3 I 2023 - The end is also the new beginning

2 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Bywały dni, że bardzo lubiła współpracować z Yeongiem. A bywały dni, że miała ochotę ukręcić mu łeb. Dokładnie tak, jak podczas ich ostatniego spotkania, gdy przyszła z próbkami krwi Liski i Lou, by sprawdzić, czy aby na pewno da się zrobić coś z jej porąbanym organizmem. O dziwo dało się, patrząc po reakcji na krwi Lou, którą mogła w niedużych ilościach pić, ale to nie zmieniało faktu, że niektórych naukowców należało przerobić na tak zwane mięso armatnie. Yeonga przede wszystkim.
Nie należało się więc dziwić, że czekała przed wejściem na Lou z delikatnie naburmuszoną miną, obracając papierosa w dłoni i mając nadzieję, że uda jej Doktorka po prostu nie zabić. Do teraz zastanawiała, czemu on jeszcze żyje i dlaczego w ogóle Marcus nadal mu płacił. No ale z drugiej strony - jeśli komukolwiek miała zaufać na tyle, żeby pozwolić pilnować swojej osoby podczas całego procesu leczenia i nie mieliby to być Lou, Marcus albo Lisek, to Doktorek był jednak najlepszym wyborem. Wkurwiał wszystkich jak leci, ale jakoś umiał trzymać gębę na kłódkę. Poddała się jednak, odpalając papierosa i zaciągając się głęboko. Nie dało się ukryć tego, że po prostu się bała. Teoria teorią, nawet jeśli twierdziła, że wszystko się uda, ale praktyka praktyką. A w praktyce wszystko mogło pójść po prostu całkowicie nie tak. Jakaś jej część chciała po prostu uciec i zostawić wszystko tak, jak było, ale druga, ta silniejsza, stała twardo, chcąc w końcu zamknąć temat obozów i w końcu być całkowicie zdrowa. Nie bać się, że byle zranienie może ją kompletnie wykończyć. O upierdliwości związanej ze strzykawkami nawet już nie wspominała. Przynajmniej dzięki temu nie nabawiła się traumy przed igłami.
Przy trzecim papierosie zauważyła Lou i uśmiechnęła się delikatnie na jego widok. Uniosła rękę, by mu pomachać i tym samym ściągnąć na siebie uwagę. Nie zamierzała wchodzić przez główny budynek, tylko od razu od zaplecza, a że zdążyła już wcześniej wejść do środka, to na sobie miała dżinsy, fartuch medyczny i na to narzuconą kurtkę.
- Lou! Tutaj! Cześć Wiaterku! - oczywiście uściskała go na powitanie, wywalając uprzednio peta. - Technicznie wszystko jest gotowe. - poinformowała go, ale nie dało się ukryć delikatnej nerwowości w jej głosie. - O zapasy krwi się nie martw, będzie jej wystarczająco dużo na uzupełnienie braków. - więcej nie musiała już dodawać, oboje przecież znali przynajmniej ogólny opis procedury. - Dziękuję, że się zgodziłeś. - dodała, ale o wiele ciszej. Była świadoma, że cały proces to spore ryzyko, dla nich obojga. Jednak trzeba ruszyć na przód, a dla niej była to kwestia życia i śmierci, niczego mniej i niczego więcej. Albo wyleczy się teraz, albo nie będzie już szansy leczyć czegokolwiek.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Bywały i dni, które przynosiły refleksję w otoczeniu wirów słów i wewnętrznych rozterek. Oczyszczenie nie mogło przyjść od razu - i nie przyszło. Nim w ciemności pojawiło się światło, obie dusze zostały zmuszone do bezkresnej wędrówki przez mroki własnych jestestw. Nie uważasz, że to zabawne? Połączyły Was dzieje dawne, a potem podzieliło nieszczęście. Ile minęło wtedy lat? Z pewnością wiele w przeliczeniu na dzieje ludzkie - niewiele patrząc na Was. Dlaczego więc tyle się zmieniło? Jak to teraz ogarnąć, jak spojrzeć i przemówić, gdy już opadną ostatnie mury i skrzyżują się spojrzenia, którym od dawna nie towarzyszył już ten sam ogień? Z pewnością to wszystko będzie cholernie dziwne, tak jak i nietypową była prośba, którą spisały drobne kobiece palce, nim poszła dalej w świat, by finalnie trafić do Louisa. Mężczyzna nie pytał i nie kwestionował, bo być może wiedział, a może po prostu uznał to za pretekst do domknięcia drzwi przeszłości - z takich czy innych powodów nie odesłał Seleny z kwitkiem: jak rzekł, tak i zrobił, stawiając się w wyznaczonym miejscu o wyznaczonej porze i dacie.
Widok placówki przywodził na myśl wiele rzeczy - tych dobrych i złych - również i takich, o których nigdy nie mówiło się na głos, by nie rozdrapać dawno zaschniętych ran. Przekroczywszy próg wejścia, skośny rozejrzał się dookoła: on, człowiek najzwyklejszy w świecie, bo i nigdy nie uważał się za kogoś lepszego, co najwyżej odzianego w dziwnie smętną biel butów i koszuli, których kontrastem były wyłącznie spodnie. Tutejsze pracownice nie pędziły pytać, tak jak i on nie wypytywał ich o dokładną lokację Seleny, Kobieta sama bowiem wysłała mu sygnał machnięciem drobnej rączki. To w zupełności wystarczyło, by pchnięte ciało podążyło w jej kierunku. Zwieńczeniem kroków było stanięcie centralnie naprzeciwko drobniejszej sylwetki - pięknej i delikatnej, zarazem niezmiennej w czasie swego długiego istnienia.
- Co Ci powiedział doktorek? - smoczymi szponami potwór otoczył przyległą ofiarę, dzieląc się ciepłem i zapachem, który raz jeszcze zaczął przenikać przez każdy skrawek uroczego jestestwa. Dopiero po odsunięciu się, wampir otaksował kobietę błękitnymi tęczówkami wraz z posłaniem istotnego pytania. Chociaż odpowiedź mogła nie wnieść do sprawy nić, to równie dobrze mogła uderzyć w ich dwójkę mnóstwem nowinek, o których Smok nie miał prawa wcześniej wiedzieć. Naturalnym więc była troska przed podjęciem jakichkolwiek kroków na tak zwany ślepy trop.
- Ja nie martwię się o zapasy krwi Sel, bardziej interesuje mnie, czy aby na pewno to coś da? - w końcu ile tak naprawdę mieli szans? Jedną? Dwie? Ile jeszcze było w stanie znieść filigranowe ciało, nim ostatecznie pęknie i pokruszy się na miliardy maleńkich kawałeczków? Jeżeli Louis kiedykolwiek się czegoś bał, to przejścia przez ponowną katorgę, której była śmierć bliskiej mu osoby na jego rękach i z jego powodu. Teraz już wiesz, dlaczego wieść o rzeczonym leczeniu spotkała się tak nikłym entuzjazmem, z jakiego powodu podchodził do sprawy z ogromną rezerwą i czemu - pomimo odmienności Losu Waszych jestestw - przez tych kilka krótkich chwil nie wypuszczał Cię z rąk.
- Od czego ma się dobrych ziomków. - a jednak Wiatr nie byłby sobą, gdyby nie spróbował wszystkiego ukryć pod grą złośliwego szczeniaka, jakim wielu go znało i zapamiętało. Tak było po prostu łatwiej.

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Mroki dziejów tak samo łączyły jak i dzieliły. Coś, co kluło się dekady temu teraz wygasło, zastąpione czymś zupełnie innym, choć nie mniej głębokim. Nadal jednak kobieca łapka długo wahała się, czy o pewne rzeczy wypada prosić kogokolwiek, bez względu na to, jak głębokie byłyby relacje. Nie tylko Wiatr zaczął wiać w inną stronę, również i Księżyc kierował się ku nowiu, miast wracać do swej srebrzystej świetności. Lecz czy miało to zaraz oznaczać, że ich ścieżki nie mogą dalej być splątane, choć w inny niż kiedyś plątały się sposób?
Sterylność korytarzy i specyficzny zapach budziły wiele skojarzeń. Nierzadko złych, niestety, choć otwarte drzwi i wpuszczające światło okna pozwalały nie odczuwać przytłoczenia wąskim korytarzem. Ciepły uśmiech rozświetlił też zasnutą nerwami twarz, dając się zamknąć w ciepłych objęciach i znów zanurzyć nosek w znajomym zapachu. Coś się zmieniło, lecz z tą właśnie zmianą nie czuła się wcale źle, krzywdy zostały naprawione, więc w końcu jedne oczy nie wstydziły się spotkać spojrzenia tych drugich, nie unikały już odpowiedzi i dzielenia się ciepłem.
- Mniej więcej tyle, czego sama domyślałam się już wcześniej. - cicha odpowiedź, zdradzająca strach i nerwy. Nie tylko Wiatr bał się zmarnowanej szansy, nie tylko on obawiał się utraty. Smocza ofiara była zbyt chętna, by nią pozostać, czego dowodem były łuki skrzydeł ukryte pod ubraniem, idealnie pokrywające się z wcześniej wyrytymi ranami, na szczęście dawno już wygojonymi. Teraz i jej koleją było owinąć łapki wokół drugiego ciała i pociągnąć temat, by uspokoić niepokój słyszalny w głosie.
- Nie możemy być niczego pewni. - o jakże lepiej byłoby skłamać, powiedzieć, że tak, że nic nikomu nie grozi... Lecz byłoby to kłamstwo, a ona kłamać nie chciała. - Są olbrzymie szanse, że tak. Już po naszym... spotkaniu było ze mną lepiej. Nie mówię, że dobrze, ale nadal lepiej. Nawet tu przyszłam, pożarłam się z tą gnidą i dałam mu sprawdzić swoją krew, okazało się, że rozpad nie był już aż tak silny. I małe ilości krwi mogę już pić, niekoniecznie Twojej. - pogłębiła swoje wyjaśnienia, łagodnie przesuwając rękami po bokach drugiego jestestwa, jakby próbując sama siebie przekonać, że będzie dobrze, a leczenie zadziała. - Ale jak zawsze, teoria teorią. Z Twoją krwią i tak jestem tak jakby najbardziej kompatybilna, więc i tak to największe szanse powodzenia. Jesteś pewny, że to zniesiesz? - pytanie pozornie łatwe, jednak jak wiele głębi w nim było? Zresztą pomyślmy na logikę. Jeśli niszczenie bolało tak bardzo, bo krzyk przecież słyszałeś we wspomnieniach, to jak może boleć naprawa? Nie chciała zmuszać, by Smok widział to na własne oczy, drobne dostawy krwi mogły zatrzymać rozwój nazwijmy to choroby w miejscu. Wtedy nie można by uznać jej za zdrową, lecz rozpad krwinek zostałby zatrzymany.
- Mhmmm. Dobry ziomku Ty. - kpina w głosie połączona z delikatnym cmoknięciem w policzek. - Chodź, pójdziemy od tyłu. Yeong wyjaśni Ci to jakoś bardziej logicznie, bo coś się pluł, że nie będzie tłumaczył dwa razy. Jedynie mi pogratulował, że w końcu poszłam po rozum do głowy, a jak się wszystko uda, to mam mu dostarczać moją krew w stałych dostawach, bo mam niestandardową grupę i on jest ciekawy. Niech sobie w tyłek tę ciekawość wsadzi. - zaburczała, prowadząc Wiaterka wprost do królestwa swojego współpracownika. Tam też pozbyła się kurteczki i została w laboratoryjnym fartuchu, wywołując z drugiego pomieszczonka szanownego pana doktorka.
- Jun, to jest Yeong, aka Doktorek. Wredna mendo, to jest Wiatr aka Louis. - dokonała wzajemnej prezentacji obu panów.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Krew była mu niewielką ceną, jeśli choć odrobinę mogła pomóc. Bądźmy szczerzy Sel - z Waszej dwójki najmniejsze zepsucie dotknęło Twoją osobę. Lawina nieszczęść i choroba przyniosły Ci wiele bólu, ale dały również szansę na ujrzenie światełka, którego imię brzmiało Marcus.
Dobry był z niego wilkołak - jako bohater, towarzysz, przyjaciel i kochanek - dobry, dając Ci oparcie, na które zasługiwałaś i którego potrzebowałaś w czasie tamtych trudnych dni. Gdyby ok był chociaż w połowie tak odpowiedzialny, lecz nie - mogłaś powiedzieć o nim wiele, lecz tej jednej rzeczy nigdy nie przyjąłby z pokorą, albowiem nie stanowił już wzoru cnót, z których niegdyś słynął jako strażnik i Cesarz.
Być może dlatego nigdy nie postrzegał się przez pryzmat kogoś więcej, niezwykłego człowieka - możesz tego powodu nie kwapił się do ukrycia strachu, a wierz mi lub nie - był przy nim obecny oddanego początku aż do teraz. Z drugiej strony... Niech chwilą bliskości napełnia się serca, gdy dłonie zaczną powoli zamykać dawne bramy, przez które niegdyś przechodziły pary bosych stop. Dziś nic przez nie już nie przebrnie,tak jak i drogi pomimo skrzyżowań, nigdy nie będą takie same. Wdechem i wydechami zróbcie krok na przód, tak jak on kiedyś - niech umrze coś,aby coś innego mogło się w końcu narodzić. Tylko Sel... Nim cokolwiek się stanie - nie popełniaj juz błędów przeszłości, choćby korciło Cię jak fajki, które On nauczył Cię palić.
- No dobrze... Mam nadzieję, że Twój Minionek wie,co robi  - bo inaczej skręci mu łeb? A niech straci, przecież nie mógł darować sobie okazji do odbicia piłeczki, nawet jeśli i miałaby być rzucona w najbardziej chujowym momencie.
- Grunt, aby Cię wyleczyć, reszta jest mało istotna. Potem znowu będziesz mogła fikać i skakać jak przed chorobą. Liczę, że odzyskasz również swój temperament. - tym razem słowom w trakcie spaceru po korytarzu nie towarzyszył już uśmieszek, a i oczy nie błyszczały jak zawsze w takich momentach. Jak na kogoś o długim języku i pyskatym charakterze, Smok siedział wyjątkowo cicho, aż nie stanął przed drzwiami do rzeczonego gabinetu, w którym miał podobno urzędować Doktorek.
Przed wejściem mężczyzna uniósł rękę i poczochral nią słodkiego Rogalika, co by dodać jej nieco otuchy. Nie bój się Kwiatuszku - w strachu było Ci nieładnie. Marcus nie byłby szczęśliwy widząc Cię taką - Lis, Ryuu i Syn również. Miałaś wielu, którzy chcieli byś żyła - którzy Cię wspierali, rozśmieszali, kochali i cieszyli się Twoim towarzystwem ilekroć odwiedzałaś ich jestestwa w chłodnych siedzibach pod pseudo rangami wampirzego świata. Pomyśl z jaką ulgą spojrzą ich oczy, gdy ponownie zapukasz w drzwi - pełna energii i gamy barw, które niegdyś malowały Twoje kolorowe soczyste jestestwo. nie będziesz mogła cieszyć się życiem i o zgrozo, dziabać wszystko dookoła i kto wie? Może w końcu przestaniesz narzekać na smak włochatych krwinek?
- Po prostu powiedz co robić. - rzekł na wstępie Smok,nie kwapiać się na uprzejmości - ich jedynym przejawem było skinienie głową wraz z przedstawieniem swojej osoby krótkim: Louis.
- Nim zaczniemy, czy spożylaś już jakąkolwiek krew? - Doktorek również nie należał do osób przyjemnych,szczególnie w czasie pracy,która w chwilach takich jak te w całości wypełniała jego naukowy umysł. Rzeczone pytanie, którego efektem była ów praca szarych komórek miało zasadnicze znaczenie dla zabiegu, bowiem wywiało na ilość krwi, którą należało przetoczyć z jednego ciała do drugiego. Widzisz Smoku - medykiem byłeś marnym,ale i bez wiedzy witała Cię świadomość trudności całego procederu. Niechęć widokiem igieł i maszyn medycznych tylko wzrastała,tak jak napięcie mięśni dostrzegalne przez wyostrzone patrzałki wampira, ale czy to ważne? Byłeś zdeterminowany, aby pomóc Rogalików, jeśli nie dla spokoju własnego ducha czy sympatii do niej, to dla wszystkich tych, dla których była ulubionym słoneczkiem na ciemnym niebie długich nocy i krótkich dni tegorocznej i przyszłej zimy.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Światełko, powiadasz. Może i rozświetlił początkowy mrok, przynosząc latarnię i oferując to jakże potrzebne światełko w tunelu, jednak zdecydowanie powiedziałaby, że był raczej tą brzytwą, której tonący się chwyta. Początki nowego życia nigdy nie są łatwe, a choć po dziś dzień w głowie kłębiło się mnóstwo pytań, tak pewnych z nich nigdy nie należało zadawać.
Czemuż też siebie zwiesz zepsutym, cichy wietrze górskich szczytów? Świat szedł do przodu, wszystko ulegało zmianom, a strażnik nie może zostać strażnikiem, gdy nie ma już czego strzec. Oboje was doświadczył los, oboje was pokarał bólem, a potem nadszarpnięciem mocnej i niezniszczalnej rzekomo więzi dwóch dusz. Nie raz i nie dwa mówiła Ci, że nie sposób utrzymać relacji, gdy tylko jedna osoba tego chce. Czyż nie miałeś więc prawa czuć się odrzuconym przez strach czający się na dnie serca? Zaprzeczasz swym cnotom, lecz czy nie stoisz właśnie przy niej, w godzinie największej próby? Miło własnego strachu? Wszak nikt nie miałby pretensji, gdybyś odmówił.
Dlatego choćbyś się zapierał i przeczył, dla niej jednej zawsze będziesz niezwykły, jako ten gotowy do poświęceń, które dla innych jawiły się jako coś nie możliwego. A choć zamkną się jedne bramy, otworzą się nowe, jeśli tylko oboje będziecie tego chcieli. Uporu wam obojgu nie można było odmówić, więc skoro jedną trasę zablokowały wam głazy, to czy nie wyrąbiecie sobie zwyczajnie innego przejścia, nawet gdyby nowa droga miała prowadzić w inne miejsce? Cały świat był przed wami, a pewnych błędów mimo usilnych starań nie da się czasem uniknąć.
- Szczerze? Ja też mam taką nadzieję. - cichy śmiech jasno zwiastował podchwycenie piłeczki, a i łepek pochylił się w wyrazie konspiracji, szepcząc słowa, których i tak nikt poza wami nie był w stanie usłyszeć. - Czasem się zastanawiam, czy faktycznie chce mnie wyleczyć, czy traktuje to jako ciekawy eksperyment i ma wywakone, czy się powiedzie. - puszczone oczko wskazywało na to, że nie do końca jest to szczera i czysta prawda, a raczej delikatny żart i przerysowane zachowanie wspomnianego. Zresztą kto tam zrozumie naukowców, ważne, by tylko robili, co zrobić należy. Uśmiech jednak zgasł niczym zdmuchnięta świeczka, pogrążając na chwilę korytarz w metaforycznym mroku.
- Pewne rzeczy się zmieniają, Jun. - i tyle byłoby z dawnego temperamentu wampirzycy, lecz czy aby na pewno? - A inne nie. Więc kto wie, może jest dla mnie szansa. - delikatny uśmiech na wargach w oczywisty sposób wskazywał, że sama nie była już pewna, czy wiele zostało z tej wampirzycy, która w zabawny sposób wypomniała wam wszystkie potknięcia w trakcie pisania ksiąg tylko po to, żeby na samym końcu z rozbrajającym uśmiechem stwierdzić, że w sumie nie ma pojęcia, jak to powinno brzmieć poprawnie. Ale i tak jest źle.
Mocny uścisk i chwilowe ukrycie noska w szyi tuż przed wejściem jasno wskazywało, że wsparcie zostało dostrzeżone i przyjęte z wdzięcznością. Ale przecież nie byłaby sobą, gdyby choćby nie spróbowała Twoim sposobem obrócić strachu w żart i zaraz po przestawieniu wszystkich person dramatu w trzech aktach nie rzucić niewinną, choć szczerą przesadą.
- Mam nadzieję, że wziąłeś korki, jakbym miała krzyczeć. I usiądź proszę tam na fotelu i podwiń rękaw lewej ręki. -uśmiech zniknął, zastąpiony powagą i metodyką pracy. Transfuzje nie raz zdarzało jej się robić, ale chyba jeszcze nigdy w takiej wersji, gdy sama miała siedzieć i czekać na przekaz i to jeszcze od kogo.
- Doustnie? Nie. Dożylnie dwie porcje wczoraj. - krótkie pytanie krótka odpowiedź, jak mówili niektórzy. Przyjemne obycie nie miało tu żadnego znaczenia, jednak też który doktorek nie przejawiał kija w szacownym zadku, gdy dochodziło do tak zwanych kontaktów z pacjentem. Kolejne pytanie jednak nawet i Selenkę wyrwało z zamyślenia, wywołując lekką konsternację.
- Krew to tylko połowa procesu. Najprawdopodobniej będziesz musiała przejść pełną przemianę, skoro wirus został uszkodzony do tego stopnia, że przestałaś być wampirem. - oznajmił krótko i całkowicie bezemocjonalnie Doktorek, przygotowując cały sprzęt do transfuzji. Selenka więc jedynie skinęła głową, przygotowując krew do uzupełnienia dla Wiaterka, a potem podeszła do niego, z przepraszającym uśmiechem. Igła w dłoni i opaska uciskowa jasno wskazywały, co chciała zrobić teraz.
- Rozluźnij się proszę. - poprosiła cicho, zakładając opaskę, dezynfekując skórę chyba tylko dla własnego komfortu i wbijając igłę, blokując ją przed upływem krwi. Zajęła potem bliźniaczą leżankę, podwijając rękawy laboratoryjnego fartucha i biorąc głębokie wdechy. Uspokojenie tętna było dosyć ważne, więc odczekała chwilę, zanim wbiła igłę w swoją żyłę.
- Yeong? Ten napływ krwi nie będzie za dużym obciążeniem dla organizmu? Nie lepiej pozwolić na obiegu do serca płynąć krwi, a na obiegu z serca pozwolić jej wypłynąć? - spytała, z lekkim wahaniem, nie będąc nadal pewna, czy w ogóle wyjdzie. O skutkach utraty zbyt dużej ilości krwi słyszała, ale w drugą stronę? Takich wypadków raczej nie było... Takie miała wrażenie.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Świat się zmieniał, ludzie się zmieniali i Wy - wiedziałaś to Ty, wiedział on i wszyscy wokół. Historii tej kres miał kiedyś nadejść, ale z pewnością nie dzisiaj. Teraz trwała walka - trudna bo trudna, ale ważna dla pewnego jestestwa - losów teraźniejszości i przyszłości, która wychylała już łba zza uchylonych drewnianych drzwi, wyraźnie zaintrygowana wolą boju toczonego z chorobą.
Prawdą były Twoje słowa Rogaliku tak samo jak złożone myśli, z których słynęła Twoja persona - naniesione na papier niemalże zawsze prezentowały się tak samo - nienagannie i ślicznie, jak ładne i schludne były dłonie, którymi Ty jako autorka nakładałaś kolejne warstwy na białe płótna, tylko widzisz...
Między życiem a poezją roztaczala się szeroka dziura, a nazwa jej brzmiała - sceptycyzm. W teorii nic nie miało prawa się wysypać - żyłaś szczęśliwie Ty i Twoi przyjaciele - żył sobie również on - fajnie, prawda? Niestety praktyka wielokrotnie weryfikowała podobne scenariusze, czyniąc je niejako nierealnymi, bo widzisz: w świecie rzeczywistym nie zawsze dwa plus dwa dawało cztery - nie każdego też szło zrozumieć, szczególnie, gdy z oczywistych powodów pewne historie nie były przeznaczone Twoim uszom.
Niech nie zamartwia się Księżycowa Dama na zapas - być może kiedyś Wiatr przyniesie szept, a może wcale. Czasami faktycznie nie wszystko wychodziło tak, jak planowały to sobie pionki na szachownicy - niekiedy zaczęta rozgrywka kończyła się szybciej, podczas gdy kolejne toczyły w zupełnie innym zamierzeniu z całkowicie przypadkowym przeciwnikiem po drugiej stronie stołu.
W takich sytuacjach same chęci nie wystarczały i dobrze o tym wiedzieli Ci, którzy słusznie nie nadkładali pracy ponad stan, bo jak raczył nawiać pewien fotograf - nie każde zdjęcie było warte czasu na obróbkę, tak i tym sposobem nie każda osoba nadawała się na towarzysza, reprezentując zbyt odległe poglądy, których najprościej mówiąc, pogodzić się zwyczajnie nie dało, być może dlatego, że nie z każdym iskrzyła chemia.
- Gdyby coś było nie tak, daj mi znać. - a jednak pomimo obecności kwasu bez zasady, chemik również potrafił sobie poradzić. Niezależnie od stosunków obecnych czy przyszłych - strachu czy konfliktów, którymi uwielbiali obrzucać, Smok znał swoją powinność. Nie uległ jej z poczucia obowiązku - nie traktował jako formy spłaty długu za tamtych kilka chwil wysłuchania - nie, pod jej płachtą krylasie szczera sympatia,co to wraz z chlodną logiką rodziła kolejny argument: odkupienie. Czy Sel tego chciała czy nie, jednym z głównych powodów, dla których Louis przystał na prośbę, było dopełnienie tego,co poniekąd zaczął Ryuu. Chcąc odesłać go na tamten świat, Smok musiał wpierw dokończyć dzieła poświęcenia, które pozwoliło Selenie przetrwać kolejne lata. Nieważne jakie były - nieważne ile - liczył się fakt, ajemu wampir zaprzeczyć zwyczajnie nie mógł. Kiedy więc wszedł do gabinetu i wysłuchał słów kobiety oraz doktora, posłusznie wykonał polecenie i mimo własnej niechęci oraz lęlu, odsłonił rękę, na której pulsowała wyrazista mapa żył.
- Najwyżej zamówię Ci pacyfikację. - nieważne co pomyślał sobie Doktor i ona, to był zwykły żart, na który nie było sensu fuczeć, a denerwować się? Tutaj już kwestia leżała po stronie samej Sel - zdwojga złego szczęściem był brak przeciwwskazań na czucie dawcą, co wśród ludzi było częstym ewenementem stacji posiadania tatuaży na ciele.
Ironio losu tego świata.
- Pięknie, czyli że co? Będzie potrzebowała też jadu? - już samo przetoczenie niosło ze sobą ryzyko, a tu nagle komar zaskoczył drugiego komara takim oświadczeniem. Nie do końca na to pisał się Louis, ale niech i tak będzie. Wpierw wampir wolał monitorować sytuację w czasie transfuzji, gdyż w jego mniemaniu był to jeden z tych trudniejszych kroków, z którymi musiał się zmierzyć Rogalik. Czy Azjata był z tego zadowolony? No nie do końca, o czym świadczyły chociażby ściągnięte brwi, niemniej skoro powiedział "a", to musiał także przejść na "b". Zakładając wytrzymałość filigranowego ciała, wpojenie weń wampirzej toksyny nie powinno przynieść aż tak wielkiego obciążenia.
- Będzie mogła chociaż odsapnać? - niestety na Twoje nieszczęście wilcza księżniczko Doktorek pokręcił głową w zaprzeczajacej odpowiedzi na zadane pytanie.
- Przy Twoim stanie wszystko będzie obciążające, ale jeśli chcesz to ukrócić, musisz działać szybko. Twoje ciało będzie się początkowo bronić,co zakładam zmarnuje pierwsze kilka "przeywow". Dopiero kolejne mają szansę coś zdziałać, gdy świeży silny wirus skutecznie otumani Twoje komórki. W takim wypadku dłuższa przerwa pomiędzy pierwszym a drugim etapem jest niewskazana, gdyż mogłaby przeciąć ciągłość eksperymentu. - no więc tak: tyle dobrego, zeDontorek był chociaż szczery i bezpośredni - miejscami może za bardzo. Z drugiej strony jaki był sens owijania w bawełnę, gdy zarówno ona i on znali prawdę? Otóż... Żaden. Selena już teraz mogła zacząć modlić się w duchu, aby jej ciało nie odrzuciło dawcy. Drugie tyle mogła też dorzucic powrotem do miłych wspomnień, co by uprzyjemnić sobie ten czas, który zpewnoscia pozostanie z nią na długo pod postacią serii wspomnień o mało milusim zabarwieniu. Najszczęśliwszym osobnikiem z grona był bez wątpienia doktor ze swoją niecodzienną możliwością przeprowadzenia pierwszego eksperymentu rewampiryzacji na dwóch żywych obiektach o ogromnym stężeniu czynnika zapalającego - wirusa.
Mateczki Lilith, niej Ty ich w swojej opiece - zaczęło się, jednym kliknięciem prowadzący badanie nieśmiertelny uruchomił całą aparaturę, która odpowiadała wszczęcie procesu przetaczania krwi.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Ileż można było trwać w stagnacji? Mimo najszczerszych niekiedy chęci nie dało się, należało przeć cały czas do przodu, a świat już sam z siebie wymusi zmiany, bo parł do przodu niczym lokomotywa, nie bacząc na kamyczki wpadające pod koła. Przeszkody były zawsze, liczyło się jednak tylko to, by je pokonywać, a nie poddawać przed nimi.
Papier cierpliwy jest i wszystko przyjmie. To także była prawda, bez względu na to, jakie słowa czy obliczenia były na nim umieszczane. Szczęście zaś było pojęciem względnym, bo choć żyła sobie, a Ty sobie, to jej jednak czegoś brakowało w tym nieszczęsnym życiu, nie mogła jednak powiedzieć, jak to wyglądało u Ciebie. Złączenie dwóch dróg, nawet gdyby jedynie dziarsko szły obok siebie byłoby bardzo pożądaną opcją, lecz nie można Losu zmusić, by swoje plany pozmieniał. A skoro tak, to zostawało jedynie parzyć przed siebie, udawać podniesioną głowę i błagać duchy teraźniejsze i przeszłe, by te przyszłe okazały się łaskawsze.
- Dam. - powiedziała tylko, świadoma tego, że procesy lecznicze nigdy nie były łatwe. Nie musiała obawiać się tak zwanych konfliktów serologicznych, to akurat wampirzy wirus załatwiał w przedbiegach, jednak mimo wszystko prawdą było, że jej organizm miewał aktualnie różne swoje głupie pomysły. Odrzucenie nagłego przepływu krwi było jednym z nich.
- Kuś mnie dalej, to najpierw Cię ugryzę. - zaśmiała się cicho i całkowicie bezceremonialnie zlizała dwie krople krwi, które poleciały z igły zanim ją zabezpieczyła. Tak samo jak Lou próbowała nadrabiać humorem, pomysł bycia "zwampirzoną" brzmiał dosyć przerażająco. No cóż, wprawdzie potem będzie mogła się chwalić, że zna uczucie bycia przemienianą, ale to nie był jej szczyt marzeń. Ale skoro doktorek twierdził, że tak było trzeba... Komuś musiała ufać, plus Marcus faktycznie mógł mieć rację, że niepowodzenie byłoby ciosem w naukowe serce.
- W teorii możemy uznać, że to, co pompowali we mnie i nie tylko, to było coś w rodzaju antywirusa. - Doktorek nie znał historii, znał tylko jej skutki, nie chciała więc go uświadamiać. Ważne, że Lou wiedział, o czym konkretnie mówiła.
- Gdyby trafili na wampira przemienionego, stawiam, że eksperyment doszedłby do szczęśliwego zakończenia. Ale trafili na nią... Nie da się cofnąć genetyki. Ale w wypadku Seleny została uszkodzona tak mocno, że regeneracja nie potrafi odtworzyć błędów. Jad i krew to matryca wprowadzające do organizmu nowy wirus. Jeśli to nie zdoła naprawić zniszczeń, to nic nie zdoła tego zrobić. - powiedział krótko Doktorek, kompletnie nie przejmując się faktem, że właśnie wydawał wyrok na stojącą kawałek dalej Selenę. Dziewczyna stała do nich plecami, więc nie można było dostrzec jej reakcji na takie słowa. Może tylko w kolejnych słowach słychać było tylko minimalne drżenie głosu.
- Czyli nie ma co zwlekać. - oznajmiła krótko, nie patrząc na żadnego z nich i mentalnie nastawiający się na bolesny poniekąd proces. - Rób tak, jak powinno być zrobione, ja wytrzymam. - rzuciła jeszcze, utrzymując kamienny wyraz twarzy. Nie mogła zdobyć się jednak na to, by wyłączyć aktora, więc po prostu ugięła dla wygodniejszej pozycji kolanko i zamknęła oczy, czekając, aż machina zostanie uruchomiona. Wbrew temu, co można było sądzić, nie próbowała ani się modlić, ani w ogóle myśleć o czymkolwiek. Ustabilizowanie tętna umiała robić od dawna, wymuszać spokój, którego nie czuła. Po prostu próbowała wsłuchać się w swój organizm, a w razie czego po prostu przerwać eksperyment, zanim ewentualne szkody będą kompletnie nieodwracalne. Przez chwilę też ogarnęło ją zwątpienie, otworzyła oczy, chcąc zaprotestować, że rezygnuje, ale maszyna wprawiona w ruch była nie do zatrzymania. Zostało tylko się rozluźnić i udawać, że wcale nie czuła paniki, jeszcze większej niż kiedyś w Oświęcimiu.
Dziwnym było uczucie płynącej krwi wprost do żył. W pierwszej kolejności odczucie było jak zawsze, jak "jedzony" posiłek każdego dnia. Nic nadzwyczajnego, więc chyba dobry objaw. Potem jednak miało się okazać, że wcale nie było tak różowo, jak się mogło to wydawać. Przysłoniła usta dłonią, gdy organizm w dowolny sposób chciał pozbyć się nadmiaru krwi. Stąd też po policzkach popłynęły krwawe łzy, tak samo jak z nosa, jakby w wyniku transfuzji popękały naczynka nie tam, gdzie trzeba. Leżenie było dobrą rzeczą, czuła, że głowa jest ciężka, jednak to było tylko odczucie. Dla patrzących na nią pijawek mogła zrobić się jedynie lekko bledsza. Na ewentualne pytania o samopoczucie tylko pokazała uniesiony kciuk, tocząc walkę z własnym instynktem, by nie wyrwać igły i nie uciec... A potem nadszedł ból. Zacisnęła dłoń w pięść, całkiem z odruchu, czując jak przez żyły przetacza się jej coś pokroju piekącej lawy. Gdyby miała porównywanie odczucia, wtedy czuła się, jakby coś wyżerało jej krew od środka. Teraz? Po prostu paliło, niczym płynny ogień wypalający wszystko. Rozgryzła aż wargi do krwi, by nie krzyczeć, nie zdradzić odczuć i nawet jej się udało, do czasu, gdy lawą płonęła każda nawet najmniejsza żyłka, a litościwy umysł nie odciął świadomości, zatrzymując bicie wampirzego serca, by nie tłoczyło już więcej płynnego ognia.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Choć świat, chmury, księżyc i słońce wyraźnie temu zaprzeczały, to i tak ostatecznie poszłaś naprzód - dobrze, bo dzięki temu również inni postąpili podobnie - tak przynajmniej miałaś myśleć. Co, jeśli jednak Ci powiem, że słowa, którymi karmiłaś się do tej pory, stanowiły wyłącznie smaczną ułudę, a wszystko, w co wierzyłaś, było niczym więcej, jak zwykłym kłamstwem? Widzisz Rogaliku, nie każda opowieść kończyła się happy endem - dla niektórych stanowiła nieosiągalną abstrakcję, a jeśli nie wiesz czemu, to pozwól sobie wyjaśnić to wprost - czasami ów zmiany, które przyniosły Ci ulgę i szansę na odrodzenie, zamiast błogostanu i słodkiego smaku dobra zrzucały na pozostałych nieszczęśników bombę zapomnienia. Twojemu jestestwu nie robiło to aż tak wielkiego mętliku w główce, lecz komuś, kto tylko z pozoru był na to gotów? Powiedz mi, ale tak szczerze i od serca - ile tak naprawdę wiedziałaś o krnąbrnym Smoku? Jak dobrze znałaś legendy o nim - jego poglądy: wzloty, upadki i adaptację, przez którą otrzymał miano Wiatru?
Do tej pory nie było okazji, aby szczerze porozmawiać - wspólna przeszłość nie niosła takiej potrzeby, skupiając się wokół czasu doczesnego - zgodzicie się, iż uwagę bez wątpienia przyciągały liczne wzloty namiętnych uniesień, a z nim komizm, który od zawsze towarzyszył Waszej trójce w codzienności prostego istnienia. Sama musisz przyznać, że odkąd się poznaliście, umiłowany przez Ciebie przyjacielski Wiatr rzadko kiedy narzekał, a jeszcze rzadziej dawał ponieść się emocjom. Na przestrzeni tych wszystkich lat wyjątek od reguły pojawił się tylko jeden, a było nim rozczarowanie w czasie pierwszej poważnej rozmowy po 80 wiosnach przytłaczającego milczenia. Wtedy i tylko wtedy Jun pozwolił sobie na odrobinę szczerości wobec osoby Seleny, którą usilnie tłumił przez cały ten upierdliwy okres wegetacji. Potem trasa prowadziła już z górki - przyszedł czas przeprosin i wybaczenia - przyszło również oczyszczenie ponownie rozdrapanych ran, przynajmniej dla Ciebie, bo czy dla niego?
Mój drogi Rogaliku - nie dla Twoich uszu była przeznaczona prawda i nie Tobie powinien ją opowiadać Smok, posuwając się do stopnia skrajności, która ku zaskoczeniu zdołała skutecznie oszukać dociekliwość spojrzenia ciemnych ocząt. Nie miej mu tego za złe - racz za to skupić się na sobie w tych ważnych dla Ciebie chwilach śmierci i ponownego odrodzenia. Potem i tak o wszystkim zapomnisz, dalej krocząc dumnym krokiem przed siebie - wiesz mu lub nie, ale on swoje wiedział i widział, między innymi garść osób, które cierpliwie wyczekiwały Twojego powrotu do zdrowia, by móc przywitać Cię hucznym przyjęciem.
Póki do tego nie dojdzie, nie odwracaj się i nie pytaj…
Niektórzy po prostu nie rodzili się tak dobrzy, za jakich ich uważano.
- Moja “skóra” coś o tym wie. - doktorek faktycznie nie znał prawdy, bo i nie miał powodu jej poznać, ale mając na uwadze obecne fakty, nic nie stało na przeszkodzie, aby jej nie poznał - jeśli nie z właściwego źródła, to z fragmentów komentarzy, którymi Jun uraczył medyka zaraz po podłączeniu go i jej do aparatury i rozpoczęciu pierwszej fazy przetaczania krwi.
W przeciwieństwie do Seleny, Smok nie odczuwał aż tak wielkiego bólu - w jego sytuacji był on praktycznie znikomy, a jedyny dyskomfort stanowiło wyłącznie nieprzyjemne uczucie, które mógłby przyrównać do tak zwanego “odsysania” życiodajnej krwi. Ze znacznie większym zaniepokojeniem spoglądał na leżankę obok, na której spoczywało drobniutkie ciało Seleny. Chociaż Louis wierzył w siłę ducha kobiety, nie potrafił znosić widoku męki, przez którą przechodziła w czasie zabiegu. Nazwij go głupcem i pieprzonym samolubem, lecz jak na ironię przypominałaś mu “Ją”, kobietę, którą kochał, z którą chciał być, a którą ostatecznie zabił na jej własną prośbę. Czy historia mała dziś zatoczyć koło? Czy raz jeszcze przyjdzie mu tylko patrzeć? Choć ciało wyraźnie napięło wszystkie mięśnie pod skórą, nie mogło się poruszyć, nie niszcząc przy tym delikatnej konstrukcji, która utrzymywała go w niewygodnym bezruchu kajdan bezradności.
- Otrzyj ją. - zdatne do użytku były jedynie usta, toteż rzucił nimi krótkie polecenie. Za nic miał sobie położenie czy fakt, że tak naprawdę ich położenie nie dawało im żadnej władzy nad Doktorkiem. Bądźmy szczerzy, gdyby wampir chciał, mógłby ich teraz nieźle wyruchać w dupska - to, że tego nie zrobił było dowodem jego wyłącznej dobroci - małej bo małej, ale istotnej w świetle zaistniałych wydarzeń. Mimo iż Smok się nie uśmiechnął, docenił gest i realizację polecenia.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę Sel. - rzekł Doktorek, ocierając krwawe ślady wilgotną szmatką, a potem ku zaskoczeniu wszystkich zebranych, sięgnął po strzykawkę ze środkiem łagodzącym uspokajającym, ot zwanym durnym jasiem, którym nakarmił obolałe ciało na poczet zmniejszenia dyskomfortu. Ulga po zażyciu przyszła natychmiast - przestało aż tak palić tkanki i spinać mięśnie, których status mógł doprowadzić do nieprzyjemnych skurczów - wszystko zaczynało się powoli stabilizować, gdy nagle karma wróciła, uderzając rykoszetem w ciało Louisa.
Z nieznanych powodów puls mężczyzny mocno przyspieszył, co niestety nie sprzyjało transfuzji. Szybkie bicie serca mogło doprowadzić do nieprzyjemnych konsekwencji, a żeby było śmieszniej - nieśmiertelny nie potrafił nad tym zapanować, zupełnie jakby jego ciało instynktownie się przed czymś broniło.


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Prawda a wiara, kłamstwo a rzeczywistość. Granica między nimi przywoływała na myśl tę między snem a jawą. Niby wyraźna, a jednak w pewnych chwilach zbyt trudno było odróżnić je od siebie, oddzielić nawet cienką kurtyną wyznaczającą koniec jednego i początek następnego. Jedni z nas wierzyli, że losy nasze splecione są na wieki przez te specjalne Panie Losu, inni uważali, że w razie niepowodzeń ścieżki możemy wyrąbać sobie sami, idąc do obranego inną drogą, a jeszcze inni wychodzili z założenia, że nic nie jest określone i sami jeno decydujemy, w którą stronę pójdzie nasza przyszłość. Każde z was inny miało pogląd, jak ta przyszłość mogła wyglądać, ale czy nie było tak, że to właśnie od was zależało, w którą konkretnie stronę zechcecie ją skierować?
Odkupieniem i końcem zwałeś to, co teraz robiliście. Coś się kończyło, coś się zaczynało, jak w księgach fantasy, gdy jeden tom kończył całkiem historię, by w kolejnym zacząć nową, złączoną z poprzednim jedynie bohaterami i ich przeszłością. Czy więc chciałeś rozdzielić ścieżki, nie wracać nigdy do wspólnej przeszłości? Tak też można było postąpić i nikt prawa do tego nigdy Ci nie odbierze. Ale czy właśnie tego chciałeś, wolny duchu, nigdy przy nikim nie uwiązany? Zerwać na wieki z przeszłością, z której mimo wszystko ktoś nadal na Ciebie czekał? Historia nie zezwoliła na dalszą namiętność, klujące się uczucia poddała próbie czasu, której przetrwać nie zdołały. Lecz czy naprawdę tylko to jedno was łączyło? I czy naprawdę chciałeś ruszyć w przyszłość, oddzielając twardym murem siebie od ciemnych oczu, patrzących zawsze z pewnego rodzaju uczuciem, schowanym gdzieś na dnie?
Prawda przeznaczona czy też nieprzeznaczona, ona nigdy nie zadawała pytań, gdy emocje brały górę, stała po prostu obok, chętna odwrócić uwagę żartem, dobrym słowem lub po prostu dotykiem, tak jak Ty robiłeś to dla niej, gdy tak zwany nastrój szybował w zupełnie nie tę stronę, co trzeba. Naprawdę sądzisz, że była w stanie zapomnieć o Twym jestestwie, zwyczajnie udać, że nigdy nie byliście blisko i pójść do przodu, twierdząc kłamliwie, że przeszłość była tylko przeszłością, nie mającą wpływu na rzeczywistość? Postawmy sprawę jasno - jeśli tego właśnie chcesz, zapomni o Tobie, udając dwoje nieznajomych, twierdząc, że nie byliście niczym więcej niż obcymi, historią zmuszonymi do spędzania czasu razem.
Wiedza o tym, jak leczyć, to także wiedza o tym, jak zabijać.
Niech kamieniem rzuci ten, kto odszedł, nigdy nie oglądając się wstecz.
Sprawiałeś wrażenie, jak gdybyś chciał ją odepchnąć, a ona z zamkniętymi oczami i kamienną twarzą jawiła się jako obca. Blada twarz bez żadnych emocji pokryta krwawymi łzami, jak tylko wampiry umiały płakać, cierpiąc w milczeniu. Lecz czy kiedykolwiek była zdolna okazać to, przyznać się do słabości, zdradzić swoje wrażliwe punkty? Nie. Ona zawsze była z tych twardych, udających, że nic jej nie jest, że da sobie radę. Arogancja i przysłowiowy kij w tyłku, to były właśnie te cechy, gdy strach przejmował kontrolę, a ból był rzeczą, której nie sposób było się wyprzeć.
- Nic mi nie jest. Po prostu naczynka pękają. - oczywiście, że czuła stróżki krwi płynące po twarzy, choć pomylenie ich ze łzami wcale nie było takie trudne. Jednak mimo to oczy nie otworzyły się, a środek znieczulający przynajmniej rozluźnił mięśnie. Na pewne pytania lepiej nie znać odpowiedzi, a nagła troska doktorka wydawała się niepojęta. Pomoc obolałemu jestestwu nie była czymś wpisanym w rzekomy eksperyment, mający ocalić pewne życie.
Karma to suka, jak mówili niektórzy. Ta teraz zdecydowała się uderzyć wprost w Lou, jednak wszystko, co trafiało do jego krwi wytworzone przez broniący się organizm, mogło zostać przetransportowane wprost do organizmu Selenki. Doktorek wypuścił więc wiązankę, widząc przyspieszony oddech Louisa, a co za tym idzie szybsze tempo bicia jego serca.
- Postaraj się uspokoić. - poprosił uprzejmie, patrząc z uwagą na drugiego wampira. Obrona była oczywista, zwłaszcza dlatego, że upływ krwi był dosyć znaczny. - Twój wyrzut adrenaliny może ją zabić. Jej organizm ledwo radzi sobie z przetwarzaniem napływu krwi, a co dopiero z adrenaliną. Ja wiem, że to ciężkie. Ale obydwoje musicie to znieść. - formalny i bezosobowy ton doktorka po prostu zaniknął, teraz w jego głosie zabrzmiała delikatna troska. Jakby mimo tego, co wcześniej twierdziła Selena, cała ta sytuacja wcale nie była dla niego eksperymentem. Dlatego najpierw pokombinował coś przy maszynerii, a potem podszedł do Lou razem z kroplówką z krwią oraz strzykawką z jakimś płynem.
- Twój organizm uznał wypływ krwi za proces umierania. Potrzebujesz go uzupełnić. - wyjaśnił wprost, nie zamierzając bawić się w żadne owijanie w bawełnę. - Możesz po prostu zrobić to pożywiając się, ale kroplówka będzie wygodniejsza. Z tego powodu przyspieszył Twój puls, bo ostatkiem sił i wyrzutem adrenaliny organizm chce się bronić i mimo małej ilości krwi dokrwić najważniejsze organy. Założyłem filtr, który nie pozwoli adrenalinie oraz fentolaminie dostać się do organizmu Sellie. Fentolamina obniży poziom adrenaliny w Twojej krwi. - wyjaśnił, podłączając wszystko i dotykiem sprawdzając tętno Louisa. Wydawał się faktycznie być zatroskany w kwestii stanu zdrowia obydwu wampirów, jakby coś więcej znaczyli dla niego niż obcy mężczyzna i upierdliwa w swych tajemnicach współpracowniczka. - Ona to przeżyje. Ty też. Moja matka was lubiła. - rzucił w ramach wyjaśnień, podpinając najpierw Selenkę, a potem Louisa do kardiomonitora pokazującego pracę waszych serc. - Kiedy jej serce przestanie bic, musisz ją ugryźć. Inaczej cały proces transfuzji jest kompletnie na nic.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Zaprawdę niezbadane były myśli i sekrety Wiaterka - przypominały damską torebkę, którą nie bez powodu nazywano czarną dziurą. Ne, Rogaliku-san, a czy Twoja mieściła tyle samo rzeczy? A jeśli tak, to czy były poukładane czy może otaczał je chaos? Słowo daje, próba ogarnięcia tego bałaganu mijała się z celem - a gdyby tak machnąć na to ręką? Tak, to brzmiało jak plan - to i kilka innych rzeczy spisanych na papierze cyrografu. Chwała Niebiosom, albowiem dobrym patronem eksperymentu był Doktorek. Tylko spróbowałby kombinować - oj już Lu dobrałby się do jego matki i to jak!
Jesień średniowiecza - mówi to Panu coś? Nie? No to niech przemówią dwa miecze - jeden srebrny i stalowy na takie mendy jak Pan, Panie Losie. Raczej wybaczyć smoczkowi jest dywagacje - były niepoprawne jako i kilka innych rzeczy. Wina twórczości - słowo daje! Strach również dorzucał grosik, ale Doktor miał rację, należało spiąć dupkę i wsiąść się w garść, co by nie zaszkodzić pacjentowi. Teoria brzmiała spoko, niestety praktyka uporczywie płatała figle.
- Już jest ok... Słowo wampirzego harcerza. - puls faktycznie mógł zmartwić nie na żarty - ot problem strachu i złych wspomnień. Szczęśliwie motywacyjny kopniak pomógł ogarnąć dupeczkę, dzięki czemu ciało zaczęło słuchać właściciela, co dodatkowo potegowała magiczna kroplówką ufundowana przez niecnego Doktorka. Mógł ich zlać, a to, że tego nie zrobił... No dobra stary, to gdzie trzymałeś kamery z nagraniami?
- I widzisz, jak chcesz, to potrafisz. - zaśmiał się stary, dobry Lu  w czasie tańców kabelkami. Jedno musiał przyznać - darmowy posiłek choćby i w kroplówce zawsze był cenie. Bleh... Szczerze współczuł Rogalikowi braku możliwości na klasyczne posilenie się przy pomocy kłów jak bozia nakazała. Oby tylko krew zdolala pomóc, inaczej kogo Selcia pogryzie?!
- A gdyby tak chociaż kolacja... - kroplówka z odrobiną samokontroli faktycznie zaczęły zdawać egzamin. Z wolniejszym i szybszym rezultatem krew poczęła miarowo wędrować do rogalikowego ciała, które będąc pod wpływem Jasia nie powinno aż tak cierpieć. Jeśli tak było, to Louis mógł odetchnąć z ulgą, a potem poddać się sztuce medytacji na czas trwania procedury.
- To jeszcze chwilę potrwa. - co oczywiście potwierdził i SM doktor, jakże wielce zafascynowany niebywałymi widokami i reakcjami nie do końca żywych obiektów eksperymentalnych. Ajć, kto to powiedział na głos?!
Czas nieubłaganie mijał, tak samo jak toczenie się transfuzji. O ile jej początki niosły ze sobą pewnie komplikacje, o tyle obecny etap powinien być w miarę stabilny. Louis czekał na odpowiedni sygnał, aby dopełnić rzeczonej powinności,nim cały trud diabli wezmą. Oby tylko Doktorek się nie pomylił, bo inaczej wtedy ostrzej zanim porozmawia.
- Jeszcze trochę. - na razie swoją powinność zaliczał na takie dobre trzy z plusem a to już coś. Ulga na twarzy Sel była równoznaczna z zadowoleniem Louisa, który cieszył się, mogąc pomóc przyjaciółce odzyskać zdrowie.

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Damska torebka była miejscem tajemniczym, chaotycznym, zawierającym wszystko i tak naprawdę nie zawierającym niczego. A czemu tak? Każda posiadaczka tworu zwanego damską torebką doskonale wiedziała, że znajdzie się w niej wszystko, wyjąwszy to, co w danym momencie było potrzebne. A co bardziej złośliwi na dowód podrzucali kobietom kamienie, by potem móc bezczelnie naigrywać się z prostego faktu, że właścicielka nie ma pojęcia, co właściwie ze sobą nosi. Dlatego Selenka jak na wredne babsko przystało, torebki nie używała, preferując zazwyczaj upychanie potrzebnych przedmiotów po kieszeniach. Chaos można było tworzyć w inny sposób.
Na przykład złapać pewnego Doktorka i dać mu do łapek coś, z czym nigdy wcześniej nie miał do czynienia. I potem patrzyć, jak świat płonie... Znaczy jak eksperymenty idą do przodu. Powiedzieć, że Doktorek był przeszczęśliwy, to jak stwierdzić, że pewien bardzo zły osobnik płci męskiej nie był stworzeniem perfidnym tudzież mściwym. Było to więc idealną gwarancją, że przynajmniej zrobi wszystko, co zdoła, by doprowadzić sytuację do szczęśliwego finału, którym nie będzie śmierć nikogo ze zgromadzonych. Ne, Wiaterku, a to już się do jego rodzicielki nie dobrałeś, zanurzając kiełki nie tam, gdzie powinieneś? W końcu wspomniana panna była całkiem niczego sobie, jeśli się tak dobrze przyjrzeć
- Jeśli coś jest nie tak, musisz meldować od razu. - zapowiedział z powagą Doktorek, zajęty pilnowaniem aparatury w każdą jedną stronę. Wyraźnie z jakichś dziwnych powodów po prostu mu zależało. - Muszę mieć czas na reakcję, żeby nie skrzywdzić was obojga. - podstawowym argumentem nazwijmy to, że jaką jesień średniowiecza zrobiliby mu pozostali Radni, gdyby wyszło na jaw, że dzięki jego pomysłom wasza dwójka straciła życie? To była całkiem dobra argumentacja, by się martwić, czyż nie? Nie padło również klasyczne pytanie, ale skośny Doktorek ewidentnie prychnął - czyżby ktoś ty wątpił w jego medyczne zdolności? Oczywiście nie obyło się też bez marudzenia.
- Potem dostanie...cie butelki. Fabryczne, czyste, obiecuję, że bez dodatków. - poinformował, dodatkowo mrucząc coś o braku odpowiedzialności i zbyt długim ukrywaniu wszystkiego, bo idąc tym tropem cały proces można było zrobić wiele lat temu - udane transfuzje krwi na ludziach wykonywano już w latach 40 ubiegłego wieku, a z wampirami odpadało przecież mnóstwo problemów w postaci chociażby grup krwi.
- Wolniejsza transfuzja pozwala na lepszą adaptację organizmu do nowej krwi. Myślę, że jeszcze z litr i będzie można przechodzić do drugiej fazy. - rzucił, wyraźnie zamyślony, przejmując się bardziej kwestią zdrowia swoich pacjentów, niż faktycznie rozmową jakąkolwiek. Ale wypadało przecież informować, co właściwie robi, tak też więc postąpił. Kardiomonitor pozwalał mu za to obserwować uważnie tętno obojga i w razie co reagować.
- Już niedługo. Jej tętno się ustabilizowało mimo początkowych problemów. Zapaść już jej nie grozi, ale jeśli się nie mylę, durny jaś zaraz przestanie działać. - mruknął bardziej do siebie, rzucając pytające spojrzenie w stronę Louisa. Wyjaśnienie mu powodów nie przedstawiało większych problemów, pytanie było jedynie, czy chciało mu się tego słuchać. Doktorek nie miał w zwyczaju zanudzać swoich pacjentów.
Skoro jednak tętno obojga ofiar eksperymentu ustabilizowało się do akceptowalnego poziomu, mógł zacząć powoli ruszać kolejne fazy. Do tego jednak ewidentnie potrzeba mu było rozmowy z Sel, więc postarał się dobudzić ją wystarczająco, by można było z nią logicznie rozmawiać. Z tego też tytułu udało mu się namówić dziewczynę, by otworzyła oczy.
- Regeneracja Ci ruszyła. - oznajmił jednak, zamiast wyrazić to, o co mu chodziło.
- Wiem. Do przewidzenia. - powiedziała szorstko, nieco bardziej przytomna, niż być powinna i spojrzała w stronę Lou. - Wszystko okey? Nie kombinował głupot? - uśmiechnęła się delikatnie do przyjaciela, martwiąc się w pierwszej kolejności o jego zdrowie i samopoczucie.

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Podobno wiara umierała ostatnia i była domeną głupich. Well... W takim razie chyba się do tych debili zaliczaliście oboje, ale co tam, przecież do odważnych świat należał, a niejedno już przyszło Wam przeżyć, co nie? Rogaliku Ty mój, to nie tak, że Lu chciał Cię zostawić, czy broń boże o Tobie zapominać - wręcz przeciwnie, on Cię pchał, byś szła do przodu. Sednem problemu był on sam, a dokładniej - jego adaptacja, bo widzisz, z każda kolejna przemiana rodziła i zabijała pewna część jestestwa wampira. Przez kolejne dni, miesiące, lata i stulecia zanikały dawne ideały, wspomnienia i honor, który jak dobrze wiesz, był mu niegdyś wartością nie do zastąpienia. Nigdy nie powiedział tego wprost, bo i nie czuł potrzeby, przekonany o balansie własnego istnienia a jednak: targała nim zazdrość - o wiedzę, siłę - o wszystko, czym szczycił się i z czego słynął brat. Po jego odejściu usilnie próbował wszystko naprawić, poukładać, ale na próżno i uwierz mi lub nie, ale JEJ śmierć, a raczej pamięć o niej w niczym nie pomagała.
Potem cała śnieżyca poszła prosto z górki - maska żartów skutecznie ukrywała ból i tęsknotę zbieraną przez długie lata. To, że nie Louis nie chciał o niej mówić miało swoje proste uzasadnienie - bliska mu osoba borykała się z własnymi problemami - czemu więc miałby dorzucić jej nowych? Swoje z pewnością doprawiał żal, wszak tych 80 wiosen to szmat czasu, a jednak... Pewnych rzeczy nie dało się tak łatwo naprostować - niektóre natomiast leżały w jego wyłącznej kwestii. W wielkim skrócie: był dziwny, jako i dziwne było niebo i pogoda w górach, które nie bez powodu nosiły miano nieprzewidywalnych. Mimo to gdzieś w głębi serca bardzo pragnął powrotu do czasów dawnych dobrych - kolorowych i tych, dzięki którym raz jeszcze mógłby udowodnić swoją wartość: nie tyle jako wampir, co wojownik z krwi i kości. Pytanie, czy będziesz to w stanie zrozumieć? Czy pomimo surowego zakazu z jego ust, obejrzysz się za siebie, gdy przed Tobą otworzą się zupełnie nowe wrota i możliwości?
Coś się kończyło i coś innego zaczynało, tako i odkupieniem pragnął zamknąć pewien rozdział życia wampir - niegdyś kochanek, dziś przyjaciel, obecnie zaś pacjent przykuty mnóstwem igieł i rurek do metalowej leżanki - z oczami przymkniętymi aż za mocno i dłońmi, które dopiero zaczynały się rozluźniać. Nie było to łatwe, ale robił to dla niej - tej, którą jeśli nawet nie w sposób romantyczny, to na swój pokraczny miłował, jak miłował brat i zapewne wiele innych osób, w tym Marcus. Tak Rogaliku, Louis dokładnie "przestalczył" Twoje wspomnienia, również i te z odrobiną pikanterii. Wystarczyło odrobinę powinwestygować i wuala - dobrze widział, że wilkołak nie był Ci obojętny - sh... Nawet nie próbuj zaprzeczać, to w końcu nic złego, kochać kogoś całym sobą. Obiecaj tylko, że już nigdy nie wywiniesz podobnego głupstwa i nie dasz ponieść się milczeniu. Złożonej ofiary nie należało marnować nadaremno - przed Tobą stały drzwi jeszcze jednej próby, a imię jej brzmiało "Jack".
- To tylko reakcja obronna na bodziec. Powiedzmy, że nie przepadam za igłami, ale już jest okej. - wyjaśnił pokrótce Azjata miłemu doktorkowi, aby ten nie psioczał na niego bardziej niż ustawa przewidywała i faktycznie: jak paplał, tak się stało: tętno zaczynało się stopniowo stabilizować.
- Zamiast butelki możesz jej co nieco wytknąć. - szanujmy się, pomimo przyszpilenia do leżanki słuch mężczyzna miał dobry, toteż i dotarło do niego medyczne mamrotanie, na które akurat w pełni się zgadzał, o czym świadczyła rzucona odpowiedź.
- Czy ja mam ją użreć zaraz po zakończeniu transfuzji? - w gwoli ścisłości: nie planował pić krwi, ale na pewno musiał uzupełnić ubytki własnej. Dlatego też jeszcze w czasie trwania eksperymentu zadał dość fundamentalne pytanie. Wprawdzie szansa na gniew w jego przypadku była mała, ale miał obawy, że brak sił mógłby coś popsuć, a mimo wszystko próbę mieli tylko jedną. Szczęśliwie ta zbliżała się do końca - wtedy Ty zaczęłaś otwierać oczy. Spośród wszystkich wizji, które przemknęły Smokowi przez myśl, ten jeden obrazek bezapelacyjnie zaliczał się do tych ładniejszych - niestety podziwianych stosunkowo krótko. Coś uderzyło w Ciebie raz, a potem kolejny - tętno raz jeszcze postanowiło pokazać soczystego fuckersa - przyspieszyło pędem galopu końskich kopyt, gdy tylko odłączono jedno ciało, drugie chwilowo pozostawiając na tak w tak zwany samopas. Mgiełka otuliła oczy, podobnie jak oddech: płytkimi wdechami wampir próbował wypełnić płuca powietrzem, przez co nie był w stanie udzielić odpowiedzi Selenie. Wyjątkowo aktorstwo w jego wykonaniu poszło w tak zwaną niepamięć.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Wiara? Niee, ostatnia umiera właśnie nadzieja i to ona była domeną głupich. A raczej ich matką. Rację jednak należało Ci przyznać, że do tych inteligentnych bezobjawowo zaliczaliście się oboje, uwikłani w plątaninę żali, smutków, niedomówień i własnych lęków. Te ostatnie były jednak najgorsze, bo najtrudniej było je właściwie zwalczyć, czy chociażby stawić im czoła. Bo i staw czoła temu, czego się boisz, nawet jeśliś odważny. Wam się jednak udało, ramię w ramię pokonaliście złość, żal, lęk i rozczarowanie w tańcu dusz, serc i krwi. Pozwoliliście sobie zostawić to za sobą, by móc pójść dalej. Więc pchaj dalej, do przodu, byle dalej i czy naprawdę sądzisz drogi Wiaterku, że nie obejrzy się wtedy? Piosenka mówiła “przez życie pójdę, oglądając się wstecz” - a mała Yueying zawsze lubiła piosenki.
Choćbyś więc chciał, walczył i zapierał się - wszak księżycowy upór bywał legendarny - oczywiście, że się obejrzy, a nawet zrobi gorszą być może rzecz: złapie za łapkę i pociągnie ze sobą. Tyle przeszliście razem, tyle lat się znaliście, więc czy naprawdę sądziłeś, że pozwoli Ci trwać w przeszłości? Pewnie i tak, to w końcu Twój Rogalik, ale jak to ona, postawi własne warunki. Jeśli Ty tam zostaniesz, ona zostanie z Tobą. A na to jej przecież nie zgodzisz, bo nie po to tak usilnie chciałeś wypchnąć ją do przodu, prawda? I czy naprawdę sądzisz wampirku, że ta będąca nomadem, duchem bez własnego miejsca, do którego mogłaby przynależeć, posłucha zakazu wypowiadanego surowymi ustami? Że porzuci serce, będące miejscem, do którego teraz już wolno jej było wracać? Oj Wiaterku Wiaterku, pewne rzeczy się zmieniają, ale pewne zawsze zostaną takie same.
Choćbyś nawet nie chciał i się wypierał, byliście rodziną. Nie taką z urodzenia, ale taką, którą wybierało się samemu. Co z tego, że zaraz otworzą się nowe wrota, pełne możliwości, jeśli znów miałaby iść przez nie sama. Nie zostawiało się rodziny, a Ty byłeś dla niej bliższy od brata, jako ten, któremu pozwoliła odczytać wszystko to, co chciałeś. Swoją drogą, nieładnie, Smoczku, nieładnie. A ktoś tu podobno twierdził, że nie czytał nic poza tym, co miało zostać odczytane... Nie martw się jednak, nie po to dawała Ci pozwolenie, by teraz spierać się o takie drobnostki. Problem polegał na tym, że nie dostrzegłeś najważniejszego. Ciebie też kochała, całym swoim kamiennym serduszkiem, zamrożonym w czasie po wyjściu z Oświęcimia. Oświęcim wiele zniszczył, wiele stworzył, bardzo wielu zranił. Nie zranił jednak tego, że choć romantycznym uczuciem kochanków oboje darzyliście zupełnie inne osoby, to między wami miłość była. Silna, wielka i pełna gwałtowności, miłość brata i siostry niemożliwa do rozerwania. I nie, nie wyprze się uczuć do Marcusa. Nie da się walczyć z szalonym sercem, robiącym to, co samo zechce. Ale i nie znaczy to, że do nich się przyzna, nie, gdy życie rozwijało się w taką a nie inną stronę.
Nie, gdy teraz istniała ważniejsza kwestia – Ty.
Spojrzenie doktorka wskazywało na słowa, które niespecjalnie nadawały się w takiej sytuacji do wypowiedzenia. To załatwicie później, choć lęk przed igłami bywał dosyć oczywisty. Nie to go martwiło, a wzrost tętna, który na siłę trzeba było stabilizować. Nie chciał też komentować kwestii wytykania spraw Selence. Oczywistym było, że już to zrobił, inną kwestią była reakcja, burczonko i radosne “a pfy” wskazujące na opinię. Tym jednak należało zająć się nieco później. Kiedy wszyscy będą już zdrowi i szczęśliwi.
- Powiedziałbym, że możesz nawet teraz. Nie możesz też utracić nie wiadomo ile krwi, bo nie będzie mieć dla niej żadnej wartości. - oznajmił, choć nadszedł właśnie ten koniec dyskusji. Zanim jednak ktokolwiek zdążył zareagować jakkolwiek bardziej niż tylko słownie, życie uznało, że bardzo, bardzo, ale to bardzo nie lubi obydwu wampirów. - Puls mu podskoczył, leż tam...! - zaczął Doktorek, ale Selena przerwała mu machnięciem rąk, uważając przy tym na podłączone kabelki.
- Odłączaj to, więcej mi i tak nie przetoczysz! - wypowiedzi Sel były dosyć chaotyczne, ale z sensem, gdy zeskoczyła ze swojej leżanki, by podczłapać się do Lou.
- Co Ty w ogóle robisz? Zaszkodzisz wam obojgu, to tylko adrenalina...
- To nie jest ta adrenalina. - ucięła Sel, podchodząc do Lou. Domyślała się, o co mogło chodzić, w końcu widział pokłute ciało brata, a teraz sam był w takim stanie, do tego jeszcze ona... Wspomnienia były bardzo potężną rzeczą. Nie dziwiła się reakcji Juna, mogła więc zrobić tylko jedno. Farmakologia nie mogła pomóc na wszystko. Dlatego usiadła okrakiem na udach Lou, nawet jeśli kręciło jej się w głowie i mimo napływu krwi czuła się cholernie słaba. Słyszała, że Doktorek zaczyna wyłączać maszynerię, ale teraz skupiła się tylko na Lou. - Jun. Już dobrze. To nie jest to samo. Jesteś bezpieczny. Nic nam nie grozi. - zaczęła szeptać, patrząc uważnie na wampira. Widziała jednak, że słowa nic nie dają, dlatego postanowiła zrobić jedyną rzecz, która mogła cokolwiek dać. Ujęła jego twarz w dłonie i po prostu pocałowała w usta, mocno, z pełnią uczuć, żeby wybić go ze złych wspomnień. Nie było w tym ani podrywu ani romantyzmu, rozproszenie i prośba o powrót.
- Selena kretynko, wszystko spaprzesz...!

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
I tak dzisiejszej nocy, gdy przetaczałeś krew - gdy krwią tą poiłaś ciało - gdy z góry uderzało chłodne światło lamp, a po podłodze chodziły nogi, trwały w bezruchu dwa zupełnie obce i bliskie zarazem sobie ciała - jestestwo kobiety i mężczyzny o sercach bijących mocno i oczach, które pomimo skupienia na innych kierunkach, nie zapominały o sobie wzajemnie. To trochę zabawne nie uważasz? Skoro tak, to gdzie podział się śmiech, którym rozpraszałeś mrok i w którą stronę wiał wiatr, skoro nie niósł za sobą żadnego zapachu? Wzrokiem wiódł przez szczeliny świata, przez które przedzierał się smród zgnilizny - za nim pędził już ognisty koń wojny, pożogi i bólu strumieniem płynącego w mapie żył, którymi to żyłami latami ludzie truli osłabione ciało. Coś się rodziło i było to dobre - młode i silne, gotowe do wyjścia na powierzchnię - tam, gdzie zaczynała i kończyła się walka - potem to samo coś umierało - wtedy zapadał mrok: przymykały się oczy i usta - nicość już otwierała paszczę, tak jak Niebiosa i Piekło. Wierzysz w nie Sel? Podobno wszystkich nas strącono po wyparciu się świętości Bożej, lecz co, jeśli Ci powiem, że takowej nigdy nam nie nadano? Niektórzy przychodzili na ten świat jako dusze dobre - tym prezentowano białe skrzydła. Ich braćmi i siostrami stały obok istoty neutralne - te przebiegły ojciec również umiłował i oznaczył swym dotykiem połysku rudego. Potem nie było już nic prócz ostatnich potomków - dalekich i złych - słabych i zniekształconych - zazdrosnych o ojcowską miłość, którą odebrał im okrutny Bóg, bowiem nie uznawał tych potworów za swoje dzieło. Odtrącone przez własnego Ojca poczęły kolejno upadać deszczem smutnych gwiazd na podobieństwo pierwszego buntownika.
I wtedy właśnie otworzył swe demoniczne ślepia, dostrzegł i uznał, że te dzieci będą idealne.
Dał im więc skrzydła czarne i czerwone, by na wieki symbolizowały gniew do Aniołów i Boga.
- Wracaj na swoje miejsce! Jesteś jeszcze osłabiona! - choć zaprzeczysz temu stokroć jak miewałaś w zwyczaju, to nie powiesz mu, że spośród wszystkich dzieci byłaś tym niedobrym - bezczelnym i pyskatym, czasem też upartym, ale wiesz - bliżej i tak było Ci do dzieciątka neutralnego. Nie pozwól zatem, aby tamta chwila słabości wszystko zaprzepaściła. Nie łączyły przecież nikogo więzy krwi - nie trzymała słowna obietnica, jako i honor, którego strzępki latały gdzieś w odmętach trzeźwości - na granicy strachu z szaleństwem w świecie fantazji i mroku - w tej niekończącej się opowieści, która coraz śmielej dryfowała po bezkresie fal ciemnego morza. A co gdyby tak zamknąć oczy i już nigdy się nie obudzić? Przecież to nic złego, chcieć zasnąć i zapomnieć. A jednak zabraniało Ci sumienie i wspomnienie dawnych lat - ciepło jej rąk, uśmiech i zapach. Tak trudno przyszło Ci to przełknąć, a przecież minęło szmat czasu. Heh... Głupcem był ślepiec,co to szukał szczęścia na wyżynach gór, nie dostrzegając go obok siebie.
Potem pożerał go strach...
I budzily sny...
Otuchy dodawały słowa oraz magiczny pocałunek.
Tako ślepia otworzył Smok, przed którym ukazała się twarz Seleny.
- Aż tak się martwisz? - kimze byłby wampir, gdyby i tym razem nie odpowiedział slodko-gorzką ironią i nie pogładził polików oraz warg, którymi niedawno Księżniczka budziła Księcia - gdy tak patrząc, przypomniał sobie chwile dobre i złe w czasie szelestu piór wyraźnie rozłożonych czarnych skrzydeł. Widzisz Sel, w przeciwieństwie do Ciebie i brata to dziecko wcale takie dobre nie było. Karty wspólnej historii pisano szczęściem, lecz poza nią dłonie oraz palce brudziła krew. Karma to suka i najwyraźniej postanowiła wrócić, raz jeszcze pokazując mu, jak słabym był osobnikiem, skoro nie potrafił zwalczyć lęku przeszlosci - jednego z kilku, które czasami powracały.
- Cokolwiek odwala moje ciało, nie przestawaj. Nie po to fatygowałem tu swój zadek. - czy przed oczami nie mignęło Ci coś dziwnie znajomego? Ten sam wzrok - ten sam dotyk, pocałunek, smak warg - nawet tembrem głosu przywołał ducha wspomnień, zupełnie jakby mimo różnic i tego,jak bardzo był popierdolone, odezwał się w nim wojownik z czastką uśpionego brata. Powiedz, że to nieprawda i że zaraz tu nie zejdzie. Heh, nie no bez przesady - nie masz się czego obawiać - on poprostu się bronił i to wcale nie przed transfuzją. O ironio - ani myśl rozkazywać doktorkowi - wystarczyło przebudzenie i subtelny gest ręki, aby przemówić temu chujkowi do rozumu. Cokolwiek zrobiłaś i czegokolwiek nie powiedziałaś, mężczyzna na powrót zaczął podpinać aparaturę i Ciebie do niej, zupełnie jakby we wcześniejszej konwersacji zobowiązał się do trzymania procedury,jako i on swojej obietnicy - w końcu o to się rozchodziło co nie? Aby Cię w końcu wyleczyć i dopełnić dzieła poświęcenia, którego podjął się brat, a które wymagało pociągnięcia za ostatnią z klamek. Racz więc z łaski swojej posłuchać go chociaż raz, a dopiero potem zechciej się odwrócić. Bladość skóry wraz z chłodem stanowiły auromatyczną reakcję obronną na atak własnego ciała.
- Ogłup mnie i przetaczają dalej aż do skutku. - to nie tak, że czarnowłosy miał w dupie Sel - na pewno nie bardziej niż ustawa przewidywała i rachunek sumienia, przez który upodobał sobie jej życie w pierwszeństwie. Samą reakcja zaś gestów był błysk w oczach, uśmiech i odwzajemnienie pocałunku jako formy zamknięcia pewnych rozdziałów życia, do których najprościej mówiąc,nie opłacało się wracać. Potem mężczyzna nie powiedział już nic - całą resztę zostawił Doktorkowi, który ani myślał być grzecznym szczeniaczkiem. Zgodnie z prośbą zamierzał dokończyć eksperyment,nawet jeśli wpisało się to z urządzeniem Rogalika z powrotem na leżance, chociażby i siłą.
No dalej Sel,nie bądź świnia. Ten jeden raz pozwól mu się wykazać, a jeśli już musisz,uracz opisem uczuć po przyjęciu w siebie części jego duszy.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Wiesz, co najbardziej mogło przerażać biednego doktorka? Spojrzenie, jakim wasza dwójka obdarowywała siebie nawzajem. Zapewne żadne z was tego nie zauważało, ale on, stojący z boku nie miał najmniejszego problemu, by zauważyć troskę. I gdy paradoksalnie troska nie była niczym dziwnym, tak w waszym wypadku mieliście w poważaniu swoje własne cierpienie i co dalej życie, martwiąc się o to drugie. Ty drogi Wiaterku za wszelką cenę, nawet kosztem własnych wspomnień i zdrowia, byłeś gotowy dokończyć eksperyment zwany leczeniem nieco bladego Księżyca. Ona natomiast była gotowa przerwać go w każdej chwili, bez najmniejszego żalu, bo lepiej było jej przeżyć kolejne lata w półżyciu, niż pozwolić ucierpieć Tobie podczas ratowania jej. Nie zasłaniaj się brakiem honoru, bo nadal miałeś go głęboko w sobie, jedynie postanowiłeś sądzić, że go nie posiadasz. Zresztą tak samo jak ona zasłaniająca się poczuciem winy za coś, na co nawet nie miała wpływu.
Tak różni, a jednocześnie tak bardzo podobni. Dwa upadłe anioły stojące na straży tego, co było im drogie, zdolne poświęcić siebie w imię dobrobytu bliskich.
Upadłe anioły też potrafią kochać. Jeszcze bardziej zajadle i całym swym skamieniałym sercem niż te prawdziwe.
A jeśli piekło istnieje, to było ono tutaj. Na ziemi.
Piekłem była samotność.
A odbijający światło srebrzysty talerz na niebie był dokładnie tym, co wyciągało dłoń, prowadząc do Tobie podobnych.
We are not alone, my dear child of the Night.
Nie potrzebowała słów, by wyrazić, jak bardzo w poważaniu miała w tej chwili swoje własne osłabienie. Raz, że jeśli Juna zabraknie, jej własne zdrowie będzie najprawdopodobniej nie do ocalenia, choć mogła przypuszczać, że to, co teraz zostało rozpoczęte, da radę dokończyć również poprzez krew Elisabeth. Ale tak naprawdę, czy chciała poświęcać kolejne życie w imię ratowania własnego? Jeden brat już to zrobił, miała więc pozwolić na to i drugiemu? Nigdy. Nigdy więcej śmierci w jej imieniu. Nawet gdyby nadal miała prowadzić życie przeklętej przez los, nie pozwoli, by ktokolwiek jeszcze poświęcił się w jej imieniu. I nie obchodziło jej, co pomyśli czy Doktorek czy sam Jun. Nawet jeśli nie była wojownikiem, to obracała się wśród nich wystarczająco długo, by zdawać sobie sprawę, że jedynym przywilejem żołnierza jest wybrać to, w jaki sposób przyjdzie mu zginąć. Czas zawsze należał do innych i jako ta “inna” zamierzała zrobić wszystko, by czas dla jej najbliższych nigdy nie nadszedł. Raz złamanego serca nie da się już naprawić. I jak możesz zaprzeczyć, by nie łączyły was więzy krwi? A ile jej wymieniliście w przeciągu wieków? Płacąc nią długi między sobą, podsycając uczucie, karmiąc się wzajemnie i wykreślając zawiłe ścieżki wspomnień.
Nie zamykaj oczu, Jun Kai. Poczuj dotyk ust. I pozwól patrzyć światu w swe własne źrenice. Dokładnie tak.
Na twarzy wampirzycy pojawił się ciepły uśmiech, nawet w momencie, gdy oczywiście zamiast jakichkolwiek podziękowań usłyszała ironię. Jednak dotyk dłoni pozwolił pominąć słowa, a jedynie odczuć przyjemne ciepło i jednocześnie ulgę. Choć nie Ty jeden nie potrafiłeś do porządku przedstawiać słowami swoich uczuć. Tyle słów mogło teraz paść, tak wiele okazać, lecz tutaj mówiły jedynie oczy.
- Oczywiście. - tylko to jedno słowo wypłynęło z ust, ale oczy, one były właśnie skarbnicą jej własnych odczuć. Pełne troski, ulgi i zmartwienia. Strachu o Twoją osobę. Nadziei, choć trudniej było określić, na co dokładnie. Nie oceniaj siebie zresztą tak surowo, piękny Smoku, który jeszcze nie ukazałeś światu pełnej barwy swoich łusek. To nie Ty miałeś na plecach czarne skrzydła, choć kilka piór nadal pozostało białych, oznaczając tajemnice i uczucia, które nie ujrzały światła dziennego. Kto wie, czy kiedykolwiek ujrzą.
- Lou, słoneczko. - głos wampirzycy brzmiał na zmęczony. Naprawdę sądziłeś, że w nią to nie uderza? Ta sytuacja, obserwowanie Ciebie, gdy walczysz ze sobą tylko po to, by jej pomóc? I Ty śmiałeś twierdzić, że nie zostało w Tobie już ani grama z dawnego strażnika? Całe serce skręcało się z żalu, ale przecież to nie tak, że nie mogła zaprotestować, prawda? Ale czy właściwie mogła Ci to zrobić? - Tak, nie po to. Wiem. - westchnęła głęboko, potrząsając głową, jednak nie padło z jej ust żadne więcej słowo. Zauważasz tę subtelną zmianę, gdy odwraca się plecami, tylko po to, by pozwolić Doktorkowi robić dokładnie to, co jest wymagane? - Nie obciążaj się tylko za mocno, bo nie wszystko może Ci podać, żeby nie uderzyło to też we mnie. - ostrożne zsunięcie się z Twych kolan pozwala zauważyć to, jak bardzo maskowała swoje osłabienie wcześniej. Powrót na leżankę obył się jednak bez wypadków, a i pacjentka wydawała się współpracować odrobinę więcej niż jeszcze chwilę wcześniej. Nie było też problemu z podłączeniem jej do wszystkiego, co było konieczne, zwłaszcza z podłączeniem do tak zwanych kabelków, mających za zadanie raz, że przetoczyć płynne życie z żył drugiego pijawka, a dwa że odprowadzić nadmiar osocza.
Oczy jednak pozostały zamknięte tylko po to, by ukryć zbierające się pod oczami łzy. Czegokolwiek by nie myślała o sobie, o swoim życiu, nie mogła zabrać Ci tej odrobiny poczucia powrotu do dawnego siebie. Jeśli chciałeś znów być strażnikiem, umożliwi Ci to, nawet jeśli miałaby zatracić przez to całą swoją niezależność, tak skrupulatnie wywalczoną przez ostatnie dekady. Jeśli chciałeś kogoś chronić, pozwoli Ci chronić siebie samą. Nadal nie była tą, która umiała walczyć, ale w takiej sytuacji to tylko lepiej. To były rzeczy, z których mogła zrezygnować, tylko po to, by pokazać Tobie, że pewne rzeczy naprawdę się nie zmieniały, a to właśnie była jedna z nich. Nie można pozbyć się czegoś, co jest wpisane w naszą duszę. Wy dwaj walczyliście, Ty i Ryuu, dwaj szorstcy wojownicy, a ona otulała was płaszczem ramion, łagodząc wszelkie zadry, szorstkość pokrywając miękkością metaforycznego kocyka w postaci delikatnego dotyku, czasem uśmiechu, a czasem gorącej herbaty i zwykłego milczenia w odpowiednim momencie. Dlatego wtedy wasz układ funkcjonował tak dobrze.
Uzupełnialiście się wzajemnie. Zarówno na polu bitwy jak i w życiu codziennym.
Nie było już miejsca na środki uspokajające, nie dla niej, nie, gdy w każdej chwili mogła być konieczność kolejnych dawek podawanych Louisowi. To było coś, z czym musiała poradzić sobie sama. Z dobrych jednak wieści, ból był dokładnie tym, co mówiło, że jeszcze żyje i zamierzała zrobić wszystko, by to życie utrzymać. Układ ciała pozwalał na wejście w tak zwany trans - oczywiście, że w taki sposób nie mogła odczytywać wspomnień przyjaciela, lecz nawet nie śmiałaby tego robić bez wyraźnego pozwolenia. Pewnych rzeczy zwyczajnie się nie robiło, a poza tym jednak usta nie dotykały słodkiej posoki, choć jakieś jej kropelki zostały na wargach po poprzednich pocałunkach. Pozwoliła sobie jednak na trans, na to, by czuć, lecz nie odczuwać, słyszeć, ale nie słuchać, czytać własny organizm, pozwalać sobie na dostrzeżenie tego, co się działo, z pełną świadomością, że tam, na drugiej leżance, leży ktoś, kto nie pozwoli tknąć jej w niewłaściwy sposób. Mogła zapomnieć i stworzyć nowe wspomnienia.
Nie było już śladu po wcześniejszym bólu. Czuła się niczym piaszczysta plaża, powoli pożerana łagodnym przypływem. Nie broniąc się przed najeźdźcą, plaża stawała się morskim dnem, przykryta kołderką wody chroniącej przed zgubnym wiatrem, rozrzucającym ziarenka w każdą stronę. W końcu nie było już granicy między plażą a morskim dnem, wszystko było jednym, tak jak nie było już różnicy między krwią Louisa a jej własną, jak pierwszy raz obydwie dusze zgodnie połączyły się, wypluwając to, co było złe, a zostawiając tylko to, co było dobre. Nie na darmo mówiono, że krew była najbardziej życiodajnym z płynów, przenosząc sobą bagaż wspomnień, lecz przede wszystkim była częścią drugiej osoby, którą to część chętnie przyjmowała. Niczym najcenniejszy diament, który należało ukryć głęboko w sobie, zachować na zawsze i nigdy nie pozwolić nikomu go odebrać.
- Gryź. - krótkie polecenie, brzmiące niczym prośba, lecz jakby jeszcze chcące odwlec chwilę w czasie. Nie była aż tak nieczuła, jak można byłoby myśleć przez te 80 lat. Wiedziała, po co tu byli, lecz jednocześnie nie chciała tracić tego połączenia, dzięki któremu czuła się, jakby po wielkiej wyprawie wróciła do znajomych sobie miejsc. Osób. Jakby w końcu ktoś oddał jej to, co zostało siłą wyrwane 80 lat temu.

@Louis Moreau

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach