6 XI 2022 - May I have your attention, please?

3 posters

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
First topic message reminder :

Maurice po weselu nie do końca mógł się pozbierać. Nie miał wielu zleceń, świat był zajęty morderstwem Thomasa, więc nudził się w samotności i miał wyjątkowo dużo czasu na przemyślenia. I to właśnie one go zgubiły. Z jednej strony, cieszył się, że jego życie wróciło do normy. Nie miał żadnych wiadomości od Idy, wszystko znowu było na swoim miejscu. Niestety, nie umiał zapomnieć, że choć na krótką chwilę, wpuścił kobietę do swojego świata. Żałował, że pokazał jej swoją inną stronę, tą której się wstydził. Tą, którą go nauczono, że trzeba chować. Nie było mu łatwo opanować umiejętność odcinania emocji oraz uczuć, więc nic dziwnego, że w końcu zawiodła. Aczkolwiek, nie po to się tego nauczył, żeby do tego nie wracać. Umówił się z ojcem u niego w domu i naprawdę liczył, że nie spotka tam Idy. Nie chciał jej widzieć na oczy, potrzebował jeszcze chwili, żeby o niej zupełnie zapomnieć.

Fake it till you make it. To była zasada Maurycego na ten dzień. Pomimo tego, że prawie przez tydzień siedział w dresach i w bluzach, to na spotkanie z ojcem się wystroił. Założył kremowy sweter i do tego czarne spodnie, aby uzupełnić outfit dodał eleganckie buty i płaszcz. Czy wyszło to lekko komunijnie? Tak. Ale miał to gdzieś, ponieważ na tyle się nie starał. Nawet włosów nie ułożył, jedynie wyczesał i zostawił w artystycznym rozgardiaszu. Dojechał do Silvana koło dwudziestej. Miał problem z zaparkowaniem, więc wyjechał odpowiednio zawczasu, aby i korki i poszukiwanie miejsca parkingowego, nie sprawiły, żeby się spóźnił. Nienawidził bycia po czasie, wolał mieć kontrolę nad wszystkim, łącznie z momentem pojawienia się w drzwiach ojca. Zadzwonił do nich dzwonkiem i chwilę czekał, aż tata, który pewnie dopiero co skończył pracować nad sztuczną krwią, mu otworzył. Na widok znajomej twarzy, kiwnął głową w formie powitania i wszedł do środka.

- Cześć tato, patrz, przeżyłem Polskę – powiedział starając się żartować z własnej tragedii. Jakoś musiał zakryć fatalne rezultaty wesela, a uznał, że najlepiej je schowa, narzekając na sam fakt, że tam go wysłał. Silvan za pewne spodziewał się jęczenia, a gdyby Maurice powiedział, że było fajnie, to pewnie by dopiero zaczął podejrzewać, że syn w końcu do reszty oszalał. Ewentualnie sprawdziłby go pod kątem picia wódki i krwi na raz. Jak to robił kilka dni temu.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Nie przypuszczała, że kiedykolwiek jeszcze tego doświadczy. Jej własne, dorosłe dziecko w jej ramionach i jego ojciec tuż obok, chroniący tej kruchej, filigranowej gwiazdki śniegu przed roztopieniem. Renata nigdy nie myślała, że syn łaknął jej objęć. Był w końcu dojrzałym mężczyzną, osobnikiem z klasą, doskonale prezentującym się profesjonalistą. Zimny i samowystarczalny jak ona sama. Nie widziała potrzeby i nie chciała traktować go pobłażliwie, ponieważ szanowała odrębność jego bytu – to dlatego w pewnym momencie Maurice stał się dla niej bardziej partnerem, niż dzieckiem. Bo dawała mu wolność, respektowała jego autonomię. Nie musiała się nim opiekować, nastręczać się mu. Radził sobie sam. Gdyby traktowała go zbyt miękko, uwłaczałoby to jego męskiej dumie, tak to przynajmniej widziała ze swojej strony, wciąż w pewnych aspektach przesycona nieco staromodnym podejściem do życia.
Gdyby tylko oboje ich było stać na to, aby otworzyć się przed sobą trochę wcześniej, mieć odwagę, by pokazać drobne skazy, zanim zmieniły się one w poważne pęknięcia i zanim lustro całkiem pękło na drobne kawałki, być może obydwoje mieliby szanse skorygować swoje ścieżki, by wyjść drugiemu naprzeciw.
Renata całkowicie rozumiała potrzebę przestrzeni u syna, zupełnie nie myślała o ich sytuacji w kategoriach jednorazowego wydarzenia, które miało naprawić wszystko. Uzdrawianie to proces. Dla niej samej również nie było to łatwe, aby nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, z wycofanej, skrzywionej osoby zmienić się w przykładną mamusię jak z magazynu dla pań domu, ostoję ciepła. Byli, jacy byli. I musieli pozostać sobą, aby to wszystko miało jakikolwiek sens. Nie chodziło bowiem o to, aby się zmieniali – lecz powolutku, krok za krokiem, kierując się pomocnymi konstelacjami, wzajemnym zrozumieniem spotkać się w połowie drogi.
Gdyby było ich stać… może odbyłoby się to w bezpieczny sposób. Musiało jednak coś wykipieć, coś się wylać, wybuchnąć prosto w twarz, jak na laboratoryjnym stole. Musiała nadejść burza, której pioruny wzruszyły zastałą glebę i pozwoliły jej wziąć głęboki oddech.
Czasami nie było innego wyjścia. Czasami nie potrzeba było łagodzenia, lecz oczyszczającego wywrócenia świata do góry nogami.
Nigdy za mnie nie umieraj. Za nikogo. Ona rzeczywiście by za niego nie zginęła, było dokładnie tak, jak Maurice jej zarzucił. Przecież nie było żadnego pożytku ze śmierci. Śmierć była tylko głupią stratą dobrych zasobów. Renata musiała przecież żyć, żeby doglądać swojej rodziny, w każdej chwili gotowa zareagować na telefon, ruszyć na pomoc i ratunek. Martwa nikomu by się nie przydała. Martwa nie ocaliłaby nikomu życia. W podobny sposób do tego, jak Maurice uwielbiał czuć się adorowany, Renata lubiła czuć się potrzebna. Już samo to, że syn pokazał jej dziś, iż jej potrzebuje, było niczym ujrzenie czystego nieba i kawałka słońca nad głową, gdy siedziało się uwięzionym na samym dnie ciemnej, wysuszonej studni i czekało się na śmierć.
Tak bardzo się cieszyła, że miała ich obydwu obok siebie. Trzecia wielka walka i trzeci sukces w tak krótkim czasie: odzyskała Carol, odzyskała Sahaka, odzyskała Maurice’a. Napawając płuca perfumami obydwu mężczyzn, Renata poddała się tak obezwładniającej uldze, że nagle czuła się kompletnie wybebeszona i podatna na rany jak nigdy. Potrzebowała się schować, wepchnąć flaki z powrotem i zaszyć rany. Wszyscy chyba potrzebowali teraz czasu dla siebie, by przetrawić to wszystko.
Ostatni raz pogładziła syna po policzkach, jego pocałunek, choć zimny jak jej, teraz parzył jak pieczęć z wosku, ochronne błogosławieństwo. Rozstanie było niełatwe, lecz konieczne. Renata nie wiedziała wprawdzie, że Maurice właśnie ruszał walczyć o inną ze swoich relacji – ale czyż nie było to tylko kolejnym dowodem na to, że w istocie byli tacy sami?
Wojownicy, nawet jeśli czasami gubili ścieżki.
Kocham cię. Kocham was obydwu.
— Uważaj na siebie, synu — powiedziała zamiast tego. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że Maurice nauczy się wyczuwać w głosie matki nowe, dotychczas niezrozumiałe nuty troski. — Będę czekać. Zawołaj, kiedy będziesz gotów.
Szara eminencja zawsze w cieniu.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Gdy poczuł, że syn odwzajemnia uścisk, poczuł, jak ogarnia go ogromną ulgą, że jego gest nie został odrzucony. Znowu musiał walczyć z łzami. Nie chciał, by ten moment się kończył. Nie chciał odsuwać się od tej dwójki, bo wiedział, że gdy emocje opadną, będzie musiał już na trzeźwo zmierzyć się z tą sytuacją, a na razie nie miał na to siły. Słysząc słowa o nie umieraniu za nikogo, po prostu jeszcze mocniej ich objął, próbując przysunąć tę dwójkę jeszcze bliżej do siebie. Nie. Zdecydowanie nie chciał, by umierali za kogokolwiek. Nie chciał, by w ogóle kiedykolwiek umierali i nawet jeśli wiedział, że każde z nich jest nieśmiertelne, tak nie mógł powstrzymać tego okropnego niepokoju, który ta myśl w nim wywołała, zwłaszcza, że nie rozumiał czemu w ogóle nagle o tym rozmawiali. To chyba jednak była jedna z tych rzeczy, które miały sens dla Renaty i Maurice'a, a on mógł jedynie przysłuchiwać się temu z boku i nie przeszkadzać.
- Tak oczywiście - powiedział, gdy syn  się od nich powoli odsunął. Trochę nie chciał go puszczać,  chciał by został z nimi jeszcze chwilę, ale wiedział, że był to ciężki dzień dla nich wszystkich i każdy miał prawo do ochłonięcia na własnych zasadach. Z pewnością musieli przemyśleć kilka rzeczy, zanim spróbują dalej naprawić rodzinną relację. Kiedyś jeszcze porozmawiają. Mają czas. Wszystko powoli. Dlatego po prostu ostrożnie pogładził syna po włosach, tak by nie potargać ich za bardzo, i skinął głową. - Daj sobie czas i daj znać, gdy będziesz gotowy. Możesz tu przyjść, kiedy tylko zechcesz. Zawsze. - Miał nadzieję, że to wiedział, a jeśli nie to wkrótce się to zmieni.
Gdy syn ruszył w stronę wejścia, a drzwi się za nim zamknęły, jedna ręką objął z boku Renatę, wciąż wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stał ich syn. Wolną dłonią przeczesał swoje włosy, tym razem nie zważając na to w jakim stanie będą po tym. Kłótnia z Mauricem go wykończyła i za nic nie chciałby jej powtarzać, ale musiał przyznać, że w tym całym chaosie własnych emocji, odczuwał też pewien podziw wobec syna. Że po tylu latach był w stanie wykrzyczeć swoje wszystkie żale. On by chyba tak nie potrafił. Z drugiej strony jak już ustalili Maurice na całe szczęście nie był nim.

Zt x3
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach