3 I 2023 - The end is also the new beginning

2 posters

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
First topic message reminder :

Bywały dni, że bardzo lubiła współpracować z Yeongiem. A bywały dni, że miała ochotę ukręcić mu łeb. Dokładnie tak, jak podczas ich ostatniego spotkania, gdy przyszła z próbkami krwi Liski i Lou, by sprawdzić, czy aby na pewno da się zrobić coś z jej porąbanym organizmem. O dziwo dało się, patrząc po reakcji na krwi Lou, którą mogła w niedużych ilościach pić, ale to nie zmieniało faktu, że niektórych naukowców należało przerobić na tak zwane mięso armatnie. Yeonga przede wszystkim.
Nie należało się więc dziwić, że czekała przed wejściem na Lou z delikatnie naburmuszoną miną, obracając papierosa w dłoni i mając nadzieję, że uda jej Doktorka po prostu nie zabić. Do teraz zastanawiała, czemu on jeszcze żyje i dlaczego w ogóle Marcus nadal mu płacił. No ale z drugiej strony - jeśli komukolwiek miała zaufać na tyle, żeby pozwolić pilnować swojej osoby podczas całego procesu leczenia i nie mieliby to być Lou, Marcus albo Lisek, to Doktorek był jednak najlepszym wyborem. Wkurwiał wszystkich jak leci, ale jakoś umiał trzymać gębę na kłódkę. Poddała się jednak, odpalając papierosa i zaciągając się głęboko. Nie dało się ukryć tego, że po prostu się bała. Teoria teorią, nawet jeśli twierdziła, że wszystko się uda, ale praktyka praktyką. A w praktyce wszystko mogło pójść po prostu całkowicie nie tak. Jakaś jej część chciała po prostu uciec i zostawić wszystko tak, jak było, ale druga, ta silniejsza, stała twardo, chcąc w końcu zamknąć temat obozów i w końcu być całkowicie zdrowa. Nie bać się, że byle zranienie może ją kompletnie wykończyć. O upierdliwości związanej ze strzykawkami nawet już nie wspominała. Przynajmniej dzięki temu nie nabawiła się traumy przed igłami.
Przy trzecim papierosie zauważyła Lou i uśmiechnęła się delikatnie na jego widok. Uniosła rękę, by mu pomachać i tym samym ściągnąć na siebie uwagę. Nie zamierzała wchodzić przez główny budynek, tylko od razu od zaplecza, a że zdążyła już wcześniej wejść do środka, to na sobie miała dżinsy, fartuch medyczny i na to narzuconą kurtkę.
- Lou! Tutaj! Cześć Wiaterku! - oczywiście uściskała go na powitanie, wywalając uprzednio peta. - Technicznie wszystko jest gotowe. - poinformowała go, ale nie dało się ukryć delikatnej nerwowości w jej głosie. - O zapasy krwi się nie martw, będzie jej wystarczająco dużo na uzupełnienie braków. - więcej nie musiała już dodawać, oboje przecież znali przynajmniej ogólny opis procedury. - Dziękuję, że się zgodziłeś. - dodała, ale o wiele ciszej. Była świadoma, że cały proces to spore ryzyko, dla nich obojga. Jednak trzeba ruszyć na przód, a dla niej była to kwestia życia i śmierci, niczego mniej i niczego więcej. Albo wyleczy się teraz, albo nie będzie już szansy leczyć czegokolwiek.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Każde pytanie rodziło oczekiwanie. Czy chcieliśmy się do tego przyznać czy też nie, zawsze, nawet jeśli tylko w podświadomości, układaliśmy sobie rozmowę, potencjalne odpowiedzi, pytania, a czasem i nawet koniec dyskusji. To bywało silniejsze od wszystkiego innego, potem tylko życie weryfikowało, jak bardzo wyobrażenia różniły się od rzeczywistości. Nie da się jednak zbudować nowego fundamentu przy braku szczerości, nawet jeśli ten stary miał się całkiem dobrze choć więcej nikt nie miał go używać. Tyle tylko, że drzwi i droga do nich prowadząca były kompletnie z innej strony.
Mimo takich zmian nadal łatwo było wejść do środka. Zanurzyć się w cieple przyjaznego uśmiechu i otulić dobrym słowem. Podobno słowami się nie najesz i to jest prawda, ale słowa mogą być świetnym pokarmem dla duszy, nawet takiej zziębniętej i zasuszonej. Łatwo było wtedy coś źle zrozumieć, przeinaczyć w myślach pewne gesty i już, pstryk, nieporozumienie gotowe, a za nim smutek i złość. Nawet troska skamieniałemu sercu mogła wydawać się czymś zupełnie innym. A mówią, że to wejście na szczyt jest najtrudniejsze - zależy kiedy, czasem zejść jest o wiele gorzej. Wszystko zależy od obranej ścieżki.
- Straszne? Nie, dlaczego? Powiedziałabym, że raczej wzbudzające refleksję. Nad mnóstwem różnych rzeczy, chociażby od starych fundamentów zaczynając i budowanych na nich nowych. - delikatne zaskoczenie brzmiało w głosie kobiety, bo i ostatnie, co mogła pomyśleć, to że ich współpraca była straszna. Raczej powiedziałaby, że pokazywała, ile stracili z jej głupoty, ale ten rozdział już zamknęła, nie było sensu ciągnąć poczucia winy, bo przeszłości nie zmieni. Ważne, by zmienić przyszłość i wejść w nią z podniesioną głową.
- Jun! - w głosie Selenki zabrzmiało święte oburzenie, gdy perfidna łapka w tak podły sposób raczyła zburzyć misternie wykonaną fryzurę. Czubek głowy Azjatki zdobiło teraz malownicze gniazdko, zapewne bardzo trudne do wyczesania. A skoro ktoś tu się pochylił, do tego tak blisko, to oczywistym było pstryknięcie smukłego noska w ramach kary tudzież tak zwanego wyrzutu. Ta zniewaga krwi wymaga, jakby powiedziano w dawnych czasach. Ale że mamy czasy współczesne, to da się zadowolić jedynie delikatnym potarmoszeniem miękkiego policzka.
- Uduszę Cię, jak tego nie naprawisz. - zagroziła, po uwolnieniu łebka spod dłoni, by jakże płynnie wrócić na tory obranej dyskusji. - Nie ma co ukrywać, zawsze było nam dobrze ze sobą. Może dlatego, że nie żądaliśmy od siebie nic więcej, a już na pewno nie głębszego związku. Nie myśl tylko sobie, że nie darzyłam czy nie darzę Cię uczuciem. - zastrzegła sobie od razu, by czasem nie dopuścić do nieporozumienia. - Dla mnie przyjaciele to zbyt płytkie określenie. Kocham Cię. W dosyć specyficzny sposób, ale... w tym jednym masz rację. Nie jak mężczyznę mojego życia. - przyznała cicho, z lekkim westchnięciem. Nawet jeśli trudno było się do tego przyznać, to taka właśnie była prawda. A jeśli spojrzeć głębiej to nawet sam Smok nie widział w Księżycu tej jedynej na całe życie. - Poza tym profity z przyjaźni mogą być różne, nie tylko łóżkowe. - prychnęła z rozbawieniem, puszczając mężczyźnie oczko, by zaraz oburzyć się delikatnie na jego przyznanie się do tak zwanej winy. Choć winy tam nie było, pozwoliła mu w końcu. - To było podziękowanie, pewnego rodzaju. Bądź co bądź Ty się tylko karmiłeś, ja posunęłam się dalej... Mniejsza o to. - parsknęła, delikatnie pesząc się w temacie Marcusa. Sama nie była pewna, czy chce to poruszać, czy nie, na razie stawiała na to, że niezbyt. - Ja mówię za siebie, nie za innych, więc nie wiem, czy byłby niepocieszony czy nie. A Ty podobno oglądałeś tylko Oświęcim... Nigdy nie ufaj Azjacie, co? - zakpiła sobie, nie mogąc się powstrzymać. Serduszko Selenki było dziwnym miejscem, do rzeczone go wilkołaka sentyment miało od pierwszego spotkania, nie znaczyło to jednak, że nie kochało obydwu braci. Kto wie, czy gdyby nie wojna i jej ciężkie wybory, nie byłaby teraz szczęśliwą żoną drugiego z wampirów, wspólnie wychowując ich potomka? A może potomków byłoby więcej? To jednak zostawało już w sferze gdybań, takich, których nigdy się nawet nie sprawdzi, bo zmieniacz czasu można włożyć tylko w bajki. Nigdy też nie przyszło jej sądzić, że drobny romans z kimkolwiek może przerodzić się w głębsze uczucie, albo że wypali się sam, pozostawiając jedynie dobre wspomnienia i może przekorną chęć na poczucie palców na nagiej skórze.
- Rodzinie...? Co przeoczyłam? - spytała rzeczowo pod adresem rzecz jasna doktorka, by potem lekko pokręcić głową. - Spokojnie, krwi tutaj dostatek... A poza tym zawsze możesz dziabnąć mnie i przy okazji sprawdzić, czy nadal smakuję jak rozwodniona pomidorowa z przecieru... - och chyba ktoś tu nie myślał, że księżycowa panna zapomni o tej żartobliwej obeldze? Faktem jednak było, że wyciągnęła odsłonięty nadgarstek, a nie słodką szyjkę. Nie zrozum tego jednak źle, chodziło tu tylko o fakt, że przy słodkim dziabnięciu szyjki trudniej byłoby powstrzymać chęć dotyku, prowadzącego w stronę, w którą dziwnym trafem obydwoje nie chcieliście się skierować. A może właśnie chcieliście, choć broniliście się całymi sobą? Łatwo byłoby dać się pochłonąć, zabić niezrozumiałe uczucia i zapomnieć o reszcie...
- Wiesz? Tamte rany po Twoich pazurach... Natchnęły mnie później. - powiedziała nagle, zamyślając się lekko.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Od czego by tu zacząć? Odpowiedzi na pytania? Nie, to byłoby zbyt proste – ciekawsze stało się odbicie słów i krzyku oburzenia pojedynczym parsknięciem, które powolutku przeradzało się w śmiech: przyjemny dla ucha i jednocześnie na tyle cichy, aby przypadkiem nie zbudzić śniącego królewicza z jego snu. Oczywistym była odmowa naprawy szkód wyrządzonych zmierzwieniem włosów – poprzedzona pokręceniem głowy wraz z miną niewiniątka i odsunięciu się na bezpieczną odległość, aby czyjaś nóżka przypadkiem nie zatarła granicy pomiędzy ciałami - tymi, które, choć łączyła więź, stała się więzią inną niż wszystkie pozostałe - silną, ciepłą, bez wątpienia przyjemną w dotyku, ale też stonowaną - o ślicznie przeplecionych włóknach, których objęcia, zamiast prowadzić do namiętności, zezwalały jedynie na proste otarcia: chwyty rąk i czułe objęcia, którym nie towarzyszyło nic więcej.
Prawdą bowiem było stwierdzenie: ani ona, ani on nie patrzyli na siebie tak jak kiedyś - jak na partnera i partnerkę: mężczyznę i kobietę, z którym/którą przyszłoby spędzić spory kawałek życia. Trudno powiedzieć, czy wynikało to z ochłodzenia relacji, strachu przed przekroczeniem wygodnej bariery, czy może braku porozumienia na jeszcze głębszej płaszczyźnie. Niełatwo było również stwierdzić, na ile dobrze postąpili, wybierając za partnerów zupełnie inne osoby: czy postąpili słusznie? Czy tamte dusze zdołają zapełnić pustkę? A może po czasie stwierdzą: to jednak nie było to? Życie skrywało wiele niespodzianek, czego oboje wielokrotnie doświadczyli na własnych skórach, toteż i idąc w myśl: nie przekona się nikt, póki nie spróbuje - przecież nic nie stało na przeszkodzie, aby za “x stuleci” ponownie odwrócić wszystko do góry nogami.
- Oczywiście, że Ci tego nie naprawię. - na razie jednak nikt o tym nie myślał: może jedynie czarnowłosy wampir, który powoli zbierał oddech, aby wydusić z siebie zlepki słów.
- Refleksję owszem, ale i tak nadal nazwałbym to odrobinę straszną rzeczą - nie dlatego, że żałuję współpracy, bardziej chodzi o to, że bez jakiegokolwiek zawahania czy zobowiązań z taką łatwością byliśmy gotowi ponownie dać się ponieść chwili. Nie powiem: pewnie byłoby przyjemnie, ale osoby trzecie mogłyby ucierpieć. - ton mężczyzny odrobinę spoważniał: podobnie jak twarz i oczy, którymi nieustannie taksował Selenę.
- Takie granice dobrze nam zrobią - nam i naszym wybrankom. Naturalnie zgodnie z Twoim stwierdzeniem, nie śmiem wypowiedzieć się za wilczka, bardziej niż już to zrobiłem, ale pozwól, że spytam. Jak dobrze go znasz Rogaliku? Ile tak naprawdę o nim wiesz? Bo o ile mi wiadomo – tak, jestem tym wrednym Azjatą, który przemaglował Twoje wspomnienia, jak na dobrego szpiega przystało - do tej pory jego i Twoja uwaga skupiały się wyłącznie na Tobie: Twoim porwaniu, rekonwalescencji oraz chorobie, z którą musiałaś żyć przez tyle lat. - o tym, że jak Jun chciał, to potrafił nieźle wywiercić dziurę w brzuchu, wiedział już chyba każdy.
Potoku słów nie rzucił na przysłowiowy wiatr, ni morskie fale, które miały zaraz zniknąć daleko za linią horyzontu – nie, tutaj ewidentnie zmuszał kobietę do myślenia i nie tyle odpowiedzi, ile do własnej refleksji nad relacją pomiędzy nią a rzeczonym wilkołakiem, za którego jak sama słusznie stwierdziła, nie mogła się wypowiedzieć.
- Ach tak, rodzina: jego wspomnienia też przewertowałem i cóż... Szczęściara nie raczyła się pochwalić, ale nie mam jej tego za złe. Przynajmniej wiem, że dorobiła się latorośli. - kolejna odpowiedź przyszła równie spokojnie, jak i w spokojnym tonie powiewało sterylne powietrze, którym para wampirów systematycznie wypełniała płuca. Na wspomnienie o zupie z ust mężczyzny ponownie umknęło prychnięcie.
- Mówisz, że teraz będzie jak pomidorowa z rosołu? Może kiedy indziej Rogaliku, nie po to wpoiliśmy w Ciebie tyle krwi, abym ją teraz wysysał, zresztą... Niech to się najpierw wymiesza. - Selena chyba nie myślała, że Jun odpuści sobie odbicia riposty własną. Ponadto, skoro już zaczęli rozmawiać, to zamiast stania jak przysłowiowy kołek, zajął miejsce na fotelu doktorka.
Tak, granic zdecydowanie należało pilnować, szczególnie tych świeżych, które nie zdołały się jeszcze utrwalić.
- Do czego? - spytał zaintrygowany nagłym zamyśleniem wampirzycy.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Żadnych granic, żadnych walk, jak śpiewał pewien zespół. Dobra to była idea, lecz niemożliwa do spełnienia. Tak, piosenka mówiła o zupełnie innych sprawach, ale fraza „żadnych granic” mogła odnosić się do wszystkiego, nawet i do Was – a choć jedne linie zatarliście, inne powstały samoistnie. Dziwny to był moment, zdać sobie sprawę, że pewnych gestów nawet nie to, że nie wypada czynić w tę drugą stronę, co zwyczajnie się… nie chce. Ot tak, zwyczajnie, nie chce się przekraczać linii, bo odczucie nie jest to.  Nie ten dotyk, nie to odczucie skóry, nie ten uśmiech i nie to spojrzenie. Po prostu, nie to. Co innego widzą oczy, a co innego chciałoby czuć serce. Tylko tyle i aż tyle.
Wybraliście kogo innego, lecz jednocześnie nie zrezygnowaliście z siebie nawzajem. Wielokrotnie mówiło się, że przyjaźń damsko męska nie istniała. Ale czy to była prawda? W stosunku do was na pewno nie. Wzajemnie życzyliście sobie szczęścia, troszcząc się o siebie, nawet jeśli drobne złośliwości nadal dochodziły do głosu. Śmiej się, śmiej, wampirku. Zmrużone oczy jasno wskazywały, że tego faktu Ci nie daruje. Nie godzi się tak traktować świeżo wyleczonych pacjentów, a i miękkie pukle to świętość! Zwłaszcza, gdy pod ręką nie było niczego ułatwiającego rozczesywanie, a jedynie zwyczajna szczotka.
- Napraw, albo inaczej obiecuję Ci, że przerobię Ci fryzurę na wściekle różowego irokeza, żebyś mógł się pobawić w szalonego punka. – roześmiała się lekko, sięgając po szczotkę do włosów, poniewierającą się w niewielkim plecaczku leżącym obok jednej z szafek. Owa szczotka posłużyła aktualnie za oręż, który to wycelowała w Louisa, wysłuchując kolejnych jego słów, drążących sprawy, których w teorii drążyć nie powinien. Ale tylko w teorii, bo za dobrze znała Azjatę.
- Jeśli już idziesz w tę stronę, to nie tylko osoby trzecie. – powiedziała cicho, uśmiechając się z nutką smutku widoczna w oczach. – Cóż, byliśmy gotowi dać się ponieść chwili, bo tak jest po prostu łatwiej, czyż nie? Zwykła zabawa, nie niosąca za sobą nic głębszego, ot tyle, że zabić uczucia i iść się bawić, prawda? – nie musisz ani potwierdzać, ani zaprzeczać, nie o to chodziło w tych słowach. To były tylko wnioski, jej własne, gdy przyznawała Ci rację do tej „straszności”. Nie tylko Twoje oczy ogarnęła powaga, mimo delikatnego uśmiechu na jej własnej twarzy nie było widać radości.
- Wiem tyle, Jun, ile chciał mi powiedzieć. – powiedziała łagodnie, z odruchu, by zrobić coś z rękami, zaczynając rozczesywać poplątane włosy. – I tyle, ile mogłam domyślić się na podstawie tego, czego nie powiedział. I co zrobił. Lub nie. – nie martw się wampirku, spóźniłeś się ze swoim wierceniem w brzuchu o co najmniej kilka dni, jeśli nie tygodni. Nie był to pierwszy raz, gdy zastanawiała się zarówno nad tym, jak i nad innymi sprawami, nawet jeśli nie było po niej tego widać. Po prostu taka już była, jeśli miała przemyślenia, zostawiała je dla siebie, rzadko prosząc kogoś, by owe przemyślenia obgadać.
- A jak Ty i Wei? Jak wam się układa? – spytała z nutkami ciekawości w głosie, skoro już weszliście na tę część swojego życia. A przecież znała sekret Weia, nawet jeśli nie wiedziała, czy już się z nim zdradził. No i sam jej przecież mówił, gdzie zamieszkał, więc takie pytanie nie było niczym zdrożnym. Chwilową ciszę przełamywał tylko szelest szczotki rozczesującej włosy, gdy ostrożnie naprawiała powstałe gniazdo. Podły z Ciebie wampir, popsuł, popsuł, a potem naprawić nie chce.
- Wiesz co, Lu? – roześmiała się cicho. – Stalker z Ciebie, naprawdę. Moje wspomnienia wertujesz, jego… Nie wiem, czy to bezpieczne przebywać w Twoim otoczeniu. – zachichotała bezczelnie, by po chwili skinąć głową w odpowiedzi na rewelacje, że to syn Szczęściary. Ale to faktycznie oznaczało jakieś pokrewieństwo między nimi… Jakiż ten świat był mały, zwłaszcza dla wampirów.
- Nie wiem, jaka będzie, ale powinna być lepsza. Zawsze mógłbyś sprawdzić, czy smakuje jak dawniej, czy dalej jest coś nie tak. – uśmiechnęła się uroczo, jednak nie zachęcając do niczego, ani tym bardziej nie zmuszając. Ot zwyczajna, przyjacielska propozycja, nic więcej i nic mniej, podyktowana zwyczajną troską. – Byle byś mi tutaj nie głodował, po takiej utracie krwi. - skoro też Jun zajął miejsce na fotelu, Selence przyszło zająć blat szafeczki. Była wygodna, wysoka i mogła oprzeć się pleckami o ścianę. Cóż więcej było potrzebne?
- Do tatuażu. Te blizny były niczym ślady po wyrywających się skrzydłach… Skrzydłach wolności. Tylko brakuje jeszcze kilku zamalowanych piór, bo jeszcze nie wszystko zostało zrobione. – wyjaśniła, uśmiechając się delikatnie. – A czarne skrzydła… pasują do wampira. – uśmiechnęła się kątem ust, patrząc z zaciekawieniem na Wiaterka.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Nie. - padło krótkie słowo w odpowiedzi na rzeczone groźby - padło i zawisło radośnie w powietrzu tuż nad ukształtowanym gniazdkiem, w którym brakowało jeszcze jajek.
W podobny sposób tańcowały granice – jedne mniejsze od drugich, a inne większe i tłustsze od swoich towarzyszek. Przekroczenie ich przychodziło łatwo - gorzej wyglądała sprawa z przestrzeganiem twardych reguł.
O przyjaźni mówiło się wiele – nie od razu jej mianem należało nakreślać to, co dopiero zaczynało kiełkować na świeżutko ubitym gruncie po latach milczenia, niedomówień i konfliktów wynikłych z rozczarowania. Prawdą były szczere intencje wobec życzeń szczęścia na drodze z osobą, dla której zabiło serce w piersi i którym to sercem chciała podzielić się Księżycowa Dama. Kłamstwem należało nazwać dalszą część poezji – monologu, który tylko z pozoru przeszedł po tak zwanych łebkach: odbity od uszu, a potem skierowany w inną stronę po wykonanym obrocie na wygodnym krzesełku. Potem ciało siedzącego zastygło w bezruchu, a połyskujące błękitne ślepia dość przenikliwie wbiły się w personę kobiety.
- A kto tak powiedział? - krótkie pytanie ulotniło się spod ledwie rozchylonych warg, którym towarzyszyło mniej subtelne uniesienie jednej brwi do góry.
- Nie zaprzeczę, że z początku tak było - natomiast dalsze stwierdzenie to już wyłącznie Twój punkt widzenia. Przez pewien czas żyłem nadzieją, że może wyszłoby między nami coś więcej, ale wtedy Jego oczy spoczęły na Tobie, a Twoje na Marcusie. Potem zdałem sobie sprawę, że Twoje serce od dawna biło dla niego. Myślałem, że zdołam Cię pokochać i poniekąd tak się stało, czego oczywiście nie żałuję. - pewne uczucie umarło, drugie zostało przeznaczone komuś innemu, trzecie przetrwało do dziś.
Czarnowłosy nie ukrywał umiłowania, jakim obdarzył Selenę: jasne, nie jako kobietę, kochankę czy partnerkę na całe życie, ale na pewno nie było to coś, co pochodziło wyłącznie pod miano przyjaźni damsko-męskiej - hah, śmieszna sprawa, bo samo wspomnienie o tym było dość bezpośrednim i szczerym zagraniem, niejako przeciwnym dyplomatycznemu podejściu Seleny.
Na tym jednak Louis nie poprzestał, nie po tym, co usłyszał dalej.
- A próbowałaś dociekać? Zapytać więcej niż raz? Albo inaczej: czy w ogóle o tym pomyślałaś, nim znając Ciebie, wycofałaś się na bezpieczny grunt? - być może i wiercenie brzucha mijało się z celem, a może właśnie stanowiło konieczny element rozmowy.
O tym, że Selena miała tendencję do ucieczki w świat swoich myśli i rozważań, Louis wiedział doskonale. Wampirzyca często i gęsto rzucała słowa na wiatr w przysłowiowym “domyśl się” - często też wierciła dziurę w mózgach rozmówców, chcąc wycisnąć z nich to, czego sama pragnęła. Niestety w całej tej smakowicie przyrządzonej potrawce brakowało najważniejszego składnika - mięska, tudzież determinacji, która popchnęłaby kobietę o krok dalej.
Głęboka relacja nie mogła skupiać się wyłącznie na problemach i pomocy jednej osobie - chcąc coś otrzymać, należało najpierw dać coś od siebie. Rogalik prędzej czy później będzie musiała sama odpowiedzieć sobie na powyższe pytania – ba, podwinąć rękawy koszuli i wziąć w garść, aby tym razem nie zrobić kroku w tył, gdy na horyzoncie pojawi się pierwsza lepsza przeszkoda.
Wbrew pozorom nie tylko ona mogła mieć problem z przyznaniem się do bólu z przeszłości.
Nie tylko jej ciało zdobiły blizny.
- Nie mówisz mi niczego, czego sam bym nie wiedział Sel. Jestem szpiegiem, zapomniałaś? - jak szybko pojawiła się powaga, tak jeszcze szybciej odeszła w niepamięć. To była bardzo charakterystyczna zagrywka - taka, w której czarnowłosy wampir specjalnie ucinał część rozmowy, aby zostawić wszelkie niedopowiedzenia drugiej stronie.
Ona i tylko ona mogła wypełnić lukę - Ona i tylko Ona mogła zrobić coś, aby nie stracić umiłowanego światełka sprzed nosa, bo i ono nie mogło przecież czekać wiecznie.
- Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale póki co jest w porządku, tak jak okej są Twoje skrzydła. Nie do końca jednak zgodziłbym się z ich czernią. Wbrew pozorom Twoje dłonie nie zostały stworzone do zabijania, a i noc nie zawsze niesie ze sobą mrok. Czasami jasne bywają zbawienne. - odpowiedział z uśmiechem i jednoczesnym puszczeniem oczka, skrywając w tym dodatkowy pierwiastek tego, z czym wiązało się uczucie do Weia.

@Selena



_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Nie? Tak chcesz sobie pogrywać drogi wampirku? No proszę proszę, jakie to to podłe było, najpierw coś rozwalić, a potem nie chcieć naprawić… No dokładnie takiego Lou pamiętała, zwłaszcza, gdy chodziło tu o jej włosy. Nie, temat w ogóle nie był zamknięty, ale powiedzmy, że warto było go przynamniej na chwilę zawiesić, zanim pewne rzeczy nie zostaną ustalone na stałe, bo z pewnych względów jedne linie było łatwiej przekroczyć, a inne wręcz przeciwnie, trzymały się twardo stawiając mur.
Czasami pewne słowa padały ot tak sobie, niefrasobliwie, podczas gdy inne wręcz przeciwnie, były bardziej przemyślane. Życzenia szczęścia były oczywiste, gdy nie można było cofnąć się w przeszłość, a nawet i nie było takiej potrzeby. Reszta natomiast była o wiele bardziej skomplikowana, niczym słynna cebula składająca się z wielu warstw. Zresztą czy hasło „to skomplikowane” nie oznaczało czasem całego tego galimatiasu wzajemnych uczuć, będących Twoim i jej udziałem? Nie można też było określić tego kłamstwem, raczej opinią, być może niekoniecznie sprawiedliwą. To jednak było czymś zupełnie innym, niż mogło się wydawać. Niektóre rzeczy nadal się nie zmieniały, mimo że czas parł nieubłaganie do przodu.
- To nie do końca tak, jak mówisz. – padła spokojna, acz może nieco smutna odpowiedź. – Miłość to bardzo skomplikowane uczucie, którego nie da się wcisnąć do jednej szufladki. Nie sądź nigdy, że Ciebie nie kochałam, bo się mocno pomylisz. Po prostu nie tak, jak na to liczyłeś… A czego nie dostrzegałam ja. Oboje się pomyliliśmy po prostu na pewnym etapie. – powiedziała spokojnie, całkiem świadoma pewnych rzeczy, w które kiedyś całkowicie nie uwierzyła. Cóż, trudno było uwierzyć, że ich dwoje jednocześnie mogłoby obdarzyć ją takim a nie innym uczuciem. Zresztą Selena zawsze była stała w uczuciach, problem polegał tylko na tym, że czasem miała problemy by dostrzec, co sama czuje. Czasem wystarczył impuls, a czasem coś więcej, by je zrozumieć. Tak czy siak jednak przyjaźń była najłatwiejszym słowem, by określić te uczucia do Louisa teraz, nawet jeśli było to coś zupełnie głębszego, choć nie takiego, jak kiedyś sądzili.
Odpowiedzią było tylko spojrzenie, spokojne, wymowne, lecz nie wyrażające nic. Dosłownie nic. Przyjęła do wiadomości pytanie, przetworzyła w głowie odpowiedź, ale nie udzieliła jej na głos, bo po prostu nie. Po prostu jak zawsze wolała trzymać pewne sprawy dla siebie, bez względu na to, jakby to nie wyglądało na zewnątrz. Co sobie Wiaterek zamierzał na ten temat pomyśleć, to było jego tylko i wyłącznie sprawą, a sama wampirzyca po prostu milczała.
W przeciwieństwie do niektórych nie każdy umiał wiercić dziury i zmuszać innych do zwierzeń, nie tak, jak niektórzy. Nie rób drugiemu tego, czego sam nie chcesz, by robiono Tobie, jak mówiło pewne przysłowie. Nie jesteśmy tacy sami, a choć czasem to upierdliwe, bez tego byłoby dosyć nudno. Na wargach pojawił się jednak delikatny uśmiech, gdy swoim systemem Lou zmienił temat. Przyzwyczajona była do tego, nawet, jeśli to czasem irytowało. Ale czy jest sens zmuszać kogokolwiek do rozmowy o czymś, o czym rozmawiać nie chce?
- Mhmmm. Raczej stalkerem. – zakpiła sobie, krzyżując ręce na piersiach. – Co nie zmienia faktu, że całkowicie wycofałeś się z odpowiedzi, słoneczko Ty moje. I wierz mi, niedopowiedzenia, aluzje i metafory to część mojej pracy jako dyplomatki. W prywatnym życiu wolę rzuty prosto z mostu. – zeskoczyła ze swojej szafki, rozciągając się lekko i sprawdzając ogólny stan organizmu, a przede wszystkim rany na szyi, które powinny być już zabliźnione. W teorii oczywiście, ale w praktyce na szczęście również, co znaczyło, że przynajmniej na tę chwilę proces się powiódł.
- Ja tam wiem, co przyniesie przyszłość. – stwierdziła, trochę rozbawiona, a trochę poważna w swoich słowach. – Dla jednych szczęście, dla drugich nie. Nie sposób tylko określić, co przyniesie komu. – podeszła do mężczyzny, sięgając po strzykawkę leżącą za fotelem, a potem i roztrzepała mu włosy, robiąc z nich dokładnie takie same gniazdo, jakie on zrobił z jej włosów. A wszystko to okraszone słodkim uśmiechem.
- Za karę za moje włosy. – roześmiała się, sięgając po probówkę i ściągając sobie trochę krwi z tak zwanej żyły, by potem mieć próbkę do analizy. Cóż, musiała mieć pewność, że wszystko działa tak, jak należy. – I nikt nie mówi o zabijaniu, choć na upartego pewnie bym potrafiła. Wolę pokojowe rozwiązania, choć od jakiegoś czasu zaczynam doceniać umiejętność samoobrony. Swoją drogą, masz całkiem ładne nausznice… - przeskoczyła na inny temat, dotykając palcem feniksa na uchu Louisa. Wymowne spojrzenie stawiało bardzo wiele pytań, pamiętając o tym, że na poprzednie pytanie wcale jej nie odpowiedział.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Pogrywanie miało do siebie to, że wraz z umiejętnym wykorzystaniem dostępnych narzędzi, potrafiło wprowadzić nie tylko zamęt, ale radość i rozbawienie. Wszyscy wiedzieliście, jaka byłaś Ty i jaki był On: dwa podobne, a jednak różne byty – z różnych matek i ojców: z dni i godzin narodzin - również spod innego znaku oraz żywiołu, który patronował duchowym przewodnikom. Tego, co zrodziło się w głowie po zapadnięciu rzeczonej ciszy, nie trzeba było szukać daleko: podpowiem – nic – nic, absolutnie nic nie zagościło w umyśle mężczyzny, który jedynie uśmiechem pokwitował reakcję Seleny. Nie miał jej niczego za złe, a już na pewno nie chwilowego zawieszenia tematu w ramionach beznamiętnego eteru.
Niekiedy jego obecność niosła za sobą zbawienny powiew świeżości: bryzę orzeźwienia i przyjemny podmuch, który poruszał nie tylko ułożonymi puklami włosów - te zmierzwione również poddawały się dotykowi: ckliwemu, delikatnemu – takiemu, który przypominał muśnięcie dłoni o polik wraz ze sceną jakże chętnego ułożenia się go w płachcie bezpiecznego ciepła, do którego lgnęło tak wiele istot. I w tym nie było nic złego, bo czyż złym należało zwać coś, co tkwiło w każdej żywej istocie?
Zmiana tematu nikogo nie powinna zdziwić: nawet jeśli czasami przyprawiała o czkawkę, dziś zabłysnęła pozytywnym użyciem - nie tyle celowym przerwaniem nici porozumienia, ile zmiany toru rozmowy. Niezaprzeczalną była miłość - dziwna, bo dziwna – dla niego pełna nadziei – ostatecznie zaś słodko-gorzka w posmaku, ale i tak lżejsza do zniesienia od tej, którą długo nosił w sercu. Dopiero dziś otwierały mu się oczy - ciepłe i pełne życia, zupełnie jak wtedy, gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Rzeczona nausznica stanowiła namacalny dowód odrodzenia duszy z popiołów - trochę jak i samej Seleny, która już nie tyle dopięła swego, po zniszczeniu cesarskiej fryzury – teraz mogła naprawdę rozwinąć skrzydła: pomilczeć, pomyśleć i być może spiąć dupsko, by tym razem nieco zawalczyć o swoje. Niech przy okazji nie próbuje się z tego wykręcać - oboje przecież wiedzieli, do czego tak naprawdę były zdolne jej pazurki i to nie tylko te fizyczne.  
A teraz pomyśl, o ile więcej potrafiła dokonać ich metaforyczna manifestacja.
- Ja? Wycofać? Gdzieżbym śmiał moja Pani. Wszak czytasz ze mnie jak z otwartej księgi - nieco zmąconej przez Twoje palce. - zaśmiał się dźwięcznie Jun.
Jak każdy szanujący się Azjata, zawsze miał pod ręką plan zapasowy. Nawet jeśli jego realizacja zakładała opuszczenie wygodnego miejsca na fotelu, to nic - z radością kopnąłby (metaforycznie) własnego ciało, aby ruchem i zmysłami odnaleźć przedmiot pożądania - grzebień lub szczotkę – ewentualnie coś z pochodnej rodziny, czym z gracją prawdziwego Smoka rozczesałby powstały nieład na głowie. Świadomość, że ciemne pukle zaczynały stopniowo zwiększać swoją długość, powinna połechtać czyjeś oczka, które ewidentnie żywiły słabość do fryzur z antycznych lat istnienia.
Z podobną reakcją zawsze mogło spotkać się puszczone oczko i kto wie, czy i nie złośliwe ucałowanie rączki tuż przed jej wycofaniem po dokonaniu haniebnej zbrodni.
- Samoobrona to jeszcze nie mord. W jakimś stopniu każdy z nas nosi na sobie ślady krwi, ale Ciebie nigdy nie przeobraziła w bezdusznego potwora, jakimi w większości byli nasi przodkowie. I dziękuję: przyznam, że jest to całkiem trafiony prezent. Miło jest znów kogoś kochać w ten sposób, a jeszcze milej patrzeć, jak ten sam ktoś skacze cały w skowronkach, ożywiony wygranym bojem, nawet jeśli czasem się zapędza, ale chyba właśnie dlatego zacząłem doceniać teraźniejszość ponad przyszłość - bo potrafi zaskoczyć. - słowa padły spokojnie: z ciepłem, uśmiechem i subtelnym śmiechem w czasie walki z tajfunem kołtunów, które należało potraktować ostrożnie z włosem zamiast pod włos.
Nic nie poradzisz Rogaliku: choć Wiatr serce potrafił mieć dobre, nosił w nim też wady: jedną z nich był pewien stopień, cesarskiej perfekcji lub zwykłego ego, które od wieków stanowiło siłę i słabość mężczyzny.
- I jak Twoja krew, Pomidorowa Krwinko z Rosołku? A może powinienem Cię awansować na Barszczyk Czerwony? - spytał, gdy stanęła tak blisko: gdy para oczu ponownie skrzyżowała się ze sobą, a paluszek dotknął złota na uchu. Widzisz? Tym razem nie spojrzał na Ciebie z pożądaniem - nie – w błękitnych oczach trzaskał przyjemny płomień, przy którym można było sobie usiąść i odpocząć.
Czy to była wystarczająca odpowiedź? Nie? W takim razie niech stanie się nią zdanie niżej.
Jun był szczęśliwy, bo czasem warto było poczekać, a niekiedy zawalczyć o swoje.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Bywały takie zmiany tematu, że rozmówcę jednego lub drugiego złość okrutna brała, żeby nie powiedzieć dosadniej. Bywały też i takie zmiany, że można było pominąć je milczeniem, albo po prostu wyjść. U was to nie groziło, bo potrafiliście czerpać radość ze swojej obecności, niekoniecznie wymagając do tego słów. Przeskok na inny temat nie miał więc na celu przerwania nici porozumienia, a jedynie delikatną zmianę toru. Nie dlatego, że chciała uniknąć pewnych tematów, a po prostu co najwyżej odłożyć je w czasie, dając każdej stronie możliwość przemyślenia pewnych kwestii. No ale jak i Lou sam wiedział, tacy właśnie byli – woleli czasem pewne rzeczy obmyślić, przetrawić, przeżuć i przełknąć, a dopiero potem wrócić z nowymi pomysłami i informacjami.
Taką informacją była także nausznica, pięknie przedstawiająca feniksa, jako tego powstającego z własnych popiołów, narodzonego całkowicie od nowa. Zniszczenie natomiast cesarskiej fryzury było nawet nie tyle, co produktem ubocznym sytuacji, co zwyczajnie podłą zemstą za przerobienie na gniazdko włosów Selenki. A co do szczotki? Cóż, tę posiadała wampirzyca w swojej torbie, więc wystarczyło jedynie poprosić… Chyba, że ktoś tu miał ochotę pogrzebać w tak zwanej damskiej torebce – obiecujemy, że nie ma tam niczego podejrzanego!
- Wiesz, aby czytać z księgi, trzeba przewracać jej stronice! – uśmiechnęła się niewinnie. – Więc dokładnie to właśnie zrobiłam! – i na dowód ponownie zmierzwiła fryzurkę, tworząc z niej jeszcze bardziej malownicze sianko, zwłaszcza, gdy brać pod uwagę, że włosy wampira stawały się coraz dłuższe i piękniejsze. Nie dało się ukryć tej delikatnej słabości Seleny, ale czy miało to jakieś większe znaczenia, zwłaszcza teraz. To, że głupie serce biło w inną stronę, nie oznaczało od razu, że nie mogła patrzyć i podziwiać.
- Hmmmm. Nie piję tu ani do siebie, ani do przodków, ale nie uważasz, że można być bezdusznym potworem, nie zabijając własnoręcznie? Można również mieć krew na rękach, a jednak nikogo nie zabić, przynajmniej nie dosłownie. Aczkolwiek nie wiem, czy takie dywagacje są odpowiednie na tą chwilę, jako że jest to chyba jeden z tych mało przyjemnych tematów, prawda? – dawała rozmówcy wolną rękę, bo jak to z rozmowami bywa, lubiły skręcać w niekoniecznie przyjemne rejony, a czasem nawet całkowicie odległe do tego, co samą rozmowę zapoczątkowało. A potem coraz trudniej było wrócić na właściwe tory… - Wszystko potrafi zaskoczyć. Aczkolwiek, cieszę się, że jesteś szczęśliwy. – łagodny uśmiech podsumował wypowiedź, taką rzuconą z całego serca. A chciałoby się delikatnie objąć w tym wyrazie szczęścia, ale nie wypadało – jeszcze nie. Nie, dopóki granice się nie ustalą, a przynajmniej dopóki mózg ich nie przyswoi.
- Jak na razie wygląda w porządku. Pewnie przez kolejny tydzień będę robić jej analizy, żeby mieć pewność, że ten stan się utrzyma już na zawsze. – w głosie zabrzmiała delikatna nadzieja, gdy pakowała próbkę do lodóweczki, by pozwolić Doktorkowi zająć się nią w czasie późniejszym. Znając potomstwo panny Szczęściary byłoby mu smutno, gdyby pominęła go w takich analizach. Skoro jednak przy lodóweczce już byliśmy, drobna łapka Azjatki wyciągnęła z niej coś – znajomą Ci fiolkę. Dokładnie tę samą, którą dałeś prosto w jej łapki z końcem listopada, gdy przyszło wam się pojednać.
- Czekałam do tej pory, żeby jej nie zmarnować… Skoro nie mogłam pić krwi, to po co mi były wspomnienia. Mam nadzieję, że się nie rozleciały zbyt mocno… - westchnęła, patrząc uważnie w oczka wampira. Jeżeli nie zaprotestował, po prostu odkorkowała fiolkę, podgrzewając ją ostrożnie w rękach, a potem po prostu opróżniła fiolkę, zamykając oczy i skupiając się na wspomnieniach w niej zawartych.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Mężczyzna uśmiechnął się dwuznacznie, łapiąc drobną rączkę która raz jeszcze zapragnęła wprowadzić nieład w świeżo okiełznanym zagajniku ślicznie rozczesanych pukli. Nic z tego z złoto - nie tym razem: rzekły błękitne oczy w czasie taksacji ślicznie rumianej buzi. Wypełniające ją życie na nowo przywracało blask, radość i chęci, co cieszyło dawcę: wampira cwanego i przebiegłego jak rudy Lis o iście dwulicowym charakterze. Sposobów na jego określenie istniała masa – nie każdy jednak uderzał w sedno, bo i on sam mimo wybujałego ego i zalążków narcyza, nie emanował nim na lewo i prawo – co innego w obronie własnej. W tamtej chwili granice tylko troszkę uległy naruszeniu, ale bez obaw: prócz ujęcia nadgarstka na poczet zgaszenia dzikich zapędów wraz z puszczeniem psotnego oczka, nic więcej nie miało miejsca – no może poza opuszczeniem łapci i wypuszczeniu jej z własnej w akcencie puenty zarzucenia półdługich kudełków.
- Owszem można, tak samo jak jej obecność na tych samych rękach nie zawsze czyni z kogoś Demona. To już różne odcienie szarości, których definicja i sposób zrozumienia nigdy nie były i nie będą łatwe. Dziś natomiast jest Twój czas Sel, więc pozwól, że przytaknę: na tego typu dywagacje przyjdzie jeszcze pora – tylko wiesz... Byle nie przy winie: lepiej sprawdzi się coś mocniejszego. - jak w każdej bajce, powieści czy filmie – zmiany akcji były nieuniknione – tak samo jak tematy – tym razem w mniej irytujący, a bardziej protekcyjny sposób, co by nie narażać słodkiego Rogalika na zboczenie z trasy szczęścia i ulgi względem cudownego uzdrowienia, na które tak długo czekała.
W sytuacjach takich jak te komizm był więcej niż wskazany - wręcz pożądany przez aktorów i niejako kapryśne duszki, za którymi powędrowały łapki i palce w eterycznym pragnieniu przejrzenia klamotów w damskiej torebce. Nie bój się nic śliczna: to tylko taka metafora – Louis nie potrzebował dobierać się do prywatnych rzeczy: jeśli nie grzebieniem, to własnymi łapciami lub chociażby i szpikulcem - przecież oboje znaliście tysiące sposobów na skuteczne przeczesanie, rozplątanie i uczesanie długich kudłów. Przypadek? Nie sądzę - na pewno nie w Waszym wykonaniu.
- Cóż, Doktorek będzie miał co robić, ale to dobrze. Patrząc po jego zamiłowaniu do sztuki medycznej, będzie bardziej niż zachwycony, mogąc ponownie zanurzyć się w wir badań i analiz. Oby tylko nie przesadził - na dłuższą metę samotność nigdy nikomu nie służy. - ślicznego uśmiechu nie sposób było nie zauważyć: pewnie dlatego czarnowłosy tym mocniej unikał trudnych tematów do rozmowy.
Możliwość podziwu słodkiego Rogalika w chwilach jej największego rozkwitu od zawsze była dla niego wyjątkowym wydarzeniem. Chociaż gdzieś w środku przemykał smutek, to szczerze wierzył, że pewien wilczek nie spierdoli sprawy, bo jeśli tak: oj biada mu najszczersza – drugiego takiego heroicznego wyskoku w jego obronie Azjata się nie podejmie: na pewno nie przed obliczem rozgniewanej wampirzycy w towarzystwie koleżanki, do której z pewnością poszłaby się wyżalić - przynajmniej czysto teoretycznie.
- Nie, aczkolwiek ustalmy coś ważnego. Niech to, co ujrzysz pozostanie wyłącznie do Twojej wiedzy. Nie psujmy dzisiejszego spotkania. - być może i niesłusznie, a może właśnie tak: czasami trzeba było coś poświęcić, aby móc coś dostać w zamian - czasami też warto było poczekać na lepszy moment.
Wiatr z oczywistych powodów nie przeszkodził nieśmiertelnej w opróżnieniu fiolki – ba, przed jej przechyleniem, posłał słodki powietrzny całusek, a potem, jak gdyby nigdy nic, polazł zerknąć na Doktorka.
Bo może faktycznie nie chciał do tego wracać?
A może bał się tego, kim potrafił się stać, a kim był w przeklętym 42?
Deja Vu...
To, co ujrzała Selenka nie powinno jej specjalnie zdziwić, wszak przeszła przez gorsze piekło - nie to, co on – ten, który wpadł w sidła ludzi niedługo po odnalezieniu ciała umiłowanego brata, wyciągnięciu go i sprawdzeniu, że pomimo stanu... Żył...
Tak... Ryuu tkwił w stanie “uśpienia” - tak, nie został spalony, jako wszyscy do tej pory myśleli - tak, Wiatr przekazał brata w dłonie Osamu, który zgodził się przechować go do czasu odzewu.
A potem...
Niedługo potem przybity Louis dał się schwytać i zaciągnąć w bliźniacze miejsce: salę, której widok był Selenie nazbyt dobrze znany, a którą raz jeszcze oświetliły promienie chłodnych lamp wraz ze spojrzeniami ludzi, którzy nade wszystko pragnęli powtórzyć badania.
Ale wiesz...
Z niektórymi wampirami jak z karaluchami – ten konkretny nie dał się tak łatwo. Choć nie pokazywał tego po sobie nigdy: w tamtym czasie stał się prawdziwym potworem - bestią, która bez jakichkolwiek skrupułów wykorzystała okazję do oswobodzenia ciała i użycia go do rozszarpania wszystkich śmiertelnych - wyrwania ich serc, rozerwania gardzieli i w końcu do spalenia piekielnej celi wraz ze wszystkimi śladami jakiejkolwiek działalności ludzi w tym temacie.
To, co działo się dalej, przewijało się jak przez mgłę. Wycieńczony, ledwo żywy, wręcz balansujący na granicy padł twarzą na ziemię i obudził w zupełnie obcym miejscu: gdzieś w bunkrze.
Louis niewiele pamiętał z tamtych chwil, ale ktoś mu pomógł, na, opiekował się przez lite trzy lata.
O ironio: czy czegoś Ci to nie przypominało?
Może właśnie dlatego tak dobrze pewne rzeczy rozumiał? Wyłapywał? A może z tego powodu brało się przeszłe rozczarowanie?
Tak czy siak: tutaj kończyła się opowieść, a zaczynał epizod, w którym Louis wrócił do Seleny. Nie chciał poruszać tematu wspomnień: jeżeli już, mogli porozmawiać o wszystkim innym.
- Swoją drogą... Chcesz wyjechać ze mną i Weiem do Chin na Chiński Nowy Rok? - tak jak teraz, skoro już rzucił randomowym pytaniem: uśmiechnięty i prawdziwie szczęśliwy w objęciach upragnionego uczucia, którego nie smakował od dawien dawna.
Szczęśliwie była to już przeszłość, podobnie jak czas, który nieubłaganie zbliżał ich dwójkę do konieczności opuszczenia "doktorkowego leża" - z nim lub bez niego.

Z/T 2x

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach