Wczesny wieczór
Constanza bywała w willi rodowej częściej, niż chciałaby się do tego przyznać. Nie mieszkała w niej co prawda, przeznaczony kobiecie pokój od lat stał pusty i do dyspozycji kogokolwiek, kto chciałby go przejąć, jako że wampirzyca bardzo przyzwyczaiła się do swoich prywatnych mieszkań w kamienicach – ale składała w siedliszczu regularne wizyty, podczas których zdawała raporty ze swoich obserwacji i odbierała informacje od innych członków klanu. Częścią jej roli w stadzie było wiedzieć, nie tylko to, co na zewnątrz i co piszczało w innych klanach nadnaturalnych, interesowała się również sprawami wewnętrznymi. Choć nikt nigdy oficjalnie nie nałożył na nią takiego obowiązku, Constanza często przeprowadzała rozmowy ze służbą, badała morale, zbierała plotki, łączyła ze sobą fakty.
Wiedziała o pojawieniu się nowego narybku już od dawna, nigdy jednak nie przyszło jej spotkać się z Sonią sam na sam. Zauważyła, że dziewczyna pojawiła się na balu u Scalettich, ale w krytycznym momencie zniknęła z radaru. Znajdowała się pod skrzydłami Mihaila, Connie była zatem przekonana, że jest w bezpiecznych rękach, podczas gdy ona ewakuowała swoją gałąź rodziny. I tak mijały się, bez szansy na poważniejszą rozmowę, do czasu aż Mihail zachęcił do wdrożenia dziewczyny w hierarchię.
Na umówione spotkanie czekała w gabinecie. Nieswoim, rzecz jasna, we wspólnym, w którym czasami odbywały się oficjalne spotkania. Ale ubrana w elegancki komplet z kamizelką i trzymająca teczkę z dokumentami Connie wyglądała, jakby była tutaj jakąś sekretarką na stały etat i zajmowała się na co dzień sortowaniem Bardzo Ważnych Papierów. Idealnie wpasowywała się pomiędzy stare, dębowe meble, ciemną boazerię na ścianach i olejne obrazy w grubych drewnianych ramach.
Na dużym biurku leżała srebrna taca wypełniona kopczykiem makaroników, delicji, oreo i pozawijanych w ślimaczki palmierów z ciasta francuskiego obsypanego cukrem. Obok filiżanki, kryształowa karafka z zimną wodą, kafeterka jeszcze parująca gorącą kawą, mały dzbanuszek z mlekiem i cukiernica.
— Och, jesteś. Dobry wieczór, Soniu — przywitała się z dziewczyną, gdy tylko ta pojawiła się w progu. — Wejdź, usiądź — zaprosiła ją do środka gestem ręki. — Wiele o tobie słyszałam, cieszę się, że Mihail pomógł nam zgrać się w czasie. Nazywam się Constanza. Constanza Moreau. Napijesz się czegoś?
Mogły uścisnąć sobie ręce na powitanie (Constanza nosiła czarne, zamszowe rękawiczki, przez które nie było czuć zimna jej skóry), a wcale nie musiały, Connie nie zamierzała naciskać na dziewczynę ani niczego na niej wymuszać.
@Sonia Evans