcej z tego spokojnego okresu.
- Nie jestem zły, Mój Qilinie, ani tym bardziej nie mam braku zaufania. To bardziej obawa przed tym, że ci nie dorównam. - powiedział spokojnie, doskonale wiedząc co go gnębi. Nigdy nie wątpił w Juna, ale jego demony stanowczo obniżały samoocenę. Wątpił w siebie, nie w nieśmiertelnego smoka. Było mu wstyd gdy myślał, że nie omal się zabił... Że był tak bliski popełnienia tej zbrodni, ale wtedy, w tamtym okresie, nie widział innego wyjścia. Smutek i żal kompletnie go pochłonęły. Nie miał wtedy nadziei w sercu, a w nim zagościł mrok, który próbował nasycić tymi zbrodniami...
Mimowolnie zadrżał lekko gdy poczuł dłonie na plecach. Ciepła woda skutecznie zmywała ślady ich burzliwej rozmowy i ukojenia. Burza przeminęła i nastało spokojne niebo. Z lekkimi chmurami, ale nie zwiastowały one już takiego chaosu.
Wei chciał móc spróbować z nim być. Dał mu szansę, bo obaj na nią zasługiwali. Zamknąć przeszłość za sobą i zacząć wspólnie od nowa, iść razem ku przyszłości.
Dotyk na tatuażu sprawił, że sięgnął tam ręką, by ująć dłoń wampira i spleść z nim palce.
- Nie jestem pewien. Długo z nimi żyłem, może ja jestem tymi demonami opętany? - odpowiedział również szeptem, patrząc na wodę pod swoimi nogami. Jak krew rozpuszcza się, rozwadnia i znika. Nie było już po niej ani śladu.
- Nie wiem jak się ich pozbyć, Jun. Bardzo bym chciał, by zniknęły i dały mi spokój. Bym mógł w końcu odpocząć. - mruknął, odwracając się do niego i podchodząc by wtulić się w tors swojego Piekielnego Smoka. Nie jego wina, że wzięło go na czułości. Jakoś tak potrzebował tego w tej chwili. Tego fizycznego doznania, że to nie sen, a jawa. Prawdziwy świat, a Louis pragnął z nim być. Jego serce nadal mocno biło, podekscytowane słowami Juna, które odbijały się w jego głowie echem na tyle głośnym, że potrafił trzymać się tej nadziei.
Dopiero po chwili, gdy obaj zmyli z siebie cały trud dzisiejszego wieczora, ujął jego dłoń i pociągnął go w stronę basenu. Byli tu tylko we dwoje, bardzo romantycznie. Feniks pierwszy zanurzył się w wodzie, nurkując głęboko. Nie był świetnym pływakiem, ale lubił nurkować.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Z początku motywem rzekomego bohaterstwa było lenistwo – no przecież nie będziesz się go wypierał. Sposób na zebranie haremu, opieka nad nim i pomoc przynosiła wiele profitów. Kilkoma z nich były oczywiście uwielbienie ludzi, ich wierność i oddanie w niemalże każdej sprawie. W naturalnej kolei rzeczy to prowadziło do drugiego aspektu – krwi. Pod przysięgą dochowania tajemnicy śmiertelnicy z grupy często i gęsto pozwalali Ci na posilanie się ich osoczem, z czego oczywiście korzystałeś. Była to niezwykle opłacalna metoda zaspokajania głodu o obustronnych korzyściach, które z czasem zacząłeś zwać symbiozą. Taki związek z ludźmi bardzo ułatwiał Ci życie, a to, że w końcu zacząłeś żywić do nich szczersze uczucia... Cóż, pewnych kruczków nie dało się przewidzieć, choćby i spisaniem tysiąca różnych scenariuszy. Tak się po prostu działo i czy tego chciałeś, czy nie, musiałeś się z tym pogodzić. Akceptacja nowego stanu rzeczy przyszła naturalnie jako i w podobnym kolorze narodziła się sympatia do uratowanego wówczas chłopca.
- Dlaczego chcesz mi dorównywać, to bezsensu. Cenię Cię takiego, jaki jesteś. - miłość, wierność, oddanie – na pewne rzeczy było jeszcze za wcześnie - inne za to zaczynały powoli kiełkować. Chcąc przepędzić wewnętrzne obawy, Smok ponownie szepnął, jednakże o wiele ciszej niż poprzednio.
- Lubię Cię takiego, jakim jesteś. - kto chociaż odrobinę orientował się w azjatyckiej kulturze, powinien wiedzieć, że tego typu wyznania rzadko kiedy niosły ze sobą wyłącznie jeden przekaz. Nie stanowiły deklaracji, niemniej sprawdzały się doskonale w roli podwalin pod fundament, na którym mogło zagościć wiele rzeczy po drodze. Był to niewątpliwie spory krok od czasów ich pierwszego, pierwszego spotkania – na pewno od chwili wyjawienia głęboko skrywanych uczuć, po których nastały burza i deszcz.
Teraz już ich nie było - pozostało wyłącznie rześkie powietrze o bardzo charakterystycznym zapachu, oczyszczającym ciało i umysł.
- Może nie warto z nimi walczyć, a okiełznać? - stwierdziłeś, niejako nawiązując do własnej prośby skierowanej nie tak dawno do Feniksa. Czasami potyczki z potworami mijały się z celem: denerwowały i wypalały, zaś bestie wracały dalej. Co innego podjęcie próby rozmowy, ba oswojenia i przeobrażenia ich na swoje podobieństwo. Powstałe w ten sposób elementy mogły znacząco wzbogacić już istniejące jestestwo: uodpornić je na ataki fizyczne lub ocalić przed pokruszeniem – dajmy na to delikatnej duszy i kryształowego serca.
Finalnie coś, co pchało do tej pory Weia do złego, mogło go od tego samego w przyszłości odepchnąć, ba, nawet odsunąć od nowych demonów i nowych złych myśli, które, o ile w ogóle, zaczną dręczyć jego delikatny umysł. Proces ten śmiało nazwałbyś: adaptacją.
- Na razie będziesz odpoczywać przy mnie. - drobna sugestia, a może rozkaz – raczej coś łączonego jak na Cesarza przystało. Towarzyszył temu uśmiech i mocne przytulenie drżącej duszy do piersi, pod którą rozchodziła się kojąca pieśń rytmicznych uderzeń serca. Wyłapałeś? Jego takt zsynchronizował się z Twoim.
Jun zastygł w przyjętej pozycji na dobrych kilka minut, poświęcając je na subtelne gładzenie pleców, karku i głowy pisklęcia, któremu nie odmówił także ckliwego cmoknięcia w samiutki czubek. Do basenu ruszył, dopiero upewniwszy się, że stres opuścił zarumienione ciało. Kolejne sekundy wampir przeznaczył na podziw zanurzonego i wynurzonego Feniksa. Nie ukrywał, że takie widoki mocno karmiły wyobraźnię, ale nie dał się im sprowokować. Zaraz cofnął się do tyłu i ruszył w przód, aby z rozpędu skoczyć do wody. Po wypłynięciu na powierzchnię mężczyzna zaczesał mokre włosy do tyłu, ukradkiem zerkając na towarzysza, od którego dzieliło go zaledwie centymetry.
- I co teraz? - tak więc kiedy już je pokonałeś po wykonaniu skoku, rzuciłeś krótkim zaczepnym pytaniem, stojąc przodem i patrząc centralnie w ciemne ślepia Feniksa. Wokół nie było nikogo prócz nich, zaś ciszę przerywał szum spadającej wody.

 @Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Mimo wszystko zanim Wei był jakkolwiek zdatny do użytku dla wampira, to chorował. Leki tanie nie był, jakiekolwiek. Nie musiał się nim zająć, mógł po prostu znaleźć kogoś łatwiejszego, ale dla Cesarza kwota nie musiała grać znaczenia.
Wei myślał wtedy inaczej. Nadal tymi ludzkimi problemami. Dla niego wtedy było niepojęte, że ktoś chciał się nim zając z własnej woli. Dlatego był tak wdzięczny i w porównaniu do innych, po prostu pokornie nie pragnął wygód i luksusów, a po prostu możliwości choć trochę być bardziej użytecznym. Nie był kimś kto mógłby usiedzieć w miejscu. Zawsze musiał coś robić, ale Azjaci mieli to do siebie, że byli nader pracowici. Nawet ci z lepszych rodzin, gdzie w Anglii akurat ci bardziej zamożni stronili od męczenia się. Inna kultura, inne obyczaje, dlatego Jaśmina było wszędzie tak pełno i jego zapach niósł się wszędzie, po całym domu.
Przyjęcie do wiadomości, że Louis i jego brat o Selena są wampirami, nie było dla niego łatwe, ale nie ze względu na strach przed nim. Był to szok ze względu na to, że niektóre z legend jednak mówiły prawdę. Wei ufał już wtedy Louisowi i było dla niego łatwym to zaakceptować gdy te sprzeczności w końcu zniknęły.
- Nie wiem. Po prostu czuję się dość osobliwie, gdy mam twoją uwagę dla siebie. Nie jest to nieprzyjemne, skądże, nawet bardzo mi się to podoba, ale demony szepczą czy powinienem cię sobą obarczać? - powiedział cicho do niego, bo bał się, że nie będzie dostatecznie dobry dla Cesarza. Nie było to spowodowane aktualnymi faktami jakich się dowiedział ostatnio. Już wcześniej, w Anglii, tym się wszystkim zadręczał...
Kolejna wypowiedź Wiatru sprawiła jednak, że mimowolnie przeszedł go dreszcz i zawstydził się. Wei doskonale wiedział, że chociaż tyle wystarczało, by na chwilę te demony uciszyć. Wei nie odważyłby się publicznie przyznać do miłości do Louisa. Nie ze wstydu, a z powodu chęci ochrony go, ale i również dlatego, że te słowa należały tylko do uszu Juna. Nie musiał nikomu nic udowadniać.
- Okiełznać? Demony? Jak mam to zrobić? - spytał się go ciekawy w sumie odpowiedzi. Chciałby poznać sposób jak je zagłuszyć albo wyciszyć. Nie chciał być już przez nie gnębiony. Nie chciał już słyszeć tych paskudnych szeptów... Pragnął spokoju umysłu, by móc cieszyć się życiem u boku Juna.
- Nie zamierzam tego zmieniać. - przyznał mu z lekkim uśmiechem, bo jednak towarzystwo Wiatru w łóżku bardzo go uspokajało, a już zwłaszcza gdy mógł się do niego przytulić. Tyle do szczęścia było mu potrzebne. Nie wymagał za dużo, prawda?
Kolejną rzeczą, której nie mógł sobie Wei odmówić było właśnie tulenie. Bliskość Qilina była dla niego zbawcza. Objęcia otulały go i zamykały tak przyjemnie, że wsłuchując się w jego serce był w stanie się skupić na tej chwili. Tu i teraz. Szczególnie gdy ich serca biły tym samym tempem.
Woda w basenie przyniosła orzeźwienie i ostudzenie. Nagi i mokry Jun sprawiał, że kłębiły mu się w głowie niegrzeczne myśli.
Wynurzył się, akurat gdy Wiatr zanurzał się w wodzie. Obserwował go z zachwytem i czekał aż podpłynie bliżej. Feniks uśmiechnął się zawadiacko i zaraz prędko zanurzył się w wodzie. Złapał Qilina za nogę i pociągnął pod wodę. Dopiero wtedy podpłynął bliżej i ostrożnie wpił się w jego usta. Znalazł się nad nim więc przyparł go do dna basenu, usadawiając się na jego biodrach przez chwilę. Po dłuższej chwili, gdy jednak zabrakło tlenu, wynurzył się z wody, pociągając Juna za dłoń, którą złapał. Na powierzchni objął go w pasie i przyciągnął do swojego ciała.
- Co teraz? Należysz do mnie... - odparł z rozbawieniem i delikatnie ukąsił go w ramie, ale nie wbijał kłów. Ot pieszczotliwe, a zaraz polizał to miejsce z wyczuciem. Chciał móc go całego oznaczyć, ale cholerna wampirza regeneracja dość prędko wszelkie ślady usuwała...

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Hiperaktywność nigdy nie była Ci przeszkadzałką - ba, stanowiła całkiem przyjemny dodatek do monotonii codziennej egzystencji. Ceniłeś takie podejście: energię, radość i chaos, które kryły się pod płachtą rozmarzonych ocząt. Sam daleki byłeś od przyjęcia statusu osoby statycznej: raz poważny, czasem stanowczy – w większości jednak kapryśny i nieprzewidywalny, niczym typowy górski wiatr. Opisanie Cię jednym słowem nie miało racji bytu – natomiast próba ujarzmienia – to już zupełnie inna kwestia. Zależnie od nastroju i chęci mogłeś zarówno ułatwiać jak i utrudniać próby okiełznania Twojej niepoczytalności. Na plus na pewno przemawiały dobrze dobrane argumenty i niejako słabość do pewnych jednostek – w tym i do Weia.
O historii ich spotkania wiedziało niewielu – i tak pewnie pozostanie, gdyż obaj nie widzieli sensu rozpowszechniania tej opowieści na osoby trzecie. Wszelkie koszty związane wówczas z utrzymaniem chłopca nie stanowiły problemu dla kogoś, kto po swoich kieszeniach chował całkiem pokaźne ilości bogactw – jak się potem okazało, odgrywających drugorzędną rolę. Ponad nią zawsze stało coś jeszcze: oczywiście wygoda definiowana posiadaniem haremu, ale nie tylko - najważniejsze były wierność i szczerość. Gdybyś więc zapytał, czym tak naprawdę kierował się potwór, ratując Cię, powiedziałby: Twoim prawdziwym pragnieniem walki o życie. 
To, że z czasem doszło do tego coś jeszcze...
- Jak chcesz, potrafisz być drapieżny... - wszystko potoczyło się bardzo szybko: zanurzenie, wynurzenie, chwyt i ponowny powrót pod wodę. Wbrew temu, co sugerowały legendy, wampiry i wilkołaki potrzebowały tlenu do życia - stąd konieczność zaczerpnięcia wdechu nigdy nie mijała.
Co innego chwila...
Pocałunkiem odpowiedziałeś na pocałunek, a przyszpileniem do dna, ułożeniem rąk na biodrach. Ponownemu wypłynięciu na powierzchnię towarzyszył syk przez w pełni wysunięte podwójne kły. Kusiło Cię, aby raz jeszcze dobrać się do warg, lecz Feniks Cię uprzedził, oznaczając fragment przynależnego mu terenu. Uśmiech wpełzł na twarz, a palce chwyciły odrobinę mocniej pozlepiane mokre włosy.
Właśnie w ten sposób Wei... - na pytanie jak wampir mógł zawalczyć ze swoimi demonami, Jun odpowiedział dokładnie tak - drapieżnością na drapieżność: wolą walki na szydzenie. Azjata nigdy nie wątpił w siłę Feniksa - ujrzał ją wtedy i widział teraz. Wystarczyło, tylko aby wynieść ją na wyższy piedestał, na który nie ośmieli się wejść żaden duch, a jeśli nawet, to ze świadomością szybkiego strącenia z powrotem do piekieł.
Wszak czyż Feniksy nie były Panami Niebios?
- Uznaję, że to akceptowalna forma przeprosin? - dla podkręcenia atmosfery specjalnie zaszydziłeś w swoich słowach. Uśmieszek nie schodził Ci z facjaty, podobnie ckliwe ciepło mieniące się w oczach.
Dostąpiwszy zaszczytu odbicia piłeczki, uniosłeś twarz Weia dwoma palcami pod jego brodą, aby połączyć usta w kolejnym pocałunku. Miękko i z wdziękiem delektowałeś się błogą słodyczą przeplecioną z domieszką wody z basenu – niewielki to był problem, raczej ciekawy dodatek, przyspieszający pracę trybików w umyśle. Nie marnując czasu pociągnąłeś go za sobą - siebie blokując przy krawędzi. Ręka pod brodą zjechała wzdłuż tamtego miejsca, aż nie spoczęła na piersi – wtedy za jej śladem powędrowały wargi, kolejno spijając każdą z kropelek na skórze. 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Jaśmin wszędzie się wciskał. Nie był wścibski, ale też nie potrafił wysiedzieć na miejscu. Gdy już wrócił do zdrowia, nawet ubytek krwi go nie zatrzymywał. Z początku oczywiście nie było zbyt przyjemnie, ale z czasem przyzwyczaił się i nie odczuwał dyskomfortu, a później nawet było to przyjemne. Nawet będąc człowiekiem, Wei nie odmawiał sobie gryzienia Louisa. Nie mocno oczywiście, ale uwielbiał go kąsać. Zostawiać ślady o których znaczenia wiedział tylko on... Wcześniej jednak to było zauroczenie, a dopiero potem przerodziło się w żarliwe uczucie.
Dobrze jednak wiedział, że nie był w stanie wtedy ujarzmić Wiatr. Był zbyt dziki, zbyt wolny, a Wei nie chciał mu tego odbierać.
Feniks zwierzył się ze swojej historii tylko swemu przyjacielowi. Podczas pobytu w Chinach miał aż jednego. On wiedział wszystko i niejednokrotnie starał się wybić Weiowi z głowy tą miłość do wampira, który przepadł. Bezskutecznie. Wei był zbyt wierny tej jednej osobie, za którą tak tęsknił...
Wei niekiedy miał odpały, które ciężko było kontrolować. Niczym ogień rozpalał się gwałtownie i trwał w tym stanie póki miał odpowiednie bodźce, nakręcające go do działania. Jun był dla niego niczym benzyna. Podsycał każde pragnienie. Miał do niego taką słabość, że wiele by mu wybaczył... Choć zdrady na pewno nie. Na to Wiatr musiał uważać. Wei nie chciał już musieć tego ponownie przeżywać.
Zawsze Weia interesowało czy mógłby się utopić... Oczywiście nie sprawdzał tego na sobie, ale słyszał, że nie do końca by go to zabiło. Wieczny sen w całkowitej ciszy też mu przechodził przez głowę gdy był bliski targnięcia się na swoje życie. Teraz jednak miał po co żyć...
Smak ust Louisa był słodki, zawsze. Szczególnie gdy należały tylko do niego. Przynajmniej na tą chwilę...
- Tak. Bardzo akceptowalna. - mruknął poważnie i z chęcią wrócił do przyjemnego pocałunku. Poczuł przyjemny dreszcz, który przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa. Dreszcz ekscytacji. Serce znacząco przyspieszyło, zdradzając w jakim jest stanie teraz. Przyparł go do ściany basenu gdy się już przy niej znaleźli i kolano wsunął między jego nogi, by mu czasem nie uciekł. Na to by nie pozwolił.
Ciche westchnięcie uciekło z ust Jaśminu na te wspaniałe pieszczoty. Nawet chętnie odchylił głowę, dając mu lepszy dostęp. Zaraz jednak przylgnął swoim ciałem do Jego i przejechał paznokciami po bokach jego torsu, tak delikatnie, by pobudzić, aż złapał go za biodra.
- Może dokończymy to co zaczęliśmy wcześniej hmmm? - wymruczał łapiąc go jedną ręką za włosy, którą lekko pociągnął do tyłu by zmusić go do spojrzenia mu w oczy. Wei oddychał prędzej, z pomrukiem kąsając go po brodzie, szczęce aż uciekł na szyję i zakazany owoc, który również lekko dziabnął. Och diabeł znał jego słabości...

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Cesarski Smok, Qilin, Wiatr – czy jakkolwiek byś go nie nazwał, nie śmiał oponować przed nachalnym wciskaniem nosa. Często, gęsto i chętnie korzystał z co ciekawszych okazji, aby pochwycić niczego nieświadomą ofiarę, a potem zaciągnąć w sam środek swojego leża. Dalej wszystko toczyło się samoistnie: nocami dominowała namiętność, czułość, drapieżność i delikatność - wszystko to, czego pragnęło ciało i umysł, a o co niekiedy prosiła również dusza. Choćbyś fantazjował o największych perwersjach, przed nim nie miałeś powodów się wstydzić - nie było bowiem czego. Smok jasno narzucał granicę, określając je mianem bezpiecznego słowa znanego tylko Wam. Wypowiedziawszy je, stopowałeś usta, język, zęby i dłonie - ciało Potwora wnet zamierało w bezruchu, oddając należną Ci przestrzeń osobistą. Pauzę mogłeś wykorzystać w dwojaki sposób: na zaczerpnięcie oddechu bądź całkowite przerwanie zabawy – opcja wznowienia wymagała już Twojej interwencji.
Natomiast kiedy to ktoś inny przejmował stery...


@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei nigdy nie miał okazji zwierzać się ze swoich fantazji. Właśnie z powodu tego, że nie widział powodu by obarczać go tymi wizjami. Wcześniej Louis był dla niego nieosiągalny. Ulotny jak Wiatr. Jaśmin wiedział, że był jednym z wielu... Nie śmiał nawet tego zmieniać.
Potem przyszedł czas rozłąki, a teraz nie było na to czasu, gdy wolał przejść do działania.



@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453


@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453


@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122


 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach