Liczba postów : 74
First topic message reminder :
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... Chociaż z tym drugim niekoniecznie. Radio rozbrzmiewało niemal na cały regulator, byle tylko odwrócić myśli od niepożądanych torów. Odpalony papieros w ustach zapewniał dodatkowe wrażenia, tak jakby całe jego ciało szukało różnych bodźców jednocześnie. Działało - uspokajająco na pewno. A musiał się uspokoić, zwłaszcza że dosłownie przed chwilą miał cynk, żeby podjechać do klienta na jakimś zadupiu leżącym obok Paryża, a na miejscu okazało się, że nikogo ani widu, ani słychu. Gość, mówiąc przysłowiowo, poleciał w kulki. Po kilku połączeniach do klienta Rieul się poddał i po prostu zawrócił.
Telefon zawibrował w kieszeni, a Michel zatrzymał papierosa w ustach, wolną dłonią sięgając po urządzenie.
- Ta? - Mruknął niezrozumiale do swojego dyspozytora, a zaraz rozbrzmiała salwa przekleństw w jego stronę, wyjaśniając pokrótce, że klient jednak pojawił się na miejscu. Co z tego, że pół godziny później, niż umówiona godzina? - Słuchaj, dzwoniłem do typa, nie było go, nie odbierał. Nie sap się do mnie. W tym czasie mogłem jechać do kogoś, kto potrzebowałby podwózki w Paryżu. - Dodał nieco niezrozumiale, zważywszy na wciąż dymiący przedmiot w ustach. Niestety, współpracownik nie brzmiał na uspokojonego, a każde słowa nakręcały Michela. Całe szczęście, że ten był oazą spokoju. - Dobra, pierdol się. - Dodał i się rozłączył.
W tym momencie najwyraźniej wszystkie działania nałożyły się na siebie. Telefon w ręku, papieros w ustach, głośna muzyka, fakt, że przechodzień nie miał na sobie odblasków, ułożenie Saturna... Wszystko zbiegło się do tego, że mignięcie ciemnej smugi przed maską wymusiło na Michelu nagłym naciśnięciu hamulca.
Potem tylko głuche trzaśnięcie maski i rozżarzony papieros wpadający między uda. Zamiast jednak przejąć się tym, że kogoś potrącił, zaczął podskakiwać na siedzeniu w panice przed palącym papierosem. Pod nosem rozbrzmiewało wiele przekleństw, ale gdy w końcu udało mu się wyciągnąć źródło potencjalnego przypalenia tapicerki, wyrzucił je przez szybę.
A, właśnie, potrącony przechodzień...
Wysiadł z samochodu, mając tysiąc myśli w głowie. Przede wszystkim uwydatniała się wizja ponownego pobytu w więzieniu.
- Ja pierdole, bo przecież po jaką cholerę nosić odblaski, prawda?! - Jęknął sam do siebie, podchodząc do potrąconego gościa. Wydawało mu się, że nie stuknął go mocno... Ale w sumie nie za bardzo słyszał przez radio, ani nie odczuł głośniejszego huku, ani też nie widział zbyt wiele, zwyczajnie skupiony na czymś innym niż patrzeniem przed siebie. Kierowca idealny. - Możesz wstać? Coś cię boli? - Spytał względnie spokojnie, choć zdecydowanie nie był. Najpierw chciał się upewnić, w jakim stanie znajdował się poszkodowany, zanim postanowi wybuchnąć i obarczyć go całą winą.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... Chociaż z tym drugim niekoniecznie. Radio rozbrzmiewało niemal na cały regulator, byle tylko odwrócić myśli od niepożądanych torów. Odpalony papieros w ustach zapewniał dodatkowe wrażenia, tak jakby całe jego ciało szukało różnych bodźców jednocześnie. Działało - uspokajająco na pewno. A musiał się uspokoić, zwłaszcza że dosłownie przed chwilą miał cynk, żeby podjechać do klienta na jakimś zadupiu leżącym obok Paryża, a na miejscu okazało się, że nikogo ani widu, ani słychu. Gość, mówiąc przysłowiowo, poleciał w kulki. Po kilku połączeniach do klienta Rieul się poddał i po prostu zawrócił.
Telefon zawibrował w kieszeni, a Michel zatrzymał papierosa w ustach, wolną dłonią sięgając po urządzenie.
- Ta? - Mruknął niezrozumiale do swojego dyspozytora, a zaraz rozbrzmiała salwa przekleństw w jego stronę, wyjaśniając pokrótce, że klient jednak pojawił się na miejscu. Co z tego, że pół godziny później, niż umówiona godzina? - Słuchaj, dzwoniłem do typa, nie było go, nie odbierał. Nie sap się do mnie. W tym czasie mogłem jechać do kogoś, kto potrzebowałby podwózki w Paryżu. - Dodał nieco niezrozumiale, zważywszy na wciąż dymiący przedmiot w ustach. Niestety, współpracownik nie brzmiał na uspokojonego, a każde słowa nakręcały Michela. Całe szczęście, że ten był oazą spokoju. - Dobra, pierdol się. - Dodał i się rozłączył.
W tym momencie najwyraźniej wszystkie działania nałożyły się na siebie. Telefon w ręku, papieros w ustach, głośna muzyka, fakt, że przechodzień nie miał na sobie odblasków, ułożenie Saturna... Wszystko zbiegło się do tego, że mignięcie ciemnej smugi przed maską wymusiło na Michelu nagłym naciśnięciu hamulca.
Potem tylko głuche trzaśnięcie maski i rozżarzony papieros wpadający między uda. Zamiast jednak przejąć się tym, że kogoś potrącił, zaczął podskakiwać na siedzeniu w panice przed palącym papierosem. Pod nosem rozbrzmiewało wiele przekleństw, ale gdy w końcu udało mu się wyciągnąć źródło potencjalnego przypalenia tapicerki, wyrzucił je przez szybę.
A, właśnie, potrącony przechodzień...
Wysiadł z samochodu, mając tysiąc myśli w głowie. Przede wszystkim uwydatniała się wizja ponownego pobytu w więzieniu.
- Ja pierdole, bo przecież po jaką cholerę nosić odblaski, prawda?! - Jęknął sam do siebie, podchodząc do potrąconego gościa. Wydawało mu się, że nie stuknął go mocno... Ale w sumie nie za bardzo słyszał przez radio, ani nie odczuł głośniejszego huku, ani też nie widział zbyt wiele, zwyczajnie skupiony na czymś innym niż patrzeniem przed siebie. Kierowca idealny. - Możesz wstać? Coś cię boli? - Spytał względnie spokojnie, choć zdecydowanie nie był. Najpierw chciał się upewnić, w jakim stanie znajdował się poszkodowany, zanim postanowi wybuchnąć i obarczyć go całą winą.