Miał do niej zamiłowanie. Serce kilka razy uderzyło jej szybciej, tuż po tym jak on powiedział. To była jedna z niewielu sytuacji, kiedy mówił wprost takie rzeczy. I już nawet nie liczył się kontekst, po prostu ucieszyły ją jego słowa. Uderzyły tam gdzie miały, prosto w środek. Nawet nie wypomniała mu tego, nie zapytała ze złośliwym uśmieszkiem czy miał to na myśli, chyba po prostu bała się, że może trochę go poniosło, a kiedy podniesie ponownie temat to się z tego wycofa. W jej brzuchu nagle obudziło się stado motyli, ale ona starała się je zagłuszyć. Jeszcze było za wcześnie, żeby przyznała się przed sobą, że tak łatwo się w nim zakochała, a co dopiero, gdyby miała się z nim tym podzielić tak wprost.
—
Myślę, że obydwoje byśmy narzekali i wypominali sobie. Nawet jakby na co dzień było wszystko w porządku, w jakichś chwilach zawahania czy podczas kłótni to byłby główny argument. "Nie wybraliśmy siebie z własnej woli, tylko z przymusu". Nie zrobiłabym tego ani sobie, ani tobie. — Wyjaśniła o co jej chodziło, chociaż myślała, że on może mieć podobne podejeście. Sama nie wiedziała, czy w ogóle powinna czegokolwiek od niego oczekiwać. Powiedział jej, że wcześniej nigdy nie był w związku, więc jeszcze bardziej doceniała to, co mieli. Na ten moment na pewno nie zależało jej na jakimś większym zobowiązaniu. Nie zakładała, że za 15 lat się hajtną, a za 30 będą mieli dzieci. Chciała by się powoli odkrywali coraz bardziej, uczyli ze sobą żyć, zdobywali wspólne doświadczenia i wspomnienia. Nawet jeżeli kiedyś by im coś odwaliło i by stwierdzili, że chcieliby sobie coś obiecać, to dla Idy nawet nie musiało się to wiązać z formalnością. Ślub dla ludzi był wygodny głównie ze względów formalnych. Ida nigdy nie wierzyła w jakieś bóstwa, które nad nimi czuwają, więc przysięgi przed Bogiem nie znaczyły dla dziewczyny tyle, co obietnice zawarte między sobą. A jakie pokrycie mogło mieć małżeństwo, gdzie obietnice byłyby powiązane jedynie z poczuciem obowiązku? Żadne, dlatego właśnie Ida średnio widziała w nim sens. I nawet lekko ucieszyła się, kiedy Maurycy przyznał, że faktycznie by spowodowało to jedynie kłótnie i jakieś niekoniecznie miłe teksty. Dobrze, że patrzyli na to podobnie.
Uśmiech jednak trochę zbladł, kiedy zaczęła rozmyślać o samej ceremonii. Ona jedyne kogo chciałaby na niej zobaczyć, to własną rodzinę. Chciałaby, żeby Paweł był obok niej, żeby ojciec zaprowadził ją do urzędnika, gdzie czekałby na nią jej wybranek. Mama pomogłaby jej z sukienką, pożyczyła swój pierścionek zaręczynowy z niebieskim oczkiem. Jakoś to wszystko było dla niej równie ważne co sam fakt przysięgi. Ida była dość rodzinną osobą i najciężej było jej się pogodzić z utratą tego aspektu ślubu. Oczywiście, w teoretycznym wyobrażeniu do ołtarza mógł ją zaprowadzić Silvan, a w przygotowaniach pomogłaby jej Constanza wraz z Tahirą, Cerise czy Halide. Mimo wszystko to nie byłoby to samo, przez co trochę ją to wszystko bolało, a wyobrażenia miały słodko-gorzki smak. Nawet jeżeli do tamtej czysto hipotetycznej chwili znalazła sobie grono znajomych, a impreza byłaby naprawdę wyśmienita, to dalej brakowałoby w niej tego elementu, którego nijak dałoby się zastąpić.
—
Jannik na trąbce? Brzmi bardziej jak parodia niż idealne wesele. — Zaśmiała się, po czym spojrzała gdzieś na jego pierś, zastanawiając się samą czy miała jakieś marzenia, których nie mogłaby odpuścić. W sumie to zawsze myślała, że wolałaby ślub w plenerze, ale nie było to coś, czego nie mogłaby odpuścić. Chociaż, przyrzekać sobie miłość wieczną jak góry, tuż u podnóży Alp brzmiało naprawdę romantycznie. —
Motyw przewodni brzmi lepiej niż popijawa z bimbrem, tu ci muszę przyznać rację. Chociaż wydaje mi się, że na typowym polskim weselu też nie mogłeś narzekać na zabawę. — Parsknęła śmiechem, dając mu kreować swoją wizję. Jeżeli kiedyś będą planowali coś takiego, to będzie bardziej zaangażowana, teraz nie chciała ingerować w jego wyobrażenia idealnego dnia. W końcu wcale nie musiał być z nią. Może na jego drodze stanie kiedyś ktoś lepszy, a Ida będzie zmuszona usunąć się z drogi jego szczęścia. Na razie jednak o tym nie myślała, nie miała podstaw do tego. Było im naprawdę dobrze, więc czemu miałaby szukać negatywów.
Pokręciła głową na jego kolejne słowa, ale mimo wszystko zaśmiała się z tego niby żartu o książce. Wiedziała, że mówił całkiem poważnie, bo była świadoma jak ważne dla niego były wampirze cechy i umiejętność przetrwania.
—
Widzisz, a moje dziecko byłoby nauczone, że polowania nie służą do zabawy. I, że nie powinno traktować ludzi tylko jak pożywienia, bo mama taż kiedyś była człowiekiem. — Oj, już widziała jakie będą mogły się wiązać z tym problemy w przyszłości, gdyby do tamtego momentu jakoś drastycznie nie zmieniła swojego zdania. A na to się nie zapowiadało, nie wyobrażała sobie sytuacji, gdzie chodzi na polowania z przyjemnością, jak leśniczy ze strzelbą chodzą do lasu. Dla niej to była umiejętność, którą musiała nabyć by umieć z niej skorzystać w razie jakiegoś wypadku, ale na pewno nie zamierzała zamieniać jej w zabawę.
—
Ej, chemia to nie bzdury. — Udała teatralne oburzenie, po czym podniosła się, a w jej oczach mógł dostrzec błysk. —
Nie mówiłeś, że uczyłeś się chemii. Musimy kiedyś pójść razem do labu, pokażę ci nad czym pracuję. — Podekscytowała się, ale chwilę później spojrzała na niego, już z trochę spokojniejszym spojrzeniem. —
Oczywiście jak chcesz, może cię to w ogóle nie interesuje i ja to zrozumiem. — Pogłaskała go po policzku, żeby go o tym zapewnić. Nie musiał przecież z fascynacją oglądać co się dzieje w labie, żeby ją wspierać. Szczególnie, że wcześniej nazwał chemię bzdurą.
Na słowa o wampirach i rodzinie jedynie spojrzała na niego z wzrokiem pełnym współczucia i nachyliła się, by pocałować go powoli, z pasją i uczuciem. Nie mogła naprawić przeszłości, ani jakkolwiek na nią wpłynąć, ale razem mogli zbudować wspaniałą przyszłość. Nie wiedziała co mogła powiedzieć. Że było jej przykro? Jakby to pomogło? Jej gest według niej mówił więcej niż tysiąc słów. A skoro już o przyszłości mowa.
—
Znaczy wiesz, czysto teoretycznie. Wiadomo, że to nie takie proste. — Uśmiechnęła się, chociaż ta cała rozmowa była trochę dziwna. Na pewno nie spodziewała się, że kilka dni po tym jak zostaną parą, będą dyskutować o hipotetycznych dzieciach. I to nawet więcej niż jednym. Wiedziała, że to nie takie hop-siup, że nawet jeżeli będą przy sobie trwali to pewnie o potencjalnym potomstwie będą poważnie rozmawiali na pewno za kilka dekad, jeżeli w ogóle. No chyba, że powtórzy się listopadowy scenariusz, na to już mogła nie mieć wpływu.
Na chwilę zapadła bardzo przyjemna cisza, którą Ida wykorzystała, żeby poprawić swoją pozycję. Położyła głowę na jego klatce piersiowej i objęła go ręką, wtulając się. Skupiła się na rytmie bicia jego serca, ciesząc się, że może być w takiej sytuacji. Nie wyobrażała sobie innego lepszego miejsca, w którym mogłaby być. Byli swoim bezpiecznym miejscem.
—
Chciałabym żeby między nami było już tak zawsze, wiesz? — Powiedziała cicho, wyginając głowę tak, żeby spojrzeć w górę. Ciężko było jej spojrzeć mu w oczy w takiej pozycji, a chociaż kusiło ją, żeby po prostu podnieść się i go pocałować, to nie mogła oderwać się od przyjemnego chłodu, który ją otulił. Jeszcze chyba nigdy nie byli tak blisko, a nawet nie zdążyli się rozebrać. Było to naprawdę piękne i chwytające za serce. Chociaż Ida miała nadzieję, że na tym nie poprzestaną, bo dalej go pragnęła nie tylko w jeden sposób.
_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone