Skrót statystyk : S: 2/5
SPT: 1/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 0/3
SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktor
MUTACJE NEGATYWNE
— Bezpłodny
— Okaleczony [-1 ukrycie w tłumie]
— Konserwatysta [-1 skup]
— Lęk [-2 OP]
— Alergik [proszek do prania, -1 PRC]
— Nadwrażliwy [słuch, -2 PRC]
MUTACJE POZYTYWNE
— Farciarz
— Szósty zmysł [+1 SPT/OP]
— Predator [+1 PRC]
SPT: 1/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 0/3
SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktor
MUTACJE NEGATYWNE
— Bezpłodny
— Okaleczony [-1 ukrycie w tłumie]
— Konserwatysta [-1 skup]
— Lęk [-2 OP]
— Alergik [proszek do prania, -1 PRC]
— Nadwrażliwy [słuch, -2 PRC]
MUTACJE POZYTYWNE
— Farciarz
— Szósty zmysł [+1 SPT/OP]
— Predator [+1 PRC]
Liczba postów : 624
First topic message reminder :
Tytuł: No song unsung, no wine untasted, but the tigers come at night
Data: koniec 1939 roku
Miejsce: tymczasowy postój romskiego obozowiska, gdzieś we Francji
Kto: Regis, Cecil de Vere
Na początku września Cecil chciał jeszcze wierzyć, że wszystko może wciąż przybrać zupełnie inny obrót. Że wbrew temu, co podawali spikerzy radiowi, wbrew wszystkim plotkom, wbrew rzeczywistości, kolejnej wojny nie będzie. A jednak wojska brnęły jedynie dalej. Nie minął miesiąc nim Wielka Brytania wysłała swoje oddziały do Francji, a z początkiem października pierwszy kraj upadł pod naporem nazistowskiej machiny. W tym momencie ślepa wiara w to, że wampiry nie musiały martwić się o nic, była już tylko złudą i głupotą.
De Vere nie stracił jeszcze całkiem nadziei, przynajmniej nie jeśli o jego prywatne poszukiwania chodziło, ale pierwotna desperacja, z jaką je rozpoczął sześć lat temu, przeżywała właśnie drugą młodość. Wojenna zawierucha sprzyjała rozpaczy na równi z determinacją, a on znów dawał się porwać obydwu.
Wbrew pozorom podróżowanie po świecie w poszukiwaniu zaginionego rodzica nie było jedyną rzeczą, jaką Cecil trudnił się ostatnimi czasy. Miał swoje powody, by przebywać znów na terenach francuskich i to, że w ogóle usłyszał o tym, że pod miastem zatrzymały się niedawno romskie tabory było całkowitym przypadkiem. Przypadkiem, którego nie zamierzał ignorować. Czego szlachcic mógłby chcieć od grupy wiecznych podróżników, szczególnie takich mających, jak się zdawało, jakieś nadnaturalne konotacje? Cóż, pozostawało mieć nadzieję, że on sam to wiedział.
Na obrzeżach zajmowanego przez wozy pola pojawił się, jak można się było spodziewać, nocą. Niebo upstrzone było gwiazdami, które szczególnie dobrze widać było, gdy okoliczne miasta gasiły nocami wszystkie większe światła, chcąc unikać ściągania na siebie spojrzeń pilotów wrogich maszyn lotniczych, którzy w każdej chwili mogli pojawić się na horyzoncie.
Samo obozowisko nie napawało romantycznymi myślami - wypalone trawy, rozrzucony tu i ówdzie złom, jakieś kości, których pochodzenia lepiej było nie znać... I przewijające się w cieniach postacie. Cecil nie krył się przed ich wzrokiem, wręcz przeciwnie - ze swoją laską w dłoni, ubrany zupełnie nieodpowiednio do okazji i zdeterminowany, przyciągał spojrzenia, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Chciał porozmawiać z kimś odpowiedzialnym za to miejsce bez zostawania odstrzelonym przy okazji, więc frontalny "atak" wydał mu się najrozsądniejszym podejściem.
_________________
Tytuł: No song unsung, no wine untasted, but the tigers come at night
Data: koniec 1939 roku
Miejsce: tymczasowy postój romskiego obozowiska, gdzieś we Francji
Kto: Regis, Cecil de Vere
Na początku września Cecil chciał jeszcze wierzyć, że wszystko może wciąż przybrać zupełnie inny obrót. Że wbrew temu, co podawali spikerzy radiowi, wbrew wszystkim plotkom, wbrew rzeczywistości, kolejnej wojny nie będzie. A jednak wojska brnęły jedynie dalej. Nie minął miesiąc nim Wielka Brytania wysłała swoje oddziały do Francji, a z początkiem października pierwszy kraj upadł pod naporem nazistowskiej machiny. W tym momencie ślepa wiara w to, że wampiry nie musiały martwić się o nic, była już tylko złudą i głupotą.
De Vere nie stracił jeszcze całkiem nadziei, przynajmniej nie jeśli o jego prywatne poszukiwania chodziło, ale pierwotna desperacja, z jaką je rozpoczął sześć lat temu, przeżywała właśnie drugą młodość. Wojenna zawierucha sprzyjała rozpaczy na równi z determinacją, a on znów dawał się porwać obydwu.
Wbrew pozorom podróżowanie po świecie w poszukiwaniu zaginionego rodzica nie było jedyną rzeczą, jaką Cecil trudnił się ostatnimi czasy. Miał swoje powody, by przebywać znów na terenach francuskich i to, że w ogóle usłyszał o tym, że pod miastem zatrzymały się niedawno romskie tabory było całkowitym przypadkiem. Przypadkiem, którego nie zamierzał ignorować. Czego szlachcic mógłby chcieć od grupy wiecznych podróżników, szczególnie takich mających, jak się zdawało, jakieś nadnaturalne konotacje? Cóż, pozostawało mieć nadzieję, że on sam to wiedział.
Na obrzeżach zajmowanego przez wozy pola pojawił się, jak można się było spodziewać, nocą. Niebo upstrzone było gwiazdami, które szczególnie dobrze widać było, gdy okoliczne miasta gasiły nocami wszystkie większe światła, chcąc unikać ściągania na siebie spojrzeń pilotów wrogich maszyn lotniczych, którzy w każdej chwili mogli pojawić się na horyzoncie.
Samo obozowisko nie napawało romantycznymi myślami - wypalone trawy, rozrzucony tu i ówdzie złom, jakieś kości, których pochodzenia lepiej było nie znać... I przewijające się w cieniach postacie. Cecil nie krył się przed ich wzrokiem, wręcz przeciwnie - ze swoją laską w dłoni, ubrany zupełnie nieodpowiednio do okazji i zdeterminowany, przyciągał spojrzenia, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Chciał porozmawiać z kimś odpowiedzialnym za to miejsce bez zostawania odstrzelonym przy okazji, więc frontalny "atak" wydał mu się najrozsądniejszym podejściem.
_________________
It ain't always what it seems
when you cling onto a dream
it ain't always there to please you
it ain't always there to please you
milestone 500
Napisałeś 500 postów!