#1 Wei Liu & Louis Moreau

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
First topic message reminder :

Wei czekał w samochodzie Louisa. Czarny klasyczny Mustang. Siedzenia był bardzo wygodne, więc nie narzekał na komfort, a dodatkowo odprężał się po intensywnym zbliżeniu. Nic nie bardziej mu potrzebne do szczęścia teraz niż Jun i ciepły prysznic. O taaak... Chcąc nie chcąc jednak przysnął w oczekiwaniu na towarzysza. Czy interesował się tym co działo się w środku? Niezbyt. W sumie pewnie nawet by nie drgnął widząc jakieś zwłoki, ale pewnie odetchnąłby z ulga wiedząc kto zrobił żelki i że są niegroźne. Ale o tym pewnie zamierzał go poinformować potem sam Louis, czyż nie?
Rozbudził go wiec dźwięk otwieranych drzwi, na co zerknął na Stwórcę sennie. Zaraz podniósł oparcie siedzenia, bo rozłożył się jak pan i władca.
- I jak? Wszystko załatwione już? - spytał się go z lekkim, leniwym uśmiechem. Ostrożnie przeciągnął się i odetchnął zerkając za okno.
Poczekał aż ruszy, ale miał bardzo niecne plany. Och Bogowie... Qilin był w nie małych tarapatach, bo Feniks nadal był rozpalony. Gdy wiec Jun zajął się kierowaniem, Wei położył dłoń na jego udzie i uśmiechnął się niewinnie. Zaraz jednak przesunął ją bardziej centralnie, bezczelnie, na jego krocze. Tam zacisnął dłoń dając do zrozumienia swemu kochankowi co zamierza zrobić poprzez oblizanie ust.


@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Cśśś... Nie walcz z tym - połóż się i odpręż: pozwól ciału odpocząć... Odchyl głowę, ułóż wygodnie na zagłówku miękkiej sofy – daj jasnym oczom przebiec wzdłuż i szerz sylwetki - pochłonąć jej nieopisane piękno i największą kruchość. Niech wyobraźnia sama podsunie pomysł - podejmij się go, oddaj, rozkładając na białym płótnie, z którego kiedyś powstanie obraz – pozbawiony obaw, wstydu: najpiękniejszy na świecie. Nie bój się o tym mówić - niech poruszy się gardło, język i usta – niechaj współgrając ze sobą w zapisanej niegdyś przez Niebiosa harmonii, co pozwolą słowom ulotnić się w chwili - unieść i ponieść wraz z powiewem przyjemnego wiatru. Jeśli zajdzie taka potrzeba, niech dołączą do nich łzy: słone, gorzkie – jakie tylko chcesz. Pozwólmy im popłynąć w dal - wzbić się i opaść na ziemię wzdłuż gładkiego lica. Uwierz mi, że zebranie ich koniuszkiem palca nie przyniesie Ci wstydu - wręcz przeciwnie.
Katharsis musiało w końcu nadejść.
Czasami samo chcenie nie wystarczy, aby w pełni połączyć ze sobą dwa więzy. - i wtedy to się stało: rozluźnienie ustąpiło miejsca napięciu wszystkich strun. Oczy wypełniły się licznymi łzami, które wkrótce zaczęły spływać po zaczerwienionych polikach.
Nie tego się spodziewałeś - wróć: właśnie tego, po poznaniu prawdy wraz z wypiciem krwi – i TEGO też się diabelnie obawiałeś. Szczerości uczuć nie miałeś prawa zaprzeczyć - ino Twoje własne pozostawały zagadką. Już raz pozwoliłeś sobie na śmiałe posunięcie - potem bardzo mocno tego żałowałeś. Po dziś dzień pamiętałeś Jego spojrzenie, a w nim złość i żal po utracie bliskiej osoby. Tak Jun, to była Twoja wina - Twój grzech i słabość, którym nie potrafiłeś stawić czoła. Myśl, że zrobiłeś to ponownie, napełniała Cię obrzydzeniem. Z jednej strony nie chciałeś niczego przekreślać - było Wam przecież ze sobą dobrze – z drugiej: czy miałeś prawo do trzymania dzikiego zwierzęcia w klatce prowizorycznego Nieba? Trzeciego wersu odczytywać nie chciałeś, aż za dobrze znając jego zakończenie.
- W porządku Wei... Już w porządku... - podejmując więc wyzwanie, wampir podniósł ciężką rękawicę z ziemi. Spokojnym, pełnym ciepła głosem chciał uspokoić roztrzęsionego wampira. Nie miał mu za złe jego własnych emocji - toż miał do nich pełne prawo, jako i do oddychania, posilania się - do życia na tej planecie pośród miliona ludzi.
Niczego nie odrzucał, nie wyśmiewał - po prostu nie mówił wprost - świadomie. Chciał w ten sposób pozostawić pewną pustą przestrzeń - taką, którą być może zdołają zapełnić w bliższej lub dalszej przyszłości: ot na czysto – bez wyrzutów sumienia, bez strachu i łez... Tak naprawdę wtedy i tylko wtedy obaj mogli dojść do tego, czy to, co faktycznie narodziło się w sercu Feniksa, było szczere i prawdziwe oraz czy i On był gotów na to, aby mu się odwdzięczyć tym samym.
Na razie jednak...
- To ja powinienem ponownie Cię przeprosić Wei. Uczyniłem Ci wielką krzywdę, odsyłając do Chin i niejako odbierając wolność. Między innymi dlatego nigdy nie odbudowałem haremu. - kontynuowałeś, przecierając dłonią wilgotne łzy z obu polików.
Nim się obejrzałeś - nim obaj to zrobiliście, zmieniłeś pozycję Waszych ciał: swoje rozłożyłeś wzdłuż sofy – jego natomiast chwyciłeś, przyciągnąłeś i ułożyłeś niemalże na sobie. Oparłeś Feniksa na własnej piersi i objąłeś jedną ręką - drugą trzymałeś tajemnicze, puste już jabłko centralnie przed Waszymi twarzami.
- Jednak pewnych rzeczy nie żałuję... - Chińczyk specjalnie przerwał zdanie w połowie. Chciał, aby pustą przestrzeń Wei wypełnił sam: przekonaniem tudzież domysłami, które przy każdej okazji posyłał mu Qilin. Masa malutkich gestów, spojrzeń i drgnięć - każde z nich niosło za sobą pewien przekaz. Nawet teraz, gdy w końcu obaj legli po długiej nocy, wampir pomimo własnych wątpliwości nie raczył wypuścić ptaszyny, a im dłużej go trzymał, tym mocniej biło jego serce.
Był tak cholernie... Samolubny...
Czy zrozumiesz, co chciał Ci przekazać?

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wygoda sofy wcale nie pomagała mu w tej trudnej chwili. Prawda była oczywista. Jun o niej dobrze wiedział. Wei wszystko mu zdradził swoją krwią, ale nie chciał tego ukrywać, bo po co? Louis był jedyną osobą, której bezwzględnie ufał. Zawsze. Wcześniej była i Selena, ale ta się zmieniła i musiał dobrze na nowo ją poznać, by odkryć co się stało. Czas mijał, a ludzie i wampiry potrafiły się dostosować. Qilin jednak wyglądał mu tak samo. Czuły, troskliwy, opiekuńczy, nad wyraz życzliwy... Takim zapamiętał go Feniks, bo też takim się mu Wiatr ukazał. Nie baczył na jego historię, nigdy nie nazwał go potworem nawet gdy zdradził się mu jako wampir... Zawsze liczyły się intencje i charakter. To na to Mistyczny Ptak zwrócił uwagę. Na to kim byłeś i jak go sobą oczarowałeś.
Łzy płynęły same. Szczere, kryształowe, niczym odłamki tego pękniętego szklanego serca. Wei zawsze był szczery w swoich uczuciach. Brzydził się kłamstwem względem bliskich. Wiedział, że nie powinien się tak odsłaniać, ale tyle lat samotności robiło swoje. Miał po prostu dość. Nie chciał być już sam. Nie zniósłby tego dłużej. Potrzebował bliskości drugiej osoby, a szczęście pozwoliło mu się spotkać jeszcze raz z Wiatrem.
Nic więcej nie powiedział. Milczał, mrużąc delikatnie oczy, próbując otrzeć je rękawem szlafroka. Marzył jedynie o tym by móc przy nim być. Nie oczekiwał odpowiedzi, nie oczekiwał miłości, pragnął tylko być obok, móc na powrót w spokoju zasnąć, odpocząć po tej nieprzerwanej walce o przetrwanie. Niczego więcej nie mógł wymagać. Zmusić Juna do odwzajemnienia uczucia tym bardziej. Nie śmiałby nawet.
- Nie mam ci tego za złe, Jun. Wojna była i w Europie, i w Chinach. Szczęśliwie jednak w większości zdołałem się uchronić przed nią, ale nie wiesz co by ze mną się stało tutaj. Możliwe, że gdyby został, zginąłbym... - powiedział spokojnie, ale to wszystko było tylko gdybanie. Nie miał mu za złe tego rozkazu. Za złe miał mu tylko brak informacji o swoim stanie aż do teraz. Jedyne czego oczekiwał to listu zapewniającego, że wszystko z nim dobrze. Tylko tyle... Rozumiał jednak rozterki Juna. Ciężko jednak mu było się pozbierać z przeświadczenia, że był zbędny. Ten lęk gdzieś z tyłu głowy nadal się kłębił.
Pozwolił mu otrzeć swoje łzy i chętnie zmienił pozycję. Ułożył się na nim spokojnie, wtulając w niego mocno, w ten tors i głowę kładąc na piersi. Słuchał tego uspokajającego serca... Biło przyjemnym rytmem, który się nasilał.
- Niczego nie żałuj. Nie żywię do ciebie o nic urazy. Może nadal czuję gorzki posmak zawodu, ale jestem pewien, że z czasem i on zniknie. - odparł cicho do niego i ucałował go w pierś spokojnie. Dłonią przesunął po jego boku, patrząc tak z dołu na twarz Qilina.
Lekko zaczerwienie oczy, nadal wilgotne oczy, nieregularny oddech, próbujący się uspokoić po wylewie uczuć...
- Robiłem okropne rzeczy Jun. Dużo kosztowało mnie utrzymanie wolności i niezależności jako Przemieniony. - mruknął spokojnie choć lekko zadrżał na samo wspomnienie gwałtu. Długo po tym miał koszmary.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Choć mogło się wydawać, że ignorujesz słowa syna, to tak naprawdę uderzyły w Ciebie jak drugi już grom z przyciemnionego nieba. Bardzo mocno zastanawiałeś się, co powinieneś zrobić: odtrącić, odpowiedzieć, przyciągnąć bliżej? Ostatecznie przemówiła przez Ciebie “cesarska” zaborczość, bo... Cóż... Krystalicznie czysty to Ty nigdy nie byłeś zacny Cesarzu - miałeś swoje za uszami, a osobami już naznaczonymi Twoim znakiem rzadko raczyłeś się dzielić - wypuścić: okej, na ich wyraźne życzenie, ale dobrowolnie oddać? Nie zdarzyło Ci się to nigdy w życiu. Jedynym wyjątkiem od reguły “dzielenia” była sytuacja, w której osobami biorącymi były takie, co do których nie miałeś żadnych wątpliwości - takie, które najprościej mówiąc, bardzo dobrze znałeś i z którymi mogłeś brać udział w grupowej sesji. Inne opcje nie wchodziły w grę. A pełne wyznanie... Do tego potrzebowałeś czasu – by móc to wszystko przemyśleć, poukładać i przede wszystkim sprawdzić, czy faktycznie miałeś do Niego jakiekolwiek prawo oraz...
- Każda akcja niesie reakcję... - czy wspólne życie miało sens i czy z czasem nie stanie się nader kłopotliwe. Póki co wampir nie chciał niczego zakładać z góry. Podejmując pewną, samolubną, bo samolubną, ale nadal decyzję, był gotów przyjąć konsekwencje, która ze sobą niosła.
Być może dlatego nie odczuwał strachu - może z tego powodu dał się Weiowi w siebie wtulić, ucałować i spojrzeć - to bez znaczenia – grunt, że mieli czas, aby wspólnie dojść do tego, co przyniesie przyszłość i niejako wyjść jej naprzeciw poprzez wspólne odnowienie świeżo zebranych i ułożonych kryształowych odłamków, będących im nowiutkim gruntem. Tymczasem...
Nie musiałeś obawiać się samotności Feniksie. Chociaż Qilin nie potrafił (jeszcze) dać Ci jednoznacznej deklaracji, nie odmówił zamieszkania ze sobą. Nie stronił również od (ważnej dla Was) bliskości pod każdym względem - cielesnym i duchowym. Mogłeś zatem znów liczyć na wspólnie spędzane chwile: czytanie, malowanie, słuchanie muzyki, oglądanie - na wszystko to, co wymagało nadrobienia tych długich 80 lat, bo przecież Ci to obiecał. I nie myśl, proszę, że zrobił to z poczucia obowiązku, oj nie. Z inicjatywą działania Qilin wychodził sam z siebie - chętnie, często i gęsto - ze spokojem i uśmiechem oraz czułością, dokładnie taką samą, z jaką przecierał mokre poliki oraz zaczerwienione oczy.
- Wiem, że to tak szybko nie zniknie, ale będę się starał to naprawić.- mimo iż powiedział to już raz – nie wstydził się powtórzyć po raz kolejny – inaczej: mężczyzna nie bał się mówić tego i setki razy, dla uspokojenia dudniącego serca. Słowo towarzyszył także uśmiech i ckliwe cmoknięcie czubka głowy, bądź noska, skoro tak ładnie młodszy nieśmiertelny się wystawił.
- Jeśli zechcesz, opowiesz mi o tym. Ja na pewno chętnie wysłucham i pomogę Ci się z tym uporać. - czasem słowa niosły zaledwie połowę przekazu – drugie tyle skrywały gesty. Chociaż nie powiedziałeś wprost: kocham Cię jak partnera, również nie zaprzeczyłeś. Wciąż trzymałeś blisko – nawet bliżej niż kiedykolwiek, wciskając nos w pachnące włosy, a dłonie roztrzęsionego potomka mocno splatając z własnymi.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei nigdy nie uważał Juna za osobę czystą. Wiek mówił wiele za siebie i wampir pewnie miał gorsze i lepsze momenty. Każdy bowiem czasem ulega mrokowi. Feniks nie był wyjątkiem. Choć jego życie w ciemności się już jakiś czas skończyło to nadal był im osmolony, brudny.
Jaśmin chciał spędzać każdą możliwą chwilę z Wiatrem. Bez znaczenia na to czy samemu czy nie... Wiedział, że starożytny nie był osobą, którą mógł wiązać swoim błahym uczuciem. Dusił to w sobie więc i nie obarczał go żadnym obowiązkiem.
Feniks marzył o wspólnym życiu. Chciał go spędzić z nim. Tyle ile mógł, bo tylko to się liczyło. Nie musiał go Jun kochać, nie musiał względem niego czuć tego silnego uczucia. Wei wiedział, że jeśli by nadeszła pora, odsunąłby się w cień, życząc Cesarzowi szczęścia w miłości. Wiedział jednak, że wtedy by nie wytrzymał dalszego życia w cierpieniu i zniknąłby, pozwalając sobie zasnąć snem wiecznym. Ulżyć sobie, bo niestety, ale był zbyt by żyć bez niego. Nie podniósłby się po kolejnej utracie...
Feniks jednak wtulał się mocno. Nie chciał puścić i choć był skutecznie rozluźniony, potrzebował tej bliskości, tego wszystkiego. Oparcia. Chciał na nowo móc być szczęśliwym, a skoro mu to Jun obiecał, zamierzał choć na tyle zostać, aż to wszystko nadrobią.
Skinął głową na jego słowa, wiedząc, że wampir się postara. Zawsze dotrzymywał obietnic. Nigdy w to nie wątpił. Każdy gest i czułość sprawiały, że jego chaos się uspokajał, na razie.
- Dobrze wiesz, że nie jest to dla mnie łatwe. Ukazałem ci wspomnienia, ale po twoje śmierci się posypałem. Gdy okres opłakiwania i smutku minął przez jakiś czas chciałem ze sobą skończyć... By o tym nie myśleć zająłem się treningami sztuk walki oraz walki mieczem. Łucznictwo przyszło mi znacznie łatwej... Ale potem ten cały smutek przerodził się w gniew. Nie miałem nic więc wykorzystałem tego czego się nauczyłem, by zarobić na siebie. Zabijałem na zlecenie, zabijałem też dla przyjemności gdy brakowało mi adrenaliny, by zagłuszyć smutek... - mówił lekko drżącym głosem, nie potrafiąc rozmawiać o tym spokojnie. Wszak Jun wszystko widział. Ukazał mu całe swoje życie. Bez żadnych tajemnic.
- Zwróciłem tym uwagę pewnej Mafii, a raczej jego syna, który miał harem Przemienionych. Uważał takie wampiry za coś niższej kategorii, coś co może posiadać. Gdy nie mógł mnie przekupić niczym jego żądza względem mnie rosłą... Do chorobliwej więc. Aż zrobił coś czego mogłem się spodziewać... - odparł cicho słuchając bijącego serca Qilina, bo go uspokajało. Serce Weia biło głośno, wzburzone tym całym wyznaniem.
- Pojmał mnie brutalnie, torturował aż w końcu podał coś by mnie zgwałcić. To był długie godziny, a może i dni, albo więcej? Nie wiedziałem ile upłynęło czasu i jak długo to trwało, ale gdy tylko narkotyk zelżał zemściłem się... Na tyle brutalnie ile mogłem. Dosłownie rozszarpałem go rękami i czułem z tego powodu ulgę. Przynajmniej przez jakiś czas. - wytłumaczył mu cicho tylko wygodniej poprawiając się na nim. Przy nim te zmartwienia nie wydawały się takie ważne. Potem ojciec tego zdegenerowanego czystego go ścigał, ale Wei wyniósł się do innej części kraju i rozpoczął karierę, otaczając się konwojem ochroniarzy. Tylko wtedy mógł w miarę bezpiecznie spać. Nie długo, ale zawsze coś...

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Każda akcja prowadziła do reakcji... Zmarszczyleś odrobinę brwi, wsłuchując się w wyznanie syna. Jak dotąd wszystko idealnie pokrywało się z tym,co ujrzałeś - z próbą samobójczą, z długimi treningami, z morderstwami i gwałtem. Między Niebem a Ziemią: pierwsze zarzuty szło najszybciej zaleczyć - heh, sam święty nie byłeś, także i po Twoich rękach spływała krew. Bardziej zmartwiła Cię sprawa zhańbienia i zwrócenia uwagi ojca zamordowanego. Kim był oprawca, jakim cudem zebrał pod swoje jarzmo harem przemienionych? Jakie mieli powiązania? Przez Twoją głowę przewinęło się mnóstwo pytań - nie tylko ze względu na syna ale i innych nadnaturalnych, którzy mogli mieć styczność z tym typkiem spod ciemnej gwiazdy. Wiedziałeś, że prędzej czy później będziesz musiał o to dokładnie wypytać - chwilowo milczaleś, mając na uwadze komfort psychiczny syna. Powstałe rany po przejściach takich jak to nigdy nie goiły się szybko. W taki czy inny sposób musiałeś stawić czoła nawracającym koszmarom, by pomóc Weiowi się pozbierać. Szczęśliwie cierpliwości ni sił Ci nie brakowało.
- Jeszcze trochę, a byłby z Ciebie zacny pirat. To chyba u nas rodzinne. - Jun specjalnie dobrał słowa tak, aby ich wydźwięk miał charakter komiczny. Chciał w ten sposób nieco załagodzić powstałą gorycz, niejako i samemu przyznając się do własnych wykroczeń. Nie był z nich dumny, ale i nie zamierzał ich ukrywać. W taki czy inny sposób stanowiły część jego historii, tak jak mroczne wspomnienia Weia. Pustka bywała straszna, ale niekiedy potrzebna, by zrodziło się z niej światło.
- Pokażesz mi jak walczysz? Chce zobaczyć Twój rozwój. - a kluczem do akceptacji, była umiejętność wyciągania lekcji z przebyłych doświadczeń. Ludzkie istnienia przychodziły i odchodziły - niczym się o nich nie różniliście. Odkupienie jeszcze nadejdzie, a możliwość ujrzenia Feniksa w blasku jego największej chwały... Zabrzmi to dość okrutnie, ale w pewnym sensie byłeś dumny z syna - na pewno z rozwoju jego umiejętności. Kwestia ich zastosowania... Już to przecież wiemy, że i Ty świętoszkiem nigdy nie byłeś.
- Teraz już nikt Cię nie dotknie w taki sposób. Obiecuję. - zemsta była czymś ludzkim - czymś, czego nie dało się wystrzec. Jun nie pochwalał działań syna, ale też nie chciał go potępiać. Jeśli nie on, to znając moc karmy ktoś inny dopadłby zloczyńcę i uczynił to,co on serwował im. Znieczulica? Skadze znowu - raczej chłodną kalkulacja, a z nią spokój i przyjemne ciepło.
- We wszystkim Ci pomogę. - czymkolwiek to wszystko by nie było.
- Nie bój się o tym mówić Wei, ani płakać, a tym bardziej... Jedno musisz obiecać... - spojrzał wampir poważnie. - Że już nie podejmiesz próby odebrania sobie życia. - to nie była prośba lecz... Rozkaz.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei trochę o tej ciemnej stronie Chin wiedział. Jakiś czas obracał się w towarzystwie osób, które nie były w ogóle czyste, ale musiał jakoś przetrwać. Poza brudzeniem sobie rąk nie robił nic więcej. Nie mieszał się do ich spraw. Ten potwór co się zaczął wokół niego kręcić za wszelką cenę chciał posiąść Weia pod każdym aspektem. Dlatego gdy nie mógł go przekupić chciał go złamać narkotykami i gwałtami myśląc, że tym go zniewoli, okiełzna. Wyszło wręcz przeciwnie... I tamten już nie żył. Ojciec tego potwora wcale nie był lepszy. Otaczali się tymi zniewolonymi wampirami. Oczywiście niektórzy byli tam z wyboru, ale każdy Przemieniony był tylko kimś niższego pochodzenia. Nie godny. Wei widział tego mężczyznę raz. Nie była to publiczna persona, nawet w świecie wampirów. Jakiś ukrywający się Ród nie chcący większej atencji, szczególnie Rady.
- Cóż... Możliwe... Chcę byś mi kiedyś o tym opowiedział. - mruknął do niego z uśmiechem, bo ciekawiły go te historie. Chciał poznać Juna bardziej. Zbliżyć się i zrozumieć go. Na pewno te słowa nieco odciągnęły jego myśli od tamtych grzechów.
- Z chęcią pokażę... Jak sprowadzę moje rzeczy. Mój miecz, w szczególności. - odparł spokojnie, bo bardzo cenił sobie to ostrze. Było jak przedłużenie jego ręki. Splamione krwią, jak i on, ale wierne swemu Panu. Nie miał też problemów z pokazaniem swych umiejętności. Nie były one tak świetne pewnie jak Juna, który liczy sobie ponad milenium, ale Wei długo się szkolił pod okiem różnych mistrzów.
- Wiem, Jun. Wiem, że do tego nie dopuścisz. - mruknął poważnie, bo w tym jednym ufał mu bezgranicznie, że nie da go skrzywdzić.
Dłońmi przesunął powoli po jego bokach ku gorze, zadzierając tym samym top i podciągając go wyżej. Ucałował go w mostek pieszczotliwie. Przyjemnie rozluźniony chciał pieszczot, ale i chciał je móc oferować Qilinowi.
- We wszystkim? - spytał z uśmiechem choć zaraz spoważniał słysząc jego słowa. Zmrużył oczy, patrząc na niego nieodgadnionym spojrzeniem, ale i nieco z wyrzutem.
- Jeśli odejdziesz, nie ma w tym świecie dla mnie miejsca. Drugi raz nie poradzę sobie z twoją śmiercią. Proszę, nie karz mi z tym żyć... - powiedział do niego prosząco, bo nie chciał zostać sam. Nie czuł się jak Feniks bez niego, bardziej jak Jian, który utracił swoją połówkę, a obaj dobrze wiecie, że te nie mogą żyć bez siebie i są skazane na śmierć. Może ty, potężny Qilinie się tak nie czułeś, ale Wei tak. Zerknął na tatuaż księżyca, ale zaraz ukąsił go w pierś nieco obok, by nie naruszyć tego symbolu. Szybkie i mocne ukąszenie, ale gładkie. Po tym lizał tą ranę zadowolony z siebie.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Rzekł ktoś kiedyś - a najciemniej to jest pod latarnią. Mądry to był gość - dałbyś mu Nobla, gdybyś tylko miał okazję go spotkać. Niczego nie ujmując - mocno podpisywałeś się pod tymi słowami, jako i wieloma innymi - racją było stwierdzenie, że Chiny – nie, cały świat składał się z dwóch połówek jednej całości. To, że Wei zwrócił się ku ciemnej stronie - cóż, w innych okolicznościach krzyknąłbyś w radości - welcome my Sith. Obecne realia jednak nie pozwoliły Ci na śmiech i rzucanie żartami - nie w takim stopniu. Inny wampir na Twoim miejscu byłby zmartwiony mrocznymi opowieściami, ale nie Ty. Byłeś bowiem bardzo starym prykiem, i siłą rzeczy przewidywałeś, że prędzej czy później - z ingerencją lub bez – Wei wpakowałby się w jakieś tarapaty. Powiedzmy to sobie wprost: stanowiły nieodłączny element każdego żyjącego bytu - były jak tlen, gwiazdy, księżyc i niejako krew, bez której nie dało się istnieć. Kluczem do rozwoju zawsze była porażka - grunt, abyś pokazał potomkowi, że po każdym uderzeniu należało się podnieść i iść dalej.
- Opowiem na pewno. Mamy dużo czasu na tego typu opowiastki. - młody wampir rzekł, a starszy mu odpowiedział. Ilość nocy, dni, tygodni i miesięcy nie odgrywała żadnej roli - żaden z nich przecież nie podlegał prawom upływu czasu.
Obaj mogli więc dysponować nim do woli - uczyć się, wspierać, rozmawiać - po prostu żyć. Każda z chwil zbuduje nowe jutro – stanie się cegiełką, która być może zagości na świeżo rozlanym fundamencie. Chwilowo był zaledwie pustą płytą, lecz kto wie, co stanie na niej w przyszłości? Może to będzie dom, a może coś innego? Życie potrafiło zaskakiwać, z czym nie spierali się nawet najstarsi nadnaturalni. Rzuconej dziś deklaracji również miało przynieść tajemniczy pakunek. O jej zawartości z pewnością będą rozmawiać wiele razy, a póki co...
Niech przygaśnie płomień i spłyną pozostałe łzy. Choć młode pisklę uparcie trwało przy swoim, to dopiero czas miał pokazać, czym tak naprawdę było jego kiełkujące uczucie. Szczerą miłością? Przywiązaniem? Uzależnieniem? Niewątpliwie Jun wziął sobie jego słowa mocno do serca - chciał je bowiem poważnie przeanalizować pod kątem...
Czy ja przypadkiem nie zawiniłem?
Czy aby go nie spaczyłem?
To, co na pewno mogłeś mu obiecać to: wsparcie, ciepło, bezpieczeństwo i swoją osobę obok. Chwilowo nigdzie się nie wybierałeś. Jeśli jednak kiedyś nadejdzie ten dzień... Feniks będzie pierwszym, którego o tym poinformujesz. Tym razem bez zbędnych tajemnic.
- Życie przyniesie Ci jeszcze wiele niespodzianek. Jedne będą miłe - inne mniej. Musisz nauczyć się walczyć z przeciwnościami losu Wei. Na ten moment nigdzie się nie wybieram, natomiast Ty... Nie bój się odkrywać nowych rzeczy. - gdyby pokusić się o surową ocenę, to brzmiałaby ona następująco: Chińczyk zabraniał Feniksowi ograniczania się wyłącznie do jego osoby.
Dlaczego? To proste... Bo sam posmakował podobnej goryczy. Chęć zemsty na bracie oślepiła go – podobnie jak późniejsze oddanie serca pewnej wilczycy. Nieśmiertelny długo nie potrafił się pozbierać, a przecież... Gdyby oboje żyli, z pewnością nie chcieliby, aby Qilin przez nich cierpiał - zamartwiał się, rozpamiętywał i powoli umierał. Kazaliby mu żyć, cieszyć się i szukać dalej własnego szczęścia. Dla nikogo nie była to łatwa droga, lecz nigdy nie należało się poddawać.
Chętnie podyskutowałbyś dalej, ale wtedy z zamysłu wyrwał Cię przyjemny dreszcz biegnący wzdłuż ciała. Zapłakany diabeł doskonale wiedział, co robił, a Ty patrząc na niego, nie miałeś serca mu odmówić - nie żebyś w ogóle chciał. Pozwoliłeś mu na odsłonięcie i wbicie się w jasną skórę. Uśmieszek wpełzł Ci na twarz – nie tym razem drogi kolego.
Jun prychnął teatralnie pod nosem – potem pogładził mokre włosy i znów ucałował czubek głowy. Dalej już tylko głaskał i głaskał, wciąż trzymając blisko siebie – i tak aż do momentu, w którym Wei postanowił zasnąć. Jakby nie patrzeć, obaj byli kapkę zmęczeni balem...

@Wei Liu

~End

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach