Po rozmowie z Cerise, podczas której Renata podziękowała dziewczynie za wyjątkowo osobisty prezent i pobawiła się trochę aplikacją do displeju ustawiając na nim hasło "MAY THE FORCE BE WITH YOU" dla dopingu w biciu rekordu w układaniu Sokoła, starsza wampirzyca opuściła sypialnię Durand. Sahak i Silvan zdążyli już przenieść wszystkie szpargały do ich sypialni, jak ich poprosiła, zamierzała więc zanieść książkę ze starą fotografią do przydzielonego jej pokoju i rozważyć, czy powinna jeszcze wrócić do salonu w głównej rezydencji, by spędzić resztę nocy z rodziną, o ile w ogóle jeszcze tam siedzieli. Rezydencja Maurice'a miała wiele miejsca i rozrywek do zaoferowania. Gdyby trochę się postarali, wszyscy mogli porozpełzać się po sypialniach i salach rekreacyjnych i nie widzieć siebie nawzajem przez kolejny tydzień. Sypialnie jej i Silvana sąsiadowały ze sobą ściana w ścianę, toteż kiedy przechodziła korytarzem, jaki do nich wiódł, zauważyła, że drzwi do pokoju profesora pozostały lekko uchylone, a z środka sączyło się światło. Podeszła i zapukała, nie wchodząc samowolnie nawet mimo niedomkniętych drzwi. Zawsze szanowała cudzą przestrzeń. — Bist du hier, Silvan? Kann ich reinkommen? Zawsze mógł zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, albo udawać, że śpi i głupio przy tym chrapać.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
2023-02-02, 17:30
- Gdyby było bardzo źle nie wahaj się wstrzyknąć więcej - powiedział cicho w odpowiedzi na jej podziękowanie. Nie usiadł z powrotem obok niej na łóżku, czując że stanie daje mu minimalnie większe poczucie kontroli nad sytuacjąi, niż gdyby ciężko opadł na materac. Zerknął na Renatę z troską w oczach. Martwił się. Martwił się o nią i martwił się, że znowu to się powtórzy. Opracowane przez niego zabezpieczenie i jej zapewnienia, że z Sahakiem było lepiej jedynie w niewielkim stopniu potrafiły zagłuszyć ten niepokój. Niepokój, przez który przebijała się złość na… Sam nie wiedział kogo. Samą sytuację? Sahaka? Tę cząstkę umysłu przyjaciela, która nie pozwalała mu opanować się na widok krwi? Ale przecież Renata powiedziała, że to nawet nie było polowanie. I wbrew temu, co mogło wydawać się wampirzycy, gdy skończył w stronę drzwi, naprawdę nie zamierzał urwać głowy Darbinyanowi. Wkurzał się, ale on wciąż był jego przyjacielem i wciąż zamierzał go wspierać, a jednocześnie nawet nie chciał myśleć o tym, co by się stało, gdyby tamten znowu kogoś skrzywdził. Wtedy może rzeczywiście nie rzuciłby się jedynie w stronę szafki. - I na pewno jest teraz lepiej? - musiał się upewnić, że nie mówiła tego jedynie by go uspokoić. - Tahira… Tahira i Halide? Wiedzą o substancjach? Powie im? - Sahak powiedział mu, że obie jego córki wiedziały o jego problemach. Logiczne więc było, by i one miały przy sobie coś na wszelki wypadek. - Ja… Maurice też dostał zestaw. Oczywiście nie wie pod czyim kątem był zrobiony. Odwzajemnił jej spojrzenie i uśmiechnął się słabo. - Gdybym miał komplet informacji, na pewno bym ci powiedział - wyznał cicho i w tej chwili jego brwi zmarszczył się gwałtownie. - Ale nie wiedziałem… Boże Renato. Rok. To było rok temu, a ty nic nie powiedziałaś. - nie wytrzymał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju - Mógłbym ci pomóc. Mógłbym wiedzieć na co uważać. Mógłbym zrobić coś wcześniej.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Constanza Moreau
Liczba postów : 633
2023-02-05, 14:31
Na początku pokiwała energicznie głową, na potwierdzenie, że naprawdę nie czuła się już zagrożona, ale spytana o siostry Darbinyan przygryzła lekko usta. — Zadba o nie. Obydwie są doskonale przeszkolone po tylu latach towarzyszenia mu w podróżach i polowaniach. — Nie czuła się w pozycji mówić, aby Silvan zostawił to Sahakowi i pozwolił jemu załatwiać rodzinne sprawy z córkami, bo przecież dopiero co wyrzuciła mu swój gorzki żal, że jej samej nie powiedział prawdy. To byłaby skrajna hipokryzja. Zwłaszcza że Renata wiedziała o zamówieniu na wekuronium od początku października, po prostu czekała, kiedy przyjaciel łaskawie raczy jej się w końcu pochwalić. — Przysięgam, że sytuacja się poprawiła… zaczęliśmy się znów spotykać, dbać o swoje zmartwienia, remontować mieszkanie… To brzmiało kompletnie trywialnie, jak z jakiejś książeczki do nabożeństwa dla dzieci, ale nadzieja naprawdę miała moc uzdrawiania w ich przypadku. Robienie razem prostych rzeczy, wykonywanie codziennych zadań, jak jeżdżenie na zakupy czy wspólne gotowanie, omawianie tego, co w polityce rodowej ich trapiło i powolne wypełnianie mieszkania na nowo klamotami oraz znajomymi zapachami perfum, tuszu drukarskiego, farb, terpentyny i rosnących w kuchni ziół – to wszystko przynosiło nieopisaną ulgę, pogodą ducha napawała wizja, że znowu będzie stabilnie. Ta stabilność właśnie zdawała się być kluczem do ugłaskania Tigranowych demonów. Im bardziej wracali do swojej normalności, mężczyzna bał się coraz mniej. Przecież nie pozbywa się ukochanego psa, tylko dlatego, że raz ugryzł właściciela ze strachu albo ponieważ nadepnięto mu na ogon. Nie usypia się kota, który wpada w szał, targany bólem po wypadku. Nie przestaje się kochać swojego chorego rodzica pożeranego przez demencję ani dziecka trawionego guzem, który uciska mózg, nieuchronnie wypierając jego prawdziwą naturę, a zastępując ją wybuchami agresji. Takim istotom się pomaga, nie likwiduje. Bo przecież to było raz. Jeden raz. Pojedynczy incydent na ponad trzysta lat wspólnych wspomnień, dzieciństwo spędzone w tym samym domostwie, dojrzewanie na tych samych zielonych polach, pierwsze fizyczne eksploracje szczenięcego zauroczenia, dekady wymiany listów, a potem sto dwadzieścia lat szczęśliwego, spełnionego na wszystkich płaszczyznach związku. Co za ironia; z jednej strony ego Renaty beznadziejnie pragnęło uwagi, współczucia należnego ofierze agresji. Głupia, dziecinna potrzeba bycia żałowaną i pogłaskaną po głowie, wyniesioną na piedestał. Z drugiej natomiast, usprawiedliwianie Sahaka i wygładzanie jego win przychodziło Narine tak łatwo, tak instynktownie – nie chciała, aby inni to robili, ale sama rwała się do tego pierwsza przed wszystkimi, nawet jeśli doskonale wiedziała, że to bardzo niezdrowe i że ani ona, dla własnego dobra, nie powinna tego robić, ani on sam tego od niej nie chciał. Sahak nie przyjmował jej wybaczenia łatwo. Pragnął rozdrapania ran, wiecznej skazy na środku czoła, codziennej pokuty i bicia się w pierś. Patrzenia na twarz Narine i myślenia o tym, jakie spotkało go błogosławieństwo, jaka nieskończona łaska, że nadal miał ją u swojego boku. Była barankiem bożym, niewinną ofiarą złożoną na ołtarzu gór Hayastanu, jagnięciem, które gładziło grzech Sahaka, które za niego i przez niego prawie umarło, jak Jezus za cały świat – i nigdy nie przestało go kochać. Chore. Oczywiście, że nie mogła tego wszystkiego wyznać Silvanowi. Nie w ten sposób. Przecież uznałby, że Renata już do reszty zwariowała. …bo może zwariowała, zaiste? Śliski, śmierdzący wybebeszonymi wnętrznościami pocałunek śmierci poprzewracał jej w głowie. Nigdy wcześniej nie otarła się aż tak mocno o krawędź nieistnienia. Poczucia umierania nie da się do niczego przyrównać. Do niczego. Spuściła znów wzrok i zacisnęła dłonie w pięści, tym razem w swoją skórę wbijając paznokcie. — Ja… nie mogłam przeżywać tego na nowo — wyszeptała, kręcąc głową. Po prostu nie mogła. Nie była nawet w stanie wyrazić słowami – a znała tak wiele języków! – jaka to była trwoga, jaki absolutny, obezwładniający, groteskowy lęk i jaki potworny ból. Jak mogła o tym powiedzieć bez wracania do tego wspomnieniami? — Wcześniej… nie dałabym rady. Nie wiedziała, co więcej mogłaby powiedzieć. To wszystko było stanowczo za bardzo skomplikowane.
_________________
I said, "I would never fall unless it's You I fall into"
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
2023-02-13, 16:57
- Ah… Skoro remontujecie mieszkanie to rzeczywiście wszystko będzie dobrze - powiedział, bezwiednie nadając swoim słowom nieco zbyt ironiczny wydźwięk, niż planował. - Przepraszam. To nie miało tak zabrzmieć - dodał, gdy zorientował się, że jego wypowiedź mogła wyjść znacznie ostrzej. Chciał by wszystko było w porządku, bo naprawdę zależało mu zarówno na Renacie, z którą przeżył więcej, niż kiedykolwiek spodziewał się przeżyć z kimkolwiek, jak i na Sahaku, którego może znał krócej, ale i tak był jego przyjacielem. Chciał by oboje byli szczęśliwi i bezpieczni. Tylko, że w tym momencie to wszystko nieco przykrywała świadomość, że jedno z nich prawie zabiło drugie. Jej odpowiedź sprawiła, że przestał nerwowo chodzić po pokoju. Zamiast tego spojrzał na nią że słabym uśmiechem i w końcu usiadł obok niej na łóżku. Chyba rozumiał czemu mu nie powiedziała. Sam na jej miejscu pewnie postąpiłby podobnie, nie ważne jak długo się znali. Boże jakie to wszystko było strasznie skomplikowane i pokręcone. Jeszcze gdyby był jakiś wzór, czy metoda obliczenia tego, co teraz powinien zrobić. Jak zareagować, ale nie. Sytuacje międzyludzkie jak zwykle musiały wymykać się naukowej logice, a zrozumienie ich wymagało czasu i wzięcia pod uwagę zbyt wielu zmiennych czynników. Nie mógł jednak pozwolić sobie na zagubienie się w tym wszystkim. Nie kiedy potrzebowała jego wsparcia, które sama mu tak często okazywała. Widział jak zaciska pięści w mocnym uścisku. Widział, jak bardzo to wszystko przeżywała. Jego dłonie ponownie powędrowały ku jej, chwytając je delikatnie w uspokajającym geście. - Obiecuje, że gdyby coś podobnego się znowu się wydarzyło to od razu ci powiem - powiedział, powolnym ruchem gładząc kciukiem jej zaciśnięte knykcie. - I wiem, że może być to dla ciebie trudne, ale proszę obiecaj mi to samo. Gdyby coś miało się znowu wydarzyło, nie mówię że tak będzie, ale gdybyś zauważyła, że znowu mu się pogorszyło… Wtedy razem coś wymyślimy. We trójkę. Zawsze ci pomogę, wam pomogę, ale muszę wiedzieć, że coś się dzieje. Proszę.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Constanza Moreau
Liczba postów : 633
2023-03-10, 14:25
Miłość Renaty i Silvana zawsze miała wymiar bardziej intelektualny. To była relacja, która rozwijała się długo, drogą dokładnych obserwacji i wyprowadzania chłodnych, prawie obiektywnych wniosków, był w niej jakiś element ostrożnego szacowania, zapobiegliwości, wstrzemięźliwości przed popełnieniem błędu w równaniu. Oparli się na udanym partnerstwie na polu zawodowym, i dopiero kiedy obliczyli wszystkie zmienne i upewnili się, że nadają na tych samych falach, rozumieją się bez słów, zdecydowali, w pełni świadomie, że z całą odpowiedzialnością za swoje czyny i wybory, wchodzą na wspólną drogę, ramię przy ramieniu. Wpasowało się to w znak tamtych czasów, a jednocześnie było bardziej metodyczne, o wiele dojrzalsze, niż jakiekolwiek konwencjonalne zabiegi "z rozsądku". Swoim racjonalnym podejściem do życia i nauki Silvan wydobywał z Renaty jej najostrzejsze cechy, rafinował jej umysł, pomagając odzierać go ze wszystkiego, co zakłócało jego krystaliczną czystość. Na bok szły palący gniew, który zawsze kotłował się gdzieś pod skorupą porcelanowego ciała, nigdy niepokonany, tylko czasowo poskromiony, trzymany umiejętnie na smyczy; romantyczne, płoche porywy serca, strach paraliżujący umysł, wrażliwość ego, poetycka duchowość. Silvan z wprawą wyodrębniał to wszystko, segregował, klasyfikował i destylował krystalicznie czystą błyskotliwość Renaty. Dzięki niemu swego czasu osiągnęła swoje osobiste mistrzostwo, on swoją osobą nadał jej kierunek jeszcze na wiele dekad po tym, jak zdecydowali się jednak rozstać. Była mu nieskończenie wdzięczna za nieskończenie wiele rzeczy. Istota ludzka nie jest jednak i jeszcze przez długi czas nie będzie jedynie samym rozumem odizolowanym w słoiku. To mózg był przecież ośrodkiem emocji, czyli tego, co często przyćmiewało surowy osąd. Mózg sam siebie sabotował, takie cudowne, mądre urządzenie, a jednocześnie tak wadliwe, tak głupiutkie. Nieważne jak bardzo by się starali, nigdy nie będzie między nimi ani wokół nich sterylnego strumienia niczym nieskalanych zer i jedynek. W końcu to nie serce było ośrodkiem miłości, jak myśleli starożytni w Europie, ani nie wątroba, jak utrzymywano w kulturach Bliskiego Wschodu — tylko mózg właśnie. Epicentrum wszystkiego. Przy Tigranie natomiast zdawało się Renacie, że wszystko jest jednym a jedno jest wszystkim, nagle impulsy neuronów i reakcje chemiczne rozmywały się na coś holistycznego, wibrującego, promieniującego, rozlanego spektrum barw, jakich ludzkie oko nie było w stanie dostrzec. Z miłością do Sahaka się urodziła. Wielbić go było równie instynktowne, odruchowe i łatwe co oddychanie. Nie musiała się tego uczyć, nie musiała się nad tym zastanawiać. Nagle wszystkie lęki, głęboka spirytualność, filozofie, namiętności i ten szaleńczy ogień zawarty w trzonie jej imienia — نار, Nar — doprowadzały ją to do euforii, to do rozpaczy, to do stanów podobnych temu, w jakim znajdowała się teraz, siedząc przy Silvanie, trzymając jego ręce w swoich i zastanawiając się nad tym, jak czasami dorośli mogli być tak dziecinni. Bardzo starała się nie zastanawiać nad tym, co Silvan tak naprawdę o niej myślał w tej chwili. Czy traciła w jego oczach przez swoją odzyskaną uczcuciowość, czy uważał ją za mniej niezawodną, bo przywiązanie i strach o bliskich pokrywało jej oczy mgłą? Odpychała od siebie te rozważania jako nieracjonalne, rozumiała bowiem, że to jedynie spragnione uwagi rozpieszczone ego. Przecież nadal byli przyjaciółmi. Nadal pokładali w sobie zaufanie, po tym wszystkim, co razem przeszli. Jeśli to nie był wystarczający dowód, to nie wiem, co nim było. Renata ścisnęła ręce Silvana i podniosła je, tak złączone razem, do swojej twarzy. Oparła usta i nos na swoich i jego knykciach. Nie był to, technicznie rzecz biorąc, pocałunek, poza przyciśnięciem skóry do skóry jej suche, smutne wargi się nie poruszyły, ale zdecydowanie był to gest z jej strony intymny, pełen zaufania na poziomie stadnym, wyraz przywiązania, zwłaszcza w momencie, w którym trudne emocje blokowały gardło przed formułowaniem słów. Jeśli Silvan jej na to pozwolił i nie odsunął się, siedziała tak chwilę, ze wzrokiem wbitym w podłogę, jakby się nad czymś ciężko zastanawiając, i wreszcie odkleiła twarz od rąk, wyprostowała się. — Promitto. Promitto tibi honestatem, claritatem... ac libertatem, amice. Etiam, libertatem — podkreśliła, wiedząc, że mogło to zabrzmieć nieco dziwnie. A potem przeszła na niemiecki. — Chciałabym móc ci przyrzec, że to ostatni raz, jak składam na tobie ciężar swoich tajemnic. Już wystarczająco długo obarczaliśmy cię odpowiedzialnością za sekrety moje i Sahaka, a proszenie cię, żebyś przez tyle lat pomagał nam ukrywać je przed światem, było wobec ciebie wielką nieuczciwością. Chciałabym… będę starała się robić wszystko, co w mojej mocy, żeby szczerość między nami nie była dla ciebie przytłaczająca. Patologiczna skrytość Renaty sprawiła, że z biegiem lat złożyła całe swoje istnienie na ramiona dwóch mężczyzn. To zdecydowanie zbyt dużo. Zrozumienie i przyznanie, że to, między innymi, było przyczyną obecnego, niezręcznego stanu rzeczy, było doprawdy gorzką pigułką do przełknięcia. Nie lubiła przecież przyznawać się do błędu. — Sahak będzie wiedział, że porozmawialiśmy. Rozumiem, że to trudne dla ciebie… tak samo jak dla nas… Dlatego nie zamierzam utrudniać wam tego jeszcze bardziej. Nie chcę, żebyście unikali swoich spojrzeń przy stole, zastanawiali się, czy drugi się domyśla, czy udaje… chociaż to niech będzie jasne. Chociaż tyle mogę zrobić. Kochała ich obydwu i ich męską przyjaźń tak bardzo, że nawet nie dopuszczała do siebie możliwości jej nadkruszenia.
_________________
I said, "I would never fall unless it's You I fall into"
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
2023-03-13, 20:54
Nie odsunął się, pozwolił Renacie trzymać jego ręce, w milczeniu oczekując na jej dalsze słowa, jakie by one miały nie być, a gdy w końcu padły, w pierwszym odruchu odetchnął z ulgą, przysuwając się do niej nieznacznie. Zaraz jednak dotarł do niego pełen sens jej wypowiedzi, a nie tylko ta część obietnicy, która zapewniała mu wiedzę o podobnych sytuacjach, tak na wszelki wypadek. Zmarszczył brwi i pokręcił głową. Renata próbowała właśnie zapewnić, mu coś czego nie chciał, ani nie uważał, że potrzebował, zwłaszcza że przecież chodziło o coś tak ważnego jak jej zdrowie i bezpieczeństwo, a nie szokujące plotki o wyczynach Rady na przykład. Silvan od zawsze uważał, że w każdym wypadku wiedza jest lepsza od niewiedzy, nie ważne czy chodziło o, czasem żmudne, lub ryzykowne, odkrywanie kolejnych aspektów nauki, czy znacznie bardziej skomplikowane i nie raz cięższe, tajemnice swoich bliskich. Nigdy nie miał nic przeciwko formie w jakiej wiedział o związku Sahaka i Renaty. Czy zrobiłby na ich miejscu tak samo? Pewnie nie, ale szanował ich decyzję i nie czuł szczególnego ciężaru przez powierzony mu sekret. Teraz było oczywiście inaczej. Informacja, która padła z ust Renaty, wywołała w nim skrajne emocje i wiedział, że będzie potrzebować czasu, by się z nią oswoić. Nigdy nie spodziewałby się, że jeden bliski mu wampir, utraci kontrolę do tego stopnia, by zaatakować jeszcze mu bliższą wampirzycę. Martwił się. Chciał im pomóc, znaleźć od razu jakieś rozwiązanie, a jednocześnie najchętniej zająłby się czymś innym, byleby o tym nie myśleć. Nie żałował jednak, że dowiedział się o tym, a gdyby powiedział to na głos, Renata nie wykryłaby żadnego śladu kłamstwa. - Nie chcę jedynie prawdy, o której myślisz, że mnie nie przytłoczy. Chcę byś zawsze pamiętała, że możesz mi wszystko powiedzieć. Emocjami, które to wywoła daj mi się martwić, dobrze? Obiecywała mu też i wolność, więc w duchu tej wolności właśnie decydował, że wolał, by mówiła mu wszystko, a on z nagłą potrzebą zamknięcia się w laboratorium poradzi sobie. Nie wiedząc, co mógłby odpowiedzieć na słowa o Sahaku, był gdzieś pomiędzy chęcią upewnienia się, czy u przyjaciela wszystko w porządku, a oblania go kawą, objął ją ramieniem, spokojnych gestem przyciągając do siebie. Poradzą sobie, będzie dobrze, już było przecież lepiej, a gdyby jakimś cudem miało nie być, to i tak dadzą radę.