#3 But where will I go with no one left to save me from myself 26 XI 2022

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Listopad zasnuł niebo ciemną płachtą nocy. Jedyny moment, by cieszyć się, że czas Dzieci Nocy trwał o wiele dłużej niż w inne dni. Nie musiało więc być nie wiadomo jak późno, by wyjść ze swej pieczary i ruszyć w trasę. Znała się na tyle, by nie próbować nawet przyjeżdżać własnym pojazdem, bo rzeczy, o których miała dzisiaj mówić bolały nadal mimo tylu lat. Wybór był więc jasny, metro i reszta spacerku. Spacerku, który pozwolił wyrównać bicie serca, dopalić grzecznie dwie fajki, zanim przyjdzie jej odwiedzić tego, któremu była winna tak wiele.
Jakaś część niej, ta bardziej tchórzliwa, nie chciała wcale tego robić. Chciała zawrócić, wymigać się, użyć wymówki. Ale to była bardzo niewielka część, bo dziewczyna zdawała sobie sprawę, że milczy zbyt długo. Zbyt długo ukrywa prawdę o tamtych wydarzeniach, zbyt długo miała czelność unikać spojrzeń i pytań. Nawarzyła piwa, gorzkiego, które teraz musiała wypić. Nie sposób było nadal nie odczuwać winy, bez względu na wszystko, ale teraz po prostu ten ból był lżejszy. Bardziej ćmiący, niż szarpiący potrzaskaną duszę, teraz mogła jakoś z tym żyć. A może, może któregoś dnia zdoła jej wybaczyć. Zresztą... łatwiej jest wybaczyć martwym niż żywym, czyż nie? Wiadomość Doktorka była jasna. Nie zostało jej zbyt wiele czasu, każdy dzień przybliżał ją ku nieuchronnemu... I chyba jeszcze nigdy nie była tak spokojna. Przez lata próbowała to cofnąć, a teraz? Teraz chyba przyszło jej się pogodzić ze wszystkim. Jednak zanim będzie mogła w spokoju pójść do szalonego naukowca, musiała podomykać to, z czym zwlekała tak bardzo.
Zatrzymała się na chwilę przed domem Wiatru. Przez chwile miała uczucie deja vu, gdy kiedyś w podobny sposób stawała przed kamienicą w Anglii. Równie zrezygnowana, ale ciesząca się z towarzystwa kogoś bliskiego. Teraz było tak samo... Jeden krok, drugi. W końcu stanęła przed drzwiami, grzecznie używając dzwonka, by przywołać właściciela. Wiedziała, że to będzie ciężka rozmowa. Pod wieloma względami. Ale teraz jakoś łatwiej było jej to przełknąć. Może dlatego, że zrozumiała, że irracjonalnych zachowań nie da się wyjaśnić, bo takie właśnie są. Niewytłumaczalne. I każdy miał do nich po prostu prawo.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Każde z nich potrzebowało chwili wytchnienia: On, aby uporządkować myśli i przemyśleć pewne rzeczy, a Ona, aby zebrać odwagę na ponowną konfrontację z Jego osobą. Rozmowa nie miała być łatwa - swoimi jestestwami oboje czuli jej palącą gorycz: na skórze, ustach – nawet w uszach rozchodził się nieprzyjemny zgrzyt na myśl o nadchodzącej burzy. Unikanie jej w nieskończoność nie miało sensu: tym bardziej trwanie w gorzkim posmaku niedoprawionej zupy, którą o zgrozo przygotował im kapryśny Los.  
Jakkolwiek by to nie zabrzmiało: ostatnim razem poniosły Cię emocje. Rozczarowanie wzięło górę, przeto raniąc filigranową postać, której czas odliczał kolejne minuty cennego życia. Jedna Twoja strona najchętniej przypierdoliłaby bratu za głupotę - druga doskonale znała mentalność wojownika, toteż i uszanowała jego wolę oraz chwalebne poświęcenie. Tamtej nocy powinieneś go spalić - to, że tego nie zrobiłeś świadczyło o wielu rzeczach - między innymi o słabości. Z tym również miałeś się wkrótce zmierzyć - do tego także się przygotowywałeś, aby raz na zawsze pozbyć się kajdan, które zbyt długo obciążały Ciebie i Selenę. 
Kamienica nie stanowiła zaskoczenia dla kogoś, kto mieszkał z Wiatrem przez tyle długich lat: jej wybór był nader oczywisty. Jako gość spodziewany, kobieta od razu została wpuszczona i to bez konieczności dzwonienia – myk: kamery zarejestrowały jej obecność. Wnętrze domostwa dominowały przepych i elegancja z wykorzystaniem charakterystycznych ozdób architektonicznych, z których słynęli Paryżanie, budując swoje słynne kamienice. Louis włożył weń sporo pieniędzy - podobnie jak w kilka sąsiadujących, które połączył niejako w jedną, tym sposobem jeszcze bardziej powiększając powierzchnię własnego domostwa, a przy tym tworząc dedykowane poziomy dla swoich pracowników. Chwilowo zwiedzanie musiało poczekać - na pierwszy plan w oczy rzuciło się pomieszczenie na wzór przedpokoju, a potem przestronny, dwupoziomowy salon.
- Zapraszam w skromne progi. - odstawiwszy wiszącą nad ich głowami kosę, wampir ze szczerym zadowoleniem przyjął do siebie przybyłego gościa. Na znak pokojowych intencji, gdyż do tych dobrych jeszcze troszkę brakowało, przygotował drobny, acz bardzo charakterystyczny dla nich poczęstunek: herbatę parzoną w klasycznej odsłonie zwanej ceremonią. Jej mistrzynią była kobieta o azjatyckiej urodzie w tradycyjnym stroju i z równie klasyczną fryzurą. Chińczyk poszedł w jej ślady i także przyodział charakterystyczną, choć nieco bardziej nowoczesną szatę, Selenie zapewne znaną z balu.
- Czuj się jak u siebie. - rzekł spokojnie. 

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Wytchnienie i możliwość pozbierania myśli tak naprawdę było jedynym, które mogła zaoferować po tych, nazwijmy to, rewelacjach. Poprzednia rozmowa nie poszła zbyt dobrze, do czego walnie się przyczyniła, ale jak w zasadzie można wyjaśnić chaos i kłębowisko uczuć i emocji po tym, co się wydarzyło? Owszem widziała w tym swoją winę i była jej w pełni świadoma, jednak… rozczarowanie i brak zrozumienia delikatnie ubodły. Lecz teraz, w tej chwili, nie miała już o to żalu. Jak bardzo by to dramatycznie i smutno nie brzmiało, nie miała na to czasu.
Zegar wybijał sekundy, z każdym uderzeniem przybliżając do nieuchronnego. A skoro tak, to czyż warto było nadal denerwować się i rozpamiętywać? Stało się to, co stało. Uczyniła tak, a nie inaczej. A choć wina i ból tak łatwo nie odejdą, wolała domknąć to, co było otwarte. Zasłużył na to, choć nie była pewna, czy jej samej wystarczy odwagi, by zdradzić wszelkie szczegóły. Cierpiał po stracie brata i była tego świadoma, więc czy warto było dodawać mu tej goryczy, którą i tak odczuwał, gdy znalazł jego ciało z tak znajomymi śladami? To już pokaże czas, nie było to coś, co można było powiedzieć prosto z mostu i liczyć, że jakoś będzie. Jak raz cieszyła się z umiejętności odpowiedniego dobierania słów i tejże umiejętności zamierzała użyć tego wieczoru.
Obecność kamer, jakże oczywista, wywołała jedynie uśmiech na twarzy dziewczyny. Przestronne miejsce, dokładnie takie, jak lubiła, nie pozwalające poczuć się niczym w zamknięciu i niebudzące skojarzeń z zimną, pustą celą, z której nie było ucieczki. Może w inny dzień spytałaby o zwiedzanie. Teraz niejako cieszyła się, że nad głową nie wisi charakterystyczna kosa, bo to tylko znaczyło, że być może przełknął już gorzkie rozczarowanie jej osobą. Cóż, przyjdzie mu zapewne poczuć go więcej, choć zapach herbaty łagodził myśli i wywoływał miękki uśmiech.
- Dziękuję. – delikatny ukłon na chińską modłę, a potem faktyczne poczucie się jak u siebie. Rzecz jasna nie do końca, wszak nadal nie wypadało, póki nie padną wyjaśnienia, lecz z większą swobodą, niż jeszcze chwilę wcześniej. Ściągnęła więc płaszczyk, demonstrując tradycyjną chińską bluzeczkę ze stójką, w eleganckim kolorze czerwieni i długą, czarną spódnicę, tę ulubioną Selenki. Często używała jej na formalne okazje, a tę w pewien sposób można było tak nazwać. Jedynie włosy zostawiła rozpuszczone, niczym kurtyna, za którą w razie potrzeby będzie można się skryć. Na odpowiednią półeczkę powędrowały również kozaczki Azjatki, na płaskim na szczęście obcasie, przygotowane do ewentualnego długiego spaceru. Kolejny ukłon na przywitanie otrzymała mistrzyni ceremonii, a Selena podreptała cichym krokiem do salonu, siadając grzecznie na wyznaczonym miejscu. Nie zaczynała jednak dyskusji, nie chcąc na samym wstępie rujnować ani ceremonii ani nastroju. W innym momencie można by to potraktować jako pojednanie, a przynajmniej wstęp do niego, lecz jeszcze nie teraz.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Znaczeń ceremonii były dwa: pierwsze świadczyło o dobrych intencjach gospodarza wobec gościa - drugie zdradzało pragnienie pojednania wobec wydarzeń przeszłych i tych, które miały dopiero nadejść. Ciężar tematu nie ułatwiał sprawy, ale dalsze jego zakopywanie pod dywan nie miało sensu. Ilekroć o tym myślałeś, tym mocniej irytowało Cię ciągłe przeciąganie bądź unikanie tematu – tak, w tym tkwiło sedno Twojego “ale” wobec jej osoby – z niej również zrodziło się rozczarowanie. Kwestię emocji i ich wybuchu byłeś w stanie zrozumieć: z pomocą raz jeszcze przeszły długie przemyślenia na temat osoby Seleny. Faktem była jej odmienność od tego, czego uczono dzieci w szkołach - wróć, czego życie i kultura nauczyły parę wampirów. Choć braci różniły charaktery, obaj dzierżyli serca wojowników: silnych i honorowych, także gotowych do oddania własnego życia w obronie idei lub osoby zajmującej wysoki piedestał na tle innych priorytetów - mówiąc prościej: poświęcenia dla kogoś ukochanego.
- Sprowadzenie liści tej herbaty było nie lada wyzwaniem. Oryginalna, prosto z Chin: nie jakaś tam tania podróbka. - na trudność pozyskania napitku wpływało kilka rzeczy – w tym jeden najważniejszy czynnik: notoryczne próby zastąpienia prawdziwego towaru jego tańszą wersją, albo oryginalną, ale w pokruszonej, a więc i mniej aromatycznej odsłonie. Louis jako koneser nie mógł sobie pozwolić na takie wykroczenie wobec kubków smakowych – wszelkim oszczędnościom mówił serdeczne: wypad.
Gdy Selenka zajęła miejsce na mięciutkiej podusi przy okrągłym stoliku, Mistrzyni Ceremonii napełniła jej porcelanową czarkę herbatą, którą wcześniej przelała z czajnika do dzbanuszka, celem oczyszczenia z resztek liści wraz z resztą zanieczyszczeń, które swoją obecnością zaburzyłyby harmonię smaku. Tak oczyszczony napój cechował soczysty aromat, w skład którego wchodziła również wyrazista woń. Jej płachta ulatniała się wraz z parą wysoko hen ponad głowy uczestników, niejako otulając ich jestestwa przyjemnie ciepłą pelerynką o przyjemnym relaksacyjnym zapaszku. Kolejną porcję dla domknięcia kręgu przyniosło ciepłe, lekko przyciemnione oświetlenie i świece ustawione w strategicznych miejscach salonu, w tym i jedna na stoliku dla dekoracji.
- Nim zaczniemy o czymkolwiek rozmawiać, pozwól, że Cię przeproszę za swoje zachowanie. - zacząłeś spokojnie, upijając niewielki łyczek z ciepłej czarki. Potem odstawiłeś ją równie specyficznie i ostrożnie, co podniosłeś - ot z powrotem na stolik, acz ze wzrokiem ukradkowo wlepionym w personę kobiety.
- Człowiek przekonuje się, jak wielkim brzemieniem potrafi być rozmowa dopiero w momencie jej rozpoczęcia. To, co wtedy powiedziałem, było nieodpowiednie. - zgodne z odczuciem: owszem - mało stosowne – jak najbardziej.
Niezależnie od myśli i obaw, Tobie jako mężczyźnie nie wypadało dobijać filigranowej postaci Seleny w chwilach jej największej słabości. Powinieneś być jej wsparciem i opoką: w skrócie: nie przystało Ci dzielić się przemyśleniami, które wnosiły nic ponad gorycz. Bolało jak cholera, ale życie już takie było: przewrotne i trudne. Wolałeś zacząć wszystko od nowa, lecz aby tego dokonać, musiałeś wpierw odstawić własne widzimisię na bok, a potem spalić niechciane mosty za sobą, ratując tylko to, co tego ratowania było warte – w tym wypadku Wasza relacja i pamięć o bracie. 

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Nikt nie gardził dobra herbatką, a już na pewno nie Selena, która liści aromatycznego napoju posiadała całkiem sporo. Wszakże sama herbata posiadała ich kilka rodzajów. Ale sama ceremonia… Oj tak. Choć jej osobowość była odmienna od tego, czego można było spodziewać się od kogoś o azjatyckich rysach, tak znaczenie ceremonii herbacianej było jej bardzo dobrze znane. Ba, potrafiła też sama takową przeprowadzić, nawet jeśli rzadko się do tego uciekała. Stąd więc delikatny uśmiech na twarzy i lekko spuszczone spojrzenie, by choć na chwilę pozwolić sobie rozpłynąć się w nadziei, że wszystko się ułoży. Zresztą tak naprawdę, co właściwie miałoby się nie ułożyć? Cokolwiek o niej pomyślisz, chmurny powiewie ciepłej bryzy, jakie będzie miało to znaczenie na tle upływającego czasu? Właśnie dlatego była spokojna. Nie obojętna, absolutnie, bo w pewien sposób zawsze zależało jej, byś myślał o niej dobrze, ale teraz już po prostu spokojna, że cokolwiek będzie teraz, to kiedyś minie, zwyczajnie niczym upływ czasu.
Dla wojownika było to coś normalnego, oddać swoje życie. Selena cieszyła się tylko z jednego, że wraz z nią minie klątwa, a jej syn będzie bezpieczny, chociaż raz. Może kiedyś ktoś zdecyduje się powiedzieć mu o głupiej matce i bohaterskim ojcu, może ktoś raz jeden okaże zrozumienie jej decyzjom. Niekoniecznie akceptację, ale zrozumienie, tyle wystarczyłoby jej do szczęścia.
- Czuć po samym zapachu. – miękki głos, z tą jakże Ci znaną delikatną nutką radości, jak zawsze, gdy przychodziło zetknąć jej się z aromatycznym naparem, który po dziś dzień był jej ulubionym. Pamiętasz chyba, że pierwszy raz zetknęła się z nim wtedy, gdy przyprowadziłeś ją do swojego klanu. – Coraz trudniej ją dostać, tym bardziej doceniam wybór. – i oczywiście, że wiedziała, o czym mówi, wszak w końcu sama nie raz próbowała sprowadzić. Oczywiście w szafeczce były różne listki, jednak na pewno nie z najnowszej dostawy. Szanujmy się, nie wypada pić byle podróby, nawet jeśli oryginał tak ciężko dostępny. Na piciu i jedzeniu nie warto oszczędzać, a zwłaszcza tym, które tak bardzo wpływało na kubki smakowe.
Na podusi miejsce zajęła bardzo prawilnie, na kolankach i usadawiając dupkę na swoich łydkach, jak przystało na formalny ceremoniał. Ale nie przeszkadzało jej to wcale, to była ta drobna przyjemność, za którą od dawien dawna tęskniła. Sięgnięcie po czarkę, a następnie chwilowe napawanie się zapachem. Ach, aż przypominały się te bardziej radosne czasy, gdy nie było między wami żadnych niedopowiedzeń. Upicie łyka, a następnie podniesienie wzroku. Przepraszasz? Hmmm… Kolejny łyk herbatki zakończony głębokim westchnięciem. Zanim jednak padną słowa, pozwól dopić do końca. Wtedy też odłoży pustą już czarkę i podniesie wzrok ze stołu, byś mógł widzieć oczy. Oczy, które nie na darmo zwano zwierciadłami duszy. Ciekawe, co w nich dostrzeżesz, Wiaterku.
- Nie przepraszaj. – poprosiła łagodnie, bez żadnej złości, uśmiechając się delikatnie. W domyśle? Raz jeden zapomnij, co powinieneś, a czego nie, po prostu pozwól sobie czuć, nie tłum tego, co było wewnątrz, bo raz tłumiona gorycz nigdy nie znikała, narastała jeszcze mocniej i mocniej. – Nie masz za co przepraszać, bo nie przeprasza się ani za uczucia ani za szczerość. A przede wszystkim nie ma nieodpowiednich uczuć, Jun. Zawiniłam, a Ty poczułeś się tym rozczarowany. Miałeś pełne prawo. – pokręciła głową, układając dłonie na tak zwanym podołku, z prostymi plecami i smutkiem czającym się gdzieś na dnie duszy. Nie będzie to łatwa sprawa, zbyt wiele tajemnic narosło między wami, ale przecież po to się właśnie spotkaliście.
- Wiele ukryłam przed Tobą i za to mnie przychodzi przepraszać. Jedyne, czym mogę się usprawiedliwiać to tym, że strach i demony czające się w sercu zawsze wygrają z tym, co zwiemy racjonalnym rozumowaniem. Być może reszta historii wyjaśni Ci coś więcej, bo nawet mnie trudno jest wyrazić słowami, jaki chaos wtedy czułam. Nie sądziłam… Nie przypuszczałam nawet… - urwała, by westchnąć głęboko i przyjąć kolejną czarkę herbaty, upijając jej łyk w ramach pocieszenia i zebrania myśli. – Nie brałam nawet pod uwagę, że Ryuu mógł tam zginąć. Nie on. – przymknęła oczy, łapiąc wspomnienia z tamtych momentów. – Nie powinien odejść w taki sposób, ale i ja nie powinnam was szukać. Bo od tego się zaczęło. Pojechałam za wami, szukałam was i zostałam złapana przez niemieckie oddziały i w obozie koncentracyjnym spotkałam Ryuu. - w głosie zabrzmiał smutek wspomnień, smutek konieczności powrotu do chwil, które tak bardzo bolały i smutek tego, co nigdy nie zostało wypowiedziane. Jak spojrzysz na nią, dzielny wojowniku, gdy dowiesz się, jak wielkim tchórzem była?

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Niezależnie od przynależności, życie każdego potrafiło zaskoczyć: czasami serwując niespodzianki, a niekiedy kłody, przez które niemalże zawsze cierpiały relacje. Wiele osób nie potrafiło zrozumieć sensu takiego obiegu – Ty nie byłeś wyjątkiem, póki wszystkiego sobie dobrze nie przemyślałeś. Mówiąc prościej: czasami musiało się coś spieprzyć, aby potem wyszło na lepsze. Jeżeli brat postanowił tak, a nie inaczej, to najwyraźniej miał ku temu istotny powód. Pytań o to nie musiałeś: odpowiedź siedziała bowiem zaraz obok Ciebie: ot uśmiechnięta, spokojna i dziwnie pusta. Na pytanie, co takiego mógł odczytać z oczu, powiedziałby, że “nic” i to wprowadzało nutę największego niepokoju. Już raz widział podobną rezygnację i nie skończyła się ona dobrze. Nim jednak wyłoży wnioski na ławę, wysłucha tego, co chciała mu przekazać.
- Twój ulubiony. - Wiatr owszem pamiętał ulubiony napój Seleny – tak samo jak masę innych rzeczy, które przyszło im razem przeżyć. Pierwsze spotkanie w klanie to pikuś - ciekawsze było skrzyżowanie ostrzy po uśmierceniu jej wuja, czy ponowne skrzyżowanie dróg i przekomarzania na cesarskim dworze. 
To były dobre chwile i masa wspomnień - późniejsze lata równie ciepło zagnieździły się w zakamarkach duszy, ot taka Anglia dla przykładu i jej peryferie. W żarcie i śmiechu nikt nie mógł przewidzieć, jak wiele zmian miało przynieść wspólne mieszkanie, a byłby w miarę dobre: niektóre zacieśniły relacje, inne zaś zrodziły uczucie...
- Nie ty jedna, o czym się przekonałaś jako jednostka dyplomatyczna w starciu pomiędzy mną, a Marcusem. Poniekąd nawet Cię teraz rozumiem i dlatego nie chcę oceniać. - wprawdzie milczenie Louisa nie wynikało ze strachu, jednak wciąż podchodziło pod podobny paragraf. W pewnym względzie oboje zaliczyli podany rejs na równie podobnej łódce i znów z podobnym zakończeniem.
Mężczyzna ze spokojem wysłuchał jej słów. Nie były mu ani bolesne, ani przyjemne - czuł coś czemu najbliżej było do określenia zmieszania.
- Znając go, dobrze wiedział, na co się pisał i to jeszcze przed tym wszystkim, gdy nasze drogi się rozeszły. Wprawdzie nigdy mi tego nie powiedział, ale wiedziałem, że zrobił to z uwagi na moją córkę. - o Ryuu można było powiedzieć wiele rzeczy, ale jednego nikt nie miał prawa mu zarzucić: braku troski. Wampir doskonale wiedział o wpadce brata, a skoro rodzinę traktował jak świętość - resztę Rogaliku dopowiedz sobie sama. Do pomocy radzimy użyć motywu: dziecko musiało wychowywać się, mając dwójkę rodziców. To, że w Waszym przypadku zadziało się inaczej...
-Kochał Cię i postanowił się poświęcić - to chwalebne z jego strony. Nie masz za co przepraszać: martwiłaś się, to zrozumiałe. Gdybyś to Ty zniknęła przed nami, też poszlibyśmy Cię szukać. Gdybym wiedział, że oboje tam byliście, to poszedłbym nawet wcześniej. Nie masz co się obwiniać za złapanie - zdarza się najlepszym i wiem to z autopsji. - w końcu sam również wpadł w sidła ludzkich rąk, gdy odnalazł ciało brata.
- Chcę tylko wiedzieć Sel... Co oni tam Wam zrobili. - spytał poważnie. Nie znał detali, jedynie zarysy, które zdołał wyłuskać z oglądu ciała Ryuu oraz tego, co wyłapały jego oczy w jej postawie: wyglądzie i zachowaniu. 

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Kłody przez los rzucane zawsze miały na celu sprawić, by coś ucierpiało. Albo ludzie, albo relacje między nimi, a najlepiej jedno i drugie naraz, prawda? Przecież tak właśnie było między wami, kłoda w postaci łapanki, a potem cierpienie – zarówno relacji między wami jak i Ryuu czy samej Seleny. A powód całego kłębowiska faktycznie siedział obok Ciebie, racząc się herbatką, w końcu po tylu latach gotowy zdradzić skrywane sekrety. Cały czas jednak zachodziła w głowę, jak wiele zdołasz znieść, bo możesz być pewny, że nie będzie to nic miłego.
- Tak. – przyznała szczerze, delikatnie skłaniając głowę w podziękowaniu. Nie można było odmówić jej radości z takiego drobiazgu, który mimo tylu lat nadal pamiętałeś. A co ważniejsze, postanowiłeś użyć, ocieplając tym samym zamarznięte od złych emocji serce. W innym momencie podziękowałaby, czy to pocałunkiem w policzek, czy to objęciem ramienia i chwilowym przytuleniem. Ale w innym momencie: teraz choć schowałeś kosę wiszącą nad wami, ona cały czas tam była, dzieląc to, co kiedyś było złączone. Lecz nawet śmierć jej wuja, co do której przyznała Ci rację, nie podzieliła was tak bardzo, jak ciało Twego brata.
- Ktoś musiał stanąć między wami, gdyby sytuacja miała stać się zbyt… emocjonalna. – zwłaszcza, że obydwu was znała, a patrząc na to, co przyszło wam wtedy wyjaśniać, ktoś musiał zareagować, gdyby doszło do eskalacji. A kto nadawałby się lepiej na bufor pomiędzy wami? Wszak w tamtym czasie żadnemu z was nie była niczego winna, najłatwiej było więc właśnie jej łagodzić emocje, doprowadzając do rozmowy. Popatrz, jaki paradoks. Z wami sobie poradziła, ale ze sobą? Siebie do rozmowy długo nie potrafiła „namówić”.
Na twarzy ponownie zagościł uśmiech i tak, sięgnął oczu, bo Ryuu dokładnie taki był. Rodzina była świętością i rodziny nigdy by nie zostawił. Jednak gdy wyjeżdżaliście, nie mogliście wiedzieć, że rodzinie przyszło się powiększyć… A teraz zresztą i tak było za późno. Odsuńmy więc tę kwestię na bok, bo na to jeszcze przyjdzie czas. Wróćmy do teraźniejszości, zapachu herbaty i wydźwięku słów, które wzbudzały wspomnienia, które powinny dawno temu być pogrzebane.
- Wszystko opiera się o wybór, ale tak naprawdę do dzisiaj wątpię, by miał jakikolwiek. To nie były dobre chwile, ani dobry czas. Musiałam znaleźć i jego i Ciebie, tyle rzeczy chciałam wtedy powiedzieć… I nie powiedziałam, bo cały czas miałam nadzieję, że wyjdziemy stamtąd żywi. Ja wyszłam, on nie. – westchnęła cichym głosem, lekko zwieszając głowę, gdy najtrudniejsze pytanie padło i to tak szybko. Upiła łyk naparu, zamknęła na chwilę oczy, zbierając się w sobie. Zbierając słowa, mające oddać to, co się tam wtedy działo.
- Jakkolwiek to zabrzmi – nie wiem. – odpowiedziała spokojnie, odkładając czarkę, by nie stłuc jej, gdy dłonie zaczną się trząść z emocji. A zaczną, wiedziała o tym, tyle że nie wypadało wstać, pójść do kurtki po papierosy i odpalać jednego po drugim, pozwalając palcom czymś się zając i tym samym uspokoić myśli. – Poczekaj, proszę, daj mi skończyć. – uprzedziła wiedząc, że mogłoby to być jej poczytane za kolejny unik, kolejne tajenie tamtych wydarzeń. – Mnie złapano w ’39. Ryuu… Był tam przede mną, nie wiem jak długo, ale jeszcze wtedy nie robili nic. Po prostu trzymano jego, a potem nas, jako więźniów. Nie robiąc po prostu nic. Dosłownie nic. – jej słowa były ostrożne, nieco dobierane, lecz mimo wszystko nadal szczere. Nie kłamałaby, nie teraz, zresztą jaki miałaby w tym cel? Obiecała Ci wyjaśnienia. - Potem… potem eksperymentowali. Na mnie. Na nim. Nie jestem w stanie powiedzieć, co chcieli osiągnąć, ani co konkretnie robili. – zaczęła powoli, lekko zaciskając dłonie w pięści i zamykając jednocześnie oczy, by ukryć ogrom wspomnień, które zaczęły się tam kłębić. A zwłaszcza bólu, który przepływał przez jej ciało za każdym razem, gdy coś wstrzykiwano w jej żyły… Nie. Nie będzie Ci tego mówić. Oszczędzi opisu tortur, którym ich poddawano. Bo choć Ryuu trzymał się lepiej, wiedziała. Piła jego krew i wiedziała. – Nie jestem pewna, czy to był jeden eksperyment, czy dwa różne. Nie wiem nawet, ile to trwało tak naprawdę, bo dni się zlewały. Wiem tylko, że nas rozdzielono któregoś razu i był to ostatni raz, gdy widziałam go na własne oczy. Wiem, że chcieli go osłabić. I wiem też, że coś kombinowali, bo tyle wyczytałam z jego krwi. Ale to wszystko. Reszta nawet dla mnie jest chaosem. Mgliście pamiętam, jak opuściłam Auschwitz. Kolejnych dwóch lat nie pamiętam praktycznie wcale. – dokończyła, w oględnych nieco słowach, acz bardzo prawdziwych. Dopiero wtedy otworzyła oczy, ale nawet i wcześniej w jej tonie nie było kłamstwa, nie było zawahania, a jedynie szczerość, tak samo jak w oczach. Ale w oczach był jeszcze cień bólu, ale i delikatnej tajemnicy. Potem wahanie… A niech będzie.
- Nie myśl o mnie źle, Lou. Ta cała reszta, którą przemilczałam… Nie chcesz jej znać. Wystarczy, że mi śni się to po nocach, Tobie naprawdę nie musi. – przepraszający ton, tak bardzo nie pasujący do uprzedniej pustki widocznej w oczach. Możesz jej uwierzyć, ale to nie tak, że odmówi opowieści, jeśli zapytasz. Tak samo jak nie odmówi odpowiedzi, dlaczego tak wiele rzeczy się u niej zmieniło i co naprawdę „wyniosła” z tamtego miejsca.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Uśmiech Seleny rozpromieniał mrok unoszący się nieprzyjemnym kłębem ponad dwie głowy i trzecią mniej zaznajomioną ze sprawą. Bez obaw: Mistrzyni Ceremonii była tutejsza – pracownica/familiant: jak zwał tak zwał - przynależała do Louisa, toteż obowiązywał ją dekret zachowania tajemnicy pod karą... Sami wiemy jaką.
- Czasu nie cofniemy, ale możemy iść na przód. Ja również za nim tęsknię, ale... Niezależnie od tego, co uczynił, zrobił tak, jak podpowiadało mu serce. - słuchanie historii, szczególnie tak trudnych nigdy nie było przyjemne, ani tym bardziej łatwe do opowiadania. Twoim oczom nie umknęły smutek i drżenie rąk Seleny podczas formowania kolejnych zdań. 
Z jednej strony chciałeś poznać prawdę - z drugiej dobrze wiedziałeś, że dla niej stanowiło to o wiele trudniejszą barierę do przełamania niżeli ta, która i Ciebie przyciskała w czasie zajmowania stanowiska słuchacza. Milczenie, którym raczyłeś kobietę, było tylko na pokaz – po prostu doczekałeś spokojnie do końca wyjaśnień. Przed odbiciem piłeczki dopiłeś także herbatę, zaś gestem dłoni wstrzymałeś familiantkę przed dolaniem kolejnej porcji do czarki.
- Dużo przeszłaś... - jedno spojrzenie wystarczyło, aby śmiertelniczka zrozumiała niemy przekaz – zgodnie z życzeniem opuściła pokój, uprzednio kłaniając się elegancko obu wampirom.
Wtem Louis i Selene zostali sami, co Azjata szybko wykorzystał, zajmując miejsce bliżej jej zdenerwowanej nieśmiertelnej. Zapach wanilii szybko otulił jej filigranową posturę, a zaraz za nim uniosła się ręka, której palce spoczęły centralnie pod kobiecym podbródkiem. Zanurzeniu się w jej czarne oczy ponownie towarzyszyło milczenie, zupełnie jakby mężczyzna wyraźnie czegoś w nich szukał. Nie puszczał jej brody, ale też nie zmuszał do uległego poddaństwa. Selene w każdej chwili mogła odmówić bądź ulec temu, co miało nastąpić za moment.
- Mam dość tajemnic Seleno, a wyciąganie ich drogą słowną jest dla Ciebie zbyt bolesne. To, co teraz zrobię, będzie czynem dokonanym na moją wyłączną odpowiedzialność w intencji oszczędzenia Ci nieprzyjemnego powrotu. Ryuu Cię kochał, jako i ja Ciebie kochałem, toteż w moim obowiązku jest poczuć to, przez co przeszliście. - piękna, delikatna bluzka: oby kobieta przebaczyła mężczyźnie, bowiem musiał ją odpiąć lub w najgorszym wypadku zdjąć, acz tylko i wyłącznie za jej zgodą.
Jeżeli kobieta nie wyrazi sprzeciwu, poczuje na sobie nie tylko wilgotne wargi: przedtem skórę szyi i ramienia pogładzą miękkie koniuszki, spod których umknie znane ciepło. Potem do tego samego fragmentu: pięknej kolumny przylgną usta, którymi raz po raz wampir zacznie całować delikatne jestestwo, nim dojdzie do jego przebicia przez wysunięte kły. Na samym końcu nieśmiertelny zamknie “ofiarę” w potrzasku ramion, zanurzając się w smaku krwi, którą zacznie łykać malutkimi porcjami w próbie wejścia w jej wspomnienia.
Droga Seleno: Louis nie był aż tak bezczelny, aby nie dać Ci wyboru – decyduj: przeprowadzisz go przez ten szlak Ty, czy pozostawisz to jemu, przyjmując rolę księgi, z której zacznie odczytywać Twoje wspomnienia. 

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Mrok był waszą domeną, ale jednocześnie też i zawsze rozświetlano go, czy to płomieniem świec, czy potem żarówką, gdy elektryczność zagościła na świecie. Dzieci Nocy pragnące światła i ciepła, oszuści nadnaturalnego świata zdolni skryć się pośród ludzi. Swoboda rozmowy w towarzystwie nieznajomej jasno wskazywała, że musiała „przynależeć”, w innym wypadku wątpiła, by Azjata tak swobodnie zaczął bolesne tematy. A skoro tak, to i ona sama nie musiała się obawiać.
- Wiem o tym. – uśmiechnęła się wręcz rozbrajająco, czując, jak oczy robią się nieco szkliste. – Ale jakby boleśnie to nie zabrzmiało, gdybym ja nie stchórzyła tamtego dnia, kto wie, czy nie żylibyśmy obydwoje. – prawda wyzierająca z tych słów, doprawiona goryczą… Cóż takiego się stało, że aż tak źle myślała o sobie? Nie pierwszy raz nazwała się tchórzem, ale teraz brzmiało to jakoś inaczej.
Trudno było przebić barierę wspomnień, trudno wypowiedzieć je na raz, ale o dziwo każde jedno słowo było łatwiejsze. Niczym pęknięcie w tamie wodnej, trudno było je zrobić, ale wystarczyła niewielka szczelina, by pod naporem wody tylko się powiększyło, wypuszczając z siebie coraz więcej i więcej, aż w końcu tama runie. Przed tym jednak trochę się powstrzymywała, bo choć była świadoma, jakie rany Ci zada, nie chciała tego robić. Do czasu.
- I nie ja jedna. Wszyscy mamy za sobą ciężkie przeżycia. – przyznała Ci rację, lecz jednocześnie poczuła się zaskoczona. Raz, że odesłałeś pannę, tym samym niejako zakańczając proces picia smakowitego naparu. Dwa? Przysunąłeś się, pozwalając jej wciągnąć do płuc słodki waniliowy zapach i na chwile się mu poddać, podążyć za nim tak, jak spuszczony łepek podążył za delikatnym naciskiem palców. Czarne oczy rozświetliła cała gama emocji, szczerości, zaskoczenia, smutku, delikatnej przyjemności, szczypty strachu, łyżeczki oczekiwania i na samym dnie, w minimalnej odsłonie, tej nieszczęsnej pustki zwanej rezygnacją. Nie uciekła jednak wzrokiem, wpatrując się w oczy mężczyzny, chociaż raz decydując się postąpić odważnie. Domyślała się, czego mógł chcieć i… choć pragnienie utrzymania swoich sekretów nadal w niej istniało, zepchnęła je całkowicie na bok. Miał rację, że tak będzie łatwiej. A czego nie pokażą wspomnienia, może zawsze dopowiedzieć. Krew nie pokazywała odczuć w końcu.
- Słowa mogą zranić mniej, niż widok wspomnień. – powiedziała łagodnie, uśmiechając się miękko, by wyciągnąć dłoń do jego twarzy i z wahaniem pogładzić po policzku. Byliście tak bardzo blisko, a jednak… Czuła, że daleko. – Ale nie odmówię Ci tego. Chociaż tyle mogę zrobić, zwłaszcza w podziękowaniu za troskę. Ja też was kochałam, obydwu. – opuściła dłoń w końcu, układając ręce ponownie na swoich kolanach. Głębszy oddech mający za zadanie przygotować na to, co nadejdzie. To wszystko zmieni, wiedziała o tym, lecz jednocześnie przecież po to tu właśnie przyszła. Jeśli chciałeś zdjąć bluzeczkę, nie oponowała, tak samo przy czymkolwiek, co planowałeś zrobić. Wiedziała, że mogła przerwać w każdej chwili, zaprotestować, sprzeciwić się… Jednak nie zamierzała i nie chciała. Nawet jeśli to, co przyjdzie jej pokazać, będzie bolesne.
Na chwilę zgubiony oddech na znajomy dotyk palców, a potem lekko odchylona w bok głowa. Mogłeś poczuć, jak puls przyspieszył, w wyrazie delikatnego zdenerwowania i niepewności. A skoro tak, skoro odsuwając nieuniknione zdecydowałeś się rozluźnić napięte mięśnie słodkimi pocałunkami, uległa Ci, z cichym i mimowolnym jęknięciem, obejmując ramionami i pozwalając sobie na delikatne oparcie się o Twą osobę. W końcu niełatwo będzie potem po upływie krwi utrzymać pionową pozycję. A gdy już w końcu zanurzysz się w smaku krwi, przekaże Ci wszystko to, czego tak bardzo pragnąłeś się dowiedzieć.
Zważ jednak, że już przy pierwszym zetknięciu warg z rzekomo znajomą krwią, czułeś coś innego. Nie smakowała, jak zawsze. Dawną słodycz zastąpiła lekka goryczka, całkiem psująca efekt, jakby do dawniej słodkiej krwi dodano coś, co jej całkowicie zaszkodziło. Lecz zaraz potem runęły wspomnienia, obrazy wraz z dźwiękami.

W pierwszej kolejności ukazał Ci się brat, nieco szczuplejszy niż pamiętałeś z Anglii, jednak nie aż tak, kiedy go znalazłeś. Siedział na podłodze małej, kamiennej celi, bez okna, z marną tylko żarówką pod sufitem. Otworzył oczy, patrząc wprost na Ciebie i odezwał się „Chcą nas zagłodzić, Yue.” A w odpowiedzi odrzekłeś mu „Wiem.” Dźwięk otwieranych drzwi, odwróciłeś się więc i dostrzegłeś Niemca w mundurze. Rzuciłeś się więc na niego, a Ryuu ruszył do drzwi… Odrywasz się, krzycząc z bólu, ale tego uczucia krew już Ci nie pokazuje. Wbiega więcej Niemców, dostajesz w twarz i upadasz. Ucieczka nie wyszła… A potem następuje kara. Okrutna, sadystyczna, mająca nie pozwolić nawet na myśl i ucieczce, słyszysz, jak krzyczysz i słyszysz, jak krzyczy Twój brat kawałek dalej.
Potem widzisz salę wyglądającą niczym szpitalną. Szarpiesz się, lecz nie dajesz rady z dobrze odżywionymi mężczyznami. Widzisz strzykawkę, a potem coś z niej wstrzykują w Twoją żyłę. Wrzucają Cię do poprzedniej celi, lądujesz w ramionach Ryuu. Nie możesz ustać na nogach, lecz po jakimś czasie dochodzisz do siebie. Sytuacja powtarza się, przynajmniej kilka razy. Po jednym z nich zaczynasz wymiotować, a świat zaczyna się mieszać. Po innym Ryuu oferuje Ci swoją krew, a choć protestujesz, to protest jest tak słaby, że nawet Cię nie słucha. Więc pijesz…
Widzisz momenty, gdy zabierają i Ryuu. Czasem was oboje jednocześnie, czasem raz jedno, raz drugie. Jest coraz bardziej wychudzony, a gdy czasem spojrzysz na siebie, Twoje ubranie też coraz bardziej na Tobie wisi. Mało się ruszasz, a jeśli w ogóle, to bardzo powoli, jakbyś nie miał sił, nie wiesz, ile czasu właściwie minęło. Gdy nie ma jego, słyszysz jego krzyki. Gdy zabierają Ciebie, to Ty krzyczysz. Choć za każdym razem coraz mocniej Twój głos jest zachrypnięty. Wymiotujesz już po każdej sesji, nie rzadko krwią. Krew Ryuu dodaje Ci sił, po każdym łyku świat robi się trochę bardziej ostry, ale tylko do następnej wizyty.
Wtulasz się w znajome ciało, widzisz, jak obejmuje Cię. Żyły na rękach wskazują, że używa siły. Twoje ręce wiszą bezwładnie, oparte o jego pierś. Wbijasz kły, by wypić ostatni łyk, ale właśnie wtedy ktoś wchodzi. Odrywają Cię od niego. Oni krzyczą. Ryuu broni się, Ty też próbujesz się przytrzymać. Dostajesz w twarz, mocno, a na podłodze pojawia się krew. Twoja krew. Ryuu dostaje w kark – wynoszą go z celi, to ostatni raz, gdy go widzisz. Świat zasnuwa ciemność.
Budzisz się. Cela wygląda podobnie. Przenieśli Cię gdzieś. Nawet nie wiesz gdzie. Pasmo tortur wzmacnia się. Wiesz, że coś mówią, coś krzyczą, ale nawet we krwi te słowa są zatarte. Widzisz zmianę perspektywy, gdy ciało wygina się w spazmach bólu. Pytasz o Ryuu, chcesz wiedzieć, co z nim zrobili. Dostajesz w twarz. Patrzysz na swoje dłonie, z dziwnie powyginanymi palcami – przetrącone kości. Nastawiają je, z sadystyczną przyjemnością, więc znów krzyczysz pełnym bólu głosem.
Kolejne wspomnienie. Nie wytrzymujesz już tego. Zatracasz swoją godność, zatracasz wszystko bo wiesz, że Twoje życie się kończy. Śmieją się z Ciebie, gdy błagasz, by pozwolili Ci żyć. Obiecujesz, że zrobisz wszystko. Zgadzają się, ale… wolność nie nadchodzi. Reszta wspomnienia się zaciera, wyparta ze wspomnień, albo tego po prostu nie chce Ci pokazać. Nie chce, byś widział, jak bardzo straciła całą swoją godność, by przeżyć. Ale widzisz, jak jej rany nie chcą się goić.
Ostatnie wspomnienie z cel. Siedzisz skulony przy ścianie, patrząc w drzwi. Rozmazują się, tak. Ktoś wchodzi do środka. Podchodzi do Ciebie i nachyla się, więc zużywasz resztki sił, by rzucić się na niego, wbić kły w szyję. Gdy tylko czujesz aksamit krwi na języku przełykasz i odsuwasz się. „To Ty!” mówisz, zachrypniętym głosem od wieków nieużywania. „Nadal smakujesz paskudnie, wiesz?” dodajesz, z cieniem uśmiechu w głosie, a potem gwałtownie wymiotujesz całą wypitą krwią. A potem odpływasz.
Następne wspomnienie jest później, długo później. Jesteś w mieszkaniu i próbujesz napić się krwi. Wymiotujesz, zwijając się w kłębek na ziemi. Powtarza się to, raz i drugi i trzeci. Ktoś jest z Tobą, pociesza Cię, obiecuje, że coś wymyślicie. Znasz ten głos. Próbujesz z krwią jeszcze raz i jeszcze. Za każdym razem efekt jest dokładnie taki sam. W końcu widzisz znajomą twarz Marcusa. Trzyma w ręce strzykawkę z krwią. Widzisz, jak powoli Ci ją wbija i… Nie wymiotujesz. Udało się! Znaleźliście sposób.
Widzisz ekran telefonu. Otwarte okno nadchodzących wiadomości. Nazwa kontaktu: „Doktorek”. Zauważasz informacje o rozpadzie krwinek i że ktoś umiera.



Nie bierz tego do siebie, drogi Wiaterku. Nie uważaj, że nie ma do Ciebie zaufania. Jest wręcz przeciwnie i sama daje Ci dowód, bo po odczytaniu tego, co najważniejsze, co tak długo ukrywała, pozwala Ci błądzić po wspomnieniach i czytać, co tylko zechcesz. Teraz już nie ma potrzeby ukrywać niczego, skoro i tak wszystko wiesz. Możesz więc do woli sprawdzać, co tylko chcesz, zważ tylko na to, że drobne ciało nie do końca może wytrzymać tak duży upływ krwi. A wątpliwe, byś miał przy sobie strzykawki. Niestety Selena nie była aż tak przewidująca, by jakieś ze sobą zabrać.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Prawda w istocie niosła gorzki posmak goryczy, którą my nazywaliśmy logiką. Śmiechem i żartem - wampirzyca miała rację. Gdyby wówczas odmówiła krwi, najpewniej podzieliłaby los Ryuu, przy tym osieracając swoje dziecko. Wniosek nasuwał się sam: walcz i żyj - Japończyk dobrze znał tę zasadę, podobnie jak swoje własne realne szanse na wyjście z tarapatów. Podjęcie takiej, a nie innej decyzji nie padło przypadkowo: raz: pewnie domyślał się, że dałaś mu dziecko – dwa: był w stanie o wiele gorszym niż tym, który faktycznie przyszło Ci zapamiętać. Dodając to dwa do dwóch - w tamtej chwili cecha aktora potrafiła skutecznie zatuszować niezdrowy wygląd, nadając mu kapkę świeższego, o czym Ty przekonałeś się, robiąc podobnego psikusa swoim oprawcom. Tej historii nikt prócz Nuna nie znał, ale to nawet lepiej. Tematem dzisiejszego spotkania była przecież naprawa Seleny, toteż i na niej mężczyzna skupiał całą swoją uwagę - z tego samego powodu również odwołał familiantkę, aby pomimo przysięgi milczenia, nie wprawiała nieśmiertelnej w zakłopotanie. 
To, co przyszło ujrzeć Louisowi we wspomnieniach Seleny, nie było lekkie – przyjemne jeszcze mniej. Gdyby nie doświadczenie, pewnie potrzebowałby się oderwać, aby wszystko dokładnie uporządkować. Masochizm wygrał, z nim zawziętość - zamiast wycofania się, wampir wszedł jeszcze dalej i głębiej - o tyle, na ile pozwoliła mu sama Selena. Cały czas pozwolił się jej prowadzić, jedynie czasem układając powstały chaos wizji w bardziej uporządkowany szereg. Potem wszystko zmilkło, włącznie z Tobą - nie było złości, ani smutku – nie chciałeś się śmiać, ani płakać. Z całej gamy uczuć, tylko jedno wysunęło się na przód - duma z brata zwieńczona leciutkim drgnięciem kącika ust.  
Cholerny, lecz wierny ideałom dupek aż do samego końca. Zdaje się, że jego miłość, której tak się wypierał, usiłując ją wcisnąć w ręce brata już dawno przekroczyła próg tej “zwykłej” bez zobowiązań. Czyli jednak Twoje przeczucie dobrze Ci podpowiadało: podobnie jak wzrok, którym wszystko skrzętnie wyłapywałeś. 
Cisza... Oderwałeś się od szyi, zlizując ostatnie krople, nim sięgnąłeś po materiałową chusteczkę, która leżała na stoliku, przeto wciąż podtrzymując filigranowe ciało. Bez obaw, była czyściutka, a więc i zdatna do delikatnego przyłożenia na poczet zablokowania krwi drogi wypływu z dwóch (nie czterech) dziurek.
- Przykro mi, że musiałaś przez to wszystko przejść. Mimo wszystko dobrze, że Cię ocalił. - rzekł Louis. Po tym wszystkim, co ujrzał i usłyszał, aż trudno było uwierzyć w jego spokój, ale jednak najwyraźniej przyjmując wszystko z godnością prawdziwego wojownika, ba, nawet więcej: jak na mężczyznę przystało, pogładził czerń czyiś włosów, niejako zachęcając do oparcia głowy na ramieniu.
- Juan! - po czym przywołał stanowczym głosem kobietę, która została wcześniej oddelegowana. W ciągu zaplanowanych wydarzeń doskonale znała powód, dla którego wampir postanowił ją zawołać. Po ponownym zawitaniu do salonu już nie uraczyła wampirów ukłonem, za to postawiła przed nimi ozdobną misę z kostkami lodu, a w nich zaniżone z wiadomych względów strzykawki ze szkarłatną cieczą.
- Zgodnie z życzeniem. - na koniec z rękawa swojej szaty wyjęła coś jeszcze: niewielką dobrze zapieczętowaną fiolkę o równie szkarłatnym wypełnieniu.
- Dziękuję Ci. - odesłaniu kobiety towarzyszył uśmiech mężczyzny. Potem jego spojrzenie powędrowało z powrotem na Selenę.
- Wiedz, że w czasie odczytu nie wtargnąłem dalej, niżeli to, czego chciałem się dowiedzieć, a teraz wyciągnij rękę, musisz uzupełnić siły. - fun fact: Louis nie wiedział, co dolega kobiecie – swoje podejrzenia opierał wyłącznie na tym, co wyłuskał po odnalezieniu brata. Rozjaśnienie sytuacji przyszło z czasem, gdy ukradkowe taksowanie zdradziło interesujący detal, mianowicie niecodzienny brak widoków wampirzycy posilającej się na ludziach. Znał ją nie od dziś, zatem taki zwrot nie pojawił się znikąd - teraz już znał jego źródło. 

 


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Prawdy było tam wiele, nie tę jedną przyszło Ci obejrzeć wraz z krwią kobiety. Bolesne sceny przewijały się najczęściej, bo przecież to właśnie chciałeś zobaczyć. Zrozumieć, co wydarzyło się w piekle obozu. Więc miałeś już pełny obraz tego, co przeżyli, z dodatkiem scen, których widoku chciała Ci oszczędzić. Zwłaszcza tych, jak drażniono głodne wampiry. Zakuci w kajdany, zbyt słabi, by móc je rozerwać, a przed nimi ludzie, przerażeni, związani… z utoczoną krwią. Znajoma scena? Mniej drastyczną miałeś okazję widzieć z okazji balu… Czyżby odpłynięcie, a inaczej tak zwane zachlanie w trupa miało coś wspólnego z tym, co widziałeś teraz? Nie była to jedyna z takich, jako że oprawcy bywali bardzo pomysłowi, choć co przyznać im należy, nie próbowali ranić swych ofiar. Przynajmniej nie fizycznie. Psychika była innym tematem, zwłaszcza, gdy weźmiesz pod uwagę, jak długo oparte o Ciebie jestestwo tłumiło te wspomnienia, nie dzieląc się nimi z nikim. Bo tego też mogłeś być pewny, że po dobroci nikomu tych wspomnień przed Tobą nie pokazała, nie pokazała piekła, które przeszło jej przetrwać. A tym bardziej nie pokazała, jak bardzo pozbyła się całej godności. To chyba bolało ją najbardziej, że teraz zobaczysz, że z kobiety, do której coś kiedyś czułeś, którą szanowałeś, nie pozostało już nic. To też chciała ochronić, wizję samej siebie w Twojej głowie. Słynne „nie myśl o mnie źle”. Ale teraz już nawet nie było o co prosić.
Nie broniła Ci dostępu do wspomnień, ładnie odchylając szyjkę i pozwalając spijać krew wraz z wszelkimi obrazami, które mogła nieść. Nie musiała więc mówić Ci, w jakim była stanie, nie musiała tego opisywać, wystarczyło pokazać. Spore problemy z regeneracją, jeszcze większy problem z piciem krwi, a jakby tego było mało, rozwalony wirus. Świadomość tego, co było nie tak, badania krwi, z których nic nie wynikło, bo za każdym razem coś umykało. Wszelkie notatki, niczym dziennik będący dowodem na to, co było z nią nie tak. Urywki z chwil słabości, a nawet przypadkiem jeden z wielu koszmarów, które po dziś dzień zdarzało jej się śnić.
Nagie ramiona pokryły się gęsią skórką, nieosłonięte już bluzeczką. W innym wypadku pewnie twarz pokryłaby się delikatnym rumieńcem, a spojrzenie spod rzęs zapraszałoby do skosztowania smaku skóry, a potem wilgotnych ust. Teraz jednak przycisnęła chusteczkę do szyi, starając się zablokować wypływ krwi, zanim stanie się to problemem. Zapach posoki rozszedł się po pomieszczeniu, ale i on nie był prawidłowy, odczuwany toczącą krew choroba. Drobne ciało wtuliło się w Ciebie, starając się odzyskać równowagę, a prócz niej siły, by usiąść porządnie, zamiast wtulania się w Twą osobę.
- Nie wiem, czy dobrze. On ocalił mnie… Ja mogłam ocalić nas oboje. Mogłam zmusić go, by napił się mojej krwi, by poszedł po pomoc i po mnie wrócił, ale… Nie potrafiłam. Egoistycznie chciałam przeżyć, a mogłabym nie doczekać jego powrotu. – westchnęła z goryczą, opierając grzecznie głowę o ramię Azjaty, kryjąc zawstydzoną twarz w jego ramieniu. To było to. Najbardziej bolesny sekret, wywołujący poczucie winy, wyjaśniający stwierdzenie, że ma krew Ryuu na rękach. – Gdyby nie to, byłby żywy. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. – szept pełen smutku, połączony z muśnięciem skóry wargami i odczuciem gorącego, lecz rwanego oddechu.
Przybycie familiantki, ponowne, nie było czymś zaskakującym. Może chciał się pożywić, zmyć z języka smak jej krwi i gorycz wspomnień? Widok misy ze strzykawkami za to zaskoczył, lecz zanim zdecydowała się powiedzieć cokolwiek, ludzka kobieta odeszła, a jej samej przyszło skrzyżować swój wzrok z wzrokiem wampira. Nie uciekła spojrzeniem, przyciskając nadal chusteczkę na szyi, nie bawiąc się w fałszywą skromność i zasłanianie górnej części bielizny. Widziałeś więcej niż to, choć teraz klatka piersiowa poruszała się wolniej i nieco bardziej urywanie, pokryta gęsią skórką i kroplami potu od chłodu, nerwów i stresu. Nie sposób było się nie stresować. Byłeś jej bliski nadal, mimo wszystkiego, co się stało.
- Jun. Cokolwiek zobaczyłeś, to było dla Ciebie. Chciałam Ci tego oszczędzić, ale zdecydowałeś, że chcesz poznać wspomnienia. Nawet jeśli wgłębiłeś się bardziej, miałeś prawo. Sam mówiłeś, że nie mieliśmy przed sobą sekretów. – smutne słowa, lecz pełne prawdy. Patrzyła wampirowi w oczy, szukając w nich odpowiedzi na to, co nurtowało ją od samego początku. Co teraz pomyślisz, znając już prawdę? Jaki obraz siedzącej przy Tobie kobiety wykreujesz po obejrzeniu jej wspomnień.
- Skąd wiedziałeś…? Nieważne. Dziękuję. – westchnęła delikatnie, opuszczając chusteczkę i pozwalając strużkom krwi wyznaczyć ścieżkę po bladej skórze. Sięgnęła po strzykawkę, trzęsącą się dłonią, nie chcąc obarczać Cię jeszcze tym. Musiała jednak zebrać na tyle sił, by usztywnić ręce, inaczej nie zdoła się wkłuć. Jednak… spojrzenie nie mogło uciec od zapieczętowanej fiolki, patrzyła na nią, zadając w duchu pytania, czyja krew znajduje się w środku.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Ujrzane wspomnienia nie napawały radością - zamilkły też smutek i złość - przetaczając to na prostszy tor: widok kobiety w potrzebie z automatu wyniósł Cię na piedestał protektora: broń, bądź tarczą, drzewem lub skałą, na której zechce się wesprzeć. Miało to swoje dobre i złe strony – te pierwsze z pewnością docenisz jako kobieta: istota miękka, delikatna i raczej krucha w zderzeniu z potęgą wichrów, które niegdyś zesłało na Ciebie życie. Drugiej strony jej piękne oczy miały nigdy nie ujrzeć - niejako przesłoniłeś ją nawet przed własnymi, byleby tylko nie pozwolić uwięzionym weń emocjom na znalezienie ujścia, bowiem byłoby to wielce nieodpowiednim zachowaniem mężczyzny, na którego Cię przecież wychowano. Pozostało zatem zrobić jedno: ewoluować, adaptować, dostosowywać do otaczającego środowiska - wuala, to przecież takie proste, prawda? W takim razie, skąd ten dziwnie mętny, dziwnie skupiony na czymś wzrok?
- Nie musisz mi tego mówić: już lecę, pędzę postować to na Social Media. - zaśmiałeś się ku rozluźnieniu atmosfery, choć było to odrobinę wymuszone zagranie.
- Nie poręczam natomiast za Marcusa, który mniemam, o wszystkim wiedział. Może nie jestem aż tak bystry, ale potrafię połączyć kropki, tym bardziej kiedy na karcie widzę kogoś, kogo znam całkiem dobrze. Nie było trudno Cię rozgryźć: dziwne obrzydzenie wobec normalnego posilania się przeczyło Twojemu zamiłowaniu do częstego picia, do tego dochodziły: nienaturalna bladość, osłabienie, to, co zdołałem wyłuskać po oględzinach brata, a teraz Twoja krew. - jednak Wiatr już taki był: niemożliwy do zrozumienia: dziki, niepojęty, zmienny jak pogoda w górach.
- Wybacz, ale smakuje okropnie... Jak rozwodniona pomidorówka bez bazy rosołowej... - aby go przejrzeć, należało przedrzeć się przez błękit oczu, przed czym naprawdę rzadko się bronił: bardziej kręcił i manipulował słowami dla podtrzymania maski klauna jak powyżej, niżeli odrzucał ciosami tarczy. Sensu wielkiego w tym nie widział, a gra pozorów - cóż, była skuteczniejsza. Jeżeli jednak doszło do przejścia na drugą stronę, to oczom ukazywał się prawdziwie ckliwy obrazek miękkiego pierożka z kociołkiem wielu emocji, w których aktualnie przyszło mu się taplać, a których nie raczył pokazać, aby zachować postawę silnego i wspierającego mężczyzny - wojownika.
- Nie ma sensu gdybać Sel. Przeszłości nie zmienisz, możesz jedynie pogładzić jej włos, ale nigdy ruchem “pod", a uwierz mi, że próbowałem i nic z tego nie wyszło. - jasne tęczówki szybciutko wyłapały drżenie i płachtę gęsiej skórki pokrywającej filigranowe ciałko.
Tym razem Rogalik musiała obejść się smakiem, ponieważ swojej szaty Wiatr nie oddał – zamiast niej użył o wiele cieplejszego kocyka, który leżał na sofie nieopodal: miękki i przyjemny w dotyku, szybko zgarnięty i narzucony na nagie ramiona celem ich okrycia, a dla oszczędności czasu bez nakładania lekko upierdliwej bluzeczki. Kwestię przytulenia raczymy pozostawić, bowiem była bardzo prosta do wyjaśnienia: nikt nikomu tutaj niczego nie odmawiał, tym bardziej emocjonalnego wsparcia – wtul się więc, wtulaj, ile chcesz i jak długo chcesz: męskie dłonie chętnie pogładzą plecki i głowę na poczet sprezentowania odrobiny komfortu.
- Nie mieliśmy, a jednak z czasem się zrodziły, dlatego Ty również otrzymasz wyjaśnienia. - za szczerość, szczerością - w miłości, miłość: niezależnie od tego, w jaki rodzaj uczucia przeszło dawne zauroczenie, z pewnością było silne – na pewno na tyle, aby przenieść i zamknąć obrazy dawnych lat w płynnej opowieści, której fizyczna manifestacja leżała centralnie przed nosem Seleny. Malutki symbol Smoka otulonego wiatrem na złotej obręczy wokół fiolki powinien jednoznacznie wskazać właściciela szkarłatnej krwi w środku.
- Wysuń rękę. - tego, który patrząc na nieporadność kobiety, chwycił strzykawkę, lecz przedtem obwiązał przedramię specjalną opaską, którą familiantka dostarczyła wraz z wacikami i środkiem dezynfekującym w malutkiej buteleczce poza misą, dla uwidocznienia żył.
Do eksperta medycznego było Ci daleko, jednak miałeś na tyle oleju i wiedzy w głowie, aby znać podstawy podawania substancji dożylnie: stąd też ten ucisk i zamknięcie małej rączki swoją w piąstkę, dezynfekcja miejsca wkłucia, przyłożenie i wbicie igły w ciało z wolno postępującym wstrzykiwaniem krwi bezpośrednio do krwiobiegu. 

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Miękka? Na pewno. Delikatna? Być może – zależy, z której strony popatrzysz. Krucha? Absolutnie nie. Lepszym określeniem byłoby „wiotka”. To co twarde, jednocześnie jest kruche, opierając się dzikim wiatrom do tego jednego momentu, w którym bezpowrotnie złamie się, roztrzaska na kawałeczki. Jak potężne drzewo w starciu z nawałnicą. Ale jestestwo wiotkie? Nie. Ono ugnie się. Przygnie do ziemi pod ciężarem, może nawet na dłuższy czas, niczym trzcina na wietrze, lecz nie pęknie. A wicher kiedyś zmieni kierunek, by na końcu ucichnąć. Wtedy właśnie odbije, potargana i zmęczona, lecz cała, dokładnie jak wodna trzcina podczas burzy. Którym z nich więc był mały Księżyc siedzący przy Tobie? Złamanym drzewem czy przygniecioną trzciną, czekającą na koniec burzy, by móc znów wrócić do pionu?
- Tak, Marcus wiedział. Ryuu utrzymał mnie przy życiu w środku, ale jakkolwiek to melodramatycznie nie zabrzmi, dzięki niemu żyję do dzisiaj. To on wyciągnął mnie z Auschwitz, wiem to tylko stąd, że smak jego krwi z pewnych względów dość dobrze zapamiętałam. – uśmiechnęła się krzywo na samo wspomnienie. – Kiedyś Ci opowiem, co odstawił. Ale nie o tym… Po wyciągnięciu natomiast pilnował mnie, żebym żyła dalej. I nigdy nie zdradził moich tajemnic, chociaż patrząc na wszystko, na jego miejscu już dawno wszystkim pieprznęłabym o ziemię i kazała mi radzić sobie samej. – reszty mówić nie musiała, była dość jasna. Każdy w takim stanie chciałby tylko odejść. A jeśli Jun nie wyłapał tego momentu, to tylko lepiej dla niej.
- Nie wiem, czy można to nazwać obrzydzeniem… nawet nie wiesz, jak bardzo tęsknię za smakiem krwi. Za jej słodyczą… Zapachem… Och bogowie. – jęknęła z rozpaczą, zaciskając zęby na dolnej wardze i zamykając oczy. Zapach Juna, bicie serca w ciszy pomieszczenia i jej własna, pulsująca krew wypływająca z żył. Chciała go ugryźć, tak bardzo chciała zatopić kły w jego szyi, nawet jeśli wiedziała, jaki będzie efekt. Mimo tego jednak trzymała się w ryzach. – No dziękuję. – powiedziała sucho na ten wątpliwy komplement, piorunując go wzrokiem. Jednak kącik ust drgnął w mimowolnym uśmiechu, pozwalając sobie na chwilę rozluźnienia. Spojrzenie w oczy o psotnym wyrazie jasno mówiło, że nie zapomni tych słów, gotowa przywołać je w najmniej spodziewanym i być może najmniej adekwatnym ku temu momencie.
O szatę nie śmiałaby rzecz jasna prosić, ciepło kocyka połączone z czułym objęciem było wystarczające, by zakryć dekolt i resztę półnagiego ciała. Potrząśnięcie głową natomiast było główną odpowiedzią na Twoje słowa. Zaraz za nią jednak podążyły słowa.
- Może to głupie z mojej strony, ale po prostu… Nie potrafię. Nie potrafię nie myśleć o tym, jak teraz wyglądałby mój świat, gdybym podczas tamtych dni nie była taką egoistką. Wiem, że tego nie zmienię. I chyba właśnie to też boli najbardziej, bo nic, co zrobię, nie sprawi, że będę mogła cofnąć się i naprawić to, co zostało zniszczone. Tak cholernię tęsknię. Za nim. I jeszcze bardziej za Tobą, bo jego nie ma, a Ty jesteś… - westchnęła cicho, z lekkim zawstydzeniem w głosie, odwracając spojrzenie w bok. Wiedziała, że to z jej winy, była świadoma, ale czy to cokolwiek zmieniało? Nie zmniejszało ni odrobiny tęsknoty, którą czuła w sercu.
- Ale ja nie szukam żadnych wyjaśnień. Nie jesteś mi nic winien. – zaskoczony głos, spojrzenie padające na fiolkę. Oczywiście, że domyślała się, czyja krew znajduje się w środku. Lecz ani odrobiny nie mogła domyślić się, jakie wspomnienia zawierała krew, bo to było jasne, że jakieś tam będą, skoro już padły słowa o wyjaśnienia. Jednak krew… Nie mogłaby ich sczytać, prawda? Nie mogła pić krwi… Posłusznie wyciągnęła jednak rękę, z zawstydzeniem odwracając głowę. Nie skomentowała procesu w żaden sposób, czując się dziwnie bezbronna podczas tego aktu. Nie pierwszy i nie ostatni raz żywiła się w ten sposób, ale teraz czuła się jakoś inaczej, bardziej zawstydzona, może właśnie dlatego, że Twoja troska była tym, czego demony strachu odmawiały jej ostatnie 80 lat. Pod zamkniętymi powiekami oczy zaszkliły się, na szczęście jednak żadna z łez nie wypłynęła. Tylko drobna dłoń zadrżała w uścisku. Im więcej „nowej” krwi jednak krążyło w jej żyłach, tym mniej wypływało jej własnej, by w końcu całkowicie wyleczyć dwie dziurki od kłów Wiatru, by na samym końcu jedynym świadkiem wydarzeń były dwie przysychające stróżki krwi, które po zakończonym procesie po prostu wytarła. Rozwodniona pomidorowa, prawda?
Wiatr nie był głupi, ale i Księżyc nie była. Mimo lat rozłąki nadal potrafiła czytać z drugie wampira tak, jak i on czytał z niej. Ignorując delikatną słabość uniosła się na kolanach, kładąc obie dłonie na policzkach mężczyzny. Ciemne oczy patrzyły z powagą, lecz jednocześnie czułością. Wsparciem, którego być może się nie spodziewał. W końcu ton on chciał być tym wspierającym, to on chciał chronić ją, a jednak… A jednak była gotowa wziąć to na siebie.
- Jun. – z ust wyszło imię, wypowiedziane łagodnym, pełnym ciepła głosem. Oparła czoło o Twoje, nie wypuszczając twarzy z chłodnych dłoni. – Znam Cię. I wiem, co Ci pokazałam. Dlatego nie chciałam tego robić, nie chciałam ranić Cię wspomnieniami. Ja to przeżyłam. 80 lat temu. I stłumiłam do końca, nie chcąc dzielić się z nikim wydarzeniami. Ja byłam sama z tym, co się tam stało. Ale Ty nie jesteś, Jun. – drobne ramiona objęły Cię, otulając kocykiem, przytulając do miękkiej skóry. Jeśli chciałeś twierdzić, że nie potrzebujesz ciepła drugiej osoby, śmiało. Zrzuć to na nią, że to ona potrzebowała Twojej głowy przytulonej do obnażonego dekoltu. Nie chcesz sam zdradzić łez słabości? Nic to, powiedz, że płaczesz i za nią, bo jej oczy pozostały suche, jakby wypłakała już wszystko, co wypłakać się dało.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Kim lub czym była Selena – na to pytanie, powiesz, że trzciną - małą i miękką, ale też najbardziej odporną na silne powiewy, które potrafiły wyrwać największe i najsilniejsze drzewa z ich wszystkimi korzeniami. Po burzy zawsze nastawał spokój - na zgliszczach natomiast wyrastały nowe rośliny. Selena miała spore szanse wyjść na prostą: tym większe, gdy u boku kroczył jej wierny (w przenośni) wilkołak i niejako wampir, którego usilnie próbowała rozczulić. Przystopujmy na chwilę - powiedzmy dość: fakt, nie do końca się przygotowałeś - nie wszystkie zadanka zdołałeś odrobić, ale... Ktoś do tej rozmowy musiał założyć spodnie - przyjąć postawę głazu i wziąć na siebie cały ten syf, aby komuś innemu było lepiej. Tak to działało drogi Rogaliku i nigdy tego nie zmienisz – aby jedna strona mogła odetchnąć z ulgą, druga musiała przejąć na siebie część jej balastu. 
W pewnym sensie obrazy, które ujrzałeś, zadziałały na niekorzyść, ale z drugiej – od momentu rozpoczęcia wojny aż do jej zakończenia i osadzenia się w Paryżu nie miałeś zbytnio okazji do uzewnętrzniania się - wpierw ograniczyły to bitwy, potem nie było po prostu komu, bo kogokolwiek nie spotkałeś, sam niejako potrzebował wsparcia, bądź nie był tym, komu mógłbyś faktycznie coś zdradzić. Mogłeś cwaniaczyć, żartować, dokuczać i manipulować - mogłeś zrobić absolutnie wszystko prócz jednej maleńkiej rzeczy – Twoje jestestwo nie potrafiło rozdrapywać dawnych ran.
- Mm? Czyli jednak nie będzie focha za komplement? Szkoda... - to, co jednak wychodziło mężczyźnie dobrze to odgrywanie debila w sytuacjach takich jak te. Wypowiedziane słowa rzeczywiście mogły troszkę dopiec, ale wampirowi na pewno nie chodziło o urażenie niewiasty – bliższym zamiarem było rozweselenie jej przed i w czasie podawania krwi, dzięki której rany na jej szyi zaczęły się stopniowo zasklepiać.
- Gdyby nie fakt, że zwracasz pokarm, to zaproponowałbym Ci własną krew - kiedyś lubiłaś jej smak. - drugą linię obrony przed natarczywym odklejaniem plasterka stanowiły żarty: te lżejsze i bardziej pokrzepiające niżeli ucierające nosek.
Natomiast to, co tyczyło się przytulenia: oczywiście zostało odwzajemnione – wolna ręka nie zaprzestawała gładzenia plecków i karku, miejscami przechodząc na głowę, którą zachęciła do oparcia się o ciepłe męskie ciało, któremu jak zawsze towarzyszył zapach słodkiej wanilii.
- Nie jestem, ale chcę, bo powinnaś wiedzieć, co go spotkało. - Selena strzeliła w punkt: w szklanej fiolce w istocie znajdowała się krew Lou, a w niej zamknięte wspomnienia Ich odczyt nie mógł nadejść przez klasyczne wstrzyknięcie - do tego należało spożyć płyn w naturalny sposób. Jako osoba chora dobrze znałaś konsekwencje - wiedziałaś, co następowało potem, ale przecież mogłaś wybrać drugą opcję - nią była rezygnacja z poznania prawdy na rzecz zaspokojenia głodu i kto wie, czy nie częściowego odciążenia wyniszczonego organizmu poprzez dostarczenie mu silnego wirusa, który tańczył radośnie pośród krwinkami dawcy. Cokolwiek nie postanowisz, Wiatr Cię wesprze, póty będziesz tego potrzebowała. W zamian prosił tylko o jedno: 
- Sel... Nie... - rzekł cicho Azjata, odłożywszy strzykawkę, a przyłożywszy wacik do smukłej rączki i miejsca, gdzie doszło do wkłucia.
- Wiedziałem, na co się piszę okay? Zrobiłem to z własnej nieprzymuszonej woli, świadom konsekwencji, więc naprawdę... Nie rozdrapuj tego – nie teraz, kiedy sama jesteś w potrzasku i potrzebujesz pomocy. Nie lituj się nade mną, nie ma, po co ani do czego Sel. - doceniałeś jej gest, dotyk i ciepłe spojrzenie - chęci wobec Ciebie, ale mimo wszystko... Choćby runęły ostatnie domki z kart i poturlały się wszystkie z monet, nie wiedziałbyś, co powiedzieć i jak powiedzieć. Nie czułeś potrzeby płaczu - nie chciałeś nawet krzyczeć - najzwyczajniej w świecie zabrakło Ci odpowiedniej reakcji.
- Od zawsze byłaś uparta – jak osiołek. Dlaczego się tak upierasz? Wiesz... Śmiechem i żartem, ale od 42 do teraz to naprawdę sporo czasu na dostosowanie się i naukę radzenia z burdelem. - głos powoli tracił na tembrze, natomiast dłonie... Cóż... Nie mógł odmówić objęciu. Chociaż nie chciałeś odrywać plasterka i wywoływać ponownego krwawienia, gest kobiety Cię rozczulił, a kimże byłeś, aby odrzucać darowane prezenty? Zatem przyciągnąłeś ją odrobinę mocniej, trzymając, jakby miała zaraz uciec.
Serce nie potrafiło kłamać - dlatego w złości, smutku i tęsknocie zaczęło bić szybciej.

@Selena




_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Trzcina nie łamie się pod przeciwnościami, nie złamała się więc i Selenka. Nie można jednak powiedzieć, by nie zostawiło to na niej pewnych rys, ale czy było to w jakikolwiek sposób zaskakujące? Nikt nie wychodził z takich wydarzeń bez szwanku, lecz po tylu latach z wieloma rzeczami można się było pogodzić. Dlaczego więc Zimowy Powiewie przyszło Ci sądzić, że potrzebowała Ciebie w roli głazu, na którym się oprze? To Ty potrzebowałeś teraz drzewa, o które zdołasz się oprzeć, by w spokoju przetrawić to, co przyszło Ci obejrzeć. Metaforyczne spodnie przyszło więc jednak właśnie jej nosić i nie miała nic przeciwko temu, jeśli tylko w wyniku tego Wiaterkowi poprawi się trochę i zechce uchylić rąbka tajemnicy swych uczuć.
Nie rozdrapywał dawnych ran z jednego tylko powodu, one zwyczajnie nigdy się nie zabliźniły do porządku. Teraz jednak miały szansę wygoić się, jeśli nalepić na nie odpowiedni plasterek, pogłaskać i zaoferować jedno czy dwa cmoknięcia dla przyspieszenia procesu gojenia się. Nie zamierzała jednak bronić się przed lekkim rozweseleniem, bo porównanie krwi do pomidorowej brzmiało specyficznie i dosyć zabawnie, nie ukrywajmy tego. Dlatego też prychnęła delikatnie, wyginając zabawnie usteczka.
- Oczywiście, że będzie. Po prostu chciałam być miła i udawać, że nie słyszę… I wyciągnąć w odpowiednim momencie. – wygięła zabawnie usta, uśmiechając się słodko i jednocześnie morderczo. – Żebym ja Ci nie wypomniała, jak Twoja krew smakuje. – powiedziała groźnym tonem, mrużąc zabawnie ślepka. Lecz mimo takich a nie innych słów nosek bardzo chętnie napawał się zapachem wanilii płynącym od drugiego ciała, a do tego do ust napłynęło trochę śliny. Oj nieładnie było tak kusić, wystawiać na pokuszenie jestestwo, któremu tak bardzo brakowało słodkiego smaku czyjejś krwi.
- I dalej lubię… - wyrwało się z odruchu, zamaskowane zaraz kaszelkiem i odchrząknięciem. – Ale aż grzech marnować krew tak bardzo i obrzygać nią wszystko dookoła. – przyznała, uśmiechając się wręcz rozbrajająco. Nie Ty jeden umiałeś żartować z bolesnych spraw, a jakoś tak z serduszka spadł pewien ciężar, gdy niczego nie musiała już przed Tobą ukrywać. Wzrok jednak cały czas kierował się w stronę szyjki, śledząc pulsującą żyłkę i walcząc ze sobą. A może by tak uszczknąć chociaż łyczek? Może nie zaszkodzi po takim czasie? Nie byłaby łapczywa… Chyba. Nie polepszyła się sytuacja, gdy wprawna łapka zachęciła buzię, by ta ukryła się w szyjce, muskając skórę oddechem. Słodka wanilia, a gdyby jej tak spróbować… Poczuć jeszcze raz słodycz na języku. Od lat nie czuła takiej pokusy, od lat nie była ta bliska, by złamać żelazną wolę i potem z tego powodu cierpieć.
- Zanim jednak cokolwiek… Powinieneś wiedzieć, czemu was szukałam i czego Ryuu nigdy się nie dowiedział. Chociaż powinien. – głębokie westchnięcie, jednak połączone zaraz potem z nieśmiałym rumieńcem. Wprawdzie to, co przyszło wam robić w Anglii rzadko je wywoływało, tak teraz Księżycowy Rogalik była dziwnie speszona, podskubując brzeg kocyka i Twojej szaty. – Gdy wyjeżdżaliście na wojnę… Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że byłam w ciąży. – reszty dopowiadać nie musiała, oczywistym było, czyje dziecko nosiła pod sercem. Skubanie przybrało na sile, by ustać po chwili z wygięciem ust w ciężkim westchnięciu.
- Jun. Nie jestem taką ofiarą, za jaką mnie uważasz. – powiedziała z niejakim wyrzutem, acz bardzo miękkim, bardziej współczując Tobie niż sobie. – Nie można rozdrapać też tego, co nigdy się nie zabliźniło. I nie, nie byłeś świadomy, bo co innego myśleć, co mogło się wydarzyć, a co innego znać prawdę i widzieć to na własne oczy. Co z tego, że moimi oczami z pominięciem emocji towarzyszących. Nie lituję się nad Tobą, co najwyżej czasem nad własną głupotą. I tak, jest dlaczego. Straciłeś brata, a teraz wiesz, przez kogo i dlaczego konkretnie. – nie było w jej głosie żalu, nie było też złości. Pierwszy raz czuła jakiś spokój, jakby zwyczajnie ciężar z serca po prostu spadł, przyznanie się do winy pozwoliło pozbyć się głazu wiszącego u szyjki. Jednak nie mogła zostawić Cię z tym samego, tuląc do nabierającego ciepła dekoltu, gładząc włosy i składając nieśmiały pocałunek na czubku wiaterkowego łebka.
- Ja się nie upieram, Wiaterku. Ja po prostu Cię znam. A reszta to po prostu świadomość konieczności odreagowania, bo w końcu to ja tu jestem mistrzem tłumienia wszystkiego w sobie. – westchnęła delikatnie, lecz i z ciepłym uśmiechem. Przyspieszone bicie serca było jasno słyszalne dla wampirzych zmysłów, nie ciągnęła więc już tematu, gładząc łepek, a potem karczek i plecki. Twe serce biło szybciej, jej było spokojne, bez strachu tłocząc krew, ignorując świat i wszystko wokół. Chociażby na tę jedna króciutką chwilę wszystko było w porządku, a plasterkami się zwyczajnie nie martw, bo nie ma czym. Nawet u niej rany się goją, a odpowiednia dawka krwi nawet ten proces przyspieszy.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach