- Hej – powiedział normalnie i wpuścił go do środka. – Chcesz coś do picia? – Zapytał kulturalnie prowadząc go do salonu. Maurice nie wiedział, czego się jego ojciec spodziewał. Że syn mu wyjawi wszystkie żale? Że będzie płakać? No nie miał pojęcia, ale żadne z tego nie miało się wydarzyć. Hoffman nie był skłonny do takich wyznań, tym bardziej, że wciąż średnio rejestrował co się w ogóle wydarzyło. Starał się o tym zapomnieć, nie myśleć o tym, jak smutne będzie jego życie bez Idy. Po sposobie w jaki Maurice chodził, można było dostrzec, że wciąż jest srogo zraniony. Tak samo jak po tym, że lewej ręki w ogóle nie używał, i przy każdym jej ruchu się krzywił. Rany wciąż były dość głębokie i bolesne, chociaż zakryte bluzą i spodniami dresowymi.
15 II 2023 | That shit's embarrassing, she was my everything
2 posters
Altera Mundi :: i w proch się obrócisz :: Archiwum :: Domostwa :: Posesje Maurice'a Hoffmana :: Dom Maurice'a Hoffmana
Strona 1 z 2
Strona 1 z 2 • 1, 2
Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice po powrocie do mieszkania od razu zajął się swoimi ranami, próbując zapomnieć o tym co się wydarzyło. Ból fizyczny idealnie go rozpraszał od tego psychicznego i, żeby za łatwo nie poszło, od razu zajął się oglądaniem Bojacka. Do niego właśnie zasnął, budząc się wraz z powiadomieniem telefonu. Napisał do niego ojciec. Blondyn domyślał się, że Silvan poznał już jedną część historii. W końcu mieszkał koło Idy i w jakiś sposób byli sobie bliscy. Co do tego Maurice nie miał żalu, chociaż ciężko było się nie zastanawiać, kogo by Zimmerman wybrał. Czasem przechodziło mu to przez głowę, zdając sobie sprawę z niesprawiedliwości świata. A przynajmniej z tego co mu się takie wydawało. Wstał więc z łóżka, wymienił opatrunki i ubrał się w dresy. Miał gdzieś jak wygląda, dochodząc do wniosku, że nawet jakby się wystroił, to by tata się przejmował. Więc czekał na niego, aż przyjedzie i słysząc dzwonek do drzwi, ruszył się z łóżka, by otworzyć Silvanowi.
- Hej – powiedział normalnie i wpuścił go do środka. – Chcesz coś do picia? – Zapytał kulturalnie prowadząc go do salonu. Maurice nie wiedział, czego się jego ojciec spodziewał. Że syn mu wyjawi wszystkie żale? Że będzie płakać? No nie miał pojęcia, ale żadne z tego nie miało się wydarzyć. Hoffman nie był skłonny do takich wyznań, tym bardziej, że wciąż średnio rejestrował co się w ogóle wydarzyło. Starał się o tym zapomnieć, nie myśleć o tym, jak smutne będzie jego życie bez Idy. Po sposobie w jaki Maurice chodził, można było dostrzec, że wciąż jest srogo zraniony. Tak samo jak po tym, że lewej ręki w ogóle nie używał, i przy każdym jej ruchu się krzywił. Rany wciąż były dość głębokie i bolesne, chociaż zakryte bluzą i spodniami dresowymi.
- Hej – powiedział normalnie i wpuścił go do środka. – Chcesz coś do picia? – Zapytał kulturalnie prowadząc go do salonu. Maurice nie wiedział, czego się jego ojciec spodziewał. Że syn mu wyjawi wszystkie żale? Że będzie płakać? No nie miał pojęcia, ale żadne z tego nie miało się wydarzyć. Hoffman nie był skłonny do takich wyznań, tym bardziej, że wciąż średnio rejestrował co się w ogóle wydarzyło. Starał się o tym zapomnieć, nie myśleć o tym, jak smutne będzie jego życie bez Idy. Po sposobie w jaki Maurice chodził, można było dostrzec, że wciąż jest srogo zraniony. Tak samo jak po tym, że lewej ręki w ogóle nie używał, i przy każdym jej ruchu się krzywił. Rany wciąż były dość głębokie i bolesne, chociaż zakryte bluzą i spodniami dresowymi.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Silvan w swojej głowie nie miał siebie nigdy za szczególnie nadopiekuńczego rodzica. Doskonale w końcu zdawał sobie sprawę z życia, jakie prowadził Maurice i chociaż nie raz martwił się o niego, nie biegał za nim z apteczka za każdym razem, gdy myślał, że wampirowi mogło przydarzyć się coś złego. Teraz jednak był rozdarty pomiędzy daniem synowi przestrzeni na odpoczynek i własne rozmyślania, a przyjściem do niego i upewnieniem się, że wszystko jest mniej więcej w porządku. A skoro właśnie pukał do drzwi młodszego wampira, to chyba było jasne co postanowił, chociaż właściwie to nie miał pojęcia czego się spodziewał. Przecież wątpił, by Maurice usiadł obok niego i powiedział o wszystkim co mu leżało na sercu.
- Hej - powiedział, siląc się na uśmiech, chociaż widok syna w dresach, już zapalił mu ostrzegawczą lampkę w głowie. Przynajmniej nie były to jeansy. Jeansy z jakiegoś powodu były dla Maurice'a największym symbolem desperacji i czarnej rozpaczy. - Dziękuję, nic nie trzeba.
Idąc do salonu obrzucił Maurice'a niespokojnym spojrzeniem. Nietrudno było zauważyć, że coś było nie tak, zwłaszcza że przecież Ida powiedziała mu w końcu czyją krew miała na swojej sukience.
- Jak się czujesz? Nie jest ci za zimno? Za ciepło? Dobrze w ogóle odczuwasz temperaturę? Rany dobrze się goją? Są bardzo rozległe? Głębokie? Bardzo boli? Brałeś coś na ból? Przyniosłem coś co może ci pomóc. Kiedy ostatnio wymieniałeś opatrunki? Powinieneś usiąść, albo najlepiej się położyć. Potrzebujesz czegoś? Ile dzisiaj piłeś krwi? Mogę ci jej zaraz trochę przynieść z kuchni. Jak ty w ogóle się tak załatwiłeś? - Pierwotnie miał w planach zadać jedynie to pierwsze pytanie, ale jak już zaczął mówić, to nie mógł przestać. I tak. Doskonale wiedział, że Maurice jeszcze tego dnia powinien się zregenerować, ale to i tak nie przeszkadzało martwić mu się o niego. - Jesteś pewny, że nigdzie nie zostały ci żadne fragmenty srebra? - To musiało być srebro. Inaczej Maurice już dawno byłby w świetnej formie, a gdyby nie to Silvan już by wybierał numer do Renaty, by powiedzieć, że coś jest mocno nie tak z regeneracją ich syna.
- Hej - powiedział, siląc się na uśmiech, chociaż widok syna w dresach, już zapalił mu ostrzegawczą lampkę w głowie. Przynajmniej nie były to jeansy. Jeansy z jakiegoś powodu były dla Maurice'a największym symbolem desperacji i czarnej rozpaczy. - Dziękuję, nic nie trzeba.
Idąc do salonu obrzucił Maurice'a niespokojnym spojrzeniem. Nietrudno było zauważyć, że coś było nie tak, zwłaszcza że przecież Ida powiedziała mu w końcu czyją krew miała na swojej sukience.
- Jak się czujesz? Nie jest ci za zimno? Za ciepło? Dobrze w ogóle odczuwasz temperaturę? Rany dobrze się goją? Są bardzo rozległe? Głębokie? Bardzo boli? Brałeś coś na ból? Przyniosłem coś co może ci pomóc. Kiedy ostatnio wymieniałeś opatrunki? Powinieneś usiąść, albo najlepiej się położyć. Potrzebujesz czegoś? Ile dzisiaj piłeś krwi? Mogę ci jej zaraz trochę przynieść z kuchni. Jak ty w ogóle się tak załatwiłeś? - Pierwotnie miał w planach zadać jedynie to pierwsze pytanie, ale jak już zaczął mówić, to nie mógł przestać. I tak. Doskonale wiedział, że Maurice jeszcze tego dnia powinien się zregenerować, ale to i tak nie przeszkadzało martwić mu się o niego. - Jesteś pewny, że nigdzie nie zostały ci żadne fragmenty srebra? - To musiało być srebro. Inaczej Maurice już dawno byłby w świetnej formie, a gdyby nie to Silvan już by wybierał numer do Renaty, by powiedzieć, że coś jest mocno nie tak z regeneracją ich syna.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Nikt nigdy przesadnie się nie martwił Mauricem, ale taka była natura czasów w jakich się wychował. Wtedy było zupełnie inaczej, można było się ranić, wywalać, łamać, a że był wampirem to i tak wszystko się goiło błyskawicznie. Także, gdy Silvan zarzucił go setką pytań, blondyn aż podniósł brwi z wrażenia i opadł na kanapę. Na stoliku stał kieliszek z krwią, który sobie wcześniej przygotował, więc sięgnął po niego i podniósł, aby chociaż na jedno z wielu zadanych mu pytań, odpowiedzieć. Ale jak się czuł? Nie wiedział. Nie miał pojęcia, bo nic nie czuł. Wyłączył się i najzwyczajniej w świecie czuł niesamowitą pustkę. Pustkę po Idzie, której już nie było obok. Co prawda, to był pierwszy dzień, więc samotność nie powinna była mu tak doskwierać. Aczkolwiek, brakowało mu jej. A widok ojca jedynie przypominał mu o niej, bo to on właśnie był jej stwórcą. Jakie życie teraz by było prostsze, gdyby tego nie zrobił. Gdyby nie to, to Maurice nigdy by się nie zakochał i miałby święty spokój. Żyłby w spokoju ducha, zamiast cierpieć z samego chociażby marazmu. Bo nie czuć nic to jest bardziej bolesne niż czuć wiele. A dotychczas był przytłoczony taką ilością wszelakich emocji. Szczęściem, radością, stresem, pewnym lękiem. I teraz nagle nic.
- Są rozległe, ale już lepiej – odparł i podwinął najpierw rękaw za dużej bluzy, żeby pokazać jeden, duży, ale już nie nasiąknięty krwią, opatrunek. Następnie zrobił to samo z nogawką dresów. Wzruszył jedynie ramionami, zobojętniały czy to się goi, czy nie. Do wylotu powinno być już dobrze. – Co przyniosłeś? – Zapytał jeszcze, gubiąc się w kolejności zadanych mu pytań.
- Tak, jestem pewny, że nic mi nie zostało. A załatwiłem się tak, bo spadłem z jakiś dziesięciu metrów. Połamałem się trochę, ale już dobrze. To się wygoiło. – Dodał czekając, aż i Silvan usiądzie. Głupio mu tak było patrzeć, jak biedny tata się produkuje, martwi, a ten nawet nie umiał wykrzesać z siebie jakiegoś solidnego, przekonującego, zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Bo nie będzie, bo to nie rany mu złamały serce, a Ida. I nie był pewien, czy da radę o tym akurat mówić. Nie mógł obiecać ojcu, że się na tyle otworzy, żeby wyrzucić z siebie wszystko co mu leżało na sercu. Przecież o to właśnie poszło, że nie umie się otwierać, że się nie dzieli niczym i, że ucieka. To dlaczego miałoby mu lepiej pójść z Silvanem niż z własną dziewczyną. Byłą dziewczyną. Do tego też musiał przywyknąć, do posiadania ex partnerki.
- Są rozległe, ale już lepiej – odparł i podwinął najpierw rękaw za dużej bluzy, żeby pokazać jeden, duży, ale już nie nasiąknięty krwią, opatrunek. Następnie zrobił to samo z nogawką dresów. Wzruszył jedynie ramionami, zobojętniały czy to się goi, czy nie. Do wylotu powinno być już dobrze. – Co przyniosłeś? – Zapytał jeszcze, gubiąc się w kolejności zadanych mu pytań.
- Tak, jestem pewny, że nic mi nie zostało. A załatwiłem się tak, bo spadłem z jakiś dziesięciu metrów. Połamałem się trochę, ale już dobrze. To się wygoiło. – Dodał czekając, aż i Silvan usiądzie. Głupio mu tak było patrzeć, jak biedny tata się produkuje, martwi, a ten nawet nie umiał wykrzesać z siebie jakiegoś solidnego, przekonującego, zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Bo nie będzie, bo to nie rany mu złamały serce, a Ida. I nie był pewien, czy da radę o tym akurat mówić. Nie mógł obiecać ojcu, że się na tyle otworzy, żeby wyrzucić z siebie wszystko co mu leżało na sercu. Przecież o to właśnie poszło, że nie umie się otwierać, że się nie dzieli niczym i, że ucieka. To dlaczego miałoby mu lepiej pójść z Silvanem niż z własną dziewczyną. Byłą dziewczyną. Do tego też musiał przywyknąć, do posiadania ex partnerki.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Spadł z dziesięciu metrów…
Rany były rozległe, ale już mu było lepiej…
Jak Maurice to zrobił? Albo nie. Nie chciał wiedzieć. Nie musiał. Nie wykrwawiał się, więc było dobrze, a Silvan chyba powinien przestać się aż tak martwić, skoro i tak byli wampirami. Jednak widok opatrunków na ciele syna, uświadomił mu, że następnym razem, pomimo swojej sprawności i szybkiej regeneracji, Maurice może skończyć znacznie gorzej. Co gdyby spadając nabił się na coś, co przebiłoby mu serce? Owszem nie starzeli się i trudniej było ich zranić, ale wciąż mogli zginąć. Odrzucił od siebie tę myśli i usiadł obok syna na kanapie, wyciągając z plecaka, z którym tutaj przyszedł, ostrożnie zapakowane strzykawki i zmieszany z krwią środek przeciwbólowy.
- Powinno pomóc w bólu. Jeśli chcesz. - Pokazał wampirowi przedmioty. Wiedział jednak, że to nie z fizycznymi ranami Maurice miał obecnie największy problem. Chciał mu pomóc, ale tak jak czuł się bezradny podczas wczorajszego ogarniania Idy, tak nie czuł się o wiele pewniej dzisiaj, gdy przyszedł do Maurice'a. Przeleciał wzrokiem po pokoju, szukając jakichkolwiek oznak obecności jeansów, tak na wszelki wypadek. Żałował, że tak jak w przypadku fizycznego bólu, nie mógł po prostu poprosić syna, by określił stopień zranienie wywołanego zerwaniem w liczbach od jednego do dziesięciu, najlepiej używając przy tym jakiejś uniwersalnej i powszechnie rozumianej skali. Niestety to nie mogło być takie łatwe.
- A jak się czujesz? - spytał cicho, z uwagą przyglądając się drugiemu wampirowi. - Tak poza tym.
Rany były rozległe, ale już mu było lepiej…
Jak Maurice to zrobił? Albo nie. Nie chciał wiedzieć. Nie musiał. Nie wykrwawiał się, więc było dobrze, a Silvan chyba powinien przestać się aż tak martwić, skoro i tak byli wampirami. Jednak widok opatrunków na ciele syna, uświadomił mu, że następnym razem, pomimo swojej sprawności i szybkiej regeneracji, Maurice może skończyć znacznie gorzej. Co gdyby spadając nabił się na coś, co przebiłoby mu serce? Owszem nie starzeli się i trudniej było ich zranić, ale wciąż mogli zginąć. Odrzucił od siebie tę myśli i usiadł obok syna na kanapie, wyciągając z plecaka, z którym tutaj przyszedł, ostrożnie zapakowane strzykawki i zmieszany z krwią środek przeciwbólowy.
- Powinno pomóc w bólu. Jeśli chcesz. - Pokazał wampirowi przedmioty. Wiedział jednak, że to nie z fizycznymi ranami Maurice miał obecnie największy problem. Chciał mu pomóc, ale tak jak czuł się bezradny podczas wczorajszego ogarniania Idy, tak nie czuł się o wiele pewniej dzisiaj, gdy przyszedł do Maurice'a. Przeleciał wzrokiem po pokoju, szukając jakichkolwiek oznak obecności jeansów, tak na wszelki wypadek. Żałował, że tak jak w przypadku fizycznego bólu, nie mógł po prostu poprosić syna, by określił stopień zranienie wywołanego zerwaniem w liczbach od jednego do dziesięciu, najlepiej używając przy tym jakiejś uniwersalnej i powszechnie rozumianej skali. Niestety to nie mogło być takie łatwe.
- A jak się czujesz? - spytał cicho, z uwagą przyglądając się drugiemu wampirowi. - Tak poza tym.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice widząc strzykawki, nie zawahał się ani chwili. Chwycił jedną, zdjął osłonkę, podwinął rękaw bluzy i wbił prosto w żyłę. Bez ceregieli, bez zastanawiania się, po prostu wstrzyknął środek przeciwbólowy. Nawet nie było tak, żeby te rany mu tak doskwierały. Ból był do zniesienia. To ten psychiczny mu doskwierał, choć go wypierał jak najmocniej tylko mógł. A co jest lepsze, od znieczulenia się kompletnego? No nic. Fentanyl by się najbardziej przydał i tyle.
- Dzięki – odparł i rzucił zużytą strzykawką na stolik. Miał gdzieś, że to był biohazard, miał gdzieś, że trochę krwi mu poleciało z małej ranki. Znowu zsunął rękaw i bardziej oparł się o oparcie kanapy. Nie wiedział, czy w ogóle chciał rozmawiać o tym co się wydarzyło, ale spodziewał się, że Silvan już tak. Znał go i znał Idę. Ona z pewnością już mu się ze wszystkiego wyżaliła i przedstawiła Maurice’a w świetle oprawcy. No trudno. Słysząc spodziewane się pytanie, wzruszył ramionami.
- No a jak mam się czuć? Chujowo tato. Jestem po pierwszym prawdziwym zerwaniu w życiu, mam flashbacki do Miami, no nie jest kolorowo. – Odpowiedział patrząc się na Silvana.
- Dzięki – odparł i rzucił zużytą strzykawką na stolik. Miał gdzieś, że to był biohazard, miał gdzieś, że trochę krwi mu poleciało z małej ranki. Znowu zsunął rękaw i bardziej oparł się o oparcie kanapy. Nie wiedział, czy w ogóle chciał rozmawiać o tym co się wydarzyło, ale spodziewał się, że Silvan już tak. Znał go i znał Idę. Ona z pewnością już mu się ze wszystkiego wyżaliła i przedstawiła Maurice’a w świetle oprawcy. No trudno. Słysząc spodziewane się pytanie, wzruszył ramionami.
- No a jak mam się czuć? Chujowo tato. Jestem po pierwszym prawdziwym zerwaniu w życiu, mam flashbacki do Miami, no nie jest kolorowo. – Odpowiedział patrząc się na Silvana.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Szybkość i brak wahania, z którymi Maurice wcisnął w siebie zawartość strzykawki były albo godne podziwu, albo zmartwienia. Tylko, że obecnie, jeśli chodziło o tego konkretnego wampira, Silvan wolał skupić się na innych problemach, nieco krzywiąc się na widok pozostawionej samej sobie strzykawki. Może i byli odpornymi wampirami, a Ida niejednokrotnie twierdziła, że ignorował podstawowe zasady bezpieczeństwa, ale ten widok i tak budził w nim pewien dyskomfort. Odwrócił wzrok od porzuconej igły i skoncentrował się na twarzy syna, do którego przysunął się nieco bliżej i, jeśli ten się nie cofnął, położył mu ostrożnie dłoń na ramieniu.
Zawsze musiało być coś w nim samym, co przeszkadzało mu w relacji z młodszym wampirem. Kiedyś, gdy zaczynało się robić nieciekawie, a jego umiejętności wychowawcze nie były w stanie sprostać zadaniu, odcinał się od niego, kierując całą swoją uwagę ku pracy, a gdy wreszcie postanowił skończyć z tym i być dla niego, nawet jeśli i on nie czuł się dobrze w danej sytuacji, coś zabierało mu wszystkie słowa, którymi mógłby go pocieszyć. I gdzie ci wszyscy geniusze internetowego parentingu, twierdzący, że rodzicielstwo naturalnie przychodzi z czasem? No cóż, był ojcem od 200 lat i jedyne co mogłoby mu przyjść naturalnie, to obrzucenie złośliwym spojrzeniem tych wszystkich guru od siedmiu boleści. Spraw sobie dziecko to instynkt rodzicielski cię magicznie we wszystkim pokieruje. Tak, a rad jest świetnym składnikiem farb fluorescencyjnych.
- Masz prawo tak się czuć - powiedział ostrożnie. - Myślę, że ten wyjazd dobrze ci zrobi. Jannik i Halide to dobre towarzystwo na takie sytuacje - A przynajmniej taką miał nadzieję, zwłaszcza że najmłodsza Darbinyan już obiecała mu, że będzie mieć oko na Maurice'a. Uśmiechnął się nieco dla poprawienia atmosfery. - Może nawet, gdy będę wystarczająco pijany, przekonasz ich by zagrali z tobą w To co widzę.
Oczywiście tylko żartował, ale była to gra, którą Maurice uwielbiał we wczesnym dzieciństwie. Jedyny problem był taki, że z jakiegoś powodu, dla młodego wampira odpowiedzią na wszystko musiał być świerk, więc Silvan z czasem przestał w głowie nazywać tę zabawę swoim prawdziwym imieniem, a zamiast tego przemianował ją na Opisz świerk na wszelkie możliwe sposoby, nawet jeśli w pobliżu nie ma żadnego świerku, bo inaczej twój pięciolatek będzie bardzo niezadowolony.
Zawsze musiało być coś w nim samym, co przeszkadzało mu w relacji z młodszym wampirem. Kiedyś, gdy zaczynało się robić nieciekawie, a jego umiejętności wychowawcze nie były w stanie sprostać zadaniu, odcinał się od niego, kierując całą swoją uwagę ku pracy, a gdy wreszcie postanowił skończyć z tym i być dla niego, nawet jeśli i on nie czuł się dobrze w danej sytuacji, coś zabierało mu wszystkie słowa, którymi mógłby go pocieszyć. I gdzie ci wszyscy geniusze internetowego parentingu, twierdzący, że rodzicielstwo naturalnie przychodzi z czasem? No cóż, był ojcem od 200 lat i jedyne co mogłoby mu przyjść naturalnie, to obrzucenie złośliwym spojrzeniem tych wszystkich guru od siedmiu boleści. Spraw sobie dziecko to instynkt rodzicielski cię magicznie we wszystkim pokieruje. Tak, a rad jest świetnym składnikiem farb fluorescencyjnych.
- Masz prawo tak się czuć - powiedział ostrożnie. - Myślę, że ten wyjazd dobrze ci zrobi. Jannik i Halide to dobre towarzystwo na takie sytuacje - A przynajmniej taką miał nadzieję, zwłaszcza że najmłodsza Darbinyan już obiecała mu, że będzie mieć oko na Maurice'a. Uśmiechnął się nieco dla poprawienia atmosfery. - Może nawet, gdy będę wystarczająco pijany, przekonasz ich by zagrali z tobą w To co widzę.
Oczywiście tylko żartował, ale była to gra, którą Maurice uwielbiał we wczesnym dzieciństwie. Jedyny problem był taki, że z jakiegoś powodu, dla młodego wampira odpowiedzią na wszystko musiał być świerk, więc Silvan z czasem przestał w głowie nazywać tę zabawę swoim prawdziwym imieniem, a zamiast tego przemianował ją na Opisz świerk na wszelkie możliwe sposoby, nawet jeśli w pobliżu nie ma żadnego świerku, bo inaczej twój pięciolatek będzie bardzo niezadowolony.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Wyjazd był jedyną opcją dla Maurice’a. Potrzebował się wyrwać z Paryża, potrzebował się zresetować i zapomnieć. Siedzenie w mieszkaniu, gdzie wszędzie były ślady Idy, byłoby czystym masochizmem. Musiał zmienić otoczenie i po prostu spędzić czas z bliskimi mu osobami. Jannik był oczywistą opcją. Mężczyzna był zawsze obok niego, choć byli rozdzieleni przez dystans między nimi. Dla Maurice’a to nie był problem. Nie potrzebował do szczęścia często widzieć Fischera. Spędzili ze sobą już tyle lat, łączyło ich tyle szalonych historii. Aczkolwiek, wciąż był jego pierwszą opcją. Bo wiedział, że lekarzyna przybiegnie na jego pierwszą łezkę. Z Halide łączyło go coś innego. Może nie byli tak blisko, jednakże wiedział, że u niej też najlepiej nie było i, że zasługiwała na jakąś przerwę. I może Maroko mogłoby się wydawać przypadkową decyzją, to jednak było to całkiem zamierzone miejsce destynacji. Daleko od Paryża, daleko od tego całego syfu. A jednak na tyle blisko, żeby w razie czego wrócić jednym lotem. Maurice tym razem musiał wrócić. O ile zazwyczaj nic go nie przywiązywało do miejsca, to tym razem mieszkał w mieście z całą swoją rodziną. Było to błogosławieństwo i przekleństwo w jednym. O ile nie miał problemu z samą wyprowadzką, którą również rozważał, to jednak jego rodzice zasługiwali na chociaż porządne pożegnanie.
Wiedział, że miał prawo tak się czuć, a jednak był zły na siebie, że tak pokazywał słabość. Że nie widać w nim było nieokiełznanego, silnego Hoffmana, a jedynie jakąś jego skorupę, zgliszcza po tym co było. Kochanie było jedną z najniebezpieczniejszych rzeczy do jakich się zabrał i odczuwał reperkusje tego.
- Wiem, że mam prawo, wiem, tylko że ja nie chcę się tak czuć, wiesz? Chciałbym to wszystko wymazać z pamięci, ale nie mogę. Zostało mi tylko męczyć się z tym, aż nie minie. Bo to zawsze mija, prawda? – Odparł z nadzieją w głosie. Liczył, że faktycznie, to wszystko pójdzie w zapomnienie. Że nie będzie się długo męczyć, że Ida da mu o sobie zapomnieć. Aczkolwiek, czas miał pokazać, że właśnie nie da. No cóż, Maurice mógł żyć marzeniami, tego mu nikt nie mógł zabrać. – Też tak myślę. Już się umówiliśmy, że bierzemy wszystkie zgrane wyścigi formuły jeden i skoków narciarskich i będziemy oglądać. Brzmi jak bajka, prawda? A no i Jannik bierze zgrzewki piwa niemieckiego. – Hoffman naprawdę robił wszystko, żeby ominąć temat samego zerwania. Wolał opowiadać o tym co jego kolega pakuje do walizki, niż męczyć się z opisywaniem własnych emocji. Przypomnienie gry o świerkach, wywołało przyjemne uczucie. Gdy był młodszy, faktycznie zaparł się, że ta gra musi być o świerku. I wymyślał wszystkie możliwe opisy na ten temat. Że zielone, że kłuje, że wysokie, drewniane, pachnące. Cokolwiek, był mistrzem w znajdowaniu przymiotników co do świerka.
- Obawiam się, że w Maroko może nie być świerków – stwierdził żartobliwie.
Wiedział, że miał prawo tak się czuć, a jednak był zły na siebie, że tak pokazywał słabość. Że nie widać w nim było nieokiełznanego, silnego Hoffmana, a jedynie jakąś jego skorupę, zgliszcza po tym co było. Kochanie było jedną z najniebezpieczniejszych rzeczy do jakich się zabrał i odczuwał reperkusje tego.
- Wiem, że mam prawo, wiem, tylko że ja nie chcę się tak czuć, wiesz? Chciałbym to wszystko wymazać z pamięci, ale nie mogę. Zostało mi tylko męczyć się z tym, aż nie minie. Bo to zawsze mija, prawda? – Odparł z nadzieją w głosie. Liczył, że faktycznie, to wszystko pójdzie w zapomnienie. Że nie będzie się długo męczyć, że Ida da mu o sobie zapomnieć. Aczkolwiek, czas miał pokazać, że właśnie nie da. No cóż, Maurice mógł żyć marzeniami, tego mu nikt nie mógł zabrać. – Też tak myślę. Już się umówiliśmy, że bierzemy wszystkie zgrane wyścigi formuły jeden i skoków narciarskich i będziemy oglądać. Brzmi jak bajka, prawda? A no i Jannik bierze zgrzewki piwa niemieckiego. – Hoffman naprawdę robił wszystko, żeby ominąć temat samego zerwania. Wolał opowiadać o tym co jego kolega pakuje do walizki, niż męczyć się z opisywaniem własnych emocji. Przypomnienie gry o świerkach, wywołało przyjemne uczucie. Gdy był młodszy, faktycznie zaparł się, że ta gra musi być o świerku. I wymyślał wszystkie możliwe opisy na ten temat. Że zielone, że kłuje, że wysokie, drewniane, pachnące. Cokolwiek, był mistrzem w znajdowaniu przymiotników co do świerka.
- Obawiam się, że w Maroko może nie być świerków – stwierdził żartobliwie.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Skinął głową.
- Tak. Zawsze mija. Kiedyś naprawdę będzie lepiej. - Mówił szczerze, przekonany o tym, że tak będzie, ale jednocześnie martwił się, że to kiedyś może być poprzedzone dość bolesnym i długim procesem. W końcu wiedział, że dla Maurice'a nie było to łatwe. Pamiętał, jakie problemy z miłością i związkami miał wcześniej syn, zakładał, że sytuacja z Lottie nie była dla niego łatwa, a od Idy, chociaż obiecał jej, że nikomu o tym nie powie, usłyszał, że wampir wyznał jej miłość, a teraz nie byli już razem. Świetnie. Zerknął na blondyna. Naprawdę miał nadzieję, że uda mu się jakoś pomóc, a on nie postanowi uciec nagle na koniec świata i już nigdy nie wracać. Przynajmniej teraz jechała z nim Halide, której Silvan ufał na tyle, by wiedzieć, że w razie czego będzie miała na Hoffmana oko. Jannika też nawet lubił. Pewnie, gdyby Maurice był podręcznikowym przypadkiem grzecznego dziecka i wykonywał jakiś spokojny zawód, jak księgowość, Silvan mógłby się martwić, że Fisher sprowadza go na złą drogę, ale że pierwiastek chaosu w jego synu był silny, nie miał żadnego problemu z tą przyjaźnią. Zresztą dobrze, że miał kogoś z kim mógł w każdej chwili wyjechać do innego kraju. Naprawdę dobrze.
- Rzeczywiście brzmi jak dobry wypad - uśmiechnął się. Sam czasami miał wrażenie, że chciałby gdzieś wyjechać z dala od wszystkich zmartwień i problemów, tak by chociaż na chwilę nie myśleć o eutanazolach, zerwaniach, zwiazkach dzieci, czy wybuchających kamienicach. Tylko, że na razie miał ważniejsze sprawy na głowie, niż rekreacyjne wycieczki. Zresztą od czego było laboratorium, jak i nie od tego? - Nie, ale na pewno są tam inne ciekawe atrakcje. Wątpię, że będziecie się nudzić. Zawsze też możecie postać trochę z Halide w korku i popodziwiać marokańskie autostrady. Leki działają? Dalej boli? - Nie naciskał na temat zerwania, uznając, że Maurice ma prawo nie rozmawiać o tym, jeśli sobie tego nie życzył. Z drugiej strony gdyby jednak chciał powiedzieć coś więcej, był gotowy go wysłuchać.
- Tak. Zawsze mija. Kiedyś naprawdę będzie lepiej. - Mówił szczerze, przekonany o tym, że tak będzie, ale jednocześnie martwił się, że to kiedyś może być poprzedzone dość bolesnym i długim procesem. W końcu wiedział, że dla Maurice'a nie było to łatwe. Pamiętał, jakie problemy z miłością i związkami miał wcześniej syn, zakładał, że sytuacja z Lottie nie była dla niego łatwa, a od Idy, chociaż obiecał jej, że nikomu o tym nie powie, usłyszał, że wampir wyznał jej miłość, a teraz nie byli już razem. Świetnie. Zerknął na blondyna. Naprawdę miał nadzieję, że uda mu się jakoś pomóc, a on nie postanowi uciec nagle na koniec świata i już nigdy nie wracać. Przynajmniej teraz jechała z nim Halide, której Silvan ufał na tyle, by wiedzieć, że w razie czego będzie miała na Hoffmana oko. Jannika też nawet lubił. Pewnie, gdyby Maurice był podręcznikowym przypadkiem grzecznego dziecka i wykonywał jakiś spokojny zawód, jak księgowość, Silvan mógłby się martwić, że Fisher sprowadza go na złą drogę, ale że pierwiastek chaosu w jego synu był silny, nie miał żadnego problemu z tą przyjaźnią. Zresztą dobrze, że miał kogoś z kim mógł w każdej chwili wyjechać do innego kraju. Naprawdę dobrze.
- Rzeczywiście brzmi jak dobry wypad - uśmiechnął się. Sam czasami miał wrażenie, że chciałby gdzieś wyjechać z dala od wszystkich zmartwień i problemów, tak by chociaż na chwilę nie myśleć o eutanazolach, zerwaniach, zwiazkach dzieci, czy wybuchających kamienicach. Tylko, że na razie miał ważniejsze sprawy na głowie, niż rekreacyjne wycieczki. Zresztą od czego było laboratorium, jak i nie od tego? - Nie, ale na pewno są tam inne ciekawe atrakcje. Wątpię, że będziecie się nudzić. Zawsze też możecie postać trochę z Halide w korku i popodziwiać marokańskie autostrady. Leki działają? Dalej boli? - Nie naciskał na temat zerwania, uznając, że Maurice ma prawo nie rozmawiać o tym, jeśli sobie tego nie życzył. Z drugiej strony gdyby jednak chciał powiedzieć coś więcej, był gotowy go wysłuchać.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Gdyby Maurice wystarczająco się przyłożył do zadania, to z pewnością całkiem szybko by mu minęła miłość do Idy. Problemem było to, że on poniekąd nie chciał, żeby to minęło. Bał się tego definitywnego końca, odraczał go nie dając sobie zapomnieć o tym, że ją kocha. No i jasne, może i nie zamierzał do niej wracać, może i nie chciał mieć z nią kontaktu i naprawdę pragnął nie widzieć Idy jeszcze długo. To nie był gotowy, aby przestać ją kochać. Zresztą, to był dopiero pierwszy dzień. Maurice ewidentnie potrzebował więcej czasu, żeby to wszystko przepracować i jakoś sobie z tym poradzić.
- No to dobrze – odparł. Po chwili uznał jednak, że wbije kolejną szpilę sobie i ojcu w serce. – Myślisz, że był sens chwilę być szczęśliwym, żeby to się źle skończyło? Czy lepiej było nigdy nie kochać? – Zapytał ciekawy odpowiedzi ojca. Dla Maurice’a, zdecydowanie było warto. Chociaż czuł się beznadziejnie, chociaż sam sobie złamał serce, to dokonał czegoś, czego nigdy wcześniej oraz nigdy więcej, nie dokona. Pokochał kogoś miłością romantyczną. To było coś. I choć miał chwile żalu wobec porzucenia zacietrzewienia w samotności. Chociaż rano modlił się, żeby zapomnieć o wszystkim. To gdyby miał do wyboru, powtórzyłby to jeszcze raz. Dla tych chwil w basenie, na stoku, w restauracjach i w jego mieszkaniu. Obejrzałby znowu z Idą wschód słońca i kupiłby ten głupi różowy kubek. Ale wiedział, że była to przeszłość, a co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr.
- Bo to będzie super wypad. Halide też się przyda, a Jannik, jak to Jannik. On nigdy nie pogardzi możliwością wyrwania się ze swojego świata. – Fischer był wyjątkowy. Faktycznie, można by powiedzieć, że wraz z Hoffmanem mieli na siebie zły wpływ. Jednakże, oni po prostu dogadywali się idealnie, na wszystkich poziomach, a że Jannik był starszy, to w pewien sposób, przez jakiś czas, był modelem do naśladowania dla Maurice’a. Szybciej się ustatkował, założył rodzinę. Ale nigdy nie można było go oskarżyć o bycie nudnym bądź w stagnacji. Oj nie, co to to nie. – Leki działają, jest lepiej.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
- Myślę, że naprawdę był w tym sens - powiedział od razu, nie potrzebując nawet chwili do namysłu. - Byłeś szczęśliwy, dawno nie widziałem cię w tak świwtnym stanie jak wtedy, a to naprawdę ważne. - Nie chciał powiedzieć tego na głos, ale mimo wszystko cieszył się, że synowi jednak udało się zakochać, chociażby na ten krótki czas, przerwany przez wczorajszy dzień. Miał tylko nadzieję, że zerwanie nie sprawi, że zamknie się na podobną możliwość w przyszłości. Maurice zasługiwał na szczęście i miłość. - W końcu chyba były chwile, o których warto pamiętać, prawda?
Nagle dotarło do niego, że wiele rzeczy ponownie drastycznie się zmieni. Wydawało mu się, że zdołał już przywyknąć do Idy i Maurice'a, jako pary, ale co czekało ich teraz? Kolejna odsłona Idy i Maurice'a jako wrogów, czy może coś zupełnie innego na co nikt nie będzie gotowy? I czy była szansa, by teraz po zerwaniu, gdy wszystkie emocje już opadną, pozostali na dobrych warunkach? Pewnie przekona się dopiero za pewien czas.
- Tak… Pamiętam, że wtedy we Włoszech był chętny do robienia wszystkiego, byle nie wracać do siebie. - uśmiechnął się nieco na wspomnienie tego chaotycznego czasu. - To dobrze. Chcesz czegoś jeszcze? Przynieść ci krwi? Kawy? Swoją drogą, jeśli chcesz mogę ci podrzucić kilka syntmixów i jabłek na wyjazd. Wciąż testujemy smaki tych alkoholowych, ale chyba wyszły całkiem nieźle.
Nagle dotarło do niego, że wiele rzeczy ponownie drastycznie się zmieni. Wydawało mu się, że zdołał już przywyknąć do Idy i Maurice'a, jako pary, ale co czekało ich teraz? Kolejna odsłona Idy i Maurice'a jako wrogów, czy może coś zupełnie innego na co nikt nie będzie gotowy? I czy była szansa, by teraz po zerwaniu, gdy wszystkie emocje już opadną, pozostali na dobrych warunkach? Pewnie przekona się dopiero za pewien czas.
- Tak… Pamiętam, że wtedy we Włoszech był chętny do robienia wszystkiego, byle nie wracać do siebie. - uśmiechnął się nieco na wspomnienie tego chaotycznego czasu. - To dobrze. Chcesz czegoś jeszcze? Przynieść ci krwi? Kawy? Swoją drogą, jeśli chcesz mogę ci podrzucić kilka syntmixów i jabłek na wyjazd. Wciąż testujemy smaki tych alkoholowych, ale chyba wyszły całkiem nieźle.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Silvan jedynie potwierdził podejrzenia Maurice’a. Miało to sens. Tylko, że zakończenie trochę przyćmiewało wszystko inne. Te miłe chwile, pełne miłości oraz zrozumienia. Te nocne spacery oraz przejażdżki autem, byleby się wyrwać z Paryża. I choć naprawdę to wszystko go bolało, to musiał zapomnieć. Chciał już nigdy więcej jej nie widzieć, ale nie dlatego, że tak nienawidził Idy, a dlatego, że wiedział, że to będzie bolało jak skurwysyn. Nie chciał być świadkiem tego, jak ona się zakochuje w nowym. Jak układa sobie życie, a on zostaje w dupie. Maurice był zdecydowanie psem ogrodnika, który nie mógł jej mieć, ale nie chciał oddać innym. Nigdy nie mówił, że był dobrym wampirem, który ma serce ze złota. Jego było zardzewiałe.
- No i już raczej więcej nie zobaczysz – wzruszył ramionami. Mężczyzna już postanowił, że w więcej związków się nie będzie pakować. Nie warto było. Nie chciał innej, a że nie mógł mieć tej, to żadna. Może i to było głupie, może i kiedyś zmieni zdanie. Ale na chwilę obecną, klamka zapadła. Hoffman miał pozostać wiecznym singlem.
Wspomnienie Włoch i Jannika, wywołało u Maurice’a miłe wspomnienia. To jak Silvan i Fischer heroicznie go wyciągali ze szponów faszyzmu, było legendarne. Takie duo, jakie oni stworzyli było niepowtarzalne. Był im za to wdzięczny dozgonnie, choć rzadko o tym wspominał.
- Jannik to bardzo dobrze wspomina, nigdy mi nie chciał powiedzieć, co tak naprawdę robiliście, ale niekontrolowanie się śmieje, jak o tym mówię. – Odparł kręcąc głową. Świat nie zasługiwał na taki duet jak Zimmerman i Fischer. – Jakbyś mógł to możesz mi przynieść krew z lodówki – poprosił i poczekał na ojca, aż to zrobi. Dopiero, gdy wrócił, rozsiadł się ponownie i mu podał kubek z napojem, Maurice się odezwał.
- Ty wiesz, że najprawdopodobniej się wyprowadzę stąd, prawda? – Zapytał po wzięciu pierwszego łyku.
- No i już raczej więcej nie zobaczysz – wzruszył ramionami. Mężczyzna już postanowił, że w więcej związków się nie będzie pakować. Nie warto było. Nie chciał innej, a że nie mógł mieć tej, to żadna. Może i to było głupie, może i kiedyś zmieni zdanie. Ale na chwilę obecną, klamka zapadła. Hoffman miał pozostać wiecznym singlem.
Wspomnienie Włoch i Jannika, wywołało u Maurice’a miłe wspomnienia. To jak Silvan i Fischer heroicznie go wyciągali ze szponów faszyzmu, było legendarne. Takie duo, jakie oni stworzyli było niepowtarzalne. Był im za to wdzięczny dozgonnie, choć rzadko o tym wspominał.
- Jannik to bardzo dobrze wspomina, nigdy mi nie chciał powiedzieć, co tak naprawdę robiliście, ale niekontrolowanie się śmieje, jak o tym mówię. – Odparł kręcąc głową. Świat nie zasługiwał na taki duet jak Zimmerman i Fischer. – Jakbyś mógł to możesz mi przynieść krew z lodówki – poprosił i poczekał na ojca, aż to zrobi. Dopiero, gdy wrócił, rozsiadł się ponownie i mu podał kubek z napojem, Maurice się odezwał.
- Ty wiesz, że najprawdopodobniej się wyprowadzę stąd, prawda? – Zapytał po wzięciu pierwszego łyku.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
Nie chciał mu mówić, że nic jeszcze nie było przesądzone, że miał jeszcze szansę zakochać się nie raz, skoro syn najwyraźniej był, przynajmniej duchowo, w bardzo jeansowym nastroju. Ostatnimi czasy za często się przekonywał, że słowa takie jak będzie dobrze, lub chociaż nie przekreślaj wszystkiego częściej wywołują w rozmówcach wściekłość, lub dalszą rozpacz, niż przynoszą pocieszenie.
- Obawiam się, że jego reakcja na to wszystko jest nieco przesadzona - Zapewnił syna, bo nawet jeśli był to ciekawy czas w jego życiu, miał wrażenie, że przyjaciel Maurice'a kreował tamto zdarzenie, na bardziej dzikie, niż kiedykolwiek tak naprawdę było. - A przyznał ci się do tego, jak wpadł do Tybru, czy akurat to wolał taktycznie przemilczeć? - dodał chwilę później, gdy ruszył w stronę kuchni, by przynieść mu trochę krwi.
Silvan nigdy nie mógł się nadziwić, jak jego syn potrafił żyć w mieszkaniu i jednocześnie utrzymywać w nim taki porządek. On by chyba tak nie potrafił. Jedynym miejsce, które zostawiał jak najbardziej czystym, gdy kończył w nim przebywać, było laboratorium.
Chyba nie zdołał ukryć bolesnego zaskoczenie, które wywołała w nim ta informacja. Nie. Nie wiedział, że Maurice rozważa wyprowadzkę na stałe. Właśnie wtedy, gdy powoli zaczynali naprawiać stare błędy, syn mógł wyjechać, co zaprzepaściłoby odbudowanie relacji w takim stopniu w jakim mogliby to zrobić, gdyby został w Paryżu. Nawet jeśli nie widywali się codziennie, Silvanowi lepiej było z myślą, że syn jest w tym samym mieście, a nie po drugiej stronie świata, zwłaszcza że taka sytuacja w ich życiu nie miała za często miejsca.
- Wróć przynajmniej po tym wyjeździe i zobacz, jak się będziesz czuł. Wiesz… Czasami są rzeczy, które nie przestaną szybko boleć, nawet jeśli spróbujesz oddzielić się od nich granicami kraju.
- Obawiam się, że jego reakcja na to wszystko jest nieco przesadzona - Zapewnił syna, bo nawet jeśli był to ciekawy czas w jego życiu, miał wrażenie, że przyjaciel Maurice'a kreował tamto zdarzenie, na bardziej dzikie, niż kiedykolwiek tak naprawdę było. - A przyznał ci się do tego, jak wpadł do Tybru, czy akurat to wolał taktycznie przemilczeć? - dodał chwilę później, gdy ruszył w stronę kuchni, by przynieść mu trochę krwi.
Silvan nigdy nie mógł się nadziwić, jak jego syn potrafił żyć w mieszkaniu i jednocześnie utrzymywać w nim taki porządek. On by chyba tak nie potrafił. Jedynym miejsce, które zostawiał jak najbardziej czystym, gdy kończył w nim przebywać, było laboratorium.
Chyba nie zdołał ukryć bolesnego zaskoczenie, które wywołała w nim ta informacja. Nie. Nie wiedział, że Maurice rozważa wyprowadzkę na stałe. Właśnie wtedy, gdy powoli zaczynali naprawiać stare błędy, syn mógł wyjechać, co zaprzepaściłoby odbudowanie relacji w takim stopniu w jakim mogliby to zrobić, gdyby został w Paryżu. Nawet jeśli nie widywali się codziennie, Silvanowi lepiej było z myślą, że syn jest w tym samym mieście, a nie po drugiej stronie świata, zwłaszcza że taka sytuacja w ich życiu nie miała za często miejsca.
- Wróć przynajmniej po tym wyjeździe i zobacz, jak się będziesz czuł. Wiesz… Czasami są rzeczy, które nie przestaną szybko boleć, nawet jeśli spróbujesz oddzielić się od nich granicami kraju.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
- Wpadł do Tybru? – Zapytał podnosząc brwi w niedowierzaniu. Tego mu Jannik oczywiście nie powiedział. Bo po co? Lepiej przemilczeć takie istotne oraz komiczne fragmenty. Czekając na ojca, Maurice skupił swój wzrok na jednym z zegarów, który stał na półce. Był on złoty, pięknie rzeźbiony, gdzieniegdzie starty, ponieważ jego data produkcji sięgała aż dziewiętnastego wieku. Był to francuski wyrób, drogi jak skurczybyk. Hoffman musiał się o niego licytować z ruskim miliarderem, o mało nie doszło do rękoczynów, ale w końcu zegar trafił do rąk Szwajcara. Nie będzie mu jakiś półdziki obywatel kraju korupcji wyrywać takiego artefaktu. Tak wrócił sobie myślami do tamtej sytuacji, aż tata nie wrócił.
Widział po ojcu, że wcale się nie uradował na myśl, że jego syn zamierza stąd się zawinąć. Spakować manatki, zadzwonić po Fischera i na dwa samochody wywieźć dobytek. Tak naprawdę zależało mu głównie na tych zegarach, kilku albumach ze zdjęciami i na małej części garderoby. Ogłosi upadłość agencji, żeby podatkowo lepiej na tym wyjść i tyle. Nie trzymało go już nic w tym Paryżu. A sama obecność jego rodziców nie była wystarczającą kartą przetargową. Chciał się od dawna uwolnić od tego cyrku, a teraz miał dobry powód. Maurice zawsze wracał do Szwajcarii, był bardzo przywiązany do tego miejsca. Miał dom w Sankt Moritz, mógł tam się zaszyć, pójść w cug alkoholowy oraz narkotykowy i zapomnieć o wszystkim. Naprawdę ten plan mu się podobał.
- Wrócić wrócę, ale raczej później się zawinę. Ja nie lubię tego miasta, tej całej otoczki, tego syfu wampirzego. W Szwajcarii będę przynajmniej na bezpieczną odległość od tego. Wiesz, możesz mnie odwiedzać, to nie tak, że się odetnę od Ciebie i mamy. Jak się chajtnie z Sahakiem to nawet przyjadę na wesele. To nie jest tak jak ostatnio, nie zamknę się w sobie i nie utnę więzi. Po prostu nikt mnie tu już nie trzyma, nie potrzebujecie mnie. Znajdziecie innego łowcę, lepszego nie, bo to awykonalne, ale sprzątnięcie trupa i kulka w łeb to też nie jest żadna filozofia. Oczywiście, ja to robię z finezją i majestatem. Ale to już jest takim moim wkładem własnym. Zresztą nie ważne. To wszystko jest nie ważne. Boleć nie przestanie, ale fentanyl w kręgosłup i do przodu. A raczej na plecy i do stanu błogości. – Odparł Maurice próbując to wszystko jakoś ująć na śmiesznie. Nie chciał zamartwiać Silvana, chciał mu dać miłe zakończenie pewnego rozdziału. Wolał, żeby nie zapamiętał go jako załamanego ze złamanym sercem. Nie pragnął bycia ofiarą. Hoffman zawsze starał się uciec od tego, pozwalając tylko nielicznym na dostrzeżenie jego bólu.
Widział po ojcu, że wcale się nie uradował na myśl, że jego syn zamierza stąd się zawinąć. Spakować manatki, zadzwonić po Fischera i na dwa samochody wywieźć dobytek. Tak naprawdę zależało mu głównie na tych zegarach, kilku albumach ze zdjęciami i na małej części garderoby. Ogłosi upadłość agencji, żeby podatkowo lepiej na tym wyjść i tyle. Nie trzymało go już nic w tym Paryżu. A sama obecność jego rodziców nie była wystarczającą kartą przetargową. Chciał się od dawna uwolnić od tego cyrku, a teraz miał dobry powód. Maurice zawsze wracał do Szwajcarii, był bardzo przywiązany do tego miejsca. Miał dom w Sankt Moritz, mógł tam się zaszyć, pójść w cug alkoholowy oraz narkotykowy i zapomnieć o wszystkim. Naprawdę ten plan mu się podobał.
- Wrócić wrócę, ale raczej później się zawinę. Ja nie lubię tego miasta, tej całej otoczki, tego syfu wampirzego. W Szwajcarii będę przynajmniej na bezpieczną odległość od tego. Wiesz, możesz mnie odwiedzać, to nie tak, że się odetnę od Ciebie i mamy. Jak się chajtnie z Sahakiem to nawet przyjadę na wesele. To nie jest tak jak ostatnio, nie zamknę się w sobie i nie utnę więzi. Po prostu nikt mnie tu już nie trzyma, nie potrzebujecie mnie. Znajdziecie innego łowcę, lepszego nie, bo to awykonalne, ale sprzątnięcie trupa i kulka w łeb to też nie jest żadna filozofia. Oczywiście, ja to robię z finezją i majestatem. Ale to już jest takim moim wkładem własnym. Zresztą nie ważne. To wszystko jest nie ważne. Boleć nie przestanie, ale fentanyl w kręgosłup i do przodu. A raczej na plecy i do stanu błogości. – Odparł Maurice próbując to wszystko jakoś ująć na śmiesznie. Nie chciał zamartwiać Silvana, chciał mu dać miłe zakończenie pewnego rozdziału. Wolał, żeby nie zapamiętał go jako załamanego ze złamanym sercem. Nie pragnął bycia ofiarą. Hoffman zawsze starał się uciec od tego, pozwalając tylko nielicznym na dostrzeżenie jego bólu.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!
Silvan Zimmerman
Liczba postów : 792
- I to tak, że jakiś uliczny artysta rzucił się do szkicowania tej sceny, twierdząc, że nigdy wcześniej nie widział, by ktoś tam wpadł z tak idealną mieszanką artyzmu, komizmu i tragizmu - uśmiechnął się szerzej, nie tyle na wspomnienie tej sytuacji, a ze względu na minę syna, którą zrobił, słysząc o tym wydarzeniu. - Wiesz nawet nie wiem, czy byłbym w stanie opowiedzieć ci, jak to wyglądało. On po prostu… Hm… Bardzo chciał sobie kupić pewien kapelusz i podszedł do jednego ze straganów, ale okazało się, że sprzedawała je kobieta, którą rozpoznał, a raczej to ona jego rozpoznała i nie była zadowolona z tego, więc się cofnął i wpadł na mężczyznę z rowerem i wtedy… No. Skończył w wodzie, wykonując przy tym bardzo skomplikowaną choreografię ramionami, coś w stylu Abby na lodzie. Nie wiem, czy umiem ci to lepiej wytłumaczyć. Ale naprawde było na co patrzeć.
Próba przedstawienia tego wszystkiego w komediowy sposób nie pomogła. No i co miał mu powiedzieć? Nie miał prawa zatrzymywać go na siłę w kraju, w którym nie chciał być, to w ogóle niesamowite ile osób nienawidziło tego miasta, jakby co najmniej uważali, że na każdym rogu może zaatakować ich dziki mim z croissantem w ręku, a jednocześnie naprawdę nie chciał, by wyjeżdżał. Nie tylko dlatego, że wolał mieć wszystkich blisko siebie, nawet jeśli Maurice obiecywał mu, że nie zerwie kontaktu, ale też dlatego, że wątpił w to na ile byłaby to przemyślana decyzja. W końcu sam doskonale wiedział, jak to dobrze było uciec do bezpiecznego miejsca, z dala od problemów, skupić się na czymś zupełnie innym i nie myśleć o szalejącej na zewnątrz burzy konfliktów. Nie chciał, by młodszy wampir wyjechał gdzieś, by tam zamknąć się na wszystkich, jedynie udając, że wszystko było dalej porządku.
- Maurice… Ostatecznie zrobisz to co będziesz uważał za słuszne, ale uwierz mi, że ucieczka jedynie pozornie rozwiąże twoje problemy. Wiem, że to obecnie może wydawać ci się najlepsza opcją, ale czasem lepiej jest zostać na miejscu, niż udawać, że nic się nie stało, nawet jeśli to boli bardziej.
Próba przedstawienia tego wszystkiego w komediowy sposób nie pomogła. No i co miał mu powiedzieć? Nie miał prawa zatrzymywać go na siłę w kraju, w którym nie chciał być, to w ogóle niesamowite ile osób nienawidziło tego miasta, jakby co najmniej uważali, że na każdym rogu może zaatakować ich dziki mim z croissantem w ręku, a jednocześnie naprawdę nie chciał, by wyjeżdżał. Nie tylko dlatego, że wolał mieć wszystkich blisko siebie, nawet jeśli Maurice obiecywał mu, że nie zerwie kontaktu, ale też dlatego, że wątpił w to na ile byłaby to przemyślana decyzja. W końcu sam doskonale wiedział, jak to dobrze było uciec do bezpiecznego miejsca, z dala od problemów, skupić się na czymś zupełnie innym i nie myśleć o szalejącej na zewnątrz burzy konfliktów. Nie chciał, by młodszy wampir wyjechał gdzieś, by tam zamknąć się na wszystkich, jedynie udając, że wszystko było dalej porządku.
- Maurice… Ostatecznie zrobisz to co będziesz uważał za słuszne, ale uwierz mi, że ucieczka jedynie pozornie rozwiąże twoje problemy. Wiem, że to obecnie może wydawać ci się najlepsza opcją, ale czasem lepiej jest zostać na miejscu, niż udawać, że nic się nie stało, nawet jeśli to boli bardziej.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Słuchanie przygody Silvana oraz Jannika przypominało surrealistyczny scenariusz filmu. Dlatego też, bez chwili zwątpienia, Maurice w to uwierzył. Znał swojego przyjaciela, wiedział, że był w stanie doprowadzić się do takiej sytuacji. Porównanie ojca do ABBY na lodzie, sprawiło że się uśmiechnął słabo i o mało nie parsknął śmiechem. Jednak spędzanie czasu z tatą nie było takie straszne, nawet gdy w grę wchodziło złamane serce.
- Kiedyś byliśmy razem na koncercie ABBy i udało nam się dostać na backstage. Ja to pamiętam tak, że Anni-Frid Lyngstad dała mi autograf na brzuchu, Jannik upiera się, że to był Björn Ulvaeus. Ale moral był tego taki, że pijany latałem po hotelu bez koszulki, żeby wszystkim pokazać. Gdzieś mam zdjęcia z tego. Ale szczerze, to mało pamiętam, bo trochę się popiliśmy. – Maurice nie pamiętał na przykład, że się spieprzyli ze schodów i cały zespół ABBy im pomagał wstawać. Najpierw to Jannik się potknął, wpadł na Hoffmana i wywinęli piruet. – Powiem Ci, że nie ma takiego drugiego jak Fischer. To on z Tobą pojechał mnie ratować. Taki przyjaciel to skarb. Wiesz, że mi wysłał prezent na dwusetkę? Znalazł gdzieś nasze zdjęcie z Księciem Filipem, którego spotkaliśmy kiedyś na golfie. Zrobił kopię w kolorze, jakaś jego znajoma je wyrestaurowała, oprawił ładnie i wysłał mi je. Jego córka też mi dała prezent. Chyba mnie Fischerowie adoptowali. – Maurice zaczął się rozmarzać na punkcie Jannika i jego rodziny. Jakby nie patrzeć, długo to była jedyna rodzina, z którą miał kontakt. Blondyn ostatnimi czasami, jeszcze przed zerwaniem, myślał jakby tu uhonorować Fischera w jego własnej, potencjalnie nadchodzącej rodzince. Myślał, żeby nazwać syna po nim. Dziwne to było, ale może też przez różnicę wieku, lekarz był pewnym autorytetem dla Maurice’a.
- Tylko ja nie chcę tu być sam. Jak bym wrócił do Szwajcarii, to mógłbym nawet pokoczować u Jannika, jego żona i tak się wyprowadziła. Nie wiem, pomyślę. Zobaczę. – Odpowiedział. Blondyn naprawdę pokładał nadzieje w tym wyjeździe do Maroka. Liczył, że to naprawi wszystko. Że powróci jego dawny rezon, jego postać okrutnika, bezdusznego łowcy, odrodzi się. Bez niej było mu ciężko. Bez Idy jeszcze ciężej. Więc musiał wrócić do starych dziejów, tylko tak wiedział, jak się zachować.
- Wiesz, to głupie, a wręcz żałosne. Ale przez ten krótki czas, Ida była moim światem. Nie wiem teraz co robić, jak jestem bez niej. Całe moje plany runęły. A jedynie chciałem, żeby mnie kochała. Czy to tak kurwa dużo? Czy chociaż raz nie może mi się coś dobrze ułożyć?
- Kiedyś byliśmy razem na koncercie ABBy i udało nam się dostać na backstage. Ja to pamiętam tak, że Anni-Frid Lyngstad dała mi autograf na brzuchu, Jannik upiera się, że to był Björn Ulvaeus. Ale moral był tego taki, że pijany latałem po hotelu bez koszulki, żeby wszystkim pokazać. Gdzieś mam zdjęcia z tego. Ale szczerze, to mało pamiętam, bo trochę się popiliśmy. – Maurice nie pamiętał na przykład, że się spieprzyli ze schodów i cały zespół ABBy im pomagał wstawać. Najpierw to Jannik się potknął, wpadł na Hoffmana i wywinęli piruet. – Powiem Ci, że nie ma takiego drugiego jak Fischer. To on z Tobą pojechał mnie ratować. Taki przyjaciel to skarb. Wiesz, że mi wysłał prezent na dwusetkę? Znalazł gdzieś nasze zdjęcie z Księciem Filipem, którego spotkaliśmy kiedyś na golfie. Zrobił kopię w kolorze, jakaś jego znajoma je wyrestaurowała, oprawił ładnie i wysłał mi je. Jego córka też mi dała prezent. Chyba mnie Fischerowie adoptowali. – Maurice zaczął się rozmarzać na punkcie Jannika i jego rodziny. Jakby nie patrzeć, długo to była jedyna rodzina, z którą miał kontakt. Blondyn ostatnimi czasami, jeszcze przed zerwaniem, myślał jakby tu uhonorować Fischera w jego własnej, potencjalnie nadchodzącej rodzince. Myślał, żeby nazwać syna po nim. Dziwne to było, ale może też przez różnicę wieku, lekarz był pewnym autorytetem dla Maurice’a.
- Tylko ja nie chcę tu być sam. Jak bym wrócił do Szwajcarii, to mógłbym nawet pokoczować u Jannika, jego żona i tak się wyprowadziła. Nie wiem, pomyślę. Zobaczę. – Odpowiedział. Blondyn naprawdę pokładał nadzieje w tym wyjeździe do Maroka. Liczył, że to naprawi wszystko. Że powróci jego dawny rezon, jego postać okrutnika, bezdusznego łowcy, odrodzi się. Bez niej było mu ciężko. Bez Idy jeszcze ciężej. Więc musiał wrócić do starych dziejów, tylko tak wiedział, jak się zachować.
- Wiesz, to głupie, a wręcz żałosne. Ale przez ten krótki czas, Ida była moim światem. Nie wiem teraz co robić, jak jestem bez niej. Całe moje plany runęły. A jedynie chciałem, żeby mnie kochała. Czy to tak kurwa dużo? Czy chociaż raz nie może mi się coś dobrze ułożyć?
milestone 250
Napisałeś 250 postów!
Strona 1 z 2 • 1, 2
Similar topics
» It's only fun if they run (28.02. 2023 łamane na 01.03.2023)
» Co F Fe Es| 1 I 2023
» 10 04 2023 Let's just fix it
» {16.02.2023} L'Arc
» 23/03/2023 Bar
» Co F Fe Es| 1 I 2023
» 10 04 2023 Let's just fix it
» {16.02.2023} L'Arc
» 23/03/2023 Bar
Altera Mundi :: i w proch się obrócisz :: Archiwum :: Domostwa :: Posesje Maurice'a Hoffmana :: Dom Maurice'a Hoffmana
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach