3 XI 2022 - See me now

2 posters

Go down

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
- Przykro mi, ale naprawdę nie mogę pana wpuścić. - starsza kobieta patrzyła na Ciebie bardzo stanowczo, z jakichś powodów uparcie odmawiając Ci wejścia w te jakże skromne progi domostwa. Wiedziałeś, kto w nim żyje, wiedziałeś, żeś zawsze mile widziany zwłaszcza po waszym tańcu na balu, lecz jednak ta starsza, ludzka kobieta odmawiała Ci dostępu. Nie pozwalała przekroczyć progu, nie pozwalała dostać się do tej, od której tak bardzo pragnąłeś wyjaśnień. Których? To już leżało w Twojej gestii, wszak pytania mnożyły się z chwili na chwilę.
- Panienka jest niedysponowana i nikogo nie przyjmuje. - mówiła łamanym francuskim, zdradzającym, że to nie był jej rodziony język, o czym mówiły także rysy twarzy, nieco toporniejsze, zdradzające dodatek meksykańskiej krwi. Jednak mimo tego stała na straży tego miejsca, ludzka kobieta, która nie miała z Tobą szans. I dostrzeż jeszcze jedno - kłamała. Z jakichś powodów oszukiwała Cię, widziałeś to w jej oczach, słyszałeś w przyspieszonym biciu serca. I pewnie dalej by tak było, gdyby w tle nie pojawił się młodziutki chłopak, którego rysy zdradzały pokrewieństwo z kobietą.
- Abuela, przestań. Wiem, że się o nią martwisz, ale pani Sel na pewno by go wpuściła. A to, że teraz coś robi... Cóż, niech sam sobie radzi z przerwaniem jej aktywności. - uśmiechnął się ślicznie do starszej kobiety, napominając ją po hiszpańsku. Dopiero wtedy zwrócił się do Ciebie, z delikatnym ukłonem, lecz jednocześnie i z ostrożnością w oczach. - Pani Selena jest aktualnie... Hmmm... W trakcie swojej twórczej pasji, ale nie będzie miała problemu, by pana przyjąć. Tak sądzę. - przeszedł na francuski, o wiele bardziej płynny i wpuścił Cię do środka ku dezaprobacie swojej babci. Jednak już nie protestowała, pozwalając wam obojgu dotrzeć do czegoś, co wyglądało na wielką salę gimnastyczną. - To tutaj. Gdybym był potrzebny, proszę zawołać. Jestem Juan Pablo. - przedstawił się, ukłonił i zwyczajnie odszedł.
- Abuela, nie wchodź między dwa wampiry. Nigdy. - mruknął jeszcze po hiszpańsku do swojej babci, zostawiając waszą dwójkę samą.

Zza ładnych, zdobionych w malunki drzwi, dobiegła Cię muzyka. Miejscami skoczna, miejscami łagodniejsza, lecz nie była to gra własnoręczna, a raczej odtworzenie. Wejdź do środka, a zobaczysz przestronne pomieszczenie, z mnóstwem sznurów i szarf zwisających z sufitu. Strategicznie rozmieszczone głośniki pozwalały słyszeć muzykę płynącą z laptopa. Na samym środku pomieszczenia, ubrana w obcisłe, elastyczne spodnie sportowe i stanik do kompletu, była właścicielka tej rezydencji. Sama Księżyc, ucieleśnienie jej chińskiego imienia. Oczy przewiązała jedną wstęgą, by lepiej skupić się na muzyce, zresztą to pomieszczenie znała na pamięć. W dłoniach miała dwie kolejne szarfy, poruszające się zgodnie z ruchami jej ciała. Ciała, które zrosiły krople potu związane z wysiłkiem fizycznym, delikatnie zarumienionego, z żywo krążącą krwią. Wyglądała nawet zdrowo, nie tak dobrze jak na balu, lecz wciąż lepiej niż wtedy w altance. Tańczyła, dostosowana do melodii, obracając się, krążąc i czasem skacząc. Serce biło idealnie do rytmu, zsynchronizowane całym swym jestestwem z muzyką. Wiesz, niewiele ponad to już jej zostało. Odsłonięta i bezbronna pozwalała wszystkim emocjom wypłynąć na wierzch i odpłynąć w dal wraz z ruchem szarf. Zapachy mieszały się, kadzidełko o orientalnej nucie mieszało się z zapachem wanilii oraz czymś delikatnie kwiatowym. Jasnym też było, że usłyszała skrzypnięcie drzwi, lecz nie spodziewała się Ciebie. Jak mogła? Miałeś przecież wiele na głowie. Nie dziw się więc, że zatrzymała się w tańcu, stając bokiem do Ciebie i tylko lekko przekręcając głowę w Twą stronę. Wstęgi nie zdjęła, bo po co, wszak była u siebie, nic jej tu nie groziło.
- Juan Pablo? Coś się stało? Coś z Mariangelą? - w głosie kobiety zabrzmiała troska, kimkolwiek byli ludzie, których tu spotkałeś, troszczyła się o nich, dokładnie tak, jak wtedy, gdy mieszkaliście razem. Najwyraźniej to była rzecz, która się nie zmieniła. Księżyc dbała o swych ludzi i nie zamierzała tego zmieniać. O dziwo mimo hiszpańskiego pochodzenia obydwojga użyła francuskiego, płynnego, z odpowiednim akcentem i teraz zwyczajnie czekała na odpowiedź.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Przed posesją zaparkował wóz - z jego wnętrza wylazł wampir – Ty. Ubrany zwyczajnie, potuptałeś pod drzwi i grzecznie zakukałeś. Po ich uchyleniu Twoim oczom ukazała się kobieta – ludzka staruszka o jakże bojowym nastawieniu. Pierwszy raz tu nie byłeś - babulinę pewno kojarzyłeś z widzenia – wniosek: grzecznie wysłuchałeś jej słów bez zamiaru podejmowania walki z nią. W taki czy inny sposób pewnie byś wtargnął do posesji – tylko po co? Byłeś grzecznym wampirkiem – takim, co to rączki dam całował, kwiatki rozdawał i staruszkom pomagał w przejściu przez ulicę na drugą stronę chodnika. Wprawdzie nie chciało Ci się tutaj czekać i słuchać wymówek po pięciu pierwszych, ale na szczęście “szóstą” myślową przerwał równie dobrze znany Ci chłopczyk.
- Gracias. - śliczny uśmiech, elegancki pokłon i słowna podzięki - orłem Hiszpańskiego wampir nigdy nie był. Bardziej wsłuchany w jego brzmienie, niżeli praktykę stosowania, znał go na tyle, aby móc wydukać proste: “kali jeść, kali pić”. To oczywiście wystarczyło, aby miejscami zrozumieć słowa, którymi sypała druga człowieczyna.
Uroczo - pomyślałeś, posyłając towarzyszowi subtelnie zaczepne spojrzenie w czasie grzecznego tuptania w głąb posesji. Z uwagi na wiek i problemy zdrowotne, szanownej babulinie oszczędziłeś komentarza i śmiechu - bo taki kurna byłeś grzeczny! Poza tym: niewiele się odzywałeś - praktycznie w ogóle, czekając na odejście śmiertelników. Choć żywiłeś wobec nich podobne “uczucia” do tych, które przejawiał Księżycowy Rogalik, nie czułeś potrzeby podejmowania dialogu z nią w ich obecności. Z takich czy innych powodów pewne rzeczy były przeznaczone wyłącznie Waszym uszom.
- A więc... - kiedy ktoś niepoprawnie zaczynał zdanie właśnie w ten sposób, to można było spodziewać się najgorszego. To nie tak, że wampir zignorował piękno i grację zroszonego kroplami potu ciała - nie zapomniał również o muzyce i zapachu ulatniającym się po pomieszczeniu: mieszance kadzidła z domieszką kwiatowej nuty, jakże charakterystycznej jej osobie. Wszystko dobrze zanotował w szufladach własnego umysłu, ciałem będąc opartym o ścianę zaraz obok drzwi i dłońmi skrzyżowanymi na piersi.
- Wróciłaś już do zdrowia – to dobrze. Miło też widzieć, że pogodziłaś się ze swoim hobby. - ostatnie “dni” - aka noce – z pewnością nie sprzyjały oddawaniu się sztuce. Rozmowa w altanie, stres przed balem – gimnastyka i taniec nie wybaczały błędów. Przez moment Jun zastanawiał się, czy psuć Rogalikowi jej kolorowy świat, pokazując haniebne zdjęcie jej naćpanego uniesienia z niedawnych czasów "balowych".
Póki co powstrzymałeś dzikie zapędy. Nie przeszkadzaj sobie kochana i tańcz dalej, wszak utwór nie dobiegł do końca. Gdyby nie biznes to, kto wie, czy nie zechciałbyś się przyłączyć do zabawy. A tak? Jak to mówią: stalking nawykiem okropnym – gorsze już było tylko poznanie częściowej prawdy z ust osoby trzeciej. Ciekawe, jak się do tego raczysz odnieść szanowny Rogaliku z Księżyca.
Bez obaw - wampir nie był wobec Ciebie złośliwy - nawet spojrzenie miał spokojne.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Babulinka rzecz jasna nie mieszkała tu na stałe, jednakowoż miałeś okazję spotkać się już z dziarską staruszką. Teraz zdecydowanie mniej, zważywszy na wiek, a i jej wnuczek zdążył nieco już wydorośleć. A choć i miała ochotę coś Ci powiedzieć, to wpływ młodzieńca skutecznie ją hamował. Nie złość się na babcię, to wszystko z troski. Pomyśl, skoro Tyś widział swego Rogalika w jakże złym stanie, to w jakimże stadium zdrowotnym musiała widywać ją staruszka? Daruj jej więc to wtrącanie się, wszakże w końcu zostaliście sami, Ty i księżycowa panna, o oczkach koloru bogatej, żyznej ziemi. Nie obawiaj się więc natrętnych gości, bo nieproszeni nie przybędą, a gospodyni aż nadto swe obowiązki zna, byś nie cierpiał z pragnienia lub nudy.
A więc... Zaskoczony dreszcz i gwałtowny ruch dłoni, odsłaniający piękne oczy poprzez zsunięcie opaski wprost na drobną szyjkę, tak kruchą pod dotykiem czyichś dłoni. Kilka mrugnięć, mających za zadanie przyzwyczaić wzrok do nagłego rozbłysku światła. Tak, znajomy to głos i znajoma sylwetka. Witaj Wietrze w skromnych progach.
- Jun Kai. - troska z głosu zniknęła, zaskoczenie zostało, lecz usta i tak rozciągnęły się w nieśmiałym uśmiechu. Źle brzmiały Twe słowa, lecz nijak ich zmienić nie mogła. Bose stopy mogły ją tylko pokierować w stronę laptopa, by ściszyć muzykę do poziomu nie przeszkadzającego rozmowie. Nie wypada kazać Ci czekać, gdy masz sprawę do gospodarza.
- Tak, możemy uznać, że zdecydowanie mi lepiej. - drobny ukłon głowy, lecz spojrzenie czujniejsze niż zwykle. Mów co chcesz, piękny Wietrze, wie doskonale, czemu przyszedłeś. Po swoje odpowiedzi, po wyjaśnienia i może, choć to tylko nadzieja, by sprawdzić, jak się czuje to kruche jestestwo, niegodne uwagi byłego władcy serc i dusz.
- Witam w moich progach. Napijesz się czegoś? - niechaj kurtuazji stanie się za dość, tak samo jak gościnności. Uśmiech jest miękki, a spojrzenie ciekawskie, jak zwykle obserwujące Twe ciało i jego gesty. Od zawsze wiadomo, że ciało powie więcej niż słowa, także przypatrz się pannie raz jeszcze. Spokojna i rozluźniona, bez ciężaru na ramionach, gotowa nawet do rozmowy. Dosyć już ucieczek, drogi stalkerze. Zresztą poznałeś choć część tej tragicznej historii. Enigmatyczne wypowiedzi, pełne smutku, strachu i goryczy. Lecz ile prawdy w tym, co z nich zrozumiałeś? Ile zwykłych domysłów i przeinaczonych faktów? Pytaj, Wiaterku, pytaj. Masz pełne prawo wiedzieć, pozwól tylko zmienić miejsce. Wszak nie godzi się rozmawiać o ważnych rzeczach w takich warunkach. Dlatego też daj chwilę, aż dłonie odwiążą wstęgę, a potem poukładają ładnie szarfy.
- Podałabym Ci dłoń na przywitanie, ale... Najpierw wypadałoby się obmyć. - cichy śmiech, a następnie nawodnienie organizmu po wysiłku. - Zechcesz przejść do salonu, czy jednak wolisz rozmawiać tutaj? - zaciekawione pytanie, pełne jednak uprzejmości. Wybieraj, piękny mężczyzno, od Ciebie wszak wszystko zależy. Ona tylko ma udzielić Ci odpowiedzi, bolesnych dla was obojga. Rumieńce nadal zdobią drobną twarz, lecz to tylko taniec i radość z niego płynąca, nie procenty, jak wtedy na balu. Tak też i nastrój jest inny. Delikatniejszy, bardziej łagodny, lecz nadal otwarty i pełen szczerości. Żadnych ucieczek, żadnych uników. Pytaj i oczekuj odpowiedzi.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Słowa niejako odebrane w dwojaki sposób - ajć... Czy powinieneś czuć jakiś przytyk? Takowego brak – sugestii, podtekstów, uszczypliwości również zero. Rzuciłeś wyłącznie faktem – ot suchym i całkiem szczerym ku pamięci radości, która zagościła na słodziusiej buzi Rogalikowej Pani. Dobrze się stało, że spotkaliście się właśnie dziś - z dala od balowego syfu, chaosu i całej masy innego gówna, które zdołało ujrzeć światło lamp po wyjściu ze swojej nory. A pomyśleć, że wszystko stało się za sprawą trupka. Mądrze ktoś to określił: jedni mieli kopciuszka – inni nieboszczyka - chwała Niebiosom, żeś sprawował stanowisko skromnego szpiega. Dzięki temu nikt się Ciebie nie czepiał, nie miał pretensji – co najwyżej marudził w związku z cykaniem fotek. Drogi Panie Najjaśniejszy i Ty Pani Wniebowzięta - toż to tylko kilka niewinnych selfiaczków, ot strzelonych dla upamiętnienia pięknego widoku biednych ludzi - żywcem spętanych w grube kajdany Shibari, zdanych na łaskę narcystycznych wampirów. Serio!
Dobrze, że nikt nie zaprosił babulinki. Ta kobieta w sile wieku to dopiero by wszystkim pokazała!
- Yueying. - odbicie piłeczki kolejnym odbiciem – jak na tyle lat znajomości, wzajemnie wypowiedziane imiona wciąż układały się wyjątkowo miękko na języku. To dobry omen – jako i dobrze zwiastującym było lśnienie drobniutkiego ciałka przy laptopie. Odchodząc od zaległych spraw - Chińczyk szczerze cieszył się z miarowego wyzdrowienia towarzyszki.
O pełnym wypowiadać się nie chciał - wciąż bowiem miał na uwadze jej niecodzienny wygląd w czasie spotkania przed balem i kto wie, czy i nie wcześniejszych: dajmy na to tuż po przybyciu do Paryża i kilku następnych. Rozmowy mogli unikać, ale czy stan fizyczny podlegał tej samej zasadzie? Czy tego Selenka chciała czy nie – nienaturalnie jasne oczy bacznie ją taksowały - może nie w sposób natarczywy, niemniej na tyle uważny, aby wyłapać co ciekawsze smaczki.
Przed nim pewnych spraw nie ukryjesz Rogaliku. Twój sposób żywienia się nie umknął jego uwadze. Zbyt dobrze Cię znał, aby tak łatwo uwierzyć w nagły wstręt do gryzienia innych.
- Kubeczek kakałka? Kinderkami też nie pogardzę. Odrobina cukru dobrze nam zrobi. - obracając to na nasze: po syfie u Państwa “Ścialettich” należała Wam się nagroda i podładowanie bateryjek. Burza plotek i ploteczek miała dopiero nadejść - właśnie z tego powodu odwlekałeś rozmowę na temat fotek – ot w nadziei, że sprawa trupka zdoła zająć całe szanowne towarzystwo na tyle mocno, że zapomną o haniebnym wyczynie Radnej i kilku innych, które na upartego mogliby wytknąć im prosto w nosy.
Być może nie babrałeś się polityką, ale oczy i uszy nadstawiałeś niemalże wszędzie. Mało kto doceniał Twoje oddanie sprawie – tym lepiej dla Ciebie. Dzięki temu miałeś jedno z chłodniejszych podejść do wielu spraw.
- Czy wyglądam, jakbym przejmował się zarazkami? - skoro Selenka się “wstydziła”, to szanowny Wiatr zrobił to pierwszy - podszedł, ukłonił się i uścisnął rąsię Pannicy. Wampirzyca ze swojej obserwacji mogła ewidentnie wyczytać brak radnego kija w dupie – dlaczego? A no z powodu okoliczności. Oboje byli poza reprezentatywnymi miejscami – w swoim własnym Tomeczkowym domku, gdzie panowały luźniejsze zasady. Wszelkim kurtuazje mogli więc nieznacznie poluzować, aby nie zatracić zdolności uśmiechania się, którego brakowało wielu – o zgrozo - młodszym wampirom.
Z kolei oczka: brawa dla Tej Pani - miałaś słuszność w swoich podejrzeniach. W przeciwieństwie do Ciebie, Wiatr niczego przed Tobą nie ukrywał, również i celu swojego przybycia – zapoznania się ze stanem Twojego zdrowia i omówienia pewnych spraw, które ktoś mu przypadkiem przekazał po oddaniu krwi. Tylko nie krzycz na Weia za bardzo.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Nie czuj Panie żadnych przytyków, bo i takiego celu panna nie miała. Ot tyle, że jak sam zauważyć raczyłeś, złe wieści ten przynosi, co spotkanie od "a więc" zaczyna. Lecz wyraz niepokoju, a raczej radości z powrotu do zdrowia zmył ten drobny niepokój, w niepamięć puszczając niepokój jakże groźnego początku. Gładkie lico ozdobił szczery uśmiech, a i w oczkach pojawiły się radosne iskierki. Spotkanie z dala od wścibskich oczek i uszek było dokładnie tym, czego potrzebowaliście, by czuć się jakże komfortowo w waszej rozmowie, a i był to idealny moment, by obgadać to, co się wydarzyło tu czy tam. Wprawdzie o zdjęciach nie było jej raczej wiadomo, lub może zwyczajnie wiedzieć po prostu nie chciała? Twoja wola, czy pokażesz dowody zbrodni tudzież słabego stanu Wampirki, a teraz skupmy się na rzeczach bardziej przyziemnych.
Usłyszeć własne imię, to prawdziwe, po tylu latach, to jedno. Wypowiadane z każdym odpowiednim akcentem, to drugie. Ale użycie przy tym niskiego głosu, który był jej słabością od samego początku... Przyszło Ci obejrzeć, jak nieosłonięta odzieżą skóra pokryła się delikatnie gęsią skórką, a gardełko przełknęło ślinę, niezdolne ukryć efektu, jaki wciąż wywoływałeś mimo tylu wspólnych lat. Dobrze, że w łapkach była butelka z resztką wody, bo nagle wyschnięte gardziołko dało się grzecznie zwilżyć bez konieczności naturalnego odchrząknięcia. A poprzednie ćwiczenia ślicznie ukryły rumieniec, który zapewne by się pojawił na czyimś licu. Zresztą chyba pamiętałeś, jak denerwowała się w bibliotece, gdy czytałeś jej manuskrypty i jak upierała się, byś zamiast tego nauczył ją znaków. Nic się nie zmieniło, prawda? Choć skoro sam już raczyłeś panie szpiegu zauważyć, podczas waszego pierwszego spotkania wyglądała nadal źle, by potem poprawiać się w naturalny sposób. A później? Później raz było tak innym razem siak, ale nie będzie kłamstwem, że moment w altanie był jednym z gorszych. Tak źle nie wyglądała dawno, czyżby więc coś było na rzeczy? Lecz teraz niech Twe oczy dostrzegą słodką stabilność i szczęśliwy z Twego towarzystwa uśmiech. Oj głupie było dziewczątko, unikając Cię przez tyle dekad, migając się od towarzyskich spotkań sam na sam. Szczęśliwa buzia jasno wskazywała, wbrew sprzecznościom Twe towarzystwo było jej bardziej niż miłe. A gryzionko? Cóż, kolejna tajemnica, drogi Wiaterku, kolejny kłębek do rozwiązania.
- Naprawdę sądzisz, że mam kinderki? - w domyśle: gdybym je miała, dawno bym zeżarła. Dwie rzeczy są bowiem nieskończone, głupota niektórych i miłość do kinderków. Znaj jednak dobre serce - krótki telefon i nie minie pięć minut, jak zaniepokojona abuela osobiście przyniesie wam dwa ogromne kubki herbatki i całą wielką miseczkę kinderków. No, uśmiechnij się Wiaterku - babuszka dobra jest w emocje, a widok szczęśliwej gospodyni całkowicie ją uspokoi. Już nie czuć jej złości, a nawet uśmiechnie się do Ciebie, bądź więc pewien, że kakałka Ci nie zabraknie, a może i nawet dodatkowej porcji kinderków. Chwila podziękowań i znów jesteście sami.
- Hmmmm. Podobno nie. - a skoro żeś styczność miał nie tylko z jej potem, ale i innymi płynami, a z seksownego tyłeczka zniknął sztywny kijaszek, to i pannica łapkę uściśnie, a potem złapie Azjatę, przyciśnie do siebie i przytuli. Łapki znowu wylądują na szyjce, gdy potrze po skórze noskiem... - Ale szaty i tak nie oddam. - ostrzeżenie w głosie, że o kawałek materiału będzie walczyć... I to za pomocą poduch, które zaraz potem przyniosła, byście mogli wygodnie spocząć. Wstęga znów znalazła się w jej rękach, związując w zgrabny koczek długie włosy.
Nie krzycz na Weia mówisz... Cóż. Powodów do tego nie ma, bo skąd mieli przewidzieć, że zechce wam się dziabać to tu to tam i rozmowa znajdzie się w Twoim łebku, choć nie powinna. Zdarzyło się, nad rozlanym mleczkiem płakać nie można, trzeba je ładnie posprzątać i odpowiedzieć na pytania, o ile takowe padną. Bez nich trudno zacząć, a skoro i atmosfera luźna i przyjazna, zwłaszcza nad kubeczkiem kakałka i kinderkami, to i prościej o szczere odpowiedzi.
- Duży skandal zrobiłam na balu? - no to pozwól, że Rogalik zacznie, grzecznie odwlekając tę chwilę o jeszcze kilka minut.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
A gdyby tak niczego już nie odwlekać? Kolejna sprzeczność w jej wykonaniu: słodka radość, której odmówić nie chciałeś. Doskonale pamiętałeś pierwsze spotkanie w bibliotece - kłótnie i długie nauki czytania. Oczami śledziłeś każdą reakcję ciała - potem i dziś również. Nie umknęło Ci przełknięcie czy rumieniec na skórze. W innych okolicznościach wykorzystałbyś to przeciw niej - jak za dawnych lat, gdy nie brakowało Wam kreatywności. Problem w tym, że te czasy minęły, a na Niebie pojawiły się chmury. Choć uraza zmalała, żal pozostał.
W swym rozczuleniu Jun nie miał serca odtrącać Rogalika. Pozwolił jej ciałku przytulić się do siebie - nawet jeśli była to krótka chwila, to z pewnością ważna dla niej. Potem odsunął delikatnie, wpierw klepiąc plecki, dalej układając ręce na ramionkach.
Racz mu wybaczyć cna Damo. Starał się i zbliżał jak tylko mógł, lecz dopóki wszystkiego nie wyjaśnijcie, chmury nie znikną, a na niebo nie wzbije się Księżyc.
- Kolejne trofeum do szafy. Niedługo uzbierasz pokaźną kolekcję. - rzekł spokojnie mężczyzna. Prawdą było łączenie faktów z jego strony na jej temat. Część już prawdy poznał - pozostałą chciał poznać - bez próśb, gróźb czy domysłów. W tym rozrachunku wampirzyca była mu to winna, toteż nie naciskał, wciąż licząc, że przestanie przeciągać chwilę.
Co zaś tyczyło się gryzienia... Swoje domysły miał, ale i pod nimi zarysowany fundament musiał wyjść z kontekstu rozmowy.
Mówiąc prościej: przysłowiowe "domyśl się" nie zadziała kochanie.
- Zależy od skali problemu - całkiem spory. - no więc wpierw usadowiłeś rzyć na fotelu lub sofie, gdy już oboje zmieniliście pokój na bardziej przystępny. Potem grzecznie podziękowałeś babulinie za herbatkę i kinderki: kakałko również zamierzałeś przyjąć w myśl - przyda się w czasie ciężkiej rozmowy - nie dla Ciebie, a jej, tej, której przyjdzie przełknąć gorzki posmak ciszy i nawarstwionych niedomówień.
- Masz szczęście, że żyjemy innymi niuansami. W innym wypadku temat Twojego radosnego odlotu na oczach innych byłby gorącym tematem na wampirzo-wilkołaczym portalu plotkarskim. Dobrze się chociaż bawiłaś? - w słowach wampira nie było pogardy - sarkazmu i ironii również brak. W momentach takich jak ten próba odczytu czegokolwiek z tonu i mowy ciała Juna graniczyła z cudem. Trudno powiedzieć, czy czuł zawód, czy silniej przemawiała przedniego "ojcowska" troska - a to ponoć on był tym młodszym. Azjata nie chciał prawić kobiecie kazań - była dorosłą nieśmiertelną, odpowiedzialna za własne czyny. Problem rodził się w chwili kolidowania personalnej zabawy z narażeniem opinii - jej i niejako ich, tych rzekomo stojących najwyżej w hierarchii. Na upartego mogli chować się za stwierdzeniem: siema mordy, my również umiemy się bawić. Niestety w świecie polityki nic nie działało zero-jedynkowo. Coś, co jedni najpewniej zleją, inni odbiorą jako obrazę najwyższego stanowiska.
Czas miał pokazać, czy ktokolwiek poruszy ten temat.
- Coś Ty w ogóle wzięła? - niewątpliwie interesującym był skład koktajlu, który zwalił wampirzycę z nóg.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Nie martw się, słodki wampirku. Robiłeś, co mogłeś, starając się nie pokazać, że żal pomiędzy wami jest nadal, niczym tkwiąca w sercu zadra. Zresztą to nie tak, że o tym nie wiedziała. Wszak choć wiele mogłeś jej zarzucić, na pewno jednym z tych zarzutów nie była głupota. A skoro znałeś treść nieszczęsnej rozmowy z Weiem, to przecież sam wiedziałeś, że te chmury przysłoniły nie tylko Twoje niebo. Także drobne ciałko same z siebie przytuliło się tylko na chwilkę w ramach powitania, nie przeciągając na siłę tej chwili delikatnego zbliżenia. A choć pewnie i smutne serduszko chciałoby dłużej spocząć w czyichś ramionach, tak i ono w pełni wiedziało, że byłoby to bardziej niż niewłaściwe. Także nie musiałeś nawet odsuwać, sama to zrobiła, nadal z tym swoim uśmiechem, jeszcze nie przysłoniętym cieniami. A może… może po prostu nauczyła się nosić maski tak silne, by nawet cienie można było pod nimi ukryć.
- Zaraz tam kolekcję. – wygięte w wyrazie rzekomej urazy usteczka, szybko zmienionej na szerszy uśmiech. Zwłaszcza, gdy w perspektywie było kakałko i słodkie kinderki. – To tylko kilka ciuszków, nic więcej. – machnięcie swobodne łapką, takie czysto na pokaz, podczas gdy wnętrze przygotowywało się do jakże trudnej rozmowy. Łączyłeś kropki, zdobywałeś wiedzę, jednak wciąż wielu puzzli brakowało do całego obrazka. A ich resztę, ukrytą skrzętnie, trzymała właśnie ona, tancerka z szarfami, żonglerka słów i zaklinaczka śpiewem.
Usadowiła dupkę na sofie, razem zresztą z Tobą, jednak po zupełnie innych stronach mebelka. Widzisz? Ona też wie, czym jest dystans. Zanim jednak przyjdzie jej zacząć, niechaj odpowie na Twoje pytania. Nie sposób momentów odwlekać w nieskończoność, a jeśli nie teraz, to lepszej chwili nie będzie. Prawdę Twe dziecko mówiło, im dłużej milczysz, tym trudniej zebrać słowa.
- Zależy do którego momentu. – wykrzywione usta i niechęć w głosie. Jak już jesteśmy szczerzy, to bądźmy już do końca. Jak zawsze jednak to samo, patrząc na Ciebie nie sposób odczytać cokolwiek. Nie martw się, sama nie jest zadowolona z tego, co się stało, samej jej trudno zrozumieć, dlaczego właściwie stało się tak, a nie inaczej. Zamyślone spojrzenie i grzejące o kubek łapki mogą być jakąś wskazówką. Pewnych rzeczy się po prostu nie robi, zwłaszcza takich, lecz póki inne tematy przysłaniały ten drobny „wyskok”, można było uznać, że jest bezpieczna. Jeszcze.
- Właśnie problem w tym, że w ogóle nie powinnam odlecieć. W piersiówce było laudanum – wzmocnione, bo wzmocnione, wiem o tym, ale smak i zapach się zgadzają, a możesz mi wierzyć, że wypiłam tego specyfiku w życiu tyle, że wiem, o czym mówię. – głębokie westchnięcie, a potem zmiana pozycji. Tak, przechodzimy do trudnych tematów. Opiera łokcie o kolanka, sylwetka pochylona i ustawiona profilem do Ciebie. Wiesz, tak jest nawet łatwiej. Łatwiej zacząć temat, który tak długo wisiał między wami. Widzisz, jak otwiera usta. Jak je zamyka. Milczy dłuższą chwilę i ponownie powtarza ruch.
- Nie zabiłam Ryuu. – padają w końcu słowa. Tak, to zachowanie też znasz. Rzucić prosto z mostu, wypluć to, co najbardziej rani, co najmocniej wbija się cierniem w serce, wyrwać z korzeniami i upuścić krwi. Gdy coś ją bolało, zawsze tak było. Najpierw milczała, nie chcąc mówić. A w końcu, gdy ból był nie do zniesienia, padały słowa, jak teraz. Puste, bez żadnej emocji. Bez grama uczuć, których kłębi się w niej cała gama. – Ale… To też nie tak, że nie przyczyniłam się do tego, że straciłeś brata. Gdybym nie poszła was szukać… Kto wie. Pewnie nadal by żył. – milknie, zajmując usta napojem, ale nie licz na to, że czuje jakikolwiek smak. Po prostu to dobra przerwa, by zebrać myśli na kolejne słowa. – Jestem Ci winna całą historię. Z jednej strony jest krótka, z drugiej wręcz przeciwnie. A zaczęła się do tego, że wyjechałam z Anglii was szukać. – bam. So let’s it begin. Nie spojrzy na Ciebie, jeszcze nie. Na razie możesz obserwować tylko spięte ciało, sztywne mięśnie. Żyły pojawiające się na dziwnie cienkiej skórze dłoni zaciśniętych na kubku. I nagle tatuaż wyryty na plecach, teraz zakryty spodniami do ćwiczeń, zaczyna mieć więcej sensu.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Ciuszek do ciuszka – tak właśnie rodziły się kolekcje. Gdyby zechcieć zajrzeć do szafy – co byśmy ujrzeli? Stertę ubranek – w tym i kilka naszych – jako i kłamstewek zbierało się latami. Kakałko i kinderki ran w sercach zaleczyć nie mogły, ale na pewno miały szansę załagodzić gorzki posmak na języku po wypuszczeniu tylu niechcianych słów. To nawet lepiej, że całą rozmowę zaczęliście od rzeczy niepozornych – to pomogło przełamać pierwsze lody i zasiąść do wspólnego stołu, jakże pięknie dzielącego Wasze jestestwa na dwa obozy.
Jej nie było łatwo - Tobie zresztą też. Mozolne łączenie kropek zaczynało powoli nudzić. Powstała z nich siatka sporo zdradzała, a wszelkie luki - mogłeś się ich jedynie domyślać, albo... Cóż... Niewątpliwie prostym byłoby wbicie się w ciało brata i odczyt wspomnień sprzed zgonu, lecz czy byłoby warto? Profanacja ciała nie leżała w kręgu rzeczy, do których byłbyś gotów się posunąć - nawet kosztem poznania prawdy. Żywiłeś wobec brata zbyt mocne uczucia – i za go bardzo szanowałeś, aby w ogóle o czymś takim pomyśleć.
Poza tym...
- Wierzę słowom, ale też bardziej temu, co widziały moje oczy. Powiem wprost: jeżeli nie było tam czosnku, to coś cięższego leżało na rzeczy. - po raz pierwszy od momentu przekroczenia progu drzwi, Jun zabrzmiał... Poważnie. Uwielbiany przez wielu ludzi dodatek do potraw jako jedyny w połączeniu z krwią, alkoholem lub narkotykiem miał szansę powalić zdrowego wampira na kolana. W innym przypadku ów truposz musiałby spożyć tego świństwa w prawdziwie końskich ilościach, aby zaliczyć pełne zaćmienie mózgu. Taka mała piersióweczka powinna była Selenkę co najwyżej zmroczyć, a nie odcinać na dobre.
Jeśli więc połączyć to z jej niezdrowym wyglądem i tym, coś zastał na ciele brata...
- Stop. - uniosłeś rękę jak prawdziwy Cesarz, przerywając Damie jej monolog stanowczo rzuconym chińskim rozkazem. To prawda, że była Ci coś inna, lecz wpierw chciałeś wiedzieć coś innego...
- Słowa rzucone na wiatr – bez echa i rachunku sumienia - jałowe jak popękana ziemia spalona promieniami rozgniewanego słońca. Puste historie nie mają dla mnie żadnej wartości Yueying. Chcąc spłacić część swojego długu wobec mnie, powinnaś odpowiedzieć na pytanie. Dlaczego? - rzecz niezwykle prosta, a może trudna? To nie tak, żeś nie docenił wyjścia z inicjatywą. Wpierw jednak zamierzałeś dociec sedna: milczenia, uników, skrajnych zmian w jej wykonaniu. Fragment rozmowy z Weiem pomógł Ci kapkę zrozumieć jej położenie, ale drugie tyle wciąż pozostawało niewiadomą. Prócz tego nie zamierzałeś operować domysłami, ni nawet tym, coś z syna wydobył za pośrednictwem krwi. To właśnie ONA – jej usta i sumienie miały to z siebie wyrzucić: szczerze, nie zaś pustym, wyuczonym dukaniem sztucznego urzędnika z dworu. Takie coś o niczym nie świadczyło - niczego również nie wnosiło - NA PEWNO nie przynosiło oczyszczenia.
Stopując rozmyślania na temat zażytego przez Selenę laudanum, kubeczków kakałka i półmiska kinderków - jednym krótkim pytaniem zmiotłeś wszystkie dźwięki wokół: odgłosy pochodzące z domu, szum wiatru – za jednym zamachem otoczyła Was nicość - w niej zasiadaliście tylko Ty i Ona – jak równy z równą na wygodnych sofach usytuowanych idealnie naprzeciwko siebie. Po środku była pustka – jak na ironię: większa niż jej obłoki tańczące wokół.
Skoro Jun czekał tyle lat, to na odpowiedź mógł poczekać jeszcze chwilę. Przymknął więc powieki, trzymając kubek herbaty, jeśli takowa już... Dotarła... Ta rozmowa i ból Seleny i jemu nie sprawiały radości.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Najtrudniej jest prowadzić rozmowy, gdy nawarstwią się wydarzenia. Gdy kłąb nieporozumień jest zbyt wielki, by go rozplątać, więc najłatwiej jest go po prostu rozciąć nożyczkami. Ale... Czy to dobre rozwiązanie? Co pozostanie z pociętych kawałków? Bo przecież da się znowu złożyć je w w jeden sznur, jednak pełen supłów niczym blizn, które łatwo potem rozwiązać i znów podzielić liny. Dlatego siedzicie tu teraz, dlatego próbujecie najpierw rozplątać kłąb, zanim będzie trzeba pociąć go na kawałki, albo co gorsza wyrzucić, splątanego jeszcze mocniej i bezużytecznego.
- Możliwe. - enigmatyczna odpowiedź, zniechęcająca do podniesienia tematu. Nie chce o tym mówić, wiesz o tym. Może sama nie wie, a może nie chce spowiadać się z głupoty. A może to nie jest zwyczajnie ta chwila, by o tym mówić. Są rzeczy ważne i mniej ważne, ta należy do tej drugiej kategorii, więc nie w tej chwili, Wietrzny Królu. Ale nie bój się, to przyjdzie, ten temat jak i wiele innych zostanie podniesionych, wszystko jednak ma swój czas.
- A Ty jak się bawiłeś? - i wierz jej, choć ewidentna to zmiana tematu, to naprawdę jest ciekawa. Wiele się na balu wydarzyło, wiele rzeczy niewypowiedzianych i tych dających nadzieję. Ale... Czy nie jest to tak, że gdy przychodzi do smutku i bólu, trudno jest użyć właściwych słów?
Posłuszna rozkazowi grzecznie milknie, odwracając głowę w Twą stronę, z mrokiem i smutkiem kryjącym się za ciemnymi oczami. Nie ma w nich iskier, a jednak... Zawsze walczyła z poleceniami, teraz miękkie skinięcie głowy. Bo tym razem znajomy język brzmi jak uderzenie w twarz, dokładnie takie, na jakie zasłużyła. Też więc przejdzie na chiński, bo kto w tym domu zrozumie choć słowo? Tylko wasza dwójka, na szczęście.
- Tak, masz rację. Od tego powinnam zacząć. - łagodna zgoda. Wiesz, cisną się na usta pełne złości słowa, plujące jadem. Mające Cię zniechęcić, uwolnić emocje i rozejść się wokół. Tak, popełnia błędy, dolicz więc ten jako jeden z następnych na liście. Jednak... Nie jest gotowa. Wiesz, czego się boi, nie wiesz jednak tego, co w rozmowie nie padło. Nie chce i nie potrafi Cię stracić, boi się tego i wychodzi za linię. Nie prosi o wybaczenie, jeszcze nie. Najpierw historia, potem prośby, jeśli będzie na nie kiedykolwiek miejsce.
- Bo najpierw był mrok. - ciche słowa, które są i nie są odpowiedzią. Wypowiedziane po chińsku, jak i wszystkie inne, bo przecież słowa w ojczystym języku zawsze są bardziej szczere. Nie zmienia pozycji, po co, jednak tym razem wraz z głosem jest coś jeszcze. Krew płynąca z serca, wraz z wewnętrznym żalem. Ciebie też to zaboli, wiesz o tym i Ty sam i ona też wie. Ale jak sam powiedziałeś, pewne słowa muszą paść. Chcesz wyjaśnień, dostaniesz je. Wszystkie po kolei.
- Kiedy spotkaliśmy się w Paryżu pierwszy raz, wiedziałam. Nie potrzebowałam pytać, by wiedzieć. Wtedy była radość, że choć Ty przeżyłeś. Nie potrafiłam jej zakłócić. Nie, gdy nadal wiedziałam. Potem było trudniej. Z każdym spotkaniem narastało poczucie winy, bo tak, to ja byłam i jestem winna. Ciążyło mi wtedy i ciąży do dzisiaj. Nie potrafiłam podejść i powiedzieć Ci o tym, tak po prostu, zwyczajnie, z tchórzostwa. - krew płynie razem ze słowami, powolna i prawdziwa. Czasem tylko przerywana zwilżeniem ust słodkim napojem, który zamiast gasić pragnienie, tylko je podsyca. Całe ciało drży razem z krwią wypływającą ze słowami, ból miesza się ze strachem. - Jestem tchórzem. Znam Cię od wieków, ale jednak w ostatecznym rozrachunku strach wygrał. Tak, trzeba było powiedzieć od razu, bo chwil z dala od nieproszonych uszu było wiele. Nie mogę wiedzieć, co byś wtedy zrobił i błagam, byś nie myślał, że Ci nie ufam, bo tak nie jest i nigdy nie było. Nie byłam wtedy sobą i ze wszystkich możliwych rzeczy bałam się tego, że mnie zwyczajnie znienawidzisz za to, co zrobiłam. Dlatego milczałam wtedy. - głos drży delikatnie, palce zaciskają się na kubku, jakby bała się go upuścić. Lecz czy na pewno myśli teraz o porcelanie? - A później? Coraz trudniej było podnieść słowa, coraz trudniej zerwać plaster z wciąż jątrzacej się rany. Łatwiej było się odsunąć, wycofać, na własne życzenie rozluźnić kontakty i żałować tego każdego dnia coraz bardziej. A im dłużej milczałam, tym bardziej narastał strach przed tym, co się stanie, gdy poznasz całą prawdę. Wybacz mi, Jun. To zupełnie nie tak miało wyglądać. Tylko strach był zbyt silny. Jestem tchórzem. - gorycz ostatnich słów, lecz wraz z ich drżeniem dochodzi coś jeszcze. Smutek i żal. Poczucie winy. Gorycz własnych błędów. No i on. Dojmujący lęk utraty.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Chcieć, a móc - były jak dwa różne światy: o odmiennych porach dnia i nocy – klimatach: ciepłym i chłodnym - żyzności gleb: urodzajnej i nieurodzajnej... Chcieć, a móc... Czyż i swoich chęci Księżycowa Pani dobrych nie miała? Owszem, okryte płachtą bólu, rozpaczy i mnóstwa łez, przelanych po utracie kogoś bliskiego. Chcieć, a móc... Wszystko układało się w przepiękną baśń, o zakończeniu, na które tak długo wszyscy czekaliśmy.
Problem w tym, że... Do tego zakrętu było jeszcze daleko...
Happy end zza horyzontu wcale się nie wyłaniał - przez tych kilkadziesiąt lat spędzonych w milczeniu...
Z ciszą i spokojem Wiatr przyjął enigmatyczną odpowiedź - swoją wypuszczając niedostrzegalnym tchem z lekko uchylonych ust. Na wpół otwarte oczyska wlepił w pustą przestrzeń przed sobą - tak oto zastygając w bezruchu, wsłuchany w gorzko-słodki lament zhańbionego Księżyca.
Bałam się...
- Znamy się nie od dziś Yueying... Na palcach obu rąk mógłbym wyliczyć ilość razy skrzyżowania się ze sobą naszych dróg podczas triumfalnych wypraw. Drugim mnożnikiem byłby czas naszej wspólnej przeszłości. Powiedz mi Yueying... Ile razy pokładałaś w nas swój strach, pozwalając, byśmy odgonili go za Ciebie? Ile dni i nocy przeżyłaś w cieple naszych objęć, w pełni rozluźniona, bezpieczna, wyzbyta wszelkich tajemnic? - zacząłeś, popijając słodką herbatę. Nie towarzyszyła Ci radość, smutek, ni nawet odrobina gniewu.
Cały czas byłeś spokojny – jak prawdziwy wiatr tańczący wokół ośnieżonego szczytu górskiego - prawdziwie wolny i dumny z jestestwa – przeto zakuty w metal ciężkich kajdan, które ona niejako na Ciebie narzuciła. Jak na ironię nie próbowałeś się z nich oswobodzić - pełen zaufania i uczucia, o którym tyle gdakał ten Twój głupi brat. Gdyby tylko dać temu odrobinę czasu, miłości, światła i wody – zaiste byłby to prawdziwie piękny kwiat: szczery i niewinny – o płatkach otwartych wyłącznie dla niej.
Lecz wtedy nadeszła burza i spadł obfity śnieg.
- Ukrywanie tego w sobie i odwlekanie w czasie może przynieść bardzo nieoczekiwane i niepotrzebne negatywne skutki. - mówiło Ci to coś? Jeśli nie, to pozwól, że pospieszymy z wyjaśnieniem: były to słowa wypowiedziane przez Weia w czasie Waszej rozmowy na balu. Pamiętasz, co było potem? Powiedziałaś mu, że duszenie w sobie pewnych spraw nie było warte cierpienia, a choć przemoc nie stanowiła rozwiązania, niekiedy potrafiła przynieść prawdziwe zbawienie. Jak na ironię... Czyż swoim postępowaniem nie czyniłaś właśnie tego, przed czym chciałaś uchronić młodego nieśmiertelnego?
Zabawna sprawa, bo tak zwracając uwagę na detale: Jun wciąż to robił - wypowiadał jej imię: z taką gracją, miękkością i... Rozczarowaniem... Cały ten dialog: wymiana zdań i argumentów była niejako otoczką dla tego, co kryło się w środku - wszak medal od zawsze miał dwie strony.
- Im dłużej będziesz zwlekał, tym będzie Ci trudniej. - Jun przytoczył więc i resztę monologu z jej własnych ust - wplatając to kilka zdań od Weia zaraz na samym początku. Rozmowa tylko z pozoru wydawała się być wyrwana z kontekstu. W rzeczywistości stanowiła ewidentne nawiązanie do brzemienia ciążącego na jej wąskich ramionach.
Jun podniósł spojrzenie na Selenę po upiciu kolejnego łyku herbaty.
- Chciałaś dobrze, a tak naprawdę schowałaś się tak, jakbym był kimś zupełnie obcym. Ilekroć próbowałem podejść - znikałaś. Wspominasz o zaufaniu, a jednak to nie mi byłaś gotowa zwierzyć się ze swoich problemów, a Weiowi. Naprawdę myślałaś, że niczego się nie dowiem? Że nie połączę kropek? Że nie zauważę bransoletki, którą wciąż na sobie nosisz? - choćby i przelała setki łez... Czy ich deszcz zdoła tak od razu zaleczyć ranę i zmyć gorzki posmak? Czy będą na tyle silne, aby naprawić nadszarpnięte zaufanie?
Czy naprawdę tak nisko go oceniałaś, myśląc, że Cię... Znienawidzi?
Czy już myślałaś, że mógłby Ci o śmierć zrobić wyrzuty?
To nie tutaj kryło się sedno problemu.

@selena


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Chcieć, a móc… Oto dwa różne słowa, tak bardzo odmienne, tak bardzo sobie przeciwstawne w tym właśnie zestawieniu. Idąc dalej dodajmy kolejne powiedzonko, jakże adekwatne do waszej sytuacji – mierz swe siły na zamiary. Czyż właśnie tego nie zrobił zagubiony wśród bułeczek samotny rogalik? Przeliczył swe siły, chciał dobrze, a wyszło odmiennie. A to właśnie prowadzi nas do kolejnych słów, które kiedyś musiał wypowiedzieć zapewne jakiś mędrzec.
Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
Nawet jeśli to bardzo prywatne piekło. Choć jeśli spojrzeć okiem szerokim wokół, to dziwnym trafem małe prywatne piekiełko zaczynało się rozrastać, wciągając w siebie coraz więcej osób, niczym jakaś czarna dziura w kosmosie, pochłaniająca wszystko, co znajdzie na swej drodze. Nie musisz być okrutny, piękny Wiaterku, wszak oboje już wiecie, jak wiele błędów popełniła. Że wszystko to było kompletnie niepotrzebne. Że można było inaczej…
Że gdyby można było świat cofnąć w czasie, by na nowo dokonać wyborów, jej własne byłyby kompletnie odmienne.
Ale nie można.
A ogry nie żyją długo i szczęśliwie.
Skinięcie głową wraz z miękkim westchnięciem, pełnym smutku. Niczym jednak promyczek zza burzowych chmur pojawił się i drobny uśmiech, idąc w ślad za przyjemnymi wspomnieniami, które raczyłeś przytoczyć. Niedługo jednak mogłeś oglądać promyk nadziei, zaraz zniknął przykryty jeszcze większą ilością potężnych burzowych chmur, zwiastujących gdzieś tam na horyzoncie ponury grzmot burzy. Daleko wam do ciszy po burzy i jeszcze dalej do ukołysania wzburzonych fal. Teraz nadchodziła nawałnica, lecz… Tak naprawdę, co ona przyniesie, zależało od was jedynie. Mogła przynieść śnieg, który zniszczy każdy kwiat na swej drodze, zostawiając poszarpane płatki i połamane łodyżki, a mogła też przynieść oczyszczający deszcz, ulewnymi strugami odżywiając wyschniętą ziemię. Która to z nich? Czas pokaże. A nawet jeśli śnieg zakryje kwiaty, to dobrze – ochroni je przed lodowatym mrozem, zasłoni, aż nadejdzie wiosna, aż słońce roztopi puchową kołderkę i woda nawilży kwiat, pozwalając mu wzrosnąć.
- Nie zliczę tych nocy, ani Ty pewnie nie zdołasz. – wciąż drżące słowa, poprzebijane smutkiem i żalem, do samej siebie, do własnej głupoty. – Lecz zadaj inne pytanie, Huang Jun Kai. Czy kiedykolwiek w te wspólne noce przyszło mi bać się, że któryś z was zginie z mej winy? – to nie było pytanie, nie takie, które wymagało odpowiedzi. Gorzki ton i krzywy uśmiech same w sobie były odpowiedzią, wraz z Twymi i jej wspomnieniami – nigdy. W trakcie tamtych słodkich nocy zdarzało jej się obawiać wielu rzeczy, każdą z nich zdarzało wam się omawiać i zdradzać, lecz takich spraw w jej obawach nigdy nie było. Ale jak sami już wiemy, los wiele scenariuszy tworzył, a którego z nich decydował się użyć do filmu zwanego życiem? O tym decydował już kaprys.
Wiesz, Wiaterku, czasem złość daje więcej i jest łatwiejsza do przełknięcia. Złość można uciszyć, można ją podsycić, można nawet tą nieszczęsną przemocą ją rozwiązać, wybić głupie myśli, dać sobie po przysłowiowym ryju, a potem zwyczajnie wpaść w ramiona, mówiąc szczere przeprosiny. I pójść na piwo lub inny napitek. Twoje rozczarowanie bolało po stokroć bardziej, wbijając inny cierń w miejsce poprzedniego. Nigdy nie sądziła, że będziesz nią tak rozczarowany, lecz tak, miałeś rację, choć przyznanie tego wcale a wcale nie zmniejszało bólu. Mów dalej, wichrze burzy. Mów. I patrz, jak podrywa głowę, patrząc na Ciebie szeroko otwartymi oczami, jak blednie, rozpoznając słowa, które padły w rozmowie. Słowa, które padły do niej samej, a potem te, których sama użyła. Więc stąd wiesz. Stąd Twe zarzuty. Mogła przewidzieć, że przecież podzielicie się krwią, a darem starych wampirów jest czytać wspomnienia, także i takie. Dobrze, Wiaterku. Dobrze.
- Tak. Miał rację, nie zaprzeczysz temu, ani ja nie zaprzeczę. – westchnięcie niczym orzeźwiający powiew poranka. Zważ jednak, zanim rzucisz jej w twarz, że to właśnie jemu raczyła się zwierzyć, że tak naprawdę do tych zwierzeń w ogóle nie doszło. Tam była gorycz i stwierdzenie oczywistości, bo przecież pytanie o wasze relacje padło. Uczucia tłumione latami muszą w końcu wybuchnąć, tam tylko lekko upuściła pary. – Tak, Jun Kai. Dokładnie tak. Chciałam ustrzec go przed moimi własnymi błędami, świadoma w pełni tego, w którym momencie je popełniłam. Stąd te nie inne słowa, stąd prośba, by nie szedł w me ślady i nie milczał. Im dłużej jednak trwasz w błędzie, tym trudniej go naprawić. – sądziłeś, że się wyprze? Że skłamie w żywe oczy? Nie ona. Nie ona i nie Tobie, nie dzisiaj i nie w tej chwili.
Wśród mirażu niedopowiedzeń i tańca uników raz pójdźmy na przód, raz bądźmy szczerzy, raz jeden nie ukrywajmy niczego. Po nitce do kłębka, to już za wami. Teraz tylko ten kłębek rozplątać, powolnymi ruchami, zanim splącze się bardziej, zanim jeszcze bardziej zagmatwa to, co kiedyś było tak proste. Łatwiej byłoby nie czuć, łatwiej nie wierzyć kiedyś rzuconym słowom. Łatwiej milczeć, a trudniej mówić, dlatego właśnie mówi, bo na to zasługujesz. Bo to właśnie jest Ci winna – wyjaśnienia, a potem historię.
- Owszem, znikałam. Bo nie potrafiłam spojrzeć Ci w oczy, ze strachu przed tym, co w nich zobaczysz. Że dostrzeżesz prawdę o tym, co zrobiłam. Ale przede wszystkim… - urwane słowa, nagle zmieniony wyraz twarzy. Puzzelki po troszku wskakiwały na miejsce, tak samo jak jedna samotna łza raczyła spłynąć po bladym licu. – Że spojrzysz na mnie w taki sam sposób, w jaki ja codziennie widzę się w lustrze. – nie zamierzała podnosić tematu Weia, bo to nie do niej należało mówić o cudzych sekretach. Czy i kiedy wampirze dziecię zdecyduje się powiedzieć, co ukrywa, to należało tylko i wyłącznie do niego. Ona wiedziała, lecz jak zawsze sekrety były u niej bezpieczne.
Przy reszcie jednak milczała. Oczywistym było, że zauważysz, że połączysz kropki, że domyślisz się tego, co się stało. Bransoletka była obciążającym dowodem winy.
Nie wypominałbyś jej poświęcenia, oczywiście, że nie.
Ale czy nie wypomniałbyś jej…
Morderstwa?

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Chcieć a móc... Widzisz słodki Rogaliku – czasu niestety cofnąć nie mogłaś, ale myśli... Ich zmiana wciąż była możliwa. Wsłuchaj się w ciche “um”, które umknęło z ust wampira, jakże charakterystyczne dla wielu Azjatów - daty starej i współczesnej. Niech nie zdziwi i nie zmyli Cię jego mruknięcie - przecież wiesz, powinnaś, że w ich krwi od zawsze płynęła siła wojowników. Jak myślisz, czym według nich był honor? Miałaś prawo się bać - każdy miał, wszak już Ci to “powiedział” - wypieranie się go było domeną głupców. Z drugiej strony ilość nocy skropionych smakiem lęku znacząco wykraczała poza te wspólnie spędzone w Anglii. Znaliście się nie od dziś i myśleliście o sobie nie od dziś. Dwaj bracia mogli zginąć wiele razy – przed zamieszkaniem z Tobą i równie dobrze po... Życie od zawsze niosło ze sobą wiele niespodzianek jednak Ty jako częściowo niosąca w sobie krew azjatycką, powinnaś znać ten zwyczaj: choć roniłyście wiele łez, Wasze serca przepełniała duma, gdy Wasi “mężczyźni” umierali w bitwie. Był to bowiem dla nich największy zaszczyt, na który wyczekiwało wielu. Podobnego losu od zawsze wyczekiwali samurajowie. A jeśli jeszcze pójść o krok dalej - odejście zawsze zwiastowało odrodzenie. Czy więc złagodzeniem bólu nie byłaby możliwość ponownego spotkania braci w ich odrodzonych jestestwach?
W bajkach takich jak te nawet Ogry dożywały własnego happy endu.
- Dlaczego zakładasz, że akurat z Twojej? - przeto obaj mieli rozum. Jedną wojnę wampiry zignorowały - pozostając w bezpiecznym miejscu - uszczęśliwiając Cię i chroniąc - stając Ci się niejako wymarzonymi książętami z bajki, w której tak dobrze Ci się żyło. Drugiej niestety nie potrafili już przemilczeć i tutaj pojawiał się konflikt z dużym “ALE”. Choć do zwierzeń nigdy nie doszło, to niech rzuci kamieniem dla udowodnienia, że przy lepszej sposobności, oparłaby się pokusie.
Rozgoryczona, drżąca, krucha – odpowiedz sama przed sobą drogi Rogaliku – jak długo zdołałabyś to jeszcze ukrywać przed światem i ile minęłoby czasu, nim przygnieciona ciężarem własnego grzechu byś pękła wylewając siebie cały nagromadzony żar. Rzuć drugim kamieniem, jeśli nie poszłabyś wówczas do kogokolwiek o poradę lub z prostego pragnienia wygadania się - że przy lepszej sposobności, nie opowiedziałabyś Weiowi o wszystkim - być może wtedy Ci uwierzymy. Póki co fakty i kropki łączyły się w inny sposób.
- Przez te wszystkie lata... Bałaś się, że wypomnę Ci jego śmierć? Naprawdę? - mężczyzna westchnął jeszcze bardziej rozczarowany postawą wampirzycy. W normalnych okolicznościach widząc jej wzbierające się łzy, wstałby, podszedł i je otarł, ale teraz... Teraz czuł gorycz, której nie potrafił zmyć nawet słodki smak herbaty.
- To był jego wybór Yueying i nie mnie go podważać. Boli mnie natomiast to, jak pomimo tylu stuleci znajomości i wspólnie przeżytego czasu, tak mało o mnie wiesz i jak łatwo przyszło Ci schować głowę w piach, zamiast przyjść, porozmawiać, rozwiać błędne obawy, w których się zaplątałaś. Czy powinienem zliczać ilość innych osób, którym chciałabyś się zwierzyć poza mną? Popraw mnie, jeśli się mylę, że nie przeszło Ci to przez myśl z dobrych kilka razy. Mam nadzieję, że jego ofiara nie poszła na marne Yueying i że niczego więcej nie ukrywasz, bo ja nie chcę się wiecznie domyślać - nie bardziej niż to, co już wiem, po jego odnalezieniu. - każde wypowiedziane słowo przynosiło jeszcze większe rozczarowanie w jego oczach. Nie był okrutnikiem, ale nie potrafił na nią spojrzeć - na pewno nie w taki sam sposób.
Wstałeś i chociaż odwróciłeś głowę, zbliżyłeś się, wcześniej chwytając za pudełko chusteczek, których nie mogło przecież brakować. Podałeś jej płaczącej wampirzycy, bo mimo wszystko prócz rozczarowania w Twoim sercu nie płonęła nienawiść.
Z drugiej strony... Czyż stawienie jej czoła, nie byłoby... Łatwiejsze?

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Słodki rogalik dawno swą słodycz zatracił. Teraz bardziej przypominał kilkudniowy już wypiek, jeszcze wyglądający jak w czasach swej świetności, lecz stwardniały na kamień i nie nadający się do niczego. Myśli zawsze można zmienić, na lepsze lub gorsze, do zmiany tej jednak potrzeba jakiegoś impulsu. Znajome mruknięcie kiedyś wywołałoby uśmiech, teraz, to tylko oczekiwanie, jak bardzo jeszcze zdoła Cię zawieść w ciągu jednej tylko rozmowy. Owszem, nie myliłeś się, że zaszczytem było umrzeć w walce, oddać swe życie w obronie, zginąć za swą wiarę jak na samuraja przystało. Lecz tu właśnie masz słowo klucz, wojowniku. Tam nie było walki ni honorowej śmierci. A choć gdyby faktycznie oddał swe życie w walce, to czy zmniejszyłoby ból serca i poczucie winy? Tak. Zmniejszyłoby. Bo jedyne, co wolno wojownikowi, to wybrać w jaki sposób swe życie oddać, a w odczuciu drobnej Azjatki ten wybór mu odebrano. Że gdyby nie jej obecność, niepotrzebna w tamtym momencie, trwałby dalej, a nawet gdyby przyszło mu zginąć, to na jego własnych warunkach. A wtedy prościej byłoby znieść utratę, pokłonić się niebu – wszak nie miała pojęcia, gdzie pochowano ciało – i oczekiwać na odrodzenie i ponowne spotkanie w następnym życiu. Lata żałoby już dawno byłyby za nią, lecz jednak… nie były.
Przełknięcie śliny i zagryziona warga. Dlaczego pytasz? Na wszystkie bóstwa… Jak powinna odpowiedzieć na to pytanie? Jakie słowa powinny paść, byś w pełni zrozumiał, jak wielka była jej wina i jak wielki udział w śmierci Twego brata? Rozumiała waszą chęć ingerencji, powinność wojownika i szanowała to, akceptując was takimi, jakimi byliście, tak jak wy akceptowaliście ją, z jej wadami, zaletami, strachem i odwagą. Z umiejętnością duszenia wszystkiego w siebie, a potem wybuchem niczym wulkanu, najczęściej w waszych ramionach.
Może i rację mówisz, że nie potrwałoby to długo, że w końcu cała historia musiałaby zostać opowiedziana. Lecz zadajesz pytanie: komu? a na nie odpowiedzi zwyczajnie brakuje. Może Weiowi, gdyby chciał ciągnąć temat w lepszym miejscu, a może przyszłaby wprost do Ciebie, gdyby emocji nie sposób było już ukrywać. Maska i tak pękała, lecz nie pękła do końca, zdolna ukryć jeszcze co nieco w środku. Jednak łącząc puzzelki do końca, nawet ona miała dosyć. Poczucie winy wypierała tęsknota, lecz zbyt niepewna tego, czy może pokazać się Tobie. Bez wyjaśnień nie miała prawa nawet próbować jej okazać, leczy czy przeszkodziło jej to spuścić uczucia ze smyczy? Kac moralny sięgał głębiej nawet niż ten prawdziwy.
Kolejne słowa, padające ciężkimi ostrzami na ledwo co zasklepione rany, na te już musiała zareagować. Jeśli chciała, byś ją zrozumiał… a gdzieś w głębi – chciała.
- Nie śmierć. Nie wypomniałbyś mi śmierci, bo taki nie jesteś. – ciche zaprzeczenie, lecz jest w nim coś jeszcze, coś niewypowiedzianego, umykającego logice, bo choć łączysz kropki, nadal nie masz ich wszystkich. Niczym zwiedzanie w grze nieodkrytej mapy wiesz, co możesz spotkać po drodze, widzisz najbliższe punkty, ale nie wiesz, co tak naprawdę spotkasz na samym końcu. – Ale to nie o samą śmierć chodzi, a o to, co do niej doprowadziło. O to, że dzień w dzień patrząc w lustro widzę kogoś, przez kogo najbliższa mu osoba zginęła. Nie wypomniałbyś mi jego śmierci, bo jesteś ponad to, ale czy gdzieś na dnie serca nie obwiniłbyś mnie o morderstwo? Bo ja to robię od 80 lat. – gorzkie słowa, lecz to nie umniejszało ich prawdziwości. Wiesz już, czemu nie przyszła? Rozumiesz już, czego naprawdę się bała? Mówisz, że myśli zmienić łatwo, ale jak łatwo przetłumaczyć komuś, że jednak nie zawinił zabójstwa?
Nie patrzysz na nią. Nie chcesz widzieć wyrazu twarzy. Nie musisz. Ona wstanie, przyjmując chusteczkę i otrze łzy. Ona spojrzy na Ciebie. Może z rezygnacją, może z brakiem nadziei, a może wręcz przeciwnie, może z pragnieniem tego happy endu, którego i tak już dawno sobie odmówiła.
- Przepraszam, Jun Kai. – słowa płynące z serca, tak prawdziwie i szczerze. - Przepraszam, że zmusiłam Cię do domysłów. Przepraszam, że do Ciebie nie przyszłam. Przepraszam, że się zagubiłam w tym wszystkim. Przepraszam, że stchórzyłam tak bardzo. Przepraszam, że Cię zraniłam... I przepraszam, że rozczarowałam. – glos cichy, jednak pełen tych wszystkich niewypowiedzianych emocji. Tak, łatwiej byłoby mierzyć się z nienawiścią, bo na nią zasłużyła. Rozczarowanie bolało, choć nie mogła rzec, że nie miałeś racji.
- Nie wiem, w jakim stanie go znalazłeś. Nie wiem. Bransoletkę dostałam od niego wcześniej. Ale nie, nie będziesz musiał się domyślać, bo powiem Ci wszystko, co wiem. Nie proszę o wybaczenie, Jun Kai, bo nie zasługuję na nie. Przynajmniej jeszcze nie. Ale Ty zasługujesz na to, by poznać tę historię. – wiedziała, że tak się to skończy, wiedziała, że nigdy więcej nie spojrzysz na nią tak, jak patrzyłeś wtedy w Anglii. Ale to nie znaczyło, że miała nadal milczeć.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Walka nie zawsze równała się śmierci - śmierć nie zawsze oznaczała hańbę. Nie zapominaj Selenko: prócz odejścia w chwale na polu bity, istniało jeszcze jedno, równie piękne zakończenie, a zwało się poświęceniem. Ryuu nie był głupcem - dobrze przeanalizował Waszą sytuację - Twoją i swoją. Gdyby widział możliwość, uwierz mi, wyciągnąłby Was w mgnieniu oka. Niestety w tamtej chwili szala życia przechyliła się ku Twojej stronie - miałaś o wiele większe szanse na wyjście cało z betonowego więzienia, podczas gdy jemu pozostały krótkie chwile. Dobrze je więc wykorzystał - na zniszczenie kajdan i wypuszczenie Cię z celi, samemu weń pozostając i robiąc za przynętę, byś Ty zyskała więcej czasu. Gdyby tak to podsumować to Ryuu umarł w bitwie, jednocześnie poświęcając się dla Ciebie. Zaliczył dwa najchwalebniejsze punkty życia i właśnie dlatego się nie bał - oddany woli Niebios ufał im na tyle, by wiedzieć, że któregoś dnia powróci w zupełnie nowym wcieleniu.
To byłby naprawdę piękny happy end...
I zapewne będzie, o ile ten, który cierpiał w milczeniu, zechce oddać należne mu zaszczyty przy pochówku.
Więc zadaj sobie pytanie Księżycowa Damo, bo ja już niejako żywię pewne podejrzenia, czy zrobiłaś wszystko, aby poświęcenie Ryuu nie poszło na marne. Skoro oddał za Ciebie życie, to miał ku temu wyraźny powód. - wbrew pozorom Jun nie cieszył się z widoku łez. Jedna strona najchętniej otarłaby je – niestety ta druga zaprzeczała pierwszej. Gorzki żal nie pozwalał na odwrócenie głowy i spojrzenie na pokruszone lico.
Ona wciąż nie rozumiała, a dla Ciebie było tego... Zbyt wiele jak na jeden raz.
Myślałeś, że przychodząc tutaj wszystkiego się dowiesz - słusznie. To, czego jednak nie przewidziałeś, to chaosu tylu słów - faktów, wydarzeń - tego wybuchu, który przerósł nawet Ciebie. Ktoś zarzuciłby Ci zaraz – ale przecież wiedziałeś, jaka jest i że często zachowywała się w ten sposób. W normalnych okolicznościach nie śmiałbyś zaprzeczyć - ba, jakoś byś to przetrawił w czasie sukcesywnego układania klocków, które ona tak uwielbiała rozrzucać po pokoju. Problem urodził się w momencie zrzucenia zbyt dużej lawiny niżeli ta, którą mogłeś faktycznie udźwignąć.
Bo ona wciąż nie rozumiała, czym była szpila...
- Nie obwiniam Cię o jego śmierć tudzież rzekome morderstwo Seleno. Winię Cię za strach, któremu dałaś się zwieść. Wiedz, że nie żywię do Ciebie nienawiści, dlatego proszę, nie przypisuj jej sobie, jak już przypisałaś zabójstwo. Doceniam Twoje przeprosiny i chęci, ale... Nie teraz. Zdaje się, że godząc się na konfrontację, sam będę potrzebował odrobiny czasu, aby przełknąć gorzki kawałek rozczarowania. - na chwilę wampir spojrzał na kobietę - krótką, bo krótką, ale jednak...
- Wiedz również, że zabrałem go stamtąd... - dodał, odwracając wzrok... - Poddaj dobrej analizie skład świństwa, które wypiłaś, bo jak mówiłem - jeśli nie było w nim czosnku, to coś ewidentnie wisi na rzeczy. Ja nie będę dociekał, nie teraz, ale inni mogą nie być tacy cierpliwi. Nie afiszuj się ze swoim “zmęczeniem” aż nadto Seleno. Niektórzy mogą chcieć to wykorzystać. - czy on wiedział? O tym? O sekrecie? Ale jak? A może nie do tego nawiązywał? Z pewnością...
- Moja Pani... - na pewno pokłonił się wampirzycy, opuszczając salon gospodyni. Potrzebował czasu. A kinderki? Przydadzą się jej bardziej niż jemu.

@Selena

Z/t


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Sponsored content


Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach