#3 But where will I go with no one left to save me from myself 26 XI 2022

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
First topic message reminder :

Listopad zasnuł niebo ciemną płachtą nocy. Jedyny moment, by cieszyć się, że czas Dzieci Nocy trwał o wiele dłużej niż w inne dni. Nie musiało więc być nie wiadomo jak późno, by wyjść ze swej pieczary i ruszyć w trasę. Znała się na tyle, by nie próbować nawet przyjeżdżać własnym pojazdem, bo rzeczy, o których miała dzisiaj mówić bolały nadal mimo tylu lat. Wybór był więc jasny, metro i reszta spacerku. Spacerku, który pozwolił wyrównać bicie serca, dopalić grzecznie dwie fajki, zanim przyjdzie jej odwiedzić tego, któremu była winna tak wiele.
Jakaś część niej, ta bardziej tchórzliwa, nie chciała wcale tego robić. Chciała zawrócić, wymigać się, użyć wymówki. Ale to była bardzo niewielka część, bo dziewczyna zdawała sobie sprawę, że milczy zbyt długo. Zbyt długo ukrywa prawdę o tamtych wydarzeniach, zbyt długo miała czelność unikać spojrzeń i pytań. Nawarzyła piwa, gorzkiego, które teraz musiała wypić. Nie sposób było nadal nie odczuwać winy, bez względu na wszystko, ale teraz po prostu ten ból był lżejszy. Bardziej ćmiący, niż szarpiący potrzaskaną duszę, teraz mogła jakoś z tym żyć. A może, może któregoś dnia zdoła jej wybaczyć. Zresztą... łatwiej jest wybaczyć martwym niż żywym, czyż nie? Wiadomość Doktorka była jasna. Nie zostało jej zbyt wiele czasu, każdy dzień przybliżał ją ku nieuchronnemu... I chyba jeszcze nigdy nie była tak spokojna. Przez lata próbowała to cofnąć, a teraz? Teraz chyba przyszło jej się pogodzić ze wszystkim. Jednak zanim będzie mogła w spokoju pójść do szalonego naukowca, musiała podomykać to, z czym zwlekała tak bardzo.
Zatrzymała się na chwilę przed domem Wiatru. Przez chwile miała uczucie deja vu, gdy kiedyś w podobny sposób stawała przed kamienicą w Anglii. Równie zrezygnowana, ale ciesząca się z towarzystwa kogoś bliskiego. Teraz było tak samo... Jeden krok, drugi. W końcu stanęła przed drzwiami, grzecznie używając dzwonka, by przywołać właściciela. Wiedziała, że to będzie ciężka rozmowa. Pod wieloma względami. Ale teraz jakoś łatwiej było jej to przełknąć. Może dlatego, że zrozumiała, że irracjonalnych zachowań nie da się wyjaśnić, bo takie właśnie są. Niewytłumaczalne. I każdy miał do nich po prostu prawo.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Przeżyte wydarzenia pozostawią na ciele mnóstwo blizn, ale nie wszystkie z nich będą brzydkie. Na pewno kilka zostanie po kres Twoich dni, stając się niejako świadectwem siły, wytrzymałości i zawziętości na drodze ku naprawie własnego jestestwa. Czasami będziesz się na nie wściekać, ale w końcu zaakceptujesz ich obecność, w pełni świadoma, że nigdy nie byłaś w tym wszystkim sama. Miałaś u swojego boku kilka naprawdę ważnych osób - dajmy na przykład Elisabeth lub Marcusa. Ryuu byłby im wdzięczny za pomoc i opiekę nad Tobą: wilkołakowi, za uratowanie Ci życia, a wampirzycy za zajęcie się Waszym dzieckiem, które postanowiłaś zostawić w jej delikatnych dłoniach. 
Kiedyś przyjdzie czas konfrontacji, a wtedy będziesz musiała się przełamać i raz jeszcze opowiedzieć wszystko od początku do końca, w cierpliwości i nadziei na przebaczenie ze strony syna. Wiatr sobie na to popatrzy stojąc z boku, albo jeszcze dalej, bo gdy do tego dojdzie, to kto wie, gdzie poniosą go jego kroki. Ty wiesz i on również to wiedział - Wy oboje wiedzieliście, że z dwójki poznanych braci, to on był tym bardziej szczeniackim, nieokrzesanym i łaknącym przygód. Zatrzymanie go w jednym miejscu na zbyt długo nie mogło się udać - nie próbuj nawet zaprzeczać, wszak nawet w Anglii potrafił znikać na kilka miesięcy, powracając, jak gdyby nigdy nic. Taki już był: dziki i nie do zatrzymania – czemu więc miałby dalej trzymać urazę za rączkę, skoro dobrze znał mindset brata i w końcu poznał prawdę? 
Przecież to nie miało sensu...
- Mylisz się Sel... Jesteś ofiarą - własnej głupoty, ludzi i tego popieprzonego świata, w którym żyjemy. Mogę Ci utrzeć nosa żartami, ripostami – wszystkim, ale na litość Twoich cycków: mam tu zacząć beczeć? - kobieta faktycznie była lepsza w tłumieniu własnych emocji – Jun odrobinę mniej jako ten bardziej ekspresywny wampir. Adaptacja wiele razy uratowała mu dupsko, ale w starciu z taką wiedzą okazała się bezsilna.
Między niebem a ziemią - kłamstwem a prawdą, Azjata najzwyczajniej w świecie nie wiedział, co miał powiedzieć. Jego serce biło coraz szybciej, a palce zacisnęły się odrobinę mocniej. Wbrew temu, do czego do zachęcałaś wcale nie chciał beczeć - nie tu, nie teraz i nie przed Tobą. Lata znajomości przynosiły zgubę, bo jak na złość pewnie wiedziałaś, że pod metalową kopułką, do której nie chciał Cię dopuścić na poczet założenia spodni, skrywał się całkiem ciekawy kociołek emocji. Nie będę Ci ich wymieniać po raz enty, albowiem zdążyłaś zaznajomić się z ich smakiem we własnym życiu. W tym wszystkim wampir pozwolił sobie zaś na śmiech: niejako ironiczny z nutą szczerego rozbawienia szczeniackimi żartami, których żadne z nich sobie nie odmawiało.
- Ja pieprzę... Tylko mi nie mów, że Ryuu o tym nie wiedział i że ten dzieciak też o niczym nie wie, bo osiwieję. - ciskanie ciętymi ripostami było jednym z kilku sposobów, które pomagały Junowi radzić sobie z gównem i nagromadzonym napięciem bez ranienia kogokolwiek – przynajmniej nie w taki dosadny sposób.
Wprowadzały również atmosferę komizmu, która skutecznie odwracała wzrok od źródła problemu, ale w końcu z ust uciekło ciche westchnięcie.
- No i co ja mam Ci powiedzieć, hm? Mam rzucić jak bardzo Cię nienawidzę, bo zabrałaś mi brata, nie dając mu szansy na przeżycie? Jak jego nienawidzę, bo kretyńsko spieprzył, mimo że ZAWSZE łaziliśmy razem i WYCHODZILIŚMY z gówna razem i że RAZEM moglibyśmy Cię wyciągnąć? A może mam zacząć warczeć na siebie, bo tak naprawdę nie powinienem wytykać Ci niczego. Dobrze wiesz, że byłoby to jebaną hipokryzją. - w tamtej chwili Wiatr przestał być dumnym Cesarzem, groźnym wampirem, a nawet i namiętnym kochankiem. Nigdy nie wyrzekł się swojego ludzkiego pierwiastka – teraz to on wszystkim dyrygował.
- A jednak nawet gdybym chciał, to nie potrafiłbym się na Was wydrzeć, bo byliście... Jesteście mi bliscy. - i on formował słowa oraz wypuścił syk spod zaciśniętych zębów.
- Weź, przydaj się na coś... - a potem ustąpił miejsca kolejnej szczeniackiej zaczepce w roli ostatniej deski ratunkowej.
- Wykorzystaj poświęcenie się tego debila i zajmij dzieciakiem... - a przedtem racz spojrzeć na ramie wyjęte spod tkaniny szaty po jej rozwiązaniu sprawnym szarpnięciem ręki i wbij kły, aby spuścić z wampira trochę ciśnienia.
- W razie czego zwracaj do miski. - w przenośni: przestań kłamczyć, bo oboje dobrze wiedzieliśmy, że lubowałaś się w krwi Juna. On się przed tym nie bronił - ba, niejako sam zachęcał do ostudzenia jego ognia: nie tylko obnażając się, ale i łapiąc Cię ponownie w pasie i jeszcze mocniej przyciągając do swojego ciepłego ciała, spod którego tętniło życie. 
Czyżby czegoś się bał?

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Blizny były tym, czym nie wypadało chwalić się przed szerszym gronem. Blizny były tym, co świadczyło o tym, że się przetrwało. Problem zaczynał się w momencie, gdy padały pytania o to, co tak naprawdę przetrwała. Są rzeczy, które lepiej ukryć gdzieś głęboko w sercu, a zwłaszcza odpowiedzi na pytania, których bała się zadać sama sobie. Jednym z nich było pytanie o to, czy Marcus tak naprawdę ją uratował, czy tylko przedłużył marną egzystencję? Mówiła marną, ale jednak to właśnie tej marnej egzystencji trzymała się tak kurczowo, pociechę łowiąc z fizycznej bliskości. Nawet nie sposób było powiedzieć, w którym momencie kurczowe trzymanie się egzystencji zmieniło w nieśmiałe „chciałabym jeszcze pożyć”, by w obecnym momencie funkcjonować jako „kurwa mać, ja nie chcę jeszcze umierać!”.
Tak, przyjdzie czas konfrontacji. Przyjdzie czas wyjaśnień. I pytań, czy dziecku oby na pewno będzie dobrze ze świadomością, jak głupią i tchórzliwą matkę posiada. Każdego dnia dziękowała za to, że kiedyś spotkała Liska i że zaprzyjaźniła się z nią do tego stopnia, by powierzyć w jej ręce to, co miała najcenniejszego. Owszem, milczała, nie powiedziała prawdy, jednak mogła obserwować, że jej skarb nie był już taki mały i miał się całkiem dobrze. Przynajmniej jemu oszczędzono parszywego życia, jak jej samej. A dzika dusza Wiaterka? Zastanów się panie, do kogo to mówisz. Do nomada bez domu, tej, która nigdy nie miała stałego miejsca, by w końcu nauczyć się tego, że dom jest tam, gdzie serce i do kogo może wrócić. Więc i ona znikała z Anglii, czasem na miesiące, rzadziej lata, by zawsze wrócić do was dwóch, uśmiechając się radośnie i oddając wam całe swoje zakamieniałe serduszko.
- Co do własnej głupoty akurat mogę się zgodzić. – przyznała bez bicia, by w końcu wzruszyć ramionami. – Jeśli to jest to, czego Twoje serce pragnie, to tak. Płacz, ile wlezie. A moje cycki nie mają litości, zapomniałeś? Dla nikogo i dla niczego. – i jakby na dowód, z lekką złośliwością, wepchnęła wiatrowaty nosek prosto pomiędzy jędrne półkule piersi, wciąż okryte stanikiem. Nie martw się Wiaterku, to tak tylko na chwilę. W ramach ciętych ripost i chociaż minimalnego rozładowania smutnej atmosfery. Nie Ty jeden miałeś tendencję do głupich odzywek, a lepsze było to niż zacząć płakać. Wystarczająco już wypłakała wcześniej.
Spodnie miały to do siebie, że można je było zdjąć. W niektórych przypadkach nawet trzeba było. To był właśnie taki przypadek – także zdejmuj Wiaterku gacie i mów, co leży na wątrobie. Byle nie była to marskość, bo z tej akurat ciężko się wyleczyć. Na całą resztę pomoże przeszczep. I zdolności regeneracyjne wampirów – szkoda jednak, że nie działały na głupotę na ten przykład takiej Selenki. Wszystko wtedy byłoby łatwiejsze. I nie trzeba byłoby tłumić emocji, które potem wybuchały niczym źle zrobione ciasto z mikrofalówki i to zawsze wtedy, gdy nie trzeba, zostawiając cały burdel do posprzątania.
- Wedle życzenia: oczywiście, że wiedział, poznał nawet historię mojego życia. Tylko mu się nie spodobała, więc spieprzył w Bieszczady. I tu masz pierwsze siwe włosy. – pociągnęła go za kosmyk włosów, z kamiennym wyrazem twarzy. Oczywiście, że nic nie powiedziała Ryuu! Nie zdążyła. Oświęcim był kretyńskim miejscem do poinformowania go o dziecku. – Kiedy mu miałam powiedzieć? W obozie? Chciałam to zrobić, gdy wyjdziemy… Nie zdążyłam. A syn nie wie, że ma matkę idiotkę, może tak lepiej dla niego. – wzruszyła w końcu ramionami, odpuszczając sobie suche żarty. Naprawdę nie miała kiedy mu tego powiedzieć, rzucenie tego w celi byłoby niejako… cóż, groteskowe i idiotyczne. Zresztą cieszyła się z tego, że przynajmniej chłopiec był bezpieczny.
- A nienawidzisz? – pytanie było proste w swoim brzmieniu. W odpowiedzi? Wcale. I może właśnie zadając to konkretne pytanie zdała sobie sprawę, że tego właśnie się najbardziej bała. Zadać to pytanie jemu i usłyszeć na nie odpowiedź. Była głupia, fakt. Kochała was. Też fakt. I nigdy nie chciała, żebyście ją znienawidzili. – Idiota. Nie, nie byłoby hipokryzją, bo to dwie zupełnie inne sprawy. Nie pierdol, Jun. Bardzo Cię proszę. Nie mam nastroju na pierdolenie. – ostrzegła, kręcąc lekko głową. Przynajmniej w jednej kwestii się zgadzaliście, ona też uważała Ryuu za debila. Za to, że nie spierdolił jak miał okazję, tylko siedział z nią jak skończona pierdoła tylko po to, żeby zdechnąć w najgorszy możliwy sposób. Niech Cię szlag trafi, Jun, wołały jej oczy. Wiedziała, co chciałeś zrobić. Ukarać siebie. Za coś, czemu nie byłeś winny. Ale ona też potrzebowała ukarać siebie samą. Bo ona już była winna. Spiorunowała Cię wzrokiem, a potem nagle złapała Twoją twarz w dłonie, ponownie zresztą. Zderzyła wasze usta, mocno, twardo, nawet i boleśnie, raniąc Twoje usta, może nawet i swoje o wysunięte kły. Tam nie było zwyczajowej namiętności, tam było coś dziwnego. Ból. Złość. Żal. Kotłujące się emocje jedne po drugich. A skoro już złapałeś, by przyciągnąć do siebie… Nie oponowała.
Aż tyle samozaparcia nie miała. Wargi przesunęły się po szyi, ucałowały skórę. Język polizał odpowiednie miejsce. A zanim mogłeś zaprotestować, wysunęła kiełki, wbijając je w skórę, przebijając pierwszy raz od 80 lat, by poczuć smak słodkiej krwi. Z ust uciekł przytłumiony jęk czystej i nieokiełznanej przyjemności. Pierwszy raz była całkowicie sobą, tą samą, którą pamiętałeś z Anglii, z ogniem w oczach i dłoniach, które trzymały Cię w pasie, gdy zajęła miejsce na Twoich kolanach. Jeden łyk, drugi, trzeci… Trochę bólu pomieszanego z rozkoszą. A potem żołądek opłynął piekący ból. Oderwała się od słodkiej szyjki, łapiąc wspomnianą miskę i w falach wyrzucając z siebie każdy jeden łyk, który wypiła. Ściskający się żołądek piekąco bolesną falą przynosił karę za popełnione czyny. Czy żałowała? W życiu. Smak krwi Juna był tego warty.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Pokrętna to była logika, podobnie jak żarty o cyckach i ich atak na bezbronną głowę, która zaliczyła chwilowe zderzenie z nimi. Patrząc na Waszą dwójkę, ktoś mógłby się nieźle zdziwić, podrapać po głowie i pewnie machnąć ręką na wór dziwactw, które na pewno doskwierały wielu leciwym wampirom. Wy jednak postrzegaliście to wszystko w nieco innych barwach – motywem kary i odkupienia: oddania krwi i odtrącenia krwi w całości jej słodyczy z wyłącznym przełknięciem goryczy, która od dawna zatruwała ciało, a które ciało to bezwiednie poddało się dotykowi niewiasty siedzącej na kolanach. Dziwny to zwrot akcji nie uważasz? Nie takiego “klękania” oczekiwał wampir, a jednak nie śmiał już niczego wypomnieć, pozwalając ciszy na wezbranie fal i połączenia ich w potężne tsunami. 
W tamtej chwili osoba wampira została podzielona na dwie części: jedna doskonale znała motywy, jakimi kierował się Ryuu - rozumiała ich sens i przekaz. Poświęcenie, rzecz ot najpiękniejsza, dzięki której wojownik na długo wypalał ślad swojego istnienia na kartach historii. Dla niej tym dowodem miało stać się dziecko: porzucone, a jednak żywe i miejmy nadzieję, że szczęśliwe w ramionach Lisiej mamy, która zgodziła się przyjąć na siebie brzemię macierzyństwa. Ta sama strona rozumiała ten aspekt oraz kilka innych, którymi kierowała się Selena. Nie żywiła więc wobec niej urazy – nie szczerzyła nań nawet swoich kłów - jedynie pochyliła łeb w pokorze i skrusze za wcześniejszy wybryk i gamę słów rzuconych w chwili swojego największego rozczarowania. Na tym jej rola się kończyła, ponieważ do głosu dochodziła strona druga.
- Komu go oddałaś? - to właśnie jej palce poruszały strunami ciała i słów, kolejno wypuszczanych w formie krótkiego pytania. Ona również syczała i warczała pod wpływem wezbranego gniewu, bo była przeciwieństwem strony pierwszej: miast w chłodzie wód logiki, kąpana w gorącej lawie uczuć i mnóstwa emocji, które wylewały się ze środka ran po pierwszym ukąszeniu.
Smak ich był różny: każdy parzył język, niosąc ze sobą żal i wściekłość - na kobietę, ponieważ w swym samolubnym pragnieniu pozwoliła Ryuu na podjęcie debilnej decyzji – na niego, bo zamiast pomyśleć, zebrać siły, wydostać się i odnaleźć go, a potem wspólnie wrócić po nią, postawił na kartę pieprzonego honoru wojownika. Był również zły na siebie, bowiem nie potrafił się pozbierać, odnaleźć ich, zapobiec temu, a przede wszystkim spalić ciała, gdy już zdołał je odnaleźć po przelaniu goryczy z najgłębszych czar. Co z niego za kompan i drugi wojownik, skoro rzeczonego honoru nie miał za grosz? Zabicie wilczycy na jej prośbę nie było usprawiedliwieniem jego czynów - inna czy nie, sytuacja - zachował się wtedy dokładnie tak samo jak Sel wtedy.
Dwie przeciwstawne sobie strony: jak myślisz, czy naprawdę Cię nienawidził? Niech przemówi pocałunek, którym raczyłaś go obdarować: dziki i krwawy, bo i on nie pozostał mu dłużny - napięciem mięśni poruszył ręce, nimi zaś naciskając na delikatne ciałko w okolicy pleców, póki z ust nie wysunęły się podwójne kły. Nie tylko jego usta padły ofiarą bólu - odwzajemnił go tym samym - nacinając delikatną tkankę, gdzie popadło w czasie gorącego splotu, któremu przeszkadzały krople goryczy wampirzego jadu skapującego na tańczące języki, aż oboje nie powiedzieli dość. Wtedy posłusznie odchylił głowę, dając się gryźć, ale też wbijając palce na tyle mocno, by przebiły skórę - potem z oczu zaczęły wypływać łzy.
- Jeszcze... - rozkazał władczym tonem cesarski Smok, nie pozwalając ofierze na ucieczkę - na pewno nie bez ranienia siebie samej przez zatrzaśniętą nań klatkę. Ludzkie serce stanęło otworem, lecz Jun nie chciał go pokazywać wprost, toteż i chował twarz, oczyszczając duszę: nie tylko z ciśnienia we krwi, ale i trucizny wilgoci kapiącej z oczu, która miała przemieszać się z czerwienią umykającą z zadrapań na plecach Sel. 

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Wypominaj ile chcesz, Wiaterku drogi, co będziesz się szczypał. Byliście tak samo szaleni, co normalni, tak bardzo bliscy, co dalecy. Plusem było to, że znaliście siebie, świadomi tego, co mogło boleć, a co najlepiej na ból działało. Duszy nie można było wyleczyć, nie jedną rozmową, ale jedna noc mogła odkupić wszystkie winy. I Twoje i jej. Do tego więc dążyliście, by od drugiej strony otrzymać odkupienie tego, coście zawinili światu. Może inaczej wyobraziłeś sobie przeprosiny „na kolanach”, ale przecież to właśnie na nich teraz siedziała. Reszta była już całkowicie nieistotna, to tak zwane szczegóły i nic poza tym. Szczegóły zmyte przez tsunami emocji, przed którymi tak bardzo się broniliście, mimo wzbierającej siły żywiołu.
Tam, gdzie Wiatr rozumiał Ryuu, tam Selena wściekała się o to, nie mogąc darować ani jemu ani sobie przeszłych wydarzeń. A wszystko to sprowadzało się do jednego prostego zdanka – kto ci debilu sakramencki kazał się poświęcać? Nie tego chciała Sel, nie tego chciał Wiatr i rozumienie nie miało tu żadnego znaczenia, bo ważniejszą kwestią nie było to, co się rzeczywiście stało, ale co mogłoby się stać, gdyby ktoś pomyślał. Gdyby ktoś nie stchórzył. I tym ktosiem była właśnie Selenka, milcząca wśród fal cierpienia, pragnąca jedynie przeżyć i przetrwać. Przynajmniej plusem był fakt, że „spadek” po Ryuu w postaci dziedzica żył i miał się dobrze.
- Elisabeth. Powiedziałam jej, że to syn przyjaciół… Z tego, co wiem, zajęła się nim sama. Nie zadawała pytań. – nie powiesz więc wampirku, że nie zadbała o potomka, oddając go w najlepsze ręce, w jakie wtedy oddać mogła. No i teraz przy okazji dziecku musiało być lepiej u Liska, niż walniętej Selenki. Nawet Ty musiałeś to przyznać, że była to jedna z mądrzejszych decyzji, które mogła podjąć, zakładając rzecz jasna, że nie powinna posadzić tyłka w bezpiecznym miejscu i sama zająć się potomkiem. Ale gdyby to zrobiła, gdyby nie poszła was szukać… Nie byłaby sobą w końcu.
Wspominasz wilczycę, ale Selenka chętnie wytłumaczyłaby Ci, że to były dwie zupełnie inne sprawy. Wilczyca prosiła o śmierć, ale Ryuu nie pozostawiono wyboru. Księżycowa Panna nawet mu tego wyboru nie przedstawiła, nie dała szansy wybrać czegokolwiek i dowiedzieć się o niczym. Stąd jej gorycz, stąd smutek i poczucie winy. A jeszcze gdyby tego było mało, miałeś gniew doprawiony tęsknotą. Istny miszmasz, istne tsunami, spowite krwią was obojga.
Całuj, wampirze, rań delikatne usta, z których wyrwiesz jęk. Wargi szybko pokryją się czerwienią, tworząc tak samo piękny jak i makabryczny widok. Nie było Ci mało kary, nie było jej mało odkupienia. Jeden ruch dłoni, szarpnięcie wręcz i Twoja szata poleciała na podłogę, by nie wybrudzić się płynącą wszędzie posoką. Gorzki jad dopełniał całości, będąc dokładnie tym, co trawiło wasze myśli, co wypływało wraz z całą nagromadzoną czernią waszych serc. Szybki oddech i rozpalone ogniem oczy, paznokcie poraniły i Twoje plecy, bez skrępowania pozwalając sobie na coraz więcej. Nie było nic do stracenia, a z ust uciekł i kolejny jęk, gdy z kobiecych pleców popłynie posoka. O tak, rób tak dalej, wyrwij łzy bólu, pozwól udręczonej duszy wyśpiewać swą udrękę.
- Mocniej. – usłyszysz zimną odpowiedź, lecz… wtedy niewinna niewiasta posłuchała Cesarza, zrobiła to i teraz. Brak regeneracji bywał dobrą sprawą, krew płynęła cały czas, barwiąc plecy, dłonie, wargi. Bielizna była do wyrzucenia, reszta krwi wsiąkała w spódnicę. A skoro do wyrzucenia, zerwała z siebie stanik, w poważaniu mając własną nagość. Po prostu łatwiej będzie z niej zmyć krew. Zaraz potem kły ponownie wbiły się w Twoją szyję – nic to piekący żołądek, nic to bólem przeplatające się żyły. Płynny ogień, dokładnie tak czuła się połykając krew, którą zaraz miała zwrócić, ale nie interesowało jej to w żadnym stopniu. Ograniczenia organizmu nie liczyły się, liczyła się gorycz krwi zwracana w wyrazie kary za to, co przyszło jej zrobić kiedyś. Trucizna, tyle lat krążąca w żyłach teraz wypływała, więc kły wbiły się znów i znów, przetykane chwilowym oderwaniem się, by ją „zmarnować” i zwrócić nieodwracalnie zmienioną w żołądku Seleny. Nie sposób określić, kiedy z oczu spłynęły łzy, lecz paznokcie nie raz i nie dwa przeorały Twe ciało. Dziwisz się już, że pozbawiła Cię szaty? Że drobne ciało naparło na Twoje, by mocniej wgryźć się, wysysając odżywczy płyn? Ciebie odżywił, jej szkodził, a choć niejeden powiedziałby, że marnujecie cenny płyn, wy wiedzieliście o wiele lepiej. Ona była wam potrzebna, to był symbol tego, co przeżywaliście. I… czy drobne rany na wargach nie wyleczyły się wbrew temu, co widziałeś w jej wspomnieniach?

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Gdyby ktoś teraz wszedł do salonu, zaliczyłby prawdziwy lot bez trzymanki z widokiem na dwa rozszalałe wampiry, które nie potrafiły zapanować nad swoim instynktem. Krew coraz śmielej spływała po ciałach - kły coraz mocniej je przebijały, jak i raniły ostre pazury. Uderzenie tsunami przyniosło ogromne zniszczenie, ale też uczucie ulgi z każdym kolejnym podtopieniem zepsutego gruntu, po którym niegdyś stąpały ich bose stopy. Coś umierało, a coś się rodziło - dziś było to odkupienie: pożegnanie dawnych lat, urazów i niedomówień skrywanych przez tyle czasu - i przywitane rzeczy nowych - świeżych, nieznanych - jeszcze nieskalnych brudem osocza, którego porcje coraz obficiej wypełniały wnętrze misy.
Kostki lodu powoli barwiły się na czerwono - wraz z nimi wybuchał gniew: nienawidzę Was i Kocham Was - swoistym oznaczeniem terenu dałeś jej do zrozumienia wprost, że chociaż nie łączyło Was romantyczne uczucie, należała niejako do Ciebie: jako osoba i duch, który przed laty podpisał pakt o przynależność do rodziny z zawiłym szlakiem powiązań w zwieńczeniu owocu tego niecodziennego romansu.
O dobroci Lisa mężczyzna mógłby powiedzieć wiele - była wspaniałą kobietą: piękną i ludzką - o sercu ciepłym i kochliwym jako i duszy znającej pojecie miłości. Świadomość, że przyjęła w sobie jego cząstkę radowała jestestwo - ból po straci był ogromny. Gdy więc słowa dotarły do uszu, pazury jeszcze mocniej wbiły się w skórę, zdradzając i ten ból, który pozostawił po sobie ślad. Potem zacisk zmalał, ponieważ dziecku faktycznie została zapewniona należyta opieka. Ten chwilowy postój przyniósł spokój a z nim pogładzenie nagich pleców wraz z charakterystycznym niuchnięciem w poszukiwaniu bezpiecznego zapachu znanego sprzed lat.
Potem ponownie uderzyła fala.
Nie wiedziałeś kiedy i czemu zacząłeś płakać - za to poczułeś na sobie kolejne ukąszenie, drapnięcia i w końcu wilgoć. Nie musiałeś niczego przerywać, bo doskonale wiedziałeś, że tak jak Twoje serce ją przeklinało, tak i jej wyło z rozpaczy w złości na Ciebie. Współdzielona trucizna stopniowo przepalała Wasze tkanki, płynąć dalej ku najgłębiej skrywanym tajemnicom. Wyjątkowo się jej nie bałeś: gardłowym warknięciem komentowałeś kolejne wgryzienia w metaforycznie poszarpaną gardziel wraz z łkaniem w czasie słyszalnego szlochu, którego nie zagłuszało nawet drapanie. Krew ponownie spłynęła w dół - wdłuż nagiego torsu, aż nie wsiąknęła w delikatną tkaninę szaty. Nie pozostając biernym, raz jeszcze wbiłeś szpony i sunąłeś nimi aż na kark. Tak wyglądało znamię upadłego anioła, któremu Bóg odebrał skrzydła. A potem, gdy już pozostał ślad i gdy kobiece usta przebiły skórę po raz ostatni, jego własne uczyniły to samo, naznaczając delikatne ramię mocno widocznym podwójnym zarysem ukąszeniem.
- Dlaczego? - spod którego umknęło krótkie cholernie trudne pytanie przeplecione szlochem. Naga klatka piersiowa tym mocniej odczuła szybki oddech i uderzenia serca pod przyległym do niej równie obnażonym torsem. Jego drżenie zaczęło ustępować dopiero po kilku kolejnych minutach, kiedy trucizna na dobre opuszczała wnętrza dusz. Wtedy też pazury wysunęły się z pięknie namalowanych ran, które będą goić się bardzo długo.
Mój upadły aniele.

@Selena


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Jasnym był już bibilijny Potop i jego uzasadnienie. Fala krwi zmywała wszystko to, co spotkała na swojej drodze, a spotkała jedynie negatywne emocje tłumione od dekad. Tak było jednak lepiej, pozwolić umrzeć cierniom sączącym jad do pięknych serc, obmyć je z czerni i pyłu, a potem spłynąć, zostawiając świeżość i pozwalając zacząć od początku, od momentu, w którym przyszło wam się rozstać i po dekadach spotkać ponownie, z czysta kartą, nie czując wzajemnego żalu ani złości. Teraz jedynie przeprowadzić pogrzeb połamanych serc i ruszyć dalej, z całkowicie nowymi i nieporanionymi. Na to jednak przyjdzie czas, gdy już uporacie się sami ze sobą.
Romantyzm był ostatnim, czego mogliście doszukiwać się w tej chwili. Tam było posiadanie i oznaczenie swojego, tam było ukaranie win i znalezienie własnego odkupienia. Miłość i nienawiść dzieliła cienka granica, nienawidziliście się więc wzajemnie za swoje błędy, ale jednocześnie kochaliście za obecność i bliskość. Własną krwią podpisała przynależność i nigdy nie żałowała, pytanie jednak czy Ty odczuwałeś tak samo? Czy nie przeszkadzało Ci w późniejszym czasie to, ile problemów przyniosła ze sobą, ile bólu i cierpienia? Teraz jednak była tutaj, przy Tobie, pozwalając Ci karać się, wbijając pazury w delikatną skórę.
Każde jedno wbicie wyrywało z ust jęk, przynosząc ból ciała, lecz usuwając jednocześnie ból z duszy. Napięły się też plecy, pozwalając mocniej zranić delikatną tkankę, zdradzając wszystkie tajemnice. A mimo popsutej posoki płynącej z ciała ten zapach był tam. Delikatny niczym powiew wiatru na stepie niosący zapach płonącego ogniem drewna wieczornego ogniska. Ta jedna rzecz, która nie zmieniała się nigdy, ta jedna rzecz, dzięki której nie sposób było pomylić ją z kimkolwiek innym. Lecz teraz… nadchodziła fala. Ostatnie już krwawe tsunami, pomieszane ze łzami i jadem płynącym z wszystkich par kłów. Cały świat sprowadzał się do goryczy trucizny i wszechobecnego bólu win. Krew spływająca po ciele i piekące rany były jedynie fizyczną tego manifestacją.
Wbij pazury. Rozoraj delikatne ciało. Wyrwij z ust pełen rozpaczy krzyk, gdy nawet nadstawi się, byś zniszczył to, co napawało cierpieniem przez tyle wieków. Nie martw się, bo nie uraczy pełnią melodyjnego głosu, tłumiąc go ostatnim już ugryzieniem, do spóły z Twoim własnym. Przez dobrą chwilę byliście jednym, połączeni własnymi kłami, spijając posokę. Zwróciła ile mogła, napełniając misę wszystkim tym, co wypiła, teraz już słabość nie pozwoliła na przełknięcie kolejnego łyka. Pozwoliła krwi powoli płynąć, ograniczając się do przebicia skóry i zwilżenia własnych ust karminową czerwienią życiodajnego płynu. Oczy zamknęły się, a ręce w bezsilności opadły na boki, zaczepiając jednak o spodnie, czując jak po plecach spływają strugi zepsutej istoty. Tej samej, która narodziła się w Auschwitz, zamykając w klatce cierpienia prawdziwe jestestwo Księżyca. Teraz jednak zniszczyłeś klatkę, pozwalając jestestwu podnieść łepek, w cichym szlochu skierowanym prosto w Twą szyję.
- Bo Cię kocham. – wiedziałeś, o co właściwie pytasz? Nie sądzimy. A czy ona wiedziała, na co odpowiada? Absolutnie. Zamglone od płaczu i bólu oczy uniosły się, na chwilę, czuła jak po ciele płyną strugi odkupienia. Nie tylko plecy były upstrzone, ale i przód półnagiego ciała. Jej krew, Twoja, wymieszane razem, tworzące zawiłe wzory na bladym ciele. – I tak bardzo nie chciałam Cię utracić. – dodała, pozwalając płynąć łzom. Ona nie płakała, skądże znowu, po prostu ból wyciskał łzy, emocje spływały po twarzy zostawiając po sobie spokój i słabość. Upadły anioł, który właśnie spadł, oszołomiony wszystkim, płaczący za skrzydłami, o których myślał, że nigdy nie odrosną. Nawet jeśli, nie był sam. Garnęła się do Ciebie, wtulając się w ciało i poszukując ciepła, a jeśli patrzeć przyziemnym sposobem, wyczerpana ranami, falą odczuć i wciąż pulsującym bólem. Piekący i nadwrażliwy żołądek jej nie pomagał, ale mięśnie były rozluźnione, a w zamglonych słabością oczach widać było ulgę.
Między wami nie było potrzeby mówić „dziękuję” i „przepraszam”. Nie w tym momencie, nie gdy wszystko wypłynęło z was, gdy w końcu, pierwszy raz, byliście wobec siebie całkowicie na czysto. Bez skrępowania więc, całkowicie znanym Ci gestem, wtuliła się w Twoje ciało, chowając nosek w szyjce i składając miękkie pocałunki na świeżo zabliźniającej się skórze. Twoje rany zagoją się szybko, lecz zostaną wspomnienia dzisiejszej nocy. Jej rany? Będą goić się o wiele dłużej, ale broń Boże nie miej do siebie żadnego żalu. Potrzebowała tego, dokładnie tak samo jak Ty i potrzebowała czuć ten ból, potrzebowała poczucia, że nawet jeśli zrobiła to, co zrobiła, to zostało jej to wybaczone i nie było już tej nienawiści, której tak bardzo się bała. I przede wszystkim, że nie czułeś już tego okrutnego rozczarowania jej osobą.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Choć krew nie lała się hektolitrami, dość dosadnie naznaczyła swoją bytność na dwóch półnagich złączonych ze sobą ciałach. Jedno przy drugim – ot ufnie wtulone niczym pies, który za wszelką cenę poszukiwał odrobiny ciepła - upadły anioł przy diabelskim smoku, co w swej butności i zaborczości wyrwał pierzaste skrzydła, przeto uniemożliwiając istocie Niebios na ponowny powrót do Domu, a może wręcz przeciwnie, ratując ją przed tym, poprzez wciągnięcie do bezdennej paszczy, gdzie panował wyłącznie mrok. Tam słońce nie miało prawa jej dosięgnąć, ni zranić jako i miewało w zwyczaju spopielać istoty im podobne. Po tym nastała cisza przerywana dźwiękami dyszenia, którym towarzyszył zapach świeżo wylanej krwi: z szyi, pleców i karku - zewsząd, gdzie tylko sięgnęły kły i pazury. Potem dochodził do niej stopniowo słabnący szloch o równie wilgotnym dowodzie istnienia, wolno spływającym po skórze pod postacią pojedynczych kropel.
Wtedy burza się skończyła, a do nozdrzy dotarł orzeźwiający zapach – wtedy nastał prawdziwy spokój.
- My się chyba już od siebie nie uwolnimy, ale to nawet w porządku, bo ja Ciebie też. - o romantyzmie nikt nie miał prawa mówić - nie tu i nie teraz – z kolei miłość: jej byt nosił wiele imion, a każde kilka kolejnych pod szmatką okrywającą ręcznie utkany koszyczek.
W środku tego sedna nie skrywało się uczucie, jakim mężczyzna darzył kobietę, a kobieta mężczyznę - do tego jeszcze nie dojrzeliście, albo przegapiliście moment, oddając serca w zupełnie inne dłonie. Nie było w tym niczego złego, wszak wynikało to wyłącznie z Waszej decyzji. Jedynie czas mógł pokazać, na ile będzie ona dla Was korzystna lub z jak silnym impetem uderzy w odwecie za wybranie złej drogi. Najlepszy scenariusz zakładał szczęśliwe zakończenie - realny: rozejście się powstałych par po kilku, kilkunastu latach – najgorszy: totalną klapę, błąd, sodę i gomorę: płacz i łzy, ale kto wie, czy wraz z nimi i nie kolejną konfrontację zwieńczoną wzajemnym objęciem z...
- Głupia... - na początku Louis nie spieszył się do pokazania twarzy, bowiem oczy miał czerwone, a poliki zarumienione – wszystko mokre od słonych łez, które ronił w trakcie dzikiego tańca odkupienia obu dusz. Po chwili jednak zebrał się na odwagę, bo przecież Ona nie była kimś obcym, a “swoim”, komu faktycznie mógł zaufać. Prawda? Jedynie przetarł ręką facjatę, aby troszkę doprowadzić się do porządku.
- Gdybym chciał odejść, nie czekałbym tylu lat na wyjaśnienia. Poza tym nie licz na to – nie pozbyli się mnie ludzie, to i nie pozbędziesz tak łatwo Ty, ale będę miły i pozwolę Ci w to wierzyć. - pomimo bólu napięcie naprawdę zaczynało powoli schodzić - przynajmniej w jego wypadku. Selena wyglądała o stokroć gorzej, na co mężczyzna wyraźnie zmarszczył brwi.
- Masz się do kogo zwrócić o nowe ciuchy? Twoje trzeba wyprać. - słowne dziękuje w istocie nigdy nie padło z ich ust, ale czy to źle? Jego sedno zostało przekazane w kapkę inszy sposób - taki, którego sens mieli rozumieć wyłącznie oni, jako i on wiedział, że pomimo dyskomfortu po kilkukrotnym wbiciu kłów, musiał wstać i odwiedzić łazienkę na poczet przyniesienia stosownych bandaży, gdyż plastry w starciu z takimi ranami nie miały żadnych szans. Tak więc uczynił, o czym pomyślał, po złapaniu głębszego wdechu jej zapachu zwieńczonego ostrożnym odsunięciem od siebie kobiety, a poprzedzonym ucałowaniem smukłego noska. Udanie się do łazienki i powrót do salonu zajął nieśmiertelnemu kilka krótszych chwil. Po ich upłynięciu ponownie zasiadł obok, trzymając w rękach apteczkę.
- Dasz radę się odwrócić do mnie tyłem? - spytał, już w całości ignorując swój ból. Rany na szyi szybko się zasklepią, natomiast jej wymagały uwagi. 

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Czy smok był faktycznie tak bardzo diabelski? Może to nie on wyrwał skrzydła, nie pozwalając na powrót do niebios, a jedynie złapał zagubionego bólem aniołka, chroniąc w mrocznej paszczy, oferując komfort ciszy, wsparcia i ochrony? A czy aniołek na pewno był aniołkiem, nawet jeśli upadłym? Czy może kolejną skrzydlatą istotę z piekieł, udającą kogoś, kim nigdy nie będzie i surowo za ten fakt ukaraną? Jakie by nie były odpowiedzi, krew się już wylała, najpierw oferując słodkie odkupienie win, a potem w ciepłych ramionach dając spoczynek i możliwość odzyskania sił. Po co komu słońce, gdy gwiazdy świeciły tak jasno, wlewając do serca pociechę i roztapiając resztki smutku i poczucia winy. Któż więc przejmowałby się w takiej chwili zapachem krwi, otaczającej was oboje? Strugi mieszały się na waszych ciałach niczym milczące zawiązanie unii dwóch ciał, niczym ostateczne podkreślenie wzajemnej przynależności. I tak jak zasychała krew, tak samo wysychały i łzy, żłobiące na waszych ciałach sobie tylko znane ścieżki. I jej szloch zaczął cichnąć, choć bardziej był szlochem ulgi niż faktycznej rozpaczy.
- I dobrze! - aroganckie stwierdzenie, lecz arogancji przeczyło kurczowe objęcie drugiej sylwetki, w wyrazie zwykłej potrzeby bliskości. Wygodne były kolanka, na których przesiadywała jędrna dupcia i przyjemne było ciepło ciała Wiaterka. Lecz jeszcze przyjemniejsze było odczucie, że nie robi nic złego, że znów ma pełne prawo tulić się i z tego korzystać, pełnymi garściami zaspokajając stęsknionego ducha. Wyznanie miłości dla kogoś z boku mogło brzmieć dziwnie w tych okolicznościach, ale wy oboje doskonale wiedzieliście to, co wypowiedziane nie zostało. Nie musieliście iść do łóżka czy być parą, by kochać się tak mocno, że to aż bolało. Stąd przecież cała dzisiejsza sytuacja, stąd właśnie ból i kara. Rozłączone głupotą ścieżki znowu zostały połączone, a może i kiedyś los wam je splecie. A może i nie, wszak zmiennych było wielu i nie sposób przewidywać, jak zmienią plany i pragnienia. Na razie cieszcie się z tego, co odzyskaliście, a co przynajmniej Sel sądziła, że dla niej stracone na zawsze.
Otrzyj oczka i spojrzyj w te drugie. A zresztą poczekaj, bo ona to zrobi, kciukiem delikatnie wytrze ostatki łez i ucałuje policzek. Nie przejmuj się cichutkim sykiem bólu, bo on pozwolił zburzyć mur, który wyrósł między wami.
- Głupia. - przyznała Ci rację, miękkim głosikiem, pełnym ulgi mimo wszystko i szczęśliwym z tego powodu. A zaraz potem spodziewaj się niespodziewanego, czyli delikatnego plaśnięcia w pierś otwartą dłonią i pełnego wyrzutu spojrzenia, lecz okraszonego ciepłym uśmiechem. - Ty naprawdę myślisz, że chciałam się Ciebie pozbyć? Jesteś głupszy niż ustawa przewiduje. - delikatny przytyk, tak bardzo Ci znajomy i znów szklące się oczy. Zrzućmy to na bolące plecy, lecz... kogo ona tak naprawdę próbowała oszukać? Przecież doskonale wiedziałeś, że to po prostu wzruszenie, wzruszenie ze szczęścia, że w końcu byliście tu razem. - Przepraszam, Jun. - nie bądź taki, przyjmij je od niej. Ostatni raz, za to wszystko, do czego Cię zmusiła, za to, jak bardzo skrzywdziła. Muśnięcie ust nie miało nic wspólnego z jakimkolwiek podnieceniem, to był tylko wyraz bliskości. A jeśli masz wątpliwości, to pamiętaj, że ten, który wybacza, ma wielkie serce i jest wspaniałomyślny... A przecież taki byłeś, Wietrzny Smoku, nawet gdy w zaborczości zagarnąłeś sobie delikatne ciało.
- Tak, mam kogo poprosić, żeby mi je przywiózł. A raczej, żeby kupił mi coś oversize, żeby nie urazić tego wszystkiego. - napięcie i u niej zniknęło, za to pojawił się ból. A choć wstyd było przyznać się do własnej słabości, tak właśnie się czuła, bardzo słabo i to tylko i wyłącznie z upływu krwi. A choć ostatnio odsunięcie się wywołało smutek, tak teraz jedynie uśmiech pojawił się na drobnej twarzy i słodkie mruknięcie skwitowało cmoknięcie w nosek. Kilka rzeczy wydarzyło się też, gdy Wiaterek poszedł poszukać apteczki. Wampirzyca ściągnęła z siebie spódnicę, zostając w samych majtkach i wysłała przy tym kilka wiadomości. Jedną oczywiście po ubrania, a drugą do osoby mocno zainteresowanej jej aktualnym stanem emocjonalnym.
- Wpadło Ci może do głowy, żeby przynieść przy okazji miskę z ciepłą wodą? Wybacz, że Cię tak wykorzystuję teraz, straciłeś przeze mnie sporo krwi, ale przed ogólnym opatrzeniem przydałoby się mnie trochę obmyć z tego wszystkiego... - delikatny rumieniec pojawił się na policzkach Selenki, a w oczach pojawiła się prośba. - I tak, dam radę. Nie boli aż tak... Chyba. Mogę? Chcę coś sprawdzić... - jednak zanim to zrobiła nachyliła się do Twojej nadal niezagojonej szyjki. Grzecznie jednak czekała na pozwolenie, a jeśli jej go udzieliłeś, nieśmiało językiem przesunęła po skórze, zlizując ostrożnie ostatnie kropelki krwi. Bez względu na to, czy się zgodziłeś czy nie, tłumiąc syknięcia odwróciła się do Ciebie pleckami, demonstrując i rany i doskonale widoczne tatuaże.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Czy Smok był Smokiem, a czy Anioł pochodził z Nieba – naszych gdybań mogliśmy mnożyć na potęgę tak jak ran i zadrapań powstałych w wyniku niecodziennego tańca dwóch drapieżników? Nikt nie mówił, że będzie lekko – nikt nie obiecywał, że przez życie przejdziemy bez szwanku. Przed Nami rozrysowano jeszcze wiele dróg - mniej lub bardziej zawiłych, ale z pewnością skrzyżowanych ze sobą wzajemnie na wielu rejonach. Znaliśmy ten znak - rozumieliśmy jego przesłankę: kroczenie po nich razem nie napawało serc lękiem, wręcz przeciwnie – po tym wszystkim przez co przeszliśmy, z dumą unosiliśmy twarze, stawiając kolejne kroki ku nieznanemu z mocno splecionymi palcami rąk, aby już nigdy nie doszło do podobnego nieporozumienia. Miłości w tym nikt się nie doszukiwał, a jeśli nawet, to i tak nie byłby w stanie pojąć: zawiły tok rozumowania nie był bowiem przeznaczony dla ludzkiego umysłu.
- Poczekaj. - już odchodząc od wcześniejszych docinków, na które Jun prychnął i pocałunek, który przyjął z radością i otwartymi ramionami oraz odwzajemnieniem poprzez muśnięcie warg i pogładzenie ślicznych policzków - wstał i udał się po misę - nie, po prostu wziął kobietę na ręce i zwyczajnie zaniósł do łazienki, by tam ułożyć jej wycieńczone ciało na brzegu wanny.
- Nie próbowałabyś. - po króciutkim stwierdzeniu troszkę pochylił się ku niej, albo raczej obok, tak czy siak ocierając ciałem, aby sięgnąć i odkręcić kran na poczet wypuszczenia strumienia przyjemnie ciepłej wody, do której wkrótce ktoś miał się zanurzyć.
- Myślę, że w takim zestawieniu zrezygnujemy z miski. Rozbierz się i postaraj wejść do środka. Zaraz przyjdę. - w skrócie: przeprosiny przyjęte i również odesłane listem do rąk własnych tak jak bandaże przyniesione z salonu. Nim jednak zawitały w łazience, minęła króciutka chwila, którą Jun wykorzystał na ogarnięcie bałaganu po niedawnym wyskoku - odstawił misę z krwią, odniósł herbatę, a przede wszystkim przetarł blat, na który być może skapnęły jakieś kropelki krwi. O podusiach wypowiadać się nie zamierzał: ich oczyszczenie chemią zostawi na inny bliski termin. Dopiero po tak względnie ogarniętym pomieszczeniu raczył powrócić do łazienki i zobaczyć, czy Selena poradziła sobie z całkowitym obnażeniem ciała, czemu swoją drogą nie towarzyszył żaden podtekst.  
W szacunku do jestestwa mężczyzna odwrócił głowę na wypadek, gdyby kobieta jeszcze nie zdołała zająć miejsca w wannie. Z kolei jej niedawna prośba? Tutaj pewnie nie zaskoczy Cię fakt, że Smok nie zaprotestował przed zlizaniem tych paru kropel krwi, ba, wręcz odchylił głowę, bowiem sprawiało mu to swoistą przyjemność, o której wiedziałaś od dawna. Pod językiem mogłaś również poczuć wyraźny ruch, gdy z ust uciekło ciche westchnięcie. 

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Życie miało to do siebie, że bardzo lubiło psocić, figlować i robić krzywdę. Czasem można było odnieść wrażenie, że im więcej krzywdy stanie się komuś, tym boginie losu są tylko szczęśliwsze z tego powodu. Czyż nie tak było właśnie z wami? Czyż nie czuliście się, jakby ktoś sterował waszym życiem i czekał na to, co jeszcze może wam uczynić. Lecz teraz drogą kroczyliście wspólnie, ramię w ramię i cokolwiek los by dla was nie wymyślił, będzie wam o wiele łatwiej stawić mu czoła. Byle już nigdy nie wplotły się chwile zwątpienia, ale przynajmniej teraz na bardzo długi czas to wam nie groziło. W końcu dostaliście już nauczkę. Wybaczenie oznajmione muśnięciem ust i pogładzeniem policzków pozwoliło na pełne rozluźnienie jestestwa i wtulenie się bez żadnych protestów. Twoje rozwiązanie było nawet lepsze, wszak obmycie takich ilości krwi wcale nie było takie łatwe przy pomocy szmatki.
- Mhm... - zgodziła się grzecznie, uśmiechając delikatnie. Utrzymanie równowagi na wannie wcale nie było takie trudne, zwłaszcza, gdy komuś zachciało się przy tym otrzeć o jej ciało. Krew mogła swobodnie lecieć do wanny, choć czy czasem strumień nie stał się trochę słabszy? By jednak nie stracić równowagi drobne ramiona owinęły się wokół wiaterkowej talii, ot na poczet nie wlecenia do wanny na łeb i szyję. Wąski brzeg nie był najwygodniejszy do siedzenia, ale przynajmniej wysoki próg bólu sprawiał, że poza słabością z upływu krwi nic jej nie było.
- Postaram się. Nie martw się, o dziwo mam wysoki próg bólu. - uspokoiła wampira, niespecjalnie przejmując się własną nagością. Ból czy nie ból, schylanie na poczet pozbycia się bielizny było zdecydowanie utrudnione, chociażby ze względu na to, by nie prowokować pęknięcia przysychających już ran. Rozerwanie delikatnej bielizny nie było więc problemem, zaraz potem ostrożnie wsunęła się do ciepłej wody, westchnięciem kwitując przyjemność jej dotyku. Nawet z ust nie uciekł żaden syk bólu. A zerwana bielizna? Wylądowała grzecznie na brzegu wanny w wersji strzępka służącego do otarcia resztek krwi z dłoni.
Nie odwracaj Wiaterku wzroku, tu nie ma się czego wstydzić. Nie raz i nie dwa widziałeś ją nago, a nawet i w chwili uniesień. Nie było czego się wstydzić, zwłaszcza gdy i tak musiałeś uważnie przyjrzeć się skórze, by potem móc opatrzyć ewentualne rany. A i ona sama nie wstydziła się Ciebie, bo i fałszywa skromność po tylu wiekach była jej obca. Ot widok ciała był całkowicie normalny, zwłaszcza gdy chodziło tu obmycie z krwi.
Czasem jednak nawet jej zdarzało się o pewnych kwestiach zapomnieć. Prośba była podyktowana czymś zupełnie innym, skoro więc wyraziłeś zgodę, nie zawahała się, ostrożnie zlizując krople krwi, klękając w wodzie, by było to łatwiejsze. Nadstawiona szyja i westchnięcie były czymś, co w pierwszej chwili ją zaskoczyły. Po chwili świadomość czynu uderzyła jednak jak rozpędzony pociąg... i nie cofnęła ust, składając na przebitej wcześniej kłami gardzieli delikatne muśnięcia. Robiła to czysto dla Twojej przyjemności, własnym języczkiem doczyszczając pozostałości posoki, a przy tym nie odpuszczając sobie całusów i miękkich przygryzień, jednak bez kolejnego uszkodzenia skóry. Co za dużo to niezdrowo, jak mówi przysłowie, a nie tylko ona straciła tego wieczoru sporo krwi. Teraz chodziło już tylko o drobne pieszczoty i zamaskowanie nimi poprzedniego bólu, przykrycie złych wspomnień słodyczą liźnięć i pocałunków.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Jak na kogoś o tak poranionym ciele Selene radziła sobie całkiem dobrze w starciu z wanną - dość dużą z charakterystycznym podgłówkiem o miękkiej powierzchni - takiej akurat na oparcie głowy w czasie relaksacyjnej drzemki w wodzie z pianą i bąbelkami, których również nie brakowało. Być może kiedyś kobiecie przyjdzie zaznać kilku wygód w domu jej przyjaciela, kochanka – trudno powiedzieć kim dla siebie byli: pozostanę więc na określeniu “towarzysz”. Tak czy inaczej, skoro już wyjaśnili sobie kilka najważniejszych kwestii, to tych paru atrakcji Louis jej nie odmówi - no przynajmniej do czasu poznania kolejnej prawdy – tym razem ulokowanej w podziemiach domostwa innego wampira, którego imię brzmiało Osamu.
- Sel, Sel... Już wystarczy. - mała diablica dobrze pamiętała jak czuła i delikatna na dotyk była szyja Juna. To właśnie przez jej namolne drażnienie z ust umykały westchnięcia, póki delikatnym ujęciem i ruchem mężczyzna nie odsunął od siebie filigranowego ciała, układając je w dogodniejszej pozycji - tyłem do siebie, a przodem buzi Selenki do ściany. Spora ilość miejsca w wannie w niczym nie przeszkadzała - o wiele ciekawszy natomiast był bodziec płytkiego i szybkiego oddechu uderzającego w odsłonięty kark. Był to ewidentny dowód na odczucie przyjemności niedawną pieszczotą, ale i mieczem obusiecznym ze względu na obrócenie broni wampirzycy przeciwko niej - gorącego oddechu nękającego jej skórę.
- Ranna, a nadal chętna. - z dwojga złego zdanie rzucone luzem wychodziło na spory plus dla kobiety – teraz już było wiadomo, dlaczego Marcus tak ubóstwiał jej towarzystwo. Gdyby dodatkowo spytać Louisa o zdanie, to nie powiedziałby, że ich wspólne spędzanie czasu – Sel i Marcusa - ograniczało się do oglądania telewizji czy jazd na motorze wilkołaka - oj nie, zdecydowanie nie – na pewno nie.
- Jak będziesz potrzebowała dojść do siebie, to udostępnię Ci pokój gościnny. - do kolejnych słów prócz uporczywego oddechu na karku dołączył dotyk – mianowicie dłonie, którymi Azjata zaczął ostrożnie obmywać ciało z pozostałych śladów krwi oraz rany. Potencjalnego pieczenia nie dało się uniknąć, jednak oczyszczenie było konieczne – tak samo jak późniejsze wytarcie i opatrzenie tamtych miejsc.
Louis nie przejmował się faktem, że przy okazji sam był niejako umorusany czerwienią z wykluczeniem dobrze oczyszczonej szyi. Sobą zamierzał zająć się później - chwilowo na pierwszy plan wysuwała się kobieta. Póki co mogłaś delektować się wygodą, ciepłem, atencją i bąbelkami, jeżeli poddasz się kaprysowi. Do dyspozycji miałaś również olejki i kadzidła, bo jak dobrze wiedzieliście, Wiatr cenił sobie subtelne zapachy.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Pewne informacje warto było dawkować powoli. Selenka doskonale pamiętała o zapieczętowanej fiolce z krwią czekającej na nią w salonie. Jednak patrząc po pobojowisku, którym teraz było pomieszczenie, nie byłoby mądrym pomysłem próbować tej krwi teraz. Może za jakiś czas, jeśli żołądek zacznie lepiej tolerować wypijaną posokę, teraz jednak wystarczyło cieszyć się z tego, że zlizane z szyjki kilka słodkich kropel nie zaszkodziło mocniej. Albo... teraz Tobie Wiaterku przyjdzie zebrać się na odwagę i przyznać do tego, co zrobiłeś z ciałem. Będzie to na pewno trudna rozmowa, zwłaszcza gdy dodać do tego fakt, że z rzeczonym wampirem Selena miała wspólną przeszłość z ogarniętej zamieszkami Japonii. Teraz jednak Ty nie mówiłeś, a ona nie zadawała pytań, ciesząc się z naprawionej relacji.
- Nadal reagujesz tak samo. - zaśmiała się, składając ostatni już pocałunek, centralnie na wypukłym jabłuszku. Nie przedstawiało żadnej trudności odwrócenie jej tyłem do siebie. Nie dość, że ktoś tu był o wiele silniejszy od drobnego ciałka, to jeszcze to ciałko w ogóle nie stawiało oporu, chichocząc cichutko pod noskiem. No, do pewnego momentu. Pierwszy dotyk gorącego powietrza na karczku wywołał głęboki wdech, a potem powolny wydech i zaciśnięcie łapek w piąstki. I kto tu był Diabłem we własnej osobie, drogi Smoku. Ona, chcąca zrobić Ci drobną przyjemność w podziękowaniu za wcześniejsze udostępnienie krwi, czy Ty, bezwstydnie wykorzystujący pochylony karczek, który przecież też naznaczyły wcześniej Twoje pazury. Policzki natomiast zalśniły głęboką czerwienią, a z ust uciekło pełne wyrzutu prychnięcie.
- Chętny to Ty akurat jesteś, ja tylko chciałam sprawdzić, czy faktycznie mi się polepszyło... Reszta to Twoja wina. Nigdy nie odmawiam sprawienia przyjemności bliskim. - w głosie zabrzmiała delikatna uraza, a w serduszku coś zapiekło. Nieładnie wypominać takie rzeczy, zwłaszcza, gdy w takiej chwili przynajmniej na początku w ogóle nie myślała o Twojej wrażliwej szyjce. Póki z czyichś ust nie wypadło pierwsze westchnięcie, starała się po prostu być delikatna podczas zlizywania kropelek krwi. A na pierwszy protest grzecznie przestała. Dobrze, że kolejne myśli nie zostały wypowiedziane na głos, wtedy na pewno zrobiłaby coś więcej, niż tylko próba unormowania lekko przyspieszonego oddechu. Przynajmniej charakterystyczne pieczenie obmywanych ran pozwoliło skupić się na czynnościach, a nie gorącym powietrzu wciąż drażniącym obnażony karczek.
- Wiesz, że chyba skorzystam? Przyjechałam metrem, a potem spacerek. Nie mam ochoty chodzić po mieście przypominając trupa. - delikatne sfoszon w głosie wampirzycy połączone było z okazjonalnymi syknięciami spowodowanymi pieczeniem tej czy tamtej rany. A, że jak już wszyscy wiedzieli, Selenka długo trzymała urazy, także...
Na poczet odkupienia win weźmy przyjemne zapachy, których w życiu by sobie nie odmówiła. W końcu oboje je lubiliście, tylko ta kąpiel z bąbelkami na otwarte rany nie byłaby mądrym pomysłem, choć przynajmniej woda nie spływała już czerwienią posoki. Jedni mówią, że zemsta najlepiej smakuje na zimno, inni, że ta wykonana na już jest najlepsza. Selenka uznała, że zemsta "na ciepło" będzie najlepszym pomysłem w tejże sytuacji. Któż spodziewałby się bo niewinnej, rannej kobiecie takich cxynke, czyż nie? Zgrabny ruch, dźwignia i wytrącenie z równowagi... A potem głośny plusk ciepłej wody. I już wanna miała dwóch lokatorów, choć tylko jeden był ubrany. Księżycowi zostało za to wyszczerzyć z zadowoleniem wszystkie ząbki wraz z szerokim uśmiechem ozdobionym wampirzymi kiełkami.
- Ale myjesz się sam. - niewinne stwierdzenie okraszone zostało złośliwym chichotem. I jakby w totalnym zignorowaniu prychającego wodą wampira sięgnęła po szampon do włosów, by ze swoich pukli zmyć wszelką krew do końca, bo nie można było ukryć, że przy takiej długości kosmyków musiały zabrudzić się w trakcie waszych ekscesów.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Zdziwienie? Oczywiście, że nadal reagował tak samo! Tym bardziej, gdy za całą zbrodnię odpowiadały usta konkretnych osób - tak Selenko na Ciebie patrzę. Z kolei myśl, na którą się wzburzyłaś - wartość informacyjną miała inną, ale i niechaj tak będzie: niewypowiedziana nie miała mocy sprawczej, a co za tym szło, nikt nie mógł odbić rzeczonej piłeczki, ani nawet nią oberwać. Co innego słowom rzuconym wprost, na które mężczyzna buchnął śmiechem, a kiedy wylądował w wannie, ot zaatakowany z zaskoczenia, przysunął się i cmoknął uroczy nosek nim kobieta zaczęła pielęgnację swoich długich włosów.
- Przecież dobrze wiesz, że zawsze Ci pomogę marudo. - ubrania nie nadawały się do kąpieli, tak więc należało się ich pozbyć - ruch ku temu był prosty i szybki, dzięki czemu jeszcze szybciej spodnie i reszta mokrej garderoby przywitała podłogę. Tak w pełni swej nagości Azjata oddał się przyjemnemu ciepełku wody i widokom przed nim – ot wyjątkowo bez podtekstów: kierowało nim rozczulenie oraz chęci przytulenia Seleny, co poniekąd uczynił z zachowaniem nadprogramowej ostrożności definiowanej jej osłabieniem i ranami, których powstanie stanowiło jego wyłączną winę. Potem i dopiero potem ich roznegliżowane ciała podzielił dystans, by w spokoju i pomocy mogli doprowadzić się do względnego porządku.
Nim oboje opuścili łazienkę, mężczyzna zabandażował plecy Księżycowego Rogalika. I przy tej czynności wykazał się delikatnością oraz troską - tym większą, gdy poza okryciem zadrapań, pomógł Selenie założyć mięciutki szlafrok, w którym mogła opuścić łazienkę i skierować kroki w kierunku kuchni, gdzie czekały na nią strzykawki z krwią. Niedługo po niej wyszedł i Louis, okryty wyłącznie ręcznikiem, oczywiście przejęty tym faktem tyle, co nic – po prostu zawędrował za nią z zamiarem udzielenia asysty przy stopniowym uzupełnieniu zapasów osocza. To, że przy okazji Selenka zaliczyła widoczek nagiego faceta – poprawka: nagiego i mokrego faceta...
Chyba zgodzisz się ze mną Rogaliku, że pozostałą część dnia/nocy spędziliście na śmieszkowaniu. Przed odprowadzeniem Cię do pokoju, Louis jeszcze sprawdził stan bandaży, potem pokierował na poziom z sypialniami i wskazał Twoją na dzisiejszą wyłączność: obszerną i elegancką - oczywiście z zameczkiem, aby nikt nieproszony przerwał snu. Jeżeli zechciałaś: pomógł się wygodnie ułożyć, przytulił, okrył kołderką, a nawet ucałował czoło, życząc Ci dobrego snu, czemu towarzyszył bardzo ciepły uśmiech - taki jak lubiłaś. 
Aha... Ubranka również odebrał, tak więc nie musiałaś się martwić o ich brak.

~End

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach