Constanza niezwykle przepadała za architekturą tej dzielnicy. Klasycystyczne gmachy z rzędami kolumnad i żeliwnych balustrad, nietuzinkowe sklepiki z kolorowymi markizami i okna zwieńczone zdobnymi frontonami na szczytach. Lubiłaby także i samą dzielnicę w ogóle, gdyby nie zalewały jej napływające bez końca, o każdej porze dnia i nocy, fale turystów próbujących dostać się do pobliskiego Luwru czy butików. Słodko-gorzki sentyment, który odświeżała w sobie za każdym razem, gdy przyszło jej odwiedzać Maurice’a w jego biurze.
Dysonans pomiędzy wiekowością dzielnicy i jej kamienic a nowoczesnym wyposażeniem agencji nie drażnił jej, już nie. Akceptowała osobliwe gusta syna, skupiając się nie tyle na stronie wizualnej, co na użyteczności gniazda, jakie sobie uwił. Lubiła organizację, czystość i miarowe tykanie dziesiątek antycznych zegarów. Chyba nigdy mu tego nie mówiła, nie chwaliła go przesadnie, ale tak na dobrą sprawę nie musiała; Renatę w jej odczuciach zdradzały te momenty, gdy czasami przystawała w bezruchu przed ścianą mechanizmów, przyglądała się im i słuchała klekoczącej muzyki trybików i wahadeł, zatopiona w jakichś swoich nieodgadnionych wspomnieniach, albo gdy przechodziła obok półek na foldery i przejeżdżała po nich palcem, sprawdzając, czy na rękawiczce znalazła się czapeczka z kurzu, a nie znalazłszy ani jednej drobinki, nie wydawała żadnego werdyktu i kontynuowała poprzedni temat jak gdyby nigdy nic.
Dla Renaty, jeśli coś było idealne, nie oznaczało, że należało piać peany pochwalne. Ideał po prostu nie zasługiwał na krytykę. W jej wypadku zatem brak komentarza był najlepszym komentarzem.
— Dokumenty dotyczące ofiar? Nasze papiery? Identyfikatory? Odznaki? Nakaz sądowy? Pluskwy…? — wyliczała, organizując ekwipunek na stole i przygotowując go do spakowania. Paralizator, gaz w różowej puszce w liski, latarka, słuchawka bezprzewodowa, telefony. Constanza wyglądała spokojnie jak zawsze, chociaż w głębi ducha odczuwała delikatną tremę. — Prawo jazdy na twoje nazwisko, czy…? — spytała w sumie bez związku z zawartością plecaka, zwyczajnie z ciekawości wobec tego, co planował syn.
@Maurice Hoffman
@Louis Moreau