Liczba postów : 69
First topic message reminder :
Pomimo swojego pociesznego charakteru, Garland był całkiem zorganizowanym gościem. Może nie zależało mu jakoś wielce na tym by wyglądać na tym balu szczególnie niesamowicie. Przyszedł tutaj bardziej z zamiarem ogołocenia gospodarza z mięsiwa oraz dobrego napitku. Jednakże nawet w swoim, nieco niewyspanym w ostatnich dniach czasie, pewne nawyki były od niego po prostu silniejsze. Brał pod uwagę to, że na tego typu okolicznościach może wpaść na Elisabeth. To było prawie pewne. A na wypadek, gdyby była w dobrym humorze i nieszczególnie przejmowała się tym, że otoczenie nieśmiertelnych zobaczy ją spółkującą z wilkołakiem, podjął pewne kroki by nie wypadać przy niej całkowicie blado. Czasami lubił wystroić się jak paw, a wiedząc, że nie idzie do klubu przygotował coś specjalnego. Na tego typu wystawne tańce miał coś idealnego. Skoczył do auta i nie robiąc z tego większej afery zaczął się przebierać na środku parkingu w niebieski, wzorzysty garnitur. Poszło mu całkiem sprawnie. Przejrzał się jeszcze w obu lusterkach i czym prędzej wrócił na salę balową.
Robił to na tyle szybko, że wpadł na jedną z kelnerek, prawie ją taranując. Na szczęście na swojej tacy miała wyłącznie przekąski, którymi szybko się poczęstował racząc ją przepraszającym uśmiechem. Przeżuwając którąś z kolei ludzinę coś mu nie pasowało. Kucharzowi chyba coś wpadło do jego ciasteczka. Bardzo nieelegancko wyciągając karteczkę z ust trochę ją otrzepał, podmuchał żeby przysuszyć i jakimś cudem odczytał wróżbę niczym z chińskiej knajpy średnich lotów. Jednak... To mu wystarczyło. Z bardzo niebezpiecznym uśmiechem schował kartkę papieru do kieszeni i wyczekiwał przy wejściu swojej dzisiejszej randki. Wziął sobie do serca słowa tego całego Szczęściarza, jak go nazywali. Kto wie, może rzeczywiście mu się dzisiaj poszczęści i nie straci ręki? Słyszał już orkiestrę przymierzającą się do kolejnego utworu i miał szczerą nadzieję, że Lis go nie wystawiła. W końcu nie reagowała najlepiej na wydawanie jej rozkazów, a to, co zrobił na balkonie o coś takiego właśnie się ocierało.
@Elisabeth Riche
Pomimo swojego pociesznego charakteru, Garland był całkiem zorganizowanym gościem. Może nie zależało mu jakoś wielce na tym by wyglądać na tym balu szczególnie niesamowicie. Przyszedł tutaj bardziej z zamiarem ogołocenia gospodarza z mięsiwa oraz dobrego napitku. Jednakże nawet w swoim, nieco niewyspanym w ostatnich dniach czasie, pewne nawyki były od niego po prostu silniejsze. Brał pod uwagę to, że na tego typu okolicznościach może wpaść na Elisabeth. To było prawie pewne. A na wypadek, gdyby była w dobrym humorze i nieszczególnie przejmowała się tym, że otoczenie nieśmiertelnych zobaczy ją spółkującą z wilkołakiem, podjął pewne kroki by nie wypadać przy niej całkowicie blado. Czasami lubił wystroić się jak paw, a wiedząc, że nie idzie do klubu przygotował coś specjalnego. Na tego typu wystawne tańce miał coś idealnego. Skoczył do auta i nie robiąc z tego większej afery zaczął się przebierać na środku parkingu w niebieski, wzorzysty garnitur. Poszło mu całkiem sprawnie. Przejrzał się jeszcze w obu lusterkach i czym prędzej wrócił na salę balową.
Robił to na tyle szybko, że wpadł na jedną z kelnerek, prawie ją taranując. Na szczęście na swojej tacy miała wyłącznie przekąski, którymi szybko się poczęstował racząc ją przepraszającym uśmiechem. Przeżuwając którąś z kolei ludzinę coś mu nie pasowało. Kucharzowi chyba coś wpadło do jego ciasteczka. Bardzo nieelegancko wyciągając karteczkę z ust trochę ją otrzepał, podmuchał żeby przysuszyć i jakimś cudem odczytał wróżbę niczym z chińskiej knajpy średnich lotów. Jednak... To mu wystarczyło. Z bardzo niebezpiecznym uśmiechem schował kartkę papieru do kieszeni i wyczekiwał przy wejściu swojej dzisiejszej randki. Wziął sobie do serca słowa tego całego Szczęściarza, jak go nazywali. Kto wie, może rzeczywiście mu się dzisiaj poszczęści i nie straci ręki? Słyszał już orkiestrę przymierzającą się do kolejnego utworu i miał szczerą nadzieję, że Lis go nie wystawiła. W końcu nie reagowała najlepiej na wydawanie jej rozkazów, a to, co zrobił na balkonie o coś takiego właśnie się ocierało.
@Elisabeth Riche