17 xi 2022 | Nikłe szanse

3 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Ida zazwyczaj była bardzo spokojną osobą. Starała się analizować wszystko na chłodno i chociaż nie zawsze jej się to udawało i czasami rzuciła w kogoś kubkiem (przydarzyło się to dosłownie jeden raz, ale wiedziała, że będzie jej to wypominane do końca świata), to nie można jej było zarzucić, że łatwo ulegała panice. Po przemianie w wampira miała wrażenie, że ta cecha jej się nawet polepszyła, że kiedy z Silvanem wyprawiali naprawdę szalone rzeczy w labie, to umiała trzymać rękę na pulsie. Być może też dlatego udało jej się utrzymać sekret co się stało z Hugo, nie przyznając się do wypadku ani przed Silvanem, ani przed Renatą. Do dzisiaj miała wyrzuty sumienia i czasami wpadała w nostalgiczne myśli, ale poradziła sobie zdecydowanie dobrze, jak na osobę z jej moralnością i człowieczeństwem.
W tym wypadku panika jednak zjadała ją od środka. Nie wiedziała co powinna zrobić i co się stanie, jeżeli kierunek w którym dążyły jej myśli był prawdziwy. Traciła rezon, czekając na coś, co nie nadchodziło i zaczynało bardzo ją to męczyć. W końcu stwierdziła, że nie może tak dalej trwać. Wypiła wieczorną kawę, zamówiła ubera i wyszła z domu, w to jedno jedyne miejsce, do którego mogła się udać. Kiedy kierowca wysadził ją kilka ulic od kamienicy, zaszła do sklepu i kupiła wszystko, czego by mogła potrzebować w tej sytuacji. Zapłaciła gotówką, by w wypadku, kiedy to wszystko okazałoby się tylko jej paranoją nie został po tej panice nawet ślad. Osiemnaście dni, wszystko powinno się zgadzać.
Wchodząc do budynku nawet nie spojrzała na portiera. Poszła prosto do windy i zawędrowała pod znajome drzwi. Zadzwoniła domofonem, a kiedy w progu pojawił się Maurice, spojrzała na niego dziwnym wzrokiem. Górował nad nią bardziej niż zwykle.
Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale to jedyne miejsce, gdzie mogłam przyjść. — Nie przywitała go, nie przytuliła się do niego, nie powiedziała nic więcej, czekając, aż pozwoli jej wejść. Wyglądała jak nie ona. Ciemne spodnie, skarpetki nie do pary, za duża bluza brata, a do tego wyjątkowo miała na sobie płaskie buty, jakieś ciemne air maxy. Do tego jej włosy były związane w jakiegoś wysokiego, roztrzepanego koka, a jej makijażem był jedynie tusz do rzęs. Widać było, że zdecydowanie przychodząc do niego nie chciała zaspokajać jego poczucia estetyki, a po prostu potrzebowała jego wsparcia, tak jak on potrzebował jej te kilka dni wcześniej po kłótni z rodzicami.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
To był dziwny okres dla Maurice’a. Niby nic się takiego nie działo, typowa praca, zapierdalał w kaftanie ochronnym ze zwłokami pod pachą i drukował paszporty. Aczkolwiek, pojawiła się nowa osoba w tym całym równaniu. I choć za każdym razem sobie powtarzał, że to ostatni raz. To następnej nocy ona i tak przychodziła, a on ją wpuszczał z otwartymi ramionami. I tak w kółko. Zwłoki, Ida, fałszerstwo, Ida, podziwianie się w lustrze, Ida. To się stało jego nową rutyną, do której nie mógł przywyknąć. Za każdym razem go dziwiło z jaką łatwością wpuszczał ją do swojego życia, żeby dać odejść z nadchodzącym dniem. Zupełnie nie wiedział co się z nim dzieje, ale nie odebrało mu to codziennego rezonu. Wręcz odwrotnie, rzucał jeszcze bardziej trafne riposty, miał więcej energii i z większą pasją wykonywał codzienne obowiązki. Oczywiście, nikomu o tym nie powiedział. Było to ich słodką tajemnicą, której strzegł jak oczka w głowie. Odwożąc ją do domu, wystawiał kilka ulic dalej, a kiedy ktoś się chciał z nim spotkać w trakcie jego posiedzeń z Idą, to wymyślał coraz to lepsze wymówki. I nie, nie były one z serii pastuję podłogę. Mówił, że ma trupa i zaczął opisywać takie szczegóły, że druga osoba od razu się rozłączała. Musiał zachować ten sekret, szczególnie przed Silvanem. Nie chciał, żeby ojciec wiedział co się dzieje, bo to i tak nie miało być trwałe. Maurice nie miał pojęcia co się stanie, gdy on i Ida przestaną się spotykać. Bał się konsekwencji, a gdyby inni wiedzieli, to byłoby tylko gorzej. Dlatego też nikomu nic nie mówili i po prostu zadawalali się odkrywaniem siebie w samotności. Zabrał ją raz na kolację, wynajął im oddzielną salę, żeby nie wpaść na żadnego wampira. No kto lepiej mógł zaplanować coś przed wszystkimi innymi jak Maurice?

To był zwykły czwartek, akurat wtedy miał mieć wolne. Zaplanował sobie to jako dzień dla siebie. Dlatego też od razu jak wstał, to położył się w wannie, włączył muzykę i nałożył maskę w płachcie. Leżał tak w spokoju, z telefonu leciał Vivaldi i po prostu sobie wypoczywał. Nie myślał o nikim innym poza sobą i tego właśnie potrzebował. Wrócić do korzeni, czyli do skrajnego egoizmu, który zatracił przez spotkania z Idą. I czuł się z tym wybornie. Był wyzwolony od zobowiązań z pracy i tych prywatnych. Na resztę dnia planował czytanie książek na balkonie oraz obejrzenie jakiegoś filmu historycznego. Kusiły go losy Japonii w dwudziestoleciu międzywojennym oraz w trakcie drugiej wojny światowej. W końcu Hirohito nigdy nie za dużo. Przez te randki z Idą stał się bardziej nostalgiczny, wspominając coraz częściej stare, dobre czasy. Aż wyjął raz mundur z szafy i wypolerował wszystkie odznaczenia. Potem go schował tak, żeby nikt nie znalazł za łatwo, ale chwilę sobie poprzypominał te piękne morderstwa i zlecenia. Kiedyś to byli dyktatorzy, dla których się pracowało, teraz to są prezydenci z dykty, których żal słuchać. Gardził sceną polityczną Francji, tak samo jak całym tym państwem. Gdyby to było prostsze, to by wrócił do Szwajcarii. Zurych mu się marzył, kupiłby tam mieszkanko i ulokował się na kilka lat. W końcu i tam znano Maurice’a. Co prawda pod innym nazwiskiem, ale ile jest wampirów o tym imieniu? No mało. I tak sobie rozkosznie rozmyślał, aż nie usłyszał dzwonka do drzwi. Gdyby nie jego wyostrzony słuch, zapewne by się nie zorientował, że ktoś w ogóle dzwoni. Czekał chwilę, ale znowu zabrzmiał. O jak się wkurwił. Wyszedł z wanny, narzucił na siebie jedwabny szlafrok z VS (dostał go od Halide na święta) i podreptał (wciąż w maseczce) do drzwi. Było kilka opcji, żeby doszli do drzwi to musieli mieć przepustkę u portiera. Czyli mogła to być Renata, Silvan, Halide, Henrietta albo nowo dodana Ida. Widząc obraz na monitorze, okazało się, że to ta ostatnia. Wyglądała źle, coś musiało się stać. Od razu wpadł na najgorsze, Silvan się dowiedział. Więc już poddenerwowany, otworzył jej drzwi i wpuścił do środka.

- Coś się stało? Kąpałem się. – Wyjaśnił swój i tak majestatyczny wygląd patrząc na nią od góry do dołu. Bez szpilek była jeszcze niższa, co było wręcz przerażające. Czym go starzy karmili, że tak wyrósł? Czy to krew? Czy może urodzone wampiry po prostu miały jakąś dominację genetyczną. Jak tą, że na przykład dziedziczyli moce. Piękna sprawa, nie ma to jak się urodzić jako wybranek Draculi.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Czy Idzie ciężko było przejść do porządku dziennego z relacją z Mauricem ukrywaną przed wszystkimi dookoła? Może trochę. Od tamtej pamiętnej niedzieli wiele się zmieniło. Spotykali się naprawdę często, poznając różne aspekty siebie, docierając swoje charaktery, rozmawiając i co dziwne – dobrze się bawiąc. Nie umiała zrozumieć jak tak łatwo weszło im to w rutynę. On kończył pracę, ona przyjeżdżała do niego, czasami umawiali się na mieście. Ida się czuła jakby znowu miała osiemnaście lat i miała chłopaka, którego ukrywała przed rodzicami. Chociaż w tym przypadku wampiry nie były razem, nawet o tym nie myślały. Nie było w tym głębszego uczucia, a chociaż prawie każde spotkanie kończyli stwierdzeniem, że to niczego nie zmienia, to Ida wiedziała, że zmieniło się wiele.
Maurice okazał się naprawdę nie tak okropną osobą do spędzania razem czasu. Mieli podobne poczucie humoru, lubili długie dyskusje, a o fizycznej formie ich spotkań mogłaby się rozwodzić przez miesiąc. Nie poruszali szczególnie drażliwych tematów, które mogłyby ich poróżnić, grali bezpiecznie. Nie wspominali też tego co się działo między nimi wcześniej, starając się utrzymać wszystko na właściwych torach. Pewnie też dlatego Ida nikomu nie pochwaliła się tym, co się właśnie dzieje, znajdując wymówki kiedy ktoś chciał z nią wyjść kiedy była umówiona z Mauricem. Silvanowi wmawiała, że spotyka się z którąś z przyjaciółek lub idzie na zakupy czy kolację. I chociaż wiedziała, że kłamstwo ma krótkie nogi, to miała nadzieję, ze w tym przypadku będzie inaczej. Mogła poprosić którąś z bliskich sobie osób, żeby ją kryła, ale wtedy musiałaby podzielić się z kimś tym sekretem, który chciała zachować tylko dla siebie. Skoro i tak nie stawiała, że ta relacja będzie trwała szczególnie długo, to mogli szaleć bez konsekwencji. Nawet jeżeli na wieść o wspólnej kolacji spędziła porządne kilka godzin na przygotowaniach, żeby prezentować się zjawiskowo i zrobić na nim wrażenie. Nawet jeżeli coraz częściej miała ochotę zadzwonić do niego w ciągu dnia tylko po to, by chwilę z nim porozmawiać i usłyszeć złośliwy komentarz.
Wiedziała, że tego dnia akurat mieli się nie spotykać. Miała nawet zaplanowane kilka rzeczy, które chciała zrobić, przez jakieś prozaiczne sprzątanie, po ogranie nowej gierki o rudym kotku, której nie miała szans wcześniej przejść. Wszystko jednak spaliło na panewce, kiedy obudziła się spanikowana. Pluła sobie w brodę, że byli tacy nieostrożni, ale przecież szanse na cokolwiek miały być zerowe. Nie umiała przestać o tym wszystkim myśleć i dlatego zachowała się tak, jak się zachowała. Mogła wcześniej do niego napisać, ostrzec go, że przyjedzie, ale nawet nie przeszło jej to przez myśl. Zbyt bardzo była przejęta co to wszystko mogło dla nich oznaczać, co zrobią w przypadku kiedy to wszystko się sprawdzi i jej panika będzie uzasadniona. Bo chociaż Maurice okazał się naprawdę nie taki zły, to kompletnie nie widziała go w takiej roli, w jakiej mogła go postawić tego wieczora. Dzwoniąc dzwonkiem do niego przypomniało jej się, że go nawet nie ostrzegła o swoim przybyciu, ale już nie było odwrotu. Czekała pod drzwiami jak na skazanie, a kiedy jej otworzył nawet nie skomentowała jego prezencji. Fajny miał ten szlafroczek, też będzie musiała sobie taki sprawić.
Nie. Tak. Nie wiem. Może. — Odpowiedziała mu szybko, nie wiedząc jaka powinna być poprawna odpowiedź. Na razie nic się nie stało, ale mogło? Czy raczej coś już się stało, ale nie wiem czy na pewno? Objęła się ramionami, nerwowo bawiąc się pierścionkiem. Nie wiedziała jak ugryźć temat i czy przedsionek przed drzwiami, chociaż bardzo w ich stylu, był odpowiednim miejscem na taką rozmowę. W końcu wzięła wdech i spojrzała na niego. — Jeżeli chcesz mogę wrócić później. — Spojrzała na niego, zadzierając brodę. Pewnie gdyby okoliczności były inne skomplementowałaby jego maseczkę, ale w tym wypadku nie miała siły na żarty i przekomarzanki. — Albo mogę nam zrobić kawy, piłeś już? — Ona tak, ale nerwowe sytuacje zawsze na nią wpływały tak, że mogła tonami jeść comfort food, a w wampirzym wcieleniu największy komfort dawał jej właśnie smak kawy. Opuściła wzrok, wbijając go w jego szlafroczek. Poczuła się trochę winna, że przerwała mu jego dzień relaksu, ale jeżeli jej podejrzenie ciąży było prawdziwe, lepiej żeby dowiedzieli się wcześniej niż później.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
To nie tak, że Maurice nie chciał widzieć Idy. On po prostu chciał mieć dzień wolny od emocji i wszystkich dookoła. Dlatego też może nie był nazbyt entuzjastyczny widząc kobietę w drzwiach. Na dodatek, ona nie przyszła zadowolona z życia, gotowa na seks. A podłamana, w niepasujących ubraniach i strachem wymalowanym na twarzy. Nie podobała mu się ta sytuacja, bo nie miał pojęcia co się w ogóle mogło stać. Jedyne co mu przychodziło do głowy to, że Silvan dowiedział się o ich romansie. Dlatego i jemu mina zrzędła, a serce zabiło szybciej.

- Nie czy tak? Zdecyduj się. – Odparł nie lubiąc takiej niepewności. Jakby nic się nie stało to by mu dupy nie zawracała o tak wczesnej godzinie. Wciąż był mokry, szlafroczek przyklejał mu się do ciała, a włosy na szczęście suche, nie były jeszcze ułożone. Dostrzegł jak nerwowa była i tym bardziej go to zaniepokoiło. Co się mogło stać, że potrzebowała go? Lubił czuć się potrzebny, ale może niekoniecznie w sprawach prywatnych. Nie był pewien, czy jej jakkolwiek pomoże, bo nawet nie wiedział o co chodziło. – Nie, nie, wyduś to z siebie teraz – odpowiedział jej na propozycję tego, że wróci później. Jak już przyszła to nie zamierzał jej wyganiać, nie był aż tak bezduszny.
- Dobra, kawa. Zrób nam kawę, ekspres masz w kuchni, ja pójdę się ogarnąć. – Zaoferował i ruszył w kierunku sypialni. Tam porządnie się wytarł i zaczął szukać jakiś komfortowych ubrań. Stanęło na czarnych spodniach i ciemnozielonej polówce z długim rękawem. Miał mało czasu, więc się szczególnie nie zastanawiał co na siebie zarzucić. Kręcone włosy jedynie postarał się jakkolwiek ułożyć. Wrócił do Idy szybko, a ona już wtedy kończyła robić kawę dla ich dwojga. Zastał ją więc w kuchni. Podszedł do niej od tyłu i przytulił. Uznał, że może tak załagodzi sytuację.

- No co się stało? – Zapytał spokojnie samemu próbując uwierzyć, że nic się nie wydarzyło co zaburzyłoby jego spokojny ład. W głowie już miał myśli I tak się kończą romanse Maurice, załamaną babą w opresji. Aczkolwiek odganiał ją od siebie myśląc pozytywnie. Poza tym, to on był specem od kryzysów. Nie ważne co się wydarzyło, był pewien, że uda mu się go pożegnać. Pocałował ją jeszcze w czubek głowy i odsunął się, stając obok. Taki miał plan, dać jej komfort, żeby szybciej się otworzyła. Takim sposobem załatwiliby akcję dość sprawnie, a on miałby resztę nocy dla siebie. Naprawdę potrzebował trochę czasu w samotności. Wtedy chciał przemyśleć tę całą sytuację z Idą. Bo to już trwało prawie dwa tygodnie, jak regularnie się spotykali i nie tylko uprawiali seks, a i rozmawiali i po prostu spędzali ze sobą czas. Zamierzał to wszystko ewaluować, rozważyć plusy i minusy. No i najzwyczajniej w świecie, chciał spędził czas ze swoją ulubioną osobą, czyli ze sobą. Natomiast Ida postawiła Maurycego w sytuacji, gdzie nie wiedział co się dzieje, ale coś złego. Nie wpadł mu nawet do głowy prawdziwy powód, który stał za tym spotkaniem. Bo może i raz czy dwa pomyślał, że faktycznie nie zabezpieczyli się na weselu. Jednakże prawdopodobieństwo, żeby wampirka zaszła w ciąże było tak małe, że praktycznie zerowe. Uważał, że on już wyczerpał swoje szczęście do takich spraw, będąc samemu wpadką.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Rozumiała jego komentarz, ale ona naprawdę nie wiedziała jak odpowiedzieć na pytanie. To nie była sytuacja, gdzie można było odpowiedzieć tak albo nie, a przynajmniej według niej.
Nie wiem, prawdopodobnie tak? — Nie była pewna jak mu przekazać takie delikatne wieści już na samym progu. Nie przemyślała tej kwestii, wolałaby usiąść i spokojnie mu wszystko oznajmić, chociaż słowa ledwo przechodziły jej przez gardło. Trochę się bała jego reakcji, ale wiedziała, że byli tak samo winni, obydwoje oddali się żądzy zamiast przemyśleć wszystkie za i przeciw. Z drugiej strony, kto mógł sądzić, że ten jeden jedyny raz, kiedy obydwoje nie pomyśleli o antykoncepcji, przyczyni się do takich rzeczy? Ida słyszała, że biologiczne wampirze potomstwo wcale nie jest takie częste i to, że w swoim otoczeniu miała i Cerise, i Maurice'a było naprawdę wyjątkowe. Widocznie wyjątkowość była im pisana, nawet jeżeli Ida wolałaby w tym wypadku być totalnie zwyczajna i pospolita.
Ucieszyła się, że nie stwierdził, że w sumie mogłaby przyjść jak już się wykąpie. Chociaż jej zdanie o nim zmieniło się trochę w przeciągu ostatnich dwóch tygodni, to nadal nie była pewna niektórych jego reakcji, szczególnie w takich kryzysowych sytuacjach jak tego dnia. Wiedziała, że ryzykuje, ale naprawdę nie wyobrażała sobie pójścia do kogokolwiek innego w tej sprawie. Nie chodziło nawet o to, że bała się o możliwe pytania kogo to dziecko. Po prostu potrzebowała właśnie jego, żeby to on mógł ją wesprzeć, jeżeli test wskazałby to, czego się tak bała.
Dobrze. Nie musisz się spieszyć. — Odpowiedziała mu, zsuwając buty z nóg, nie schylając się do nich. Nie patrzyła jak odchodzi w kierunku sypialni, do której drogę znała na pamięć. Swoje kroki skierowała ku kuchni, gdzie nie spędziła tak wielu godzin. Otworzyła kilka szafek, żeby znaleźć kubki, a kiedy to zrobiła to spędziła kilkadziesiąt sekund, aby rozpracować ekspres Maurycego. Na szczęście obydwoje pili czarną kawę, bo gdyby miała się bawić w jakieś pienienie mleka, to chyba nie podołałaby. Już po chwili po mieszkaniu rozniósł się aromat parzonego naparu, a ona wpatrywała się jak ciemny napój leje się powoli do kubków. Myślami była gdzie indziej, próbowała odnaleźć słowa, których miałaby użyć. Pewnie dlatego nie usłyszała jak wracał do pomieszczenia i lekko podskoczyła zdziwiona, kiedy podszedł by ją przytulić. Dała się otulić jego zapachowi, przylegając do jego ciała, które biło przyjemnym, uspokajającym chłodem. Westchnęła i oparła głowę o jego klatkę piersiową, jednocześnie zamykając oczy. Zapytał co się stało, a ona dalej nie odnalazła w sobie mocy, która mogłaby jej pomóc podzielić się z nim swoimi przemyśleniami. Stała tak jeszcze chwilę, trzymając go za dłonie którymi ją oplatał, a kiedy poczuła pocałunek na czubku swojej głowy, otworzyła powieki. Musiała być silna, nie mogła panikować jak nastolatka. Na pewno znajdą rozwiązanie sytuacji.
Po tym jak się odsunął podała mu jego kubek i spojrzała na jego twarz. Spróbowała się blado uśmiechnąć, ale średnio jej to wyszło. W końcu opuściła wzrok w kubek, patrząc w czerń napoju. Westchnęła głęboko i wróciła wzrokiem do jego spojrzenia, zdobywając się na odwagę.
Myślę, że mogę być w ciąży Maurice. — Zrzuciła tę bombę, szybko uciekając wzrokiem. Nie była w stanie patrzeć mu w oczy.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Prawdopodobnie tak? Co to miało znaczyć? Czyżby znowu kogoś zabiła i przeżywała to? Maurice w sumie na to liczył, bo w swoim dniu wolnym wolałby zajmować się trupem niż uspokajaniem kobiety. To by mu przyszło łatwiej jakby nie patrzeć. Ale nie odkrył co w końcu się wydarzyło, ponieważ Ida poszła robić kawę, a on przebrać się. Śpieszył się wbrew jej zapewnieniom, przecież coś się stało, a on nie wiedział co. Ciekawski z natury to on przesadnie nie był, ale jeśli już do niego przyszła w takim stanie, to wolał wiedzieć co za tym stało. Dlatego też szybko się przebierał i nie poświęcił sporej ilości czasu na stanie i patrzenie w odbicie lustra, jak to lubił robić. Widział, że coś się dzieje. Stali przytuleni, a ona nie chciała go puścić. Nie bał się, ale poniekąd stresował. Nie martwił, ale nie chciał, żeby Ida przechodziła przez coś złego. Nie potrafił tego opisać, nie wiedział czy to jakiś początek troski, czy wciąż myślenie jedynie o własnej dupie. To drugie wydawało się bardziej prawdopodobne, ale gdyby to był ktoś inny, to nie całowałby po głowie, czy też przytulał uspokajająco. Wziął od niej kubek kawy i już chciał się napić, gdy usłyszał te słowa.

Zamarł. Zatrzymał się z kubkiem podniesionym ku górze, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Przez chwilę nic nie myślał, po prostu czuł się, jakby się topił. Nie mógł złapać ani powietrza, ani się ruszyć. Był niczym w ruchomych piaskach, gdzie jeden ruch mógłby go zabić. Zupełnie nie odbierał kontaktu od otoczenia. Nie wiedział, czy ona coś do niego dalej mówi, czy nawet robi. Nic przed sobą nie widział, czuł jedynie panikę. Ida w ciąży. Niby rozumiał wszystkie słowa, ale z drugiej strony nie łączyły mu się w fakty. Nie potrafił tego wszystkiego logicznie ustawić, równie dobrze mogła to powiedzieć po chińsku i tyle samo by wyniósł. Nie patrzył na nią, jedynie gdzieś w dal. Stał tak i jedyne co mu się udało to odłożyć kubek na blat. Patrzył na własne odbicie w oknie nie wiedząc co nawet widzi. Wszystko było znajome, to wciąż był on, wciąż koło niego stała Ida. Aczkolwiek Maurice po prostu miał wrażenie jakby umierał. Chyba wtedy nawet po części liczył na to. Bo lepiej dla niego było być martwym, niż znosić konsekwencje słów, które zostały wypowiedziane.

Myślę, że mogę być w ciąży Maurice.
Odbijało się echem po jego głowie, niczym piosenka na replayu. Dopiero po jakimś czasie faktycznie zrozumiał znaczenie tych wszystkich słów. Oznaczało to, że mógłby zostać ojcem. ON! Maurice Hoffman, który jeszcze nie dawno na pytanie o dzieci, zareagowałby histerycznym śmiechem. On nie mógł mieć dzieci, nie był gotowy na to. I niby chciał mieć kiedyś, ale na pewno nie myślał, że mógłby już mieć zaraz. Jedna noc podczas wesela mogła zaważyć na całej jego przyszłości. Nie wiedział nawet z czym to się je. Nie miał pojęcia o nowoczesnym wychowaniu dzieci. Dla niego łączyło to się wręcz ze ślubem. Stare schematy odpalały mu się w głowie i wciąż patrząc w odbicie, nie mógł w nim zobaczyć potencjalnego ojca. Wiedział kim jest, prominentem, oportunistą, egoistą, narcyzem, mordercą. I gdzie między tym było miejsce na bycie tatą? Czuł się, jakby mu Ida powiedziała, że ma zaraz umrzeć. Już się żegnał ze starym życiem, ze swoim świętym spokojem i wszystkimi przyjemnościami. Chociaż to wciąż było niepotwierdzone, to nieopisanie panikował wewnątrz. Nie kochał Idy, nie kochał nikogo w sposób romantyczny nigdy. Maurice nawet nie wiedział, czy byłby w stanie kochać dziecko i to go zaczęło napawać kolejnym strachem. Nie chciał mu zepsuć życia, nie chciał wychować kolejnego Zimmermana, który całe życie by się zastanawiał, czy to coś w nim, czy po prostu go rodzice nie kochają. Nie wiedział, czy byłby w stanie wesprzeć dobrze Idę. Chciał uciekać. Pierwszą racjonalną myślą był wyjazd z Paryża. I choć zdawał sobie jakie to było okropne, to jednak przez chwilę rozważał ucieczkę na Cypr, gdzie by go nikt nie znalazł. Aczkolwiek szybko się z tej myśli otrząsnął. Wiedział, że to kobieta była w gorszej sytuacji i był świadomy, że to ona stała przed większymi decyzjami i zmianami. To jednak i on w tym wszystkim czuł się strasznie samotny. Nie mógł pójść do rodziców, zadzwonić, powiedzieć, że chyba jego kochanka jest w ciąży. Nie miał nikogo, kto by mu pomógł, a został postawiony w sytuacji, w której to on musiał być tym silnym. Tylko nie wiedział, czy w ogóle był w stanie. Cholera, nawet nie był z Idą razem. A nie chciał popełniać błędu rodziców, nie chciał wychowywać dziecka na raty. Na boga, przed chwilą wcale nie chciał mieć dziecka, a już się martwił o niego! Nie nadążał za procesami w głowie, samemu nie wiedząc co się w ogóle dzieje.

To jeszcze niepewne
Pomyślał uspokajająco. Powtarzał sobie to kilka razy, żeby w ogóle być w stanie zaraz się odezwać. Jego mina była grobowa, nie widać było strachu, smutku, niczego. Aczkolwiek jakby się przyjrzeć jego oczom, można było dostrzec przerażenie wymieszane z żałobą. Maurice przechodził wewnętrzne piekło i nawet nie mógł sobie wyobrazić co Ida czuła. Na szczęście, nazbyt empatyczny nie był, więc skupił się na własnym cierpieniu. W końcu otrząsnął się. Wiedział, że musi coś powiedzieć, jednakże nie wiedział co. Nie zamierzał pocieszać jej pustymi słowami. Nie był pewien jak zareagować. Udawać radość? Naprawdę chciał stamtąd uciec, ale wiedział, że byłaby to najgorsza rzecz jaką by w życiu zrobił. Nie chciał tego robić Idzie, bo w pewien sposób, troszczył się o nią. Nie chciał jej cierpienia. Popatrzył na nią w końcu i wziął wdech.

- Dobrze, robiłaś test? Jeśli nie, to musisz – zatrzymał się i szybko poprawił, w końcu obydwoje byli w tej sytuacji – musimy go zrobić. – Uznał, że podejdzie do tego jak profesjonalista. Potraktował to, a przynajmniej się starał, jak zlecenie służbowe. Jest problem, trzeba go znaleźć, wybadać, przemyśleć i jakoś rozwiązać. Nie myślał nawet o możliwych zwieńczeniach tego wszystkiego. Nie był w stanie. Powtarzał sobie, że to może tylko nieporozumienie. Że zrobią test i będzie dobrze, okaże się, że nie jest i nie będą związani ze sobą do końca ich żyć. Zostało mu się modlić i błagać świat, żeby wynik był negatywny. Nic więcej już nie mógł zrobić.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
To było bardzo dziwne, że jego prezencja wpływała na nią tak uspokajająco. Bliskość jego ciała, intymne gesty i jakaś troska, którą ją objął pomogła jej się przełamać. Wiedziała, że informacja, którą miała do przekazania zatrzęsie ich światem. Nie było to nic przyjemnego, nie dla kogoś w ich relacji. Być może i dogadywali się lepiej niż wcześniej, być może nie był taką najgorszą osobą, a jej zdanie o nim zmieniło się o przewrotne 90 stopni, ale i tak po prostu się bała. Obawiała się jego reakcji, obawiała się co to dla nich oznacza, a najbardziej w świecie obawiała się, że się nie pomyliła. Przerażała ją myśl o zostaniu matką, nie umiała sobie wyobrazić siebie odpowiedzialnej za małą istotę. I wiedziała, że ona już miała czas na panikę, złapanie oddechu i lekkie przetrawienie sytuacji. Żyła z tą myślą od kilku dni i mogła chociaż trochę się przygotować, a i tak przemyślenia i przeogromny strach dopadły ją jak rozpędzony pociąg. Nie była pewna co zrobi, jeżeli ten jej nie uwierzy, wyśmieje, albo co gorsza, każe wyjść i zostawi samą sobie. Ręce jej się trzęsły, zaciskała zęby. Nawet jeżeli miałby się potem zrehabilitować, to pierwsza reakcja miała z nią zostać na zawsze.
Obserwowała jak zamarł. Jak kubek nie odnalazł drogi do ust tylko zawisł w powietrzu. I kompletnie nie wiedziała jak powinna się zachować. Nie wiedziała, czy powinna coś powiedzieć, zapewnić go, że sobie poradzą, uciec czy po prostu go przytulić. Obydwoje utknęli w pułapce powoli mijającego czasu, a Ida miała wrażenie, że stoją w dolnej części klepsydry i zaraz obydwoje zginą przez ciężar spadającego piasku. Po prostu na niego patrzyła, obserwując jego reakcję, nawet jak on nie patrzył na nią. Nie umiała nic odczytać z jego twarzy, nie umiała stwierdzić czy to dobra reakcja czy zła. Kawa została odstawiona na blat, a on utkwił spojrzenie w oknie. Ona też zaczęła się przyglądać ich odbiciu. Widziała dwa wampiry, kompletnie nie pasujące do siebie. Nawet ta ogromna różnica wzrostu zdawała się wypominać im jak bardzo różni są. Chciała poznać jego myśli, chciała by się przed nią otworzył, ale wiedziała, ze to byłaby zbyt duża prośba. Miała ochotę zapaść się w sobie i uciec, nie tylko od niego, ale od całego świata. I chociaż niby ciąża nie była katastrofą i sytuacją bez wyjścia, to Ida miała wrażenie, że w ich sytuacji właśnie tak było.
Olszewska nie umiała wyobrazić sobie ich dwójki w kontekście zostania rodzicami. Brakowało im wszystkiego, by mogli dobrze wychować dziecko. Nie było między nimi ani grama miłości, byliby bardzo złym przykładem dla swojej latorośli. Nie umiała zaprzeczyć, że być może mogliby mu przekazać dobre cechy, pokazać świat ze strony wampirzej i ludzkiej. Ale z drugiej strony bała się, że skrzywdziliby takie dziecko, które przecież miałoby żyć wiecznie. Nikt nie chciałby mieć rodziców, których wiązała dziwna relacja, nie do końca zresztą zdrowa. Nikt nie chciałby mieć ich pokazanych jako wzór. Ida była zbyt młoda i zbyt niedoświadczona, żeby jeszcze pokazywać wampirzątku jak wygląda życie w mroku. A co gorsza, ona po prostu się bała, że nie da rady, że przerośnie ją to, co przerosło już lepsze od niej. Bała się porażki, a w tym wypadku porażka byłaby bolesna nie tylko dla niej i obejmowałaby nowe istnienie. W tym wszystkim zapomniała o oddychaniu, a jej płuca zapiekły boleśnie, domagając się tlenu. Ocknęła się nieco szybciej niż on, biorąc głęboki wdech. Zrobiła mały krok w stronę Maurice i chwyciła go za jego dłoń. Nie było w tym geście nic szczególnie wielkiego, ale chciała mu pokazać, że jest obok. Musieli być silni razem, musieli zachować spokój i chłodne myśli, nawet jeżeli sytuacja była gorąca jak wrzątek. W końcu i on się odezwał, a Ida tylko przejechała kciukiem po wierzchu jego ręki. Po prostu trwała obok niego, szukając wsparcia, ale samej również je oferując. Wiedziała, że nie tylko nią to wszystko mogło wstrząsnąć.
Fakt, że Hoffman poprawił się i uwzględnił, że to była sytuacja, w którą byli uwikłani wspólnie sprawił, że zrobiło jej się odrobinę lżej na sercu. I chociaż dalej to wszystko było bardzo ciężkie, to poczuła odrobinę ulgi. Przez chwilę obawiała się, że ten zacznie kwestionować jej domysły, zacznie ją pytać jak do tego doszło, albo zarzuci, że być może sypiała z kimś jeszcze. Nie chciała się tłumaczyć, że nie miała innego kochanka, nie miała na to tego wieczoru siły i chyba gdyby coś takiego zasugerował, to po prostu by zawiedziona opuściła jego mieszkanie. Rozumiała, że mężczyźni w takich wypadkach mogli mieć jakieś podejrzenia czy być pod jakimś względem niepewni, ale w takim wypadku poczułaby się jakby ją po prostu spoliczkował. — Jeszcze nie. — Pokiwała głową, a jej głos przypominał ledwo słyszalny szept, chociaż wcale nie zamierzała mówić cicho. Słowa więzły jej w gardle, a ona nie umiała sobie z tym poradzić, kiedy sytuacja była tak ciężka i nieklarowna. — Ja, ja się bałam zrobić go sama. — Przyznała. Nie wiedziała co by zrobiła, gdyby na teście pojawiły się dwie kreski, plusik czy inna informacja oznaczająca, że faktycznie była w ciąży. Wiedziała, że bardzo ciężko by jej było to znieść i że na pewno nie chciałaby się dowiedzieć z Silvanem kręcącym się gdzieś w pobliżu. Jakby mogła mu wytłumaczyć, że pomimo jego wcześniejszego ostrzeżenia, była taka nieostrożna? Co by miała odpowiedzieć, gdyby zapytał czy wie kim jest ojciec? Kłamać, że nie? Przyznać, że sypiała tylko z jego synem? Włożyła twarz w dłonie, dalej przygnieciona całą tą sytuacją. Ona nie była mistrzynią w ukrywaniu uczuć i utrzymywaniu pokerowej twarzy jak Maurycy. Nie potrafiła schować w sobie tego przerażenia, które zawładnęło ją, kiedy tylko w jej głowie pojawiła się myśl, że mogłaby zostać matką. Musiała wziąć kilka głębokich wdechów, zanim spojrzała na niego ponownie, oczami zlęknionymi jak u łani. — Kupiłam po drodze, każdy rodzaj jaki był w aptece. Zapłaciłam gotówką, nie martw się. — Chciała mu coś jeszcze powiedzieć, pokazać, że go potrzebuje. Nie tylko dlatego, że to był też po części jego problem, ale po prostu sama by sobie psychicznie i fizycznie nie poradziła. Potrzebowała go obok, niekoniecznie po to, żeby ją trzymał za rękę i szeptał słowa pocieszenia. Chciała wiedzieć, że nie jest sama, że niezależnie co się wydarzy, to będzie mogła na kogoś liczyć. Maurice, chociaż emocjonalnie niedostępny, był jej pierwszym wyborem. Przez te dwa tygodnie zaufała mu na tyle, że nie bała się, że zostawi ją z tym samą, że stwierdzi "sorry, ale to za dużo". Mogła się bardzo łatwo przeliczyć, ale nic jej już nie zostało, oprócz nadziei i wiary w wampira. Na razie nie żałowała, że tak wybrała.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Gdy Ida złapała go za rękę poczuł, że wraca do rzeczywistości, do której wcale nie było mu śpieszno z wracaniem. Musiał stawić czoła z wielkim wyzwaniem, którym miał być ten cały dzień. Jeszcze nie wszystko było przesądzone, wciąż się łudził, że test wyjdzie negatywny. Miał wielką nadzieję, że zaraz pozostawią ten stres za sobą i będą dalej żyć w spokoju. Nie miał żadnego planu, gdyby okazało się, że jednak wynik będzie pozytywny. Trochę nie przyjmował tej opcji do siebie. Nie widział siebie w roli ojca, ani Idy jako matki. Nie miał zielonego pojęcia jak wychować dziecko, a rodziców nie zamierzałby prosić o pomoc. Chyba, że chciałby straumatyzować, wtedy to by leciał do Silvana na kurs zamykania się w biurze, a do Reni na szkółkę sprawnej ucieczki i mniej sprawnego powrotu. Tak, wciąż im miał to za złe, choć wiedział, że to nie do końca była ich wina. Czuł, że to wszystko by się powtórzyło. Że by uciekał, odsuwał się i znikał. Ścisnął dłoń kobiety i popatrzył na jej twarz. Musiał przyznać jedno, ich dziecko byłoby materiałem na łamacza serc. Piękne by było, jak z obrazka. Blond włosy, niebieskie oczy, taki aniołek, który nie daj Boże odziedziczyłby charakter po Maurycym. Wtedy byłby diabełek w owczej skórze. On też taki był. Taki cholernie niewinny. Jasne kręcone włoski, oczka o kolorze nieba, ludzie lubili na niego patrzeć, więc nie podejrzewali, że jest gotowy do strasznych czynów. Tak zwany efekt aureoli, ładnym przypisuje się dobre cechy. I choć z wiekiem Maurice wyuczył się morderczego wyrazu twarzy, to i tak na pierwszy rzut oka można było się złapać w jego grę.

- To zrobimy go razem, teraz, dobrze? – Powiedział słysząc, że jeszcze nie zrobiła tego testu. Cholera, nawet jego nie zrobiła, a już go straszyła. Wolałby zobaczyć wynik, a nie na niego czekać, ale nie można mieć wszystkiego. Nie miał niczego pod kontrolą, po raz kolejny w przeciągu miesiąca. To relacja z Idą do tego doprowadziła, dopóki trzymał się od niej z daleka to wszystko szło dobrze. Zaczął mieć wyrzuty wobec niej. Bo gdyby jej nie było, to wszystko by inaczej wyglądało. Nie martwiłby się o ciążę, nie myślałby, jak sprawić jej przyjemność, nie musiałby zrzucać i na nowo zakładać maski wyrobionej przed dwieście lat. Byłby sam ze sobą, osobą którą kochał najbardziej na świecie. Miałby swój idealny ład. Tylko, że to też nie było takie czarno białe. Gdyby nie wpuścił Idy to tego korytarza, który mógłby kiedyś doprowadzić ją do jego serca, to byłby cholernie samotny. Nie miałby żadnego oparcia po ciężkim dniu. A zaczął powoli przywykać, że po zabójstwie w ciemną noc, mógł ją zaprosić do siebie i zapomnieć o całym bożym świecie. Przy niej było mu łatwiej siebie usprawiedliwiać, dawała mu złudne poczucie bycia dobrym wampirem. Uzależniał się od jej dotyku, ciepłych słów i obecności. I choćby dlatego, nie mógł jej zostawić samej. Bo moralność i etyczność nie były mu znane. Coś na zasadzie zmajstrowałeś to się martw nie było jego głównym motorem. Bardziej czuł nieznane mu wcześniej, wyrzuty sumienia i obowiązek oddania przysługi. Ona z nim została, gdy zaliczył dół, nie mógł dać Idzie odejść, kiedy to ona potrzebowała pomocy. Strach w jej oczach nie polepszał sytuacji, musiał być tym silniejszym, musiał odzyskać kontrolę. Tylko tak był w stanie jej pomóc. Maurice czuł jakby to było jego kolejne zlecenie, coś co trzeba naprawić, załatwić. I nie ważne jaki byłby wynik testu, albo dalsze ich ruchy, to zamierzał się wszystkim zająć. Może i jej nie kochał, może i nie był w stanie przyznać, że coś do niej czuje, ale za to czuł się w obowiązku zajęcia się nią. A to znaczyło nawet więcej. Maurice z czystego serca nikomu nie pomagał. Nawet wtedy z Hugo, nie robił tego dla niej, a dla świętego spokoju i ładu. Tym razem, był właśnie tylko dla Idy.

- Dobrze zrobiłaś, dumny jestem – powiedział ciepło kładąc rękę na jej ramieniu. Zaraz po tym przytulił ją mocno do siebie, licząc że doda jej tym otuchy. – Idź zrób test, jak zrobisz to zawołaj, dobra? – Dodał puszczając ją. Poklepał ją po plecach i zaprowadził do gościnnej łazienki. Czekał pod drzwiami i dopiero, gdy dała znać, wszedł do środka. Był zestresowany, trzeba było czekać na wynik. Oparł się o ścianę i nie patrząc na Idę, skupił się na swoim odbiciu. Wolał patrzeć na coś co jest mu znane, niżeli widzieć strach w jej oczach. Lubił widzieć przerażenie u ofiar, nie u kobiety, którą możliwe, że zapłodnił. Powoli w głowie układał już cały plan. Co zrobić, jak wyjdzie test pozytywny. Zmobilizował się do pracy koncepcyjnej, odganiając od siebie strach. Niesamowite, kolejny raz byli w łazience, w dramatycznej atmosferze. Tym razem niestety nie chodziło o trupa, a o ciążę. Wolałby, żeby kogoś zabiła, z chęcią by wtedy się pozbył zwłok. Aczkolwiek sprawa była znacznie gorsza. Cholera, Maurice był specem w odbieraniu życia, a nie przynoszenia nowego na świat. Tyle razy jeszcze za młodu uprawiał seks na pałę, bez żadnego zabezpieczenia i nigdy nic się nie działo. Dlaczego więc przy pierwszym razie z Idą, możliwe że wpadł? Zastanawiał się, czy tak się czuł jego ojciec te dwieście lat temu. Czyżby los śmiał się Maurycemu w twarz? Całe życie żył w przekonaniu, że jego rodzice mogli być lepsi, mogli nie wpaść. A teraz on sam stał przed czymś takim. Życie go pokarało. A Hoffman w tym całym swoim martyrologicznym podejściu do życia, czuł się jak ofiara tego wszystkiego. I jak zwykle, chodziło o jego własne czyny. Wyjątkowo jednak, miał wyrzuty do samego siebie. Mógł tego nie robić, mógł się wcześniej zastanowić. Ale nie, zaszalał to teraz miał atrakcje, które mu zostaną w pamięci do końca jego istnienia.

- I jak? Jest wynik? - Spytał starając się jak najbardziej zamaskować strach w głosie. Musiał być silny, musiał ich przez to przeprowadzić. Pierwszy raz od dawna się modlił, modlił się o negatywny wynik. Był w stanie nawet iść z intencją do Sahaka, byleby nie wyszło, że Ida jest w ciąży.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Wiedziała, że bardziej racjonalne byłoby sprawdzenie swojego stanu jeszcze w mieszkaniu i zawracanie mu dupy dopiero, kiedy będzie pewna tego czy jest w tej ciąży czy nie. Było to jednak dla niej zbyt trudne, nie umiała sama, bez wsparcia wampira sprawdzić, czy była to prawda. Ida w przeciwieństwie do Maurice'a, w większości trudnych sytuacji miała kogoś do pomocy, praktycznie nigdy nie była pozostawiona sama sobie. I chociaż na pewno było to dla niej dobre i pomocne, to przez to czasami czuła się przytłoczona, kiedy sama musiała zrobić trudną emocjonalnie rzecz. Dlatego też nie chciała jechać sama na wesele, bojąc się przytłoczenia, które mogłoby wiązać się z utratą kontroli. Bo chociaż była pewna, że w normalnej sytuacji nie było już szans, żeby rzuciła się na kogoś z kłami, tak w momencie, kiedy targało nią wiele uczuć, sytuacja już mogła nie być taka prosta.
Dobrze, taki miałam zamiar. — Przyznała się, że już idąc do niego liczyła, że wspólnie rozwiążą ten problem. Że razem obejrzą te negatywne testy i będą śmiali się z jej panikarstwa, a potem dla rozładowania atmosfery obejrzą jakiś film i spędzą miły wieczór razem. Marzyła, żeby sytuacja rozwiązała się właśnie w ten sposób, że kiedyś będą się śmiali, że myślała, że jest taka wyjątkowa, że zaszła za swoim pierwszym wampirzym razem w nadnaturalną ciążę. Była wdzięczna, że był tuż obok, że starał się zapewnić jej komfort, że pomimo własnego strachu był silny dla niej. Nie umiała sobie wyobrazić co by zrobiła gdyby nie był taki, gdyby narzucił chłodną maskę, pod którą chował wszystkie problemy i starał się grać badassa. Nie potrzebowała chłodnego dupka, potrzebowała Maurice'a Hoffmana którego poznała przez ostatnie kilka dni. Wtuliła się w niego ciasno, kiedy ją objął, chwaląc chwilę wcześniej. Wiedziała, że ma coraz mniej czasu, więc czerpała z jego chłodu i w miarę pozytywnej energii odwagę, której potrzebowała. To była chyba najtrudniejsza chwila w jej życiu.
Jak została sama w łazience myślała, że dostanie ataku paniki. Nie umiała przez chwilę opanować drżenia rąk i łez które napływały jej do oczu. Musiała się jednak uspokoić, w końcu nie mogła panikować przez najbliższe kilka tygodni dopóki jej brzuch nie zacznie się zwiększać. Z myślą, że w końcu co się stało już się nie odstanie, a potwierdzenie jej stanu przyniesie więcej korzyści niż szkód i pozwoli im dobrze i szybko zareagować, wyciągnęła wszystkie pięć testów z opakowań i szybko przejrzała instrukcje obsługi. Nie było to nic skomplikowanego, chociaż miała wrażenie, że podłoga zaraz zniknie, a ona upadnie bezwładnie. Bała się, że przerośnie ją nawet coś tak prostego, a wolałaby nie powtarzać tej czynności więcej razy niż byłoby to konieczne. Zamknęła oczy, uspokoiła oddech i policzyła do dziesięciu, po czym wzięła się do roboty. Teraz albo nigdy.
Po wszystkim najpierw umyła dokładnie ręce, praktycznie parząc się wrzątkiem wody. Zawołała Maurycego, który wszedł cicho do łazienki. Nie podeszła do niego, zamiast stanąć obok i zaoferować mu swoje wsparcie i swoją obecność, sama oparła się o ścianę po jego prawej stronie i osunęła się po niej na podłogę. Objęła nogi ramionami, oparła brodę o kolana i czekała. To niby miały być tylko 3 minuty do pierwszego wyniku, a ona miała wrażenie, że każda sekunda trwała dłużej niż godzina. Atmosfera była gęsta, dramat wisiał w powietrzu, ale ona bardzo cieszyła się, że Maurice jest tuż obok. Gdyby miała to zrobić sama, to chyba by zwariowała i uciekła w mrok nocy zanim pojawiła by się kreska kontrolna, wracając dopiero nad ranem lub w ogóle zostawiając za sobą Paryż i wszystko co się z nim wiązało. Tym razem ona by uciekła nie spoglądając się w tył i potrzebowała kogoś, kto ją uziemi w tym przyziemnym świecie. Nie myślała zbyt wiele w trakcie oczekiwania. Jej myśli się nie formułowały, po prostu patrzyła tępym wzrokiem w kafelki, czekając na zbawienie w postaci jednej kreski. Wsłuchiwała się w ciche tykanie wskazówek zegarka Hoffmana, licząc do stu osiemdziesięciu. Na ostatnie dziesięć tyknięć przymknęła oczy, nie będąc pewną czy w ogóle znajdzie w sobie siłę by kiedykolwiek podnieść się z tej podłogi i sprawdzić co pokazała reakcja chemiczna. Przy stu osiemdziesiątym ósmym dźwięku wskazówek, Maurycy się odezwał, a ona podniosła wzrok. Przejechała dłonią po twarzy, jakby próbując ściągnąć z niej cały stres i wstała, by zbliżyć się do blatu. Podniosła pierwszy test, który miał mieć wynik najszybciej i przysunęła go bliżej twarzy. Zamarła. Po prostu nie wiedziała co się dzieje dookoła, nie wiedziała czy Maurice cokolwiek do niej mówi. Patrzyła prosto w okienko, gdzie pojawiał się wynik, na te dwie, wyraźne, różowe kreski. Enceinte, tak właśnie było napisane na małej legendzie kilka centymetrów wyżej. Czuła, że kolana jej miękną i miała wrażenie, że zaraz naprawdę zderzy się z podłogą nie z własnej woli. W tym wszystkim zapomniała, że Hoffman pytał ją o to co zobaczyła, ale jej reakcja była chyba bardzo sugerująca. Spojrzała na niego, jeszcze bardziej wystraszona niż wcześniej i po prostu podeszła te kilka kroków, żeby podać mu kasetkę, żeby sam mógł się przekonać, że chyba jednak miała rację i panika była uzasadniona. Nie wiedziała co zrobić. Potrzebowała się w niego wtulić, bo czuła, że zaraz się rozpłacze. Łzy już stawały w jej oczach, ale starała się je dzielnie odganiać. Nie była w stanie spojrzeć mu w twarz, zobaczyć odbicia tego co on czuł w jego oczach. Była przekonana, że nie czuł się szczęśliwy, że nie był to jego wymarzony scenariusz. W jej wypadku było tak samo. W końcu po chwili walki z samą sobą pozwoliła sobie przejść te kilka kroków, wtulić się w niego, ciasno oplatając jego pas swoimi ramionami. Dalej starała się powstrzymać wszelkie skrajnie negatywne emocje, ale nie umiała. Po prostu łzy same pchały jej się do oczu, aż w końcu, mimo, że starała się nie mrugać, popłynęły powoli w dół jej twarzy. To była tragedia, nie umiała wymyślić niczego gorszego, żadnego scenariusza który kończyłby się większą katastrofą, niż Ida Olszewska i Maurice Hoffman rodzicami po jednej, wspólnej nocy bez zabezpieczenia. Jakie było na to prawdopodobieństwo? Pewnie łatwiej byłoby wygrać kilka miliardów w jakimś euroloterii niż skończyć tak jak oni, a jednak los postanowił z nich zadrwić.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400

Maurice stał długo w milczeniu, skupiony na własnych przemyśleniach. Chociaż to były tylko trzy minuty, to przeciągały się w nieskończoność. Miał wrażenie, że minęła godzina, kiedy Ida wstała, aby zobaczyć wynik. Wampir naprawdę zaczął się modlić, żeby wynik był negatywny. Bogowie, błagam żeby test wyszedł negatywny, och bogowie błagam was, nie jestem gotowy. Nie proszę was nigdy o nic, zróbcie mi tę przysługę, będę wdzięczny do końca życia, będę ją dobrze traktował. Tylko nie skazujcie nas na ten los. Skończył błagać o litość w momencie, w którym Ida podniosła test. Widząc jej reakcję, już tak naprawdę nie musiał patrzeć na wynik. Wiedział, że są w dupie. Wszystkie jego modlitwy poszły w cholerę, zapomniane i ominięte. Nie wybaczy tego Bogom do końca swojego życia. Łatwiej mu było obwinić niewidzialny byt, niż samego siebie, choć zdawał sobie sprawę, że to była ich wina. To oni byli nierozważni. On dał się ponieść emocjom, a ona go nie zatrzymała. To ta dwójka zgotowała sobie ten los, nie ważąc na konsekwencje. W końcu zawsze się wszystkim powtarza, że ciąża wampirza to ewenement. Fenomen rzadko spotykany. Aczkolwiek on powinien wiedzieć, że jednak się zdarza. Na szczęście nie był świadomy, że to był w ogóle pierwszy wampirzy raz Idy. Gdyby mu o tym powiedziała, to naprawdę zacząłby jej współczuć z całego serca. Dostał do rąk kasetkę i sam się jej przyjrzał, dwie różowe kreski widniały tam jak wół. No nie dało się już powiedzieć, że to tylko lęk i, że minie. Stanęli przed wielkim wyzwaniem, a Maurice musiał temu jakoś zaradzić. Jednakże, zanim przeszedł do planu działania, musiał się zająć Idą. Czuł obowiązek, imperatyw, wobec niej. Ona się nim zajęła, gdy był załamany, to on musiał się tym odwdzięczyć. Nie wiedział jak to się zwieńczy, ale potrzebowała go i był tego całkowicie świadomy. Nie chciało mu się płakać, żałobę inaczej przechodził. Zamknął się w sobie, nie będąc zdolnym do okazania prawdziwych emocji. Dlatego też, jedynie patrzył na test bez żadnego wyrazu twarzy. Ani mięsień mu nie drgnął. Ida przyszła do niego pierwsza i wtuliła się w niego. Objął ją mocno, opierając swoją głowę o jej. Nie wiedział co powiedzieć. Będzie dobrze?Przecież nie będzie. Byli mocno w dupie i żadne słowa nie mogły tego zmienić. Chociażby się dwoił i troił to nic co by jej powiedział, nie zmieniłoby stanu rzeczy. Byli w tym we dwoje i nikt nie mógł im pomóc. Poczuł wilgoć na swojej bluzce, Ida płakała. Chciał jakoś to zatrzymać, ale nie potrafił. Chwilę tak stali, a on zaczął planować dalszy plan działania. Nie mógł tego tak załatwić, musieli się upewnić co się dzieje i, czy może jest szansa, że to tylko pomyłka. Co prawda, były nikłe szanse, żeby test był fałszywie pozytywny. Aczkolwiek potrzebowali ekspertyzy lekarskiej. Nie mogli pójść nigdzie w Paryżu do szpitala, ponieważ po pierwsze to byli wampirami. A po drugie to nikt stąd nie mógł się na razie dowiedzieć. Zaraz by poszła plota i nie minęłoby parę dni, a zaczęliby dostawać telefony. Nikt nie wiedział, że się spotykają, a tu od razu ciąża. Pomyślał, że Silvan będzie bardzo zawiedziony. Najpierw tym, że nikt mu nie powiedział, a potem tym, że syn podzieli jego los. Pomimo tego, że Ida stała wtulona w niego, a on czuł jej zapach i słyszał każdy oddech, to czuł się niesamowicie samotny. Nie umiał się podzielić swoimi emocjami, nie potrafił też płakać z nią. A naprawdę chciałby pozbyć się tych uporczywych emocji. Miał żal wobec samego siebie i całego świata. Jak on dalej ma żyć w samotności, kiedy zaraz miał mieć dziecko? Przecież to przewróci jego życie do góry nogami. Nic już nie będzie takie same, a on nie był gotowy oddać swojej wolności. Choć lubił z zasady dzieci, to cudze, a nie własne. Tylko, że już nie miał nazbyt wyboru. Musiał się pogodzić z tym, że nie zawsze będzie sam. Nie umiał sobie wyobrazić bycia z Idą. Pomyślał, że przecież będą musieli się zejść ze sobą. Szkoda mu było, że jego pierwsza prawdziwa partnerka będzie z przymusu, a nie z własnej nieprzymuszonej woli. Straciło to pewien urok. Jednakże, nie mógł jej zostawić samej sobie. Po prostu nie mógł. Nie wybaczyłby sobie, gdyby uciekł do Szwajcarii z wiedzą, że w Paryżu będzie żyło jego dziecko.

No i plan się wyklarował. Odsunął od siebie Idę i położył ręce na jej ramionach. Patrzył na jej twarz zalaną łzami, nie było mu łatwo. Taki widok nie był przyjemny i jedynie mógł jej w pewien sposób współczuć. Dlatego to on obrał rolę tego silnego, który zaradzi tej całej sytuacji. Ktoś musiał to zrobić, a że byli tylko we dwoje, to jemu przypadła ta rola. W końcu był specem od brudnej roboty, to co za sztuka poradzić sobie z takim wyzwaniem? Nie było trupa, nie było policji na karku. Była tylko dwójka zrozpaczonych wampirów, którzy zmajstrowali sobie ciężki los.
- Słuchaj mnie teraz uważnie Ida. Polecimy do Zurychu, mam tam kolegę lekarza, przebada Cię, czy na pewno jesteś w ciąży. Tu tego nie możemy zrobić. Chcesz pojechać do siebie się spakować? – Mówił wolno, żeby każde słowo do niej dotarło. Musieli się przekonać, czy na pewno czeka ich los rodziców, a nie mogli tego zrobić w Paryżu. Na szczęście Maurice posiadał znajomych wszędzie, a akurat Szwajcaria była najbliższa. Zastanawiał się nawet nad kolejnymi krokami, ale nie chciał jej przygniatać kolejnymi propozycjami i rozwiązaniami. Mógł z tym poczekać, ale nie mogli już czekać z badaniami. Wampirzy lekarz znajdował się daleko od nich, ale noc była jeszcze młoda i mogli złapać lot do Zurychu. Szkoda czasu, żeby je marnować na ciepłe słowa i cokolwiek co by chciał, ale nie potrafił, powiedzieć.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Była świadoma, że zrzuciła na niego bombę i pewnie poczucie odpowiedzialności za ich dwoje. Nie do końca tego chciała, nie miała zamiaru stawiać go w takiej sytuacji, żeby to on musiał wszystko rozwiązać. Chciała po prostu nie być sama, mieć kogoś kto ją wesprze, obejmie i poklepie po plecach. I chociaż on właśnie to robił, to Ida zaczynała czuć się winna, że postawiła go w takiej sytuacji. Nie chodziło o sam fakt ciąży, bo sama się w to nie wpakowała, ale o całokształt. Wpakowała się do jego mieszkania, w stanie który wymagał od niego odpowiedzialności. Nie zachowała spokoju, rozpłakała się, potrzebowała pocieszenia. W ogóle nie pomyślała, że on też może tego potrzebować, a nie zajmować się nią. Nawet jeżeli to ona oberwie przez to wszystko bardziej po dupie, to przecież nie było to tylko jej zmartwienie.
Wtulona w niego poczuła, że wszystkie tamy pękły. Zalała się łzami, bo już nie panowała nad własnymi odruchami. I chociaż to nie był pełny płacz, nie szlochała, siedziała cicho, to była po prostu czysta rozpacz. Przez chwilę nawet chciała mu powiedzieć, że to nie przez niego, że po prostu panicznie boi się samej ciąży i macierzyństwa, ale nie umiała się odezwać, zbyt przelęknięta. Nie ufała sobie w tej chwili. Nie chciała użyć złych słów i sprawić, że się przez przypadek pokłócą. Nie w tej chwili.
Kiedy poczuła jego ręce na swoich ramionach, wróciła na ziemię. Spojrzała w jego oczy i wzięła kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Nie chciała wychodzić na histeryczkę, ale ta cała sytuacja ją nieco przygniotła. Nie była gotowa na bycie mamą, nie była gotowa na taką odpowiedzialność i tyle wyrzeczeń. Dopiero wchodziła w całą wampirzą społeczność, dopiero zaczynała rozumieć wszystkie zasady rządzące tym światem. Nie mogła nikogo przemienić za pomocą jadu, bo była zbyt młodym wampirem, a tutaj nagle miała wychowywać małego brzdąca, który oprócz wszystkich tych trudności związanych po prostu niemowlakiem, miał mieć jeszcze o wiele trudniejsze dzieciństwo. Sama żyła żalem, nie umiała się pogodzić z brakiem słońca czy innymi aspektami nowego życia, a miała do tego przyzwyczajać własne dziecko? Nie mogło jej to przejść przez myśli. Musiała się pozbierać i zacząć przyzwyczajać do tej myśli, nawet jeżeli wiedziała o wszystkim od kilku chwil. Im szybciej dotrze do niej co ją, co ich czekało, tym lepiej.
Dlatego też słuchała uważnie, kiedy do niej mówił. Nawet jeżeli miała ochotę zwinąć się w kłębek na jego kolanach, wtulona w jego koszulkę i po prostu zapomnieć o całym świecie. Nie mogli tego zostawić na jutro? Nie mogli po prostu najpierw pocierpieć w spokoju? Poużalać się nad sobą, nad własnym losem i nieostrożnością, która ich do tego doprowadziła? Dobrze, że Maurice trzymał rękę na pulsie, bo Ida faktycznie najchętniej zamknęłaby się w ciemnym pokoju i nigdy już z niego nie wyszła. Dopiero po krótkiej chwili zrozumiała, że zadał jej pytanie.
Nie, Silvan mnie nie może zobaczyć w takim stanie. Nie chcę ryzykować, na pewno zacznie dociekać co się stało, a nie wiem czy będę umiała dobrze kłamać. — Nie wiedziała jak będzie to ukrywała, jeżeli wszystko okaże się prawdą. To wszystko było zbyt trudne. Jeżeli spotkania z Maurycym nie były takie ciężkie do utrzymania w tajemnicy, tak ciąża mogła nie być takim prostym orzechem do zgryzienia. Miała tyle pytań, których nie umiała wyrazić słowami. Czy czekały ją wszystkie niedogodności ludzkiej ciąży? Nudności, opuchnięte kostki, rozstępy? Potrząsnęła głową, próbując to od siebie odpędzić, żeby przypadkiem znowu nie zacząć płakać. Nigdy nie myślała o dzieciach, nie była na nie gotować, nawet kiedy jej rodzina rzucała komentarzami, że mogliby się z Hugo postarać, bo zegar biologiczny tyka.
Zastanowiła się przez chwilę, czy nie umiałaby sama oznaczyć sobie stężenia hormonu we krwi, szybko jednak odrzuciła ten pomysł, uznając, że to zbyt dużo zachodu. Poza tym, musiałaby mieć jakieś podstawy do oznaczenia, jakiś wzorzec, a wątpliwe było, że uda się go zdobyć szybciej niż pójść do lekarza. Nawet jeżeli ten lekarz miał być w Szwajcarii. Rozmyślania o krwi jednak skłoniły ją do innego pomysłu, który chociaż był głupi, nie wydawał jej się aż taki zły. Zastanowiła się chwilę czy w ogóle o tym mówić, ale w ich sytuacji nie było chyba głupich rozwiązań. Ona była zbyt niedoświadczona, żeby w ogóle o czymś takim mówić, ale Maurice to inna bajka.
A jakbyś spróbował mojej krwi byłbyś w stanie wyczuć zmianę smaku? — Zapytała go śmiertelnie poważnie, nie będąc pewną czy to było w ogóle możliwe, jeżeli Maurycy nie miał jakiegoś dziwnego fetyszu opijania kobiet w ciąży. W końcu musiał wiedzieć jakiego posmaku powinien się doszukiwać. Ida wiedziała tylko tyle, że niektórzy mieli specjalne preferencje, czyli zakładała, że oprócz podstawowych przeciwciał i antygenów wyczuwali także mniej ważne zmiany hormonalne czy składu krwi.
Nie wiedziała co widzi w jego spojrzeniu. Czy był to zawód przez jej reakcję, czy po prostu maskował co naprawdę czuje. Nie chciała go skrzywdzić, nie chciała dla niego niczego złego, już wcześniej mu to oznajmiła. Bała się, że to wszystko sprawi, że już nigdy normalnie nie porozmawiają, że między nimi ponownie pojawi się ściana chłodu. A ona zaczynała go lubić. Potrząsnęła głową i wróciła myślami do jego propozycji.
Nie potrzebuję paszportu, żeby wlecieć do Szwajcarii, prawda? Mam przy sobie dowód, ale paszport jest w mieszkaniu. Mogę wziąć jakieś twoje dresy? — Zaczęła w końcu myśleć analitycznie, odrzucając od siebie powoli panikę. Maurice miał rację, musieli wszystko ogarnąć jak najszybciej, nie mogli być opieszali. Ręką przetarła wilgotny policzek, odpychając od siebie wszystkie złe myśli, dopóki jeszcze była w stanie jakoś z nimi walczyć. Chciała dać mu buziaka, by w ten sposób podziękować i pokazać, że jest też dla niego, jednak przez różnicę wzrostu nie mogła sobie na to pozwolić. Splotła więc jedynie ponownie ich palce. Nie zamierzała się od niego odsuwać, potrzebowała go i miała nadzieję, że on też potrzebuje jej.


_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Zapłakana Ida nie była kimś, kogo Maurice chciał widzieć. Nie umiał odpowiednio się zachować i choć słowa otuchy cisnęły mu się do ust, to jednak nie potrafiły przejść przez gardło. Chciał jej przekazać, że jej nie zostawi, że są razem w tym wszystkim i nic tego nie zmieni. Aczkolwiek on naprawdę nie umiał tego okazać. Trzymając ją za ramiona, sam w sobie dusił szloch. Och, jak on chciał płakać. Chciałby to z siebie wydusić tak jak wiele innych rzeczy, ale nie potrafił. Choć nie chciał, to wdarły się w niego emocje, nad którymi nie miał kontroli. Po części jej współczuł, po części chciał być przy niej, a po części chciał po prostu uciec daleko. Mógł nawet z nią. Byleby z dala od tego zasranego Paryża i pseudo rodzinki, którą stworzyli. Nie wiedział jak w ogóle przekaże ojcu, że Ida jest w ciąży. Przecież by się wszyscy zapłakali. Nie widział siebie w roli taty, ale Silvana i Renaty w roli dziadków tym bardziej. Nawet nie był pewien, czy chciałby powierzyć im dzieciaka, wiedząc co z nim nawyrabiali. Zostali w tym sami. Maurice i Ida. Jakież to było ironiczne, ale każdemu na koniec jego własny żart. Więc on skończył ze swoją odwieczną nemezis, kobietą którą tak długo gardził, że aż zapomniał, że to oddzielny, żyjący byt. Przez lata traktował ją jakiś niepasujący element w jego układance, a nagle okazało się, że razem muszą układać te puzzle. Grzbietem lewej dłoni otarł jej łzy z policzka, nie dziwił się jej, że nie chciała wracać do domu. I jemu nie uśmiechało się wpadnięcie na ojca. Nie zamierzał również powierzać Idzie tak ważnej misji, jak niewsypanie ich staremu. Sam by sobie poradził, ale on nie miał kręgosłupa moralnego, jemu nie wadziły kłamstwa i bajdurzenie. On taki był, Maurice był w tym specem. Aczkolwiek, wampirka diametralnie się od niego różniła. Byli młotem i kowadłem, między których lepiej się nie pakować.

- Dobrze, dobrze. Jak nie czujesz się na siłach, to nie ma co ryzykować. – Powiedział najcieplej jak umiał, choć i tak ton bardziej przypominał chłodne stwierdzenie faktów, niżeli prawdziwą troskę. Ale się starał jak umiał. Choć bogowie go wystawili, wsadzając mu do dłoni test pozytywny, to nie zamierzał się zmienić w ostatnią kanalię. Przynajmniej nie na tym etapie. Był jeszcze w stanie wykrzesać z siebie tę empatię, którą chował nie wiadomo dla kogo, nie wiadomo jak długo. Maurice zdawał sobie sprawę, że jeżeli na 100 procent potwierdzą, że Ida jest w ciąży. To prędzej czy później to się wyda. I nici z sekretu, nici z pięknej relacji, która miała być tylko ich. Bo on lubił ten koncept, posiadania czegoś pięknego, miłego, tylko dla siebie. Nie chciał, żeby inni wiedzieli, nie tylko ze względu na prywatność. Po prostu doceniał, że ją ma, a że nikt inny o tym nie wie. Tylko, że ciąży już tak dobrze się nie ukryje. A nie planował odwrócić się na pięcie i powiedzieć, że to nie jego. Choć początkowo miał takie myśli z tyłu głowy, czy to na pewno z nim wpadła. To nie chciał tego wynosić na powierzchnię. Nie miał pojęcia, że był jej pierwszym wampirzym razem i, że z nikim innym nie sypiała. O ile tego drugiego to się domyślał, to na to pierwsze by nigdy nie wpadł. Żeby tak dwa lata bez seksu? No ludzie drodzy, to było dla niego nie do pomyślenia.

Słysząc jej pytanie, o mało nie padł. Skąd na Boga on miałby wiedzieć, jak smakuje krew bab w ciąży? Szczególnie w tak początkowej? Nie próbował nigdy, bo przecież nie planował zabić matki z dzieckiem. A nawet jeśli takową posiadał, to nie miał o tym pojęcia.
- Ida, nie będę Cię gryzł, jeśli jesteś naprawdę w ciąży. Nie pojebało mnie. – Odparł patrząc na nią jak na niespełną rozumu. On rozumiał, że szok i, że w ogóle wszystko. Ale czegoś takiego się nie spodziewał. Może nie powinien był patrzeć tak oceniającym wzorkiem. Jednakże, naprawdę był zaskoczony takim pomysłem. Na szczęście szybko go rozwiał, nie próbując zbliżyć się do jej nadgarstka. A kusiło, chciałby się tam wgryźć i poczuć jej krew. Tylko, że nie w takich warunkach. Nie, gdy tyle leżało na szali.

Gdy już Ida zaczęła myśleć bardziej analitycznie, to było mu łatwiej. Poczuł pewną ulgę, że jednak nie jest w tym sam. Że nie będzie musiał myśleć za troje i targać jej jak dziecka po lotniskach. Pokiwał głową i zaraz jej odpowiedział.
- Nie potrzebujesz, a rzeczy możesz wziąć ode mnie, ja pójdę nam kupić bilety, walizki masz gdzieś w mojej garderobie. – Odsunął się i miał już wyjść, ale w końcu uformowały mu się te słowa, które chciał jej powiedzieć. Odwrócił się na pięcie, żeby znowu być naprzeciwko kobiety i położył dłoń na jej policzku. Przełknął ślinę przygotowując się na wyznanie, które mu ciążyło na sercu. Z jednej strony chciał to z siebie wydusić, z drugiej to czuł się jakby miał się rozebrać na środku ulicy. Walczył sam ze sobą, ale w końcu udało mu się znaleźć w sobie odwagę, której mu nigdy wcześniej nie brakowało.
- Nie zostawię Cię Ida z tym, rozumiesz? Nie zostawię Cię z tym nigdy. – Powiedział cicho i pocałował ją w czoło. Te słowa wiele dla niego znaczyły i nie były proste do wypowiedzenia. Wymagały od niego kolejnego otworzenia się przed kobietą. A robienie tego choć powoli wchodziło w nawyk, to wciąż nie było proste. Nic w ich sytuacji takie nie było. Wszystko zdawało się komplikować coraz bardziej z dnia na dzień. I jeszcze ta cała ciąża, no Maurice nerwowo nie wyrabiał. Aczkolwiek, jego słowa były prawdziwe, w obliczu posiadania wspólnego dziecka, nie zamierzał jej z tym samej zostawić. Nie planował popełnić błędów rodziców i kontynuować linię porażek i skaz na psychice. Jak miał mieć dzieciaka, to miał być tip top. Najlepsze guwernantki, najlepsze ubranka, największa rodzicielska miłość, na jaką go będzie stać. Chociaż dopiero się dowiedział, że może być ojcem, to już wiedział, jak się chce zachować. Dziwne to było dla niego, skoro rzadko kiedy rozważał posiadanie dziecka. Myślał, że kiedyś będzie chciał, ale to kiedyś. Ale przyszło mu się z tym zmagać teraz i nie było czasu na namysły.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Powoli się uspokajała, tętno wracało do normalności, oddech uspokajał. Duży wpływ na to miała jego obecność. I chociaż panika dalej była gdzieś tam w środku, to jego gesty sprawiały, że czuła się lepiej. Była świadoma, że kobieta zawsze w takich chwilach miała bardziej przerąbane, ale Maurice spisywał się na medal. Niczego nie kwestionował, nie zadawał głupich pytań. Od razu jej uwierzył i po prostu przy niej był. Czekał z nią na wynik testu, pozwolił wypłakać w pierś i wymyślił dalszy plan działania. Ida była mu naprawdę wdzięczna. Była pewna, że gdyby przechodziła przez to sama to nie dotarłaby do takiego momentu, dalej siedziałaby na podłodze, ze strachu obawiając się podniesienia z posadzki. Chyba żadne z nich się nie spodziewało jak to wszystko się potoczy. Jak szybko ich relacja gwałtownie się zmieni, że zamiast pogardliwych spojrzeń będą w siebie rzucać takimi pełnymi pożądania. Nie mogła odnaleźć punktu, gdzie to wszystko się tak odwróciło. Nie roztrząsała z Maurycym tematu wesela, dalej średnio rozumiała co tam się w ogóle wydarzyło. I chociaż nie żałowała, to czasami się zastanawiała jak do tego doszło. Przeciwieństwa się przyciągały, ale u nich to już zakrawało o ewenement.
Nie to, że nie czuła się na siłach, ale obydwoje musieli przyznać, że pakowanie się w miejsce gdzie prawie na pewno przebywał Silvan nie było zbyt mądre. Szczególnie, kiedy Ida była tak rozchwiana emocjonalnie. Nie zwróciła nawet uwagi na jego ton, jedynie kiwając głową. Nie potrzebowała wyglądać jak milion dolarów w Szwajcarii, zawsze mogli kupić coś w samym Zurychu, jakby bardzo potrzebowała. Nie mieli przecież spędzić tam dużo czasu i chociaż wątpiła, że zdołają wrócić do Francji tego samego dnia, to do spania mogła mieć jego koszulkę. Czuła się w niej lepiej niż jakby miała mieć randomowy t-shirt z H&Mu.
Ona naprawdę nie wyglądała w przyszłość. Nie myślała o tym jak powiedzą jego rodzicom, a informowanie jej rodziny w ogóle nie przeszło jej przez myśl. Hej babciu, jestem w ciąży, ale nie pokażę ci wnuka bo ma temperaturę ciała trupa i prawdopodobnie może przegryźć ci tętnicę? No chyba nie. Jedyne czego żałowała to tego, w jakim świetle to stawia ich relację, która zamiast być miłą odskocznią, porywającą tajemnicą i ucieczką od codzienności, stanie się wymuszoną rutyną. Już tego żałowała, polubiła to co między nimi zaistniało. I wolałaby żeby umarło w sposób naturalny, a nie wymuszony przez ciężką sytuację.
Zdziwiła ją jego reakcja, bo dla niej to było normalne pytanie. Wiedziała, że niektóre starsze wampiry mają preferencje większe niż grupa krwi czy odczynnik Rh. Myślała, że może wraz z doświadczeniem przybywa umiejętności wychwytywania w osoczu jakichś niuansów, jak właśnie różne hormony. Nie kazała mu przecież przegryzać swojej tętnicy, tylko zadała rzeczowe pytanie. Nie pomyślała w jaki sposób krew ciężarnej mogłaby być zdobywana i że Maurycy musiałby wiedzieć, że pije konkretnie taki typ, żeby ogarnąć jak różni się od normalnej. Może to faktycznie był głupi pomysł, patrząc na to, że zapewne w jej krwi było też teraz mnóstwo adrenaliny, kortyzolu i innych ciekawych rzeczy. Nawet nie zwróciła uwagi, że powiedział, że nie będzie jej gryzł jeżeli jest w ciąży. Tak jakby implikował, że w innej sytuacji mógłby.
Dobra, przepraszam. To był tylko luźny pomysł. — Odpowiedziała, opuszczając wzrok. Na szczęście szybko sprawa odeszła w zapomnienie, Maurice zaczął mówić rzeczowo, najwyraźniej uspokojony z jej zmiany nastawienia. Nie mogła wiecznie panikować, zaczynała naprawdę myśleć trzeźwo. Skinęła mu na znak, że rozumie, że zrobi to o czym powiedział. Uścisnęła jeszcze jego rękę jak się powoli odsuwał i odetchnęła głęboko, chyba po raz pierwszy odkąd zobaczyli wynik testu. Patrzyła jak rusza w kierunku drzwi, ale on nagle zatrzymał się i do niej wrócił. A potem powiedział coś, co sprawiło, że jej serce praktycznie pękło na pół przez nadmiar emocji i nagły szybki rytm w którym zaczęło bić.
Spojrzała na niego ponownie zaszklonymi oczami, tym razem nie przez smutek. Wiedziała, że taka obietnica była dla niego czymś wielkim. Nigdy to przecież w ich przypadku było cholernie długo. Ida nie wyobrażała sobie jak ich życia się zmienią, kiedy wszystko się potwierdzi. Nie chciała niczego na nim wymuszać, nie chciała by tkwili w nieszczęśliwej relacji, gdzie trzyma ich przy sobie tylko dziecko. Wiedziała, ze to nie była droga do szczęścia. Mimo wszystko takie zapewnienie z jego strony naprawdę wiele jej dało, czuła się jakby ogromny kamień spadł z jej serca. Nie zostanie z tym sama. Będzie jej pomagał. Na ile będą mogli, będą w tym razem. Chwyciła go za policzek i przyciągnęła do siebie, żeby dać mu krótkiego buziaka w kącik ust. Nic namiętnego, było to bardziej intymne i w geście podziękowania. Nie było w tym momencie miejsca na jakieś głębsze pocałunki, nie kiedy ich świat się powoli walił.
Dziękuję. — Wyszeptała cicho, jednocześnie jeszcze na chwilę wtulając się w niego. Wiedziała, że nie powinni się ociągać, ale była zdania, że te dodatkowe kilkadziesiąt sekund w swoich ramionach im pomoże, a nie przeszkodzi. Nie przeciągała jednak kolejnego przytulasa zbyt długo, nie mogli sobie pozwolić na spędzenie godzin w swoich objęciach. Odsunęła się powoli, uśmiechając się blado, chociaż warga jej dalej lekko drżała z nadmiaru emocji. Podeszła do umywalki, gdzie opłukała twarz zimną wodą. Spojrzała w swoje odbicie w lustrze. Widziała bardzo zmęczoną kobietę, jednak poza fizycznymi objawami po płaczu, nie było już śladu jej załamania. W oczach pojawił się upór i jakieś resztki determinacji. Rozpuściła włosy i splotła je w warkocza, po czym odwróciła się, aby wyjść spakować walizkę. Chociaż nie była była pewna co miałaby do niej wrzucić, oprócz dresów, koszulki i bluzy Maurycego. Będzie wyglądała jak w ciuchach po starszym bracie, ale średnio ją to obchodziło. Wychodząc z łazienki podeszła jeszcze do blatu, gdzie leżała reszta testów i jej serce znowu na chwilę zgubiło rytm. Złapała krótki oddech i chwyciła wszystkie cztery, po czym podeszła szybkim krokiem do Maurycego, kładąc je przed nim. Wszystkie miały tylko jedną kreskę i chociaż ona wiedziała, że prędzej wyjdzie fałszywie negatywny niż fałszywie pozytywny wynik, to nie mogła nic poradzić na to, że w jej sercu ponownie zatliła się nadzieja. Nie wiedziała co powiedzieć, więc po prostu zaczekała aż Maurice też zobaczy co się stało. Może jeszcze była dla nich szansa.
Powiedz mi, że jest lot, dzięki któremu jeszcze dzisiaj wszystkiego się dowiemy. — Spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, chociaż nie miał na to żadnego wpływu. W tym momencie Ida była gotowa nawet sama pójść do jakiegoś paryskiego wampira-lekarza, który mógłby rzetelnie ocenić jej stan, jeżeli wypad do Zurychu by się nie udał. Chociaż szczerze mówiąc, wolałaby by Maurice był przy niej. Przy nim była spokojniejsza i nie czuła się pozostawiona sama sobie.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice chciałby kiedyś ugryźć Idę, lubił pić krew z bliskich mu w jakiś sposób kobiet i to był jego pewien rytuał. Gdy się spotykali dłużej to nie raz proponował coś takiego, choć nie zawsze się zgadzały. Tylko to musiało poczekać, skoro była szansa, że ona jest w ciąży. Nie chciał jej w taki sposób osłabiać, nie wiedział jakie to mogłoby mieć konsekwencje. Jak na wampira, który żył dwieście lat to mało wiedział na temat samego procesu noszenia dziecka pod sercem. Miał pewne pojęcie na ten temat, ale że nigdy mu to nie groziło, to nie robił researchu na ten temat. Domyślał się, że jak lekarz w Szwajcarii potwierdzi ich największe lęki to zaopatrzy się w cały karton książek o ciąży i wychowywaniu latorośli. Aczkolwiek z tym mógł jeszcze poczekać chwilę, jeszcze nie zapadł ostateczny werdykt, na który też musiał się jakoś psychicznie przygotować. Nie było mu łatwo, ale starał się to jakoś ukryć. Nie chciał, żeby Ida czuła obowiązek zajęcia się nim. Wolał, żeby skupiła się na sobie, wyjątkowo nie chciał być w centrum uwagi. Preferował zostać wsparciem, niżeli gwiazdą tego show. W końcu tu nie tylko chodziło o niego. Możliwe, że w to były zamieszane nie tylko dwa życia, a i trzy. Nie miał pojęcia co Ida będzie chciała zrobić, gdyby lekarz potwierdził ciążę, ale planował ją przez cały czas wspierać. I on zawiódł, dopuścił do tej sytuacji, więc nie mógł jej zostawić.

- Nie przepraszaj, to był głupi pomysł, ale nie przepraszaj – odpowiedział starając się nie być tak oceniającym jak wcześniej. W tym jednym, małym momencie, żałował że nie kochał Idy. Byłoby wtedy mu łatwiej ją wspierać i zajmować się nią. Nie byłoby to, aż tak mechaniczne, nie musiałby traktować tego jak kolejnego bojowego zadania. Może by się nawet cieszył z tego, że może będą mieć dziecko. Ale jej nie kochał i na to nie miał jak wpłynąć. Nie był jej w stanie obiecać, że kiedykolwiek się to zmieni. Nie był pewien, czy w ogóle jest w stanie wykrzesać z siebie takie uczucia wobec drugiego wampira. Aczkolwiek, był pewien, że jak już będzie miał dzieciaka, to pokocha go z całego serca. Chociaż może to się wydać nieoczywiste. To w końcu potomek byłby przedłużeniem jego świetności. Rozumie się samo przez siebie, że zachwycałby się nim dniami i nocami. Uczyłby prawdziwego życia wampirzego, pokazywał, jak gryźć, żeby krew jak najlepiej leciała, jak mordować, żeby policja nie znalazła trupa i sprawcy. Mógłby mu tyle pokazać, chciał pod tym względem być jak swoi rodzice. Bo oni do życia przygotowali go świetnie, jedynie aspekt społecznego funkcjonowania zawiódł na pełnej linii. Zakładał, że Ida chciałaby przekazać swoją ludzką stronę, której on tak nie lubił. Nie uważał, żeby słabość, którą ludzie okazują, była czymś dobrym. W życiu wampira nie ma miejsca na takie rzeczy. Wampir musi być niezłomny, odważny, bez skrupułów i egoistyczny. Tak stworzyła ich natura, a z nią nie można walczyć.

Ciężko mu było to wszystko obiecać. Wymagało to od niego wielu wyrzeczeń i odwagi, żeby to w ogóle z siebie wydusić. Maurice nie był typem, który zostaje. On uciekał, zostawiał i odwracał się na pięcie. Zamykał drzwi i wracał do swojego normalnego, samotnego życia. Znalazł pewien komfort w byciu samemu. Brał z tego wszystkie korzyści, ignorując wady. Więc wyjątkowo ciężko było mu stanąć i powiedzieć, że tego nie zrobi, że zrezygnuje z własnego komfortu. Nie wiedział, czy bardziej robi to dla Idy, czy dla możliwego dziecka. Jednakże, obiecał. Było już po ptakach, nie mógł się wycofać. Zmuszało go to do dalszego działania razem. Nie wiedział jak to wszystko będzie wyglądać, ale już się zobowiązał. Widział jak na niego patrzyła, był pewien, że zrobił dobrą rzecz. Aczkolwiek, w jego przypadku robienie dobrej rzeczy nie dawało satysfakcji. Czując jej usta na sobie, poczuł pewną ulgę. Bał się, że nie będzie się już do niego zbliżała po tym wszystkim. A bez jej dotyku by sobie nie poradził. Zapewniła go tym, że choć nic może nie być jak dawniej, to że jednak nie zabierze mu tego.
- Nie ma za co słońce – odpowiedział równie cicho przytulając ją mocno. On też potrzebował wsparcia, a chociaż tym dodała mu otuchy. Sam miał wrażenie, że zaraz umrze. Ciężko mu było oddychać, myśleć, funkcjonować, z myślą, że może zostać ojcem. Dla niego niestety nie było już ratunku, jemu nikt nie szedł pomóc. I pogodził się z tą myślą, praktycznie zawsze zostawał sam ze wszystkim i tak samo myślał, że będzie teraz. Nie chciał prosić o pomoc, bo to Ida jej bardziej potrzebowała. Poza tym, ciężko by mu było teraz prosić, żeby i ona go wsparła. Wziął na siebie brzemię ogarnięcia sprawy i zamierzał te obietnicę dotrzymać. Nie był gołosłowny. Każdy miał swój krzyż do niesienia, a jego było ratowanie kryzysowych sytuacji.

Zostawił Idę w łazience i poszedł do salonu, gdzie leżał jego macbook pro. Odpalił go szybko i zaczął wyszukiwać lotów. Ze swoimi kartami członkowskimi i setkami zniżek, szybko znalazł transfer z Paryża do Zurychu w dobrych godzinach. W między czasie zaczął bookować im hotel, żeby mogli przenocować po wizycie lekarskiej. Skupiając się na tym, na chwilę przestał myśleć o tych wszystkich wydarzeniach. Nie musiał się pakować, ponieważ zawsze miał walizkę zapakowaną na kryzysową sytuację. Miał w niej wszystkie możliwe ubrania, które mogłyby mu się przydać. Wtedy Ida wróciła i położyła przed nim cztery negatywne testy. Znowu poczuł, jakby nie mógł oddychać. Była jeszcze jakaś szansa dla nich.
- Jest lot za cztery godziny, już kupiłem bilety – odparł. Złapali swoje walizki i nie minęła chwila, a jechali jego autem na lotnisko. Prowadząc palił papierosa i zadzwonił do swojego kolegi. Gdy odebrał, specjalnie zaczął mówić po niemiecku, żeby zmylić kobietę. Musiał się komuś wyżalić.

- Jannik? Słuchaj jest sprawa, za sześć godzin będę u Ciebie, musisz zrobić testy mojej koleżance. Ciążowe. Tak, moje dziecko. Nie, nie dziewczyna. A spierdalaj mi z takimi komentarzami. – Mówił, a nawet się zaśmiał słysząc jak kolega skomentował tę całą sytuację. Byli na głośno mówiącym, więc musiał wybrać swój rodzimy język, aby Ida nie usłyszała przypadkiem, że jest ofiarą Maurice’a, tak jak to Jannik skomentował. Znajdując się na lotnisku, Maurice szedł z ich dwoma walizkami podręcznymi i czarnym, skórzanym plecakiem na plecach. Wyglądał jak tragarz, aczkolwiek miał to gdzieś. Przeszli przez kontrolę i pierwszym miejscem do jakiego się udał była palarnia, nie dając Idzie iść ze sobą.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Kiedy panika zniknęła z jej ciała zaczęła się poważnie zastanawiać co ich teraz czeka. Wszelkie opcje przebiegły jej przez głowę, w tym też te, za które babcia Jadzia na pewno by ją potępiła. Nie wiedziała co Maurice sądził na temat aborcji, a nie zamierzała na razie w ogóle prowadzić takiej rozmowy. Nie, kiedy mieli jeszcze szanse, że to wszystko to tylko pomyłka. Poza tym, sama nie była pewna, czy by tego chciała. I nic dziwnego, że takie myśli przebiegły jej przez głowę, kiedy byli w takiej, a nie innej sytuacji, ale mimo wszystko trochę ją to zawstydziło. Zrzuciła je gdzieś w głąb podświadomości z nadzieją, że to wszystko okaże się pomyłką i nie będzie musiała ich nigdy odkopywać.
Prawda była jednak taka, że byli w gównianej sytuacji. Nie kochali się i nie było nawet na to perspektyw. Ze strony rodziny Idy nie mogli na nic liczyć przez to, że byli ludzcy. I chociaż Maurice miał przy sobie rodziców, to nie była przekonana, czy będzie chciał ich prosić o pomoc. Silvan na pewno by jej w tym wszystkim nie zostawił, była tego świadoma, ale nie była pewna czy wszystkie żale Maurycego do rodziców nie miałyby wpływu na kontakt dziecka z dziadkami. Nie wyobrażała sobie w ogóle Silvana i Renaty w roli dziadków jej potomka, tak samo jak nie wyobrażała sobie siebie i Maurice'a jako rodziców. To wszystko było bardzo powalone, a dochodziło do tego jeszcze to, że ich dziecko nie byłoby człowiekiem. Ida nie potrafiłaby wyjaśnić dorastającemu bobasowi dlaczego nie ma dookoła niego innych wampirzątek. Dlaczego nie może wyjść na słońce ani dlaczego powinien unikać pewnych kruszców. Może Maurycemu by było łatwiej, bo sam poznawał świat w taki sposób, ale jej było już w tym momencie przykro, że ich syn lub ich córka nie poznają jak przyjemne jest uczucie pierwszych promieni słońca na twarzy wiosną.
Ida chciałaby przekazać dziecku nie tyle ludzką stronę, co ciepło i delikatność. Ona jeszcze nie do końca była pogodzona z tym przesuniętym kodeksem moralnym wampirów. Pewnie kłóciłaby się z Hoffmanem, jeżeli ten chciałby z ich latoroślą mieć lekcje polowania na ludzi, szczególnie w czasach, kiedy krew można było nabyć w woreczkach, a najpopularniejsze były synt-mixy. Na boga, dziadek tego bobasa był specjalistą w dziedzinie krwi syntetycznej. Nie żyli już w XIX wieku, mogli być cywilizowani. Nie wstydzić się swoich uczuć i być po prostu dobrymi.
Jego słowa naprawdę jej pomagały. Był wyrozumiały i nawet wręcz kochany, oferując wsparcie którego potrzebowała. Silvan jej kiedyś powiedział, że Maurice ma dobrą stronę, którą powinna poznać, a ona go wtedy wyśmiała. Teraz na wspomnienie tego mogła tylko się uśmiechnąć i stwierdzić, że Zimmerman miał rację, chociaż chyba nawet on nie znał takiej strony syna.
Kiedy usłyszała jak mówi do niej słońce nie wiedziała jak zareagować, ale serce jej się trochę ścisnęło. Skoro ona była jego słońcem, czymś pięknym, czego nie mógł mieć; zakazanym owocem, którego się bał, to on był jej gwiazdą. Czymś olśniewającym, co było obok, ale co dopiero po zaznajomieniu się z mrokiem nocy stało się dla niej ważne. Czymś co doceniła po czasie. Dzień i noc. Ida i Maurice.
Ucieszyła się, kiedy jej powiedział o locie. Szybko wrzuciła do jakiejś małej walizki jakieś jego rzeczy, szczoteczkę do zębów, szczotkę do włosów i zamknęła ją bez trudu. Nie spodziewała się, że będą gdzieś lecieć, nie miała nawet ładowarki do telefonu, ale nie stanowiło to teraz dla niej problemu. Nagle nic nie było większym problemem od dwóch różowych kresek.
W samochodzie ten od razu odpalił papierosa, a Ida wyciągnęła w jego stronę rękę, też chcąc poczuć nikotynę w płucach i trochę się uspokoić. Mina jej zrzedła, kiedy ten się nie zgodził z nią podzielić. Przecież była wampirem, nic jej się nie mogło stać, tak samo jak wampirzemu płodowi. Zmarszczyła brwi i przez chwilę się z nim nawet pokłóciła, wypominając mu, że dym i tak zostaje w aucie. Ten był jednak niewzruszony i skoro sobie postanowił, że Ida palić nie będzie to nie zamierzał odpuszczać. Westchnęła i dała spokój temu wszystkiemu, aż tak jej nie zależało.
Ignorowała niemiecką rozmowę, nawet jeżeli jakieś słówka były jej znajome. Sensu konwersacji i tak nie byłaby w stanie uchwycić, kiedy była prowadzona w nieznanym języku. I nawet jej to nie ciekawiło, zakładała (i w sumie słusznie), że Maurice załatwia sprawy z tym szwajcarskim znajomym. Dopiero kiedy wampir się zaśmiał, skierowała swój wzrok w jego stronę z pytaniem w oczach. Poczekała, aż skończą rozmawiać i dopiero wtedy się odezwała. Nie chciała znowu kierować ich myśli w stronę potencjalnej ciąży, więc zaczęła rozmowę na mniej druzgocący temat.
Ile języków znasz? — Zapytała, zastanawiając się czy sama nie powinna podszkolić się w tym zakresie, szczególnie, że w jej przypadku nawet angielski nie był perfekcyjny. Dogadać się dogada, artykuł naukowy przeczyta, ale w gramatyce się gubiła. Przez chwilę nawet przeszło jej przez myśl zapytanie go, czy nauczy ją niemieckiego, porzuciła to jednak szybko. Być może będzie jeszcze szansa na taką prośbę, teraz jednak nie chciała zbyt dużo zakładać w związku z ich przyszłością. Kiedy skończył palić sięgnęła przez siedzenie, żeby chwycić go za jego rękę, tą której nie trzymał na kierownicy. Splotła ich palce razem, chcąc być razem z nim nawet podczas tej nie takiej długiej drogi na lotnisko.
Kiedy już dotarli na miejsce Ida pozwoliła mu zająć się wszystkim, mając wrażenie, że tego właśnie chciał. Szła obok niego równym krokiem, nie ingerując w rozmowy z obsługą lotniska, dopóki nie przeszli przez kontrolę, a on stwierdził, że idzie zapalić. Po tym jak nie dał jej papierosa w aucie nawet nie zamierzała się z nim o to kłócić na lotnisku, po prostu skinęła głową i powiedziała, że pójdzie gdzieś usiąść. Po drodze zaszła do starbucksa i kupiła im po kawie, skoro ta, którą zrobiła im w mieszkaniu została nie wypita. W końcu znalazła wolne siedzenia, na które opadła. Wyciągnęła telefon, żeby napisać Maurice'owi gdzie jest, jednocześnie od razu pisząc smsa do Silvana, w którym ostrzegała, że nie wróci na noc do domu i żeby się nie martwił, bo jest u koleżanki. Przez chwilę walczyła z myślami, ale w końcu cicho westchnęła i kliknęła w aplikację randkową, gdzie z widocznym niesmakiem odpisała pewnemu policjantowi na jego dwuznaczne wiadomości. Złapała się za skroń, bo naprawdę nie potrzebowała jeszcze tego zmartwienia w tej chwili. Nie mogła jednak zawalić tak poważnej misji, jaką dostała od dziewczyn. Detektyw w końcu gustował w blondynkach.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach