3 XI 2022 - it's so hard to fight the demons when they live inside your heart

2 posters

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
First topic message reminder :

Zaraz Seleny wcale nie trwało faktyczne zaraz. Była to rzadkość, bo w przeciwieństwie do niektórych kobiet wampirzyca była zdolna zebrać się do kupy w przeciągu otrzymanych 5 minut. Tyle, że prosiła o 15... Wyszła po 20. Nie do końca jednak ubrała się luźno - po prostu na wcześniejszy sportowy strój narzuciła cieplejszą bluzę i skórzaną kurtkę, do tego oczywiście pierwsze z brzegu buty na płaskiej podeszwie. Włosy, związane bardzo niedbale, miała wciąż wilgotne i ewidentnie pachniała tytoniem. Nic dziwnego, skoro zdążyła wypalić już dwie paczki papierosów.

- Przepraszam, że tyle czekałeś. - może i miała jakieś wyrzuty sumienia, ale zdecydowanie czuła się parszywie i to wcale nie fizycznie. Jeśli przyjdzie jej usłyszeć od Marcusa "a nie mówiłem", to się kompletnie załamie.
- Chcesz już jechać, czy podzielisz się najpierw fajkiem? - nie wiedziała jeszcze, czy ma ochotę gadać, ale znała siebie na tyle, żeby po prostu nie siedzieć teraz samej. Wsadziła dłonie w kieszenie kurtki, podchodząc do Marcusa z wyrazem twarzy mówiącym jedno: nie zadawaj pytań. - Gdyby nie to, że w aktualnym nastroju nie nadaję się za kierownicę, zaproponowałabym przejażdżkę. - dorzuciła, bez zwyczajowego ślinienia się do motocykla Marcusa. Taaaa, zdecydowanie coś było bardzo nie halo. Czyli klasyczna Sel. Najpierw coś zrobi, a potem w, zdenerwowaniu będzie wypalać tony papierosów. Jointów też, gdyby jakieś miała.

@Marcus Wijsheid

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
A ciepłe Wilki mają to do siebie, że lubią być tulane. Ewentualnie miziane za uszkiem - uśmiechnął się, dając jej całusa w czubek nosa. Widział szarpiące nią emocje. Po to tu był, żeby mogła to z siebie wyrzucić. Nie naciskał mimo wszystko, no przynajmniej do czasu kiedy się nie uruchomiła. Wtedy trzeba było jednak korzystać, jak słowa ruszyły jak lawina. Ale zanim do tego dojdziemy, wypadałoby odpowiedzieć jeszcze na parę rzeczy prawda? Gdy go ofuknęła, cmoknął ją znów w czubeczek noska - Wiesz, że mam rację kochanie, po prostu lubisz jak każda kobieta o tym słyszeć. Mój gust nie ma tutaj nic do rzeczy i dobrze o tym wiesz. - Uśmiechnął się do niej czule. Jej przekleństwo, spowodowało lekkie spięcie, gdy wstała, oprowadzał ją wzrokiem. To prawda nie był z Ryuu związany tak jak z Louisem, ale śmierć kogoś bliskiego dla swojego przyjaciela, nie była mu obojętna. - Zgodzę się, ale myślisz, że w całej tej rozpaczy miał czas się mu przyjrzeć? - zapytał, powoli wstając z kanapy. Sam sięgnął po papierosa, ta rozmowa nie będzie należała do łatwych.

- Ryuu był kimś, kto oddał za ciebie życie. - Powoli podchodził do dziewczyny tuż po jej kanonadzie słów- Widzisz kochanie, w kulturze, z której pochodzę, największą chwałą było zginąć w boju. Valhalla przyjmowała jedynie wojowników. Walczyliśmy dla siebie, ale i dla bliskich. Nikt nie kazał nam poświęcać się za bliskich. To było wpisane w naszą moralność, bo wiedziałeś, że ten stojący obok z tarczą będzie robił wszystko, żeby uchronić siebie i Ciebie. Nie było drugiego ważniejszego niż brat krwi, brat w bitwie. - położył dłoń na jej policzku. Uśmiechnął się, jak stanęła przed nim mała wnerwiona wampirzyca, która nie potrafiła pogodzić się z poświęceniem kogoś, kto być może cenił jej życie ponad własne. - On wybrał drogę, którą podążył, oddał z miłości do ciebie coś najcenniejszego dla niego. Swoje własne życie - patrzył jej głęboko w oczy. - Gdyby ci nie dał swojej krwi, znając dobrze ryzyko, nie miałabyś ty co jeść. On najprawdopodobniej miał nadzieję. Nadzieje, że poświęcając siebie ocali ciebie. - kolejne jej słowa wywołały w nim gniew. Gniew, który było wyraźnie widać. jej kolejne słowa godziły w jego wychowanie, jego naturę, jego jestestwo. - Kurwa! Nikomu nic nie dało!? Czy to, co zaszło między nami to dla ciebie nic?! - wrzasnął, wskazując na nią palcem - Czy 80 lat mojego poświęcenia dla ciebie to nic? - podszedł i złapał ją dłonią za brodę, podnosząc jej twarz, by spojrzała mu w oczy. Oczy, które kipiały gniewem - Czy to, co udało nam się stworzyć przez te cholerne 80 lat to nic?! - spojrzał jej głęboko w oczy - Gdybym znalazł się na jego miejscu, zrobiłbym dokładnie to samo. - warknął przez zaciśnięte zęby. Fakt nie rozmawiała z Louisem, Daleko było mu do Azjatyckiego opanowania. Może dlatego teraz miała okazję usłyszeć to, co powinna usłyszeć już dawno. - Przestań zwalać winę na siebie, On podjął decyzję, a ty wewnętrznie chciałaś przeżyć, co w pełni zrozumiałe. Doceń jego kurewskie poświęcenie, stań się jebanym pomnikiem jego pamięci! - znów podszedł do niej, wskazując na niej palcem. - Nie wymusisz na mnie tej obietnicy. Bo gdyby cokolwiek zagroziło twojemu życiu, rzucę wszystko by je uratować! Czy tobie się podoba, czy nie!- wrzasnął ostatni raz - Nawet za cenę własnego życia.. - mówiąc to zdanie trzęsące dłonie położył na jej policzkach, a ona mogła dostrzec w jego oczach łzy - Poświęciłbym dla ciebie wszystko, rozumiesz? WSZYSTKO! - Kolejne słowa padały z nerwowym, ale drgającym głosem. Patrzył jej w oczy przez chwilę, po czym poszedł na kanapę, gdy usiadł, ukrył twarz w dłonie. - Wybacz, nie powinienem krzyczeć. - głos już miał spokojniejszy, choć dalej dało się słyszeć nuty targającego nim gniewu. - Chodź do mnie. - wyciągnął do niej dłoń, ale po chwili wstał i podszedł do kobiety, obejmując ją i przyciskając ją do siebie - Nie chcę cię stracić, i nigdy na to nie pozwolę. Jesteś zbyt ważna dla mnie. Rozumiesz? - teraz jego głos był ciepły, pełen troski, pełen uczucia. - Nawet za cenę mojego życia. Może jesteśmy romantycznymi głupcami, ale już nic na to nie poradzimy.





_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
- Wiatr? Na pewno. Poza tym nawet jeśli, bransoletka Ryuu. To nie tak przecież, że jej cały czas nie noszę, prawda? - w głosie dziewczyny zabrzmiała lekka drwina, ale nawet dla niej samej zabrzmiało to jakoś słabo. Po prostu wiedziała, że Jun łączył ją ze śmiercią brata, nie powiedział wprost, ale tak właśnie było, było coś w tym, gdy mówił o domyślaniu się wszystkiego i informacji, że znalazł ciało.

Zacisnęła zęby, odmawiając kompletnie przyjęcia do wiadomości faktu, że ktoś mógł traktować własne życie ot tak. Zwłaszcza ktoś, kogo na swój sposób kochała, a wilczek niestety też się do tego grona zaliczał.
- Wiesz co, kochanie? Pierdolę bohaterską śmierć. Po chuja to komu? Ile jest warty martwy wojownik? No ile? Nic. Wojownik warty coś jest tylko w bitwie, ale do tego musi być do jasnej cholery żywy! - nie była świadoma, że przez łzy podniosła głos, rozedrgany od emocji. To nie było tak, że nie rozumiała tego, co Marcus do niej mówił. Oczywiście, wiedziała o chwalebnej śmierci w bitwie, o poświęceniu samuraja, o walce za swoich bliskich. Problem polegał na tym, że nigdy nie chciała być tą, za którą ktoś się poświęcał. Przeszła do porządku nad śmiercią swojego klanu, to były inne czasy i tam wszyscy ginęli, miała winnych i to wystarczało. Ale tu było inaczej, z Ryuu było kompletnie inaczej. - Nie jestem i nigdy nie byłam wojownikiem, przypominam Ci! Mnie te prawa nie dotyczą! Ja tylko z własnej głupoty dałam się złapać, bo za nimi polazłam na tę cholerną wojnę, zamiast siedzieć bezpiecznie na dupie w Anglii i pilnować kamienicy! I nie wmówisz mi, że znał ryzyko, bo oboje go nie znaliśmy! Dopiero teraz wiem, jakie gówno wstrzyknęli mi do krwi, a i tak nie mam pojęcia, czy Ryuu dostał to samo! Pieprzeni herosi się znaleźli, kodeks wojownika... A czy któremuś kiedykolwiek wpadło do pustego łba, co czują Ci, którzy zostali?! Którzy muszą do końca własnego cholernego życia trwać ze świadomością, że przez ich egoizm świat i inni stracili wspaniałe i ważne osoby?! Wpadło czy kurwa nie?! - to szło kompletnie nie w tą stronę, w którą iść powinno. Ale od dawien dawna wiadome było, że emocje to nie jest dobry doradca, zwłaszcza, gdy kiedyś muszą znaleźć ujście. - Nadzieja to matka głupich! - tyle, że podobno każda matka kocha swoje dzieci. Jak widać na przykładzie, jednak nie każda.
Poczuła się, jakby dał jej w twarz. Jednym zdaniem po prostu sprzedał jej takiego liścia, że po prostu zaniemówiła, słowa uciekły jej z głowy, po prostu stała i słuchała, jak wilkołak na nią krzyczy. Czuła węzeł w gardle, węzeł, który narastał do rozmiarów guli niepozwalającej oddychać, a co dopiero wypowiedzieć chociaż jedno słowo. Do czasu.
- A kto Cię kurwa prosił, żebyś się poświęcał?! No kto?! Jakim cholernym prawem dałeś sobie prawo, żeby moje życie stawiać nad swoje własne?! - krzyknęła, z protestem i jednocześnie strachem mieszanym z bólem. - Nie mogę być żadnym pomnikiem, bo zdycham! Od 20 lat zdycham dzień po dniu, bo wszystko się pogarsza, a nie umiemy znaleźć niczego, co odwróci proces! - wrzasnęła. Okay. Tego nie powinna mówić. Tego specjalnie nie mówiła, nie chcąc, żeby się zamartwiał. Teraz posunęła się za daleko.
Nie czekała na reakcję. Dokładnie tak, jak stała, bez kurtki i na boso, odwróciła się i po prostu wybiegła z pomieszczenia. Zaraz potem słychać było trzask drzwi wejściowych. Tak naprawdę nie pobiegła daleko. Ot przebiegła cały podjazd, ledwo widząc przez łzy i nie przejmując się wysypanymi nań kamyczkami, by na zewnątrz posesji oprzeć się o mur i zjechać na ziemię. Podkuliła kolana pod brodę, objęła ramionami i schowała w nich twarz. Drobne ciało trzęsło się od szlochu, a łez nie była w stanie już tłumić.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Podszedł do niej spokojnym krokiem, widząc ją, szlochającą resztki gniewu wyparowały. Uklęknął naprzeciw niej, westchnął głośno i nie pytając ją o zdanie, wziął ją na ręce, zanosząc ją z powrotem do środka. - Zimno jest - powiedział głosem pełnym troski, przez który mimo wszystko przebrzmiewały nuty gniewu. Nie odzywał się dłuższą chwilę. Usadowił ją na kanapie. Po chwili jednak postanowił się odezwać. - Fakt co komu po martwym wojowniku, ale jeśli śmierć może uratować chociaż jednego z jego współbraci, to jest to tego warte. - położył rękę na jej policzku - I dokładnie nie jesteś wojownikiem dlatego trudno tobie zaakceptować to, z czym my jesteśmy wychowani. Z czymś, co wbijane jest w nasz kręgosłup moralny. - jeśli spojrzała w jego oczy, mogła dostrzec w nich głęboki smutek. - Przypominam ci, że przez mój błąd straciłem całą swoją watahę, 46 moich potomków, moich dzieci i ich dzieci. - w głosie mogła wyczuć ból mu towarzyszący. - Przez moją pychę straciłem całą moją rodzinę, razem z własną żoną. - spojrzał jej głęboko w oczy, by mogła wyczytać z nich wszystko. - Wtedy obiecałem sobie, że nigdy, przenigdy nie pozwolę, by ktokolwiek bliski mojemu sercu zginął. - na podkreślenie tych słów jego oczy zabłysły fioletem. - Tam też poznałem Louisa.
i jak zapewne wiesz lub nie, długo nie mogłem wybaczyć mu, śmierci mojej siostry.
- Uśmiechnął się, kręcąc głową. - Wyjaśniliśmy sobie sprawę dopiero tak naprawdę w Anglii. - spojrzał na nią znów - Chronił go kodeks, dane słowo. Pierdolony honor wojownika. Tak że kochanie mam również powody, żeby pluć na moją spuściznę. - Coraz spokojniejszy głos, przeczył temu, co działo się w oczach wilkołaka. - Myślisz, z dla jaj i własnego Ego zostałem najsilniejszym wśród wilków? drugą dłonią chwycił jej i podniósł ją do swoich ust. Ucałował ją - Zrobiłem to po to, by móc chronić wszelkimi możliwymi sposobami tych, których kocham, tych, na których mi zależy. - zamknął na chwilę oczy.

Wiesz, dlaczego ostatnie 80 lat spędziłem, poświęcając je praktycznie tobie? Dlaczego stworzyłem fabryki krwi i instytut do badań nad krwią? Dlaczego badasz to u mnie wśród najlepszych naukowców na tym świecie? Dlaczego postawiłem swoje życie ponad własne? - spojrzał na nią, a ona mogła odczytać w jego oczach ból i smutek - Dlaczego Ryuu poświęcił siebie dla ciebie? - pacnął ją delikatnie w czoło - Bo cię kurwa kochamy kretynko. - uśmiechnął się do niej - Dlatego żyj życiem, które ci podarowano. I wystawmy mu laurkę, na jaką zasługuje. - chwycił ją i objął ją, przyciskając mocno do swojej trochę niestety mokrej koszuli.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Słyszała ten gniew, przebijał się przez troskę, więc tylko skuliła się bardziej na kanapie, obejmując się jeszcze ciaśniej ramionami. Nawet nie czuła tego, że na zewnątrz było zimno, przecież nie mogła się przeziębić. Przynajmniej tak sądziła. Nic jednak nie mówiła, nawet szloch ucichł, choć po policzkach nadal płynęły łzy, chowając się gdzieś w bluzie, teraz mającej kompletnie przemoczone rękawy.
- Masz rację, jest mi cholernie trudno to zrozumieć i zaakceptować. - wyszeptała w końcu, ponosząc tylko odrobinę głowę i pokazując zaczerwienione od płaczu oczy. Niedbale związane włosy prawie całkiem uciekły z więżącej je gumki, opadając w kosmykach po twarzy i plecach. - Chyba nawet nie chcę. - dodała po chwili, po czym delikatnie potrząsnęła głową. - Wiem, pamiętam... Ale to przecież nie oznacza od razu, że musisz poświęcać siebie. - wytknęła cichutko, ale jednocześnie ze smutkiem. Nie chciała się z nim po prostu kłócić, nie po tym, jak chwilę temu wzajemnie na siebie nakrzyczeli. Może i takie rozładowanie emocji było potrzebne, co nie zmieniało faktu, że doliczając do tego poprzednią rozmowę z Wiatrem czuła się naprawdę parszywie. Teraz już niewiele mówiła, głównie słuchała, patrząc na mężczyznę i od czasu do czasu tylko pociągając troszkę noskiem. Resztki łez jeszcze gdzieś tam były, ale wykrzyczenie wszystkiego, co myślała i co czuła zdecydowanie pomogło. Tyle, że taką bombą nie powinna nikogo obciążać. Wiedziała tylko tyle, że jeśli powie to na głos, dostanie znowu w łeb, więc tylko cichutko fuknęła, chowając się znowu w ramionach. Przynajmniej do momentu, w którym wtulił ją w siebie, przez co resztki łez wylądowały już na jego koszuli. A skoro była mokra, to dodatkowe krople i tak nic nie zrobią.
- A Ty sobie myślisz, że dlaczego ja się tak bronię? Dlaczego aż tak protestuję przeciwko poświęcaniu się dla mnie? - wcisnęła głowę pod brodę Marcusa, bezczelnie korzystając z różnicy wzrostu między nimi. - Bo ja też was kocham i wcale a wcale nie chcę, żebyście zginęli. Nie chcę stracić ostatnich bliskich osób, które mi zostały... - zadrżała lekko na całym ciele, zaciskając dłonie na koszuli wilczka. - Jestem tchórzem i egoistką, chcę was mieć żywych. Nawet gdybyście faktycznie mieli mnie znienawidzić. - mruknęła cicho, pociągając nosem. Źródełko łez wyschło, teraz tylko miała czerwone i podpuchnięte oczy, piekące od tarcia i słonych łez.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Przepraszam, nie powinienem krzyczeć - Widząc dokładnie, w jakim jest stanie opanował się. - Obawiam się, że nawet jeśli to zrozumiesz, to nie zaakceptujesz. - Dodał ściszonym głosem. Klęcząc naprzeciw Dziewczyny, uśmiechnął się delikatnie, mimo to w oczach nadal dominował smutek. - To prawda nie muszę, ale chcę, rozumiesz? Może i biorę na siebie za duży ciężar. Może biorę na siebie zbyt dużą odpowiedzialność, jednak nie zrezygnuje z raz powziętej drogi. - głos miał już spokojny, a nuty smutku powoli gasły.

- Dlatego musimy trzymać się razem, żeby nikt nie był w stanie nam zagrozić. Dlatego trzymajmy się razem, aby ktokolwiek chciał zrobić komuś krzywdę, musiałby mierzyć się z nami wszystkimi. - dodał głaszcząc dziewczynę po głowie. - I prędzej ty znienawidzisz nas, Bo jeśli nie będzie innego wyjścia, zrobiłbym dokładnie to samo co zrobił Ryuu. - spojrzał lekko w dół, chcąc spojrzeć jej w oczy. - Raz już straciłem wszystkich, więcej to się nie powtórzy. - te słowa powiedział szeptem, lecz biła z nich moc. Stalowa pewność tych słów musiała również uderzyć w Sel, musiała wiedzieć, znali się przecież nie od dziś, że w tej kwestii zdania nie zmieni. - Obiecuje ci jedno, nie będę się wychylał na śmierć za wszelką cenę, jednak jeśli będzie to konieczne... - zamilkł. Przytulił kobietę mocniej do siebie. Czuł jej słodki malutki nosek tuż pod swoją szyją. - Przepraszam - szepnął jej do ucha. Po chwili podniósł ją i skierował się na kanapę. Gdy usadowił się wygodnie, położył dziewczynę delikatnie na swoich kolanach. Zrobił to tak, że jeśli się od niego oderwała to dosłownie na chwilkę. Objął ją z powrotem rękoma i zapatrzył się ślepo w jeden punkt. Nie było sensu mówić niczego więcej. Ani on, ani ona tego nie potrzebowali.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Ściszony głos nie działał przy wampirzym słuchu, zresztą to przecież nie tak, że wilk o tym nie wiedział. Potrząsnęła jedynie głową, żeby nie przepraszał. Tak naprawdę nie miał za co, w końcu to ona pierwsza się uniosła i podniosła głos. Upór był jednak tym, co było wdrukowane już w nią samą.
- Marcus, a Ty byś to zaakceptował? - spytała, starając się powstrzymać nutki irytacji i nawet trochę się rozprostowała, nie siedząc już w pozycji ciasno zwiniętego kłębka. - Gdybym ja ot tak poszła i pozwoliła się zabić za Ciebie? Zaakceptowałbym to bez wahania, protestów? Hmmm? - spojrzała na niego, jednak irytacja szybko zamieniła się w rezygnację. Trochę miała wrażenie, jakby mówiła do ściany. Zresztą znając życie mężczyzna miał podobne odczucia.
- Bo jesteś głupi. - oznajmiła krótko. - Jak myślisz, co powiedziałaby na ten temat Twoja córka? Że ot tak z pstryknięciem palców chcesz się poddać? Bo to nie jest poświęcenie. To rezygnacja. Więc tak, bierzesz na siebie zbyt dużo, a przecież nie jesteś sam. Wiem, że na mnie ostatnio nie ma za bardzo co liczyć, ale no. Jestem tu. Nawet jeśli nie wiem, jak długo jeszcze. - wpakowała dłonie do kieszeni bluzy, kręcąc głową.

Naprawdę rozmawiała ze ścianą. Kompletnie nic nie dotarło, uparł się na swoje i tyle. Nie było sensu tego ciągnąć, nigdy nie zrozumie jej strachu i tego cierpienia.
- Wiesz co, słońce? - spytała w końcu cicho, patrząc mu po prostu w oczy. - Ja też wszystkich straciłam. Ojca. Matkę. Braci. Męża, a nawet dwóch. Cały klan. Przemienione dzieci. Zostaliście mi tylko wy. Przez prawie całe życie byłam nomadem, bez swojego fizycznego miejsca na świecie. Wędrowiec ma dom tam, gdzie jest jego serce, a moje zawsze było przy was. Więc jeśli zechcesz, Ty albo Wiatr albo ktokolwiek, poświęcić się za mnie, to po prostu najpierw strzel mi w łeb, Horik. - odetchnęła głębiej, kontynuując, zanim zdąży się oburzyć i jej przerwać. - Bo następnego razu po prostu nie zniosę i pęknie mi serce. - dokończyła. Mocny uścisk objęć wilkołaka dawał komfort, pozwalał chociaż trochę ogrzać potrzaskaną wydarzeniami i słowami duszę. W ciche, mroczne noce przychodzą duchy przeszłości, nie chcąc odejść, nie dając się odpędzić. A w inne noce umysł sam szedł ich szukać. - Nie przepraszaj. To ja jak zwykle zrzucam na Ciebie wszystkie swoje problemy. To ja przepraszam, że na Ciebie nawrzeszczałam i jeszcze o tylu rzeczach nie chciałam powiedzieć.
Zmiana pozycji skończyła się tylko tym, że skłębiła się przy boku Marcusa, obejmując go w pasie i opierając głowę o jego pierś. Nie wiedziała, ile tak siedzieli, w milczeniu, rozplątując skłębione myśli. Odpłynęła nawet na chwilę, tępo patrząc w jakiś punkt, bezwiednie rydując palcami wzorki na boku mężczyzny.
- Bardzo jesteś na mnie zły? - spytała w końcu, po bardzo długiej chwili milczenia.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Oczywiście - zamilkł na chwile - Oczywiście, że nie.. - znów chwila ciszy - Nie powiedziałem tego, żebym to zaakceptował. Na pewno powstrzymywałbym cię od tego, szukał innego rozwiązania, szukał innej drogi. - spojrzał w jej zapłakane oczy, kciukami przetarł resztki spływających łez. - Nie zaakceptowałbym, dopóki miałbym wybór, chociaż cień szansy na inne rozwiązanie, nie zaakceptowałbym. Jednak nie mówimy o sytuacji, gdyby, tylko o sytuacji, kiedy już. Po fakcie nie byłoby to proste, uwierz mi, Nikt nie zabrałby mi bólu straty,  tego nie da się zabrać. Czy zaakceptowałbym twoje poświęcenie? Z czasem na pewno, ale nie od razu. - Wiedział, że dziewczyna w głębi duszy rozumiała to, co do niej mówił. Widział, że potrzebuje czasu na zaakceptowanie pewnych faktów. Faktów niezgodnych z jej poglądami. Niestety świat miał to do siebie, że kopał nas po tyłku.

Parsknął śmiechem - Henka? Wyobraź sobie, że gdyby chodziło o ciebie, zaakceptowałaby ten stan rzeczy, owszem jak każdemu nie byłoby jej łatwo ze stratą, ale zaakceptowałaby moją decyzję. Gdyby chodziło o nią, walczyłaby tak jak ty. Wolałaby poświęcić siebie. Tak jak ty. - ucałował ją w dłoń - To nie jest rezygnacja, to poświęcenie. Rezygnacją mogłabyś nazwać sytuację, kiedy byłaby nadzieja na inne drogi. - pokręcił głową. - Chodzi mi kochanie o to, że walczysz z tym, co już się stało. Z tym, na co już nie masz wpływu. Zaakceptuj ten stan rzeczy. Już tego nie cofniesz. On oddał za Ciebie życie, nic już z tym nie zrobisz. Ale do diabła nie obwiniaj siebie, bo to do niczego nie prowadzi. Zrobiłaś, co musiałaś, czasu nie cofniesz.

Siedząc na kanapie, z kobietą na kolanach, czuł zapach jej włosów, jej drobne ciało wtulone w niego niby mały kociak pragnący troski, opieki, i ochrony, przed całym ogromnym światem. Świata który, na każdym kroku pokazuje nam, jaki potrafi być zły. Zaczął głaskać ją po głowie i karku. Czuł jej dłoń kreśląca palcem coś po jego skórze. W innych okolicznościach skończyłoby się to rozbudzeniem, aktualnie? Spokój zaczął na niego spływać. Nigdy nie wybaczył sobie, co wydarzyło się w Szkocji. Bliskość kobiety, jak zawsze w takich chwilach, uspokajała rozbiegane myśli. Po chwili usłyszał, jak oddech jej się wyrównał, a serce jej nieco zwolniło do mniej skołatanego, sam pozwolił sobie na chwilę wypoczynku, najpierw okrywając ich jednak kocem. Słysząc, jej nagle zadane pytanie zamyślił się na chwilę. - Zły nie.. - Mogła wyczuć jednak, jak by chciał powiedzieć coś jeszcze. Jednak nie kontynuował. Nie teraz.




_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Zaciśnięte usta, lekko drgające wargi. Nic nie rozumiał, po prostu nic. Nie było go tam, nie wracał przez tysiące nocy do tamtych chwil, nie widział chudnącego ciała i coraz bardziej wystających kości. Nie widział rezygnacji w oczach. Nie widział tego, co widziała ona. Nie słyszał tego, co przeklęte wampirze zmysły pozwalały usłyszeć jej. – On miał wybór, Horik. – głos cichszy od szeptu, gdy odsunęła się, znów, zbierając się do kupy, przecierając skronie i szyję. – Miał pieprzony wybór. Ale go nie dokonał. – nie powiedziała jednak nic więcej, bo po prostu nie mogła. Nie mogła powiedzieć wprost, jak wyglądała prawda, jakie ścieżki były przed nimi w obskurnej celi obozowego piekła. Bo w jednym jedynym wilkołak miał rację – chciała żyć. Nie chciała umierać, nie chciała tam zdechnąć. I za to przeklinała się dzień po dniu. Tyle, że nie była w stanie przyznać się do tego na głos, że pozwoliła na to, że nie zrobiła nic więcej, że nawet nie protestowała… A przecież mogło być inaczej. Czy gdyby wtedy ona dokonała właściwego wyboru, czy nie żyliby teraz obydwoje?

Świat był piekłem, które nie robiło nic, tylko otaczało ogniem, chcąc dostać się do środka i spalić to, co jest za murami. Tyle, że jej mury zaczynały się rozpadać, zaczęło się od pęknięć, coraz większych i większych, aż w końcu wszystko runęło niczym domek z kart, pozwalając płynnej lawie wlać się do środka i zatopić to, co było w środku. - Bullshit. – powiedziała tylko krótko. Przełknięcie śliny, gdy przed oczami przelatywał jej każdy jeden moment, wyryty w pamięci niczym dłutem w kamieniu. Jakaś jej część chciała, by spytał. Spytał i tym samym pozwolił wykrzyczeć całą już prawdę, co mogła zrobić, czego nie zrobiła i dlaczego to ona ponosi winę, bez względu na to, co mówił. Inna część? Błagała, by nigdy w życiu nie spytał o wybór, który mieli. Jeszcze inna chciała nie pamiętać tego, co się tam działo. Smrodu krwi. Szpitala. Wielu innych zapachów. Spojrzeń. Krzyków. Nie straciła godności uciekając od Inkwizycji, nie. Godność straciła właśnie w Oświęcimiu, gdy była w stanie zrobić wszystko, by tylko przetrwać. By pozbyć się bólu. I przetrwała. Ale… za jaką cenę?

Wydawało się, że jest spokojna. Bo nawet i była. Po prostu odłożyła to wszystko na bok, żeby nie zwariować, jak w momentach, gdy dochodziła do siebie po tym, jak wyniósł ją z obozu. Prawdę mówiąc, choć nierzadko twierdziła inaczej, nie pamiętała tego nawet. Gdzieś w mroku pamiętała tylko smak krwi a potem palenie w żołądku, ale nic więcej. Potem leciały jakieś urywki. Nigdy nie miała odwagi zapytać, co konkretnie mówiła w chwilach majaków i koszmarów. Wiedziała, czyje imię krzyczała, ale to było później. Wcześniej? Nic. Jedynym szczęściem było to, że niepytany Marcus nie mówił o tamtych dniach. To były cholernie mroczne dwa lata. Medytacja pomagała i teraz, zwłaszcza gdy oprócz zapachu tuż przy nosie poczuła jeszcze koc na ramionach. Czasem sama nie rozumiała własnych uczuć. Ani emocji. Ale w takiej pozycji, wciśnięta w drugie ciało czuła się po prostu bezpiecznie, a to dawało szanse, że kolejne noce uda jej się zasnąć. – Ale? – spytała cicho, stosunkowo niezobowiązująco, ale słyszała te niedopowiedzenia w odpowiedzi. – Mów, wilczku. – mruknęła cicho. – Nie powiesz mi niczego, czego bym sama nie wiedziała. – dodała, uśmiechając się w ten ponury sposób. Była okropną osobą, zagubioną we własnych tajemnicach i niedopowiedzeniach. Nigdy nie powinna dołączać do Rady. Zacisnęła lekko dłoń na boku Marcusa. – Nie pozwoliłbyś mi zniknąć, prawda?

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Dostrzegł, jak zacisnęła usta, jak drgała jej warga. - Skoro miał, to wybrał najlepsze z jego perspektywy rozwiązanie. - odpowiedział, po czym wstał, usadzając kobietę na łóżku, ruszył do barku, dając kobiecie jednocześnie chwilę na ułożenie myśli. Sobie z resztą też. Widział, jak walczy wewnętrznie ze sobą, a on postanowił jej nieco to ułatwić.



Jej wcześniejsze słowa odbijały się echem. Nie był zły, to była prawda, jednak jej słowa ubodły go. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie powiedziała tego specjalnie. Ich relacja od początku była nazwijmy to intensywną, jednak przez ostatnie 80 lat, mocno zacieśnili ją. Jeśli jednak było to dla niej nic, tak jak zapewne palnęła przez przypadek, to był to nóż w serce. Nóż, z którym nie chciał się pogodzić.

Podszedł do niej ze szklanką z jej ulubionym drinkiem, po chwili zdając sobie sprawę, że wcześniej już mieli nalane szklanki. Chrzanić to, nie zmarnują się. Jednak nie zamierzał na razie odpowiadać na jej pytanie. Usadowił ją znów na swoich kolanach, obejmując ją delikatnie. Nie dawał jej odczuć tego, co kołatało mu się w głowie. Miała na razie dość kłopotów. Na tę rozmowę jeszcze przyjdzie czas. - Nie pozwoliłbym. - odpowiedział jedynie i upił solidny łyk ze swojej szklanki, w której miał tradycyjnie Irish Whisky. - To wytłumacz mi, co tam się wydarzyło. Skoro tak usilnie uważasz, że nie mam racji. Co tam się wydarzyło i jaki wybór miał? Powiedz w końcu wszystko. Wyrzuć to brzemię w końcu z siebie. Pozwól wypłynąć temu wszystkiemu. Chyba że wolisz, żebym sam zobaczył. - ostatnie zdanie powiedział szeptem. Mogła domyślić się, że chodzi o sczytywanie wspomnień. Nigdy tego na niej nie robił. I niekoniecznie chciał robić to teraz, lecz jeśli miało to jej cokolwiek ułatwić był an to gotów.


   
   
  

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Odprowadziła Marcusa wzrokiem. Choć zagubiła się we własnych myślach, choć znowu przyszło jej rozpamiętywać pewne sprawy, potrafiła dostrzec, że pewne rzeczy się zmieniły. Coś było nie tak w tym, jak się zachowywał, jak patrzył na nią. Nie miała pojęcia, o co właściwie chodziło, nie była świadoma, jak zrozumiał jej poprzednie słowa z bolesnej opowieści.

Lepiej było jednak poruszyć to prędzej niż później. Zanim cierń w sercu stanie się zbyt mocny, zanim kłucie stanie się jątrzącą się raną. Mówiąc "nic" w żadnym wypadku nie myślała o ich relacji, bo to dzięki niej właśnie miała siły do walki o dalszą egzystencję. W końcu wilkołak odpędzał jej koszmary... Naprawdę sądził, że to było nic?

Wzięła drinka w łapki, wracając do wygodnej pozycji na jego kolanach i oparła się o niego ramieniem. Widziała, że zignorował jej pytanie. I wiedziała, że zrobił to specjalnie. Może i nie chciał jej dokładać, ale pewne sygnały były oczywiste, a Sel dobrze go znała. Coś było nie tak z tym, co powiedziała. Westchnęła, upijając kilka łyków drinka, rozkoszując się jego smakiem.
- Marcus... Wilczku... Przepraszam. - powiedziała miękko, dotykając palcami jego policzka. - Widzę, że zrobiłam coś nie tak. Dużo takich rzeczy było, dzisiaj i wcześniej, przepraszam za to. Nie chciałam Cię zranić moim ukrywaniem wszystkiego. Po prostu nie chciałam, żebyś się martwił. - uśmiechnęła się smutno, na chwilę opierając czoło o jego. Nie wiedziała, czym konkretnie mogła zajść mu za skórę aż tak, które z jej gestów tak bardzo go wycofały teraz. Naprawdę wolała, by powiedział to od razu. Powolutku, acz bez przerwy dopijała drinka, chcąc jakoś strawić gorzkie wspomnienia. Szybko więc opróżniła szklaneczkę, uśmiechając się lekko do bursztynowego płynu w szklance wilka. Sama nigdy nie lubiła whisky i jej smaku. - Kiedyś chciałam tak zrobić. Wyjechać w cholerę, daleko, nikomu nic nie mówiąc... Ale potem pomyślałam, że w życiu byś mi na to nie pozwolił. Nie myliłam się. - uśmiechnęła się lekko, ale bardziej z rozczuleniem. Tylko po to, by zaraz potem jej ciało zamarło, a serce opuściło jedno uderzenie lub dwa. - Nie! - zaprotestowała ostro, łapiąc za szklankę w jego dłoni i po prostu dopijając jego whisky. Szybko się rozkaszlała, ale mimo tego nadal starała się zaprotestować. - Nie rób sobie tego. Nie wiem, ile się domyślasz, ile wyciągnąłeś z moich majaków, ale nie rób tego. Wiem, że masz o mnie lepsze zdanie niż ja sama, więc... Po prostu go nie niszcz sobie. Moje wspomnienia tamtego czasu to bagno, w które nie powinieneś się zagłębiać, bo utoniesz... A tego, o co pytasz, i tak w nich nie znajdziesz. - wyszeptała, w końcu, zamykając oczy, pozwalając na to, by jedna łza spłynęła po twarzy. Alkohol, pytanie, a w końcu sama chęć wyrzucenia tego z siebie sprawiły, że gdy padło pytanie, to po prostu odpowiedziała. - Wtedy ja miałam wybór. W pewnym momencie, gdy byłam już osłabiona, ale on jeszcze nie. Wiesz, dlaczego jestem winna jego śmierci? Bo mogłam ocalić jego życie. Wystarczyło przebić żyłę, zmusić go, żeby wypił moją krew i żeby poszedł po wsparcie. Wróciłby po mnie przecież, nie zostawiłby tam. Mogliśmy żyć oboje. Ale nie. Przedłożyłam własne życie nad życie kogoś, kogo kochałam, niechaj będę po tysiąckroć przeklęta. Mogłam ocalić nas oboje, ale nie. Bałam się, że nie zdołam wytrwać. Że nie doczekam. Nie chciałam umierać ani wtedy ani nie chcę teraz. Więc zabiłam jego. Powolną, okrutną śmiercią z rąk zwyrodnialców. - odwróciła głowę w bok, nie chcąc widzieć potępiającego spojrzenia. Bo tego się właśnie spodziewała, potępienia, bo sama potępiała siebie cały czas. - Dalej twierdzisz, że nie miał wyboru? Że koniecznie musiał oddać swoje życie za moje? Mógł mnie osuszyć, a potem wrócić. Jeszcze zanim moja krew przestała mieć wartość.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Na pewno nie sądził, że to nic, dlatego zareagował tak na jej słowa, czym innym było to czy dobrze je zinterpretował. Nie zmieniało to faktu, że teraz miał ważniejszą rzecz do ogarnięcia niż własny ból. Selka wymagała pocieszenia. To było najważniejsze. Resztę mogli wyjaśnić sobie potem. Wiedział, że wyjaśnią sobie wszystko prędzej czy później. Widział, że zrozumiała po jego zachowaniu, że coś jest nie tak. Trwał jednak przy swoim, nie teraz, wyjaśnią to sobie potem. Na jej przeprosiny skinął delikatnie głową. - Wiesz dobrze, że niemożliwym jest to, żebym nie martwił się o ciebie. I będę to robił do końca swoich dni. Ainur kochanie, jesteś dla mnie zbyt ważna i zbyt cenna, żebym nie martwił się o ciebie. - zamilkł. Mimo słów, które powiedziałaś, dodał wilk w jego głowie. Dobra nie jątrz, nie wiemy tak naprawdę czy to właśnie miała na myśli. Odpowiedział wilkowi. Uśmiechnął się do niej delikatnie, kiedy zetknęli się czołami - Nie martw się na zapas, masz dość zmartwień. - po tych słowach ucałował ją delikatnie.

Widział, jak skrupulatnie dopiła swojego drinka- Nie mówię wcale, że by ci się to udało, ale czemu tego nie zrobiłaś? - zapytał, mimo wszystko żywo zainteresowany. - Sądzę, że moja zgoda lub nie to nie jedyny powód - dodał, nieco się uśmiechając. - Oczywiście, że bym ci na to nie pozwolił. Co do tego nie mam nawet cienia wątpliwości. - dodał, spuszczając nieco wzrok. Jej gwałtowna reakcja i ruch, jakim wyrwała mu szklankę z ręki, nieco go zdziwiła. Nie spodziewał się takiej reakcji na swoje słowa. - Słoneczko przypominam ci, że mam więcej krwawej historii w swoim życiorysie niż ty, myślisz, że jedno życie i trudne wybory to miałoby zrobić na mnie wrażenie? - odpowiedział, spoglądając jej z nutą smutku w oczach i głosie. Wiesz, że gdybyś poznał jej wspomnienia, lepiej zrozumiemy wszystko. Powiedział Wilk, mężczyzna zastanowił się chwilę nad słowami bestii. Owszem, ale nie zrobię tego wbrew niej. Wolałbym dostać na to jej zgodę, to nie Thomas, zdaje sobie sprawę z tego, że to, co mi powie, przepuszczone jest przez jej postrzeganie świata, a rzeczywistość jest zgoła inna. odpowiedział Wilkowi. Przetarł palcem spływającą łzę

Z uwagą wysłuchał jej monologu. Kiedy odwróciła głowę, zamyślił się na dosłownie sekundę. - I widzisz, miał ale uznał, że ten wybór jest zbyt ryzykowny. Spójrz na to z innej strony. A co jeśli on wiedział, że nawet gdyby zrobił tak jak mówisz, nie miałby możliwości powrotu po ciebie? Bierzesz to pod uwagę? Wiesz znając go, co prawda krótko, ale jednak uważam, że brał taki scenariusz pod uwagę. Tylko pomyśl, nie wiedziałaś, gdzie był Louis, nie wiedziałaś, gdzie jestem ja. Jaką miał pewność, że zdąży. To, że bałaś się śmierci to naturalne. Każdy z nas się jej obawia. Niewielu jest takich którzy na nią czekają. - po tych słowach odwrócił na chwilę wzrok. - Musisz zrozumieć, On mógł wiedzieć, co wam podają, zakładając, że on dostawał to samo. A jeśli był tam dłużej niż ty, nie miał wyboru. Wiedząc, że jest w gorszym stanie niż ty, dokarmiał cię własną krwią, nie zważając na swoje życie. Jeśli przekalkulował to, że masz większe szanse przeżycia niż on, zrobił to, co słuszne. - Położył jej rękę na policzku i skierował ją do siebie, tak by móc spojrzeć jej w oczy. - Ciebie udało mi się uratować, bo miałem to niebywałe szczęście mieć niemiecki mundur, i dokumenty. W innym wypadku zginąłbym tam razem z wami. - mówiąc to, cały czas patrzył jej głęboko w oczy - Ainur zrozum, on nie miał innego rozwiązania, wybrał mniejsze zło. Przestań się obwiniać, Strach przed śmiercią to nie jest hańba. Każdy z nas się tego obawia. - odpowiedział a Wilk dodał w głowie A nieliczni na nią czekają.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Interpretacje bywały bardzo różne. Do wszelkich zmartwień dodał więc jej jeszcze siebie, bo za bardzo nurtowało ją, co takiego mu powiedziała, że teraz był… po prostu taki. Ale wiedziała też, że wołami tego z niego nie wyciągnie, skoro aktualnie nie chciał mówić. Cholerny wilczy upór, ot co. To jak rzucać grochem o ścianę, niczego się nie dowie, póki futrzasty reaktor nie zdecyduje się powiedzieć czegokolwiek sam z siebie. Pacnięcie w łeb mogłoby go trochę sprowokować, ale… nie chciała wyciągać na siłę. To było coś na zasadzie szacunku do jego osoby. – Naprawdę nie masz lepszych rzeczy do roboty niż martwić się o mnie? Kiedyś wpakujesz się przez to w ogromne kłopoty… I po co. – wytknęła mu, ale było to podyktowane po prostu troską. To było słychać w jej głosie i widać w oczach. Jednak było coś w tych słowach, co sprawiło, że zrobiło jej się chociaż odrobinę lepiej. Nawet jeśli czuła się dziwnie z tym, że jest dla kogoś nadal ważna, mimo wszystkiego, co spieprzyła, to jednak… to było miłe. – Naprawdę. Moje zmartwienia to nic. Głupoty nie da się naprawić, zwłaszcza mojej. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią. Co mam zrobić, żebyś się nie zamartwiał? – uśmiechnęła się kątem ust, chcąc chociaż odrobinę go uspokoić,  żeby nie musiał się martwić, co jeszcze odwalił. To już nie był ten etap, że szukała sposobu, jak całkowicie usunąć się ze świata. Wręcz przeciwnie, teraz akurat chciała żyć. Nawet jeśli czasem na to nie wyglądało, zbyt wiele dla niej znaczył, by mogła ot tak sobie odpuścić przebywanie na tym marnym padole.
 
Alkohol miał tę jedną wadę, że zawsze ją bardziej otwierał. Robiła się bardziej szczera, czasem nawet odrobinkę nieśmiała, ale zawsze wtedy było jej łatwiej mówić o trudnych rzeczach, nie tłumić swoich odczuć czy emocji. Czy Marcus wykorzystywał ten fakt? Tak. Czy była tego świadoma? Oczywiście. Czasem się po prostu inaczej nie dawało. A teraz pomagał mu fakt, że upijała się bardzo szybko. Uśmiechnęła się krzywo do własnych myśli, rozważając pytanie. – Powodów było kilka. Ale tak, jednym z nich był fakt, że byś mi na to nie pozwolił. I to nie w sensie, że byś mnie próbował znaleźć, bo gdybym chciała, zapadłabym się pod ziemię, ale… Pamiętam, jak na mnie kiedyś patrzyłeś. Te kilka dekad temu. Jak obawiałeś się spuścić mnie z oczu. – uśmiechnęła się smutno, sięgając po stojący na stole kieliszek z alkoholem. Upiła kolejny łyk, tym razem wolniej, wbijając wzrok w wypełniający szkło płyn. – Nie chcę się z Tobą kłócić. Po prostu. I choć ucieczka przed wielkim, złym wilkiem może być ciekawa i zapewnić sporo rozrywki, tak zwyczajnie… nie chcę. Nie w taki sposób. Nie chcę znowu ukrywać się i uciekać. Przeżyłam to, więc nie pali mi się do powtórki. Jak będę chciała pobyć sama, to raczej to uszanujesz… O ile nie będzie to trwało za długo. – przeczesała włosy, śmiejąc się cicho. Za dużo mówiła, jak zwykle. Za wiele zdradzała o sobie, o swoim kłębowisku uczuć. Zawsze mogła potem się wyprzeć, ale inna kwestia, czy ktokolwiek naprawdę w to wierzył. Whisky paliła w gardle, wywołując kaszel, ale czuła się przerażona faktem, że mógłby zobaczyć to, co przeżyła, że mógłby widzieć, jak bardzo… upadła. Miała gdzieś, co myślą o niej obcy. Ale Marcus? Louis? Liska? Nie chciała, by myśleli o niej źle. Po prostu. Spojrzała na wilka gniewnie, mordując go wzrokiem. Już wiedziała, czego chciał. – Ty chcesz kurwa mojej zgody! Nie ma chuja we wsi. W życiu jej nie dostaniesz, możesz mnie w tyłek ugryźć. – syknęła gniewnie, ale… czy to był naprawdę gniew? Bardziej brzmiało jak panika. Strach. I jakaś taka prośba z cyklu „nie rób sobie tego”.
 
Skrzyżowała ręce na piersiach, słuchając go. Każde z tych słów trafiało do niej, oczywiście, że tak, ale jednocześnie było w nich coś więcej, przede wszystkim dlatego, że nie umiała wyjaśnić, dlaczego to rozumowanie było błędne. Bo było błędne, to nie ulegało wątpliwości. – Nie wiem. Nie wiem, czy podawali mu to samo. Jeśli tak, znosił to o wiele lepiej niż ja, bądźmy szczerzy. Ryuu był… był idealistą. Nie pomyślałby nawet o tym, by zrobić coś takiego. Nie zraniłby mnie w taki sposób, bo to był Ryuu. Honorowy do szpiku cholernej kości, pieprzony marzyciel i obrońca. – uśmiechnęła się gorzko, spijając gorycz każdego jednego słowa. – Dlatego to ja powinnam mu to zaproponować. Ba, nawet nie proponować – zmusić, żeby to zrobił. Żeby wyszedł, poszedł po pomoc i wrócił. Albo po mnie albo mojego trupa, nieważne. On miał dla kogo żyć. Poświęcanie się dla kogoś takiego jak ja było najgłupszą opcją na świecie. Miałam powiedzieć mu tyle rzeczy, gdy wyjdziemy z obozu… I nie powiedziałam nic. Może masz rację, że ten ciężki idiota tak myślał. Może. Przeżyłabym bez jego krwi. Przeżyłam nawet, bo minęło sporo czasu pomiędzy rozdzieleniem nas i Twoim przybyciem. Mogliśmy żyć oboje… A tak zabiłam go. – wyszeptała z rezygnacją w głosie, jednak bez protestów pozwoliła mu na przesunięcie swojej głowy. I wcale nie uciekła spojrzeniem. Może coś w końcu zaczęło do niej trafiać, ale było to raczej wątpliwe. Tak łatwo nie przestanie się obwiniać, widząc teraz zbyt wiele dróg, którymi wtedy mogła kroczyć. – Przyszedłeś w ostatniej chwili. – powiedziała cicho i wprost. – Miałam tak bardzo dosyć… To był ostatni zryw z mojej strony, Horik. Ja wiedziałam, że żywa stamtąd nie wyjdę. Chciałam zabić pierwszego Niemca, który tam wejdzie i dać się zabić na świeżym powietrzu albo wyjść na słońce. Było mi to zwyczajnie obojętne, tak czy tak nie daliby mi żyć. Raz chcieliśmy uciec, więc patrząc po tym, co wtedy się działo… Drugi raz nie uszłoby nam to płazem. I nie mów tak, że byś zginął. Coś… coś by się wymyśliło. – szepnęła, kolejny raz tej nocy tracąc po prostu grunt pod nogami. Odetchnęła głębiej i pokręciła głową. – Strach przed śmiercią nie. Ale hańbą jest przedłożyć własne życie nad życie tych, których się kocha. A to właśnie zrobiłam. I muszę z tym żyć, Horik. Do końca świata, póki nie zabije mnie to, co mi zrobili.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Naprawdę uważasz, że niczego dobrego nie dało to, że żyjesz? Patrząc na ostatnie 80 lat kochanie, śmiem stwierdzić, pomijając oczywisty temat twojej choroby, że to najlepszy okres w mojej i mam nadzieje twojej historii. Nie wiem, czy to miałaś na myśli, mówiąc, że nikomu to nie pomogło, ale te słowa zabolały. Jestem mu wdzięczny za to, co zrobił. Gdyby nie to, nie wiem, czy byłbym tu w sojuszu. - postanowił jej jednak wyjaśnić to, co mu chodziło po głowie. Widział jej zmartwienie, kiedy patrzyła na niego. - Już się wpakowałem - zaśmiał się, a ona mogła wyczuć, że było to powiedziane żartem. Dostrzegł też lekką zmianę w jej oczach, jak by to jej zdanie zdjęło z niej jakiś wewnętrzny ciężar. - Zawsze możesz pocieszyć się tym, że jest taki jeden wilkołak, który przez własną głupotę ma tendencje do wpakowywania się większe kłopoty. - pochylił się, dając jej delikatnego całusa tuż nad nosem. - Tego nie da się zrobić. - szepnął jej do ucha - Jak już mówiłem, po mojej rodzinie, obiecałem sobie, że nikogo więcej, z ważnych dla mnie osób, nie stracę. A ty jesteś dla mnie ważna Ainur. - Powiedział cichym tonem.

Alkohol zdecydowanie ułatwiał otwieranie się i zdecydowanie dodawał odwagi, ale czy faktycznie było to jego celem, kiedy podawał alkohol? Oczywiście, że nie. Miał aktualnie nie za dobry humor, cała ta głupia sytuacja, problemy, które nie chciały się kończyć, a jedynie się nawarstwiały. Rozmowa z kobietą i jej dzisiejsze rewelacje również nie napawały do optymizmu. Podał alkohol, bo sam miał ochotę się napić, a nie wypadało pić samemu. Skinął głową na jej słowa potwierdzające to, co sam powiedział wcześniej. - Obawiam się, że jesteś w błędzie. Jeśli taka byłaby potrzeba, znalazłbym cię nawet na samym krańcu świata i żadne twoje zabiegi by mi w tym nie przeszkodziły. - znów uśmiechnął się delikatnie, a słysząc jej kolejne słowa, musiał zareagować - Nie używałbym czasu przeszłego kochanie, po prostu teraz mam większe możliwości nie robić tego osobiście. - znów ucałował ją w czubek jej ślicznego noska. - Oczywiście, że uszanuję, ale musisz być świadoma tego, że nawet tam będzie cię ktoś miał na oku. Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze. - po czym odnosząc się do jej wcześniejszych słów, warknął komediowo - Wielki zły wilk zdmuchnie wszystkie domki, choć by i murowany, bo ten wilk jest silniejszy niż tamten - parsknął śmiechem.

Jej nagły wybuch nieco go zaskoczył. Nie miał zamiary jej do tego namawiać. Zasada była prosta, jej wspomnień nigdy nie miał zamiaru czytać, bez jej zgody. Nie chciał jej namawiać do tego, ale osobiście uważał, że byłoby o wiele prościej, i rzetelniej. Widziałby wszystko, co tam się wydarzyło bez jej interpretacji. Jednak się nie odezwał. Zaczął uważnie słuchać tego, co ona miała do powiedzenia.

- Sel kochanie nie miał innego wyjścia, widziałem go, albo to, co z niego zostało. Widziałem, w jakim stanie byłaś ty. Uwierz mi, gdyby nie on albo zginęlibyście oboje, albo ty sama. On nie byłby w stanie opuścić nawet budynku. Ilość strażników, która stałaby mu na drodze, byłaby problemem nawet dla mnie. To było dla was awykonalne. We dwójkę, o ile bylibyście w pełni sił może, zaznaczam może, dalibyście radę. W pojedynkę nie. - powiedział o dziwo spokojnym, ale i smutnym tonem. - Niestety kochanie mamy czasem takiego pecha, że nie mamy możliwości, powiedzieć ostatniego kocham cię, ani tego, co chcielibyśmy przekazać naszym bliskim. Czy choć by ostatniego dziękuje. - Powiedział z głębokim smutkiem. - Pamiętam jak dziś i do dziś nie mogę darować sobie tego, jak wiele słow nie powiedziałem do swojej zony przed jej śmiercią. Jak wiele rzeczy nie zdarzyłem powiedzieć swojej siostrze, zanim Louis ją wyssał. Tak wiele osób odeszło, którym zabrakło, choć by głupiego dziękuje, za to, co dla nas zrobili, głupiego dziękuje za to, że byli częścią naszego życia. Zbyt wielu ludziom nie powiedzieliśmy wybacz, za błędy które popełniliśmy, czy za to ze nie przyszliśmy na czas, kiedy byliśmy naprawdę potrzebni. - głęboki smutek był dominujący w jego tonie głosu. - Też powinienem obwiniać się za to, co stało się z moją rodziną, bo gdybym.. - zamilkł. Selena znała tę historię, a on nie chciał na razie do niej wracać. Mimo upływu lat. - Albo zginął razem z nimi.

- Wiem księżycu i miałaś niebywałe szczęście, że tam mnie akurat wysłali i że akurat zaszyłem się w niemieckim SS. Gdyby nie szereg zbiegów okoliczności, nie wiem, czy bym zdążył, nie wiem, czy w ogóle bym tam trafił. - mówił lekko podniesionym tonem. Nie było w nim złości, bardziej nerwowe emocje, emocje tamtych chwil. - Tak, że tak zginąłbym, bo bym tam nawet nie wszedł bez munduru. A wiedząc, że tam jesteś, starał się tam wejść za wszelką cenę. Sama widzisz, że nie mieliście szansy podjęcia walki nawet we dwójkę, on sam też niewiele by zdziałał. Nie miał wyjścia albo przeżyjesz ty, sądząc po twoich słowach, byłaś tam później, wiec byłaś mniej zniszczona, fizjonomie niż on. Wybór miał prosty albo utrzyma cię przy życiu, najdłużej jak się da, licząc na to, że ktoś Cię stamtąd wyciągnie, albo zginiecie oboje. Wybrał i nie ma co z tym dyskutować. - wyrzucił te słowa z siebie. Słysząc jej kolejne słowa, musiał dodać jeszcze coś. - Ty ze swoją hańbą żyjesz zaledwie 80 lat i nie miałaś wyboru kochanie, mów co chcesz, nie miałaś innego wyjścia. Wiesz o tym, ale nie chcesz tego zaakceptować. Rozumiem. Ja ze swoją żyje ponad prawie 500 lat, z drugą, ponad 300. Ja miałem wybór i gdybym postąpił nieco inaczej, do tej tragedii nigdy by nie doszło. - spojrzał jej znów głęboko w oczy. - Czy żałuję? Owszem i nie raz rozważam, co by było, gdybym postąpił inaczej. Czy bym cokolwiek zmienił z aktualnej perspektywy? Nie, bo gdyby nie taki, a nie inny przebieg wydarzeń nie byłbym tu, gdzie jestem. Tu gdzie mi dobrze. - pochylił się i pocałował ją delikatnie w usta. - Nie zmieniłbym niczego. Zbyt wiele mam teraz do stracenia.


   

   

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Nosek Seleny delikatnie się zmarszczył, gdy wilczek w końcu zaczął mówić. W pierwszej chwili po prostu nie rozumiała, o co mu właściwie chodzi. Nie skojarzyła swoich słów, a potem była zbyt zaskoczona wybuchem złości jego, emocji swoich i nie połapała się, w jak duże nieporozumienie wpadli. Im dłużej jednak mówił, tym więcej do niej docierało i w jednej chwili poczuła lodowaty chłód pełznący po plecach. Czuła, jak krew odpływa jej z twarzy, a w gardle pojawia się gula. Otworzyła usta, lecz nie wyszło z nich ani jedno słowo, nie była w stanie wydobyć z siebie głosu, nie potrafiła ująć w cokolwiek spójnego chaosu, który kłębił się w jej głowie. W końcu jednak osunęła się na kolana, przed nim, na podłogę, czując, że oczy zaczynają się jej szklić łzami z czystego przerażenia. - Na wszystkich bogów Horik... - udało jej się w końcu wykrztusić. Czuła, że panika bierze ją w swoje szpony, ale musiała ją zwalczyć, musiała to wyjaśnić, dla niego, dla siebie... po prostu musiała. - To kompletnie nie tak... Jak właściwie mogłeś tak pomyśleć... Ja nigdy w życiu... - zaczęła się plątać, by w końcu opuścić głowę i wtulić się w jego kolana, obejmując mocno ramionami. Nie obchodziło ją, jak to mogło wyglądać z boku, nic się w tej chwili nie liczyło, poza tym, co właściwie pomyślał. - Te ostatnie 80 lat było jednymi z najszczęśliwszych w całym moim życiu. Pomijając moje problemy z głową, najlepsze. Nigdy, przenigdy nawet przez chwilę w mojej głowie nie powstała taka myśl! Do cholery, gdyby nie Ty, byłabym trupem. Nie mówię o tym, że mnie wyciągnąłeś, ale o tym później. Nie wyszłam na słońce tylko i wyłącznie przez Ciebie, a raczej dzięki Tobie! - oddychała płytko, szybko, mocno zaciskając ramiona, ale głowę teraz już uniosła. Była przerażona, nawet sama nie wiedziała czym. Ale myśl, że mogłoby go nie być w jej życiu była zbyt okrutna nawet dla niej, a w końcu uważała, że zasłużyła na każdą karę. - Przepraszam! Przepraszam, że tak to zabrzmiało, przepraszam, że Cię zraniłam, nigdy, absolutnie nigdy nie mówiłam o Tobie, o nas i tym, co mamy... Przepraszam, że nie wyłapałam tego wcześniej, mogłam sprostować to od razu... Miałam na myśli tylko i wyłącznie mnie i Ryuu, a raczej konkretniej mówiąc moje zdrowie. Chodziło mi o to, że karmiąc mnie krwią nie pomagał ani sobie, bo tylko słabł, ani mnie, bo mój stan i tak się pogarszał. Rozumiesz teraz? Powiedz, że rozumiesz... - była przerażona i nie kryła tego. Może jej reakcje były irracjonalne, pewnie tak, ale Marcus był jedną z bardzo niewielu osób, których utrata mogłaby ją zwyczajnie załatwić na zawsze. Nie wyobrażała sobie, co by się stało, gdyby go zabrakło. Przymknęła oczy, czując, jak ją cmoknął, próbując uspokoić oddech. Już dawno stał się dla niej kimś o wiele ważniejszym, niż tylko przyjacielem i kochankiem. Egoistycznie po prostu go potrzebowała obok siebie. - Wszystko się da, Horik... Ty też jesteś dla mnie ważny, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo. Więc po prostu nie rób nieodwracalnych głupot i ze mną zostań, dobrze? Tak długo, jak będę żyła, a w perspektywie czasu to nie będzie pewnie długo. - westchnęła cicho, wtulając się w jego szyję, skoro już nachylił się, by szeptać jej do ucha. Nieśmiało też puściła jego kolana, by objąć go za szyję.

Dawno temu przestała być optymistycznie nastawiona do świata. Zbyt wiele widziała, zbyt wiele się stało, a ilość problemów, które przybywały... Naprawdę chciałaby móc się martwić zwykłymi błahostkami, jednak tak się nie dało. Musiała jednak przyznać, że chociaż jedna rzecz przestała jej przeszkadzać. Kiedyś wilczy stalking ją irytował. Godził w niezależność i dumną naturę zawsze samowystarczalnej, bez względu na to, jak bardzo potrzebowała pomocy. Teraz? Jedynie przewracała oczami, bo choć lubiła czasem odciąć się od wszystkich, wcale nie było tak, że nikt nie wiedział, gdzie jej szukać. A pewnie gdyby coś się wydarzyło, odpowiednia osoba dostałaby tę informację. I ta osoba siedziała właśnie obok niej. - Horik, kochanie. Naprawdę uważasz, że jestem na tyle głupia, by całkowicie wszystkim zniknąć z oczu? To, że czasem lubię, żebyś nie wiedział, gdzie mnie szukać, nie znaczy, że nikt nie wie, gdzie jestem. A w razie co wierz mi, jesteś na moim szybkim wybieraniu. - roześmiała się cicho. Życie było ciągłym szukaniem kompromisów, ale nie miała nic przeciwko. Nie miała zamiaru mówić, gdzie się chowa i kto jej powiedzmy, że pilnuje, ale Marcus mógł być pewien, że na pewno jest to ktoś, kto doskonale wie, do kogo powinien się zgłosić w razie niespodziewanych okoliczności.

Zapewne byłoby łatwiej pokazać mu swoje wspomnienia. Pozwolić zobaczyć, co się tam działo, zinterpretować wydarzenia po swojemu... Nie umiała się przemóc. Nie potrafiła przeżyć, że ktoś jeszcze mógłby widzieć jej upokorzenie, jej ból... To powinno zostać tylko w jej głowie, choć gdzieś z tyłu miała świadomość, że będzie musiała chociaż część opowiedzieć Junowi. Ale to nie teraz. Kiedyś. - Nie przyjmuję tego do wiadomości. Musiała być jakaś droga, musiało być coś, co dało się zrobić. Cokolwiek, by on też mógł żyć. - westchnęła cicho, ale w jej głosie brzmiała już rezygnacja. Broniła się przed tym, broniła przed świadomością, w jak wielkim gównie znalazła się będąc złapaną przez nazistów. Tak naprawdę Marcus teraz niszczył krok po kroku całe jej wyobrażenie tamtych dni, a to też bolało. Bolało zbyt mocno, więc... czy czasem kiedyś nie wyparła z pamięci pewnych rzeczy? - Życie to suka, a potem umierasz, tak? To chcesz mi powiedzieć? - uśmiechnęła się gorzko, w ogóle nie było tam żadnej wesołości. - Miałam mu powiedzieć, dlaczego go szukałam. Miałam mu powiedzieć, że nie jest już sam. Że ma coś... kogoś na tym świecie, dla kogo warto żyć. Ale milczałam. Zbyt wiele razy milczałam i patrz, co mi z tego przyszło. - dodała cicho, lecz zaraz potem potrząsnęła głową. Wiedziała, o czym mówił, opowiadał jej tę historię, jednak jak zawsze, nie widziała w tym jego winy. - Horik, nie. Proszę. Wiesz, co o tym sądzę. To nie była Twoja wina. Nie była. Głupi wypadek, tragiczny w skutkach. Nie mogłeś tego przewidzieć. - zaprotestowała miękkim głosem, przytulając go do siebie, pozwalając mu poczuć swoje ciepłe ciało dzięki wampirzej zdolności. Jak rzadko cieszyła się, że to potrafi. Nie musiał czuć, że przytula zimnokrwistego krwiopijcę.

- Tak, miałam. Niewyobrażalne wręcz szczęście, że po moim postanowieniu to właśnie Ty wszedłeś tam jako pierwszy. Nie wiem, jakie bóstwo wtedy nade mną czuwało, nie jestem wierząca, ale cieszę się, że to byłeś właśnie Ty. Choć domyślam się, że przynajmniej z początku byłam strasznie niewdzięczną suką. - parsknęła cicho, z odrobinę weselszym uśmiechem. Nie wyobrażała sobie, czym by się to skończyło, gdyby Marcus tam nie wszedł w odpowiednim czasie. Z dużą dozą prawdopodobieństwa byłaby po prostu trupem i to takim na amen. A tak po prostu była bardzo wybrakowaną pijawką. - Tak, Ryuu złapali pierwszego. I jesteś głupi, co by Ci przyszło z wbicia tam na pałę? Chyba tylko to, żebym miała na sumieniu kolejną osobę! - oburzyła się, uderzając go niezbyt mocno otwartą dłonią w pierś. Nie podobała jej się ta opcja, wcale a wcale. Faceci jednak byli jacyś nie halo, musiała to przyznać. A poza tym naprawdę nie rozumiała, co im takiego odbijało, by poświęcać się właśnie za nią. - Zawsze jest jakieś wyjście. A wszystko sprowadza się do tego, że trzeba było siedzieć na dupie w Anglii i się stamtąd nie ruszać, jak na dobrą panią domu przystało... Wiesz, nie byłam w stanie sprzedać tamtej kamienicy. Horik, jakkolwiek próbujesz się wyprzeć, zdecyduj się. - powiedziała cicho, patrząc mu w oczy. - Albo ja nie miałam wyboru, ale wtedy Ty również nie, albo oboje dokonaliśmy bardzo chujowych decyzji i przez to ucierpiały bliskie nam osoby. - powiedziała dobitnie, patrząc mu głęboko w oczy. - Zmuszasz mnie, żebym sama przed sobą przyznała się do tego, że jestem jeszcze bardziej egoistyczna niż kiedykolwiek twierdziłam, wiesz? Bo jest mi z Tobą cholernie dobrze i wcale nie chcę tego stracić, nawet jeśli tęsknię za Ryuu. - szepnęła w końcu, lekko spuszczając głowę i trochę nieśmiało odwzajemniając ten delikatny pocałunek. - Nie Ty jeden masz, Horik. Nie Ty jeden, wilczku. - nie dodała jednak nic więcej, bo po prostu nie chciała wyciągać jeszcze więcej smutków. Przecież miała jeszcze czas, może jakimś trafem znajdą lek, nawet jakby miała powiedzieć wszystko i dać się pokroić i znów stać się ofiarą eksperymentów. Byle tylko móc przeżyć.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Widząc reakcję Dziewczyny, dotarło do niego, jak koszmarnie źle ją zrozumiał. Przyglądał się jej uważnie, śledząc każdy skurcz mięśnia, każdy gest. Tylko po to, żeby zrozumieć, jak bardzo się pomylił. Gdy tylko położyła swoją głowę na jego kolanach, podniósł ją i mocno objął ją w swoich ramionach. Słyszał, jak ta zaczęła się plątać, jak zbyt wiele słów próbowała wydusić z siebie, zbyt wiele słów, które tak niewiele oddawały prawda?- Rozumiem kochanie, Rozumiem - odpowiedział spokojnym tonem. Naprawdę rozumiał, może też potrzebował to od niej usłyszeć. - A przestań już pieprzyć głupoty, wymyślimy coś. Może warto pomyśleć nad wtajemniczeniem doktorka? Wiesz ciągle wysyłasz mu swoją krew, a nie mając pełnej wiedzy, nie ma poglądu na sytuacje. - Powiedział obejmując ją i przytulając mocno do siebie. - Poradzimy sobie, znajdziemy na to sposób.

- O nie, nie, kochanie tego nie powiedziałem, i nigdy nie powiem. Wiesz, gdybyś była zdrowa, martwiłbym się mniej. Zdecydowanie mniej, jednak wiedząc, jaki jest twój stan mimo wszystko wolę cię mieć na oku. i o ile rozumiem, że mozesz mieć coś przeciw temu, o tyle ja jestem spokojniejszy jesli któryś z moich wilków ma na ciebie oko. Wiesz dobrze, że chodzi o jedynie twoje bezpieczeństwo. Nic więcej. - powiedział, dając jej całusa w czółko.

Dużo łatwiej byłoby, gdyby pokazała wspomnienia, zobaczyłby to naprawdę, tak jak było, a nie tak jak ona ułożyła to sobie w głowie. Przez chwilę miał wrażenie, że powtarza się w swojej głowie, jak by wcześniej dokładnie takie same myśli krążyły mu po głowie. Z jakiegoś powodu przyszło mu do głowy, Ty nie jesteś Louis. Nie wiedział skąd miał pewność, że gdy tamten poprosi to otrzyma wgląd. - Czemu z uporem dyskutujesz z faktami, do cholery - lekko nerwowy ton pojawił się w jego głosie. - Myślisz, że gdyby była poświęciłby swoje życie? Gdyby był, chociaż cień szansy na przeżycie was obojga, uwierz mi, nie oddałby swojego. - Nie rozumiał, czemu tak ciężko było jej to zrozumieć, mimo to usłyszał w jej głosie coś na kształt rezygnacji. - Owszem życie to suka, z tą różnicą, że my nie umieramy. - zwrócił uwagę na jej zająknięcie. - Kogoś? Czemu mam wrażenie, że nie mówisz o sobie? - zaczął się nad tym zastanawiać. - Gdybyś miała na myśli siebie, sprawa byłaby lekko mówiąc przegrana, oboje umieraliście. - dodał, patrząc Selenie głęboko w oczy. - Była moja wina. gdybym jej posłuchał i został.. - zamilkł i przytulił ją mocno do siebie.


- To prawda, choć na bogów bym tego nie zwalał. Bogowie nie kłopoczą się, takimi maluczkimi jak my. zaśmiał się - To fakt "dalej smakujesz paskudnie" - parsknął śmiechem. - Jeśli miałbym cień szansy, na uratowanie ciebie obawiam się, że podjąłbym ryzyko. - przyjął uderzenie z godnością.
- Nie jesteś egoistką, chęc przeżycia to nie egoizm kochanie. to wola przetrwania, a to jest silniejsze, bo to instynkt przetrwania. To coś ponadto.

   

   
   

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach