Miłość! Jakże lekarstwo w świecie przeciw tobie?
Jeśli nie znasz miłości, to jesteś szczęśliwy,
Lecz nie drwij z miłośnika za jego porywy.
Różny jest ten, kto cierpi i kto się weseli.
Dla mnie zagasła wszystka rozkosz, a jeżeli
Umieram od tej żądzy, to na nowe męki
Zmartwychwstaję. Znów cierpię. Łańcuchem udręki
Życie rozkochanego – klnę się – nie inaczej.
Pojmiesz mię, jeśliś doznał miłości rozpaczy.
Ale od senny rojeń myśli twe są letsze –
A serce twoje puste tak, jako powietrze.
Moje serce pod władzą jest okrutnej pani –
Co rządzi niem do woli: ono wszystko dla niej!
Jak ty, drwiłam ja niegdyś z zakochanych szału –
Dziś ginę sama od ognia własnego upału:
Trafiły moją duszę oczu jej cięciwy,
A kogo one trafią...
... ten jest nieszczęśliwy.
Minęła północ. Tułała się po opustoszałej kamienicy jak duch. Jej skóra była zszarzała, usta zdawały się od wieków nie mieć kropli krwi. Carol odeszła. Sahak... nie jej rzecz była pytać. Rozbijała się od szafki do szafki, wywracając zdjęcie za zdjęciem, rozrzucając książki na podłogę. Nie dało się przejść podłogą w kuchni zasłaną okruchami porcelany. Pokój po pokoju, piętro po piętrze... Nowy rok. Nowa ja. Stara ja. Tym razem było inaczej. Normalna rozróba jej pieprzonego więzienia pomagała. Normalnie rozładowała napięcie. Normalnie pozwalała nie myśleć. Teraz myślała, ale wcale nie o ogniu splecionych ciał, ifrytów ukutych w piasku pustyni z ciał umarłych, lecz żywych. Och nie, nie było ognia. Była pusta wściekłość ciszy. Z wrzaskiem cisnęła butelką wina o ścianę. Gówno jej to wino dawało. Dysząc wściekle, powlokła się na poddasze, gdzie w ukrytej lodówce był jedyny słuszny trunek zaspokajający jej pragnienie. Och nie, nie chciała go pić, spotykać się znów z ich wspólnym dziełem. Nie dołożyła za wiele, nawet jeśli kurtuazyjnie mówił jej, że dołożyła swoje. Tak naprawdę nie miała pojęcia, jak to się stało, że jego dzieło jest tak doskonałe. Ubrana w sam stanowczo za duży sweter i przykrótkie szorty, papcie dawno zgubiła rozbijając się o meble, stojące od lat w tym samym miejscu. Oklapła na zakurzonej podłodze, w ciemnym kącie i wbiła zęby w foliową torebkę. Chciało jej się wyć. Każda minuta, każda godzina niepewności doprowadzała ją do szaleństwa, nie sądziła, że można wniknąć w nie jeszcze bardziej. Zbyt wiele było w niej jednak dumy, by odezwała się pierwsza.
_________________