24 XII 2022 - Let's go below zero and hide from the sun

2 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Wybiła równo czwarta w nocy i Maurice stawił się pod świerkiem przy latarni już na ulicy. Był ubrany w spodnie narciarskie, kurteczkę, na głowie miał czapkę, a na nogach buty do jazdy. Oznajmił całej wycieczce, że idzie na narty, nie zapraszając tym samym nikogo. Szybko się zawinął i zniknął. W dłoniach miał dwa zestawy nart, jedne długie, a drugie wyjątkowo krótkie, gdy tak się je porównywało. To był kolejny niecny plan mężczyzny. Zaprosił Idę na narty, a tak konkretnie to szkółkę. Potem nieumiejętnie walczył z założeniem grupy na Messengerze. Nazwał ją ‘’Alibi”. Napisał tam swój plan na przemycenie swojej dziewczyny do niego, a brakującym elementem była Halide. To ona musiała udać, że idzie z Idą na spacer i eskortować ją w jego ramiona. Także czekał na nie, z całym sprzętem narciarskim dla kobiety. Nerwowo się rozglądał, byleby ich nikt nie złapał. Taka wpadka pierwszego dnia to byłby wstyd jak beret. Na szczęście, z oddali ciemności i śniegu wyłoniły się one. Oczywiście, Hali wyśmiała Maurice’a, że schadzają się jak nastolatki, na co on jedynie wzruszył ramionami. Nie był w pozycji, żeby się wyzłośliwiać, bo to od Darbinyan zależało, żeby ich plany ucieczek się udawały. Już po rozmowie z Sahakiem, Maurycemu było łatwiej patrzeć na swoją własną, prywatną, pierwszą i najwspanialszą, dziewczynę. Nie wiedział, czy ich wspólna koleżanka była powiadomiona o tym, że są parą. Aczkolwiek zanim by zdążył coś powiedzieć, to Halide zniknęła w ciemności. Gdzie poszła? Nie wiedział, nie interesowało go to. Dopiero, gdy jej już nie było, złapał Idę w pasie i przyciągnął do siebie. Pocałował ją mocno w usta, od urodzin Tahiry było dziwnie, ale chciał to zmienić. Nie chciał spierdolić sprawy.

- Gotowa na przyśpieszony kurs narciarstwa? – Zapytał po czym złapał sprzęt dla niej w jedną rękę, torbę zawiesił na ramieniu, a drugą dłonią wziął idę za rękę. Taki romantyk był z niego nagle. Mieli sto metrów do najbliższego stoku, więc długo im to nie zajęło. Jedynym minusem było to, że droga była pod górkę, więc jeśli ktoś miał złe buty, to by się ślizgał. Mijali równie wielkie wille i wystawne domy, aż nie trafili na miejsce. Na ich szczęście, tam gdzie ich zabrał, stok był otwarty również w nocy, dla milionerów ekscentryków, którzy lubili jeździć o zmroku. Aczkolwiek oni znajdowali się jedynie na czarnych trasach, a Maurice optował za oślą łączką. Zatrzymali się przy jakiś stolikach przy zamkniętej kawiarence i położył na nim torbę ze sprzętem dla Idy.
- Moja koleżanka zostawiła kiedyś narty i buty, mam nadzieję, że będą na Ciebie dobre. – Powiedział pomagając jej z założeniem ich. Klamry wymagały sporej siły, więc je zamknął, a potem położył narty na śniegu. Podał jej rękę, żeby się go trzymała wpinając się w nie. Czekał, aż jeszcze założy kask i dopiero wtedy zaczął instruktarz. – Odpychasz się trochę jak na łyżwach, nie daję Ci kijków, bo będziesz na razie jechała ze mną za ręce. Nie jedziemy na pałę, narty nie mają być prosto, a mają być w sosenkę. Skrzyżowane, ale nie mogą najeżdżać na siebie. Jak chcesz skręcić to pracujesz i nartą, i ciężarem ciała. Zrozumiałe? Jak tak to idziemy na orczyk. – Powiedział i podał jej rękę, żeby ich oboje odholować do siedzonek. Przywitał się po niemiecku z biednym panem obsługującym pusty orczyk i uprzedził go, żeby zwolnił tempo. Pomógł Idzie usiąść na nim, łapiąc siedzenie i wciskając je między jej nogi, a następnie złapał następne dla siebie, żeby jechać za nią. Modlił się, żeby z niego nie spadła, bo przecież by się zaraz zniechęciła. Widząc jak jej narty prawie na siebie najeżdżają, wydarł się jak rasowy ojciec. – NARTY PROSTO IDA! – Oj coś czuł, że zamiast romantycznego wypadu, skończy się traumą kobiety i jego załamaniem nerwowym.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Ida bardziej niż na narty cieszyła się, że w końcu razem z Maurycym spędzą wspólnie trochę czasu. Oczywiście była trochę podekscytowana nauką nowej umiejętności, chociaż jak sprawdzała w internecie jakieś artykuły o nauce jazdy na nartach, to wspominały one, że może być ciężko. Miała jedynie nadzieję, że jak będzie jej wybitnie nie szło, to po prostu Maurice odpuści i spędzą razem trochę czasu tak po prostu, zamiast katować ją upadkami i plątającymi się pod jej nogami nartami.
Do umówionej godziny praktycznie w ogóle nie spotkała się z wampirem. Rozpakowała walizkę, wypiła wina z dziewczynami, poplotkowała. Jedynie co to wymienili kilka wiadomości na konfie z Halide, ale tam też nie wymieniali zbyt wiele czułości. Tęskniła za nim, za jego pocałunkami i bliskością, ale również za zwykłym spędzaniem wspólnie czasu. Zdążyła się już do niego przyzwyczaić, przez co ignorowanie go i bycie średnio miłą było trochę trudniejsze niż sobie to wcześniej wyobrażała.
W końcu jednak wybiła godzina, kiedy mieli się spotkać. Nie było jej przy tym, jak oznajmiał wszystkim, że idzie na narty, bo w tym samym momencie wraz z Halide szykowały się do spaceru. Ida średnio wiedziała, czy może założyć narciarskie spodnie, skoro mogły na kogoś wpaść, a miały iść jedynie na spacer, ale model który wybrali wcześniej na zakupach z Mauricem był całkiem subtelny, dlatego ubrała się w nie, a gdyby ktoś pytał to zrzuciłaby, że znalazła je na dziale zimowym w jakimś sklepie online. W końcu nie musiała się znać na takich rzeczach, a to, że nie odczuwała chłodu to była inna sprawa. Do tego miała bluzę, kurtkę i czapkę, którą babcia Jadzia jej kiedyś wcisnęła do walizki. Może była trochę krzykliwa, ale dla Idy bardzo sentymentalna.
Uśmiechnęła się szeroko, kiedy zobaczyła go pod latarnią. Dwie pary nart, które trzymał wyglądały bardzo karykaturalnie, oddając ich różnicę wzrostu. Miała wielką ochotę od razu go przytulić, ale w obecności Darbinyan jednak trochę się hamowała. Nie chciała, by Halide miała ich dość, w końcu zapewniała im alibi na tej wyprawie. I nawet jeżeli rzucała złośliwymi komentarzami (na co Ida jej odpowiedziała, że powinna zacząć romantyzować ich secret relationship i przeczytać może jakieś słabe książki dla młodzieży z tym motywem, żeby zrozumieć) to Olszewska była jej bardzo wdzięczna za to co robiła. Szczególnie, że zmyła się bardzo szybko, a ona chwilę później już była w jego ramionach, oddając jego pocałunek.
Nie, ale bardziej gotowa nie będę. — Uśmiechnęła się, chwytając go za rękę. Oczywiście, że jej bardzo ładne, ale średnio praktyczne kozaczki na wysokim obcasie ślizgały się na śniegu, ale jej to nie przeszkadzało. Chwyciła się go mocniej, przysuwając bliżej i balansując ciałem. W końcu wampirze zmysły polepszały też między innymi koordynację. Rozglądała się dookoła, ciesząc jego bliskością, dopóki nie dotarli do punktu głównego ich wycieczki. Nie narzekając ani nie dyskutując przysiadła na stoliku tuż obok torby i zrzuciła buty, pozwalając mu pomóc sobie w zapięciu ich. Nie skomentowała jego wzmianki o koleżance, nie miała powodów, żeby być zazdrosną. Po prostu skinęła głową i potwierdziła, że rozmiar jest okej. Złapała go za rękę, kiedy pomagał jej zejść ze stolika, a chwilę później stawała w nartach, by zaskoczyły wiązania. Nie czuła się pewnie ani stabilnie, ale ufała mu, że nie stanie się nic złego.
Jak mam je rozpiąć jakbym chciała? — Zapytała niepewnie, unosząc nogę z długą nartą przytwierdzoną do buta. — I co jak zacznę nie wiem, jechać tak sama z siebie? Nie rozepną się? — Ida nie miała zaufania do jakichś takich wynalazków, szczególnie, kiedy pierwszy raz w życiu stała na tym ustrojstwie. Założyła kask, zdejmując wcześniej czapkę, chociaż nie rozumiała po co i czy jest w stanie zrobić sobie aż taką krzywdę na stoku, na którym jeździć uczyły się maluchy.
Wysłuchała co ma do powiedzenia, próbując zapamiętać jak najwięcej informacji. Jakieś balansowanie ciałem, sosenka. No zdecydowanie brzmiało to skomplikowanie, ale nie chcąc go od razu załamywać skinęła głową. O więcej informacji zapyta, jak już będą jechali, bo tak na sucho to nie miało sensu. Dała się złapać za rękę, chociaż dalej nie rozumiała o co w tym wszystkim chodzi i pozwoliła mu odholować się do kolejki. Chwilę później jechała w górę, trochę przerażona jednak tempem tej lekcji. A mogła się odezwać!
PRZED CHWILĄ GADAŁEŚ COŚ O JAKIEJŚ SOSENCE. — Odkrzyknęła mu, nie zważając na to, że chyba nie powinni być głośno. W końcu odeszli od jego domu, a na ewentualnych spacerowiczów i tak nie mogli nic poradzić. — NIE POWIEDZIAŁEŚ MI JAK MAM Z TEGO ZEJŚĆ. — No oni tam umrą. A przynajmniej ona.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Jak już Ida powinna była wiedzieć, Maurice był brutalny w swoich naukach. Nie było miejsca na cackanie się, słodkie słówka i spokojne prowadzenie jak dziecka. Jego szkolenia wyglądały jak wrzut na głęboką wodę, pełną rekinów i to bez rękawków. Zresztą już raz to przerobili, z nim nie było łatwo. Dziwota wręcz, że kobieta chciała drugi raz skorzystać ze szkółki Maurice’a Hoffmana. No cóż, może niektórzy byli masochistami. A może Ida liczyła, że będzie inaczej. Dlatego też, nie cackał się, gdy uznała, że nie jest gotowa. On jeździł na nartach, odkąd był w stanie sprawnie chodzić, to i ona mogła się nauczyć. Wiedział, że to nie będzie łatwe, aczkolwiek życie było ciężkie. Ta taka uśmiechnięta, zadowolona, nie wiedziała chyba na co się pisze. Widział, jak idzie na tych kozaczkach, no nie była przygotowana na pogodę i warunki w St. Moritz. Oczywiście, niby nie potrzebowali całego sprzętu typu spodnie narciarskie, czy też kaski. Aczkolwiek, nie chciał, żeby jej się lała krew z głowy jakby wpadła na drzewo. A po drugie, to dżinsy były po prostu niewygodne do jazdy. Od razu byłoby się mokrym przy pierwszym lepszym spotkaniu ze śniegiem, lepszy był ten ortalion sportowy.

- Robisz tak – pokazał podnosząc jedną nogę z nartą i naciskając mechanizm z tyłu. Wtedy odpięła mu się narta od buta. Łatwo było to pokazywać mając dobrą równowagę i znajomość jazdy. Aczkolwiek, wiedział że jakby Ida próbowała to powtórzyć, to by się wyjebała. Tylko, że nie chciał jej tego mówić, ponieważ by się od razu zniechęciła. – Albo kijkiem, ale Tobie na razie niepotrzebne. Jak będziesz chciała to Ci odepnę. – Zaoferował przezornie. Lepiej, żeby sama tego nie robiła. – Jak zaczniesz jechać sama z siebie, nie mając kontroli, to polecam przewrócić się na bok. Chyba, że chcesz na twarz, albo wpaść w drzewo. – Odparł licząc, że jednak uda mu się jej pilnować na tyle, żeby nie poleciała strzałą do przodu. Czuł się jak z dzieckiem, wszystko musiał tłumaczyć i od niego było zależne, czy w ogóle się czegokolwiek nauczy. On sam nie założył kasku, miał to w dupie. Wiedział, że mu się nic nie stanie, jednakże naprawdę nie chciał słyszeć płaczu Idy jak uderzy się głową w twardy śnieg. Nie był dobry w pocieszaniu i powinna było to już wiedzieć. A krew musieliby zmywać i w ogóle jak wyjaśnić reszcie, że po spacerze z Halide wraca zakrwawiona. Lepiej było dać jej biały kask.

Jadąc na orczyku, modlił się, żeby się nie wywaliła. Naprawdę miał nadzieję, że nie spadnie, bo to by przekreśliło relatywny spokój, który próbował u niej zachować. Oczywiście, zrujnował go drąc się na nią, ale to było z troski. No myślał, że to jest całkiem jasne, że narty nie mogą na siebie najeżdżać o czym zresztą wcześniej mówił.
- TO JAK JEDZIESZ, NIE JAK STOISZ W MIEJSCU I CIĄGNIE CIEBIE JEBANY METALOWY KIJ! – Odkrzyknął z pełnym spokojem. Kolejne pytanie sprawiło, że aż się załamał. Faktycznie, nie powiedział co zrobić, żeby wysiąść. Szybko myślał, jak to jej opisać
- CIĄGNIESZ TEN KIJ DO GÓRY I SIĘ ODPYCHASZ NARTAMI JAK NA ŁYŻWACH, TYLKO SOBIE NICZEGO NIGDZIE NIE WSADŹ! – Modlił się, żeby naprawdę się nie z kontuzjowała, bo liczył na akcję wieczorną, a coś takiego mogło mocno boleć. Przestał na chwilę oddychać, gdy dojechała do końca, ale na szczęście, udało jej się nie wywrócić. Zaraz do niej dołączył. Złapał ją za ręce i odwrócił się by jechać tyłem, jeszcze byli na szczycie tej oślej łączki.
- Dobrze, cudownie, żyjesz. Teraz tak, ja Ciebie ciągnę, ty trzymasz narty w dobrej pozycji. Robisz jak ja, tylko nie końcami a przodem nart. Mocno na nogach, nie kiwasz się. Gotowa? – Spytał i odepchnął się od razu zjeżdżając w dół. Wrzucił Idę na głęboką wodę, licząc że nie zaliczą wywrotki. Patrzył ciągle na jej twarz, nadzorując czy nie płacze. Tego mu tylko brakowało, żeby dziewczyna mu się za bardzo zestresowała. Wbrew pozorom, jak to czasem podkreślał, wcale nie czerpał szczęścia z cierpienia bliskich mu osób. A chcąc nie chcąc, Ida była dla niego wyjątkowo ważna. Gdyby nie była, to by ją zepchnął z tego stoku i co najwyżej krzyczał z tyłu jak ma jechać. A tak, to za ręce ją powoli ciągnął.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Ida zdecydowanie była masochistką, powinien już to zauważyć, kiedy przyjechała do niego wtedy w listopadzie. Na razie jednak nie mogła narzekać na wybory, które podjęła. Nawet jeżeli Maurice nie miał cierpliwości by prowadzić ją za rączkę krok po kroku, to ona i tak chciała spędzać z nim czas i uczyć się rzeczy, które sprawiały mu przyjemność. Kto wie, może kiedyś będą razem zjeżdżać trudniejszymi trasami, po prostu ciesząc się swoim quality time. Nie ważne, że podczas nauki nie będzie całusków w czółko, ważne, że będą robili to razem. I może właśnie dlatego dobry humor jej nie opuszczał, nawet kiedy ślizgała się na śniegu. Oczywiście wzięła też inne buty na tę całą wyprawę do Szwajcarii, jednak jakoś przy nim wolała być te kilkanaście centymetrów wyższa, nie bacząc na niedogodności. Łatwiej jej było sięgnąć, żeby przyciągnąć go do siebie i pocałować kiedy tylko miała taką ochotę. Gleba na lodzie była warta takiego komfortu.
Zamrugała kilka razy, kiedy zaprezentował jej wypinanie nart. Okej, czyli powinna mieć po prostu nadzieję, że nie zrobi tego przypadkiem, bo zakładała, że celowo to raczej będzie dla niej trudne do osiągnięcia. Gadał coś o kijkach, a ona coraz bardziej zaczynała się zastanawiać, czy nie byłoby lepiej, gdyby jej wcisnął je w dłonie, żeby jakby co mogła wbić je w podłoże i po prostu się zatrzymać. Ufała mu jednak na tyle, by nie kwestionować jego taktyki, szczególnie, że mieli jechać wspólnie. Wydawało jej się to całkiem urocze, nawet jeżeli mogła się spodziewać, że może to się skończyć niekoniecznie na słodkich wspomnieniach. Trzeba było przyznać, ze Hoffman był surowym nauczycielem, prawie jak ojciec co doprowadza do płaczu swoje dziecko, próbując je nauczyć tabliczki mnożenia czy sprowadzania ułamków do wspólnego mianownika.
Czy tam miały być drzewa na środku trasy, które tylko czyhały na niewprawionych laików? Spojrzała na niego poważnym wzrokiem, zapamiętując z tego najważniejsze: lepiej się kontrolowanie wywrócić, niż niekontrolowanie zjeżdżać. Brzmiało całkiem rozsądnie, szczególnie, że nic wielkiego jej się nie mogło stać. Kilka siniaków co znikną w kilka godzin? Była w stanie to przeżyć.
Z chwilą wejścia na kolejkę zaczęła się odrobinę stresować, szczególnie, że nagle zapomniała połowy rzeczy które do niej mówił. Coś o sosence, balansowaniu ciałem, skręcaniem nie poprzez skręt nart i jeszcze dołożył do tego łyżwy. Akurat na łyżwach i rolkach umiała jeździć całkiem dobrze, ale żadne z nich nie miało półtora metra jak ustrojstwa, które miała teraz przyczepione do butów. Sunęli w górę, ciągnięci przez orczyk, a ona od jego uwagi bardzo skupiała się, żeby jej narty jechały idealnie w prostej linii. Wysłuchała jego krótkich instrukcji jak powinna stanąć na równe nogi i nawet udało jej się całkiem sprawnie wykonać manewr, nie robiąc sobie krzywdy. Może nie połamie się w ciągu pierwszych pięciu minut lekcji, a to już był sukces. Może nie odsunęła się zbyt daleko, obawiając się że faktycznie zsunie się z górki, ale stała, sama! I w dodatku nie spadła z siedzonka. Same zwycięstwa.
Dała mu się chwycić za ręce i uśmiechnęła się lekko. Nawet w trybie surowego mentora był strasznie pociągający i cieszyła się z jego towarzystwa. Być może te uśmiechy sprawiły, że pomyślał, że czuje się pewna siebie, być może to jej zwycięstwo nad maszyną, ale najwyraźniej stwierdził, że da sobie radę w jeździe. Sądziła, że chociaż chwilę poćwiczą podstawowe rzeczy, postawę czy ułożenie nart, ale najwyraźniej on miał inne plany.
Nie. — Odpowiedziała na pytanie o gotowość, ale było już za późno, bo najwyraźniej on nie zamierzał czekać na jej odpowiedź. Zacisnęła mocniej zęby, w pełnym skupieniu i patrzyła na koniec swoich nart, próbując naśladować to, co robił Maurycy. Nie szło jej najgorzej, chociaż mięśnie nóg to miała tak spięte, że gdyby była człowiekiem to najpewniej zaraz by ją chwycił skurcz. Trzymała go mocno za ręce tak, jakby to właśnie to sprawiało, że jakoś utrzymywała równowagę. Na pewno jego mocny chwyt jej bardzo pomagał, ale wiedziała, że jak nagle poleci do tyłu czy na bok, to może nie być w stanie jej utrzymać, szczególnie gdyby wzięła go z zaskoczenia. Jednak na razie im jakoś szło! W końcu oderwała spojrzenie od własnych nart i podniosła wzrok, by zerknąć na jego twarz. Uśmiechnęła się szeroko, zadowolona z własnego sukcesu (w końcu jeszcze nie leżała w śniegu). Może nie była wielką fanką narciarstwa, przynajmniej na ten moment, ale zdecydowanie wolała tę lekcję od polowania.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Może i Ida nie była gotowa, ale Maurice załatwił to terapią szokową. Ciągnął ją powoli za sobą, mocno trzymając za dłonie. Nie chciał, żeby miała złe wspomnienia związane z jazdą, aczkolwiek nie umiał się za bardzo nad nią roztkliwiać. Po prostu pełnił swoją rolę mentora, chłopaka i kapitana tej ich małej łodzi. Lubił ten fakt, że zazwyczaj to on prowadził. Naprawdę nie miał z tym problemu, że inicjował, organizował i zapraszał ją na randki. Załatwianie rzeczy sprawiało mu przyjemność, więc nawet takie lekcje jazdy były dla niego czymś ciekawym. Pomimo stresu związanego z tym, że ją zniechęci, albo że coś sobie zrobi. To uśmiechał się prowadząc ją. Niby głupio się bał, że coś się Idzie stanie. W końcu byli wampirami. Aczkolwiek traktował ją jak taki delikatny kwiat i nie chciał, żeby cierpiała choć przez chwilę. Była jego oczkiem w głowie, dbał o nią i najzwyczajniej w świecie nie pragnął widzieć jak jej noga wykrzywia się o dziewięćdziesiąt stopni. Problem tkwił w tym, że on średnio potrafił to wszystko pokazać. Dusił w sobie wiele słów i za pewne nigdy jej wielu rzeczy nie powie. Ale czuł coś do niej. I choć nie do końca chciał być jej chłopakiem. I choć to wszystko go przerażało. To na koniec dnia, cieszył się, że mógł być z nią. Tylko to zobowiązanie było najgorsze. Sam się zgłosił na ochotnika, z własnej woli ją chronił, obchodził się jak z jajkiem. To jednak to, że w pewien sposób musiał to już robić, mu się nie podobało. Aczkolwiek, łatwo mu było o tym zapomnieć, gdy w tempie żółwia razem sunęli po oślej łączce. Widział jej uśmiech i go odwzajemnił, czuł że mu dobrze idzie i, że naprawdę spełnia się w roli mentora.

- Brawo! Wytrzymajmy bez wywrotki do końca i dostaniesz nagrodę. - Zjechali w końcu i jedynie przy hamowaniu nie udało mu się dobrze jej zatrzymać, nie przygotował jej na zwalnianie, jedynie na jechanie, więc Ida poleciała prosto na Maurice’a. Wjechała mu na narty, więc stracił równowagę i obydwoje, zawinięci we własne narty, polecieli do tyłu. Maurice uderzył się o twardy śnieg, przez chwilę żałując, że jednak nie miał na sobie kasku. Kobieta leżała na nim, a on najzwyczajniej w świecie zaczął się śmiać.
- No to tyle z braku wywrotki. Biorę winę na siebie, nie nauczyłem cię się zatrzymywać, więc nagrodę wciąż dostaniesz. – Zażartował i przyciągnął jej twarz do siebie. Pocałował ją odgarniając włosy z twarzy. Poczuł słodki smak jej ust i od razu ból związany z przyrąbaniem łbem o twardy, zratrakowany śnieg, minął. – Dobra lala, wstawaj, czeka nas druga runda – powiedział zdając sobie sprawę jak to brzmiało. Czasem, a nawet często, zarzucał seksualnymi żarcikami, które kłóciły się z jego postawą poważnego gbura. On już miał gotowy wierszyk związany z ciężarówką Tahiry i czekał dzielnie na wykorzystanie. Czasem wychodził z niego erotoman gawędziarz/samouk. Obydwoje wstali ze śniegu, otrzepał się ze śniegu i złapał ją znowu za rękę.
– Chodź, pojedziemy razem, będzie romantycznie – zaproponował wskazując na orczyk. Zdawał sobie sprawę, że dla niego będzie to niewygodne jak cholera. Wbijający się orczyk i jeszcze laska na kolanach. Aczkolwiek, mógłby ją wtedy całować po szyi, kupując trochę czasu. Chciał napawać się jej dotykiem jak najdłużej mógł, ponieważ po powrocie do domu, czekało ich odgrywanie ostracyzmu i nienawiści. Czasem byłoby łatwiej przyznać się, że są razem, ale jakoś nie potrafił. Nie zależało mu na zachowaniu tego w sekrecie. Jednakże, po prostu nie wiedział jak to przekazać. Czy miał powiedzieć całemu światu, że ma kogoś w sercu? Przecież nikt by nie uwierzył. W końcu zapracował sobie na renomę narcyza/socjopaty. Za pewne jego własna matka wątpiła w jego umiejętność kochania, co dopiero reszta. Maurice nie potrafił znaleźć odpowiednich słów wobec samej Idy, co dopiero jak to przekazać innym. Dlatego też wygodniej mu było zachowywać to w sekrecie i co najwyżej dowiedzą się przez przypadek.

- Mam w ogóle dla Ciebie prezent w domu, świąteczny, dam Ci go teraz, bo głupio przy wszystkich. – Powiedział, gdy usadzali się na tym przeklętym orczyku. Podarunek kupił wraz z Halide w Mediolanie. Było to coś wyjątkowego, nie każda mogła takie coś mieć. Starał się, żeby pasowało i do oczu i do całego jej wyglądu. Wiedział, że posiadanie czegoś takiego przez Idę wzbudzi furorę. Aczkolwiek miał to gdzieś. Nie zamierzał oszczędzać na swojej dziewczynie. Za bardzo mu zależało, żeby schrzanić święta.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Czuła się naprawdę zaopiekowana, nawet jeżeli Maurice rzucił ją na głęboką wodę z tą swoją nauką. Nie była zdenerwowana, może jedynie odrobinę zestresowana. Wiedziała, że do prawdziwej jazdy na nartach to nawet nie ma co tego porównywać. Górka była bardzo łagodnie stroma, on ją trzymał za ręce i wręcz ciągnął po śniegu, a jej jedynym zadaniem było utrzymać równowagę i nie doprowadzić do tego, żeby narty na siebie najechały. Gdyby tylko ją puścił, zapewne by spanikowała. Może udałoby jej się ustać na nogach i zjechać na dół by tam wjechać w barierkę czy inne drzewo, a może uznałaby, że bezpieczniej jest się wywrócić kontrolowanie, tak jak wcześniej wspomniał Maurice. Nie była pewna, ale miała nadzieję, że to nie będzie kolejny element jego nauki, bo na to to już w ogóle nie była gotowa. Mogłaby wtedy zacząć żałować, że nie namówiła go na łyżwy. Na nich chociaż umiała jeździć i nawet znała jakieś triki typu właśnie jazda tyłem czy zgrabny przeskok. Na razie jednak nie mogła narzekać, wszystko było w najlepszym porządku, nie wylądowała jeszcze na tyłku, a Maurice odwzajemniał jej uśmiechy. Przyzwyczaiła się już do tego jaki inny potrafił być w samotności, ale taki wyraz jego twarzy zawsze przyprawiał ją o lepszy nastrój.
A jak się wywrócimy to będzie kara? — Zapytała niby poważnie, niby żartobliwie. Skupiła się trochę bardziej na poprawnym ułożeniu nart, ale nie dla obiecanej nagrody, po prostu chciała mu pokazać, że nawet jak trochę przesadził z rzucaniem ją w nieznane, to całkiem nieźle mu szedł ten cały mentoring. Nie chciała sprawić mu przykrości nie traktując tego poważnie.
Zjazd poszedł im całkiem nieźle, ale na koniec Olszewska zrozumiała, że nie do końca wie co zrobić, żeby się zatrzymać. Spanikowana podniosła spojrzenie znowu na jego twarz, ale było za późno. Jej nogi same pojechały gdzieś na boki, kiedy próbowała zatrzymać się podobnie jak na rolkach. Najechała na narty swojego chłopaka, a chwilę później, zanim zdążyła mrugnąć, już leżeli razem na śniegu. Znaczy, Maurycy leżał na śniegu, ona wylądowała na nim, co było o wiele wygodniejsze. Przez krótką chwilę obawiała się, że Maurice rzuci jakimś średnio miłym komentarzem, albo spojrzy na nią ze skrzywionym wyrazem twarzy. On jednak zaskoczył ją kiedy zaczął się śmiać. Ona może nie dołączyła do niego, ale uśmiechnęła się słodko, jakby rozczulona całą tą sytuacją.
Przynajmniej znajdziesz minusy swojego bardzo przyspieszonego kursu i poczuwasz się do odpowiedzialności. — Powiedziała tylko troszeczkę złośliwie, chętnie zgarniając pocałunek, którym ją obdarzył. Nie mogła zaprzeczyć, że tego pragnęła. W tym całym ukrywaniu się najbardziej brakowało jej takich właśnie spontanicznych gestów. Nie chodziło nawet o jakieś wielkie czułości w miejscach publicznych czy całowanie się przy wszystkich, ale po prostu zaczynało ją trochę kłóć to, że średnio mogła się nawet do niego uśmiechnąć, a co dopiero złapać za rękę czy odgarnąć włosy z czoła.
Podniosła się nie bez trudu, lekko prychając na jego słowa. Była całkiem podekscytowana na ponowne zjechanie z tej górki, być może tym razem udałoby im się zatrzymać w odpowiednim miejscu. Im, bo Ida była pewna, że jeżeli Maurycy postanowi w którymś momencie ją puścić i się odsunąć, to jej się ta sztuka nie uda. Skinęła głową na jego propozycję i podążyła za nim do maszyny, całkiem pewnie już stojąc na nogach, których mięśnie przestały być w końcu napięte jak struna.
Zamierzasz wygryźć mnie z pozycji bardziej romantycznej w tym związku? — Powiedziała, pijąc oczywiście do weselnej zabawy, która w jakiś sposób ich połączyła. Ida nigdy się w sumie nie dowiedziała, czy przekonała go do tego, że to ona lepiej wygląda w bieliźnie, ale jak to się mówi, nie zadaje się pytań na które nie chce się poznać odpowiedzi.
Poczekała na jego instrukcje co ma zrobić, żeby usiąść z nim na jednym kiju, po czym odtworzyła to co jej powiedział najlepiej jak umiała.
Też mam coś dla ciebie, co wolałabym ci dać na osobności. — Powiedziała, chociaż słowa wypowiedziane w taki sposób trochę sugerowały jakby prezent nie był do końca materialny. Ida nie wątpiła, że taka forma podarunku też by się spodobała jej chłopakowi, jednak nie chciała, by pomyślał, że jej nie zależy by dać mu wszystko co najlepsze. Chciała mu pokazać, że zależy jej na nim i myślała o nim. By mógł mieć jakąś fizyczną formę przypominającą mu o tym wszystkim co między nimi było, na wypadek gdyby nie było jej obok z jakiegoś powodu. Pamiątka ich pięknej relacji.


_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Pokręcił głową rozbawiony wizją kary. Pomimo dość brutalnego podejścia Maurice’a do tego całego kursu oraz wpychania Idy na głęboką wodę. Nie zamierzał jednak jej nijak karać. No bo co mógłby zrobić? Zdzielić ją? No nie był na tyle pierdolnięty. Nigdy by nie podniósł ręki na Idę, chyba że by tego chciała. A co innego mógł zrobić? Powiedzieć, że nici z seksu w jacuzzi? Wtedy by się sam ukarał, co wcale mu nie pasowało. Także Ida nie musiała się martwić, że będą jakiekolwiek reperkusje związane z tym, że się wywróci, bądź po prostu jakoś sobie nie poradzi. Maurice miał do niej wielką słabość, nawet nakrzyczeć by nie chciał.
- Najgorsza z możliwych – zażartował licząc, że blondynka nie weźmie tego na poważnie. Widział, że starała się zachować poprawne ułożenie nart i to doceniał. Cieszył się, że ma całkiem pojętną uczennicę. No i tym razem nie było ryzyka, że się popłacze. Przynajmniej miał taką nadzieję, bo nie najlepiej sobie radził z uspokajaniem panien w opresji. Zresztą obydwoje o tym dobrze wiedzieli, empatii mu brakowało.

Sam upadek nie był bolesny, po prostu niekomfortowy. Przez niego włosy Maurice’a były mokre od śniegu, bo geniusz nie założył kasku. Tak się bał, że coś się stanie Idzie, a sam miał swoją potencjalnie rozwaloną głowę, w dupie. Niepokojące dla niego było to, że chwilami bał się bardziej o nią, niż o siebie. Coraz bardziej się o nią troszczył. Aczkolwiek, refleksje związane z rozmową z Sahakiem wciąż w nim siedziały. Wciąż miał pewne wątpliwości i nie rozumiał pewnych rzeczy. Tylko, że nie chciał zrywać z Idą. Nie wtedy, kiedy leżała na nim i tak pięknie się uśmiechała. Nie wtedy, kiedy tak bardzo łaknął kontaktu z nią. Jej bliskości i obecności w jego życiu. Był pewien, że to nie miłość, ale wcale jej nie potrzebował, żeby z nią tkwić w tej relacji. Może podejście Darbinyana nie aplikowało się do takich straconych przypadków jak Maurice. A może to Hoffman popełnił błąd prosząc ją o oficjalne, aczkolwiek potajemne, bycie razem. Jednakże, wampir nie popełniał błędów swym skromnym zdaniem. Więc tłumaczył to sobie jakoś pokrętnie i na koniec dobrze wychodziło. Musiało dobrze wyjść.

- Nikt nie mówił, że będzie łatwo – odparł. Rozłąka z Idą przez ten cały wyjazd miała swoje plusy i minusy. Z jednej strony, miał trochę więcej wolności, mógł się namyśleć i rozważyć wszelkie plusy i minusy. Najzwyczajniej w świecie miał okazję, żeby wziąć głęboki oddech i trochę posiedzieć z samym sobą oraz rodziną. Z drugiej, jemu też brakowało takich drobnych gestów, jak zarzucone na niego nogi Idy, gdy siedzieli obok siebie na kanapie. Musieli się oduczyć pewnych zachowań jeśli nie chcieli, żeby towarzystwo odkryło ich dwójkę. A Maurice wciąż nie był gotowy na oficjalne potwierdzenie jego statusu. Łatwiej mu było udawać singla, niż otwarcie pokazywać, że nim nie jest. Dwie osoby wiedziały o nich, Jannik i Halide. I o ile ten pierwszy to dowiedział się mimochodem i potem jedynie wysyłał Maurycemu smsy, żeby zaprosił na następne chrzciny. To ta druga była przydatna. Wieloletnia koleżanka, a może i nawet przyjaciółka, nienagannie pomagała im się ukrywać.

W drodze do orczyku, wampir nadrobił swój błąd i pokazał Idzie, jak się zatrzymywać. Miał nadzieję, że drugi zjazd wyjdzie im lepiej.
- Nie śmiałbym nawet – odpowiedział na jej komentarz. Naprawdę nie zamierzał wygryzać Idy z pozycji tej romantycznej. On sam nie do końca komfortowo się czuł z byciem takim kochanym i uroczym. Z tym miał podobną relację jak z jazdą na orczyku. Prowadzi do celu, ale jest niewygodne i okazjonalnie boli od tego dupa. Maurice był po prostu sobą i jak miał gest, to się robił uroczy. A jak nie miał, to był gburowaty. Trzeba było do tego przywyknąć i się z tym pogodzić. Weszli obydwoje na ten orczyk i zaczęli jechać w górę. Gdy Ida mówiła, on się schylił, odgarnął kołnierz jej kurtki i zaczął ją całować po szyi, tak jak zamierzał.
- Doprawdy? Nie mogę się doczekać. – Powiedział robiąc krótką przerwę, a następnie wrócił do zgorszania biednego pana obsługującego maszynę. W końcu podróż się skończyła i zaczęli zjeżdżać. Tym razem bez wywrotki. I tak robili kilka razy, aż nie przekonał się, że wampirka da sobie radę sama. Będąc na szczycie, oznajmił jej.
- Dobra, teraz jedziesz sama, ja za tobą. Dasz sobie radę.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Uśmiechnęła się, kiedy odpowiedział na jej zaczepkę. Przecież wiedziała, a przynajmniej tak uważała, że nigdy nie zrobi jej nic złego. Bardziej sądziła, że odpowie jej w jakiś średnio przyzwoity sposób, ale i to jak zareagował, jego pokręcenie głową i słaby uśmiech sprawiły, że ona sama uśmiechnęła się szerzej.
Najgorsza z możliwych? Boję się ci mogłeś wymyślić. Nie dotkniesz mnie do końca wyjazdu? — Odpowiedziała równie rozbawiona. Gdyby nie jechali właśnie w dół, co prawda w bardzo powolnym tempie, ale jednak jechali to Ida sięgnęłaby do jego twarzy, żeby przyciągnąć ją do siebie i pocałować go przeciągle, aby mógł zobaczyć jak bardzo nie pasowałby jej taka kara. W tamtym momencie była jednak zbyt zaabsorbowana tym, żeby jej narty na siebie nie najechały, żeby nie stracić równowagi i żeby przypadkiem nie odwalić jakiejś maniany. No i nawet jej się udało, bo przecież to nie była jej wina, że wylądowali na śniegu.
Nic ci nie jest? — Zapytała jeszcze zanim wstali, bo jednak to jego ciało zaabsorbowało cały impet upadku. I chociaż jego śmiech i późniejsze zachowanie nie dawały jakiegoś poczucia, że coś mu się mogło stać, to wolała się upewnić. Troszczyła się o niego i martwiła. Nie przyznawała się do tego głośno, bo podejrzewała, że Maurice by ją wyśmiał, ale także stresowała się kiedy szedł na jakieś szemrane akcje do pracy. Wiedziała, że jej chłopak był bardzo skrupulatny i najlepszy w swoim fachu, ale dalej rzeczy które robił w jej umyśle skrywały się pod etykietką "niebezpieczne". Bo prawda była taka, że i ona była bardzo zadowolona z tej relacji w jakiej tkwili. Też nie nazwałaby jej miłością, też starała się nie myśleć o tym wszystkim w tych kategoriach, chociaż musiała przyznać, że przy Maurycym czuła się jakoś inaczej. Sprawiał, że się uśmiechała, lgnęła do niego, chciała by był obok. I nawet nie musiał być obok w sposób fizyczny, nie musieli się trzymać za ręce i skradać sobie buziaczki. Ją zadowalał nawet widok jego wystającej ponad wszystkich głowy w tłumie ludzi w jego salonie w Szwajcarii. Wiedziała, że jest jej i to jej naprawdę odpowiadało.
Z tobą nic nie jest łatwe, mon beau. Ale to komplement, nie można się nudzić. — Taka była prawda, chociaż Ida nie była do końca pewna czy niektóre aspekty ich relacji można by było skomplementować. Niektóre osoby pewnie kazałyby jej uciekać, widząc Maurycego i jego brak empatii, niechęć do jakichś głębszych uczuć i przywiązania. Inne by pewnie zastanawiały się jak niesamowity musi być seks z tym kolesiem, że Olszewska z nim się tak beztrosko związała. Ida jednak naprawdę lubiła Hoffmana i czasami nawet żałowała, że nie udało im się nawiązać nici porozumienia wcześniej, że stracili całe dwa lata, które mogli mieć dla siebie. No cóż, można się jednak uczyć na błędach i nie dopuścić więcej do takiej sytuacji.
Powtórzyła kilka razy za Maurycym co powinna zrobić, jeżeli chciała zahamować, starając się zapamiętać wszystko jak najdokładniej. Może tym razem uda im się nie wylądować na ziemi.
Dobrze. Tytuł tej, która lepiej wygląda w bieliźnie też jest mój. — Uśmiechnęła się trochę złośliwie, chociaż może nie powinna, kiedy była tak od niego w tym momencie zależna. Mógł jej nie wypiąć nart i musiałaby o to prosić biednego pana pracownika, a byłoby to dość wstydliwe.
Odgięła szyję, kiedy sięgnął do niej ustami. Nie wiedziała jak to robił, ale niesamowicie na nią działał i w każdej sytuacji potrafił zrobić coś, przez co miękły jej kolana. Tak jak w tym momencie. Nie zauważyła nawet kiedy dotarli na szczyt górki, tak zaabsorbowały ją jego pocałunki. Ona też nie mogła doczekać się jak wrócą do domu. Miała nadzieję, że nikt im dupy nie będzie zawracał.
Powtórzyli zjazd kilka razy, a kiedy wampir w końcu stwierdził, że da radę sama, ona nie była o tym do końca przekonana. Zaufała mu jednak, bo była pewna, że nie zrobiłby czegoś tylko po to, żeby jej nie wyszło. Ruszyła w dół zbocza, nie do końca wiedząc co zrobić z rękoma, skoro wcześniej miała je wyciągnięte do przodu, bo trzymała go za dłonie. Skupiła się jednak na samym zjeździe, przez co udało jej się dojechać bez efektywnej wywrotki. Może jednak będą z niej ludzie i kiedyś wybiorą się z Maurycym na trudniejszy szlak?
To gdzie moja nagroda? — Zapytała, kiedy i on dotarł na dół górki. Może nie był to najtrudniejszy manewr na świecie, może na takich wzniesieniach uczyły się jeździć pięciolatki, ale hej! Pięciolatka miałaby trochę bliżej do ziemi i wywrotka nie byłaby taka straszna! A oprócz tego miała krótsze narty! I mniejsze wyobrażenia konsekwencji, dzieci jakoś dziwnie nie przejmowały się możliwością wygięcia ich nogi pod jakimś dziwnym kątem. Dlatego Ida była całkiem dumna z tego, że udało jej się samej zjechać ze szczytu po tych krótkich, ale obfitych w doświadczenia lekcjach Maurycego. Nawet podjechałaby do niego by samej sięgnąć do jego ust, ale zdecydowanie łatwiej było jej się poruszać z wykorzystaniem grawitacji i tego, że górka była trochę nachylona, niż przesuwać się po płaskiej powierzchni.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
- Aż tak okrutny nie jestem, kara będzie bardziej wysublimowana. Powiem tak, jacuzzi może nie być już bezpiecznym miejscem dla naszych wspaniałych koleżanek i kolegów. – Niby zażartował, niby obiecał. Z nim nigdy nie było wiadomo. Oczywiście, że nie zamierzał jej nie dotykać do końca wyjazdu, bo sam by siebie ukarał karą nie z tej ziemi. Nie był masochistą! Jeżeli już to sadystą. Ale takie rozwiązanie byłoby iście kretyńskie. Po upadku wiadomo było, że nic mu się nie stało. Śnieg nie był na tyle twardy, żeby dostać wstrząśnienia mózgu, czy nawet, żeby rozbić sobie głowę. Dlatego tylko pokręcił głową. Był przyzwyczajony do spadania, obijania się i ogólnego ranienia. Nie był wrażliwy, więc przywyknął i z łatwością przyjmował każdy ból. Nawet, gdy wiązał się z tym, że Ida całym swym ciężarem wpadła na niego. Lekko go przygniatała, ale i do tego już się przyzwyczaił. Przecież to nie był pierwszy raz, jak byli tak blisko.

- Nigdy nie będziesz się ze mną nudzić – obiecał. Maurice był na tyle barwną postacią, że była to prawda. Zawsze coś wymyślił, a w swojej nieprzewidywalności, zostawiał miejsce na dreszczyk emocji. Był mężczyzną z piosenek Lany Del Rey. To była jego estetyka. Wysoki, w garniturach, z kokainą w nosie i gnatem w dłoni. Jeszcze ta różnica wieku między nim i Idą. No po prostu wypisz wymaluj „Off to the races”. Nawet zdawał sobie z tego sprawę, skoro nie raz słuchał tej wokalistki. Puszczał jej piosenki na słuchawkach i przechadzał się z kawką po ulicach. Lubił chodzić, a wszystko miał tak blisko, że nie raz nie musiał jeździć autem. Tym sposobem omijał korki i miał okazje oświecać swoim blaskiem paryżanki. Nadal to lubił, choć liczyła się tylko Ida. Tylko ona sprawiała, że jego serce szybciej biło, że w ogóle miał ochotę się starać. Teraz miał pracę i ją. Podobał mu się taki układ.

- Może i ty wyglądasz lepiej w bieliźnie, ale ja nago jestem majestatem natury. Tego nie przebijesz. – Odparł narcystycznie. Kochał siebie, oj jak on był w sobie zakochany. Potrafił patrzeć minutami w lustro i zachwycać się sobą. I tak był przekonany, że lepiej wygląda w każdej okazałości, ale nie zamierzał się kłócić. Nauczył się dzielić swoim blaskiem z Idą i nie chciał jej podcinać skrzydeł przy każdej okazji.

Był niesamowicie dumny ze swojej dziewczyny, gdy udało się jej zjechać bez wywrotki. Uśmiechał się szeroko i, gdy do niej dołączył, złapał ją w talii i przyciągnął do siebie na tyle na ile mógł, bo narty im przeszkadzały.
- Jestem dumny z Ciebie słońce – powiedział i odgarnął jej kosmyki włosów z twarzy. – Słuchaj, może byśmy już wracali, mam dla Ciebie niespodziankę, plus trzeba zaliczyć to jacuzzi. – Zaproponował niecierpliwie. Odpiął swoje narty, a następnie pomógł zrobić to samo Idzie. Zgarnął ich rzeczy do torby, którą zostawił na jednym ze stołów i pod rękę ruszyli do domu. Oczywiście, rozdzielili się pod koniec i, gdy Maurice poszedł do garażu, Ida musiała poczekać, żeby wejść do domu. Umówili się, że spotkają się u niego w sypialni. Chwilę czekał, zmienił jeszcze ubrania, które schował gdzieś w aucie i ruszył dołączyć do niej. Miał na sobie koszulę, a na niej sweterek i do tego ładne spodnie. Wszedł do swojego pokoju, gdzie czekała na niego już jego wybranka. Poszedł do jednej z walizek i wyjął pudło z Bvlgari.

- To dla Ciebie z okazji świąt – powiedział wręczając jej opakowanie. Był ciekawy, czy się jej spodoba. W końcu postarał się z Halide wybrać coś i pod kolor oczu, jak i karnacji i włosów. Jego dziewczyna zasługiwała na wszystko co najlepsze. Choć wciąż musiał się przyzwyczaić do tego, że nią była, to i tak już wcześniej Idę tak traktował. Skradła jego serce i nie mógł się z tym kłócić.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Ale to jacuzzi to ma być karą dla mnie czy dla nich? — Uśmiechnęła się szczerze, bo ona oczywiście bardzo chętnie zobaczyłaby co to jacuzzi ma do zaoferowania. Nawet jeżeli mieliby przyprawić o zawał swoich znajomych, kiedy ci połączyliby kropki kto, z kim, gdzie i kiedy. Wiedziała, że Maurice nie odmówiłby sobie i jej fizycznego kontaktu przez tak długi okres, szczególnie, że mieszkali obok siebie. Ida była pewna, że ona to nawet nie wypróbuje swojego łóżka, bo przecież nie będzie się w środku dnia wymykać piętrem do pokoju naprzeciwko. Już i tak najczęściej spędzała noce u Maurycego, jakoś dziwnie polubiła spanie przy nim, nawet jeżeli po prostu leżeli obok siebie. Nie wiedziała z czym to się wiąże, czy z jego spokojnym oddechem, powolnym biciem serca, czy po prostu czuła się przy nim naprawdę bezpieczna i odprężona. Nie musiała się niczym martwić, więc i sen był lepszy.
Uważaj, bo nigdy to praktycznie tak długo jak zawsze. — Podroczyła się z nim przez chwilę, chociaż sama sugestia, że byliby ze sobą tak długo wprawiła ją w dziwny nastrój. Trochę enigmatyczny. Zastanawiła się przez chwilę co przed nimi niesie przyszłość. Jak to się skończy, czy rozejdą się w zgodzie, czy może nie będą mogli na siebie patrzeć (co byłoby dość problematyczne biorąc pod uwagę, że mieli wspólnych prawie wszystkich dookoła). Chociaż sama myśl o rozejściu się powodowała u niej jakieś dziwne ukłucie w sercu, tak jakby samo wyobrażenie sobie przyszłości bez jego prezencji u swojego boku było bolesne. Nie roztrząsała tego wszystkiego, wypierając takie przemyślenia z głowy jak najszybciej się dało. Może życie chwilą i zostawianie wszystkiego na "tu i teraz" nie było rozsądne, ale im się mniej wie, tym lepiej się śpi. Jeszcze jej tego brakowało, żeby zrozumiała, że uczucia które kieruje w jego stronę nie są czysto przyjacielskie, a większość osób postronnych to nawet nie nazwałaby tego zauroczeniem. Na szczęście Ida żyła w nieświadomości.
Mogę się z tobą podzielić tym tytułem, skoro już jesteś mój. Wiadomo, że i tak nikt nas nie pobije, jesteśmy najwspanialsi. — Idzie może wiele brakowało do takiego narcyzmu jakim mógł pochwalić się Maurice, ale dalej była bardzo pewna siebie i znała swoją wartość. Tak samo jak obiektywnie mogła przyznać, że Maurice był naprawdę bardzo przystojny. Kiedy już po całej akcji z ciążą spokojnie rozmawiali na różne tematy Ida stwierdziła, że ich bąbelek, z kumulacją ich genów, byłby naprawdę łamaczem serc. Szczególnie, gdyby to był syn i Maurycy nauczył go swoich zachowań. Bad boy, moralnie szary mężczyzna, z anielską twarzą. Idealny bohater fanfików, każda by była jego.
Bardzo się denerwowała tym zjazdem, ale jak widać nie było czym. Dała się przyciągnąć Maurycemu do siebie, szczególnie uważając tym razem, by ich narty nie najechały na siebie. Serce jej zabiło szybciej kiedy powiedział, że jest z niej dumny. Uśmiechnęła się szeroko, szczególnie na jego czuły gest, kiedy odgarnął jej kosmyki włosów z twarzy. Kiedy chciał być słodki, to naprawdę mu to wychodziło.
Pewnie, wracajmy. Ale liczę, że jeszcze pojeździmy! — Idzie zależało, żeby nauczyć się czegoś co mogliby robić razem, a narciarstwo brzmiało lepiej niż polowanie na ludzi. No i tak ogólnie całkiem jej się podobało, szczególnie wspólne wjeżdżanie na górkę. Być może mogłaby się całkiem szybko nauczyć na tyle podstawowej jazdy, żeby mogli razem wybrać się na coś o wyższym stopniu trudności niż ośla łączka dla przedszkolaków. Nawet, jeżeli Maurice to pewnie z zawiązanymi oczami mógłby zjeżdżać z najtrudniejszych tras. W końcu związki to sztuka kompromisów.
Przytrzymała się go, kiedy pomógł odpiąć jej narty, a kiedy złapała jego ramię już po zmianie butów na normalne, to puściła je dopiero gdzieś pod tą latarnią co się wcześniej spotkali. Niecierpliwie przyciągnęła go jeszcze do krótkiego pocałunku, po czym przeszła przez ulicę, by w ogóle wrócić do domu od innej strony niż on, gdyby ktoś jednak wypatrywał ich powrotu. Odczekała dobrych kilka minut, po czym przez drzwi frontowe weszła do budynku i praktycznie od razu poszła do siebie do pokoju. Tam też zrzuciła średnio wygodne spodnie narciarskie i ogólnie cały ten swój sportowy strój i szybko przebrała się w coś wygodniejszego. W swetrze, który najprawdopodobniej mu kiedyś ukradła, bo sięgał jej do kolan i ciepłych skarpetkach przeszła do jego sypialni, chowając za plecami mały prezent, spakowany w srebrny papier obwiązany wstążką. W pokoju była jednak pierwsza, więc opadła na kanapę, która stała praktycznie obok wejścia. Uśmiechnęła się, kiedy podał jej prezent i szybko go odpakowała, jednak widok biżuterii praktycznie zwalił ją z nóg. Dobrze, że siedziała.
Spojrzała na niego, z tchem zapartym w piersi i uśmiechnęła się lekko.
Maurice, ja dziękuję. Jest naprawdę piękna. — Powiedziała wzruszonym głosem, praktycznie od razu żałując swojego wyboru prezentu. Podniosła ciężki naszyjnik z poduszeczki na której leżał i wstała, by mu go podać. — Pomożesz mi zapiąć? Chcę od razu zobaczyć jak na mnie wygląda. — Odgarnęła włosy, a kiedy poczuła na szyi ciężar kolii, odwróciła się by zanim podejdzie do lustra przyciągnąć Maurycego do namiętnego pocałunku.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice uśmiechnął się i pokręcił głową. Tylko Ida potrafiła głupimi słowami wywołać u niego takie szczęście. Przestał unikać śmiania się przy niej, coraz rzadziej zasłaniał usta, gdy to robił. Już praktycznie nic nie zostało z tego odruchu. Nie wstydził się pokazywać, że jest radosny i nawet wyczekiwał, aż znowu będzie mógł przy niej się uśmiechać. Nikt nigdy na niego tak nie działał. Nie potrafił sobie wyobrazić, że to kiedyś straci. Liczył po cichu, że ten stan nigdy nie minie i że będą mogli razem tkwić wieczność. Nie wyczekiwał końca ani go nie zwiastował. Było to coś nowego. Nie umiał wybrać jej kochać, aczkolwiek nie umiał też się pożegnać. Sahak może i mówił mądrze, ale to nie aplikowało się do Maurycego. Blondyn nie potrafił podzielić się z nią bólem i brudem swojego życia. Wystarczało mu, że była jego szczęściem, była jego sercem.

- Z pewnością dla nich – zażartował. Oczywiście seks w jacuzzi niósł pewne ryzyko, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Albo jak to lubił mówić Maurice, kto nie ryzykuje ten nie kończy w więzieniu. On na szczęście jeszcze w karceru nie siedział dłużej niż musiał. Raz skończył na wytrzeźwiałce, gdzie oskarżano go o bycie oszustem matrymonialnym. A tak, poza tym to jego kartoteka była czysta.

Faktycznie nigdy to było mocne słowo. I o ile zawsze by się nie przecisnęło mężczyźnie przez usta. To jakoś z nigdy mu było łatwiej. Nie mógł jej obiecać, że będą razem na zawsze. Aczkolwiek mógł z pewnością już w tym momencie powiedzieć, że nigdy nie zapomni o niej. Nawet gdyby się rozstali, gdyby ich drogi przeciął czas, bądź osobliwe okoliczności. To odcisnęła na nim niesamowite piętno. To Ida wyciągała z niego taką jego część jakiej jeszcze nigdy nie widział. Znajdywała w nim wszystko, co chował, a ona to doceniała. Nie próbowała go zmienić, nie oczekiwała, że będzie kimś innym. Była jego, choć pewnie nie jeden by stwierdził, że na nią nie zasługuje. Bo bywał okropny. Bywał również oschły, nieempatyczny, roszczeniowy i brutalny. Był egoistyczny, narcystyczny i niebywale upośledzony emocjonalnie. A jednak tkwili tak ze sobą już trochę. Krótko, bo krótko, ale w tym małym przedziale czasu, już tak dużo się wydarzyło. Już mogli obydwoje od siebie uciec, zostawić się przy wielu okazjach. A jednak Maurice, jak i Ida, zostali parą. Nie wybrał, żeby ją kochać, ale wybrał, żeby z nią być. I to mu starczało. Na więcej nie miał odwagi.
- W sumie to nigdy nie mów nigdy. Więc powiedzmy, nie będziesz się ze mną nudzić, dopóki nie umrę. – Odparł unikając powiedzenia ‘’dopóki nie ucieknę”. Bardziej prawdopodobne było to, że Maurice spierdoli, niż że Ida go zostawi. Aczkolwiek, on naprawdę się temu opierał. Miewał te natrętne myśli, ale je odganiał, nie chcąc zepsuć najpiękniejszej relacji, jaką miał w życiu. Zaśmiał się słysząc, jak szczodra była ta jego dziewczyna. Nie potrzebował tytuły najlepiej wyglądającego w bieliźnie, bo swoje to i tak wiedział.

- Para jak z okładki – skomentował. Faktycznie Ida i Maurice swoimi aparycjami przypominali modeli pierwszej klasy. Mężczyzna był majestatyczny, a kobieta pierwszej urody. Tylko, że nie za nią on ją podziwiał. Wiadomo, gdyby tak nie wyglądała, to pewnie byłaby zupełnie inna rozmowa. Aczkolwiek uroda go już tak nie powalała, jak jej charakter. Jak jej wielkie serce, którego dobrocią go darzyła. Nie zapomniał, że go nie zostawiła, gdy mogła. Wciąż rozpamiętywał ten dzień i choć zdawał sobie sprawę, że miała powody, żeby już się więcej do niego nie odzywać. To jakoś usprawiedliwiał siebie. Był jednak świadomy, że mało która by to wytrzymała. A Ida wybaczyła mu te gorzkie słowa. Maurice nie mógł powiedzieć, że nigdy nie manipulował. Że nigdy nie grał na kukłach. Jednakże z czasem, jego wszystkie czyny i słowa stawały się coraz czystsze. Coraz mniej w to wkładał wyrachowania i wyliczeń, a coraz więcej serca. Serca, które miał tylko dla niej.

- Pojeździmy jeszcze, pojeździmy – odparł zadowolony, że znaleźli coś co mogli robić razem. Powoli, nieubłaganie, okres pierwszego zauroczenia mijał i potrzebowali czegoś co mogliby razem robić. Nie tylko randkami i seksem wampir żyje, a narty mogły stać się ich nowym, wspólnym hobby. Maurice polubił uczenia Idy rzeczy. Choć polowanie nie było najprzyjemniejsze, to jednak już narciarstwo im się udało wykonać bez łez.
Cieszył się, że Idzie spodobał się prezent. Nie umiał robić emocjonalnie bogatych podarunków, jego językiem uczucia, było jednak dawanie po prostu wartościowych upominków. Postarał się nad nim i z radością patrzył, jak kobieta się uradowała. Założył kolię na jej szyję starając się, żeby nie zaczepiła o włosy. Zanim w ogóle zdążył podejść z nią do lustra, przyciągnęła go do gorącego pocałunku. Położył ręce na jej plecach, czując pod palcami materiał swojego swetra.  Wiedział, że mu go zabrała, ale nie przeszkadzało to Maurycemu. Cieszył się, że mogła mieć jakąś część jego zawsze przy sobie. A jeśli tym miał być sweter kupiony zanim w ogóle się urodziła, to niech tak będzie. On w nim latał po Szwajcarskich stokach lata temu, a teraz Ida mogła w nim chodzić po jego domu.

- Chodź zobaczysz jak wyglądasz – powiedział podchodząc z nią do lustra. Zauważywszy ich wielką różnicę wzrostu, nie mógł się nie zaśmiać w duchu. Wyglądali razem dość komicznie. Następnie spojrzał na zdjęcie powieszone nieopodal na ścianie. Przedstawiało ono grupę przyjaciół. Maurice siedział na środku kanapy, po jego bokach były jego koleżanki, a z tyłu stał Jannik Fischer z dzieckiem na rękach. Jego ówczesna żona akurat robiła zdjęcie, a kochanek zgonował na fotelu obok. Mała Amelia przez lata była jedynym dzieckiem w tej całej grupie, więc wszyscy się nią zajmowali. Sam Hoffman nauczył się obsługi maluchów właśnie na niej. To wszystko działo się po jego nagłym powrocie z Miami. Niespełnioną miłość i żal przelał w ciepło wobec córki jednego z jego najbliższych kolegów. – Patrz, Jannik – powiedział do Idy wskazując palcem zdjęcie. Miał nadzieję, że nie będzie drążyła, dlaczego dwie kobiety siedziały mu na kolanach. Te lata osiemdziesiąte były szalone. Takie pełne wrażeń i uniesień, które się nijak nie równały temu co miał z Idą. Zanotował w głowie, żeby postawić w swoim mieszkaniu jakieś foty z Idą. W końcu nie tylko tapetę mógł mieć z nią.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
To mam nadzieję, że nie zamierzasz umierać. — Uśmiechnęła się, chociaż mógł usłyszeć nutkę powagi w jej głosie. Nie umiała sobie wyobrazić nawet co by zrobiła, gdyby coś mu się stało. Co wszyscy dookoła by zrobili, bo nawet jeżeli Maurycy starał się dystansować od innych wampirów, to pewnie całkiem sporo osób by się przejęło tym faktem. Poczynając przez jego rodziców, na Janniku kończąc. Głupie rozmowy między nimi były naprawdę całkiem przyjemne i Ida zdążyła się już przyzwyczaić. Naprawdę lubiła z nim rozmawiać, niezależnie czy dyskutowali o czymś, na czego temat mieli odmienne zdanie, rzucali sobie jakieś krótkie riposty, czy może Maurice opowiadał jej o polityce w czasach, które akurat przedstawiał film, który oglądali. Nie mogła powiedzieć, że się przy nim kiedykolwiek nudziła, dlatego też nie próbowała dalej ciągnąć tej dyskusji. Uścisnęła jedynie mocniej jego ramię, żeby był pewny, że ona nie chce by znikał.
Pewnie mogli robić razem wiele rzeczy, a kiedy Ida doczeka się swojej kolejki na wybranie aktywności to wyciągnie jakieś planszówki czy inne gry wideo. W końcu nie musieli się skupiać tylko na aktywnościach fizycznych, a była pewna, że rozgrywka w szachy między nimi skończyłaby się na rzucaniu w siebie figurami. Jej tata do dzisiaj miał bliznę nad brwią, po tym jak jej mama rzuciła w niego wieżą. Po kimś Olszewska w końcu miała ten temperament.
Oczywiście, że spodobał jej się prezent. Widziała jak do niej pasował, wiedziała, że Maurice musiał poświęcić trochę czasu, by znaleźć coś tak idealnego dla niej. Dlatego też nie odpuściła sobie pocałunku, jeszcze tuż przed tym jak poszli podziwiać jak cudownie wyglądała. Szczególnie dobrze prezentowała się z nim u boku, to musieli obydwoje przyznać.
Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze, podziwiając piękną biżuterię. Nawet podbiegła do pudełka, by założyć także kolczyki do kompletu. Nie mogła się doczekać aż będzie mogła się pomalować i uczesać tak, żeby wszystko ze sobą idealnie grało. Była pewna, że założy ten komplet na oficjalną wigilię, nawet, jeżeli mieliby ją pytać skąd to ma, od kogo dostała taki kosztowny prezent. No chyba, że Maurice nie chciałby aby narażała ich na takie niebezpieczeństwo wydania ich związku.
Chciałabym założyć prezent od ciebie jutro na kolację. Mogę? Wolę to ustalić, bo to jednak coś wow. — Uśmiechnęła się ciepło, spoglądając mu w oczy w odbiciu lustra. Wyglądała naprawdę jak księżna jakiegoś bogatego kraju, dostojna i piękna. Mogliby razem udawać parę królewską i nikt nie miałby problemu z uwierzeniem w taką historię.
Spojrzała na zdjęcie, które jej pokazał. Oczywiście, że najpierw zwróciła uwagę na kobiety na jego kolanach, na które się lekko, ale tylko odrobinkę skrzywiła pod nosem. Następnie spojrzała na Jannika z dzieckiem na ramionach, to musiała być ta słynna Amelia, o której życiu zdążyła usłyszeć wiele anegdotek. Trochę dziwne uczucie rozlało jej się po brzuchu, kiedy zrozumiała, że Maurice wygląda jakby zdjęcie zrobione zostało kilka lat wcześniej, a niemowlak jest starszy od niej. Czasami zapominała, że Hoffman był o tyle starszy i bardziej doświadczony od niej. Na co dzień jej to jednak nie przeszkadzało.
Zanim cokolwiek powiedziała, przypomniało jej się, że ona nie zdążyła mu wręczyć swojego prezentu. Poprosiła go więc, by za nią podążył i usiadła na brzegu jego łóżka, wcześniej zagarniając małą paczuszkę. Poczekała, aż przysiadł koło niej, żeby ich różnica wzrostu nie była aż taka kolosalna, po czym uśmiechnęła się i spojrzała na niego.
To jest prezent ode mnie. — Wręczyła mu niepewnie pakunek, denerwując się lekko. Poczekała, aż wampir zdejmie wstążkę i rozerwie papier, by odsłonić logo małe pudełeczko bez żadnego loga. Ida, zamiast szukać prezentu wśród znanych marek, udała się do jednego z najstarszych i najbardziej znanych jubilerów w Paryżu. Streściła staruszkowi swój pomysł i zaleciła, by nie oszczędzał w środkach i zakupił produkty najwyższej jakości, nie zważając na koszta. Dzięki temu powstały naprawdę ładne i eleganckie spinki do mankietów. Były one w kolorze białego złota, a główna część ozdobna skrzyła się pełna małych, czystych diamencików na ciemnym tle. Ida wolała nawet nie myśleć ile pieniędzy z konta Silvana powędrowało na tę biżuterię, ale każde euro było tego warte. Przynajmniej według niej. Czekając na jakąś reakcję jej chłopaka, zaczęła mówić zdenerwowana.
Wiesz, ja wiem, że to może być trochę głupie i w sumie to może ci się nie spodobać w ogóle. No i nie musisz ich nosić, jeżeli nie chcesz. — Mówiąc to nawet na niego nie patrzyła, tylko spoglądała na swoje dłonie, gdzie bawiła się pierścionkiem, kręcąc nim dookoła palca. — Bo ja pomyślałam, że skoro ja jestem twoim Słońcem, to ty jesteś moją Gwiazdą. Błyszczysz w nocy, jesteś jej najpiękniejszą częścią. — Dokończyła cicho. Oczywiście była świadoma, że słońce to także była gwiazda, ale według niej to tylko dodawało romantyzmu tej metaforze. Bo niby byli tacy różni, ale w głębi serca tacy sami.
Podoba ci się, Gwiazdo? — Powiedziała prawie szeptem, decydując się w końcu by podnieść spojrzenie ze swoich rąk, by spojrzeć mu w twarz. Nawet jeżeli miał mieć średnio zadowolony wyraz twarzy, to miała nadzieję, że chociaż same spinki mu się spodobają. Nikt inny takich nie miał. Były wyjątkowe jak on.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice zdecydowanie nie zamierzał umierać. Choć jego zawód był ryzykowny, to jako wampirowi, mu mało groziło. Oczywiście, nie raz sam się prosił, żeby wyzionąć ducha. Jednakże, żadnemu się jeszcze nie udało zabić Maurice’a Hoffmana. Tak samo jak żadnej wcześniej nie udało się tak przywiązać go do siebie jak Idzie. Najbliżej by mu było do śmierci, gdyby ona zdecydowała się go teraz zostawić. Na szczęście na to się nie zapowiadało, a sam mężczyzna wiedział, jak ją zatrzymać przy sobie. Naprawdę mu zależało i choć nie potrafił się zdecydować kochać, to z pewnością podjął decyzję, że chce mieć blondynkę jak najbliżej i jak najdłużej. Już go tak szczęście rozpierało, że taką znalazł, że nie raz łapał się na tym, że chciał innym opowiadać o niej. Czekał, aż w końcu będzie mógł powiedzieć wszystkim, że Ida Antonina Olszewska jest jego dziewczyną. Jednakże, nie do końca był na to gotowy. Nie wiedział co będzie to niosło, bał się, że coś to zepsuje. A no i gdyby (odpukać) zerwali, byłoby cholernie niezręcznie. Musiałyby się otworzyć obozy, kto za kim i wiedział, że tę walkę by przegrał. Nawet gdyby nic złego nie zrobił, nie zdradził, nie oszukał, nie porzucił. To i tak za pewne większość by uznała, że to jego wina. Maurice sobie wypracował taką niepochlebną opinię i musiał zbierać tego pokłosie.

Patrzył jak zahipnotyzowany na Idę w kolii i z kolczykami do pary. Wyglądała przepięknie, dostojnie i z klasą. Wyglądała jak ktoś z kim chciałby spędzić kolejne lata, nawet się ustatkować. Oczywiście, nie myślał o żadnym ślubie, czy nawet zaręczynach. Na to wszystko było za wcześnie, a bez widma dziecka, nie spieszyło mu się do zbędnego uwiązywania się. Ze związku partnerskiego było łatwiej uciec niż z małżeństwa. I choć nie planował tego robić, to jednak wolał mieć pewną furtkę. Możliwość na szybki skok w bok, zwrot do tyłu i wyjazd z kraju. Tak profilaktycznie. Ida była bezpiecznym miejscem Maurice’a, ale musiał mieć kontrolę nad każdym możliwym scenariuszem. Musiał być przygotowany na wszystko.

- Wyglądasz pięknie słońce – powiedział kładąc rękę na jej ramieniu. Była taka mała przy nim, że czasem się bał, że złym ruchem zrobi jej krzywdę. Nie raz już się łapał na tym, że za mocno ją przytulał, a w końcu była taka krucha, a on miał tyle siły. Maurice nie przywykł do takiej troski wobec kogoś. I choć bywały okazje, gdzie tym w ogóle się nie martwił. To jednak w niektórych chwilach zatracał się w tym jaka była delikatna. Jej pewna bezbronność go wręcz przerażała. Wiedział, że gdyby coś złego się stało, to nie miałaby za wiele do zrobienia. Zabijanie nie przychodziło jej z taką łatwością, starał się ją nauczyć jak to robić. Próbował nie raz zniszczyć coś co w niej uwielbiał, czyli tę dobroć i niewinność. Ale robił to dla jej dobra. Nie zawsze mógł być przy niej, a wolał żeby zeszła na jego stronę, bezprawia i zerowej moralności, niż żeby coś się jej stało. Możliwe, że już ją wtedy kochał, ale jeśli tak to nie był tego świadomy. Wciąż nie wybrał, wciąż decydował się na zachowawczą adorację z oddali.

- Oczywiście, że możesz. Będziesz tam najpiękniejsza, zresztą jak zawsze. – Powiedział kładąc dłoń na jej policzku i pocierając kciukiem. Ida była jego słońcem, największym skarbem jaki miał. – Sama jesteś wow zaśmiał się. Patrzył uważnie na jej reakcję na zdjęcie i poczuł dziwną satysfakcję, gdy się lekko skrzywiła. Lubił, gdy była o niego zazdrosna. Potwierdzało to, że jej zależało. Usiedli obydwoje na łóżku, a Maurice był ciekawy co tam Ida mu wymyśliła. Wziął od niej paczuszkę i dość szybko, niedelikatnie, rozwiązał wstążkę i rozerwał papier. Otworzył pudełeczko i zobaczył spinki do mankietów. Uśmiechnął się i posłuchał jej wytłumaczenia. Trochę go to przytłoczyło, nie można skłamać. Przełknął głośno ślinę nie wiedząc co powiedzieć. Coś za bardzo mu to zalatywało zawoalowanym wyznaniem miłości. Miał wielkie oczy i zacisnął palce na pudełeczku. Potrzebował chwili, żeby to przetrawić. Namyślić się. Czy chciał uciec? Jeszcze jak.  Ale na tym ta jego siła i odwaga polegała, że tego nie zrobił. Nie chciał niszczyć niczego, a tym bardziej, najpiękniejszej relacji, jaką miał. Nie był może gotowy, żeby zalać ją miłością. Ale był na tyle dojrzały, żeby pogodzić się z faktem, że Ida mogła mieć większe uczucia wobec niego. Chciał być jej gwiazdą, chciał być częścią nocy, którą się ogląda z podziwem. Chciał być tą częścią jej życia, którą się opisuje w wierszach i uwiecznia na płótnie. Po prostu nie był gotów, żeby i ona stała się jego słońcem całkowicie. Potrzebował jeszcze czasu, którego powoli zaczynało brakować. Tak samo jak jemu na chwilę zaczęło brakować oddechu. Wyrwały go z zamyślenia jej słowa. Spojrzał na nią trochę nieobecnie, trochę w zdezorientowaniu, z kapką strachu w oczach. Oparł swoje czoło o jej i zamknął powieki. To wszystko było dla niego tak nowe. I to wszystko wiązało się z Idą. Stanął w takiej sytuacji, gdzie nie było odwrotu. Musiał stanąć twarzą w twarz z największym lękiem i dać jej zalać się ciepłem.

- Bardzo – wyszeptał. Chwilę tkwił w tej pozycji, aż odważył się otworzyć oczy. Spojrzał na nią z tak bliska i wiedział, że nie popełnia błędu zostając. Natomiast dokonałby go uciekając przed nią. Było wiele słów, które dusił w sobie, a chciał jej powiedzieć. Jednak sądził, że za pewne już nigdy ich nie powie. A dzięki Idzie, czuł w końcu coś po wielu latach. – Czekałem na Ciebie tak wiele lat Ida. Popełniłem wiele błędów, ale cieszę się, że łamałem sobie serce, żeby być teraz z Tobą. – Choć zniszczył samego siebie na przestrzeni lat, to nie żałował, że do tego doprowadził, skoro mógł być teraz z nią. Nie umiał wybrać. Nie umiał zdecydować się ostatecznie. Ale to co powiedział, było najbliższe wyznania miłości. Na tyle było go stać. Na więcej jeszcze nie. Dobroć inwentarza na to nie pozwalała. Strach, duma i uprzedzenie wobec tego uczucia go powstrzymywały. Miał jedynie nadzieję, że Idę też coś zatrzyma przed powiedzeniem tych przerażających dwóch słów, dziewięciu liter. Oj jak on się o to modlił. Bo tego mógłby nie przeżyć i to dosłownie. Mogłoby go to zabić na miejscu.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Oczywiście Ida i tak za każdym razem kiedy wybierał się na ryzykowną akcję, to się o niego martwiła. Nie przez brak wiary w jego umiejętności, a raczej po prostu przez troskę. I chociaż wiedziała i była świadoma, że Maurycy to była klasa sama w sobie, to dziwne uczucie nie chciało opuścić jej żołądka. Miała nadzieję, że nic mu się nie stanie z jeszcze jednego, prozaicznego powodu. Wolałaby, żeby Silvan i Renata dowiedzieli się o ich relacji w jakiś bardziej normalny sposób niż wspólne płakanie nad szpitalnym łóżkiem czy, nie daj bóg i odpukać, trumną.
Ida była świadoma tego, że trochę nie wprost, ale jednak, opowiedziała Silvanowi o swojej relacji z Maurycym. I chociaż Zimmerman nie był świadomy, że to chodziło o jego syna, a blondynka ledwo stała na nogach jak mu się spowiadała, to i tak było to dziwne, jeżeli w jakiś sposób wampir by się dowiedział o tym wszystkim. Ida wolała jednak o tym zbyt wiele nie myśleć, bo nie przeszkadzała jej wiedza kogokolwiek. I fakt, bardzo podobało jej się, że nikt o nich nie wiedział, że nie musieli wysłuchiwać komentarzy o różnicy wieku, różnicy wzrostu i różnicy temperamentów. Że byli tylko swoi. Mimo to, nie wstydziła się go i gdyby chciał to następnego dnia na wigilię mogliby zejść razem za rękę i pocałować się pod jemiołą. Tak przy wszystkich, terapia wstrząsowa.
Puściła mu oczko i uśmiechnęła się szeroko, kiedy ją skomplementował. Jakoś szczególnie miło jej było, kiedy nazywał ją słońcem, nawet ze świadomością, że samo słońce najbardziej znał z opowiadań jak bardzo straszna rzecz to jest. Idzie za to najbardziej brakowało właśnie tego, to za słońcem i dniem najbardziej tęskniła z rzeczy nieprzemijalnych. Patrzyła na ich odbicie z dużym zadowoleniem wypisanym na twarzy. Wyglądali majestatycznie, nawet jak ona miała na sobie jego sweter zamiast porządnej sukienki. To jednak niczego nie zmieniało i tak ich blask powalał. Już widziała oczami wyobraźni jak cudownie będą się prezentowali wspólnie następnego dnia, kiedy ubierze coś bardziej do ludzi, wysokie buty i swoją biżuterię. Nie mogła przecież podejrzewać, że Maurice i Silvan nagle wyskoczą w matching swetrach. W końcu z nią nie chciał nosić niczego do pary.
Miły dreszcz przebiegł po jej plecach, kiedy posmyrał ją po policzku i sprawił jej kolejny komplement. Oni obydwoje byli wow, a jednak, mimo tego, że była tego świadoma, to jego słowa sprawiały, że jej ego było mile połechtane. Tak samo jak miło jej się robiło, kiedy niecierpliwie rozpakowywał prezent od niej. Denerwowała się, to było mało powiedziane. Szczególnie, kiedy Maurice nie odpowiedział od razu na jej słowa. Ona też miała ochotę uciec w tamtym momencie. Otworzyła się zbyt mocno, sama nie wiedziała czy nie przesadziła. Jednak to właśnie czuła, przy nim odżyła na nowo. Przy nim mogła trwać w mroku.
Kiedy oparł swoje czoło o jej, przymknęła oczy tylko na chwilę. Ona już nie chciała nic mówić, trochę też przytłoczona atmosferą, która nagle pojawiła się w pomieszczeniu. Nie była pewna czy zrobiła lub powiedziała coś nie tak, szczególnie, że z jego reakcji średnio mogła coś wywnioskować. W końcu jednak się odezwał, a na jego ciche potwierdzenie, że mu się podobało, Ida odetchnęła z ulgą. Naprawdę długo myślała co można dać komuś, kto miał wszystko. Szczególnie, że zależało jej na nim i nie chciała by pomyślał, że miała to wszystko gdzieś. Może tylko odrobinę przesadziła w drugą stronę. Sięgnęła ręką do jego policzka i podobnie jak on chwilę wcześniej, przejechała kciukiem po pozbawionej zarostu skórze. Kiedy otworzył oczy uśmiechnęła się do niego lekko, jakby chcąc mu pokazać, że może jej zaufać i powiedzieć wszystko co mu leżało na sercu. Takiego wyznania co padło, się jednak nie spodziewała. Wtedy ona zgubiła oddech, a jej serce straciło swój normalny rytm. Nie miała pojęcia co odpowiedzieć, bo była pewna, że wypowiedzenie tego wszystkiego nie było dla niego proste. Tym razem ona przymknęła oczy, by zebrać wszystkie słowa co chciała powiedzieć. Nie były one wielkie, bo mimo wszystko ona też nie była gotowa na wyznania wyższych uczuć. Wyrażały jednak chyba nawet więcej niż te słowa, których tak unikali.
Nigdy nie myślałam, że to właśnie ty sprawisz, że przestanę żałować tego, że nie jestem już człowiekiem. — Wyszeptała, przyznając się do tego po raz pierwszy na głos. Wcześniej starała się o tym nie myśleć, dalej trzymając się bardziej swojej ludzkiej strony niż tej wampirzej. Kiedyś podczas rozmowy z Sahakiem powiedziała coś w stylu, że ona gdyby w tym momencie mogła wszystko odwrócić, to bez wahania pozostawiłaby życie w mroku, by wrócić do światła dnia. W tym momencie, chociaż to wszystko dalej ją w jakiś sposób bolało i uwierało w wątrobę, to nie mogła już z pełną mocą stwierdzić, że z tego nowego życia nie wynikają żadne pozytywy. On był jej pozytywem, tak jak ona była jego słońcem, którego potrzebował. Wiadomo, nic nie jest w stanie wzrosnąć w zupełnej ciemności. Żadna zdrowa relacja. Ciepło i światło od Idy pozwoliło wykiełkować ich uczuciom, pozwoliło na ich wspólny rozwój. Zbyt dużo słońca, potrafi jednak sparzyć, dlatego potrzebna jest noc, która wniesie balans.
W końcu postanowiła przełamać to wszystko między nimi żartem. Zrobiło się trochę zbyt poważnie.
Te twoje błędy musiały być naprawdę duże, skoro czekałeś tyle lat na wampira ofermę, co ratuje pieski po tym jak ktoś, nie powiem kto, zamorduje ich właściciela. — Uśmiechnęła się, tak jakby to wydarzenie w ogóle nie było trudne. Tak jakby już zapomniała o łzach cieknących po twarzy i powstrzymywaniu się przez tydzień od sprawdzenia czy z kundelkiem wszystko w porządku. Oglądała dużo seriali, wiedziała, że na miejsce zbrodni nie można wracać.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice zawsze wiedział co powiedzieć, miał celną ripostę na większość tekstów i po prostu nie brakowało mu języka w gębie. A tu nagle, z dzika franc, nie miał pojęcia jak odpowiedzieć Idzie. Coraz większe słowa padały, a on bał się, że to się nie zatrzyma. Przecież wiedział jak kobieta kochała swoją ludzką stronę, byłby głupi nie zauważając, że z początku to w ogóle nie chciała być wampirem. Została nim wskutek nieszczęśliwego wypadku, a nie z wyboru. I choć Maurice nie rozumiał tego, jak można w ogóle tęsknić za dawnym życiem śmiertelnika, to wiedział, że w jej przypadku tak było. Ona straciła naprawdę dużo, a miała jeszcze więcej. W pewnym momencie, jeśli wszystko dobrze pójdzie, a oni się nie rozstaną. To właśnie Hoffman zostanie jej jako najbliższa osoba. Bo nieuchronność opuszczenia rodziny była okrutna. I czekało Idę zostanie jedynie z tą wesołą ferajną wampirów, w tym z Maurycym. On o tym nie chciał myśleć. Bał się obciążenia czymś takim, tak naprawdę on żył w ciągłym strachu ostatnio. Nie takim związanym z zawodem, ryzykiem i życiem. Bał się miłości, bał się zobowiązania, bał się, że coś się stanie z nim i Idą. Ciągle strach mu patrzył w oczy, a on był tym już najzwyczajniej zmęczony. Ale musiał się zebrać w sobie, nie mógł zostawić jej z czymś takim na tak zwanym odczytanym. Położył dłoń na jej dłoni, o wiele mniejszej, delikatniejszej, która znajdowała się na jego policzku. Pomimo wielu poranków spędzonych razem na wszelakich aktywnościach, to tak intymnie między nimi jeszcze nie było. Słyszał jak jej serce bije, raz szybciej, raz wolniej. Czuł jej oddech na swojej skórze, patrzył tak blisko w jej oczy, że mógł dostrzec wszelkie kropeczki, smugi i przebłyski w jej tęczówkach. Nigdy nie wiedział jakie Ida miała oczy. Czy to była zieleń, czy też błękit. Wiedział za to jedno, tak pięknych oczu żadna inna kobieta nie miała. Żadna nie równała się z nią dobrocią, urodą i wszystkimi superlatywami, które mógłby wymieniać godzinami. Żadna nie była jego Idą, więc każda odpadała w przedbiegach. Maurice znalazł w Idzie ostoję. Po ciężkich nocach wracał do niej i mógł być bezpiecznie sobą. Ona nie oceniała. Kobieta znalazła w nim swoją gwiazdę. Wiedział, że jej na nim bardzo zależało. Nawet po sposobie w jaki wymawiała jego imię, można było się zorientować. Zresztą z nim to samo. Mimowolnie poprawiał jej włosy, chował odstającą metkę, poprawiał wisiorki i całował w czoło. Żadnej tak nie traktował, do żadnej nie miał tyle serca.

- Nigdy już nie będziesz żałować Ida, że jesteś wampirem – powiedział prawie jej to obiecując. Zamierzał umilać życie Idzie jeszcze bardzo długo. Nie mógł zapewnić jej wieczności, ale planował z nią powolną, bliską przyszłość. To było dużo jak dla niego. Maurice zazwyczaj wiązał z osobami tylko teraźniejszość. Jedynie rodzice zawsze byli stałą w przyszłości, a i tak byli oni niewielką częścią tych całych misternych układów czasu. A tu nagle widział siebie u boku Idy jutro, pojutrze i za miesiąc. Ba, nawet za rok. Nie wiązał go żaden obowiązek wobec niej, a jednak chciał zostać. To naprawdę wiele znaczyło, to nie było typowe ani mu znane. O ile miewał dni, że cicho, nieśmiało żałował pewnych wyborów. Pewnych ucieczek. To dzięki kobiecie zupełnie o tym zapomniał. Maurice wręcz się cieszył, że odmawiał sobie uczuć przez tyle lat. Dzięki temu mógł być teraz z Idą. Mógł ją kiedyś zaszczycić pierwszym wyznaniem miłości. Była jego pierwszą prawdziwą dziewczyną. Brakowało jedynie, żeby była jego pierwszym razem, ale to odbyło się ponad 180 lat temu. Było dla niego coś ciekawego w tym, że był jej pierwszym wampirem, jak mu to wyznała. Podobał mu się ten koncept, że powierzyła mu tę prawdziwą inicjację wampirzego hedonizmu.

Zaśmiał się słysząc jej żart. Położył się na łóżku, ciągnąc ją za sobą, żeby leżała obok niego. Trzymał ją za dłoń i podniósł ją, żeby wskazać jej jedno zdjęcie, które wisiało nad kanapą. Był tam on w mundurze, z grupą innym umundurowanych i dwoma pannami obok nich. Maurice stał gdzieś z boku, a jedna blondynka stała bardzo blisko niego, ocierając swoją ręką o jego nogę.
- Tamta chciała mnie w ślub wrobić, prawie się dałem wciągnąć do włoskiej mafii. To jest duży błąd. – Powiedział również rozładowując napięcie. Patrizia to była osobowość nie z tej ziemi. Jeszcze żadna wampirka nie zagięła tak parolu na punkcie Maurice’a. On to rozumiał, ba, jej współczuł, że padła ofiarą jego nieziemskiego uroku. Aczkolwiek, on sam nie chciał od niej za wiele. Starczyło mu kilka nocy i kolacji, a tamta sobie wyobrażała już przyszłość u jego boku. O ile sama wampirza mafia go tak nie przerażała. To jednak wampirza mafia faszystów to była lekka przesada nawet dla niego. – Pomyśl jaka to by była tragedia. Próbowała mnie nawet na dzieciaka złapać. Ale ja się nie dałem. Gdyby nie pewne obowiązki to bym od razu od niej uciekł. – Dodał z pewną nostalgią. Miał jednak serce do Włoch. Siedział tam trochę, po jednym zleceniu uciekł na chwilę do Paryża, ale potem wrócił tam i dokonywał wszelakich przestępstw. Piękne czasy.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach