Liczba postów : 1122
Gdy zaczynał padać śnieg, wokół niego zawsze powiewał wiatr: wdzięczny, nieuchwytny, niewidoczny dla ludzkich oczu, uszu, serc i dusz. Ruszał subtelnym krokiem w przód i przemieszczał się pomiędzy istnieniami dziesiątek, a nawet setek lat. Tak mijały dni, tygodnie i miesiące ciężkich prób pracowitych baletnic. Pod swymi poważnymi jestestwami notorycznie ukrywały ból zroszony krwią i cierpienie zwilżone potem. Takim duszyczkom również towarzyszył wiatr. Dmuchał na nie ze ścian, sufitu i okien — pojawiał się praktycznie znikąd i stawał tuż za, dotykając opuszkami napiętą skórę, która tak bardzo pragnęła czułości.
Dziś również zagościł w to samo miejsce — w tym samym czasie i o tej samej porze, w dokładnie ten sam sposób. Gdy chodziłeś po tym świecie tak długo, niewiele potrafiło Cię zaskoczyć. Oczami, nosem, słuchem i dotykiem odczytywałeś każdy detal — każdy stopień schodka, pozłacanie poręczy, ciężar kotar czy nawet miękkość obicia fotela, na którym tak bardzo lubiłeś zasiadać. Nie bez powodu przyodziane imiona często zmieniałeś na przestrzeni lat — i nie bez przyczyny jedno na dłużej zagościło obok jego czyjegoś jestestwa. Wiatr...
Dźwięki instrumentów odbijały się od sali, skacząc góra dół — jak dziecię rozbawione na zielonej polanie pośród traw. Choć nie w aż tak wytrawny sposób: obdarty z szat i szeleszczących błyskotek, wszak nie przystało paradować w "togach" aż po ziemię, z włosami po pas, nie zmienił się aż tak mocno, by zapomnieć, jak to jest — móc słuchać, podziwiać i doceniać pracę ludzkich rąk.
Jak na kogoś z takim stażem życia i ciężarem doświadczeń, Wiatr nie miewał w zwyczaju wytykać palcami pomniejszych potknięcia. Te duże tylko czasem bawiły: w większości i je starał się ignorować, w poszanowaniu i respekcie do wolnej woli — tej, która i z jego własnej inicjatywy pchnęła ciało w przód, a potem usadziła to samo ciało tam, gdzie od "dziesiątek lat" spoczywał po przybyciu do opery. Powiedzieć, że należała do niego, byłoby niedomówieniem — preferował określenie współdzielenia.
W swym wizualnym niuansie: w przekładzie na stylizację godną czasów współczesnych, wyczekiwał przybycia dawno poznanego "kumpla". Jasnym oczami spojrzał spod byka, zaczesując dłoniasto tyłu tych kilka niesfornych pasm z czoła. Gdzieś w podświadomości czuł, że prędzej czy później nadejdzie chwila spłaty za zaoferowane usługi. Do tego czasu... Nie przejmowałeś się niczym aż nazbyt — nie bardziej od ekscytacji postępujących przygotowań do rozpoczęcia spektaklu. Dzisiejsze menu oferowało klasyk "dnia" - standardowy taniec w wykonaniu utalentowanych baletnic w takt nutek brzdękanej muzyki. Gdyby nie oderwanie od rzeczywistości, poprzysiągłby, że wszystkie te dźwięki wokół przypominały tykanie malutkiego zegarka.
Raz, dwa, trzy, czy zjawiska się na siedzeniu właśnie Ty?
@Nun
_________________
Dziś również zagościł w to samo miejsce — w tym samym czasie i o tej samej porze, w dokładnie ten sam sposób. Gdy chodziłeś po tym świecie tak długo, niewiele potrafiło Cię zaskoczyć. Oczami, nosem, słuchem i dotykiem odczytywałeś każdy detal — każdy stopień schodka, pozłacanie poręczy, ciężar kotar czy nawet miękkość obicia fotela, na którym tak bardzo lubiłeś zasiadać. Nie bez powodu przyodziane imiona często zmieniałeś na przestrzeni lat — i nie bez przyczyny jedno na dłużej zagościło obok jego czyjegoś jestestwa. Wiatr...
Dźwięki instrumentów odbijały się od sali, skacząc góra dół — jak dziecię rozbawione na zielonej polanie pośród traw. Choć nie w aż tak wytrawny sposób: obdarty z szat i szeleszczących błyskotek, wszak nie przystało paradować w "togach" aż po ziemię, z włosami po pas, nie zmienił się aż tak mocno, by zapomnieć, jak to jest — móc słuchać, podziwiać i doceniać pracę ludzkich rąk.
Jak na kogoś z takim stażem życia i ciężarem doświadczeń, Wiatr nie miewał w zwyczaju wytykać palcami pomniejszych potknięcia. Te duże tylko czasem bawiły: w większości i je starał się ignorować, w poszanowaniu i respekcie do wolnej woli — tej, która i z jego własnej inicjatywy pchnęła ciało w przód, a potem usadziła to samo ciało tam, gdzie od "dziesiątek lat" spoczywał po przybyciu do opery. Powiedzieć, że należała do niego, byłoby niedomówieniem — preferował określenie współdzielenia.
W swym wizualnym niuansie: w przekładzie na stylizację godną czasów współczesnych, wyczekiwał przybycia dawno poznanego "kumpla". Jasnym oczami spojrzał spod byka, zaczesując dłoniasto tyłu tych kilka niesfornych pasm z czoła. Gdzieś w podświadomości czuł, że prędzej czy później nadejdzie chwila spłaty za zaoferowane usługi. Do tego czasu... Nie przejmowałeś się niczym aż nazbyt — nie bardziej od ekscytacji postępujących przygotowań do rozpoczęcia spektaklu. Dzisiejsze menu oferowało klasyk "dnia" - standardowy taniec w wykonaniu utalentowanych baletnic w takt nutek brzdękanej muzyki. Gdyby nie oderwanie od rzeczywistości, poprzysiągłby, że wszystkie te dźwięki wokół przypominały tykanie malutkiego zegarka.
Raz, dwa, trzy, czy zjawiska się na siedzeniu właśnie Ty?
@Nun
_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!