14.02.2024 Łykaj grzecznie tabletki

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
First topic message reminder :

Czekał cierpliwie na odwiedziny pewnego jegomościa, słowiańskiego znajomego. Okoliczności ich poznania były nietypowe i wymusiły na Vaninie oddanie się uczuciu litości. Nadprzyrodzony w potrzebie, którego epizody choroby aż nazbyt rzucały się w oczy tamtego dnia, mógł w końcu zaznać nieco ulgi.
Krew oraz tabletki również czekały cierpliwie na swoich miejscach. Psychiatrą, co prawda, nie był (tak samo jak i transplantologiem), ale bardzo ciekawiła go reakcja nadnaturalnego organizmu trawionego chorobą psychiczną na tabletki. Miał pewną teorię, którą testował i sprawdzał od dłuższego czasu dla własnego widzimisię. Tak po prostu. Poprzednie, zdawać się mogło, nie działały za dobrze na drugiego wampira. Miał dla niego inne, a jego kuracja miała się dopiero zacząć. Z tego tytułu musiał zażyć je jeszcze u niego w domu, żeby zostać pod czujną obserwacją.
- Pan Nezirěvic. Proszę. - Wskazał dłonią w zapraszającym geście, kiedy wampir pojawił się przed drzwiami, o czym wcześniej zaalarmował dzwonek do drzwi. Dwie rośliny doniczkowe (philodrendrony), które zakupił w kwiaciarni Zephiriousa stały w salonie.
Był to drugi raz, kiedy mężczyzna przyszedł do niego do domu. Pierwsze przyjęcie dawki musiało odbyć się pod jego obserwacją. Niemniej, nie znali się na tyle dobrze, by mówić sobie po imieniu.
- Czosnek osłabia skutecznie układ odpornościowy wampira. Przed wzięciem tabletki będę musiał panu wstrzyknąć nieco roztworu pod skórę. Następnie weźmie pan tabletkę. Nic, czego pan nie wie. - Rzekł, prowadząc gościa do salonu. Nie mówił przy tym nic nowego. Jednak tego typu profilaktyka musiała być praktykowana przed każdą aplikacją tabletki. Dlatego spojrzał wyczekująco i zlustrował badawczym spojrzeniem. - Mam nadzieję tylko, że pamięta pan o tym, by używać tego za każdym razen u siebie w domu.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
Cóż jak widać musiał przeżyć odór alkoholu, który nie wiedzieć czemu postanowił irytować jego kiszki.  Generalnie w przeszłości zdarzało mu się nieźle zabawić z alkoholem w tej czy innej postaci, albo z pewnymi dodatkami do niego. Ale nie należało to do jakiś jego osobistych preferencji. Kwestia raczej presji społecznej, aniżeli czegokolwiek innego. Czysty mus, inni tak robili, to i ja też, wszak nie będzie wyróżniał się dodatkową odmiennością, niż tą, którą już posiadł ze swoją chorobą, choć i wtedy mało kto o niej wiedział… Aczkolwiek dobór grup w jakie się wpasowywał miały wiele do życzenia, i był święcie przekonany, że mając tą wiedzę co teraz, w tamtym czasie nie dołączyłby do nich.
– Nie będę mówić do Ciebie, Pan. Nie jestem ani Twoim psem, ani sługą. - odrzekł dość gwałtownie, niemal z automatyzmu sycząc ostrzegawczo na swojego rozmówcę. Nie zamierzał być aż tak dosadny, ale po lekach zahamowania mu puściły, a bolesna pamięć o złych wspomnieniach, skutecznie rozwiała polekową, otępienną mgłę w jego umyśle, przynajmniej na ten jeden moment. Zwracanie się Pan, będąc w pełni świadomym nie wchodziło w grę, będąc na skraju zdrowia psychicznego i doświadczającym delirium, łatwo było go przekonać do wielu rzeczy w tym i tej.
– Doktor już prędzej, ale nadal jest to ciężkie. - dodał, już bardziej spokojniej, jakby wracając do poprzedniego stanu, ale z jeszcze większym zmęczeniem, jaki był skutkiem wybuchu przed chwilą. Zwłaszcza, że niektóre Konowały, miały dość “rewolucyjne” poglądy, jak leczyć moją chorobę. - dodał po chwili, nieco zirytowany, że był, aż tak wylewny. Może to była kwestia leków? A może nie…
– Oh, a myślałem, że jednak nie umiem czytać ludzi. - powiedział na głos, zdziwiony. Znowu pogrążając się trochę w błogim spokoju, ale jak widać nie miało to długo potrwać…
– Tak, tak w Walentynki byłby to istny koszmar. No chyba, że wyznajesz dziwną wersję Romantyzmu, to wtedy myślę, że by przeszło… - przytakiwał, niezbyt przytomnie, pozwalając się ponownie obezwładnić lekowi, dopóty czegoś sobie nie uświadomił.
– Kurwa! Walentynki! Moje pieniądze! - zerwał się wybuchając niewidzialnym płaczem, będąc na skraju kolejnego ataku, tym razem może serca, gdyby je miał… Biedny Zephyrious przeszedł w tym momencie kolejne załamanie nerwowe, tracąc jedną z najlepszych okazji do zarobku w ciągu roku, która właśnie przeszła mu koło nosa. Miał ochotę już więcej nie rozmawiać z lekarzem, ale jego wychowanie niestety mu na to nie pozwoliło, więc uczestniczył dalej w rozmowie, nadal trochę lamentując w duchu. Jeszcze mu brakowało by dostał kolejnego ataku lęku, który mógł jeszcze bardziej nasilić wymioty. Na szczęście leki odwalały wspaniałą robotę i jeszcze nie wpadł w kolejny nikomu niepotrzebny epizod. Chwała Medycynie! Niech żyją pigułki!
– Gdyby tak nie było nie został byś lekarzem, a rzeźnikiem, Vanin. - odpowiedział ponuro, straciwszy dobry nastrój. Normalnie by się kłóciłby się więcej z Doktorkiem, odnośnie tego, że i wśród personelu medycznego też byli mordercy, co prawda były to pojedyncze czarne owce, ale nadal… Czy nie o to właśnie chodzi by się uzewnętrzniać, a nie trzymać wszystkiego w środku? - zadał pytanie retoryczne, aczkolwiek to brzmiało jakby coś mu utkwiło między zębami i nie chciało wyjść.
– Coś w tym jest… Prawdziwi bohaterowie żyją krótko, a my którzy nie zasługujemy na życie ciągniemy to latami… - stwierdził nieco refleksyjnie, już się nie bocząc, ale nadal nie będąc zadowolony, że stracił okazję na dobry zarobek.
Czy w naszej sytuacji, ma on jakieś znaczenie? Zostałem przemieniony w wieku dwudziestu siedmiu lat. A jeśli chodzi o rzeczywisty wiek, to można by powiedzieć, że byłem już aktywny od czasu I wojny światowej. - odpowiedział, mówiąc szczerą prawdę, ale jednocześnie nie odpowiadając konkretnie na pytanie drugiego. - Jak już się tak bawimy, to powiedz ile wiosen Tobie minęło? - zapytał, szczerząc się jak głupi do sera, patrząc na Białorusina, nawet jeśli tamten ewidentnie go olewał.

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Westchnął cicho, może z delikatną dozą rezygnacji. Rozmowa z Czechem w kwestii formalnych zwrotów była jak rozmowa ze ścianą. Vanin jedynie utwierdzał się w tym, że musiał mieć do czynienia z bardzo młodym, niesfornym wampirem. Na pewno zdziwi się, jeśli będzie inaczej.
- Oczywiście, że pan nie jest. Ani jednym, ani drugim. Jak i również nie jestem pańskim psem, ani sługą, a jednak to nie stoi na przeszkodzie w zachowaniu pewnych zasad. - Zauważył, a jakże, z tą samą cierpliwością, co dotychczas. - Doktor... Robi pan postępy. - Mruknął obojętnie, choć w rzeczywistości i taki tytuł by mu odpowiadał. Może nawet bardziej niż surowe zwracanie się do niego "pan". Potem zamyślił się nieco, kiedy tamten napomniał nieco o swoich doświadczeniach z lekarzami. Taki już był jego urok, że skupiał uwagę tylko wtedy, kiedy coś lub ktoś naprawdę go interesował. Na ten moment połowę z tego, co biadolił jego gość, puszczał mimo uszu.
- Nie wyznaję żadnego romantyzmu... - Odparł od razu, kiedy wyłapał co nieco w tle, podczas słuchania wiadomości. - ...Ani romantyczności też nie. - Sprostował, jak na Marka Marudę przystało. Vanin był niewzruszonym akwenem wodnym, dodatkowo zimnym, jak skała, zwłaszcza pod względem uczuciowym. Nie to, że tych w ogóle nie posiadał, ale krótkie relacje z kobietami w przeszłości szybko zweryfikowały jego zdolności miłosne. Te z mężczyznami natomiast były rzadsze, bardziej przynoszące nadzieje, ale ostatecznie kończące się tak samo, jak z płcią piękną.
Wzdrygnął się, kiedy Zephyrious nagle krzyknął i ruszył się żwawo z miejsca, jakby coś tchnęło w niego energię z nieznanego źródła. Marcus zawiesił na nim dłuższe, uważne spojrzenie. Zamrugał kilka razy w zdumieniu, a potem wrócił do oglądania telewizji.
- Zaskakująco dobre zdanie ma pan o mnie. - Przyznał Vanin, nie spoglądając nawet w jego stronę. Dopiero po chwili, słysząc drugą część wypowiedzi wampira, przeniósł na niego wzrok. - Nie... Ale jeśli czuje pan potrzebę, żeby się uzewnętrzniać, nie będę mieć nic przeciwko. - Odparł po dłuższej chwili namysłu. Nie wiedział, w jakim celu Czech zadał to pytanie i czy sugerował mu zbyt nadmierne zamknięcie się w sobie. Marcus uważał swoje na ten temat. Ciężko było mówić o uzewnętrznianiu się, kiedy w przeszłości zasmakowało się zdrady najbliższych współpracowników, których traktowało się jak rodzinę.
- Czyli jednak identyfikuje się pan z pierwszą grupą. - Wyłapał Białorusin, wnioskując po tym, co właśnie powiedział Czech. Ciekawe było rozmawiać na życiowe tematy z naćpanym lekami schizofrenikiem.
Zaskoczył się odpowiedzią drugiego wampira na temat wieku, jednak nie dał po sobie tego poznać. Nie skomentował tego.
- Idę po whisky. - Oznajmił beznamiętnie, perfidnie nie udzielając odpowiedzi na pytanie Zephyriousa i zniknął do kuchni. Za moment wrócił ze szklanką pełnej trunku i usiadł z powrotem na tym samym miejscu. - Nieprzyjemne czasy, co? Przebywał pan wtedy na ojczyźnie?

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
Savoir-vivre, nigdy nie był jego mocną stroną, co prawda będąc coraz starszy i mając aż za nadto wolnego czasu coś niecoś się o tym dowiedział, ale to nie znaczyło, że zamierzał to wcielić w życie. Preferując raczej swoje, nonszalanckie zachowanie bez zobowiązań, zwłaszcza gdy dotyczyło to osób, którym w żaden sposób nie podlegał. Plus sztywne zasady, raczej go mierziły jako kogoś kto, był lekkoduchem. Gdyby wiedział co Vanin o nim myślał, z pewnością przeklinał by go pod nosem, gdy ten postanowił go wziąć za jakiegoś podlotka, co prawda umyślnie tak czynił, chcąc nieco wytrącić drugą stronę z równowagi.
Przewrócił oczami, jakby sugerując coś w stylu: No, kurwa nie wiedziałem o tym! Ale był zbyt leniwy by to zwerbalizować. Cóż jeśli Białorusin odczyta to jakoś opacznie to jego problem, nie miał zamiaru prostować tego.
– Ale nie zamierzam przysiąc, że będę używał tego za każdym razem, Doktorze. - sprostował nieco zdezorientowany obrotem sprawy, akcentując chłodno ostatni wyraz. Tak, doktorzy byli istną plagą jego życia, zwłaszcza, gdy za wszelką cenę postanowili go leczyć, co prawda część z nich, na własnej skórze przekonała się do czego był zdolny Czech, parę chwil przed ich własną śmiercią. Musiał w tej chwili wyglądać jak szalony, gdy zaczął ni stąd ni zowąd chichotać, przypominając sobie igraszki z swoimi byłymi lekarzami prowadzącymi z psychiatryka.
- Tak, jakoś nie pasuje mi do Ciebie, romantyzm. Za wiele działania w afekcie, gdy Ty wyglądasz na tym socjopaty, który zamordował by kogoś z zimną krwią i bez mrugnięcia oka. Ale chyba się mylę, skoro jesteś lekarzem. – odpowiedział bez jakiegoś większego namysłu, nie analizując nawet tego co mówił, a mogło to obrócić się niebawem przeciwko niemu. Ba! Romantyczność jest przereklamowana. - dodał po chwili, kiwając sennie głową, by potwierdzić.
– A co Doktor, wolałby abym miał gorsze? - zapytał zaciekawiony, dlaczego reakcją Białorusina, przekrzywiając głowę i oblizując kły, będąc zaintrygowany.
– Szczerze wolałbym nie. Było to przynajmniej na chwilę obecną zmarnowanie pańskiego i mojego czasu, a nadal by tego do śmierci starczyło, a może i więcej. - zbył temat, było stanowczo za wcześnie by otwierał się przed drugim.
Ale może kiedyś, o ile ich relacja przetrwa i może jakoś się zacieśni , opowie mu swoją historię życia.
- A bo ja wiem? Powiedziałbym, że poznałem każdą z tych grup, z większym lub mniejszym skutkiem na przestrzeni rożnych lat. - odpowiedział neutralnie, wznosząc ramiona do góry w geście bezradności. Przyznając się do porażki ten jeden raz.
Nic nie odpowiedział, odnośnie tego, że Białorusin poinformował go, że idzie pić drażniące go właśnie ścierwo dalej. W innych okolicznościach, chętnie by dołączył do drugiego. Ale nie pod wpływem leków tego typu, nie wspominając o mdłościach, które nie dopuściły by nawet by napił się go, bojąc, że jeszcze szybciej zwrócił by je, niżeli by je przyjął. - Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Doktorze. - rzucił chłodno, niezbyt zadowolony, że dał się wykorzystać, ale i tak podzielił i uchylił rąbka przeszłości w jakiej żył. Na szczęście nie był to jakiś istoty okres w jego życiu, ot co kolejny czas w biegu, no może trochę większym bo armia dychała Ci na karku...
- Nieprzyjemne, to trochę za łagodne określenie. Tamten okres był kiepski, aczkolwiek nadal się nie umywała do Drugiej. Nie. W tamtym okresie zacząłem już podróżować, będąc parę lat już na obczyźnie. Może być to trochę ironiczne, ale wspieranie Państw Centralnych nie wchodziło w grę, już wtedy jakoś Ententa mnie bardziej przyciągała, a może to była kwestia własnego widzimisie, w każdym razie. Wtedy też odwiedziłem ojcowiznę - Mateczkę Rosję, a potem jakoś przyciągnęło mnie na Serbię, ogólnie w tamtym okresie byłem dość w ruchu, nigdy nie zostając na długo w jednym miejscu. Pewnie kwestia niepewnych czasów... - odrzekł zamyślony i pogrążony we wspomnieniach tamtych dni.

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Skinął głową na znak, że dotarło to do jego wiadomości. Nie znaczyło to jednak aprobaty. Po prostu zostawił ten temat. Natomiast uśmiechnął się krzywo w reakcji na następne stwierdzenie Zephyriousa. Socjopata. Sam już nie wiedział, czy bardziej go śmieszył tak łatwy osąd, czy może jednak brzydził. Marcus bowiem nie uważał siebie za kogoś pozbawionego emocji, a tym bardziej zdolnego do mordu z zimną krwią. O ile z tym pierwszym miał problemy, które wynikały z kompletnie czegoś innego, tak z tym drugim... Nie mógłby tak po prostu pozbawić kogoś życia.
- Lawiruje pan między romantycznością, a mordem. Ma pan nietypowy sposób łączenia faktów. - Skomentował, nie udzielając żadnej naprowadzającej odpowiedzi. Może jednak był tym socjopatą, który mógłby zamordować bez mrugnięcia okiem. Niech Zephyrious ma zagadkę. Co do przereklamowanej romantyczności, cóż, przytaknął krótko. Nic dodać, nic ująć.
- Jest mi to zasadniczo obojętne. - Przyznał całkiem szczerze. To, co uważał o nim wampir, było sprawą całkowicie nieistotną na ten moment. Zazwyczaj Marcus miał dobrą opinię - jako specjalista w swoim fachu. Jako towarzysz do rozmów niekoniecznie. Zdawać się mogło, że żadna opinia nieszczególnie go zaskoczy - no może te pozytywne chociaż odrobinę.
Posłał krótkie zerknięcie w stronę Czecha. Ten postanowił nie odpowiadać bezpośrednio na stwierdzeniem, jakim się podzielił. No cóż, nie będzie drążyć. Przynajmniej tyle, że mógł napić się swojego ulubionego trunku.
- Najmocniej pana przepraszam. - Zaczął w reakcji na zwróconą w jego stronę uwagę. Brzmiał przy tym obojętnie, jak dotychczas, choć może nuta lekceważącego tonu mogła się przez to przebić. Ciężko stwierdzić, co siedziało w głowie doktorka. - Zostałem przemieniony kilka dni przed moimi czterdziestymi urodzinami. - Odpowiedział, jak chciał Nezirěvic. Marcus i tak dobrze się "trzymał", jak na wiek mocno zbliżający się ku wieku średniemu. Miał nieco mniej zmarszczek niż rówieśnicy, chociaż czas nie oszczędził go w stu procentach. Po części cieszył się, że nie został zamknięty w ciele dwudziestolatka, jak pewna część wampirów, których zdążył już spotkać. Wygląd stanowił bardzo ważny aspekt w spotkaniach biznesowych, zwłaszcza wśród ludzi.
- Mateczka Rosja. - Powtórzył za Zephyriousem. Niemniej nie chciał czepiać się swojego gościa, zwłaszcza jeśli czas tyczył się jednego z gorszych okresów ludzkości. Marcus nie darzył tamtejszej Rosji ani teraźniejszej szczególną sympatią. - Ciekawi mnie jeszcze, panie Nezirěvic, czy był pan na froncie? Czy pańska choroba zaczęła się w jakimś... Szczególnym momencie?

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
Niezbyt zwrócił uwagę na otaczającą go rzeczywistość, będąc w istocie w stanie chwilowego głębokiego przemyślenia. Nie wiedząc czemu, pomyślał o kołyszących się białych wonnych dzwoneczkach. Convallaria majalis, czyli znana wszystkim konwalia majowa. W wiktoriańskim języku kwiatów oznaczająca powrót szczęścia, czy tak właśnie się czuł, skoro o niej pomyślał? A może po prostu chciał życzyć drugiej stronie: pomyślności  i dalszej długiej młodości, czyli zasadniczo wiedzenia jak najdłuższego życia w dobrostanie?
Albo wynikało to, że za parę miesięcy obchodzone jest: La Fête du Muguet - Święto Konwalii, przypadające na 1 maja. Cóż chyba kolejna okazja na zarobek o ile jej nie przegapi, jak tej. Skrzywił się na myśl, że pomimo swoich wielowiekowych skitranych oszczędności, stracił możliwość dodatkowego zarobku.
– Być może, ale czy jedno, wyklucza drugie? – zapytał filozoficznie. Nigdy nie mówiłem, że jest on typowy. Poza tym wychowanie na Edypie i Makbecie, raczej nie sprzyjało by było inaczej. - dodał po chwili, przypominając sobie czasy, gdy był zmuszony jeszcze za czasów bycia śmiertelnym do przeczytania tych dwóch pozycji, co prawda były jeszcze gorsze, ale te też niezbyt przypadły mu do gustu, aczkolwiek pozostawiły, dość mocny ślad w pamięci Czecha.
– To lepiej dla Ciebie. - odpowiedział, nieco wyrażając zazdrość, gdy on sam należał do ludzi, wpadających w skrajności w skrajność. Albo się nadmiernie martwił, albo popadał aż nadto w stan ambiwalencji, odrętwienia.
I tak, naprawdę wolał nie opowiadać historii swojego życia, na drugim jakże obyczajowym spotkaniu zapoznawczym, akhem, eksperymentalnej terapii farmakologicznej.
– Nie dałbym Doktorowi tyle.  - odpowiedział przeciągając. Teraz dałeś mi istny ból głowy, bo zasadniczo jesteś ode mnie starszy jeśli chodzi o staż, kiedy zostałeś pobratymcem, zaś z drugiej do czorta, może okazać się, że i tak jestem starszy ogółem… Dzięki, teraz mam rozkminę na jakiś czas, nienawidzę Cię Vanin. - jęczał, zirytowany, ale raczej z ironią, nie czując aż tak negatywnego odczucia do Doktorka w rzeczywistości.
– Tak. Aczkolwiek porównując z Czechami, i tak była niczym.- odpowiedział, co prawda kultura Rosji była dość rozległa, tak samo jak sam kraj, ale nie należał on do miejsc do których, chciałby jakoś szczególnie wracać. Prędzej do Czech… Litwy, Serbii czy Polski.
– Bezpośrednio, przynajmniej jako żołnierz, nie. Byłem bardziej uwikłany w działalność konspiracyjną, a szczególnie kurierską, dostarczając rozkazy i ogólnie wiadomości, gdzie trzeba było. - odpowiedział po chwili głębszego przemyślenia, a jego oczy ukazywały rozproszenie, ukazując, że myślami był gdzie indziej, zapewne wspominając tamte złowrogie czasy. -  A jeśli chodzi o  samą chorobę. To miałem już ją na długo przed wspomnianą wojną, choć podczas jej trwania zdarzały się dość problematyczne momenty jej zaostrzenia. - dodał nie ukrywając prawdy na ten temat. Istniało jeszcze kilka domniemanych przyczyn dlaczego, nabył chorobę. Jedne były bardziej racjonalne, drugie mniej. No cóż, różni lekarze zdarzali się na przestrzeni tych paru wieków jego egzystencji, jedni lepsi, drudzy nie.
– Zdecydowanie powinienem dać Ci pokrzywy… – wymamrotał nieświadomie na głos, nie wiedząc czemu, chcąc drugiemu dać jakiś kwiatowy prezent. Normalnie planował dać mu coś bardziej przyjaznego, ale teraz Doktorek się nad nim pastwił, więc chciał mu to uświadomić, dając tę roślinę, która w wiktoriańskim języku kwiatów oznaczała jakże wymownie, okrucieństwo.

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Westchnął w reakcji na znajome mu tytuły. Mocny argument, nie mógł się z tym nie zgodzić. Zresztą, nie tylko te - zaraz przypomniał sobie inne książki, które zawierały motyw śmierci i miłości. Daleko szukać nie trzeba było, wystarczy spojrzeć na tę, która była numerem jeden wśród wszelkich tragedii miłosnych.
- Owszem, jedno wyklucza drugie. Romantyzowanie śmierci jest okropnie nudne. I raczej nieprawdziwe.- Odparł, jakby sam temat go zmęczył. Nie to, że Zephyrious był męczący - bo nie, bynajmniej nie na ten moment. O dziwo, rozmowa z mężczyzną powoli zaczynała go bardziej angażować. Po prostu przypomniał sobie swoje czasy szkolne, kiedy musiał czytać tytuły Shakespeare'a. Doświadczenie nie należało do przyjemnych, bo lektury same w sobie były mdłe i nudne. Już pomijając nieistniejącej tam romantyczności, której nie usiłował nawet dojrzeć.
Skinął głową w zgodzie ze słowami Czecha. Marcus był świadomy tej cechy, jaką było nieinteresowanie się opinią innych. Życie mocno zresztą go przeorało pod tym kątem. Później zaczął nadrabiać wszystko umiejętnościami. Nawet jeśli znalazł się ktoś, kto go nie lubił, Vanin i tak był na tyle cenną postacią, by zrezygnować z nim współpracy.
- Nie ma za co. - Mruknął obojętnie. Nie wziął na poważnie słów Zephyriousa o rzekomym uczuciu nienawiści w jego stronę. Uwagi o tym, że wyglądał nieco młodziej niż miał lat, cóż... Zanotował, nie komentując tego jakkolwiek.
Natomiast jak najbardziej interesujące opowieści były o czasach wojennych. Niestety, musiał powstrzymać nieco swoją ciekawość, inaczej jego rozmówca złapałby podejrzenia, że mógł być rzeczywiście starszy od Marcusa. Zwykle mu to nie robiło zbyt wielkiej różnicy, ale najwyraźniej znalazł pewnego rodzaju satysfakcję w utrzymywaniu Czecha w niewiedzy.
- Kiedy właściwie się zaczęła? - Zamiast tematu wojny, postanowił drążyć temat o jego schizofrenii. Skoro i tak już tutaj był i buźka mu się nie zamykała, mógł skorzystać z wylewności swojego pacjenta.
Odwrócił spojrzenie od telewizora, słysząc coś o pokrzywach. Nie wiedział, co bardziej go zaskoczyło - pokrzywy jako prezent, czy sama chęć wręczenia prezentu. Nawet jeśli sam podarunek miał mieć niesympatyczne, ukryte przesłanie... Nikt nigdy aż tak bardzo się nie fatygował, aby pokazać wobec niego sympatię. Albo antypatię.
- Jeśli chce pan mi coś podarować, polecam, żeby to było coś w doniczce. Nie lubię, kiedy marnują się rzeczy, w tym także rośliny. Nie potrzebuję niczego, co zwiędnie w ciągu kilku tygodni. - Oznajmił spokojnie, pozbywając się szybko tego lekkiego zdumienia, jakie go ogarnęło. Nie wiedział, dlaczego Zephyrious w ogóle wyskoczył z czymś takim, ale wolał się nad tym nie zastanawiać.
- Wracając do tematu właściwego... Jak się pan czuje? Wracają siły? - Spytał po chwili.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
A może powinien mu sprezentować Niebieski Hiacynt, jako prezent od jego firmy, a właściwie od jego samego. Zwykle sam nie miał tendencji do obdarowywania innych kwiatami, na to trzeba było albo zasłużyć, albo tak się starać, że w zawoalowany sposób Czech powie Ci, że ma Cię dość i lepiej byś zniknął z domeny, jaką stanowi jego kwiaciarnia, co nie zdarzało się jakoś szczególnie często. Może dlatego, że obecność roślin tak dobrze go wyciszała, kto wie? Niebieski Hiacynt. W jego przypadku miało to dość ironiczny wydźwięk, wszak jego imiennik w ferworze gniewu i zazdrości zabił swojego Kochanka. Choć bliżej było mu do obiektu nie dwzajemnionej miłości - Hiacynthusa, gdy ten miał schadzkę z Apollinem. Ogólnie kwiat i jego kolor miał oznaczać stałość, coś co wydawało mu się idealnie odzwierciedlać naturę drugiego mężczyzny. Co prawda większość, odnosiła to do uczuć i wierności, on do stabilności, może wręcz automatyzmu, nieco sztywnego zachowania drugiego. Spojrzał na drugiego, nieco intensywnie, po czym opuścił wzrok nieco speszony, tym co zamierzał insynuować mu umysł. On nie widział Vanina, w sposób wykraczający poza biznesowy i minimalnie jako źródło rozrywki, ale na chwilę obecną nic więcej niż to. Nie wiedział jak w przyszłości potoczy się ich relacja, czy pozostanie niezmienna czy w jakiś sposób ewoluuje, a może całkowicie się za traci. Nie, wolał się nad tym jakoś specjalnie nie rozwodzić, skoro i tak nic nie wskóra, gdy do utrzymania jej potrzeba chęci obu stron…
– Dlaczego, zawsze musisz uderzyć tam, gdzie najbardziej mnie boli? - zapytał na wpół oskarżycielsko, na wpół ukazując swoją dziecinną stronę, chcącą się nieco bardziej przekomarzać z drugim wampirem, widząc powtarzający się, aż nad wyraz często schemat. To było naprawdę dziwne, jak druga strona łatwo potrafiła go zniszczyć, w zaledwie przeciągu paru sekund, natychmiastowo nokautując. Aczkolwiek, z punktu widzenia medycznego się zgadzam. Bo potem macie idealistycznych samobójców, którzy się na czytali Romea i Julii, albo mający pieprzony Weltschmerz, obie postawy dość dobrze popieprzone. - dodał po chwili bez mrugnięcia okiem, co prawda, i w jego okresie życia, były momenty, gdzie wyznawał oba poglądy i nie skończyło się to dobrze. Ale hey, on nadal żyję, a inni niekoniecznie mieli to szczęście.
Prychnął tylko niczym kot i wyszczerzył kły w akcie odpowiedzi. Gdyby o tym wiedział, że interesują drugą stronę jego życiowe perypetie na froncie nigdy by o nich nie powiedział, wszak to była najbardziej nudna część jego życia, przynajmniej w jego mniemaniu, albo raczej tak wiele się działo, że ciągle był przeciążony, ale nadal był skuteczny. (To nie tak, że prawie parę razy po drodze nie umarł, a jednak żył…) Cóż miał podejrzenia co do wieku drugiej strony, zwłaszcza, że był dość dziwnie zainteresowany historiami z tamtego okresu, a większość osobników, która to przeżyła albo chlubnie się tym chwaliła, albo chciała zapomnieć o koszmarach tamtych dni… Tak czy siak, nie zamierzał nic z tym robić, czekając aż sytuacja rozwiąże się sama, we własnym czasie.
– Schizofrenia? Hm, raczej dość standardowo, jak na tą chorobę, czyli w wieku nastoletnim. Przynajmniej według waszych badań. - rzekł z przekąsem, ale na tym nie przestał i dalej kontynuował swoją opowieść, jakby wcale nie dotyczyła jego, a jakieś bliżej nie określonej osoby: Miałem wtedy 17 lat, co prawda już wcześniej przejawiałem swoje skłonności do swoich dziwactw, ale z czasem to narosło i doszły inne mniej przyjemne rzeczy, ale to chyba było wiadome.
– Pokrzywy w doniczce?! - zapytał po chwili, niemal krzycząc z herezji tego pomysłu, na szczęście powstrzymał się przed ryknięciem na cały głos. Będąc szczerym myślałem, o suszu z nich, myślałem, że jako lekarz bardziej docenisz je w formie sypkiej i martwej niż żywej. - odparł lekko zakłopotany, nieświadomie ręką sięgając karku by go potrzeć.. Świadczyło to również o tym, że jego kończyny postanowiły wreszcie wrócić pod jego autonomię, niestety nie był tego jeszcze świadomy. Aczkolwiek wizja Vanina z doniczką pokrzyw, wywołała po chwili salwę śmiechu. - Taki widok byłby bezcenny. - dodał, promiennie się uśmiechając.
Wiedział, że błoga sielanka nie potrwa zbyt długo, zmuszając do przejścia na ważne tematy i epicentrum pracy Białorusina, a mianowicie powrót do rozmowy o stan zdrowia. Westchnął w duchu, cierpiętniczo. - Lepiej. Przede wszystkim język i percepcja nie plącze mi się jak wcześniej, doktorze. - odparł szczerze z nutą wyraźnego sceptycyzmu co do własnego ciała. Można było usłyszeć bezgłośny szept: pierdolony zdrajca, za pewne skierowany do zwodniczego ciała, gdy okazało się, że funkcje kończyn wróciły do swojego używania. No cóż, wszystko dobre, co się dobrze kończy, ale nie wiedzieć czemu czuł poczucie straty w powietrzu…

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Vanin na ten moment nawet nie miał pojedynczej myśli sugerującej, by kontynuować znajomość z Czechem w innym sposób, niż dotychczas. To nie tak, że to niemożliwe wzbudzić w niczym niewzruszonym doktorze jakiekolwiek chęci podtrzymania kontaktu, prowadzenia relacji... Po prostu Marcus zwykle sam nie wchodził w relacje. Nie inicjował ich. Traktował je jako zbędne dodatki do jego życia pełnej pracy. Kiedy jednak komuś bardziej zależało na tym, nie odpychał - a może powinien.
- Nie rozumiem...? - Mruknął Marcus zupełnie szczerze, wykrzywiając brwi. Nie miał absolutnego pojęcia, co takiego zrobił, że Zephyrious poczuł się... Urażony? Ciężko stwierdzić. Może nie powinien był pytać, uznawszy koniec końców, że było to działanie jego choroby. Później tylko wzruszył ramionami. System edukacji na terenach państw słowiańskich był, jaki był i miał się dobrze od wielu lat. - Na weltschmerz znam dobry lek i jest do odpowiednia dawka dyscypliny. - Skwitował nieczuło i bez najmniejszej wątpliwości w głosie. Pan Maruda się uaktywnił, ale ciężko tutaj o empatię wśród jednostki wychowanej na równie nieczułej Białorusi.
Co do samego zainteresowania o "tamtych czasach", tak naprawdę Marcus nie zapytał o nic, co mogłoby naprowadzić Zephyriousa na taki tok myślenia. Spytał jedynie o jego osobiste przeżycia i to nawet nie zbyt nachalnie, zaraz schodząc na temat schizofrenii - o której zresztą posłuchał cierpliwie i z większym zainteresowaniem niż tę część o samobójcach. Potem skinął głową. Odpowiedź zaspokoiła na razie jego ciekawość.
Wyraźnie się zdziwił - nie pierwszy i nie ostatni raz w ciągu tego spotkania - kiedy Czech znowu dość żywiołowo zareagował na pokrzywy w doniczce. Marcus obdarzył go krzywym spojrzeniem tylko przez moment. Suszona pokrzywa?
- Nie, jako lekarz wierzę w bardziej sprawdzone metody, zresztą... - Urwał, również nieco zakłopotany ideą otrzymania jakiegoś prezentu - nawet jeśli ten miał być dość słabym zamysłem. - ...Suszona pokrzywa? I do czego miałaby mi być potrzebna? Jako przyprawa? - Spytał nieco sarkastycznie, choć nie rozbrzmiewała ona aż tak perfidnie. Vanin, mimo wszystko, wciąż był stoickiego usposobienia. Niemniej rzeczywiście, pierwszy raz od dawna miał ochotę zapytać nieco bardziej bezpośrednio; po cholerę mu suszony chwast?
Później było tylko dziwniej, kiedy Zephyrious wymamrotał coś pod nosem i zaczął się śmiać. Może jednak leki nie zadziałały do końca dobrze.
- Dobrze to słyszeć. - Przyznał całkiem szczerze, odsuwając od siebie poprzednie tematy, które wprawiły ich obu w niewielkie zakłopotanie. - Wie pan, że przez tę kurację musi pan na siebie uważać. Osłabienie organizmu na rzecz przyjmowania tabletek będzie z panem teraz codziennie. Proszę nie zwracać na siebie uwagi. Jeśli epizody będą się zaostrzać pomimo stosowania leków, proszę do mnie przyjść. Będę mieć na to pewien pomysł... - Pomysł, czyli więcej tabletek. Tych nigdy za mało, prawda?

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
Zephyrios nie przyznawał się do tego, nawet przed samym sobą, ale był diabelsko samotny. Nawet to nie oddawało, głębi tego jak mocno było zakorzenione w nim samym, to desperackie uczucie osamotnienia w wielkim świecie i błędnym przekonaniu, że nikt go nie zrozumie. Ale pomimo tej osobistej gehenny, by spotkać swoją jakże poetycko "bratnią duszę", towarzysza, który będzie towarzyszył mu przez większość nieśmiertelnej drogi, zapewniając rozrywkę jak i wyzwanie. Lecz zdawał sobie sprawę, że nikt zdrowy na umyśle go nie zaakceptuje. Już jako człowiek, ledwie został zaakceptowany przez swoją już martwą żonę, a oboje dość poważnie cierpieli w tym związku, zwłaszcza, gdy epizody choroby stawały się coraz liczniejsze i trudniejsze do opanowania. Jednak tuż przed jej śmiercią miał kilku miesięczny okres remisji, albo co najmniej nie aż tak widoczne objawy. Przez chwilę jeszcze pogrążył się w melancholicznych myślach, będąc niezmiennym, co najwyżej lekko przygaszonym starym Wampirem.
- A co tu jest do rozumienia? - zapytał, mrużąc nieco swoje niebieskie oczy, czując uderzenie w swoją kruchą męską dumę jako artysta. Był nie zadowolony to prawda, ale nie znaczyło to, że splunie na drugiego, albo nagle zarządzi ciche dni w przypadku tak świeżej relacji, no i Zepha bycia no cóż Zephem, to by dość długo nie przetrwało... - Uwierzyłbyś, gdybym Ci powiedział, że w moim przypadku odniosło to nieco odmienny skutek? - zapytał zaciekawiony, ale z charakterystyczną leniwością dopełniającą jego ton. Taka była prawda, aczkolwiek pierwsze przejawy masochizmu, wystąpiły prędzej niż zanurzenie się w Weltschmerzu, który nastąpił dopiero po jego przemianie.
Jak miał nie zareagować na pokrzywy w doniczce, jak w jego mniemaniu to był ten poziom bluźnierstwa, jak to, że Ziemia jest płaska, a jedynym prawdziwym Bogiem jest Latający Potwór Spaghetti, wyznawany przez Pastafarian... Pokrzywy z natury były dzikie, nigdy nie ośmieliłby się hodować ich w doniczce, to było coś co nie pasowało do całości obrazka. Co prawda mógł by jednak ofiarować drugiemu jasnoty, wkręcając go, że dał mu nie palące pokrzywy, ale to innym razem. Choć też niezbyt mu pasowało by dać je do doniczki...
- Rozumiem, podejście. Aczkolwiek nie odrzucałbym alternatywnej terapii, niekiedy leki to za mało mimo wszystko, powinieneś to wiedzieć. A medycyna jest zdecydowanie holistyczna, więc i taka znajdzie coś dla siebie. - odrzekł szczerze, racząc drugiego spojrzeniem, i wzruszając przy tym ramionami. - Myślałem początkowo o świeżych młodych liściach, te są najlepsze. Ale skoro wspominałeś o nie marnowaniu, te powinny lepiej Ci służyć. - powiedział, wyciągając zza pazuchy malutki pakunek, kolorową ozdobną saszetkę z suszem w środku. Tak, on kitrał przy sobie niektóre rodzaje mieszanek ziołowych, czy to dla spokoju własnego ducha, jak i ochoty zaparzenia sobie w dogodnym momencie czajniczka, zdrowej ziołowej herbaty. Cóż tak zasadniczo to było właściwie najmniejsze z jego dziwactw. Czy zrobienie sobie naparu jest aż tak starożytną sztuką?- zapytał z powątpiewaniem, zaczynając się trochę bać. Poza tym to naturalny diuretyk oraz środek odkażający, ale to zaledwie namiastka jej potencjału. - odparł poważnie, nad wyraz poważnie, wskazując ręką pakunek, który postanowił jakiś czas później dać na stół. I tak są dla Ciebie, marny prezent, ale lepszy niż nic. - dodał chichocząc, odkładając subtelnie na blat paczuszkę. Była w miarę sterylna, wszak sam miał ją spożyć. Jako paranoik przykładał sporą uwagę do tego, by przypadkiem nie zostać otrutym przez Bóg wie co, stare przyzwyczajenie z Rosji...
- Też, tak uważam. - odparł nonszalancko, wracając nieco do swojej frywolnej natury, trochę bardziej. Uważać? - powtórzył po nim, powątpiewając. Paranoik wewnątrz niego bił na alarm, choć w chwili obecnej były to ledwie słyszalne pojedyncze dzwonki, nadal nie wydawało mu się to bezpieczną opcją. Zwłaszcza, że wtedy wszystko lubi się walić na łeb, kiedy nie możesz temu podołać.  Zdaję sobie z tego sprawę, prawdopodobnie będzie najlepiej jeśli ograniczę moją działalność zewnętrzną do absolutnego minimum. Cieszysz się? - powiedział poważnie, głośno uzewnętrzniając własne myśli. Natomiast pytanie było swoistym przekąsem w stronę Doktorka. Skinął głową, rozumiejąc, że jakby była sytuacja awaryjna to ma biec prosto pod jego drzwi. Aczkolwiek i tak wydawało mu się, to nad wyraz idiotyczne. Czyżby kolejna terapia wspomagana? - zaśmiał się szyderczo, i lekko wyzywająco. Naprawdę nie lubił być eksperymentalną świnką morską, a istniało duże prawdopodobieństwo, że niebawem zostanie nią ponownie...

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Samotność była... Męcząca, ale tylko momentami. I w tych właśnie momentach Vanin w żadnym wypadku nie zamierzał przyznawać się nawet sam ze sobą, że czasem mu ona doskwierała. Była ona bowiem pułapką, do której, jeśli się wpadło, ciężko się wydostać. Prowadziła do wielu niepotrzebnych, sabotujących myśli. Prowadziło do niepotrzebnej desperacji i szukania u innych aprobaty, a w najgorszym przypadku potwierdzenia, że nie było się aż tak beznadziejnym przypadkiem, jak mawiał głos w głowie. Nie to, żeby doświadczał takie rzeczy... Nie teraz, może w czasach szkolnych i studenckich. Pamiętał to i cieszył się, że te epizody miał już za sobą.
- Sporo. - Odparł od razu. - Nie powiedziałem nic, co mogłoby pana zaboleć. - Wyjaśnił otwarcie, spoglądając dalej zdziwionym na Zephyriousa. Jeśli ten jakkolwiek oczekiwał, choćby podświadomie, że znalazł pokrewną duszę zdolną do romantyzacji krzywdy i cierpienia oraz romantyczności samej w sobie, cóż... Zdecydowanie na pewno się zawiódł. Jeśli jednak będzie w sobie tlił jakiekolwiek nadzieje, żeby wykrzesać cokolwiek z tych rzeczy w Marcusie, będzie musiał żyć w cichym cierpieniu, jakie niosło ze sobą to pożerające uczucie samotności. O samą romantyczność szczególnie ciężko, kiedy rozmawiało się z osobą, która była pod wpływem leków i leżała plackiem na jego kanapie.
- ...Nie wiem. Chyba że będzie pan skłonny wyjaśnić szczegóły. - Odpowiedział po krótszej chwili namysłu. Broń boże nie pomyślał o kryjących się za słowami zamiłowaniem do masochizmu. Myślał, że mężczyzna nawiązywał do jakiejś mroczniejszej historii rodzinnej, w której to był bity za młodu, a i tak nie przyniosło to "odpowiednich" rezultatów.
...Czy powinien wiedzieć? Być może. Starał się zagłębiać w temat psychiatrii, ale nie chciał chwalić się swojemu pacjentowi, że tak naprawdę nie był specjalistą w tej dziedzinie.
- Holistyczna? Proszę bardzo, może pan uzupełnić terapię codziennym joggingiem. - Oznajmił bez zawahania. - Wysiłek fizyczny poprawia stan organizmu i... - Urwał, kiedy zorientował się, że drugi wampir właśnie wyciągnął rękę, żeby coś mu podarować. Spojrzał na saszetkę suszu roślinnego i zamrugał. Białorusin naprawdę nie wiedział, jak się teraz zachować, szczególnie, że nie potrzebował takich rzeczy. Zaraz przekierował wzrok na twarz wampira, oczekując dalszego rozwinięcia wypowiedzi... Być może to pomoże jemu samemu wykrzesać z siebie jakąkolwiek odpowiedź. Na nic to. Odłożył pakunek na stół, a wziął zamiast tego szklankę whisky. Tak, bursztynowa ciecz o smaku ostrego, lekko gorzkiego orzecha włoskiego, była zdecydowanie lepsza niż parzenie sobie herbatki.
- Dziękuję. Zaparzę sobie kiedyś, jak złapie mnie jakaś grypa. - Aj, kolejna subtelna ironia. Wampiry nie chorowały, to wiadome.
- Tak. - Odpowiedział na - chyba - zapewnienia Czecha o ograniczeniu swojej "zewnętrznej" działalności. Koniec końców, drugi wampir sam brał odpowiedzialność za swoje czyny, jeśli nie będzie stosować się do zaleceń i nie dbał o własne zdrowie oraz bezpieczeństwo.
- Kolejna? - Wychwycił Marcus i obdarzył go krótkim zerknięciem. - Urazy z przeszłości?

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach