1 XII - Skąd wiatr wie, w którą stronę wiać?

2 posters

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Claude Van der Eretein

Claude Van der Eretein
Liczba postów : 119
First topic message reminder :


- Dziękuję. Wszystkiego dobrego.
Powtarzane po tysiąckroć słowa odbijały się gładkim echem po głównej sali biblioteki, a przemieszczający się w stronę wyjścia tłum falował za każdym razem, gdy kolejna obdarzona autografem osoba dołączała do wychodzących.
Spotkanie autorskie przeciągnęło się do późnych godzin nocnych, lecz mimo to przybyli na nie ludzie wydawali się być zadowoleni z rozmów, jakie udało im się przeprowadzić z lubianym pisarzem. Sam autor, chociaż podpisał tego wieczoru naprawdę wiele książek i ręką powinna odmawiać mu posłuszeństwa, zachowywał spokój a na ustach wciąż gościł mu uprzejmy uśmiech. Profesjonalista, chciałoby się rzec.
- Podobała się pani moja ostatnia powieść? Dziękuję. - spojrzenie jasnych oczu prześlizgiwało się po kolejnych, podchodzących do stolika sylwetkach. Ostatni czytelnicy, reszta tłumnie udała się do wyjścia by wreszcie udać się do domów na spoczynek. Noc była jeszcze młoda, lecz tylko dla niektórych.
Kiedy wreszcie podpisał ostatnią podsuniętą książkę a organizatorzy zaczęli sennie snuć się po sali, sprzątając przyniesione na spotkanie krzesła, Claude wstał i rozejrzał się po bibliotece. Mało kto zdawał sobie sprawę, że pisarz z którym przyszło im dziś rozmawiać miał przez lata wiele imion i nazwisk, zapełniając półki dziełami wszelakich gatunków literackich. Dziś mówili o powieści grozy, kto wie o czym będą rozprawiać następnym razem?
Nieprzyjemne uczucie sprawiło, że zamknął oczy i przełknął ślinę. Snujący się dookoła ludzie sprawiali wrażenie zmęczonych, otępiałych... Kusili ciepłem i zapachem a spragniony Claude jedynie siłą woli powstrzymywał się od rzucenia się na najbliższego.
Wygładził przód czarnej jak noc koszuli i poprawił marynarkę, chcąc odciągnąć myśli od posiłku.

@Louis Moreau
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Chociaż wzniosły mur popsuł zabawę i podzielił dwa jestestwa, Louis uszanował jego byt, tak jak i twórcę. Mimo wszystko nie chciał, aby Claude żywił wobec niego strach większy od tego już istniejącego - tak, w jakimś skrawku jestestwa tkwił ludzki pierwiastek i strzępek honoru, którymi czasami się kierował.
- No to nie masz powodu i tak, ja przepraszam Ciebie za swoje zachowanie. Jedynie mogę zaś pstryknąć za to bycie nikim. - i w sumie jak powiedział, tak zrobił, posyłając delikatne pacnięcie w ramię, co by ponownie rozluźnić atmosferę, jednak tym razem w bardziej stonowany sposób. Miał nadzieję, że zadrugim podejściem nie spieszy Chmurką i że nie zepsuje mu humoru - wręcz przeciwnie, że zdoła go w jakiś sposób rozbawić. Dowodem dobrych intencji było odbicie piłeczki uśmiechu swoim własnym - szerokim i szczerym, któremu towarzyszył widoczny rządek ukazanych ząbkow.
Fun fact: gdyby nie barwą głosu, to przez swoją urodę jak na ironię Louis mógłby robić za dziewczynę - ta subtelność proporcji twarzy i delikatność jej rysów. W przeciwieństwie do niego Claude prezentował się o wiele mężniej - nie tylko facjatą ale i ciałem, które było o wiele postawniejsze. Co jak co ale uroku wampirowi nie brakowało, a gdyby jeszcze dorzucić do niej rodową zdolność - i wuala, kolekcja fanek i fanów rosła jak na pęczki. Ciekawe czy mężczyzna cierpiał na podobną przypadłość po tatusiu i również nie wyłączał swojej uwodzicielskiej aury.
- Śmiałe propozycje bywają kuszące, ale wolałbym nie ryzykować zemstą zazdrosnego kochanka lub kochanki. - Louis puścił Chmurkowi oczko. - Ale na jakieś picie możemy skoczyć, lubisz słodkie? Aha... I na pewno nie w formie długu - ot na luzie. Ja Ci wtedy powiem, dlaczego ugryzienia tyle zdradzają, a Ty... Może zechcesz podzielić się inspiracjami, które pomagają Ci w pisaniu?- zaproponował, uznając, że takie rozwiązanie było najbardziej neutralne. Cały czas się uśmiechał, a głos miał ciepły i serdeczny. Znał kilka lokali,w których serwowano super drineczki, a przy uśmiechu super smaczną gorącą czekoladę.

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Claude Van der Eretein

Claude Van der Eretein
Liczba postów : 119
Na komentarz o zazdrosnych kochankach jedynie uśmiechnął się uprzejmie. Nie wiedział ile Louis o nim wie, a zważając na to, że był członkiem Rady, z pewnością wiedział więcej niż niejeden fan twórczości Van der Ereteina. Zaakceptował jego zdanie na ten temat, chociaż gdyby Moreau jednak zgodził się na taką formę rekompensaty, Claude nie byłby wcale stratny. Mężczyzna bowiem był naprawdę przystojny i miał w sobie coś, co przyciągało, nawet mimo obaw jakie budził w sercu rozmówcy przez piastowaną funkcję.
- Niech i tak będzie. - powiedział, spuszczając z tonu, pozwalając sobie na swobodę jaką na czas ataku i rozmowy po nim utracił - Zależy co masz na myśl, mówiąc 'słodkie'. Czekolada jest w porządku, ale beza już nie. - wzruszył ramionami - Wolę raczej wytrawne dania, ale nie jest nigdzie powiedziane, że mój gust jest czymś stałym niezmiennym. - dodał i zrobił ku niemu krok, zbliżając twarz do jego twarzy, ponownie decydując się na małą gierkę - Dla przykładu... Dotąd sądziłem, że nie lubię wanilii. - mruknął, uśmiechając się delikatnie - Cóż za niespodziewana zmiana upodobań. - puścił mu oko i cofnął się, na powrót tworząc między nimi dystans.
Ktoś mógłby nazwać go wariatem. Niestabilnym psychicznie. Ale Claude po prostu lubił takie... potyczki. Krok w przód, krok w tył. To wszystko mogło albo podnieść zainteresowanie rozmówcy, albo go zrazić. W zależności od efektu, Van der Eretein wiedział po chwili czy nowa znajomość jest jedynie przelotną relacją, czy może ma zadatki na coś więcej.
- Znam kilka miejsc, gdzie serwują dobrą kawę. - powiedział neutralnie - Ale chciałbym, byś to ty wybrał miejsce. A w kwestii gryzienia i inspiracji... - zawahał się na chwilę, celowo by w tym czasie ponownie posłać mu uśmiech - Coś za coś. Zgadzam się na taki układ. - jeśli ruszyli, Claude dołączył do Louisa i wolnym krokiem udał się we wskazanym przez Radnego kierunku - Może przy okazji dowiem się co ci się we mnie podoba. W mojej twórczości. Nie co dzień na moje spotkania autorskie przychodzą tak ważne osobistości. - podjął po chwili - Skoro nie grozi mi śmierć z powodu ataku, chciałbym wiedzieć czy jest jakiś powód spotkania, oprócz chęci zdobycia autografu, bo w to jakoś nie chce mi się wierzyć.

@Louis Moreau
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Legendo o kochanku, któregoś serce zwabiły fale szaleństwa spod nut, którego twórcą był uwodzicielski demon z głębin - piękna to była historia o miłości - jej wzlotach i upadkach na złotych piórach skrzydeł Ikara, a także o wzajemnym poznaniu na rozstaju pokrętnych kamiennych dróg, którymi drogami to kroczyły równie odmienne dwa byty. Nie powiedziałby nikt, że ich Losy połączy umysł, bo i świat przecież postawił ich na całkowicie odmiennych gruntach, niejako czyniąc sobie odwiecznymi wrogami, które nie dane było zaznać błogiego spokoju w ramionach tego drugiego. A jednak na przekór spojrzeniom Niebios i Gwiazd - Naturze i Bogu, który wiecznie groził palcem, Wy dwaj spotkaliście się, porozmawialiście i rzuciliście w morze gorącej namiętności.
Nie znał tej historii Louis i myślę, że nie znało wielu, jedynie Ci, którym dane było ją usłyszeć na własne uszy. Mimo to wewnętrzny rozsądek podpowiedział mu, iż na ciele mógł ostać się zapach, bądź inny ślad, którym wilk naznaczył wampira, czyniąc go na pewien sposób swoim. Na taką walkę z terytorializmem Smok nie był gotowy, bo i nie jego intencją było zburzenie porządku, którego fundamenty zostały już postawione. Co innego, jeśli ten sam Los postawi inną przeszkodę - wtedy kto wie? Czarnowłosy nie mógł poręczyć słowem ni gestami, w jak sposób zachowa się Chmurka nad jego głową, niemniej wiedział jedno. Chociaż początkiem spotkania pociągnął za pewne sznurki, wcześniej wtykając weń drewniany badyl, nie planował naruszać przestrzeni osobistej mężczyzny bardziej niż do granic, które sam poniekąd stawiał. Widzisz Claude, którego miano kojarzy się komuś z postacią z gry, wiele mogłeś o nim powiedzieć, ale jednego ujmować nie wypadało: szczątków honoru, którymi zdawał się niekiedy kierować, zupełnie ja teraz. Również i pod ich mocą nie widział siebie w wyższej ani ważniejszej roli niż ta, którą Matka nadawała swym dzieciom.
Byliście i zawsze będziecie ludźmi...
- Ja zaś nie sądziłem, że chmurkowa konsystencja potrafi tak przyjemnie pieścić podniebienie. - słodkim rumieńcem wampir odbił piłeczkę, ot wciąż podatny na pewne bodźce, a zaraz za nimi dodał kilka słów od siebie dla zwieńczenia tematu wraz z przysłowiowym nosowym dmuchnięciem w prawy policzek w roli bardziej eterycznego cmoknięcia niż faktycznego pocałunku - gestu charakterystycznego dla osób pochodzących z Azji, głównie dla Tajów. Co prawda Louis nim nie był, ale swoje lata tam spędził, dlatego też znał kilka niekoniecznie zaczepnych, co delikatniejszych sztuczek na odbicie piłeczki z zachowaniem granic rozsądku zwanego wiernością wobec własnych partnerów.
- No dobrze, w takim razie co powiesz na Le Clarence? Myślisz, że tym wyborem zdołam doprowadzić Twoje podniebienie do niezapomnianego uniesienia? - czarnowłosy na szybko jeszcze otrzepał ubrania, po czym ruszył w kierunku pojazdu, którym oczywiście przywiózł swoje radne cztery litery pod bibliotekę. Autem okazało się nic innego jak słynne Lamborghini - niby klasyk, a jednak dopasowany pod potrzeby wampira z paroma dodatkowymi udogodnieniami, które być może towarzysz spotkania zdoła odkryć, rzecz jasna po uprzejmym posłaniu mu zaproszenia do środka. Skusisz się Claude? Smok obiecuje być grzeczny, przynajmniej na razie.
- Nie czuję się w żaden sposób ważny ni ważniejszy od ludzi, z którymi żyję. Podoba mi się sposób przedstawienia wizji świata, który kreujesz i niejako dyskusja, zupełnie jakbyś słowami przelanymi na papier, wchodził w dialog z czytelnikiem. To rzadki i piękny dar, którego można pozazdrościć. Stąd pozwoliłem sobie zadać pytanie, czym lub kim są Twoje muzy - czym karmisz oczy, słuch, węch i dotyk, by potem to wszystko podać nam czytelnikom. - zaczął Lu spokojnie po odpaleniu auta, którym mieli dojechać na miejsce.
- Poza szczerą chęcią zdobycia autografu i poznania źródeł inspiracji? Sam nie wiem... Jedni nazwą to nudą, jeszcze inni ciekawością - chociażbym chciał odpowiedzieć Ci na to pytanie, o nie potrafię. - najprościej mówiąc: miał taki kaprys, a to, że wynikał on z wewnętrznej potrzeby - heh... Czy wielkim zbłaźnieniem będzie przyznanie się, że nie tylko fani lgnęli do twórców epickich dzieł? Podobno ciągnął swój do swojego, a i Smok pomimo lat stagnacji w swojej duszy skrywał iskierkę artysty.
- Chciałbym opowiedzieć jedną z Twoich historii inaczej niż mową werbalną. - to, co jednak Louis mógł, to chociaż w taki sposób sprecyzować cząstkę pokrętnego toku rozumowania. Zdawał sobie sprawę, że w tej konkretnej chwili brzmiał niczym szum prawdziwego chaosu, ale taki już był - nieprzewidywalny - niejako przeciwny wszystkiemu temu, co reprezentował sobą Claude. Ironio - czyż nie z tego powodu przez dłonie i resztę ciała przebiegał przyjemny dreszcz i czy nie przez to czarnowłosy poczuł się jak w domu w objęciach dziwnej swobody? Miał tylko cichą nadzieję, że tym krótkim dialogiem w czasie jazdy nie zniechęci do siebie mężczyzny. Szczęśliwie muzyka tej "katorgi" nie miała trwać wiecznie, ponieważ po niespełna kilkunastu "chwil" pojazd dowiózł dwa jestestwa na miejsce - do rzeczonej VIII dzielnicy, w której mieścił się lokal.

@Claude Van der Eretein

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Claude Van der Eretein

Claude Van der Eretein
Liczba postów : 119
Wystarczyło kilka słów, aby Claude znowu poczuł się niepewnie. Sam prowokował grę, lekki flirt ale gdy Louis odpowiadał mu tym samym, dając jednocześnie sygnał, że w pewnych kwestiach może być przystępny albo nawet chętny, Van der Eretein wycofywał się, onieśmielony szczerością Radnego. Tak było teraz. Gdy usłyszał, że "chmurkowa konsystencja" była Moreau miła, również spłonął rumieńcem i zmarszczył brwi, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. A gdy tamten dodał jeszcze kwestię podniebienia...
Błękitne oczy zawisły na pięknym profilu rozmówcy. Wampir poczuł w ustach smak wanilii, nutę której wcześniej przecież nie lubił a która teraz doprowadziła go właśnie do tego miejsca. Przez długi czas obserwował Louisa, ucząc się jego rysów na pamięć, próbując wyczytać z jego uśmiechu coś więcej, coś czego nie dostrzegał.
Był zagadką. Niebezpieczną zagadką. Kuszącym owocem, który mógł się okazać albo ambrozją albo zatrutym jabłkiem. Jak bardzo umysł Claude'a był zwichrowany, by odczuwać w tej chwili pociąg?
Samochód nie zrobił na nim większego wrażenia, bo jakoś nie przykładał uwagi do takich rzeczy. Lamborghini można było mieć z różnych powodów, nie wnikał jaki był powód Louisa. Na jedną rzecz jednak zwrócił uwagę - tapicerka w środku pachniała właścicielem tak intensywnie, że aż prawie narkotycznie. Wsiadając do środka, zaciągnął się zapachem Moreau i zagryzł usta, chcąc zachować komentarz dla siebie. Często tak miewał, że po posmakowaniu krwi innego wampira, jego zainteresowanie osobą wzrastało na bardzo wysoki poziom. Nie zawsze tego chciał.
Oparł się wygodnie i pozwolił sobie na utratę czujności. Patrząc przed siebie spod półprzymkniętych powiek, słuchał Radnego i zastanawiał się nad odpowiedzią. Wcale nie było łatwo mu jej udzielić.
- Moje muzy... - mruknął cicho - Cóż, nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na twoje pytanie. Raz jest tak, że piszę pod wpływem impulsu, drugi raz siadam do biurka powodowany znudzeniem. Jeśli faktycznie znasz moją twórczość, wiesz, że nie ograniczam się do jednego gatunku. Pisałem lepsze i gorsze powieści, miewałem złote okresy ale i czasy totalnego upadku. - nie patrząc na Louisa, uśmiechnął się lekko - Lubię... wczuć się w kreowaną postać. Możesz nazwać mnie szaleńcem, ale każdy bohater jest mną a ja jestem nim. Nie umieszczam w swojej twórczości nikogo mi bliskiego, jeśli nie liczyć samego siebie. - zrobił pauzę - To trochę tak, jak z wcieleniami. Niektórzy wierzą, że po śmierci odradzają się i żyją jako ktoś inny. Inni natomiast wierzą, że gdzieś we wszechświecie istnieje już ktoś taki jak oni, i prowadzi inne życie. Ja, dzięki pisarstwu, mogę przeżywać swoje życia za każdym razem inaczej, bez konieczności oddawania się w łapy śmierci.
Fotel Lambo był naprawdę wygodny, zapach koił zmysły a obecność Louisa, chociaż początkowo działała na niego stresogennie, z czasem stała się bardzo przyjemna. Może to przez zapewnienie o nieposzukiwaniu zemsty? Claude uspokoił się i pozwolił sobie na odpoczynek.
Na kolejne słowa mężczyzny, odwrócił się w jego stronę i przez chwilę patrzył na niego, chcąc złapać kontakt wzrokowy. Jeśli mu się udało, posłał mu tajemniczy uśmiech.
- Wolałbym sam opowiadać swoje historie. - powiedział powoli, uprzejmym tonem - Ale cieszę się, że nie tylko dla mnie są czymś ważnym. Są częścią mnie, Louis. - dodał a gdy zatrzymali się przed lokalem, pochylił się lekko w jego stronę - Zanim wejdziemy... Mam pytanie. Robisz to celowo? - wyciągnął dłoń i położył ją ostrożnie na jego kolanie - Flirtujesz... Tak to odbieram, ale nie potrafię rozgryźć twoich motywów. Chciałbyś czegoś więcej? Poza autografem?

@Louis Moreau
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Oh? Czyżby nasze oczęta dostrzegły nutę zawstydzenia? Cóż za zaskoczenie, ale bez obaw, nie było czymś dziwnym, bo jak raczyły mawiać przewspaniałe divy - kto mieczem wojował, tym samym mieczem obrywał. Cwane lisice miały racje, o czym przekonał wiele razy Louis i masa innych osób - nie stresuj się Chmurko nasza przystojna - wprawdzie nie byłaś jedyną z buraczkiem na twarzy, ale za to cechowało Cię coś unikatowego - coś, co pomijając niepotrzebny strach, nadawało Ci sporego uroku osobistego.
Oj farciarzem musiał być pewien wilczek, mogący zatopić ząbki w ładnej szyjce i palce w bujnych pasmach włosów Claude. Nawet jeśli mężczyzna tego nie pokazywał aż tak, to błękitnymi oczami Smok dopowiedział sobie resztę - w jego mniemaniu pisarz tylko z pozoru uchodził za grzecznego - cała karuzela ognia ukrywała się za kotarą. Sposobności jej posmakowania również można było mocno pozazdrościć.
- Hm? A powinienem? Chciałbyś, abym faktycznie zaczął Cię kokietować Claude? - wampir uśmiechnął się subtelnie, po czym w mniej grzeczny sposób przejechał wzrokiem po ciele Chmurka - jego twarzy, ustach, ładnym gardle, mostku, brzuchu i niżej do momentu zejścia na dłoń, którą dotknął ciepłe kolano. Coś Ci powiem drapieżny Pisarzu - pomimo drobniejszych gabarytów, a wierz mi, że w porównaniu do Ciebie, Azjata był szczuplejszy, mięśni w jego nogach nie należało mu odmawiać i to nie za sprawą długich treningów czy walk - sekret tkwił zamiłowaniu do tańca. Co tyczyło się reszty ciała - nie pewne rzeczy pozostaną tajemnicą dla pieszczoty oczu i podniebienia, o którym wspomniał wcześniej czarnowłosy.
- Jesteś popularny Claude, nie chciałbym, aby ktoś trzeci był o Ciebie zazdrosny. - dyplomatyczna odpowiedź? Być może - ostrożność na pewno: mówiąc prościej - jakich perfum używałeś Claude? Na ile Twoja woń tłumiła zapach pewnego wilka, hm?
Chwilą bliskości po ułożeniu ręki na kolanie, a zbliżeniem twarzy do gardła Claude, Jun wziął jeden głęboki wdech. Po wszystkim grzecznie się odsunął, jak gdyby nigdy nic, albo wręcz przeciwnie - jakby spod puszystej nuty do nozdrzy dotarła inna. To, że przy okazji swoim gestem jeszcze bardziej nasączył ciało nieśmiertelnego wonią wanilii, nie powinno już nikogo zadziwić, w końcu i tak całe auto, tapicerka, siedzenia - wszystko nią pachniało: słodką i lepką, jak miód rozlany gęstym strumieniem po nagiej skórze, z której język i usta mogły zbierać smaczny nektar zebrany, w co ciekawszych miejscach.
- Nie zrobię nic, na co mi nie pozwolisz - nie będę też napierał, w kwestii tańca, choć nie ukrywam, że byłoby to ciekawym doświadczeniem, móc ujrzeć i niejako poczuć Twoją sztukę na sobie. - czarnowłosy uroczo odchylił głowę do tyłu, a jeżeli tych kilka niedomówień nie stanowiło problemu, chętnie wyciągnął rękę w kierunku Claude tuż po opuszczeniu auta.
- Każdy miewa wzloty i upadki, pytanie, czy zdołam Cię dziś natchnąć do tego pierwszego czy drugiego? - i jak na ironię: im dłużej Chmurko siedziałeś w pojeździe, tym coraz dalej i głębiej wnikała przyjemna słodycz o jaśminowym posmaku. Podmuchem wiatru nie miałeś się co ratować - nie przewieje zapachu, co najwyżej tylko go utrwali wewnątrz włókien odzienia, którym okrywałeś swoje muskularne ciało.
- Ja stawiam. - ku chwale dobrego - Louis puścił oczko Claude. Długi, długami - umowa została niejako zawarta, ale nikt nie powiedział, że koszty za wypad musiały spaść na barki Ereteina.

@Claude Van der Eretein


_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Claude Van der Eretein

Claude Van der Eretein
Liczba postów : 119
Być może był po prostu zbyt podejrzliwy i dopatrywał się w działaniu Louisa czegoś niedobrego. Spojrzeniem jasnych oczu szukał wskazówek, które przybliżą mu prawdziwe motywy wampira, wychwytywał w zapachu wanilii czegoś więcej a w sposobie, w jaki Moreau go dotykał, niby przypadkiem, widział konkretny scenariusz, który miał prowadzić do zaplanowanego z góry finiszu.
A co, jeśli Louis faktycznie nie chciał niczego konkretnego? Co, jeśli po prostu szukał towarzystwa, bo mimo popularności i bez wątpienia sympatycznego usposobienia, czuł się samotny?
Claude obserwował rozmówcę w ciszy, lecz w jego głowie myśli galopowały niczym stado spłoszonych, dzikich koni. Naraz, w tej jednej chwili, uderzyła go intensywność własnych, tłumionych usilnie emocji. Tak, był bardzo empatyczny i niewiele było trzeba, by potrafił wczuć się w sytuację drugiej osoby. To, że z wierzchu pozostawał niewzruszony nie oznaczało wszak, że jest niczym głaz.
Czuł się kokietowany, ale czy naprawdę musiał mówić to na głos? Louis był bezpośredni, cieszyła go prowadzona gra a przede wszystkim był tak... fantastycznie swobodny w tym co robił, w tym jak się zachowywał. Czy wynikało to z władzy, jaką posiadał? Z wysokiej pozycji?
- Popularny... - powtórzył cicho, na chwilę spuszczając wampira z oczu i patrząc za okno. Czym była owa popularność? Tak, pisał bardzo dużo i nie ograniczał się do jednego gatunku. Lawirował między tworzonymi światami niczym wprawny tancerz, w każdą opowieść wplatając odrobinę siebie. Każdej historii oddając kawałek swojego martwego serca.
- Dziękuję. - powiedział szczerze, odpowiadając jednocześnie na komplement dotyczący popularności, ale i zapewnienie, że Louis nie będzie w żadnej kwestii naciskał. W tym jednym słowie dało się słyszeć ulgę zabarwioną czymś, co towarzyszy Claude'owi od lat - melancholią. Nad wyraz cenił sobie spokój, pozwalając sobie na szaleństwo jedynie wtedy, gdy czuł się bezpiecznie. A tu, w samochodzie Radnego o poczuciu bezpieczeństwa nie było mowy.
Dojechali na miejsce a gdy Moreau wyciągnął ku niemu rękę, Van der Eretein posłał mu jedynie uśmiech, lecz nie uchwycił ciepła oferowanego mu w tak prosty sposób. Bez pomocy wysiadł z wozu i prostując się, poprawił ubranie. Swoboda przychodziła mu z trudem, lecz można było powiedzieć, że im dłużej przebywał w towarzystwie Louisa, tym czuł się lepiej.
Do zapachu wanilii przyzwyczaił się już w samochodzie, dlatego gdy teraz przechodził obok wampira, nie czuł nic. Miał wrażenie, że woń Radnego otuliła go i wdarła się w każdy zakamarek ciała, oplotła każde włókno ubrania. Co ciekawe, mimo iż nie przepadał za wanilią, po tym jak posilił się krwią mężczyzny, zapach stał się mu miły.
Zanim weszli do środka, tuż po tym jak tamten zapewnił, że ma zamiar płacić, Claude chwycił Moreau i zbliżył się do niego, patrząc w piękną twarz spod półprzymkniętych powiek. Trzymając jedną ręką za dłoń, drugą uniósł i dotknął policzka tamtego, czyniąc to w sposób delikatny, jak pieszczota którą obdarza się kochanka.
- Jak ty to robisz? - zapytał cicho, pochylając się i przystawiając twarz do zagłębienia między szyją a ramieniem - Skąd czerpiesz to ciepło? - dodał, nie zamierzając się od niego odsunąć - Jak sprawiasz, że tak trudno cię zignorować? Na czym polega twój sekret?

@Louis Moreau
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Gdy już nuty pauzy i odgłosów miejskiego życia opadły mięciutkim puchem na ziemię - gdy wypowiedziane słowa wyznaczyły jasną granicę naniesioną na płótno włosiem grubego pędzla i gdy ręka odsunęła rękę drugą, nie czyniąc jej przy tym krzywdy, której nie pragnęła żadna ze stron, otworzyły się nowe drzwi – wlane zapachem słodyczy i szkarłatu, który dopiero teraz zaczynał wędrówkę po bezkresach ciała - począwszy od ust, w które wlano kilka kropel, przez ścieżkę w dół, aż nie rozeszły się siatką tuneli, wnikając w każdy fragment, miejsce i komórkę, póki nie wypełnił się nimi do końca wielki metalowy garnek. Wtem woń wanilii faktycznie traciła na mocy - mieszała się z zapachem artysty, którym to artystą zwał się mężczyzna stojący przed wampirem: przystojny, acz niepewny, dobry, ale zdystansowany – niewzruszony światem, ludźmi i codziennością życia - o oczach mądrych i dociekliwych, co to doszukiwały się prawdy w odpowiedziach na postawione pytania.  
Coś Ci powiem, skoro już podszedłeś tak blisko, spojrzałeś i dotknąłeś, jakoby uraczony ciepłem skóry, które mimowolnie ułożyło się na dłoni: jak owoc na talerzu – diament na poduszce – jak ktoś, kto eterycznym kocim otarciem prawdziwie podziwiał Cię za talent i oddanie sztuce - ktoś wedle wielu uznawany za byt nieprzewidywalny, złośliwy, dziecinny i podobno ludzki w chwilach takich jak te, którym chętnie oddawał część siebie – kogo twarz rozpromienił mimowolny uśmiech, a tętno wyraźnie przyspieszyło swego pędu i to któryś raz z rzędu. Skoro oczami artysta przekopywał rowy, to czyż nie w jego mocy leżał odczyt mowy niewerbalnej? Niech rozleje na swoim metaforycznym papierze tusz i niech palcami naniesie to, co zdołał wyłuskać z rzeczonych oględzin: zmienność, kaprys, siłę, dumę i łagodność wobec piękna i dobra, którymi badana istota okrywała wszystko inne – niech przedarta przez nie dociekliwość wejrzy w głąb siebie i poczuje pod smakiem słodyczy nutę goryczy, bólu i samotności. 
Mój drogi Claude: czyż wszyscy nie byliśmy na swój sposób skazani na wygnanie? Czyż piedestałami stanowisk, fizycznej tężyzny i wysokim mniemaniem o sobie sami nie zsyłaliśmy na siebie apokalipsy? Przecież tego wszystkiego można było uniknąć, ale to już wiedziałeś - Ty, któryś rozbijał własne serce na miliony kawałków skrytych w kartach powieści. Nie trudno dziwić się czytelnikom, że po każdym rozdziale wracali po więcej, a po każdym dziele chcieli nowe – raz rozpieszczeni głębią słów i obrazów pragnęli wejść w ten świat jeszcze dalej i na dłużej, wyrywając się z fizycznej powłoki słabego ciała - z kajdan, którymi Bóg przykuł ich w swym gniewie i surowości w ramach kary za grzechy przodków i niejako własne przeciwko niemu. Było im to pokutą niosącą oczyszczenie tak jak krew dająca życie wieczne wszystkim pijawkom i tym dwóm których, chociaż nie łączyła żadna szczególna więź, spoiła chwilowym pojednaniem w momencie przebicia fizycznej bariery parą długich kłów.  
Nie, przed mężczyzną nie stał Radny, choć takowym go zwano – nie malował się Potwór, którym on sam się mianował - nikomu nie groziło niebezpieczeństwo, mimo iż jego poczucia nie zaznał przybyły o intrygującej duszy i charakterze, któremu dał się zwieść ktoś inny, kto ujrzał w nim kogoś dziwnie znajomego. Przed Claude nie było nikogo, kogo winien wystrzegać się każdy długowieczny - był za to zwykły mężczyzna: oczarowany nietypowym charakterem, zaskoczony ujęciem ręki i w końcu zatarciem granicy tuż przy jego ciele, po którym rozpościerały się linie poszczególnych tatuaży. 
Teraz już nie tylko puls ruszył z kopyta – za nim rozchyliły się lekko usta i poruszyło gardło podczas przełknięcia schwytanego powietrza.
- Mówisz o tym? - potem na raz rozbrzmiała się niema muzyka, której takt Azjata rozegrał koniuszkami palców wolno sunących wzdłuż ręki towarzysza, ale nie dalej niż zezwalała na to wyznaczona bariera i nie w sposób taki, aby znów wprowadzić nieśmiertelnego w zakłopotanie. Było w tym coś innego: głębszego i trudniejszego do odczytu – czego nie dało się tak po prostu opisać ni wyłapać nawet po kilku przenikliwych zerknięciach. Aby móc to dostrzec, potrzebna była wyjątkowo wrażliwa dusza.
- Mógłbym Ci powiedzieć, a nawet pokazać, ale to trudna droga i niekoniecznie kolorowa. - i chociaż nikt przed nikim nie zamykał wrót, przestrzegł wampira drugi wampir.
- Co złego jest w byciu ignorowanym? W byciu cieniem, którego nikt nie będzie w stanie nigdy złapać i zadrapać? Jak to jest trwać w podzieleniu na tyle jestestw, którymi karmią się inni bez odczucia dziury w środku. Jak to jest nie musieć jej wypełniać? - a potem spytał, nie odsuwając się, póki drugi mężczyzna sam tego nie uczynił.
Uraczony odpowiedzią lub bez niej, Louis zamierzał kontynuować wędrówkę i zaprosić Claude na wykwitną kolację - jeżeli nie dla domknięcia kwestii nieistniejącego długu, to dla zwykłej poprawy komfortu, aby już nie raczył wątpić w dobre intencje – by spuścił z gardy i raz jeszcze pozwolił sobie na odrobinę swobody - uśmiech i iskierki w oczach, które połyskiwały podczas degustacji krwią - jeżeli nie przed tłumem, to w odosobnieniu: w pustej sali przy odosobnionym stoliku w otoczeniu eleganckiego wystroju i gamy zapachów jedzenia oraz trunków, do których chciał ich zaprowadzić bez przerwania nitki ciepła, chyba że na wyraźne życzenie długowiecznego. 

@Claude Van der Eretein

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Claude Van der Eretein

Claude Van der Eretein
Liczba postów : 119
Chociaż z pozoru swobodna, Claude miał wrażenie, że ich rozmowa naelektryzowana jest emocjami, które ciężko nazwać. Nigdy nie uważał się za eksperta w odczytywaniu innych, dlatego też dawał się wciągnąć w relację i niczym ćma lecąca w stronę światła, niezdająca sobie sprawy z tego, że leci prosto ku głodnym językom ognia, wampir lgnął do Louisa, zazdrosny o jego ciepło.
Mógłby zignorować mężczyznę i po posiłku po prostu odejść, lecz była jakaś trudna do wyjaśnienia siła, która sprawiała, że chciał pobyć z nim dłużej. A im dłużej z nim był, tym bardziej przekonywał się do tego, że oprócz uroku osobistego, jakim bez wątpienia dysponował Radny, był też miłym, sympatycznym przedstawicielem rasy wampirów.
Czując dotyk na swojej skórze, poczuł jak po ciele rozchodzą się przyjemne dreszcze. Tembr głosu Moreau był przyjemny dla ucha a jego bezpośredniość, chociaż momentami onieśmielała, była naprawdę intrygująca.
Zmrużył oczy, delektując się temperaturą jego dotyku. W tej jednej chwili wyobraził sobie siebie samego, otulonego tym ciepłem, zatopionego w cudownym uczuciu, którego sam nigdy nie doświadczy, bez obecności drugiej osoby. Przyzwyczaił się do tego, że jego ciało było zimne jak lód, ale nigdy nie przestał pożądać tego, co dla niego niedostępne.
- Brzmi... - mruknął, posyłając mężczyźnie zagadkowy uśmiech - ...jak zachęta. - dokończył, a w oczach pojawiła się iskra zainteresowania, przedtem skrywana pod maską powagi.
Claudem wstrząsały sprzeczne emocje i zwyczajowo nie dawał po sobie niczego poznać, jednak gdyby ktoś zajrzał teraz do jego wnętrza, ujrzałby wir wszystkich barw tęczy, gdzie każdy kolor odpowiada innemu uczuciu.
- Ale muszę odmówić. - dodał po chwili, ujmując jego dłoń w swoją, zaciskając na niej palce, splatając je z ciepłymi palcami Louisa - Gdybym sam tak potrafił, nie mógłbym zachwycać się tobą, prawda? - zrobił pauzę, chcąc wybadać reakcję drugiego wampira - Dobrze jest spełniać marzenia, ale nie wszystkie. Bo jeśli spełnimy wszystkie... kim bylibyśmy bez marzeń?
Następne pytania zaskoczyły go, dlatego zanim odpowiedział na którekolwiek, wziął głębszy oddech i spojrzał w bok, przygotowując sobie odpowiednią wypowiedź.
- Bycie cieniem jest... wygodne. - powiedział powoli - Daje ogromne pole do nadużyć, jeśli umiejętnie wykorzysta się fakt pozostawania niezapamiętanym. Bo przecież cienia się nie pamięta. Nie wyróżnia się niczym ciekawym, co mogłoby sprawić, że zapisze się w pamięci. - ruszyli w stronę lokalu - Jednocześnie jest to dość przykre, bo choćby cień bardzo starał się wyróżnić i zostać zapamiętanym, jest szary, nieciekawy. A co do podzielenia... To mój sposób wyrażania siebie. Jak już wspomniałem, kreuję każdą z postaci tak, że wlewam w nią chociaż kroplę siebie. To pozwala mi zapisać się na kartach historii, pozostać w pamięci czytelników, stworzyć z nimi pewien rodzaj więzi. - dodał, wciąż nie puszczając dłoni Moreau - Nigdy nie powiedziałem jednak, że jestem... kompletny. Że nie posiadam szczeliny, którą pogłębiam każdą nową książką. Nie powiedziałem też, że nie pragnę jej zamknąć. - spojrzał w oczy Radnego i przez dłuższą chwilę po prostu milczał - Każdy ma swoje sposoby radzenia sobie z bólem. Grunt, to nie zapaść się pod ciężarem słabości. - powiedział w końcu i westchnął przeciągle, bo nagle nabrał ogromnej ochoty by napić się wina.
Prowadzony przez Louisa, ostatecznie zajął miejsce przy stoliku, posyłając mu lekki uśmiech. Restauracja należała do tych z wyższej półki i chociaż Claude do biednych nie należał, nie zaglądał tu zbyt często. Otrzymawszy menu, od razu otworzył je i zaczął rozczytywać propozycje potraw. Wszystko brzmiało tak... wykwintnie.
- Może zechciałbyś... coś mi polecić? - zapytał Radnego, poprawiając się na krześle i powodując tym samym ruch własnych nóg, którymi dotknął łydek mężczyzny. Niby to przypadkiem, a jednak... celowo.

@Louis Moreau
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Czasem zwykła ekspertyza nie wystarczyła - czasem pomimo sławy i potęgi sam tytuł nie wystarczył do wygrzebania sekretów, które długo zalegały głęboko pod ziemią - z dala od słońca, dźwięków i zapachów świadczących o istnieniu życia na powierzchni. Czasem nie warto było szukać - wystarczyło spojrzeć lub zapytać - ewentualnie dać się ponieść chwili i fali, a potem tak sobie dryfując na jej powierzchni, przymknąć ociężałe powieki, odciąć umysł i raczyć się ciepłem dotyku dłoni, który przyjemnie rozluźniał wszystkie mięśnie kończyn, torsu i karku - co raz wpuszczony do środka, na długo pozostawiał namacalne świadectwo bytu: dowód istnienia i nadziei na odzyskanie odrobiny pierwiastka człowieczeństwa, którego rzekomo nie posiadał żaden wampir. Wiara naprawdę umierała ostatnia, przedtem tocząc niezliczone boje: zaliczając wzloty i upadki – zadając pytania i udzielając odpowiedzi, przy tym nakreślając szkicami na papierze niezliczone zwroty akcji tak jak tu i teraz – w momencie nieplanowanej konfrontacji: początkowego starcia i skruchy – wycofania oraz ponownego nawiązania nici dialogu.
Głupcem byłby czarnowłosy, odrzucając myśli o mężczyźnie, który ewidentnie go fascynował: nie tylko aparycją, lecz i podejściem - dziwnie oderwanym spojrzeniem, zaraz skierowanym na jego twarz - głosem niskim, twardym i nadzwyczaj przyjemnym – jak gęsto rozlany złoty miód, który sukcesywnie wypełniał naczynie jestestwa: zmysł i duszę, wolno opuszczającą mur tarcz, którymi to tarczami mężczyzna blokował dostęp do siebie samego – do najdalszych zakamarków umysłu, za którymi chowała się zupełnie odmienna talia kart. Upadek jednej z nich uchylił rąbka tajemnicy - słowem komplementu Claude skutecznie poruszył struną. Pod jej drgnięciem nieśmiertelny aż zaniemówił, wyraźnie połechtany we wrażliwym miejscu: jak Smok, którego dotknęła i pogłaskała dłoń - wolno i dokładnie: zgodnie z włosiem, a nie pod tak zwany prąd.  
Claude musiał wybaczyć wampirowi, albowiem jego głos na chwilkę zamilkł: zajęty prowadzeniem skupił się na drodze, jednocześnie dzieląc częścią siebie przez przekaźnik, jakim były złączone dłonie i splecione palce. Ktoś z boku mógłby pomylić ich z parą, ale nie to stanowiło problem – tak po prawdzie nic nie miało prawa go zapoczątkować, chyba że wzajemne zawstydzenie. Tak: trzeba przyznać, że tym razem to nie Eretein, ale Radny padł ofiarą własnego oręża, przynajmniej do czasu zajęcia miejsca przy stoliku. Odsunięcie ręki tylko z pozoru niosło za sobą ulgę - z niewytłumaczonych powodów Louis nieprędko przerwał ów nić: w bardzo wolnym leniwym ruchu osuwającym palce z palców, aż ich opuszki nie przejechały po reszcie skóry, dopóki pod ich powierzchnią nie pojawiła się nicość. Wtedy i dopiero wtedy czarnowłosy odzyskał poczytalność: uśmiechnął się i zanurzył w spojrzeniu drugiego mężczyzny, któremu był winien kilka odpowiedzi.
- Pozwól mi zadać Ci pytanie “Cieniu” ... Kto to tak twierdzi? - Smok wykorzystał swoją szansę na odzyskanie kontroli w tańcu - zebrał i zawarł część wypowiedzi eterycznego “kochanka myśli” w jednym, acz niełatwym pytaniu.
Nie poganiał z odpowiedzią - nie raczył nawet przerwać ciszy, jeżeli jakakolwiek miała rację wystąpić w kolejnej puencie pomiędzy zwrotkami. Przyjął ją z pokorą - w nieprzerwanym kontakcie wzrokowym i z szeroko otwartymi ramionami, gotowymi do schwytania upadającego Anioła z Niebios, tudzież gamy szarości i rzeczonego Cienia, który tylko w swoim mniemaniu uchodził za nic nieznaczący, niewyróżniający się w tle byt. Ślepi byli ludzie, wampiry i wilki, bowiem nie potrafili dostrzec prawdziwego piękna - Ci, którzy wychodzili poza schemat, nie bez powodu nosili miano Pereł: jestestw pięknych i wyjątkowych tak jak wyjątkowe były podwodne skarby, po które sięgało naprawdę niewielu śmiałków. Ci w większości kończyli na dnie - pozostałym udawało się przeżyć: dotrzeć do celu, ująć go, obejrzeć i zrozumieć, a potem wrócić na powierzchnię, już nigdy nie będąc takim samym jestestwem.
- Gdyby ten sam Cień nie wyróżniał się niczym ciekawym, nie przyciągałby do siebie czytelników: nie powielał własnych bytów i nie pozostawiał cennej części siebie w duszach osób, których palce z delikatnością kochanka lub kochanki nieustannie przewracały kartki powieści. Nie byłby też na tyle silny, aby skupić na sobie spojrzenie Smoka, który chylił przed nim czoła. W tej muzyce nie władał on i nie zachwycano się nim - całą magię dzierżył właśnie ten Cień. - wraz z dokończeniem myśli, wzrok Azjaty zjechał po osobie gościa wieczoru w dość ostentacyjny sposób, tak jak i jego noga, którą rzekomo przypadkiem dotknął cudzej łydki - stopniowo z przystojnej twarzy, przez kuszącą szyję, aż na pierś, gdzie kończyła i zaczynała się kolejna granica, odgradzająca ziemię zakazanego ogrodu, w którym rosły równie zakazane, acz słodkie owoce.
- Zaufasz mi na tyle, aby zdać się na mój gust? - po czym spytał, ze spojrzeniem ponownie wbitym w oczyska Claude i tajemniczym błyskiem we własnych: miękko i z uśmiechem, tak jak mięciutkie i uśmiechnięte bywały doznania w czasie degustacji delikatnych deserów.
To właśnie na tę propozycję padło zamówienie: w czasie przerwy niemego spektaklu zjawieniem się kelnera – jego ukłonem i rozlaniem wykwintnego czerwonego wina do kieliszków obu Panów. Swój Louis uniósł ostrożnie, spojrzał i poruszył, wprawiając zawartość w subtelnych ruch, a potem pochylił, pozwalając cieczy wpłynąć do ust. Niech sposób wykonania tego gestu: zbliżenie i niemalże pocałunek ze szkłem jakoby był mu utęsknionym kochankiem, pozostaną w interpretacji po stronie obserwatora...

@Claude Van der Eretein

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Claude Van der Eretein

Claude Van der Eretein
Liczba postów : 119
Jeszcze nie zdarzyło się w świecie tak, by dwójka istot zgadzała się ze sobą w każdej materii. Na tym polegało życie, by konfrontować własne opinie z opiniami innych, by toczyć wieczną dyskusję, stawiać sobie wyzwanie, gonić za marzeniami...
Kiedy padło pytanie, Claude spojrzał w oczy Moreau i długo w nie patrzył, doszukując się prawdziwego motywu mężczyzny. Jego ostrożność mogła być nieco odstraszająca, lecz jeśli wziąć pod uwagę to, jakimi legendami obrośli przedstawiciele Rady, każdy byłby w ich obecności nieco zestresowany. Ten tu obecny Louis igrał z nim. Pytanie tylko po co? Z czystej ciekawości? Z nudy?
Posyłając mu uśmiech, który mógł znaczyć wszystko, pochylił się ku niemu, lekko przekrzywiając głowę, pozwalając by ciemne włosy poruszyły się nieco.
- Ja tak twierdzę. - powiedział cicho - Nie zawsze chcę być w centrum uwagi. Bywają takie chwile, kiedy mam ochotę skryć się w mroku i stamtąd obserwować innych. - dodał - Ale są i takie, kiedy kusi mnie by spojrzeć w słońce. By zaryzykować, pozwolić promieniom ucałować moją skórę... - westchnął, wdychając zapach tamtego. Przyzwyczaił się już do wanilii i chociaż w jego ocenie była nieco mdła, pasowała do Louisa jak ulał.
Cofnął się, wracając na swoją pozycję. Zanim zdecydował się zabrać głos ponownie, wysłuchał tego co miał do powiedzenia jego rozmówca. Targały nim przeróżne emocje - w głowie rozbrzmiewał alarm, by uważać na każde słowo, by ważyć je wielokrotnie zanim opuści usta.
Przyglądanie się Moreau sprawiało mu przyjemność, bo Radny należał do przystojnych mężczyzn. Wystarczyła kropla krwi by Claude poczuł wytwarzającą się więź. W porę jej nie przerwał i teraz czuł, jak macki sympatii wpełzają mu pod ubranie, sunąc ciepłem w górę, prosto do martwego serca. Zawsze tak było. Przeklinał siebie samego, za zbyt łatwe przywiązywanie się. Może właśnie tym było jego własne przekleństwo?
Sięgając wgłąb siebie, obudził w sobie dar Van der Ereteinów, tę jego część, po którą sięgał rzadko, a która sprawiała, że zwykłym śmiertelnikom jawił się niczym zesłany przez Boga anioł. Patrząc Louisowi w oczy, lekko zmrużył swoje, uchylił usta i wolnym ruchem odgarnął włosy, zaczesując je smukłymi palcami w tył. To właśnie to piękno, będące darem jego rodziców sprawiło, że jego skóra wydała się być o wiele gładsza niż w rzeczywistości, oczy płonęły blaskiem a rozchylone usta szeptały obietnicę, jakiej nie wypada powtarzać na głos.
Skoro Moreau miał ochotę na flirt, czemu by nie odpowiedzieć na zaczepkę? Już i tak przekroczyli pewną granicę.
- Coś mi mówi... że nie będę żałował. - mruknął, nie rezygnując z korzystania z daru. Przyniesiony trunek należał do tych z wyższej półki a gdy Claude chwycił za kieliszek i wychwycił bukiet wina, mimowolnie na jego ustach pojawił się błogi uśmiech. Co jak co, jako syn właściciela wielu winiarni, młody Van der Eretein próbował wielu rodzajów win. Nie miał ulubionego, ale potrafił wyczuć kiedy ma do czynienia z czymś, co jego godne najdelikatniejszych podniebień.
Odpowiedział podobnym ruchem, patrząc Louisowi w oczy kiedy usta dotknęły chłodnej tafli. Czyniąc z tego iście perwersyjny akt, upił odrobinę. Odkładając kieliszek na blat, wyszczerzył zęby w półmroku. Podwójna para kłów na niejednym robiła wrażenie, ale czy Radny zauważył tę cechę u tego, który postanowił skosztować jego drogocennej krwi?
- Jeśli Bóg faktycznie istnieje... - powiedział nagle, zamykając na chwilę oczy - ...musi mieć naprawdę ponure poczucie humoru. - dodał, dopijając wino - W złotych strzępach liści drzewa nocą stoją,
Księżyc srebrne smugi po ziemi rozwłóczy,
Nic mi nie pomoże na tęsknotę moją,
Już mnie żadne szczęście od niej nie oduczy.
- zacytował, lecz nie kwapił się ku temu, by przyznać się komu skradł wersy wiersza.
Uśmiech spełzł mu z twarzy a jasne, stalowe oczy zawisły na twarzy rozmówcy. Powaga nie skryła dokładnie smutku, który przeciekał przez nią jak piach przez palce. Zdawać by się mogło, że Claude chce powiedzieć coś więcej, lecz najwidoczniej milczenie było w tej chwili bardziej wymowne i niosło ze sobą więcej przesłania.

@Louis Moreau
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Gdy świsnął wiatr z lekko uchylonych okien w sali – gdy poruszyły się przy nich materiałowe zasłony - gdy powiew dotarł do półdługich pukli włosów – gdy po dotknięciu wprawił je w eteryczny taniec – gdy z ust padły słowa, wtem błękitne oczy mimowolnie zeszły w dół: nie za sprawą zdań, lecz sposobu ich intonacji oraz śmiałego pochylenia, przez które dwa oddechy niemalże połączyły się w jeden. Niewiele brakowało, aby zaniechać dalszej dyskusji na poczet wyciągnięcia ręki i muśnięcia koniuszkiem jej palca kusząco rozchylonych warg.
O zgrozo i diabły piekielne, przez które ciało mężczyzny odsunęło od drugiego, nim tamto zdołało zareagować bardziej niż milimetr faktycznego przysunięcia! Nie imała się go potęga ni najpiękniejsze legendy świata - nie otulał nawet wzburzony cyklon ani żaden z jego braci huraganów - nie emanował gniew, złość i nie rajcowała ani jedna kropla szyderstwa - nie powielały schematy uśmiechów, radości bądź tysiąca motywów, o których obaj już dawno zapomnieliśmy. Teraz liczyła się ta konkretna chwila - piękna, przyjemna, zarazem ulotna jak miliardy innych przed i po niej – niekiedy też zwana teraźniejszością tudzież siostrą odpowiedzią - jedną na tych wiele nurtujących pytań, które trapiły pięknie zanurzone oczy.
- Lub aby pochwycić dawno utracony Dar – by stać się dopełnieniem swojej drugiej połówki, bez której pierwsza stanowiła jedynie niekompletny element, bo jak Cień nie mógł żyć bez światła, tako i Światło nie miało prawa bytu bez swojego cienia, pod którym zawsze odnajdywało bezpieczne schronienie. Pytanie jak mocno Twoja dusza łaknie tylko chwilowego spełnienia, a na ile idzie ono w parze z sercem i jeszcze głębszą nadzieją odnalezienia promieni w odbiciu jestestwa drugiej osoby. - tako i pękły w końcu nitki wcale nie tak niezręcznej ciszy, kiedy leniwie unoszonym spojrzeniem z powrotem w górę, czarnowłosy chłonął obraz mężczyzny przed sobą: jego wdzięk, tembr głosu, charakterystyczny zapach i sposób zachowania ciała - całą otoczkę dwuznaczności wraz chłodem kontaktu, o ile nogi Claude wciąż dotykały łydek Azjaty.
Jeżeli tak to i stamtąd rzeczone macki wpełzały coraz głębiej: nie tylko fizycznym kontaktem, lecz przede wszystkim powiewem ciepła, który chętnie rozchodził się pod dedykowany mu prąd: wzdłuż kończyn, póki nie zaczął przyjemnie muskać delikatnego podbrzusza, powolutku wbijając weń szpony aż po sam środek ciała, by dopiero w nim rozłożyć mocno ściśnięte motyle skrzydła. Ich niemy trzepot niczego nie ułatwiał: nie pomagał pozbyć się zapachu ani słodkiego posmaku przylepionego na skrawek języka i to przed podaniem smakowitego deseru – nie pomagało nawet wino, choć bez wątpienia Radny z zachwytem przyjął aprobatę wyboru, wnet doceniając niebagatelność zdolności rozpoznawczych konesera, jako że i sam trunek pochodził z winnic słynnego Winiarza.
- Pobielały domy od srebrnej poświaty,
Jesienny przymrozek słabe ciało krzepi.
Tylko zeschłe liście, tylko zwiędłe kwiaty!
Może być, jak było, może nie być lepiej.
- a kiedy znów nastała błoga cisza, przerwał temat tylko po to, aby kolejnym ruchem móc płynnie wsunąć się w recytowaną poezję Lechonia: nie tylko słowem, ale i gestem delikatnego przejechania dłonią wzdłuż twarzy mężczyzny bez naruszenia choćby krzty jego prywatnej sfery aż po sam podbródek, przy którym dopiero wtedy Diabeł zatarł ów granicę ułożeniem palca i kciuka centralnie na powierzchni skóry tak, aby głowa ani myślała uciec gdzieś na bok, kiedy w dalszym odruchu Louis tą samą ręką odważył się na śmiałość pod wpływem oczarowania i pogładził chłodny polik, jakoby w pragnieniu podarowania odrobiny otuchy w walce z ponurym wirem tuż nad głową Claude i nieistniejącą kosą, która wcale nie czekała na moment podcięcia gardła.
- I dlatego od wieków towarzyszyły mu zastępy anielskie: jedne po to, aby dawać mu to, czego oczekiwał i drugie, aby dawać mu to, czego potrzebował. Był też i trzeci, zbuntowany, od którego wszystko się zaczęło, lecz czyż jego imię nie niosło za sobą światła? Czyż grzechem ktokolwiek miał prawo nazwać zwykłą zazdrość, wynikającą z tęsknoty za ojcowskim spojrzeniem, które odwróciwszy się od pierworodnego, spoczęło na nowym ulepionym dziele stworzenia? Czy i zatem Cień musiał trwać w samotności i smutku? - nie sztuką było rzucanie słów na wiatr czy nawet blat okrytego stołu, na którym wkrótce miał zagościć wykwintny deser.
Piękno poznania od wieków stanowiły oczy: ich blask i komunikacja niewerbalna, która niosła za sobą o wiele więcej. Niełatwo było ją zrozumieć - tym trudniej, gdy ciało i umysł blokowała niewzruszona garda ostrożności. Mianem diabła nazywało czarnowłosego wiele istot, ale żadna, póki co, nie powróciła do niego z płaczem bądź wyrzutami sumienia. Choćby i zawarł z nimi tysiące paktów, zawsze pozostawiał furtkę na ich zerwanie – tako jak tu i teraz gdy niby jawnie kpiąc z poszanowania dla prywatnej sfery drugiej osoby, wcale do niczego nie zmuszał. Claude w każdej chwili mógł się wycofać lub ulec i pozwolić emocjom spłynąć na tacę.

@Claude Van der Eretein

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Claude Van der Eretein

Claude Van der Eretein
Liczba postów : 119
Prowadzona przez mężczyzn subtelna gra niedopowiedzeń, półsłówek i metafor podlana była sporą ilością flirtu, który co chwilę zmieniał swój smak, balansując między nieznośną słodyczą a gorzkim smakiem melancholii. Claude miewał w swoim życiu momenty, kiedy dawał ponieść się ekscytacji, bywało i tak, że nie panował nad pragnieniami... Lecz na ogół był istotą, w której była dziwna, niewytłumaczalna tęsknota za czymś, co nigdy nie zostało wypowiedziane. Jako wampirzy syn dwójki dość pogodnych istot, on był uosobieniem zadumy, wrodzonego smutku i poszukiwania sensu istnienia. Czy go znalazł? Cóż, może wcale nie chciał go znaleźć. Może po prostu go szukał, bo w ten sposób łatwiej było mu usprawiedliwić przed samym sobą to dziwne pragnienie, którego nigdy nie był w stanie w sobie wyciszyć.
Siedząc naprzeciw Radnego w głowie miał mętlik. Czując w ustach smak jego krwi zmuszanej z wanilią i czymś jeszcze, zastanawiał się co przyniesie wieczór. Zmęczenie nadeszło falą i nie miało związku z jego stanem fizycznym - wszak Louis pozwolił mu zaspokoić głód. Van der Eretein spuścił gardę, co dało się zauważyć najpierw w jego spojrzeniu. Stalowa barwa oczu błysnęła kiedy mężczyzna poprawił się na krześle, prostując na siedzisku. Kolejnym sygnałem były usta. Jeszcze chwile temu cytujące wiersz, obecnie milczące... Claude uchylił wargi, odsłonił skryte za nimi zaciśnięte zęby. Poważne kły, mimo półmroku, były wyraźnie widoczne.
Brunet pochylił głowę i pozwolił by kurtyna włosów skryła jego twarz w bezpiecznym mroku. Trwał tak przez chwilę, by następnie unieść oblicze zdradzające ból.
- Z-zmieńmy temat. - powiedział cicho, tak cicho, że tylko istota nadnaturalna mogła uchwycić jego szept. Szept będący w istocie błaganiem o litość, bo czymże mógłby być w takiej sytuacji?
Zazdrość o ojcowską uwagę... Jakże to wszystko było prawdziwe i tożsame z sytuacją samego Claude'a. Nigdy nie przyznałby się do tego, że od środka toczy go ta choroba, że gdy dowiedział się o rodzeństwie zrozumiał, że od teraz każdy łyk krwi będzie miał smak samotności.
Ktoś mógłby powiedzieć mu "Przecież masz Ayato." lecz kimże był młody Van der Eretein, by więzić młodego Wilka? Zakuwać go w chłodne kajdany uczucia, skazywać na dzielenie bólu, którego źródło pozostawało nieznane?
Czując na policzku dotyk, drgnął nieznacznie a jego brwi powędrowały u nasady ku dołowi, nadając twarzy gniewny wyraz. Wyszczerzone zęby i gra mięśni szczęki potwierdziły wzburzenie. Tylko oczy, te dwa małe zwierciadła duszy były w tej chwili pełne stalowoszarych, kotłujących się chmur z których lada chwila spadnie deszcz. I wcale nie trzeba im było czekać długo, bo już po chwili w stronę palców Moreau spłynęła pojedyncza łza. Zdrajczyni prawdziwych emocji.
I nagle, jak za sprawą zaklęcia, twarz Claude'a zmieniła się jak obraz w kalejdoskopie. Mężczyzna, wystraszony cofnął się, tracąc kontakt policzka z dłonią Louisa i rozejrzał na boki, jak spłoszony zając. Szybkim ruchem otarł wilgoć i wbił wzrok w swój talerz, chowając dłonie pod stołem. Tak oto wycofał się do swojej bezpiecznej samotni. Moreau być może nie zdawał sobie z tego sprawy, lecz trafił w sedno, wywlekając na wierzch wszystko to, co powinno pozostać w sferze domysłów. Claude nie zamierzał udzielać odpowiedzi na żadne z zadanych pytań.
Brunet odgarnął włosy i poprawił się na siedzisku, lecz nie wrócił już spojrzeniem do twarzy rozmówcy. Zdał się też być... inny. Na swój własny, ciężki do wytłumaczenia sposób.

@Louis Moreau
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Mądre babki i ciotki od wieków mawiały, że charakter dziecka w większości płynął z falą mleka, którym matka karmiła swoje potomstwo oraz słowami, jakimi ów to samo potomstwo uczył ojciec. I choć namacalne wychowanie nie mogło w pełni stłumić iskier kapryśnych genów, skutecznie pozwalało im znaleźć właściwy tor: burzowy, kręty, prosty tudzież spokojny, niczym niewzruszone światem zewnętrznym przepięknie gładkie szkliste tafle jeziora, po którym beznamiętnie dryfowało czyjeś jestestwo: rozbawione a zaraz potem rozgniewane – speszone i spokojne: to, które nie bez powodu przykuwało uwagę, zachęcało do rozmowy oraz głębszej analizy po przejściu przez barierę oczu aż do samego centrum, gdzie urzędowała Dusza. Powiedzieć, że jej blask odstraszał, byłoby obrzydliwym kłamstwem - była bowiem piękna: ot na przekór temu, co sugerowały słowa nosiciela – ba, figlarna a do tego dziwnie utęskniona za czymś, czego nie szło tak po prostu ująć w słowa, a co wyraźnie musnęło palce kroczącego po jej ziemiach Diabła.
I wtem ten sam Szatan ujrzał spływającą po poliku łzę, jednakże nie ośmielił się jej złapać: nie od razu, a dopiero po oderwaniu od fizycznej postaci – na drodze ku upadkowi i na chwilę przed rozbryźnięciem po zderzeniu z rzeczywistością. Tak oto kropla wilgoci miała szanse na zetknięcie się z powierzchnią skóry ręki, która zgodnie z życzeniem, nie raczyła dłużej narażać mężczyzny na bezpośrednią konfrontację, a którą ostatni raz zaczesał kilka pasm za ucho, aby rozgromić chmury, co w swych szponach trzymały dziwnie ciche serce.
Potem więzy szarych nitek wnet się rozpadły pod naporem odgłosów kroków zbliżającego się Kelnera. Wraz z jego pojawieniem na stole zagościł rzeczony deser. Był nim pudding czekoladowy Faberge według tradycyjnego przepisu: czterech najlepszych belgijskich czekoladek doprawionych połączeniem aromatów pomarańczy, whisky i brzoskwini, z odrobiną kawioru szampańskiego, posypką jadalnego złota i szczytną wisienką: dwukaratowym, niejadalnym diamentem. Sposób podania nie mógł być inny jak elegancki – z nutą subtelności na specjalne życzenie Klienta: odrobiną sosu z owoców nałożonego idealnie wokół słodkiego łakocia, na którym również zagościło metaforyczne “jestestwo” uronionej łzy.
Tak oto zwykły deser nabierał “duszy”.
- Smacznego. - nagła zmiana w nastawieniu Louisa nie powinna nikogo dziwić, a może wręcz przeciwnie. Sam nie ośmielił się sięgnąć po łyżeczkę jako pierwszy – cierpliwie czekał na gest Claude – na ujęcie niewidzialnej ręki, która miała tylko pomóc wyciągnąć go z padołu goryczy - ba, która chętnie zebrałaby resztę kropel, a potem wnet doprawiła nimi przepyszny słodki łakoć - współczesną manifestację Zakazanego Owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła: niesławny artefakt a może własne odbicie, z którym każdy musiał się kiedyś zmierzyć, pokonać lub zostać pokonanym.
A może w tym wszystkim nie chodziło o cokolwiek, może był to zwykły przypadek, a swoją grzecznością Azjata wyrażał jedynie szacunek wobec gościa...
A może chciał mu w ten sposób coś powiedzieć: że jego tajemnice były bezpieczne i że obawy, ból i cała niechciana gorycz, którą ujrzał po przywitaniu się z Jego Duszą, również były bezpieczne?
A może zwyczajnie próbował go pocieszyć: eterycznie pogładzić po półdługich włosach, zapewnić, że w jego rozumowaniu nie było nic złego i że zawsze znajdzie się ktoś, dzięki komu zdoła wypełnić niewygodną pustkę w sercu?
W pewnym stopniu go rozumiał.
- Musisz koniecznie mi powiedzieć, jak Ci smakuje. - i pewnie dlatego znów wcielił się w rolę kapryśnego Wiatru, który chętnie tyrpał jego personę w bardzo delikatny, mniej nasycony podtekstami sposób: z ciepłem i uśmiechem.

@Claude Van der Eretein

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Claude Van der Eretein

Claude Van der Eretein
Liczba postów : 119
Rozmowa ta wkroczyła na niewygodne tematy i zaszła za daleko. Claude, zmęczony ciągłym balansowaniem pomiędzy chęcią flirtu a obawą przed Radnym, po prostu wycofał się do wnętrza samego siebie i zamilkł, pozwalając otoczeniu wyrównać poziom zawisłych między nimi niedopowiedzeń. Unikał spojrzenia Louisa, głównie dlatego, że przeraziła go ta precyzja jego osądu. Czy naprawdę Van der Eretein był tak łatwy do odczytania? A może to jakiś dar starszych wampirów pozwolił Moreau zajrzeć wgłąb duszy młodzika?
Przyniesiono deser. Brunet obejrzał go, nie dając po sobie poznać, że jest naprawdę zainteresowany tym, co ma na talerzu. Może był jakimś specjalnym koneserem deserów, jednak ten którym go uraczono wyglądał naprawdę pięknie. I piekielnie drogo. I pewnie Claude przejąłby się ceną, gdyby nie to, że miał na karku prawie setkę i zgromadził fundusze, które spokojnie mógł przeznaczać na takie przyjemności. Nie wspominając już o Radnym, który musiał być miliarderem.
By przerwać kłopotliwą ciszę, sięgnął pierwszy po łyżeczkę i słysząc "Smacznego", odpowiedział tym samym, lecz o wiele ciszej i z wielką pokorą.
O czym mogliby rozmawiać? Obecność i świdrujące spojrzenie Louisa były nie do wytrzymania. Claude prędzej czy później spojrzał w jego oczy i poczuł, jak po jego ciele rozlewa się ciepło, skradzione wraz z krwią. Uczucie było jedynie wyobrażeniem, a jednak w tej chwili, całkowicie niestosownej chwili, Van der Eretein poczuł ogromną ochotę by...
- Chcę więcej. - powiedział, za późno gryząc się w język. Z zaskoczeniem odkrył, że zjadł już kęs i jego wypowiedź idealnie wpasowała się jako odpowiedź na pytanie o wrażenia po skosztowaniu deseru. Zamrugał kilkukrotnie i ostrożnie odłożył łyżeczkę, biorąc wdech nosem.
Czy Louis domyśli się, że słowa te nie tyczyły się wcale tego, co mieli na talerzach? Aby ukryć zakłopotanie, wampir sięgnął po wino i upił naprawdę duży łyk, modląc się by Radny zignorował niestosowny komentarz przypartego do muru młodzika.

@Louis Moreau
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
To co jedni zwali darem wiedzy, inni traktowali jako przekleństwo - a pozostali postrzegali przez pryzmat brzemienia, od którego nie było sensu uciekać, bowiem zawsze powracało, póki do płuc wpadał tlen, a żył przez serce soczyście czerwona życiodajna krew. Jedynym równie przyjemnym w tułaczce niekończącej się egzystencji było jedzenie – i tutaj nieprzypadkowo wybór Radnego padł na wykwintny deser: wprawdzie nie o kolorze karminu, jednak podobnej, o ile nie potężniejszej słodyczy, która rozchodząc się po języku, stopniowo wypełniała ciało najczystszą euforią. Jej, obecność, jak w czasie przypływu namiętności pary rozpalonych kochanków, miała nie tylko podsycić wyobraźnię - przede wszystkim do jej zadań należało wymazanie niechcianej goryczy obłędu - nie, niepewności, przez którą Claude postanowić skryć swoje jestestwo w odosobnionej przystani, do której nie dochodziło światło czy dźwięki, a którą tylko przez moment dostrzegły połyskujące w dziwnie przyciemnionym świetle błękitne oczyska.
O tym, ile tak naprawdę zdołały odczytać prócz tego, co wywołało obawę w mężczyźnie wiedział tylko Diabeł - dokładnie ten sam, który chwilę potem zmienił maskę na twarzy, na powrót przyodziewając tą bardziej kolorową: ciepłą i uśmiechniętą, a także pełną podziwu wobec gościa. Gdy z jego ust umknęły słowa ten sam “wyszczerz” jakby troszeczkę się poszerzył, prezentując równie długą podwójną parę kłów. Choćby Claude bardzo tego chciał, nie miał na tyle mocy, by wymazać zapisek słów, który ostatecznie dotarł do celu: uszu wampira. Reszta domysłu przyszła sama, wszak i przydomek Demona nie wziął się z powietrza, tym bardziej jeśli wierzyć plotkom, które z pewnością krążyły w nadnaturalnym półświatku o rzeczonych haremach i masie innych perwersji, z których słynął.
Kto modlił się do Boga, swoją odpowiedź niemalże zawsze otrzymywał z głębin piekła. Taki vibe słonko: życzenia miały bowiem do siebie to, że uwielbiały się spełniać wtedy, gdy w oczach coś połyskiwało i kiedy ich nosiciel, oblizawszy łyżeczkę po deserze, raczył zawołać kelnera do stolika. Potem wszystko potoczyło się jakoby z górki, do czego wystarczyła porozumiewawcza wymiana spojrzeń oraz – och... Czy aby przypadkiem ktoś nie zapomniał wspomnieć, że dziwnym trafem sala, która gościła parę nieśmiertelnych, była pusta?
- Nie wiem jak Ty, ale ja się przesłodziłem. - i jakby tego było mało: na pozór niewzruszony słowami Claude mężczyzna wstał, tylko udając chęć opuszczenia lokalu. Jak prawdziwy Diabeł, Pantera, Smok – nazwij go kim lub czym zechcesz – jak ten rasowy drapieżca znalazł się w mgnieniu oka za swoją upatrzoną ofiarą - tą, której kły nie tak dawno naruszyły kuszącą cielesność, a której życzenie stało się dla pokąsanego niejako rozkazem, którego wypełnienie było ściśle związane za zasłonięciem oczu kawałkiem śliskiego materiału do niedawna służącego za elegancką ozdobę stolika.
Sposób, w jaki smukłe dłonie poczyniły hańbę, był moralnie brzydki, lecz w swej brzydocie niezwykle elegancki, płynny, a do tego cholernie stanowczy w momencie pociągnięcia za dwa krańce tak ujęte w jedną rękę, aby odchylić głowę delikwenta do tyłu.
- Ale czego? - a kiedy już oprawca zarzucił “lejce” na ogiera, pochylił się nad nim, aby wpuścić pytanie wprost do ucha, jakże bezczelnie drażnionego gorącym oddechem i czymś ostrym. Za podobną namową powędrowała druga ręka, co to smoczymi "szponami" wiodła po odsłoniętej skórze.

@Claude Van der Eretein

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach