6 XI 2022 - Trinquons à nos erreurs (a.k.a. Netflix & Chill)

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633
6 XI 2022
Tuż po TEJ SESJI.


Wraz z drzwiami wyjściowymi zamykającymi się za Mauricem, jakaś część umysłu Renaty też jakby się zamknęła. Zapadła się, zatrzasnęła z głuchym łoskotem w jej klatce piersiowej niby zmurszała klapa w podłodze chroniąca zejścia do piwnicy. Kobieta stała przez chwilę w bezruchu, otoczona ramieniem Silvana, przyciskając rozorane przedramię do klatki piersiowej i tępo patrzyła w stronę korytarza, dając się pochłonąć osobliwej pustce.
Cały ból, cały ten szlam wygrzebany przez syna spychała teraz maniakalnie w głąb siebie, gdzie nie dochodziło światło i gdzie nikt nie mógł zobaczyć brudu jej życia. Nigdy nie sądziła, że pokaże synowi choćby część ze swoich wspomnień, a teraz wybrała te, które stawiały ją w świetle słabości. Czuła się skalana. Wyeksponowana. I kurewsko wprost zażenowana.
Poruszyła się w końcu. Zadarła głowę i spojrzała na Silvana, z jednej strony szukając w nim jakiejś niewysłowionej solidarności, z drugiej zaś lękając się, że w jego ciemnych oczach znajdzie krytykę i osąd. Doskonale wiedziała, że zareagowała zbyt gwałtownie, wyraźnie straciła panowanie nad sobą i uraziła przyjaciela swoim oschłym zachowaniem, nie wiedziała tylko jeszcze, w jakim stopniu spotka się to z reperkusjami w ich relacji.
Była kompletnie zagubiona. Równie dobrze ktoś mógłby położyć ją na stole, rozkrawać i wyciągnąć na wierzch wszystkie flaki żywcem, żeby komentować ich różowość i obłość.
— Daruj, nie chciałam aż tak nabrudzić… umyję się i posprzątam, dobrze?
Renata miała w zwyczaju wypowiadać się autorytarnie, w taki sposób i takim tonem, że brzmiało to, jakby jej słowo było najwyższe i ostateczne, wydłubane w litej skale. Kropką na końcu zdania. Tym razem jednak nie była aż tak pewna siebie, to naprawdę było pytanie o pozwolenie. Jeśli Silvan nie życzył sobie jej pomocy, nie była w stanie się o to sprzeczać, zamierzała to uszanować.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Maurice wyszedł, a Silvan poczuł, jakby wszystko, co się właśnie wydarzyło zaatakowało go ze zdwojoną siłą. Wcześniej jeszcze jakoś się przed tym bronił, na bieżąco próbując ratować sytuację. Zresztą zbyt wiele rzeczy, działo się zbyt szybko, by do jego umysłu w pełni dotarła świadomość tego, co się właśnie wydarzyło i jakie to skutki za sobą niosło. Teraz jednak, gdy zapanowało milczenie, a on pozostał sam z Renatą, nie miał już jak się bronić. Nic nie chroniło go przed pełnym zanurzeniem się w raniących słowach i zmartwieniach co dalej. Dalej wpatrywał się w stronę drzwi, za którymi zniknął ich syn, ale w głowie próbował przeanalizować każdą minutę kłótni. Boże Maurice przez tak długi czas naprawdę myślał, że go nie kochał. Że oboje go nie kochali. Zabawne, że zawsze obawiał się porażki w dziedzinach, w których odnajdywał się wręcz świetnie, a chociaż był świadomych swoich błędów jako ojciec, nie spodziewał się, że to tutaj go ona dosięgnie i to jeszcze nie będzie miała litości. W głowie ponownie odtwarzał każde słowo, które tutaj padło, każdy zarzut, który usłyszał. Może nie powinien tego robić, może zamiast się dręczyć, powinien usiąść i na spokojnie wszystko przemyśleć i przypomnieć sobie, że ostatecznie udało im się znaleźć szansę na powolną naprawę ich relacji, ale nie potrafił. Przynajmniej nie w tym momencie.
W pierwszej chwili nie dotarło do niego, że Renata coś mówiła.
- Co? - zmarszczył brwi. Umyć się? Czemu teraz chciała się myć. Spojrzał na jej rękę, a potem na dywan. Ah no tak. Krew. Zapomniał o krwi. Powoli pokręcił głową. - Nie. Nie. To nic. Nie trzeba. To znaczy tak, jasne. Umyj się jeśli potrzebujesz, ale nie musisz sprzątać. Sam posprzątam - Z tymi słowami delikatnie zabrał swoją rękę i podszedł do kanapy, na której ciężko usiadł. Był zmęczony, ale w zupełnie inny sposób, niż wtedy, gdy całe dnie i noce przesiadywał w laboratorium, pochylony nad swoimi badaniami. - Posprzątam tylko… tylko potrzebuję chwili. - mówił bardziej do siebie, niż do niej. Tak. Nieco odpocznie i zaraz się ogarnie. Nie chciał teraz siedzieć tutaj w nieskończoność kiedy i przyjaciółka najwyraźniej potrzebowała wsparcia. Z tym, że ciężko było mu zmusić się do czegokolwiek poza siedzeniem i gadaniem o tym, że zaraz posprząta.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Ścisnęło ją w żołądku. „Umyj się, jeśli potrzebujesz, ale nie musisz sprzątać. Sam posprzątam.” Brzmiało oschle, jak rozkaz do odmaszerowania. Do zniknięcia mu sprzed oczu. Przez chwilę Renata stała w progu salonu, przytulając powoli gojące się ramię, jak dziecko, które spadło z roweru i obtarło się o żużel, i patrzyła na Silvana z jakimś dziwnym, rozpaczliwym niedowierzaniem.
Miał rację. Gdyby była na jego miejscu, też nie chciałaby siebie widzieć.
Ruszyła się z trudem i na sztywnych nogach wycofała na korytarz, a stamtąd – do łazienki. Puściła lodowatą wodę w zlewie. Cała umywalka błyskawicznie zabarwiła się świeżym różem spływającym spiralą do odpływu.
Spojrzała w lustro. Bywało już, że wyglądała znacznie gorzej, ale z zakrwawionymi zębami i ze skrzepami w kącikach ust wolałaby jednak nie wychodzić z domu.
Spędziła w toalecie zaledwie kilka minut, aczkolwiek przez galopadę myśli zdawało jej się, że czas ciągnął się niemiłosiernie. Trochę wzdragała się przed powrotem do salonu, naprawdę nie chciała przeginać, nadużywać gościnności Silvana; rozważała po prostu przemaszerowanie mimo drzwi, zwinięcie swoich rzeczy w pędzie i po prostu wyjście bez żadnej rozmowy.
Tylko że przyjaciele nie postępowali w ten sposób. Nie zostawiali się w kryzysie.
Zakręciła kurek. Rana nie chciała zasklepić. Część rozwinęła już tkankę skórną, a część, gdzie krawędzie były rwane, zarastała nierównym strupem. Renata poczuła się głodna, miała wrażenie, że coraz mocniej napierające ciśnienie zaraz rozsadzi jej czaszkę od środka. Wtedy, będąc jeszcze samą ze swoim odbiciem w lustrze, zagryzła zęby i załkała niemo, bez skowytu i bez łez, nie mogąc dłużej powstrzymywać całej tej agresji, jaką wyzwoliły w niej słowa syna i wygrzebane z zatęchłych odmętów niepamięci obrazy z młodości. W pewnej chwili, kiedy Maurice bez litości obrzucał ją błotem, omal nie rozbiła Silvanowi okna. Jak zwierzę w potrzasku, widziała tylko jedną drogę wyjścia, jeden tor postępowania, chciała stłuc szybę, chwycić za kawałek szkła i rozorać sobie skórę. Dopiero jakaś ostatnia iskra trzeźwości w tym szaleństwie podpowiedziała jej, że przecież mogła użyć kłów. Bogom niech będą dzięki.
Wytarła twarz i oklepała przegub papierem toaletowym, posprzątała po sobie kropelki różu na porcelanie, ułożyła włosy i wyszła. Ale nie uciekła z mieszkania jak zbieg, ukradkiem, podeszła do futryny salonu po cichutku i zajrzała do pokoju, chcąc sprawdzić, czy Silvan nadal siedzi i zbiera myśli.
Jeśli chciał ją wyprosić, to był właśnie odpowiedni na to moment.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Ledwo dotarło do niego, że Renata udała się do łazienki. Siedział tylko na kanapie, wpatrując się w jeden punkt, myślami będąc w zupełnie innym miejscu. Jak udało mu się dopuścić do takiej sytuacji? Jak mógł tak bardzo zranić własnego syna i przez tak długi czas nie być tego świadomym? Był porażką, nie ojcem, a przynajmniej tak próbował wmówić mu ten uporczywy głosik w głowie, którego nawet nie próbował powstrzymywać od dokopywania mu. Ale przecież teraz miało być lepiej, prawda? Mieli szansę. Zaczął to powtarzać w kółko. Mieli szansę. Mieli szansę. Mieli szansę. Pomyślał o ostatnich minutach przed wyjściem syna. Przytulali się. Powiedział, że odezwie się do nich, tylko potrzebuję trochę czasu. Mogło jeszcze być dobrze. Mogli to wszystko naprawić. Wiedział, że będzie to powolny i trudny proces, ale przynajmniej ten nocy nie stracili Maurice'a na zawsze. Tylko dlaczego w takim razie teraz czuł się tak okropnie? Ukrył twarz w dłoniach. Było tyle rzeczy, które mogły pójść nie tak, zaczynając od tego, że on sam po prostu mógł znowu wycofać się, jeśli sytuacją go przerośnie. Szansa, o której myślał z taką nadzieja, zaczęła wydawała mu się bardzo, ale to bardzo krucha. 
Nie wiedział ile czasu tak siedział, roztrząsają to wszystko raz po raz. Gdy wreszcie ponownie uniósł twarz, spojrzeniem napotkał Renatę. Nawet nie zauważył, kiedy wyszła z łazienki. Posłał jej słaby uśmiech, czy raczej coś, co usiłowało być słabym uśmiechem. - Proszę powiedz, że ty też się boisz, że tego jednak nie da się naprawić - wyrzucił z siebie na jednym wdechu. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że przecież wampirzyca musiała być na niego zła. To on wciągnął ją w dzisiejszą sytuację i jeszcze postanowił nie stawać po żadnej ze stron. Miała prawo wkurzona wyjść teraz z jego mieszkania i nie wracać tak długo, jak tylko będzie chciała. Z tym, że jednocześnie była ona jedyną osobą, z którą mógł teraz porozmawiać o tym co się stało. Byli w tej sytuacji razem. Musiała rozumieć co właśnie czuł. Przeczesał włosy palcami. - Przepraszam. Może nie powinienem był o to pytać. Jak się czujesz? Co z ręką? - Skinął głową miejsce na kanapie obok niego i czekał. Jeśli naprawdę miała mu za złe dzisiejszą sytuację, do czego miała prawo, mogłaby wyjść w tej chwili I nawet nie próbowałby znowu prosić by została. Już i tak dzisiaj za często tego od niej wymagał. Tylko, że jednocześnie bardzo chciał, by usiadła obok niego na kanapie. Mogli nawet siedzieć w niezręcznej ciszy. Po prostu nie chciał teraz zostawać sam i nie chciał, by ona została sama.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Skupiona, zmęczona twarz nie zdradziła, jaka ulga zstąpiła na Renatę, kiedy Silvan się odezwał i zrobił jej miejsce obok siebie. Tacy starzy, a tacy głupi czasami, sarknęła na siebie w duchu. Myślałby kto, że kolejne przeżyte stulecia dodadzą im wszystkim trochę rozsądku, tymczasem zdawało się, że wszyscy tylko coraz bardziej dziecinnieli. Maurice i jego martyrologiczne wypaczenie rzeczywistości, Silvan i jego wieczna bezstronność w strachu, że jeśli podejmie jakąś decyzję, wszystko się rozpadnie, Sahak i jego masochistyczne męczeństwo w imię niewiadomoczego, Carol i jej opóźniony bunt nastoletni przeciwko matce, wreszcie ona, Renata, trzymająca język za zębami, wtedy kiedy nie powinna, maniakalnie udająca, że zawsze ma wszystko pod kontrolą, niczego nie czuje i nic nie jest w stanie jej poruszyć.
Ich własne uparte postępki wybuchały im prosto w twarze, a oni nadal niczego się nie uczyli.
— Jest… w porządku. — Nie, nie jest. Nic nie jest w porządku. Connie zamknęła oczy i westchnęła ciężko. — Właściwie to nie do końca, regeneracja spowolniła… — przyznała niechętnie. — Silvanie, czy ja mogłabym… coś zjeść? Słabo mi trochę, wolę nie wychodzić w takim stanie na miasto — wydusiła z siebie wreszcie. Patrzyła na niego bezradnie, zawstydzona tym głupim obrotem spraw, ale przede wszystkim jeszcze bardziej zawstydzona przed samą sobą, że przez jakiś głupi konflikt odgrodziła się od Silvana płotem, jakby nie znali się od dwustu lat i nie przeżyli razem niejednego klinczu. To złość spowodowała odsunięcie, prymitywne, gwałtowne emocje, pusta duma. Kochała go przecież i nie chciała go zostawiać, zwłaszcza, że przeżywał tę scenę równie mocno, co ona.
Potrzebowała wyciszenia, równowagi. Chłodu. Znała swoje możliwości i wiedziała, że będzie w stanie ogarnąć i siebie, i Silvana, i wszystko inne co okalało ich rodzinę. Potrzebowała tylko trochę krwi i rozmowy.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Chociaż sam powiedział, że nie powinien był o to pytać, teraz gdy Renata nie odpowiedziała na jego pytanie, poczuł pewien niepokój. Nic nie powiedziała, bo dał jej do zrozumienia, że nie oczekuje odpowiedzi, dlatego, że nie miała siły, czy też dlatego, że jego obawy była jak najbardziej słuszne i ona też nie widziała dla nich nadziei? 
Na jej prośbę od razu zerwał się na nogi. 
- Tak oczywiście. Już ci zaraz przyniosę. Potrzebujesz jeszcze czegoś poza krwią? Kawę? Herbatę? Ludzkie jedzenie? - Jej słowa sprawiły, że przynajmniej na chwilę mógł odwrócić uwagę od bolesnych myśli, znowu czując się potrzebny. Przynieść jej krew. To potrafił zrobić. To było łatwe zadanie, nie wymagające od niego zbyt wiele, a które i tak mogło jej pomóc. Bo prawdę mówiąc głupio mu było, że tak siedział na kanapie, pogrążając się we własnych zgubnych myślach, gdy jego najbliższa przyjaciółka stała pewnie równie zmęczona, jak i nie bardziej, co on i jeszcze krwawiła. A przecież to on z ich dwójki powinien być tym spokojniejszym, który potrafił trzymać emocje na wodzy, jeśli taka była potrzeba. Powinien ją teraz pocieszać, upewnić się, że nic jej nie będzie i może nawet rzucić żartem, czy dwoma na marną poprawę marnego humory. Tylko, że był tak zmęczony… 
Szybko udał się do kuchni, rzucając jej  kolejny przelotny uśmiech. Nie do końca szczery, ale wyglądający na bardziej przekonujący od tego ostatniego. W kuchni jednak znowu poczuł, jak siły go opuszczają. Miał wrażenie, że przygotowywał wszystko dwa razy wolniej, niż zwykle, nie mogąc się na niczym dobrze skoncentrować, a gdy zamykał drzwi od lodówki, chyba trochę za mocno trzasnął jej drzwiami przez frustracje samym sobą i sytuacja, w ktorej się znalazł. Po kilku minutach, które jemu wydawały się wieloma godzinami, wreszcie wrócił do salonu ze wszystkim, o co poprosiła Renata, ostrożnie podając jej największy kubek z krwią, jaki tylko miał w domu.
Spojrzał na nią niepewnie. Dalej nie chciał, aby teraz wychodziła, ale chyba dalej nie miał odwagi, by poprosić ją o to wprost.
- Renato ja… - zaczął niepewnie. - Dziękuję za to co dzisiaj zrobiłaś amicus meus. Dziękuję, że tak się przed nim otworzyłaś. Nie wiem, czy byśmy go dzisiaj nie stracili, gdyby nie to. - Znał ją na tyle by wiedzieć, jak ciężkie musiało to być dla niej, a jednak to zrobiła. Teoretycznie zanim przyszła, Silvanowi udało się nieco uspokoić syna, ale miał wrażenie, że dopiero podanie krwi Maurice'owi sprawilo, że mury między nimi wszystkimi naprawdę zaczęły się burzyć. - I wiesz… Skoro jesteś osłabiona To może zostań tu jeszcze na chwilę? Tak by upewnić się, że wszystko jest w porządku. - Poczuł, jak zrobiło mu się głupio po tych słowach, a jego wzrok na krótką chwilę uciekł gdzieś na ścianę z wywieszonymi zdjęciami. Potrzebował, by została, ale wstyd mu było, że nie radzi sobie lepiej z tą sytuacją i znowu prosi przyjaciółkę o coś, co mogło być dla niej ciężkie.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Gdy wrócił, zastał wampirzycę przy stole, wycierającą rozlaną krew z blatu chusteczką higieniczną. Drobna, przyziemna czynność, która pozwalała jej zająć czymś ręce, a w konsekwencji i zacząć układać myśli. Przestała, jak tylko dostała do rąk kubek, chociaż drażniły ją plamki na dywanie i najchętniej już w tej chwili chwyciłaby za spray do wykładzin i szczotę, zeszła na cztery koła i zaczęła szorować, póki jeszcze nie zaschło.
Przysiadła na brzegu sofy, zgarbiona, kuląc ramiona w sobie.
— Dziękuję, że mnie zatrzymałeś — odparowała na to i uśmiechnęła się słabo. Byli kwita, przynajmniej według niej; nie było sensu roztrząsać, kto zrobił dla kogo więcej, i to mimo doświadczonych od drugiego prztyczków w nos. To naprawdę nie było istotne. — Ja… nie wiem co się stało, tak bardzo mnie to przytłoczyło… zupełnie się tego nie spodziewałam, wzięliście mnie z zaskoczenia i… chyba wolałam… Boże, jak to teraz strasznie głupio brzmi, kiedy próbuję to powiedzieć na głos — żachnęła się trochę. — Wolałam odejść i dać wam przestrzeń… Nie przynosić więcej bólu… na przekór, skoro "tak bardzo mu przeszkadzam w życiu"... ale ja nawet nie czułam się do końca winna, wiesz…? — wyznała. Spojrzała na Silvana z nieokreślonym wyrazem twarzy, który najprościej było nazwać zwyczajnie zagubieniem. Zagubieniem pomiędzy poczuciem winy, wstydem, osłupieniem, wdzięcznością a złością bardzo silnie urażonej dumy. — To, co mówił, co z siebie wyrzucał… to nie tak, to wszystko nie tak… naprawdę tak nie było, przysięgam… — kręciła głową.
Czuła ogromną – i po prawdzie nieco dziecinną – potrzebę wytłumaczenia się przed Silvanem, jakby się bała, że gniew Maurice’a wpłynie także na jego ojca i zmieni jego postrzeganie Renaty. Jasne, nie popisała się jako matka. Jako partnerka też nie. Ale gdzieś leżała wyraźna granica pomiędzy tym, do czego kobieta była skłonna się przyznać w ramach wyznania win, a tym, co było jedynie pomówieniami, kalumniami ją oczerniającymi, za co nie chciała i nie miała zamiaru wziąć odpowiedzialności.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że w całym tym roztrzęsieniu nie wiedziała już, czy walka o sprawiedliwość oraz prawdę w ogóle powinna mieć rację bytu, czy też stanęła wreszcie w miejscu, w którym należało tylko położyć uszy po sobie i przyznać się do wszystkich zarzucanych jej grzechów. Duma jej na to nie pozwalała. Depresja natomiast ściągała ją do parteru i mówiła, żeby dać temu wszystkiemu spokój i przestać w końcu walczyć.
— Co to w ogóle było…? O czym rozmawialiście, zanim przyszłam, czemu tak się zdenerwował?

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
- Dziękuję, że dałaś się zatrzymać. - Przysiadł się do niej, uważnie wsłuchując się w każde jej słowo. Jego też to wszystko przytłoczyło. Był moment, w którym on sam najchętniej, by wyszedł, byle odciąć się od wszystkiego, co się działo. Z tym, że on czuł się znacznie bardziej winny. Brał do siebie niemal każde słowo syna i trudno mu było racjonalnie analizować każdy jego zarzut. Dopiero, gdy do akcji wkroczyła Renata udało mu się spojrzeć na zastaną sytuację nieco trzeźwiej, chociaż do jasności umysłu wciąż mu wiele brakowało. Spojrzał na nią smutno. Nigdy nie wątpił, że kochała ich syna. Po prostu czasem nie wszystko było tak łatwe, jak w tych ckliwych historiach o szczęśliwych rodzinach. 
- Wiem - powiedział, delikatnie odgarniając jej wilgotny kosmyk z czoła. - Naprawdę wiem. Nie musisz mi się tłumaczyć.
Na jej kolejne pytanie zaśmiał się nerwowo. 
- Nie wiem - wyznał, przejeżdżając dłonią po twarzy. Cały czas analizował tę rozmowę i cały czas nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. - Świetnie, nie? Syn wyrzucił mi, że był dla mnie jedynie nieudanym projektem - tu głos dostrzegalnie mu się załamał - A ja nawet nie wiem co to spowodowało. Rozmawialiśmy o jego wyjeździe do Polski, ale on poprosił byśmy zmienili temat. Spytałem się o plany na urodziny, a potem - wziął głęboki oddech - A potem wyrzucił mi, że nigdy nie byłem z niego dumny. Że bardziej przejmuję się Ida niż nim. Że przez nas nigdy nie mógł mieć normalnej relacji i… - pokręcił głową. Nie chciał mówić jej, że według syna dawał nim pomiatać Renacie. Już i tak usłyszała dzisiaj wystarczająco. -Wtedy ty przyszłas i resztę już znasz. 
Zamilkł na chwilę, nie będąc pewny, czy powinien powiedzieć, to co jeszcze chodziło mu po głowie, ale uznał, że jeśli z siebie tego zaraz nie wyrzuci, to wybuchnie.
- Gdybym wiedział to nigdy bym… Po prostu… Ja... Co jeśli on i tak nas znienawidzi? Co jeśli i Ida w końcu uzna, że zrujnowałem jej życie? Znowu. - Teraz, gdy syn wyszedł, zaczął również myśleć o młodszej wampirzycy. Niby nie była małym dzieckiem, a on był teraz dużo starszy i doświadczony, ale co jeśli i tak popełni podobne błędu i nawet tego nie zauważy?
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Z każdym jego słowem brwi Renaty zdawały się zbiegać coraz bardziej i schodzić coraz niżej, ale na sam koniec gwałtownie powędrowały w górę. Nie wierzyła w to, co słyszy. Jakim cudem Silvan tak płynnie przeszedł od jednej kwestii do drugiej? Przecież pomiędzy Mauricem a Idą nie było żadnego porównania. Inaczej powołani do życia, w innych czasach, zupełnie inaczej pielęgnowani i przygotowani do życia, przez innych ludzi, w innych krajach. W momencie przemiany Ida była już w pełni ukształtowaną, dorosłą osobą i Silvan nie był odpowiedzialny w najmniejszym stopniu za jej charakter czy jakiekolwiek jego niedobory spowodowane błędami w wychowaniu. Za Maurice’a z kolei odpowiadali oboje, chociaż temat był o wiele bardziej skomplikowany i Connie miała względem niego różne, niekiedy sprzeczne ze sobą opinie. Jak na przykład to, że w wieku dwustu lat dorosła osoba powinna już dawno sama wziąć się, kurwa, w garść, i przestać głupkowato obwiniać cały świat za swoje niepowodzenia, co stało w drastycznej opozycji do bólu, jaki kobieta odczuwała słuchając, że Maurice stawiał ją na piedestale, chciał być taki jak ona, naśladował ją, uosabiał matkę z esencją perfekcji, a ona zawiodła go, nie zauważając jego starań ani tego, jakim ważnym autorytetem dla niego była. Nie potrafiła tego pogodzić, czuła się kompletnie rozdarta. Dla Narine instynktowne reagowanie złością i wyparciem było podstawową reakcją obronną.
— Nie… nie mów tak, nie myśl tak nawet… — Odłożyła kubek na stolik do kawy i bez zastanowienia ani pytania o zdanie objęła Silvana. Przycisnęła go do siebie i pogładziła po ramieniu, jednocześnie próbując odwrócić uwagę od swojego strapionego wyrazu twarzy. Dlaczego mężczyźni jej życia tak uwielbiali się biczować? — Kiedy mówił, że nas kocha… nie kłamał, wiesz…? Ani że się odezwie… — Nawet nie wiedziała, jakimi słowami go pocieszyć. Tsavt tanem, powtarzała zawsze Tigranowi, tsavt tanemPozwól mi zabrać swój ból. Tylko że tym razem obydwoje siedzieli w jednym szambie i Renata naprawdę nie była pewna, czy miała siłę udźwignąć ciężar porażki za nich obydwoje. I chyba nawet nie chciała. Wbrew emocjonalnemu rozwieruchotaniu skłaniała się ku akcji, ku naprawie, wprowadzeniu w ich życie jakichś pozytywów, a nie na lamentowaniu nad tym, czego nie da się wymazać z kart historii. Chyba że komuś zaserwują lobotomię. — Ida nie ma tu nic do rzeczy, to tylko lęk, Silvanie. Hipotetyczna sytuacja. Nie ma sensu. A Maurice… — westchnęła ciężko. — Obiecaliśmy, że pomożemy. Teraz trzeba wziąć się do pracy, nic innego nam nie pozostaje. Tylko czyny.
A jeśli Maurice w swoich chwilach odosobnienia rzeczywiście dojdzie do innych wniosków, niż to zakładali, jeśli zagniewa się na Renatę za to, co mu pokazała i uzna, że jednak pokłady gniewu są zbyt ciężkie do przetrawienia… nic nie mogła z tym zrobić. Jeśli znienawidzi – to znienawidzi. Renata znów odsunie się w cień, tak jak umiała robić to najlepiej. Da synowi wolność. Wolała jednak o tym nie myśleć. Nie teraz. Ta opcja jawiła jej się jedynie jako odległa możliwość, jedna z wielu. Ostateczna.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Nie protestował, gdy go przytuliła. Dał jej się objąć, ukrywając twarz w ramieniu wampirzycy. Cieszył się, że była. Zarówno w tym momencie w jego mieszkaniu, jak i ogólnie w jego życiu. Miał naprawdę wiele szczęścia, że po tym wszystkim, co razem przeszli, udało im się pozostać przyjaciółmi. Mógł zawsze na nią liczyć, tak jak i ona na niego i przynajmniej wiedział, że nie był sam w tym bałaganie. Dalej było źle, ale zawsze raźniej. 
Spojrzał na nią z malującym się odczuciem ulgi w oczach. Nie wątpił w szczerość słów syna, w końcu po co miałby kłamać, gdy chwilę wcześniej wyrzucał im wszystko w emocjach,  ale i tak to potwierdzenie wiele dla niego znaczyło. Jedna wątpliwość mniej, a to zawsze coś. 
Na jej kolejne słowa po prostu mocno zacisnął usta. Nie miał siły na to, by kłócić się z nią i tłumaczyć, że owszem Ida miała tu naprawdę dużo do rzeczy, a jego lęk nie był tylko lękiem, a nawet gdyby był to co z tego skoro i tak nie chciał zostawić go w spokoju? Mógł jej nieopatrznie nie okazać potrzebnego wsparcia na tyle różnych sposobów, że z łatwością za kolejne 200 lat usłyszałby kolejne pretensje. Hipotetyczna sytuacja… Jasne, hipotezę można było obalić, gdy okazywała się niesłuszna, ale i potwierdzić, a on bardzo nie chciał, by ta konkretna hipoteza kiedykolwiek okazała się prawdziwa. W jednym Renata miała jednak pełną rację. Rzeczywiście nie pozostało im nic innego, niż działanie. Tylko tyle, czy aż tyle, mogli w obecnej sytuacji zrobić. Skinął głową i ostrożnie wyplątał się z jej uścisku. 
- Tak. Masz rację. Będziemy działać - odparł, prostując się nieco na ostatnie słowa, jakby próbował podkreślić, że naprawdę jest do tego gotowy. Nie wiedział, czy był, ale roztrząsając to daleko nie zajdzie. Darował sobie oczywiste słowa, że po prostu to wszystko go obecnie przygniatało. Przecież ona doskonale o tym wiedziała i pewnie nie czuła się wcale lepiej. - Naprawdę chcę mu pomóc. Zwłaszcza, gdy powiedział, że ma tak dosyć. - Chyba bardziej bolesne dla niego był stan Maurice'a i obawa o niego, niż wszystkie bolesne słowa, które tu dzisiaj padły
Ponownie podał jej kubek, a jego spojrzenie powędrowało ku zranionej ręce, próbując ocenić, czy proces gojenia przyspieszył, czy też powinien biec po więcej krwi. Następnie powrócił wzrokiem na jej twarz. Wciąż pamiętał o pewnych słowach, które padły podczas kłótni i wciąż chciał o nie dopytać.
- Renato… Oczywiście nie musisz mi mówić jeśli nie chcesz, ale… Za co mnie wtedy dokładnie przepraszałaś? - Domyślał się, że chodziło o ich rodzinę, ale naprawdę nie widział powodu, by błagała go o jakiekolwiek przebaczenie i nie zamierzał pozwalać na to, by trawiły ją bezsensowne wyrzuty sumienia.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Rozdrapała paznokciem skrzep na wnętrzu przedramienia, odsłaniając na nowo świeżą, siąpiącą krwią tkankę i odczekała chwilę, wpatrzona w to podrażnione miejsce, żeby skontrolować stan regeneracji. Było odrobinę lepiej, ale nieidealnie, musiała nasycić się bardziej. Kubek posłużył jej za doskonały rekwizyt, chowała usta za jego brzegami i uciekała weń spojrzeniem, trochę zawstydzona tym, co miała odpowiedzieć Silvanowi na jego pytanie. Widać, że było jej ciężko sformułować słowa. Ważyła je na języku i mieliła, jakby właśnie wydawała osąd mający zaważyć na czyimś życiu. Nie było to wprawdzie aż tak dramatyczne, te najbardziej dramatyczne kroki miała już za sobą – chodziło tylko (tylko i aż) o jej dumę, o kolejne uzewnętrznienie się z najskrytszych, najzacieklej ukrywanych obaw, co wymagało przecież wysiłku.
I kiedy już zdawało się, że przysłowiowo nabierze krwi w usta i zignoruje pytanie, jak zbuntowana nastolatka postawiona pod ścianą, Renata westchnęła i jednak się odezwała:
— Że ze wszystkich kobiet na świecie i w historii, z jakimi mogłeś założyć rodzinę, trafiłeś akurat na mnie. Taką, która nie miała instynktu i nie wiedziała, co robić, a teraz ty za to płacisz, przez to ty przeżywasz strach przed byciem odrzuconym przez własne dziecko. Zepsułam waszą więź. Powinnam była wtedy odejść na dobre i przestać was nękać. Dać Maurice’owi o mnie zapomnieć. Pozwolić ci wychować go tak jak uznałbyś to za stosowne... — Głos jej się załamał, musiała odchrząknąć. — Ale nie umiałam. Byłam zbyt samolubna, jak zawsze. Nawet teraz… zamiast pomagać, byłam o włos… o włos, żeby wszystko znowu zrujnować. Za to… za to wszystko proszę cię o wybaczenie, Silvanie. Chociaż wiem, że to bardzo wiele.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Teraz to on nie wiedział, co powiedzieć. Nie odpowiedział jej od razu, przez chwilę wpatrując się w nią w milczeniu, spojrzeniem pełnym smutku i zaskoczenia. Jak mogła tak w ogóle myśleć? Czy kiedykolwiek nieopatrznie dał jej do zrozumienia, że tak na nią patrzył? Przecież nie kłamał wcześniej, gdy powiedział, że nie ma jej czego wybaczać. Sam najchętniej, by ją od razu objął, gdyby nie to, że zależało mu, by dokładnie widziała wyraz jego twarzy, który sugerował, że nie bawił się teraz w żadne śmieszki, czy półprawdy.
- Ze wszystkich kobiet… Gdyby ktoś teraz wpadł tutaj i oznajmił, że mogę cofnąć się w czasie i mieć naszego syna z dowolną kobietą na świecie i historii, wybrałbym ciebie - ostrożnie wyjął kubek z jej dłoni, postawił na stole po czym złapał ją za zdrową rękę. Uśmiechnął się do niej smutno. - Nie płacę teraz za twoje działania, a moje własne. Sam sobie zepsułem relacje z Mauricem. Nie byłem ojcem jakim chciałem być i… - pokręcił głową. Żałował, że sam nie miał kubka, by się za nim skryć. - Nie nękałaś nas. Nigdy. Nie mów tak nawet.To, że nie… Nie odeszłaś całkowicie i dalej byłaś w naszym, w jego życiu, naprawdę dużo dla niego znaczyło, wiesz? Dla niego i dla mnie też. On zawsze był zbyt podobny do ciebie, by być wychowywanym jedynie przeze mnie. - Wątpił, że gdyby byli jedynie sami Maurice postanowiłby pójść jego w ślady. Pewnie i tak jego życie potoczyłoby się podobnie, ale nie miałby kogoś kto nauczyłby go wszystkiego tak dobrze, jak zrobiła to ona. Mocniej ścisnął jej dłoń. - Nie musisz prosić mnie o przebaczenie, bo nie mam ci czego przebaczać i nie mówię tego, tylko po to byś poczuła się lepiej. Zresztą sam wiem, jak to jest chcieć się odciąć od wszystkiego. To, że tego nie zrobiłaś świadczy o czymś zupełnie innym, niż o egoizmie.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Nie mogła zdzierżyć tego poważnego, solennego spojrzenia, parsknęła, jednocześnie z ulgą i zażenowana bez mała jak nastolatka dopiero stawiająca pierwsze kroki w relacjach i uciekła na moment wzrokiem w drugą stronę. Nie udało jej się powstrzymać łez tym razem, ku swojej jakże infantylnej irytacji. Zmarszczone brwi, łzy ściekające po policzkach i uśmiech wytchnienia, spąsowiałe od powstrzymywanego szlochu nozdrza i dłoń ściskająca ciepło rękę Silvana, po tym, jak ją ujął. Przedziwna mozaika sprzeczności, typowa kobieta.
Siorbnęła nosem, otarła dolne powieki i na powrót odwróciła głowę, żeby znów mogli na siebie patrzeć w rozmowie. Nadal uśmiechała się słabo.
Przecież wiedziała, że nie kłamał. Potrafiła to poznać, nie tylko przez wzgląd na to, ile lat ze sobą spędzili. Pewne instynkty czasami Renatę zawodziły, inne nie. Jak się okazywało, potrafiła być znośną partnerką (skoro i Sahak, i Silvan nadal byli przy niej, w ten czy w inny sposób, musiało to o czymś świadczyć, prawda? Oprócz tego, że najwyraźniej byli niepoprawnymi masochistami); więc dlaczego jej przeczucie w postępowaniu z własnymi dziećmi szwankowało tak katastrofalnie? Może chodziło właśnie o to, że próbowała traktować ich jak silne, niezależne jednostki, stawiała ich na równi sobie, a oni potrzebowali czegoś innego, bliższego, bardziej zhierarchizowanego, z nią, stróżem, ponad nimi, jak światło opatrzności, i z jej skrzydłami rozpostartymi nad ich głowami jak parasol przeciw deszczowi ognia i krwi. Wolność to zatrute jabłko.
Nawet jeśli Silvan temu przeczył, ona dobrze wiedziała, że owszem, była samolubna. Brzydka wewnętrznie. Może potrafiła to elegancko maskować licznymi aktami posługi, ale dobre uczynki, które wykonywała w stosunku do innych – chociażby bycie zawsze pod telefonem w razie kłopotów, przywożenie zakupów i drobnych podarków, sprawdzanie, czy mieli się dobrze, czy funkcjonowali poprawnie, czy nie potrzebowali pomocy w prowadzeniu domów, czy pamiętali, aby dbać o siebie pod każdym względem – tak naprawdę nie przychodziły z dobrego serca ani wrodzonej, miękkiej troski o bliźniego. To wcale nie agape, nie boska cnota z bezwarunkowej miłości do świata. Renata była interesowna, mało empatyczna. Lubiła czuć się doceniana i szanowana za swoje postępki, inteligencję oraz prezencję, personę, jaką tworzyła. Nie była z natury wyrozumiała, nie miała litości dla słabostek. To, że trzymała swoją rodzinę w ryzach i blisko siebie, pozornie poświęcając swoje życie dbając o ich dobrostan, wynikało jedynie z ergonomii, bo jedynie dobrze naoliwiona i regularnie serwisowana maszyneria działała tak, jak zakładało jej przeznaczenie.
Zabrakło jej intropatii, aby w porę zauważyć, że niektóre trybiki się wycierają, coraz ciężej im na swoim miejscu. I tutaj znów wchodziła jej perfekcjonistyczna, metodyczna natura: Connie nie chciała pozwolić, by to się powtórzyło. Czy to można było nazwać miłością, brakiem egoizmu? Nie wiem, być może tak. W końcu liczył się efekt końcowy, nieprawdaż? Cel uświęcał środki.
Westchnęła ponuro, nie mając na słowa Silvana innej odpowiedzi, jak tylko kolejne podziękowanie. Fakt, że widział ją w ten sposób, niepomiernie mile łechtało jej ego.
— Miałeś jakieś plany na dzisiaj…? — spytała. Chociaż wcześniej obawiała się, że profesor wolałby, gdyby opuściła mieszkanie, tak teraz miała wrażenie, że najlepszym aktem posługi, jaki mogła wyświadczyć teraz byłoby, gdyby mogła dotrzymać Silvanowi towarzystwa i wysłuchać jego przemyśleń i obaw.
Jak za starych dobrych czasów, kiedy spędzali całe noce i dnie na zaciętych, błyskotliwych dyskusjach.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Silvan Zimmerman

Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Renata parsknęła, a Silvan bezwiednie, prawdopodobnie przez wszystkie nerwy które się w nim nagromadziły, poszedł w jej ślady, chociaż dalej nie było mu za bardzo do śmiechu. Prawdę mówiąc nie wiedział, co mógł teraz powiedzieć, by nie zabrzmiało to głupio. Maurice podczas kłótni wyrzucił mu, że często nie mówił rzeczy sugerujących, że zależy mu na bliskich, ale on naprawdę często miał wrażenia, że takie słowa były jedynie utartymi frazesami, które z jednej strony wyrażały coś co dla niego było zawsze oczywiste, a z drugiej wypowiedziane w niewłaściwym momencie mogły wprowadzić jedynie niezręczną atmosferę. Co innego mniejsze, lub większe gesty, czy rozmowa na dręczące kogoś tematy, one według niego mówiły znacznie więcej. Chyba dlatega, gdy wzrok przyjaciółki nagle powędrował w inna stronę, nie mówiąc juz nic więcej, uścisnął mocniej jej rękę, ze słabym uśmiechem czekając, aż wróci do niego spojrzeniem.
Chociaż jej pytanie było pozornie proste, nie odpowiedział na nie od razu. Nie miał dzisiaj szczególnie ważnych planów. Jeszcze przed przybyciem syna, zakładał, że jakiś czas porozmawiają, a potem zajmie się sprawami w laboratorium i ogarnie kuchnię o ile probówki i sztuczna krew nie pochłoną go na tyle, że o tym zapomni i chociaż praca, jak zwykle, oferowała mu ucieczkę w te łatwiejsze dla niego tematu, to chyba nie czuł się na siłach, by robić którąkolwiek z zaplanowanych rzeczy. No i wolał, by Renata wychodziła. Nie wiedział, czy bardziej dlatego, że nie chciał zostać sam ze swoimi myślami, a nie chciał, czy dlatego, że zbyt martwił się o nią, by odsyłać ją teraz samą ze swojego mieszkania. Powoli pokręcił głową i zabrał rękę.
- Nic czego nie mógłbym zrobić później - zapewnił ją zgodnie z prawdą, chociaż gdyby Renata zobaczyła stan jego zlewu i czekająca na włożenie do niej naczyń zmywarkę, miałaby pewnie inne zdanie na ten temat. Na swoją obronę ostatnimi czasy naprawdę udawało mu się utrzymywać tam względny porządek, a potem doszedł do na tyle ciekawego etapu w swojej pracy, że jego hierarchia obowiązków znowu uległa zmianie. - A ty? Bo jeśli nie to możemy - co zwyczajnego mogła robić dwójka wampirów, na których ich dorosłe dziecko wylało właśnie wszystkie swoje żale? - Nie wiem. Obejrzeć coś głupiego.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Godzinę później siedzieli przed włączonym telewizorem, owinięci kocami na kolanach i z rozłożonym na stoliku do kawy kartonem pizzy. Rzecz jasna na cienkim spodzie i z dodatkami krojonymi w cienkie plasterki, albowiem Renata, która spędziła swoje wczesne lata we Włoszech, uważała wytwór imigrantów z Ameryki za abominację, a hinduskie i arabskie wariacje z ingrediencjami krojonymi w kostki (w kostki, na litość wszystkich świętych!!) za absolutne, ale to bezdyskusyjne barbarzyństwo i odmawiała przebywania z nimi w jednym pomieszczeniu.
Bardzo jej ulżyło, że Silvan pozwolił jej zostać. Swoje spotkania z kontrahentami odwołała przecież stojąc przy nim i Mauricem w korytarzu, telefonicznie, teraz więc nie miała kompletnie żadnych planów na noc, a wisielczy nastrój nie skłaniał do kreatywnego wyszukiwania aktywności, by jakoś wypełnić owe luki i zająć czymś głowę, żeby się bezsensownie nie umartwiać. Nie lubiła odczuwać tak silnych emocji, czuła się słaba, gdy znajdowały ujście mimo jej woli, a w konsekwencji – fizycznie zmęczona. Siedzenie w kokonie przy Silvanie i odmóżdżające skakanie po kanałach cyfrowej telewizji było doskonałą sferą komfortu.
W pewnym momencie zatrzymali się na Animal Planet, gdzie akurat leciała nowa odsłona Rezydencji Surykatek. Renata natychmiast się odpaliła, poprosiła, żeby zostawić i zaczęła przeżywać, że ten program to już nie to samo od kiedy wąż śmiertelnie ukąsił Różę w głowę i Wąsacze przejęła nowa samica alfa. Obecne serie pokazywały losy kolejnych generacji, czytane co prawda przez tego samego lektora, ale cały sentyment wziął i w diabły poszedł.
— Wiedziałeś, że przewodniczka stada surykatek ma wyłączne prawo do mordowania wszystkich młodych urodzonych przez inne samice w swoim klanie? Róża często nie korzystała z tego przywileju, pozwalała im żyć, ale za to w najmniej dogodnym momencie z premedytacją zarządzała przenosiny norek, żeby matki musiały wybierać pomiędzy bezpieczeństwem jeszcze ślepych i gołych młodych a resztą rodziny i przynależnością do większej grupy. — Przeżuła kawałek pizzy. — Mała wyrachowana bladź. Miała mój respekt.
Powiedziała to z taką kamienną powagą, że nie dało się nie parsknąć.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach