#4 Wei & Lou - 22 XII 2022

2 posters

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
First topic message reminder :

Nawet przeciw obsesji nie miałby nic przeciwko. Był przyjemnie zaskoczony, że Jun tak bardzo go pragnął. Wcześniej był raczej jednym z wielu. Kimś kto może i wyróżniał się na tle tłumu, ale nie wychodził przed szereg. Oczywiście po przejrzeniu wspomnień Juna trochę ta jego wizja się zmieniła, bo oczywiście widział momenty w których Louis zakradał się do niego gdy ten spał. To też było urocze, ale nie rozumiał czemu ten to robił.
Nie potrzebował jednak się dowiadywać, bo miał go przy sobie i dla siebie. To było naprawdę dziwne uczucie, w końcu zdobyć serce ukochanego. Wei nadal się tym ekscytował. Jego słowami. Całym tym wieczorem. Co Jun sądzi o Radzie to Wei nie wie. Rzadko kiedy poruszał ten temat, bo nie zamierzał przecież wykorzystywać jego pozycji. Nigdy by się po to nie posunął. Mimo wszystko jednak był tutaj tylko dla osoby wampira. Gdyby jednak Jun odszedł z Rady to Wei chętnie by zagarnął więcej jego wolnego wtedy czasu dla siebie. Był zachłanny, ale chyba to można mu wybaczyć.
- Prezent? Jaki prezent? O czym ty mówisz? - spytał się go zaskoczony i ucałował jego dłoń, którą cały czas miał splecioną podczas jazdy samochodem. Na szczęście auto bezpiecznie poruszało się po mieście. Nie liczyła się prędkość, a dotarcie do celu.
- No tak. Zabieram Cię do Chin na Chiński Nowy Rok. Mam występować więc muszę się przygotować. Myślałem czy Seleny też nie zabrać i wynagrodzić jej te listy... - mruknął do niego spokojnie i gdy dotarli na miejsce i zaparkowali samochód w garażu, pomógł Louisowi wytaraskać się z samochodu.
- Chodź... Mam wielką ochotę się umyć. - powiedział poważnie i pociągnął go w kierunku domu, a szczególnie łazienki. Oczywiście był dla Juna podporą, bo nie wiedział jak bardzo narkotyki wpływając na jego funkcje poznawcze i orientację. Był na tyle trzeźwy, by jednak nie musieć się obawiać, że to on będzie sprawcą ich upadku.
- Czy wolisz wpierw odpocząć? Hmmm? - szepnął u do ucha, które delikatnie ucałował.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Może i Jun tak twierdził, może i znał się na tym przez wzgląd na swój wiek, ale Wei nie był nim, byli kompletnie różni. Co jeśli Feniks się nigdy nie znudzi, ale to Smok będzie potrzebował ucieczki? Zostawi go samego by odetchnąć samotnie? Pozwoli mu być samemu? Wei nie zamierzałby go zatrzymywać, ale i na pewno nie dałby się ponownie łatwo odnaleźć. Ot by utrudnić Smokowi powrót jeśli znowu zatęskni. Nie, nie zamierzał robić sobie krzywdy z tego powodu, ale też nie zamierzałby tak łatwo mu na to wszystko pozwolić... Ale to była przyszłość, która ich nie dotyczyła. Nie w najbliższym czasie.
Bycie idolem niosło za sobą coś co Wei lubił, ale nigdy nie przełożyłby tego ponad uczucie, którym go darzył. Kariera była tylko zapychaczem, czymś co zajmowało myśli. Nie mógł bowiem swobodnie być idolem. Wieczne ukrywanie i pilnowanie się. Nie było w tym wolności.
- Możliwe, byłem młody i niedoświadczony. A powody... Rzadko wychodziłem z domu wiec raczej ich nie było. - odparł wzruszając ramionami. Pytać nie pytał, bo nie czuł się na tyle kimś ważnym by jakkolwiek zadawać takie pytania. Oczywiście jak Louis mówił to słuchał, ale sam z siebie ani nie mówił o sobie, ani nie wymagał tego od wampira. Przez swoje zauroczenie też czasami i Louisa unikał, nie chcąc się narzucać zawstydzony. Jedyną osobą, której się zwierzył z tego była Selena. Wtedy byli naprawdę blisko, Wei lubił spędzać z nią czas gdy Wiatr był zajęty hulaniem.
- A możliwe i co wtedy? Ale spokojnie Smoku. Postaram się nie dać ci powodów. Jak kręci mnie widok twojej zazdrości tak wiem, że tobie nie jest do śmiechu. - odparł spokojnie i gdy już przygotował ściany domku z reszty ciasta wyciął małego smoczka i feniksa. Ułożył je na blaszkach do pieczenia i wstawił do piekarnika, nastawiając czas. Musiał nieco podpiec bardziej ciasteczka jeśli miały być pałacem. Oczywiście nie stracą na smaku, po prostu będą bardziej chrupiące.
- Wiem, że nie odpuścisz, a ja nie mogę ci tego odmówić. - westchnął cicho i zaraz wpakował się Junowi na kolana przodem, zarzucając ręce na jego szyję.
- Bądź jednak w miarę grzeczny dobrze? - dodał po chwili i ucałował go w nosek. No. Mieli chwilę dla siebie podczas gdy ciastka się piekły, a kuchnia była ogarnięta.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Prędzej czy później Smok zechce odlecieć: wzbić się i ponieść wraz z falami wiatru daleką trasą w nieznane. Rok, dwa, tydzień, albo mniej - póki co nie szło ocenić, na jak długo przyjdzie mu zniknąć, albo raczej - zanurzyć się w świecie własnych marzeń, fantazji i podróży, w których od wieków odnajdywał nieopisane ukojenie. Kara za coś takiego była niewskazana – tym bardziej, że zawsze zamierzał wracać, ba, utrzymywać jakąś formę kontaktu, aby Feniks nigdy nie poczuł się porzucony. Pomyśl tylko - zmieniło się jego podejście i priorytety: czy nadal więc chciałeś zmusić go do stagnacji - utrudniać poszukiwania, gdy w drodze powrotnej zawsze przyniesie nie tylko uśmiech, ale i ciepło oraz zapachy świeżo odwiedzonych miejsc? Czasami taki odpoczynek wnosił wiele dobrego i wiedzieli to oboje: on i ona, jego zmarła ukochana wilczyca, która sama miewała w zwyczaju pojawiać się i znikać.
- Nie jest za późno, abyś teraz nadrobił ten czas. Nadmierne siedzenie w jednym miejscu nigdy nie jest dobre. - skoro wszystko zostało przyrządzone na tip top i należało teraz poczekać, to Jun chętnie przyjął do siebie ptaszynę. Pozwolił jej spocząć na udach, pozwolił sobie nawet na objęcie wąskiej talii obiema dłońmi.
- Na razie nie ma co wybiegać w przyszłość. - dopiero po chwili poszedł o krok dalej, odrywając jedną z rąk, aby sprzedać nią lekkiego pstryczka w czoło.
- Za dużo chciałbyś wiedzieć - zdaj się na niespodziankę. Wobec Tahiry niczego nie obiecuję, zobaczymy, co powie. - tyle przynajmniej mógł wyjaśnić. Reszta miała zostać dopiero rozegrana, a póki to nie nastąpi, póty nie przewidzi jej przebiegu Smok ani Feniks – nie uczynią tego nawet smakowite ciasteczka, których zapach namiętnie drażnił wrażliwe nozdrza i brzuchy, a przynajmniej jednego z nich, który powolutku domagał się degustacji domowego wypieku.
- Wzięło Cię dziś na wyjątkowe czułostki. - nim jednak miało do niej dojść, Azjata z pokorą przyjął czas oczekiwania, przeznaczając go na wychwycenie pewnego detalu, wspomnianego rozczulenia pewnego istotka, który zdaje się, miał sporą potrzebę przysłowiowego klejenia do drugiej osoby. 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Póki co Feniks nie chciał o czymś takim myśleć. Jego uczucie było zbyt młode i silne, by pozwolić Smokowi uciec. Młody wampir nigdy bowiem nie był w żadnym poważniejszym związku. Nie może więc przewidzieć jak zachowa się za te kilkanaście bądź kilkadziesiąt lat. Wei był pełen sprzeczności, jakby posiadał dwie osobowości. Z jednej strony pragnął odciąć się od świata i żyć w swoim, a z drugiej łaknął uwagi. Ta druga strona jednak zrodziła się z samotności i choć był introwertykiem, fani dostarczali mu pasywnej uwagi. Nie musiał z nimi wiele rozmawiać, po prostu wiedział, że ci za nim "podążają" i interesują się nim.
- Nadmierne siedzenie w jednym miejscu? Ty wiesz jak moje ostatnie lata wyglądały? Nie miałem praktycznie czasu dla siebie, ani tym bardziej na siedzenie w domu. Kuchni w moim domu w Chinach użyłem tyle razy, że zliczę na palcach obu dłoni. Jak nie Chiny, to Japonia, to Korea, to Tajlandia czy Singapur. I tak non stop. Myślisz, że ja mam ochotę nadrabiać czas z Anglii? Wręcz przeciwnie... - odparł do niego szczerze i pogładził go po karku. Wei miał dosyć podróży. Do Paryża zajęła mu kilkanaście godzin... Niedługo musiał lecieć z powrotem do Chin i potem wrócić tutaj... A potem znowu lecieć na wiosenny festiwal. Nie. Poza lokalnymi wycieczkami, nie miał ochoty się nigdzie wybierać. Może na wakacje w lipcu czy sierpniu. Zazwyczaj wtedy miał luźniejszy grafik.
- Ja doskonale wiem, że jest nieprzewidywalna więc mam nadzieję, że jednak się jakoś dogadacie. - mruknął spokojnie, bo nie chciał by czasem z jego powodu wybuchł jakiś problem. Feniks wolał nie narażać Smoka na niepotrzebne problemy. Po prostu będzie się bardziej pilnował ze spożywaniem jedzenia i alkoholu na imprezie.
- Tak, bo je lubię. Jednak jak nie chcesz to powiedz. Nie będę się narzucał. - powiedział niewinnie, ale i tak się przykleił do niego mocno. No do czasu aż nie zadzwonił piekarnik. Wstał niechętnie i udał się wyjąć blachy. Niestety piernik musiał się ostudzić nim zaczną składać pałac i go dekorować. Jednak pozostałe pierniczki, typu gwiazdki oraz inne kształty, nadawały się do jedzenia już teraz. Przełożył kilka pierniczków na talerzyk i podsunął Junowi.
- Są jeszcze trochę gorące, ale proszę.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
W byciu kochanym nie było nic złego - każdy miał do tego prawo, tak samo jak do atencji od strony kochającej. Gorzej, gdy to pragnienie przeradzało się w niezdrową obsesję, która osaczała nadmiarem swego jestestwa i która nie miała nic wspólnego ze zdrową zazdrością, jaką ewidentnie wykazywał Jun - wtedy zaczynały rodzić się problemy. Jedna jednostka blokowała drugą - druga powoli się irytowała: w konsekwencji niegdyś piękny płomyczek miłości zaczynał blaknąć, a na jego miejscu pojawiała się gorycz i wzajemna niechęć.
Wprawdzie Jun nie był w wielu związkach: kilku przelotnych i jednym poważnym na długo przed Weiem – mimo to wiedział, że takie rzeczy się zdarzały, tak samo jak zjawisko wypalenia – było zwyczajnie nieuniknione, ale nie niemożliwe do pokonania.
Bądźmy szczerzy: jak wszystko, tak i relacje wymagały ciągłej pracy: rozmów, czasami kłótni, ucieczek i powrotów - miłości i wzajemnego zrozumienia, a przede wszystkim gotowości do podziału uwagi na rzeczy ważne i ważniejsze. Szanujmy się: uczucie, uczuciem, ale przecież nie wszystko każdy musiał robić z każdym - czasami takie odejście od rutyny wspólnie spędzania czasu na wszystkim przynosiło ulgę - obie strony mogły wówczas zająć się własnymi sprawami: zanurzyć w światy marzeń, fantazji, generalnie tego, co sprawiało im radość. Dzięki temu nikt nikogo nie blokował: własnego rozwoju i chęci - ba, takim zachowaniem wręcz potęgował wewnętrzny płomień pasji, którego konsumpcja przynosiła o wiele większą satysfakcję.
Balans w relacjach był konieczny i wieku tutaj miał niewiele do rzeczy - liczył się bowiem zdrowy rozsądek.
- Siedzisz teraz, prawda? Nikt Ci tego nie zabrania, po prostu stwierdzam, że czasem warto gdzieś wyskoczyć. - czarnowłosy nie zamierzał niczego Weiowi wytykać, ani tym bardziej kłócić się. To akurat było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę - poza tym: nieważne co i w jaki sposób by powiedział - pod pewnymi względami obaj się od siebie różnili i tutaj nie mógł pomóc nawet sam Bóg. Jun w przeciwieństwie do Chińczyka nie potrzebował zapychacza – nie ciągnęło go do fanów ani kariery celebryty.
Swoje już przeżył i jeżeli miałby się zabrać za coś nowego, to po dokładnym przeanalizowaniu argumentów “za” oraz “przeciw”. Starość? Być może albo zwyczajowe podejście do życia i decyzji z głową.
- Czas pokaże. - potem przerwał krótko temat, gdyż jego kontynuacja nie miała najmniejszego sensu. Ktokolwiek go znał, wiedział, że zły czy nie, rzadko posuwał się do przemocy. Wei powinien mu troszeczkę zaufać - zresztą: jeśli nawet doszłoby do mniej przyjaznej konfrontacji, to byłaby ona ich wyłączną sprawą.
Feniks może i nie chciał być tego powodem konfliktu, ale tak to niestety nie działało: skoro Tahira powiedziała A, musiała liczyć się na argument B. Co zaś tyczyło się tulasków: póki ptaszyna sama się nie odkleiła, Smok chętnie masował plecki, karczek – ba, miejscami sprzedawał całuski - Pan chce, Pan dostanie. Potem spojrzał na domowy wypiek - ruszać go nie zamierzał, na pewno nie w samotności, toteż nim doszło do czegokolwiek, porycjkę oddzielił również dla Weia, a w ogóle to dodał do niej dedykowane picie: mleko! Ewentualnie kakao.
- Smacznego. - po czym rzucił z serdecznym uśmiechem.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei wcale nie poczuł się wytknięty. Ot wytłumaczył czemu akurat wolał przesiadywać w domu. Choć to nie tak, że nigdzie nie wychodził. Wychodził na miasto dość często, tylko niekoniecznie by spotykać się z wampirami. Nie pałał aż taką miłością do pobratymców, by szukać u nich zainteresowania. Poznał już parę osób, a to na jego introwertyczną duszę już było dużo.
- Hmm... A gdzie byś chciał? W sumie zawsze chciałem odwiedzić Louvre. - mruknął do niego spokojnie, bo do tej pory nie miał czasu pokręcić się po tym przybytku. Kusiło go, nie raz, ale nie chciał iść tam sam. Gdzie w tym przyjemność?
Wei miał tylko nadzieję, że nie będzie on przysparzał problemu Junowi. To było ostatnie czego chciał w tym momencie. Dlatego też mimo, że podobał mu się zazdrosny Jun to czuł się nieco zawstydzony swoim zachowaniem. Wiedział, że nie powinien do tego dopuścić. Nie chciał by Louis czuł w innych zagrożenie. Oczywiście wątpił by to kiedykolwiek przeszło Smoczysku.
Feniks zadowolony był z dotyku dłoni ukochanego. Odprężał się pod jego pieszczotami. Pierniczki wyszły nie za suche, nie za twarde. Takie akurat. To nie tak, że Wei brał z głowy to wszystko. Kilka dni wcześniej znalazł odpowiedni przepis i wszystko sprawdził. Nie był encyklopedią w tej dziedzinie, ale pieczenie szło mu lepiej od gotowania.
Uśmiechnął się do niego lekko, życząc również smacznego i złapał chętnie za pierniczka po czym zabrał się za konsumowanie ciasteczka. Nie wyszło mu aż tak słodki jak oczekiwał, ale słodkie dla Weia to by znaczyło bardzo słodkie...
- Jun... Wtedy w samochodzie mówiłeś, że gdybyś mógł to byś nie wracał do Rady. O co z tym chodzi? Co się dzieje? - spytał się go widocznie strapiony tym wspomnieniem. Oczywiście Wei nie wiedział na jakiej zasadzie wybiera się członków Rady, ale chyba musi być to dobrowolne zajęcie. Nie wyobrażał sobie, że można być do tego przymuszonym.
Gdy tylko zjadł ciasteczko, podszedł i usiadł dosłownie na blacie stołu, tuż obok talerzyka Juna i jego mleczka czy kakao. O nie, nie da się tak łatwo zbyć.
- Rozumiem, jak nie chcesz o tym rozmawiać, ale jeśli coś jest nie tak to chce wiedzieć. - powiedział poważnie do niego i pogłaskał go po głowie, bawiąc się tymi czarnymi kudełkami.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Co człowiek to inne zdanie – co wampir i wilkołak tym ciekawsze podejście - wszystko się zgadzało, no może z wyjątkiem samotności. Spacerem w pojedynkę świata nie zdobędziesz, a i zwiedzanie zamiast radości, niosło jedynie rozczarowanie. Wyciągnięcie kogoś dla towarzystwa mogło skutecznie odgonić niechciane koleżanki i kto wie, czy nie przywiać paru nowych. Barwniejszymi odpowiednikami własnych bytów skutecznie rozgramiały chmury niepewności nudy, nadając zwiedzaniu zupełnie nowych kolorów. 
Wówczas uśmiech samoistnie wpełzał na twarz, a w oczach zaczynały tańczyć ogniki – wtedy mówiliśmy o szczerej radości - podobnej tej, którą żywiła dwójka wampirów z wzajemnego towarzystwa. Kłótni w związku nie unikną, ale to dobrze, bo dzięki nim wszystko stawało się wyrazistsze - trochę jak zapach ciastek, którymi Jun chętnie karmił Weia, gdy ten podał domowy wypiek i gdy ponownie zajął miejsce na ciepłych kolanach, po schwytaniu przez silne dłonie nim w ogóle zdążył usiąść na stole. 
Ze swojego niekonwencjonalnego podejścia do prostej czynności nieśmiertelny nie musiał i poniekąd nie zamierzał tłumaczyć: każdy, kto choć raz skrzyżował z nim swoją drogę, dobrze wiedział, że mężczyzna nie stronił od fizycznego kontaktu. Był mu niezbędnym zapalnikiem, wręcz słodyczą, po którą często wyciągał palce: pławiąc i delektując się jej smakiem. Chociaż Feniks nie spełniał wszystkich kryteriów, wszak nie zawsze się ze sobą zgadzali, nie mógł zwać się wyjątkiem od reguły. Nosem i ustami ktoś skutecznie utrudniał mu konsumpcję łakocia - a to muśnięciem ramienia lub pocałunkiem miejsca za uchem – do tego wszystkiego dochodziła wędrówka po ulubionych rejonach Cesarza oraz bezpruderyjne wsunięcie palców pod bluzę, co by mogły wznieść się ku górze wzdłuż smukłej linii pleców.
- Na razie trudno powiedzieć. - zaśmiał się Jun, wyraźnie zajęty czymś albo raczej KIMŚ innym niżeli myśleniem nad planem podróży po Paryżu. Chwilowo jedyny taki wyskok zakładał wizytę w Chinach – po nich... Kto wie? Kto wie? Może w swym kaprysie obaj stwierdzą, że zamiast powrotu prosto do domu, skręcą w inną stronę?
Przy okazji koncepcji należało zahaczyć także Selenkę - jakby nie patrzeć kobietę również obejmował niecny plan i być może nie tylko ją, jeżeli spotkają kogoś innego. Introwertyzm to jedno – dobrze zgrana ekipa potrafiła zdziałać cuda – wystarczyło spojrzeć na takiego Egonka. Z nim to nawet najprostszy wypad po ogórki zmieniał się w prawdziwie epicki quest z dużą dozą prawdopodobieństwa skończenia na komisariacie. Wrażenia niezapomniane!
- Cóż... - to nie tak, że kokieteryjną atmosferę przerwały słowa Weia - na pewno nie bardziej niż troszeczkę: mężczyzna odsunął się od okupowanych miejsc, trochę nieprzejęty kakałkiem, którego łyczek upił raptem jeden. Błękitnymi ślepiami sunął do góry, aż nie skrzyżował ich ze ślepiami rozmówcy. Ciche westchnięcie ewidentnie wskazywało na wejście w trudny grunt.
- Nie masz czasem wrażenia, że Rada jest taki piernik? Piękna, niekiedy słodka, ale z powodu mocnego spoiwa, raczej krucha. - stwierdził, spoglądając na wspomniane ciastko, którego konstrukcja, o ironio, znacząco przewyższała tą, z której słynął zlepek w większości obcych sobie wampirów, których tylko czasem łączyły pewne wydarzenia.  

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei tęsknił za swoim przyjacielem. Z chęcią z nim by gdzieś wyszedł. W końcu ostatnie lata to z nim w większości spędził. Jego brak u swojego boku nieco bolał. Nie oceniał jednak decyzji innych, szczególnie bliskiej mu osoby. Nie wszystko szło tak łatwo wytłumaczyć, a Wei nigdy na nikogo nie naciskał jeśli unikał tematu.
Póki co jednak odnawiał stare znajomości i zawiązywał nowe, ale ostrożnie. W końcu nie może wszystkim ufać. To zbyt naiwne.
Feniks ponownie więc wprosił się swoimi zgrabnymi czterema literkami na kolanka Smoka. Z przyjemnością i pomrukami pozwalał się karmić, ale i karmił Juna. Uwielbiał tak po prostu go obserwować. To było ich pierwsze pieczenie ciastek razem. Było nawet lepiej niż sobie wyobrażał. Myślał, że Jun mógłby się tym prędko znudzić.
Wei jednak nie spodziewał się takiego ataku ze strony swojego Stwórcy. Próbował zachować twarz najlepiej jak mógł pomimo wyraźnego rumieńca na twarzy oraz drżenia ciała. Cichy wydech powietrza zdradzał jego lekkie pobudzenie, tak samo jak przyspieszone tempo. Niegrzeczny Smoczek...
W sumie Wei myślał, że Jun wolałby po Chinach wrócić tutaj, jeśli jednak będzie miał więcej czasu, nie omieszkał zgodzić się na dalszy wypad gdzie indziej przy okazji skoro już byli w podróży. Nic ich tutaj tak naprawdę w Paryżu nie trzymało, by musieli pilnie wracać.
Gdy jednak temat nieco zszedł na inne tory, wraz z pytaniem Feniksa, ten spojrzał uważnie w oczy Juna, kładąc dłonie na jego bokach. Ot tak, by dać mu do zrozumienia, że mogą na spokojnie o tym porozmawiać.
- Hmmm... Nie zrozum mnie źle Jun, ale nie jestem w temacie. Nie miałem okazji śledzić poczynań Rady ani Rodów. Starałem się, ale w Chinach to nie takie łatwe. Informacji jest mało, a wampirów jeszcze mniej. Wiedziałem tylko ogólniki. Czemu więc uważasz, że jest krucha? Uważasz, że czegoś wam brak? Tej elastyczności? - spytał się go ciekawy, bo naprawdę chciał nieco więcej dowiedzieć się o Junie i jego problemach mimo, że temat na pewno nie był łatwy. Przytulił się jednak zaraz do niego, kładąc mu tak głowę na ramieniu.
- Radę widziałem tylko na balu. Więc nie znam większości z was. Tylko ciebie i Selenę, z resztą nie miałem okazji jeszcze zamienić słowa.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Plany uwielbiały się zmieniać i to było dobre oraz piękne, gdyż w swojej spontaniczności, takie modyfikacje dodawały dodatkowych kolorków do rzeczy pozornie prostych. Skrętka w lewo – niech będzie, pojadą do innego miasta. Potem w prawo? Czemu nie, zawsze to jakieś następne urozmaicenie! Trasa po świecie? Szanujmy się - kto tego zabroni istotom długowiecznym, które w większości szczyciły się bogactwami, o jakich przeciętny Kowalski nie mógł nawet śnić? Nie, tu nie chodziło o rozpustę - skąd, to przecież nie przejaw narcyzmu: o ironio losu, którą wzywam, ilekroć przychodzi mi pisać takie rzeczy: coś, co z pozoru wyglądało na sranie wyżej niż sięgały oczy, nie miało nic wspólnego ze statusowym lansem, wręcz przeciwnie - było paliwem dla takich jak oni: iskrą, bez której wielu popadało w stagnację, marazm, a w końcu apatię, z której wyjście równało się z cudem.
I tak przez lata, stulecia i tysiąclecia, aż iskra i tej radości nie traciła blasku, stopniowo zatapiając się w bezdennych głębinach morza nicości.
- Wiem. - dotyk dłoni był przyjemny – przy tym ckliwy i delikatny, zupełnie jak spojrzenie, które skrzyżowało się z drugim. Tak wzajemnie się taksując obaj mogli wejść dalej po przekroczeniu progu jestestw – przez umysł i serce, aż do samej duszy, która leżała idealnie pomiędzy nimi – co była ich siłą i spoiwem łączącym je w chwilach niezgody, jak i również sprzeczek ciał, którymi to ciałami zarządzały dwa byty: Smoka i Feniksa.
Na razie żyli w zgodzie, ale kto wie, kiedy nadejdzie pierwsza fala – jej szum słyszałem gdzieś w oddali i to wcale nie dlatego, że ktoś specjalnie go dla nich szykował. Swoimi słowami Wei udowodnił, w jak odległym świecie przyszło mu żyć i jak ogromna przepaść dzieliła go od Smoka. W niektórych miejscach dało się ją załatać budową prostego mostu, inne natomiast – tutaj mogły narodzić się problemy.
Walka z nimi miała dopiero nadejść.
- Ciesz się, bo w takim razie i historia jej powstania nie jest Ci chyba do końca znana, niemniej... Masz rację, jest nas mało i to głównie, dlatego powstała Rada: aby pozostałe przy życiu nadnaturalne jednostki nie popełniły błędów swoich poprzedników i aby nie zaznali ponownego bólu z rąk nieprzyjaciół. Idea sama w sobie była dobra, ale jeśli spojrzeć na to pod innym kątem, to czyż nie jest to tworzenie złudnej utopii? Tak naprawdę prócz wspólnego celu nie łączy nas nic: uwierz mi, nie każdy z nas chciał być tu, gdzie jest teraz - między innymi ja. - wyjaśnienie czarnowłosego było spokojne: ni nasycone radością czy smutkiem. Przypominało coś na wzór beznamiętnego recytowania słów, którym towarzyszyły różne odmiany szarości. Jako że Wei miał wgląd do wspomnień Chińczyka, wiedział, że wychowanie go obracało się wokół prostych zasad – opieki nad własnym podwórkiem. Cała reszta... No cóż...
Nie wszystkich na świecie szło uratować - najbardziej liczyli się najważniejsi naszym sercom.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Jeśli Jun by tego chciał to Wei nie miał problemów z dalszą podróżą. Po prostu młody wampir myślał, ze obowiązku Rady będą wzywały jego Stwórcę do domu. Nie wiedział jak ona dokładnie pracowała, jak funkcjonowała. Nie była chyba jednak czymś od czego można było sobie wziąć urlop. Interesował go ten temat, ale nie był pewien czy Louis będzie chciał o tym rozmawiać. Wei był otwarty na takie tematy. Wiedzy nigdy za mało, ale wiedział, że ma braki. Było to nieuniknione skoro nie był ani w Rodzie, ani nie obracał się wśród wampirów. Teraz trochę to nadrabiał, ale największe źródło wiedzy miał przed sobą.
Uwielbiał dotykać Juna, tak bez podtekstu, ale również i z nim. Nie wiedział co go w nim tak nakręcało. Najłatwiej było powiedzieć, że wszystko. Jednakże związek to gra kompromisów i Wei doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział, że nie we wszystkim będą się zgadzać, ale nie zamierzał się z nim wykłócać ani też narzucać swojej opinii. Oboje będą musieli popracować na wychodzeniem do patowych sytuacji, by ani jeden ani drugi nie poczuł się zaatakowany. Wspólny dialog był tutaj niezwykle potrzebny. Chwile zwierzeń i szczerych rozmów, które wyjaśnią niezgody i naprowadzą na właściwą drogę.
- A jaka jest historia jej powstania? - spytał się go ciekawy, bo w sumie czemu, by nie miał się tym zainteresować? Lubił historię, dużo czytał i dużo wiedział, ale mało o wampirach, a o wilkołakach już nie wspomnąć. Wysłuchał go jednak uważnie i gładził dłonią po karku i szyi, od tak jeżdżąc palcami tu i ówdzie.
- A więc gdzie byś teraz chciał być? Gdybyś nie był Radnym co byś robił? - zapytał chcąc poznać jego marzenia, jego pragnienia. Musiał jakieś mieć skoro tak bardzo mu obecna funkcja przeszkadzała w osiągnięciu celu. Nie rozumiał czemu jednak nie mógł zrezygnować.
- Czemu więc nie odejdziesz? Bycie Radnym to chyba nie dożywotnia funkcja? - rzucił nieco ironicznie, ale no nie znał się. Może mógł to komuś oddać? Znajdą się na pewno inne wampiry godne tejże pozycji. Nie można chyba było kogoś na siłę trzymać...

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Długo by opowiadać, a szczerze, to chyba nie ten mood na tego typu rzeczy. - oznajmił Jun, po czym zaraz dodał:  
- Mam kopię spisu historii w swojej bibliotece, zawsze możesz sobie poczytać to i owo. - w gwoli ścisłości: Azjacie chodziło o rzeczoną książeczkę z powszechnie dostępną zawartością (kalendarium), która zawierała najważniejsze dzieje w historii obu ras w tak zwanej pigułce. Jeżeli Wei miał życzenie, to mógł również poczytać o historii gatunków oraz kilku innych rzeczach, na przykład: o kodeksie, sojuszu, o podziale Paryża na dzielnice, o samych dzielnicach oraz sposobie odżywiania, który ewoluował na przestrzeni minionych stuleci.
Mógł także szukać wiedzy u innych – Jun w tej materii nie był jedynym źródłem i nie, wystawienie nosa na zewnątrz wcale nie wiązało się z koniecznością dołączania do rodu. Pod tym względem nikt Chińczyka nie naciskał, choć nie dało się ukryć: bycie niezarejestrowanym nieśmiertelnym bardzo utrudniało proces kontrolowania go: przede wszystkim jego działań, które mogły mniej lub bardziej zagrozić tajemnicy, albo wcale.
Sam czarnowłosy nie oceniał zawodu idola - póki Feniks siedział cicho, wszystko było okej. Inni jednak mogli mieć nieco inne zdanie - być mniej przychylni jego profesji, widząc ją jako wyraźne zagrożenie i niejako hańbę dla statusu wampira, w końcu jak to tak: płaszczyć się przed ludźmi? Przez swoje w większości wybujałe ego, pod tym względem Dzieci Nocy wiodły o wiele trudniejszy tryb życia niż ich odwieczni rywale: wilkołaki. Im przynajmniej nie groziło słońce, a wyłączną przeszkodą, bo i głód oraz przynależność do stada szło ogarnąć na luzie, była wyłącznie pełnia.
- Nie wiem. - odpowiedział szczerze, jakoby nawet nie zastanawiając się, czym i gdzie byłby teraz, gdyby nie musiał przynależeć do Rady. Może prowadziłby potajemnie jakiś biznes? A może zamiast Paryża, wróciłby do Chin i tam zaczął odbudowę własnego klanu? Nie była to taka znowu zła myśl - tym bardziej, że większe przywiązanie czułby do tak zwanych “swoich”, nad którymi faktycznie sprawowałby pieczę, niż wszystkich, którzy byli mu w większości całkiem obcy. Ród a rasa nie zawsze szły w zgodnej parze i nie zawsze też mogły liczyć na podobną ilość poczucia odpowiedzialności - jedno to opiekować się rodziną - innym mieć na swoich barkach ciężar kierowania całym gronem pisklaków.
- Ponieważ byłoby to negatywne w skutkach. Zaburzyłoby działanie Rady, sojuszu i wyglądałoby paskudnie w oczach innych. Zresztą pomyśl tylko: co się dzieje z dzieckiem, które traci kontakt z matką? - otóż gubiło się, niekiedy staczało na dno lub umierał. Jakby na to nie spojrzeć: brutalna prawda dotykała dziś niemalże wszystkie pijawki i futra z obecnej generacji.
- Dość gadania, zjedzmy i chodźmy coś obejrzeć. - dodał po chwili z uśmiechem. Azjata chciał spędzić resztę nocy w bardziej przyjemny sposób.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
- Niech będzie. Tym razem ci odpuszczę. - odparł z lekkim uśmiechem, ale skoro nie chciał Jun teraz o tym rozmawiać, to nie zamierzał naciskać. CO nieco wiedział o historii wampirów, ale na pewno nie aż tak dużo jak Louis. Poniekąd jego nauka prędko się skończyła, a potem z kim miał ją kontynuować? Niestety nie trafił na żadnego wampirzego mędrca.
Póki co jednak to co wiedział mu wystarczało. Chciał później pociągnąć Smoka za język, ale wybierze jakąś bardziej odpowiednią chwilę.
Rzeczywiście jego zawód niósł za sobą ryzyko i to wielkie. jeden błąd i wszystko, by się wydało. Na szczęście póki co te paręnaście lat dawał sobie radę z ukrywaniem wampiryzmu choć łatwo nie było. Oczywiście, że pewnie wampirom się to nie podoba. On jednak na pewno nie widział w swoim zawodzie płaszczenia się, ani też nie uważał ludzi za gorszych. Nie posiadał tego wampirzego ego i nie widział go też w Louisie. Niekiedy tęsknił za słońcem, ale nie na tyle by desperacko tego pragnąć i porzucić nieśmiertelność. Było mu z nią wygodnie.
- Nie wiesz? No nie do wiary. - odparł zaskoczony tym nieco, ale musiał o czymś marzyć. O czymś śnić. Może jakieś hobby? Albo właśnie zajęcie się sobą i własnymi sprawami? Domyślał się, że Radni nie przynależą do żadnego rodu. Pozostawali neutralni. Przynajmniej tak to wyglądało.
- Wydaje mi się, że nieco wyolbrzymiasz tutaj Jun. Świat się nie zawali dlatego, że chciałeś żyć swoim życiem.Tak samo Rada nie rozpadnie się, bo pragniesz podążać za marzeniami. Szczególnie gdy nie dołączyłeś dobrowolnie, czego nadal nie rozumiem. - przyznał spokojnie, ale zaraz ucałował go w policzek.
Wei wstał i przeciągnął się ładnie. W sumie mogli już zacząć składać i dekorować domek z piernika. Po to tu byli. Chyba... A potem mogli nawet zamówić takeaway czy coś i legnąć się na sofie. Jaśmin zabrał się więc za przyszykowanie lukru. Póki co spoiwa domku.
- Na jaką kuchnie masz dziś ochotę? Może coś zamówimy kiedy skończymy pałac? - spytał się go ciekawy, ale zaraz zgrabnie i zręcznie poskładał pałac w całość, który o dziwo nawet owy budynek przypominał.
Po chwili już miał w rękach czerwony lukier. Zamiast jednak użyć go do dekorowania pałacu, bezczelnie wysmarował nim swoje usta i zaatakował nimi szyję Juna, zostawiając piękny czerwony odcisk.
- Mój. - fuknął dumny z siebie patrząc na swoje dzieło z zachwytem.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Żeby nie było - to nie tak, że Jun specjalnie zbywał Weia – nic podobnego! Był skory do rozmów - ba, sam niejako do nich lgnął - powyższe wynikało wyłącznie z racji innego moodu oraz prostej argumentacji: po co zanudzać opowiastkami, skoro wszystko istniało w wersji namacalnej w tak zwanej bibliotece? Chińczyk zawsze mógł do niej zajrzeć i zapoznać się z nabytkami zwanymi książkami, co w naszym spojrzeniu było odrobinę ciekawsze niż nudne bablanie starego truchła. Co innego wspomnienie o hobby – tutaj być może czarnowłosy na dłużej przysiądzie do tematu, gdyż zdziwienie Weia było jak najbardziej zasadne. Z innym zdaniem jednak miała spotkać się odpowiedź na kolejne słowa.
-  To się nazywa odpowiedzialność Wei. Nie zrozum mnie źle, ale tego nie wiesz, ja natomiast wiem, bo widziałem i czułem na własnej skórze, jak to było, gdy ze świata znikali starsi, pozostawiając pisklaki bez jakiegokolwiek doświadczenia. Sam rozpad może nie mieć miejsca, chociaż nie jest to do końca potwierdzone. - mimo wszystko sojusz zakładał działanie w pełnym składzie. Śmierć lub odejście którejkolwiek z jednostek z automatu naruszały te zasady. Finalnie takie rzucenie przysłowiowych kart niestety nie było ani łatwe, ani przyjemne, gdyż stawiało na szali o wiele więcej niż własne widzimisię. Mimo to Jun docenił troskę - uśmiechnął się też na ckliwy gest – na ten już mniej również, czemu dodajmy towarzyszył już nie tylko chwyt, ale uniesienie czyjegoś ciała w górę.
- Na żadną - zjem z Ciebie. - bo skoro wargi Feniksa powiedziały “A”, to wypadałoby, aby Smok odbił mu piłeczką “B”, szczególnie po bezczelnym ataku na jego szyję. O tym, że była wrażliwa Wei wiedział od dawna – nie powinien więc być zdziwiony jękiem, który uciekł z wilgotnych warg oraz późniejszym atakiem kolejnego pocałunku, któremu towarzyszył krótki spacerek do pokoju...
Choć spędzone we dwójkę - nadchodzące święta zapowiadały się ciekawie, a konsumpcja piernika tym bardziej.

@Wei Liu

~ z/t 2x

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach