To było bardzo dziwne, że jego prezencja wpływała na nią tak uspokajająco. Bliskość jego ciała, intymne gesty i jakaś troska, którą ją objął pomogła jej się przełamać. Wiedziała, że informacja, którą miała do przekazania zatrzęsie ich światem. Nie było to nic przyjemnego, nie dla kogoś w ich relacji. Być może i dogadywali się lepiej niż wcześniej, być może nie był taką najgorszą osobą, a jej zdanie o nim zmieniło się o przewrotne 90 stopni, ale i tak po prostu się bała. Obawiała się jego reakcji, obawiała się co to dla nich oznacza, a najbardziej w świecie obawiała się, że się nie pomyliła. Przerażała ją myśl o zostaniu matką, nie umiała sobie wyobrazić siebie odpowiedzialnej za małą istotę. I wiedziała, że ona już miała czas na panikę, złapanie oddechu i lekkie przetrawienie sytuacji. Żyła z tą myślą od kilku dni i mogła chociaż trochę się przygotować, a i tak przemyślenia i przeogromny strach dopadły ją jak rozpędzony pociąg. Nie była pewna co zrobi, jeżeli ten jej nie uwierzy, wyśmieje, albo co gorsza, każe wyjść i zostawi samą sobie. Ręce jej się trzęsły, zaciskała zęby. Nawet jeżeli miałby się potem zrehabilitować, to pierwsza reakcja miała z nią zostać na zawsze.
Obserwowała jak zamarł. Jak kubek nie odnalazł drogi do ust tylko zawisł w powietrzu. I kompletnie nie wiedziała jak powinna się zachować. Nie wiedziała, czy powinna coś powiedzieć, zapewnić go, że sobie poradzą, uciec czy po prostu go przytulić. Obydwoje utknęli w pułapce powoli mijającego czasu, a Ida miała wrażenie, że stoją w dolnej części klepsydry i zaraz obydwoje zginą przez ciężar spadającego piasku. Po prostu na niego patrzyła, obserwując jego reakcję, nawet jak on nie patrzył na nią. Nie umiała nic odczytać z jego twarzy, nie umiała stwierdzić czy to dobra reakcja czy zła. Kawa została odstawiona na blat, a on utkwił spojrzenie w oknie. Ona też zaczęła się przyglądać ich odbiciu. Widziała dwa wampiry, kompletnie nie pasujące do siebie. Nawet ta ogromna różnica wzrostu zdawała się wypominać im jak bardzo różni są. Chciała poznać jego myśli, chciała by się przed nią otworzył, ale wiedziała, ze to byłaby zbyt duża prośba. Miała ochotę zapaść się w sobie i uciec, nie tylko od niego, ale od całego świata. I chociaż niby ciąża nie była katastrofą i sytuacją bez wyjścia, to Ida miała wrażenie, że w ich sytuacji właśnie tak było.
Olszewska nie umiała wyobrazić sobie ich dwójki w kontekście zostania rodzicami. Brakowało im wszystkiego, by mogli dobrze wychować dziecko. Nie było między nimi ani grama miłości, byliby bardzo złym przykładem dla swojej latorośli. Nie umiała zaprzeczyć, że być może mogliby mu przekazać dobre cechy, pokazać świat ze strony wampirzej i ludzkiej. Ale z drugiej strony bała się, że skrzywdziliby takie dziecko, które przecież miałoby żyć wiecznie. Nikt nie chciałby mieć rodziców, których wiązała dziwna relacja, nie do końca zresztą zdrowa. Nikt nie chciałby mieć ich pokazanych jako wzór. Ida była zbyt młoda i zbyt niedoświadczona, żeby jeszcze pokazywać wampirzątku jak wygląda życie w mroku. A co gorsza, ona po prostu się bała, że nie da rady, że przerośnie ją to, co przerosło już lepsze od niej. Bała się porażki, a w tym wypadku porażka byłaby bolesna nie tylko dla niej i obejmowałaby nowe istnienie. W tym wszystkim zapomniała o oddychaniu, a jej płuca zapiekły boleśnie, domagając się tlenu. Ocknęła się nieco szybciej niż on, biorąc głęboki wdech. Zrobiła mały krok w stronę Maurice i chwyciła go za jego dłoń. Nie było w tym geście nic szczególnie wielkiego, ale chciała mu pokazać, że jest obok. Musieli być silni razem, musieli zachować spokój i chłodne myśli, nawet jeżeli sytuacja była gorąca jak wrzątek. W końcu i on się odezwał, a Ida tylko przejechała kciukiem po wierzchu jego ręki. Po prostu trwała obok niego, szukając wsparcia, ale samej również je oferując. Wiedziała, że nie tylko nią to wszystko mogło wstrząsnąć.
Fakt, że Hoffman poprawił się i uwzględnił, że to była sytuacja, w którą byli uwikłani wspólnie sprawił, że zrobiło jej się odrobinę lżej na sercu. I chociaż dalej to wszystko było bardzo ciężkie, to poczuła odrobinę ulgi. Przez chwilę obawiała się, że ten zacznie kwestionować jej domysły, zacznie ją pytać jak do tego doszło, albo zarzuci, że być może sypiała z kimś jeszcze. Nie chciała się tłumaczyć, że nie miała innego kochanka, nie miała na to tego wieczoru siły i chyba gdyby coś takiego zasugerował, to po prostu by zawiedziona opuściła jego mieszkanie. Rozumiała, że mężczyźni w takich wypadkach mogli mieć jakieś podejrzenia czy być pod jakimś względem niepewni, ale w takim wypadku poczułaby się jakby ją po prostu spoliczkował. —
Jeszcze nie. — Pokiwała głową, a jej głos przypominał ledwo słyszalny szept, chociaż wcale nie zamierzała mówić cicho. Słowa więzły jej w gardle, a ona nie umiała sobie z tym poradzić, kiedy sytuacja była tak ciężka i nieklarowna. —
Ja, ja się bałam zrobić go sama. — Przyznała. Nie wiedziała co by zrobiła, gdyby na teście pojawiły się dwie kreski, plusik czy inna informacja oznaczająca, że faktycznie była w ciąży. Wiedziała, że bardzo ciężko by jej było to znieść i że na pewno nie chciałaby się dowiedzieć z Silvanem kręcącym się gdzieś w pobliżu. Jakby mogła mu wytłumaczyć, że pomimo jego wcześniejszego ostrzeżenia, była taka nieostrożna? Co by miała odpowiedzieć, gdyby zapytał czy wie kim jest ojciec? Kłamać, że nie? Przyznać, że sypiała tylko z jego synem? Włożyła twarz w dłonie, dalej przygnieciona całą tą sytuacją. Ona nie była mistrzynią w ukrywaniu uczuć i utrzymywaniu pokerowej twarzy jak Maurycy. Nie potrafiła schować w sobie tego przerażenia, które zawładnęło ją, kiedy tylko w jej głowie pojawiła się myśl, że mogłaby zostać matką. Musiała wziąć kilka głębokich wdechów, zanim spojrzała na niego ponownie, oczami zlęknionymi jak u łani. —
Kupiłam po drodze, każdy rodzaj jaki był w aptece. Zapłaciłam gotówką, nie martw się. — Chciała mu coś jeszcze powiedzieć, pokazać, że go potrzebuje. Nie tylko dlatego, że to był też po części jego problem, ale po prostu sama by sobie psychicznie i fizycznie nie poradziła. Potrzebowała go obok, niekoniecznie po to, żeby ją trzymał za rękę i szeptał słowa pocieszenia. Chciała wiedzieć, że nie jest sama, że niezależnie co się wydarzy, to będzie mogła na kogoś liczyć. Maurice, chociaż emocjonalnie niedostępny, był jej pierwszym wyborem. Przez te dwa tygodnie zaufała mu na tyle, że nie bała się, że zostawi ją z tym samą, że stwierdzi "sorry, ale to za dużo". Mogła się bardzo łatwo przeliczyć, ale nic jej już nie zostało, oprócz nadziei i wiary w wampira. Na razie nie żałowała, że tak wybrała.
_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone