Liczba postów : 633
CONSTANZA MOREAU
podstawowe
Wiek: 337 lat (ur. 1685r., przemieniona w 1723r.)
Rasa: Wampir (przemieniona)
Pochodzenie: Wyżyna Armeńska
Wizerunek: Gemma Arterton
Rola w rodzie: Dracula, Obserwator
znaki szczególne
Charakterystycznym elementem aparycji Constanzy są stroje z preferencją starej mody. Miłuje kapelusze, których uzbierała niemal tyle, ile królowa angielska, galanterię oraz biżuterię. Nawet w sytuacjach nieoficjalnych ubiera się schludnie i elegancko, często nosi kołnierzyki, apaszki, żaboty i delikatne rękawiczki. Te ostatnie przydają się do maskowania temperatury skostniało zimnych dłoni (i chronią przed nieopatrznym zostawianiem odcisków palców), a w nawet w cieplejszych porach roku łatwo idzie usprawiedliwić je ekscentryczną paryską modą. Często można zobaczyć ją z grubym, czarnym kalendarzem z powtykanymi weń dziesiątkami kolorowych klejących karteczek i zakładek. Kobieta ma niezwykle uważne, świdrujące spojrzenie, często wychodzące na nachalne.
Charakterystycznym elementem aparycji Constanzy są stroje z preferencją starej mody. Miłuje kapelusze, których uzbierała niemal tyle, ile królowa angielska, galanterię oraz biżuterię. Nawet w sytuacjach nieoficjalnych ubiera się schludnie i elegancko, często nosi kołnierzyki, apaszki, żaboty i delikatne rękawiczki. Te ostatnie przydają się do maskowania temperatury skostniało zimnych dłoni (i chronią przed nieopatrznym zostawianiem odcisków palców), a w nawet w cieplejszych porach roku łatwo idzie usprawiedliwić je ekscentryczną paryską modą. Często można zobaczyć ją z grubym, czarnym kalendarzem z powtykanymi weń dziesiątkami kolorowych klejących karteczek i zakładek. Kobieta ma niezwykle uważne, świdrujące spojrzenie, często wychodzące na nachalne.
biografia
Z wczesnego dzieciństwa swego poprzedniego życia pamięta jedynie przebłyski. Bogato haftowane, kolorowe stroje swojej matki, wyraz twarzy starszej siostry, odjeżdżającej na weselnym wozie zaprzężonym w cztery konie do majątku jej nowego męża, zawsze gwarny dworek, w którym nigdy nie zamykały się drzwi i dla każdego gościa z okolicznych wsi zawsze starczyło jadła. Opadające na czoło włosy i łagodny uśmiech jej pierwszej, nastoletniej miłości. I kozy. Bardzo, bardzo dużo kóz angorskich. Całe usiane białymi kłębuszkami wzgórza, nad którymi pochylała się pokryta śnieżną czapą, majestatyczna góra Ararat, błogosławiąca dostatkowi ich ziem.
Od zawsze wiedziała, że wyjdzie za Tigrana. Była jeszcze płaska jak deska i spała z lalką przy poduszce, a była niezbicie przekonana, że za kilka lat, gdy jej warkocz sięgnie za kolana, przyjaciel starszego brata pewnego dnia przyjdzie do ich ojca i poprosi o jej rękę. Nie rozumiała jeszcze wtedy, że w gruncie rzeczy byłby to mezalians i że ojciec (którego złośliwi sąsiedzi czasem ironicznie nazywali Moherowym Magnatem, ponieważ Margaryanowie hodowali gros kóz na pierwszorzędnej jakości wełnę) za nic nie wyda córki sierocie-analfabecie. Swoją pierworodną oddał w możny ród posiadający kopalnię miedzi, dla drugiej latorośli nie planował gorszego losu.
Narine sama wybrała. Wybrała bardzo samolubnie i nieroztropnie, żeby nie powiedzieć wprost: głupio, czyli dokładnie tak jak można było się tego spodziewać po trzynastoletniej trzpiotce – nie tylko ryzykując swoją własną cześć, lecz przy tym całą przyszłość biednego chłopaka. Kokietka wnet doczekała się reakcji na swoje zakusy, gdy Tigran pewnego dnia oznajmił jej, że wybiera życie w czystości i oddanie się Bogu. Wpadła w histerię. Jak mógł wybrać klęczenie na grochu i sadzenie rzepy, zamiast niej? Przecież byli tacy młodzi! Co za marnotwrawstwo. Nienawidziła go wtedy, och, jakże płomiennie nienawidziła! To znaczy, przez pierwsze trzy miesiące, dopóki nie otrzymała od niego pierwszego, własnoręcznie wysmarowanego listu zza murów klasztornych. Wtedy serce jej zmiękło i nienawidziła go odrobinę mniej.
Kwitła, rosła, nabierała kobiecych wdzięków. Trochę mądrzała, ale nie za bardzo. Przez cały ten czas utrzymywała przyjaźń epistolograficznie, bardzo w nią zaangażowana. Nie zapomniała o Tigranie ani wtedy, gdy ojciec znalazł jej kandydata na męża i przed ślubem kazał jej chadzać do klasztoru po nauki u starszyzny, ani będąc już panią Sarkisyan, żoną carskiego urzędnika. Wymieniali się z dawną sympatią poezją, fragmentami traktatów filozoficznych oraz religijnych i codziennymi, przyziemnymi relacjami o tym, jak żyje się w zakonie, a jak w miejskiej kamienicy. Nigdy nie napisała mu w liście ani słowa o tym, że małżonek regularnie ją bijał. On natomiast nigdy nie wyznał jej prawdy: że do ślubów czystości zmusiła go groźba jej ojca, który przysiągł, że zabije chłopca, jeśli nadal będzie bałamucił mu córkę.
Minęło naście lat, a ona wciąż lubiła wyobrażać sobie, co by było gdyby historia potoczyła się inaczej. Powinni być razem. Przy nim nie musiałaby tuszować makijażem ran na twarzy, zadanych ciężką ręką. Tigran był na to zbyt łagodny, zbyt miłosierny.
Powinni być szczęśliwi…
W tamtym czasie zaczęła przeżywać głęboki kryzys duchowy. Bóg Wszechmogący najpierw odebrał jej czystą, niewinną miłość, potem odebrał jej brata umęczonego chorobą, a na koniec skazał ją samą na systematyczne cierpienie z ręki osoby, która obiecała ją chronić, w biedzie i bogactwie, w zdrowiu i niedomaganiu. Żadne modlitwy nie były w stanie uchronić Narine przed przemocą. Jej hardy charakter w tym nie pomagał, mąż z uporem barana karmił ją jadem, mówiąc, że to wszystko jej wina. Prowokowała go. Była za bardzo pyskata i nieugięta. Zły, zły towar. Jej ojciec go oszukał, oddając mu nieposłuszną kobietę.
Nawet posypywany solą ślimak nie może cierpieć wiecznie. Narine porwała się na akt odwagi i uciekła spod jarzma domowej agresji. Podróżowała po Europie samotnie, podejmując się prac jakie uznawała za poniżej swojej rodowej godności: była pomocą domową, praczką, guwernantką, asystentką w kancelarii a wreszcie, mimo że przekroczyła już tradycyjny wiek poboru na czeladników, przyjęto ją na termin do drukarni. Przygotowywała tusz, zwilżała bele papieru, czyściła bloczki czcionki, pomagała przy prasie. Bardzo szybko uczyła się obcych języków, potrafiła już zresztą czytać i pisać, co dawało jej dużą przewagę nad większością innych praktykantów, dlatego też z czasem awansowała na kompozytorkę.
W tekstach pisanych znajdowała pocieszenie, uwielbiała książki i prasę uliczną. I listy, choć w owych czasach już z rzadka wymieniane, z uwagi na odległość dzielącą Narine od ojczyzny. Każdy z nich był dla niej wydarzeniem, lecz Bóg postanowił odebrać jej nawet to. Za którymś razem jej list do Tigrana nie znalazł adresata i został zwrócony z powrotem do jej rąk. Doszły ją wieści, że klasztor, w którym odbywał posługę jej drogi przyjaciel, został barbarzyńsko zdewastowany, pożar strawił kompleks wraz z przebywającymi w nim braćmi zakonnymi.
Chociaż nie widzieli się od lat, Narine przywdziała wówczas czerń.
Rozwijająca się kariera we włoskiej drukarni przesądziła o losie dziewczyny i finalnie zawiodła ją w miejsce zgoła nieoczekiwane: pod kuratelę rodziny wampirzej, która wspierała manufakturę finansowo. Narine doceniono za umiejętności organizatorskie, schludność oraz sumienność, a i jej żywy umysł nie umknął uwadze. Robiła za dobrą przyboczną, dbając o sprawy przedwiecznych za dnia, w porze ich spoczynku, znała języki, była obyta, a jednocześnie jej znajomość fachu przydawała się w wydawaniu konspektów, elaboratów, traktatów oraz esejów opracowywanych przez intelektualistów wampirzego świata. Była użyteczna, na szczęście jednak nie na tyle niezastąpiona, by uziemiło ją to w jednej, służalczej pozycji na zawsze; za swe starania oraz lojalność doczekała się słodko-gorzkiej nagrody.
Zrzekła się prawa do pławienia się w złotym świetle boskiego dzieła stworzenia. Oddała się ciemności. I tak nie miała już niczego do stracenia.
Kilka dziesięcioleci później, wciąż będąc jeszcze pod skrzydłami swego stworzyciela i podróżując z nim po terenach Cesarstwa Austriackiego, Szwajcarii oraz Francji, gdzie zajmowała się zakładaniem filii pracowni drukarskich oraz przysposabianiem czeladzi, poznała Silvana, uczonego z uniwersytetu Bazylejskiego. Mieli współpracować przy publikacjach jego broszur badawczych z dziedzin, którymi się zajmował, a koniec końców pasja do badań oraz nowinek ze świata nauki i techniki połączyła ich poza życiem zawodowym. Renatę – bo takie wówczas przybrała imię – rozczulał entuzjazm profesora, jego zapał i dobrotliwe roztargnienie, gdy pochylał się nad przedmiotami swoich analiz. Był błyskotliwym pionierem w swoich dyscyplinach, a i Renatę pociągały innowacje. Zmiany na polu wynalazków były gwałtowne, zaczynały przychodzić jedna po drugiej. Jeśli było coś, co Narine doceniała w swoim nowym, nocnym życiu, z pewnością był to czas, jaki jej dano na rozwój oraz poznawanie świata. Miała wieczność na zaspokajanie swojego głodu wiedzy, wparcie finansowe oraz protekcję swojego wampirzego rodzica, dzięki czemu mogła wykorzystywać bystry rozum do bardziej szczytnych celów.
Pracując razem przez wiele lat, Silvan z pomocą Renaty dokładali swoje cegiełki do odkryć raczkującej wtedy jeszcze nowej chemii oraz biologii. Ich partnerstwo, na początku platoniczne, później mniej, przynosiło wymierne owoce. Jednym z owych owoców okazało się być… dziecko.
Macierzyństwo było dla niej niezwykle trudne. Nie była ani gotowa, ani chętna do poświęcenia kariery i wolności dla syna. Silvan zdawał się odnajdywać w nowej roli nieco lepiej, chociaż Renata nigdy nie była pewna, czy nie była to po prostu udana gra pozorów. Maurice dorastał pod osłoną ciemności nocy, a partnerstwo jego rodziców, dwojga natchnionych naukowców, zaczęło się rozkładać. Nie przetrwali próby czasu, Renata nie była w stanie bawić się w rodzinę. Jako matka była wycofana, nieobecna emocjonalnie oraz mentalnie – a gdy Maurice odrósł nieco od ziemi, stała się nieobecna również fizycznie. Opieką nad synem dzielili się okresowo. Renata zabierała go w podróże po świecie, a po nich odstawiała do gniazda Silvana.
Podczas I WŚ Narine wróciła na swoje ojczyste ziemie, przejęta bestialskimi zbrodniami, jakie uderzyły w jej naród. Mec Jeghern. Wielkie Nieszczęście. Decyzja, by uwikłać się w działania wojenne wywróciła jej nie-życie do góry nogami i naprowadziła na zupełnie inny tor, po którym Narine z wprawą poruszała się aż do końca burzliwego stulecia. Działała jako szpieg, szmugler, informator podziemi, łączniczka i spec od telekomunikacji z naciskiem na kryptologię. Jej kompetencje doskonale predysponowały ją na rodową pozycję Obserwatora, którą to rolę wampirzyca pełni do dziś, przybierając mnogość fałszywych tożsamości popartych równie fałszywymi, co przekonującymi dokumentami.
ciekawostki
- Urodzona jako Narine Margaryan, w określonych epokach oraz krajach przedstawiała się innymi imionami i nazwiskami. Obecnie figuruje jako Constanza Moreau, 36-letnia obywatelka francuska.
- Poliglotka
- Uwielbia wiedzieć. Jej codzienna (lub conocna, jak kto woli) rutyna zakłada osobisty czas na ogarnianie mediów, notyfikacji, wiadomości, prasy oraz subskrypcji.
- Ma na koncie kilka nigdy niewydanych powieści oraz prywatne zbiory wierszy
- Posuwa się metodycznie, lubi mieć wszystko poukładane w planie. Plan A nie działa? Ruszamy z Planem B. Plan B nie działa? Ma jeszcze trzy kolejne do wyboru
- Nosi kilka elementów bardzo starej i nietypowej biżuterii, które mają dla niej wartość sentymentalną
- Wierna prenumeratorka Tele 7 Jeux oraz magazynu Mensy, które namiętnie rozwiązuje dla relaksu.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!