#4 Wei & Lou - 22 XII 2022

2 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Nawet przeciw obsesji nie miałby nic przeciwko. Był przyjemnie zaskoczony, że Jun tak bardzo go pragnął. Wcześniej był raczej jednym z wielu. Kimś kto może i wyróżniał się na tle tłumu, ale nie wychodził przed szereg. Oczywiście po przejrzeniu wspomnień Juna trochę ta jego wizja się zmieniła, bo oczywiście widział momenty w których Louis zakradał się do niego gdy ten spał. To też było urocze, ale nie rozumiał czemu ten to robił.
Nie potrzebował jednak się dowiadywać, bo miał go przy sobie i dla siebie. To było naprawdę dziwne uczucie, w końcu zdobyć serce ukochanego. Wei nadal się tym ekscytował. Jego słowami. Całym tym wieczorem. Co Jun sądzi o Radzie to Wei nie wie. Rzadko kiedy poruszał ten temat, bo nie zamierzał przecież wykorzystywać jego pozycji. Nigdy by się po to nie posunął. Mimo wszystko jednak był tutaj tylko dla osoby wampira. Gdyby jednak Jun odszedł z Rady to Wei chętnie by zagarnął więcej jego wolnego wtedy czasu dla siebie. Był zachłanny, ale chyba to można mu wybaczyć.
- Prezent? Jaki prezent? O czym ty mówisz? - spytał się go zaskoczony i ucałował jego dłoń, którą cały czas miał splecioną podczas jazdy samochodem. Na szczęście auto bezpiecznie poruszało się po mieście. Nie liczyła się prędkość, a dotarcie do celu.
- No tak. Zabieram Cię do Chin na Chiński Nowy Rok. Mam występować więc muszę się przygotować. Myślałem czy Seleny też nie zabrać i wynagrodzić jej te listy... - mruknął do niego spokojnie i gdy dotarli na miejsce i zaparkowali samochód w garażu, pomógł Louisowi wytaraskać się z samochodu.
- Chodź... Mam wielką ochotę się umyć. - powiedział poważnie i pociągnął go w kierunku domu, a szczególnie łazienki. Oczywiście był dla Juna podporą, bo nie wiedział jak bardzo narkotyki wpływając na jego funkcje poznawcze i orientację. Był na tyle trzeźwy, by jednak nie musieć się obawiać, że to on będzie sprawcą ich upadku.
- Czy wolisz wpierw odpocząć? Hmmm? - szepnął u do ucha, które delikatnie ucałował.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Trzymanie ręki w czasie podróży miało charakter symboliczny - poza nim Jun po prostu lubił bliskość swojego partnera - z kolei słabość do dłoni - o niej mówić na razie nie będziemy - istniała i taka wiedza w zupełności wystarczyła. Chwilowo liczyło się coś zupełnie innego - niejako słowa, którymi Smok zamierzał uraczyć kierowcę na krótko przed wyjściem z pojazdu.
- Spodoba Ci się, przynajmniej mam taką nadzieję, bo celowałem w coś, co lubisz. - inna sprawa, że wyjaśnienie było nieco pokrętne, ale czego wymagać od wstawionego wampira? Jak już Wei się przekonał - jego partner nie słynął z mocnej głowy, a gdy tracił kontakt z rzeczywistością, robił się nader wylewny, a niekiedy gadał bez ładu i składu. O pozostałych kwestiach lepiej nie wspominajmy - tyle dobrego, że pomimo poluzowanych hamulców wczasów procentowej euforii potrafił postawić jasne granice - tyle go ratowało przed kompletną kompromitacją i gniewem zazdrosnego Feniksa. Szkoda, że jednej z obietnic nie potrafił dotrzymać - tak dobrze myślisz ptaszyno, chodziło o Tahire.
- Chcę zrobić ciasteczka. - no tak: mówił jedno, a robił drugie. Chwiejnym krokiem przy pomocy Weia, zaciągnął ich dwójkę do łazienki. Z tylko sobie znanych powodów smoczysko miało kaprys zmycia makijażu z twarzy Weia - nawet na wspolną gorącą kąpiel bez grama niecnego podtekstu.
- Mm... Czyli będę musiał tolerować Twoich fanów? - po dotarciu oczywiście odniósł się do słów Chińczyka, którym towarzyszył lekki grymas i zmarszczenie noska.
- A weźmy, czemu nie? - dodał, dostrzegając w tym złote rozwiązanie: przecież mogli razem przypilnować Weia! Z tak wykoncypowanym planem Jun usadził, chwiejnie bo chwiejnie, ale skutecznie, partnera na brzegu wanny, gdy obaj doczłapali do łazienki. W planie miał sięgnąć po olejek do demakijażu i waciki - rezultat: chwalmy pamięć wzrokową - udało się. Po wzięciu rzeczy, Jun stanął naprzeciw mężczyzny.
- Przymkniesz oczy? - poprosił ładnie. No to jak Wei? Pozwolisz mu na cokolwiek? A moze chwycisz rękę w obawie przed jej niepoczytalnością? Na ile mu ufałeś piękna Ptaszyno? Myślisz, że poprzez czynność chciał Ci coś powiedzieć?

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Nie miał nic przeciwko takim pieszczotom. Również lubił bliskość partnera, która wprawiała go w bardzo dobry nastrój. Chciał by takie momenty trwały dłużej, ale nie mógł przecież przeleżeć z nim całej nocy, a szkoda... Niekiedy miał ochotę tak poleniuchować.
- No dobrze. Zobaczymy potem co to jest. - odparł spokojnie do niego, chcąc jednak póki co ogarnąć się z całego tego makijażu, brokatu i niechcianego zapachu. Wolał już bardziej nie irytować Juna, więc z chęcią udał się wraz z nim do łazienki. Był zaskoczony tym jak prędko go wzięło. Wei również miał słabą głowę, ale chyba aż tak źle z nim nie było. CO do obietnicy... Czy zamierzał się tym przejmować skoro w głębi cieszył się, że Smok był zazdrosny?
- Będą ciasteczka jak wypoczniemy. - zaśmiał się rozbawiony jego słowami. Teraz nie był czas na pieczenie. Mogą to zrobić jak oboje wytrzeźwieją. Kac morderca zbliżał się do Weia dosyć powoli... Zawsze jednak trzymał jakiś czas.
- Tak, będziesz musiał. Mam ich całkiem sporo, ale nie będzie ich dużo w pierwszym rzędzie Jun. Tam siadają goście specjalni. Więc dobrze będzie zabrać Selenę byś nie siedział sam. - wyjaśnił mu spokojnie i zaraz usiadł na skraju wanny, obserwując co takiego Smoczek wyrabia. Widział jak bardzo był nietrzeźwy, co nawet go rozczulało. Gdy wrócił do Feniksa z kosmetykami do demakijażu tylko uśmiechnął się lekko.
- A tak... - mruknął ciekaw jak mu to pójdzie. Usiadł więc wygodniej i zamknął oczy, pozwalając mu zmyć z siebie makijaż. Było go trochę, bo na imprezę się nieco odszykował, ale uwielbiał się malować i przebierać. Miał niezwykłą ochotę przefarbować włosy na blond... Będzie musiał to niedługo zrobić.
- Na pewno uda ci się mi zmyć makijaż? Masz niezwykle słabą głowę Jun.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Irytacja? Nie uraczy jej dziś nikt, ani w najbliższych dniach, ponieważ nie było to jej miejsce i czas. Ich piedestał dumnie zajmował fluff - mówi Ci to coś? Z pewnością, w końcu obaj go pragnęliście - i słusznie, bo ileż można było żyć o samych dramach czy hajdach? Na to wszystko mieliście czas - to był tylko dodatek na tle fundamentu, którego budowa wymagała o wiele cięższej pracy, ale to nic. Tak jak chętnie Jun tuptał do łazienki, tak równie chętnie chciał podjąć się wyzwania - nie tylko w próbie zmycia makijażu - znaczy to też, ale tak poza tym, to walki z przeznaczeniem. Choćby trwało to latami, był gotów na umacnianie gruntu, po którym przyjdzie kroczyć ich jestestwom - potem zasadzi roślinki i wybuduje altankę, aby w razie czego było gdzie spocząć i na co spojrzeć w chwilach przyjemnego błogostanu wzajemnego splotu wraz z połyskiem pewnych maleńkich ozdóbek na palcach. Tak Wei, jego marzeniem było stworzenie małego nieba, do którego wstęp mielibyście tylko Wy dwaj i nikt inny - miejsca oderwanego od smutków i problemów rzeczywistości - miejsca będącego azylem i przystanią, gotową przyjąć Was w swe ramiona w choćby najmniejszej chwili zwątpienia. Pozwól mu zacząć je budować już dziś i tylko pilnuj, czasem pacnij, jeżeli się zatrzyma, bo chociaż nie chciał wprowadzać zamętu mi dram, to niekiedy zdarzały mu się momenty zwątpienia, a wtedy umierała radość i kolory.
Na szczęście takich momentów było mało - z każdym dniem dniem coraz mniej. A gdyby tak zejść do zera?
- Ja sobie poradzę Diable, będę zajęty podziwianiem, ale spoko, można dopytać Sel. - Louis nie miał nic przeciwko obecności kobiety, acz do pełnego szczęścia również nie była mu potrzebna. Ujmując to prościej: był wobec tego pomysłu obojętny - wszystko i tak przecież zależało od niej - to czy zechce pojechać, czy nie... O wiele ciekawsze było dla Smoka zmywanie makijażu z pięknej buzi - to dopiero wyzwanie!
- Teraz to mnie obrażasz! - fuknął teatralnie, oczywiście żartując, bo jakżeby inaczej. Do wyzwania podszedł z ekscytacją - zaraz sięgnął po waciki i olejek do demakijażu, które były niezbędne.
Cały rytuał przebiegał powoli i był niezwykle sensualny. Nasączonym miękkim płatkiem Jun przyjemnie musnął przymknięte oko - prawe. Potem zaczął ostrożnie zmywać soczyste cienie, zdobiące skórę - nie naciskał, nie szorował, jego dłoń poruszała się płynnie wzdłuż podkreślonego kształtu oka - raz, drugi i trzeci, aż kolejne płatki z olejkiem po obmyciu nie były całkowicie czyste. Potem całą operację powtórzył po drugiej stronie i tak samo z ustami - dotykał je, leciutko naciskał i wiódł wzdłuż kształtu, na którym połyskiwał piękny kolor pomadki. Oczami Smok cały czas wpatrywał się w pacjenta i wiesz co? Chociaż był pijany, to swoją plynną gestykulacją w ogóle tego nie zdradzał. O jego obecności świadczyły gorący oddech wypuszczany spod lekko rozchylonych warg i słyszalne przełknięcia powietrza bądź słodyczy wdychanego jaśminu. Tak... Był to bez wątpienia przyjemny rytuał dla ich dwójki - przynajmniej w taki sposób odbierał to Smok - dokładnie ten sam, który po zajęciu się oczami i ustami, delikatnie je ucałował, jeżeli tylko udało mu się ostrożnie odchylił czyjąś głowę troszeczkę do tyłu.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei pragnął tej stabilności i ckliwości. Był romantykiem więc w jego naturze leżało by obdarowywać kochanka miłością bez granic. Jun złapał Feniksa, który chciał oddać mu wszystko co miał. Był na to gotów, ale chciał wpierw zapewnienia i miejsca gdzie mógłby uwić swoje gniazdo. Pragnął tego punkty zaczepienia, możliwości powrotu do tego samego miejsca i w objęcia kochanka. O niczym więcej nie marzył. Jaśmin czekał tylko na swój Wiatr aż ten będzie gotów być razem z nim. Powoli to miało już miejsce, oboje zaczynali to rozumieć. Nie potrzeba było słów, bo wystarczyło jak na siebie patrzą i co do siebie czują. Z pozoru nikłe uczucie zakiełkowało dzięki lekkości głowy i rozluźnienia Feniksa, który odważył się mu wyznać. Możliwe, że gdyby nie tamta chwila to nadal byli by od siebie oddaleni. Możliwe, ze to było przeznaczenie... W końcu obaj zasługiwali na szczęście po tak burzliwym życiu.
- Dobrze dobrze, Smoczku. - zaśmiał się cicho i pogładził go dłonią po głowie. Przeczesał te piękne kudły, które tak uwielbiał dotykać. Patrzył na niego rozczulonym spojrzeniem, pełnym miłości i uczucia, a przede wszystkim szczęścia. Nie chciał tego ukrywać, nie przy nim. Jun był dla niego niezwykle ważny. Zawsze był.
Feniks więc dał sobie zmywać makijaż, chłonąc każdy ruch jego dłoni, chłód wacika nasączonego olejkiem oraz widoki oczami wyobraźni. Oddychał spokojnie, trzymając się krawędzi wanny i posłusznie pozwalając Smokowi robić swoje. Było to przyjemne tak pozwolić komuś to robić. Cieni na oczach było sporo, czerń oraz cyjanowy brokat, choć na ustach była krwista czerwień. Czarny kotek pomrukiwał tylko cicho w ramach nagrody i podzięki dla staranności Smoczka. Gdy skończył obmywać te partie twarzy, Wei zerknął na Juna, by poczuć tą przyjemną miękkość ust. Westchnął cicho z tego wrażenia, odwzajemniając chętnie pocałunek. Tylko jemu na to mógł pozwolić. Odchylił głowę delikatnie, zgodnie z jego życzeniem i przyglądał się mu uważnie.
- Masz wiele talentów Smoczku... - pochwalił go z uśmiechem i pogładził dłonią jego policzek. Och bardzo chciałby móc mieć go tylko dla siebie. Tak kompletnie. Zachłannie, ale oboje mieli pracę... I choć Wei powoli zakańczał swoją karierę, tak nie wiedział jak to działa względem Rady i tego co chce Jun robić. Nie chciał nic na nim wywierać, a tym bardziej presji. Nie pytał też o to mimo, że coś tam z rozmowy o tym pamiętał z samochodu. Chyba... A może nie? Teraz był zaaferowany tym jak jego Bestia go oczyszcza z założonej na imprezę maski.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Chcesz poznać sekret? Wpierw daj coś sprostować: niepotrzebnie się bałeś piękny Feniksie. Gdyby nie wyznanie, to kto wie, jak potoczyłyby się Wasze losy? Śmiechem i żartem: wypowiedziana magia dwóch wiążących słów wywarła ogromny impakt na osobie Juna.
Początkowo się przed nimi bronił w myśl: nie mogę, nie wypada, to przecież mój potomek, lecz czas wszystko zweryfikował. Dziś Smok nie wiedział, czy uczucie w jego sercu istniało od dawna, czy narodziło się dopiero teraz, ale to nieistotne. I tak liczyła teraźniejszość, a ona pokazała wprost - obaj mieliście się ku sobie - sama wymiana spojrzeń, dotyk rąk czy ust w ciepłym zetknięciu, któremu towarzyszyło lekkie zaskoczenie.
Nie żeby smoka to w jakikolwiek sposób odtrąciło - nic z tych rzeczy: on sam chętnie przedłużył chwilę, przylegając ponownie do słodkich warg, z których chętnie spijał upragniony jaśminowy smak. Po odsunięciu się, odpowiedział na spojrzenie Weia swoim: pełnym ciepła i miłości, która coraz śmielej dawała o sobie znać. To ona nakazała mu utopić duszę w ciemnych głębinach tęczówek, które do niedawna uciekały w obawie przed odrzuceniem. Teraz już nie musiały się obawiać, bo nie było czego, no chyba że gniewu wywołanego uczuciem zazdrości, ale na razie jej tutaj nie było. Ten sam piedestał wypełniały inne emocje no i gesty - prócz pocałunków także dotyk rąk.
Lu chętnie odbił gest i gdy tylko nadarzyła się okazja, wplótł palce w miękkie pasma włosów Weia, które zdaje się zdobił połyskujący brokat. Szach? Do mat troszczę brakowało, ale w ramach rekompensaty raczymy podkreślić stopień zadowolenia i uległość, z jaką Smok przyjął niedawną pieszczotę własnej grzywy. Ta była stosunkowo długa - ot z powodu zapuszczonych kudełków, których długość pasm otulała całą trasę szyi aż do miejsca złączenia z ramionami. Zauważyłeś to Wei? Symboliczna zmiana ukrywała coś o wiele głębszego - była nią powolna akceptacja własnej przeszłości. Kto wie? Może z czasem i jego trasa dobiegnie końca, a w cesarskie jestestwo na powrót zagoszczą dawne zwyczaje? Chciałbyś? Ujrzeć swego władcę raz jeszcze w przepięknej szacie z włosami związanymi w długi kuc? Powiedz tylko słowo - on chętnie przyjmie zmianę koloru Twoich.
- Wei... - szepnął Jun Feniksowi dwa magiczne słowa - te same, których użył w aucie, a które padały raz jeszcze i to nie w byle jaki sposób, bo wprost do ucha wraz obłokiem gorącego powietrza i pomrukiem - tym razem w dowodzie głodu nie tyle na czułostki, ale na coś o wiele smaczniejszego. Szczęśliwie stan upojenia nie luzował hamulców na tyle, aby zaślepić oczy wizją obcowania - tako i Smok poskramiał głód i pragnienie do postaci pojedynczych epizodów - gestów z minimalnie sensualną przesłanką.
Oj Ptaszyno... Gady również potrafiły kusić - dowodził tego Twój własny, co to poluzował inne łańcuchy, spuszczając z nich dłonie, którymi to dłońmi powiódł po bokach szyi, wpierw na kark, a potem z dołu gardełka przez jego ostrość aż pod brodę póki koniuszki palców nie spoczęły na miękkich wargach.
Dopiero wtedy ponowił czynność, lecz tym razem trzymając w dłoni wacik, którym stopniowo zmywał podkład. To, że nie oszczędzał na karmieniu własnych zmysłów w czasie precederu to jedno - inną sprawą była podróż drugiej z dłoni: tym razem po powierzchni mostka, aż na guziki lub zamek, które jeśli obecne, miały wkrótce oswobodzić skórę spod nieprzyjemnej klatki.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Styl życia Juna odstraszał go do wyznania uczuć. Bał się tego, że to nie będzie odpowiadać Louisowi. Wei nie byłby w stanie się nim dzielić, był na to za dumny i za zazdrosny. Chciał mieć go w całości dla siebie. Zagarnąć i przywłaszczyć. Nie pozwolić nikomu położyć na nim łapek. Takie pragnienia go dręczyły już od dłuższego czasu, ale wtedy nie było dane mu go posiąść. Teraz było inaczej. Smok sam pozwalał się okiełznać. Na to wcale nie narzekał Wei. Pragnął przynależności do kogoś.
Pocałunek jaki mu zaoferował był pełen ich gorącego uczucia, ale nie zwiastował posunięcia się dalej. Ot gorąca pieszczota, by połechtać nieco obu kochanków, dać im poczucie miłości. Feniks chciał swoimi płomieniami móc ogrzewać Smoka niczym słońce. Dać mu wszystko co tylko mógł. Jego oddanie było wielkie, a wanilia i jaśmin ładnie współgrały razem łącząc się w przyjemną słodka nutę.
Wei aż sapnął czując jego dotyk we włosach. Mimowolnie przysunął się bliżej, pozwalając lazurowemu brokatowi pobrudzić dłoń Smoka oraz nieco okolicę. Trochę przesadził, ale uwielbiał błyskotki. TO było wiadome nie od dziś. Jak Sroka uwielbiał wszystko zagarniać dla siebie, co się błyszczało, z wiekiem stał się bardziej wyrafinowany i tylko brał co mu się bardzo podobało. Inaczej nie miałby miejsca na biżuterię, a tej już miał pokaźną kolekcję.
Feniks marzył by zobaczyć Cesarza w pełnej krasie, z dawnych lat. Chciał go ujrzeć takim pełnym dumy i władzy. Wspomnienia to było jedno, ale widzieć to na żywo... Z chęcią by się zgodził chcąc po prostu poznać go bardziej. Akceptował każdą jego wersję. Bez znaczenia na okres, w którym przyszło mu żyć.
Na te słodkie słowa, Wei zarumienił się, szczególnie gdy wypowiedział je wprost do jego ucha. Ten przyjemny, przyprawiający o dreszcze głos i oddech sprawiał, że naprawdę serce biło mu mocniej.
- Jun... Mój Skarbie... Mój Ukochany... - mruknął cicho z uśmiechem na ustach, który jasno mówił o tym co kłębiło się w głowie Feniksa. Płomień roznieconej miłości, która pragnęła spełnienia i przypieczętowania.
Przymknął oczy czując jego błądzące dłonie, po jego szyi oraz twarzy. Poczuł kolejny kontrast temperatur wynikający z wacika, który obmywał jego twarz z podkładu. Natomiast druga dłoń natrafiła na pewien problem. Jego obcisły sweterek był elastyczny i po prostu się go ściągało przez głowę, na której były kocie uszka.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Drogi Feniksie - nie Ty jeden czułeś strach przed dzikością i chaosem życia, jakie prowadził czarnowłosy. On sam siebie niekiedy nie rozumiał, acz może to i lepiej, bo gdyby chcieć zagłębić się w odmęty oceanu myśli - oj zły byłby to pomysł, w końcu nie bez powodu ciemne dno przerażało najbardziej. Nawet jeśli nie docierało doń światło i nie groził atak, to zaczynała pożerać Cię pustka - otaczająca nicość, od której nie dało się w żaden sposób uciec, a która sekunda po sekundzie przewiercała ciało na wskroś, aż nie stawało się jednością z nią samą.
Tak oto znikało weń wszelkie życie tychże którzy zbyt długo spoglądali w jej ciekawskie ślepia. Szczęśliwie Feniks takiego losu nie musiał się bać - chociaż wyciągała po niego swoje szpony, szeptem kusząc do złego, to nie zdołała zwieść duszy na manowce, bowiem siłą swojej woli przywołała inne stworzenie - to, którego oddech mieszał się z jego, usta stykały z jego, a dłonie subtelnie wędrowały po skórze, oczyszczając ją ze śladów wszelkiej bytności tak zwanych substancji trzecich. Bez wątpienia przyjemny to był proceder, podobny muzyce pieszczącej nutami wszystkie zmysły po kolei - słuch, dotyk i węch... Smaku póki co Smok nie ruszał - co najwyżej raz w czasie pocałunku, pozostawiając go na późniejszy etap. Teraz uwagę skupiał na oczyszczaniu cery i wierz mi lub nie, za nic miał sobie obcisły sweterek - jeśli nie oknem to drzwiami: nic na siłę - wystarczyła bliskość bez jakichkolwiek podtekstow.
- Twój i tylko Twój. - słodki szept raz jeszcze zagościł w uszku w czasie miłej bliskości - potem doszły kolejne w roli komplementów ptasiego jestestwa: jego głosu, charakteru i ducha, istoty nader czystej w smoczych oczach - perły, której nie chciał wypuścić ze swych rąk. To, że musiał po zakończeniu obmywania twarzy przyszło mu z niechęcią, ale przecież nie mógł wiecznie trzymać Weia na tamtym brzegu wanny.
Obaj mieli przed sobą jeszcze tyle do zrobienia - wpierw odpoczynek, potem wspólne pieczenie ciasteczek i w końcu rozmowę na tak żeby trzeźwy łeb. Gdzieś pomiędzy musiały wejść jeszcze prezenty, a tych szlachetny Cesarz miał dla swojego Księcia kilka. Ich wybór zajął mu sporo czasu, ale to przecież pikuś w morzu lat, które mieniły się przed ich osobami. Chęci do kroczenia przez nie już mu nie brakowało - na pewno nie z towarzyszem u boku - tą piękną drugą połówką, która od tak dawna czekała na ten wyjątkowy dzień i noc. Nazwij go kretynem Wei, ale z tylko sobie znanych powodów, może i pod wpływem haju, gadzisko urobiło kilka łez - nie smutku, lecz szczęścia. Nie próbował ich nawet ukryć, tak więc i one nie pędziły dzikim galopem w dół policzka, podczas gdy Jun zachęcił swego partnera do zdjęcia obcisłej garderoby. Już abstrahując od gustu i umiłowania do błyskotek - spanie w brokacie nie było modne. Prawda?

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Może i sam też nie chciał tego rozumieć. Wtedy Louis był dzikim, nieokiełznanym Huraganem. Ciężko było go odczytać i wiedzieć co myśli. Z czasem jednak Wei widział pewne wzorce, ale gdyby nie podarowany mu przez Stwórcę czas to by mógł ich nie zauważyć. Jun był dla niego wierszem, który studiował. Najtrudniejszym dziełem, które chciał pojąć i poznać. Nie było to łatwe, ale Wei uwielbiał wyzwania i choć na parędziesiąt długich lat się rozstali, a Feniks w tym czasie porzucił sztukę, to po swoim "mrocznym" okresie wrócił do niej ponownie. Jak miałby porzucić coś co było z nim od zawsze? Niekiedy sam dziwił się, że dał się tak ponieść negatywnym emocjom, ale wtedy nie widział innej drogi...
Jaśmin siedział niewzruszony, kompletnie ufny swojemu ukochanemu. Pozwoliłby mu na wiele i zrobił by dla niego wszystko. Miłość była potężnym uczuciem. Niekiedy zniewalającym na tyle, że oślepiała i mąciła zmysły. Feniks niekiedy tak się czul, a zwłaszcza teraz. Pozwalał się mu oczyszczać, samemu wpadając w jego siła z ochotą, słysząc te piękne komplementy.
- A ja Twój, Jun. - zamruczał cicho w odpowiedzi, naprawdę szczęśliwy z odwzajemnionej miłości. Wyszedł z przysłowiowego friendzona, a to nigdy nie było takie łatwe. Długo się naczekał, ale było warto.
Nie mógł się doczekać pieczenia ciast. Chciał upiec pierniczki i sernik oraz sławny mooncake. Był ciekaw jak Jun oceni jego kunszt cukierniczy.
Widząc jednak jego łzy, uśmiechnął się ciepło, poruszony i otarł je kciukami. Nie musiał się już Smok niczym martwić. Feniks zamierzał z nim zostać, na zawsze, jeśli tego Gadzina będzie chciała. Nie zamierzał nigdy obarczać go takimi decyzjami jakie spotkały go w przeszłości, bo zamierzał na siebie uważać. Nie kusić losu.
Zaraz jednak chętnie pomógł sobie zdjąć obcisły sweterek, choć przedtem uwolnił się od kocich uszek na włosach, by nie zahaczyły. Jednak co prawda to prawda. Nie zamierzał spać w brokacie, choć musiał przyznać, że wizja tego była naprawdę kusząca. Zaraz więc wstał, łapiąc go za łapki i podnosząc. Zaciągnął go w kierunku prysznica, gdzie odkręcił ciepłą wodę, a sam zaczął rozbierać się do naga. Wszystko w brokacie... Wszędzie. Nieco go to bawiło, ale już Jun był od brokatu brudny.
- Chodź. Weźmy razem prysznic i potem odpocznijmy.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Nie chowaj swych myśli potężny Feniksie. Niech jak fale uczuć i kropel wody ze słuchawki prysznica, wypłyną ze wszystkich zakątków jestestwa. Chcesz, pytaj, pragniesz, dociekań - toż obaj musieli się zgodzić, Ty na pewno, że kwintesencją dobrego i zdrowego związku była wzajemna troska o swoje jesteatwa - zarówno w materii fizycznej jak i duchowej - w ich przypadku śmiał stwierdzę, że bardziej tej drugiej,która dopiero po odpowiednim ugruntowaniu ciągnęła tą pierwszą. Dziwna to była zależność nie uważasz? Jak dla mnie trochę, chociaż może nie powinna, bo w końcu czym był zwykły akt, jeśli nie prostą mechaniką - ponurą i nudną jeśli nie towarzyszyła mu cała ta otoczka emocji? Ano właśnie... Tak więc powracając do początku - mów do niego Wei - mów dużo i szczerze, co trapiło Twoje serce. Do odważnych świat należał i nie powiesz mi,że nie. Razem mieliście o wiele większe szanse - ba, że swoją Perłą Smok był gotów zdobyć dlań najpiękniejsze szczyty, o jakich tylko zamarzy - wystarczyło słowo.
Otarcie łez i uniesienie stanowiły miły gest - w podobnym tonie odwdzięczył się czarnowłosy, gdy tylko obaj zawitali w stosunkowo dużej kabinie, albo nawet brodziku. Nim woda w całości otuliła skórę, Jun z rozkoszą pomógł ciału Feniksa się obnażyć. Rozbierał go chętnie, miejscami niekiedy dotykając troszeczkę śmielej, jednakże bardziej w sposób sensualny niż natarczywy. Na samym końcu zajął się sobą, a po zrzuceniu warstw odzienia, wciągnął kochanka pod przyjemnie gorący strumień wody.
- Nie mogę się już doczekać, aby podarować Ci prezent. - powiedział miękko, tak jak mięciutki i przyjemny był dotyk koniuszków, które zaczęły rozprowadzać szampon po wilgotnej skórze głowy i pasmach ciemnych włosów. Zgaduj, zgadula - pachniał jaśminem, przypadek? Jak to mówią: nie sądzę. Podobnym zbiegiem okoliczności nikt nie mógł nazwać bliskości i pozycji układającej oba ciała przodem do siebie. I chociaż sam proces mycia zapewne wymusił na Weiu lekkie pochylenie łebka, to potem zawsze mogli zmienić ustawienie, do czego w sumie mężczyzna chciał doprowadzić. Najpierw jednak wtarł tamten wspomniany szampon w głowę na tyle, na ile pozwalałamu obecna pozycja.
- Zechcesz usiąść tyłem do mnie? - spytał grzecznie wraz ze wskazaniem charakterystycznego miejsca w kabinie, na którym można było spocząć i odchylić łepek w tył, by ktoś drugi mógł ten łepek dalej myć - niespiesznie dla dopieszczenia każdego fragmentu, aż na powrót nie powstała puchata piana.
- Opowiesz mi, co działo się na urodzinach Tahiry? - i tak aż do momentu sięgnięcia po jedną z dodatkowych słuchawek, z których wystrzelił przyjemny strumień wody wolno spłukujacej białą kolderkę na włosach. Same pasma mężczyzna zaczął gładzić, tym sposobem odkrywając ich długość w pełnej krasie. Jego własne włosy były już zlepione, miejscami opadające na twarz, a czasami przyległe do skóry szyi na calutkiej długości. Uparty Smok nie zamierzał ich ścinać - chciał je zapuścić, ciekaw,jak zareaguje na nie Wei. Z podobnym entuzjazmem szykował pozostałe zmiany dla powrotu w przeszłość.
Ne... Wei? Chciałbyś kiedyś wspólnie coś poczytać? A może dałbyś się namówić na malowanie lub robienie zdjęć? Takiej ilości czasu aż żal było niewykorzystywać, a że obaj milowaliscie sztuki piękne, to czemu ich raz jeszcze nie liznąć i nieco odświeżyć tak zwanego skilla? Jeśli ładnie poprosisz, to być może smoczysko zaszczyci Cię tradycyjnym i współczesnym tańcem, a przy silniejszym argumencie może nawet zechce skrzyżować ostrza jak za dawnych pięknych lat. Nie żeby sam Jun nie był ciekaw, ile z dawnych nauk pozostało w tkankach ciała Feniksa - u niego było ich całkiem sporo.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Uczucia już wypływały. Nie potrafił ich chować, nie przy nim. Po prostu się ujawniały niekontrolowanie. Nie musiał się już kryć, mógł po prostu się uzewnętrznić bez obaw na konsekwencje z tym związane, a był szczęśliwy. Bardzo. Było to po nim widać. Cały czas uśmiechał się do niego, patrzył tym wzrokiem pełnym miłości i uwielbienia. Smok nie musiał się o nic martwić. Feniks nigdy nie zamierzał go opuścić. Nie chciał. Pragnął być w u jego boku. Szczególnie teraz gdy mieli tyle czasu dla siebie. Nadrobić to wszystko co stracili, tak po prostu, zanurzyć się w codzienności.
Zamierzał ocierać jego łzy tyle razy ile byłoby trzeba, być przy nim tak blisko i wpierać go w każdej chwili. Chciał po prostu być. Tak jak teraz, oboje nadzy, obdarty ze swoich kocich atrybutów Feniks i Smok pod strumieniem gorącej wody. Z ulgą przyjął jej przyjemny dotyk na swoim ciele. Aż cicho westchnął, pozwalając mu się umyć. Ufnie zamknął oczy i nadstawił do niego głowę. Uwielbiał jego dotyk, nawet jeśli był taki po prostu bezinteresowny. Zapach jaśminu przyjemnie połechtał jego ego. Kręciło go to, że Jun tak bardzo ukazywał jak jest mu bliski. Nawet takimi drobnostkami. Nie oczekiwał w końcu prezentów.
- Twoja miłość nim jest Jun. Nic więcej nie potrzebuję. - odparł cicho do niego, miękko, rozmarzonym tonem głosu, nadal będąc w tym przyjemnym zawieszeniu między jawą, a snem. Wszystko jednak powoli z niego schodziło. Narkotyki przestały działać, a szum w głowie ucichł. Czuł się o wiele lepiej i na pewno bardziej trzeźwy.
Usiadł posłusznie według jego prośby i tylko nasłuchiwał i chłonął jego dotyk, oczy pozostawały zamknięte, Nie chciał by szampon czasem mu w nie wpadł. TO nie byłoby przyjemne.
- Hmmm... Na urodzinach? Dużo alkoholu i różnych substancji oraz oparów. Chyba nikt nie jest tam trzeźwy, a wiesz... Oni dalej się bawią, ale ja już miałem dosyć. Trochę pokicałem z Egonem, trochę z innymi.. Nie przepadam za tak licznymi hucznymi zgromadzeniami. - przyznał szczerze mu i westchnął lekko, gdy piana zniknęła z jego głowy, by móc w końcu zerknąć na swojego kochanka. Podobały mu się te jego dłuższe loczki. Samemu dawno swoich nie ścinał. Pewnie do występu będzie musiał, ale... Nie zdecydował jeszcze o kreacji. Rok Czarnego Królika... Przynajmniej czerń będzie w modzie...
Wei z rozkoszą przyjąłby taką formę spędzenia czasu. Chętnie z nim poczyta, coś namaluje czy nawet porobi zdjęcia. Był ciekaw jego umiejętności walki oraz tańca. Chciał to wszystko doświadczyć, poznać go skoro kiedyś nie miał na to czasu. Chciał by Jun mógł mu powierzyć swoją historię, by mógł wiedzieć o nim wszystko. Wei niczego przed nim nie ukrywał. Był dla Smoka otwartą księgą. Nie oczekiwał wszystkiego, ale na pewno chciał poznać go bardziej.
W końcu wstał i chwycił za płyn do mycia ciała i gąbkę. Spienił ją i zaczął z pomrukiem obmywać ciało Juna, patrząc sobie tak po nim bezkarnie. Na te wszystkie tatuaże, które zdobiły jego ciało.
- I ja zostawię tu wkrótce swój ślad... - powiedział cicho i ujął jego dłoń, by ucałować wewnętrzną stronę jego nadgarstka. To tutaj chciał wytatuować yinyang. Takie samo jak miał na karku. Symboliczne.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
A może to nie miało sensu? No bo w sumie, po co chować coś, co i tak już ujrzało światło dzienne? Byłeś mu słońcem Feniksie - gwiazdą, której promienie budziły do życia, a barwy zachęcały do uniesienia spojrzenia w podziwie tańczących płomieni, od których nie dochodziło do żadnego samozapłonu, a które motywowały do działania - i tak każdego dnia i nocy - tygodnia oraz miesiąca. To dobry układ nie uważasz? Nazwanie tego happy endem było przedwczesne, ale obaj na pewno kroczyli ku lepszemu - mieli siebie i wspierali siebie w chwilach dobrych i złych i to było dobre - oby trwało najdłużej.
- Ale musisz przyjąć Wei, nie przyjmuję odmowy. - zaśmiał się Jun, powoli czując odpływ kolorów i dudnienia, które towarzyszyły mu po spożyciu słodkiego torciku od Tahiry. W ogóle im dłużej poddawał się wodzie, tym więcej haju zmywały jej krople spływające po ciele i włosach jakże pięknie przyklejonych do szyi. Widok podobnej długości u Weia nie spotkał się z negatywnym odbiorem - wywołało to szeroki uśmiech na twarzy czarnowłosego, który chętnie skorzystał z chwili, aby ująć kilka kosmyków i je pogładzić. Nostalgiczny powrót do przeszłości wypełnił błękitne oczy ciepłem, a serce rozczuleniem, przez o zabiło mocniej, a potem ponownie, gdy palcami i ustami Wei dotknął wewnętrznej strony skóry nadgarstka. Spod rozchylonych warg Smoka mimowolnie umknął cichy jęk. Nie gniewaj się Ptaszyno - był zwyczajnie zbyt podatny na Twoje jestestwo, na dodatek podwojone o masę emocji, którymi obaj karmiliście się nawzajem. Ostatecznie i tak wygrał śmiech wraz z uniesieniem twarzy na poczet przyłożenia czoła o drugie.
- Obiecujesz? - a potem jak gdyby nigdy nic, ale tylko pozornie, Chińczyk odwrócił się do kochanka tyłem i zgarniając włosy na bok, odsłonił kark oraz plecy.
- Zechcesz również nanieść coś jeszcze? Chciałbym mieć na sobie Twoja historię. - nietrudno było się domyślić, gdzie dokładnie ów opowieść miałaby zagościć. Azjata miał do dyspozycji mnóstwo miejsca - od karku przez calutką linie kręgosłupa i nie tylko - mógł wędrować wszędzie, co zresztą czarnowłosy mu pokazał ujęciem i nakierowaniem jego ręki właśnie na tamte miejsca.
Może to głupie, ale tatuaże miały dla Smoka skrywały wiele głębi - były jak legendy, o których pamięć nigdy nie umierała, a to dlatego, że i on, póki co odchodzić nie zamierzał. Miał ku temu wyraźny powód, a był nim...
- Egonek do takich zabaw się nadaje. Zaliczyliście jakiś przypał? - abstrahując od czułostek, słów wyznań i obietnic, niech wspólny prysznic otuli odrobiną humoru - żartów i rozmowy na tematy blachę. Śmiechem i żartem - ona również pomagała głowie wrócić na właściwy trzeźwy tor. Potem może fakrycznie przyda się odpoczynek? Jeśli założyć, że wszystko przebiegło bez większych problemów i obaj mieli niebawem wyjść spod kabiny... Szkoda, że wiązało się to z oderwaniem od przyjemnego ciepła - heh, sentymentalny zrobił się ten Smok i gdy tylko złapał okazję po obmyciu ciał, chętnie wtulił się w swoją Ptaszynę - łapkami ujął jego biodra, po czym zaczął nimi delikatnie kołysać. Swoje również wprawił w ruch - subtelny i niewinny, bo i takie było przesłanie - złączenie dwóch ciał we wzajemnym objęciu pod eterycznym deszczem kropel deszczu oczyszczenia. Na tak zwane dno opadał nie tylko brokat - zgodzisz się, że prócz niego coraz mocniej zanikały mury, którymi obaj niegdyś otaczał iście swoje jestestwa. Smok się tego nie bał, a Ty?

@Wei Liu


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Nawet jeśli by to miało się wszystko posypać, nie zamierzał odpuszczać choćby na chwilę. Chciał dać mu szczęście. Nic więcej się nie liczyło. Mówił mu to nie raz, że nawet jak ich drogi się rozwiodą to nie będzie żałował tego co było. Kłamałby, gdyby powiedział, że nie było mu dobrze.
- Nie? No dobrze, dobrze. Przyjmę wszystko. - odparł rozbawiony jego upartością, ale Feniks nie był wybredny. Już się wszystkim cieszył. To było dla niego wystarczające. To wszystkie wspólne chwile były niczym najcenniejszy skarb. Nigdy w życiu nie czuł się lepiej. Czuł jednak lekkość w piersi, a nie ciężar obawy. Ulżyło mu po tym wszystkim.
Wei chętnie nadstawił się ku jego dłoniom, podchodząc bliżej, pozwalając gorącemu strumieniowi ich obmywać oraz ogrzewać. Po pocałunku nadgarstka, splótł z nim palce mocno i uśmiechnął się niewinnie. Obaj byli na siebie wrażliwi. Feniks nie potrafił się swojej Gadzinie oprzeć. Był w jego oczach idealny. Chętnie więc przylgnął czołem do tego jego, wpatrując się w te nieziemskie oczy.
- Obiecuję Jun. - powiedział ciepło, miękko i zaraz spojrzał na jego kark i plecy tak ładnie odsłonięte. Dłońmi zbadał jego plecy, delikatnie acz śmiele i bez zawstydzenia. Po chwili jednak przytulił się do jego pleców i ucałował go w kark.
- Dobrze, zostawię coś, ale... Chciałbym byś ty również mnie oznaczył. Równo warta wymiana. - powiedział spokojnie i przejechał palcem wzdłuż kręgosłupa.Wei miał tylko jeden tatuaż i znamię zostawione przez Juna gdy jeszcze był człowiekiem. Swoją drogą było w dość osobliwym miejscu... Nie żeby Wei narzekał, dziwiła go jeszcze "za życia" decyzja o wyborze akurat tego rejonu jego ciała.
Objął go ciaśniej rękami nie chcąc tak łatwo wypuścić. Umył go i sam był czysty, po brokacie nie było ani śladu, tak samo jak po narkotykach, a alkohol? Czekał go kac morderca, jak jego ilość znacznie opadnie w jego krwi.
- W sumie to poza borsukami nie...? Pamiętam tylko, ze podałem jeszcze tort Sahakowi... A czy reszta naszego towarzystwa wzięła?... Nie pamiętam. - mruknął z lekkim uśmiechem i rozbawiony tą myślą, ukąsił go lekko, pieszczotliwie w kark. Puścił go jednak zaraz i obrócił do siebie przodem. Z chęcią przyjął i takiego przytulasa. Uwielbiał być blisko jego ciała. Ot tak, czuł się przy nim bezpieczny.
Niestety wszystko miało i swój koniec, tak samo jak i rytuał oczyszczenia. Opuścili więc niebawem łazienkę i odziani w szlafroczki udali się odpocząć nieco w salonie. Wei chciał ochłonąć więc przy okazji zgarnął z kuchni jakiś sok z lodówki i szklanki, jakby Jun też chciał się napić.
- Nie ma to jak w zaciszu domu. Naprawdę. Nie słyszałem tam własnych myśli.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
To prawda, byłeś uparty i to nie jak byle osioł z sąsiedniego gospodarstwa, a całe stado bawołów. Słowami wyznania wypełniłeś jedynie grunt - teraz należało coś w nim zasadzić, a potem podlać wodą, kiedy umysł pozbędzie się resztek latających wróżek i na nowo zacznie pracować o trzeźwym stanie skupienia. Do tego czasu musiały wystarczyć drobnostki - ot taki prezent: podarunek jak masa innych wręczanych przez bliskie osoby tym równie ważnym z okazji wyjątkowych okazji w ciągu roku. Idea to była prosta - znaczenie o wiele głębsze, jeśli tylko pochylić się odrobinę nad specyfikacją podarunku, która dla cesarskiego Smoka nie była przypadkowa.
Małymi kroczkami chciałeś sprawić mu radość - taką ludzką, zwykłą, prostą, niejako świadczącą o ogromnym zaangażowaniu w relacje poprzez poznanie nie tylko cech charakteru czy problematyki, nad którą należało popracować. Dla tej konkretnej kwestii od wieków liczyły się detale, a słowem żartu - ile par zwracało na nie uwagę? O tym, że Wei miłował błyskotki i wszystko co drogie wiedział już chyba każdy, a jeśli nie, to wystarczyło spojrzeć. Markowe ubrania, drogie dodatki, perfumy, stosy futer, garaże pełne aut no i posesję, o których przeciętny Kowalski mógł wyłącznie pomarzyć. Dodanie do szafy kolejnej rzeczy z pokroju już lubianych ale obecnych nie było dla Ciebie wystarczająco satysfakcjonujące. Swoją niespodzianką chciałeś zaskoczyć i to tak porządnie - właśnie dlatego niedawny wypad na świąteczne zakupy z Valerie uległ lekkim modyfikacjom. Pierwszy pomysł zakupu wygodnego futra szybko wypadł za tak zwaną burtę, kiedy w równie ekspresowym tempie jego ideę zastąpiła kolejna.
Jej realizacja była odrobinę trudniejsza: wymagała uruchomienia wielu kontaktów i wyłożenia grubego mieszka z szelkami, ale było warto. Wyraźnie podekscytowany wampir nie mógł się wprost doczekać, aż Feniks dorwie w szpony ogromne pudło i zacznie zrywać z niego ozdobny papier. Oby tylko nie przesadził i nie zniszczył zawartości - podpowiedź: ją także zakładano na ciało.
- I nie pultał się zbytnio? - natomiast drogą powrotu do wypowiedzi należało zwrócić uwagę na pewną kwestie, a była nią osoba rzeczonego wampira. Po nowej głowie rodu spodziewałeś się wszystkiego - z pewnością powściągliwości i niejako kijka w rzuci dla ochrony imienia i zachowania obrazu nieskazitelnego przywódcy. Coś Wam powiem ,- takowi nie istnieli, ale to detal - wspomnieniem o mężczyźnie, Wei rozbawił Cię do łez - bez obaw, chodziło nam o ich metaforyczny odpowiednik. Rzeczywisty dał o sobie znać w momencie parsknięcia śmiechem, którego tembr ucichł dopiero w momencie odwzajemnienia bliskości. Nie zaskoczony już nią czarnowłosy chętnie oparł się brodą o ramię, kiedy mieli okazję spojrzeć w swoje oczy.
- Chciałbyś kolejny tatuaż? - skośnooki demon grzecznie poddał się wodzie i słoniom Ptaszyny, dzięki czemu po skórze spłynęły ostatnie porcje brokatu,którego obecnym miejscem urzędowania były: podłoga i ewentualna kanalizacja po wejściu w kontakt z pułapką zwaną odpływem. Ajć.. a taki był ładny.
- Wybierz miejsce Wei, aha dobiorę dla Ciebie symbol. - wybór nie był łatwy ani tym bardziej oczywisty. Przed Smokiem kroiło się trudne wyzwanie, ale byłeś gotów je podjąć. Oczami wyobraźni już rysowałeś szkic na kartkach grubego papieru - jeden, drugi - ostatecznie stworzyłbyś ich kilkanaście, a następnie zorganizował burze mózgów z Wiem, aby wspólnie wybrać ten jeden wyjątkowy spośród gęstej masy, tylko czekającej na nadanie jej kształtu. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale nic nie wykluczało użycia kilku propozycji na poczet połączenia w jedną,bo jak to mówili: punkt widzenia, zależał od punktu siedzenia.
Bądź wycierania wilgotnych kudłów, karku i reszty ciała, które wkrótce miało otulić ciepło miękkiego szlafroka.
- Będziesz mi musiał odpowiedzieć na wiele pytań. - Azjata zaśmiał się uroczyście w czasie przyodziewa ja własnego nakrycia - równie miękkiego i puchatego szlafroka. Po nałożeniu ich na siebie i Weia, zabrałeś się za dalszą pielęgnacje - tym razem rutynę skin cafe. W jej kuferku nie mogło oczywiście zabraknąć nawilżenia twarzy i nałożenia nań płachtowej maseczki, nasączonej ekstraktem witaminowym w owocu granatu. Jasne, wartość odżywczą miała zerową, ale hej,nikt nie twierdził, że nałożenie jej na skórę było bezcelowe, w końcu świeży wygląd nie brał się z powietrza, a i sama krew nie zawsze o wszystko dbała.
Szach mat?
- Czy to ten moment, w którym powinniśmy udać się do pokoju? - co z tego, że obaj byli mokrzy? Woda i tak by ostatecznie wyparowała - ze wszystkich sfer niewinnej intymności, smoczysko nader wszystko ceniło sobie możliwość spędzenia nocy w towarzystwie osoby, dla której i z którą dobrowolnie dawał się spętać, a z ktorą spanie w jednym łóżku wcale nie oznaczało nudy. Na razie czarnowłosy nie dodał niczego więcej - zamiast tego cierpliwie poczekał na dokończenie ewentualnych czynności pielęgnacyjnych z własnym i samodzielnym udziałem. Po wszystkim był gotów ruszyć dalej - z księciem u boku lub centralnie na tak zwanym piedestale - ciału ułożonym na drugim ciele - na jego rękach, którymi dzielnie przeniósłby szlachetne ciało pod samiutkie drzwi sypialni.
Ne... Wei? Nie korciło Cię zapytać, co takiego ukrywały wyraźnie podekscytowane ślepia? Oby tylko to nie był żadne fsmilismt ani fsmilisntka. Z dwojga złego chaotycznego Feniksa lepiej było nie budzić bardziej niż sam już był.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei pod względem wydawania pieniędzy niestety ale był mistrzem. Gdy coś raz wpadło mu w oko, bez wahania to kupował. Czemu? Bo było go stać, bo mu się podobało i bo jego wydawanie pieniędzy opłaca rzemieślników, szwaczy, sprzedawców... Gdyby nie obracał swoimi pieniędzmi, a trzymał je dla siebie, jaki byłby w tym cel? Nie był skąpy i nigdy nie przywiązywał wagi do wartości pieniądza. Oczywiście był na tyle duży by nie roztrwonić swojej fortuny, ale też jakoś specjalnie nie zwracał na to wszystko uwagi. Większość rzeczy które miał była prezentem od owych marek. Był celebrytą, marki chciały by je reprezentował, reklamował... A Wei nie odmawiał. Reszta była zakupiona własnoręcznie przez niego. Zwłaszcza biżuteria, w której kolekcji miał też antyczne cudeńka. Miał wykonane ręcznie repliki cesarskich insygniów, biżuterii i świecidełek. Miał kilka oryginalnych unikatów zakupionych na czarnym rynku, Wszystko to teraz było skrupulatnie przechowywane w tej kamienicy. Sprowadził swój skarb ze sobą, by mieć nad nim pieczę, jak i Smok nad swoim. Nie miał jednak czasu by swój pokazać. Może niedługo, w chwili odpoczynku znajdą na to chwilę.
Wei również zakupił prezent dla Juna. Zamówił coś osobliwego, wykonanego przez pewną Chińską artystkę miłującą się w starodawnych sztukach wytwarzania różnych osobliwych dzieł. Była znana na całe Chiny choć kwota jej usług zakrapiała o wydanie majątku... Nie wszystkie jej dzieła był legalne... Bowiem zdobycie kruszców z dawnych czasów nie było łatwe ani respektowane przez rząd. Nie oficjalnie przynajmniej. Nieoficjalnie każdy z Partii zamawiał u niej rękodzieła, a że Wei był niejako jednym z ulubieńców, mógł poprosić o małą przysługę.
- Czemu by miał? Był naćpany oparami... - zaśmiał się rozbawiony do niego, bo jednak jak wspominał Feniks. Nikt tam raczej trzeźwy nie jest. Wszyscy czegoś zażyli. Czy to w alkoholu, ciastkach czy w samym powietrzu. Nie znał jednak bardziej Sahaka niżeli Pana Gąsienice i członka rodu Scaletti. Wtedy też nie było czasu na rozmowy.
- Tak. Chciałbym. Wykonany twoimi dłońmi. - powiedział cicho i otarł się policzkiem o jego. Bardzo chciał mieć coś spod jego ręki. Był ciekaw czym go zaskoczy. Oczywiście z chęcią pomoże mu wybrać, jeśli Smok nie będzie potrafił sam sie zdecydować. Chciał tego wspólnego czasu, zbliżenia się i naznaczenia sobą. Swoistej przysięgi zawartej w tuszu.
- Miejsce... Widzisz... To nie takie proste. Masz do wyboru kilka... Dowolne miejsce na plecach, na piersi, albo ramionach. Na które się zdecydujesz? - spytał ciekawy i ucałował jego uszko. Wolał unikać tych bardziej widocznych partii ciała ze względu na istniejącą jeszcze karierę oraz walory estetyczne. Lubił tatuaże, ale nie ich nadmierną ilość.
- Jakich Jun? Odpowiem na wszystko. - przyznał szczerze i z chęcią pomógł i jemu w pielęgnacji twarzy. Nie miał ku temu zabiegowi nic przeciwko jeśli i jego Smok tego pragnął. Wei był zaskoczony tym jak jego ciało nie posiadało żadnych blizn poza tą zostawioną przez Louisa podczas jego przemiany. Nie była wielce widoczna, ale była. Oczywiście fani nie mieli o niej pojęcia. To byłoby za wiele pytań. Starannie była maskowana na rzecz publicznych wystąpień.
- Tak. Stanowczo. Chodźmy poleniuchować. - oznajmił mu i ucałował go w policzek, ale chętnie wskoczył mu na rączki, bo czemu nie? Lubił być noszony, a Jun był niesamowicie silny. Grzechem było to nie wykorzystać. Dla niego ważył pewnie tyle co nic.
- Juuuun... Juuuun... - zamruczał mu miękko i oparł głowę o jego ramię.
- Powiesz mi jak coś będzie cię trapić, albo będziesz się z czymś zmagał? Nawet jak to błahe problemy? Chcę być częścią twojego życia nawet i w takich chwilach... - dodał po chwili i gdy w końcu dotarli do pokoju, Wei z chęcią się oderwał od niego, by bezczelnie wskoczyć w jeden z kompletów bielizny (a konkretnie 2), by cieszyć oko Smoka. Nie. Nie chciał kusić. Po prostu ładnie wyglądać, a w tym stroju jego znamię, było niesamowicie widoczne.
- No dobrze. Zrobimy wymianę. Ty pierwszy, a potem ja. Nie jesteś jedynym z prezentami. - mruknął poważnie i usiadł na skraju łóżka, ale był niezmiernie ciekawy co takiego jego ukochany skrywał. Nie. Wei nie przeszukiwał domu jak dziecko w poszukiwaniu ukrytych przez rodziców prezentów... Nie oszukujmy się. Cenił prywatność i moment niespodzianki.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Sponsored content


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach