24 XII 2022 - I've been goin' through somethin'

2 posters

Go down

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Ostatni miesiąc był wyjątkowo męczący dla Maurycego. Najpierw ciąża, potem napad, później związek. Tragedie przeplatane szczęściem. To było czyste pomieszanie z poplątaniem. Choć wyjazd do St. Moritz mu pomógł, pozwolił zmienić otoczenie, spędzić czas tylko z rodziną Draculettich, to jednak wciąż mu wszystko leżało na tej jego pokrętnej psychice. Gdy obudził się po imprezie u Tahiry, przeżywał niesamowitego kaca moralnego. Czuł się tak samo ostatnio, gdy uciekł przed Violą, kiedy jeszcze był Stanfordem. Tym razem był sobą na ile mógł, Mauricem Hoffmanem. Ale ból był podobny. I to nie tak, że nie chciał być z Idą. To po prostu było bardziej skomplikowane. Bał się tego zobowiązania. Czuł jakby to go przerastało. Zdecydowanie nie był gotowy na pakowanie się w relację, a jednak pod wpływem kokainy, alkoholu i Bóg wie czego, poczuł ten imperatyw miłosny. Była ta mała część w nim, która chciała być kochana. To dziecko, które wymagało niesamowitych pokładów miłości i uwagi, której nie dostało, wciąż w nim było. I to właśnie ono zdecydowało, że to jego czas na romans. Bo Ida dawała mu to co chciał, była przy nim zawsze, gdy tego chciał. Chodziła z nim na układy, nie puszczała na siłę filmów z serii „Legalna Blondynka”. Była ciepła, troskliwa. Spełniała wszystkie jego potrzeby i po raz pierwszy poczuł się w pełni bezpieczny. I wtedy oszalał. Stracił pewną przejrzystość umysłu, została zaćmiona przez to dziecko, którego mamusia wyjechała, a tatuś się zamknął w laboratorium. Odzyskując przytomność, trzeźwość i wracając do normy, był najzwyczajniej przerażony tym co nawyrabiał. Trochę unikał po tym Idy. Zwiał do pracy, byleby móc w samotności przysłowiowo walić głową o ścianę. Przez to wszystko, trochę łatwiej mu było ją ignorować przy wszystkich. Maurice uciekał od własnej dziewczyny, bo biedaczka się zgodziła być z nim. Oczywiście, gdyby odmówiła, to byłaby większa tragedia. Wtedy to by się do niej już nigdy nie odezwał. Także, z dwojga złego, wolał utknąć w związku, w którym chciał być, ale którego się bał jak ogień wody.

Jednakże, nie było po nim widać na pierwszy rzut oka, żeby coś się stało. Zachował rezon, był taki jak zwykle. Siedział, stał, gadał, wszystko ze zblazowaną miną. Nawet pił szampana w samolocie z gębą, jakby mu kot na głowę narobił. Resztą usposobienia to raczej był wesoły, aczkolwiek na koniec dnia, nic większego się w nim nie zmieniło. Był tak samo złośliwy, jego komentarze były w punkt, no bez przyjrzenia się nie można było stwierdzić, że coś się zmieniło. Nawet, gdy podmienił karteczki i zrobił przekręt pokojowy, to stał skrzywiony. Po tym wszystkim, jakoś się wampiry porozchodziły, niektórym musiał co nieco pokazać. Inne mu dały spokój. No był Panem domu i wcielił się w rolę gospodarza. Ale w końcu kurz opadł i miał chwilę spokoju. Zauważywszy, że Sahak wychodzi na papierosa, domyślił się, że to dlatego, że inni zaczęli pić syntetyki. Czując potrzebę porozmawiania z nim, pewnego zwierzenia się, poleciał po swoją kurtkę puchową Moncler i wyszedł wraz z nim na balkon. Podszedł do mężczyzny i stanął niedaleko niego. Wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego. Czerwone Marlboro, tak jak zawsze. Początkowo nie wiedział od czego zacząć. Jak komuś miał ufać z tego towarzystwa, to najpewniejszy był właśnie Sahaka. Aczkolwiek, z Halide był bliżej. Ona również znała sytuację. Tylko, że srogo wątpił, żeby ona mu jakoś skutecznie pomogła z jego dylematem. Dlatego też, wolał się o pomoc zwrócić do Darbinyana.

- Czysto teoretycznie, czy jakbym chciał Ci się zwierzyć, a gdybyś ty chciał posłuchać. To czy obowiązuje Cię tajemnica spowiedzi? – Zagadał patrząc się na mężczyznę lekko z góry. Faktycznie, Maurice wystawał poza innych jak tyczka na wietrze. Mało było wyższych od niego, co w sumie lubił. Podobało mu się bycie wyjątkowym pod kolejnym względem. Również patrzenie na innych z góry sprawiało frajdę, takie pozorne poczucie kontroli, które zgubił gdzieś pomiędzy pierwszym wyjazdem do Szwajcarii, a urodzinami Tahiry. Chciał ją odzyskać za wszelką cenę, tylko że srogo przekonywał się, że nie da się kontrolować cudzych emocji. Nie było wzorów na miłość, ani schematów, którymi można było przewidzieć kolejny ruch. Tereny, w które się udawał były nieokiełznanie mu nieznane. Dlatego też potrzebował porady Sahaka, którego darzył niezwykłym szacunkiem. I choć według Maurycego, może na seksie i miłości romantycznej się nie znał, to i tak mógł co nieco doradzić. Spróbować zrozumieć.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Sahak doskonale udawał człowieka. Nie tylko temperaturą ciała i biciem serca, ale również zachowaniami, jak założenie butów i wzięcie płaszcza na zewnątrz. W przeciwieństwie do Maurice, który nosił markową odzież z odpowiednimi metkami, Darbinyan wybierał ubrania szyte na miarę, tak jak płaszcz, którym się okrył, wychodząc na balkon z pięknym widokiem.
Wyszedł, aby zapalić, nie dlatego, że lubił palić, ale dlatego że gorzki zapach dymu pozwalał mu funkcjonować pośród wampirów pijących krew, całkowicie maskując jej zapach. Dlatego też mechanicznie schował zęby, które wysunęły mu się, gdy ktoś wszedł do pomieszczenia z ciepłą krwią, uciskając na dziąsła i dopiero wtedy zapalił papierosa.
Mnich palił oryginalne Camele, przyzwyczajenie z czasów, gdy pojawiły się na rynku. Zawsze dawał Renacie komiksy ze środka do czytania. Teraz już ich nie miały. Bez sensu. Zerknął przez ramię na drzwi, zaciągając się dymem. Zmarszczył brwi, bo spodziewał się bardziej Narine niż jej syna, ale nic nie powiedział. To również było chciane towarzystwo.
Uniósł jedną brew w górę. Na takie słowa normalny człowiek by zapytał czy Maurice kogoś zamordował. Nie byli jednak ani ludźmi ani normalnymi osobami i każdy, jak leci, z obecnych w domu Silvana, kogoś zabił. Nawet jeśli kwestia Idy była sekretem.
Zadajesz pytanie, nad którym nie jeden sobór się głowił. Teoretycznie śluby przestają obowiązywać po śmierci, a technicznie umarłem. Ale czysto teoretycznie, tak, może mnie obowiązywać tajemnica spowiedzi, jeśli tego chcesz. Twoje sekrety są ze mną bezpieczne — oznajmił mu po niemiecku. Jeśli tylko znajdował się z chłopakiem na osobności lub z którymś jego rodziców, mówił do niego w jego ojczystym języku. Był to ukłon ze strony Sahaka w stronę rozmówców, bo sam wiedział, jak miło mu było usłyszeć mowę ojczystą.
Sahak wykonał znak krzyża ręką, wyszeptał szybko modlitwę, którą znał na pamięć od ponad trzech wieków.
Formalności też dokonane — oznajmił i zaciągnął się ponownie papierosem.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Wybranie Sahaka jako powiernika, słuchacza gorzkich żali i rozterek, było idealnym strzałem w dziesiątkę. On był obiektywny, nie traktował Maurice’a ani jako syna, ani upierdliwego brata, czy też kochanka. Według Hoffmana, byli sobie piękni obcy, nieświadomy był w końcu powiązania mnicha z Renatą. Gdyby wiedział, to za pewne bałby się do niego pójść. Nie chciał, żeby rodzice wiedzieli o jego problemie. I to nie dlatego, że im nie ufał. Po prostu sądził, że po pierwsze byliby mało obiektywni, a po drugie, mogliby się niezdrowo zacząć interesować kogo dotyczyły rozterki Maurycego. Miło mu było, że Sahak wybrał niemiecki. Choć obsługiwał się wszystkimi językami jakie znał po równi, mógłby z łatwością dyskutować po włosku, jak i w łacinie. To jednak niemiecki i romansz były mu najbliższe. Choć całe życie podróżował i nie siedział w Szwajcarii nie wiadomo jak długo. To kochał swoją ojczyznę i wszystko co z nią związane. Ubóstwiał Alpy, Zurych, Saint Moritz jak i Bazyleę. Nic się nie równało Szwajcarii, a Paryż to ledwo znosił.

- Dziękuję – odpowiedział z radością i ulgą w oczach. Sahak był jednak niezastąpiony w swej dobroci i cierpliwości do Maurice’a. Może dlatego, że był synem jego Narine. Może dlatego, że po prostu lubił mężczyznę. A może po prostu był przyzwoitym wampirem, który nie chciał zostawić kolegi w opresji. W końcu według Hoffmana, nie łączyło ich wiele. Kilka zleceń, kilka spotkań. Aczkolwiek, ze strony blondyna, było w tej relacji wiele sentymentu i szacunku wobec Sahaka. Nie przeszkadzał mu, gdy ten się pomodlił, czekając aż skończy. Choć sam nie był religijny to bardzo respektował wierzenia innych. Rozumiał wagę oraz istotność religii w życiu Darbinyana. W pewien sposób mu tego zazdrościł. Chciałby móc znaleźć ukojenie w Bogu. Zaciągnął się papierosem i chwilę myślał jak zacząć temat. Czy powinien nakreślić wpierw sytuację. Czy też może zacząć od tyłu. Od pierwszej, wielkiej ucieczki. Postanowił, że wpierw opowie, wyjaśni jak to się dzieje, że się boi związku. A potem wyzna, że ma dziewczynę. Nie chciał mówić, że to Ida, nie sądził również, że Sahak połączy wątki. Nie miałby za wielu podstaw, żeby pomyśleć, że to Olszewska wywróciła życiem Maurice’a. A nawet gdyby się zorientował, to Hoffmanowi było już obojętne. Był tak zagubiony, że sam nie wiedział co robić, co mówić. Miał już umówioną jazdę narciarską z Idą na później. Do tego potrzebował Halide jako przykrywki. Gdyby tylko wiedział, że starszy mężczyzna jest blisko z Renatą, to by się powstrzymał od wyżalenia. Bałby się, że ją poinformuje. Aczkolwiek, szczerze wierzył, że to pozostanie między nimi. Ufał Sahakowi, a to naprawdę wiele dla niego znaczyło.

- Pięćdziesiąt lat temu prawie się zakochałem. Gdy ona coś ode mnie chciała, to się wycofałem. Uciekłem w jedną noc, zostawiając ją w tyle. Bardzo mnie to bolało, ale jeszcze bardziej się bałem zobowiązania. Wiesz, takiej zależności od kogoś. I chyba to się wywodzi z tego, że zawsze chciałem być adorowany. Kiedy nie jestem uznawany za niesamowitego, nie ważne w jaki sposób, to czuję się źle. Muszę być szanowany w swoim zawodzie, to jest dla mnie czymś nieodłącznym od funkcjonowania. Nie muszę być lubiany, mam gdzieś co inni sądzą o moim braku empatii, dobroci. Po prostu muszę być nienaganny w swej posturze. Najlepsze ubrania, kontrola nad wszystkim, zawsze mam jakiś plan. I boję się porażki, boję się kochać. A byłem pewien, że to nie przetrwa, bo choć wiele nas łączyło. To nie widziałem z nią tego endgame. Bałem się, że nie będę umiał jej kochać. – Zaczął. Zrobił przerwę na zaciągnięcie się papierosem i na krótki namysł. Nie było mu łatwo o tym mówić, ale wiedział, że bez nakreślenia sytuacji, Sahak nie zrozumie powagi sytuacji. – To nie był pierwszy raz jak uciekłem, ale chyba najbardziej mnie jakoś zranił. Ja unikam takich sytuacji jak ognia, przez lata się do nikogo tak nie zbliżyłem. Nie czułem potrzeby oraz najzwyczajniej bałem się, że to się powtórzy. Wbrew pozorom nie czuję satysfakcji z ranienia innych. A zakładam, że złamałem jej serce. Ba, ja to wiem. I wiesz, ja wiem że większość z was ma mnie za narcystycznego. Może i jestem, z pewnością nawet. Taki zakochany w sobie egoista ze mnie. Ale ja w pewnym momencie, jak byłem jeszcze młody, miałem wrażenie, że tylko ja siebie kocham. Przez lata byłem pewien, że Renata i Silvan mnie nie kochają. Byłem wpadką, ich za wiele nie łączyło, jej nie było, on był niedostępny emocjonalnie. Zawiodłem Silvana, chciałem być jak mama, a czułem, że nigdy nie była ze mnie dumna. I był taki okres, gdzie bardzo chciałem być kochany, usłyszeć od nich, że mnie kochają, albo lubią. Choć trochę. I, że żyłem w przeświadczeniu, że tak nie jest. To miałem same złe konotacje z miłością. Nie wytrzymałem wizji, że ktoś mnie może kochać, choć uwielbiam być adorowany. Nie rozumiem tego. I teraz wpakowałem się w związek i znowu się boję. – Wyszedł mu bardzo długi monolog, ale wyrzucił z siebie co mu leżało na sercu. Nie czuł się jeszcze lepiej, ba, czuł się gorzej zdając sobie sprawę, jaki był patetyczny. Stary wampir, co się boi miłości. Miał nadzieję, że go Sahak nie oceni. Nie musiał rozumieć, wystarczyło mu, że mu jakoś poradzi. – I teraz nie wiem co zrobić, nie chcę jej łamać serca, ale ten związek wyszedł tak szybko. Żałuję tego w pewien sposób, choć jest to najbliższa osoba memu sercu. – Dodał na koniec. Nie lubił przyznawać przed sobą, jak Ida była dla niego ważna. Bał się tego, bał się, że go nie pokocha. Albo, że ona się zakocha, a on nie będzie umiał odwzajemnić tego w normalny sposób. W skrócie, tak źle i tak niedobrze. Był niesamowicie zagubiony i rozmowa z mężczyzną była pewnego rodzaju ostatnią deską ratunku. Zaciągnął się mocno papierosem, czekając na odpowiedź.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Nie przerywał Maurice, pomimo ukucia winy, że swoją obecnością w życiu Narine, odebrał mu pośrednio matkę. Przełknął gulę i schował emocje. Przecież sam wyprorokował jasnowłosego antychrysta na rękach swojej ukochanej. Nie pytał, kto tak poruszył światem młodszego wampira, kto nim wstrząsnął w posadach, jak trąby anielskie na koniec świata. Ten strach, tak bardzo go rozumiał. Ta niepewność miłości żywej, płonącej wewnątrz Ogarnął go, gdy uświadomił sobie w całej sile, w ciemnościach kanałów Konstantynopola, otoczony trupami i ściekami, że chwilę wcześniej patrzył na twarz swojej Narine, żywej, chociaż postawił jej mogiłę dziesiątki lat wcześniej, bo i ona wyrwała się śmierci.
Miłość jest przerażająca — zaczął ostrożnie Sahak. — Pożera, konsumuje, ale przede wszystkim, i to jest to najbardziej straszne w niej, obnaża prawdę. Nie tylko przez fizyczny aspekt, gdy pojawia się nagość i wszystkie niedoskonałości ciała, czy to rzeczywiste, czy umyślone przez społeczeństwo, ale dużo głębiej, emocjonalnie. To normalne, że się boisz, bo Miłość to też ofiara. Z samego siebie. Nie mówię tu o przelotnym romansie, tylko właśnie tym uczuciu głęboko w środku, nie w sercu, ale też w wątrobie. Kiedy poczujesz, że to, co jest w tobie, jest obrzydliwe. To jest miłość. Odpychająca niemal w swojej podstawowej formie, daleka od kolorowych serduszek i tego, co próbuje nam wcisnąć popkultura. Miłość też jest niezwykle egoistyczna, nie myśl, że jest inaczej.
Każdy wampir wiedział, że najbardziej ukrwionym organem była właśnie wątroba, tam zbiegały się toksyny, tam zbiegało się życie. W krajach bliskiego wschodu to właśnie ona była najważniejsza. Ջիգյարդ ուտեմ, chcę zjeść twoją wątrobę, zapisane na wiecznym piórze Sahaka, które dostał kilka dekad temu od Narine. Ormiańskie określenie, które dosłownie brzmiało przerażająco, tak naprawdę wyrażało miłość, nie groźbę.
Kiedy pomyślisz, że jesteś jej, a ona jest twoja, nie pozostaje nic innego niż skoczyć w mroczne głębiny. Trzeba zaufać, że to, co wytnie dla siebie, będzie tylko dla niej. I z wzajemnością, że wręczy ci nóż do swojego wnętrza. Wszystkie tajemnice, całe życie. Nie dowiesz się tego jednak, jeśli nie powiesz jej tego wszystkiego, otwarcie. Miłość to sakrament, który przyjmuje się, klęcząc. Powinieneś się jej wyspowiadać ze swoich grzechów, z tego uczucia, które tobą targa.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
To co Sahak mówił, jedynie przerażało Maurycego. Stopniowo, powoli, odpychało to go od całej idei jakiejkolwiek miłości wobec Idy. Nie chciał widzieć w sobie żadnych wad, nie chciał się źle czuć i nie zamierzał składać z siebie ofiary. Mama mu już powiedziała, żeby nie umierał za nikogo. Także tym bardziej nie planował się poświęcać. On pomimo strachu i odrazy do miłości, dość bardzo romantyzował ten koncept w głowie. Myślał, że jak już to przyjdzie, to będzie pięknie. Gdy jego mury padną, a serce się otworzy, miało być cudownie. A tu starszy Darbinyan uświadamiał mu, a przynajmniej próbował, że to odrażające uczucie. Maurice nie chciał mieć czegoś takiego w życiu. Jeśli tak miała wyglądać miłość, to wolał nigdy jej nie odczuć. Czuł trochę żalu, a w jego oczach widać było pewnego rodzaju żałobę. Oznaczało to jedno, jeśli Sahak miał rację, to Hoffman nie mógł się nigdy zakochać w Idzie. Nie chciał dopuścić do siebie czegoś takiego, choćby to miało zrujnować wszystko między nimi. A to już go bolało. Wizja stracenia kobiety. Nie myślał, że będą na zawsze, ale nie rozważał nagłego końca. Wolałby zostać przy niej na dłużej. Pogrzać się z nią w ich blasku, a coś czuł, że jego stanowcze nie wobec miłości może zaprzestać temu wszystkiemu. Spojrzał na mężczyznę obok i się nie odezwał. Wyciągnął drugiego papierosa, poprzedniego wyrzucił do popielniczki i odpalił szluga. Zaciągnął się dymem i dał mu dalej mówić bez żadnego przerywania. Wyjątkowo, jakoś mało miał do powiedzenia.

I tutaj już się pogubił. Sahak namawiał Maurice’a do wyznania uczuć wobec Idy, a on sam nie wiedział co nim targało. Nie mógł ze stu procentową pewnością powiedzieć, że ją kocha. Ba, był wręcz pewny, że tak nie jest. I z jednej strony, wcześniej, zanim brunet mu przedstawił jak miłość w ogóle wygląda, wierzył że do tego może kiedyś dojść. Ale po nowościach, których się dowiedział, już nie chciał. Tak sobie zromantyzował tę pierwszą miłość w głowie, że jak usłyszał coś co było zupełnie sprzeczne, to spanikował. Nie miał pojęcia co w ogóle miałby teraz jej powiedzieć. Nie był dobry w znajdowaniu słów na opisywanie własnych uczuć, była to dla niego mini tortura, której unikał jak ognia. A tu nagle nie dość, że postanowił, że się nie zakocha. To jeszcze według jego spowiednika, miał wyznać uczucia. Maurice się załamał, nie wiedział co robić.

- Tylko Sahak, ja jej teraz nie kocham. Po tym co mi powiedziałeś, to w ogóle nie chcę. Ja nie lubię brudu, cierpienia i bólu. Nie chcę się tak czuć, jak mi to opisałeś. Moje grzechy są moje, a nie jej. Wiem, że jest moja i po części szczerze mi to starcza. Ja po prostu boję się, że znowu ucieknę, a po tym co mi powiedziałeś. To rozważam to coraz namiętniej. – Powiedział załamany. Zaciągnął się ponownie papierosem zastanawiając się co tu zrobić. Liczył, ze Sahak mu pomoże, a on pokazując prawdę, jedynie odstraszył Maurice’a. To wszystko było nazbyt skomplikowane oraz przerażające. Nie dość, że on już był umówiony z Idą na później i nie miał jak od niej uciec, to jeszcze zostali zamknięci na pewnie tydzień, jak nie dłużej, w jednym miejscu. Spojrzał na Sahaka błagając o pomoc. – Liczyłem, że to będzie prostsze, wiesz? Wpierw to w ogóle tego nie chciałem, ale ona wróciła i tak jakoś wyszło, że mam dziewczynę. – Oparł się o balustradę i wypuścił dym nosem. – Pierwszą w swoim życiu - westchnął. Sam już nie wiedział jak do tego wszystkiego doszło, że zamiast mieć poukładane w każdym aspekcie życie. To miał partnerkę i żalił się zakonnikowi. Który był ojcem Halide, która pomagała ukrywać jego związek. Która była niegdyś jego kochanką. Cała sytuacja była tak niesamowicie zawiła, że aż Maurice był pod wrażeniem. Tak sobie życie skomplikował.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Renata nigdy nie odrzucała miłości do Silvana, zresztą Sahak pytał ją o to, bo miał nadzieję, że była z naukowcem szczęśliwa. I była. Z jakiegoś powodu jednak właśnie tego się spodziewał. Zrzucania winy na swoją niedojrzałość emocjonalną na innych. Sam przez to przechodził, chociaż z innego powodu, gdy go przemieniono. Przez pierwsze dwie dekady soczyście nienawidził Adonisa, swojego stwórcy, teraz ich relacja była dużo, dużo bardziej skomplikowana, ale przynajmniej można było ich zostawić w jednym pomieszczeniu i nikt nie straci głowy. Również dosłownie.
Sahak nie patrzył na chłopaka, uznając, że nie będzie go peszył zbyt lustrującym wzrokiem, bo miał do tego tendencję. Zamiast tego podziwiał przestrzeń, ośnieżone górskie szczyty i gwieździste niebo, niestety zanieczyszczone światłem reflektorami nad stokami i dookoła ekskluzywnych hoteli. Widok na góry przypominał Ararat i Aragas, ale tylko trochę, to dobrze. Nie chciał myśleć o Haystanie.
Skupiał się na Maurycym i jego problemie.
Czyli związałeś się z kimś, kogo nie kochasz — stwierdził, nie zapytał, ale później już nastąpiło to, co — Dlaczego?
I tyle. Do tego się sprowadzało. Dlaczego. Nie zamierzał zasypywać Maurycego więcej pytaniami. Nie dawał mu pola na oszukiwanie siebie czy szukanie wymówek, tkanie jakiejś historii dookoła swoich wyobrażeń. Po co zawracać sobie głowę kimś, kto nie jest w stanie odkryć twoich słabości i wzmocnić cię tam, gdzie tego potrzeba. Tyle lat Hoffman żył, zaliczając jedynie panienki, bez potrzeby głębszej relacji. Więc dlaczego.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400

Maurice doceniał, że Sahak się na niego nie patrzył. On sam podziwiał widoki, otaczające ich szczyty i budynki. Architektura była dość przemieszana. Znajdowały się tam domy podobne do tego mężczyzny, trochę starsze i trochę nowsze. Nawet koło posiadłości Hoffmana znajdowała się szkoła międzynarodowa, która już nie pasowała swym wyglądem do reszty. Ale to mu jakoś szczególnie nie przeszkadzało. I tak kochał Sankt Moritz całym swoim sercem. Gdyby mógł, to by tu zamieszkał na stałe. Aczkolwiek co może robić detektyw-najemnik w takim małym miasteczku? Umarłby z nudów, śledząc jedynie zdrady i inne rodzinne sprawy. Co by robił? Jeździł na nartach za kochanką męża jakiejś milionerki? Szlag mógłby go trafić. Więc tkwił w tym nędznym, pełnym korków i sprzedawców z plastikowymi wieżami Eiffla, Paryżu. Teraz tam chociaż trzymała rodzina i Ida. Miał jakiś znajomych, jakieś koleżanki i jakieś życie prywatne. Trochę to było byle jakie przez dłuższy okres, aczkolwiek wraz z wejściem Idy, świat nabrał trochę kolorów. Miło było żyć nie tylko dla siebie, wiedzieć, że ktoś na Ciebie czeka. Tego mu lata brakowało, takiej wiedzy, że komuś na tobie bezinteresownie zależy. Rodzicom musiało chociaż w małym stopniu zależeć, oni się liczyli w innej grupie. A Ida była nowością, czymś co potrząsnęło murami Maurice’a.

Tylko, że jej nie kochał. I tego był pewien. A pytanie Sahaka mu w niczym nie pomogło, na nic nie rzuciło światła. Bo między Bogiem, a prawdą, to mężczyzna sam nie wiedział, dlaczego byli parą. Znaczy się, znał okoliczności, ale nie rozumiał sam siebie. Nie miał pojęcia, dlaczego w pewnym momencie uznał, że to czas na posiadanie dziewczyny.
- Byłem naćpany i po prostu miło się zrobiło. Chyba chciałem być pewien, że jest moja. – Odparł szczerze sam niepewny prawdziwych powodów, dlaczego do tego wszystkiego doszło. Życie uczuciowe było dla niego zbyt skomplikowane. – Wiesz, mam wrażenie, że nigdy nikogo tak nie pokocham, więc chyba uznałem, że to bez różnicy, kiedy zostaniemy parą. Bo ja ją chcę. Nie tylko fizycznie. Tylko ja naprawdę mam wrażenie, że to nie jest ta miłość, na którą czekałem całe życie. Jeśli to to, to jestem zawiedziony. Wybacz, że tak Ci narzekam. – Maurice nie przepraszał z zasady. A jednak poprosił o wybaczenie Sahaka, zawstydzony całą swoją spowiedzią. Pomagało mu to w pewien sposób spojrzeć na sprawę z dystansu. Aczkolwiek, sprawiało że też czuł się tylko gorzej.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Sahak obserwował, jak daleko, w jakiejś innej wilii, rodzina dekoruje choinkę, dalej patrzył, jak w hotelowym oknie kłóci się jakaś para. Byli zbyt daleko, aby mógł odróżnić, kim są, ale widział gwałtowne ruchy. Może nie byli razem, może byli przyjaciółmi, może rodzeństwem, na pewno ich kończyny tworzyły agresywny taniec na tle światła pokoju. Oglądał ostatnie osoby szusujące po oświetlonych reflektorami stokach, niektóre zgrabnie, niektóre mniej.
Pamiętam, jak mówiłeś o tym, że nie jesteś zbytnio zaznajomiony z poezją, że cię nie rusza. Jest jeden motyw, który jest dla mnie personalnie bardzo ważny i myślę, że może do ciebie również przemówić, Maurice. Miłość, która jest celowa. Nie żadne niebiańskie uczucie rodem z Hallmarkowych filmów świątecznych z Vanessą Hudges. Miłość nie jest przypadkiem, bo się naćpałeś. To zauroczenie, zakochanie. Miłość wybierasz, samemu. Wybór, aby kochać, przeważa nad własną wartością, własnymi kompleksami i niedoskonałościami. Chcę cię kochać, o tym zdecydowałem i chcę przy tym pozostać, bo kochanie jest czymś, czego chcę, spełnia mnie. Co jest w mojej duszy. Kochać i być kochanym. Wybieram, aby ciebie kochać, bo kochanie to coś, czego chcę doświadczyć, bez względu na wynik.
Sahak przybliżył się o krok do Maurice, wyciągnął w jego stronę dłoń i stuknął go w pierś. palcem wskazującym oraz środkowym, trzymającymi tlącego się papierosa, jakby chciał wskazać tym na serce chłopaka, tak powolnie bijące.
Gdy wytrzeźwiałeś, nadal uważałeś, że ma być twoja. Mówisz, że jej nie kochasz, ale świadomie dokonujesz wyboru, aby w tym trwać. Wybierasz . Ktoś zadufany w sobie odrzuciłby pracę, która idzie za trudnym wyborem, ale ty nie boisz się pracy. Jedyne, co cię obecnie zatrzymuje, to własne zacietrzewienie w tym, że to nie miłość, bo twoje oczekiwania i rzeczywistość okazały się nie być takie same.
Przez większość życia Sahaka Narine była najsmutniejszą częścią jego życia, częścią, która tak naprawdę nigdy do końca nie będzie jego. Widział jej twarz, gdy zamykał oczy, a każda noc była najsamotniejsza. To był jego wybór, aby nigdy nie zapominać, nawet gdy szczegóły w pamięci zamazały się przez dekady, już w podróżach jako Nocny Wędrowiec.
Wybrał, aby kochać matkę Maurice, nawet wtedy, gdy myślał, że ta już prawem ludzkim, nie żyje.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Można wybrać, że się kogoś kocha. To było coś absurdalnego dla Maurice’a. Według niego miłość przychodzi. Nigdy nie wybrał, żeby kochać rodziców. To było coś dla niego oczywistego i choć mógłby obrócić się na pięcie za wszelkie krzywdy mu zadane, to jednak tego nie zrobił. Mężczyzna odbierał miłość niczym imperatyw. Z jego manią kontroli, gdyby umiał wybierać, że się kogoś kocha, pewnie by się cieszył. Ale on nie wiedział, czy tak potrafi. Nie wiedział, jak to zrobić. Nie był pewien czy jest zdolny. Może dla Sahaka to było prostsze, Maurice nie wiedział jakie on miał przeżycia, czy kiedyś zakochał się, że aż stracił głowę. Aczkolwiek blondyn tak nie miał. Jego nieliczne relacje nie były romantyczno-poetyckie. Były zazwyczaj pod koniec tragiczne. I to z jego winy. Nigdy nie zaznał spokoju ducha, nie dając odejść demonom przeszłości, nie potrafiąc siebie obwinić za błędy. Zrzucając na innych ciężar odpowiedzialności, ułatwiał sobie, ale i za razem utrudniał. Ponieważ myśląc, że to nie on stał za porażką, nie wiedział, jak się poprawić. Więc popełniał te same błędy raz po raz. I teraz, pierwszy raz w życiu, chciał temu zaradzić. Oczywiście, uciekanie było łatwe, to życie z tym było już cięższe. Problemem nie było nawet to, że nie umiał wybrać kochania Idy. To stało pod znakiem zapytania, gdyż nie spróbował. Problemem było jego zwątpienie. Maurice nie był pewien, czy chce ją kochać. Wydawało się to być zbyt ciężkie, zbyt bolesne. Bo co, jeśli ona by tego nie odwzajemniła? Wtedy by miał złamane serce, a to właśnie tego unikał całe życie. Wbrew pozorom, blond wampir był bardzo wrażliwy emocjonalnie. Gdy mu zależało na kimś, tak jak na rodzicach, to nawet najmniejsze słowa potrafiły go skrzywdzić. Dlatego też tak źle reagował nawet na te drobne błędy w jego wychowaniu. Nie umiał leczyć ran, jakby były zadawane srebrem. Złamane ręce, rany postrzałowe, one go nie martwiły. Ba, nie wadziły mu w żaden sposób. To wizja złamanego serca budziła go w nocy. I to wszystko doprowadziło do tego, że postawił wysokie jak on sam mury, nie miał głębszych relacji i nie potrafił wyrażać własnych emocji. To co mówił nigdy nie było poetyckie, nie było piękne. Jego słowa były utopione, aż po uszy w żalu i niechęci. Niechęci do zbliżenia się do kogoś. Bo to się źle dla niego kończyło. A wspólnym mianownikiem była nieumiejętność miłości. I gdy Sahak mu mówił, że to może być wybór. Myślał, że oszaleje. I to nie tak, że mu nie wierzył. Cholera, może i tak było. Aczkolwiek, wizja tego, że te pięćdziesiąt lat temu mógł wybrać. Mógł zostać. Napawała go żalem, który odbierał mu oddech. Włożył papierosa do ust i wziął dużego bucha. Nie wiedział co powiedzieć, a dotyk starszego wampira wytrącił go z zamyślenia. Spojrzał mu w oczy z bólem odbijającym się od jego niebieskich tęczówek. Nie wiedział czy żałuje tej rozmowy, czy też była ona zbawieniem. To wszystko stawiało go w bardzo złym miejscu, w roli antagonisty, który świadomie ranił, nie wybierając miłości. Może i dobrze, że dopiero teraz dowiadywał się o tym wszystkim. Gdyby nie to, to nie byłby z Idą, możliwe że jego serce byłoby złamane, a on sam byłby jeszcze bardziej zgorzkniały, o ile to w ogóle było możliwe.

- A co, jeśli nie chcę kochać? Co, jeśli boję się tego? Wizja złamanego serca spędza mi sen z powiek. Ja się do tego po prostu nie nadaję. Było ryzyko, że jest w ciąży. I wiesz, ja się nawet nie bałem tak bardzo posiadania dziecka. To bycie przywiązanym do tej kobiety mnie przeraziło. Coś jest ze mną nie tak, a nie chcę jej zniszczyć kochaniem jej. Nie zamierzam zrujnować jedynej osoby, która nie próbuje mnie zmienić, ani naprawić. Wiesz jakie to jest męczące, gdy wszyscy oczekują, że będziesz inny niż jesteś? Milszy, kurwa weselszy, kochany i do rany przyłóż. Ja taki nie jestem, ona to wie i wciąż jest. Ciebie wszyscy uwielbiają, mnie nie. – Maurycemu nie zależało na opinii większości osób. Nie potrzebował, żeby go lubili, wystarczało mu z nawiązką, że szanowali jego profesjonalność, że nie widzieli go jako słabego. Ale czasem, choć rzadko, mógłby być lubiany. Większość jego relacji z wampirami polegała na tym, że dla nich pracował, albo był powiązany z kimś kogo lubili. Z Carol miał jakikolwiek kontakt, bo ją Renata przemieniła. Z Cerise dlatego, że Renia ją lubiła, plus współpracowali razem. Z Tahirą pracował, plus była córką Sahaka. Z Sahakiem zresztą również głównie pracował i łączyła ich jedynie wielka sympatia Maurice’a wobec Darbinyana. Halide pomagał z morderstwami mężów, a raczej utylizacją i z nią sypiał. Zostawali tak naprawdę jego rodzice, którzy musieli być nimi do usranej śmierci. No i właśnie Ida. Ona nie musiała być przy nim, to był jej wybór. Dlatego tak bardzo ją doceniał. I również dlatego nie mógł jej stracić złym ruchem. Wiedział, że potrafi przeginać i nie chciał testować jej cierpliwości. Chociaż również zdawał sobie sprawę, że kobieta miała taką słabość do niego, że mógł odwalić naprawdę wiele.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Nie bardzo wiedział, kto szukał w Maurice miłej osoby i tego wymagał. Wiedział, że gdyby Renata miała wybierać pomiędzy mądrym dzieckiem a miłym dzieckiem, wybrałaby to pierwsze. Czy było to kolejne wrażenie, które miał Maurice, czy rzeczywiście było to odbicie tego, że jako rodzony wampir, nie widział, ile ludzkości w sobie niektórzy zabijali, jak bardzo odmiennie musieli pojmować życie? Sahak nie urodził się drapieżnikiem, jak on, urodził się ofiarą. Ile płaszczy o różnych krojach przywdziewali, aby znaleźć ten, który najbardziej pasował.
Rozumiem — Sahak powiedział dziwnie spiętym tonem. Nagle na śniegu zobaczył krew, swoje własne zakrwawione ręce i zmasakrowane ciało Constanzy, serce, które zaczynało się poddawać w otwartej klatce piersiowej. Zrobił to samo co Maurycy, bardzo mocno zaciągnął się papierosem, aż przed oczami zamigotały mu kolory, aby wymazać wspomnienie z pamięci. — Kochaj ją. Wybierz to i pozwól jej też wybrać, za samą siebie, nie za to, co ty uważasz za najlepsze. Nie popełniaj moich błędów. Nie bój się tego, bo to strach zabija duszę. Nie daj zamknąć się w monastyrze, żeby żałować całe życie decyzji, jakie się podjęło. Jeśli uciekać, tylko z tą osobą, która sprawia, że serca się synchronizują, a nie od niej.
I chyba ostatnia z mądrości Sahakowych, chyba w odniesieniu do pierwszego pytania. Co, jeśli Maurice nie chce kochać.
Nie niszcz siebie dla innych, Maurice. To najgorszy rodzaj kontroli.
Mielił w ustach i w głowie pewne rozważania. Nie chciał pytać, czy kobieta jest tutaj z nimi, czy to któraś z jego córek, czy to któraś z sióstr Maurice lub Cerise. Chłopak miał prawdo do swoich sekretów, a on nie chciał się doszukiwać i ślepo strzelać w logikę. Może powinien polecić im abstynencję seksualną. Niech się poznają, niech pragną siebie, lecz bez możliwości spełnienia, niech odkryją nagość duszy. Może za wcześnie na takie sugestie. Tak, raczej tak.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice był już zmęczony. Niekoniecznie rozmową z Sahakiem, a bardziej całym tematem miłości. Nikt nie pojmował, łącznie z samym zainteresowanym, jak ciężkie bywało jego życie bez miłości. To ona jest motorem napędowym ludzi, dla niej zabijają i wszczynają wojny. A blondyn żył pozbawiony jej. Mając jedynie w sercu rodziców, z którymi relacje wcale nie były łatwe. Gdyby mógł to by się schował przed tym wszystkim daleko przed światem. Schował i odpoczął, zrobił coś czego nie robił nigdy, czyli odpuścił sobie wszystko. Łącznie z Idą, żeby po prostu dać sobie chwilę na namysł. Żeby nie podjąć żadnej decyzji za szybko. Bo zdecydowanie się na kochanie kobiety mogło być jego gwoździem do trumny. A choć Maurice był odważny i strach rzadko patrzył mu w oczy. To właśnie miłość go przerażała. Przez nią zmarnował część życia na podążaniu za Renatą i próbowaniu zaimponować jej. Przez nią studiował aż trzy dziedziny, żeby i napawać ojca dumą. Jednakże to miłość do samego siebie najbardziej zniszczyła mężczyznę. Postawił te wszystkie mury, nałożył maski i wyzbył się emocji. Wszystko w imieniu własnego dobra. Bo choć oszukiwał się chwilami, że i tym ratował serca niewiast. To właśnie dla siebie nie kochał. Było to oczywiście wymieszane z niemożnością, pewnym upośledzeniem organu pompującego krew. Ale egoistycznie wybrał samotną ścieżkę, na którą się wepchnął i z której zejście było jakże brutalne. Chociaż zawsze chciał być potrzebny, to w tamtej chwili modlił się o to, żeby na chwilę być nikim. Żeby zyskać kolejne dni, a najlepiej lata na decyzję. Tej nie mógł podjąć pochopnie. Nie mógł pokochać Idy z ryzykiem, że ona tego nie odwzajemni. I choć Sahak, jego idol, go namawiał do tego mając dobre argumenty. To upartość Maurice’a przezwyciężała. Ona i jego dusza, która zmarła wraz z odcięciem się od emocji. Ida ją próbowała wyciągać na wierzch, zwrócić jej życie. I nawet udawało się.  Coraz więcej i chętniej czuł. Jednakże, na ile to były podrygi duszy, a na ile stare, wyuczone odruchy, to już blondyn nie wiedział. Bał się, że się oszukał. Siebie i ją. A ucieczka z nią była kusząca, z dala od wszystkich, tylko oni. Z jedną już tak był i źle się to skończyło. Nie wiedział czy gra była warta założenia nowego życia, otworzenia serca. Był boleśnie zagubiony.

- Ja już siebie zniszczyłem, Sahak – westchnął Maurice patrząc mu w oczy. Stanął w prawdzie i musiał unieść ten krzyż. Były różne powody, dlaczego on był jaki był. Można było to zwalić na stabilne w swej niestabilności, dzieciństwo. Na chłodną matkę. Wiecznie rozkojarzonego, którego rodzicielstwo przerosło, ojca. Ale to on dokonał przestępstwa, którym było wyrwanie sobie serca. Na koniec dnia, zdał sobie z tego sprawę. A może zawsze o tym wiedział, tylko okłamywał się, aby być bezpiecznym. Zniszczył siebie na przestrzeni lat i czuł jakby nie było odwrotu. Mógł zaraz znowu włożyć szczęśliwą maskę, wmówić sobie, że jest świetnie. Tylko w tamtej chwili zdecydował jeszcze jej nie wkładać. Na jego twarzy malował się jedynie smutek i zmęczenie. Dwieście lat niszczenia samego siebie było ciężkie. A jeszcze cięższe było wzięcie odpowiedzialności na siebie. Nie dał Sahakowi odpowiedzieć. Położył krótko dłoń na jego ramieniu i skinął głową. – Wrócę już do środka, mam umówiony spacer z Halide. Dziękuję za rozmowę. I proszę, nie mów o tym nikomu. Kiedyś im o niej powiem.  – Powiedział i ruszył do środka. Wrócił do gry. Musiał być na nowo szczęśliwy. Robił to dla siebie, dla własnego spokoju ducha. Bo musiał być silny. Zawsze taki był.

zt x 2
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach