—
To mam nadzieję, że nie zamierzasz umierać. — Uśmiechnęła się, chociaż mógł usłyszeć nutkę powagi w jej głosie. Nie umiała sobie wyobrazić nawet co by zrobiła, gdyby coś mu się stało. Co wszyscy dookoła by zrobili, bo nawet jeżeli Maurycy starał się dystansować od innych wampirów, to pewnie całkiem sporo osób by się przejęło tym faktem. Poczynając przez jego rodziców, na Janniku kończąc. Głupie rozmowy między nimi były naprawdę całkiem przyjemne i Ida zdążyła się już przyzwyczaić. Naprawdę lubiła z nim rozmawiać, niezależnie czy dyskutowali o czymś, na czego temat mieli odmienne zdanie, rzucali sobie jakieś krótkie riposty, czy może Maurice opowiadał jej o polityce w czasach, które akurat przedstawiał film, który oglądali. Nie mogła powiedzieć, że się przy nim kiedykolwiek nudziła, dlatego też nie próbowała dalej ciągnąć tej dyskusji. Uścisnęła jedynie mocniej jego ramię, żeby był pewny, że ona nie chce by znikał.
Pewnie mogli robić razem wiele rzeczy, a kiedy Ida doczeka się swojej kolejki na wybranie aktywności to wyciągnie jakieś planszówki czy inne gry wideo. W końcu nie musieli się skupiać tylko na aktywnościach fizycznych, a była pewna, że rozgrywka w szachy między nimi skończyłaby się na rzucaniu w siebie figurami. Jej tata do dzisiaj miał bliznę nad brwią, po tym jak jej mama rzuciła w niego wieżą. Po kimś Olszewska w końcu miała ten temperament.
Oczywiście, że spodobał jej się prezent. Widziała jak do niej pasował, wiedziała, że Maurice musiał poświęcić trochę czasu, by znaleźć coś tak idealnego dla niej. Dlatego też nie odpuściła sobie pocałunku, jeszcze tuż przed tym jak poszli podziwiać jak cudownie wyglądała. Szczególnie dobrze prezentowała się z nim u boku, to musieli obydwoje przyznać.
Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze, podziwiając piękną biżuterię. Nawet podbiegła do pudełka, by założyć także kolczyki do kompletu. Nie mogła się doczekać aż będzie mogła się pomalować i uczesać tak, żeby wszystko ze sobą idealnie grało. Była pewna, że założy ten komplet na oficjalną wigilię, nawet, jeżeli mieliby ją pytać skąd to ma, od kogo dostała taki kosztowny prezent. No chyba, że Maurice nie chciałby aby narażała ich na takie niebezpieczeństwo wydania ich związku.
—
Chciałabym założyć prezent od ciebie jutro na kolację. Mogę? Wolę to ustalić, bo to jednak coś wow. — Uśmiechnęła się ciepło, spoglądając mu w oczy w odbiciu lustra. Wyglądała naprawdę jak księżna jakiegoś bogatego kraju, dostojna i piękna. Mogliby razem udawać parę królewską i nikt nie miałby problemu z uwierzeniem w taką historię.
Spojrzała na zdjęcie, które jej pokazał. Oczywiście, że najpierw zwróciła uwagę na kobiety na jego kolanach, na które się lekko, ale tylko odrobinkę skrzywiła pod nosem. Następnie spojrzała na Jannika z dzieckiem na ramionach, to musiała być ta słynna Amelia, o której życiu zdążyła usłyszeć wiele anegdotek. Trochę dziwne uczucie rozlało jej się po brzuchu, kiedy zrozumiała, że Maurice wygląda jakby zdjęcie zrobione zostało kilka lat wcześniej, a niemowlak jest starszy od niej. Czasami zapominała, że Hoffman był o tyle starszy i bardziej doświadczony od niej. Na co dzień jej to jednak nie przeszkadzało.
Zanim cokolwiek powiedziała, przypomniało jej się, że ona nie zdążyła mu wręczyć swojego prezentu. Poprosiła go więc, by za nią podążył i usiadła na brzegu jego łóżka, wcześniej zagarniając małą paczuszkę. Poczekała, aż przysiadł koło niej, żeby ich różnica wzrostu nie była aż taka kolosalna, po czym uśmiechnęła się i spojrzała na niego.
—
To jest prezent ode mnie. — Wręczyła mu niepewnie pakunek, denerwując się lekko. Poczekała, aż wampir zdejmie wstążkę i rozerwie papier, by odsłonić logo małe pudełeczko bez żadnego loga. Ida, zamiast szukać prezentu wśród znanych marek, udała się do jednego z najstarszych i najbardziej znanych jubilerów w Paryżu. Streściła staruszkowi swój pomysł i zaleciła, by nie oszczędzał w środkach i zakupił produkty najwyższej jakości, nie zważając na koszta. Dzięki temu powstały naprawdę ładne i eleganckie spinki do mankietów. Były one w kolorze białego złota, a główna część ozdobna skrzyła się pełna małych, czystych diamencików na ciemnym tle. Ida wolała nawet nie myśleć ile pieniędzy z konta Silvana powędrowało na tę biżuterię, ale każde euro było tego warte. Przynajmniej według niej. Czekając na jakąś reakcję jej chłopaka, zaczęła mówić zdenerwowana.
—
Wiesz, ja wiem, że to może być trochę głupie i w sumie to może ci się nie spodobać w ogóle. No i nie musisz ich nosić, jeżeli nie chcesz. — Mówiąc to nawet na niego nie patrzyła, tylko spoglądała na swoje dłonie, gdzie bawiła się pierścionkiem, kręcąc nim dookoła palca.
— Bo ja pomyślałam, że skoro ja jestem twoim Słońcem, to ty jesteś moją Gwiazdą. Błyszczysz w nocy, jesteś jej najpiękniejszą częścią. — Dokończyła cicho. Oczywiście była świadoma, że słońce to także była gwiazda, ale według niej to tylko dodawało romantyzmu tej metaforze. Bo niby byli tacy różni, ale w głębi serca tacy sami.
—
Podoba ci się, Gwiazdo? — Powiedziała prawie szeptem, decydując się w końcu by podnieść spojrzenie ze swoich rąk, by spojrzeć mu w twarz. Nawet jeżeli miał mieć średnio zadowolony wyraz twarzy, to miała nadzieję, że chociaż same spinki mu się spodobają. Nikt inny takich nie miał. Były wyjątkowe jak on.
_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone