No i nadeszły dwusetne urodziny Maurice’a. Wstał jeszcze, gdy słońce było na horyzoncie, po prostu pilotem zasłonił wszystkie okna żaluzjami antywłamaniowymi i mógł harcować po domu ile wlezie. Większość wtedy spała, więc w spokoju zdążył zorganizować wszystko wraz z ekipą familiantów. Pozawieszali złote światełka, złote balony i kulę disco, a mężczyzna wszystko nadzorował. Część dekoracji była przeplatana błękitem, w duchu kolorystyki okładek albumów ABBY. Taras również został ozdobiony w świecące dekoracje. Było na bogato i pięknie. Każdemu pod drzwi zaniósł stroje na imprezę w stylu Abba. Kobiety dostały cekinowe kombinezony i pasujące do tego szale, jakby chciały się zakryć. Każda dostała karteczkę ze swoim imieniem i tekstem: Kochana, tutaj jest dla Ciebie outfit, zakładaj do tego co chcesz, ale byłoby mi miło, gdybyś zachowała odzienie w stylu ABBA, widzimy się na dole o 20! . Jeśli chodziło o panie to był mniej kreatywny. Było ich za dużo i nie miał weny każdej wymyślać innego zestawu. Dlatego też każda dostała trochę inny (wybierzcie sobie jaki chcecie), ale zachowany w jednym stylu. Natomiast dla Panów to Maurice wymyślił bomba stroje. Sahak dostał skórzaną marynarkę, spodnie i zielone boa. Jeśli chciał to mógł pod to założyć koszulę, ale jeśli go fantazja poniosła to mógł iść bez. Blondynowi było to obojętne, zależało mu po prostu na kombinacji. Silvan dostał pomarańczowy zestaw spodni, cekinowej koszuli oraz boa. Dla siebie Maurycy wybrał różową kamizelkę i tego samego koloru spodnie. Nawet miał buty na obcasie! A ciężko było znaleźć koturny dla chłopa, którego buty przypominają kajaki! Włosy miał proste i ułożone. Tak czy siak, mężczyźni dostali podobne karteczki.
O dwudziestej Maurice był już na dole z Idą. Nie to, żeby za ręce, po prostu razem wychodzili, żeby zdążyć na czas. Aczkolwiek mężczyzna coś czuł, że tego dnia się wszystko wyda. Kobieta pomogła mu zrobić makijaż, miał przyczepione kryształki przy oczach i diamentowy rozświetlacz z Fenty. Na stole były wystawione fontanny z krwią, szampanem i czekoladą. Zamiast truskawek do maczania, postawił na maliny, bo nie chciał dostać reakcji alergicznej. Sam nie bardzo zamierzał to jeść, ale już Silvan nie miał problemu z cukrem. Poza tym, na mniejszych stolikach, leżały wystawki z kokainą, złotymi rurkami do wciągania i szklanymi podstawkami, aby formować kreski. Jeden z familiantów był barmanem, inny stał gotowy, żeby upuścić z niego trochę krwi. Dla każdego coś miłego. Do telewizora zostało podłączone karaoke. Wraz z wybiciem ósmej na zegarze, zaczęła lecieć ABBA, a mianowicie „Does Your Mother Know”. Takie dość ironiczne, jak na okazję, ale Maurice bardzo sobie upodobał tę piosenkę. Czekając, aż wszyscy się zejdą, usypał sobie kreskę i elegancko wciągnął. Po choince nie było już śladu, zamiast niej stał tort z napisem Dancing Queen, Young and Sweet, only 200. Gdy już wszyscy się zjawili, Maurice wziął kieliszek z szampanem i go nieznacznie podniósł. - Moi drodzy, dziękuję bardzo za przyjście. Nie będę się rozwodził, dwieście lat minęło jak z bicza strzelił. Bawcie się, naćpajcie, tańczcie, śpiewajcie i korzystajcie z familiantów! Pamiętajcie, the winner takes it all! – Powiedział i napił się z kieliszka.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!
Tahira
Liczba postów : 1257
2023-01-04, 20:31
Tahira miała zaciesz na ryju, do momentu, kiedy się nie okazało, że wszystkie kobitki na imprezie Maurycego miały mieć ten sam kombinezon. Oczywiście trochę się różnił, ale stanowczo za mało jak na potrzeby Tahiry. Dobrze, że przyjechała tu jebaną ciężarówką wypchaną jej rzeczami. Przez moment wściekle sarkając pod nosem coś w stylu "nie będziesz mi mówić jak mam żyć parszywy pomarszczony chujku" przymierzała swój fancy kostium tylko w kolorze intensywnie różowym. Ostatecznie, jednak gdy mózg przestała zalewać adrenalina i chęć konfrontacji, dotarło do niej, że to nie jej urodziny, więc nie było sensu się szarpać i odmawiać jubilatowi (a zwłaszcza swojemu bliźniakowi astralnemu). Mogła to obejść inaczej.
Błysnęło ostrze nożyczek.
Gdy dotarła na miejsce, jej strój wyglądał zdecydowanie inaczej. Przede wszystkim, zamiast rozkloszowanych nogawek były żarówiasto różowe i błękitne kaskady materii w kolorze makijażu i kolczyków. Wycięte z koła podczas wirowania odsłaniały barwne buty na koturnie, dające jej możliwość bycia niemalże wzrostu Silvana. Oryginalne uczucie nie być takim konusem w grupie. Jej włosy stanowiły kulistą szopę migoczącą błękitnymi drobinkami brokatu, zaś rękawiczki sięgające pachy mieniły się soczystym różem. Jej szyję zdobił ogromny srebrzysty napis DISCO. Pięknie pomalowane oko przysłaniały ogromniaste, równie srebrem błyszczące kwadratowe okulary. Tahira pachniała bardzo dosadnie różami, konkretnie perfumami, które dostała od Renaty. Przyszła już zrobiona, pobudzające jabłuszka jako biforek odpowiednio rozszerzyły jej źrenice zalewające palisandrowe tęczówki. Idealnie tyle, by zapomnieć, jak bardzo miło w brzuszek robi abbowe party jej ojcu.
– IMPREZA! – Krzyknęła, ciskając w Maurycego błyszczącym konfetti z tuby.
_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!
Cerise Dracula
Liczba postów : 150
2023-01-05, 11:16
Cerise kombinezon inspirowany Abbą założyła bez żadnych oporów - podobnie jak założyłaby zapewne nawet piżamę w kształcie jednorożca, podarowaną jej przez Tahirę, gdyby Maurice zażyczył sobie właśnie takiego dress code. Szal wyjątkowo porzuciła, bo zwykle kryła całe ciało nie z jakiejś ogromnej wstydliwości - chociaż dekolty, krótkie spódniczki i wycięcia nie były w jej stylu - a z praktyczności. Srebrzysty strój wcale nie wydawał się jej jakoś nazbyt wycięty, a tu ani nie groziło jej wystawienie na słońce, ani nikogo nie zdziwi nadmierna bladość czy chłód skóry. Nawet wyciągnęła ze swoich kosmetyków, zwykle przeznaczonych głównie do maskowania bladości czy gdy zmieniała tożsamość lekkiej zmiany rysów, rzadko używany puder ze srebrnymi drobinkami. Błyszczała się dzięki temu niczym niemal Edward Cullen, ale kosmetyk był niezłej jakości i nie rozsiewała wokół drobinek brokatu, jak na pewnym sławetnym balu, oby – tym – razem – obyło – się – bez – trupów. Przywędrowała do sali, gdzie odbywały się urodziny bez okrycia (po co przejmować się nim na takim dystansie, gdy jesteś wampirem, nawet w zimową noc...), za to w butach na niebotycznie dużym obcasie, w których poruszała się jednak tak, jakby całe życie nie nosiła niczego innego. - Nie miałam pojęcia, że jesteś aż takim fanem Abby, Maurice! - zawołała od progu, wchodząc do sali. Obecność familiantów może odrobinę ją… krępowała to niewłaściwe słowo – niezbyt cieszyła, ale nie dała tego po sobie poznać (ot nie lubiła być obserwowana przez ludzi, gdy zachowywała się jak wampir: sam fakt, że ktoś miał dzisiaj z jednego z nich napić się krwi traktowała jako coś całkowicie naturalne). Zignorowała po prostu mężczyzn, mierząc spojrzeniem strój Tahiry. - Niezłe buty - oświadczyła, zgarniając pośpiesznie kieliszek z szampanem, aby wznieść toast za jubilata. – To co, mama wie? – dorzuciła z uśmiechem, rozglądając się za Constanzą.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
2023-01-05, 14:14
Dwieście lat to było naprawdę wiele czasu. Świadczył o tym chociaż cały rozwój w nauce, który zaszedł w te dwa wieki, ale i nadchodzące z każdą dekada zmiany w kulturze, ubiorze, czy poglądach ludzkości. A jednak gdy myślał o tym, że tego dnia wypadały dwusetne urodziny jego syna to nie mógł zrozumieć kiedy te wszystkie lata zleciały i jakim cudem Maurice nie miał dalej jakiś dwudziestu lat. Już wcześniej dowiedział się o planowanej przez Hoffmana tematyce imprezy urodzinowej, w końcu sam mu pomagał wybierać tort, i chociaż zastanawiał się co wampiry w tym wieku mają do szalonych urodzin kostiumowych, tak grzecznie, i z pewną radością, dostosował się do życzenia syna co do tego, jak miał przebiegać ten wyjątkowy dzień. Dlatego też, bez marudzenia, założył przygotowany dla niego strój, musiał przyznać, że z kolorami Maurice trafił idealnie, narzucił boa na ramiona, chwycił owinięty w błyszczący papier urodzinowy prezent i ruszył na dół. Dzięki zasze nieocenionej pomocy Idy (aż dziwne, że na jego prośbę kobieta nie zrobiła wszystkiego na odwrót i nie zajęła się najpierw swoim makijażem), nie tylko strój Zimmermana błyszczał, ale i jego twarz, na której bez trudu dało się zauważyć brokatowe ozdobniki. Nic przesadzonego, ale nie można było powiedzieć, że wampir nie starał się wczuć w klimat zabawy. Gdy przyszedł na miejsce, rozejrzał się po wszystkim z podziwem wobec tego, jak jubilat to wszystko zorganizował. Zawsze wiedział, że pod tym zblazowanym wyrazem twarzy i czarnym ubiorem skrywała się jakaś artystyczna wyobraźnia. - W co wrobiłeś matkę? - spytał wesoło, słysząc pytanie Cerise, gdy akurat podszedł do tamtej trójki, zakładając, że Maurice, wiedziony twórczym szałem małego organizatora przyjęć, namówił Renatę, albo na jeszcze głupszy strój, albo na solowy występ na schodach ze śpiewaniem Dancing Queen, czy innego hitu ABBY. - Wszystkiego najlepszego - dodał, jedną ręką obejmując syna, który przerastał go jeszcze bardziej, niż zwykle.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
2023-01-05, 21:29
Zanim jeszcze Sahak skorzystał ze swojego pokoju, aby się przebrać w docelowe ubranie, zabrał Renatę na krótki spacer o zmierzchu pośród skrzących śniegów, aby mieć okazję pobyć sam na sam, bez zbędnych komentarzy o zbyt cienkich ścianach. W tej kwestii Silvan nie miał na co narzekać, było bardzo wdzięcznymi sąsiadami. Tigran wręczył Narine wtedy też dodatkowy prezent, bransoletkę z białego złota, bardzo prostą i elegancką. Liczyła się bardziej myśl, która przyświecała mężczyźnie. Dwieście lat temu wydałaś na świat nowe stworzenie. To też twój dzień. Kiedy wrócili, z czerwonymi od zimna nosami i rumieńcami na policzkach, butami od śniegu oraz topniejącymi plamami na płaszczach, parując w ciepłym wnętrzu domostwa Maurycego, rozeszli się na swoje strony po krótkim buziaku w progu. Sahak nie zaszalał. Założył wskazane ubranie, ale nawet po owinięciu się zielonym boa i nałożeniu czarnego t-shirtu, jest odsłonięty. Z koszulą jednakże rękawy marynarki były niewygodne, zaprojektowana zdecydowanie dla wyglądu, a nie wygody użytkowania. Nie ważne. On zrezygnował z glitteru, ale dla zabawy zostawił dookoła swojej głowy nieułożoną aureolę loczków, niech się cieszą. Silvan będzie miał używanie, trudno. Zresztą Halide również. I chyba każdy na tym przyjęciu. Wejście Sahaka było… zabawne. Pojawił się w progu, zauważył fontannę z krwią, więc zawrócił, wypalił dwa papierosy, żaby wszystko dookoła śmierdziało ostrym tytoniem i wrócił na nowo do pomieszczenia. Da radę. Najwyżej wyjdzie. Zresztą, im dłużej krew chlupała, tym mniej atrakcyjna dla niego była. Dobrze. Chyba. Teraz w razie czego miał eutanazol. Przy sobie oczywiście bo marynarka miała wewnętrzną kieszeń. Podszedł od razu do Maurice, chociaż oczywiście poczekał na swoją kolej i gdy Silvan zakończył rozmowę z synem, i on złożył mu życzenia. — Spełnienia marzeń, Maurice. I odwagi na bycie szczęśliwym. Aby twoje wybory były słuszne i Theotokos wiecznie rozsiewała przyjazną noc nad twoją głową. — Prezent mieścił się w kopercie i były to dwa bilety do Opéra National de Paris z adnotacją, że Sahak wynajął dla Maurice i jego osoby towarzyszącej całą loże na noc otwierającą operę Tristan und Isolde. Maurice mógł się domyślić, że niekoniecznie Sahak chciał być tą osobą towarzyszącą. Dobrze, że zamierzał poprzestać na alkoholu w małej ilości, maszyna do karaoke była bezpieczna.
_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
2023-01-06, 18:55
Maurice był naprawdę szczęśliwy. Mając bliskich i nie bliskich obok siebie, będąc w związku, z dobrymi relacjami przynajmniej z ojcem. Naprawdę miał powody do radości. Nie ograniczał jej sobie, jak to miewał w zwyczaju. Nie sabotował tego jeszcze. Zupełnie nie myślał, czy inni lubią ABBĘ, czy też nie potrafią zdzierżyć. On się w nich zakochał będąc jeszcze w USA i tak mu to zostało. Postarał się ze swoim strojem, świecił gołą, umięśnioną klatą i silnymi rękoma. Założył te czarne obcasy, bo pasowały mu estetycznie. Nie martwił się tym, że będzie sięgał ponad dwa metry. I tak nie mógł całować Idy, więc nie musiał myśleć, czy też sięgnie, czy nie. Teraz mógł patrzeć na innych z góry jeszcze bardziej, niż zwykle. Pomimo bardzo ‘’męskiego” usposobienia Maurice’a i jakiś zakodowanych zachowań, które zostały mu jeszcze po XIX wieku, to i w makijażu się dobrze czuł. Wiedział, że wyglądał fenomenalnie i tak też się czuł.
- Jestem fanem już prawie pięćdziesiąt lat! – Odpowiedział wesoło Cerise. To, że nie chodził w koszulkach z ich logo, nie oznaczało, że nie męczył Idy hitami ABBY w samochodzie. Znał teksty prawie wszystkich piosenek i nawet teraz nucił tą, która leciała. – Dziękuję! – Podziękował za komplement na temat butów i zaczął rozglądać się za resztą. Słysząc Silvana, pokręcił głową i przygotował się na odpowiedź. Wiedział, że mają spowiedników w otoczeniu, więc każda riposta musiała być wyważona. – W nic niebezpiecznego matki nie wkręciłem, a mama wie co musi widzieć. – Odparł zgodnie z prawdą. Nie musiała jeszcze wiedzieć o Idzie, to zostawił im na kolację, taką wisienkę na torcie. I czy nastąpi to na imprezie, czy też kiedy indziej, już nie wiedział. Nie martwił tym się, kokaina powoli na niego działała, a rytm popu wprawiał go jedynie w nastrój imprezowy. Wygląd Tahiry oczywiście pobił wszystkich, widać było, że się wczuła w klimat, co Maurice bardzo doceniał. Nawet nie obraził się, że cisnęła w niego konfetti, które zostało mu we włosach. Uśmiechnął się jedynie i objął krótko kobietę.
- Ty moja siostro astralna – rzucił i zwrócił się od razu do ojca, który następny go objął. - Dla Ciebie tato już zarezerwowałem sesję karaoke. Mamma Mia czy SOS? – Zapytał poważnie. Naprawdę chciał zaśpiewać jeden z hitów z Silvanem. Był gotowy zresztą na wycie z każdym, kto tylko miał ochotę. To były jego dwusetne urodziny, choć raz nie musiał być zblazowanym dupkiem. Ba, nawet nie chciał nim być. Potem przyszła kolej na Sahaka. Kolejny gwiazdor, ten tym razem na czarno z zielonym boa, przyszedł złożyć mu życzenia. - Dziękuję bardzo Sahak, za życzenia i ogólnie za wszystko – uśmiechnął się i wziął od niego kopertę. Otworzył ją, a na widok biletów, ucieszył się. Maurice lubił operę i teraz zostało jedynie wymyśleć kogo zaprosić jako osobę towarzyszącą.
MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1143
2023-01-06, 20:02
Wiedziała, że Maurycemu bardzo zależało, żeby wszystko było perfekcyjnie, dlatego nie zdziwiła się, kiedy przebudziła się w trakcie dnia, a jego połowa łóżka była pusta. Nie zamierzała go jednak szukać, gdyby chciał jej pomocy, to by ją o to poprosił lub zapytał czy mogłaby coś zrobić. Tak właśnie postąpił z makijażem, a Ida z wielką chęcią pomogła mu nakleić błyszczące kryształki i odpowiednio podkreślić kości policzkowe rozświetlaczem. Zabawne było, że Maurycy naprawdę w każdym możliwym outficie wyglądał jak sexy bomba. Nawet jak miał na sobie różowy zestawik. Chociaż ciężko było nie wyglądać super hot, jeżeli było się półnago i miało tak wyrobione mięśnie. Dobrze, że Ida miała okazję napatrzeć się na nie już wcześniej, bo pewnie normalnie nie mogłaby oderwać wzroku, a przecież Hoffman oficjalnie nie mógł na nią wpływać w żaden sposób. Ida złożyła mu życzenia i gorąco pocałowała jeszcze kilka godzin przed imprezą. Obiecała wcześniej Silvanowi, że go także wysmaruje różnymi brokatowymi cieniami i musiała przyznać, że pomarańczowy całkiem ładnie rozświetlał jego skórę. Tak naprawdę nad własnym makijażem spędziła najmniej czasu, ale jej to kompletnie nie przeszkadzało. Liczyło się, żeby to Maurice był zadowolony, a wiedziała, że bardziej od jej czerwonych ust zapewne doceni zaangażowanie ojca w imprezę. Bez narzekania ubrała się w kombinezon z dekoltem między piersiami, który wcześniej dostała od jubilata. Włosy wyprostowała i ułożyła tak, żeby wyglądały jak na zdjęciu z blond wokalistką ABBY. Chwilę przed dwudziestą była gotowa, więc włożyła wysokie buty, które praktycznie nijak nie zmniejszyły różnicy między nią, a jej chłopakiem, po czym razem z nim zeszła na parter. Razem, a właściwie obok niego, nawet nie kierując spojrzenia w jego stronę. Główne miejsce imprezy wyglądało naprawdę fantastycznie i Ida ledwo powstrzymała się od skomplementowania wszystkiego. Wyminęła Maurycego, dalej nie obdarzając go spojrzeniem i podeszła do fontanny, nalać sobie szampana. Kokaina ją jakoś nie nęciła, ale i tak była lepsza niż familianci, którzy czekali aż ktoś się z nich napije. Na widok ludzi, wykorzystywanych w taki sposób Ida zmarszczyła nos i starała się nie patrzeć w ich kierunku. Naprawdę musiała sobie powtórzyć kilka razy w głowie, że to dzień Maurycego, żeby nie skomentować tego jakoś niemiło. Podeszła za to do barmana, prosząc go o jakiegoś kolorowego drinka. Wiedziała, że ten wieczór będzie ciężki, bo nie wiedziała jak ma się bawić, jeżeli najbardziej chciała być po prostu obok Maurycego. Jedynie fakt, że chciała by ta impreza była naprawdę udana powstrzymywał ją przed napiciem się na tyle, żeby ukrywanie się przestało się liczyć. Wiedziała, że to byłoby samolubne i następnego dnia by żałowała. Dlatego po prostu z drineczkiem w dłoni podeszła do Halide, omijając kółko adoratorów, które zebrało się dookoła jej chłopaka. — Myślisz, że też muszę mu złożyć życzenia? — Zapytała, tonem głosu sugerującym jakoby miałoby to być coś, co jej średnio odpowiadało.
_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!
Constanza Moreau
Liczba postów : 633
2023-01-07, 12:07
Trzymając w rękach dostarczony kostium z karteczką, Renata trochę umarła wewnętrznie. Nawet w latach siedemdziesiątych nie nosiła takich rzeczy, chyba że z musu, w celach wywiadowczych na przykład, gdy musiała kogoś namierzyć incognito. Jej lata rewolucji obyczajów opływały raczej w skórę i jeans i bujały się do psychodelicznych zawodzeń adic rocka, chociaż i to robiła głównie dla zabawy, nie z jakiegoś głębszego przekonania czy potrzeby serca. Ono, stare i zgorzkniałe, zostało o drugie pięćdziesiąt lat do tyłu, gdzieś na początku poprzedniego stulecia. Zamknęła pokój na klucz i stanąwszy przed lustrem rozłożyła kombinezon, przymierzając go na razie bez ubierania, tylko przykładając do ramion i sprawdzając, czy długość się zgadzała oraz jak jej będzie całej w srebrze. Kostium, jaki jej się trafił, na przedzie miał trójkątne wstęgi na biust, wiązane z tyłu na karku, jak w bikini, i dekolt sięgający pępka. Constanza nigdy nie odkrywała się w ten sposób przy innych ze względu na blizny, które były tak rozległe i wielowymiarowe, że zawsze budziły trudne, męczące pytania, a w najlepszym wypadku tylko niezdrowe zainteresowanie, nadal irytujące. Na urodzinach Tahiry nosiła suknię z koronką, pod którą kryła się dodatkowa, cielista warstwa materiału, teraz postanowiła przerobić kombinezon na szybko, agrafkami – po prostu spięła dwie klapy razem ze sobą szeregiem małych zapinek tak, żeby nie rozsuwały się nawet gdy Connie się pochyli. Ramiona zakryła czarnym bolerkiem z piórami, tego samego samej użyje kilka dni później na zabawie sylwestrowej w Paryżu – a na to jeszcze dodatkowo owinęła się szalem, o który Maurycy przezornie zadbał. Nałożyła też delikatne, beżowe rękawiczki, sygnet od Maurice’a i bransoletkę z białego złota. Dwieście lat. Dwieście lat bycia rodzicielką, figurą matki. Niekoniecznie mamą. Dwieście lat to był dobry, bardzo symboliczny moment na ewaluację i transfigurację. Nawet jeśli trochę poniewczasie. Kiedy już się przebrała i ufryzowała, najpierw lokując włosy, a potem trzepiąc głową z zaangażowaniem starego metalowca, co uczyniło z jej czupryny istny busz, ostatni raz przejrzała się w lustrze. Wyprostowała się, uśmiechnęła pozowanie. Modziła się przez chwilę, to zerkając spod byka, to z wysoko uniesioną głową, sprawdzała, jak jej półprofil wygląda z puchatymi lokami i przedziałkiem pośrodku, trzepotała rzęsami, wygładziła brwi. Disco to jednak nie było coś, w czym było jej do twarzy, ale postanowiła przekonująco udawać, że ładnemu we wszystkim ładnie. Była w końcu rodzoną matką Maurice'a, po kimś musiał to mieć. Wdech, wydech. Przebrałaś się dla Tahiry, za kilka dni przebierzesz się dla Sahaka i dla polityki. I teraz, to będzie razem trzy, trzy to taka piękna liczba. Trzy razy i wystarczy. Potem już tylko nowy rok, stara ty. Dla Maurice’a. Dla syna. Za jego radość.
Kiedy zeszła (czy może raczej wstąpiła) na tę niebiańską dyskotekę, prawie wszyscy już tam byli. Zapach krwi uderzył ją z daleka i chociaż sama nie pożądała pokarmu, spięła się; w pierwszej kolejności poszukała wzrokiem Sahaka, poważnie zatroskana o jego samopoczucie i o to, jak dawał sobie na razie radę. Przeszła obok Idy i Halide, uśmiechając się do dziewcząt i komplementując ich stroje (zrobiła to z żartobliwą wylewnością, w końcu wszystkie oprócz Tahiry wyglądały tak samo, no i na tym właśnie polegał dowcip, że jak chwaliłeś jedną z klonów, to chwaliłeś wszystkie), minęła Tahirę, przebijając unoszącą się wokół niej chmurę różaną (nie powiem, ucieszyła się, że prezent został użyty). Na widok Cerise szerzej rozwarła powieki, to był, delikatnie mówiąc, niecodzienny widok. Nie niespotykany, ale zdecydowanie niecodzienny. Uzgodniliśmy już jednak, że w grudniu w ogóle bardzo wiele rzeczy było niecodziennych. Weźmy chociaż niekończący się, narkotyczny cug, przez ostatni tydzień prochy sypały się gęściej niż śnieg w Paryżu. Dla dzieciaków może to był chleb powszedni, dla niej zdecydowanie nie. Intensywny czas wypełniony aukcjami, polowaniem na antyki, przyjęciami, podróżami i alkoholem sprawiał, że Constanza zaczynała czuć się staro, jak auto dobiegające swoich ostatnich kilometrów, a jeszcze przecież tyle przed nią. — Look into his angel eyes! — zawołała scenicznie, też w nawiązaniu do jednej z piosenek, patrząc na gwiazdora tego wieczoru. Rozchyliła lekko ramiona, jakby w podziwie, w geście „kogo my tu mamy”. Mając w pamięci, jak Maurice ciepło wyściskał ją na wigilii, postanowiła podejść do tego bez wahania i zadarła ręce wysoko w górę, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że chce go przytulić… tylko nie sięga. Połączenie genów jej i Silvana to była jakaś magia. Nie złożyła synowi życzeń, pewnie chciała zachować to na moment, gdy będą na osobności albo przynajmniej gdy tempo imprezy trochę zwolni. Po prostu wyściskała go mocno, w milczeniu, zgodnie ze swoim przekonaniem, że czasami czyny mówiły więcej niż słowa. Te również będą, ale później. Teraz był czas na zabawę, nie na smęty.
_________________
I said, "I would never fall unless it's You I fall into"
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Carol Moreau
Liczba postów : 64
2023-01-08, 16:37
Już samo pojawienie się pudełka pod drzwiami wywołało podniesione brwi, ale gdy już usiadła, trzymając pakunek na kolanach i zerknęła do środka… … mało nie zeszła na zawał. Cekiny, dużo cekinów, wszędzie cekiny. Sam błysk jeszcze-jeszcze mogłaby przełknąć, niemniej gdy uniosła materiał i odkryła, jak bardzo odsłania to ciało… och, kilkadziesiąt lat temu zapewne pobiegłaby do matki z krzykiem, że nie, nie założy tego za żadne skarby. Były w tym aspekcie dość do siebie podobne – tak jak i Constanza, Carol nie kwapiła się do sięgania po stroje, które cokolwiek odsłaniały. Im bardziej zabudowane dekolty, im dłuższe spódnice i nogawki, tym lepiej – jedyne odstępstwo to bodaj rękawiczki, których nie nosiła tak często, sięgając po nie głównie wtedy, gdy przyszło wystawić nos na światło dnia. Teraz jednak spędziła dość długą chwilę, wpatrując się w to coś, jakby było najobrzydliwszą kreaturą jaką Natura mogła stworzyć. I wyjęła ze swych bagaży marynarkę. Tak, marynarkę. Nie, nie zeszła na dół w garniturze, tylko jednak wcisnęła się w ten cekinowaty twór i narzuciła na niego coś, co zakryje odpowiednio ciało. Apaszka – prezent pod choinkę – dopełniła całości. Na dole pojawiła się ciutkę spóźniona – widać zbyt długo zeszła jej walka z makijażem; zazwyczaj stosowania ten z gatunku „codzienny”, teraz jednak postarała się o mocniejsze podkreślenie oka – niosąc pod pachą płaski pakunek średniej wielkości, owinięty kolorowym papierem. Obrzuciwszy pomieszczenie spojrzeniem, sięgnęła po parę malin, zamoczyła w krwistej fontannie i wrzuciwszy przysmaki do ust „popłynęła” w stronę Mauricego, z zamiarem przekazania mu kolejnego podarku. - Wszystkiego dobrego, Maurice, mam nadzieję, że ci się spodoba – wyrzekła lekkim tonem, przekazując solenizantowi podarek – po rozpakowaniu miał się odsłonić portret Maurice’a średniej wielkości, stylizowany na Sherlocka Holmesa. Niezmiennie zachowywała dystans – buziaczki, przytulasy, to coś, co było zarezerwowane dla naprawdę najbliższych jej osób; wobec innych nie potrafiła się przemóc, żeby wyjść ze strefy komfortu. Przyuważyła w pobliżu Cerise, w łepetynie zaiskrzylo, przypomniała sobie coś.. - Pssyt. Nie wiem, czy wiesz, ale w mieście widziałam księgarnię, która by ci się chyba spodobała – zaczepiła wampirzycę
Cerise Dracula
Liczba postów : 150
2023-01-09, 10:05
Cerise usunęła się nieco, pozwalając, aby najpierw życzenia złożyli rodzice solenizanta. Dopiero kiedy Silvan i Constanza skończyli go ściskać czy rozmawiać, sama podeszła, wręczyć mu prezent - kolekcję filmów i seriali o prywatnych detektywach w wydaniach kolekcjonerskich. Constanzę, która otworzyła szerzej oczy na jej widok, obdarzyła tylko uśmiechem. Rzeczywiście, na co dzień ubierała się zupełnie inaczej, albo bardzo swobodnie, albo z elegancją, ale nie było wśród tego ani dekoltów, ani krótkich spódniczek, ani błyszczących rzeczy. Nie miała jednak większych oporów przeciwko przebraniem się. Cerise czuła się swobodnie nieomal w każdym stroju. A skoro Maurice życzył sobie, by się przebrali? Nie miała nic przeciwko. Była gotowa tańczyć, jeśli trzeba to i śpiewać, i ogólnie dostosować się do całej sytuacji. No dobrze, może nie zamierzała gryźć familiantów, ale o to chyba nikt nie będzie miał pretensji. - Naprawdę? - spytała Carol, odciągając ją nieco na bok, by inni ewentualnie mogli złożyć życzenia czy wyściskać solenizanta. - Dobrze, że znam język, bo w takim razie musisz koniecznie mi ją pokazać, zanim wyjedziemy... patrz, czekolada - dodała jeszcze, wskazując na tę właśnie, chociaż było jasne, że Carol raczej ją zauważyła. - Oglądałaś Mamma Mia? Byłam kiedyś na musicalu. Na koncercie Abby zresztą też kiedyś byłam - stwierdziła, spoglądając na swój strój i parskając mimowolnym śmiechem, bo tak była ubrana jedna z piosenkarek na tamtym występie...
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
2023-01-10, 14:07
Karaoke? Silvan poważnie się zaczął zastanawiać, czy ktoś im przypadkiem nie podmienił syna, bo najpierw z własnej nieprzymuszonej woli zaproponował, by założyli tamte swetry na Wigilię, a teraz sam z siebie proponował mu śpiewanie kultowych piosenek ABBY i to jeszcze ubrany w różowy, błyszczący strój. Może Maurice po prostu postanowił zaszaleć w Szwajcarii, może przyjął inną strategię na kolejne stulecie życia, a może po prostu narkotyki na urodzinowej imprezie Tahiry jakimś cudem dalej się go trzymały i nie zamierzały puszczać? - Mamma Mia - odpowiedział bez zbędnego wahania. Z prezentem na razie wolał chwilę poczekać, by dać go nieco bardziej na osobności, a nie gdy wszyscy właśnie postanowili obskoczyć jubilata, więc po prostu ustąpił na razie miejsca Renacie i reszcie, chociaż nie odszedł daleko, tak że zarówno syn, jak i przyjaciółka mogli usłyszeć, jak parska cicho, widząc że kobieta nie do końca sięgała do syna, gdy ten stał wyprostowany. Nie, ale na poważnie. Czemu on im tak wyrósł? Wreszcie, gdy część osób nieco się rozeszła, znowu wystąpił ku Maurice'owi. - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego - powiedział, jedną rękę kładąc mu na ramieniu, a drugą wręczając przewiązane niebieską wstążką, prostokątne pudełko zapakowane w błyszczący holo papier, kolorowo odbijający od siebie światło. Chciał coś jeszcze dodać, ale jak na złość nie potrafił znaleźć właściwych słów, więc po prostu dał synowi odpakować prezent. W środku znajdował się niewielki, stary zegarek kieszonkowy, o roku produkcji idealnie pokrywającej się z urodzinami wampira. Sam Silvanmiał kiedyś miał niemal identyczny, kupiony na początku 1822 i pewnie jego własny zegarek byłby lepszym prezentem, gdyby nie to, że no cóż… Zgubił go gdzieś, gdy Maurice miał jakieś cztery lata i do tej pory nie miał pojęcia jak to zrobił. To musiało wystarczyć.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
2023-01-10, 14:34
- You’ll think you’re in paradise! – Odkrzyknął matce z amerykańskim, szczególnie majamisjkim, akcentem. Bardzo lubił tę piosenkę, uważał że bez problemu kobiety mogły ją śpiewać o nim. Może niekoniecznie jego matula, ale znalazłby blondynkę na tym disco, która z czystym sumieniem mogła się zachwycać jego niebieskimi oczami. Maurice musiał się schylić, żeby wyściskać jego i tak wysoką matkę. Przywykł do uginania kolan i kręgosłupa, w końcu na co dzień obcował z Idą. Przytulił mocno mamę, nie puszczając jej dłuższą chwilę. W końcu Renata była jego sercem, a jego dwusetne urodziny i były dla niej powodem do świętowania. Wytrzymała z nim tyle dekad, że aż było to niesamowite. Gdyby nie ona, nie byłby dziś sobą. I może dla jednych byłby to plus, ale dla niego zdecydowanie byłaby to wielka strata. Stali tak trochę, aż nie dał jej odejść. Jeszcze się nie uśmiechał od ucha do ucha, ale już miał bardzo błogi wyraz twarzy. Jakby zdjęto z niego cały ciężar minionych lat bez miłości i ciepła. Następna w kolejce była Carol, która zakryła się marynarką. Zupełnie mu to nie przeszkadzało, uważał że jak się czuła tak komfortowo to najważniejsze. Dostał dość spory prezent od niej, więc od razu go rozpakował i aż zaniemówił na jego widok. Patrzył wielkimi oczyma, aż w końcu się głośno zaśmiał i nawet uśmiechnął szczerze.
- Patrz Silvan, do kolekcji! Powieszę obok tego naszego z Włoch! – Maurice już miał portrecik z ojcem, który malował jeden z najwyśmienitszych malarzy lat trzydziestych. Był tam on w mundurze i jego tata, który chyba musiał na siłę się nie krzywić. Taka rodowa pamiątka. Mężczyzna w ogóle bardzo lubił książki o Sherlocku, nie wiedział, czy Carol o tym wiedziała, czy też założyła, że jako detektyw na taki zasługuje. Jednakże, bardzo mu się spodobał prezent. Zamiast uściskać kobietę, poklepał ją po ramieniu z uśmiechem. - Dziękuję bardzo – powiedział i popatrzył jeszcze na płótno. – Boże jaki ja piękny jestem – zachwycił się. Następnie dopadła go Cerise, która chyba umówiła się z Carol na jeden theme. Podziękował jej gorąco i zwrócił uwagę na zbliżającego się ojca. Otworzył od niego prezent i ponownie się uśmiechnął. - Zegarek. No to jest coś. Taki zegarek warto mieć. Każdy powinien mieć zegarek. – Powiedział i uściskał ojca. Wszystko wręczył familiantowi, żeby zaniósł na górę, w bezpieczne miejsce. Już wtedy mógł z czystym sumieniem śpiewać karaoke. Podszedł do sprzętu i wybrał Mamma Mię. Wręczył ojcu mikrofon, sam wziął swój, różowo-brokatowy, do ręki i zaraz muzyka zaczęła lecieć. Maurice może i nie miał anielskiego głosu, ale przynajmniej nie fałszował. Może i nikt go nigdy nie zdradził, ale bardzo się wczuł w piosenkę. Starał się nie patrzeć na Idę, więc skupił się na ojcu i wył do mikrofonu. - My, my, how can I resist you? – Zaśpiewał trochę za głośno, ale tym się nie martwił. To były jego urodziny, mógł robić co tylko chciał.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!
Tahira
Liczba postów : 1257
2023-01-10, 19:59
Tahira kręciła się trochę jeszcze bez celu, rodziny dopiero się zbierały, a ona potrzebowała, żeby szybko zaczęły torpedować ją bodźce. Kusił jednorożcowy pył ukryty w kieszeni, pojawienie się Carol przyjęła z wesołym uśmiechem i dopadła do niej od tyłu obejmując ją serdecznie i cmokając w policzek jakby się kilka lat nie widziały. Tak naprawdę, okoliczności wspólnego wyjazdu do Szwajcarii zmusiło kobiety mieszkające od roku pod tym samym dachem, widziały się więcej niż kiedykolwiek. – NA ŚWIĘTĄ GRZYBNIĘ I SŁODKIE ZARODNIKI! NO PRZECIEŻ PREZENT DLA GWIAZDY! – przypomniała sobie nieoczekiwanie i pognała na złamanie karku do swojego przydzielonego pokoju, by przynieść co prędzej pakunek w którym znalazł się taki oto jegomość:
Wysadzany diamentami flaming stał nad złocistym kwiatem lotosu. Kontynuując tradycję, Tahira ukradła tę zabawkę, z wielkim wzruszeniem obserwując twarz pochmurnego zwykle Maurica, który teraz błyszczał niczym skrzydła unoszącego stopę ptaka. Wyglądał jak jakaś durnostojka bez większego składu, ale wtedy objęła go delikatnie i wcisnęła granatowy przycisk, który sprawił, że złociste kwiaty się rozchyliły ukazując piękny, kwarcowy zegareczek.
– Ja wiem, że masz ich milion, ale życzę Ci nie jednej gwiazdki z nieba, a wszystkich braciszku. – gorący buziak powędrował na szczupły policzek Dracula. – Tylko nie chwal się... wiadomo. Trochę wtopiłam podczas uciekania. – wyszczerzyła białe ząbki, bo Maurice ze wspólnych doświadczeń wiedział już, że heisty z Tahirą zawsze nosiły w finale ten błysk szaleństwa.
Na wspomnienie portretu z Włoch po prostu parsknął śmiechem i pokręcił głową. Mimo upływu wielu dekad od tamtej wizyty, Silvan wciąż nie wiedział jak tak właściwie wspominać tamto spotkanie z synem. Z pewnością nie jeden ojciec, odwiedzając swoje dziecko w innym kraju, ucieszyłby się, gdyby zobaczył, że ma ono dość ambitną pracę niejako związaną z karierą polityczną, sukcesy zawodowe na koncie i nowych kolegów. Z tym, że w przypadku Maurice'a jego kariera była związana z pracą z Mussolinim, kolegą sam Mussolini, a sukcesem zawodowych morderstwo, które po dzisiejszy dzień jest zagadką dla historyków. Przynajmniej nigdy nie musiał się bać o to, że ktoś mógłby uznać ich rodzinę za nudą. - Spójrz na rok produkcji. Miałem kiedyś bardzo podobny. - powiedział, by syn nie myślał, że kupił mu jakiś pierwszy lepszy zegarek z XIX wieku, który wpadł mu w ręce. To był jego plan E, gdyby nie udało mu się zrealizować oryginalnego zamierzenia i jeszcze kilku innych. Maurice'owi chyba jednak prezent przypadł do gustu, bo uściskał go, a potem nadszedł czas na karaoke i Silvan zaczął się zastanawiać, czy może jednak syn nie chce go wrednie wrobić w jakiś głupi numer, nawet jeśli sam chwilę wcześniej na to karaoke się zgodził i wybrał piosenkę. No, ale skoro powiedziało się A to trzeba powiedzieć i B, a zresztą zadowolony Maurice już zaczął śpiewać, do tego swojego brokatowego mikrofonu, wczuwając się w to lepiej, niż niejeden współczesny idol nastolatek, więc nie pozostało mu nic innego jak lepiej złapać mikrofon, objąć syna wolną ręką i samemu dać się pochłonąć Mamma Mii.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
2023-01-15, 14:04
Podszedł do jednego z familiantów i poprosił, aby ktoś przekazał mu, gdyby ktoś miał zamiar się żywić prosto z człowieka. Wolał zostać poinformowany za wczasu, nim zęby wbiją się w miękką skórę, aby wyjść czym prędzej. Trochę odetchnął, gdy dostał zapewnienie, że tak będzie. Nie chciał urządzać sceny. Sahak usiadł na kanapie, najdalej od fontann z krwią jak się dało. Pomyślał, że przynajmniej Maurice bardzo otwarcie podszedł do sprawy, bo był pewien, że gdyby była to impreza Tahiry, wypełnienie jak za sprawą cudu, przemieniłoby się z w Zina w ludzką posokę, łapiąc go z zaskoczenia. Poczęstował się winem, podwinął jedną nogę pod siebie, drugą była oparta o podłogę. Obniżył swoją temperaturę, co robił bardzo rzadko, aby nie spocić się w przygotowanym kostiumie. Wodził spojrzeniem od Renaty do śpiewającego Maurice i Silvana. Hera, koka, hasz, LSD... Nie posiedział długo. W sercu, Sahak uwielbiał Mamma Mię, chociaż nie przyznawał się do tego nikomu, więc noga tupała lekko w tym i nie mógł usiedzieć. Renata wiedziała, bo kiedyś zastała go śpiewającego Honey, honey podczas pastowania podłogi w ich mieszkaniu oraz Tahirą i Halide z któryni oglądał film i zdradził się znajomością połowy dialogów. Bywa. — Wyglądacie prześlicznie — skomentował Carol i Cerise, podchodząc do nich. — Już udało ci się złożyć model? Zapytał starszą Draculę, po czym zwrócił się do przyszywanej córki: — Mam nadzieję że nie będziesz mnie wyklinać za prezent.