3.11 Louis & Tahira

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
2022/11/03
tahira darbinyan
& louis moreau


Od nieszczęsnego balu minęło ledwie mgnienie. Wiadomość zastanowiła ją, ale nie mogła zdecydowanie pozostawiać obojętnej. Specyficzna prośba mogła zostać spełniona od niechcenia, cudzymi rękoma, ale... czyż nie była to doskonała okazja, by poznać bliżej jedną z najbardziej tajemniczych person zasiadających za sterem tegoż okrętu, którym płynęli wieczni decydujący się na życie w Paryżu? Co prawda nie do końca odpowiadało jej miejsce, zbyt mocno kojarzyła operę z nudną zabawką europejczyków zdominowaną przez niemieckie wpływy. Albo balet... kto z taką lubością poświęca swój drogocenny czas na oglądanie męskich pośladków w spandeksowych rajtuzach i protez ujednolicających przyrodzenie do akceptowalnych przez widzów kształtów. Może gdyby w repertuarze zamienić Liszta z Puccinim... włoszczyzna to było jedyne, co było dla niej akceptowalne, lubiła słońce utkane w dźwiękach orkiestry, w mowie przywodzącej na myśl lazurowe wybrzeże. Jednak zadecydowano o rozlokowaniu dzieł inaczej, Garnier preferował męskie pupy i stanie na palcach. Zrezygnowała więc z terminu "po spektaklu" na "o północy" i przyszykowała zamówiony pakunek. Mimo bajzlu jaki panował w sklepie i życiu Tahiry, z fantazją zaopatrzyła się w elegancki złocisty kartonik, który przewiązała smzaragdową wstążką, a następnie umieściła w terminym plecaku, bardzo przydatnym wynalazku na przemieszczanie się po mieście.
Czerwony komplet otulał miękko jej skórę, dając komfort, którego potrzebowała w tej niecodziennej sytuacji. Do tego potężne słuchawki z musicalową nutą zamiast czapki, włos rozwiany, narzucony niedbale wełniany płaszcz w kratę, w kolorze pasującym do welurowego kompletu pod spodem... Elektryczna hulajnoga pozwoliła jej szybko przebyć niedługi w sumie dystans i stanąć u wrót opery, a konkretnie u bocznego wejścia dla artystów mniejszej i większej rangi. Zsunęła słuchawki i wyszczerzyła się do kamery, kilkukrotnie stukając w klatkę piersiową, by następnie tą samą dłonią wycelować palcem w sam środek elektronicznego oka.

Jestem i czekam upiorze z opery. Nauczysz mnie śpiewać?

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Los bywał przewrotny - szczególnie, gdy piastując stanowisko rzekomo Najwyższego, dla wielu pozostawałeś zagadką. Stojący na uboczu, grzeczny, wiecznie czujny, elegancki - obserwator - tym właśnie byłeś - chodzącym w cieniu, nie, tańczącym na wietrze bytem, którego stopy nie stykały się z podłożem. Wodzony na pokuszenie - zapachem i smakiem kryształowych jabłek - niejako i uwodzący zarazem: abstrahując od balu, wydarzeń i chaosu, którym okryła się calutka posesja oraz wielu wydarzeń "po", z radością wysłałeś ręcznie spisany list - na wysokiej jakości papierze o zapachu słodkiej wanilii. Wyalaleś go z nakazem doręczenia do rąk własnych, uprzednio wiadomość zwijając w cieniutki rulon, następnie schowany do drewnianej, ręcznie zdobionej tuby. Wydrążone weń motywy chińskiego smoka owiniętego wokół przedmiotu i śliczna perlowo-zlota wstążka powinny uchylić rąbka tajemnicy o Twojej osobie tym, którzy kiedykolwiek mieli styczność z chińską kulturą.
Przybyła tajemnicza dama - wróżka chciałoby się rzec - przybyła pod wrota do nieznanego świata. Wielu podzielało jej mindset: opera nudziła, schodziła na psy - a gdyby odwrócić punkt widzenia na... Tsk... Ktoś w okienku powinien nacisnąć klamkę. Problem w tym, że nikt za szkłem nie siedział - placówka była zamknięta - wyłącznie z pozoru. Drzwi otworzyły się, zupełnie jakby ktoś sterujący mechanizmem zamków - bez obaw, to nie była technologia najwyższych lotów - zamiast siedzieć na zewnętrznym stanowisku, grzał pośladki w środku. W taki czy inny sposób przed Tahirą wyłoniła się drogą - króciutki korytarz, oświetlony ciepłą barwą kinkietów ścianach. Prowadził kapkę w głąb - ot przed siebie - po bokach ukazując parę drzwi - jedne prowadziły do toalety, drugie do magazynku. I tak dalej i dalej, aż nie ukazało się przejście do pomieszczenia łączonego - sali z mnóstwem stanowisk makijaż, fryzury i kącika że stojakami na garderobę. Ogólny wystrój niewiele różnił się od wyposażenia klasycznego zaplecza opery, gdzie dokonywała się magiczna transformacja ludzi w prawdziwych artystów. Dalej było kolejne przejście i ciężka kotara, a za nią...
Wielkie pomieszczenie, w nim mnóstwo miejsc - jedno obok drugiego - każde ułożone w rządki, biegnące wyżej i niżej - najwyżej znajdowała się loża tak zwanych vipów - najdalej natomiast niemała scena, po której przebiegło wiele stóp - artystów, ich dusz i krwi... Sztuka nie bez powodu wymagała poświęceń - swojego nie ofiarowałeś, zająwszy miejsce najbliższe wejściu na salę. Pozycję wybrałeś specjalnie, nie tyle dla ułatwienia odbioru przesyłki czy powitania wampirzycy. Przyznajesz: przed każdym spotkaniem robiłeś mały "risercz" - jej personę potraktowaleś kapkę inaczej, bo... Widziałeś ja na balu - więcej, mniej - nadal. Coś w jej osobie Cię zainteresowało - coś zaraz potem pchnęło, aby rozłożyć potasować karty i wyłożyć pierwszą z nich.
Eremita: odgsdniesz jego znaczenie tutaj.
Luźny ubiór - wygodny, ładny, tak niepasujący do bogactw opery - z tego powodu tajemniczy Radny Louis podzielił zdanie przybyłej i również przyodział casualowy outfit. Po opuszczeniu miejsca,ukazał się oczom Tahiry jako smukłej sylwetki mężczyzna, raczej młodego wieku wizualnego, ubrany w - uwaga - zwykle dresowe spodnie, adidasy i koszulkę. Brak elegancji? Wyrafinowania? Szacunku wobec niej i tego miejsca? Po co zaraz tyle agresji - liczyła się wygodą i złudne pozory.
-Panno Tahiro Darbinyan... - a potem miękko wypowiedziana formułka na przywitanie, ukłon i uśmiech. Niby chodziło o zwykle odebranie pakunku. Czemu więc w powietrzu unosiła się dziwnie tajemnicza nuta i skąd tamta "odkryta" karta leżąca zaraz u progu wejścia na salę?
Posłańcom, dobroczyńcom i artystom, którzy dzielili się swoimi wyrobami należał się solidny napiwek, nagroda i... Niespodzianka godna charakterystyki tego miejsca.
- Zapraszam, specjalnie na Twoje przybycie Pani coś przygotowałem. - kolejne słowa opuściły usta; przedstawienie? Oby tylko nie było nudne.
Zaryzykujesz i zajmujesz wskazane miejsce obok niego?
Byliście w wielkiej sali... Sami.

@Tahira Darbinyan

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Zdarzało się jej już bywać na zapleczu opery, choć nie w XX wieku, to wciąż wyglądało niemal tak samo. Zmieniały się narzędzia, ale po cóż zmieniać było ścieżki deptane pokoleniami trzódki, myślącej, że jedno życie starczy, aby osiągnąć w czymkolwiek perfekcję? Bez trwogi przemierzała korytarz, z tym samym uśmiechem błąkającym się po twarzy zdobnej nawet małym rumieńcem. Jako wampirzyca Scaletta zachowała ciepłotę ciała, jako Darbinyanka dołożyła wielu lat praktyki i starań, by rozwinąć umysł nad ciało, doszukując się w opowieściach krwi, dużo ciekawszych możliwości, niż te płynące z nadludzkich możliwości fizycznych. Tak teraz przyjmowała na siebie gładko rolę młódki wkraczającej w nieznane dla siebie królestwo, co poniekąd było prawdą – choć dla społeczności daleko jej było do wampirzego dziecka, tak dla Wiatru, który przekroczył milenium...

Zatrzymała się u progu i zapatrzyła przez moment w kartę, ostatecznie decydując się ją podnieść i zwrócić właścicielowi. Zbyt wiele było celowości w tym miejscu, aby zakładać, że ją zgubił, a drogę do niego miast rozważań o adidasach w operze, wypełniały rozmyślania na temat Eremity właśnie. Dla wielu, to z pozoru bardzo samotna karta. Starzec ukrywający się w pustelni, cieszący się towarzystwem ledwie swej sękatej laski i dzierżonej w prawej ręce latarni. To ów latarnia była kluczem, wiedzą, którą posiadł przez lata kontemplacji. Eremita był też nauczycielem szukającym ucznia, innym niż arcykapłan, który cenił strukturę, cała organizację, kult. O nie... ojciec pustyni, pustynny wiatr potrzebowała jednego odpowiedniego umysłu, by przekazać mu są mądrość, a ten, by ocalił ją od zapomnienia. Do momentu zetknięcia z kartą, Tahira była przekonana, że wymienią uprzejmości, pozostawi mu pakunek i przyjemne wspomnienie własnej osoby, a jeśli tylko uda się znaleźć, choć kilka chwil na wymianę zdań, to już uzna to za stosowną zapłatę. Tymczasem karta była zaproszeniem, elektryzującym, hipnotyzującym w znaczeniach, które skrywała. Zajęła miejsce bez najmniejszego ociągania. Choćby i pokazał jej Wagnera i wielogodzinne, naturalistyczne przemierzanie lasu, wieczór już okazał się dużo ciekawszy, niż tego oczekiwała.


_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Zasiadłaś cna Niewiasto na miejscu wskazanym przez rękę Gospodarza. Rozluźnij się, wyciągnij nogi – siedzisko i oparcie były wygodne - podłokietniki również zapraszały kończyny do spoczynku na ich wypolerowanych powierzchni. Przymknij oczy, weź głęboki wdech, a potem powiedz nam: co czułaś? Pewnie wanilię - najsilniej bijącą od mężczyzny nieopodal, ale prócz niej przed, za i nad Wami tańczyła calutka gama innych zapachów. Nie powiemy Ci, czym dokładnie były - przeto Tyś jedna podniosła kartę, której symbolem był Ermita. Rusz w drogę, wytęż wszystkie zmysły - czy będziesz tą, która dla Nas odszuka owoc wiedzy?
Dla Pierwszych Ludzi symbolem grzechu stało się jabłko - uczonym Niebiosa podarowały...
- To będzie trochę nietypowy pokaz, ale ufam, że Twoje oczy dostrzegą więcej. - Wiatr, zwany nim przez wielu i znany także pod tym pseudonimem. Tajemniczy, podobno jeden z tych młodszych - z najmniejszym kijem i największą paletą sztuczek, przez które nie bez powodu zyskał miano Szpiega.
Prócz tego... Miłośnik sztuki: śpiewu, malarstwa, tańca, kunsztu walki, a także sekretów, które uwielbiał ukrywać dosłownie wszędzie: w kartach, pod kotarami, gestach, słowach - przy nim nawet banalna wymiana spojrzeń potrafiła nanieść stosy nowych barw na dziewicze płótno. Szkoda, że tak niewiele osób podejmowało próbę gry na rzecz obrania skrótów drogowych. Te nie zawsze wiodły w dobrym kierunku – podobnie było z wrażeniami i przedwczesną oceną. Przypięcie łatek od zawsze stanowiło główną część atrakcji, a ich zerwanie - sztuką było trudną i niezwykle mozolną, rzadko stosowaną przez istoty z pozoru nam znane i bliskie.
Oj Areczku... Ale nie zapędzaj się tak na tym ogierze.
Piękno oświetlonej sali zaczęło stopniowo blednąć, ustępując miejsca Lunie, wolno wschodzącej w największym blasku centralnie nad sceną. Pod jej komendą z obu stron buchnął dym, a może mgła - to bez znaczenia. Gęsta szarość demonicy okryła drewniany parkiet: centrum i boki piedestału oraz Księżyc, matkę rodzącą - wkrótce pożerając i wszystko wokół. Targana nienasyconym pragnieniem zaczęła brnąć dalej - zeszła ze sceny, lądując na miękkim dywanie. Niewidzialnymi bosymi stopami stawiała krok za krokiem, pokrywając nicością coraz większe połacie sali. Do Was uśmiechnęło się szczęście, bo tam wysoko, gdzie zajęliście miejsca, choć bardzo chciała, dosięgnąć niestety nie mogła. Uroniwszy łzę, zrodziła dziecię, a to wrzasnęło niemo żarzącymi się ślepiami.
I wtedy się zaczęło.
Widzisz? Niczym spod sukni mamy wylatuje smok: długi, o czterech łapach i parze rogów: pokryty gamą dwóch bartw: czerwieni i złota. Wzbija się wysoko, ciągnąc za sobą kłęby szarego dymu: nie ryczy, nie wyje, nie zieje ogniem – po prostu jest – sam jeden, krążący nad Waszymi głowami. To nie sen ani żadne podejrzane czary – to tylko sztuka w niecodziennym wydaniu - ciągnąca za niewidzialne sznurki marionetek – och! Spod tej samej sukni wyleciała kolejna bestia: drugie smoczystko – zielono-błękitne o tej samej ilości łap i parze rogów, z długimi wąsami na pysku. Teraz Wasze oczy pieściły dwa tańczące potwory, a światło wokół przygasało coraz bardziej i bardziej.
W końcu poza dwoma stworzeniami wszędzie nastał mrok, przez który przedarcie się stanowiło spore wyzwanie nawet dla wampirzych oczu.
Czyż mistyczne smocze bestie nie zdobiły talii innych kart?

@Tahira Darbinyan

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Wanilia wypełniała płuca, słodkim płaszczem otulając przybyłą tuberozę dopełnioną pomarańczą goryczy. Dwa splatające się zapachy przykrywały swoją charyzmą te przyblakłe, ludzkie, potu wykonawców, oddechów istnień tkwiących kilka godzin w otaczających ich fotelach, pozornie czystych, wewnętrznie toczonych zgnilizną kurzu niemożliwego do usunięcia. Wrażenie unikatowe, rozkosznie niepokojące. Tahiry nie nudziło obcowanie ze sztuką, nudziło ją raczek europejskie zadęcie i przekonanie o własnej zajebistości. Lubowała się w postmodernizmie, który mieszał wszystko ze wszystkim, gdy tymczasem muzyczny świat zdawał się tego nie zauważać, stając się żywą skamieliną, pomnikami wystawianymi tym samym martwym dawno ludziom (i kilku nie tak bardzo martwym wiecznym). A mówią, że to wampiry topią się we własnej nostalgii.

Spektakl-misterium, do którego zaprosił ją gospodarz, stanowił jednak ciekawe oderwanie kulturowe. Był on dla niej interesujący na kilku poziomach. Poza oczywistym estetycznym, wynikającym z perfekcyjnych wizualiów wciągających w opowiadaną gestem opowieść, emocjonalnym, wibrującą rozpaczą i głodem, samotnością szarpiącą ku destrukcji i autodestrukcji, do tworzenia, dawania i zabierania życia. Zapomniała zupełnie o termicznym plecaku, zawierającym podarek dla starożytnego, mimowolnie wychylając się z siedzenia, by niczego nie uszczknąć, jak zlęknione wampirze szczenie, zlizujące resztki krwi ze szczątków pierwszej ofiary. Nie sposób jej było oderwać symboliki przedstawienia od tego, jakie pogłoski chodziły na temat relacji Wiatru i Księżyca, pozostawała więc w ciągłej niepewności, czy to, co widzi, jest tylko legendą, czy może ekspresywnym, symbolicznym ukazaniem żywota wampirzycy, która dała życie dwóm smokom miłującym mrok. A może był to pierwszy żywiący się krwią i pierwszy pozostałym mięsem, dzieci nocy i luny w jednej osobie. Do zaangażowanego serca dołączył podekscytowany umysł oceniający symbole, próbujący dopasować je do znanych i zasłoniętych kurzem wieków historii.


_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Dwa potwory tańczyły na wietrze, okryte unoszącymi się kłębami gęstej mgły, pod którą zniknął srebrzysty księżyc. My Dzieci Nocy i nasi “bracia”, Potomkowie Luny od zawsze obawialiśmy się go. Okrutnym blaskiem błysnął gdzieś po bokach sali, goniąc bolesnymi ciosami paskudnego bicza zdziczałe bestie do kąta, zmuszając do uległości. Te w odpowiedzi rozcapierzyły dwie ogromne paszcze, w których Diabeł osadził rządki ostrych kłów - nie chciały dać się łatwo złamać. Będąc uosobieniem dumy, siły, upartości i dzikości - poniekąd i boskiego pochodzenia, splotły się ze sobą, tworząc przepiękny czerwono-niebieski warkocz ze złoto-zielonymi akcentami. Tak połączone wzbiły się hen wysoko i przedarły przez srebrne promienie, nieprzejęte własnym niemym bólem i iskrami wydartymi z ich poranionych ciał.  
W sali zapadła ciemność, a jedynym źródłem światła były dwa lewitujące na samej górze smoki, bo spod mgły nie wyłonił się już księżyc i nie wzbiła się wyżej mglista dama...
Pytasz o relacje Wiatru z Luną - jakie dokładnie Cię interesowały? Czy miałaś kogoś konkretnego na myśli? A może pochłonął Cię cykl śmierci i narodzin nowego życia? Pamiętaj: jedno nigdy nie wykluczało drugiego, a i nad Waszymi głowami wciąż wisiało ostrze bezstronnej Kostuchy. Wielcy, silni, długowieczni, nieprzejęci troskami doczesnego świata - wystarczyło zaledwie jedno pociągnięcie - jeden ruch i cięcie, aby wszystkiego Was pozbawić. Dwa smoki rozpadły się na miliony maleńkich iskierek. Opadające światełka znikały jedno po drugim, ustępując miejsca całkowitej ciemności.
Wkrótce w Twojej dłoni miały pojawić się dwie kolejne karty – jedna namacalna i druga metaforyczna.
Jedno nie wykluczało drugiego – trzecie łączyło obydwa na raz. Obraz Eremity, samotnego starca zamkniętego w kręgu podróży nieustannego poszukiwania wiedzy – przed nim i za nim smok, symbol władzy, pychy, dzikości i boskości - nad nimi ostrze kosy, a pomiędzy dwie kościane łapy pociągające za sznurki. Wszystko układało się w spójną zamkniętą całość: wędrówkę ów mężczyzny i jego przemijanie – powolny rozpad i przeistoczenie w mistycznego potwora, nad którym zawsze “coś” czuwało, a w końcu i jego odejście, albowiem z prochu powstał i w proch się miał obrócić.
- Co Ci to mówi? - spytał głos wampira, którego wbrew oczekiwaniom już nie było na miejscu obok Tahiry. Zniknął gdzieś w mroku, okryty płachtą cienia otulającego salę, pozostawiając po sobie jedynie “ludzki” zapach przemieszany z domieszką wanilii oraz wonią jej własnych perfum. To właśnie wtedy, na obecnie pustym siedzeniu miała ukazać smocza karta, o której pewnie już wiedziałaś – niby nijak niepasująca do talii Tarota, a jednak niosąca pewną przesłankę - element całej układanki, który kilka chwil temu ukazał się oczom wampirzycy.

@Tahira Darbinyan

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Nigdy nie zakładała, że nocna wizyta w operze mogłaby być nudna. Teraz znajdowała się daleko po drugiej stronie stanu apatii i odrętwienia. Zatopiona w wizualiach, na granicy jawy i snu,  magii i złudzenia, odpuściła myśl na rzecz empirycznego doświadczenia, szelestu skrzydeł, mdlistego zanikającego światła, oplatającej ją opiumowym dymem wanilii, trucizny sączącej się pośród pastelowo-żółtych płatków słodkiego storczyka.

Zagadki – same się zgadują
Wszystko samo siebie tworzy
Póki śmierć się nie umorzy sama sobą
Zagadki się radują

Karta niosła ze sobą ciężar opowieści, bólu, poszukiwań i przebytej drogi, której nie było widać ani końca, ani też początku. Smoczyska kłębił się, spierały między sobą o duszę starego dziadka, którego jedyną ochroną była dzierżona jak sztandar latarnia. Tahira widziała samotność i wieczną tęsknotę tułacza, o których jednak nie można było głośno powiedzieć. Samotność to słabość, utrata kontroli, zależność wobec kogoś, kogokolwiek.


Życie – patrzy w zwierciadło
Swej własnej głębi
Przerażenie samo się zdębi
ze strachu przed sobą

Kościane łapy losu były smutniejsze niż ostrza kostuchy. Wolność pozostawała poza zasięgiem, nieważne jak bardzo smoczyste cielsko obiecywałoby swobody tego świata, władzę, seks, bogactwo. Te sznurki zawsze będą przywiązane do Twych nadgarstków, do karku, korpusu pozbawionego serca. Tahira zamyśliła się. Widziała w tej karcie wiele, zdecydowanie więcej niż może pozostawało w intencji darczyńcy. Jej obraz zaciskał się na żołądku, budził głód, którego nasycenie pozwoliłoby ukoić niepokój. Ojciec by rzekł – wezwanie do ascezy. Ona zaś...
– Przeznaczenie... to słowo wzbudzające ekscytację i strach w tym samym momencie. Czy jest sposób, by złamać krąg? W brzuchu smoka próżno szukać pętów wychudzonych rąk...
– w ostatnim zdaniu pobrzmiewała ironia. Pochłonięcie się władzy i deprawacji było ryzykowne. Status quo, tego przecież potrzebowali, to świętowali od ponad 70 lat, tutaj w stolicy miłości.


_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Opuść gardę, zamknij oczy i otwórz je, spoglądając na zupełnie nowy świat przed Tobą - usłany kwiatami, zielenią i złotem - zamknij je raz jeszcze i ponownie otwórz: wtedy dojrzysz prawdę: smród i zgniliznę oraz pył z ton sproszkowanych kości. Nowe życie tylko z pozoru uchodziło za piękne - w rzeczywistości rodziło się na ruinach poprzedniego – było jak pasożyt żywiący się sokami przeszłości, póki nie zaczynało ich brakować, a kiedy tak się działo, staczało się ze swojego piedestału, zajmując miejsce poprzednika i dając w ten sposób pole do rozkwitu nowego potwora – i tak w kółko i kółko - bez końca.  
Tym poniekąd była karta: obrazem nierozerwalnego kręgu, z którego nikomu jeszcze nie udało się uciec. Nie istniała jedna słuszna interpretacja jej znaczenia – nie było odpowiedzi: wszystkie niejako dotykały podobnych tematów: były poniekąd poprawne. Pozwól mi zatem moja piękna Tahiro, bym nie wyprowadzał Cię z toku myślowego, który obrałaś. Był on niewątpliwie interesujący: dla mnie, dla Ciebie i tej niestabilnej masy, którą nazywaliśmy wszechświatem. To zabawne, jak malutcy się wydawaliśmy, stojąc przed jej potężnym obliczem.
- Jeśli nawet, to co znajdziesz poza nim? Radość... Ulgę... Może nawet wolność... To są tylko iluzje, bo chociaż wydrzesz bestii serce, to ona nadal będzie żyła. Finalnie i tak zawsze powrócisz do punktu wyjścia, zaadaptujesz się i będziesz żyć dalej: okryta od stóp po głowę mrokiem nocy, czasami odwiedzana przez strach bądź marazm. Niektórym towarzyszy jeszcze oślepienie: głównie poczuciem własnej wyższości nad innymi. - Louis wciąż gdzieś tu był: krążył wokół Tahiry, czego dowodem poruszający się na wietrze zapach jego osoby. Kroków ni oddechu niestety nie dało się tak łatwo namierzyć, gdyż pierwsze ślady bytności stawiał bezszelestne, a drugi zmniejszył do absolutnego minimum.
Typowy... Szpieg.
- Kim jesteśmy? Z pewnością dziećmi, lecz kogo? - powiedz mu, czym inspirował się Twój artystyczny umysł, gdy snuł marzenia o tamtej nocy – gdy za pomocą palców utkał nitki mistycznego Shibari i wlał życiodajny płyn do kryształowego owocu, którego jeden egzemplarz znalazł się w dłoni wampira, co jeszcze pewniej miało utwierdzić wampirzycę w przekonaniu, że On nadal tu był, ba, przez ten "ułamek" dwóch sekund, bardzo blisko niej.
To z pewnością nie miało być zwykłe spotkanie - nie tu, nie o tym czasie, po tamtym wydarzeniu...
Nie z nim.

@Tahira Darbinyan

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Dekadencja, która już dawno przeżarła duszę wiecznej, nie pozwalała ani w pełni zachwycić się pięknem życia, ani przerazić zgnilizną śmierci. Ten wąż, ten smok pożerał swój ogon, zbyt wiele żyć, zbyt wiele pokoleń upłynęło. Nauczyła się już, by nie przyjaźnić się z ludźmi, by nie przywiązywać uwagi do ich spraw, tak długo jak nie burzą spokoju jej ducha. Nauczyła się cyklu i zobojętniego na niego. Nie miała na niego wpływu, tak jak starzec na karcie, jedyne na co miał wpływ, to to, czy dzierży latarnię w dłoni. Ani smok go nie usłucha, ani wychudłe dłonie nie wypuszczą, ani nawet miecz wiszący nad nim nie odstąpi od wymierzenia ciosu. Wcześniej czy później... Nawet wieczni kiedyś zgasną, jak zgasł księżyc, jak smoki rozrzedziły swoją krew na dzieci nocy. Na wszystkie dzieci nocy.

Jego słowa niczym podmuch wiatru, nakierowały ją ku drugiemu nurtowi myśli. Zatopiła się w czerwieni zakurzonego pluszu, zamykając oczy, dając się uwodzić niedookreśloności, poezji chwili przemawiającej do niej aurą, wizją, dryfowaniem barwnych myśli pośród sielskich łąk i krwawych pól wojny.
– Oto starzec pyta dziecko o korzenie swego istnienia... Ile moich żywotów w Twoim by się zmieściło alriyh al'abadiaWieczny Wiatr bawił się z nią, igrał, unosił i opadał oddechem wprawnego kochanka, szpiega bawiącego się oczekiwaniami tych, których zapraszał do swojego kręgu. Dalej i bliżej, w tańcu, w otumanieniu. Bezszelestnie uchylił prozę koszyczka, który ten czerwony kapturek zabrał ze sobą w las, wyciągnął jabłko, jedno z ośmiu, które przyniosła mu na spełnienie prośby. Czy wyczuł palcami jego znamię, czy zdecydował na oślep, w jakim stanie zadrży jego wieczór? Rozpłynie się w letnią bryzę, czy przemieni w niszczący huragan? Innej drogi nie było, na cóż bowiem dawać mu rozczarowanie neutralnością. – Czy to ja nie powinnam spytać Ciebie jak Luna z Nocą zadbali o swoje potomstwo, o potwory rozdzierający ludzkie żywota, okradające je z płynnej duszy i materii istnienia?– szeptała cicho z głową przechyloną przez oparcie operowego siedziska pośród mroku, w królestwie upiora. Czy nauczy ją śpiewać?

@Louis Moreau parzyste czy nieparzyste?  3.11 Louis & Tahira 1f60f

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
nieparzyste  3.11 Louis & Tahira 1f60e

Choć pokryte silikonową powłoką, jabłko wciąż przepięknie pochłaniało światełka opadających iskierek. Widok kołyszącej się w nim krwi zmusił “drapieżnika” do oblizania warg – ten znów się zakradł, tym razem centralnie za Tahirę, po czym korzystając ze sposobności położenia ich ciał, pochylił się nad jej siedzeniem i nią samą i wyciągnął jedno ramię przed siebie. Wtedy dłoń z jabłkiem znalazła się niebezpiecznie blisko twarzy kobiety, dzięki czemu oboje mogli spojrzeć na świat z zupełnie innej zamkniętej perspektywy. Zapach damskich perfum i wanilii tym mocniej podrażnił parę nozdrzy, a do tego miał już niebawem dołączyć specjalnie obniżony o dobry ton głos z wyjątkowo miękkim, raczej przyjemnym dla uszu akcentem:
- A czyż wyjątkową cechą dzieci nie jest nauka poprzez odgadywanie? Spróbuj, nic nie stracisz, a możesz wiele zyskać. Dam Ci trzy szanse. - bezczelny, pewny siebie wampir - rzekłoby wielu, ale nie on, bo przecież poza stanięciem za Tahirą i nawiązaniem minimalnego kontaktu fizycznego, nie robił niczego wbrew jej woli. Jak na razie tylko przemawiał doń półszeptem, przeznaczonym wyłącznie na trasę do jej uszu. Prócz tego cierpliwie czekał i oddychał spokojnie w oczekiwaniu na pierwszą odpowiedź. Drugiej i trzeciej również nie zamierzał jej odmawiać - natomiast przy czwartej... Jeśli ładnie poprosi to kto wie? Być może podzieli się z nią skrawkiem informacji.
- Na pewno wiemy, że więcej niż dwa. - na wzgląd bystrości umysłu, znakomitej znajomości kart Tarota i pięknego podarku w postaci ośmiu jabłek, mężczyzna udzielił nieśmiertelnej malutkiej podpowiedzi, nieco uchylającej rąbka tajemnicy. Dalej Tahira musiała poradzić sobie sama, lecz w to, że sobie poradzi, Louis nie powątpiewał, wszak do tej pory przepięknie interpretowała wszystkie zagadki.
Spróbujesz go czymś zaskoczyć?
- Tak jak okrutna natura zatroszczyła się o bezbronne ssaki, wiecznie skryte w mrokach zaciemnionych nor oddalonych od wzroku potężnych smoczych królów, którzy niegdyś władali ziemią. Pytanie, co te same dzieci i dzieci ich dzieci poczynią, aby nie utracić nadanego im piedestału i czy po drodze nie potknie się im noga? Czy czasy pokoju nie ujmą skuteczności ich wyostrzonym zmysłom? - znów to robił: rzucił pytaniami, które tylko na pozór wyglądały prosto. W rzeczywistości pod ich powłoką ukrywało się wiele, mniej lub bardziej interesujących znaczeń - wszystkich natomiast wiodących ku temu samemu.
Co w tym wszystkim oznaczało wyciągnięte jabłko?
Na pewno nie było podpuchą do degustacji. Gdyby Louis nie ufał Tahirze, nie prosiłby ją o więcej “japców”, które już miał przyjemność spożyć. Jeżeli jednak żywiłby niepokój wobec ich zawartości... Nie, to nie w jego stylu: nie był paranoikiem jak niektórzy nieśmiertelni z długim stażem żywota. Nie był taki sam jak ten nieszczęsny Szczęściarz, który nigdy nie pokazał nikomu swojej twarzy.  

@Tahira Darbinyan

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Igrał z nią, próba przegrana była porażką, bo choć pozornie nic nie traciła, to przecież traciła bardzo – potencjalną wygraną. Poruszyła się niespokojnie na fotelu, nie była żadnym mistrzem opanowania, który skutecznie mógłby przed Mistrzem Cieni zataić swoje emocje i pragnienia. Była wciąż pod wrażeniem spektaklu, a tu nagle kilka słów rozwiało mgłę estetycznego uniesienia, pozostawiając błyszczącą srebrem tajemnicę. Zagadkę wymagającą ostrza umysłu, nie zaś kielichu emocji. Spróbowała skupić się na jabłku i zrozumieć cóż też Wiatr próbuje jej powiedzieć. Czuła pod skórą, że jest to próba, że wiedza o kartach przeszłości nie powinna być dawana osobie pierwszej lepszej z ulicy. W kontekście ich całej drogi znali się ledwie chwilę. Znali się... to też powiedziane mocno na wyrost. Pierwszy raz tego wieczoru poczuła się nieadekwatnie ubrana, w tym czerwonym dresie, w otaczającej ją aureoli włosów. Na krótki moment zatęskniła za swoim błękitnym hidżabem, w którym pobierała nauki od ojca, stwórcy swego. Wydawał jej się bardziej... adekwatny.

Uspokoiła oddech, dała strachowi przejść przez siebie i odejść, pozostawiając ją samą z pulsującymi pytaniami. Była ona, kobieta w bieli, pierwsza pramatka, której głód nigdy nie został zaspokojony. Sprowadziła na ziemię śmierć, pożeraczka istnień, demon. Aż gdy nie mogła zjeść nikogo więcej, zbyt odlegli byli obserwatorzy jej poczynań, porodziła dzieci. Dwa smoki, czerwono-złoty i zielono-błekitny. Urodzone, nie stworzone, równie głodne co matka, ale wciąż pełne władzy, pychy, dzikości i boskości, niczym bestia złożona wokół eremity. Ich taniec, ich płodność, odwraca uwagę od Matki. Ona schodzi na dalszy plan, a wtedy następuje czas kłopotów. Bicz smagający bestie, bicz Inkwizycji, sprowadzające predatora do roli ofiary. Dopiero w splocie obie istoty odnajdują siłę. Sojusz. Opuszczają mgłę, mknąc ku górze, lecz też odgradzając się od przeszłości. Od korzeni. Od NIEJ.

Odsunęła od siebie myśl, że mgła, która to czyniła była toż sama z mgłą przywołaną w genezie poczęcia przez Lunę. Nie mogła jednak pozbyć się myśli, że w niej właśnie gdzieś skryte jest ciało białej damy, odsunięte od dzieci. Nieśmiertelne w swym istnieniu. Przełknęła ślinę, otwierając oczy, koncentrując się znów na czerwieni jabłka, które mimo krwistej zawartości swoją symboliką zabierało do Pierwszego Ogrodu.

– Czerwień i błękit, takie liny wybrałam, choć wilkołaki niechętnie skłaniają się ku niebieskiemu uznając go za zbyt spokojny. A jednak, jak drzewa noszące krew, gałęzie żył i tętnic, tak i nasze rasy pozostają w splocie, czynią nas potężnymi na tyle, byśmy mogli przeciwstawić się smagającej nas mgle. Przeciwstawić się Inkwizycji. Smoki wygrały, lecz z biegiem lat, wzniesione ku górze, zapomniały o Matce i rozdrobniły się na tysiące gwiazd, które błyszczą, ale czy są potężne? – Mimowolnie uśmiechnęła się na wspomnienie olejku z drobinkami złota, którym ozdobiła ciało w dzień celebracji sojuszu. Nie była potężna. Nie chciała kolejnej wojny, ale czyż ten co nie chce wojny, powinien nieustannie się na nią szykować?

– Wskazujesz mi jabłko alriyh al'abadia, czy każesz mi szukać w raju utraconym? Czy wiesz, kto jest naszą matką i gdzie ją można znaleźć? Czy wiesz, gdzie jest Noc, którą ubrałeś w księżycową suknię? Wiesz gdzie jest Lilith? – głód jasnej figury, której próżno było już szukać na scenie udzielił się Tahirze. Czerwień kołysała zapraszająco, lecz czuła na karku ostrze próby, nie zamierzała poddać jej tak łatwo.


_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Ciepło, ciepło, jeszcze cieplej i bah! Ogarnia Cię chłód - nagle krążysz po wyznaczonej ścieżce, nieświadoma, że zamyka się w kształcie koła - stajesz się starcem z laską, za którym nieustannie goniły dwa wygłodniałe Smoki. Proch otaczał Was zewsząd - góry, doły i wokół, tam, gdzie również obcowała Śmierć. Nie powiemy Ci, czy dobrze rozumiałaś znaki – nie dlatego, że napawaliśmy się Twoim błądzeniem, lecz dlatego, że na to konkretne zagadnienie i pokaz nie istniała jedna słuszna odpowiedź. Każda udzielona przez rozmówcę wnosiła coś nowego, przeto stając się częścią całości - ogromnego zbioru myśli i wspomnień zamkniętych w tym, co tworzyło życie i bulgotało zamknięte w silikonowym naczyniu tuż przed Twoim nosem.
Bała się, czuł to - bała, również widział... Bała! Usłyszał przyspieszony puls i znacznie spłycony oddech - wyłapał przymknięcie oczu, a nawet krople potu spływającego po skórze. Bała? A może to tylko ułuda i wszystko sobie dopowiedział, będąc tak niebezpiecznie blisko - twarzą niemalże przy jej szyi i dłońmi gotowymi zamknąć kobiece ciało w śmiertelnym potrzasku – ten oto smok: jeden z wielu wykluty z ze złożonego jaja przez jeszcze starszą gadzią matkę. Finalnie to i tak nie miało żadnego znaczenia, ponieważ niezależnie od swojej potęgi, rodowodu, statusu i bogactw przed Śmiercią każdy stawał słaby i nagi.
Mężczyzna nie był potworem – na pewno nie większym, niżeli opowieści o podobnych mu Demonach i legendach, którymi niegdyś rodzice straszyli niegrzeczne dzieci. Choć sprawiał wrażenie głodnego drapieżnika, nie atakował siedzącej Tahiry – nie zmuszał do obrony, nie prowokował do ataku, a jednak w taki czy inny sposób zdawał się wzbudzać niepokój. Może to przez ten wystrój Opery? Albo kuriozalnego spektaklu? A może taki już po prostu był: niemożliwy to objęcia jednym słowem: kapryśny jak prawdziwy górski Wiatr, któremu nigdy nie należało w pełni zawierzać swojego życia?
Przecież... Nie bez powodu zyskał miano Szpiega Rady.
- W oceanie również dominują błękity i dlatego uchodzi za najbardziej niebezpieczny. - wilkołaki mogły temu zaprzeczać, ale ten kolor do nich pasował - nierozumiany, tajemniczy i równie dziki co czerwień, choć wielu temu uparcie zaprzeczało. On... Chętnie podjąłby w tym temacie dyskusję, taką jak tą z Tahirą.
- Sploty bywają różne, zależnie od tego, jak wysoka jest potrzeba wzmocnienia obu stron barykad. Dwa smoki nie od zawsze ze sobą koegzystowały: na początku dominowała między nimi walka – o ziemię, o wpływy, a przede wszystkim o pokarm. - pozwolił sobie kontynuować myśl, jednocześnie nie wchodząc w jej własne.
Swoje słowa wplatał w dialog kobiety, dając w ten sposób początek pieśni o dziwnie utkanych nutach i jeszcze dziwniejszemu taktowi, którego pojęcie wybiegało poza obszar rozumowania zwykłego śmiertelnika.
- To, co uczyniło nas silnymi, wcześniej zesłało klęskę - jeden z prawdziwych grzechów głównych, w którym żyjemy po dziś dzień, przekonani o własnej wyższości nad innymi. W ten sposób zatracamy wewnętrzną czujność, tak jak straciły ją niegdyś dumne gady przed zniknięciem. Pozostawione po nich gwiazdy nic już nie chroni i tylko od nich samych zależy, jak mocno rozświetlą mroki bezkresnego kosmosu i czy także podzielą Los poprzedników, zatracając się we własnej pysze i idącej z nią w parze nieuwadze. - chociaż wampir sporo powiedział, to znowu jego słowa można było zinterpretować w dwojaki sposób.
Niewątpliwie wypowiedziane myśli Azjaty stanowiły nawiązanie do historii obu ras i obecnych przedstawicieli tych dwóch grup. W koszyku niedomówień i różnych zagadnień nie zabrakło również wzmianki o minionym balu, który wniósł wiele, a jeszcze więcej wyniósł po hucznym zakończeniu. Znów: to nie tak, że mężczyzna na bezczela zamierzał przesłuchiwać czy oceniać Tahirę - nie, nie o to mu chodziło. W pewnym aspekcie owszem planował się z nią rozmówić, ale nie od razu i na pewno nie w aż tak brutalny sposób. Wolał bardziej wyrafinowane metody prowadzenia dialogu – takie, które dodawały szczyptę pikanterii, przez którą włosy stawały dęba, a kąciki ust mimowolnie unosiły się w zachwycie, gdy mózg płonął od natłoku interpretacji.
- Być może... Poprzez zachęcenie do poznania prawdy po spożyciu zakazanego owocu przez Drugą Kobietę, by ta w konsekwencji skłoniła do tego samego Mężczyznę. Pytanie brzmi, co byłabyś gotowa dać w zamian, aby poznać prawdę? - wampir ani myślał się ruszyć, wciąż też rzucał zagadkami i nadal był niebezpiecznie blisko.

@Tahira Darbinyan

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Spotkanie to było iście barokowe, lawirowało między sprawami ducha, wieczności, sensów i symboli, ale też doczesnych wydarzeń, odległych tak, że pod powiekami wciąż były odciśnięte sceny przyprószone złotym brokatem pachnącym skórą służby, która roznosiła bąblujące napitki. Pachnącym narkotycznym snem odpowiednio zakupionych i spreparowanych ciał, które nie tylko zdobiły ścianę, ale miały być pamięcią o tym kim byli wieczni i czym się żywili. A nie była to syntetyczna zawartość równie syntetycznej torebki, czy podwędzana śliwkowym drewnem szynka. O nie... To wciąż byli ludzie. A oni wciąż byli potworami w ich oczach. Nie o tym jednak rozmawiali. A może właśnie o tym? Może to nie był fotel, a "dywanik" u członka rady niezadowolonego z przygotowanych atrakcji? To pytanie jeszcze do niej nie przyszło, choć już jego sens zaczął unosić się nad nimi, w tej dziwnej pozycji. Upiór z opery przemówił i uczył swoją podopieczną śpiewać, czyż nie tego chciała?

– Czyli jednak widzisz siebie w roli Eremity, samotnego starca, niosącego lampę prawdy, którego zaiste niewielu posłucha, niewielu ruszy na post, zbyt mocno osadzeni są w karnawale. Pytasz mnie, czy chciałabym wiedzieć i jaką cenę jestem w stanie zapłacić, by odkryć prawdę o Lilith, Theotokos, matkę rodzicielkę bogów, Świętą Ciemność i wierz mi... znam ją z opowieści mego ojca i nie chcę, by wróciła na świat, ani by ktokolwiek przeze mnie, przez pamięć krwi dotarł do tego miejsca. Nieujarzmiona w głodzie, niszczycielska, nieopanowana. Czyż smoki nie poszły drogą swej matki, zatracając się w korowodzie pychy i zachłanności? Czyż my teraz, nie wiedziemy dużo spokojniejszego życia, karmiąc się tym, co nie pochodzi od człowieka, a jest li tylko i aż dziełem naszych rąk i umysłów. – ujęła od dołu trzymane przez niego za ogonek jabłko, w tym dziwnym połączeniu, w którym oboje dotykali jednej rzeczy, ale nie swojej skóry wzajemnie. To nie była krew ludzi, to nie pochodziło z ich żył, nie nosiło ze sobą ich wspomnień. Było symbolem dostatku i bierności, nie łowów i mordu.

Zaskakujące jak na wampira, w Tahirze pozostało wiele z egipskiego słońca, palącego, dającego tak życie, jak i śmierć. Pozostało wiele z bezkresu pustyni, którą zdarzyło jej się przemierzać z ojcem, gdy ten jeszcze nie był jej stwórcą, a jedynie nauczycielem i opiekunem. Pustynia była okrutna, ale wydobywała z istnienia, z życia, jego kwintesencje. Słabi i nierozważni ginęli, teraz trzymało się ich przy życiu. Słowami Herberta, twórcy Diuny, łowcy obrastali w wodę, stawali się muzealni, sztuczni jak krew, którą pili, sztuczni jak bezpieczne polowanka w znanym zakresie, gwarantujące utrzymanie Maskarady. W interpretacji Tahiry, to nie pycha kroczyła przed ich ewentualną zgubą, ale rozmiękczenie, fakt, że coraz bardziej upodabniali się do ludzi, pozbawieni wyzwań i zagrożeń, które niegdyś dybały na nich z każdej strony. Pytanie jednak brzmiało... czy to źle? Maskarada szła im tak dobrze jak nigdy, wymiana pokoleniowa, bez śmierci wiekowych, ale ze zmianą myślenia i kierunku tej myśli następowała. Czy Ci, którzy nie potrafili się dostosować, powinni być jak najszybciej odsunięci? Zamknięci? Zasuszeni? Zapomniani... W którym miejscu, na tej linii znajdował się starzec stojący za jej plecami i próbujący w zagadce zmieścić swoją naukę?


_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Louis z zaciekawieniem obserwował postawę Tahiry: mowę jej ciała i niejako umysłu. Fakt, że nie potrafił do niego wejść znacznie urozmaicał zabawę - stąd też wzięły się te wszystkie metafory, interpretacje i słowa o wielopoziomowych znaczeniach - każdym mniej lub bardziej poprawnym. Prowadzony w ten sposób dialog odbiegał od standardowej rozmowy – suchej, prostej, niekiedy bezczelnej, jeśli wziąć na talerz wrodzoną dumę, z której słynęła większość nadnaturalnych. Być może się mylił, ale w jego mniemaniu to właśnie ona prowadziła społeczeństwo Dzieci Księżyca i Nocy do upadku, zamykając krąg nieszczęść powtarzalności błędów przodków. Jego przerwanie, o którym tak namiętnie myślałaś mogło stanowić wyjście - być nam wybawieniem lub przekleństwem jednej wielkiej niewiadomej.
- Wolę określenie zwykłego człowieka zrodzonego z masy innych tego świata, a potem jeszcze mniejszego, którego cząstkę określamy mianem zaledwie jednego procenta całej populacji. - pierwsza odpowiedź mężczyzny była spokojna: wypowiedziana przyjemnym półszeptem, przeznaczonym wyłącznie uszom Tahiry.
- Ja to wiem i Ty również, że takich jak my już się nie słucha, uznając za relikty przeszłości, niekiedy również za przeszkody na drodze ku smakowitej chwale, bo przecież każdy wie lepiej. - z każdym kolejnym słowem zbliżał swoje palce do jej.
- Pytam Cię o “Przeklętą Matkę” nie dlatego, byś mogła ją kiedykolwiek sprowadzić, lecz dlatego, ponieważ ciekawi mnie, ile elementów z niej znajduje się w Twojej duszy oraz duszach Twoich braci i sióstr. Gdyby tak się nad tym zastanowić, to połączeniu wszystkich składowych, rytualne przywoływanie jej nie miałoby największego sensu, ponieważ ona już tu jest. - aż nie doszło do minimalnego zetknięcia jednego ciała z drugim na silikonowej skórce Owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła.
W geście Louisa nie było nic niestosownego – Azjacie nie chodziło o uwiedzenie wampirzycy – nie śmiał nawet o tym pomyśleć! W całej swojej grze skupiał się przede wszystkim na badaniu jej – na tym, czego nie mogły powiedzieć usta i oczy – czego nie potrafiły także pokazać gesty, a co skrywało się głęboko wewnątrz jestestwa, gdzie w jakimś stopniu od zawsze tańczyły dwa smoki.
- Jeden mędrzec powie Ci, że tak, a inny powie, że nie – ja posiłkuję się faktami, a te często zmieniają strony: raz przechylając szalę ku Twojej wizy, niekiedy ją zmieniając bardziej w stronę chaosu. Czasami wydaje się nam, że coś robimy dobrze, a potem wszystko obraca się przeciwko – czy tego chcemy, czy nie, historia zatacza koło, zamykając swe ofiary w śmiertelnym potrzasku. - znów to zrobił: przekazał coś w czymś - w tej gamie słów ukrywając nawiązanie do bardziej teraźniejszych wydarzeń, których niejako byli uczestnikami, ciekaw, czy i tym razem Tahira zaskoczy go swoją błyskotliwością. Do tej pory ani razu w nią nie zwątpił i pewnie prędzej czy później uraczy jego uszy pieszczotliwym określeniem, nadanym mu w czasie pewnej rozmowy. Wtedy uśmiechnie się szeroko, a nawet pokłoni i kto wie, jakimi słowami zaszczyci dalej.
Póki co mężczyzna pozostawił dłużej nie “forsować” kobiety swoją niebezpieczną bliskością - odsunął się, jednocześnie nie odchodząc zbyt daleko – ot stojąc za jej krzesłem z opartymi nań dłońmi. Jedno z ośmiu jabłek pozostawił jej w dłoniach. Czy chodziło o kolejny symbol czegoś?
- Możesz być ze mną szczera Tahiro. Dziś nie usłyszy nas nikt prócz nas samych. - rzekł spokojnie. Ciekawe, o co mogło chodzić Louisowi? Czyżby zachęcał wampirzycę do wyznania, co tak naprawdę sądziła o “ich” obecności na balu?

@Tahira Darbinyan

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Wieczny Wiatr mówiący o sobie "zwykły" był w sumie bardziej ekstrawagancki i wzbudzający poczucie prymarnego lęku, niż wszystko, co dotąd wydarzyło się za drzwiami Opery Garnier. Wezwanie do ascezy, do ostrożności, do rezygnacji z wystawnego życia, wypowiedziane przez ekscentrycznego właściciela opery, które z pewnością przez te kilka wieków niejedno nabroił...

tchnienie wiatru

Wizja Maskarady doskonałej, wysyconej perfekcją i kontrolą nad wiecznymi, która gwarantowałaby przeżycie w bezpiecznych warunkach do momentu, gdy ludzie sami by sobie całej ziemi nie wysadzili. Kontrola urodzeń i przemian, rozrost grupy tylko za zgodą rządzących, przymus spożywania syntetycznej krwi i mięsa (o tak! Wilkołaki w tej kwestii czekałoby równouprawnienie i dużo wątroby, bo ta rozwijała się w warunkach laboratoryjnych jak dotąd najlepiej). Wyspecjalizowane wojsko i policja myśli wywrotowej do tego stanu rzeczy. Poranna godzina policyjna, święta i ewentualne ekstrawagancje tylko pod ścisłym nadzorem na prywatnych wyspach naszpikowanych antyszpiegowskimi systemami, by ludzie choćby i satelitą nie mieli szans tego ujrzeć. Piękna i nieosiągalna wizja.

chorągiew powróciła do swojego poprzedniego stanu, daleka od totalitarnego reżimu splecionych ciasno smoków...

Tahirze daleko było od rozmyślań, co trzeba zrobić, aby przeżyć. Tak na prawdę niejednokrotnie fantazjowałą o śmierci, wsłuchana w bębnienie deszczu o dach, w ukrytej na poddaszu kamienicy przy Rude des Archives komorze. Poszum wody płynącej strugą po korycie powojennej rynny był jak jej myśli. Niby prosty, a jednak wyciekający bokami, przez dziury wyżarte czasem i erozją. Blask słońca, powrót myślą do czasów prostych, w których podróżowała ze swoim opiekunem, jeszcze nie ojcem, a cały świat zdawał jej się wysycony niezwykłą wspaniałością czekającą odkrycia. Teraz... Miała ledwie 200 lat, a zastanawiała się, jakby to było, gdyby jednak nie istniała. On myślał społecznością, kręgiem historii, ona zaś samolubnie własną egzystencją, która przygasała wobec osiadłego trybu życia kobiety, która podróż miała wpisaną w genetykę swojego istnienia.

Pozostawił jej jabłko w dłoni, ujmowała je delikatnie, jakby ciepło skóry Scaletti mogło naruszyć skórę imitującą ludzką. Opuszkami palców wyczuła gwiazdę i uśmiechnęła się zawadiacko. To był dobry wybór, puszczający wodze fantazji, luzujący hamulce, do których tak uporczywie nawoływał stojący za nią Eremita. Mówili o sensie egzystencji, odwiecznej walce postu z karnawałem, roztaczał przed nią horyzonty wykraczające poza pojmowanie śmiertelnych. Czemuż miałaby myśleć o rzeczy tak przyziemnej jak kilka godzin minionego balu. Mrugnięcie oka, a złoty brokat opadł już z długich rzęs i rozpłynął się jak przed chwilą gwiazdy rozsypane hojnie cielskami dwóch martwych smoków.

– Krew jest rozwodniona. Czuję... rozmawiając, obserwując... że im więcej nas, tym mniejszy głód śmierci, a większy na... hmm... ciszę i spokój. Nawet wśród wilków, coraz rzadziej widać morderczy błysk w oku. Ale to... to może spokój paryskich uliczek zakłócany li tylko incydentami. Problemem, który wszyscy jak najszybciej pragniemy stłumić w zarodku. – dość bezpośrednio chciała się odnieść do Hannibala. Pozorna sprzeczność w opisie, taniec incydentu z problemem, wyrażał w dwójnasób to co wampirzyca sądziła o mordercy. Mógł być zagrożeniem, ale wieczni zajęli się tym ze zdwojoną siłą, by zadusić robaka w zarodku. Choć... czy rzeczywiście był to dopiero zarodek? Skala wyzwania wciąż była niejasna.


_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach