Catch me if you can - 26 lutego 2024

3 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Catherine Valette

Catherine Valette
Skrót statystyk : WADY
— Alergik [gorczyca żółta, -1 PRC]
— Bezpłodny

ZALETY
— Mistrz skupienia [+2 skup]
Liczba postów : 56
First topic message reminder :

To nie zdarzało się często. Ba, powiedziałaby, że właściwie bardzo rzadko i chwała za to wszystkim panteonom, byłym i obecnym. Mimo to wydarzyło się i to właśnie dzisiaj, o tej porze i to w takim miejscu. Była taka młoda, a już musiała zostać postawiona w takiej sytuacji, już próbowano odebrać jej marzenia i plany na lepsze jutro. Po prostu, po chamsku… wystawiono ją. Do wiatru. Tak o. Była rozczarowana? Wkurzona? Smutna? Trzy razy tak. Czy szybko jej to minie? Również bardzo prawdopodobne, w końcu na tego jednego debila, który tak ją zrobił w konia przypadało kilkoro naprawdę zaufanych klientów, dla których warto było dalej robić to, co robiła. Mimo wszystko właśnie stała jak ostatni cep pod bramą wejściową cmentarza z czterema bagietkami serowymi, a przez jej głowę przychodziły coraz to bardziej wymyślne bluzgi. Z takim słownictwem mogłaby zostać marynarzem - ba, piratem bagietkowych mórz i mącznych oceanów, pogromcą fregaty kapitana Bajglobrodego i gubernatorem Wysp Bułczanych. Ale nie zostanie - zamiast tego co jakiś czas patrzyła z niechęcią na bramę, potem na bagietki, potem na ulicę i znowu na bramę. Szlag.
Zbliżał się powoli wieczór. De facto po prostu popołudnie, ale w zimie to prawie jak wieczór. Ciemno to ciemno. Co jakiś czas wypominała sobie, że kto normalny umawia się pod cmentarzem i powinna przeczuwać, że coś jest nie tak. Teraz już mleko wylane, dziecko płacze, a ona będzie musiała zadzwonić o podwózkę. Tylko jeszcze sobie zapali na uspokojenie. Może dwa. Gnój.

Michel Rieul

Michel Rieul
Liczba postów : 74
Podjechał taksówką pod wskazany adres przez klienta. Nie wnikał, czy gość, który do niego zadzwonił, rozmyślił się podczas powrotu z pobliskiego baru i zdecydował się jednak na transport. Zlecenie to zlecenie. Nasz klient, nasz pan i te sprawy...
- Jestem na miejscu. - Obwieścił jegomościowi przez telefon.
- Czekam.
- Gdzie pan czeka, nie widzę pana.
- Nie mogę się ruszyć.
- Panie, ja czekam na pana. Gdzie pan jesteś?
- Leżę.
- ...Gdzie pan leży.
- Trzeci rząd, piąty nagrobek od prawej. Haha! - Oznajmił klient, wybuchając śmiechem i zakończył rozmowę szybkim rozłączeniem rozmowy.
Rieul najpierw zastygł, czując szybko narastające wkurwienie. W jednej chwili poczuł, że mógłby spalić cały świat, byle tylko unicestwić wszystkich żartownisiów kosztem niewinnych ludzi. A zdolny był do zabijania.
- Kurwa jebana mać! A żeby cię pies jebał, śmieciu zasrany. Jakbym tylko dorwał, to bym łeb ukręcił aż miło. - Puścił piękną wiązankę na głos, uderzając otwartą dłonią w kierownicę. Wewnątrz samochodu nawet się nie krępował z ilością przekleństw i kreatywnością obraźliwych sformułowań.
Tak, kuriozalnych wydarzeń nigdy za mało, zwłaszcza dla kogoś pracującego w tak niewdzięcznym zawodzie, jak taksówkarz. Michel nie wytrzymał i musiał rozładować napięcie niczym innym, jak papierosem. I spacerem, skoro już tutaj się zjawił przez dowcip jakiegoś idioty. W takich sytuacjach żałował, że nie był dalej w policji. Może by jakoś namierzył, w jakiej okolicy dokonano połączenie. Teraz pozostało mu rozmyślać sporo o mordzie, zwłaszcza w tym klimatycznym i urokliwym miejscu, jak cmentarz.
Przy sobie nie miał nic poza portfelem, dokumentami, paralizatorem i gazem pieprzowym. Broni przy sobie nie nosił - patrzcie go, jaki porządny obywatel. Zupełnie jakby nie spędził dwudziestu lat w więzieniu. Wszyscy jednak wiedzą, że tylko dobre chłopaki spoglądają na świat zza krat. W każdym razie Rieul jako były gliniarz nie zamierzał nosić przy sobie rzeczy, których posiadanie łamało prawo. Taksówkarz jednak często był narażony na kontrole policyjne, za duże więc ryzyko.
Być może z oddali słyszał szmer, może szamotaninę, może warczenie psa... Dobiegające go dźwięki wzbudziły w nim czujność. Postanowił udać się w ich stronę, żeby zweryfikować, co się działo.

Regis

Regis
Liczba postów : 484
Szamotanina wilczura z dwójką wampirów trwała w najlepsze. Jeden wył donośnie z bólu przy otrzymywaniu ran w wykonaniu zakrwawionych zębisk masywnej szczęki i łap, które chętnie rozdrapywały skórę. Drugi w tym czasie bił i również krzyczał, a potem wył w podobnym tonie, gdy odmieniały się role i ofiara stawała się łowcą, a łowca ofiarą.
Brutalna sielanka trwała na tyle długo, aby dać czas Catherine na ucieczkę i skrycie się pod cieniem nagrobka tuż obok krzaczyska. Pech, a może szczęście - raczej to drugie, bo niestety, ale bramy głównej nie szło otworzyć. Nie, żeby ktoś nieumyślnie ją zamknął - ot ze starości najpewniej się zacięła - typowe zardzewiałe żelastwo.
Padł pierwszy strzał, a za nim kolejny. O ile dźwięki darcia się jap szło zignorować, zwalając je na rozwydrzoną młodzież lub satanistów, o tyle huku wystrzału z broni nie dało się jakkolwiek zatuszować. Szczęśliwie odległość dawała poczucie bezpieczeństwa, nawet jeśli złudnego, to na tyle silnego, aby nie musieć obawiać się nagłego wyskoku zza pleców trzeciej jednostki nieprzyjaciela. Catherine mogła odetchnąć, zebrać myśli i rozejrzeć się dookoła.
No a on?
Nos dzielnie niuchał za dziewczyną. Poobijany, wymiętoszony i ciut brudny od wampirzej krwi wilczur szczęśliwie nie padł ofiarą żadnej kuli. Mord jednej pijawki spłynął ulgą i radością po wilczych kłach, ale na horyzoncie była jeszcze druga. To właśnie z jej powodu i przy wykorzystaniu chwilowego wycieńczenia wroga oraz niedyspozycji, Regis począł tropić za śmiertelniczką, tj. nawoływać ją niskimi szczeknięciami.
Cyrk na kwadratowych kółkach na cmentarzu. Jeno tylko para ludzi wiedziała, ile miały ujrzeć ich oczy - czy rudzielec zauważy taksówkę lub, czy rozbudzony przekleństwami kierowca, swoją drogą znów wrzucony w kupsko wydarzeń, wychwyci osobę rudzielca. Gra w prawdziwie rosyjskiej ruletce.

@Michel Rieul
@Catherine Valette

_________________
Bilgot, idź tu, idź tam i miej oko na zębacze. Mogłem zostać w domu z moją starą. Tam było tak samo, ale przynajmniej mogłem dobrze zjeść.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Catherine Valette

Catherine Valette
Skrót statystyk : WADY
— Alergik [gorczyca żółta, -1 PRC]
— Bezpłodny

ZALETY
— Mistrz skupienia [+2 skup]
Liczba postów : 56
Wystrzały z broni palnej sprawiły, że serce podeszło jej do gardła i prawie się udusiła zapomniawszy o oddychaniu. No dobra, nie zapomniała o tej czynności, raczej była zbyt przerażona, aby poruszyć jakimkolwiek mięśniem skorelowanym z płucami. Nóż to jedno. Jasne, perspektywa bycia pociętym lub zadźganym jawiła się wystarczająco makabrycznie i boleśnie, ale wymagało skróconego do maksimum dystansu, co mimo wszystko dawało nadzieję na ucieczkę. Gotta go fast, jeśli dresiarz nie dorwie cię na odległość wyciągniętych łap i nie trenował rzucania nożami w jakimś ruskim cyrku to ryzykowało się siniakami czy otarciami od ucieczki. Pistolety i inne tego typu ustrojstwa, to już zupełnie inna para kaloszy i absolutnie Catherine nie była zachwycona tym doborem obuwia.
Z jednej strony ciężko jej się oddychało przez wielką gulę wewnątrz gardła, z drugiej zaś miała ogromną potrzebę hiperwentylacji. W co ona się wplątała, do cholery? Chciała tylko sprzedać jebane bagietki, które piekła tego ranka. Jeszcze nie tak dawno podrygiwała do jednej ze swoich ulubionych playlist z mąką na policzkach, a teraz walczyła o życie pomiędzy nagrobkiem a krzakiem.
Nagle naszła ją przerażająca wizja, że pies został postrzelony. Łzy zdążyły napłynąć jej do oczu, co napewno nie zwiększało pola widzenia w i tak ciemnym krajobrazie. Szczekanie rozbrzmiewające pomiędzy mogiłami chwilę później wyprowadziło ją z tego rewiru czarnych myśli, co nie zmieniało faktu, że poziom stresu rudowłosej zaczynało wywalać w najgłębszy kosmos, którego nie było nawet w wyobraźni Lovecrafta.
Szybka ścieżka myślowa - nie słyszała kroków zmierzających w stronę jej kryjówki. Możliwe, że napastnik wybrał inny kierunek lub wolał skupić się na zwierzaku. Możliwe, że miała teraz jedną jedyną okazję na bieg, aby zdarzyć sprowadzić pomóc zanim zastrzelą dzielnego zwierzęcego obrońcę. Wzięła trzy wdechy i wybiegła zza krzaka w tempie, jakby od tego miało zależeć jej życie. Cóż, nie myliła się tak właściwie.
Pędziła przed siebie przeskakując przez nagrobki jak upośledzony acz konsekwentny atleta. Niestety wypadając na alejkę potknęła się i zaliczyła spotkanie z nieprzyjemnym asfaltem. W ostatniej chwili podparła się rękami co ocaliło twarz, ale dłonie i nadgarstki przez następne dni będą pamiętały ten wybryk.
- Nosz do kurwy nędzy - zaklęła pod nosem i fakt, że głos jej się załamał sfrustrowało ją dodatkowo. Szybko zebrała się z ziemi i… zamarła widząc na oko męską postać w zdecydowanie zbyt bliskiej odległości, szczególnie przez pryzmat ostatnich wydarzeń. Wciąż miała lekko zamazany obraz przed oczami, na domiar złego nie rozpoznawała istotnych szczegółów wyglądu i pierwsze o czym pomyślała to, że właśnie głupio, jak ostatni debil wystawiła się kryminaliście. Już rozumiała jak czuły się sarny przed pędzącymi samochodami, bo sama nie mogła się ruszyć przez pierwszych kilka sekund. Myśli pędziły jak szalone i nijak nie dawały sensownych odpowiedzi. Z tego wszystkiego nawet zapomniała, że nadal miała przy sobie telefon. Zginie przez własną głupotę. Wspaniale. Pięknie. Ba, jak tylko zginie to i tak nie będzie najgorzej.

Michel Rieul

Michel Rieul
Liczba postów : 74
O ile z oddali szczek psa nie był jeszcze mocno niepokojący, tak strzały... Strzały? Nie, nie przesłyszał się. Michel zaklął w duchu i przyspieszył kroku. Dzisiaj znowu zamierzał zostać Batmanem. Co z tego, że w potyczce broń palna kontra cokolwiek innego przegrywał na starcie. Tylko, cholera, nie mógłby znieść wizji, że ktoś właśnie mógł leżeć zakrwawiony na ziemi i czekać na wyzionięcie ducha.
Wypuścił nawet papierosa z palców. Z oddali, z ciemności ujrzał cień. Drobna istota biegła w jego stronę, co natychmiast nakazało myśleć Michelowi, że ta właśnie uciekała przed zagrożeniem. Tylko że nieznajoma zdążyła jeszcze wywinąć przed nim orła.
- Hej! - Taksówkarz dobiegł do dziewczyny i przykucnął przy niej. - Uspokój się. Pomogę ci wstać, dobrze? Nic ci nie zrobię. Jesteś ranna?- Odruchy i lata nauczania postępowania w takich sytuacjach... Nic nadzwyczajnego, poza tym, że profesjonalne zachowanie przeważnie nie leżało w naturze byłego już policjanta. No ale w przypadku zagrożenia nie można myśleć o pierdołach ani rzucać sarkazmem w stronę przerażonej dziewczyny - a to jasne, jak słońce, że musiała być częściowym uczestnikiem zajścia, które odbywało się niedaleko.
- Posłuchaj mnie. Wyprowadzę cię stąd, a ja zadzwonię po policję. Widziałaś, co się tam dzieje...? - Spytał jeszcze, kiedy już młoda zdecydowała się przyjąć jego pomoc w podniesieniu się na nogi. Jeśli jednak nieznajoma miała opory, by za nim iść, nie zamierzał bynajmniej zmuszać jej do niczego siłą. Rieul może i nie wyglądał za sympatycznie, ale zdecydowanie nie miał złych zamiarów. Do bycia łysym dresem było mu jeszcze daleko, pomimo zakoli.

Regis

Regis
Liczba postów : 484
Wilczy nos dzielnie podążał za tropem ani myśląc o zawróceniu, czy choćby zwróceniu się w stronę dresiarza. Gość miał nad czym debatować: zajęcie się martwym kolegą lub pogoń za wilkiem i dziewczyną - jedno z dwóch - scenariusz trzeciej opcji nie przewidywał i podobnie rany na ciele.
Wizja odmiany kusiła, ale wtedy Regis musiałby się srogo wytłumaczyć dziewczynie plus, o ile w ogóle po doliczeniu czasu na znalezienie skrytki z plecakiem i zapakowanymi w nim zapasowymi ubrankami. Tym razem wypadało spasować - potem zajmie się ekwipunkiem.
Nochal dalej tropił i tropił, aż nie wychwycił znajomego zapaszku, trafniej określonego jako smród fajek – tym razem bez alkoholu! Zarys sylwety przy drugiej również wiele wnosił, chociaż nie dla wilka. Wzrokiem bowiem nie zdołał rozpoznać rysów, co najwyżej gabaryty obu postur, w tym tej jednej konkretnej – drobnej, z długimi kudełkami i koszyczkiem, jeśli nadal Pannica dzierżyła go w swoich dłoniach. Potencjalny brak nie byłby niczym dziwnym, jeno może smutnym widokiem, lecz nadal zrozumianym.
- Woof! - Gruby niski szczek opuścił zakrwawiony pysk. Na horyzoncie para ludzi bez większych problemów mogła wyczaić cielsko psiska: całe, ale niezbyt czyste, bardziej brudne od kurzu, potargane i miejscami umorusane wampirzą posoką.
- Woof! - Kolejny szczek wydobył się z paszczura – tym razem po poczynieniu kilku kroków w stronę Catherine. Postawione na sztorc uszy oraz merdający ogon i po części zad zdradziły radość z widoku rudowłosej całej i zdrowej. Wobec znajomego taksówkarza zwierz nie miał większych odrzuć, ponad kilka z serii: no to jak będzie, znowu mnie potrącisz kutasiarzu jeden? - Oczywiście w rytm dobrej nuty z lat 80 lub starszej.
I właśnie dlatego wilkor wydał z siebie dźwięk na wzór psiego prychnięcia, a potem znów spojrzał na Catherine. Tak, musiał koniecznie wiedzieć, czy dziewczyna miała swój koszyczek, czy raczej go zgubiła. Przy drugiej opcji cygan zamierzał udać się na poszukiwania - znaczy czysto teoretycznie, gdyż dość mocno zmartwiłby się widokiem otarć, zadrapań i innych ran wojennych.

@Michel Rieul
@Catherine Valette

_________________
Bilgot, idź tu, idź tam i miej oko na zębacze. Mogłem zostać w domu z moją starą. Tam było tak samo, ale przynajmniej mogłem dobrze zjeść.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Catherine Valette

Catherine Valette
Skrót statystyk : WADY
— Alergik [gorczyca żółta, -1 PRC]
— Bezpłodny

ZALETY
— Mistrz skupienia [+2 skup]
Liczba postów : 56
Nigdy nie spodziewała się, że uczucie ulgi może być takie oszałamiające. Kiedy męska sylwetka okazała się nie być dresiarzem, a na dodatek należała do jegomościa, który z pełną powagą chciał jej pomóc - cóż, tu wiele mówić, dziewczyna prawie się rozkleiła. Łzy napłynęły jej do oczu, kiedy cały stres i lęk o własne życie opuściły jej ciało. Catherine dałaby sobie rękę uciąć, że podobny rodzaj zmęczenia czuje się po przebiegnięciu maratonu. Brakowało jej tylko zadyszki.
Uczepiła się nieznajomego wybawcy niczym bezpański kociak pierwszej lepszej tkaniny. Ignorowała nawet wybitnie intensywny zapach dymu papierosowego otaczający jegomościa. Ba, teraz wydawało jej się to być zapachowymi fanfarami anielskimi. Choćby jej herosem został obecnie pan Mieciu spod monopolowego to widziałaby obecnie w nim wodza wikingów. Chyba zaczynała rozumieć wpływ heroizmu na punkty podrywu. Trochę żałosne, ale będzie się zastanawiać nad tym kiedy indziej.
- N-nic mi nie jest. To tylko siniaki - wyrzuciła z siebie szybko. - Dwóch facetów, przynajmniej jeden ma broń palną, jeszcze inny nóż. To była wystawka. Tam.
Wskazał ręką kierunek, z którego przybiegła, a przynajmniej tak jej się wydawało. Starała się wyrzucać z siebie krótkie informacje, które dadzą nieznajomemu ogląd w sytuacji. Nie było czasu na rozwijanie się niczym papier toaletowy, to zostawi na przyjazd policji.
Kiedy wstawała czuła, że nogi ma jak z waty. Teraz to dopiero byłaby beznadziejna w uciekaniu. Odpychała od siebie myśl, że wybawca jest częścią tej całej intrygi i tak naprawdę był cały czas z tymi patosami tylko czekał na zewnątrz, bo coś tam.
Słysząc szczeknięcie uniosła głowę i szybko zlokalizowała posturę psiska, które prezentowało się obecnie dosyć groźnie. Gdyby nie fakt, że wciąż pamiętała jak trząsł kuperkiem nad jej koszykiem z bagietkami (żegnaj koszyczku, spoczywaj w pokoju gdzieś pomiędzy nagrobkami…) to mogłaby się przestraszyć. Mogłaby, ale w tym momencie zalewała ją fala szczęścia, że zwierzak wyglądał na całej i chyba nawet nie kuśtykał - chociaż nie wiedziała czy to krew tylko napastników, czy też jego.
- Chodź, no dalej, chodź. Dzielny piesek - zawołała poklepując kolano. - On mi pomagał, pogryzł jednego z napastników. Musimy sprawdzić czy nic mu nie jest - dodała jeszcze do mężczyzny, wciąż uczepiona jak wiewiórka pnia. Na jej twarzy wymalowała się taka powaga, że można by odnieść wrażenie, że wizja rannego zwierzęcia wyrzuciła z jej głowy wspomnienie o dresiarzach.

Regis

Regis
Liczba postów : 484
Włochaty ogon ponownie zamerdał na widok dziewczyny całej i zdrowej, a z pyska umknęło następne prychnięcie widokiem znajomego ryjca taksówkarza. Tyle dobrego, że wyrzucił tą faję i nie dmuchał rudej w twarz! To, że pomógł jej wstać i wyciągnął telefon, aby wezwać gliny, tym mocniej zaimponował wilkołakowi. No może jednak ziomek nie był taki zły? Wilczur szczeknął w zwierzęcej aprobacie, a potem poleciał wesoło w głąb cmentarza, oczywiście po to, by odszukać zaginiony koszyk!
- Poradzi sobie. Z Tobą wszystko w porządku? Masz jakiegoś opiekuna? - Wizja tłumaczenia się policjantom nie była jakoś specjalnie kolorowa dla kierowcy. Pewnie zaraz kazaliby mu się wytłumaczyć albo gorzej, przez odsiadkę jeszcze wzięliby za napastnika!
Michael fuknął w myślach: z jednej strony wolał nie pakować się w kabałę, ale z drugiej nie był złym facetem i choć wskazywały na to znaki na niebie i ziemi oraz brak nachalności w sytuacji odmowy, nie był znowu jednym z tych, co to ignorowali wołanie o pomoc.
- Masz telefon? Albo znasz numer do swoich rodziców? Co taka młoda osoba w ogóle tutaj robiła? - Hm, perspektywa wezwania opiekuna dziewuszki była o wiele lepsza niż mieszanie w sprawę policji. To z tego powodu taksówkarz na chwilkę odwlókł myśl ich wezwania.
Regis w tym czasie poleciał sprawdzić, jak się miał drugi wampir. Brak jego osóbki w ostatnim znanym miejscu był niepokojący. Z drugiej strony w okolicy odnalezionej pary również niczego nie zauważył. Może więc typo sobie poszedł? Na pewno i do tego zostawił ciało! Cóż, nie wilka problem, spali się przy kontakcie z pierwszymi promieniami słońca, prawda? Ewentualnie dres wróci z łopatą - czort jeden wiedział.
Basior postanowił chwilowo olać sprawę i poszukać koszyczka rudowłosej dziewuszki. Niech odzyskanie go będzie pozytywnym akcentem w całym tym zamieszaniu.

@Catherine Valette

_________________
Bilgot, idź tu, idź tam i miej oko na zębacze. Mogłem zostać w domu z moją starą. Tam było tak samo, ale przynajmniej mogłem dobrze zjeść.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Catherine Valette

Catherine Valette
Skrót statystyk : WADY
— Alergik [gorczyca żółta, -1 PRC]
— Bezpłodny

ZALETY
— Mistrz skupienia [+2 skup]
Liczba postów : 56
Pytanie o opiekuna i rodziców definitywnie nie było pozytywnym aspektem tej sytuacji. Catherine nie widziała już co by ją bardziej przerażało w tym momencie - perspektywa spotkania z mis z rodziny czy ponowna konfrontacja z dresiarskim elementem Paryża. Nie widziała się z rodzicami i rodzeństwem odkąd zrobiła adios amigos do pracy u Doriena i wolałaby, aby ten stan rzeczy nie uległ zmianie. Szczególnie byłoby jej na rękę, aby nie widzieli jej w takiej problematycznej sytuacji. Spłonęłaby żywcem od środka, gdyby po tym wszystkim musiała być zależna od ich pomocy. Dodatkowo brała pod uwagę scenariusz, w którym po hipotetycznym telefonie do nich uznają, że nie mają córki. Z jednej strony byłoby to wyzwalające w pewien sposób, z drugiej zaś - trochę bolesne. Musiała jeszcze trochę przepracować ten aspekt swojego życia i dotrzeć do etapu, w którym ma to w najgłębszym poważaniu.
- Em, opiekuna, taaaak. - zaczęła powoli i liczyła, że nieznajomy wybawiciel uzna jej sposób mówienia za efekt szoku wywołanego całym tym chaosem rodem z thrillera.
Myśl, Catherine, myśl! - strofowała się wewnętrznie. Skoro nie mogła i nie chciała podawać kontaktu do rodziny to co jej zostało? Może powie, że nie ma nikogo i jest z domu dziecka? Albo że rodzina zginęła w wypadku czy coś? W młodzieżowej książce by przeszło, ale w prawdziwym życiu podejrzewała, że będzie to brzmiało głupio, naciąganie i bardzo łatwo może wyjść na jaw, że kłamie. Jednym słowem - odpada.
Zaczęła przeglądać telefon szukając numeru do swojego rzekomego opiekuna czyli potencjalnie osoby, która mogłaby wcielić się w tę rolę spontanicznie. Byłoby łatwiej posiadając starszych znajomych, nie ukrywała. Niestety, nie miała zbyt wielu znajomych. Prawie w ogóle. A już na pewno nie takich, którzy mogliby uchodzić za opiekuna nastolatki.
Kiedy napotkała na liście numer Doriena aż dziw, że nad jej głową nie zapaliła się żarówka, bo olśniło ją niczym proroka jakiegoś pradawnego bóstwa. To… miałoby jakąś rację bytu. Tylko czy Dorien ma na tyle ikry, by wejść w spontanicznie rzuconą mu rolę? Trochę spełniał teraz kryteria opiekuna, była naczelnym ogarnięciem porządku w jego chałupie, jakby nie patrzeć. Jeśli ktokolwiek na tym świecie w obecnej sytuacji miał mieć jakąkolwiek chęć do ratowania jej to chyba był to on. Jeśli nie i na dodatek ją przez to zwolni… aż jej dreszcz przeszedł po plecach. Może nie, może nie, może nie, manifestuj pozytywny obrót spraw, manifestuj, do cholery!
- O, proszę, tutaj, to jest numer… - pokazała nieznajomemu. Czemu nie zadzwoniła sama? Liczyła, że jeśli ktoś obcy zatelefonuje do jej pracodawcy to sytuacja wyda mu się poważniejsza i zwiększy to szanse na powodzenie misji.
- Piesek zniknął. - zauważyła cicho, rozglądając się dookoła i nie mogąc zlokalizować ciemnego futrzaka. Taką zmianą tematu może podbiję punkty autentyczności jej szoku. Nie żeby była wyluzowana obecnie, ale musiała troszkę przyaktorzyć. Inna sprawa, że trochę jej się zrobiło smutno, że psisko odeszło. Oby gdzieś w bezpieczne miejsce,

Regis

Regis
Liczba postów : 484
Wiązanka przekleństw nie imała się końcowi. W myślach, na głos - z każdego scenariusza Taksówkarz preferował to, które nie angażowało wzywania “Bagiet” (he, he) na miejsce. Pal licho psa - zignorował te słowa po odebraniu telefonu, na którym widniał numer jakiegoś typa.
- To Twój opiekun tak? No dobra... - Odpowiedział z nutą ulgi w sercu. Gościa mógł nie znać, ale *uj z tym, żywił nadzieję, że facet nie pracował jako glina.
Ryzyk i fizyk: za przyzwoleniem Michael pomógł Catherine wejść do taksówki, usiąść i w ogóle uspokoić ciut ciało. Gdy już udało mu się teoretycznie ogarnąć młódkę, zadzwonił pod wskazany numer. Czas oczekiwania oczywiście przeznaczył na wyjęcie i podpalenie szluga, który wkrótce wylądował w ustach przy kolejnej wiązance brzydkich słów.
- Na pewno sobie poradzi. Na Boga dziewczyno, coś Ty tu robiła? - Po wszystkim oddanie telefonu w ręce prawowitej właścicielki było formalnością - kwestia czy rzeczony znajomy odebrał: furtka otwarta.
Kolejną stanowił gest porządnego zaciągnięcia się fajką do granic ludzkich możliwości. Przy takiej ilości normalny Kowalski powinien paść, ale nie Michael, który dziarsko zaczął wypuszczać dym z płuc.
Nie chcąc wyjść na gbura, kierowca, oczywiście stojąc dalej w trakcie jarania szluga, po zgaszeniu go, podszedł do auta, po czym wygrzebał butelkę wody. Nie wiedział, czy napicie się coś miało dać, ale tak o, w przyjaznym geście podarował ją rudej – bez obaw, była nowiutka, jeszcze nietknięta.
Catherine nie zostałaby porzucona. Jeśli telefon został odebrany: sprawa do ustalenia. W innym wypadku taksówkarz sam podrzuciłby rudzielca pod wskazany przez nią adres.
A Regis? Po oględzinach terenu nawet znalazł koszyczek i przed odejściem.

[END]

_________________
Bilgot, idź tu, idź tam i miej oko na zębacze. Mogłem zostać w domu z moją starą. Tam było tak samo, ale przynajmniej mogłem dobrze zjeść.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach