24 II 2023 - Płynie czas tak jak rzeka, nie powrócą już nigdy tamte dni

2 posters

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
First topic message reminder :

Choć najkrótszy miesiąc w roku, luty dłużył się tak, jak tylko potrafią dłużyć się męczące dni wypełnione brakiem zajęcia. Nie mogła powiedzieć, że narzekała na brak pracy, zajmując się projektem, do którego wcześniej natchnął ją Sahak. Owszem, zaczynała dostrzegać drobne minusy w postaci zapomnienia, ale to jak z wszystkim – nieużywane narzędzia rdzewieją, a tych konkretnych tworów nie używano od całych wieków. Logicznym więc było, że niektóre rzeczy zapomniała, a jeśli chciała projekt dokończyć uczciwie i porządnie, musiała sobie przypomnieć. Przypomnienie natomiast wymagało udania się tam, gdzie wszystko się zaczęło. Nie była konkretnie pewna, na jaki czas, ale czy to teraz miało jakiekolwiek znaczenie? Wątpiła w to.
Siedząc przy moście, wpatrzona w nurt Sekwany, wątpiła chyba we wszystko. Na kolanach miała podkładkę, na której leżały kartki, zapisywane trochę niechlujnym, a trochę chaotycznym pismem. Raz na jakiś czas przerywała nanoszenie znaków na papier, unosząc wzrok, by spojrzeć w wodę, z milionami myśli kręcących się po głowie. W tych rzadkich momentach na kartkę spływała łza, którą momentalnie ocierała z wyszeptanym cicho przekleństwem, wracając do nanoszenia słów, albo kreśląc istniejące, by zastąpić je innymi. Każde jedno ciężarem kładło się na sercu, ale pewne rzeczy trzeba było powiedzieć – napisać – a może raczej przyznać się do nich przed samą sobą. Nie da się leczyć chorego, gdy ten odmawia przyznania się, że coś mu dolega, prawda? Westchnęła bezgłośnie, odkładając podkładkę do materiałowej torby, którą miała ze sobą. Do tej samej torby trafiło pióro, gdy wampirzyca zdecydowała się darować sobie chwilowo dalsze pisanie. Najlepiej byłoby napisać wszystko na chłodno, ale zanim emocje ostygną, minie zbyt wiele czasu. I tak wiedziała, że nie odda pokreślonej i zmoczonej łzami kartki, będzie musiała ją przepisać.
Kończyła się pewna era i zaczynała się nowa. Przynajmniej uporali się już z Hannibalem, nawet jeśli sama myśl o nim budziła całkiem słuszny gniew. Wyjęła jednak z powrotem pióro i kartki, wracając do szybkiego kreślenia słów. Ciekawie musiała wyglądać, drobna postać w sukience i rozpiętym płaszczu, otulona kaskadą czarnych włosów, za jedyne światło mając księżyc i pobliską latarnię. No ale nie była człowiekiem, tyle światła jej wystarczało. A co czulszy nos prócz charakterystycznej woni dymu ogniska i rześkiego wiatru mógł wyczuć i perfumy, ale nie tchnące ciężarem orientu, a wręcz przeciwnie, upajające lekkością kwiatu wiśni pomieszanej z delikatną nutką pomarańczy.

@Sam Whittaker

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sam Whittaker

Sam Whittaker
Liczba postów : 172
Samuel siedział i słuchał jej, chłonął jej obecność nawet gdy odsunęła się od niego, gdy nie pachniała przeszłością, a nadchodzącą zmianą w jej życiu. Bo tak, zmiana zadziała się, precież widział list, słowa utkane rozgoryczeniem i zawodem. Siedział na ławce i patrzył na poezją rozwiane włosy, szarpane wiatrem przemian, na które żadne z nich nie miały wpływu. Żałował, że przez lata kształcił rękę w szkicowaniu gęstych splotów mięśni, włókien, w obłości kości przyobleczonych później skórą, aniżeli w łagodnym ujęciu kobiecego piękna na papierze. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że nikt i nic nie będzie w stanie uchwycić w płaskim obrazie jej doskonałości. Może powinien w wolnym czasie zatopić ręce w glinie i spróbować oddać ją w trzecim wymiarze?

Nigdy wcześniej nie żałował tak bardzo, że nie potrafi odczytać prawdy. Nie ufał jej pod tym względem, zwłaszcza że ledwie chwilę temu mówiła, że z nią czego go tylko zniszczenie. Westchnął ciężko i podniósł się, aby przygarnąć drobną istotę do swojego gorejącego tęsknotą serca. Gdy była daleko nie myślał o tym tak mocno jak teraz, gdy swym blaskiem oślepiała go jak pełna tarcza księżycowego satelity w bezchmurną mroźną noc.

– Twój list, który ukryłaś w torbie. Twoje słowa. Maska, za którą skrywasz cierpienie zranionego serca. Nie chcę byś mnie źle zrozumiała...– szeptał w jej włosy przyciskając mocniej do siebie, jakby lękał się, że to ostatni raz gdy mu na to pozwala, skoro on odsłonił jej prawdę zgodnie z prośbą. –... wiem, że nie wypełnię pustki, nie zaleczę Twego bólu. Chciałbym... chciałbym Cię prosić jednak... żebyś się zastanowiła. Chciałbym móc zaopiekować się choć częścią rany, opatrzyć ją lepiej, przysłużyć się procesowi zdrowienia... Bez względu czy to rana na ciele, czy na duszy. Lekarz przychodzi, gdy jest potrzebny. Sama mówiłaś, że zjawiam się zawsze gdy masz problemy z wilkołakami. Pomogłem Ci kiedyś, nieświadomie, pozwól mi teraz zrobić to teraz bardziej hmm... intencjonalnie... – mówił żarliwie, jak płonęła jego skóra. Nie śmiał mieć pragnień wobec tej sytuacji, nie upatrywał w tym szansy dla siebie, by wsmyknąć się przewagą w życie tej, która przecież go nie chciała. W szczerości wobec sytuacji, wobec swojego miejsca w szeregu tak bardzo oddalonego od blichtru władzy i wielkiej polityki. – Przemyśl to chociaż, nie musisz odpowiadać teraz...

@Selena
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Zagubiona we własnej osobie, mylnie zinterpretowanych uczuciach i przeszłości, która ciągnęła się za nią. Dokładnie tak się teraz czuła, nie wiedząc, czy łapać maski, za którymi skryła się już przed prawie milenium, czy pozwolić im odejść, pozwolić sobie na to, kim była tak naprawdę, a nie tym, kim powinna być dla innych i otoczenia. Ostatnie 7 tygodni roztrzaskało porcelanowe maski, obdzierając z tarcz, ujawniając odczucia, których ujawniać wcześniej po prostu nie chciała. Sam znowu pojawił się znikąd, wciskając ostrze zmian pod ostatnią maskę, krusząc ją i odrywając kawałek po kawałku. Z zaskoczeniem pozwoliła się przyciągnąć, kryjąc twarz w cieple jego płaszcza, a sylwetkę wśród silnych objęć chroniących przed wiatrem. Tak bardzo znajome, a jednocześnie tak bardzo obce, oddzielone ścianą minionych lat i wydarzeń. Niezaleczonych ran, uczynionych całkowicie niechcąco, w tak zwanej dobrej wierze. Drobne dłonie zacisnęły się na ciepłej materii, nie chcąc odsuwać się choćby przez chwilę.

List, który ukryłaś w torbie... Zranionego serca... poczuła się, jakby wpadała w otchłań pustki, wciągając gwałtownie powietrze, jakby bała się się, że zaraz jej go zabraknie. Nie tego się spodziewała, nie tak miało być, nie chciała, by ktoś czytał, jak wielką idiotką była, wystarczyło, że wiedziała o tym jedna osoba... Teraz już niestety nie. Dłonie zacisnęły się mocniej na bokach męskiego płaszcza, jakby chciała je przebić, albo w wyobraźni przebijała coś zupełnie innego.
- Ile przeczytałeś? - pytanie zadane trochę dziwnym głosem, stłumionym przez pierś Sama, pełnym... rezygnacji? Ale o dziwo nie było tam ani grama wyrzutu, jakby wcale nie była zła, że przeczytał, a raczej że było jej to po prostu obojętne. Teraz, gdy mleko się rozlało, było jej to obojętne...
- Bo tak jest... Pojawiasz się nagle i pokazujesz mi, że nie muszę się bać albo wkurzać. Ale wierz mi, łatwiej jest poskładać serce, które złamał ktoś, niż... - urwała na chwilę, wdychając powoli zapach Sama, tłumiący zapach wiatru i rzeki. - Niż takie, które złamało się sobie samemu. - powiedziała w końcu, przymykając oczy i puszczając płaszcz mężczyzny, by nieco swobodniejszym ruchem objąć go na wysokości pasa, wsłuchując się w bicie serca i chłonąc ciepło ciała, ogrzewające jej własne.
- Sam... Podążanie za mną Cię zniszczy. Ja Cię zniszczę.
- powtórzyła, odchylając lekko głowę, by móc spokojnie spojrzeć w twarz wilkołaka i jego oczy. - Jestem Córą Nocy, Córką Mroku i mrok za mną podąża. Praktycznie całe moje życie było błędem, od miejsca, w którym pozwoliłam wcisnąć się w ramy oczekiwań innych, zamiast być po prostu sobą. Stłumiłam to, jaka jestem tym, jaka powinnam być. Ale wydarzyło się zbyt wiele ostatnio, bym mogła dłużej trzymać tę fasadę. Nie potrafię jej utrzymać, wszystko się wali jak domek z kart... - wyszeptała, znowu chowając głowę w piersi mężczyzny, choć na chwilę pragnąc się skryć przed zmianami, do których musiała najpierw dojrzeć, by pozwolić ujrzeć światu, kim tak naprawdę była.

@Sam Whittaker

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sam Whittaker

Sam Whittaker
Liczba postów : 172
– Wystarczająco... – mruknął cicho. Po chwili zwątpienia sięgnął ręką do jej czarnych, gładki włosów i niespiesznie zaczął je gładzić. Tak łatwo przychodziły mu gesty czułości do niej, wiedział, że jego serce zdradza go, waląc coraz głośniej w klatce ograniczającej jego ruch, ale nie dbał o to z tego tylko powodu, że i tak nie zmierzał jej kłamać. Jeśli tylko by spytała, jak często o niej śnił, o tym czemu akurat osiadł w Paryżu, skoro miał do dyspozycji cały świat. Może gdyby miał więcej oleju w głowie, błagałby ja teraz, by zdjęła z niego ten urok, by zwróciła mu wolność myśli. Tylko, że on nie chciał być wolny. A szczególnie teraz, gdy znajdował ją w bólu.

– Trudniej jest poskładać, tak... dlatego oferuje swoją pomoc. – niespiesznie wsunął kosmyk za okrągłę ucho, zostawiając ciepły ślad opuszków płynących po jej policzku, aż do brody. Jakoś tak nie przejmował się tymi zapewnieniami o zniszczeniu, wręcz przeciwnie uśmiechnął się doń rozbawiony, gdy znów mieli szansę przez chwile patrzeć sobie w oczy. – Słuchaj... jeśli nie każesz mi biegać z tojadem w zębach po rozżarzonych węglach, to zakładam, że dam radę się zregenerować. Zobacz, teraz jakoś stoję przed Tobą, złego licho nie bierze. – dodał na pociechę, nie wypuszczając jej z ramion, a gdy znów się w nich ukryła, przyciągnął ją mocniej, zagarnął i otulił. – Wiem, że ciepiesz. Ale...  niech to się zawali, niech odejdzie, niech domek z kart upadnie. Strzepnij z siebie ramy, zrzuć oczekiwania, pokaż światu kim naprawdę jesteś Księżycowy Promieniu. – przycisnął ją do siebie mocniej, przed oczami mając nieskrępowaną energię życiową, płomienie iskrzące w migdałowych oczach, gdy śpiewali i tańczyli przy ognisku, otoczeni przez tabor, w niekończącej drodze, bez pęt, z nakazem lojalności wobec stada w sercu. – Kto Ciebie nie przyjmie takiej, jaka jesteś prawdziwie, nie jest wart nawet strzępka Twojej uwagi, Twego czasu.

@Selena
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Z ust uciekło jej ciche westchnięcie, wyrażające chaos, który zapanował w jej głowie. Nie była pewna, jak czuć się z tym, że Sam wszystko czytał. Ale czy na pewno wszystko? Obawiała się interpretacji swoich słów, bez kontekstu wspólnej historii ciężko było pojąć te zawiłości...
- Nie jestem pewna, czy dobrze to wszystko rozumiesz. - mruknęła bardzo niepewnie, lekko odwracając głowę w bok. Słyszała jego szybko bijące serce, decydując się jednak tego nie komentować. Pogłaskała go delikatnie po plecach, wtulona w niego, czując dłoń przeczesującą własne włosy. Tak łatwo było się zatracić i zapomnieć... Ale nie mogła.

Delikatnie przygryzła wargę, patrząc się w oczy Sama. Czuła cały czas dotyk jego palców na swoim policzku, palący wręcz swoim ciepłem i wywołujący delikatny dreszcz. Nie miała pojęcia, co właściwie powinna mu odpowiedzieć. Zgubiła przy nim wszystkie odpowiednie słowa, miotając się pomiędzy fragmentami samej siebie, których nie umiała ułożyć, jakby brakowało jej czegoś pośród nich. Zabranie dupy w troki z dala od Paryża zaczynało brzmieć coraz lepiej. Pretekst miała i to dobry... A fakt, że Yasha nie cierpiał jej, tylko pomagał.
- Bierze, bierze. I wcale nie jesteś zły, prędzej ja jestem. - westchnęła delikatnie, uśmiechając się ponuro. I przecież oczywiście, że nie kazałaby mu robić takich rzeczy. Nadal nie była osobą, która robiła krzywdę innym... bez powodu. Dwa słowa, a zmieniające całkowicie wydźwięk zdania.
- Nie do końca jestem pewna, kim jestem. Ale chyba masz rację. Zamiast ratować to, co popękane, lepiej pozwolić rozbić się do końca i z tych ułamków stworzyć coś zupełnie nowego. - mruknęła, by w chwilę potem zaśmiać się cicho, z wciąż ukrytą twarzą w piersi wilkołaka. - Proponujesz mi zrobić potężną rewolucję na własnej osobie. Nawet, jeśli, tak myślę, ona już się zaczęła. - odsunęła się delikatnie, ale na długość ramion. Nie chciała uciekać z przyjemnych objęć, ot chodziło tylko o to, by patrzyć na rozmówcę i swobodnie oprzeć dłonie o jego pierś zakrytą płaszczem.
- Zawsze się zastanawiałam... Czemu akurat Paryż?

@Sam Whittaker

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sam Whittaker

Sam Whittaker
Liczba postów : 172
To było na swój sposób zabawne, niepokojąco przyjemne, jak jej ciemne oczy prześwietlały, zaglądały wprost do zrębów jego duszy. Rozmawiali na zupełnie inny temat, o tym jak krucha była, ale też o tym, jak feniks może wznieść się z popiołów. Chciał jej o tym śpiewać, chciał szeptać do ucha słowa modlitwy do jej wewnętrznego płomienia, który choć teraz był przygaszony, tak przecież zaopiekowany mógł spalić cały Paryż. Nie dbał o to, ta ziemia, nie była jego ziemią. Był zapatrzony, topił się w uwielbieniu dawno skrytym na dnie serca, teraz z całą mocą zawłaszczającym go dla siebie. Dla niej. Pozwoliła podejść do siebie, odsłoniła swoje miękkie tkanki jak wtedy, kiedyś, zwierzając mu się pośród leśnej głuszy. Wtedy nie wiedział jak pomóc, mógł tylko być, trwać obok, przynosić radość, swobodę wolności w drodze. Teraz wiedział jak pomóc. Wiedział, że najlepiej mógł wesprzeć ją obencością, bez oczekiwania odpowiedzi.

Jej pytanie rozczuliło go, kącik ust zadrgał gdy opuścił wzrok, niczym szczeniak przyłapany na wejściu do pokoju, do którego nie wolno było mu wchodzić. A potem ujął jej chłodne dłonie, zamknał je w uścisku swoich, większych, o szorstkiej spracowanej skórze i ucałował zamiast odpowiedzi jej palce, w niemym wyznaniu. I jego oddech, jego twarz, wszystko zdawało się być jeszcze cieplejsze, jakby trawiła go gorączka nawet jak na wilkołacze standardy.

@Selena
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Wiatr wokół był chaosem, targając ubraniami, włosami, targając dwiema duszami na obcej ziemi, w chwili zlanej łzami, oczekiwaniem i ostrymi kawałkami zbitej skorupy. Ona nie wstawała niczym feniks z popiołów, nie była ogniem palącym miasta... O nie. Nie pasował do niej ogień, rozświetlający ciemności, nie pasowało ciepło, którego szukała u innych. Odradzała się, ale we krwi i to krwawym płomieniem lśniły jej oczy, nawet jeśli gdzieś pod nim czaiła się łagodność i miękkość ducha, delikatność dłoni przyzwyczajonych do niesienia życia, a nie śmierci. Kiedyś powiedziała mu, wśród leśnych ścieżek, że w nieodpowiednich rękach nawet lek będzie trucizną. Czy nie były te słowa tak bardzo adekwatne do sytuacji, nawet teraz? Może wtedy mówiła tylko o ziołach, ale czy aby na pewno? A może było coś więcej w uścisku jej dłoni, ucałowanych gorącymi wargami...

- Nadal mnie tropisz. - wyszeptała, jednak w łagodnych słowach nie było wyrzutu i nie było też i strachu. - Choć Cię zraniłam, nadal znajdujesz moje ślady. - chaos zniknął, zniknęła też krew. Został smutek i czułość, które nie potrzebowały słów. A jednak pewne rzeczy czasem zwyczajnie trzeba powiedzieć, nawet gdy obie strony rozumiejąc się nawet bez słów.
- Nigdy nie chciałam złamać Ci serca. - spuściła lekko wzrok, wbijając spojrzenie w złączone dłonie. Z ust popłynął ton przeprosin, wyrzutów sumienia i świadomości własnych czynów. - Byłeś wtedy taki młody. Zasługiwałeś i nadal zasługujesz na życie z porządną kobietą. Na pełną rodzinę. - po części powtarzała słowa jego ojca, wiedziała o tym. Tyle, że sama myślała tak samo. Z nią nie miał przyszłości, była tylko wampirem, do tego nie do końca nadającym się do posiadania bliskich.

@Sam Whittaker

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sam Whittaker

Sam Whittaker
Liczba postów : 172
– Mówiłem Ci, że całkiem u mnie dobrze z regeneracją... – rzucił niby żartem. Złamane serce się goił i kaleczyło znów za każdym razem, gdy podejmował próbę wchodzenia w "normalną" relację, a potem okazywało się zwyczajnie, że nikt nie jest w stanie być nią. Nie odstępował ani o krok, sycąc się tym momentem, mimo jej zaprzeczeń i żarliwych próśb by odstąpił, odszedł. Zapomniał. Wiedział, że to nie jest możliwe, że wrosła w niego na stałe, że aby zabrać ją z serca właśnie, to trzeba by zabrać całe serce. W tym uczuciu jednak trudno było szukać znamion obsesji. Choć zmieszkał w Paryżu, przez kilka ostatnich lat nie stalkował jej, nie śledził każdego kroku, nie podchodził, gdy nie było jednoznacznego zaproszenia. Nawet w trakcie Sylwestra, nie chciał zaburzać jej spokojności. Kto wie, gdyby jego oczy natrafiły na szkic, poemat tkany nad refleksyjną tonią rzeki, może nawet nie odezwałby się, znikając jak duch, dbając o to by jego obecność nie burzyła równowagi. A jednak, nie było już tej równowagi. Nie było spokojności, choć zapewniała go, jak świetnie się czuje. Upadłe maski dawały mu paradoksalnie komfort tego, że to ona chciała zawalczyć o siebie, a nie że to on był czynnikiem wywołującym lawinę. Nigdy nie chciał nim być. Nie chciał niszczyć jej życia, podobnie jak ona teraz nie chciała niszczyć jego...

– Byłem, teraz już jestem... Cóż... starszy o te kilka lat. – jego uśmiech niósł w sobie znamiona pewnej nostalgii, zdawał się być bardziej melancholijny niż wtedy, kiedy ich losy i ciała splotły się pierwszy raz. – I wiesz... myślę, że szczęście nie zawsze leży tam, gdzie inni myślą. Wiele osób życzy mi pełnej rodziny, szczeniaków na odchowaniu. Ale to nigdy nie było moim marzeniem. Celem istnienia. Hmm... przejdziemy się? – zaproponował, a jeśli się zgodziła objąłby ją, osłonił ramieniem przed chłodnym, zimowym wiatrem i ruszył wzdłuż bulwaru.

@Selena
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Żarty były dobrą próbą zamaskowania smutków, rozładowania sytuacji i odwrócenia myśli. Była mu za to wdzięczna tak naprawdę. Odrywał jej myśli od tego, co się działo, od przerażającego odczucia pustki, jakby coś ktoś jej wyrwał, o czym nigdy nie sądziła, że to ma. Od uczucia krwi spływającej po rękach, gdy kiedyś trzymała w nich wyrwane serce podobno kogoś, kto był jej bliski… Nie miała szczęścia do osób. A oni nie mieli szczęścia do niej. Może i faktycznie powinna wyjechać w pizdu i nie zacieśniać relacji z kimkolwiek… Chociaż nie. To byłoby niemożliwe, nie lubiła samotności, już nie… Po prostu nie wchodzić w głębokie, romantyczne relacje. Tak. To było łatwiejsze. Zdecydowanie łatwiejsze.
- No niestety, nie da się ukryć. Czas mija, jedni się starzeją, a inni po prostu dojrzewają. – uniosła w górę kącik ust, w ten charakterystycznie asymetryczny sposób. – Dla Ciebie czas był zdecydowanie bardziej łaskawy. – powiedziała ciepło, by zaraz potem skinąć głową i zgodzić się na spacer. Bez wahania i skrępowania wtuliła się w jego bok, pozwalając się prowadzić brzegiem Sekwany. – To co w takim razie jest Twoim marzeniem? – spytała z ciekawością, bo w sumie miał rację. Nigdy nie zastanawiała się, czy ojciec spytał go, jak chce dalej spędzić swoje życie. Po prostu założyła, że znał swojego syna i wiedział, co dla niego najlepsze. Ale teraz miała możliwość usłyszeć to wprost od wilkołaka, wiec dlaczego miałaby z tej opcji nie skorzystać? Wtedy nie zachowała się fair wobec niego, teraz mogła chociaż odrobinkę to naprawić.
- Z zasady wychowanie dzieci ogólnie nie powinno być celem własnego istnienia… Wtedy zbyt łatwo zatracić swoje własne ja. Ale mieć tak zwaną pełną rodzinę to chyba nie brzmi aż tak źle, hmmm? – spytała cicho, bardziej z zainteresowaniem, niż próbą namówienia go na cokolwiek. Ona była po prostu zaciekawiona, co Sam myślał o takim życiu.

@Sam Whittaker

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sam Whittaker

Sam Whittaker
Liczba postów : 172
Szedł powoli, zamyślony w chwili, która miała miejsce. Mówili dużo o przeszłości, teraz ich spojrzenia miały spojrzeć w przyszłość. Marzenia... zamyślił się, bowiem chciał odpowiedzieć jej szczerze, z drugiej strony miał problem się skupić, zwłaszcza teraz gdy mógł ją ukryć od wszelkiego zła swoim opiekuńczym ramieniem.
– Genetycznie całe życie definiowane jest do przedłużania gatunku, a my... jako jedyni nie musimy po to sięgać. Pod tym względem nic się nie zmieniło, nie chciałem mieć dzieci wtedy, nie chcę i teraz, nie potrzebuję tego, aby ziemia była zadowolona. – odpowiadał jej zgodnie z prawdą, przyciskając ją nieznacznie, jakby bał się, że wciąż jej chłodno, że gdzieś ją zawiewa, że buchające od niego wilkołacze ciepło, pożar, który stopniowo zaczynał go trawić, mogło wystarczyć by ogrzać niewielką polanę. Nie chciał dawać sobie nadziei, ona sama się pojawiła, zakiełkowała w nim, gdy nie patrzył.

– Moim marzeniem jest żyć sobie dobre i spokojne życie i powiem Ci, całkiem nieźle mi to wychodzi nawet tu, w Europie, gdzie co dwa kroki kościołem Ci wali w łeb, paliwo jest w ciul drogie, a ulice tak klaustrofobicznie wąskie. Ludzie też tacy... – chciał powiedzieć: łykowaci, ale może po prostu na takie egzemplarze trafiał. W szpitalu też głównie musiał gustować w podrobach. Do tego jednak był przyzwyczajony. – Zwłaszcza kiedy studiuje, udaje, że moje życie jest kruchsze niż w rzeczywistości, ale to tylko farsa. Nowi koledzy odejdą, kwiaty zwiędną. – zamyślił się, mimo zewnętrznego spokoju serce łopotało mu, jakby znów miał kilkadziesiąt lat i pierwszy raz po biegu przez las zobaczył ją nad jeziorem pochyloną nad ziołami.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Ciepło wilczego ciała wystarczało aż nad to, by ogrzać drobną wampirzycę, ale ani razu nie zaoponowała przeciwko silniejszym objęciom. Nieznacznie mocniejszy uścisk nie uszedł jej uwagi, ale użyła go jako kotwicy, by myślami wędrować jedynie wokół ich dawnych spotkań i wypowiedzianych słów. Słuchała go, jego odpowiedzi, opinii… Teraz mogła im jedynie przytaknąć. Ale to było teraz. Gdyby to samo miał okazję powiedzieć jej wtedy, wśród zielonych lasów, nie uwierzyłaby. Sama za młodu też tego nie chciała, a potem? Jakże była szczęśliwa, powołując na świat najpierw syna, a potem córkę… Zamierzchłe czasy, ale pamiętała tamto uczucie szczęścia.
- Tak naprawdę nasza krew to jedyne, co po nas pozostanie. – uśmiechnęła się, ale ze smutkiem. W końcu nie miała dzieci, a przynajmniej taka była wersja oficjalna. Ani tych prawdziwych, ani tym bardziej przemienionych. – Ale nie każdy nadaje się na rodzica i nie każdy powinien nim być. – zgodziła się z Samem, ostrożnym ruchem obejmując go w pasie,, by móc się wygodniej do niego przytulać. Cieszyła się w duchu, że była na tyle drobna, że bez problemu mieściła się pod jego ramieniem, mogąc trochę bezczelnie napawać się jego ciepłem.
- To nie jest jakieś ciężkie marzenie… Chyba nawet łatwe do spełnienia? – przekrzywiła lekko głowę, uśmiechając się delikatnie i spoglądając prosto na twarz Sama. Pozwalała mu się prowadzić, idąc po prostu przed siebie, w ciemności nocy, wsłuchana w rytm serca i poszum wiatru. – Przynajmniej budynki są duże i przestronne… I tacy to znaczy jacy? – zaciekawiła się, tak szczerze, co właściwie Sam mógł mieć na myśli. Wątpiła, by było to coś pozytywnego, ale pasujących określeń mogło być naprawdę wiele. – Kiedy chcemy żyć wśród ludzi, musimy udawać. Tak naprawdę zawsze udajemy osoby, którymi nie jesteśmy. Zawsze prędzej czy później musimy założyć maski, chociażby po to, by wtopić się w tłum. Choć żyjemy długo, nie jesteśmy nieśmiertelni. – przed oczami miała ciała, bezsensownie zabitych, nawet jeśli nie było innego wyjścia. Tak, brutalnie nauczyła się, że pewne ofiary są nieuniknione, chociaż jakieś resztki jej osoby nadal buntowały się przeciwko temu, by zabijać ot tak.

@Sam Whittaker

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sam Whittaker

Sam Whittaker
Liczba postów : 172
– To prawda, całkiem proste... – potwierdził za nią, przyjmując jej obecność, jej przytulenie, objęcie, z taką naturalnością jakby spotykali się ze sobą, splatali swoje losy nieprzerwanie przez ostatnie dwa wieki. Ktoś mógłby zarzucić im obłudę, zadać kłam niespodziewanie utkanej pośród cichego nurtu Sekwany intymności, było to jednak spotkanie pełne nostalgii i wzajemnej troski.

Rozmowa również jak rzeka, płynęła poddając się swoim prawom. I znów powrócił temat udawania. Zamyślił się, wszystko w końcu było powiązane ze sobą, węzeł o węzła, jak w skomplikowanej makramie zależności, sięgających nie tylko w to co widzialne, ale i duchowe. Był starszy, był mądrzejszy, bardziej sceptyczny i zsekularyzowany. A jednak, czym skorupka nasiąkła za młodu... Choćby się przed tym bronił, czasami czuł duchy ziemi, nawet tak umęczonej jak ta tu, europejska, deptana wiekami, betonowana i brukowana na każdym kroku.
– Maski są potrzebne i tak długo nie szkodzą, jak masz pamięć o tym, co znajduje się pod nią. Jak masz przestrzeń dać temu wybrzmieć. Lubię czas spędzany na obcej ziemi. Lubię odmienność myśli, wymianę kultury, języka. Lubię to próbować. Ale wiem, że mogę udawać, by potem jechać gdzieś za miasto, zrzucić tę skórę i poczuć pod łapami zimną darń. Ciasno, jak na wybiegu w zoo, dzięki temu jednak nie zapominam. Dzięki temu wiem, kim naprawdę jestem. – szeptał cicho, w jakimś dziwnym przejęciu, które przyszło nieoczekiwanie. Jego świetlista tancerka, nie miała fizycznej formę swojej duszy, której mogła dawać ujść na zewnątrz, pośród świetlistych gwiazd. Przycisnął ją na moment współczująco, zasmucony mimo dawnej już akceptacji tego stanu rzeczy. – A o czym Ty marzysz... co byś chciała poczuć? Jaką potrzebę nakarmić? – zapytał, delikatnie całując ją w czubek głowy, mimowolnie otumaniając się jej wonią i bliskością.

@Selena
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Gdyby ktokolwiek miał czelność cokolwiek im zarzucić, odpowiedź była bardzo prosta. Nie robili nic złego, bo czy czymkolwiek złym mogła być wzajemna bliskość czy delikatne objęcie ramieniem. Nie było w tym nic zdrożnego, wszak nawet ich rozmowa była pełna powagi, a czasem nawet i smutków. Jak wśród dawnych znajomych, którzy spotkali się po latach, szukając teraz odpowiedzi na niezadane dawniej pytania. One powinny paść wtedy, lecz padały teraz. Można tłumaczyć się tamtymi czasami, innymi dniami i otoczeniem, ale prawdą było, że czasem nie chce się pytać, by zwyczajnie nie dostać odpowiedzi.
- Tak… Zaiste przywilejem jest zdjąć maskę, wyzwolić duszę i pozwolić jej biec przed siebie, pozwolić jej poczuć wolność, której ściśnięta pod maską nie jest w stanie zaznać. Paryskie lasy chyba nie są jednak aż tak ciasne? – spytała łagodnie. Jaką ironią było to, że to ona mówiła o maskach i ich zdejmowaniu, ona, która włożyła maskę millenium temu i nigdy tak naprawdę jej nie zdjęła, po trosze ze strachu, po trosze z wygody, a po trosze z przyzwyczajenia. Tyle lat było dobrze, po co więc zmieniać coś, co działało tak długo? Ale to pękło, wiedziała o tym. Pękło w chwili, gdy jej nóż zanurzył się w gardle oprawcy, gdy gorąca krew spłynęła na jej twarz, a potem kolejne noże zanurzyły się w sercach i głowach jej przeciwników. Gdy dobrowolnie wzięła na siebie uwagę wroga, z pełną świadomością, że dzięki temu zginie i nie żałowała tego ani odrobinę. Tak być musiało, tak być powinno, bo życie bliskich nigdy nie mogło być niżej niż życie obcych. Gorsza była inna myśl, ta, której nie chciała dopuścić do siebie, biegnąc do przodu i będąc wolna, jak od dawna nie była. – Potrzebę… Sama nie wiem. Osiągnęłam to, do czego dążyłam od dekad. A mimo to… Lepiej było mi bez tego, wiesz? Chociaż nie, wtedy też nie było dobrze. Szlag jasny. – westchnęła przeciągle. – Chyba jak każdy. Marzę o szczęśliwym życiu. – wykręciła się w końcu, nie chcąc i bojąc się przyznać do tego, jak te marzenia brzmią. Czego naprawdę by chciała, a czego najwyraźniej mieć nie mogła. Zamknęła na chwilę oczy, nie chcąc rozkleić się przy Samie. – Mogłoby być nawet nudne, wiesz? Najgorszą chińską klątwą jest „obyś żył w ciekawych czasach”. Żyłam. Nie mam ochoty na powtórkę, serio. Ale to są rzeczy, których nie można mieć niestety. – mruknęła cicho, otwierając je i delikatnie zaciskając dłoń na płaszczu wilkołaka. Jakże łatwiej byłoby, gdyby wtedy nie wyjechała ze Stanów… Zresztą co ona mówi. I tak nie byłoby łatwo, bo mimo chęci świat nie składa się z jednego losu, a wielu, posplatanych ze sobą na wiele sposobów.

@Sam Whittaker

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sam Whittaker

Sam Whittaker
Liczba postów : 172
– Uwierz mi, są... – odpowiedział rozbawionym głosem, bo to była naleciałość tego ciasnego kontynentu, którą odkrył w jej słowach, założenie, że jeśli coś w ogóle istnieje i zajmuje więcej niż dwa kilometry kwadratowe, to już jest dobrze. Wybieg jak w zoo, gdy on w lupusie potrafił spędzać tygodnie przemierzając tundrę Alaski. Bezkresną. Bezlitosną. Bezosobową. Doskonałą. Lubił biel ciszy, lubił brak, a w nadmiarze, jaki oferował nowy kontynent Amerykański, wiele było białych plam. Plam, które kochał przemierzać dla oczyszczenia umysłu, rozładowania emocji.

Jej dalszych słów słuchał w milczeniu, w zastanowieniu co na to w ogóle odpowiedzieć. Nie spieszył się, mimo że wciąż różnica wieku sprawiała, że był młodzikiem przy niej, że wciąż żywym obrazem w jej głowie z pewnością było kilka szczeniackich chwil, tych pełnych śmiechu i tych pełnych zapomnienia. On jednak nie bał się ciszy, nie bał się zadumy, nad tym niecodziennym miejscem w którym zogniskowały się dwa istnienia.
– Jest pewna opowieść, którą dawno temu opowiedział mi pewien mędrzec, a która bardzo przychodzi mi na myśl teraz, gdy zastanawiasz się nad swoją drogą. Hmm... Pozwolisz, że Ci opowiem? – mieli spory kawałek nocy przed sobą, nie martwił się o czas, szczególnie, że bajka ta była całkiem krótka. Odchrząknął, gdy się zgodziła i podjął:

–Był sobie kiedyś bardzo smutny król, który miał służącego, i podobnie jak każdy służący smutnego króla był on bardzo szczęśliwy. Każdego ranka budził króla, przynosząc mu śniadanie, śpiewając i mrucząc przy tym radosne pieśni trubadurów. Na jego podłużnej twarzy malował się szeroki uśmiech, a w życiu odznaczał się spokojem i radością.

Pewnego dnia król rozkazał wezwać go.
– Paziu – rzekł król – wyznaj mi twój sekret.
– Jaki sekret, królewska mość?
– Jaki jest sekret twojej radości?
– Nie ma żadnego sekretu, Wasza Wysokość.
– Nie okłamuj mnie, paziu. Nieraz rozkazałem obcinać głowy za mniejszą obrazę niż kłamstwo.
– Ja nie kłamię, Wasza Wysokość. Nie ukrywam żadnego sekretu.
– Dlaczego zawsze jesteś radosny i szczęśliwy? No powiedz dlaczego?
– Panie, nie mam powodu do smutku. Wasza Wysokość darzy mnie honorem, pozwalając na służenie mu. Mam żonę i dzieci mieszkających w domu przyznanym nam przez urzędników dworskich. Dają nam odzienie i pożywienie, a w dodatku Wasza Wysokość od czasu do czasu obdarowuje nas paroma monetami, byśmy mogli sobie pozwolić na dowolny kaprys. Jak mam nie być szczęśliwy?
– Jeśli zaraz nie wyznasz mi twojego sekretu, każę ściąć ci głowę – rzekł król. – Nikt na podstawie podanych mi przez ciebie powodów nie może być szczęśliwy.
– Ależ, Wasza Wysokość, nie ma żadnego sekretu. Niczego bardziej nie pragnę od możliwości spełnienia waszych oczekiwań, ale nie ma niczego, co bym przed wami ukrywał.
– Odejdź, odejdź, zanim zawołam kata!
Służący uśmiechnął się, oddał pokłon i wyszedł z komnaty.

Królem zawładnęło szaleństwo. Nie potrafił sobie wytłumaczyć, dlaczego paź będąc na służbie, chodząc w wynoszonym odzieniu, zjadając resztki z pańskich stołów, mógł być szczęśliwy.
Kiedy zdołał się uspokoić, zawołał najmądrzejszego ze swoich doradców i opowiedział mu o rozmowie, którą odbył tego dnia rano.
– Dlaczego ten człowiek jest szczęśliwy?
– Och, Wasza Wysokość, chodzi o to, że on znajduje się poza kręgiem.
– umilkł na moment i spojrzał na towarzyszkę, by upewnić się, że nie przynudza.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Roześmiała się cicho, chyba pierwszy raz tak szczerze i radośnie tego wieczoru, unosząc lekko jedną dłoń w górę, tę, którą nie obejmowała Sama, jakby chciała powiedzieć „poddaję się”.
- No dobrze, nie jestem wilkiem, żeby dokładnie zrozumieć, co masz namyśli, chociaż też lubię szlajać się po lasach. Chociaż chyba wolę górskie powietrze… No dobra. Chyba jednak rozumiem, o co chodzi. – parsknęła, chowając dłoń w kieszeń swojego płaszcza. Pamiętała mimo tylu lat wiatr ze stepów i konne przejażdżki, całe noce w siodle i krycie się przed dniem. Bezkresne wędrówki zajmujące miesiące, zawierające czasem i tygodnie bez żywego ludzkiego ducha. Pamiętała je. Teraz nie było już bezkresnych stepów. Chyba, że na Saharze, ale ta nie wchodziła w grę z przyczyn oczywistych.
 
Może i w stosunku do niej był młodzikiem, ale po dekadach już tak na to nie patrzyła. Prawdą przecież było, że czasem właśnie młodzi potrafili dostrzec to, co umykało starszym, tak samo zresztą w drugą stronę. Nie uważała, żeby ta różnica wieku dyskredytowała go w czymkolwiek, nie miał 5 lat, żeby niczego nie wiedzieć o życiu. Czasem wystarczyło dobrze dobrane słowo, by popchnąć kogoś na właściwe tory, a to odpowiednie słowo wcale nie zależało od wieku rozmówcy.
- Hmm. Dobrze? – zaskoczył ją, to prawda, ale bez wahania skinęła głową w twierdzący sposób. Z jakichś powodów pomyślał właśnie o tej opowieści, była więc ciekawa, do czego ich zaprowadzi.
 
Nie przynudzał, wręcz przeciwnie. Słuchała z uwagą, nawet z delikatnie zmarszczonym noskiem, słuchając i przyswajając sobie jego słowa. Dlatego też spojrzała na niego pytająco, kiedy umilkł.
- Kręgiem? – powtórzyła słowa za doradcą, unosząc lekko kąciki ust w uśmiechu i z lekką dozą niecierpliwości czekając na dalszy ciąg historii. Może już się domyślała, co wilkołak chciał powiedzieć, może jeszcze nie była tak domyślna, ale nie zmieniało to faktu, że ciekawiło ją zakończenie i chciała je usłyszeć.

@Sam Whittaker

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sam Whittaker

Sam Whittaker
Liczba postów : 172
– Tak samo właśnie zapytał król! – Samuel mimowolnie przyjął pozę bajarza roztaczającego swą opowieść. Kto wie, może byłby świetnym ojcem, jego głos pozostawał ciepły i cichy, otulający umysł przyjemną kołderką, nawet jeśli dookoła panowała chłodna aura, a wiatr zawiewał coraz mocniej.
– Kręgiem? – powtórzył za nią, choć próbował udawać głos króla, srogi i agresywnie domagający się odpowiedzi.
– No tak.
– I to go uszczęśliwia?
– Nie, panie. To nie pozwala mu być nieszczęśliwym.
– Chwileczkę, nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Bycie w kręgu unieszczęśliwia cię?
– No tak.
– I jego tam nie ma.
– No nie ma.
– A jak wyszedł?
– Nigdy nie wszedł.
– Co to za krąg?
– Krąg dziewięćdziesięciu dziewięciu.
– Doprawdy, nic nie rozumiem.
– Moglibyście, panie, zrozumieć jedynie wtedy, gdybyście pozwolili mi na zademonstrowanie.
– Jak?
– Pozwalając na to, aby wasz paź wszedł do kręgu.
– Tak, zmusimy go, aby wszedł.
– Nie, Wasza Wysokość. Nikt nie może nikogo zmusić, aby wszedł do kręgu.
– W takim razie trzeba będzie go oszukać.
– Nie trzeba, Wasza Wysokość. Jeśli stworzymy mu taką możliwość, wejdzie z własnej i nieprzymuszonej woli.
– Ale on nie zorientuje się, że to będzie oznaczało przeobrażenie się w człowieka nieszczęśliwego?
– Tak, zorientuje się.
– W takim razie nie wejdzie.
– Nie będzie mógł się oprzeć.
– Mówisz, że zorientuje się, że wejście do tego dziwacznego kręgu uczyni go nieszczęśliwym, a pomimo to wejdzie,wiedząc, że nie ma wyjścia?
– Tak jest, panie. Jesteś skłonny stracić znakomitego służącego tylko dlatego, żeby pojąć strukturę kręgu?
– Tak.
– Dobrze. Dzisiejszej nocy przyjdę po ciebie. Musisz mieć przygotowaną skórzaną sakwę z dziewięćdziesięcioma dziewięcioma dukatami. Ani jeden więcej, ani jeden mniej.
– Co jeszcze? Mam wziąć ze sobą straż na wszelki wypadek?
– Tylko skórzaną sakwę. Do zobaczenia w nocy, Wasza Wysokość.
- wymiana zdań między dwoma zdaniami była dynamiczna, a jej sens wciąż był pozornie zakryty. Choć Sam zdawał sobie sprawę, że może błaźni się przed tysiącletnią istotą, ofiarowując jej takie błahostki, tak bardzo pasowało mu to do tego, co mówiła teraz. O tym braku, o szczęściu ukrytym, a przecież leżało ono na wyciągnięcie ręki. Jeśli tylko przestać je ścigać, przestawało uciekać i przychodziło same...

I tak się stało. – kontynuował – Tej nocy mędrzec poszedł po króla. Po kryjomu przedostali się na podwórze pałacu i ukryli obok domu pazia. Tam przeczekali do świtu. W domu zapaliła się pierwsza świeczka. Mędrzec przyczepił do skórzanej sakwy taką wiadomość:
TEN SKARB JEST TWÓJ.
JEST TO NAGRODA
ZA BYCIE DOBRYM CZŁOWIEKIEM.
CIESZ SIĘ NIM
I NIE MÓW NIKOMU, JAK GO ZNALAZŁEŚ.

Potem przywiązał sakwę do drzwi domu służącego, zapukał i schował się. Paź wyszedł, a mędrzec i król obserwowali go zza krzaków. Służący otworzył skórzaną sakwę, przeczytał wiadomość, potrząsnął sakwą i słysząc dźwięk metalu, zadrżał, przycisnął skarb do piersi, rozejrzał się dookoła, sprawdzając, czy nikt go nie obserwuje, i z powrotem wszedł do domu. Na zewnątrz było słychać, jak ryglował drzwi, i szpiedzy podeszli do okna, aby obserwować, co dalej będzie się działo. Służący zrzucił wszystko, co znajdowało się na stole, poza świeczką. Usiadł i opróżnił sakwę. Własnym oczom nie wierzył.

Góra złotych monet!
On, który nigdy nie miał żadnej, teraz miał całą górę. Paź dotykał je i przesypywał. Pieścił je i ustawiał świeczkę tak, aby jej płomień odbijał się w monetach. Grupował je i rozsypywał w kupki. Tak bawiąc się i bawiąc, zaczął układać kupki z dziesięciu monet. Jedna kupka dziesięciomonetowa, dwie kupki dziesięciomonetowe, trzy kupki, cztery, pięć, sześć... Tymczasem liczył: dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt... Aż ustawił ostatnią kupkę... która składała się z dziewięciu monet!

Najpierw prześlizgnął się wzrokiem po stole, szukając jeszcze jednej monety. Następnie rozejrzał się po podłodze i na koniec sprawdził sakwę.
„Niemożliwe”, pomyślał. Przybliżył ostatnią kupkę do pozostałych i zobaczył, że była niższa.
– Okradli mnie! – wykrzyknął. – Okradli mnie! Przeklęci!
Ponownie sprawdził stół, podłogę, sakwę, swoje ubranie, kieszenie, pod meblami... Ale nie znalazł tego, czego szukał. Leżąca na stole kupka monet lśniła, jakby chciała zadrwić z niego i przypomnieć mu, że było dziewięćdziesiąt dziewięć dukatów. Tylko dziewięćdziesiąt dziewięć.
„Dziewięćdziesiąt dziewięć monet. To dużo pieniędzy”, pomyślał. „Ale brakuje mi jednej monety. Numer dziewięćdziesiąt dziewięć nie jest kompletny. Sto jest numerem kompletnym, ale dziewięćdziesiąt dziewięć nie”.

Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Sponsored content


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach