#4 Wei & Lou - 22 XII 2022

2 posters

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
First topic message reminder :

Nawet przeciw obsesji nie miałby nic przeciwko. Był przyjemnie zaskoczony, że Jun tak bardzo go pragnął. Wcześniej był raczej jednym z wielu. Kimś kto może i wyróżniał się na tle tłumu, ale nie wychodził przed szereg. Oczywiście po przejrzeniu wspomnień Juna trochę ta jego wizja się zmieniła, bo oczywiście widział momenty w których Louis zakradał się do niego gdy ten spał. To też było urocze, ale nie rozumiał czemu ten to robił.
Nie potrzebował jednak się dowiadywać, bo miał go przy sobie i dla siebie. To było naprawdę dziwne uczucie, w końcu zdobyć serce ukochanego. Wei nadal się tym ekscytował. Jego słowami. Całym tym wieczorem. Co Jun sądzi o Radzie to Wei nie wie. Rzadko kiedy poruszał ten temat, bo nie zamierzał przecież wykorzystywać jego pozycji. Nigdy by się po to nie posunął. Mimo wszystko jednak był tutaj tylko dla osoby wampira. Gdyby jednak Jun odszedł z Rady to Wei chętnie by zagarnął więcej jego wolnego wtedy czasu dla siebie. Był zachłanny, ale chyba to można mu wybaczyć.
- Prezent? Jaki prezent? O czym ty mówisz? - spytał się go zaskoczony i ucałował jego dłoń, którą cały czas miał splecioną podczas jazdy samochodem. Na szczęście auto bezpiecznie poruszało się po mieście. Nie liczyła się prędkość, a dotarcie do celu.
- No tak. Zabieram Cię do Chin na Chiński Nowy Rok. Mam występować więc muszę się przygotować. Myślałem czy Seleny też nie zabrać i wynagrodzić jej te listy... - mruknął do niego spokojnie i gdy dotarli na miejsce i zaparkowali samochód w garażu, pomógł Louisowi wytaraskać się z samochodu.
- Chodź... Mam wielką ochotę się umyć. - powiedział poważnie i pociągnął go w kierunku domu, a szczególnie łazienki. Oczywiście był dla Juna podporą, bo nie wiedział jak bardzo narkotyki wpływając na jego funkcje poznawcze i orientację. Był na tyle trzeźwy, by jednak nie musieć się obawiać, że to on będzie sprawcą ich upadku.
- Czy wolisz wpierw odpocząć? Hmmm? - szepnął u do ucha, które delikatnie ucałował.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Między skąpstwem a rozrzutnością istniała niewielka granica – cieniutka niczym niteczki pajęczej sieci, lecz bez jej wytrzymałości, majestatu i piękna, które od dawien dawna fascynowały ludzi. Nie intencją Smoka było ocenianie: jeżeli Wei chciał, miał pełne prawo do nabywania i sprzedaży przedmiotów na własny użytek - w taki czy inny sposób napędzał gospodarkę, a z nią konsumpcjonizm. Był on nieodłącznym towarzyszem swej siostry i nie powiesz mi, że nie – Ty sam także nie stroniłeś od wszelkich wygód - nie brakowało Ci ubrań, samochodów, biżuterii - swego czasu wydałeś majątek na renowację kamienic i ich dostosowanie pod wampirze potrzeby. 
Wszystko miało swój cel – wszystko zamykało się w okręgu o nieprzerwanym obiegu, no chyba że inflacją. Na szczęście jej skutki miały nikłe szanse uderzyć w istoty nocy - nieprzejęty Smok nie zwracał uwagi na takie sprawy - miał od tego ludzi, którymi to ludźmi często się wysługiwał, stawiając ich w roli pracowników, którym oczywiście płacił, zapewniał dodatki i wszystko to, co pozwalało im i ich rodzinom na prowadzenie życia na dobrym poziomie, bowiem nie ośmieli się rzucić stwierdzenia o dostatniości, gdyż to nie on kładł szpony na majątkach, którymi to oni sami musieli zarządzać - on je im tylko udostępniał pod nazwą pensji.  
Wyłącznym odstępstwem od wszelkich powyższych reguł, bo i one ograniczały smoczą rozrzutność do pewnego stopnia, mianowicie do momentu zaspokojenia wszelkich potrzeb, było zamówienie prezentu dla Weia. 
Ucałowany rumiany policzek nieprędko powrócił do swojej naturalnej wersji, a nie ułatwiały tego także zacne widoki po dotarciu do pokoju i wskoczenia w bieliznę, która zaiste cieszyła oko Smoka, ale na domiar złego karmiła jego wyobraźnię wieloma dwuznacznymi obrazami. Odkaszlnięciem pozbyłeś się części z nich, dzięki czemu mogłeś skupić myśli na podarunku, który już czekał, aby dostać się w ręce prawowitego właściciela.
- Jako że wiem, z czym dokładnie je się Twój zawód, pozostawię tę decyzję Tobie. Sam natomiast dokonam wyboru w kwestii symbolu – nie martw się, tatuaż nie będzie duży, dzięki czemu nie będziesz musiał się męczyć z jego ukryciem.- zajrzenie do szafy z oczywistych powodów wymagało doń podejścia, a skoro tak, to tę chwilę czarnowłosy wykorzystał na podjęcie dialogu, który został ukradkiem przerwany ckliwym pocałunkiem we wspomniany polik oraz późniejsza prezentacja skąpej bielizny, przez które Azjata stracił wątek.
- No i proszę, mam Cię. - jak widać, nie tylko to udało się w końcu odnaleźć. Z szerokim uśmiechem i błyskiem w oczach, wyjąłeś dość spore pudełko. Jego powierzchni nie dało się opisać, no może "wzorkowym" szlaczkiem ozdobnego papieru, który otulał wszystkie krawędzie w zwieńczeniu śliczną wstążeczką. Tak, był to typowy europejski akcent charakteryzujący świąteczną atmosferę. Nie widziałeś w nim nic złego - ba, był poniekąd całkiem komiczny. Z takim przekonaniem zamknąłeś drzwiczki, a następnie dzierżąc ów pakunek, podszedłeś do krawędzi łóżka, na którym spoczywał wyraźnie podekscytowany Feniks.
- Co prawda nie jest to coś o tak skąpym charakterze, nie żebym narzekał na obecną wersję, ale mam nadzieję, że Ci się spodoba. - po podaniu pudełka, czarnowłosy wampir spoczął wygodnie, aby w ciszy obserwować reakcje Weia – inna kwestia, że ręce już niekoniecznie miał przy sobie, a to dlatego, że zamiast obok, zajął miejsce idealnie za Azjatą, dzięki czemu mógł bezkarnie objąć go w pasie, a twarz oprzeć brodą o jego ramię.
Po "szelestnym" zdarciu ozdobnego papieru oczom Feniksa miało ukazać się naprawdę wielkie pięknie zdobione pudełko wykonane z dębowego drewna z motywami mistycznych ptaków latających wokół górskich szczytów. Po zdjęciu górnej części na pierwszy rzut poszła idealnie złożona tkanina – po rozwinięciu będąca niczym innym jak tradycyjnym strojem prawdziwego księcia dynastii Ming o dopasowanym kroju do ciała nosiciela. Całość wyszyto ręcznie z jedwabnych nici, z których w podobny sposób wykonano masę złotych zdobień w kontraście z delikatnym błękitem tkaniny. Szerokie rękawy wbrew pozorom nie krępowały ruchów, natomiast materiałowy pas fantastycznie podkreślał talię. Do kompletu nie brakowało spodni oraz butów, które gad przy okazji ułożył w osobnym pudełku zaraz po wyciągnięciu go spod łóżka. Aby było śmieszniej, pod odzieniem kryło się coś jeszcze – robiony na wyłączne zamówienie miecz z użyciem tradycyjnych technik wykuwania, dzięki którym jego stal była lekka i elastyczna, tak jak zwiewny powinien być taniec z nim. 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei nie mógł zaprzeczyć, ze akurat kupowanie drogich rzeczy sprawiało mu przyjemność. Taki już był. Jako celebryta musiał posiadać standard. Szczególnie, że nawet ubierając się na czerwony dywan w Chinach, Wei bywał niekiedy zarówno kontrowersyjny, jak i intrygujący. Budził zawsze poruszenie sprawiając, że dużo o nim pisano, a tak też jego osoba zyskała popularność.
Po utracie kontaktu ze Stwórcą i swoim buncie jestestwa, mógł przyznać, ze nie miał nic. To był okres w którym nie dbał o pieniądze. Zaślepiony czymś innym. Dopiero po tych kilkudziesięciu latach przyszedł czas na zajęcie się zarobkiem, a sława przy nosiła go szybko. Szczególnie, że uderzył akurat w odpowiedni schemat potrzebny Partii: sierota wspinający się po szczeblach kariery pomimo swojej dolegliwości. Bardzo im taka historyjka odpowiadała.
Widząc rumieńce na twarzy Juna, tylko bardziej samemu się rozczulił. Taki widok był naprawdę przyjemny. Chciał go widzieć szczęśliwym, a nie smutnym. Obaj już oboje dość mieli smutków. Chociaż na tą chwilę.
- Dobrze, przygotuj wzór, a ja wyznaczę ci miejsce. - powiedział z uśmiechem, ale mógł wybrać za niego skoro ten nie chciał aż tak decydować. Obserwował jednak jak wampir krząta się po pokoju i wyciąga prezent z szafy. Nie był mały, to na pewno, więc Feniks nie wiedział co ten takiego wykombinował. Był jednak wyraźnie podekscytowany, bo nie domyślał się co to może być. Naprawdę.
- Nie wygłupiaj się Jun. Wiesz, że cokolwiek od ciebie byłoby cudowne. - odparł szczerze, bo aż takim materialistą nie był i naprawdę przywiązywał uwagę do gestów i szczegółów, a nie wartości prezentu.
Zaraz jednak zabrał się za rozpakowanie pudełka. Było to niezwykle interesujące, bo owa skrzynia była ładnie udekorowana mistycznymi ptakami, których odzwierciedleniem był właśnie Wei. Otworzył wieko i zajrzał do środka, przyglądając się ów pakunkowi. Dotknął materiał z zachwytem i zaraz wyjął go ostrożnie, by przyjrzeć się mu uważniej.
- Pomożesz mi? - spytał go uśmiechając się szeroko, ale póki co odłożył na bok pudełko i wstał chcąc przyodziać szatę. No grzechem by było tego nie zrobić, a ładny i pachnący był akurat by w nią wejść. Kątem oka dostrzegł miecz, którym zamierzał zająć się zaraz gdy się ubierze. Nie mól czekać. O nie. Chciał od razu zobaczyć te ciuchy na sobie.
- Pragniesz powrotu do przeszłości Jun? Małego roleplaya? - spytał miękko, ale zręcznie przyodział się w ubrania, ostrożnie. Wpierw spodnie, a potem górna cześć szaty. Potem założył buty, zaskoczony tym jak wszystko wampir dopasował, ale no nie byli dla siebie tajemnicą. Wei też znał dokładnie wymiary Juna. Wymacał swoje...
- Jest piękna... - mruknął zachwycony gdy już się przyodział i sięgnął po ostrze. Zręcznie je złapał i wyciągnął miecz.
- A to zaproszenie na mały sparing? - dodał po chwili zachwycony z wyważenia i wykonania orężu.
- Jesteś zbyt kochany mój Cesarzu. Rozpieszczasz mnie... - odparł chowając ostrze, które dołożył na razie na bok, ale pewnie dumnie znajdzie miejsce obok jego ostrza na stojaku, który miał w pokoju. Podszedł do Juna i ucałował go w usta delikatnie acz stanowczo, namiętnie.
- Jesteś niemożliwy... - westchnął rozmarzony, ale uśmiechnął się ponownie i pogładził go po boku policzka.
- Mój prezent nie jest aż tak... Spory, ale ma wartość historyczną. - powiedział spokojnie do niego i objął go za szyję.
- Jestem ciekaw czy dostrzeżesz... - dodał po chwili i zaraz podszedł do jednego ze swoich walizek. Stamtąd wyciągnął nie wielki pakunek. Był opakowany w czerwony materiał ze złotymi zdobieniami w kształcie smoków. Nawet papier był wykonany tradycyjnie i powlekany złotem więc rozdarcie odpakowania byłoby grzechem. Łatwo jednak było je rozsupłać od dołu. W środku kryło się pudełko wykonane z jaśminowego drzewa, zabarwione na czerń. W środku na szkarłatnych poduszeczkach kryła się para kolczyków, a raczej nausznice. Jedna reprezentowała smoka, a druga feniksa. Ręcznie wykonane i ukształtowane. Okiem smoka był jadeit, a okiem feniksa rubin. Złoto pochodziło jeszcze z Dystanii Shang, tak samo jak owe szlachetne kamienie.
- Pomyślałem, że skoro chcemy razem kroczyć tą samą ścieżką... To możemy nosić matching kolczyki. Całość jest wykonana z antycznego złota i kamieni pochodzących jeszcze z Dynastii Shang z Pałacu samego Cesarza. Niewiele się ostało artefaktów z tej epoki... Chciałem dla nas coś wyjątkowego i wiecznego.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
O zgrozo, czy istniało coś lepszego na ból po utracie kontaktu niż skok w wir zakupów? Kilka razy podobne myśli przebiegły Ci przez szare komórki mózgowe, a co dopiero Weiowi. Słodka Ptaszyno – nie musisz się już obawiać - raz złapanego Smoka nie tak łatwo szło się pozbyć, oj nie. Ułaskawiony słowami, dotykiem i ciepłem uparcie powracał do nowego leża, strzegąc go wraz ze wszystkimi skarbami: stosami gór ze złota, ścian z kamieni szlachetnych – przed spojrzeniem czujnych ślepi niewiele rzeczy było w stanie uciec. Niezauważone latały wyłącznie iskierki, pewnie dlatego, że sam nimi niejako emanował, tak jak teraz jego ukochana Perła, jakże pięknie prezentująca się w skąpej bieliźnie i kto wie, czy nie w sprezentowanej szacie. Z oczywistych powodów do kompletu nie mogło zabraknąć miecza, co patrząc po reakcji Chińczyka, najwyraźniej bardzo przypadło mu do gustu. To tym mocniej zadowoliło Cesarza, który zaśmiał się serdecznie, w efekcie wypełniając ściany wspólnej sypialni dźwięcznymi nitkami miękkiej barwy głosu.
- Ja wiem, ale chciałem Cię porządnie zaskoczyć. - odezwał się już normalnie w podziwie piękna i elegancji, które chętnie tańczyły wokół jestestwa Azjaty. Następnie wstał w myśl: dwa razy nie musisz powtarzać, a po podejściu do mężczyzny, pomógł mu przyodziać nowiutką szatę: górną część, a potem pas przepleciony przez wąską talię. Na samym końcu, gdy Wei uporał się z resztą, spojrzał na ujęty w rękę miecz.
- Być może... - Jun posłał w kierunku skośnego szyderczy uśmieszek, kontynuując:
- Pomyślałem, że byłoby fajnie nieco zaskoczyć Twoich fanów, a dobrego sparingu nigdy nie odmówię. - dokończył z miną niewiniątka, ponieważ jak to on, nie miał NIC wspólnego z misternie utkanym planem, pomijając występ w antycznej stylizacji, zaś zakładając skrzyżowanie ostrzy w mistycznym tańcu jak za dawnych lat.
Musisz przyznać Wei, że tego typu harce były sztuką samą w sobie – o stokroć ciekawszą od słodkiego lenistwa na łóżku i niekiedy i intensywniejszą w odczuciu ruchów, napięć mięśni, wymiany spojrzeń i dwuznaczności kryjącej się za połyskującymi tęczówkami. Potem dochodziły do tego nieme słowa i drżenie warg, które co krok pragnęły znaleźć się bliżej partnera, a potem bardziej i bardziej, póki ich bytności nie przecinał szelest wiatru wraz z biegnącą zań giętką stal w parze odgłosami jej wzajemnych otarć o siebie.
- Przetestuj mnie. - ckliwym pogładzeniem polika Feniks rozczulił Smoka, a na domiar złego wydusił z niego pomruk zadowolenia z komplementu. Potem jego jestestwem wstrząsnęło zaskoczenie na widok przepięknie wykonanych nausznic o bliźniaczych bestiach. Ich symbolika nie była Junowi obca – ba, znał ją jak chleb powszedni swoich czasów i legend, którymi niegdyś karmiono jego uszy. Niewiele czekając, ujął jedną z nich, po czym ostrożnie nałożył na ucho Weia - drugą poprosił o ulokowanie na jego własnym. Gdy obie bestie znalazły się na miejscu, Smok chwycił i przyciągnął do siebie kochanka, aby podziękować mu za wspaniały podarek.
To, że zrobił to głębokim pocałunkiem nie powinno nikogo zdziwić - inna sprawa, że przelał nań prawdziwą lawinę emocji, których nie starał się nawet ukryć. Były wśród nich: tęsknota, żal, radość i miłość - dokładnie ta sama, którą i Wei obdarzył przed laty jego. Tym niemym słowem odpowiedziałeś na wcześniejsze: na to, że jeżeli kiedykolwiek z czymś sobie nie poradzi, to chętnie przyjdzie, usiądzie i ułoży łeb na miękkich udach, a potem rękę na nim w prośbie o odrobinę wsparcia. W zamian zamierzałeś oczywiście odpłacić się Feniksowi tym samym i nie tylko, lecz na ten moment...
- Teraz to robisz mi konkurencję. - żart ponownie zagościł w mimice i słowach, ot zaraz obok gestu, którym było przejechanie po uchu Weia, na którym spoczęła rzeczona nausznica.
- Nie wiem, co przyniesie przyszłość, niemniej... Mówią, że raz zaplątane w czerwone nici bestie pozostawały w nich aż do samego końca. - zaś kiedy przychodził ich koniec... 
- Jak to mówią... Wesołych Świąt? - lecz na razie o nim nie myślmy, ciesząc się chwilą i tym, co niosła teraźniejszość.

@Wei Liu




_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei niejednokrotnie zapijał smutki. Niejednokrotnie też wpadał w szał zakupy, dlatego zaspokajał pustkę konsumpcjonizmem, na który było go stać. Uwielbiał uwagę, pochlebstwa i uwielbienie idące wraz ze sławą. Lubił czuć się na piedestale. W Chinach był gwiazdą, której uwagi wszyscy pożądali i choć czasami pragnął spokoju, nigdy by sobie nie odmówił ponownie takiej drogi życia. Prawda, był zmęczony treningami, fanami, nadmiernym zainteresowaniem jego życiem prywatnym, ale poniekąd z tym trzeba było się liczyć, gdy twoją twarz zna cała Azja. Ostatnie miesiące miał dosyć spokojne, z dala od rodzimego kraju. Niestety póki co miał jeszcze obowiązki i nie mógł od tak tego wszystkiego rzucić.
Chciał być ze smokiem, ale musiał też wywiązać się z obowiązujących go jeszcze kontraktów i umów.
- I zaskoczyłeś... - przyznał szczerze, bo nie spodziewał się tak wyjątkowego prezentu. Uwielbiał starożytne szaty. Miał ich pełno w domu, po tych wszystkich filmach i serialach historycznych. Ubrał więc cały komplet dla niego naszykowany, zadowolony gładząc dłońmi materiał.
- Nigdy nie mieliśmy okazji do wspólnego treningu. - przyznał szczerze, bo nigdy ostrzy nie skrzyżował z Junem. Fakt, w Anglii wcale nie znał się jeszcze na walce mieczem, to przyszło potem... Fani uwielbiali widok Weia w ciuchach w tym stylu. Dlatego jego aktorskie produkcje były tak popularne.
Nie mógł jednak się doczekać tej pięknej walki, tego tańca. Był pewny, że nie dorównuje Junowi w tej sztuce, ale nie zaszkodzi po prostu się zabawić. Walką można było wiele przekazać. Na to też właśnie liczył.
Wpierw Wei myślał o prostych kolczykach, ale obawiał się, że nie będą na tyle dostrzegalne, by oznaczyć tak Juna. Tatuaże to jedno, ale kolczyki były widoczne zawsze. Nausznice we wzorze mitycznych bestii symbolizowały nie tylko ich, a właśnie... Parę. Kochanków. Małżeństwo. Były to bestie harmonii, tworzące razem yin i yang. Wei wiedział, że Jun zna ich symbolikę. W Chinach ona nadal była żywa. Nigdy nie zapominano o tradycjach.
Z pomrukiem więc wpił się w jego usta, obejmując go rękami za szyję, ciasno splatając ich razem. Feniks przelał w tym pocałunku szczęście i miłość. Jego serce biło nader prędko podekscytowane całym tym zajściem i prezentowaniem. Nigdy nie czuł się lepiej jak w tej chwili. Chciał by ten stan trwał wiecznie...
- Konkurencję? A myślałem, że to nie zawody... - zaśmiał się niewinnie, odwzajemniając poczucie humoru.
- Też tak słyszałem, Smoku. Kiedyś oficjalnie cię spętam... Wraz ze mną. - mruknął kładąc głowę na jego ramieniu, wtulając się tak mocno.
- Wesołych Świąt Jun. - mruknął miękko rozmarzonym tonem głosu. Liczył na to, że przyszły rok przyniesie im wiele takich wspólnych chwil.


W końcu oboje zmęczeni i pragnący czułości ułożyli się spać. Wei schował szaty na ich miejsce wraz z mieczem oraz naucznicą, i wkleił się w nagiego Juna z głośnym pomrukiem. Odpadł prędko, wymęczony dzisiejszym dniem, gryzieniem, alkoholem i narkotykami. Stanowczo było to aż za wiele wrażeń.
Obudził się zaraz przed zmierzchem z kacem mordercą. O nieeee... Głowa bolała go paskudnie, ale było znośnie. Zerknął na Juna i wtulił się mocno, ale dla zabawy ukąsił go w obojczyk chcąc także rozbudzić.
- Nee... Jun... Trzeba wstawać. - mruknął cicho, bo nie chciał spędzić całej nocy w łóżku. Obiecał mu ciasteczka. Zamierzał dotrzymać słowa szczególnie, że sobie wszystko na dzisiaj zaplanował i kac go nie powstrzyma!

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Każdy miał swoje demony: mniejsze, większe - tych trapiących Weia nie oceniałeś - po prostu odganiałeś je precz won, aby zostawiły biedne serce w spokoju, bo i tak sączyło się z niego aż nadto toksycznego jadu. Jego kroplą w morzu smutków bez wątpienia był konsumpcjonizm – natomiast bycie idolem? Pewnie z racji wieku bądź zabawy na podobnym stołku Cesarza, nie widziałeś w tym nic niezwykłego - ot przypominało życie celebryty w blasku reflektorów: chwale i sławie - miłości i zachwycie z rąk ukochanych fanów. Ci chaotyczni w swych bytach ludzie potrafili nieźle namieszać w życiu niejednego gwiazdora - niekiedy służąc za wsparcie, a innym razem będąc prawdziwie upierdliwym wrzodem na dupie. Pojęcie poszanowania prywatności dla nich nie istniało - no a przeszkoda wampiryzmu? 
Ne Wei... Ale wiesz, że klątwa długowieczności nie zmuszała Cię do schodzenia ze stołka, prawda? Nie, żeby coś: myśmy ręce od tego umywali - miłość, miłością - ciepłem jej pocałunków zdołasz wszystkiego wypełnić - zawsze pozostawał niedosyt zrodzony z tęsknoty za tym, co naprawdę nas jarało. Heh... Zabawnie tak patrzeć, mówić i podziwiać, a potem niejako klepać po pleckach rzekomego introwertyka, który jak na wycofaną osóbkę, całkiem mocno umiłował sobie skupienie uwagi na własnej osobie. Przypadek? Gram pychy? A może w tym wszystkim kryło się coś jeszcze? Coś, co nazwałbyś drugim dnem - dziurą, którą Feniks usilnie próbował wypchać atencją innych, nie mogąc zyskać Twojej? No to powiedz Ptaszyno, jak to z Tobą było? 
Noc, a raczej dzień minęła jak biczem strzelił - ledwie zasnęliście, a za oknem już wybiła nowa godzina. Powiedzmy to sobie wprost: nie spieszyło Ci się do podnoszenia zadka z wygodnego łóżka z tak wygodnej pozycji, jaką było ułożenie na łyżeczkę: Wei miał ten plus, że znajdował się z przodu – Smok natomiast czaił się z tyłu - spokojny i uśmiechnięty - z dłońmi obejmującymi kochanka, jakby był mu prawdziwym skarbem. Szkoda, że z pięknego snu wyrwało czarnowłosego ukąszenie - warknąłeś wielce niezadowolony koniecznością ruszenia się - o wiele cieplej przyjąłeś ckliwy tulasek, na który oczywiście odpowiedziałeś mocniejszym wtuleniem ciała we własne.
- Musimy? Swoją drogą, Twój kotek zamiast majestatu, wygląda teraz jak zwierz przemielony ze sto raz w mocnej wirówce. - zaśmiał się Jun, spoglądając na urocze woreczki pod oczami i grymas przyklejony do zaspanej buzi, której policzki raczył delikatnie musnąć ustami. Widok negliżu niespecjalnie peszył - tak po prawdzie to w ogóle - bądźmy szczerzy: rozebranego do rosołu Weia widziałeś mnóstwo razy. Jasne, każdy taki eksces przyjemnie karmił oczy, ale czy zawsze ich pieszczota prowadziła do wiadomego?
Otóż nie, czego idealnym przykładem była dzisiejsza teraźniejszość i oni: dwa byty splecione ze sobą w ciepłym objęciu - nagie, a jednak wyzbyte pierwotnych rządz, które dominowały słabsze jestestwa. Ich brak nie świadczył o braku zainteresowania drugą stroną - wręcz przeciwnie: dojrzałe związki potrafiły dobrze zbalansować tak zwaną dietę potrzeb cielesnych z duchowymi.
Dziś bez wątpienia dominowały te drugie.
- No niech Ci będzie... - wprawdzie niechętnie, ale w końcu ramiona czarnowłosego wampira wypuściły z klatki schwytaną Ptaszynę. Ziewnąwszy, przeciągnąłeś się i wyciągnąłeś na przyjemnie chłodnej satynie, nieco ją zmierzwiając we wszystkie możliwe strony. Po dobrej minucie nic nierobienia rozbudziłeś się na tyle, by zmusić ciało do poderwania się w górę, a potem pyk: czarne pasma włosów w dość zabawny sposób przysłoniły boki twarzy i niejako jej przód.
Ruchem ręki Jun odgarnął je do tyłu, przy okazji odchylając głowę odrobinę do tyłu, co, aby było śmieszniej, rozprowadziło po pokoju znajomy zapach wanilii wraz ze smacznymi widokami: ładnie zarysowanego profilu twarzy i kolumny szyi, która aż prosiła się o dziabnięcie. Aby było śmieszniej: po wszystkim Azjata podniósł jestestwo z wyrka i niczym grecki posąg, stanął roznegliżowany w dumnej pozie, tym mocniej karmiąc oczy i wyobraźnię Chińczyka: szczupłą posturą ciała, zarysowanymi mięśniami i biodrami, które niejednokrotnie pokazały kunszt ruchów... 
A kiedy doszło do tego kolejne przeciągnięcie i praca ukrytej pod skórą muskulatury pleców i ramion...

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Feniks doskonale wiedział, że nie musiał usuwać się na zawsze w cień. Póki co jego postać była zbyt znana, zanim ludzie o nim zapomną to trochę minie, a on po prostu nie chciał robić sobie problemów z tym całym udawaniem kogoś innego i noszeniem pytać o poprzednie wcielenie. Nieee... Wolał odczekać trochę dłużej i być bardziej na czysto. Poza tym raczej wytrzyma te kilkanaście lat dłużej u boku Juna. TO nie tak, że pragnął uwagi całego świata. Smok wypełniał tę pustkę swoim jestestwem więc nie pragnął niczego innego.
Prawdą jest, że zranione serce poszukiwało otuchy. To nie tak, że Wei nie chciał nikogo innego pokochać. Próbował... Tabloidy pisały o jego romansach, które nie kończyły się happy endem. W wywiadach tłumaczył, że miłość to luksus, do którego nie potrafi się zmusić i nie zamierza udawać. Nie potrafił po prostu z kimś sypiać dla samej uciechy. Nie przynosiło mu to przyjemności, nie potrafił się do tego zmusić. Na samą myśl było mu źle... Stronił więc od tego typu znajomości, nawet szkalował. Ukierunkował więc swoje pragnienie atencji na fanów. CI dawali mu jej sporo. Nie narzekał na ilość pochwał, zachwytu, podziwu... To i konsumpcjonizm zajmowały jego myśli w ciągu dnia, by na powrót wieczorem borykać się z samotnością. Może i miał przyjaciela u boku, ale to nie było to samo. Zamiłowanie do luksusu mu jednak zostało... Nie mógł się tego wyprzeć. Ptaszyna uwielbiała się rozpieszczać.
Nie pamiętał już w jakiej pozycji zasnęli, czy się wiercili... Był padnięty więc w sumie był zdany na łaskę Juna. Nie żeby miał marudzić, lubił być zdany na jego łaskę. Uśmiechnął się na warkot, cicho nawet zachichotał rozbawiony jego reakcją, dopóki wredna Gadzina go nie skomentowała.
- Męczy mnie kac i nie wiem czy alkoholowy czy moralny... - odparł z rozbawieniem, ale zaraz chętnie wtulił się chowając twarz w jego torsie. Musiał mu to Smok wybaczyć, ale Feniks doprowadzi się do ładu dopiero jak się podniesie.
Nagość nie była niczym niezwykłym. Szczególnie gdy mógł tak lepiej się grzać w jego objęciach. Było to przyjemne uczucie. Jego prywatny grzejniczek. Nagość jednak nie sprowadzała się tylko do jednego. Wei widział w tym zawsze i drugie dno. Tak jak teraz, bez podtekstów, bez pobudzenia, po prostu byli u swojego boku.
- Będziemy piec ciastka i ciasta. W łóżku nie idzie. - mruknął z uśmiechem i puścił Juna, wpatrując się jednak w jego osobę z zadowoleniem. Czystą fascynacją posiadania go tak blisko i to nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Wei również się przeciągnął i zaraz usiadł na łóżku chcąc tak jakoś się dobudzić i zignorować bólu głowy. Włosy miał w artystycznym nieładzie, fryzura prosto z wyra... Za to Jun... Diabeł. Wodził na pokuszenie biedne Ptaszysko, które wpatrywało się w niego z pewną dozą głodu w oczach i pożądania.
- Jesteś niemożliwy Jun... Nie prowokuj. - zaśmiał się niewinnie odmawiając sobie zbereźnych myśli. O nie. Nie da się tak łatwo podpuścić! Nie z "rana"!
Wstał po chwili z łóżka i z ziewnięciem się przeciągnął, by jak gdyby nigdy nic przejść do szafy i zacząć szukać sobie ubrań na dziś... Och Smoku... Dostałeś zaraz w swój gadzi łeb świątecznym swetrem koloru zielonego, gdy Feniks w rękach miał czerwony. Uśmiechnął się wrednie.
- Nie waż mi się nawet odmawiać... - mruknął słodko, grzebiąc za resztą ciuchów. Święta to święta! Chciał chociaż porządnie je przeżyć. Choć trochę po Europejsku. Wyciągnął sobie do tego jakieś ciemne jeansy, podkoszulkę, bieliznę i skarpetki. Nie, te był już normalne, tak samo jak bielizna. Po tym zniknął w łazience się ubrać i ogarnąć. Ułożył jakoś te niesforne włosy oraz nałożył na twarz makijaż by nie wyglądać jak siedem nieszczęść. Nie zajęło mu to jednak długo i zaraz wyszedł z łazienki czekając na Juna.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Życie nie raz i nie dwa potrafiło zaskoczyć - podobnie czas i wiele innych sił, o których my zwykłe robaczki nie miałyśmy bladego pojęcia. Choć z uczuciami, jako bytem jednym z powyższych, dane nam było obcować na co dzień, to nie zawsze ich moc przeżywała próby lat – kilka takich przypadków przemknęło Ci przez oczy - chociażby na przykładzie ludzi. 
Niby wierni i oddani, jednak nietrwali w emocjach, które z czasem zaczynały słabnąć. W efekcie dochodziło do wielu rozpadów znajomości, związków i niejako zależności pomiędzy śmiertelnikiem a wampirem. Świadomy konsekwencji nie miewałeś w zwyczaju trzymać takich osób przy sobie na siłę - zamiast tego pozwalałeś im odejść, aby raz jeszcze skosztowały życiowej świeżości, której tak bardzo zaczynało im brakować. 
Podobnej zasadzie podlegali długowieczni - fakt, że o wiele dłużej zajmowało im dobranie do siebie odpowiedniego partnera, nie działał po tak zwane wsze czasy. Mijające lata i na nim wywierały wpływ, powoli zabierając jaskrawe kolory, zastępując je postępującą bielą. Czy tego chciałeś, czy nie - byłeś gotów na stawienie czoła podobnemu zjawisku, które kiedyś z pewnością stanie na Waszej drodze. Wówczas powrót Feniksa do roli idola będzie niewątpliwie dobrym wyjściem, ba, zaczepem do odsapnięcia od przytłaczającej codzienności istnienia. I kiedy Wei będzie raz jeszcze rozkładać potężne skrzydła łaknące blasku chwały, Ty powrócisz do swoich zajęć, jakiekolwiek by nie były.  
Zgodzisz się ze mną Ptaszyno, że taka przerwa między Wami dobrze Wam zrobi – ale to nie teraz. 
Dziś i przez najbliższy czas obaj mogli spokojnie się sobą nacieszyć. 
Odebranie bluzy odbyło się na zasadzie chwytu instynktowego – aka refleksu. Wprawdzie niechętnie, ale zgodnie z życzeniem: jej przyjemny w dotyku materiał szybciutko zakrył negliż klatki piersiowej, tak samo jak przyodziane: bielizna i krótkie spodenki, co by nie świecić gołą rzycią na lewo i prawo. Oczywiście wszystko miało miejsce po szybkim prysznicu (przed zniknięciem w niej Ptaszyny) dla rozbudzenia ducha wraz z ciałem, które niekoniecznie chciały współpracować z planami Weia, ale mniejsza. Chłodna pobudka pod wodospadem kropel miała jeszcze inne zastosowanie - pomogła w zmyciu kaca, który w jakimś stopniu klepnął także i smocze jestestwo.
- A masz jakiś przepis? - spytał czarnowłosy tuż po wyjściu z łazienki: ładnie odświeżony, z lekko mokrymi kudełkami, ale za to grzecznie ubrany i pachnący. Czas oczekiwania na powrót Chińczyka z tego samego pomieszczenia przeznaczył na pościelenie łóżka, uchylenie okna oraz spojrzenia w lustro, celem sprawdzenia stanu cery.
Jako że była w dobrym stanie, to zrezygnował z makijażu, tym samym stając po przeciwnej stronie barykady do Weia, który takowy pozwolił sobie nałożyć. Oceniać nie zamierzałeś - co innego wlepić się w ciało po zakradnięciu się doń krokiem cichutkim, a potem złapaniu i objęciu schwytanego mężczyzny w pasie ze zwieńczeniem ulokowania brody na jego ramieniu.
- To idziemy? - takim oto nieprzejętym tonem czarnowłosy rzucił grzecznie pytanie. Jeżeli nic nie stało na przeszkodzie, grzecznie powędrował za Weiem do kuchni – bardzo dużej, dobrze wyposażonej, czyściutkiej i o dziwo wypełnionej mnóstwem ludzkich produktów: jedzonka i picia. Oj ktoś tu chyba lubował się w smakach – nie potwierdzałeś i nie zaprzeczałeś - jak nie Ty, to na pewno ludzie!
- To, od czego zacznie Mistrz? - to pytanie miało już miejsce po zatrzymaniu się w pomieszczeniu i wcale nie miało na celu posłania małej zaczepki w kierunku Weia - może malutkiej. Byś jednak nie wyszedł na gołosłownego bęcwała, zaraz podszedłeś do szafek na poczet wyjęcia z nich odpowiednich naczyń.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei jednak z natury nie potrafił odpuszczać. Kochał go mimo jego śmierci, mimo niespełnionej i nieodwzajemnionej miłości. To nie było zwykłe uczucie i nawet gdyby Jun się nim znudził i postanowił odejść, Wei i tak nadal czuł by to samo. Louis nie był jego pierwszą miłością, ale wszystko wskazywało na to, że będzie ostatnią. Po co miałby szukać ukojenia w czyichś ramionach? Nie o cielesność mu tutaj chodziło. W czasach haremu zdążył pojąć, że nie zaspokoi tęsknoty w ten sposób. Mógł bawić się w idola, ale to był tylko wypełniacz, marne zastępstwo póki był w tłumie. Mimo, że go męczył skutecznie zagłuszał smętne myśli. Każdej samotnej nocy wracał do tego samego stanu. Może i kiedyś będą chcieli odpocząć, ale kto wie? Wei lubi sławę i te uwielbienie fanów, ale teraz to wszystko dostarcza mu Jun.
Feniks może i był młodym wampirem i przed nim było jeszcze wiele stuleci walki ze światem, ale nikt nie wie co przyniesie jutro. Może okazać się, że może nie dożyć.
Wiedział, ze bluza może nie przypaść do gustu jego Smokowi, ale obaj musieli to znieść. Nie było innej opcji. Gdy widział ich tak razem ubranych, to aż z zadowolenie zamruczał. Nic nie poradzi, że mu się taka codzienność coraz bardziej podobała. Tyle chciał z nim robić, że nie wiedział od czego zacząć.
- A mam. W głowie. Piekłem już słodycze niejednokrotnie. - mruknął z uśmiechem i zaraz przeszedł z Junem w kierunku kuchni. Był już tutaj nie raz. Nawet kilka dni temu posprawdzał czy ma wszystkie składniki potrzebne na dzisiaj. Ciasteczka musiały być idealne. Wszystko miał zaplanowane.
- Daleko mi do Mistrza. - zaśmiał się i zajął się wyciąganiem misek, miarek i szpatułek.
- A więc... Potrzebuję mąkę pszenną, brązowy cukier, cynamon, imbir, goździki... Najlepiej to wszystko mielone, by zaoszczędzić nam trochę czasu. Przygotowałem nam dzisiaj dwa przepisy. - odparł do niego spokojnie i zaraz samemu sięgnął po sól, masło, ciemną melasę oraz mleko. Wszystko powoli zaczął sobie odmierzać i odstawiać w małych szklanych pojemniczkach na bok, bądź w większych jak było to potrzebne. Wei wyglądał na skupionego na swojej pracy.
- Jak znajdziesz to połóż mi obok i nastaw piekarnik na 180 stopni proszę.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Na razie nie istniał powód rozkopywania niejasności - na razie czas nie grał roli – na razie było dobrze. Niech ta wielokrotnie powtarzana cichym głosem myśl zakorzeni się w dwóch jestestwach: starym i młodym - jasnym i ciemnym – jednym, będącym Ying oraz drugim reprezentującym stronę Yang. Połączone ze sobą tworzyły idealne odzwierciedlenie świata - jego wad i zalet – niejako również własnych. Być może z czasem oddalą się od siebie, ale to nic - akceptowałeś taki stan rzeczy, podobnie jak wiele innych, których byty pozornie przynosząc ból, czyniły go istotnym składnikiem życia: goryczą niezbędną do upadku i powstania w zupełnie nowej odsłonie. Teraz jej rola ograniczała się do absolutnego minimum - główne skrzypce grały z rąk nieopisanego szczęścia i to też Ci wystarczało.
- A zrobisz jakieś ozdoby? - dowodów na potwierdzanie myśli czarnowłosego wcale nie należało szukać na przysłowiowym zadupiu. Stały zaraz obok niego – ba, były niejako nim - osobą uśmiechniętą i pełną energii.
Jej prądy szybciutko przeszły na pozostałe rzeczy - wystarczyło spojrzeć, z jaką gracją i płynnością ciało sięgało po naczynia: miski, sztućce i przyrządy do mieszania składników. Tych w kuchni również nie brakowało: rzeczona mąka, cukier, cynamon – wszystko to było: część poustawiana na półkach szafek w oryginalnych opakowaniach, a pozostała przesypana do metalowych pudełek ze ślicznie podpisaną etykietą dla ułatwienia inwestygacji. Taki cynamon dla przykładu - chwycenie go zajęło Azjacie dosłownie sekundę - dwie dla słodkiego łakocia, który stał troszeczkę dalej - trzecią i piątą, bo czwórka przynosiła pecha, poświęcił na powrót do Mistrza Kuchni, tudzież zakradnięcie się centralnie za niego oraz bezczelne wsunięcie łapek w taki sposób, by zamknęły smukła talię idealnie między sobą.
Poczucia winy po takim geście nie doszukałby się nawet najlepszy detektyw na świecie - wyraźnie jej nie było - co innego odgłos cichego cmoknięcia karczku, po ustawieniu niezbędnych narzędzi i produktów do dzisiejszego kulinarnego majsterkowania.
- Niestety imbir mam świeży, ale mogę go zetrzeć. - Jun nigdy nie ufał gotowym wariantom jedzeniowym: jeżeli już, wolał sam wszystko przygotować. Tak więc, gdy po odsunięciu się od Weia, nastawił piekarnik na wspominane 180 stopni, szybciutko zabrał się za przygotowywanie imbirowego delikwenta do dalszej obróbki, którego aromat znacząco przebijał swoją sproszkowaną wersję.
- Będzie trzeba z nim uważać. - co z kolei pchnęło mężczyznę do rzucenia cennej uwagi, na poczet przestrogi.
Wystarczyła jedna drobna pomyłka - dodanie czegoś za dużo, aby wnet popsuć smak całego ciasta i późniejszych wypieków, ale! Przed zaczęciem czegokolwiek, długowieczny grzecznie obmył ręce pod strumieniem letniej wody. Wtedy i dopiero wtedy wrócił do poprzedniej czynności - mielenia korzenia na proszek. 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei nawet nie myślał o czymś takim. Może był za młody by wiedzieć co to znaczy znudzić się kimś? Nie znał takiego pojęcia i nigdy o tym nie słyszał. Nie zamierzał wiec tego roztrząsać. Póki co był skupiony na zadowalaniu swojego Smoka, by nieco jego zazdrość załagodzić i wynagrodzić.
- A zrobię... Lukier i posypka. Kupiłem różne więc możemy się zabawić. Tak samo foremki. - mruknął z uśmiechem i wyciągnął zaraz różne wzory foremek do wycinania kształtów w cieście. Typowo świąteczne był wszystkim znane... Dodatkowo jednak Wei załatwił i inne kształty. Dinozaury, smoki, jednorożce... Nie lubił się ograniczać.
Kątem oka przyglądał się Junowi z zachwytem. Uwielbiał spędzać z nim czas, a pieczenie razem naprawdę było tą codziennością, która sprawiała, że się ekscytował. Dawno nie czuł do jakiegoś zajęcia takiego zapału. Owszem, sztuka wzbudzała w nim wiele emocji, ale Feniks dopiero teraz czuł się spełniony.
- Dobrze, niewielka ilość wystarczy. Chodzi tylko o imbirowy posmak. Oraz goździki jakbyś mógł też zmielić. - odparł cicho i zaraz zaczął powoli przygotowywać składniki i wsypywać do miski odpowiednie ilości. wsypał wszystko poza melasą i mlekiem. To miał dopiero wlać na końcu. Jaśmin wiec zakasał rękawy i umył porządnie łapki. Co jak co, ale będzie musiał zagnieść ciasto rękami. Nie żaby mu to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.
Osuszone i czyste rączki zaraz wsadził do miski i rozbił palcami masło, będące w temperaturze pokojowej. Powoli zaczął zagniatać ciasto, dokładnie i spokojnie. Nie spieszyło mu się skoro czekał jeszcze na resztę składników, kolejność nie miała znaczenia.
- Jakie kształty chcemy? - spytał się go z uśmiechem, ciekawy co chciał jego Smok wyciąć z ciasta. Póki co powoli zagniatał je aż nie dostał od Juna jego przypraw. Wtedy znowu musiał wszystko porządnie wymieszać i zagnieść, by masło połączyło ładnie składniki. Na koniec było mleko i melasa. Bardzo go to wspólne pieczenie odprężało i mimo, że głowa bolała go potwornie to nie odczuwał dzięki tej atmosferze tak tego dyskomfortu.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Widzisz skarbie, przed Tobą jeszcze długa droga – prosta, kręta, gładka i chropowata - łatwa i trudna do pokonania, tak jak łatwe i trudne było życie. Śmieszne sprawa: stanowić jego część - funkcjonować w nim: patrzeć, słyszeć, oddychać i smakować - po prostu istnieć w niezmiennym trybie rzeczy ponad miarę. Bycie w tym wszystkim jednostką bezdramową popłacało, tylko w takim razie skąd to zmieszanie i ciche dni? Heh, ponoć zdarzało się najlepszym: ot zaraz po przebudzeniu rzucali – to po prostu taki dzień - nie przejmuj się słonko: kłamstwo, kłamstwem poganiało, byleby tylko nikogo nie wciągnąć w bezdenne bagno, z którego nie istniało żadne wyjście na powierzchnię. Wierz mi lub nie – nie chciałbyś się tam znaleźć - on zresztą też. Pewnie dlatego starał się zbyt dużo nie myśleć, a działać - niekiedy przeszkadzając słodkimi tulaskami. 
- Nasze znaki? Będą do siebie pasować albo lepiej – dodajmy do nich jedno większe ciacho w kształcie głównego budynku pałacowego kompleksu. - czasem prozaiczne czynności potrafiły zaskoczyć - czasem wypełnić serce ciepłem i radością. Czasem też praca nad nimi wymagała ogromnego skupienia, czego niektórzy swoimi bytami nie ułatwiali. 
Czarnowłosy stanowił idealny przykład typowej przeszkadzałki: zamiast aktywnej pomocy po przygotowaniu, mieleniu, podaniu i dodaniu niezbędnych składników, wolał ponownie zająć miejsce za Mistrzem Kuchni, gdy już przeskoczyli do etapu mieszania i wyrabiania ciasta. Aby było śmieszniej: w czasie obserwacji działań Weia, pozwolił sobie nakryć jego dłonie własnymi, delikatnie je masując i łaskocząc koniuszkami palców, którymi chętnie wiódł wzdłuż rąk. W trakcie tej jakże ckliwej pieszczoty nie przeszkadzały mu aromatyczne zapachy ani ciasto, którego resztki chętnie przyczepiały się do skóry - swoich pięciu groszy nie dorzuciła nawet mąka. Tak po prawdzie to Azjata wykorzystał jej obecność do pobrudzenia czyjegoś nosa.  
- Absolutnie nie zwracaj na mnie uwagi. - po czym rzekł z niewinną miną, zupełnie jakby nie miał nic wspólnego z odwracaniem czyjejś uwagi od formowania łakoci. 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Po licznych przejściach Wei póki co szukał ukojenia swojej skołatanej duszy. Pragnął odetchnąć pełną piersią z ulgą, mogą w końcu móc zamknąć oczy bez obawy przed koszmarami, a nawet złem tego świata. Ten spokój ducha, kamień z serca, naprawdę przynosił ulgę, której potrzebował. Mimo, że jego ciało nie miało śladów obrażeń, to dopiero teraz jego dusza leczyła się i powoli regenerowała. Nie był to ani łatwy proces ani szybki. Na pewno jednak obaj go potrzebowali.
- Wydaje mi się, że tak. Możemy coś takiego wykonać. Mam wiele barwników. Złoty i srebrny także do lukru. - powiedział chwilę zastygając w bezruchu, by sobie to jakoś wyobrazić. Nie było to w sumie żadnym problemem.
- A co jakby wykonać domek z piernika? Tylko wiesz... Pałac. - zapytał ciekaw jego opinii, bo to też mogli wykonać. Miałby na to pomysł, choć z pewnością zajęłoby to więcej czasu, ale czy to był dla nich problem skoro mieli go aż w nadmiarze?
Zgodnie z uwagą, Wei dodał tylko odrobinę imbiru i gdy wymieszał wszystko to sprawdził czy ciasto ma odpowiedni posmak czy należy dodać więcej. Feniks jednak kompletnie zdawał się nie przejmować tym, że Jun tak skutecznie utrudniał mu zadanie. Uśmiechał się pod nosem, nieco rozbawiony tym całym procederem.
- Absolutnie... - zaśmiał się cicho gdy ubrudził jego nos mąką. Wei również był w nastroju do żartów, bo owym noskiem musnął jego szyję i tak zostawił biały, pudrowy ślad. Zaraz jednak ucałował go w policzek.
- Niesamowicie zdolny z ciebie asystent Jun. - przyznał rozczulony tym, ale w końcu przerwał wyrabianie ciasta i złapał jego dłonie swoimi, splatając palce.
- Hmmmm... Zazdrosny, bo poświęcam uwagę ciastkom, a nie tobie Smoczku? - odparł rozbawionym tonem nawiązując do jego ataku dziecinnej zazdrości. Nie, nie wypominał mu tego. Było to dość urocze, ale i... Kręciło to Weia. Tyle lat go znał, a ciągle uczył się o nim czegoś nowego. Było to naprawdę intrygujące, chciał doświadczać więcej... Z chęcią oparł głowę do tyłu o jego ramię, zerkając tak na niego, dumny z siebie.
- Nie martw się. Byłeś uroczy...

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Pomysłowość Weia nie znała granic, ale to dobrze – dzięki temu prozaicznie prosta czynność nabierała ciekawszych kolorów, które skutecznie trzymały przy sobie spojrzenie zaintrygowanego jegomościa, którym był Smok. Ten z oczywistych powodów ani myślał się odsuwać - może czasem, gdy Feniks faktycznie potrzebował większej przestrzeni do działań - inna opcja nie wchodziła w grę.
- Dasz radę? - powiedzmy to sobie wprost: Jun uwielbiał jeść, znał się nawet na gotowaniu, ale sztuka pieczenia stanowiła dla niego dział ksiąg zakazanych. Siłą rzeczy spytał, niezaznajomiony, ale i ciekawy czy takie ekscesy były w ogóle możliwe - znaczy no być pewnie były, ale czy cała konstrukcja miała prawo wytrzymać!
- Tak? A czemu tak mówisz? - kolejne pytanie padło już po zmianie pozycji kucharza. Azjata przyjął to z zadowoleniem i zgaduj zgadula - również ani myślał odsuwać się na krok – jedynie prychnął w momencie ubrudzenia go mąką, której drobinki odrobinę podrażniły nos. Dalszą wędrówkę czyjegoś nosa nagrodził przysłowiowym mruczeniem, a potem rumieńcem, gdy usta cmoknęły cieplutki policzek. I kto tu komu utrudniał trzymanie rąk przy sobie?
- O ciastka? Daj spokój, to niedorzeczne. - to, co tyczyło się splotu palców: wielkiej filozofii nie należało szukać daleko - czarnowłosy odwzajemnił gest, domykając klamrę, w której tkwiły schwytane dłonie.
Aby było śmieszniej - pomimo kaca po wczorajszym “haju”, Jun doskonale wszystko pamiętał - w tym i wybuch swojej drapieżnej zazdrości. Z ręką na sercu niczego nie żałował - ba, był gotów to nawet powtórzyć na wypadek, gdyby Tahira kiedykolwiek ułożyła ręce tam, gdzie ich kłaść nie powinna. Póki co Azjata nie podejmował żadnych gwałtownych kroków, ponieważ niczego jeszcze nie wyjaśniał z winowajczynią. To, co przyniesie rozmowa z pewnością będzie kluczowe, tak samo jak ważnym będzie rozliczenie, od którego Wei nie ucieknie. Na razie jednak Chińczyk mógł cieszyć się względnym spokojem, ale kto wie, kto wie...
- Tak? - jak to mówią: co się odwlecze, to nie uciecze. - Lepiej uformujmy wszystko na cacy i wstawmy do piekarnika. - wyjątkiem od reguły było ciasto i piekarnik: one niestety nie mogły czekać zbyt długo - znaczy mogły, ale potem mogłoby to się skończyć wypiekiem niezdatnym do gryzienia.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Nie chciał nawet by Jun się odsuwa. Jego ciepło było przyjemnie rozgrzewające.
- Oczywiście, że tak. Widziałem jak się takie robi. Choć nie planowałem tego, to możemy zrobić pałac z piernika. - powiedział rozbawionym tonem głosu, bo nie miał nic przeciw. Wei był artystą, rzeźbienie nie było jego ulubionym zajęciem, ale doskonale się znał na takim artystycznym uzewnętrznianiu. Już w głowie modyfikował przepis na lukier, by był bardziej gęsty i prędzej zastygał. Potrzebował go też więcej i to wiele rodzai, bo wiele kolorów. Pechem było, że Feniks nie umiał iść na półśrodki. Zawsze chciał by wszystko było idealne.
- A nie jesteś? Bardzo mi pomagasz. Nawet samym byciem tutaj. Blisko. - mruknął z lekkim rumieńcem na twarzy, bo lubił ich codzienność. Nigdy nie miał okazji jej doświadczyć i naprawdę był szczęśliwy nawet z takich prostych zajęć. Bez gapiów, bo dzięki temu miał wzrok Juna na sobie...
- Na pewno, Smoku? - dopytał niby poważnie, ale zaraz cicho zaśmiał się pod nosem. Tylko się z nim droczył, delikatnie przypominał tą uroczą zazdrość, którą obdarował go wampir. Nie był wcale o nią zły, bo dzięki niej wiedział, że Jun rzeczywiście coś do niego czuje. To i cała reszta tych chaotycznych emocji wraz z wyznaniem... Pamiętał je dokładnie, ale na samą myśl zawstydzał się. Słowa Juna odbijały się bowiem echem w jego głowie. Przyjemny echem, które rozgrzewało jego serce.
- Tak. To było przyjemne cię takim zobaczyć. Nigdy bowiem nie widziałem cię zazdrosnym. Nawet kiedyś... w Anglii.. Byłeś bardziej rozrywkowy. Mniej okazywałeś to co cię gnębiło. Często cię obserwowałem, więc mogę śmiało powiedzieć, że kiedyś okazywałeś mniej emocji niż teraz, ale cieszy mnie, że się otwierasz, bo chcę cię poznać lepiej. Bez względu na to co jeszcze tam w głębi skrywasz. - mruknął spokojnie, nieco zawstydzony swoimi słowami, bo nie wiedział czy powinien teraz z nim o tym rozmawiać, ale póki byli sami uważał, ze to odpowiednia chwila.
Po chwili jednak rozłączył ich dłonie by położyć wyrobione ciasto na blacie kuchennym oprószonym mąką. Tam musiał je rozwałkować i ładnie powycinać odpowiednie dla pałacu kształty. Tutaj mógł się Wei pokazać swoim bardzo wprawnym okiem. Wycinał odręcznie idealnie pasujące do siebie ściany i dach. Miał bardzo stabilną rękę, ani drgnęła.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Z codzienności cieszyliśmy się zawsze, gdy podświadomie wycieńczeni chaosem zmian, szukaliśmy spokojnego kącika do wypoczynku i oderwania od rzeczywistości. Na pewien czas takie rozwiązanie przynosiło ulgę, ale jak wszystko, tak i nadmierne kiszenie w słoju życiowych rutyn potrafiło skutecznie podciąć skrzydła, czyniąc z nich okaleczoną ozdobę niżeli element pozwalający na wysokie wzbicie się w powietrze. 
Dla Was status Quo na razie niósł ze sobą ulgę - to, na jak długo stanowiło zagadkę, której rozwiązanie chwilowo było niemożliwe. Jednego byłeś pewny: prędzej czy później jej kajdany zaczną Cię cisnąć, a wtedy zostaniesz postawiony niejako pod ścianą - wierz mi Wei: spojrzenie samego Juna przestanie przynosić satysfakcję - wtedy najlepszym rozwiązaniem będzie odpoczynek: odejście od statystycznego schematu i powrót do tego, co sprawiało radość przed ustatkowaniem się w życiu. 
Kariera idola mogła w tym pomóc, tak jak ponowny powiew Wiatru, z którym chętnie poleci Smok – o tam hen wysoko i daleko, gdzie nie sięgały szpony szarości i gdzie łączyła się Ziemia z Niebiosami – na przepięknie ostrych górskich szczytach. Rok, dwa – nawet kilka lat rozłąki nie mogło przynieść smutku, gdy już obaj wiedzieli, że zawsze mieli gdzie wrócić, aby po odetchnięciu zamknąć obieg kręgu własnych jestestw. 
To właśnie był dobrze zbalansowany scenariusz.
- No skoro Pan Kuchmistrz tak twierdzi. - na razie czarnowłosy nie skupiał się na przyszłości - całą uwagę poświęcał czasom obecnym i czynności pieczenia.
Z wiadomych względów odsunął się od Chińczyka, po czym wziął na siebie odpowiedzialność uprzątnięcia niewielkiego bajzlu, który powstał w czasie wcześniejszych etapów przyrządzania smacznych ciastek. Jako, że był leniwą bestią, to co mógł, wrzucił rzecz jasna do zmywarki - całą resztę umył ręcznie, a następnie wytarł i poukładał na miejsce. Po wszystkim usiadł grzecznie przy stole, obserwując poczynania Weia.
- W takim razie źle obserwowałeś albo nie dawałeś mi powodów do zazdrości. - mężczyzna nie do końca zgodził się ze słowami Feniksa: powód był prosty.
O swoich emocjach mówił często i gęsto - wystarczyło zapytać. To, że część z nich pozostawała zamknięta - powiedzmy to sobie wprost – nawet przed nim samym, było działaniem czysto obronnym. Powrót do tamtych chwil sprawiał bowiem Smokowi zbyt wiele bólu, a ponieważ nie chciał cierpieć, nie otwierał wrót, które niejako sam zatrzasnął na stosy tak zwanych spustów. Inną kwestią był mimo wszystko brak odpowiedniego zaufania, aby uzewnętrzniać się aż w taki sposób - i nie, nie chodziło tu tylko o Weia.
Podobnej wiedzy o pewnych wydarzeniach nie posiadał nikt inny: ani Elisabeth, ani Marr czy Nun. Wyjątek Seleny wynikał wyłącznie z jej bycia pośredniczką pomiędzy Junem a Marcusem, którzy jako aktywni świadkowie tamtych scen, mieli sobie wiele do wyjaśnienia. Co innego jednak sucha wiedza, a wewnętrzne odczucia – o nich również i oni nie mieli bladego pojęcia.
- Poznać? Znaczy, że chcesz, bym był częściej zazdrosny? - no ale skoro padło pytanie, to należało na nie obszernie odpowiedzieć. W błędzie żyli Ci, którzy prosperując w smoczym haremie, myśleli, że jego właściciel tolerował zdrady: między sobą - okej, poza i to z innym wampirem? Tutaj rodził się problem. Czarnowłosy nie miał problemów z dzieleniem się, o ile przebiegało to na JEGO zasadach. W innym wypadku przechodził w tryb terytorialisty - myślisz Wei, że czemu Cię wcześniej oznaczył?
- Tak i tak czeka mnie z nią rozmowa. - nie zapominajmy też o nadchodzącej dyskusji z Tahirą. 

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach