3 I 2023 - The end is also the new beginning

2 posters

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
First topic message reminder :

Bywały dni, że bardzo lubiła współpracować z Yeongiem. A bywały dni, że miała ochotę ukręcić mu łeb. Dokładnie tak, jak podczas ich ostatniego spotkania, gdy przyszła z próbkami krwi Liski i Lou, by sprawdzić, czy aby na pewno da się zrobić coś z jej porąbanym organizmem. O dziwo dało się, patrząc po reakcji na krwi Lou, którą mogła w niedużych ilościach pić, ale to nie zmieniało faktu, że niektórych naukowców należało przerobić na tak zwane mięso armatnie. Yeonga przede wszystkim.
Nie należało się więc dziwić, że czekała przed wejściem na Lou z delikatnie naburmuszoną miną, obracając papierosa w dłoni i mając nadzieję, że uda jej Doktorka po prostu nie zabić. Do teraz zastanawiała, czemu on jeszcze żyje i dlaczego w ogóle Marcus nadal mu płacił. No ale z drugiej strony - jeśli komukolwiek miała zaufać na tyle, żeby pozwolić pilnować swojej osoby podczas całego procesu leczenia i nie mieliby to być Lou, Marcus albo Lisek, to Doktorek był jednak najlepszym wyborem. Wkurwiał wszystkich jak leci, ale jakoś umiał trzymać gębę na kłódkę. Poddała się jednak, odpalając papierosa i zaciągając się głęboko. Nie dało się ukryć tego, że po prostu się bała. Teoria teorią, nawet jeśli twierdziła, że wszystko się uda, ale praktyka praktyką. A w praktyce wszystko mogło pójść po prostu całkowicie nie tak. Jakaś jej część chciała po prostu uciec i zostawić wszystko tak, jak było, ale druga, ta silniejsza, stała twardo, chcąc w końcu zamknąć temat obozów i w końcu być całkowicie zdrowa. Nie bać się, że byle zranienie może ją kompletnie wykończyć. O upierdliwości związanej ze strzykawkami nawet już nie wspominała. Przynajmniej dzięki temu nie nabawiła się traumy przed igłami.
Przy trzecim papierosie zauważyła Lou i uśmiechnęła się delikatnie na jego widok. Uniosła rękę, by mu pomachać i tym samym ściągnąć na siebie uwagę. Nie zamierzała wchodzić przez główny budynek, tylko od razu od zaplecza, a że zdążyła już wcześniej wejść do środka, to na sobie miała dżinsy, fartuch medyczny i na to narzuconą kurtkę.
- Lou! Tutaj! Cześć Wiaterku! - oczywiście uściskała go na powitanie, wywalając uprzednio peta. - Technicznie wszystko jest gotowe. - poinformowała go, ale nie dało się ukryć delikatnej nerwowości w jej głosie. - O zapasy krwi się nie martw, będzie jej wystarczająco dużo na uzupełnienie braków. - więcej nie musiała już dodawać, oboje przecież znali przynajmniej ogólny opis procedury. - Dziękuję, że się zgodziłeś. - dodała, ale o wiele ciszej. Była świadoma, że cały proces to spore ryzyko, dla nich obojga. Jednak trzeba ruszyć na przód, a dla niej była to kwestia życia i śmierci, niczego mniej i niczego więcej. Albo wyleczy się teraz, albo nie będzie już szansy leczyć czegokolwiek.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
No więc jak Doktorku, zrobisz z nimi interes? Błagam, tylko weź już chłopie, nie protestuj, bo to nie miało żadnego sensu - sam żeś widział, jak wielki wirował wokół nich chaos i jak mocno pomimo więzi, jedno próbowało w pewnym sensie wykończyć to drugie. To totalny brak logiki nie uważasz? Twoje jestestwo nie zwykło do bycia blisko takich osób - Ty coś zwał się wielkim naukowcem, zrodzony z pary wampirów - z jego cząstki i jej łona - tej, którą do dziś rodzina obrzucała cuchnącym błotem, nie mając ku temu wyraźnych powodów - Ty, którego serce pomimo bicia, nigdy nie posmakowało prawdziwej słodyczy życia - szczęścia, smutku, zazdrości ni miłości. Wielu zginęło w jej imię - jeszcze więcej istnień poddało się szaleństwu, idąc wbrew rozumowi, a przecież ten wyraźnie krzyczał: STÓJ!
Śmiesznie się musiał czuć Doktor i wszyscy inni, którzy aktywnie śledzili wątek. Idę o setkę żyć, że niewielu z widzów zdoła pojąć jej sens - ja sam go momentami nie rozumiałem - ja "ten", który rzekomo miał kierować losami własnej postaci, a która już dawno wyrwała się spod sznurków pióra, obierając własną drogę. Z Selenką było bardzo podobnie - za nic sobie miała słowa, groźby i prośby - nie wspominając już o szczątkach instynktu samozachowawczego. Mądrym był ktoś z tamtych ktosiów wyżej, kto zechciał jej to kiedykolwiek wytknąć, ale cóż - ponoć z kobietami tak to już było, że jak koty chodziły własnymi drogami.
A potem spotykał jeden drugiego takiego i zaczynali razem przemierzać bezkresy świata: czasem skłóceni, niekiedy zadowoleni - jednak i zawsze z wiecznym bananem na twarzach, chociaż nie łączyło ich żadne uczucie. Błąd - takowym na bank nie nazwiecie miłości: nie takiej, którą mężczyzna darzył kobietę, a kobieta mężczyznę - tutaj cały sekret ukrywał się w detalach.
Czas inaczej zweryfikował ich podejście do siebie, ale na tym się skończyło - śmieszna sprawa, bo pomimo ogromu potęgi i ta zwanej władzy absolutnej nie zdołał skutecznie rozdzielić spoiwa, którym te dwa byty połączyły się samoistnie: Ona Księżyc i On Słońce - Srebrny Feniks ze Złotym Smokiem w tańcu czerni i bieli. Na domiar złego, co by życie miało smaczek, bo przecież, po co poddawać się Przeznaczeniu, mogąc pokazać mu soczystego fuckersa, dobrowolnie wymienili się iskrami własnych Dusz.
Aby nigdy nie zapomnieć i zawsze móc odnaleźć drogę powrotną...
Nie zamykał swych oczu Jun - może tylko na chwilkę w obawie przed ujrzeniem własnego odbicia, poczucia wstydu i pożogi, po której stąpały bose stopy. Wiesz Sel... Nawet jeśli nie kochałaś go w ten sposób, nie mógł ująć Ci zasług i chłodu, które niosła woda z Twoich rąk. Rozlana srebrzystą taflą skutecznie gasiła dziki płomień, który stopniowo zatruwał jestestwo. Ty i Ryuu wbrew pozorom byliście do siebie bardzo podobni: mężni i spokojni. Waszych szaleństw nie szło rzucić gdzieś w kąt, lecz bądźmy szczerzy - stanowiło zaledwie cząstkę całości - maleńki kawałek skał, z których oboje zbudowaliście solidną górę. Ile razy wytkniesz mu śmiech Księżycu? Raz? Drugi? Trzeci? Niech takowych wypomnień będzie i setka - nie zwracał nań większej uwagi ten, który mógłby ze spokojem pozazdrościć Wam zwieńczenia wspólnej wędrówki. Pewnych rzeczy nie należało rozdrapywać - o innych najzwyczajniej w świecie się nie rozmawiało.
Skoro tak, to dlaczego utrata pierwszego dziecka tak cholernie bolała?
Dlaczego myśli o nim musiały przeplatać się akurat teraz?
Heh... Najwyraźniej umysł potrzebował solidnego resetu, a skoro tak, to jak mógł odmówić oczom opuszczenia powiek na tych kilka chwil? Błoga nicości coś oczyściła Duszę - spojrzenie przez jej szkło pomogło dostrzec kilka drobnostek - nie próbuj go nawet oszukać Sel, nawet jeśli ciałem ponownie zajęłaś miejsce na leżance, błękitne ślepia szybko wyhaczyły łzy, które musiały w końcu wypłynąć, znacząc trasę swej bytności wzdłuż obu polików. Gdyby tylko mógł, chętnie wstałby z tego grobowca, podszedł i otarł kolejno każdą z nich - potem otulił i zwyczajnie zastygł, nie tylko dając ciepło, ale również to samo ciągnąc dla siebie w próbie ugaszenia żaru dawnych koszmarów. Dobrze zrobiłaś, wystrzegając się tych kilku kropel, którymi nieumyślnie pobrudził Twe wargi. Nie bądź zła Rogaliku - wyjątkowo nie zapanował nad kłami i ich wysunięciem, przez które podrażnił własny, niegdyś giętki i cięty język. Nie miej mu też za złe, że odpowiedź na miód słów przedarł przestrzeń dopiero po nastaniu kilkunastosekundowej ciszy.
- Uwierz mi, że z naszej dwójki to ja jestem tym gorszym do uwalenia - przerabiałem to. - ale kiedy już dotarły do ucha, uchyliły rąbka tajemnicy, o której nie wiedział nikt prócz jednej osoby - jednej jedynej z całego grona, która poznała znikome strzępki, a miano jej brzmiało: Nun. Czarnowłosy pamiętał, jakby to było wczoraj - ucieczka, znów ten ogień, upadek i nicość. Obudził się wtedy w bunkrze - brudny, osłabiony, zdany na pastwę obcego mężczyzny. Wstyd się przyznać, bo nie spłacił jeszcze swojego długu i to niejako ciążyło mu na barkach. Czasem tylko zastanawiał się, dlaczego wampir do tej pory niczego mu nie wypomniał i czemu zamiast upomnienia się o stosowną zapłatę, milczał jak grób.
Otchłani ma, któraś raz jeszcze spowiła sen z otwartych powiek, racz przynieść upragniony błogostan podczas transfuzji, którą Smok tak uparcie chciał zakończyć. Wyłączył już aktora, ba, zawzięcie bronił się przed myślami i tylko czasem zerkając w bok, pozwalał sobie na całkowity odlot. Może tak było lepiej? Skoro środki nie zdawały egzaminu, a zrobiła to dopiero Jej bliskość, to czemu nie odciąć się w całości? Tak więc i postąpił Smok, odchodząc od zmysłów - fundując sobie całkowity off póki do świata ponownie nie wezwał go głos.
I wiesz co?
Jakkolwiek to nie zabrzmi - swoim prostym podejściem i uczynkiem podsunęłaś mu równie szalony pomysł, dzięki któremu już nie atakował Cię skokami tętna. Teraz jego puls zwolnił do absolutnego minimum, które powinno być raczej bezpieczne, bo przecież: jak wystraszyć kogoś, kto tak naprawdę nie żył? Wykorzystaj ten czas, odpręż się i pozwól krwi płynąć dalej i wypełniać Cię dalej jak przed laty cząstką naznaczał ciało w pięknym gorącym uniesieniu Dusz.
Piękne to były chwile - piękne i wiążące, choć jak widać nie na wieki, ale to nic złego. Było i minęło - wspomnienia zostały, tak samo jak zalążki emocji, dzięki którym razem przedarliście się przez tyle upierdliwych przeszkód. Wiesz Sel... Nie ma nic złego w pragnieniu życia - tak na dobrą sprawę było czymś całkowicie normalnym - ba, powiem Ci więcej - chociaż pożerał Cię strach, nie miałaś powodu, aby mu się "dać". Wbrew pozorom i temu, co niejako teraz czynił. Smok nie kwapił się do odejścia, a wiesz, dlaczego? Bo z Demonami tak to już było - raz strącone na ziemię, z tej ziemi rzadko kiedy chciały schodzić, szczególnie jeśli zamieszkiwały na niej stosowne kotwice. Jedną byłaś oczywiście Ty - druga czekała na niego w domu: piękna i miękka, tak jak kocyk, którym od wieków okrywałaś zmęczone bojem barki, po których wielokrotnie spływała krew.
I tak oto Bestia spoczywała w wąskich ramionach kobiety, póki ta raczyła nucić mu słodkie pieśni. Gdy ustawały, budziła się do życia gotowa ponownie zasiać niepokój w sercach niedowiarków. Dziś szczęśliwie nikt nie musiał cierpieć, co najwyżej intelekt Doktorka, ale jakoś się potem dogadacie, prawda? Z takim czy innym zamysłem czarnowłosy natychmiast zareagował na głos. Z uniesionym do przysiadu ciałem poprosił o odłączenie się od medycznej aparatury, która dość nieprzyjemnie krępowała ruchy. Z ulgą przyjął otrzymaną swobodę, a po wypuszczeniu powietrza z ust, poruszył kończynami i ciałem, które wkrótce znalazło się przy leżance, na której nadal spoczywała Selena.
- Zróbmy to jak należy. - skoro oboje wiedzieli, po co przekroczyli progi światów, to powinni również być świadomi ceny. Smok z radością oddał kobiecie część siebie, odzyskując cząstkę samego siebie, jednak nie miał prawa prosić o zapłatę, a ta była prosta: pamiętaj, że to, co odebrano i zwrócono, zawsze mogło zostać wyszarpnięte podobnie - nie pozwól, aby inne osoby, które oberwały rykoszetem, egzystowały w niewiedzy przez całe wieki - zwyczajnie sobie na to nie zasłużyły, albo raczej: nie zasłużył ten, którego wydałaś na świat - Jego syna, ostatniej iskry kroczącej żywym duchem po powierzchni brudnego świata.
- Niech minie tydzień, miesiąc a nawet dwa, ale nigdy więcej pechowych 80 lat ani roku więcej. - i rzekł tajemniczo, acz poważnie z równie stanowczym spojrzeniem, nim ujął drobne ciało w ramiona i odgarnął pukle ciemnych włosów, które niechlubnie zakrywały smukłą kolumnę szyi. Jak za dawnych lat, powiódł poń wargami i językiem, lekko skubiąc tu i tam, aż nie dotarł w to jedno miejsce - dokładnie to samo, które od zawsze miłował drażnić i w które w końcu wbiły się podwójne zębiska, łącząc dwie dusze w jedną. Wtedy też do środka miał wpłynąć płyn - o ironio, trucizna dla ludzi, a dla niej nektar życia, dzięki któremu miała naprawić wyrządzone szkody, które próbowano i jemu wyrządzić. Skoro mieli zrobić to jak należy, to po wstrzyknięciu jadu musiało nastąpić rytualne spożycie krwi - już nie dla zaleczenia choroby, a ze zwykłego sentymentu.
Umierała Selena i rodziła się Selena.
Czy to w pewien sposób nie czyniło z niej jego córy?
Ależ żarcik sytuacyjny.
Biedny Doktorek - chyba jako jedyny nie miał ani krzty powodu do śmiechu. A gdyby tak jednak mu go podarować? Z pewnością i on mógłby w końcu odetchnąć z ulgą, czyż nie?

@Selena


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Przed czym tu protestować, skoro biedny pan medyk już dawno pogubił się w tym, czego był świadkiem. Dla każdego lekarza bowiem wiadome było, że nie da wyleczyć się pacjenta, który zwyczajnie wyleczony być nie chce. To siedziało w łebku, głęboko w duszy, opierając się wszelkim zabiegom. To było też jego największą obawą, gdy próbował uleczyć nie tylko ciało, ale i potrzaskaną wydarzeniami duszę. A teraz? Stracił kontrolę nad wszystkim, co się właśnie działo, zredukowany tylko do tego, który nadzorował badawczą aparaturę, monitorując parametry ciała, na które nie miał żadnego wpływu. On, lekarz, naukowiec. Nie dało się wyjaśnić tego, czego był świadkiem, ale jak powiadał pewien polski serial „są na świecie rzeczy, które się fizjonomom nie śniły”.
Cieszył się jednak biedny Doktorek, nawet jeśli dobrze wiedział, że takie badania nigdy nie ujrzą światła dziennego. To, co pozwalaliście mu obserwować, było przełomem jakichkolwiek badań, które kiedykolwiek mógł prowadzić. A choć zapewne każdy z was błagał wszelkie znane i nieznane bóstwa, by nigdy więcej nie było konieczności przeprowadzania na nikim takiego procesu, to jednocześnie musieliście i przyznać, że był to przełom, którego nikt wcześniej nie doświadczył. I miejmy nadzieję, że nie doświadczy, jeśli pytać by przyjmującą Dar Krwi.
Taki właśnie był minus kreowanych postaci, chodziły własnymi ścieżkami, za nic mając zamiary swych autorów. Robiły, co chciały, obierając swe własne drogi, nam więc zostawało jedynie przelać je na wirtualny papier, pozwolić ujrzeć światło dzienne i spisywać dalsze losy, niczym niemi kronikarze, stworzeni tylko po to, by patrzeć i zapisywać to, co widzą. Czyż nie tak właśnie się czujemy, z pełnią niezrozumienia patrząc na wydarzenia, których wszyscy jesteśmy świadkami? I jeszcze pół biedy, gdy tylko jedno błądzi, za nic mając prośby i groźby, ale co wtedy, gdy spotka się ich dwoje?
Miłość cierpliwa jest i nie unosi się gniewem, lecz jednocześnie jest zaborcza i zazdrosna. Panie, dzieci z tego nie będzie, ale wierz mi, gdy mówię, że pójdzie w zupełnie inną stronę. Zwiesz drobną pannę kotem chodzącym swoimi drogami, ale wiesz, co jeszcze się z tym łączy? Kły i pazury, którymi będzie bronić swojego, sycząc na wszystko wokół, co ośmieli się Ci zagrozić. Jesteś więc pewien Wiaterku, żeś na to gotowy? Żeś gotowy na te metaforyczne kiełki i pazury, które wbiła w Ciebie obronnym ruchem, zdolna bezczelnie wyrywać zagrożeniu łapki przy samym tyłku? Zresztą – nie odpowiadaj. Cokolwiek odpowiesz, to nie ma znaczenia, bo ona i tak nie odpuści, już nie, nie wycofa się z raz obranej drogi, chroniąc na swój własny sposób, oferując Ci wszystko to, co zaoferować mogła, bo taka zawsze była, zanim mur niepewności i strachu oddzielił ją od prawdziwego temperamentu. Zanim skryła się za murem, który Marcus zaczął rozbijać już wcześniej, ale to właśnie Ty zadałeś ostateczny cios, by runęła twierdza, którą zbudowała wokół siebie.
Nie bój się, smoczy królu. Nie masz czego, bo w jej oczach nigdy nie zobaczysz potępienia. Nie zobaczysz zła, które tak bardzo bałeś się zobaczyć. Nie, w jej oczach dostrzeżesz jedynie przyjemnie chłodny strumień gaszący wybujałe płomienie, a potem kocyk odganiający chłód. Czyż nie była to ironia? To ona była tu ogniem, palącym wszystko, co znalazło się zbyt blisko, ale właśnie teraz przynosiła Ci ukojenie wody, którą powinieneś być Ty. Ty, logiczny myśliciel, kierujący się najlepszym rozwiązaniem kontra ona, emocjonalny płomień, wybuchający gwałtownością i równie szybko spalający się bez pożywienia. Jednocześnie jednak to w księżycowej nocy najłatwiej było znaleźć ciszę i spokój, ukryć uśmiech przed osobami postronnymi… Nie ukrywaj się, Wiaterku. Nie przed nią. Znałeś wydarzenia, znałeś ogrom tęsknoty, która was łączyła. Nie bądź już rozczarowany, weź ją za rękę i pozwólcie oboje odejść demonom precz. Świeca odganiająca strachy nie może płonąć wiecznie, ale nie byliście już sami, mogliście palić je przecież na zmianę. A na kamienną górę możesz wejść do niej, nawet specjalnie poda Ci rękę. Nie budowała jej przecież dla siebie.
Dlaczego więc teraz czuła się, jakby z niej spadała?
Dlaczego łzy wymknęły się spod powiek, ukazując słabość, której nigdy nie chciała pokazywać przed Tobą? Chciała być silna za was obu…
Nie była.
Czasem pewne oszustwa wcale nie były takie złe. Czasem należało oszukać bliskich tylko po to, by oszczędzić im negatywnych emocji – żalu, smutku, cierpienia… Ale teraz nie było już miejsca na oszustwa, nie było miejsca na ukrywanie się, była jedynie obnażona Dusza, wylewająca z siebie ostatnie krople trucizny. Nie martw się, słodka krew nigdy nie była powodem złości, bez względu na to, w jaki sposób barwiła pobladłe usta, dodając im koloru, niczym gejszy z japońskiej dzielnicy. Policzki też się delikatnie zarumieniły – czuła Twoje spojrzenie, wiedziała, co chciałbyś zrobić i możesz jej wierzyć, że chętnie zrobiłaby dokładnie to samo. Zatonęła w objęciach, biorąc ciepło i dając swoje własne, raz na zawsze przeganiając dawne koszmary. Ty też tego chciałeś, ale jeszcze nie była ku temu pora.
- Mhmmm. Czyli coś nas łączy. Zawsze kurwa wracamy. Jak karaluchy, przeżyjemy wszystko. – roześmiała się, nie mogąc się powstrzymać. Słowa te pozwoliły jednak zobaczyć jeszcze jedną rzecz, być może niezrozumiałą dla Doktorka, ale dla niej na pewno. Więc przeżyliście to samo, choć w różnych stadiach, mogliście więc dzielić się swoim podobieństwem, choć czy tak naprawdę którekolwiek z was tego chciało? Zostawmy już przeszłość w spokoju. Pozwólmy jej odejść wraz z ostatnimi kroplami krwi wpływającymi do żył księżycowej panny. Niech dokona się przemiana, nie tylko jej, ale i również Twoja własna. Rozpocznijmy nowy rozdział w życiu. Rozdział, w którym nie ma już miejsca na bolesną przeszłość, więc tym razem pójdziecie do przodu, ramię w ramię, jak powinno być od samego początku.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Niczym rytm bębnów zsynchronizowały się serca, łącząc się w chęci życia. Nie ma nic złego w instynkcie przetrwania. Choć z jego powodu robimy nawet i najgłupsze rzeczy, tak czasem był jedynym, co pozwalało pójść do przodu. Odejście mogło mieć bardzo wiele znaczeń, tych bardziej dosłownych, jak i metaforycznych. Z każdym oddechem jednak, z każdym dotykiem zdawała sobie sprawę, że to jej nie groziło. Nie zostawisz jej, a ona nie zostawi Ciebie. Nie zostawi Was. W końcu dopełniły się ścieżki losu, brutalnie rozdzielone i połączone ponownie.
- Jak należy. – zgoda pojawiła się wraz z otwarciem oczu. A potem powoli palce powyciągały wszystkie igiełki i kabelki, patrząc błękitne oczy. Przekroczonej bramy nie można było zamknąć, a z raz obranej ścieżki nie można było zawrócić. Niewiedza była błogosławieństwem, ale tajemnice zżerały od środka, więc może i miałeś rację. Rykoszet bolał jeszcze bardziej niż cios wyprowadzony wprost.
- Ani roku. Jeśli ruszyć do przodu, to wraz z wszystkim. – zgodziła się. Lecz jeśli miało być jak należy, zanim ujął drobne ciało, Selena zrzuciła z ramion laboratoryjny fartuch, upstrzony jej i Wiatru krwią. Ukazał się wtedy tatuaż na plecach, przysłonięty kilkoma sznurkami wiążącymi bluzkę na miejscu, a ona sama przylgnęła ciałem, tak, jak robiła to kiedyś. Przymknęły się powieki, a łepek delikatnie pochylił udostępniając naprężoną skórę szyjki, tej samej, którą tak bardzo miłowałeś całować i gryźć. Dziwisz się więc, że wprost do Twego ucha uciekł cichutki jęk, a objęcia były tak ciasne, że nie sposób było rozpoznać, gdzie zaczyna się jedno ciało, a końcu drugie. Nie było w tym krzty erotyzmu, nie dla was, ale ten, kto patrzył z boku… Ostrożność, z jaką trzymaliście się wzajemnie. Dotyk ust, niby tylko w ugryzieniu, ale jednak w czymś innym, gdy i jej język pobłądził po Twojej skórze, ucałował ją, a potem kiełki z jękiem przesyconym rozkoszą wbiły się w Twoją skórę. To, w jaki sposób przylegaliście do siebie, jakbyście chcieli zlikwidować wszelkie bariery pomiędzy wami.
Doktorek tylko przełknął ślinę, wpatrując się w was. Zaczął też mieć całkiem spory problem gdzieś w spodniach, a także w szczęce, bo zapach świeżej, zdrowej krwi był bardziej niż zachęcający. Był głodny. I to nie jedynie krwi.
- Ej, ja też tu jestem… - przypomniał bardzo, bardzo niemrawym głosem.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Zasady istniały po to, aby je łamać - w ten właśnie sposób ktoś śmiały zagiął prawdę, fundując jej niezłą jazdę bez trzymanki. Niby taki apatyczny - ba, odsunięty na bok, a tu proszę. Oczami ciała i duszy przyszło mu patrzeć na nieopisane zjawisko połączenia dwóch jestestw. W istocie nie było w tym erotyzmu - nie definiowała tego również miłość, na pewno nie taka, jaką serca żywiły do swoich drugich połówek, ale to nic, to było w porządku, bo przecież nic nie stało na przeszkodzie, aby być dla siebie kimś innym.
Przyjaciele, ziomki z profitami - nawet nie próbuj o tym myśleć, bo tylko się zakopiesz. Niewiedza była Ci błoga - umiłowany jej obecnością, nie zamierzałeś o nic pytać - ot jedynie kąt oka rejestrował zmieszanie biednej postaci Doktora. Wesoła przejażdżka nieźle nadwyrężyła jego szare komórki, ale to nie problem. Kilka spalonych egzemplarzy można było łatwo zastąpić nowymi - nie to co emocje i wspomnienia. Tych pierwszych Bóg nie każdemu rzucił woreczek, jeżeli już, to maleńkie ochłapy, ledwie zdatne do pojęcia istoty szczęścia, smutku, strachu i ulgi, z którymi kroczyła teraz para połączonych ze sobą wampirów. Prawdą były słowa o zawziętości - ani Ty ani nikt inny Selence jej nie ujmował. Bliższa temu była odwrotna reakcja - grzeczne przytakiwanie i ta cicha myśl z serii: cokolwiek nie powiem, ta i tak zrobi swoje.
Nie zaprzeczał temu kiedyś Ryuu i nie zaprzeczał dziś Louis, niejako cień dumnego brata - ten bardziej upierdliwy i trudniejszy do sprzątnięcia przez tak zwane jednostki trzecie. Dobrze, bo w następnych dniach oboje mogli się tym całkiem dobrze wesprzeć. Widzisz? Zero murów, kłód i innych badziew, psujących krajobraz - na nie zwyczajnie nie było miejsca. Teraz jedyną barykadą stały śliczne drewniane drzwi: ustawione o tam na zielonym pagórku, pomiędzy dwoma kamieniami i centralnie przed masywnym drzewem, który to wszystko chował pod cieniem zielonych liści.
Nie pytaj, nie dociekaj - zapomnij - on już dawno pogodził się z przeszłością - nigdy nikomu się nie pochwalił, nie żalił - to nie tak, że chorobliwie się przed tym bronił, po prostu taksacją świata i istot w nim żyjących, nie dostrzegł potrzeby na obarczenie kogokolwiek syfem obrazów tamtych lat. Było, minęło - przeżył i tylko to się teraz liczyło, podobnie jak szanse na przetrwanie, których wzrost stopniowo wypełniał kobiece ciało z każdym kolejnym przetłoczeniem krwi.
Jakie to uczucie, mieć kogoś w sobie, jednocześnie z tym kimś nie trwając w bezpośrednim połączeniu?
Ugryzieniu nie towarzyszyły już żadne słowa - jeżeli coś, zdradzało żywotność jestestw, to głównie parametry ciał: dziwnie zsynchronizowane bicie serca, ruchów halek ocznych pod powiekami, ruchy nozdrzy i klatek piersiowych w konsekwencji łapczywego łapania powietrza, którym to powietrzem instynkt karmił płuca. Podobno życie bez ich nie miało prawa bytu - no, a gdyby tak wcisnąć do środka chociaż jedno? Wtedy machina zaczynała powoli funkcjonować - napędzane tlenem tkanki stopniowo generowały prąd, którym z kolei żywił się mózg. I widzisz? Nawet z takim upośledzeniem życie zawsze odnajdywało drogę. Kolejne ubytki nie miały szans na ukrócenie jego zapędów - spowolnienie owszem, ale na pewno nie przecięcie.
Oto bowiem była potęga woli - tej, której głos ostatecznie dał o sobie znać, łapiąc i zamykając maleńką Selenke w potrzasku. Nie miała prawa zeń wyjść - nie do momentu pełnej akceptacji: jeżeli miała wyzdrowieć, wpierw musiała pokazać środkowy palec własnym obawom i poczuciu winy, które zbyt długo nękało jej duszę. Dopiero tak oczyszczona - krwią,łzami,ogniem i bólem, mogła na powrót stanąć o własnych nogach - jak ten Feniks, który pomimo sprzeciw ości Losu, umarł i narodził się w gnieździe własnych popiołów: większy i silniejszy. Kłami i pazurami w istocie mógł drapać - jeśli taka jej wola, proszę bardzo, ale niech nie przestrzega przed sobą Smoka, bo już nie takie rzeczy obserwował tu czy tam... O ironio, a gdyby tak nic o tym nie mówić? Z podobnym podejściem podchodziłeś do sprawy własnego porwania - być może kiedyś, albo z powodu przypadku, a może nigdy - nie tu i nie teraz - na pewno nie w ciepłe przyjemnych objęć, którym śpiewały słodkie jęki i zacisk palców na ciele. To dopiero uczucie - tak zawstydzające dla oczu osoby trzeciej i trochę tej drugiej, której jestestwo coraz bardziej wypełniała gorąca esencja - dziwnie znajoma i pobudzająca wyobraźnię o obfitą galerie niestosownych obrazów.
Przyznałbyś wprost - była ich cała masa.
- Wiem. - wtem przerywaną dwuznacznymi odgłosami ciszę zakłócił jeszcze jeden - niski i wyrazisty. Tak, to był dokładnie ten moment: oderwania kłów i warg od gładziutkiej kolumny, z której wypływał drogocenny nektar - jad i lek zarazem, będący zapalnikiem reszty procesów i niejako ogniwem spajającym przynależność jednego do drugiego.
Wtedy po tym samym pokoju przeturlał się cichy śmiech.
- Też chciałbyś być dziabnięty? - Louis nie byłby sobą, gdyby pomimo wewnętrznej transformacji, nie skorzystał z okazji tyrpnięcia nitki doktorkowego speszenia. Jako że było ono dalekie od wersji sfoszon, czarnowłosy nie czuł potrzeby przepraszania - najwyższej obowiązku zakrycia rany, by nie umknęło z niej więcej drogocennych kropel jadu. To, że obraz przywodził na myśl wiele sprośnych obrazów nie było problemem Juna - on grzecznie przyłożył opatrunek, który następnie przycisnął ręką Seleny.
- Czy oficjalnie powinienem nazywać Cię swoją potomkinią? - umierał Księżyc i rodził się Księżyc - nie każdy był wstanie zaakceptować taki stan rzeczy, ale tak już było. Chociaż wydawało się to niesprawiedliwe, to miało w sobie głęboko sens - pewne rzeczy i osoby musiały odejść, aby inne mogły wkroczyć na ich miejsce. Wampiry i wilkołaki nie stanowiły wyjątku - zwyczajnie płynęły w obiegu troszeczkę inaczej, jako i w inny sposób na świat oraz istoty żywe spoglądała Szczęściara. Szkoda, że było jej tu dziś - miałaby spore poletko do podziwu, w tym i własnego syna, który na długo zapamięta film z dzisiejszego wydarzenia. Niech chłopak ma - niech poczuje móc i potęgę - przypływ dumy oraz ciepła skierowanego doń po nawiązaniu bezpośredniego kontaktu wzrokowego z Junem. Słowa nie musiały nic opisywać - wystarczyły gesty - to nimi długowieczny niósł wiadomość podziękowań za pomoc wraz z aprobatą i dumą na ogrom wiedzy, z którego słynął umysł Doktora.
Szczęściara to miała jednak szczęście.
- Jak się czujesz Księżniczko Rogalików? - tym raz pytanie nie miało nic wspólnego z sarkazmem. Było jak najbardziej szczere - tak samo, jak ostrożne zaczesane ręką ciemnych pasm włosów za ucho i zebranie kilku z ucałowanego czoła. Potem w grę weszło okrycie i ułożenie wycieńczonego ciała w dogodnej dlań pozycji na potrzebę odpoczynku - Sel zasłużyła na niego. Sam Smok zajął miejsce obok, stopniowo regulując własne parametry, przez które dostał paroma pstryczkami psikusów w nos. Szczęśliwie odpowiednią zaletą tłumił głód, choć bez wątpienia zjadłby małe co nieco.
- No chodź, nie wstydź się rodziny. - a skoro już o cosiach mowa: niech Doktorek cyknie sobie focię z rodzinką. W końcu w jakimś stopniu nią byli, prawda?
Cieszmy się, bo najtrudniejsza rozmowa miała dopiero nadejść.

@Selena"


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Ile osób, tyle opinii. Pewne zasady nie powinny być łamane, a inne? Halleluyah i do przodu, jak powiedziałyby inne osóbki. Dlatego też nie było słów, nie było przerywania, nie było interakcji, zostawiając waszej dwójce tę chwilę, pozwalając wam połatać to, co podobnoż bezpowrotnie zostało zniszczone. A to, w jaki sposób się to odbywało… To na zawsze zostanie między wami, bo choć pamięć jest ulotna, tak krew przenosi wszystkie wspomnienia, nawet te najstarsze.
I jedna jedyna cecha mogła więc wyciągnąć je z odmętów niepamięci, właśnie ta nieszczęsna zawziętość, która prócz zajęcia wysokiego miejsca wśród wszelkich wad drobnej wampirzyca dawała jednak jedną jedyną zaletę – pozwalała przetrwać. Co nas nie zabije to nas wzmocni, mawiało przysłowie, a choć z tym wzmocnieniem to niekoniecznie, tak Selenka była tak trochę jak Ty, drogi Wiaterku, aczkolwiek z dodatkiem – Ty twierdziłeś, że przeżyjesz wszystko, ona natomiast, że jeśli przeżyje, to potem wróci z przysłowiowym miotaczem ognia i pokaże szanownemu Losowi, kto tu rządzi. Zbyt długo pozwalała cudzym rękom trzymać stery swego życia, kryjąc się w murowanej piwnicy przed oczami postronnych.
Ale skoro piwnica się rozsypała, to należało wziąć ogień, którym poniekąd była, zawsze zapatrzona w płomienie i ich ciepło, i rozpalić ognisko – podpalić drzwiczki, usunąć je do końca, niech nic nie pozwoli wrócić i rozpamiętywać. Pamiętać – tak. O pamięci świadczyły tatuaże, każdy jeden zdobiący ciało, każda jedna czarna linia upamiętniała to, co było ważne. Osoby, wydarzenia, ukryte między skórą a tuszem słowa. Ale pamiętać nie znaczy rozpamiętywać. Ty się pogodziłeś z przeszłością i co dziwne, ona tak samo. Stojąc tutaj, w Twoich ramionach, naprawdę narodziła się na nowo, niczym feniks powstający ze swoich własnych popiołów.
Umarła, lecz narodziła się na nowo.
Nie w każdym momencie słowa były potrzebne, czasem milczenie miało o wiele silniejszy wydźwięk, dokładnie jak w tej chwili. Instynkt robił swoje, przeprowadzając zaskoczony organizm przez cały proces krok po kroku, naprawiając zepsute i wzmacniając to, co jeszcze w ogóle działało. Wolność, drogi Cesarzu. Właśnie ją zaoferowałeś, oddałeś utracone. A to są rzeczy, których się zwyczajnie nie zapomina, bez względu na to, w którą stronę powędruje świat. I tak jak ona mogła liczyć na Ciebie, tak Ty mogłeś liczyć na nią, bez względu na to, co się wydarzy. Pamiętasz, co Ci kiedyś powiedziała? Między wami nie ma potrzeby używać przeprosin lub podziękowań. One tam zawsze były, a wy znaliście się wystarczająco dobrze, by o tym wiedzieć.
A skoro wiedzieliście i o tym, to co stało na przeszkodzie, by wiedzieć i więcej? Nie martw się jednak, Smoku, nie naruszyła Twojej prywatności, delektując się smakiem słodkiej krwi, lecz nie zanurzając się w płynące nią wspomnienia. Te odczyta z pozostawionej podczas ostatniego waszego spotkania fiolki, którą to nawet miała ze sobą, ukrytą bezpiecznie w kieszonce płaszcza, by spróbować jej, gdy już będzie to możliwe. A skoro dostała ją od Ciebie, czy nie sądzisz, że dobrze byłoby odczytać wspomnienia w Twojej obecności? Ale jeszcze na chwilę zostawmy je w spokoju, rozkoszując się słodkim smakiem i aromatem krwi. Pazurki raczyły się wprawdzie schować, ale nadal tam były, gotowe wysunąć się w każdym momencie, by bronić tego, co jej własne. I rację masz, drogi panie, po co o tym wspominać, to wszystko wyjdzie w praniu, gdy na horyzoncie pojawi się coś, czego tam być w żadnym wypadku nie powinno.
I jak za dawnych czasów, Selenka nijak nie przejmowała się komentarzem Doktorka, jednak gdy już kiełki usunęły się z jej szyi, wypadało zrobić to samo – choć oczywiście nie powstrzymała zadowolonego liźnięcia, tak na pożegnanie i w podziękowaniu. Nie, żeby wampirzyca zamierzała się w jakikolwiek sposób od wampira odrywać, bo i po co? Przytulić się też ważna sprawa, dać ciału przyzwyczaić się do nowych warunków. No ale zaczęty dialog warto kontynuować, czyż nie?
- Ty może i owszem, ale co do niej mam wątpliwości. – oczywiście, Doktorek wyglądał na bardzo sfoszon, ale tak naprawdę na ustach błąkał mu się uśmiech. Bo i kto nie byłby zadowolony w takim momencie, widząc rodzące się nowe życie?
- Nie no, gdzieżbym śmiała słoneczko moje najdroższe… - grzecznie przytrzymała opatrunek, choć kusiło rzecz jasna pociągnąć temat i stwierdzić klasyczne „pocałuj, to przestanie boleć”. – Ja po prostu uznałam, że niepotrzebne rzeczy wywalę z umysłu. – i jakby na potwierdzenie jakże wrednych słów posłała doktorkowi słodki uśmiech oraz tak zwanego buziaczka w powietrzu. Nikt jednak się na nikogo nie obrażał, a do tego doktorkowe ego zostało bardzo mile przez pewnego dziadka połechtane.
- A jeszcze czego. Zaraz się okaże, że któreś z was jest jadowite i co ja wtedy zrobię. – parsknął z rozbawieniem, podchodząc bliżej, coby pousuwać pozostałości kabelków i maszynerii, które swoją drogą do niczego nie było już potrzebne. – Niezłe tatuaże. – skomentował też bezczelnie rogalikowe plecki, co też dziewczyna skomentowała w swoim jedynie zwyczaju.
- Nie widziałeś nawet połowy. – satysfakcja widoczna w oczach nie mogła jednak zostać niczym przyćmiona, nawet komentarzami Juna – choć jakby się tak na logikę zastanowić, to miał on sporo racji. – No chyba Cię kochanie Ty moje najdroższe pogrzało. No chyba, że chcesz się pobawić w mojego tatusia, ale to już wiesz, w Twoje kinki to ja akurat nie wnikam. – słowom Selenki towarzyszyło głośne parsknięcie Doktorka, którego to powstrzymać się nie dało. Nie dał jednak odpowiedzieć na to wampirzycy, odzywając się pierwszy, w ramach wyjaśnień.
- Odpowiem Ci za nią – jest pijana krwią. Wliczając transfuzję poszło w jej ciało dobre 3 litry krwi, więc jej uderzyło na mózg i jest po prostu złośliwa… No, bardziej złośliwa niż zwykle. Minie za jakiś czas. Swoją drogą, kto z was wpadł na ten pomysł zrobienia z tej paskudy dyplomatki? – wykrzywił się złośliwie do Seleny, która to jak na stateczną Radną przystało raczyła pokazać mu język. Rzecz jasna z pełnią rozbawienia, jako że na twarzy widniał jej cały czas szeroki uśmiech. Wzrok jednak szybko powędrował do Juna, gdy przytuliła policzek do jego dłoni, nabierając szybko utraconego wcześniej ciepełka. Rzecz jasna nie dała położyć się normalnie, tylko łepek szybko położył się na udach wampira. W ramach odpowiedzi tylko na zadane pytanie uniosła dwa kciuki w górę, gdy drobne ciało ogarnęło wyczerpanie.
- Wiesz, że ona nas zamorduje za te fotki? – upewnił się jedynie, podchodząc do obojga i bez skrępowania robiąc sobie radosny selfiaczek. A nawet kilka, by przy okazji było co pokazać szanownej rodzicielce, bo dlaczego nie. Niech wie, że doskonale dogaduje się z dziadkiem i łącznie 1/3 Rady. – Zaliczyła zjazd swoją drogą, do pół godziny wszystko będzie dobrze. Tylko wiesz… Jakby jej łeb nie funkcjonował normalnie, to się nie przejmuj, tak już zostanie. – skoro eksperyment został przeprowadzony, to i sztywność zwana formalnością zniknęła. Dodatkowe badania mogły przecież poczekać, bardziej liczył się odpoczynek, a i zaraz potem do łapek Lou dostarczona dostała smakowita krew, którą i sam doktorek raczył się posilić. Głód krwi można było łatwo zaspokoić, gorzej z innymi sprawami… no ale bądźmy profesjonalni.
Chociaż na chwilę.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Zaiste pięknymi winni zwać ludzie i długowieczni tatuaże na skórze Sel – chwalmy za ich powstanie artystę i dłoń, którą nanosił linię jedną po drugiej w precyzyjnym szlaku wyznaczonym mu przez jej Duszę. Zaklętej weń historii wcale nie trzeba było opowiadać na głos - sama ujawniała się pod postacią obrazów i metafor o mniej lub bardziej poprawnych znaczeniach, których sedno zawsze sprowadzało do tego właściwego - śmierci i narodzin – motywu życia i jego kręgu, z którego nikt nigdy nie miał prawa uciec, choćby istniał na ziemskim padole od setek tysięcy lat i dłużej. 
Taka oto była natura, ale to dobrze, bo wbrew pozorom nie zawsze niosła w lnianym worze ból i cierpienie – czasem przynosiła wodę. Polane nią ciało szybko ostygało, ugaszone z uścisku gorących płomieni przeszłości i teraźniejszości narodzin. Wtem znajoma ulga umykała spod subtelnie rozchylonych warg o dobrze znanym różanym kolorze, niekiedy i karminowym spod nacisku soczystej szminki, którą kobieca dłoń miewała w zwyczaju podkreślać swoje atuty.  
Tak też jednym z nich były ręcznie dziergane malunki o różnych rozmiarach, kształtach i symbolice. Chętnie kiedyś o nich posłuchamy - gdy już otworzą się zmęczone czarne oczy i uaktywni rozum wraz ze wszystkimi zębatkami, którym należał się aplauz i długi odpoczynek za setki nadgodzin nieprzerwanej pracy w czasie trudu, smutku, rozgoryczenia i choroby. Szczęśliwie jej byt powoli odchodził w niepamięć, tak samo jak wspomnienia. Jedni godzili się z przeszłością, drudzy dopiero zaczynali ją akceptować. To, że o tym nie mówili, wynikało z prostej przyczyny – miejsca i czasu, które jeszcze nadejdą.  
Przedtem jednak niech nie odmawia sobie ciepła, dotyku i ckliwych pocałunków śnięta Dama, jako i on jej nie odmawiał, okrywając ciepłem jestestwa oraz pocałunkami czoła wraz z dwoma polikami i zwieńczeniem na smukłym nosku – ten jeden ostatni raz, pozwalając sobie na śmielsze podejście, nim zamkną się drzwi i otworzą drzwi na spopielonych zgliszczach poprzednika w zupełnie innym wydaniu. Smutny to był motyw i szczęśliwy zarazem...
- Możesz mieć rację. - mimo to nie zdołał odebrać radości i śmiechu, którym buchnął także Smok po usłyszeniu litanii słów i ich wymianie między dwoma wampirami. Sam odpowiedział dopiero po odpłynięciu łódeczki z “mentalnie” śniętą Seleną do Krainy przysłowiowych Snów, nawet jeśli tylko jedną stopą.
Wtedy też zaczął powoli przeczesywać długie pasma jej kruczoczarnych włosów i muskać koniuszkami palców odsłonięte miejsca, na których widniały tatuaże.
- Nie przejmuj się, zawsze była taka “wygadana”. Jakby się tak zastanowić, to mocno mi kogoś przypomina. - niech puszczone oczko stanowi żartobliwy tip, tudzież easter egg do szanownej autorki i jej Ducha, którego sporą część obaj wyczuwaliśmy w sercu Księżniczki.
Nie był to zabieg zły ni szczególnie dobry - na pewno widniał na piedestale unikatowości, nadając kukiełce niebywale ciekawego podejścia do życia i wielu spraw, na którą inni spoglądali zupełnie inaczej. Błękitne oczy nie śmiały oceniać, poddając za to taksacji smukłego ciała z przerwami na ukradkowe przejścia ku męskiej personie Doktorka. Chociaż mężczyzna mocno się tego wypierał, czarnowłosy nie uważał, aby był zły, za jakiego opisałoby go wielu przed Nimi. Pozory: zabawne słowo - już wielokrotnie udowodniły, że niejednego śmiałka potrafiły zwieść na srogie manowce. Oby w podobnym kierunku nie podążyły zdjęcia: niech no tylko Szczęściara otrzyma swoją partię - ojciec z pewnością się do niej uśmiechnie o przesłanie kopii na wypadek...
- Wpierw musiałaby trochę przypakować i poprawić krzepę. - tymczasem śmiech Juna raz jeszcze odbił się echem od ścian, docierając do uszu Doktorka i Seleny. W oczekiwaniu na ripostę specjalnie zakrył jej usta własnymi w eterycznym pocałunku, którego nie definiowało żadne zetknięcie ani przekroczenie niewidzialnej cieniutkiej bariery, dzielącej ich dwa jestestwa od siebie. Pochylenie mężczyzny było tylko pretekstem do przyozdobienia obu policzków śliczną czerwienią.
- Lubisz jej dokuczać? - wytrącony z równowagi Azjata skierował spojrzenie z powrotem na Doktora. Przytaknięcia nie musiał chyba tłumaczyć, tak samo lekkiego zmarszczenia brwi na widok krwi w woreczku.
- Co Ty odwalasz?! - no i w końcu zaskoczenia, które uderzyło lekarza w momencie chwycenia i przyciągnięcia jego ciała przy pomocy wolnej smoczej łapy, którą to łapą drapieżnik zapolował na prawdziwy rarytas w tutejszej jungli plastiku, metalu i innych tworzyw, których widok zdecydowanie przesycał kubki smakowe niechcianą goryczą. Ze wszystkich metod posilania się Azjata nie bez powodu preferował tą najbardziej znaną, a że jeszcze w grę wchodziły dodatkowe walory smakowe...
- Jeden wróg to nie strach – przy dwóch robi się ciekawiej. - i tak oto nieprzejęty konsekwencjami, usadowił mężczyznę na swoim drugim udzie, gdyż pierwsze zajmowała czyjaś śliczna główka. Nosem przejechał po boku szyi, aż nie odnalazł idealnego miejsca do wbicia leciutko wysuniętych kłów. Nie od razu ich użył - nie od razu naruszył przestrzeń - chwilowo tylko się droczył, badając, jak wiele pozwoli spięty Doktor w obecności dwóch wampirów: jednego głodnego i drugiego, który pomimo zmęczenia na bank wszystko słyszał i czuł. 

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Nie na darmo tatuaże zwano sztuką, a obrazy fizycznymi nośnikami wspomnień, jeśli rzecz jasna artysta wiedział, co właściwie robi, a nie pijany w sztok rysuje tylko dla kasy, bo w dawnych czasach i tacy się przecież zdarzali. Na szczęście teraz te czasy minęły, ale partaczy nawet wśród artystów nie brakowało. Obojętnie, którą dziedzinę sztuki by nie wziąć pod lupę, tam też znajdą się czarne owce udające, że cokolwiek potrafią, a chcący jedynie zaznać tego dreszczyku sławy…
Natura ludzka taka już była, wampirza też, czasem szukać atencji. Byle tylko w parze z tym szedł faktyczny talent, a nie jedynie mrzonki o sławie. Zresztą. Jeśli brać pod uwagę każdy jeden tatuaż, który miała na sobie, to każda jedna linia była perfekcyjna, niczym makijaż nakładany wprawną ręką. Jedne i drugie mogły mieć dwojakie znaczenie, być maską i osłoną, oddzielającą od przeszłości czy innych, albo podkreślać urodę, pozwalając pamiętać o każdym jednym dobrym wspomnieniu. Nie było na jasnym ciele śladów ukłuć ni blizn po ranach, nie było więc przeszłości złej śladów, one tylko trwały w duszy, teraz oczyszczonej ogniem i ugaszonej przyjemnie chłodną wodą objęć. Jedynymi trwałymi śladami na ciele były więc czarne linie, jednak każda z nich niosła tylko te dobre wydarzenia.
Zapytaj o nie, gdy będziesz miał ochotę. Te wspomnienia były dobre, do nich wracało się chętnie, chętnie dzieliło się też z innymi, snując tym samym historię tych dobrych dni. I nie, wcale nie musisz pytać teraz, teraz i Ty sam odczuj ulgę, że to wszystko już za wami. Tylko wiesz, wampirku, prowokacje miały to do siebie, że niektórzy całkiem chętnie na nie odpowiadali, a jedną z takich dziwnych osób była właśnie i Selenka – w odpowiednich okolicznościach nawet chętnie pozwalała się prowokować, by skierować to przeciwko komuś. I nie, nie patrz spod długich rzęs, to Ci zdecydowanie nie pomoże, a jeszcze sytuację pogorszy.
- Juuuun… Nie kuś mnie. – zamruczała niewinnie, unosząc kącik ust w reakcji na słodkie cmoknięcia. Rzecz jasna nie było w tych słowach protestu, a po prostu grzeczne ostrzeżenie. Nie, żeby ktoś tu miał jakieś specjalne problemy z pociągnięciem słodkich całusów dalej, ale może na razie pozwólmy drobnemu ciału uspokoić się i dostosować do nowych warunków, które dwóch Azjatów raczyło zapewnić szybko zdrowiejącej pannie. W akompaniamencie rzecz jasna zadowolonych mruknięć spowodowanych delikatnym przeczesywaniem długich kosmyków.
- Nie mogę mieć, tylko mam. – Doktorek uszczęśliwił wampira odpowiedzią, ewidentnie nie przejmując się ani trochę słownictwem Seleny i ich wcześniejszą dyskusją. Zresztą patrząc po jej poziomie – czy ktoś tu miał jeszcze wątpliwości, że szacowne grono badaczy wymieniało się takimi poglądami pierwszy raz? W końcu historia ich współpracy też swoje lata już miała, więc do przewidzenia było, że jeśli się dogadali, to na pewno prędzej niż później pokazali prawdziwe oblicza własnej złośliwości. – Jakbym się miał przejmować jej złośliwościami, to bym dawno tu nie pracował. I z ciekawości, kogo znasz podobnego do niej? – żywo się tym faktem zainteresował, zezując bezczelnie na rozleniwioną Selenkę. A autorka natomiast uprzejmie stwierdzi, że jedyne, co ma wspólnego z postacią, to co najwyżej fakt, że w niektórych wypadkach robi się rozmowna. Inaczej? Dwa różne duchy uwięzione w dwóch różnych ciałach, nawet jeśli jedno było tylko rozpisane łapkami drugiego.
- A ostrzegałam, żebyś nie kusił. – mruknęła groźnie Selenka, dyplomatycznie pomijając kwestie swojej siły fizycznej, a raczej jej braku. A skoro już ktoś postarał się wywołać czerwień policzków, to niech wspomnianego ktosia nie zdziwi, że drobne ciało raczyło się unieść i bezczelnie złamać niewidzialną barierę, ot tak łącząc ze sobą dwoje ust, podpierając się dla wygody na łokciach i uginając zgrabna nogę w kolanie dla stabilizacji pozycji. – Po co mi krzepa, skoro Ty masz mięśnie, Wiaterku. – uśmiechnęła się słodko, przenosząc wzrok na swego współpracownika. – Oczywiście, że lubi. Za długo się znamy.
Zostawmy Doktorka jeszcze w chwili błogiej nieświadomości, zanim smocza łapka usadzi go w konkretnym miejscu, pozwólmy mu za to zadać nurtujące go od momentu ugryzionka pytanie:
- Czy wy ze sobą sypiacie? – spytał rzeczowo, by zaraz potem wylądować na kolankach Louisa i jakże pięknie zapytać, co tu się właściwie dzieje. Miał więc pełne prawo być ciężko zszokowany, zwłaszcza, że na czyimś udzie nieco ciężej było ukryć ewidentny dowód podniecenia. Powiercił się nawet, łypiąc z wyrazem dezorientacji na Wiaterka. – Zaraz zaraz. Ja nie mam wrogów. Kurwa mać. – wydyszał, czując z jednej strony kły sunące po szyi, drażniące i pozwalające przypuszczać, co zamierza zrobić dalej. Z drugiej jednak wiedział, że nie powinien się na to zgadzać, jednak było to na tyle przyjemne… - Cofam pytanie. – dorzucił nieco nerwowo, ale niestety było już zbyt późno, bo Sel, nawet jeśli zmęczona, to miała świetny widok leżąc sobie na udzie Louisa.
- A co, chcesz się przekonać? A krew z żyły jest smaczniejsza niż taka z woreczka… - dodała bardzo niewinnie, całkiem bezczelnie wodząc sobie palcem po udzie Louisa, mrużąc lekko oczka. – Lou, kochanie, mam was zostawić samych, czy wolisz, żebym się dołączyła? – oczywiście, że sobie żartowała, ale wnioskując po gwałtownym drgnięciu – przez które czyjś kiełek raczył zadrasnąć skórę – wcale doktorkowi taka myśl nieprzyjemna nie była.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Natura jeszcze wiele razy miała zaskoczyć świat: rośliny, zwierzęta, ludzi i byty nadnaturalne – w tym nas, ot zwykłe szare jednostki, które tylko z pozoru stały ponad wszystkie inne, w rzeczywistości będąc (o zgrozo) na samym dnie - zależne od istot śmiertelnych: zdane na łaskę i niełaskę ich kapryśnych jestestw, jako i kaprysami raczyliśmy zwać własne wzloty nieokiełznanej fantazji. Do dzieci jednej z nich o szczególnej matczynej trosce zaliczały się tatuaże: obrazy marzeń, historii i w końcu nas samych – brutalnie okaleczonych przez Los - pięknych i szpetnych zarazem przez masy blizn. 
Nie każda widniała na skórze - nie każdą mogły dotknąć palce – nie każdą też dostrzegały oczy wnikające głębiej i w końcu nie każdą tak łatwo szło zaleczyć. Tym najbrzydszym należało dać najwięcej czasu – nie rok, nie dwa – czasami trzeba było odczekać i setki długich lat, aby zgrubienia na skórze przestawały w końcu palić i truć umysł powracającymi obrazami przeszłości: bólem, cierpieniem, krzykami i łzami. 
Trudna to była próba - trudna i okrutna dla wielu długowiecznych, którzy tylko garstką potrafili pokonać jej przeszkody, docierając do końca drogi, gdzie czekało błogie ukojenie. Jak deszczem na ogień i lodem na rany - opadał balast z bark, a na twarz ponownie wpełzał uśmiech. Widziałeś go - był równie piękny, co wyjątkowy w dziwnej, choć ważnej chwili, zwiastującej początek zmian: zamknięcie pewnych bram i przejście przez kolejne – w tym i poznanie rzeczonego Doktora: mężczyznę tylko z pozoru okutego w kamienną zbroję. Wystarczyła chwila rozmowy, wymiana złośliwości, a nawet gestów, a wtem monolit zaczynał się powolutku kruszyć, tak samo, jak bariery blokujące przestrzeń pomiędzy ustami. 
Zatarta raz a dobrze, porządnie wstrząsnęła ciałem, którym drgnął mężczyzna wyraźnie zaskoczony odpowiedzią na swoją zaczepkę. Wojował mieczem, toteż i jego ostrzem przyszło mu oberwać, ale nie oderwał się - nie od razu, lecz po dobrych kilku sekundach, wręczając jej ciepło i część siebie: w przywitaniu z jednoczesnym pożegnaniem dawnych lat, o których z pewnością nigdy nie zapomni. Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko: kobieta zgrabnie poprowadziła dyskusję tak, aby wydusić ze zwilżonych warg dźwięczny śmiech. Nim zniknął, uderzył kilkukrotnie odsłoniętą skórę pochwyconego mężczyzny - podobnie jak gorąc już nie samotnego, a pary dwóch przebudzonych bytów, które skutecznie osaczały byt trzeci - wyraźnie zarumieniony i skonfundowany niecodziennym obrotem sytuacji.  
Jego pytanie jeszcze bardziej rozbawiło czarnowłosego drapieżnika.
- Czy to pytanie również zahacza o troskę pacjentki? - a skoro już wszyscy razem rzucili “A”, to czemu Jun miałby sobie odmówić odbicia piłeczki tłuściutkim “B”? Swoimi słowami znacząco spotęgował zmieszanie, którego wpływ tym silniej podsycił słodki zapach spod buzujących żył, o które wyraźnie ocierały się wysunięte kły.
- Myślałem, że razem mu odpowiednio podziękujemy. - przeto czyż nie tego wymagała nieistniejąca od lat dworska etykieta? Oczywiście odbiór słów Juna mógł być różny, ale co w tym złego? Nikt nie mówił, że chodziło mu o zbliżenie - na pewno nie takie, które jako pierwsze nasuwało się na myśli osób zbereźnych. Oj skarbie: oboje znaliście masę innych sposób, dzięki którym osoby trzecie osiągały uniesienie, a skoro kogoś ewidentnie uwierało “nadciśnienie”...
Skoro już wkradł się w nasze szeregi, to wypadałoby go nauczyć pewnych rzeczy. - takiej sztuki gryzienia – ciamk: niech Panienka Selenka się nie krępuje i zajmie miejsce przy stole - jedną już naznaczyły kły i linie szkarłatu spod niewielkich dziurek, w które wolno i z wyczuciem wsuwał się w kochanka drugi kochanek w oczekiwaniu na kochankę. 
No a potem po sali rozszedł się słodki jęk. Przez ciało przeszła gorąca fala, a palce zacisnęły się na wszystkim tym, co zdołały pochwycić.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Życie od zawsze było nieprzewidywalne. Robiło, co chciało z prowadzonymi istnieniami, plotąc losy, rozplatając to, co podobno złączone na wieki, psując jedno i naprawiając drugie, zwyczajnie bawiąc się wszelkimi istnieniami. A żeby nie było tak łatwo, lubiło nagle skręcić o 90 stopni, a czasem nawet i 180. I radź sobie, biedny bycie, próbuj przetrwać, gdy na przekór Tobie plątały się nici przeznaczenia. Ale zresztą. Czy którekolwiek z was wierzyło w tak zwane przeznaczenie, zdefiniowane tam z góry, czy woleliście nawet i siłą przeć przed siebie, do wyznaczonego celu, z uporem godnym maniaka sprzeciwiając się wszystkiemu, co chciało wam w tym przeszkodzić? Odpowiedź była dosyć oczywista, skoro byliście tu i teraz, zmęczeni, lecz jednocześnie szczęśliwi.
Kreowały się przed wami następne lata pełne fantazji i kto wie, czy nie głupich pomysłów. Rany zagoją się już same, nawet jeśli potrwa to dekady, ale na pewno zostanie po nich jedynie ślad. Byle tylko nie rozkrwawić ich na nowo, ale to wam przecież nie groziło. Byliście za starzy, żeby nie zdołać przez to przejść. Tak wielu nie podołało tym próbom, lecz wy mieliście już to za sobą. Teraz zostawały jedynie linie na skórze opowiadające swoją historię, tak jak historię opowiadały oczy wpatrującego się w was trzeciego uczestnika tych „magicznych” chwil.
Poważny przy pracy, zawinięty w kamienną zbroję syn tej, którą zwaną Szczęściarą – poza pracą jednak wampir taki jak inne, pełen uczuć, emocji i własnych myśli, zastanawiający się aktualnie, w którą stronę skierować swoją uwagę. Atmosfera zmieniała się niczym obrazy w kalejdoskopie, kierując się to tu to tam, by stanąć na delikatnym odczuciu oczekiwania – bo właśnie to aktualnie odczuwał Doktorek, po imieniu zwany zupełnie inaczej, choć przezwisko związane z zawodem przylgnęło do niego najmocniej.
Och naprawdę byłeś zaskoczony, Wiaterku, że odpowiedziała na Twoją zaczepkę? Przecież zawsze taka była. Nie kuś, by nie zostać skuszonym. Skoro mówiłeś „A”, to przyjmij również „B” i „C” w postaci słodkiego pocałunku, znaczącego wszystko i nic. Lekka czerwień pojawiła się na policzkach, ale policzkach biednego medyka, którego raczyłeś usadzić na swoich udach. Och oczywiście, że był skrępowany, zbyt młody, by rozumieć wasze podejście do pewnych spraw, zbyt stary, by nie peszyć się lekko na tak śmiałe zachowanie. Czy to jednak oznaczało protest? Skądże. Daj mu chwilę ochłonąć, a wtedy kto wie, może i on pokaże, co potrafi.
- Nie, to już troska o moje zdrowe zmysły. Wiesz, wódkę się piję, a zakąskę zjada, a nie pcha między nie. – odpowiedział z krzywym uśmieszkiem, przygryzając lekko wargę, wraz z przyspieszonym biciem organu tłoczącego krew. Komuś ewidentnie podobały się tu drażniące kiełki, nawet jeśli nie padły tu żadne słowa zachęty, to czy dostrzeżesz subtelnie odchyloną szyjkę, by pozwolić na jeszcze lepszy dostęp ostrych kiełków do tętniącego krwią miejsca? – Nie musicie, sam ten eksperyment był projektem mojego życia. – rozpromienił się, machając lekko ręką, byście się nie kłopotali. Ale przecież sama kultura wymagała, by ładnie się odpłacić, by za dobro dobrem odpowiedzieć, czyż nie? Mógł sobie mówić, co chciał, ale pragnienie widoczne w oczach, naprężone spodnie…
- Projekt życia, ale to i moje życie, wiesz? – odparł słodki Rogalik, uśmiechając się z błyskiem w oczach. – I zdecydowanie wypada podziękować. – zbyła tym samym jego protesty, obracając się lekko tak, by ułożyć się na brzuchu.
A skoro z czyichś ust uciekł słodki jęk, to i w móżdżku zalęgły się pomyśleć. Nikt tu przecież nie zamierzał prowadzić to tak zwanych miłosnych uniesień, ale skoro już wywołali u doktorka stan taki, jak na załączonym obrazku, to przecież nie wypadało go takiego zostawić. A patrząc na reakcję na ugryzienie… Najwyraźniej ktoś tu lubił. To też i pojawił się tak zwany evil plan. Skalpeli w laboratorium było dostatek, wykorzystanie więc chociażby chwilowej nieuwagi obu panów nie było trudne. A warto wspomnieć, że zaciskające się paluszki trafiły w kosmyki włosów Louisa, przyciskając czyjś łepek do słodko pulsującej szyjki.
A w tym czasie skalpel dokonał cięcia na spodniach doktorka, w bardzo niezauważalny sposób, robiąc solidną dziurę na udzie wspomnianego pana… A potem po pomieszczeniu rozległ się kolejny jęk, jeszcze głośniejszy niż poprzednio, gdy we wspomnianą dziurę wbiła się kolejna para kiełków, delektując się słodką krwią.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122


@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182


@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122

- Łatwo przyszło nam wejść w dawny tryb, nie uważasz? - a i kobieta nie miała powodów, aby samotnie zmywać z siebie dowodów grzechu. Jej towarzyszkę również obmyły delikatne dłonie Chińczyka po sięgnięciu po przyjemnie mięciutki ręczniczek nasączony letnią wodą.
- To równie przyjemne, co zdradliwe. Jak się czujesz? - dodał spokojnie po odłożeniu trzymanego przedmiotu.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182

- Tacy w końcu kiedyś byliśmy. Przyzwyczajenia robią swoje. - zaśmiała się krótko, przymykając oczy i pozwalając do końca zmyć z siebie ślady przyjemności. O dziwo jednak nie pragnęła nic więcej, usatysfakcjonowana wynikiem ich zabiegów. Skoro już sama została obmyta, przyszedł czas na Chińczyka, z którego też pod wpływem letniej wody zniknęły resztki krwi czy i innych płynów. Na końcu jednak zaoferowała mu krótki, przyjacielski uścisk, który oferował tak wiele, nie chcąc niczego w zamian.
- Ja? Całkiem dobrze, dziękuję. Wprawdzie czuję się jeszcze, jakbym trochę przesadziła z wódką, ale to mija. Yeong miał rację mówiąc, że to haj od krwi. Za duże ilości na raz. Lepiej powiedz, jak Ty się czujesz i czy nie potrzebujesz więcej krwi. - pełne troski spojrzenie przesunęło się po wampirze, a żeby nie obudzić pana tych włości, delikatnie za rączkę wyprowadziła Lou na część laboratoryjną. Nie, żeby chodziło tu o ukrycie czegokolwiek, cóż dla wampirzego słuchu znaczyły przymknięte drzwi, ale po co rozmową zakłócać odpoczynek? Tam też fartuch laboratoryjny wylądował znów na ramionach kobiety, gdy zaczęła wszystkie przyrządy odkładać na ich miejsce, by nie zostawić bałaganu.
- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe poddania się tej chwili. Nie zamierzam twierdzić, że nie wiedziałam, co robię, bo to kłamstwo i jak sam wcześniej powiedziałeś - łatwo było wrócić do dawnych czasów. - po wysprzątaniu dopiero padły kolejne słowa, a sama wampirzyca jakby z odruchu sięgnęła do kieszeni po papierosy. Zaraz potem jednak posłała Ci spojrzenie, uśmiechnęła się kątem ust i schowała paczkę, nic z niej nie wyjmując.
- Mów. - poprosiła łagodnie. To nie tak, że ktokolwiek tu czytał w myślach albo nieczystych sił używał - znała zwyczajnie smocze jestestwo, widziała dziwne speszenie, a i własne imię wypowiedziane tymi ustami brzmiało niepokojąco. Mogła więc pytać o to, mogła zachęcać do zwierzeń, a mogła też i po prostu nie chcieć jeszcze się rozstawać. Interpretację zostawmy już samemu Junowi.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
I tak rodziły się legendy – z krwi i ognia oraz oczywistych "nieoczywistości", które nie zawsze ów oczywistością przedzierały się przez mury, którymi wielu miewało zwyczaj otaczać swój maleńki prywatny świat - spojrzenie i byt zamknięte gdzieś tam daleko poza zasięgiem widzenia trzecich jednostek. Nie wszystkie z nich czerpały radość z patrzenia – tym wręczano złoty order działania: zawziętości i zrozumienia, które wykazywały wobec tamtych zabarykadowanych jestestw. Pozostałym przypadało srebro: metal chłodny i szlachetny, tak jak ich wzrok lustrujący wszystko z boku z nieopisaną precyzją, której głos nie uciekał choćby i z dobrowolnie uchylonych warg. Tych ludzi nie bez powodu zwano obserwatorami oraz tymi, którym pomimo braku empatii przypadł zaszczyt notowania każdego momentu: sekundy, minuty i godziny wspólnie spędzonych chwil przez dwa obco-znane sobie jestestwa.
Droga ich znajomości niewątpliwie się tu kończyła i zaraz zaczynała dalej: w zupełnie świeżo wygenerowanym odcinku z nowymi przygodami, niespodziankami – wzlotami i upadkami także. Nie było sensu oglądać się za siebie, czy bać nieznanego – ocena postaw przychodziła sama, a wystarczyło tylko zerknąć: oczy już nie uciekały gdzieś w bok – cisza nie przerywała nici porozumienia, którymi niegdyś posługiwali się na poczet wzajemnej komunikacji. Choć miejscami ich strukturę nadszarpnął czas, nadal potrafiły zdziałać cuda, czego idealnym dowodem był tamten mężczyzna: niby obcy, a jednak szybko porwany w wir wydarzeń - rzekomo wykorzystany, a przy tym umiłowany dotykiem ciepła i troski – spojrzeniem zrozumienia oraz cierpliwości, wobec tego, co mogło, ale i nie musiało nadejść.
W podobnym tonie czarnowłosy odezwał się ciałem do Seleny: z miękkością i protekcją, z której słynęły niegdyś wielkie smoki, a które wylewały się spomiędzy palców, delikatnie ocierających kobiecą skórę. W jego gestach nie było złości czy ironii – nie śmiał również przekroczyć granicy jej nietykalności: gdzie kończyła i zaczynała się trasa, tam ręka zamierała w bezruchu, docierając wyłącznie do stref tak zwanego komfortu i z powrotem, odebrawszy odbicie piłeczki w dokładnie taki sam sposób: ze spokojem i przymknięciem oczu w dowodach całkowitego zaufania wraz z niemą odpowiedzią wykluczającą obawę, a potwierdzającą fizyczny stan wampira. A kiedy zniknęły ostatnie ślady - gdy ściereczka ponownie wylądowała w zlewie, te same ślepia otworzyły się, taksując przenikliwie posturę ciała, którym to ciałem zgrabnie poruszał lalkarz i umysł - które wnet zaczęło układać wszystkie przyrządy z powrotem na swoje miejsce. Wtedy Smok podniósł własną rzyć, aby przyłączyć się do ogarniania pomieszczenia i...
- Nie mam. Po prostu to mnie zastanawia Sel, ta nasza łatwość, z jaką pomimo tylko wydarzeń powróciliśmy do stanu, jak gdyby nigdy nic się nie stało, a przecież oboje wiemy, że tak nie jest. - kłamcą byłby, twierdząc, że w czasie wędrówki przez historię życia, nie zerknął przez kilka okien i że nie zarejestrował tego, co poniekąd już dawno wychwyciły jego błękitne ślepia. Tamtej nocy tylko potwierdził swoje przypuszczenia i... Było to całkowicie naturalne, tak samo jak uczucie, którym umiłował ją starszy brat – silny i honorowy – ten, do które lgnęło wiele Panien, oddał serce wybrance – wszystko - dał też część siebie – dziecko.
- Kim dla Ciebie jestem Sel? - tak więc po długiej ciszy przybyłej po ustawieniu ostatniego nożyka i miseczki z powrotem na miejsce przeznaczenia, padło to tylko z pozoru łatwe pytanie. Wyjątkowo nie towarzyszył mu bezpośredni kontakt wzrokowo ani żadna emocja w głosie. Jun stał do kobiety tyłem, niby zajęty przecieraniem blatu, jednak z oczami skierowanymi gdzieś w dal i ustami dziwnie uniesionymi ku górze w czymś, co wbrew sygnałom, naprawdę było uśmiechem.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Kończyła się jednak ścieżka, przechodząc płynnie w drugą, zaczynając nowy rozdział, nie wymazując jednak tego, co było wcześniej. Dawne wydarzenia miały zostać w pamięci tylko waszej dwójki, tworząc dla innych legendę, przeinaczaną lub ubarwianą przez tak zwanych potomnych. Lecz czy w ogóle was to obchodziło tak naprawdę? Liczyło się tylko to, że to Wy dwoje wiedzieliście, co działo się w rzeczywistości, reszta niech mówi, co chce, nie zaboli Was to. Nie trzeba było dzierżyć broni, by w głębi duszy i serca być wojownikiem, pełnym honoru. I nawet jeśli ideały zdążyły rozsypać się w proch, to wewnętrzny honor pozostawał, tak jak instynkt troski o tych, których zwano swoimi. A jeśli byli swoi, to czemu nie zaprosić ich jednocześnie pomiędzy siebie?
Nie powiesz mi, że swymi czynami, w głębi skrywaną troską, rodzony potomek Twego dziecka nie stał się „swój”. Tym samym nie były potrzebne słowa, niepotrzebne były pytania, by tańczyć dokładnie tak samo, jak za dawnych czasów. A skoro już zaczął się taniec, to jakże łatwo było porwać między was tego, który wam towarzyszył. Był chętny, więc czemu odmówić mu tych nutek radości, części porozumienia bez słów, które zdarzało się tak rzadko. To był dokładnie ten moment, gdy cisza była czymś naturalnym, nie wymagała przerwania jej, by w doskonałej komitywie robić to, co robić należało. A gdy spojrzeć z boku, nikt nie mógł czuć się pokrzywdzony, ani wykorzystany, każdy otrzymał swoją „nagrodę”, a po niej troskę, opiekę i wsparcie. A co najlepsze w tym wszystkim, doskonale byliście tego faktu świadomi, całą trójką. A jednocześnie pełni zrozumienia wobec tego, co się wydarzyło.
Granice z jednej strony już dawno były przekroczone, a z drugiej? One po prostu się zatarły. Nie liczyło się miejsce dotyku, a raczej sposób, w jaki jedno ciało dotykało to drugie. Jedynie z troską i czułością, bez zdrożnych rzeczy, których drugie ciało nawet się nie doszukiwało, ciesząc się z tego, co było tu i teraz. Zaufanie, choć rzecz krucha, można było odbudować, gdy tylko nadszarpnęło się milczeniem, nie utrzymując już sekretów i szczerym głosem mówiąc to, co wypowiedziane być powinno. Tak, jak wcześniej, tak i teraz nawet przy zwykłym sprzątaniu nie wchodziliście sobie w drogę, współpracując krok po kroku, aż wszystko trafiło na swoim miejscu.
- Oczywiście, że tak nie jest. Stało się bardzo wiele rzeczy. Ale najwyraźniej mimo tego dawne przyzwyczajenia są silniejsze. W końcu naszą współpracę można liczyć już w wiekach, a nie tylko dekadach. – uśmiechnęła się delikatnie, nawet jeśli w głosie zadrżały nutki żalu na swoją własną głupotę. Nie mogła powiedzieć, by wszystko się zmieniło, ale zmieniło się bardzo wiele. Innym pytaniem było, czy chciała, by tamte dni wróciły. W pewien sposób na pewno, to były szczęśliwe dni, przynajmniej dla niej, ale jednocześnie te teraz wcale nie były aż tak złe. – Z drugiej strony trzeba od czegoś zacząć, a współpraca zawsze jest dobrym punktem wyjścia. – parsknęła miękko, lecz jednak, gdzieś w środku, jasnym było, że nie do końca ma na myśli taką współpracę, jak przy ich towarzyszu. Nie miała wyrzutów sumienia – no, może takie miniaturowe – ale jednak mimo wszystko, to był dokładnie ten moment, w którym można było zacząć zadawać pewne pytania. A jedno z nich właśnie zadał Louis.
Jeszcze kiedyś zaczęłaby się przed nim bronić. Może zadałaby pytanie o to, jaką odpowiedź chciałby usłyszeć, że pyta. Z pozoru pytanie łatwe, lecz patrząc prawdzie w oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią, okazywało się, że wcale nie było. Dlatego przez długą chwilę ze strony Seleny mógł uzyskać jedynie milczenie, jednak nie było to złe milczenie. To było milczenie pełne namysłu, zastanawiania się nad odpowiedzią, by jak najlepiej ująć wszystko to, co kołatało się w małym serduszku.
- Wszystkim. – padła w końcu odpowiedź, jednak nie całkowita. Uniesiony ton końcówki jasno mówił, że nie był to koniec tego, co chciała powiedzieć. – Jesteś tym, co pozostało z mojej rodziny, i tak bardzo małej od śmierci mojego klanu. – przyznała cicho. – Jesteś mi bardziej bliski niż brat, niż były moje dzieci, zanim zgięły. Gdybym nazwała Cię przyjacielem, to byłoby to za mało, by określić konkretnie to, za kogo Cię uważam. Jesteś bardzo ważny w moim życiu. – powiedziała w końcu, patrząc spokojnie w plecy Smoka, zastanawiając się, jakiej tak naprawdę odpowiedzi od niej oczekiwał i co chciał z jej ust usłyszeć. W głosie wampirzycy słychać było szczerość, ale też i nutki ciekawości, cos stało za takim pytaniem. Nie zamierzała kryć się ze swoimi uczuciami, kochała dumnego Smoka, jakkolwiek by na to nie spojrzeć, weszłaby za nim nawet w ogień, na pełnym pędzie, z mieczem w dłoni. Nie zamierzała stracić go po raz drugi lub wyrzucać ze swojego życia. Był właśnie tą częścią rodziny, którą wybierało się samemu, tyle, że ten wybór dokonał się wieki temu, w mongolskim obozie.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Tak po prawdzie to mężczyzna nie oczekiwał niczego. Usłyszawszy odpowiedź, uśmiechnął się pod nosem, zupełnie jakby była tym, czego się spodziewał - wiązanką pełną szczerości, która sukcesywnie miała budować nowiutki fundament na równie nowym gruncie, po którym oboje zdążyli już troszeczkę podreptać. Takie zmiany były nieuniknione – w ślad za nimi szły pewne wyrzeczenia na poczet ustąpienia miejsca rzeczom w ich następstwie, ale to nic złego - czasem musiało coś odpaść, aby młode i niewinne mogło wyrosnąć na miejscu poprzednika. Gorzej, gdy na tak prostej drodze pojawiały się problemy, a o nie, nie było trudno.
Wystarczyło krzywe spojrzenie, źle dobrane słowo, brak bezpośredniego kontaktu – za wzniecenie płomienia mogło odpowiadać praktycznie wszystko: włącznie z dobrymi intencjami i troską, jakże opacznie odebraną przez stronę drugą. Potem wszystko szło z górki lub też nie, gdy w końcu mówiło się dość. Dla Louisa zejście na dół po wzbiciu się wysoko na górski szczyt wcale nie oznaczało mozolnego spaceru stromymi schodami, ni łatwizny w postaci windy – nie tym razem.
- I właśnie dlatego to takie straszne. - mężczyzna w końcu odwrócił się do wampirzycy – ba, w typowej śmiałości zatarł rzeczoną granicę, lecz nim ktokolwiek coś powie – nie, nie w taki sposób: Jun nie ośmielił się na ponowny pocałunek - nie ujął nawet podbródka kobiety – zamiast tego wyciągniętą dłonią zmierzwił ślicznie ułożone kudełki, czyniąc na ich powierzchni całkiem ciekawy chaos.
To, że przy okazji troszeczkę się pochylił, dodało całości sporej dawki komizmu. Przy takim obrocie spraw wchodzenie za nim w ogień nie miało racji bytu – w przeciwieństwie do swojej poprzedniej “wersji”, obecna była już dorosłym wampirkiem. W taki czy inny sposób Jun sobie poradzi, tak więc Rogalik nie musiał się niczym przejmować, a już na pewno nie istniała potrzeba szykowania laczków na potencjalnych wrogów. Swoją siłę oraz energię nieśmiertelna winna spożytkować na kapkę inne cele.
- Kiedyś nazwałbym nas “przyjaciółmi z profitami”. Kto wie, co mogłoby z tego być? Może w innym miejscu i czasie... - zaśmiał się Azjata po odsunięciu ręki od wystarczająco wymemłanego łebka.
- Przyjaciele to dobre określenie tego, co jest między nami obecnie – co będzie zawsze, ale nigdy nie pójdzie dalej. Może i wrednie, ale świadomie wykorzystałem dziś okazję - na ostatni “wyskok” jakkolwiekby tego nie nazwać i swego rodzaju zamknięcie pewnego rozdziału. Zgodzisz się ze mną Sel, że tak będzie najrozsądniej, poza tym... Marcus byłby niepocieszony, gdyby poszło to o krok dalej. - dokończył myśl, a gdy puścił oczko w jej kierunku, jednoznacznie zdradził wyjście poza okręg wspomnień o torturach.
Szanujmy się: Lu był szpiegiem, a skoro wampirzyca nie zaprotestowała... I nie żeby chodziło tylko o to - już od dawna podejrzewał, a miał ku temu kilka powodów, że oczęta Azjatki najdłużej spoczywały nie na nim, czy nieszczęśliwie zakochanym w niej bracie – najintensywniej taksowały pewnego wilkołaka, z którego losem inny los mocno splótł czerwone nitki. Smok nie zamierzał się z tym sprzeczać, czy jakkolwiek podważać - sam odnalazł spokój w ramionach innej osoby. Swoją miłość oczywiście mógł podarować Selence, ale w również innej formie: rodzinnej, przyjacielskiej, może nawet pod personifikacją obrazu bratniej duszy, ale nigdy tej romantycznej.
Czy było mu z tym źle? Nie. Czy zamierzał kontynuować temat? A po co? Pewne rzeczy nie wymagały dalszego ciągnięcia - na inne przyjdzie czas - pozostałe już zostały niejako wyjaśnione: jeśli nie sposobem werbalnym, to gestami oraz mimiką ciała, które zdradzały o wiele więcej.
- Odwiozę Cię do domu i jego też, w końcu w rodzinie nic nie ginie. A potem nawpitalam się krwi. - a skoro o tym mowa: chyba już nikogo nie powinien zdziwić fakt, że Jun wyłuskał swoje po wejściu we wspomnienia Doktorka. Dzieciaczek Szczęściary? Szkoda, że nie raczyła się pochwalić - ajć: no dobra – chyba mieli ze sobą sporo wspólnego - wybaczone! Czarnowłosy tylko zerknął, czy szanowny medyk aby na pewno grzecznie spał.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach