Zaraz Seleny wcale nie trwało faktyczne zaraz. Była to rzadkość, bo w przeciwieństwie do niektórych kobiet wampirzyca była zdolna zebrać się do kupy w przeciągu otrzymanych 5 minut. Tyle, że prosiła o 15... Wyszła po 20. Nie do końca jednak ubrała się luźno - po prostu na wcześniejszy sportowy strój narzuciła cieplejszą bluzę i skórzaną kurtkę, do tego oczywiście pierwsze z brzegu buty na płaskiej podeszwie. Włosy, związane bardzo niedbale, miała wciąż wilgotne i ewidentnie pachniała tytoniem. Nic dziwnego, skoro zdążyła wypalić już dwie paczki papierosów.
- Przepraszam, że tyle czekałeś. - może i miała jakieś wyrzuty sumienia, ale zdecydowanie czuła się parszywie i to wcale nie fizycznie. Jeśli przyjdzie jej usłyszeć od Marcusa "a nie mówiłem", to się kompletnie załamie. - Chcesz już jechać, czy podzielisz się najpierw fajkiem? - nie wiedziała jeszcze, czy ma ochotę gadać, ale znała siebie na tyle, żeby po prostu nie siedzieć teraz samej. Wsadziła dłonie w kieszenie kurtki, podchodząc do Marcusa z wyrazem twarzy mówiącym jedno: nie zadawaj pytań. - Gdyby nie to, że w aktualnym nastroju nie nadaję się za kierownicę, zaproponowałabym przejażdżkę. - dorzuciła, bez zwyczajowego ślinienia się do motocykla Marcusa. Taaaa, zdecydowanie coś było bardzo nie halo. Czyli klasyczna Sel. Najpierw coś zrobi, a potem w, zdenerwowaniu będzie wypalać tony papierosów. Jointów też, gdyby jakieś miała.
Pozwoliła się wtulić, przylgnęła do niego całym swoim ciałem, uspokajając się pod wpływem jego słów. Zrozumiał. To była olbrzymia ulga, że zrozumiał. Odetchnęła głęboko, chowając nosek w szyję wilkołaka i przymknęła oczy. – Kocham Cię. Tak zwyczajnie. Po prostu sobie nie wyobrażam, co bym zrobiła, gdybym Cię straciła. – przyznała cichutko, znacznie uspokojona, głównie dzięki obejmującym ją ramionom Marcusa. Jak zawsze, bliskość mężczyzny działała na nią w jakiś sposób kojąco. – Z jednej strony nawet się nad tym zastanawiałam. Z drugiej jeszcze się łudzę, że da się wszystko załatwić anonimowo… - urwała na chwilę, by po chwili z wahaniem unieść głowę, by spojrzeć mu w oczy. – Musimy sobie poradzić. Bo naprawdę nie mam najmniejszej ochoty opuszczać tego padołu. – i Ciebie, ale tego nie powiedziała już na głos. Ale było to słychać w jej głosie i widać w jej oczach.
Westchnęła cichutko, rozumiejąc, co właściwie ma na myśli. Dlatego pocałowała go miękko w policzek. – Marcus. Od dawna nie mam nic przeciwko, żebyś mnie pilnował. Wiem, że się martwisz, a ja nie chcę Ci dawać powodów do zmartwienia. – usiadła mu wygodnie na kolanach, okrakiem i przodem, przede wszystkim po to, by mógł widzieć jej oczy i mieć pewność, że jest wobec niego całkowicie szczera. – Nie potrzebuję ochrony, ale za każdym razem, gdy idę zwyczajnie odpocząć się i wyciszyć – bo nie ukrywam się i na pewno nie przed Tobą – daję znać właścicielowi ziemi, od którego dzierżawię kawałek. Znasz tę osobę. – powiedziała miękko, z ciepłym uśmiechem na twarzy. Chciała go uspokoić, to prawda. Ale mówiła też całkowicie szczerze i zgodnie z prawdą, bo po prostu chciała się tym podzielić. Czasem nadal zdarzało mu się ją przerazić, ale to nie był ten poziom jak wtedy, gdy nic o nim nie wiedziała.
Spuściła delikatnie wzrok, gdy zaczął się na nią denerwować. No dobrze, miał trochę racji. Tak troszeczkę. Objęła go po prostu za szyję, biorąc kilka głębszych wdechów. – Bo jestem uparta? – spytała spokojnie, ale bardzo, bardzo retorycznie. – Nie złość się na mnie, proszę. Wiem, że to wszystko rozbija się o nasze postrzeganie świata. Ty widzisz jako coś naturalnego poświęcić się dla ukochanej osoby, jako najwyższy przejaw uczucia. Masz rację. – zgodziła się od razu. – Naprawdę ją masz. I wierzę Ci. Tylko po prostu nie umiem sobie z tym poradzić, a Ty mi trochę nie pomagasz stwierdzeniem, że zrobiłbyś to samo. Nie chcę Cię po prostu stracić. I to nie mówię tylko o utracie fizycznej, Horik. Najbardziej przeraża mnie to, co mógłbyś o mnie pomyśleć, gdybyś zobaczył, co się tam właściwie stało. – dodała, przejeżdżając palcem po jego policzku, szyi i zostając na piersi. Emocje powolutku zaczynały się uspokajać, zaczynała chociaż powoli myśleć. Nie chciała też i dłużej zatajać przed nim wszystkiego, nawet jeśli się po prostu bała. – Masz dobre wrażenie. Nie mówię o sobie, tylko o jego synu, o którym nie wiedział wyjeżdżając na wojnę. – powiedziała cicho, nie odwracając wzroku, po prostu wpatrując się w jego piękne, błękitne oczy. Pozwoliła się przytulić, objęła go również, łagodnie gładząc go po plecach i karku. – To wtedy co by się stało? – spytała miękko, może tak tylko delikatnie ciągnąc go za język.
- Przepraszam za tamto. – zaśmiała się, robiąc bardzo zawstydzoną minkę. – To było bardzo nie na miejscu podziękowanie za uratowanie życia. – ułożyła dłoń na swoim karku, uśmiechając się troszeczkę nieśmiało, tylko po to, by zaraz potem przewrócić oczami. – Wiesz co? Cieszę się, że do tego nie doszło. Naprawdę się z tego cieszę, bo straciłabym wtedy jeszcze Ciebie. – objęła go mocniej, korzystając bezczelnie z tego, że siedzi mu na kolanach i przytuliła po prostu jego głowę do siebie, znowu wracając do delikatnego gładzenia go po karku i plecach. Przytuliła się też policzkiem do jego głowy.
_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
Obejmował ją, a gdy się wtuliła tak w niego, zaczął delikatnie głaskać ją po głowie i pleckach. - Ja ciebie tez. - Szepnął jej do ucha. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo - pomyślał, a jego alter ego jedynie uśmiechnęło się do tych słów. - Nie kłopocz sobie główki takimi myślami ani się to nie stało, ani nie zamierzam wybierać się na tamten świat. - powiedział uspokajająco. - Myślę, że nie ma co zwlekać, W końcu płacimy mu za milczenie, I to nie mało. Plus ma jedzenie za frajer na czas pracy dla nas. - Powiedział, patrząc jej w oczy. Widział w jej oczach smutek i.. Strach? Nie dziwiło go to w sumie. Będąc na jej miejscu, też by się tak czuł. Było w tym spojrzeniu coś jeszcze, coś, co postanowił na razie przemilczeć.
Zaśmiał się - Nawet gdybyś miała, i tak bym to robił, tylko może nieco dyskretniej. - Z uśmiechem przyjął jej pocałunek. - Twoje chęci niestety niewiele mają tu do rzeczy kochanie, będę się martwił każdego dnia, do końca swoich własnych - dodał, uśmiechając się delikatnie. - Wiem Ainur, Wiem, że Dorien ma na ciebie oko, mimo to nie chce się do tego przyznać. Nie jestem głupi. Umiem dodać dwa do dwóch. - dodał, dając jej delikatny pocałunek w usta. - Honorowe bydle, pomimo gróźb cię nie wydał. - odchylił głowę o oparcie sofy, na której siedzieli. - To prawda - westchnął z rezygnacją - Nie kochanie, różnica polega tylko i wyłącznie na tym, że to on poświecił się za ciebie. Różnica polega tylko i wyłącznie na tym, że gdybyś ty była na jego miejscu zrobiłabyś dokładnie to samo. - pokręcił głową. - Uważasz, że nasze życie jest więcej warte niż twoje. Dla ciebie na pewno, dla nas, jest odwrotnie. Nasze życie jest mniej warte niż ukochanej osoby. - spojrzał znów jej w oczy, nieco smutnym spojrzeniem - Problem jedynie tkwi w tym, że nie umiesz zaakceptować tego, że to ON poświęcił się za ciebie, a nie TY za niego. - mocno akcentował słowa wskazujące osoby. - To zrozumiałe, że nie umiesz, tylko mam wrażenie, że nawet nie chcesz tego zaakceptować. Cały problem rozbija się tylko i wyłącznie o to, że to on zrobił, a nie ty. - Spojrzał na nią i pogładził ją po policzku - Widziałem zbyt wiele w życiu, żeby miało to na mnie wpływ. Uwierz mi, zostałaś postawiona w pewien sposób pod ścianą, a zwierze zapędzone w kąt walczy, do ostatnich chwil, i to nieczysto. Nie zmienię o tobie zdania, tylko dlatego, że byłaś na skraju śmierci i próbowałaś się ratować. - dodał, czując jej palce na policzku i szyi. Obrócił delikatnie głowę by ucałować ją w dłoń. Jej kolejne słowa zbiły go trochę z tropu. - Ryuu miał syna? Z kim? - spojrzał na Selenę. Zobaczył w jej oczach coś, coś, co powiedziało mu prawdę. - Z tobą.. - szepnął. - To dlatego nie potrafisz się z tym pogodzić. Prawda? - spojrzał na nią smutno.
Parsknął śmiechem, widząc jej zakłopotanie. - Nie przepraszaj, uznajmy, że byłaś wtedy niespełna sił i świadomości - zaśmiał się. - Za to, gdybym nie podjął takiego ryzyka, ja straciłbym ciebie - objął kobietę, mocno przytulając ją do siebie.
_________________ "Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Yueying
Liczba postów : 1182
Wto 20 Gru - 0:10
- Ja mam nadzieję, wilczku. – zamruczała, z nutkami groźby w głosie. – Bo inaczej będę musiała tam za Tobą pójść i przytargać Cię z powrotem. A podobno to wcale nie jest miłe dla tego targanego. – zagroziła mu, ale przy tym również nieco mocniej uścisnęła, uśmiechając się delikatnie w jego stronę. Oczywiście, że bardziej sobie żartowała, ale nie zmieniało to faktu, że ją uspokoił, przynajmniej o to nie musiała się martwić. – Wiesz… Ja z nim już trochę pracuję. I też kwestia polega na tym, że to naukowiec. A oni mają pierdolca na punkcie wszystkiego, co odstaje od normy. A ja bardzo odstaję. – roześmiała się, ale nie było tam już strachu ani poprzedniej paniki. Tam była już tylko ulga, że nie będzie musiała się przejmować, że coś sobie zrobi i to z jej winy.
Przewróciła oczami, jednak z delikatnym uśmiechem na wargach. – Bo Ty głupi jesteś, wiesz? Nie masz się czym przejmować, tylko walniętą wampirzycą rzucającą złym wilkom, że nie mają czego pokazywać. Przecież ja się sama proszę o kłopoty. – roześmiała się, kręcąc powoli głową, jednak porzucając tłumaczenie mu, że to niepotrzebne. W końcu ona sama też się o niego martwiła i nie miało tu znaczenia to, że Marcus akurat obronić się potrafił, a do tego był zdrowym i silnym wilkołakiem. – Nie chce, bo go poprosiłam, żeby nikomu o tym nie mówił. Zaraz! Czy Ty mu groziłeś, żeby się przyznał, że dzierżawi mi ziemię i pozwala mi się tam „ukrywać”? – zatchnęło ją. Z mruknięciem jednak odwzajemniła ten delikatny pocałunek, uśmiechając się lekko. – Miałam rację wtedy, naprawdę jesteś tyranem! – jej wargi zadrgały w rozbawieniu, gdy przypomniała sobie, co mu kiedyś zarzuciła. Najwyraźniej nie myliła się aż tak. Będzie kiedyś musiała Doriena o to zapytać, ale to nie teraz. Za to słysząc tę rezygnację prychnęła i bezczelnie ugryzła go w tę odchyloną szyję, bardzo żałując, że nie może użyć do tego kłów. Zbyt ciężko byłoby się powstrzymać przed wypiciem choć kilku kropel. W tym temacie też była dosyć uparta. Patrzyła mu w oczy, patrzyła w to złamane spojrzenie, czując, jak coś w niej po prostu pęka. Nie wiedziała, co powinna mu odpowiedzieć, nie wiedziała, jakich słów użyć i jak bronić własnego punktu widzenia. Czegokolwiek by nie powiedziała, któreś z nich zostałoby zranione, a z dwojga złego to ona wolała wziąć na siebie kolejne rany. Nigdy nie chciała ranić wilka, który tak upierdliwie pilnował jej przez tyle lat i po prostu zatrzymał przy sobie i w Paryżu, nawet wiedząc o tym, co kładło się cieniem na ich przyszłość. – Nasze życia są równe. – powiedziała cicho, przytulając policzek do jego dłoni, jednak nie spuszczając wzroku z jego oczu. – Pamiętaj o tym, proszę. – przymknęła oczy, biorąc głębokie wdechy, jeden po drugim. Oparła czoło o jego ramię, tym samym w dziwny sposób odsłaniając kark, wystarczyło jedynie odgarnąć włosy wymykające się spod kucyka i poprawić kaptur. Ewentualnie całkiem zdjąć bluzę. – Byłam zdolna zrobić wszystko, by przeżyć, Marcus. Dosłownie wszystko. – zaakcentowała te słowa, nawet jeśli były najbardziej bolesne. – Jeśli chcesz zobaczyć, co tam się działo… To… - delikatnie zacisnęła dłonie na jego koszuli. – Zgadzam się… - wyszeptała tuż przy jego uchu. A wtedy połączył kropki i przyszło jej głęboko westchnąć. Nie mogła go okłamywać, nawet nie chciała, a istnienie Jacka i tak i tak wyjdzie na jaw prędzej czy później. – To… To bardziej skomplikowane. – powiedziała po chwili, z lekkim wahaniem. – Marcus, wierzysz w cygańskie przepowiednie losu stawiane kartami? – spojrzała mu w oczy, uważnie. Wilkołak mógł wyczuć, że wbrew pozorom to pytanie nie było aż tak proste, jak można było się tego spodziewać. Selena miała z tym coś na myśli, coś więcej, co doprowadziło do momentu, w którym tutaj stali i winy, którą brała na siebie.
- To na pewno, nie ręczę za nic, co wtedy padło. – roześmiała się, nadal lekko zakłopotana. Zwłaszcza, że nie do końca było tak, jak to twierdziła, ale tego wilczek już wiedzieć nie musiał. – Ale nie straciłeś… Przynajmniej nie wtedy. Jestem tu, Horik. I postaram się być jak najdłużej. – to była obietnica, jedna z tych, których się nie łamie, wypowiedziana uroczystym tonem jej ojczystego języka. Obietnica wyszeptana prosto do ucha, będąca tylko pomiędzy nimi dwojgiem.
_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
Zaśmiał się - Chciałbym to zobaczyć - pokręcił głową z rozbawieniem, po czym ucałował delikatnie kobietę. - Owszem, ale pamiętaj to naukowiec, może właśnie dzięki tej cholernej przypadłości znajdzie coś, co nam umyka. Może właśnie dzięki temu uda mu się odkryć jak ci pomóc. - znów ucałował ją delikatnie. - A chciał bym, żeby to piekło się w końcu skończyło, i nie musieć się martwić czy czegoś sobie nie zrobisz. - dodał ze bijącym smutkiem w głosie.
Znów zaśmiał się - To prawda zdolność do pakowania się w kłopoty to ty masz. - uśmiechnął się do niej serdecznie, a z oczu powoli znikały oznaki smutku które targały nim chwilę wcześniej. - Jeśli chodzi o sprawy dotyczące osób, na których mi zależy, to nie mam litości. - uśmiechnął się delikatnie - Nie wiem, czy zabranianie spotykania się z Henką i groźby obniżenia pensji to straszna tyrania, ale no niech będzie, że groziłem - spojrzał kobiecie w oczy.
Usłyszał jej prychnięcie i delikatnie uniósł głowę, by spojrzeć jej w oczy. - Nasze życia to jedno, dwie połówki zagubione w świecie - powiedział. - Jak jing i jang, Dwa światy jednak pasujące do siebie - dodał, uśmiechając się, gdy przyłożyła policzek do jego dłoni. Widząc kolejne jej poczynania, przeszedł go dreszcz. Nie ten ciepły przyjemny, a zimny, zimny dreszcz strachu. - Robiłaś to, co uznałaś za konieczne - powiedział nieco zachrypniętym głosem. Dłuższą chwilę zastanawiał się co zrobić. Z jednej strony może znając jej wspomnienia, lepiej zrozumiałby, co tam zaszło. Z drugiej czy był gotów na aż taką otwartość z jej strony? Bądź co bądź, wspomnienia to bardzo intymna rzecz. To, że on sam byłby w stanie pokazać jej własne wspomnienia bez wahania, nie znaczyło, że bezwarunkowo oczekuje tego od niej. Dłuższą chwilę walczył z własnymi myślami.
- Co karty mają z tym wszystkim wspólnego? - zapytał, zerkając kobiecie w oczy. - Co się z nim stało? - zapytał, czekając na płacz histerie i tego typu rzeczy. W końcu nie słyszał nigdy o żadnym dziecku Seleny z Ryuu. - Nie wiem, czy wierzę. Choć raz czy dwa miałem z nimi styczność. - wtedy przypomniał sobie o pewnej nocy na Sopockiej plaży. - Raz na pewno - dodał ściszonym głosem. - Raz karty przepowiedziały mi, że kogoś uratuje i stanę się tego kogoś opiekunem - przeszedł go zimny dreszcz, kiedy zdał sobie sprawę, że przepowiednia Tahiry się sprawdziła. - Karty mówiły o tobie Księżycu.. - dodał, patrząc w przestrzeń lekko nieobecnym wzrokiem. W tym momencie podjął decyzję, co powinien zrobić. - Pamiętaj o tym kochanie. Kocham Cię Ainur. - szepnął jej do ucha. Po tych słowach wbił pazury w jej kark. Wpadł w trans. Co pokazała mu Selena? Czas pokaże.
_________________ "Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Yueying
Liczba postów : 1182
Pią 23 Gru - 2:07
Aż się zachłysnęła, kładąc ręce na biodrach. - Wiesz, że powinieneś się tej groźby wystraszyć i powiedzieć mi, że nigdy nie wpadniesz na taki głupi pomysł? - fuknęła na niego, ale mimo wszystko na jej wargach tlił się delikatny uśmiech. - A nie się zastanawiać, że chciałbyś to zobaczyć! - pogroziła mu palcem, ale pocałunek ją ułagodził bardzo szybko. Po co się złościć, gdy można się przytulić, prawda? - Dobrze. Ja też mam tego dosyć. Chcę skończyć z tą niepewnością, czy przetrwam kolejny dzień, czy moje tajemnice się wydadzą, a wtedy będę doskonałym kąskiem dla wszystkich chętnych zająć moje miejsce w Radzie, czy znowu będziesz się przeze mnie martwił i przejmował, chcę móc w końcu zanurzyć kły w Twojej szyi, poczuć smak krwi... - urwała, zdając sobie sprawę, że stanowczo się zagalopowała. Na jej policzkach pojawił się głęboki rumieniec zawstydzenia, a w końcu po prostu przewróciła oczami. - No dobra, oszukałam Cię! Wcale nie smakujesz tak źle, jak twierdziłam, a przynajmniej dużo zależy od sytuacji... - burknęła, odwracając głowę w bok i zaciskając usta, żeby nie pogrążyć się jeszcze mocniej. Teraz to dopiero się speszyła.
- Tyran! - pstryknęła go w nos z rozbawieniem, przemilczając kwestię swojego szukania problemów. Żarty były potrzebne, by choć na chwilę oderwać myśli od tego, co chciała my pokazać. Marcus mógł tego od niej nie oczekiwać, ale chciała to zrobić. Pokazać mu siebie taką, jaką była. Jej serce zamarło na ułamek sekundy, ta deklaracja Marcusa w jednej chwili zmieniła zwyczajnie wszystko. Dlaczego mówił jej takie rzeczy właśnie teraz, gdy nie miała żadnej pewności, że w ogóle przeżyje? Nie dostała żadnych odpowiedzi od doktorka, wszystko było jedną wielką niewiadomą i... Miała ochotę kląć. Głośno. - Jak odbicia zagubionych gwiazd. A kto odejdzie, zawsze będzie sam, na zawsze i na wieczność... - wyszeptała, zaciskając wargi. Powinna mu powiedzieć, żeby nie rzucał takich słów, ale nie potrafiła. Cholerny wilkołak, rozwalił w drobny mak wszystkie jej mury obronne. Dosłownie wszystkie.
- Tak, robiłam. Ale czy to cokolwiek zmienia? Nic. Zrozumiesz, co mam na myśli, kiedy zobaczysz. - potrząsnęła tylko głową. Powiedziała mu przecież na balu, że ona nie ma już godności. Wtedy zaprzeczył, lecz czy zaprzeczy ponownie, gdy zobaczy wszystko? Ale i tak wiedziała, że musiał to zobaczyć, żeby po prostu zrozumieć, że nie było warto dłużej na nią czekać i się przejmować. - Mojego syna urodziłam przed wojną. W 36 roku. Opiekowałam się nim przez dwa lata, a potem oddałam pod opiekę Elisabeth, mówiąc, że jego rodzice byli moimi przyjaciółmi i nie żyją. Zostawiłam mu jedynie imię, które zmienił, sygnet Ryuu i mój naszyjnik. - o dziwo jednak nie płakała ani nie histeryzowała, była bardzo spokojna przy każdym słowie, które padało z jej ust. - Pytasz, co z tym mają wspólnego karty. Wszystko. Raz jeden pozwoliłam Cygance postawić sobie karty i odczytać przyszłość. Raz jeden. Usłyszałam wtedy, że nikt, kto jest z mojej krwi, nie przeżyje przy mnie. I że lepiej dla mnie, bym nigdy więcej nie miała dzieci - rodzonych ani przemienionych. Coś niby w tym było, bo moje biologiczne i przemienione szybko zginęły. Niedługo potem obiecałam sobie również, że nigdy więcej się nie zakocham. Złamałam tę obietnice jakiś wiek później... Zakochałam się i przemieniłam. Zginął z mojej własnej ręki. Wtedy już wiedziałam, że ona miała rację. Ale kiedy zaszłam w ciążę... Zrobiłam jedyne, co mogłam, by go ocalić. Bo liczyło się tylko to, żeby mój syn przeżył. Chociaż jeden. - westchnęła cicho, po czym odetchnęła. Nie kłóciła się z nim, co powiedziały karty jemu. Z tym nie można było walczyć i wiedziała o tym. Dlatego nigdy więcej nie pozwoliła nikomu przewidywać własnego losu. Nie zdążyła jednak dodać nic więcej, gdy wbił jej pazury w kark. Nie spodziewała się tego, więc jej wspomnienia były nieco chaotyczne i bez specjalnej kolejności.
Wspomnienia:
W pierwszej kolejności ukazuje Ci się Azjata, Ryuu, nieco szczuplejszy niż jeszcze był w Anglii. Siedzi na podłodze małej, kamiennej celi, bez okna, z marną tylko żarówką pod sufitem. Otworzył oczy, patrząc wprost na Ciebie i odezwał się „Chcą nas zagłodzić, Yue.” A w odpowiedzi odrzekłeś mu „Wiem.” Dźwięk otwieranych drzwi, odwróciłeś się więc i dostrzegłeś Niemca w mundurze. Rzuciłeś się więc na niego, a Ryuu ruszył do drzwi… Odrywasz się, krzycząc z bólu, ale tego uczucia krew już Ci nie pokazuje. Wbiega więcej Niemców, dostajesz w twarz i upadasz. Ucieczka nie wyszła… A potem następuje kara. Okrutna, sadystyczna, mająca nie pozwolić nawet na myśl i ucieczce, słyszysz, jak krzyczysz i słyszysz, jak krzyczy Ryuu kawałek dalej.
Ostatnie wspomnienie z cel. Siedzisz skulony przy ścianie, patrząc w drzwi. Rozmazują się, mają nieostre kontury. Ktoś wchodzi do środka. Podchodzi do Ciebie i nachyla się, więc zużywasz resztki sił, by rzucić się na niego, wbić kły w szyję. Gdy tylko czujesz aksamit krwi na języku przełykasz i odsuwasz się. „To Ty!” mówisz, zachrypniętym głosem od wieków nieużywania. „Nadal smakujesz paskudnie, wiesz?” dodajesz, z cieniem uśmiechu w głosie, a potem gwałtownie wymiotujesz całą wypitą krwią. A potem odpływasz.
Stoisz przy drzewie, wpatrując się gdzieś w rzekę, z jakiegoś wzgórza. Pozwalasz krwi z dłoni płynąć, nie dając ranom się zamknąć. Nucisz coś, samą melodię bez słów, czujesz wilgoć na policzkach, lecz rozciągasz wargi w uśmiechu. W końcu pozwalasz ranie się zamknąć, ale na wzgórzu zostajesz prawie do świtu, nadal z szerokim uśmiechem na twarzy.
Wtulasz się w znajome ciało, widzisz, jak obejmuje Cię. Żyły na rękach wskazują, że używa siły. Twoje ręce wiszą bezwładnie, oparte o jego pierś. Wbijasz kły, by wypić ostatni łyk krwi, ale właśnie wtedy ktoś wchodzi. Odrywają Cię od niego. Oni krzyczą. Ryuu broni się, Ty też próbujesz się przytrzymać. Dostajesz w twarz, mocno, a na podłodze pojawia się krew. Twoja krew. Ryuu dostaje w kark – wynoszą go z celi, to ostatni raz, gdy go widzisz. Świat zasnuwa ciemność.
Widzisz znajomą twarz Izy Hearna, z fioletowymi oczami i twarzą wykrzywioną wściekłością, gdy unosi rękę do ciosu, a potem uderza Cię z całej siły.
Potem widzisz salę wyglądającą niczym szpitalną. Szarpiesz się, lecz nie dajesz rady z dobrze odżywionymi mężczyznami. Widzisz strzykawkę, a potem coś z niej wstrzykują w Twoją żyłę. Wrzucają Cię do poprzedniej celi, lądujesz w ramionach Ryuu. Nie możesz ustać na nogach, lecz po jakimś czasie dochodzisz do siebie. Sytuacja powtarza się, przynajmniej kilka razy. Po jednym z nich zaczynasz wymiotować, a świat zaczyna się mieszać. Po innym Ryuu oferuje Ci swoją krew, a choć protestujesz, to protest jest tak słaby, że nawet Cię nie słucha. Więc pijesz…
Budzisz się. Cela wygląda podobnie. Przenieśli Cię gdzieś. Nawet nie wiesz gdzie. Pasmo tortur wzmacnia się. Wiesz, że coś mówią, coś krzyczą, ale nawet we krwi te słowa są zatarte. Widzisz zmianę perspektywy, gdy ciało wygina się w spazmach bólu. Pytasz o Ryuu, chcesz wiedzieć, co z nim zrobili. Dostajesz w twarz. Patrzysz na swoje dłonie, z dziwnie powyginanymi palcami – przetrącone kości. Nastawiają je, z sadystyczną przyjemnością, więc znów krzyczysz pełnym bólu głosem.
Budzisz się z kolejnego koszmaru. Oddychasz szybko, patrząc przed siebie. Rozpoznajesz ten pokój, to właśnie w nim nabierała sił po ocaleniu. Wstajesz powoli z łóżka i obejmujesz się ramionami, czując chłód. Widzisz wystające kości spod prawie białej skóry, jeszcze nie nabrała wtedy odpowiedniej masy. W końcu jednak wychodzisz, idziesz do znajomej sypialni. Wahasz się przed wejściem, bierzesz oddech a potem pewnym krokiem wchodzisz do środka. Dostrzegasz sylwetkę pod kocem. "Przesuń się. Potrzebuję się wyspać, a samej najwyraźniej mam z tym problem. Zimno mi." rzucasz bardzo aroganckim tonem. Oczywiście, że nie mówisz o koszmarach, ale za to całkowicie bezczelnie wpychasz się pod koc, układając się plecami do właściciela łóżka. Udajesz, że od razu zasypiasz, jednak leżysz w ciemności z napiętym każdym mięśniem. Po dłuższej chwili czujesz jednak wokół siebie ostrożne, ciepłe objęcia i drugie ciało przylegające do Twoich pleców. Uśmiechasz się mimowolnie i dopiero wtedy zasypiasz.
Następne wspomnienie jest później, długo później. Jesteś w mieszkaniu i próbujesz napić się krwi. Wymiotujesz, zwijając się w kłębek na ziemi. Powtarza się to, raz i drugi i trzeci. Ktoś jest z Tobą, pociesza Cię, obiecuje, że coś wymyślicie. Znasz ten głos. Próbujesz z krwią jeszcze raz i jeszcze. Za każdym razem efekt jest dokładnie taki sam. W końcu widzisz swoją własną twarz cudzymi oczami. Trzyma w ręce strzykawkę z krwią. Widzisz, jak powoli Ci ją wbija i… Nie wymiotujesz. Udało się! Znaleźliście sposób.
Widzisz momenty, gdy zabierają i Ryuu. Czasem was oboje jednocześnie, czasem raz jedno, raz drugie. Jest coraz bardziej wychudzony, a gdy czasem spojrzysz na siebie, Twoje ubranie też coraz bardziej na Tobie wisi. Mało się ruszasz, a jeśli w ogóle, to bardzo powoli, jakbyś nie miał sił. Nie wiesz, ile czasu właściwie minęło. Gdy nie ma jego, słyszysz jego krzyki. Gdy zabierają Ciebie, to Ty krzyczysz. Choć za każdym razem coraz mocniej Twój głos jest zachrypnięty. Wymiotujesz już po każdej sesji, nie rzadko krwią. Krew Ryuu dodaje Ci sił, po każdym łyku świat robi się trochę bardziej ostry, ale tylko do następnej wizyty.
Widzisz dwuletniego chłopca o skośnych rysach. Kucasz przed nim, poprawiając jego włosy i delikatnie cmokasz go w czoło. "Mama musi to zrobić. Ale zawsze będzie Cię kochać, pamiętaj o tym. Cokolwiek by się nie stało, Ty będziesz żyć, obiecuję." Bierzesz chłopca na ręce i podchodzisz do znajomych drzwi. Pukasz do nich, a po chwili otwiera je Liska. "Cześć Lisku. Mam do Ciebie ogromną prośbę, mogę?"
Kolejne wspomnienie. Nie wytrzymujesz już tego. Zatracasz swoją godność, zatracasz wszystko bo wiesz, że Twoje życie się kończy. Śmieją się z Ciebie, gdy błagasz, by pozwolili Ci żyć. Obiecujesz, że zrobisz wszystko. I robisz. Pozwalasz upodlić się w każdy możliwy sposób, zatracasz siebie, zatracasz godność. Łamiesz się, z głośnym trzaskiem, Twoje rany nie chcą się goić, a oni wykorzystują wszystko, co mogą. Jedyny plus, że nie chcą Twojego ciała, ale czy to jedyny sposób, by upokorzyć kobietę? Oni wykorzystują każdy jeden. Kurczowo trzymasz się gasnącej nadziei na wolność, która nie nadchodzi.
_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
- Ale co ja na to mogę, że chciałbym zobaczyć to, jak wyciągasz mnie ze szponów śmierci. - uśmiechnął się - Może chociaż raz ktoś zatroszczyłby się o nas - jego alter ego odezwało się w głowie. Na te myśli mężczyzna jedynie przymknął na chwilę oczy. Ale kolejne jej słowa wywołały delikatny uśmiech na jego twarzy - Wiem kwiatuszku - zaśmiał się, delikatnie całując ją w usta. - Inaczej nie próbowałabyś wiele razy dziabnąć minie i nie widziałbym tego cholernego zawodu w twoich oczach, za każdym razem, gdy docierało do ciebie, że nie możesz. Uwierz mi, to inny błysk zawodu, który pojawiał się w twoich oczach przy innych osobach. - uśmiechnął się, spoglądając jej w oczy z delikatnym uśmiechem - A w jakich sytuacjach smakuje najlepiej? - zapytał mrukliwym głosem tuż przy jej uchu. Wykorzystał to, że się odwróciła, okej? Uwielbiał widzieć ją taką speszoną, już od pierwszego dnia jak się spotkali. Korzystał z każdej możliwej okazji, by widzieć ten rumiany odcień na jej policzkach.
- Gdzieś to już słyszałem - zaśmiał się. Widząc jej zaskoczenie, zamilkł, a jej kolejne słowa wywołały falę smutku, do której za wszelką cenę nie chciał się przyznać. Po chwili zaczął delikatnie nucić melodie, by po chwili cicho zacząć śpiewać.
-
Sza, cicho sza czas na ciszę, Już oddech jej coraz bliżej, Tego naprawdę Ci brak, Ona jedna prawdziwy ma smak, Cisza jak ta. Sza, cicho sza, zbliż się do niej, Drga, ledwie drga, blady płomień, Podejdź i zanurz się w nią, Kryształową i czystą jej toń, Zanurz do dna.
- długo się nie zastanawiając, pocałował ją powoli. Zdawał sobie sprawę, że brnie to wszystko za daleko, ale nie mógł nic na to poradzić.
- Kochanie zmienia, bardzo wiele. - nie chciał znów wchodzić w tą jałową jednak dyskusje. Poprzednie słowa skierowane do niej miały tutaj idealne zastosowanie. Byli tak różni, a zarazem tak podobni. Z uwagą jednak słuchał słów dotyczących syna. - Czy Elisabeth nadal nie wie, że to twoje dziecko? - zapytał. I powoli zaczął łączyć kropki. Zaraz po wojnie Widział chłopaka kręcącego się koło Elisabeth, ale myślał, że to kolejny wychowanek tak jak Flore. - Jack Riche - szepnął. - Karty to bujda, karty to coś ci wprawny mąciciel wyciągnie i co prędzej czy później może się wydarzyć. - mówił te słowa, ale po tym, jak zdał sobie sprawę z trafności przepowiedni Tahiry zaczynał mieć poważne wątpliwości. Znał zasadę działania tych wszystkich szarlatanek, jak odpowiednimi pytaniami potrafiły wyciągnąć z ciebie wszystko i pod twoje odpowiedzi przepowiedzieć coś, co jest prawdopodobne. - Nie wierzę w karty, to oszuści i naciągacze. - kolejne słowa tłumaczące samemu sobie, że nie ma prawa być w tym prawdy.
Gdy wbił pazury, wpadł w trans, jego ciało reagowało automatycznie na każdy najdrobniejszy ruch kobiety. Fala wspomnień była bardzo chaotyczna to fakt. Widział wszystko jak na dłoni. Widział wszystko jej oczyma, Nie spodziewał się widzieć niektórych z obrazów. Gdy zerwał połączenie, opadł na sofę, patrząc się w sufit. Powoli łapał oddech. Nawet dla niego taka fala wspomnień była czymś wyczerpującym. - Daj mi chwilę ułożyć sobie w głowie ten chaos. Poprawiaj mnie, jeśli się mylę. - Powiedział i spojrzał kobiecie w oczy. - Pierwszy chronologicznie był obraz Izy, jak uderzył cię w twarz. - Mogła dostrzec fioletowy błysk gniewu w jego błękitnych oczach, i rysy wykrzywione gniewem. - Następne to, to gdzie stoisz pod drzewem, z rozciętą ręką, czekając do świtu. - Dodał ze smutkiem, co prawda nie znał twoich myśli, ale podejrzewał, co mogło kryć się za uśmiechem i łzami, rozcięta ręka i czekanie na słońce były dość oczywiste. - Kolejne wspomnienie to, to, gdzie żegnasz się ze swoim synem, oddając go Elizabeth. - kolejna smutna wypowiedz Marcusa, wpatrzonego w oczy Seleny. - To chyba wszystkie wspomnienia sprzed wojny - dodał, a ona w oczach mężczyzny mogła wyczytać ból.
- Teraz mam lekki problem, ale wydaje mi się, że pierwsze wspomnienie to, to, w którym atakujecie Niemca wchodzącego do pomieszczenia. - w momencie kiedy mówił to, mogła dostrzec w jego oczach współczucie. - Cholerni SSmani - splunął do kominka. - Pieprzeni fanatycy. - kolejne słowa wzbudziły w nim gniew, którego gniew potrzebował w tym momencie. - Kolejne to, to, w którym Ryuu oferuje ci swoją krew. - uśmiechnął się delikatnie, co prawda uśmiech przepełniony był smutkiem. - Kolejne to, jak zabierają was na zmianę. Raz ciebie raz niego. - w uszach brzmią mu krzyki mężczyzny. Znał go, szanował, nawet dla niego nie było to przyjemne. - Potem go zabrali, zostałaś tam sama. - smutek był dojmujący. - Kolejne eksperymenty, na sali szpitalnej, kolejne igły z tą trucizną. - Położył dłoń na ręku Seleny - Błaganie o litość. Zostałaś tam sama, do cholery, robiłaś co musiałaś, żeby przeżyć Ainur. - łamiący się nieco głos mężczyzny i przepełnione bólem i współczuciem oczy mężczyzny dawały o sobie wyraźnie znać. - Co te skurwysyny ci zrobili.. - jęknął - Następne to to, kiedy po ciebie przyszedłem. - Przyciągnął ją mocniej do siebie i objął ją swoimi ramionami. - Następne wspomnienia pamiętam, jak by to było wczoraj.
- Pamiętam, jak przyszłaś do mnie w nocy. - przytulił się mocno do kobiety - Szczerze mówiąc, zapomniałem już, jaka byłaś arogancka i roszczeniowa wtedy - zaśmiał się - Cała drżałaś, jak do mnie przyszłaś, męczyły cię wtedy te koszmary. Co noc słyszałem, jak krzyczałaś przez sen. Nie wiedziałem, co robić. Dopóki nie przyszłaś, wtedy dostrzegłem, ze ze mną spałaś spokojniej. Czułaś się bezpieczniej. - dodał, opowiadając z grubsza swoją wersję wydarzeń. - Pamiętasz tą radość, kiedy doszliśmy do tego, jak cię karmić? Jak pojawiła się iskierka nadziei? Nadziei na przetrwanie, nadzieja na przyszłość. - kolejne słowa mówił coraz ciszej.
- Zrobiłaś, co musiałaś. Nie możesz się winić za jego śmierć i za to, co się tam stało. Oni potrafili złamać najsilniejszych Ainur. Potrafiliby złamać nawet mnie, gdybym wtedy stał po przeciwnej stronie barykady. Gdyby nie to, że działałem w SS, jeszcze przed wojną kto wie, czy sam nie wylądowałbym na jednym z ich stołów. - w tych słów biła pewność i stanowczość. - Masz racje, nie chciałem tego widzieć. - dodał smutnym głosem - Ale nie dlatego, że zmieniłem o tobie i twojej drodze zdanie Ainur. Nie chciałem, bo nie chciałem widzieć cierpienia, jakiemu cię poddali. W pełni rozumiem twój strach, ale nie miałaś innego wyjścia. Nie mogłaś postąpić inaczej ani on nie mógł postąpić inaczej. - po tych słowach objął kobietę - Cieszę się, że wyciągnąłem cię stamtąd. - dodał szeptem, ciesząc się, że nie miała możliwości widzieć jego łez.
_________________ "Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Yueying
Liczba postów : 1182
Pon 26 Gru - 20:26
Westchnęła, cicho, głęboko i pogładziła miękkim ruchem jego policzek. – Jeżeli kiedykolwiek znajdziesz się w jej szponach, będę o Ciebie walczyć do ostatniej kropli krwi płynącej w moich żyłach, chociażbym miała zaprzedać duszę diabłu i jeszcze raz przeżyć obóz. Na krew własną i dusze przodków przysięgam, że każdą granicę przekroczę i wyrwę Cię z rąk Kostuchy. A jeśli zawiodę, duch mój spokoju nie zazna. – powiedziała czystym, twardym tonem, nagle przechodząc na ojczysty język. Składała już wiele obietnic, ale pierwszy raz przysięgała tak twardo, z taką powagą i determinacją widoczną w oczach. Silniejsze drapnięcie paznokciem pozwoliło popłynąć krwi z dłoni, by dopełnić uroczyste słowa. Nie żartowała, każde jedno słowo miała na myśli, była śmiertelnie wręcz poważna. Dla niego byłaby w stanie zrobić wszystko, możliwe czy też nie. Jednak jej kącik ust chwilę później delikatnie drgnął. – Wierzę, wierzę… Oczywiście, że czułam zawód, lubiłam Cię gryźć. – wygięła zabawnie wargi, nadal jednak speszona tym, jak łatwo zdradziła swoje kłamstwo. Zadrżała na całym ciele słysząc ten mrukliwy głos, jednak pominęła kompletnie to pytanie. Już niech wystarczy, że udało mu się ją speszyć, choć im dłużej miała z nim do czynienia, tym trudniejsze to było.
Odetchnęła głęboko, zamykając oczy i wsłuchując się w nucone słowa. Były piękne, łapały za duszę, ściskały serce i wypychały emocje w miejsce, o którego istnienie nawet siebie nie podejrzewała. Odwzajemniła ostrożnie pocałunek, bardzo delikatnie, jakby obawiając się, że rozsypie się pod jej dotykiem a wszystko okaże się jakiś paskudnym snem, z którego obudzi się ze świadomością, że nigdy się nie ziści. – And where will you go with no one left to save you from yourself? – szepnęła, gładząc kciukiem dolną wargę mężczyzny. W tym momencie nie miała do tego żadnego prawa, nie miała prawa chcieć przywiązać go do siebie, zostać z nim na zawsze. Ale co z tego, że nie powinna tego robić, skoro chciała? Jak sam powiedział, byli dwoma różnymi połówkami tej samej całości. Nie musieli być tacy sami, by się wzajemnie rozumieć.
- Nie, nie ma pojęcia. Jak to ona, pewnie może domyślać się, że to syn Ryuu, ale nigdy nie spytała, a ja jej nigdy tego nie powiedziałam. – westchnęła cicho, jednak skinięciem głowy potwierdziła, że dobrze zidentyfikował osobę. Zresztą mając opis sytuacji nie było trudno się zorientować, wokół Liski nie kręciło się zbyt wielu Azjatów. – Tak, wprawny mąciciel i szarlatan, zgadza się. Ich jest wielu. Ale raz na jakiś czas zdarzają się tacy, którzy naprawdę wiedzą. – widziała jego wątpliwości, gdy wahał się pomiędzy wiarą w jej słowa, a brakiem przyjmowania do wiadomości, że czasem przyszłość dawało się przewidzieć. Uśmiechnęła się kątem ust. – W głębi duszy wiesz, że mówię prawdę. A ktokolwiek przewidział Twoją przyszłość, mógł się mylić. Ale… czy mógł wiedzieć o tym, co tam się stanie? – spytała tylko, dając mu do myślenia. Każdy wierzył, w co chciał, nie zamierzała więc zmuszać go do tego. Ot po prostu wiedziała swoje i nie myliła się.
Starała się wtulać w niego w bezruchu, choć czasem zdarzało się jedno czy drugie drgnięcie. Nie chciała go jednak rozproszyć, pozwalając mu zagłębiać się wszędzie tam, gdzie tylko chciał. Teraz nie miała już nic do ukrycia, była otwartą księgą, która nawet rozluźniła się w końcu, ułatwiając odczyt. Kiedy tylko wyszedł z transu, potrząsnęła głową, dochodząc do siebie i z czujnością obserwując Marcusa. – Shhh. Nie spieszy się. Odpocznij najpierw, tego było dosyć dużo. – powiedziała z troską, z delikatnym wahaniem gładząc jego policzek, aż doszedł do siebie. – Wybacz, rozkojarzyłam się i stąd ten chaos. Przepraszam. Przynieść Ci coś do picia? – spytała łagodnie, nie ruszając się jednak z kolan wilkołaka, póki czegoś nie zadysponował. Wtedy jak najbardziej poszła po napój i wróciła ponownie na jego kolana, tym samym powstrzymując go od ewentualnego wstawania.
- Tak. Chronologicznie tak. Nie wiem, czemu to się tam zaplątało, ale zgadza się. – skinęła głową, a widząc złość na jego twarzy i fioletowe tęczówki chyba pierwszy raz się nie wystraszyła, a uśmiechnęła się lekko i ucałowała najpierw jego usta, a potem powieki. – Shhh. Jego nie ma i nie wróci. Za to ja jestem obok Ciebie i wcale się nie boję. – dorzuciła, cmokając kącik jego ust. Opis kolejnego wspomnienia za to sprawił, że roześmiała się i jednocześnie speszyła. – Oh bogowie. Nie sądziłam, że byłam aż tak rozkojarzona! Tak, pamiętam to. Gdyby nie świt, to bym tam sterczała jeszcze dłużej. – przyznała śmiejąc się, całkowicie rozluźniona. Widziała smutek wilkołaka, dlatego też zabrała się za natychmiastowe prostowanie sytuacji. – To było dwie noce potem, jak się dowiedziałam, że ten gnojek w końcu zdechł. To coś w rodzaju… nie wiem, podziękowania bogom za to, że w końcu mnie od niego uwolnili. Wierz mi, imprezowałam potem przez tydzień. A krew dlatego, że wypadało złożyć ofiarę za zdrowie i szczęście tego, kto uwolnił świat od szaleńca, a nic pod ręką nie miałam. – rozciągnęła się, szczerząc zęby. Oczywiście, że przypomniała sobie tamtą noc, a to było bardzo radosne wspomnienie. Płakała, prawda, ale ze szczęścia. Zaraz potem jednak spoważniała i skinęła głową. Tak, tu się zgadzało wszystko. Nie sądziła tylko, że wkradły się też inne wspomnienia, ale w sumie nie przeszkadzało jej, że Marcus je widział. Bolał ją jedynie widok smutku w jego oczach.
- Czekaj, powoli. – potrząsnęła lekko głową, przymykając oczy i wracając wspomnieniami do tamtych czasów, by sobie samej ułożyć, co było po kolei. Po chwili jednak skinęła głową, że dobrze ułożył kolejność wydarzeń, bo tak właśnie wyglądały jej wspomnienia. – Marcus. To jedynie wspomnienia. Przepraszam, że Ci je pokazałam. Nie chciałam Cię nimi obciążać, dlatego tak się broniłam, by o tym nie mówić. Domyślałam się, że ich widok zrani bardziej Ciebie niż mnie. – zaczęła mówić łagodnym, uspokajającym głosem, delikatnie przenosząc dłonie na jego plecy, które zaczęła powoli pocierać w wyrazie troski i wsparcia. – Zrobili to, co widzisz teraz i nic więcej. Teraz jest dobrze. Poradzimy sobie z tym. Nie myśl o tym, co zobaczyłeś, nie zadręczaj się niepotrzebnie. – pozwoliła się przyciągnąć, wtulając się miękko całym swoim ciałem i ucałowała jego policzek. Bez żadnych podtekstów zaczęła masować jego ramiona i kark, żeby się rozluźnił i czuł, że jest razem z nim, obok niego, a tamto było tylko i wyłącznie wspomnieniami, do tego dosyć odległymi. – Ja też to pamiętam. Nie wiedziałam, że krzyczę przez sen prawdę mówiąc, ale praktycznie nie dawałam rady spać… Wiem, że byłam arogancką pindą. – westchnęła, przewracając oczami, jednak z delikatnym uśmiechem. – Pamiętam, że najbardziej się bałam, że mnie wyrzucisz z łóżka. A trochę nie wiedziałam, jak poprosić, więc najwygodniej było w taki sposób. A przy Tobie zawsze czułam się bezpieczniej. – przyznała cicho, kiwając głową i cmokając go delikatnie w szyję. Ot tak, z czułością. I jak mogła tego nie pamiętać, gdy znaleźli sposób? Jak rzuciła mu się na szyję, czując łzy szczęścia na policzkach. – Chyba wtedy trochę spuściłam z tonu i przestałam się aż tak dystansować arogancją… - mruknęła, przesuwając palcami po jego karku, rozmasowując spięte mięśnie.
- Też się cieszę, że to zrobiłeś. I cieszę się, że nie wykryli Twojej natury, że nie musiałeś przeżywać tego samego. – może i nie mogła widzieć jego łez, ale mogła je wyczuć, w końcu zmysły wampirów były równie wyostrzone co te wilcze, a łzy miały charakterystyczny zapach. – Jestem tu. Z Tobą. Dla Ciebie. I nigdzie się nie wybieram. – wyszeptała mu do ucha, na sekundę odsuwając się, by zdjąć z siebie grubą bluzę. Raz, że było trochę gorąco, dwa, że chciała, by mógł poczuć nagą skórę. Ponownie przytuliła go do siebie, do swojego dekoltu, skupiając się tylko na tym, by obejmować mężczyznę jak najmocniej i rozmasowywać pospinane mięśnie.
_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
Słysząc jej słowa, oblał go zimny dreszcz. Zanim kobieta zdążyła wypowiedzieć kolejną część przysięgi, zatkał jej usta dłonią, a ona mogła dostrzec strach w jego oczach. - Błagam cię, nie rób tego - powiedział stanowczo. - Nie nakładaj na siebie tego samego ciężaru, jaki ja nałożyłem na siebie. - kontynuował a jego głos i ton był twardy i nieznoszący sprzeciwu. - Obiecaj mi Ainur, że nigdy tego nie zrobisz. - ostatnie zdanie powiedział w Kazachskim. A używanie tego języka zawsze nosiło w sobie, niepisaną umowę. Używanie tego języka obowiązywało wobec nich szczerość, a obietnice, ciężar odpowiedzialności. - Obiecaj mi, że nigdy nie złożysz takiej obietnicy. Nigdy! - dodał w Kazachskim. Nie mógł pozwolić jej na składanie takiej obietnicy wobec niego. Po pierwsze dlatego, że niosła za sobą koszmarny ciężar, którego chciał za wszelką cenę jej oszczędzić. Drugi powód, dla którego nie mógł jej na to pozwolić, był taki, że sam zmagał się z tego typu obietnicą. Wiedział doskonale, że nie zawsze mamy wpływ na to, co się wydarzy a ból związany z porażką towarzyszy mu od blisko pięciuset lat. - Błagam cię, nie rób tego nigdy - szepnął, pochylając głowę.
Widział, jak reagowała na nucone słowa, jak cichym głosem śpiewał jej do ucha. Gdy odwzajemniła pocałunek, zatchnęło go na chwilę, a jej słowa zbiły go z piedestału. - Na śmieć. Bo gdy nie będzie nikogo, kto mógłby mnie zawrócić, nie będzie sensu żyć. - Doskonale zrozumiał, co kryło się tak naprawdę w wypowiadanych przez nią słowach. Uciekał. - Dlatego zróbmy wszystko, żeby cię wyleczyć, żebym nigdy nie został sam. - wiedział, że ta odpowiedź jej nie zadowoli. Niestety nie mógł jej dać takiej, która ją zadowoli. Mogła dostrzec iskierki smutku i bólu w jego oczach. Czy to dlatego, że zdawał sobie sprawę, że jego słowa mogą sprawić zawód, a może kryło się za tym coś innego?
- Coś, o czego brak nie można posądzać Elisabeth, to inteligencja. Obawiam się, że nie tyle się domyśla, ile sądzę, że ma już ku temu pewność. - odparł z delikatnym usmiechem na twarzy. - Nie wątpię w twoje słowa Ainur, jednak wątpię w prawdziwość takich wróżb. - dodał, poważniejąc na chwilę. Albo chciał byś wątpić przyjacielu, prawda? Nie odpowiedział na słowa AlterEgo. - Czasem chciałbym wątpić, życie byłoby o wiele prostsze. - przyznał w końcu po chwili.
Jej szepty działały na niego kojąco. Powoli uspokajał się jego oddech. - To prawda było tego sporo. - przytaknął, zanim zaczął na głos układać chronologię wydarzeń. - Nie przepraszaj, mogłem cię uprzedzić. - uśmiechnął się delikatnie. - Dziękuję, na razie nić nie chcę. - dodał, po czym zaczął mówić to, co widział. - Pamiętam, jak z nim walczyłem. - przesunął dłoń na swoje blizny na torsie. Nie bolały, ale były jasnym świadectwem tego, jak nieczysto tamten potrafił grać. Patrzył nieco w dal, w pustkę tuz za plecami Seleny. - Pamiętam jak pierwszy raz widziałaś moje prawdziwe oczy, ten strach.. - zamilkł, odwzajemniając delikatnie pocałunek - Ciesze się, że juz się nie boisz. - dodał szeptem. - Ciekawy sposób na celebracje nie powiem - zaśmiał się - No to bogowie byli dla mnie łaskawi, Dając mi tak zacne towarzystwo. - mówiąc to, ucałował kobietę w szyję.
- Tak kochanie na szczęście to jedynie wspomnienia. Jednak to też część twojej historii. Bolesnej historii. - dodał lekko smutnym tonem. - Nie martw się, ja sobie z tym poradzę, Współczuję jednak tobie, Ty musiałaś przez to wszystko przejść. - dodał. Widząc i czując jej starania rozluźnienia go, uśmiechnął się do niej serdecznie. - Ej to ja powinienem pocieszać ciebie nie ty mnie. - mówiąc to, objął silnie kobietę. - Tak krzyczałaś i nie raz wymieniałaś imię Ryuu. - dodał z lekką nutą smutku, która jeszcze pozostała. - Gdybym chciał cię wyrzucić, to nie robił bym tego wszystkiego co zrobiłem. - powiedział ciepłym tonem - I co będę jeszcze robić, żeby cię wyleczyć z tego bagna - szepnął jej do ucha.
- Ależ oni doskonale wiedzieli o mojej naturze kochanie. - dodał. - Podczas zawieruchy wojny niemożliwe było utrzymanie tego w tajemnicy. - dodał, zerkając jej w oczy.
_________________ "Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Yueying
Liczba postów : 1182
Wto 27 Gru - 21:21
Zaskoczył ją swoim gestem, nie pozwalając wypowiedzieć słów przysięgi. Uciszona dłonią umilkła, ale zanim zdążyła zaprotestować, dostrzegła ten strach w jego spojrzeniu. Chyba właśnie to sprawiło, że pozwoliła mu mówić, pozwoliła sobie przerwać i nie próbowała mówić dalej, przynajmniej w tej chwili. Westchnęła cicho, trochę nerwowo się wiercąc, jakby szukała słów, jakby potrzebowała się zerwać i jak jeszcze kilka chwil wcześniej zacząć chodzić po pokoju i fuczeć na niego. Ale jednak została w miejscu, przytulając do siebie jego pochyloną głowę, zbierając odpowiednie słowa. – Nie mogę Ci tego obiecać. – powiedziała w końcu cicho, przytulając się policzkiem do jego włosów. Jak on używała kazachskiego, by podkreślić wagę swoich słów i ich szczerość. – Nie mogę obiecać, że któregoś dnia nie złożę takiej przysięgi lub jej podobnej. Zbyt ważny dla mnie jesteś, bym mogła nie walczyć o Ciebie, dopóki zostanie mi sił. – powiedziała cichym, smutnym tonem. Nie spierała się z nim jednak, nie próbowała walczyć i ponownie wypowiadać słów, które cały czas miała w głowie. Rozumiała go i jego podejście, ciężar niespełnionej przysięgi. – Gdybym mogła, zdjęłabym z Ciebie ten ciężar. – dodała jeszcze, uspokajającym głosem, dając mu znać, że nie musi się bać, że znowu spróbuje złożyć świętą przysięgę. Ale nie chciała go okłamywać, że nigdy tego nie zrobi. Kto wie, do czego zmuszą ich okoliczności. Składanie obietnic bez pokrycia nigdy nie było w jej zwyczaju, a to byłoby taką właśnie obietnicą.
Wiedziała, że uciekał, parł przed siebie, ale nie miała władzy, by złapać go i zatrzymać. Mogła tylko biec równo z nim, pilnować i próbować kierować go na te ścieżki, które oferowały coś więcej niż tylko egzystencję. Nie czuła jednak zawodu z powodu jego słów, zwyczajnie uśmiechnęła się łagodnie, oferując mu jedyne pocieszenie, które mogła. – Nie zostaniesz, Horik. Nigdy nie będziesz sam. – powiedziała miękko. Bo jeśli ktokolwiek odejdzie, to będę to ja. pomyślała ze smutkiem. Nie mogła go zatrzymać, nawet jeśli tak bardzo chciała, bo nie mogła znać przyszłości. A nie była aż tak okrutna, by trzymać go przy sobie, a pewnego dnia złamać mu serce i odejść na zawsze bez możliwości powrotu. A przecież to właśnie jej groziło. Czy miała więc prawo żądać od niego cokolwiek? Może i gdzieś serce zapikało smutkiem, ale przecież zawsze wiedziała, że to nie będzie na zawsze. Że żyje kupionym przez Ryuu życiem. – Będę walczyć o to, by znaleźć lek. – nie dodała tylko tego, co było oczywiste. Że nikt nie może zagwarantować, że to się w ogóle uda.
- Hmmm. Wiesz. Bez oficjalnego potwierdzenia z mojej strony to nadal tylko domysły. Ale nadal nie zdoła wymyślić, kto mógłby być matką Jacka. – przyznała spokojnie, uśmiechając się kątem ust, a potem roześmiała się cicho. – Masz do tego pełne prawo. Ja też czasem chciałabym wątpić, ale wiem, co usłyszałam. Po prostu. – cmoknęła go w nos, uśmiechając się ciepło. Skoro nie chciał natomiast żadnego napoju, po prostu została, obserwując jego reakcje, by nie dopuścić do takiej pomyłki, jak wcześniej, gdy tak bardzo źle zrozumiał jej słowa. Starała się wyłapać każdy jeden niuans. Przesunęła dłoń na jego, śledząc blizny razem z nim, doskonale przecież wiedząc, że tam były, jak wyglądały i skąd się wzięły. - Cieszę się, że z nim wygrałeś. – powiedziała cicho, ale z mocą w głosie. – To były złe okoliczności, gdy pierwszy raz pokazałeś mi ich prawdziwy kolor. Byłeś wtedy wściekły. Może i nie na mnie, ale liczyła się sama emocja. Wybacz, że tak wtedy zareagowałam. Wiedziałam, że Ty to nie on, wiedziałam, że stoję przy Tobie, kimś, kto mnie nigdy nie skrzywdził, ale jakaś część zwątpiła. I za to Cię przepraszam. – nie dodawała już więcej, bo sama cieszyła się, że udało jej się wyzbyć tego strachu, patrzyć w fioletowe oczy z czułością, a nie obawą. Zaraz potem zachichotała cichutko. – Opłacił się, prawda? No i ewidentnie krwawe ofiary coś znaczą w takim razie. – roześmiała się, mrucząc cichutko pod wpływem pocałunku. – Zacnym towarzystwem to jesteś Ty. Ja jestem arogancka i wredna. – pokazała mu język, śmiejąc się w zasadzie z samej siebie.
- To było i minęło. Po części nie chcę tego pamiętać, z drugiej jednak strony wiem, że gdyby nie one, nie siedziałabym Ci teraz na kolanach. Wszystko ma plusy i minusy, więc… nie masz czego mi współczuć. No chyba, że towarzystwa pewnego bardzo manipulującego wilka. – puściła mu oczko, a potem zwyczajnie położyła się wzdłuż sofy, ciągnąc Marcusa, by ułożył się na niej. Tak w końcu będzie im zdecydowanie wygodniej, móc się wyciągnąć i rozprostować, a nie cały czas siedzieć. – Wiesz. Ja miałam 80 lat, by się do nich przyzwyczaić. Ty? 5 minut? Około. – oczywiście, że ani myślała zaprzestawać rozluźniania jego mięśni. I nie była w stanie uwierzyć, że wilczek tego nie lubił. – Najczęściej miałam jeden koszmar. Gdy go zabierają. Musiałam pewnie krzyczeć, by mi go oddali. – nie kłamała. Ot po prostu z grubsza streściła tamten sen. A czemu tak dobrze go pamiętała? Bo do dziś miewała te same koszmary, zamieniające się potem w bezsenne noce. – Nie byłam wtedy niczego pewna. Zdawałam sobie sprawę, jakim ciężarem byłam. Stąd ta arogancja. Wolałam odciąć się od Ciebie emocjonalnie, niż pozwolić się zbliżyć, a potem czekać, aż będziesz mieć dosyć opieki nad wybrakowanym wampirem. – wykrzywiła się zabawnie. – Co i tak mi wyszło, jak z koziego tyłka trąba, bo jak tylko zasypiałam obok Ciebie, to potem budziłam się wlepiona i oplatająca Cię wszystkimi możliwymi kończynami. Welp, mistrzyni ukrywania uczuć, oto ja. – zaśmiała się głośno, decydując się po prostu ruszyć do przodu i zostawić przeszłość w przeszłości. – Marcus. Nic nie musisz robić. Wystarczy mi, że mam Cię obok. – powiedziała cicho, tak po prostu i musnęła jego policzek wargami, by zaraz potem się oburzyć.
- No chyba sobie żartujesz! – gdyby nie pozycja, na pewno położyłaby teraz ręce na biodrach. – Czyli wilkołak-machina destrukcji jest dobry, ale wampira trzeba ukatrupić, tak?! No nie. Teraz to się czuję obrażona! – prychnęła, krzyżując łapki na jego plecach i z miną sfoszon na świat spojrzała gdzieś w bok. – Gdyby istniały maszyny do podróży w czasie, to bym się cofnęła i skopała im tyłki, o!
_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
- Wiem - szepnął - Z tego właśnie powodu nie rób tego. Nie znamy dnia ani godziny, a ja jestem na celowniku całe życie. Prędzej czy później znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zasięgnąć mojej pozycji. - dodał smutnym tonem - Dlatego nie chcę, żebyś musiała, kiedykolwiek żyć z piętnem porażki tak jak ja teraz żyje. - objął Selenę swoimi ramionami i dodał - Tego ciężaru nie da się zdjąć. - smutek bijący z jego głosu był dojmujący. Usmiechnął się smutno, słysząc jej słowa. Oczywiście, że nigdy nie będzie sam. Zawsze będzie ktoś obok. Zawsze będą przyjaciele, zawsze będzie ktoś bliski. Jednak to nigdy nie załata dziury po stracie tych konkretnych osób, które odeszły. - Nigdy nie będę sam, to prawda. - dodał chcąc zamknąć temat.
- Nie przepraszaj. Po tym, co spotkało cię w obozie, miałaś prawo zwątpić nawet w najbliższych. Głupotą byłoby ślepo wierzyć w dobre intencje po takich doświadczeniach, po tym bestialstwie. - Powiedział, głaszcząc kobietę po głowie. - Może i taka jesteś, ale nie zmieniaj się. - dodał w Kazachskim.
Zaśmiał się serdecznie - Skoro tak ci przeszkadzam, to zawsze możesz wyjść - powiedział niby poważnym tonem, lecz jego oczy pokazywały wyraźnie, że się jedynie droczy. Dał się pociągnąć na sofę. Położył się na boku, przytulając kobietę do siebie. Słuchał jej uważnie, przypominając sobie ten noce, kiedy zrywała się z krzykiem. - Jak widać, za przykład dla potomnych robić byś nie mogła. To fakt. - uśmiechnął się - To prawda nie było z tobą łatwo, ale cóż, warto było - pochylił się i ucałował ją w czoło. - Nie tłumacz mi się słoneczko. Ja naprawdę wiele rozumiem. Sam z resztą w swoim życiu bywałem niezłym dupkiem. - dodał, uśmiechając się nieznacznie.
- Kiedyś ci wyjaśnię, czym się wtedy zajmowałem, uwierz mi, nie jestem z tego dumny. - dodał ze smutkiem w głosie. - Oni potrzebowali maszyn do zabijania, bezlitosnych, bez sumienia. Niektórzy z twoich pobratymców pomagali im również. Niektórzy nawet maczali łapki, w których badaniach byłaś ofiarą. - spojrzał na nią smutno - Ciężko im pewnie teraz widzieć cię na szczycie władzy, wiedząc, co tobie zrobili. Zakładając oczywiście, że wiedzą, przez co przeszłaś. - Parsknął śmiechem, słysząc jej butę w głosie - Uwierz mi, część z nich odpowiedziała za swoje czyny. Postarałem się o to.
_________________ "Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Yueying
Liczba postów : 1182
Nie 15 Sty - 21:56
Chciała powiedzieć tak wiele, chciała coś dodać, zaprzeczyć, powiedzieć cokolwiek w tej sytuacji, oburzyć się… Zmilczała jednak, rozumiejąc, co to znaczy żyć z niespełnioną przysięgą. Znała takich, więc jedyne, co mogła zrobić, to mocniej go objąć, przytulić i po prostu być obok, z pustą świadomością, że nie sposób jest załatać dziury po zmarłych, bez względu na to, czy umierali przedwcześnie czy nadszedł ich czas. Czasem tylko mogła wierzyć i sobie powtarzać, że któregoś dnia wszyscy się spotkają ponownie. I bez przysiąg trudno było żyć ze świadomością, że któregoś dnia faktycznie stanie się tak, jak mówił, a ona nie będzie w stanie zrobić dosłownie nic, by go obronić. Była zbyt słaba, jak zawsze. Nie chciała jednak o tym teraz myśleć. To będą rozważania na inny dzień. Jeśli… Kiedy stanie na nogi.
- Postaram się, wilczku. – powiedziała miękko, jako obietnicę złożoną w kazachskim. – I wierz mi, Tobie się należą wszelkie przeprosiny z mojej strony. I jeszcze więcej podziękowań, wiesz? – uśmiechnęła się delikatnie, korzystając z faktu, że leżą obok siebie i zwyczajnie wcisnęła głowę pod jego brodę, układając się na piersi mężczyzny. A żeby czasem jej nie uciekł, objęła go mocno w pasie, przymykając na chwilę oczy. – Nigdzie nie idę. Mam gdzieś wypisaną całą listę powodów, dlaczego. – parsknęła śmiechem, świadoma faktu, że gdyby chciał ją wyrzucić, to zrobiłby to już dawno i w zupełnie inny sposób. – Noooo. Chyba, że przykład dla potomnych jak nie należy postępować z własnym życiem. – roześmiała się krótko, o wiele spokojniejsza i z lepszym nastawieniem do życia niż wcześniej. Za to na kolejne słowa wilka po prostu prychnęła. – Nie wiem, dla kogo dupkiem, ale na pewno nie dla mnie. Ja nie mam co narzekać. I wiem, że rozumiesz. Ale pewne słowa powinny być wypowiedziane. – powiedziała szczerze, lekko odsuwając głowę, by móc spojrzeć mężczyźnie w oczy. Może i niekoniecznie umiała to okazać, ale była mu bardzo wdzięczna, że tyle dla niej zrobił i że tyle wytrzymał z nią i to w momentach, gdzie nie była najlepszym towarzystwem.
- Marcus, nie musisz. Ale wiesz, że zawsze Cię wysłucham. Bez względu na wszystko. I każdy z nas ma takie momenty w życiu, że wstydzi się tego, co robił. To były inne czasy. Inna sytuacja. – potrząsnęła głową, choć całe jej ciało napięło się na kolejne rewelacje. Dobrą chwilę zajęło jej rozluźnienie się, po czym po prostu westchnęła. – Teraz to już nie ma znaczenia. Było, minęło. Powracanie do tamtych czasów jedynie przysparza bólu… Więc jak jedna część mnie chciałaby wiedzieć, którzy to, tak ta bardziej racjonalna twierdzi, że lepiej sobie odpuścić. A jeśli chociaż część odpowiedziała za to, do czego się przyczynili, to to mi wystarczy. Szkoda mi tylko, że Ty wziąłeś to na swoje barki. – powiedziała wprost, dotykając dłonią jego policzka. Tak, wiedziała, co to znaczyło nienawidzić jakiejś grupy za czyny nawet ich praojców, bo tyle wieków minęło od tamtych dni. Co jej to dawało? Nic, poza zadrą w sercu. Zemsta też nie miała już w tej chwili sensu, choć jakaś jej część, ta bardziej podła, chciała tego, chciała gojkom pokazać, że im nie wyszło. Tyle że po co?
Czasem bywały takie noce, że nie było potrzebne zbyt wiele słów, a wystarczyła po prostu obecność drugiej osoby. Miała wiele czasu, żeby przemyśleć sobie pewne sprawy, a luźne rozmowy o wszystkim i niczym były tak samo potrzebne, co chwile ciszy, wcale nie niezręcznej. Wiele z tego do niej dotarło, wiele postanowień pojawiło się w głowie. – Mogę zostać do rana? – spytała w końcu, gdy brakowało może godziny do świtu, mając oczywiście na myśli kolejny wieczór. – Jakoś nie mam siły się stąd ruszać. – przyznała rozbrajająco, sięgając po opuszczony kieliszek alkoholu i dopijając go. – No chyba, że mnie po prostu podrzucisz. – dodała, bo taka oferta również jej pasowała. Tak czy tak bez względu na decyzję wilka i tak zamierzała wrócić do siebie w niedługim czasie, a nie siedzieć mu na głowie przez kolejne kilka dni. Musiała zająć się swoimi biznesami.
z/t x2
_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.