Liczba postów : 1122
"Rozmowa Stwórcy z Dzieckiem"
Z natury nie stroniłeś od blasku świateł, kreacji, biżuterii... Nie przytłaczały Cię dzikie tłumy, muzyka, bycie w centrum lub poza uwagą uczestników. Lubiłeś wystawne bale, bankiety – klimaty tego typu od zawsze Ci towarzyszyły, lecz wyłącznie w czasie oficjalnych spotkań. Między ziemią a niebem, cieszyła Cię cisza – szmer liści, trzask palącego się ogniska bądź szum pobliskiego strumyka, w którym często obmywałeś dłonie. To było prawdziwe piękno - naturalne i szczere, wyzbyte porcelanowych masek, za którymi na co dzień chowali się ludzie, wampiry, wilkołaki a nawet Ty sam. Właśnie dlatego ze wszystkich cesarskich komnat, bibliotek i innych sal, umiłowałeś miejsca na zewnątrz - królewskie stajnie, główny plac oraz każdy z “dziesiątek” ogrodów otulających swym pięknem surowe mury pałacowego kompleksu.
Niewiele osób o tym wiedziało, jednak zdarzało Ci się raz czy dwa wykraść z własnej sypialni tylko po to, aby przyciąć kilka gałązek, wyrwać parę chwastów... Niby nie było w tym nic nadzwyczajnego – mimo to sprawiało Ci to radość, o której wiedziało niewiele osób, zaledwie garstka wybranych jednostek. To właśnie z nimi spędzałeś najwięcej czasu – na dzieleniu się wspólnymi przemyśleniami, prowadzeniu długich rozmów oraz czytaniu przepięknych poematów. Pamiętasz jeszcze któryś z nich?
Odmówić damie na bankiecie nie wypadało - co innego, gdy ona sama prosiła Cię do tańca dopiero w drugiej kolejności. Wystarczyło wówczas krótkie porozumiewawcze spojrzenie, aby wspólnie z Weiem opuścić główną komnatę w prawdziwie angielskim stylu. Parę kroków i gotowe – obaj zagościli na zewnątrz - na jednym z dwóch przestronnych balkonów - z dala od tłumów, hałasu i ciekawskich oczu, które co ruch taksowały nowoprzybyłe nabytki. Dodatkowy komfort miały zapewnić ciężkie kotary - być może nie było to zbyt subtelne zagranie, ale za to skuteczne, bo poprzez zasłonięcie nimi okiennic jeszcze przed wyjściem, oba wampiry zyskały kapkę więcej prywatności.
- Teraz nikt nie powinien nam przeszkodzić. - najgorzej było zacząć. Ktoś to musiał zrobić - w tym wypadku zaszczyt przypadł Tobie. Choć odziany byłeś w piękne szaty, dodatki i makijaż, nie śmiałeś unieść i utrzymać spojrzenia na oczach własnego syna. Jego aura przyćmiewała Twoją - na wierzch wychodził wstyd. Nie tak powinien zachowywać się ojciec – ignorancja, ułuda - przyznaj to w końcu - telepał Tobą strach.
- Jak... Minęła Twoja podróż? - gula w gardle coraz bardziej przeszkadzała Ci mówieniu. Nie, to nie tak, że wtedy w środku zignorowałeś specyficzny charakter spojrzenia. Zapamiętałeś go aż za dobrze i odczytałeś nazbyt wiele. W napiętym ciele i dudniącym sercu czułeś narastający trud nadchodzącej rozmowy. Była Ci niczym burza, która miała się dopiero rozpętać. Z drugiej strony nie było sensu dłużej tego odwlekać - nerwowy chód i próba ukrycia lica za wachlarzem także nie miały prawa bytu.
Wiatr zatrzymał się więc i schował elegancki dodatek z powrotem w szeroki rękaw szaty, ostatecznie opierając się plecami o kamienną balustradę. Odwagi, by spojrzeć wciąż, nie miał, ale zachowując resztki godności nie odwrócił się do Weia plecami – nie do niego.
@Wei Liu
_________________
Z natury nie stroniłeś od blasku świateł, kreacji, biżuterii... Nie przytłaczały Cię dzikie tłumy, muzyka, bycie w centrum lub poza uwagą uczestników. Lubiłeś wystawne bale, bankiety – klimaty tego typu od zawsze Ci towarzyszyły, lecz wyłącznie w czasie oficjalnych spotkań. Między ziemią a niebem, cieszyła Cię cisza – szmer liści, trzask palącego się ogniska bądź szum pobliskiego strumyka, w którym często obmywałeś dłonie. To było prawdziwe piękno - naturalne i szczere, wyzbyte porcelanowych masek, za którymi na co dzień chowali się ludzie, wampiry, wilkołaki a nawet Ty sam. Właśnie dlatego ze wszystkich cesarskich komnat, bibliotek i innych sal, umiłowałeś miejsca na zewnątrz - królewskie stajnie, główny plac oraz każdy z “dziesiątek” ogrodów otulających swym pięknem surowe mury pałacowego kompleksu.
Niewiele osób o tym wiedziało, jednak zdarzało Ci się raz czy dwa wykraść z własnej sypialni tylko po to, aby przyciąć kilka gałązek, wyrwać parę chwastów... Niby nie było w tym nic nadzwyczajnego – mimo to sprawiało Ci to radość, o której wiedziało niewiele osób, zaledwie garstka wybranych jednostek. To właśnie z nimi spędzałeś najwięcej czasu – na dzieleniu się wspólnymi przemyśleniami, prowadzeniu długich rozmów oraz czytaniu przepięknych poematów. Pamiętasz jeszcze któryś z nich?
Odmówić damie na bankiecie nie wypadało - co innego, gdy ona sama prosiła Cię do tańca dopiero w drugiej kolejności. Wystarczyło wówczas krótkie porozumiewawcze spojrzenie, aby wspólnie z Weiem opuścić główną komnatę w prawdziwie angielskim stylu. Parę kroków i gotowe – obaj zagościli na zewnątrz - na jednym z dwóch przestronnych balkonów - z dala od tłumów, hałasu i ciekawskich oczu, które co ruch taksowały nowoprzybyłe nabytki. Dodatkowy komfort miały zapewnić ciężkie kotary - być może nie było to zbyt subtelne zagranie, ale za to skuteczne, bo poprzez zasłonięcie nimi okiennic jeszcze przed wyjściem, oba wampiry zyskały kapkę więcej prywatności.
- Teraz nikt nie powinien nam przeszkodzić. - najgorzej było zacząć. Ktoś to musiał zrobić - w tym wypadku zaszczyt przypadł Tobie. Choć odziany byłeś w piękne szaty, dodatki i makijaż, nie śmiałeś unieść i utrzymać spojrzenia na oczach własnego syna. Jego aura przyćmiewała Twoją - na wierzch wychodził wstyd. Nie tak powinien zachowywać się ojciec – ignorancja, ułuda - przyznaj to w końcu - telepał Tobą strach.
- Jak... Minęła Twoja podróż? - gula w gardle coraz bardziej przeszkadzała Ci mówieniu. Nie, to nie tak, że wtedy w środku zignorowałeś specyficzny charakter spojrzenia. Zapamiętałeś go aż za dobrze i odczytałeś nazbyt wiele. W napiętym ciele i dudniącym sercu czułeś narastający trud nadchodzącej rozmowy. Była Ci niczym burza, która miała się dopiero rozpętać. Z drugiej strony nie było sensu dłużej tego odwlekać - nerwowy chód i próba ukrycia lica za wachlarzem także nie miały prawa bytu.
Wiatr zatrzymał się więc i schował elegancki dodatek z powrotem w szeroki rękaw szaty, ostatecznie opierając się plecami o kamienną balustradę. Odwagi, by spojrzeć wciąż, nie miał, ale zachowując resztki godności nie odwrócił się do Weia plecami – nie do niego.
@Wei Liu
_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!