10 X 2022 Szpital

2 posters

Go down

Lucie Van der Eretein

Lucie Van der Eretein
Liczba postów : 9
Nie chciała polować. Stwierdzenie to pojawiło się w jej głowie tak naprawdę zaraz po przemianie i dowiedzeniu się, że krew była teraz jedynym rodzajem pożywienia, który mógłby ją utrzymać przy życiu, a następnie tkwiła przy nim przez kolejną setkę i więcej lat.
Na początku było trudno. Musiała polegać na innych i w swojej głupocie pewnie skrzywdziła więcej ludzi, niż gdyby nie tkwiła uparcie przy swoich przekonaniach. Z drugiej strony wychowała się na ulicach. Doskonale pamiętała strach, który czuła przemykając ciemnymi uliczkami, szczególnie gdy podrosła i przestała być jedynie brudnym dzieciakiem. Nie raz ledwo uciekła oprawcy. Wiele nocy spędziła bezsennie, obawiając się, że ktoś ją znajdzie i skrzywdzi. Zdarzyło jej się też przegrać. Z wszystkich nieprzyjemnych sytuacji uszła jednak w cudowny sposób z życiem, choć wspomnienia nadal wyraźnie tkwiły w jej głowie.
Nie chciała, by ktokolwiek przeżywał to samo co ona. Przynajmniej nie z jej rąk.
Teraz wszystko wydawało się łatwiejsze. Wystarczyło mieć dostęp do szpitali czy banku krwi, a rodzina Van der Eretein dzięki odpowiednim ludziom na odpowiednich stanowiskach ów miała, by cieszyć się krwią pozyskaną w etyczny sposób. W końcu ludzie oddawali ją dobrowolnie w celu ratowania siebie nawzajem. Była osobą cierpiącą na straszliwą chorobę i musiała przyjmować krew. Wszystko się zgadzało, choć pewnie niektórzy by polemizowali. Ona nie zamierzała.
Przekonanie się do tego, by w ogóle krew pić, kosztowało ją i tak zbyt wiele.
Odwiedziny w szpitalu były więc już standardem, szczególnie że sama zbyt długo krwi nie mogła w domu przechowywać. Dość często wybierała się po świeżą porcję posoki, pozwalającą jej na jako takie funkcjonowanie. Dlatego znała już niemalże każdą możliwą procedurę czy wymówkę, która pozwoliła jej dostać się do lekko śmierdzącego detergentami i mokrą szmatą schowka, w którym miała czekać na Laurenta, który przytulił się do ciepłej posadki w szpitalu. Cóż, zawsze trochę lepiej niż uliczny grajek. Nie, żeby sobie umniejszała, bo przynajmniej była całkiem dobra w zbieraniu plotek, z których cała rodzina miała pociechę. Zresztą, sama wyprawa do szpitala była doskonałą okazją, by zwęszyć jakąś pożądaną informację o stanie zdrowia społeczeństwa. Jak i bardziej konkretnych osób. Choć to nie to samo, co wgląd w dokumentację medyczną.
Spięła się lekko, gdy usłyszała otwieranie drzwi, zastanawiając się, czy przypadkiem nie rozpłakać się, na wszelki wypadek, gdyby trafiła na kogoś nieznajomego, zapach, który wyczuwała, przekazał jej jednak, że do schowka wchodziła jak najbardziej pożądana osoba i nie ma się czego obawiać. Zamrugała więc, osuszając gromadzące się łzy i uśmiechnęła się lekko.
- Dobry wieczór, myślałam już, że zanim się pojawisz, przesiąknę zapachem starego mopa - pożaliła się, woląc jednak trochę mniej zatęchłe miejsca spotkań. Wzrokiem jednak szybko zaczęła szukać ewentualnego pożywiania, które zostało jej obiecane. Cóż, była trochę głodna. Choć bardzo nie chciała reagować na krew z tą pewną dozą ekscytacji, jej natura nie pozwalała się za bardzo oszukiwać.

@Laurent

Laurent

Laurent
Liczba postów : 28


Praca w szpitalu zdawała się czymś zabawnym. Długie dyżury - chociaż nudne - przynosiły pociechę. Pozawalały organizować czas i plan tygodnia czy miesiąca. Zwykłego ziarnka na długiej osi, przez którą Rent musiał już przybyć. A tak mógł odziać się w fartuch, który mówił o jego aprobowanym społecznie stanowisku. W śród ludzi przynajmniej. Tak też mógł polegać na znanych sobie schematach. W pracy, która nie wymagała znajomości setek tysięcy barw oraz ich odcieni. Szpitale cieszyły się smutno szarością i żałosną zielenią. Ludzie uważali ją za kolor nadziei, Laurent żyjąc jedynie jej wspomnieniem - za bardzo wybrakowaną. Zaś z dyżurów schodził dopiero po dwóch bądź trzech dniach. Niektórzy pytali się czy nie potrzebuje chwili na słońcu. Cóż, zapewne bardzo by się zdziwiono, gdyby na to Polak przystał.
   Czasem w jego pracy, kończąc zmianę, musiał zejść w szpitalne podziemie i zająć się czymś innym. Sprawdzić jakoś krwi. Jej wartość. Gdyby był to alkohol to Laurent okrasiłby próbowanie znakiem czy oby nie mdłe. Zaś sam próbować zamiaru nie miał. W nudne wieczoru lubił wyśledzić ludzi, którzy się tutaj spuszczali. Ich świeżą krew, która nie zdążyła jeszcze wystygnąć. Ano tak doszło do sytuacji, kiedy Polak wleciał do śmierdzącego schowka, zamykając za sobą prędko drzwi w umyślnym zignorowaniu początkowych pretensji do jego osoby.
   - Drzewiej za nietakt wielki uznanożeby postępki Twe - powiedział, zaciągając francuszczyznę lekkim akcentem wschodnim. Odchrząknął. - Zapraszamże - otworzył drzwi przed Lucie, puszczając ją przodem. Tak się stało, że ta i tak musiała nań czekać, gdyż to mężczyzna prowadził ją w pewne miejsce. - Przygotowali Ci że my dziś dzionek próbowania nektaru - odchrząknął, słysząc jak sam zaczął mówić mową współcześnie niemal zapomnianą. Obiecał się poprawić. Znów otworzył przed wampirzycą drzwi, tym razem wprowadzając do miejsca stylizowanego na romantyczne. Z blaskiem świecy w tle i dodatkach kolorów niewiadomych. Rent widział je jedynie w bieli i czerni. W pomieszczeniu czekał Pan Randka. Zaś sam lekarz przebrał się prędko w strój zalecany kelnerom. Panu - nalał wina. Pani - nalał jego krwi. Wszystko w pięknych, starodawnych kielichach.

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach