Liczba postów : 400
Ostatni miesiąc był wyjątkowo męczący dla Maurycego. Najpierw ciąża, potem napad, później związek. Tragedie przeplatane szczęściem. To było czyste pomieszanie z poplątaniem. Choć wyjazd do St. Moritz mu pomógł, pozwolił zmienić otoczenie, spędzić czas tylko z rodziną Draculettich, to jednak wciąż mu wszystko leżało na tej jego pokrętnej psychice. Gdy obudził się po imprezie u Tahiry, przeżywał niesamowitego kaca moralnego. Czuł się tak samo ostatnio, gdy uciekł przed Violą, kiedy jeszcze był Stanfordem. Tym razem był sobą na ile mógł, Mauricem Hoffmanem. Ale ból był podobny. I to nie tak, że nie chciał być z Idą. To po prostu było bardziej skomplikowane. Bał się tego zobowiązania. Czuł jakby to go przerastało. Zdecydowanie nie był gotowy na pakowanie się w relację, a jednak pod wpływem kokainy, alkoholu i Bóg wie czego, poczuł ten imperatyw miłosny. Była ta mała część w nim, która chciała być kochana. To dziecko, które wymagało niesamowitych pokładów miłości i uwagi, której nie dostało, wciąż w nim było. I to właśnie ono zdecydowało, że to jego czas na romans. Bo Ida dawała mu to co chciał, była przy nim zawsze, gdy tego chciał. Chodziła z nim na układy, nie puszczała na siłę filmów z serii „Legalna Blondynka”. Była ciepła, troskliwa. Spełniała wszystkie jego potrzeby i po raz pierwszy poczuł się w pełni bezpieczny. I wtedy oszalał. Stracił pewną przejrzystość umysłu, została zaćmiona przez to dziecko, którego mamusia wyjechała, a tatuś się zamknął w laboratorium. Odzyskując przytomność, trzeźwość i wracając do normy, był najzwyczajniej przerażony tym co nawyrabiał. Trochę unikał po tym Idy. Zwiał do pracy, byleby móc w samotności przysłowiowo walić głową o ścianę. Przez to wszystko, trochę łatwiej mu było ją ignorować przy wszystkich. Maurice uciekał od własnej dziewczyny, bo biedaczka się zgodziła być z nim. Oczywiście, gdyby odmówiła, to byłaby większa tragedia. Wtedy to by się do niej już nigdy nie odezwał. Także, z dwojga złego, wolał utknąć w związku, w którym chciał być, ale którego się bał jak ogień wody.
Jednakże, nie było po nim widać na pierwszy rzut oka, żeby coś się stało. Zachował rezon, był taki jak zwykle. Siedział, stał, gadał, wszystko ze zblazowaną miną. Nawet pił szampana w samolocie z gębą, jakby mu kot na głowę narobił. Resztą usposobienia to raczej był wesoły, aczkolwiek na koniec dnia, nic większego się w nim nie zmieniło. Był tak samo złośliwy, jego komentarze były w punkt, no bez przyjrzenia się nie można było stwierdzić, że coś się zmieniło. Nawet, gdy podmienił karteczki i zrobił przekręt pokojowy, to stał skrzywiony. Po tym wszystkim, jakoś się wampiry porozchodziły, niektórym musiał co nieco pokazać. Inne mu dały spokój. No był Panem domu i wcielił się w rolę gospodarza. Ale w końcu kurz opadł i miał chwilę spokoju. Zauważywszy, że Sahak wychodzi na papierosa, domyślił się, że to dlatego, że inni zaczęli pić syntetyki. Czując potrzebę porozmawiania z nim, pewnego zwierzenia się, poleciał po swoją kurtkę puchową Moncler i wyszedł wraz z nim na balkon. Podszedł do mężczyzny i stanął niedaleko niego. Wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego. Czerwone Marlboro, tak jak zawsze. Początkowo nie wiedział od czego zacząć. Jak komuś miał ufać z tego towarzystwa, to najpewniejszy był właśnie Sahaka. Aczkolwiek, z Halide był bliżej. Ona również znała sytuację. Tylko, że srogo wątpił, żeby ona mu jakoś skutecznie pomogła z jego dylematem. Dlatego też, wolał się o pomoc zwrócić do Darbinyana.
- Czysto teoretycznie, czy jakbym chciał Ci się zwierzyć, a gdybyś ty chciał posłuchać. To czy obowiązuje Cię tajemnica spowiedzi? – Zagadał patrząc się na mężczyznę lekko z góry. Faktycznie, Maurice wystawał poza innych jak tyczka na wietrze. Mało było wyższych od niego, co w sumie lubił. Podobało mu się bycie wyjątkowym pod kolejnym względem. Również patrzenie na innych z góry sprawiało frajdę, takie pozorne poczucie kontroli, które zgubił gdzieś pomiędzy pierwszym wyjazdem do Szwajcarii, a urodzinami Tahiry. Chciał ją odzyskać za wszelką cenę, tylko że srogo przekonywał się, że nie da się kontrolować cudzych emocji. Nie było wzorów na miłość, ani schematów, którymi można było przewidzieć kolejny ruch. Tereny, w które się udawał były nieokiełznanie mu nieznane. Dlatego też potrzebował porady Sahaka, którego darzył niezwykłym szacunkiem. I choć według Maurycego, może na seksie i miłości romantycznej się nie znał, to i tak mógł co nieco doradzić. Spróbować zrozumieć.
Jednakże, nie było po nim widać na pierwszy rzut oka, żeby coś się stało. Zachował rezon, był taki jak zwykle. Siedział, stał, gadał, wszystko ze zblazowaną miną. Nawet pił szampana w samolocie z gębą, jakby mu kot na głowę narobił. Resztą usposobienia to raczej był wesoły, aczkolwiek na koniec dnia, nic większego się w nim nie zmieniło. Był tak samo złośliwy, jego komentarze były w punkt, no bez przyjrzenia się nie można było stwierdzić, że coś się zmieniło. Nawet, gdy podmienił karteczki i zrobił przekręt pokojowy, to stał skrzywiony. Po tym wszystkim, jakoś się wampiry porozchodziły, niektórym musiał co nieco pokazać. Inne mu dały spokój. No był Panem domu i wcielił się w rolę gospodarza. Ale w końcu kurz opadł i miał chwilę spokoju. Zauważywszy, że Sahak wychodzi na papierosa, domyślił się, że to dlatego, że inni zaczęli pić syntetyki. Czując potrzebę porozmawiania z nim, pewnego zwierzenia się, poleciał po swoją kurtkę puchową Moncler i wyszedł wraz z nim na balkon. Podszedł do mężczyzny i stanął niedaleko niego. Wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego. Czerwone Marlboro, tak jak zawsze. Początkowo nie wiedział od czego zacząć. Jak komuś miał ufać z tego towarzystwa, to najpewniejszy był właśnie Sahaka. Aczkolwiek, z Halide był bliżej. Ona również znała sytuację. Tylko, że srogo wątpił, żeby ona mu jakoś skutecznie pomogła z jego dylematem. Dlatego też, wolał się o pomoc zwrócić do Darbinyana.
- Czysto teoretycznie, czy jakbym chciał Ci się zwierzyć, a gdybyś ty chciał posłuchać. To czy obowiązuje Cię tajemnica spowiedzi? – Zagadał patrząc się na mężczyznę lekko z góry. Faktycznie, Maurice wystawał poza innych jak tyczka na wietrze. Mało było wyższych od niego, co w sumie lubił. Podobało mu się bycie wyjątkowym pod kolejnym względem. Również patrzenie na innych z góry sprawiało frajdę, takie pozorne poczucie kontroli, które zgubił gdzieś pomiędzy pierwszym wyjazdem do Szwajcarii, a urodzinami Tahiry. Chciał ją odzyskać za wszelką cenę, tylko że srogo przekonywał się, że nie da się kontrolować cudzych emocji. Nie było wzorów na miłość, ani schematów, którymi można było przewidzieć kolejny ruch. Tereny, w które się udawał były nieokiełznanie mu nieznane. Dlatego też potrzebował porady Sahaka, którego darzył niezwykłym szacunkiem. I choć według Maurycego, może na seksie i miłości romantycznej się nie znał, to i tak mógł co nieco doradzić. Spróbować zrozumieć.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!