Liczba postów : 400
First topic message reminder :
Maurice po weselu nie do końca mógł się pozbierać. Nie miał wielu zleceń, świat był zajęty morderstwem Thomasa, więc nudził się w samotności i miał wyjątkowo dużo czasu na przemyślenia. I to właśnie one go zgubiły. Z jednej strony, cieszył się, że jego życie wróciło do normy. Nie miał żadnych wiadomości od Idy, wszystko znowu było na swoim miejscu. Niestety, nie umiał zapomnieć, że choć na krótką chwilę, wpuścił kobietę do swojego świata. Żałował, że pokazał jej swoją inną stronę, tą której się wstydził. Tą, którą go nauczono, że trzeba chować. Nie było mu łatwo opanować umiejętność odcinania emocji oraz uczuć, więc nic dziwnego, że w końcu zawiodła. Aczkolwiek, nie po to się tego nauczył, żeby do tego nie wracać. Umówił się z ojcem u niego w domu i naprawdę liczył, że nie spotka tam Idy. Nie chciał jej widzieć na oczy, potrzebował jeszcze chwili, żeby o niej zupełnie zapomnieć.
Fake it till you make it. To była zasada Maurycego na ten dzień. Pomimo tego, że prawie przez tydzień siedział w dresach i w bluzach, to na spotkanie z ojcem się wystroił. Założył kremowy sweter i do tego czarne spodnie, aby uzupełnić outfit dodał eleganckie buty i płaszcz. Czy wyszło to lekko komunijnie? Tak. Ale miał to gdzieś, ponieważ na tyle się nie starał. Nawet włosów nie ułożył, jedynie wyczesał i zostawił w artystycznym rozgardiaszu. Dojechał do Silvana koło dwudziestej. Miał problem z zaparkowaniem, więc wyjechał odpowiednio zawczasu, aby i korki i poszukiwanie miejsca parkingowego, nie sprawiły, żeby się spóźnił. Nienawidził bycia po czasie, wolał mieć kontrolę nad wszystkim, łącznie z momentem pojawienia się w drzwiach ojca. Zadzwonił do nich dzwonkiem i chwilę czekał, aż tata, który pewnie dopiero co skończył pracować nad sztuczną krwią, mu otworzył. Na widok znajomej twarzy, kiwnął głową w formie powitania i wszedł do środka.
- Cześć tato, patrz, przeżyłem Polskę – powiedział starając się żartować z własnej tragedii. Jakoś musiał zakryć fatalne rezultaty wesela, a uznał, że najlepiej je schowa, narzekając na sam fakt, że tam go wysłał. Silvan za pewne spodziewał się jęczenia, a gdyby Maurice powiedział, że było fajnie, to pewnie by dopiero zaczął podejrzewać, że syn w końcu do reszty oszalał. Ewentualnie sprawdziłby go pod kątem picia wódki i krwi na raz. Jak to robił kilka dni temu.
Maurice po weselu nie do końca mógł się pozbierać. Nie miał wielu zleceń, świat był zajęty morderstwem Thomasa, więc nudził się w samotności i miał wyjątkowo dużo czasu na przemyślenia. I to właśnie one go zgubiły. Z jednej strony, cieszył się, że jego życie wróciło do normy. Nie miał żadnych wiadomości od Idy, wszystko znowu było na swoim miejscu. Niestety, nie umiał zapomnieć, że choć na krótką chwilę, wpuścił kobietę do swojego świata. Żałował, że pokazał jej swoją inną stronę, tą której się wstydził. Tą, którą go nauczono, że trzeba chować. Nie było mu łatwo opanować umiejętność odcinania emocji oraz uczuć, więc nic dziwnego, że w końcu zawiodła. Aczkolwiek, nie po to się tego nauczył, żeby do tego nie wracać. Umówił się z ojcem u niego w domu i naprawdę liczył, że nie spotka tam Idy. Nie chciał jej widzieć na oczy, potrzebował jeszcze chwili, żeby o niej zupełnie zapomnieć.
Fake it till you make it. To była zasada Maurycego na ten dzień. Pomimo tego, że prawie przez tydzień siedział w dresach i w bluzach, to na spotkanie z ojcem się wystroił. Założył kremowy sweter i do tego czarne spodnie, aby uzupełnić outfit dodał eleganckie buty i płaszcz. Czy wyszło to lekko komunijnie? Tak. Ale miał to gdzieś, ponieważ na tyle się nie starał. Nawet włosów nie ułożył, jedynie wyczesał i zostawił w artystycznym rozgardiaszu. Dojechał do Silvana koło dwudziestej. Miał problem z zaparkowaniem, więc wyjechał odpowiednio zawczasu, aby i korki i poszukiwanie miejsca parkingowego, nie sprawiły, żeby się spóźnił. Nienawidził bycia po czasie, wolał mieć kontrolę nad wszystkim, łącznie z momentem pojawienia się w drzwiach ojca. Zadzwonił do nich dzwonkiem i chwilę czekał, aż tata, który pewnie dopiero co skończył pracować nad sztuczną krwią, mu otworzył. Na widok znajomej twarzy, kiwnął głową w formie powitania i wszedł do środka.
- Cześć tato, patrz, przeżyłem Polskę – powiedział starając się żartować z własnej tragedii. Jakoś musiał zakryć fatalne rezultaty wesela, a uznał, że najlepiej je schowa, narzekając na sam fakt, że tam go wysłał. Silvan za pewne spodziewał się jęczenia, a gdyby Maurice powiedział, że było fajnie, to pewnie by dopiero zaczął podejrzewać, że syn w końcu do reszty oszalał. Ewentualnie sprawdziłby go pod kątem picia wódki i krwi na raz. Jak to robił kilka dni temu.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!