6 X 2022 Musimy porozmawiać o Thomasie

+5
Eideard Adair
Egon Cadieux
Nasir Al Rasheed
Tahira
Marigold Dossett
9 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
6 października 2022 roku
ok. północy

     Do wszystkich noc wcześniej dotarł krótki sms od Tahiry, o tym, że muszą się spotkać u Nasira i Raisy w sprawie Thomasa dnia następnego. Można było zgodnie uznać, że odnoga Adonisa, przyzwyczajona, że ludzie są ich posiłkiem oraz sługami, w najlepszym wypadku jest niezadowolona z polityki głowy rodu Scaletta oraz obrazy, jaką stanowił dla nich ten przedstawiciel. Nawet nie wampir.
     Człowiek.
     Sahak Darbinyan, najstarszy z dzieci Adonisa, zaparkował swoją bardzo niewyróżniającą się Toyotę Corollę w brzydkim, szarym kolorze na wolnym miejscu, parkując nieco krzywo na wolnym miejscu. Otulony ciepło wełnianym szalikiem i płaszczem do połowy łydki, w końcu noce nie były już najcieplejsze, a ich umiejętność dana z łaski Theotokos, chociaż pozwalała na skuteczne udawanie człowieka, uwrażliwiała nieco na zimno.
     Przeszedł obok portiera, witając się skinieniem głowy z osobą tam pracującą, nie zadając sobie trudu nawet, aby zapamiętać, czy to kobieta, czy mężczyzna, przeszedł do windy i dostał się na piętro, na którym znajdowało się lokum jego rodzeństwa. Windy były jednymi z lepszych wynalazków tych czasów. Z typową dla siebie, zblazowaną miną, poczekał, aż drzwi się otworzą, dziękując Theotokos, że w tej windzie nie było żadnych melodyjek. Jego zdaniem nie było gorszego wynalazku, niż to. Poza ekranami dotykowymi.
     Drzwi się otworzyły, a on znalazł się w absolutnie paskudnym mieszkaniu, ale zawsze było lepsze, niż jeszcze okropniejszy dom Scalettów, który wyglądał jak tani hotel, który chce podnieść ceny i złapać dodatkową gwiazdkę, prósząc na wszystko złotym pyłkiem i tandetnym lastryko, udającym marmur. Tutaj, chociaż drewno było drewnem, a i widok zza okna całkiem przyjemny.
     Przyjechał sam, bowiem wcześniej załatwiał sprawy w księgowości, tej całkiem ludzkiej, korzystając, że w październiku było już wcześnie ciemno i można było załatwić wiele spraw, bez naciągania i irytowania swoich nieświadomych niczego, ale dobrych pracowników. Niektórych ze świecą szukać, szkoda zjadać.
     — Pokój temu domowi! — przywitał się po swojemu, ze śpiewnym, armeńskim akcentem.
     Jak zwykle wyglądał jak ksiądz. Cały w kirze, z koszulą ze stójką wetkniętą w spodnie wizytowe. Broda tylko dodawała mu wieku oraz powagi, wraz z nieco pogardliwym spojrzeniem na wszystkich. Sakah bardzo mało się uśmiechał, a jeśli już, to tak nikle, że ledwie było to widoczne pośród jego gęstego zarostu, naznaczonego srebrem. Został przemieniony jako dojrzały mężczyzna, w przeciwieństwie do większości swojego rodzeństwa.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Raisa Litauer

Raisa Litauer
Liczba postów : 49
Podobno lubiło się robić to, w czym jest się dobrym, nic dziwnego więc, że Raisa z dużym zamiłowaniem podchodziła do goszczenia towarzyskich spotkań. Była naprawdę dobrą gospodynią, przygotowując wobec wizyt każdy najmniejszy szczegół, począwszy od wystroju wnętrz, porządku, przez potencjalne atrakcje oraz serwowane specjały. Czerpała satysfakcje z uśmiechów malujących się na twarzach, zadowolonych pomruków, pełnych uznania słów - dawało jej to zadowolenie, które porównać można było z dumą hodowcy zdolnego dopasować warunki bytowania do potrzeb swej trzody, która miała zapewnić mu godne bytowanie.
Z rodziną było nieco inaczej. Rodzina miała znaczenie znacznie większe niż wszyscy ci postronni idioci tańczący na sznurkach pod gwieździstym niebem nocy. Wywodzili się od jednego, jakkolwiek niedoskonałego, punktu w społeczności nieśmiertelnych i tworzyli własną sieć, gotową zacisnąć się niby garota na szyi kogokolwiek im zagrażającego lub też otulić tych z nich, którzy potrzebowali akurat otuchy. Raisa rzecz jasna preferowała tę pierwszą z aktywności, jednak dla potrzeb chwili gotowa była przywdziać sympatyczną maskę zgodną z konwenansami przypisywanymi pięknej płci. Potrafiła się uśmiechać, potrafiła tulić do piersi i słuchać problemów, by przez chłodną kalkulację wypracować ich rozwiązania. Dla tego ostatniego spodziewała się, że widzą się tej nocy, nic bowiem tak skutecznie nie spędzało ich pod jeden dach jak komplikacje, którym wspólnymi siłami musieli zaradzić.
Trudno było powiedzieć skąd wiedziała, że ich najstarszy brat ma stanąć w progu, nie dał wszak żadnego znaku a jednak w momencie otworzenia drzwi Sahak dostrzec mógł już kobiecą sylwetkę stojącą w korytarzu prowadzącym wgłąb mieszkania. Raisa ubrana była w "małą czarną" w stylu minionej epoki, przez co nawet prosty design opinający ciasno sylwetkę zyskiwał na elegancji. A jakby tego było mało szyję oraz ramiona okalało jakieś 15 sznurów pereł, uformowanych z pyszniący się bielą kołnierz - z tego samego materiału wykonane zostały kolczyki o prostej formie pojedynczej białej perły. Nic krzykliwego, ale jednocześnie jasno podkreślającego jej status społeczny i wpisującego się w elegancki wizerunek, jaki kreaowała. Ciemne włosy pozostawały połowicznie upięte, z tylko kilkoma luźnymi kosmykami spadającymi na jedno z ramion.
- Bracie - przywitała go lakonicznie, brzmiąc jak rodowita francuska ucieszona na widok dawno niewidzianego bliskiego. W rzeczywistości będąc na stałe w jednym mieście widywali się dość często, zwłaszcza gdy mierzyć miarą żyjących wieki nieśmiertelnych. Co do zaś bycia bliskimi to o dziwo miało nawet więcej niż ziarno prawdy, pierwotne nieporozumienia bowiem w większości pozostały za nimi a w innych aspektach zgodzili się niezgadzać.
Zbliżając się ku niemu ciągnęła za sobą kwiatową woń perfum, kiedy jednak przelotnie otoczyła go na powitanie ramionami mógł wyczuć coś jeszcze - zapach wilgotnej ziemi. Była to ledwo wyczuwalna nuta, stanowiąca pamiątkę jednej z nielicznych aktywności, które Raisa podejmowała dla własnej przyjemności i zrelaksowania, a która nie obejmowała zaangażowania innych osób. Pielęgnowanie zimowego ogrodu stanowiącego taras mieszkania zawsze wprawiało ją w doskonały nastrój, cokolwiek więc miało zajść na rozmowie przynajmniej nie zastałoby jej pełnej frustracji czy innych napięć.
Po trwającym ułamek sekundy uścisku odsunęła się od niego, przyglądając z dużą intensywnością i w pełni skupienia.
- Nie myślałeś by skorzystać z barberskich usług? - zapytała niby niewinnie, utkwiwszy oczy w jego zaroście.

Leticia Torres

Leticia Torres
Liczba postów : 57
Pomimo powszechnego zainteresowania tym co ludzkie, Leticia potrafiła wykazywać wręcz porażającą ignorancję w tym temacie. Śledziła trendy technologiczne, była na bieżąco z większością newsów i trendów, ale w tym czasie zapominała przedłużać umowy albo płacić rachunki, przez co kończyła nagle w ciemności, do której może i była przyzwyczajona jako istota nocy, jednak taki stan rzeczy był wciąż uciążliwy. Chociaż w głębi duszy sama zastanawiała się czy była to jedynie zwykła nieudolność, czy może raczej podświadome działanie skoro ostatnimi czasy aż zbyt długo siedziała sama w czterech ścianach…

Ale nie ma tego złego, bo wiadomość o spotkaniu zastała ją, kiedy akurat pakowała manatki do walizki. Co prawda, spotkanie miało odbyć się dopiero nazajutrz, ale to w sam raz, żeby jeszcze skoczyć tej nocy na jakieś jedzonko. W dzień spotkania, może nawet chwilę przed czasem, zajechała przed dom starszego rodzeństwa swym ukochanym niebieskim Lamborghini Aventadorem i wytoczyła się z niego z całą masą tobołków. Nie dość, że z jednej strony ciągnęła za sobą walizkę, na drugim ramieniu trzymała torbę podróżną, to jeszcze w dłoni niosła wino - Marques de Poley Seleccion 1951. W końcu nie wpadnie w gości z pustymi rękami.

- Pomogłaby mi pani? Na ostatnie. – poprosiła recepcjonistkę uśmiechając się promiennie wchodząc do windy i stawiając ją raczej przed faktem dokonanym. Wyglądała przy tym niczym typowa panieneczka z bogatymi rodzicami, ubrana w modny kostium Chanel, szpilki Jimmy Choo, sznur pereł i złotych koralików różnej wielkości, złote kolczyki w kształcie kół i złote pierścionki różnej maści na prawie każdym palcu. Do tego krwistoczerwone usta i nie wiedzieć czemu okulary przeciwsłoneczne na nosie.

- Dzień dobry! – zakrzyknęła od wejścia przepychając się do środka. – Odcięli mi prąd. – dodała jedynie, jakby to wyjaśniało cały bagaż, który zabrała ze sobą. – Pomożecie mi? – kontynuowała praktycznie wpychając graty w ręce Sahaka, żeby móc w spokoju podejść do siostry i wręczyć jej wino. – Mogę zostać, prawda? Dziękuję! – rzuciła jednym ciągiem przytulając siostrę, doskonale już wiedząc, że ta się zgodzi. W końcu tego typu sytuacje zdarzały się notorycznie, więc była to już jakaś ich rutyna.

Praktycznie od razu skierowała się do salonu, jedynie zahaczając po drodze, żeby zgarnąć kieliszki i przenieść je do stolika kawowego, zanim sama na nim zaległa. Nie potrzebowała dużo czasu, żeby zaaklimatyzować się w nowym miejscu i czuć się jak u siebie.  

- Musimy czekać na resztę czy możemy już się obsłużyć? – zapytała z udawaną udręką, świadoma ile może im zająć czekanie na resztę rodziny.

Marigold Dossett

Marigold Dossett
Liczba postów : 96
Te kilka dni, przed rodzinnym spotkaniem, spędziła bardzo aktywnie, znajdując sobie nową, małą obsesję w postaci ludzkiego mężczyzny. Niecały tydzień temu, w barze, spotkała profesora, który na paryskim uniwersytecie wykładał teologię. Usłyszawszy jego krótką, acz bardzo zaognioną konwersację z barmanem od razu skupiła na nim całą swoją uwagę. Tłumaczył on dylemat Eutyfrona ateiście. Marie natychmiastowo przysiadła się do nich z oczami, które świeciły zainteresowaniem. Profesor miał bardzo przyjemny dla ucha głos oraz nie był szpetny, ba, wydał się niezwykle atrakcyjny, kiedy rozprawiał na temat roli i natury Boga. Wampirzyca poczuła charakterystyczne uczucie w brzuchu; usilnie wmawiała sobie, że nie jest to głód, a motyle.
Następne spotkania również odbywały się pod osłoną nocy, lecz wszystkie w jego apartamencie. Wszelkie pytania na swój temat zbywała jakimiś ckliwymi historyjkami o zaborczej, chorej matce lub bajeczkami o tym, że musi całe dnie pracować. W związku z tym, pozostały im późne wieczory, jakie spędzali na wielogodzinnych rozmowach oraz piciu wina. Marigold chciała podtrzymać tę fantazję jak najdłużej; znów czuła się niczym zakochana nastolatka. Grała rolę, którą jej przypisał –  tajemniczej nieznajomej, pojawiającej się w nocy; straszliwie zainteresowanej każdym podjętym przez niego tematem. Mężczyzna był zadowolony, a ona cieszyła się z nowej, ekscytującej relacji.
Tego dnia nie mogła do niego iść z powodu rodzinnego zebrania, w którym niezbyt chciała uczestniczyć. Wolała towarzystwo oczytanego, bogobojnego człowieka. Jednakże od jakiegoś czasu, i to niekrótkiego, mieszkała w domu Stwórczyni. Głównym powodem był oczywiście brak jakiegokolwiek lokum na własność. Nie prowadziła, jak większość rodziny, żadnego biznesu. Nie chciała też okradać ludzi ani manipulować nimi, by spełniali wszystkie jej zachcianki. Mieszkała pod dachem Raisy i nie zamierzała znowuż podpaść. Nie w momencie, kiedy trzymała blisko martwego serca nowe źródło radości.
Usłyszawszy obce głosy, bardzo szybko zjawiła się w salonie. Miała na sobie przydużą męską koszulę, należącą do nowopoznanego profesora, którą bezwstydnie pewnej nocy pożyczyła. Śmierdziała człowiekiem i mocnymi, męskimi perfumami. Kiedy nie była z nim, lubiła nosić jego ubrania. Do tego dobrała jedną ze swoich długich, czarnych spódnic, kończącą się nieco przed kostkami.* Końcówki włosów miała spuszone przez to, że  na nich leżała. – Witajcie – powiedziała swoim niegłośnym tonem, który bardzo łatwo znikał w towarzystwie innych dźwięków.
Wpierw podeszła do ciotki. Pocałowała jej policzek, komplementując szeptem jak wygląda. Zawsze potrafiła wpisać się w aktualne trendy. Niemniej jednak, gdyby Marie wiedziała, ile pieniędzy kosztował biały komplet, zapewne tak ochoczo nie podarowałaby Torres miłych słów. Następnie pokierowała się w stronę wujka, którego przywitała tak samo jak ciotkę. Przyglądała mu się chwilę. – Bardzo do twarzy ci z brodą.
Na koniec stanęła obok Raisy. Przy swojej Matce wyglądała jak wyblakła, rozpadająca się rudera, próbująca konkurować z willą z freskiem Caravaggia. Ewentualne podobieństwo między nimi było znikome lub może nawet nieistniejące. Marigold zerknęła na perły, które otulały szyję Stwórczyni, a potem przewróciła oczami. Cisnął się na usta komentarz, dotyczący tejże niepotrzebnej i przesadzonej ozdoby, jaka równie dobrze mogłaby zostać sprzedana, by następnie sumę z niej przeznaczyć na coś z rzeczywistą wartością. Jak pomoc, nie pokaz. Oczywiście nic nie powiedziała, od jakiegoś czasu zauważyła, iż wszystkim się żyje przyjemniej, gdy trzyma te błyskotliwe komentarze dla siebie.

*jak mniej więcej wyglądało ubranie Marigold na spotkaniu

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Stukot jej wysokich obcasów stapiał się z ulicą, gdy raźnym krokiem maszerowała w ten już całkiem chłodny październikowy wieczór. Dochodziła północ, a ona ćmiła papierosa zatkniętego w długiej czarnej cygarniczce rozważając smak, lekko rozwodniony, słodkawy smak pokolenia płatków śniegu, jednocześnie pełnego energii i apatii, samouwielbienia i uwrażliwienia na świat, takie pyskate, takie wrażliwe na krytykę... Rozsmakowała się w tej krwi, a przed spotkaniem z familią potrzebowała dostatecznie dużo sił i sytości, dostatecznie dużo przyjemnego beaujolais primeur ludzkiego gatunku, by nie dać się wyprowadzić z równowagi. To nie było tak, że nie lubiła tych spotkań, barwnych ptaków łopoczących skrzydłami pośród marmurów, z którymi przeplatały się jej losy jak w wielkiej makramie, wiązanej już kolejne stulecie. Odkąd mieszkali wszyscy razem w Paryżu niosło to swoje plusy i minusy. Czas względnego pokoju sprzyjał spotkaniom jak nigdy, a Tahira cały czas nie mogła się oswoić z myślą, że tak jak kiedyś, mieszkała ze swoim ojcem. Może powinna iść drogą swojej siostry Halide i znaleźć sobie jakiegoś męża, czy chociażby stałego partnera? Wspomnienia, marzenia, pragnienia ofiar były czasem zbyt głośne, albo wręcz przeciwnie, jak szepty mieszały się z własnymi. Może, zamiast myśleć o małżeństwie, po prostu zacznie pić syntetyki? Ta myśl domknęła czas palącej się bibułki, przed drzwiami apartamentowca. Pstryknęła rurką na ulicę niedbale i wziąwszy głęboki oddech, weszła do środka.

Gdy dotarła na górę, rozciągnęła twarz w szerokim uśmiechu.
– Rodzina... – słowo ześlizgnęło się przez wargi, gdy zobaczyła ciocie i sflaczałą Marigold. I ojca oczywiście, ale jego widziała i przed wyjściem na łowy, więc już szczęśliwie nie robiło to na niej takiego wrażenia. Wsadziła ręce do kieszeni krótkich szarych szortów od kompletu do marynarki z dość szeroko rozstawionymi barkami. Spod dopasowanej kolorystycznie apaszki widać było czarny luźny t-shirt z szarym, minimalistycznym symbolem przedstawiającym orła. Jej sięgające uda kozaki połyskiwały w sztucznym świetle, podobnie jak kolczyki z białego złota. – Gdzie wujek? Gdzie chłopacy? Wiadomość powinna dotrzeć do wszystkich... – rozejrzała się z powątpiewaniem po okolicy, podchodząc do grupki, by złożyć na policzkach kobiet powitalne pocałunki.

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Nasir Al Rasheed

Nasir Al Rasheed
Liczba postów : 17
Fascynująca istota...
    Już ponad dwa wieki zajmowało mu, by odkryć jej sekret. Jak to jest, że jedno i to samo ciało, możliwe że i jedna dusza, czy jakkolwiek by tego nie ujmować – jestestwo – potrafi z jednej strony prezentować naturę bezwzględną i przerażającą, wykalkulowaną i gotową siać niemy terror w szeregach swoich wrogów, a jednocześnie skrywać w sobie tyle cech tak gładkich, to jest, jak by to, delikatnych i na pewno niekojarzonych z torturami czy zbrodniami przeciwko ludzkości? Jakim cudem te same dłonie potrafiłyby wyrwać bijące serce z ludzkiej piersi z precyzją taka samą, z jaką poprawiały patologicznie schludnie i prosto ustawioną zastawę bądź też nieprzyzwoicie doskonale uprasowane firany? Zęby, które jeszcze kilka godzin wcześniej niemal toczyły krew z jego nieosłoniętego ciała, teraz jawiły się niby błyszczące perły zdobiące niemalże niewinny uśmiech.
    Jeżeli nikt nie zjawiłby się w ciągu najbliższych dziesięciu minut, wtedy istniałoby wysokie prawdopodobieństwo, że się spóźnią, a im wystarczyłaby niecała godzinka, by...
    – Pokój temu domowi!
    Nasir westchnął ciężko i wywrócił oczyma. Stojąc oko w oko ze swoim lustrzanym odbiciem, zacisnął poprawił mankiety koszuli, otaksował naprędce jeszcze, już po raz ostatni, obie strony swojej twarzy i skierował się ku schodom.
    – Wa ʿalaykumu s-salam, bracie – powietrze w pomieszczeniu rozrzedził nieco mocny baryton, wyprzedzający nieco samego mówcę, przemieszczającego się po schodach łączących parter pomieszczenia z antresolą.
    Nasir ubrany był w proste czarne spodnie garniturowe (na wszystkie świętości, jak on się nabiegał, żeby kolor był idealny względem tego, który właśnie miała na sobie jego Chérie!). Do tego prosta biała koszula z mankietami zdobionymi perłowymi spinkami – do kompletu z naszyjnikami Raisy; na koszuli z kolei spoczywała czarna kamizelka garniturowa w europejskim, półformalnym kroju, przyozdobiona ornamentami i aplikacjami kojarzonymi z szeroko pojętym Bliskim Wschodem. Dał sobie nawet potraktować włosy na głowie najpierw lokówką, a potem masą specyfików utrwalających – Raisa po wielokroć delikatnie insynuowała, jak bardzo podobają się jej jego naturalne loki i jak bardzo powinien zacząć wreszcie o nie dbać tak, jak należy dbać o naturalnie kręcone włosy. Mimo wszystko, Nasir miał jakieś takie nieodparte wrażenie, że nawet jeśli by tym razem odmówił, lokówka znalazłaby się z całą pewnością w jego...
    Gdy już w końcu dotarł do Sahaka – a zajęło to mniej niż kilka sekund – powitał najstarszego z nich wszystkich ucałowaniem powietrza w okolicach jego ucha, to jednego, to drugiego, na modłę ni to francuską, ni to bliskowschodnią – ot. Do nozdrzy Darbinyana za to uderzyć mógł nienarzucająca się, ziemno-korzenna woń.
    – Tahiro – skinął nowoprzybyłej kobiecie i już rozchylał wargi, by jakimś zgrabnie dobranym słowem przypieczętować wymianę uprzejmości, lecz spełzło to na niczym, gdy się dowiedział, że właśnie mimowolnie dorobił się współlokatorki.
    – Leticia – kącik jego ust ledwo drgnął, gdy zbliżał się do twarzy swej siostry, by z nią już przywitać się dwoma pocałunkami jasno nakreślonymi przez paryskie standardy. – Oczywiście jesteś tu zawsze mile widziana – prędkie spojrzenie kontrolne w kierunku Raisy – aczkolwiek nie próbowałaś może od opłacenia rachunków? – jego brew drgnęła, a w oczach zawirowały ogniki, rozświetlając nieco zastaną maskę, którą przywdziewał na spotkania tego typu.
    – Eideard może się spóźnić, ma dziś skończyć dokumentację do umów, jakie będziemy wznawiać w tym tygodniu – nie wiadomo skąd w jego dłoni znalazł się kryształowy kieliszek, którym wskazywał gościom kierunek, w który mają się udać.
    Sam stał zaś po lewicy Raisy, obejmując ją w pasie wolną ręką; jego nozdrza drgnęły niemal niezauważalnie.
    Stąd dużo lepiej było czuć zapach jej włosów...

Egon Cadieux

Egon Cadieux
Skrót statystyk : S: 1/5
SPT: 5/5
PRC: 2/5
OP: 1/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktor
— Kontra
— Pamięć ejdetyczna
— Odczytywanie wspomnień z krwi

MUTACJE NEGATYWNE
— Alergik [skorupiaki, -1 PRC]
— Alergik [kiwi, -1 PRC]
— Nerwus [-2 OP]
— Nosiciel

MUTACJE POZYTYWNE
— Predator [+1 PRC]
— Dobre uzębienie
— Farciarz
Liczba postów : 901
Oczywiście, że odebrał sms’a od Tahiry, mówiącego o tym, że mają się spotkać. Egon odczytał wiadomość i odrzucił telefon gdzieś na bok, chwilowo bardziej zajęty zabawą na swoim laptopie. Cadieux nie był zbyt lotny jeśli chodzi o technologię, ale potrafił zrobić tyle co przeciętny dziesięciolatek, na przykład podejrzeć siostrze hasło, żeby włamać się na jej komputer i narobić syfu, ściągnąć jakąś gierkę z dziwnego źródła i zawirusować sobie sprzęt, takie rzeczy. Ostatnio, że nie miał zbyt wiele do roboty, wszyscy byli wyjątkowo grzeczni to łupał sobie w jakąś Fifę czy GTA, przy okazji wściekając się na współgraczy. Cud, że laptop nie wyleciał jeszcze za okno.
Nic dziwnego, że następnego dnia, kiedy kontynuował swoją rozrywkę dosyć późno zorientował się, że… miał się spotkać z resztą rodzinki. Ot meczyk trwał trochę dłużej niż się spodziewał. Kiedy tylko skończył pospiesznie zebrał się do wyjścia uznając, że ciepła bluza w zupełności mu wystarczy. Poza tym nie stroił się zbytnio. Wyszedł tak jak stał. Szare jeansy, żółte najeczki, biały T-shirt i oczywiście żółto, szaro, czarna bluza żółto, szaro, czarna bluza . Jego ulubiona ostatnimi czasy ku utrapieniu jego kochanej siostrzyczki Letici. Jeśli kiedyś ten kawałek odzieży zniknie w niewyjaśnionych okolicznościach to będzie wiedział czyja to sprawka. Po bluzą zaś z przyzwyczajenia chyba schował swoją ulubioną Berettę 92. Jakoś tak było mu nieswojo jak nie czuł jej ciężaru.
Pożałował swojej decyzji ubiorowej w momencie kiedy ruszył spod rezydencji Scaletta na swoim motocyklu. Trochę piździło. Nawet więcej niż trochę. Dobrze, że wziął ze sobą rękawiczki motocyklowe, przynajmniej nie było ryzyka, że przymarznie do kierownicy. Niby mógł się wrócić po kurtkę, ale wtedy straciłby czas, którego i tak nie miał zbyt wiele. W najlepszym wypadku miał szansę być „na styk”. I to tylko jeśli trafi mu się zielona fala i zignoruje kilka przepisów ruchu drogowego.
Zaparkował tuż przy Toyocie starszego brata. Po raz kolejny zastanawiając się jak on może jeździć takim nudnym jeździdełkiem. Aventadora siostry nie dało się nie zauważyć. Nawet uśmiechnął się lekko na myśl o tym, że już za chwilę ją zobaczy. Zdecydowanie za długo się nie widzieli, chociaż Leticia mogła uważać całkowicie inaczej.
Przez chwilę mocował się ze swoim kaskiem. Słowo honoru musi sobie chyba kupić inny, bo za każdym razem miał wrażenie, że mu urwie ten głupi łeb. Po czym przemknął wręcz przez hol, zmuszony zatrzymać się przy windzie. Mógł przysiąc, że za każdym razem kiedy tu był musiał czekać, aż ta zjedzie na dół. Zdecydowanie ten mechanizm coś do niego miał. Nie wpadło mu do głowy, że tym razem to może dlatego, że część familii zdążyła się już przed nim pojawić i jechali w górę. Detal.
Egon jak to miał w swoim zwyczaju wszedł z rozmachem. Dobrze, że pamiętał o użyciu takiego drobiazgu jak klamka.
-Cześć!- rzucił ogólnie do zebranych. Swój kask rzucił gdzieś w kąt, potem na pewno będzie go szukać. Nic nowego. Na razie jednak nie miał czasu na powitania i uprzejmości, albowiem miał jeden konkretny cel. Miał zamiar przejść gdzieś w głąb mieszkania w poszukiwaniu kocyka, kiedy jego wzrok padł na trzymany w rękach najstarszego brata płaszcz. Doskonale.
-Pożycz!- powiedział i nie czekając na odpowiedź wysupłał z rąk starszego wampira rzeczone odzienie. Biorąc zaś pod uwagę, że Sahak był od niego większy, owinął się nim prawie jak szlafrokiem. Cel przynajmniej został osiągnięty, bo po krótkiej chwili Egon poczuł jak robi mu się cieplej. Nawet z wrażenia wydał z siebie dźwięk mający oznaczać pomruk zadowolenia. Jeszcze parę minut i będzie mógł żyć.
-Ty, wzięli Cię wyeksmitowali w końcu, czy naczytałaś się o pozytywnych aspektach koczowniczego trybu życia?- zapytał Leticię kiedy zobaczył jej walizki. Wiadomo, te przytyki to tak z miłości do siostrzyczki.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Eideard Adair

Eideard Adair
Liczba postów : 6
CHOLERNE UMOWY!!! – wykrzyczał Eideard. Granice cierpliwości były powoli przekraczane, albowiem był to kolejny dzień pośród umów, faktur, druczków. Momentami, Eideard miał samemu ochotę wskoczyć do niszczarki papieru, zamiast wkładać tam kolejną lewą fakturę. Przez cały zamęt związany z papierologią był już znacznie spóźniony na rodzinne spotkanie. Co prawda, notorycznie zdarzało mu się zafiksować na jednej rzeczy i nie odszedł od niej, dopóki jej nie skończył. Porządek w dokumentach był jednak najważniejszy. Trzeba było przygotować umowy  handlowe, umowy najmów, przygotować faktury sprzedaży i kupna. Cały dzień nie można było się dodzwonić do tej pieprzonej hurtowni. Eideard spojrzał na zegarek.
Jak zwykle – powiedział bez widocznego zaskoczenia. – znowu jestem spóźniony.
Zabrał swój kaszmirowy, czarny płaszcz z wieszaka i wyszedł z biura. Był ubrany w lnianą brązową koszulę i czarne wełniane spodnie z wysokim stanem.  Pomimo spóźnienia, stwierdził, że świetnym pomysłem będzie spacer wzdłuż Sekwany. Niczego tak nie lubił jak powietrza z tej zatęchłej rzeki. Sekwana nocą była dzisiaj wyjątkowo ładna. Taka piękna pogoda nieubłaganie kusiła, żeby zatrzymać się na szybką przekąskę. Eideard po dłuższym namyśle oraz kilkukrotnym zawracaniu zrezygnował. Był już i tak spóźniony oraz nie chciał się brudzić czymś innym niż atramentem. Eideard oprócz używania komputera do dokumentacji, miał w zwyczaju prowadzić notatki ręcznie.
W końcu dotarł na miejsce. Zawsze czuł się w takich dużych miejscach trochę przytłoczony, zbyt duże, zbyt jasne, za bardzo betonowe. Wolałby się spotkać z nimi wszystkimi na zewnątrz. Po przywitaniu się z portierem i krótkiej pogawędce udał się w stronę windy. Po kilkunastu przyciśnięciach przycisku i próbach otwarcia drzwi zdał sobie sprawę co będzie go czekać. Schody.
WEJŚĆ TUTAJ DO WAS NA TO OSTATNIE PIĘTRO – wysapał Eideard. Po chwili, ciszy i uspokajania oddechu, zmienił nieco ton.
Witajcie. Przepraszam za to spóźnienie, można powiedzieć, że utonąłem w obowiązkach –  mówiąc to, skierował się w stronę barku w poszukiwaniu szkockiej.

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
     W przeciwieństwie do swojego rodzeństwa Sahak w życiu codziennym, poza faktem, że nosił jedynie kir, nie ubierał się jak reszta. Jego ubrania nie były spektakularne ani nie robiły wrażenia. Przynajmniej jednak nie chodził w kapłańskiej riasie, która powodowała, że przypominał bardziej stojącą w drzwiach bukę niż wampira. Nawet nie zdążły zaprotestować, gdy jego płaszcz zniknął w rękach najmłodszego brata.
     Wywrócił oczami na zachowanie Letti, pominął komentarz o brodzie. Tak było zawsze, gdy się ogolił, śmiali się z jego gładkich policzków, gdy zapuścił brodę, narzekali, że ta istnieje. Dostosowywał się do panujących trendów na tyle, ile się dało, biorąc pod uwagę jego dość skostniały tryb życia. Z tego co słyszał, broda wróciła do łask, nie wiedział więc, o co im chodzi.      Tak samo, jak tylko unosił krzaczaste brwi na żarty z kozami.
     Lubił kozy, rzeczywiście, za życia spędził z nimi więcej czasu niż z ludźmi, pasąc je i opiekując się nimi w klasztorze. Jego barki w większości były wyrzeźbione przez zmaganie się z upartymi gnidami i noszenie ich na ramionach, gdy któraś złamała nogę. Nie zamierzał jednak o tym opowiadać im, mieliby dodatkową pożywkę.
     — Theotokos, daj mi cierpliwość — sapnął pod nosem do siebie, odstawił torby Letti na bok, nie obchodziło go, co się z nimi stanie. Trochę pokory by jej nie zaszkodziło, ale co z tego, jeśli je straci, skoro za chwilę kupi sobie nowe. Po powitaniach usiadł na jednym z foteli, krzyżując nogi w kostkach i podwijając nieco pod fotel, jakby próbował stać się mniejszy.
     — Tahira, notuj — podniósł głos, wyuczony do dobrej emisji podczas pieśni i kazań. — Musimy omówić kwestię przyjęcia oraz Thomasa. Od czego… — zawiesił głos — Gdzie Halide?
     Najpierw obowiązki, później zabawa, nawet jeśli większość najwyraźniej uważała inaczej.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Raisa Litauer

Raisa Litauer
Liczba postów : 49
Zaczęło się i krewni niby fala powodziowa poczęli wdzierać się do ich prywatnego zakątka raju. Raisa jeszcze ostatni raz poprawiła włosy, nim przystąpiła do witania oraz podejmowania rozmów z kolejnymi szczęśliwcami reprezentującymi miano Scaletta.
- Oh nie, jak mogli - skwitowała z udawanym oburzeniem słowa Letici w których zdawało się brakować faktycznego winowajcy. Wszak żaden dostawca nie odcinał swoich klientów, jeśli rzeczywiście wywiązywali się ze swojej części umowu. - Oczywiście, udostępnimy na twoje potrzeby gościnną sypialnię. Obawiam się, że kanapa już została przejęta. - stwierdziła, nie patrząc nawet na dołączającą do nich winną podobnemu stanowi rzeczy Marigold. Już ponad półtora wieku pozwalała swojemu dziecku czynić zgodnie z własną wolą, w granicach obowiązujących ich praw oraz podstaw dobrych manier ich społeczności. Był to zdecydowanie największy test cierpliwości brunetki, która i tak regulanie podkopywana była przez resztę jej otoczenia.
Raisa coraz mocniej zastanawiała się, czy nie powinni byli po prostu porozmawiać z zarządcą budynku, by część z mieszkań czekała na podobne sytuacje, witając wobec kolejnej porażki jej bliskich. Z drugiej strony jednak nie była wyznawczynią metody, w której należało za każdym razem szykować poduszkę dla upadających osób, pozwalając im choć trochę poobijać się, z nadzieją na wyciągnięcie z tego jakiejś lekcji. Niestety chyba zarówno jej siostra, jak i córka bardzo opornie podchodziły do podobnych nauk. Raisa obwiniała za to krew ich ojca - on też nie był nigdy szczególnie bystry w tych aspektach, preferując metodę nazywaną przez dzisiejszą młodzież cudownym określeniem "YOLO".
- Dajmy im czas Tahiro. Z pewnością spieszą tu jak mogą, ale Paryż po zmroku bywa kapryśny - odezwała się, witając ze swoją bratanicą, wciąż otoczoną zapachem niedawno skończonego papierosa. - Z pewnością wybaczą nam jeśli zaczniemy powoli bez nich, częstujcie się proszę. - ręką wykonała gest w kierunku salonowego stołu, suto zastawionego wedle znanych jej całkiem dobrze preferencji gości oraz obecnych trendów salonowych.
Opierając się lekko o Nasira skorzystała z zyskanej bliskości by wsunąć mu dłoń do tylnej kieszeni spodni, celowo pozwalając paznokciom nacisnąć w drodze na skryte pod materiałem ciało. Gdyby nie obecna sytuacja zapewne palce wsuwałyby się pod tą tkaninę, jako preludium do jednej z ich ulubionych aktywności, teraz jednak należało się ograniczyć na rzecz komfortu ich krewnych. Mogła więc jedynie cieszyć się ciepłem mężczyzny, napełniać płuca otaczającym go zapachem a w chwili, gdy goście choć odrobinę mocniej zajęli się rozmową oraz oryginalnym zachowaniem Egona posłać mu jakże rzadki dla niej szczery uśmiech.
- Egonie, mój drogi, czy zabrakło ci budżetu na jesienne ubranie? - zapytała dość niewinnie, gotowa choćby w tym momencie wypisać czek mający pozwolić na przyszłość uniknąć podobnych sytuacji. Może powinna też zadbać, by miał co założyć na przyjęcie. Nie chciałaby być zmuszona naprędce szukać przymałego garnituru Nasira by wcisnąć w niego brata, jeśli ten przyszedłby w bluzie…
Ostatniemu z dołączających w tym momencie do zbiorowiska Eideardowi posłała nieco rozbawione spojrzenie, witając się z nim. Kusiło by następnym razem zupełnie wyłączyć windę z obiegu i zobaczyć reakcje całej familii… Sama idea zdawała się nieco poprawić jej humor a przecież właśnie przechodzili do konkretów!
- Może niech ktoś do niej przedzwoni? - zaproponowała, przesuwając spojrzenie, by w końcu z niemym "przydaj się na coś" utkwić je w Marigold. - A ty kontynuuj proszę, bo Thomas zdąży zejść z tego świata zanim podejmiemy jakieś działania.
Czasem miała wrażenie, że ich rodzaj trochę za mocno odcinał się od rzeczywistości, niezauważając jak błyskawicznie zmieniała się ona w XXI wieku. Zwłaszcza tyczyło się to tych bardziej wiekowych wampirów, do których wraz z najstarszymi braćmi należała.

Leticia Torres

Leticia Torres
Liczba postów : 57
Siedziała na swym miejscu, z radością przyjmując powitania rodziny oraz wypowiadane pod jej adresem komplementy, które wystarczającą łechtały jej ego. Na słowa Nasira jedynie machnęła ręką, zbywając pomysł, jakby w istocie nie było to najlepsze rozwiązanie. Tylko wtedy znowu zostałaby zamknięta na siedzenie samotnie, no może ewentualnie z jedzeniem, w czterech ścianach mieszkania, co zaczynało jej ciążyć, więc jedynie kwestią czasu byłoby wymyślenie kolejnej wymówki, a to już było za wiele zachodu.

- Dziękuję, będzie idealnie. – posłała gospodarzom swój najbardziej promienny i uroczy uśmiech numer pięć. W sumie nawet nie wiedziała po co targała aż tyle swego dobytku, szafy w gościnnym na pewno i tak były pełne jej ubrań z poprzednich wizyt. Chociaż nie do końca mogła zrozumieć dlaczego Marigold wybierała kanapę skoro miała aż nadto łóżek do wyboru, ale kto co tam woli.

- A co, chcesz podebrać mi mieszkanie? W końcu przesłało ci się podobać w tej kiczowatej jaskini rozkoszy zwaną naszą siedzibą rodową? – zapytała sarkastycznie odbijając piłeczkę. Doprawdy nie mogła zrozumieć czemu Egon jeszcze tam mieszka zamiast załatwić sobie własne lokum. Już wolałaby spać na kanapie niczym Mari niż wprowadzić się do tego miejsca. Naprawdę burdel, w którym pracowała jeszcze za życia jako człowiek miał więcej smaku, a nie była to specjalnie szanowana instytucja…

Tak samo jak siostra, również Leticia patrzyła krytycznie na odzienie Egona i aż jej ciałem przeszedł dreszcz na myśl, że tak miałby reprezentować ich rodzinę. Podeszła do niego po drodze łapiąc małą kanapeczkę ze stołu z przysmakami i nalewając sobie kieliszek wina. – Wiesz co, ostatnio w moim mieszkaniu pewien model zostawił trochę ubrań w twoim rozmiarze. Nawet postarałam się, żeby nie ubrudzić ich krwią! Może dam ci kilka z nich na przyjęcie, które organizujemy? A za to zapomnę o tym laptopie, który mi zaginął, a którego IP dziwnym trafem wiedzie do domostwa Scalettów… - czy jej brat naprawdę sądził, że się nie zorientuje? Już w trzecim telefonie włączyła tryb rodzicielski i załączyła lokalizacje, mając całkiem niezły ubaw ze śledzenia gdzie się szlaja Egon.  

- Tomas? Chcecie go w końcu zjeść? – zapytała z nadzieją podnosząc głowę, wyciągając jedynie to pojedyncze słowo z dyskusji.

Marigold Dossett

Marigold Dossett
Liczba postów : 96
Gdy pojawiło się więcej osób, współrzędne mieszkaniowe Marigold powoli się zmieniały. Najpierw stała przy Matce, potem prześlizgnęła się koło kanapy, żeby finalnie znaleźć się gdzieś pod ścianą. Punkt obserwacyjny był rewelacyjny; widziała wszystkich, a sama stawała się przez to straszliwie podatna na zignorowanie. Nie przeszkadzał jej taki stan rzeczy, zwłaszcza jeżeli chodziło o zjazdy rodzinne, które zwykle sprowadzały się do szeroko pojętej polityki, czyli po prostu knucia – jedna z wielu wampiropodobnych rzeczy, jakie niezbyt ją obchodziły. Wiedziała, iż nie będzie miała żadnego realnego wpływu na decyzje rodziny, ponieważ zwykle poglądy Marie stanowiły przeciwieństwo dogadanej kwestii. Dodatkowo większość z nich miała na tyle silne charaktery i podkręconą do maksimum upartość, że zastanawiało ją czy, gdyby nie byli tak samo zepsuci, narady rodzinne kończyłyby się zadowoleniem większości członków.
Oparła się o ścianę, przyciskając lekko spuszone włosy do pleców, a potem odchyliła nieco głowę do góry. Myślami była gdzieś indziej. Obudziła się dopiero, gdy  Egon i Eideard dołączyli do reszty. Rozglądnęła się, licząc wszystkie wampiry w pomieszczeniu. Kiedy już chciała zapytać się o Halide, Sahak ją uprzedził. W tym samym momencie napotkała wymowne spojrzenie Matki. Uśmiechnęła się nieznacznie i rozłożyła ręce, symbolizując ogromną niemoc związaną z tą sprawą. Pokręciła głową, niemo dając znać, że nie ma przy sobie telefonu. Na tyle teatralnie ruszała ustami, że Raisa na pewno zrozumiała jej intencje. Oczywiście teoretycznie miała dwie sprawne nogi, aby pójść poszukać urządzenia, ale bardzo zirytował ją wzrok Rodzicielki, który niby czar przykleił jej stopy do podłogi.
Usłyszawszy słowa Letici, utkwiła w niej wzrok. Zjedzenie Thomasa? Zdawała sobie sprawę, że na własne życzenie omijały ją wszystkie nowiusieńkie plany, ale nie spodziewała się, iż dotrze do niej tego typu informacja. Już wolała, kiedy rozmowa toczyła się na temat mieszkań, złych stylizacji i spóźnionych. – Zjeść Thomasa? Przecież jeśli go zabijecie, na pewno zostaniecie ukarani. – Od razu odłączyła się od samego pomysłu na poziomie wypowiadanych słów. Nawet nie wiedziała, kiedy postanowiła się podzielić tym, co myśli. Marigold uważała, że koncept i ewentualne konsekwencje mogą się okazać nieproporcjonalne do chęci pozbycia się człowieka. Już nie chciała wspominać, że według niej sam pomysł śmiertelnika, porozumiewającego się z bandą egocentrycznych wampirów był całkiem zabawny. Może w pewien sposób uczył pokory; taka miła odmiana w hierarchii.

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Jej palisandrowe oczy pozostały w miejscu, nie drgnęły ani odrobinę na tę cudownie ojcowską prośbę dotyczącą czynienia notatek. Minęło kilka dekad odkąd pokornie wykonywała każde jego polecenie, teraz, odkąd zamieszkali razem, najwidoczniej wracały stare nawyki. Krewkie towarzystwo bzyczało już, jakby to nie była siedziba ciotki tylko jakiś ul i nawet ilość włochów, na których decydowała się ostatnio, nie pomagała w tej sytuacji. Odpowiedziała na każdą uprzejmość skierowaną w swoim kierunku, sięgając do tylnej kieszeni spodni. Wyciągnęła stamtąd niewielki notes z kartkami, które łatwo można było odrywać i przyczepionym doń niewielkim długopisem. Sahak lubił porządek, Sahak lubił agendy i protokoły, które rozsyłała pozostałym po tych przeklętych kolacyjkach. To nie potrwa długo...

– Zaraz tu dotrze, rozmawiałyśmy przed wyjazdem i to kwestia zapewne kilku minut. – powiedziała nieco bezbarwnym jak na siebie głosem, przechodząc w kierunku wina. – Zjeść może nie, ale warto go podpić i spojrzeć na świat jego oczyma. Cały czas optuje za opcją zdyskredytowania naszej tajemniczej głowy, ale... – urwała, a jej oczy rozszerzyły się na moment, tuż przed tym jak złapałaby kielich z winem w dłonie – ... mam nadzieje, że on nie zdyskredytuje nas i nie przyśle swojego przydupasa na event? Jeszcze pomylą go z przekąską, albo pomyślą, że to zabawka na później do polowania w ograch. – upiła łyk wina i wycofała się bliżej jakieś przestrzeni, gdzie mogła usiąść i w kilku szlaczkach zanotować wnioski tudzież ewentualne zadania, jakie wyjdą z tej burzy wampirzych mózgów.

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Nasir Al Rasheed

Nasir Al Rasheed
Liczba postów : 17
Kącik jego ust drgnął, niby tik, gdy poczuł na swym ciele dotyk swojej kochanki. Puścił jej krótkie, choć nader porozumiewawcze spojrzenie – resztę nocy, po spotkaniu, mieli już zaplanowaną.
     Rozmowa weszła na konkretny tor jeszcze zanim wszyscy zdążyli zająć swoje miejsca. Nasir zasiadł za stołem z prawą nogą nonszalancko zarzuconą na lewą. Wychylił się jeszcze nieco, wysuwając dłoń z otwartą papierośnicą w kierunku brata, wzrokiem cały czas śledząc poszczególne osoby, które zabierały głos. Następnie powrócił do swojej poprzedniej pozycji – obie nogi wystawały poza blat stołu, on sam zaś plecami częściowo oparty był na oparciu krzesła, natomiast pozostałą częścią poszukiwał ciała swej partnerki. Pchnął jeszcze popielniczkę, która zatrzymała się niebezpiecznie blisko krawędzi stołu. Rzucił Sahakowi szybkie spojrzenie, jakby uzgadniając przeznaczenie przedmiotu, które właśnie znalazło się w zasięgu tego ostatniego, po czym sięgnął po kieliszek z winem.
     Cały czas słuchał zgromadzonych, choć od siebie nie miał jak na razie niczego do dodania. Preferował szeroko pojęte konkrety, od których w pomieszczeniu nadal było odrobinę daleko.
     Pojedynczy płomień liznął końcówkę cygara, po czym mężczyzna zaciągnął się i puścił strużkę dymu w kierunku zawieszonego ponad stołem żyrandola. Pociągnął jeszcze jeden krótki łyk, po czym zastygł, jedynie oczami śledząc rozmówców, a rękę uzbrojoną w cygaro oparł łokciem o blat.

Egon Cadieux

Egon Cadieux
Skrót statystyk : S: 1/5
SPT: 5/5
PRC: 2/5
OP: 1/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktor
— Kontra
— Pamięć ejdetyczna
— Odczytywanie wspomnień z krwi

MUTACJE NEGATYWNE
— Alergik [skorupiaki, -1 PRC]
— Alergik [kiwi, -1 PRC]
— Nerwus [-2 OP]
— Nosiciel

MUTACJE POZYTYWNE
— Predator [+1 PRC]
— Dobre uzębienie
— Farciarz
Liczba postów : 901
Przez tę krótką chwilę siedzenia w płaszczu starszego brata od razu zrobiło mu się cieplej. Istniało całkiem wysokie ryzyko, że w pewnym momencie dzisiejszego spotkania zrobi mu się błogo i po prostu odpłynie w ramiona Morfeusza. W sumie to nawet postanowił się przygotować na to spotkanie i zajął strategiczną pozycję na kanapie w pobliżu najstarszego brata. Ot, zastanawiał się czy chce go pozbawić jeszcze szalika czy niekoniecznie. A zresztą, przecież mu nie ucieknie, nie?
Zerknął z ukosa na wzburzonego Eidearda.
-Sorki, widocznie musiałem przyblokować windę- przyznał się. Raczej nie ryzykował urwaniem głowy, widząc jaki księgowy jest zziajany był pewien, że nie da rady go dopaść. Zaraz jednak skupił się bardziej na swojej starszej siostrze.
-Och, faktycznie mój budżet został nieco nadwyrężony ostatnimi czasy- odpowiedział -Ale sobie poradzę, mam jeszcze tę kurtkęco dwa lata temu, wiesz taką zieloną. Jeszcze obleci. – oznajmił. Sam się zastanawiał co nim kierowało, kiedy ją kupował. Chyba upadł na głowę albo zeżarł kogoś na mocnych lekach. Cholera wie. W każdym razie liczył, że Raisa nie zaryzykuje, żeby Egon paradował w tej… jakże osobliwej odzieży. Co prawda jakby mocno poszukał to pewnie znalazłby i płaszczyk od Lety, ale… oficjalnie twierdził, że go pił pod pachami, okej?
Tak czy siak brak budżetu na ubrania nie był niczym dziwnym u Egona, szczególnie, że często odwalał brudną robotę i po niektórych eskapadach część rzeczy nie nadawała się już do ponownego użytku. W każdym razie Egon nie zamierzał całego swojego budżetu przeznaczać na ubrania. Limitowana wersja padów do Xboxa sama się nie kupi, co nie? Priorytety.

-No wiesz, ale przynajmniej jest wygodnie i niczym nie muszę się przejmować- Wzruszył ramionami na przytyk Letici. Rachunki go nie obchodziły, sprzątać wspólnych części posiadłości też nie musiał. Żyć nie umierać. Chociaż taka opinia Egona nie powinna nikogo dziwić. Cadieux wcale się nie krył z tym, że wolał rozwiązania praktyczne od zachwytu nad pięknem. Nic dziwnego, że zajmował się tym czym się zajmował zamiast zostać projektantem wnętrz. Zresztą nawet nie próbował udawać, że by się do takiej roboty nadawał. Znał swoje miejsce. Tak samo wiedział, że nie miał co się wtrącać w dyskusję starszego rodzeństwa. Cokolwiek nie postanowią on to zaakceptuje, nie był przecież od myślenia.
-Czemu chcesz mi dać jakieś szmaty swojej przekąski. Nie mów, że tamten płaszcz też tak zdobyłaś- skrzywił się na samą myśl, chociaż pytanie brzmiało czy faktycznie przeszkadzało mu noszenie ubrań po człowieku którego zjadła Leta, czy może raczej fakt, że to były eleganckie i z pewnością bardzo niewygodne rzeczy.
-No ja nie wiem. Musiałaś go tam zgu…- miał zamiar grać głąba, ale do jego jedynej szarej komórki mózgowe dotarło coś jeszcze co powiedziała Leticia i Sahak. -Czekajcie… jakie przyjęcie? Jaki event!?- widać nie słuchał ostatnimi czasy zbyt dobrze. Nie ma to jak być zorientowanym. Informacja tak zaś w niego uderzyła, że nie ogarnął dalszego tematu jaki będą dzisiaj omawiać, czyli Thomasa. W ogóle czy obecność na tym przyjęciu była obowiązkowa? Czy nie ma czegoś arcyważnego do zrobienia poza Paryżem w tym terminie? Całą noc być wystrojonym jak szczur na otwarcie kanału. Okropność. W oczach Egona można było dostrzec autentyczny strach.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach