24 XII 2022 - Let's go below zero and hide from the sun

2 posters

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
First topic message reminder :

Wybiła równo czwarta w nocy i Maurice stawił się pod świerkiem przy latarni już na ulicy. Był ubrany w spodnie narciarskie, kurteczkę, na głowie miał czapkę, a na nogach buty do jazdy. Oznajmił całej wycieczce, że idzie na narty, nie zapraszając tym samym nikogo. Szybko się zawinął i zniknął. W dłoniach miał dwa zestawy nart, jedne długie, a drugie wyjątkowo krótkie, gdy tak się je porównywało. To był kolejny niecny plan mężczyzny. Zaprosił Idę na narty, a tak konkretnie to szkółkę. Potem nieumiejętnie walczył z założeniem grupy na Messengerze. Nazwał ją ‘’Alibi”. Napisał tam swój plan na przemycenie swojej dziewczyny do niego, a brakującym elementem była Halide. To ona musiała udać, że idzie z Idą na spacer i eskortować ją w jego ramiona. Także czekał na nie, z całym sprzętem narciarskim dla kobiety. Nerwowo się rozglądał, byleby ich nikt nie złapał. Taka wpadka pierwszego dnia to byłby wstyd jak beret. Na szczęście, z oddali ciemności i śniegu wyłoniły się one. Oczywiście, Hali wyśmiała Maurice’a, że schadzają się jak nastolatki, na co on jedynie wzruszył ramionami. Nie był w pozycji, żeby się wyzłośliwiać, bo to od Darbinyan zależało, żeby ich plany ucieczek się udawały. Już po rozmowie z Sahakiem, Maurycemu było łatwiej patrzeć na swoją własną, prywatną, pierwszą i najwspanialszą, dziewczynę. Nie wiedział, czy ich wspólna koleżanka była powiadomiona o tym, że są parą. Aczkolwiek zanim by zdążył coś powiedzieć, to Halide zniknęła w ciemności. Gdzie poszła? Nie wiedział, nie interesowało go to. Dopiero, gdy jej już nie było, złapał Idę w pasie i przyciągnął do siebie. Pocałował ją mocno w usta, od urodzin Tahiry było dziwnie, ale chciał to zmienić. Nie chciał spierdolić sprawy.

- Gotowa na przyśpieszony kurs narciarstwa? – Zapytał po czym złapał sprzęt dla niej w jedną rękę, torbę zawiesił na ramieniu, a drugą dłonią wziął idę za rękę. Taki romantyk był z niego nagle. Mieli sto metrów do najbliższego stoku, więc długo im to nie zajęło. Jedynym minusem było to, że droga była pod górkę, więc jeśli ktoś miał złe buty, to by się ślizgał. Mijali równie wielkie wille i wystawne domy, aż nie trafili na miejsce. Na ich szczęście, tam gdzie ich zabrał, stok był otwarty również w nocy, dla milionerów ekscentryków, którzy lubili jeździć o zmroku. Aczkolwiek oni znajdowali się jedynie na czarnych trasach, a Maurice optował za oślą łączką. Zatrzymali się przy jakiś stolikach przy zamkniętej kawiarence i położył na nim torbę ze sprzętem dla Idy.
- Moja koleżanka zostawiła kiedyś narty i buty, mam nadzieję, że będą na Ciebie dobre. – Powiedział pomagając jej z założeniem ich. Klamry wymagały sporej siły, więc je zamknął, a potem położył narty na śniegu. Podał jej rękę, żeby się go trzymała wpinając się w nie. Czekał, aż jeszcze założy kask i dopiero wtedy zaczął instruktarz. – Odpychasz się trochę jak na łyżwach, nie daję Ci kijków, bo będziesz na razie jechała ze mną za ręce. Nie jedziemy na pałę, narty nie mają być prosto, a mają być w sosenkę. Skrzyżowane, ale nie mogą najeżdżać na siebie. Jak chcesz skręcić to pracujesz i nartą, i ciężarem ciała. Zrozumiałe? Jak tak to idziemy na orczyk. – Powiedział i podał jej rękę, żeby ich oboje odholować do siedzonek. Przywitał się po niemiecku z biednym panem obsługującym pusty orczyk i uprzedził go, żeby zwolnił tempo. Pomógł Idzie usiąść na nim, łapiąc siedzenie i wciskając je między jej nogi, a następnie złapał następne dla siebie, żeby jechać za nią. Modlił się, żeby z niego nie spadła, bo przecież by się zaraz zniechęciła. Widząc jak jej narty prawie na siebie najeżdżają, wydarł się jak rasowy ojciec. – NARTY PROSTO IDA! – Oj coś czuł, że zamiast romantycznego wypadu, skończy się traumą kobiety i jego załamaniem nerwowym.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Cisza która zapadła nie była niekomfortowa, ale była ciężka, gęsta. Słowa które padały były coraz bardziej poważne. Ida się nawet nie zastanowiła jak to co powie wybrzmi. W końcu niektórzy mogliby odebrać takie słowa jako bardziej poważną i zawoalowaną wersję "kocham cię" nie wprost. Była po prostu świadoma, że jej postrzeganie tego wszystkiego się zmieniło. Przed Mauricem, przed tą całą sytuacją jej jedyną wampirzą ambicją było to, że będzie mogła prowadzić swoje badania bez końca. Jednakże to nie wypełniało pustki, która została w jej sercu po rodzinie. Ida nie wyobrażała sobie, by mogła wybrać życie wieczne, nieśmiertelność i wszystkie wampirze superlatywy ponad swoją rodzinę, nawet jeżeli widziała ich pozytywy. Teraz, kiedy trwała razem z Hoffmanem już się tak nie bała tego wszystkiego. I dalej, chociaż strata rodziny ją naprawdę przerażała i w koszmarach czasami widziała własny pogrzeb, to z nim u boku jakoś łatwiej było jej to przetrawić. Czasu cofnąć nie mogła, ale mogła zrobić wszystko, żeby jej przyszłość była lepsza. Tak przynajmniej zamierzała o tym myśleć. Nie mogła przecież narzekać na swój stan, jeżeli to dzięki niemu była u jego boku, prawda? Bo Ida się nie łudziła, że gdyby z Silvanem udało im się stworzyć lekarstwo i usunąć wirusa z jej organizmu, to to byłby koniec ich pięknej relacji z Maurycym. I to wyobrażenie ją bolało równie mocno jak wyobrażenie własnej udawanej śmierci.
Zadrżała, kiedy położył na jej dłoni tę swoją, zakrywając ją praktycznie całą. Wpatrywała się w jego oczy, podziwiając ich błękit. Naprawdę, nigdy wcześniej nie byli tak blisko siebie nie tylko fizycznie, ale też spirytualnie. Oczy były przecież zwierciadłem duszy i najwyraźniej ta Maurycego, pomimo jego wszystkich grzechów i przestępstw nadal była czysta w kolorze oceanu. Czasami miała wrażenie, że jego oczy są trochę bardziej szare, ale z takiego bliska mogła zdecydowanie stwierdzić, że to musiała być gra świateł. Nigdy nie widziała takiego odcienia u kogokolwiek, być może dlatego, że w takich sytuacjach była jeszcze jako człowiek. Mówiła prawdę Maurycemu, że przed nim nie pakowała się w wampirze relacje. Był wyjątkowy, to jemu zaufała na tyle, by się przełamać po Hugo. Chociaż tamta sytuacja była naprawdę wyjątkowa, bo wtedy była pewna, że się naprawdę nie lubili.
Uśmiechnęła się na jego słowa, po czym odsunęła lekko od jego twarzy, żeby to tym razem jego obdarzyć pocałunkiem w czoło. Wierzyła mu i ufała, co więcej miała powiedzieć. Nie potrzeba było słów, kiedy zachowywali się tak jak w tej chwili. Jak para zakochanych w sobie wampirów, która koniecznie chciała zaprzeczać niezaprzeczalnym faktom. Po chwili upadła koło niego na pościel, nie puszczając jego ręki.
Ale to nic nie zmienia, prawda? Dalej się nie lubimy? — Parsknęła cichym śmiechem, wspominając nie tak daleką przeszłość. No nie lubili się, bardzo długo. Na razie dłużej pałali do siebie antypatią niż ciepłymi uczuciami. Jednak kiedy się nie lubili nie było w tym aż takiej pasji jak w tym momencie, chociaż Ida wtedy nazwałaby to prawdziwą nienawiścią. Może to i dobrze, pewnie gdyby między nimi było aż tak źle, to nigdy nie wylądowaliby wtedy w łóżku, a ona po prostu skończyłaby wesele śpiąc w wannie. O wiele bardziej podobało jej się to jak rozwiązała się ta sprawa. Przeniosła spojrzenie na zdjęcie, analizując je. Nigdy nie była dobra z historii, chyba powinna to nadrobić, skoro jej chłopak żył zawsze w pobliżu jakichś wielkich wydarzeń przez ostatnie 200 lat.
Czy mam się bać jakichś zazdrosnych kobiet z twojej przeszłości, które porwą mnie dla okupu jak w tych wszystkich gangsterskich filmach? — Niby zażartowała, ale w jej głosie słychać było ciekawość. Ida nie była zazdrosna o jego wcześniejsze przeboje. Strasznie by im to utrudniło życie, gdyby wypominała mu bogate życie erotyczne. Wampirka wiedziała, że co było to nie jest i chociaż może niekoniecznie podobał jej się taki widok na zdjęciach, to przyjmowała to prawie ze spokojem. Ważne, że teraz liczyła się tylko ona, a przynajmniej takie zdanie miała. Olszewska była świadoma, że Maurycy to zbyt bardzo sobie ceni własną wygodę, żeby miał ukrywać się z jakimiś kochankami po kątach. Poza tym, niczego im nie brakowało i tego była pewna. Tak jak ona była jego, tak on był jej. Nie zamierzała w to wątpić.
Przeszło ci wtedy przez myśl, że ja cię mogłam chcieć złapać na dzieciaka? — Tu już podniosła się tak, żeby opierać się na jednym łokciu i z pewnym siebie uśmieszkiem patrzeć na niego z góry. Rzadko kiedy miała okazję nad nim górować, więc zamierzała skorzystać. Dalej trzymała go za rękę, pragnąc czuć go przy sobie. Padły wielkie słowa, otworzyli się przed sobą, więc potrzebowała teraz jego bliskości. Odgarnęła mu włosy z czoła i uśmiechnęła się. Nie wiedziała jak dotarli do takiego momentu w ich pogmatwanej relacji, ale niczego nie żałowała. Nawet już mu wybaczyła te słowa wypowiedziane na balkonie, chociaż czasami wracała myślami do tamtego wieczora. Wtedy zapytała go, czy nie robi tego wszystkiego, by udowodnić jej że może. I chociaż pierwsze kilka dni obawiała się, że coś takiego się wydarzy, to teraz już zaufała mu kompletnie. Nie chciała by to wszystko się kiedykolwiek rozsypało i miała wielką nadzieję, że on też, że razem będą przy sobie trwać najbliższe lata.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Pokręcił głową słysząc, że wciąż się nie lubią. Ida czasem to powtarzała, a on wiedział, że kłamie. Dawało mu to pewną satysfakcję, ale zakłamywanie rzeczywistości nudzi się w pewnym momencie. Wiedział, że jest inaczej. Zdawał sobie sprawę, że z dnia na dzień coraz bardziej się przywiązywali do siebie. Było to nieuniknione, skoro kobieta praktycznie z nim mieszkała. Większość nocy spędzali u niego, głównie dlatego, że nie mogli u niej. Maurycemu było to nawet na rękę, nie musiał nigdzie jeździć, miał wszystko pod ręką. Gorzej było, jak musiał zorganizować w swojej wielkiej garderobie, miejsce na jej ubrania. Ciężko było pochować niektóre rzeczy, ale czego się nie robi dla baby. Poza tym, nie mogli się u niej spotykać, bo za ścianą był Silvan. I o ile mogli do siebie szeptać, to były okazje, gdzie głos jednego, czy drugiego, rozbiegał echem po pomieszczeniu. A ojciec mógłby rozpoznać, że to jego synek skurwysynek. I byłoby po ptakach. Już Maurycemu się śniło po nocach, że ich tata odkrywa w jakiejś dziwnej sytuacji. Jeśli miał się dowiedzieć, to miało to być na zasadach Hoffmana. Na matce mu tak nie zależało, ona i tak pewnie miałaby gdzieś jak odkryje to, że Ida i Maurice są razem. Aczkolwiek ojca więcej łączyło z Idą. Dla jego mało domyślnego rozumu to po prostu mógł być większy szok.

- Nienawidzimy się wręcz – odparł. Kiedyś miał do niej naprawdę negatywne emocje. Może nie nienawiść, na tak gorące uczucia nie był gotów. Jednakże nie znosił jej. Niszczyła mu idealny ład, po prostu wkurwiała całą sobą. Z żadnym z ‘’rodzeństwa” nie miał dobrej relacji. Carol była mu maksymalnie obojętna, zakrawało to o zwykłą antypatię. Jeszcze był ten cały Vincent. Obydwoje się nie lubili i unikali jak ognia. Maurice co prawda nie rozumiał co tamten miał do niego. W końcu ani mu rodziny nie zabił, ani nic nie zrobił. Ale nigdy nie dociekał, doszedł do wniosku, że jego majestat przeraził biedaka. Nie pierwszy byłby onieśmielony blaskiem Hoffmana z domu Zimmerman. Po kim on taki był to nie wiadomo. Zdawało się, jakby Maurice zupełnie sam sobie wykształcił wszystkie cechy, niewzruszony wychowaniem.

Na pytanie czy powinna się bać, przyszła mu do głowy jedna kobieta. Największy demon przeszłości. Wiedział, że tamta była zdolna do wszystkiego. Jego niegdyś ukochana Viola. Razem kradli, mordowali i przemycali. Nie sądził, żeby po tylu latach miała jeszcze wobec niego uczucia. Przecież to prawie pięćdziesiąt lat minęło, odkąd ją zostawił. Za pewne go nienawidziła z całego serca, ale liczył, że i to wyblakło. A w sumie to nawet mu to obojętne było, bo on już sobie ułożył życie na nowo. Nie było szansy, żeby się spotkali. Nie wiedział, czy w ogóle V żyje. Z jej trybem, usposobieniem i wszystkim, wręcz miał podstawy, żeby myśleć, że kopnęła w kalendarz. Jeśli nadal robiła interesy z Cassianem to pewnie wszyscy poszli na dno. Tamten to z psychiatryka ledwo co wyszedł, a już miał bomba pomysły. Takiego wariata to Maurice dawno nie spotkał. Tamten był nieprzewidywalny, bipolarny i szczególnie maniakalny. Lubił go jako kolegę, ba, nawet tęsknił za nim chwilami. Ale musiał się odciąć od Stanforda Heisenberga i do niego nigdy nie wracać. Zostały mu jedynie wspomnienia i felerny portrecik skitrany w garażu. Jakby go ktoś znalazł to musiałby się rzewnie tłumaczyć. Ale na szczęście nikt sobie nie zrobił tournée po zakątkach jego domu.

- Jest taka jedna co by mogła Cię zabić. Ale nie martw się, nie poznasz jej. Porwaniami rzadko się zajmowaliśmy, nudna robota. – Odparł, jak gdyby nigdy nic. Nie wiedział, czy ten temat zainteresuje Idę i nie do końca chciał o tym opowiadać. Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Nie mógł żyć przeszłością. Oczywiście, gdyby, odpukać, zdarzyło się tak, że Viola wstanie z grobu i zacznie go nawiedzać. Pierwsze co by zrobił, to by ochronił przed nią Idę. Nikomu nie da zepsuć tej relacji, tylko on mógł to zrobić, a nie inne ofermy. Jak gdyby dłużej się nad tym zastanowić, to prawdopodobieństwo, że go znajdzie, było małe. Może i z wyglądu mało się zmienił, włosy ściął i tyle. To jednak nigdy nie opowiedział jej o swoim starym życiu, nie wiedziała, jak się nazywa ani skąd jest. Wytropienie go nie było niemożliwe, aczkolwiek gdyby jej na tym zależało, to by to dawno temu zrobiła. A, że do tego nie doszło, to po prostu zakładał, że już nigdy więcej się nie spotkają. Pasowało mu to.

Maurice w sumie nigdy się nad tym nie zastanawiał. Wtedy, gdy ciążyła nad nimi groźba ciąży, średnio się zastanawiał, czy Ida próbuje go usidlić. Uwierzył jej, że to był nieszczęśliwy wypadek i tyle. Teraz tym bardziej wątpił, żeby to była jakaś dzika próba sponiewierania Maurycego i uwięzienia w takiej relacji.
- Nie, chyba nie. Szczerze to byłem tak tym wszystkim zaaferowany, że nie szukałem takich powiązań. Wiesz jak chcesz mieć dzieciaka ze mną to możesz powiedzieć to jak cywilizowany wampir zamiast przedziurawiać kondomy. Tak na przyszłość mówię. – Powiedział ni to w żarcie, ni to na poważnie. Patrzył na nią od dołu i przyciągnął jej twarz do krótkiego pocałunku. Było na tyle późno, że mogli bez problemu zacząć akcję. Jednakże, wyjątkowo wolał po prostu porozmawiać, zanim zrujnują, przerwą tę magiczną chwilę porozumienia.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Czasami zdarzało jej się powiedzieć, że dalej się nie lubią, ale kiedy na początku może próbowała w to wierzyć i zbyt mocno się nie angażować, tak im dalej w las, tym bardziej się z nim jedynie przekomarzała. Zazwyczaj mówiła to ze zgryźliwym uśmieszkiem czy po wyjątkowo udanej randce. Niektórzy po seksie wyznawali drugiej osobie miłość, a ona komentowała to właśnie w taki sposób. Obydwoje przecież byli świadomi, że ich niechęć do siebie już dawno zniknęła, a na jej miejscu zaczęły pojawiać się nowe uczucia i emocje. Spędzali tak dużo czasu wspólnie, że gdyby się nie lubili i traktowali się z niechęcią, to musieli obydwoje być naprawdę dużymi masochistami. Ida praktycznie nie pamiętała kiedy ostatni raz spędziła więcej niż dwie noce z rzędu we własnym łóżku. Dziwiła się, że Silvan wcześniej nie zaczął wypytywać z kim się tak często spotyka, ale może chemik nie zauważył tego co się działo, zbyt pochłonięty pracą i eksperymentowaniem ze sztuczną krwią. Ona jednak wolała nie ryzykować i nie sprowadzała Hoffmana do siebie, nawet jeżeli czasami wolałaby go zmusić do wspólnej gry w jakieś LEGO niż oglądanie kolejnego filmu wojennego. Jak na to ile już nich z nim zobaczyła, jej ogólna wiedza historyczna dalej była na bardzo niskim, wręcz żenującym poziomie. Ida jednak lubiła słuchać i przyglądać się jak Maurycy z zapałem wyjaśniał jej wszystkie szczegóły dużych konfliktów, konteksty polityczne i afery dawnych czasów. Nawet jeżeli nie zapamiętywała szczególnie dużo, będąc zbyt skupioną na nim.
Nienawiść to bardzo gorące uczucie. — Odparła mu cicho, nachylając się, by dać mu buziaka, po czym pogłaskała go po włosach. Było coś sielskiego w sytuacji w jakiej się znaleźli, a ona nie chciała tego psuć. Czuła porozumienie, być może jakieś wyższe uczucia. Serce jej biło szybciej niż zwykle, chociaż dalej rytmem nie przypominało bicia u ludzi. Ciężko było jej to przyznać, nawet przed samą sobą, ale przy nim czuła się jak w domu, a jego objęcia były jednym z bezpieczniejszych miejsc o jakich mogła pomyśleć. Antypatia już dawno zginęła, została zakopana gdzieś na wsi w Polsce, a Ida naprawdę wiele by zrobiła, by przypadkiem nigdy do niej nie wrócili.
Wampirka zapytała o kobiety z jego przeszłości bardziej z przekory niż z prawdziwego podejrzenia, że ktoś mógłby mieć do niej jakiś problem. Być może wzmianka o mafii tak na nią zadziałała, bo wyobraźnia zaczęła pracować i wyobraziła sobie te wszystkie sceny z gangsterskich filmów, gdzie główny mafiozo zawsze ma wąsa i pali cygaro. Nie spodziewała się jednak, żeby Maurice miał jakieś takie niedokończone sprawy. Był zbyt dokładny i zbyt mocno lubił mieć pod kontrolą. Zakładała, że wszystko działo się na tyle dawno, że gdyby ktoś miał zostać porwany przez porachunki gangów, to na pewno nie ona. Zdziwiła się więc, kiedy odezwał się i przyznał, że miał jakąś świrniętą ex. Może nie wystraszyła się na tyle, by zacząć z nim dyskutować o swoim bezpieczeństwie, chociaż może powinna. Ona średnio umiała kogokolwiek zaatakować, nawet rowerzysta sprawił jej problem, a tutaj nagle ktoś mógł jej życzyć źle bez żadnego konkretnego powodu.
Od razu zabić? Czy ty przede mną umawiałeś się z samymi psychopatkami? — Przysunęła się bliżej, by ich nogi także zaczęły się dotykać. Oprócz oczywistej niematerialniej bliskości, chciała także czuć go przy sobie. Wyglądał tak ładnie, tak spokojnie, kiedy leżał tuż obok. Była ciekawa tej kobiety, ale nie zamierzała o nią pytać w tej chwili. To był ich moment, nie mógł być zaburzony przez jakąś inną. Nawet jeżeli Ida się jej nie obawiała. Wiedziała, że Maurycy jest jej, a z nim u boku naprawdę większość rzeczy była jej niestraszna.
Jakbym chciała cię wtedy usidlić, to zgodziłabym się na ślub. — Zaśmiała się i dała przyciągnąć do pocałunku. Nie był taki gorący i namiętny jak potrafiły być ich pocałunki. Był bardziej słodki i uroczy, jakby próbowali wyrazić uczucia, dla których brakowało im słów i odwagi.
Jak wytrzymasz ze mną kolejne dwieście lat, to możemy porozmawiać o dziecku. — Zaśmiała się, chociaż Maurycy mógł wyczuć, że być może w jej słowach kryło się ziarno prawdy, nawet jeżeli powiedziała to żartobliwym tonem sugerującym niezbyt poważną wypowiedź. Ida nie wiedziała jakie czeka ich jutro, była jednak pewna, że chciałaby je spędzić z nim.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
- Najgorętsze z możliwych – odparł, żeby zaraz pogrążyć się w pocałunku. Normalnie nie lubił, gdy ktokolwiek dotykał jego włosów. Denerwowało go to, bo nie po to układał te włosy, prostował przy suszeniu, albo pozwalał im się kręcić, żeby potem przyszedł jakiś ignorant i to zepsuł. No kurwica go brała, ale na szczęście mało kto dosięgał do jego głowy. Jednak, gdy to Ida robiła, to nie miał ochoty krzyczeć i się wyrywać. Podobało mu się to z jaką czułością to robiła. Przyjemny dreszcze przeszedł po jego ciele, gdy to zrobiła. Maurice był tak nieodporny na nią, że aż to było niemożliwe. Nigdy nie należał do tych co się zachwycają małymi rzeczami i doceniają niuanse. A jednak przy Idzie, to cieszył się nawet, gdy ta się uśmiechała. Zachowywał się w swoich oczach kretyńsko, ale pierwsza miłość rządzi się swoimi prawami i nie mógł na to nic poradzić. Gdyby mógł, to by się zatrzymał w tej chwili na jak najdłużej, nie chcąc wracać do cięższej rzeczywistości. Wyjechanie do Szwajcarii to był świetny pomysł. Był otoczony najbliższymi mu wampirami i ukochaną. Brakowało jedynie Jannika, ale on miał własne problemy z rozwodami, kochankami i córką, która wyszła za mąż za palanta. Maurice przy nim zatrzymał się w rozwoju, wciąż przeżywając pierwsze wielkie uniesienia serca, gdy przyjaciel był dekady po nich. Jak nie setki lat. No, ale może tak miało być. Może był jakiś cel w upośledzeniu emocjonalnym Maurycego. Gdyby nie to, to zapewne nigdy by się nie zbliżyli z Idą. Możliwe, że nawet by się nie poznali. A tak, to mężczyzna mógł przeżywać te wszystkie dziwne emocje i uczucia przy niej. Wdzięczny był za to. Miał wrażenie, jakby go strzelił jakiś pieprzony kupidyn i tak już zostało. To było najbardziej racjonalne wyjaśnienie, lepszego nie znajdował. Bo wiadomo, że nie chciał się przyznać w jakim uścisku go Ida miała. Latał wokół niej, obchodził się jak z jajkiem. Cholera, miał ją na tapecie! Brakowało jedynie, żeby wsadził jej zdjęcie do portfela. Wtedy to już byłby pełen zestaw. A nawet raz miał taki pomysł, odszedł od niego jednak szybko, bo wolał, żeby obcy nie wiedzieli, że ma kogoś. Im mniej inni wiedzą, tym lepiej.

Czy Maurice umawiał się z samymi psychopatkami? Nie. Ale niestety ciągnął swój do swego i znajdował się często w dziwnych układach. Viola była sieknięta, naprawdę darzył ją ciepłym uczuciem, ale to nie było to. Możliwe, że potrzebował właśnie całkowitego przeciwieństwa siebie, którym była Ida, żeby znaleźć spokój i otworzyć serce. Nie układało mu się z innymi, podobnymi mu. Choć Stanforda i Violę też sporo dzieliło. Poza wiekiem to kobieta była o wiele bardziej emocjonalna. Wrażliwa. I chyba ją mocno skrzywdził. Zastanawiał się nad tym rzadko, ale gdy już do tego dochodził, to uznawał, że pewnie go naprawdę nienawidziła po tym co jej zrobił. A w sumie to załatwił ich oboje, ponieważ sam najlepiej się nie trzymał po ich rozstaniu. A raczej, po ucieczce. Ciężko było to nazwać pełnoprawnym rozstaniem, bo jedynie udawali małżeństwo i tak naprawdę, nigdy nic nie powiedział. Nie wyraził się wprost, to koniec. Po prostu w nocy spieprzył i tyle co go widzieli.

- Dobrze, że mówisz to w czasie przeszłym – odparł wymijająco. Nie chciał się wdawać w szczegóły przeszłości, jeszcze by zniechęcił Idę do siebie. A tego naprawdę nie zamierzał zrobić. Próbował trzymać ją jak najbliżej siebie, modląc się, że sam nie ucieknie. Miewał takie myśli, były one natarczywe i wyskakiwały jak Filip z konopi. Po prostu wykształcił w sobie ten mechanizm i musiał z nim walczyć. Nie mógł do tego dopuścić z Idą. Była jego domem, sensem życia. Tracąc ją teraz, złamałby sobie serce na milion kawałków. A jego serce nie było z kamienia, to było szkło. Może i hartowane, ale wciąż miało na sobie rysy. Pęknięcia i złamania mogłoby nie wytrzymać.

- Dziękuję, że się nie zgodziłaś – powiedział szczerze. Ich pocałunek nie był sensualny, co to to nie. Było to coś co robią tylko zakochani. Taki całus, żeby pokazać, że jest się obok i że się nie odejdzie. Dawali sobie znać, mówili tym Ja Ciebie też, choć żadne nie było gotowe przyznać tego na głos. A szczególnie Maurice. Z jednej strony chciał usłyszeć te magiczne słowa, a z drugiej uciekał przed nimi. Sam nie wiedział jakby miał na coś takiego zareagować. Nie był gotowy na otwartą miłość, nie wiedział jak się to w ogóle robi. Ale noc była jeszcze młoda, a oni mieli tyle czasu na świecie ile tylko mogli mieć. Pocałował ją jeszcze w czoło, dodając Ja Ciebie też, bardzo. Temat dziecka to był grząski i niepewny. Nie do końca dobry i luźny, a jednak Maurice zdecydował się go przeciągnąć. Choć na krótką chwilę.
- Chciałabyś w ogóle mieć? – Zapytał ciekawy. Jego perspektywa na to diametralnie się zmieniła wraz z rozwojem relacji z Idą. Zupełnie wcześniej o tym nie myślał. A przez akcję z podejrzeniem ciąży, miewał myśli, że w sumie to mógłby mieć. Nie dziś, nie jutro. Ale w perspektywie lat, czemu nie?
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Gdyby Maurice powiedział, że nie chce, by dotykała jego włosów, to uszanowałaby jego zdanie. Nie zrobił tego jednak, a dla niej takie drobne gesty były wręcz naturalne. Odgarniała mu grzywkę z czoła, zdejmowała paproszka co jakimś cudem znalazł się na jego marynarce i poprawiała przekrzywiony krawat. Pamiętała jaką kawę pił, więc gdy wstawała do ekspresu robiła też dla niego. Czasami pomagała mu zapiąć guziki przy mankietach, czasami po prostu głaskała go po policzku i dawała buzi zanim wyszedł do pracy. Nawet tego nie zauważała, nie myślała o tym. Troszczyła się po prostu o niego, w trochę inny sposób niż on o nią. Każde miało własny język miłości, ale i pod tym względem się dopełniali.
Być może Ida zbyt spokojnie przyjęła wiadomość o potencjalnej kobiecie, która może chcieć ją zabić. Niezbyt szczegółowa odpowiedź wampira jednak pokazała jej, że być może nie chce on poruszać tego tematu. No co mogła powiedzieć, ona swojego jedynego byłego, który mógłby być o nią jeszcze zazdrosny, zabiła własnymi kłami. Nie to, że byłby jakąkolwiek konkurencją dla Maurycego, albo że mógłby chociaż zadrasnąć jej obecnego chłopaka. Ciężko było, żeby ktokolwiek podskoczył Hoffmanowi. Może też dlatego czuła się przy nim bezpieczna i nie obawiała się demonów z jego przeszłości. Ufała mu, wiedziała, że jakby co, to ją ochroni.
Zaśmiała się lekko.
Wiesz, może zawsze dopiero zostanę psychopatką. Może to przy tobie się rozwijają takie cechy. — Wzruszyła ramionami, chociaż nie miała zamiaru nagle oszaleć na jego punkcie. Chociaż może już to obydwoje zrobili? Mogłaby się założyć, że żadne nie mogłoby obojętnie patrzeć na krzywdę drugiego, tak samo jak obydwoje staraliby się nie zranić siebie nawzajem. Chociaż Ida nie wyobrażała sobie by jakkolwiek wpływać na przyszłe życie Maurice'a, gdyby przyszło im się rozstać. Już po weselu chciała go po prostu unikać i udawać, że nic się nie stało. Gdyby teraz ich drogi się rozeszły pewnie bolałoby to wszystko o wiele bardziej niż wtedy, ale Ida też nie kwestionowałaby, gdyby to był jego wybór. Znaczy, na początku by pewnie walczyła o tę relację, ale gdyby przedstawił sprawę jednoznacznie, to nie naciskałaby. Bo sytuacji, gdzie to ona odpycha jego nie potrafiła sobie na ten moment wyobrazić.
Nie masz za co. Wymuszone małżeństwa mogą mieć happy end tylko w komediach romantycznych. Byśmy się tylko męczyli. — Musiałaby być naprawdę bez serca, żeby zmuszać kogokolwiek do ślubu. Może w XIX wieku takie rzeczy miały jeszcze miejsce, ona jednak urodziła się w czasach, gdzie można było wybrać kogo chce się mieć przy ołtarzu i zadecydować czy w ogóle formalizacja związku jest potrzeba. Idzie zawsze najbardziej się podobał po prostu fakt celebracji miłości, gdzie dwoje pięknie ubranych osób robi wielką fetę dla najbliższych, gdzie wszyscy bawią się, piją i świętują ich relację. Pewnie gdyby spotkała na swojej drodze kogoś, kogo by pokochała szczególnie mocno, doszłaby do tego także chęć zaznaczenia tego, że są razem. Połączenie w trochę inny sposób niż na dane słowo. Złota obrączka na palcu sygnalizująca, że gdzieś na świecie jest twoja bratnia dusza. Najbliżej takiego spojrzenia na tę sprawę, na ten moment był właśnie Maurice. Z Hugo tak nie miała, tam sobie bardziej wyobrażała ślub z bardziej błahych powodów. Przyzwyczaili się do siebie, byli długo razem, rodziny tego oczekiwały. Nie dostrzegała tego wtedy, dopiero kiedy wdała się w relację z Maurycym dostrzegła, że nawet w tych pierwszych fazach zakochania nie czuła wszystkiego tak mocno jak przy wampirze. Odblokował w niej uczucia, których sama nie była świadoma. Każdy krótki całus, każdy buziak w czoło przybliżał ją do niego jeszcze bardziej. Nie tylko fizycznie.
Dziecko? Zawsze myślałam, że będę miała, tylko chciałam najpierw skończyć i obronić doktorat, mieć stabilną pracę, wiesz, nie każdy jest milionerem. Teraz jak mam na to więcej czasu i nie muszę się spieszyć to nie wiem, może kiedyś? Trochę przeraża mnie wychowywanie małego wampira. Nigdy nie będzie mógł cieszyć się słońcem, ktoś będzie musiał nauczyć go polować, podawać krew. Chyba najpierw będę musiała się do końca pogodzić, że ja już nie jestem człowiekiem, żeby przypadkiem nie przelać swoich frustracji na niczego winne dziecko. — Odpowiedziała mu szczerze. Jeżeli spodziewał się prostego tak, chciałabym być matką lub nie, macierzyństwo nigdy nie było dla mnie perspektywą, to musiał się rozczarować. Taka była jednak prawda, na ten moment bycie rodzicem wydawało jej się zbyt ciężkie, kiedy musiałaby przełamywać swoją własną moralność i uczyć dziecka innych rzeczy niż tych, w które sama wierzyła, żeby nie zepsuć mu dzieciństwa i psychiki.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Wizja zmienienia się Idy w psychopatkę rodem z koszmarów przeraziła Maurice’a. Nie chciał, żeby się zmieniała. Oczywiście, była pula cech, które by wyeliminował, podrasował i naprawił. Aczkolwiek, tak na koniec dnia to mu kobieta się podobała taka jaka była. A gdyby stała się kimś, kim nie była. Nawet nie tyle co tą psychopatką, a na przykład zaborczą, jeszcze bardziej upartą, neurotyczną babką (wcale nie miał z takimi wcześniej relacji), to by najzwyczajniej w świecie uciekł. I nie dlatego, że jakieś zmiany na gorsze od razu by stanowiły koniec związku. A dlatego, że nie zamierzał się bawić w bohatera, uciemiężonego mężczyznę, który będzie głaskał po głowie i się kulił. Gdyby Ida z dnia na dzień uznała, że będzie się do niego przyczepiać, że będzie wymagać Bóg wie czego, to na pewno by ją zostawił. Nie zamierzał tkwić w czymś, co by nie miało sensu. Maurice nie był typem, który się przemęczy w imię miłości. Na dobre i na złe, to przy ślubie, a nie na wczesnym etapie związku. Mężczyzna wręcz bał się, że Ida się przy nim zmieni. Że straci pewne te cechy, które on tak lubił. Jasne, mogłaby być mniej uparta. Ale ta dobroć, która go notabene wkurwiała, to była jedna z rzeczy, którą tak cenił. Sam taki nie był i nie będzie, a gdyby nie to, to ona by z nim tyle nie tkwiła. Ida była dobrym wampirem, dlatego szukała pozytywów w Maurycym. I jasne, mogłaby chętniej polować. Mogłaby się tak nie wzruszać na widok śmierci. Ale jeśli miał by to zmienić kosztem tego, że traktowała go z takim ciepłem, to by wolał do końca związku słuchać jak to ona nie chce zabijać. Na taki kompromis był w stanie iść.

- Nie próbuj nawet – chciał dodać bo Cię zostawię, ale powstrzymał się. Nie chciał psuć chwili. Wizja zostawienia Idy sprawiała, że było mu przykro. Nie wiedział, czy będą na zawsze, ale gdyby miało być tak jak teraz, to by bez zastanowienia w to wszedł. Natomiast bał się, że to właśnie minie. Że się sobą znudzą, że wpadną w monotonię, której Maurice tak nie lubił. Uwielbiał zmiany, niepewność w tym, gdzie będzie za rok. A tu nagle musiał się liczyć z drugą osobą. Obok była Ida, która może niekoniecznie chciałaby mieszkać w Austrii. A on by może się tam przeprowadził, a może by pojechał na Hawaje i kręcił biodrami w rytm wybijanych na bębnie nut. No nie wiedział i to kochał. Sam fakt, że może, a w sumie mógł, zrobić co mu się tylko żywnie podoba. Teraz musiałby takie rzeczy przedyskutować z Idą. Nowość. A już mu się śniło w koszmarach, że utykają w Paryżu na kolejne dziesięć lat. Wtedy to by chyba kopnął w kalendarz z nudów. Powoli by się kończyły zlecenia, ludzie do zamordowania i miejsca do polowania. Stagnacja. Nie znosił stagnacji.

- Ty byś się męczyła? Ze mną? Byś wygrała w loterii, przystojny mąż, majętny, majestatyczny i do tego niebanalnie inteligentny. Kochana, miałabyś ustawione życie. A potem jaki fajny rozwód by był. Tego jeszcze w mojej rodzinie nie grali, głównie dlatego, że Renia i Silvan się nie chajtnęli. Wiesz, mi się nie widzi iść ich tropem. Przez wpadkę, aż po powolny rozpad związku. Chcę coś hucznego, wielkiego, z pompą. – Mówił ni to żartem, ni to poważnie. Faktycznie, wymagał od życia wielkich rzeczy. Takich, które są nie do zapomnienia. Lubił szybkie rzeczy, takie które napawają dreszczykiem emocji. Jakby miał mieć ślub, to byłaby to impreza stulecia. Już to widział. Najlepsi wampirzy muzycy (czyt. Jannik grający na trąbce po pijaku), tancerze (czyt. Jannik tańczący belgijkę pod wpływem), krew z pierwszej ręki, szampany, kiecki za miliony monet i ogólnie wszystko wykonane z największym rozmachem.
Rozmowa o dzieciach wprawiła go w pewną nostalgię. On sam nie miał kontaktu z wieloma dzieciakami. Jedynie miał niegdyś małą Amelię, którą opiekował się nieporadnie. Jannik był naprawdę nieodpowiedzialny zostawiając ją z nim. Aczkolwiek, miał już pewną wprawę. I tak, po tych wszystkich perturbacjach ciążowych, doszedł do wniosku, że sam chciałby mieć kiedyś potomka. Ale to nie teraz, teraz nie był na to moment.

- Hipotetycznie, jakbyś miała dziecko ze mną, to ja bym je wszystkiego nauczył. Dzieciństwo wampira jest dość samotne, ale za to masz kolejne setki lat, żeby to zrekompensować. Gorzej jak nie masz znajomych za bardzo, ani chętnych do spędzania czasu z Tobą, rodziców. Wtedy to kiła i mogiła. Chciałbym mieć w sumie dziecko, jak tak o tym myślę. Masz wtedy mini wersję siebie do kochania, zajmowania się. Jannik mówi, że nic nie daje takiej satysfakcji jak wychowanie dziecka. Dziwne, że akurat on wyręczał się wszystkimi.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Związki mają to do siebie, że zmieniają ludzi. Trzeba nauczyć się żyć z drugą osobą, dostrzegać jej niektóre wady, których nie możemy zmienić, a także doceniać zalety. Związek to też sztuka kompromisu, dlatego niektóre rzeczy trzeba między sobą dotrzeć, zobaczyć na ile możemy wyjść z własnej strefy komfortu nie zmieniając się przy tym diametralnie. Ida nie miała zamiaru się jakkolwiek zmieniać, nie chciała oddawać dużej części swojego charakteru tylko dlatego, że Maurycy był bardziej szarym charakterem niż księciem na białym koniu. Nie musiał się martwić, że nagle zniknie z niej to ciepło, którym go darzyła, nawet jeżeli pracowali wspólnie nad lekkim umocnieniem jej charakteru. Ciężko było być wampirem, który płacze nad każdym zabitym człowiekiem. I chociaż Maurycy może średnio mógł zrozumieć ten problem, to nie był od tego, by go rozumieć. Idzie wystarczyło, że nie komentował zbyt ostro i przytulił ją, kiedy tego potrzebowała. Do moralnych dyskusji mogła zaprosić kogoś, kto bardziej utożsamiał się z tym co czuła, chociażby z Sahakiem, który już raz jej w tej kwestii pomógł. Kobieta nie miała za złe swojemu ukochanemu, że nie do końca rozumiał i pochwalał jej ludzką moralność. Dopóki jej tego ostentacyjnie nie wypominał przy każdej rozmowie, mogła z tym żyć.
Bo co, zostawisz mnie? — Sama dopowiedziała to, co on urwał. Nie zdziwiłaby się, gdyby to zakończyło ich związek, w końcu kto chciałby być z psychopatką. Ida też nie do końca była pewna, czy by przy nim została w razie gdyby nagle zaczął być super kochanym, milutkim wampirem. Coś ją mimo wszystko pociągało w tej bezwzględności i twardości charakteru. Może to była kwestia zauroczenia, bo nawet jak nie pochwalała morderstw w biały dzień, to mimo wszystko u niego jakoś łatwiej było to zrozumieć i w jakiś pokrętny sposób nawet zaakceptować. Miała nadzieję, że przy niej po prostu nawet jeżeli będzie polował, to nie będzie robił z tego jakiejś celebracji. O stagnację też się nie musiał bać. Olszewska mało podróżowała, nie widziała dużej części świata. Ona nawet nigdy nie była poza Europą. Wspólne wyprowadzki, poznawanie nowych miejsc, wybór tego gdzie spędzą kolejne miesiące ją ekscytował i fascynował. I chociaż na razie cieszyła się życiem w Paryżu, to gdyby zaproponował w ciągu najbliższych lat zmianę lokalizacji to pewnie nie miałaby nic przeciwko. Być może to byłby błąd, bo z ciasnej siatki rodzinno-przyjacielskiej zostałby jej tylko on, związałaby się z nim w jeszcze inny sposób niż teraz, ale to był problem przyszłej jej. Na razie żyło im się dobrze.
Co mi po super przystojnym, majętnym i majestatycznym mężu, jeżeli co chwila by mi wypominał, że jest ze mną tylko przez dziecko. — Wzruszyła ramionami, bo jak dla niej tkwienie w związku w którym nie ma nic więcej niż przywiązanie, było bardzo bez sensu. Szczególnie, jeżeli to przywiązanie nie byłoby nawet do siebie, tylko do dziecka. Mieliby osobne sypialnie i witaliby się z rano skinieniem głowy, zanim zaczęliby udawać, że nie istnieją? Ida się na coś takiego nie pisała, niezależnie jak bogaty, inteligentny i charyzmatyczny by nie był Maurice.
Jednak chciałbyś wielką pompę? Na weselu mówiłeś, że zaprosisz maksymalnie dziesięć osób. — Przypomniała sobie ich całkiem cywilizowaną rozmowę na weselu, kiedy wszystko się zaczęło. Co prawda dla kogoś mogłoby się wydawać dziwne, że pamiętała jakieś szczegóły z rozmowy, którą przeprowadzili trochę pijani przed salą weselną, jej to jakoś szczególnie zapadło w pamięci. Pomyślała wtedy, że to trochę przykre, że ktoś, kto żyje prawie 200 lat chciałby na tak ważną chwilę zaprosić taką garstkę osób. Z drugiej strony, nie oceniała go. Zdziwiło ją, że myśli w ogóle o związkach w takich kategoriach, szczególnie, kiedy miał w perspektywie wieczność. Takie przywiązanie do jednej osoby oznaczało dla niej naprawdę prawdziwą głęboką i nienaruszalną miłość. W końcu "I że cię nie opuszczę aż do śmierci", nabierało dla nich nowego znaczenia.
Tylko trochę się spięła jak wspomniał o hipotetycznym, wspólnym dziecku. Tak odrobinkę. Wspominali już o naprawdę poważnych rzeczach, a Idę trochę to przerażało, nawet w perspektywie wielu lat.
Zabrałbyś je na polowanie i powiedział, "tam masz rowerzystę, zabij?". Twarde wychowanie. — Prychnęła cicho, wspominając ich ostatnią przygodę, którą nadal trochę przeżywała, chociaż starała się nie myśleć o dwóch trupach, które powstały z ich rąk. Dla niego to było całkiem normalne, dla niej też musiało się w końcu takie stać. Kiedyś, może. Dalej miała nadzieję, że większość życia będzie mogła się żywić krwią z probówki lub taką dostarczoną z człowieka, że nie będzie zbyt często postawiona w sytuacji kryzysowej, gdzie krew prosto z dawcy będzie jedynym wyjściem.
Trochę się przejęła jego słowami, mając wrażenie, że odnosi się do swoich własnych przeżyć. Nie rozmawiali wcześniej o jego przeszłości, czasami tylko słyszała jakieś wzmianki, w które się nie zagłębiała, widząc, że nie jest zbyt chętny do poruszania tych tematów. Teraz jednak atmosfera była inna, wzięło ich na poważne rozmowy o życiu, więc sięgnęła do jego policzka i pogłaskała go czule. — Ciebie polować uczyła pewnie Renata? Nie wyobrażam sobie Silvana w tej roli. — Oj, Ida dużo nie wiedziała o swoim opiekunie. Znała go tylko przez pryzmat XXI wieku, nie zastanawiała się, że przecież kiedyś wszystko wyglądało zupełnie inaczej. — Tak wspominasz swoje dzieciństwo? — Zagadnęła, dając mu jednak pole do ucieczki od tematu, gdyby jednak nie chciał wspominać o jakichś nieprzyjemnych rzeczach, kiedy tak przyjemnie im się leżało obok siebie. Czuła, że to może być faktycznie jakiś przełom w ich relacji, gdzie zaczynają się przed sobą otwierać, zamiast skupiać na fizyczności i celebrowaniu świąt w wiadomy sposób. Chociaż jacuzzi jeszcze na nich czekało, w końcu przecież będą musieli do niego trafić. — Zawsze dziecko może mieć rodzeństwo, wtedy nie będzie takie samotne. — Nie to, żeby coś sugerowała. Po prostu Ida nie wyobrażała sobie życia bez swojego brata, był osobą, na której zawsze mogła polegać. Kiedy wcześniej myślała o dzieciach, zawsze w wyobraźni było ich dwoje, starszy brat z młodszą siostrą, tak jak to było w jej przypadku. Najbardziej bolała ją rozłąka z nim i wyobrażenie dalszego życia bez jego obecności.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
- Gdybyś była psychopatką? Bez wątpienia. Mam do Ciebie pewne zamiłowanie, ale bez przesady Ida. – Odparł szczerze. Nie zamierzał jej oszukiwać, że będzie trwać przy niej, nawet jak jej kompletnie odpierdoli. Szczególnie na tym etapie związku. On nie zamierzał jej naprawiać, nie miał zamiłowania do kobiet w opresji. Nie rozumiał romantyzowania takich przypadków, gdy ktoś potrzebuje pomocy to niech idzie do terapeuty, a nie do niego. Maurice nie miał mocy sprawczej, żeby ratować stracone lub zagubione przypadki. Poza tym, nie chciał. Nie miałby na tyle empatii, żeby wyciągać Idę z odmętów szaleństwa. Gdyby była psychopatką, nie miałaby tych cech, które tak miłował. Dlatego też, bez zwątpienia mógł stwierdzić, że by ją zostawił. W ogóle by nigdy nie wszedł z nią w związek w takim przypadku. Już przerobił nadwrażliwe, nad histeryczne i nad dramatyczne. Ida taka nie była, dlatego byli razem. Była to bardzo prosta zależność. A, że wampir z dnia na dzień nie staje się psychopatą, to nie miał się o co martwić. Wiedział, że kobieta będzie się jeszcze zmieniać, miał jedynie nadzieje, że w stronę jego, a nie w zupełnie inną. Mogłaby być bardziej w niektórych aspektach albo mniej w innych. Aczkolwiek, na koniec dnia, dużo nie narzekał.

- Myślisz, że bym wypominał? – Zapytał bez krzty urazy, czy też zawodu w głosie. Był po prostu ciekawy jej punktu widzenia na tę sprawę. On sam po namyśle doszedł do wniosku, że za pewne by to robił. Związać się z kimś tylko ze względu na dziecko, byłoby ciężkie. Gdyby faktycznie była w ciąży, najprawdopodobniej chciałby być obok. Ale czy rzeczywiście by się pisał na aż nas śmierć nie rozłączy? No nie. Przez tyle lat nie był takim monogamistą, jak teraz. Musiał się wpierw do tego przyzwyczaić, co dopiero do bycia z kimś na przysłowiowy amen. Nie, zdecydowanie to by się tragicznie skończyło. Teraz, po miesiącu od tej tragedii i zmianie w ich statusie. Był w stanie wyobrazić sobie, że może kiedyś, staną przed ślubnym kobiercem. Aczkolwiek, nie było już żadnego przymusu. Ani Ida nie wprowadzała na niego presji, ani on sam nie czuł żadnych imperatywów. Byli w wygodnej sytuacji, gdzie naprawdę byli ze sobą tylko dlatego, że chcieli. Zero przymusów, zero szantaży. Maurice zdecydował się być z Idą, bo chciał. Bo coś do niej czuł. Nie dlatego, że w równaniu miał pojawić się ktoś nowy. Im było dobrze we dwójkę. Nie potrzebowali nikogo innego. – Zapewne tak – odpowiedział sam sobie.

Ze ślubem to było bardziej skomplikowane. Maurice wciąż by zaprosił mało osób, po prostu zrobiłby z tego imprezę stulecia. Nie potrzebował wielu gości, żeby była pompa, żeby lśnić. No bo kogo miałby zaprosić? Ten sam squad co był z nimi w St. Moritz, kilka starych znajomych, Jannika, jego rodzinę. No może to nie byłoby dziesięć osób, ale dwadzieścia. Wciąż, jak na standardy ślubne, mało. Najzwyczajniej w świecie, Maurice przez te lata odciął się od wielu wampirów. Nie miał bliskich przyjaciół, najbliższy był właśnie Fischer, z którym spędził kupę czasu. Mężczyzna też nie czuł wielkiej potrzeby bycia z innymi. Był samowystarczalny, idealnie zajmował sobie czas, plus faktycznie, dużo pracował i nie miał nawet za dużo okazji, żeby się spotykać ze starymi kolegami. Część relacji umarła śmiercią naturalną, część wisi gdzieś w eterze. Tak to wyglądało. Jak ma się dwieście lat, to się nawet nie pamięta imion tych, z którymi się trzymało sto lat temu.
- Bo zaproszę mało osób, nie zmienia to faktu, że Jannik ma grać na trąbce, ma być jakiś ciekawy temat przewodni. Nie wiem, gdzie tylko. Pewnie gdzieś w Szwajcarii bym chciał. Alpy, taki klimat. – Faktycznie, był lekko zdziwiony, że Ida w ogóle o tym pamiętała. Gadali o tym stosunkowo niedawno, a jednak sam Maurice musiał na chwilę się zastanowić, kiedy o tym mówił. On naprawdę był w ciężkim stanie na weselu, więc dużo rzeczy mu się mieszało. Aczkolwiek, miło mu nawet było, że Ida pamięta takie rzeczy. Świadczyło o tym, że naprawdę jej zależało. A i jemu też, tylko chyba rzadziej to pokazywał.

- Moje dziecko to samo dorwie rowerzystę z przyjemnością. Sztuka wychowania, Ida. Potem napiszę książkę, jak wychowałem małego mordercę w pięciu krokach. – Również prychnął śmiechem, ale mówił to na poważnie. Nie zamierzał wychować filigranowych, eterycznych mimoz, które nie będą wiedzieć, jak się dorwać do ofiary. O nie. Maurice był pewien, że jak już się dorobi dzieci, to będą to chodzące maszyny do zabijania. Takie jak on.
- Oczywiście, że uczyła mnie Renata. Silvan uczył mnie chemii i innych takich bzdur. Gdzieś w garażu mam nawet dyplomy. – Odparł zdając sobie sprawę, że nigdy nie mówił Idzie, że w ogóle skończył studia. I to nie jedne, a dwa, a trzecie zaczął. Aczkolwiek, zabił profesora i na tym zakończyła się jego kariera w edukacji. Wszystko się musi kiedyś skończyć. – Moje dzieciństwo? Tak. Prawie żadnych wampirów w moim wieku, rodziców, którzy robili wszystko byle nie ze mną. Ale widzisz i z tego się wychodzi. Ze wszystkiego się wychodzi. – Rzucił. Taka była prawda, według Maurice’a nawet z takich mini tragedii, dało się wyjść obronną ręką. Nie mówił wcześniej o swoim dzieciństwie, ale w takiej atmosferze, mógł uchylić trochę rąbka tajemnicy. Co mu szkodziło? W końcu i tak byli parą. Ida już mogła wiedzieć więcej o nim, wręcz powinna.
- Rodzeństwo – powtórzył w zamyśleniu. Czyli mając dzieci z Idą, musiał się przygotować na kilka trafnych strzałów. Zakodował to i zaakceptował. Kilkoro dzieci też mógł mieć. Ciężej by było z małą różnicą wieku, znając prawdopodobieństwo zajścia w ciąże. Aczkolwiek, dla Maurycego nie było rzeczy niemożliwych. Wierzył w siebie i w swoje umiejętności. Albo poprosi Sahaka, żeby pomodlił się o bliźniaki. To też była opcja.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Miał do niej zamiłowanie. Serce kilka razy uderzyło jej szybciej, tuż po tym jak on powiedział. To była jedna z niewielu sytuacji, kiedy mówił wprost takie rzeczy. I już nawet nie liczył się kontekst, po prostu ucieszyły ją jego słowa. Uderzyły tam gdzie miały, prosto w środek. Nawet nie wypomniała mu tego, nie zapytała ze złośliwym uśmieszkiem czy miał to na myśli, chyba po prostu bała się, że może trochę go poniosło, a kiedy podniesie ponownie temat to się z tego wycofa. W jej brzuchu nagle obudziło się stado motyli, ale ona starała się je zagłuszyć. Jeszcze było za wcześnie, żeby przyznała się przed sobą, że tak łatwo się w nim zakochała, a co dopiero, gdyby miała się z nim tym podzielić tak wprost.
Myślę, że obydwoje byśmy narzekali i wypominali sobie. Nawet jakby na co dzień było wszystko w porządku, w jakichś chwilach zawahania czy podczas kłótni to byłby główny argument. "Nie wybraliśmy siebie z własnej woli, tylko z przymusu". Nie zrobiłabym tego ani sobie, ani tobie. — Wyjaśniła o co jej chodziło, chociaż myślała, że on może mieć podobne podejeście. Sama nie wiedziała, czy w ogóle powinna czegokolwiek od niego oczekiwać. Powiedział jej, że wcześniej nigdy nie był w związku, więc jeszcze bardziej doceniała to, co mieli. Na ten moment na pewno nie zależało jej na jakimś większym zobowiązaniu. Nie zakładała, że za 15 lat się hajtną, a za 30 będą mieli dzieci. Chciała by się powoli odkrywali coraz bardziej, uczyli ze sobą żyć, zdobywali wspólne doświadczenia i wspomnienia. Nawet jeżeli kiedyś by im coś odwaliło i by stwierdzili, że chcieliby sobie coś obiecać, to dla Idy nawet nie musiało się to wiązać z formalnością. Ślub dla ludzi był wygodny głównie ze względów formalnych. Ida nigdy nie wierzyła w jakieś bóstwa, które nad nimi czuwają, więc przysięgi przed Bogiem nie znaczyły dla dziewczyny tyle, co obietnice zawarte między sobą. A jakie pokrycie mogło mieć małżeństwo, gdzie obietnice byłyby powiązane jedynie z poczuciem obowiązku? Żadne, dlatego właśnie Ida średnio widziała w nim sens. I nawet lekko ucieszyła się, kiedy Maurycy przyznał, że faktycznie by spowodowało to jedynie kłótnie i jakieś niekoniecznie miłe teksty. Dobrze, że patrzyli na to podobnie.
Uśmiech jednak trochę zbladł, kiedy zaczęła rozmyślać o samej ceremonii. Ona jedyne kogo chciałaby na niej zobaczyć, to własną rodzinę. Chciałaby, żeby Paweł był obok niej, żeby ojciec zaprowadził ją do urzędnika, gdzie czekałby na nią jej wybranek. Mama pomogłaby jej z sukienką, pożyczyła swój pierścionek zaręczynowy z niebieskim oczkiem. Jakoś to wszystko było dla niej równie ważne co sam fakt przysięgi. Ida była dość rodzinną osobą i najciężej było jej się pogodzić z utratą tego aspektu ślubu. Oczywiście, w teoretycznym wyobrażeniu do ołtarza mógł ją zaprowadzić Silvan, a w przygotowaniach pomogłaby jej Constanza wraz z Tahirą, Cerise czy Halide. Mimo wszystko to nie byłoby to samo, przez co trochę ją to wszystko bolało, a wyobrażenia miały słodko-gorzki smak. Nawet jeżeli do tamtej czysto hipotetycznej chwili znalazła sobie grono znajomych, a impreza byłaby naprawdę wyśmienita, to dalej brakowałoby w niej tego elementu, którego nijak dałoby się zastąpić.
Jannik na trąbce? Brzmi bardziej jak parodia niż idealne wesele. — Zaśmiała się, po czym spojrzała gdzieś na jego pierś, zastanawiając się samą czy miała jakieś marzenia, których nie mogłaby odpuścić. W sumie to zawsze myślała, że wolałaby ślub w plenerze, ale nie było to coś, czego nie mogłaby odpuścić. Chociaż, przyrzekać sobie miłość wieczną jak góry, tuż u podnóży Alp brzmiało naprawdę romantycznie. — Motyw przewodni brzmi lepiej niż popijawa z bimbrem, tu ci muszę przyznać rację. Chociaż wydaje mi się, że na typowym polskim weselu też nie mogłeś narzekać na zabawę. — Parsknęła śmiechem, dając mu kreować swoją wizję. Jeżeli kiedyś będą planowali coś takiego, to będzie bardziej zaangażowana, teraz nie chciała ingerować w jego wyobrażenia idealnego dnia. W końcu wcale nie musiał być z nią. Może na jego drodze stanie kiedyś ktoś lepszy, a Ida będzie zmuszona usunąć się z drogi jego szczęścia. Na razie jednak o tym nie myślała, nie miała podstaw do tego. Było im naprawdę dobrze, więc czemu miałaby szukać negatywów.
Pokręciła głową na jego kolejne słowa, ale mimo wszystko zaśmiała się z tego niby żartu o książce. Wiedziała, że mówił całkiem poważnie, bo była świadoma jak ważne dla niego były wampirze cechy i umiejętność przetrwania.
Widzisz, a moje dziecko byłoby nauczone, że polowania nie służą do zabawy. I, że nie powinno traktować ludzi tylko jak pożywienia, bo mama taż kiedyś była człowiekiem. — Oj, już widziała jakie będą mogły się wiązać z tym problemy w przyszłości, gdyby do tamtego momentu jakoś drastycznie nie zmieniła swojego zdania. A na to się nie zapowiadało, nie wyobrażała sobie sytuacji, gdzie chodzi na polowania z przyjemnością, jak leśniczy ze strzelbą chodzą do lasu. Dla niej to była umiejętność, którą musiała nabyć by umieć z niej skorzystać w razie jakiegoś wypadku, ale na pewno nie zamierzała zamieniać jej w zabawę.
Ej, chemia to nie bzdury. — Udała teatralne oburzenie, po czym podniosła się, a w jej oczach mógł dostrzec błysk. — Nie mówiłeś, że uczyłeś się chemii. Musimy kiedyś pójść razem do labu, pokażę ci nad czym pracuję. — Podekscytowała się, ale chwilę później spojrzała na niego, już z trochę spokojniejszym spojrzeniem. — Oczywiście jak chcesz, może cię to w ogóle nie interesuje i ja to zrozumiem. — Pogłaskała go po policzku, żeby go o tym zapewnić. Nie musiał przecież z fascynacją oglądać co się dzieje w labie, żeby ją wspierać. Szczególnie, że wcześniej nazwał chemię bzdurą.
Na słowa o wampirach i rodzinie jedynie spojrzała na niego z wzrokiem pełnym współczucia i nachyliła się, by pocałować go powoli, z pasją i uczuciem. Nie mogła naprawić przeszłości, ani jakkolwiek na nią wpłynąć, ale razem mogli zbudować wspaniałą przyszłość. Nie wiedziała co mogła powiedzieć. Że było jej przykro? Jakby to pomogło? Jej gest według niej mówił więcej niż tysiąc słów. A skoro już o przyszłości mowa.
Znaczy wiesz, czysto teoretycznie. Wiadomo, że to nie takie proste. — Uśmiechnęła się, chociaż ta cała rozmowa była trochę dziwna. Na pewno nie spodziewała się, że kilka dni po tym jak zostaną parą, będą dyskutować o hipotetycznych dzieciach. I to nawet więcej niż jednym. Wiedziała, że to nie takie hop-siup, że nawet jeżeli będą przy sobie trwali to pewnie o potencjalnym potomstwie będą poważnie rozmawiali na pewno za kilka dekad, jeżeli w ogóle. No chyba, że powtórzy się listopadowy scenariusz, na to już mogła nie mieć wpływu.
Na chwilę zapadła bardzo przyjemna cisza, którą Ida wykorzystała, żeby poprawić swoją pozycję. Położyła głowę na jego klatce piersiowej i objęła go ręką, wtulając się. Skupiła się na rytmie bicia jego serca, ciesząc się, że może być w takiej sytuacji. Nie wyobrażała sobie innego lepszego miejsca, w którym mogłaby być. Byli swoim bezpiecznym miejscem.
Chciałabym żeby między nami było już tak zawsze, wiesz? — Powiedziała cicho, wyginając głowę tak, żeby spojrzeć w górę. Ciężko było jej spojrzeć mu w oczy w takiej pozycji, a chociaż kusiło ją, żeby po prostu podnieść się i go pocałować, to nie mogła oderwać się od przyjemnego chłodu, który ją otulił. Jeszcze chyba nigdy nie byli tak blisko, a nawet nie zdążyli się rozebrać. Było to naprawdę piękne i chwytające za serce. Chociaż Ida miała nadzieję, że na tym nie poprzestaną, bo dalej go pragnęła nie tylko w jeden sposób.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Jannik grający na trąbce był must havem na ślubie Maurycego. Nie wyobrażał sobie ceremonii i wesela bez jakiegoś odpału w wykonaniu swojego najlepszego kolegi. Miał jedynie nadzieję, że nie zrobi akcji w stylu ślubu Johna Watsona w serialu Sherlock. Bo gdyby Fischer zdecydował się na długą przemowę i nie daj Boże prezentacje w formie zdjęć, to Maurice byłby w dupie. W końcu nie raz podejrzewano ich o jakiś dziwny romans, a było kilka fotografii, które by to potwierdziły. Dlatego też, blondyn wliczał show w wykonaniu Jannika w rozkład weselny. Aczkolwiek, liczył że jednak będzie to w ograniczonej formie. Również miał nadzieję, że nasz ulubiony lekarz bez granic już wybił sobie z głowy udzielanie mu ślubu. Koloratkę i habit z pewnością miał, tylko pytanie czy uprze się, żeby wprawić cały outfit w życie. W ogóle Maurice nie wiedział nawet w jakim obrządku chciałby mieć tę całą ceremonię. Katolickim? Prawosławnym? A może ślub Żydowski. Jannik w końcu miał bar micwę, może chciałby wcielić się w rabina.

- Jaka parodia? Czy ty nazywasz moje marzenia parodią? – Oburzył się żartobliwie. Jak dla niego to Fisher mógłby grać im na organach. Znając dynamikę mężczyzn, przygrywałby im Pitbulla, gdy Ida by szła do ołtarza, a potem szybko by skoczył udzielić ślubu. Jannik i Maurice byli chodzącym duality of a man. Obydwoje robili tyle rzeczy, że w głowie się nie mieści. – Nie narzekałem. Ale moje wesele nie będzie zakrapiane bimbrem i ogórkiem kiszonym. Jadłaś kiedyś borówki we krwi? To jest dopiero afrodyzjak.  – Maurice nie dał idzie zepsuć swojej wizji ślubu. Oczywiście, gdyby kiedyś do niego doszło, może i by się skłonił ku jakiemuś kompromisowi. Aczkolwiek, w tamtym momencie leciał z freestylem. Rzucał bomba pomysłami na lewo i prawo bez krzty wstydu. Normalnie nie był fanem opowiadania o swoich fantazjach, jednakże przy Idzie się nie wstydził. Nie wiedział, czy przyjdzie im się żenić, ale czuł się przy niej komfortowo. Od dawien dawna nie czuł się, aż tak nie oceniany. Nawet Jannik nie sprawiał, że Maurice mógł mówić o dosłownie wszystkim.

No i znowu weszli w temat, który był niezwykle drażliwy dla mężczyzny. Czemuż do cholery to babsko się upierało zostać w mindsecie człowieka? No czemu? Hoffmana już to zaczynało denerwować. Ida nie była człowiekiem od jakiegoś czasu i nigdy już nim nie będzie. Natomiast będzie musiała porzucić stare życie, czy jej się to podoba, czy nie. Zostawić za sobą rodzinę, znajomych, zamazać ślad istnienia Idy Antoniny Olszewskiej. Wyparuje. I Maurice nie potrafił zrozumieć tego kurczowego trzymania się przeszłości. Dla niego wymazywanie swoich person było banalne. Stanforda Heisenberga, pomimo znajomych, domu, partnerki w zbrodni, spalił w jeden wieczór. Był i przestał istnieć z dnia na dzień. Tego samego życzył Idzie, żeby porzuciła starą wersję siebie i pewnym krokiem weszła w pełen, prawdziwy świat wampirów. Teraz tkwiła w półkroku do niego. Takie pitu pitu uprawiała, niby wampir, a jednak oferma. I choć Maurice nie gardził nią z tego powodu, nie umiałby nawet wykrzesać z siebie takiego uczucia wobec Idy. To jednak denerwowało go to. Chciał dla niej jak najlepiej, a w rozumowaniu mężczyzny, znaczyło to, że powinna być jak on. Być niewzruszona trupami i śmiercią. Być tym, który odbiera życie, a nie nadaje. Po to były wampiry, żeby żerować na ludziach. Byli naturalnymi predatorami. A wybranka Maurycego z tym walczyła. A to była najzwyczajniejsza w świecie potyczka z wiatrakami. Hoffman postawił sobie wręcz za punkt honoru, nauczyć ją życia wampira.

- Ale nie jest i nie będzie, Ida. Nazwij mnie brutalnym, ale prędzej czy później zapomnisz o swoim człowieczeństwie. A im szybciej, tym lepiej dla Ciebie. Posłuchaj się starszego, porzucenie bolesnej przeszłości jest najlepszą rzeczą, jaką możesz dla siebie zrobić. – Powiedział poważnie, tonem mędrca narodów. Maurice wiedział swoje i tego się nie da zmienić. Był za stary na wielkie rewolty w światopoglądzie. Już ten cały związek wywrócił do góry nogami jego całe życie. Więcej nie potrzebował, a wręcz nie chciał. Także tu już się pojawiał pierwszy większy problem w ich relacji. Hoffman nie był w stanie empatyzować z Idą. No po prostu nie umiał i chyba w pewien sposób nawet nie chciał. Był uparty w swoich poglądach, był chodzącym emblematem wampiryzmu. A to, że na dodatek zawodowo parał się śmiercią, to jeszcze pogłębiało ich problem. Sytuacja w pewien sposób, bez wyjścia, się im stworzyła.

- Masz przed sobą dyplomowanego chemika, historyka oraz astronoma w procesie. Dyplomu nigdy nie dostałem, bo zabiłem profesora. – Zaśmiał się na wspomnienie o dość tragicznym incydencie. Nigdy tego jakoś nie przeżywał, nawet czuł się w pewien sposób uwolniony. – Mogę pójść, ale przypominam, że ja w temacie byłem dwieście lat temu. Teraz to raz na jakiś czas coś poczytam, ale progresywny nigdy nie byłem. – Maurice to miał coś w sobie takiego, że niby był młody, ale czasem stary jak próchno. Z jednej strony znał Bojacka, Pitbulla i ABBę. Z drugiej jednak, średnio obsługiwał technologię, walcząc nie raz z pilotem. Jego sposobem na wszystko było napierdalanie urządzeniem. Słowem, często wymieniał telefony, czy też wspomniane wcześniej piloty.

- A tam, mówię Ci, jakbym chciał to bym mógł mieć nawet piątkę dzieci – odparł i zaraz objął Idę, gdy się na nim położyła. Lubił być blisko niej, uwielbiał czuć jej ciało pod swoimi dłońmi. Nie ważne, że byli ubrani, w ogóle mu to nie przeszkadzało. I tak zależało mu na najzwyklejszej bliskości, której mu tak bardzo brakowało przez lata. Zamarł jednak, gdy usłyszał słowo zawsze. To było bardzo, ale to bardzo, mocne słowo. Nie wiedział trochę jak zareagować, ponieważ bał się co za tym stało. Chciał być przez nią adorowany, kochany. Ale póki tego nikt nie mówił, mógł żyć spokojnie. A za zawsze kryło się kilka innych wyznań. I wszystkie były przerażające. Przymknął oczy i cicho westchnął. No i co on miał począć? Biedaczyna stał na rozdrożu i nie wiedział, w którą stronę pójść.
- Jest świetnie – odparł mało zobowiązująco. Nie chciał się przyznawać przed nią ani przed sobą, że też chciał, żeby to nigdy nie minęło. Mogło być tylko lepiej, nie akceptował opcji, w której coś się zmieni na gorsze. Łatwiej mu było żyć w przekonaniu, że to nie będzie mieć końca. Bo wiedział co stanie za zwieńczeniem tej relacji. Smutek, żałoba i kolejne lata życia w gorzkiej rzeczywistości. Nie chciał do tego wracać. Nie, gdy w końcu znalazł spokój w życiu. Coś stabilnego w tej jego całej dwustuletniej egzystencji.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Uśmiechała się jak głupia pod nosem, gdy rozmawiali na te tematy. Wyobrażała sobie to o czym mówił i po prostu podobała jej się taka wizja, chociaż niektóre elementy ją śmieszyły. Na przykład właśnie Jannik grający na jakimkolwiek instrumencie.
Nazywam parodią Jannika co gra na trąbce, no ale jak to twoje marzenie to może powinnam się odsunąć i dać wam je spełnić. — Parsknęła pod nosem. Ida całkiem polubiła tamtego szwajcara, szczególnie, że widziała jak dobrze dogadywali się z Maurycym. Jak takie duo, które może nie widzieć się kilkanaście lat, a przy przypadkowym spotkaniu nadrobić wszystko w pięć minut bez żadnego żalu. Bawiły ją jego żarty, a wspólne historie z przeszłości tej dwójki były naprawdę ciekawe. No i musiała przyznać, że jak większość wampirów które spotkała, przyjemnie się na niego patrzyło. — Możesz obrażać bimber, możesz narzekać na wszystko, ale nie możesz powiedzieć złego słowa o kiszonych ogórkach babci Jadzi. — Skinęła na niego palcem, wytykając mu tę jedną rzecz, teatralnie oburzonym tonem. Uśmiech jednak nie zniknął jej z twarzy. Wiedziała, że Maurice zbytnio nie przepadał za ludzkim jedzeniem, ale niektóre rzeczy były świętością. Kompocik na przykład. — Nie próbowałam, będziesz musiał mi pokazać. — Tutaj uśmiech ze zwykłego, zmienił się na taki bardziej powabny i kuszący. W końcu padło słowo afrodyzjak, a z kim innym miała jeść takie rzeczy jak nie z nim? I robić inne rzeczy, wynikające z tych pierwszych.
Atmosfera jednak nagle się zmieniła, bo ze spokojnej dyskusji na temat dzieci, weszli na niebezpieczne tematy, które mogli sobie darować w takiej sytuacji w jakieś się właśnie znajdowali. Mogli się po prostu zacząć całować, ale nie, wzięło ich na poważne pogawędki.
Nigdy nie byłeś człowiekiem, więc nie widzisz tego tak jak ja. A i moje spojrzenie się różni od tego Silvana czy Renaty, bo żyli w innych czasach. — No co jak co, ale on miał najmniejsze prawo pouczać ją w tym względzie co będzie najlepsze dla niej. Nie znał tego uczucia, gdy nagle wszystko obraca się o 180 stopni, a ty jedyne co możesz robić to się dostosować. Nie zamierzała tracić integralnej części siebie, niezależnie jak bardzo będzie naciskał i jak często będzie powtarzał, że to dla jej dobra. — To jest częścią mnie, nie pozbędę się tego. Ludzie są normalnymi jednostkami, takimi jak wampiry. Jedyne czym się różnią to odpornością na wypadki i szybszą śmiercią. Marzą, czują i żyją tak samo jak ty i ja. — Naprawdę miła chwila, została nagle przerwana, kiedy na wierzch wyszły ich różnice. Ida nie chciała się na ten temat kłócić, ale jej szerszeniowata natura dawała o sobie znać. Nie umiała po prostu ugryźć się w język, ona była emocjonalna i czasami zbyt bardzo dawała się ponieść emocjom. Szczególnie przy tak drażliwym temacie, którym dla niej było traktowanie ludzi jedynie jako źródła pożywienia. Ona nie czuła się od nich lepsza, bo miała kły, pożywiała się krwią i nie musiała się zbytnio przejmować złamaną nogą. Rozumiała z drugiej strony, że Maurycy nigdy nie znał takiego życia, że on od zawsze był wampirem, a ludzie byli dla niego jedynie pokarmem. Dlatego też zazwyczaj starała się ignorować jego komentarze, ingerując dopiero jak zaczynał ją pouczać, tak jak w tym momencie. Gdyby zapomniała jak to jest być ludzką, odniosłaby największą porażkę i zgubiła się w tym świecie. Już nie byłoby dobrej Idy, gdyby nie potrafiła tym dobrem sięgnąć ku bezbronnym i nieświadomym.
Prychnęła na jego wspomnienie o tym, że zamordował profesora. Sama pewnie równie mocno miała ochotę pozbyć się niektórych jednostek ze swojej drogi w edukacji. Był taki profesor od chemii kwantowej, którego wypadek sobie wyobrażała dość często, nawet chyba zbyt często by było to normalne. Tylko, że teraz, kiedy już miała takie możliwości by cokolwiek z tym zrobić już nie odczuwała takiej potrzeby. Umiała się opanować, może nie do końca zrozumieć co z tego wynikało. Jak była człowiekiem, to myślała, że przed zamordowaniem typa blokuje ją jedynie wizja możliwego przyłapania, złapania jej, którego konsekwencją było spędzenie bardzo długiego czasu w więzieniu. Teraz jednak już tak na to nie patrzyła, chyba po prostu sama świadomość, że mogła jej wystarczała. Ida zdecydowanie była zbyt miła, dobra i naiwna na życie w mroku. I chociaż sama tego nie widziała, to dostrzegał to ten, który się taplał w ciemności na co dzień.
Wytłumaczę ci wszystko, panie dyplomowany chemiku. — Cmoknęła go szybko, ucieszona wizją wspólnego spędzania czasu. Nie to, żeby wspólne miareczkowanie było dla niej szczególnie romantyczne, nie była na tyle trzepnięta. Nie wzięłaby go tam po to, żeby robić nudne eksperymenty, bardziej dla zaprezentowania idei. No i miała podejrzenia, że naprawdę seksownie wyglądałby w fartuchu. — Czy studiowanie historii będąc wampirem to nie oszustwo? Pewnie niektóre wydarzenia opiszesz lepiej niż niejeden historyk. Już sobie wyobrażam, jakbyś poprawiał profesora akademickiego, że wcale tak nie było, a Napoleon wcale nie był taki niski. — Ida na tyle nie znała się na historii, że nawet nie doliczyła się, że francuski cesarz to zmarł zanim Maurycy się urodził. No cóż, na szczęście błyszczała w innych dziedzinach. I była ładna.
Przytulona do niego nie zauważyła, że zamarł. Nie chodziło jej też w sumie o jakieś obietnice i zapewnienia. Po prostu chciała podkreślić jak jej z nim dobrze, że docenia to co mają. Jego bliskość, rozmowy te bardziej głębsze, jak i te porównujące dawną i teraźniejszą muzykę czy seriale. Podobało jej się to co między nimi było. Taki etap znajomości, gdzie w wampirze buzują cały czas hormony szczęścia, niezależnie czy po prostu patrzą na siebie, dotykają, rozmawiają czy całują się. Jak dla niej mogli tkwić w takim zawieszeniu przez następne tysiąc lat. Nigdy nie poruszać zbyt trudnych tematów, zobowiązań czy obowiązków. Po prostu cieszyć się wspólnym życiem.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
- Ale ja nic nie mówię! Dobre były! Ale picie z nich soku to jakaś przesada, a mogę dać rękę, że widziałem Dawidka, który zerował ze słoika. – Odparł przypominając sobie ten niecodzienny widok. Ogólnie to wesele było bardzo niecodziennie dla Maurycego. Zupełnie inne obyczaje, muzyka, klimat. Nigdy wcześniej nie był na takim przyjęciu. W ogóle to mężczyzna nie był na wielu ślubach. Jakoś nie po drodze mu były. Oczywiście, u Jannika już był, to była dopiero impreza. Co tam się działo, zostało wielką tajemnicą. Również kiedyś udał się z Halide na wesele, gdzie pan młody zabił teściową. No takie klimaty wampirze. A tu znalazł się na ludzkim i do tego polskim, ślubie. To był pewien szok behawioralny, ale dobrze go wspominał, głównie dzięki Idzie.
- Oczywiście, że pokażę. Jak wrócimy do domu to Ci zrobię taką kolację, że padniesz. – Zapewnił. Zamierzał jej zrobić krwawy posiłek w różnych wariantach. Akurat takie ”gotowanie” to on umiał uprawiać. Głównie dlatego, że nie miało nic wspólnego z prawdziwą sztuką kulinarną. Po prostu wystawiłby różne owoce i do tego krew, do maczania, popijania i rozkoszowania się. Maurice jako wampir potrzebował pić więcej krwi, niż inni. Głównie, dlatego nie tylko polował, a i używał syntetyków. Z czystej wygody to robił.

No i nadszedł czas kłótni. On naprawdę nie chciał wprowadzać złej atmosfery, ale był zbyt uparty, zbyt zakopany w swoich poglądach, aby dać przepuścić ją z tymi poglądami. Możliwe, że jako rodzony wampir, faktycznie nie miał szans wielu rzeczy zrozumieć. Ale dzięki temu, był ekspertem od praktycznej strony życia wampira. Wiedział co się z czym je, co robić i przede wszystkim, jak przetrwać. Dlatego też był pewien, że Ida by nie przetrwała miesiąca sama, bez pomocy innych i bez syntetyków. I to go nie dość, że martwiło, to i frustrowało. Czy zamierzał ją sprowadzić na złą stronę? Tak, zdecydowanie. Tylko, że kobieta była bardzo oporna i ich poprzednia próba skończyła się tragicznie. A mianowicie, zapłakaną Idą i wkurwionym Mauricem, który nie wiedział co robić. Nie był dobry w pocieszaniu, żaden z niego terapeuta. Co więcej, nie zgadzał się ze stwierdzeniem, że czasy były inne to i oni są inni. Ludzie zawsze byli brutalni, zawsze czuli i myśleli. Chociaż można by powiedzieć, że było to w pewien sposób wcześniej ograniczone. To człowiecza słabość była zawsze.

- Czasy były inne, ale ludzie i wampiry tacy sami. Ja Ci nie mówię, że masz zrezygnować z syntetyków. Ja po prostu uważam, że zacietrzewienie w niepolowaniu jest bezsensowne i dziecinne. A wręcz, skłoniłbym się do diagnozy, że ignoranckie i jesteś w stanie wyparcia bycia wampirem. – Odparł spokojnie, ale w głosie można było usłyszeć pewien zawód. Maurice chciał dla Idy jak najlepiej, a jego definicją dobrobytu było nie bycie wampirem-ofermą. Czy liczył, że z czasem się upodobni do niego? Tak. To był wymarzony scenariusz mężczyzny. Wiedział w końcu, że pary się do siebie upodobniają, a że on był niczym beton, ciężki do wzruszenia. To zostało, żeby to Ida przeszła na jego stronę.
- Psy i krowy też pewnie czują, a za pewne nie byłaś wegetarianką. Co więcej, ludzie się sami zabijają z większą częstotliwością i łatwością i to z błahych powodów. A my, żeby przeżyć. I uwierz mi, różnimy się w o wielu więcej aspektach. Wampiry są najzwyczajniej w świecie, z punktu Darwinistycznego, lepsze. Jesteśmy lepszą rasą, a że jesteśmy stworzeni, żeby zabijać, to już jest wybór świata, losu, Boga, co tam Ci bardziej pasuje. – Maurice uwielbiał w Idzie tę dobroć, ale jedynie w jego kierunku no i może jego bliskich. Nie było mu na rękę to, że tak sympatyzowała z ludźmi. A i on ich dobrze znał. Wykonywał zlecenia nie tylko dla wampirów i wilkołaków. A to właśnie ludzie potrafili go zatrudnić do najkrwawszych, najbrutalniejszych zadań. Jeśli chodziło o destruktywną naturę, to wampiry nie wiele się różniły właśnie od nich. Śmierć była nieodłączną częścią żyć tych obu ras, chociaż w różnych wydaniach. Już nie chciał wspominać tych wojen, tych segregacji i wszystkich negatywnych rzeczy, w których ludzie się specjalizowali. Miał nadzieję, że Ida zdawała sobie z tego sprawę i, że nie musiał jej pouczać i w tym.

- Miałem dwadzieścia lat, jeszcze gówno widziałem i chuja wiedziałem. A Napoleon umarł rok przed moimi narodzinami, słońce. – Poprawił ją kręcąc głową z rozbawienia. Ida nie pasjonowała się historią i mu to nie przeszkadzało. Mógł opowiadać jej o wszystkim, a ona przyjmowała to ze świeżą ciekawością i bez podważania jego racji. W końcu nie raz wyciągał tak nieznane wydarzenia, że jego zdanie na ich temat mogło być jednym z nielicznych istniejących.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Prychnęła na wspomnienie własnego kuzyna. Czasami trochę żałowała, że jej chłopak poznał tę odnogę jej rodziny, która nadawała się na przykład "dlaczego Maurice ma racje, że ludzie są gorszym podgatunkiem wampira i nie ma co ich żałować". Z drugiej strony, mogli bez zbytniego wgłębiania się w historie i wspomnienia żartować z tego ewenementu i wytkać wszystkie głupoty, które udało mu się osiągnąć w ten jeden wieczór. Cóż, trudno.
Jakbyś nie wiedział, że Dawid nie jest najjaśniejszą żarówką na strychu. To podobno dobre na kaca. I smakuje po prostu jak ogórek. — Zaśmiała się, bo przecież babcia Jadzia zmusiła ją kiedyś, żeby spróbowała zakwasu. Nie było to może coś wspaniałego, ale do przeżycia.
Przez to, że Maurycy wspomniał jej kuzyna, wróciła myślami do wesela i odruchowo się uśmiechnęła na obrazy, które pojawiły się w jej głowie. Altanka przyozdobiona lampkami, brzydka granatowa ścianka do zdjęć, oczepiny, a później bardzo udana noc. Nie mogłaby na nic narzekać, gdyby nie bolesny poranek.
Trzymam cię za słowo, gwiazdo. Jak kiedyś będziesz chciał to też nam zrobię jakąś kolację. Z takimi ludzkimi potrawami, ale winem z krwią w kieliszkach. Będziesz musiał udawać, że ci smakuje, bo inaczej złamiesz mi serce. — Zaśmiała się, udając, że łapie się za klatkę piersiową, jakby naprawdę miała dostać zawału. Kiedyś lubiła gotować, było to dla niej coś w stylu pracy w labie, taka sama metodyka. Jednakże tutaj mogła spróbować swojego wyrobu, a i efekty były ładniejsze. Odkąd została wampirem jednak ograniczała się do jakichś prostych przepisów, nie oddając się kuchni tak jak kiedyś. W końcu trochę przytłaczały ją smaki i dopiero od niedawna zaczęła je w miarę kontrolować. Chociaż zdarzało jej się wyrzucać zbyt słodkie ciastka czy za ostre makarony.
Było chyba im zbyt miło, bo oczywiście temat musiał zejść na ten, na którego obydwoje mieli inne spojrzenie. Ida w sumie nie wiedziała po co poruszyła go w taki sposób. Nie to, że unikała dyskusji czy trudnych tematów, po prostu mogli obydwoje sobie odpuścić w takiej atmosferze, w taki dzień. Para upartych osłów jednak musiała bronić swojego spojrzenia na świat i swoich poglądów, co było strasznie irytujące w niektórych momentach. Na przykład takich jak ten.
Czy Ida zbytnio unikała niektórych stron swojej nowej natury? Tak. Czy Maurycy mógł dać jej kilka lat więcej, by wszystko sobie poukładała i być może zrozumiała nowy świat w jakim przyszło jej żyć? Zapewne również odpowiedź powinna być twierdząca. Być może była ofermą i tkwiła w zaprzeczeniu, ale jej rodzina nadal żyła, a ona nie zdążyła nawet przeżyć jednej dekady w stanie wampiryzmu. Miała jeszcze czas, tak przynajmniej sądziła. A i wychowanie hipotetycznych dzieci mogło być kwestią sporną, kiedy te dzieci w ogóle pojawiłyby się na radarze. A tutaj nagle wystąpiło starcie, którego nie rozumiała.
Maurice. Nie muszę polować, żeby przeżyć, mogę żywić się z innych źródeł. Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdzie nagle straciłabym do nich dostęp, ale nawet jeżeli, to pokazałeś mi co i jak. Nie widzę sensu w robieniu tego dla sportu. — Ona też powiedziała to spokojnie, chociaż po sposobie w jaki wymówiła jego imię mógł usłyszeć, że trochę zdenerwowały i zabolały ją jego słowa. Wychwyciła tę nutkę zawodu, którą nacechował swoje słowa. Skoro nie odpowiadała mu dziewczyna oferma, to może powinien szukać sobie kogoś, kto żył dłużej. Ścisnęło ją trochę w płucach, kiedy taki wniosek pojawił się w jej głowie. Co jeżeli jej się nigdy to nie zmieni? Zostawi ją, bo nie chciała mordować?
Ludzie może zabijają. Wampiry też. Ja nie muszę, dopóki nie jest to konieczne. Możemy zmienić temat? Proszę. Nie chcę się kłócić, nie dzisiaj. — Zakończyła wręcz błagalnym tonem głosu i spojrzała mu prosto w oczy. Naprawdę wolała już porozmawiać o faszystowskich Włochach niż dyskutować z nim na tematy, na które nie potrafili znaleźć jeszcze porozumienia ani kompromisu. Rozumiała w pewnym sensie jego obawy, jego spojrzenie na to wszystko. Mogła naprawdę wczuć się w jego sytuację, gdzie całe jego długie życie ludzie byli jedynie kimś gorszym, pożywieniem, służącym w jednym konkretnym celu. Ona nie umiała tak na nich patrzeć. Sam fakt, że bardzo prawdopodobne było w jej przypadku nie rozpoznanie, że rozmawia z wampirem gdyby spotkali się na neutralnym gruncie, to sama spędziła tyle lat w ich otoczeniu, że nadal czuła się bardziej ludzka niż wampirza. To, że ludzie byli okrutni było faktem. Może nie miałaby wyrzutów sumienia, gdyby Maurice zaprowadził ją na polowanie na spacerniak w więzieniu o zaostrzonym rygorze i dał jej wybór między zabiciem mordercy, a gwałcicielem. Może wtedy miałaby mniejszy problem z moralnością. Na neutralnym gruncie jednak wyrzuty sumienia były zbyt wielkie, by mogła z nimi spać spokojnie.

Zaśmiała się na jego słowa o studiach. Dwadzieścia lat w jej przypadku był to całkiem niedawny okres. Praktycznie dopiero go skończyła. I faktycznie, w obliczu kolejnych stuleci na pewno mogła powiedzieć, że praktycznie nic nie widziała na tym świecie, a jej wiedza ograniczała się tylko do akademickiej. Kiedy Maurice wspomniał o tym, że Bonaparte zmarł rok przed tym jak on się urodził, Ida zrobiła wielkie oczy. Napoleon był pierwszą postacią historyczna na której temat fakt przyszedł jej do głowy, a tutaj nagle dotarło do niej w pewien sposób jak naprawdę stary był Maurycy. Boże, przecież francuskiego cesarza kojarzyła jedynie z obrazów, gdzie miał te śmieszne białe spodnie i siedział na koniu, a tutaj nagle Maurice wyskoczył, że praktycznie żył w podobnych warunkach. Spojrzała na niego dziwnie.
Dotarło do mnie, że faktycznie jesteś stary. — Zachichotała, tak jakby rozmawiali o dramatycznej różnicy wieku dziesięciu lat, a nie 170. Wolała o tym po prostu nie myśleć, nawet jeżeli w niektórych kręgach było to dyskusyjne. Wyrwał sobie młodą, niedoświadczoną i naiwną, a ona wpadła w pułapkę jak mucha w sieć pająka. — Dobrze, że nie widać tego po tobie. — Mruknęła i opuściła głowę, by ponownie się na nim wygodnie ułożyć, przytulając jego klatkę piersiową.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
- Oj, ale ja bardzo lubię taką kuchnię włoską. Spaghetti, czerwone winko i limoncello na deser. To to ja zjem, nawet bez przymusu. – Odparł pokazując Idzie, że jednak ma jakieś słabe punkty, że da się go zagiąć jeśli chodziło nawet o ludzkie jedzenie. Tak czy inaczej, na co dzień zupełnie nie czuł potrzeby, żeby jadać, jedynie pić. Pił krew, alkohole wszelkiej maści, od absyntu, aż po ajerkoniak. Najzwyczajniej w świecie nie był po prostu przyzwyczajony do normalnego jedzenia, więc nie jadał. Aczkolwiek, gdyby już Ida się postarała, to pewnie by sieknął nawet zakwas po ogórkach, żeby jej było miło. Nie obiecywał natomiast, że się nie skrzywi, albo że nie wypluje. Nie mógł czegoś obiecać, czego mógłby nie dotrzymać.

Faktycznie temat polowań i morderstw nie był najlepszym. Naprawdę Maurice chciał się jeszcze pomądrzyć, ale widział minę Idy i słyszał w głosie wręcz błaganie o zmienienie tematu. Dlatego zamilkł, dał jej to co chciała, czyli święty spokój. Skupił się więc na rozmowie o Napoleonie. Brak historycznej wiedzy u jego dziewczyny, czasami go załamywał. No, żeby myśleć, że Maurice jest tak stary jak cesarz to lekka przesada. Była między nimi różnica kilkudziesięciu lat. A, że Hoffman miał dopiero dwieście, nie tysiąc, to 53 lata to jednak była spora różnica. Nijak się nie dało do tego zaokrąglić. Co więcej, znowu mu przypomniała jak młoda była. Boże, 170 lat ich dzieliło. To nie były przelewki. On nigdy wcześniej nie gustował w tak młodszych, ale serce nie wybiera. Dopóki nie wspominali, nie rozmawiali o historii albo o przeszłości wszelakiej. No i dopóki nie odpalał się Maurycemu tryb mędrca narodów, Mesjasza i Boga w jednym, to w sumie nie było aż tak widać, że Ida miała tylko trzydzieści lat. Głównie dlatego, że sam mężczyzna był niedorozwinięty emocjonalnie. Zatrzymał się gdzieś około jej wieku i za bardzo nie ruszył. A nawet jak już szło do przodu, to działo się coś takiego, że znowu się cofał.
- No jestem, dwieście lat zaraz – odparł patrząc w sufit. Dwieście lat minęło jak z bicza strzelił. A ile zdążył zrobić! Dwa dyplomy, lata nauk matki, kariera w faszystowskich Włoszech, wielka kariera w Miami, zwiedzony prawie cały glob, doczekał się nawet dzieci Jannika. I niby tyle lat, a Ida wciąż była pierwszą jego dziewczyną. Możliwe, że pierwszą prawdziwą miłością. Zupełnie nie wiedział jak to się je i z czym. Strzelał ciągle na oślep i jedyne co go ratowało to ta jego pewność siebie dzięki, której wychodził na prostą. Fake it till you make it. To była jego mantra. I tak udawał, że wie co robi, aż obydwoje w to uwierzyli. Chociaż w najmniejszym stopniu. – Stary, ale jurny, ty się nie martw. Miałem tyle lat spoważnieć, nie spoważniałem. Ustabilizować się też nie bardzo. Będziesz miała ze mną szalone czasy, słońce. – Powiedział i przytulił ją. Zaraz po tym, poderwał się i wstał z łóżka.

- Chodź do jacuzzi, bo się kurwa zrobiło poważnie – powiedział i ruszył w kierunku swojej garderoby, gdzie trzymał rzeczy. Bez ceregieli, przebrał się w czarne spodenki do pływania, złapał bluzę tego samego koloru z logo Balenciaga i jeszcze trzymając ją w ręce, wrócił do Idy. – Rozbieraj się – rzucił mając na myśli to, żeby i ona się przebrała. – Będę czekać na dole, napiszę do Ciebie, jak będzie czysto – dodał. Nachylił się, żeby pocałować ją w czoło i udał się do jacuzzi. Tam chwilę siedział, aż w końcu nie było nikogo na horyzoncie i wysłał wiadomość Idzie, że może już przyjść. Czekał na nią zanurzony w wodzie, bluzę rzucił gdzieś na bok i słuchał muzyki, którą puścił z telefonu. Akurat trafiło na Eminema. Gdy kobieta pojawiła się na horyzoncie, to się bardzo ucieszył.
- Wskakuj lala – powiedział do niej i przesunął się, aby usiadła koło niego.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Kuchnia włoska. Zapamiętała ten szczegół, nawet zadowolona z takiego obrotu spraw. Podobno robiła całkiem dobrą lasagne, więc zrobienie porządnego spaghetti nie powinno być takie trudne. Będzie musiała kiedyś zrobić mu niespodziankę i przygotować taką kolację, akurat jak będzie wracał późno z pracy. Nic tak nie poprawiało humoru jak dobre jedzenie przygotowane przez kogoś innego. W połączeniu z dobrym winem i towarzystwem, szykowała im się naprawdę ciekawa randka.
Mogę ci kupić jakieś dobre limoncello, ale mogę mieć lepszy pomysł na deser. — Zaśmiała się, pozwalając by dwuznaczna wypowiedź zawisła między nimi. Normalnie by zrobiła tiramisu, ale wiedziała, że Maurice nie przepadał za słodkimi rzeczami, więc będzie musiał się zadowolić czymś innym.
Ulżyło jej, kiedy wampir faktycznie odpuścił, a temat się urwał. Nie miała siły na kłótnie, która nie miała możliwego dobrego zakończenia, więc naprawdę cieszyło jej, że podarował jej ten święty spokój, nawet jeżeli była świadoma, że zapewne miał jeszcze wiele do powiedzenia w tym temacie. Chociaż to, czym zastąpili dyskusję o morderczych zapędach jej, Maurycego i ich hipotetycznych, ewentualnych przyszłych dzieci wcale nie było lepsze. Różnice wieku też były kontrowersyjne, a oni starali się w nie nie zagłębiać. Wiedziała, że pewnie ktoś im kiedyś wytknie jak wielkie różnice są między nimi. Począwszy od charakteru, przez poglądy, aż do właśnie wieku. Obydwoje wychowywali się w innych mindsetach, mieli za sobą inne, kompletnie różne doświadczenia. Nawet kulturowo nie stali obok siebie, chociaż Ida dzięki studiom we Francji stała się bardziej zachodnia niż wschodnia. Tak, jakby to miało robić wielką różnicę, przechylającą szalę na ich stronę. Oczywiście wiedziała, że za trzy dni miał mieć urodziny, przygotowała dla niego bomba prezent i aż odruchowo, gdy o tym pomyślała sięgnęła do szyi.
Nie spodziewam się niczego innego. — Zaśmiała się, bo jak już wcześniej padło tego wieczora, wiedziała, że nudy u jego boku nie doświadczy. Szczególnie, jeżeli będzie cały czas na haju, jak planował przez kolejne kilka dni. Z takim Mauricem niczego nie można było się spodziewać. I jej się to podobało. Chciała korzystać z nowych umiejętności właśnie w taki sposób, a nie polując. Próbowanie wcześniej zakazanych rzeczy, wykorzystanie faktu, że się nie starzeje, że jej ciało się regeneruje, a ona sama nie musi zbytnio się martwić o wiele rzeczy. Tyle furtek się przed nią otworzyło i mogli przechodzić przez nie razem.
Zaskoczyła się, kiedy nagle podskoczył i wstał, jednak uśmiechnęła się i kiwnęła głową, kiedy powiedział po co to zrobił. Sama jednak nie wstała z łóżka, szukając gdzieś zaginionego telefonu, który musiał gdzieś tam leżeć w pościeli. Chciała sprawdzić godzinę i czy przypadkiem nikt jej nie szukał. Nie chciała, żeby wpadli, bo Silvan przyszedł z babeczką do jej pokoju, a ten był pusty. Na szczęście nic się nie działo, a ona podniosła wzrok akurat jak Maurycy wyszedł z garderoby. Przesunęła wzrokiem po jego ciele, kiedy stanął przed nią tylko w spodenkach do pływania. No w tym aspekcie akurat nie mogła narzekać, mogła jedynie podziwiać jego wysportowane ciało. Nawet kiedy się nie lubili musiała być ze sobą szczera i przyznać, że Maurice był naprawdę przystojny. Teraz, kiedy doszedł do tego nie taki znowu najgorszy charakter, było jeszcze lepiej, jednak mimo wszystko dalej chłonęła wzrokiem jego zarysowane mięśnie brzucha tak, jakby widziała go po raz pierwszy. I kiedy takim tonem nie znoszącym sprzeciwu powiedział, żeby się rozebrała, to prawie podniosła się, żeby faktycznie zrzucić z siebie wszystko w tamtym momencie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że miał na myśli przyszykowanie się na to jacuzzi, a ona już prawie stała przed nim w samej bieliźnie. Dała się pocałować w czoło, chociaż wolałaby zapleść ramiona na jego karku i przyciągnąć go do innego buziaka. Musiała się opanować, mieli iść do jacuzzi. Nie patrząc jak wychodzi nachyliła się przed jedną z własnych walizek, która wylądowała już wcześniej w pokoju Maurycego, w poszukiwaniu stroju kąpielowego. Kiedy znalazła prosty, biały strój, wiązany na szyi, plecach i biodrach, przebrała się jak najszybciej, nie chcąc mu kazać długo czekać. Ona nie narzuciła na siebie nic w drodze przez dom, jedynie wzięła z łazienki dwa ręczniki, nie będąc pewną czy te będą przy samym jacuzzi. Zaszła też nawet do kuchni, gdzie na blacie stało otwarte wcześniej do kolacji wino. Nie szukała kieliszków, nie chciało jej się marnować czasu.
Uśmiechnęła się do oczekującego wampira, pokazując mu z daleka co niosła. Pozostawiła wszystko przy brzegu i wskoczyła zgrabnie do wody, siadając w miejscu, które jej niejako wskazał. Otoczyła ją idealna temperatura i idealne warunki. Naprawdę cieszył ją ten wieczór. Spojrzała w górę, w niebo pełne gwiazd. Policzki delikatnie jej zaróżowiały od różnicy temperatur między powietrzem, a wodą.
Przyniosłam wino, nie szukałam kieliszków. — Oznajmiła, sięgając jedną ręką po butelkę. Wyszarpnęła korek z szyjki, po czym spojrzała mu w oczy i podniosła trunek do góry, w geście toastu. — Za nas. — Upiła wina prosto z butelki, podając mu je, gdy już przełknęła. No cóż, musiał się przyzwyczaić, że jego dziewczyna była z Polski, a tam często nie przejmowano się takimi błahostkami jak kieliszki.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach