14.02.2024 Łykaj grzecznie tabletki

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Czekał cierpliwie na odwiedziny pewnego jegomościa, słowiańskiego znajomego. Okoliczności ich poznania były nietypowe i wymusiły na Vaninie oddanie się uczuciu litości. Nadprzyrodzony w potrzebie, którego epizody choroby aż nazbyt rzucały się w oczy tamtego dnia, mógł w końcu zaznać nieco ulgi.
Krew oraz tabletki również czekały cierpliwie na swoich miejscach. Psychiatrą, co prawda, nie był (tak samo jak i transplantologiem), ale bardzo ciekawiła go reakcja nadnaturalnego organizmu trawionego chorobą psychiczną na tabletki. Miał pewną teorię, którą testował i sprawdzał od dłuższego czasu dla własnego widzimisię. Tak po prostu. Poprzednie, zdawać się mogło, nie działały za dobrze na drugiego wampira. Miał dla niego inne, a jego kuracja miała się dopiero zacząć. Z tego tytułu musiał zażyć je jeszcze u niego w domu, żeby zostać pod czujną obserwacją.
- Pan Nezirěvic. Proszę. - Wskazał dłonią w zapraszającym geście, kiedy wampir pojawił się przed drzwiami, o czym wcześniej zaalarmował dzwonek do drzwi. Dwie rośliny doniczkowe (philodrendrony), które zakupił w kwiaciarni Zephiriousa stały w salonie.
Był to drugi raz, kiedy mężczyzna przyszedł do niego do domu. Pierwsze przyjęcie dawki musiało odbyć się pod jego obserwacją. Niemniej, nie znali się na tyle dobrze, by mówić sobie po imieniu.
- Czosnek osłabia skutecznie układ odpornościowy wampira. Przed wzięciem tabletki będę musiał panu wstrzyknąć nieco roztworu pod skórę. Następnie weźmie pan tabletkę. Nic, czego pan nie wie. - Rzekł, prowadząc gościa do salonu. Nie mówił przy tym nic nowego. Jednak tego typu profilaktyka musiała być praktykowana przed każdą aplikacją tabletki. Dlatego spojrzał wyczekująco i zlustrował badawczym spojrzeniem. - Mam nadzieję tylko, że pamięta pan o tym, by używać tego za każdym razen u siebie w domu.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
Bycie przesądnym stanowiło nieodłączną część, a może nawet swoisty urok jego zdecydowanie eksctrawertycznej natury. To był również znaczny stopień spierdolenia umysłowego, przynajmniej według społeczeństwa, dokładnie taki sam jak jego nigdy nie słabnące zainteresowanie, fiksację związane z dziedziną magii.
Większość ludzi postrzegało to jako zły omen, bliżej nieokreślone dziwactwo, albo najzwyczajniej w świecie urojenie. Kurwa, on by się nawet nie zdziwił jakby tak właśnie było...

Ale on właściwie nie postrzegał tego w ten sposób. Dla niego było to objawienie. Taki rodzaj śmieciowego prezentu, którego przed laty nigdy nie otwierałeś, mgliście pamiętając, że jego zawartość to prawdziwa tandeta. A jednak po otwarciu, okazuje się jakże zgoła odmienne, idealnie potrzebne do obecnej sytuacji. I tak właśnie było dla niego z przesądami, stanowiące nań pokręconą formę rozrywki, dodająca troszkę smaczku do wlekącego się w czort jak piekielnie długo życia, a może i dużej o ile jakiś pieprzony kółek, głód krwi albo wilkołacze paskuctwo się nie napatoczy i go nie sprzątnie.

Ale hey! Właśnie to fatum, doprowadziło go do Vanina, albo odwrotnie. Nie wiedząc czemu przyprowadziło go pod jego drzwi. Pomimo wielkiej niechęci by skorzystać z pomocy osoby, która widziała Cię w najgorszym stanie. No może drugim jeśli liczyć, pewną masakrę z jego udziałem...

Więc stał tak chwilę, zastanawiając się w jego mniemaniu godzinami, żeby przycisnąć przycisk dzwonki i zadzwonić. Metaliczny dźwięk chwilę wibrował, lekko go irytując. Nie minęło wiele, zanim sam
właściciel posesji stanął w portalu, niczym pan i władca, i zarazem hojny gospodarz zaprosił go do środka.

- Nie wiedziałem, że jestem takim wybitnym gościem, Vannin.
- odrzekł z przekąsem i błyskiem rozbawienia w oku.

Cóż bycie na per Pan, per Pani bardzo gryzło go w zęby, wolał raczej bezpośredniość Anglików, albo honorowe wyrażenia jakie używają Azjaci, niż to.

Wyszedł do środka I jak małe kaczątko, podążył za swoją mamą, a właściwie przykładny gość za goszczącym go w swoich włościach jegomościem. Co prawda tyle z bycia przykładnym, władany  język nie pozwalał ani na jotę więc udawania, tego kim się nie jest.

Oczywiście wśród dokonywanego ponownego rekonesansu, a mianowicie leniwego ogarnięcia przestrzeni okiem, jakby kotu zdechła mysz czyli totalnie niesatysfakcjonującego działania. Zawiesił się na ułamek sekundy za długo na roślinach doniczkowych. Ale wtopa! Niestety nic nie poradzi, że rośliny to jego pięta Achillesowa, a zwłaszcza te wychodzące z pod jego ręki.

Usłyszawszy słowa wychodzące z ust Białorusina, lekko zmrużył oczy i przekrzywił głowę nieco na lewą stronę, dość dobitnie w jego mniemaniu ukazując sobie czy sobie z niego kpi. Tak, co prawda był wiejskim chłopem, ale nie idiotą. I z natury dość ciekawską istotą, zwłaszcza jeśli chodzi o dziedziny sobie znane. Bycie człowiekiem, czy wampirem jeśli chodziło w grę jedno z jego dzieł życia, było niczym. Przysłowiową Nicością i Marnością, ot co więcej, ot co mniej.

- Wiem. - wyrzekł monotonnie, zamykając oczy bardziej, czując, że część niego chętnie poczyniła by coś zgoła innego, przyprawiając go jednocześnie o mentalną migrenę.

Uroczy paradoks zważywszy na jej właściwości u człowieka. -dodał po chwili, a jego głos zabrzmiał odrobinę chłodniej. Ale nie podjął żadnych aktywnych działań by przerwać czynione przygotowania, pozwalając się prowadzić wedle uznania lekarza.

Kusiło go powiedzieć, że nie. Chcąc zobaczyć reakcję doktorka. Czy by się załamał, wyrzucił go z domu czy się jakoś inaczej wściekł.

Kurwa! Nie jestem małym dzieckiem, i pomimo tego całego pierdolnika w głowie, na chwilę obecną jestem na czysto z dawkami. Nawet jednej zaległej...

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Otworzył usta, ale zawahał się, kiedy zorientował się, na czym się złapał. O mały włos, przez częste przebywanie z Andre, chciał poprawić gościa, by mówił do niego po imieniu.
- Dla ciebie pan Vanin. - Poprawił niefrasobliwego wampira bez żadnych emocji w głosie. Nic. Zapewne ten już zauważył, że Vanin był ogólnie wybrakowany w ich okazywaniu - czy rzeczywiście je miał, nie wiadomo. Bynajmniej trudne do wysnucia wniosków bez lepszego poznania Białorusina. Niestety, ich takowa relacja nie łączyła. Faktem jednak było, że zwracanie się do niego po samym nazwisku bez formy grzecznościowej go irytowało.
Poniekąd zdawał sobie sprawę z problemu Zephyriousa. Niestabilność emocjonalna, działania podchodzące pod niepoczytalne, mówienie do siebie i obsesja na punkcie magii. Choroby psychiczne miały to do siebie, że rządziły ofiarą jak chciały. Czech miał szczęście, iż Vanin miał to na uwadze, gdyż nie za bardzo tolerował aktów gryzienia ręki, która karmi - bo tak właśnie widział siebie Białorusin w tej relacji.
W międzyczasie zaczął przygotowywać roztwór. Pamiętał, jak jeszcze za czasów na Białorusi, kiedy pracował dla Ludwika, pracoholizm pochłonął go na tyle, że w pewnym momencie nie raz pokusił się o pewne środki pobudzające. Na początkach przemiany zdążył na własnej skórze przetestować działanie kilku substancji. Logicznym ciągiem było to, że skoro już narkotyki nie działały na ośrodek układu nerwowego tak mocno, jak na człowieka, trzeba było się osłabić. Leki nie stanowiły wyjątku.
- Uroczy? - Mruknął bardziej sam do siebie, nie komentując słów Czecha szczególnie wylewnie. Ot, ciekawostka, o której zaraz zapomni. Roztwór już stał, przygotowany o wiele wcześniej i czekał, aż zostanie pobrany w strzykawkę, co też właśnie Marcus uczynił.
Obrócił się w stronę gościa, który wybuchł nagłym gniewem. Uniósł gęste brwi, spoglądając na Zephyriousa z zaskoczeniem. Nie to, że się przestraszył. Po prostu Vanin nie potrafił na ten moment znaleźć powodu do złości. Ten chwilowy błysk zaskoczenia, jak szybko się pojawił, tak prędko zniknął. Zanim się odezwał, podszedł do mężczyzny.
- Proszę usiąść. - Odezwał się z tą samą monotonią w głosie. Zaraz przysiadł obok niego i złapał za rękę, żeby podwinąć rękaw swetra mężczyzny. - To tylko pytanie kontrolne. Pacjenci mają tendencje do lekceważenia i niestosowania się do zaleceń lekarza. Nie ma najmniejszych powodów do gniewu. - Zauważył, po czym skierował skierował szprycę na nadgarstek. Zanim docisnął igłę, spojrzał na Zephyriousa, czy nie pojawiły się żadne opory przed tym, co zamierzał zrobić.
- Może trochę zaboleć. - Uprzedził, co było jedynie odruchem lekarskim niż rzeczywistą troską.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
Widok oszołomionego Marcusa przez coś tak głupiego i banalnego jak brak słowa: Pan. Był zdecydowanie jedną z najlepszych rzeczy w przeciągu tego tygodnia. Sam widok bezcenny. Powodując, że w duchu poprzysiągł sobie, że będzie jeszcze bardziej irytować swojego rozmówcę, zwłaszcza, gdy ten sam dał mu do tego okazję, a aż grzech z niej nie skorzystać.
- No nie wiem, nie wiem czy tak łatwo zmienisz moje zdanie. - odrzekł z lekkim uśmiechem, rozkoszując się chwilą. Vanya... - zaświerogtał wesoło, jeszcze bardziej się z nim drocząc. A jednocześnie sprawdzić limity drugiej strony, tak jak dziecko sprawdza, swojego rodzica. Nic nie mógł poradzić, jakoś drugi osobnik wyzwalał w nim tą infantylną, nieco głupawą osobowość. Plus dopóki nie zgodzi się na któryś wariant, może się okazać, że skończy o wiele gorzej niż teraz. Ale to nie jego problem, a Doktorka, który sam na siebie to sprowadził.
Brak okazywania emocji ze strony Białorusina wcale mu nie przeszkadzało, a może wręcz było mu na rękę, kto wie? Przynajmniej nie musiał się martwić, że będzie miał do czynienia z rozhisteryzowaną płaczliwą niewiastą, jeszcze tego mu brakuje...
Z drugiej strony to właśnie owa beznamiętność rozmówcy, nieco go uziemiała. Niekiedy niechciana i przetłaczająca uwaga ze strony innych, groziła eskalacją któregoś z głosów, nie zwiastując tym samym niczego dobrego. Plus może i był popieprzony, ale czy aż tak aby gryźć rękę, która go karmi? Wątpił. Nie był bez swojego nieco skręconego kodeksu moralnego, który przynajmniej o ile jest w pełni świadomy, dokonał czynu, który uczynił by z niego Białookiego Wilka*. No chyba, że istniały by inne okoliczności wyzwalające... Otworzył oczy szerzej, nieco marszcząc brwi, w geście wyrażenia bólu jaki się nasilał. Kakafonia dźwięków w tle jego umysłu, zdawała się wzrastać, zamiast jednego irytującego dźwięku, istniały krzyki, warczenia i lamenty. Tak, to na pewno sprzyja pozostaniu trzeźwym... Na szczęście zawiesił swoje spojrzenie na lekarzu, który przygotowywał się do tej drobnej procedury iniekcji. To trochę rozpraszało przestrzennie głosy, ale nie wymazywało ich całkowicie. Nagle lekarz, coś powiedział, zasadniczo nie słyszał co przez ten jazgot, ale wyczytał z ruchu warg, powiedziane słowo:
- Tak, uroczy. Niezbyt męski dobór słów, ale wybacz mi, ale dość ciężko jest się teraz, kurwa skupić. Widząc jego mimikę, nie wiedział czy śmiać się czy płakać, a może oba naraz. Czy to jest takie dziwne, że ktoś na Ciebie nagle krzyczy? Nie, przynajmniej dla niego to norma. Ile razy stąd czy zowąd ktoś gwałtownie wybuchnął gniewem i mu się rykoszetem trafiło. Gdy Doktorek się zbliżał wiedział co się szykuje, więc jego następne słowa wcale go nie zaskoczyły, a były wręcz pewniakiem, zwłaszcza ze sposobem sformułowania prośby. Posłusznie usiadł i pozwolił lekarzowi robić co mu się żywnie podoba. Kolejny przejaw jego braku instynktu samozachowawczego, gdyby był to ktoś inny to pomimo pomyślnego pierwszego razu miałby jakąś rezerwę co do drugiej strony, on żadnej nie miał.
- Oi,Doktorku! - zawołał, a raczej wymskło mu się, bo tak właśnie nazywa Vannina w myślach, czując się dziwnie komfortowo w jego obecności. - Ja wiem to. Ale to jest frustrujące, że lekarze z góry zakładają, że nie biorę, jak biorę. Po czym westchnął.
I nie, nie jestem narkomanem. - dodał po chwili, dość pośpiesznie w nagłym przejawie czystej świadomości, gdy połączył fakty, że można by tak odebrać jego wcześniejszą odpowiedź, odnośnie brania dawek. Co prawda wcześniej sam brał różne świństwa, w tym i opium, ale w obecnej chwili był czysty prawie jak łza, nie licząc krwi tych, których potrzebował by przeżyć lub wypełnić wymagane od niego zadania. Igła na skórze i w okolicy naczyń krwionośnych nie była niczym nowym. Nie raz sam wstrzykiwał sobie specyfiki nieznanego pochodzenia, by wpasować się do bohemy.
- Taki ból, nie jest nawet satysfakcjonujący. - burknął cicho pod nosem.

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
- To nie kwestia zdania, a kwestia przyzwoitości wobec kogoś, kto chce panu pomóc. - Poprawił go jeszcze, gdy ten przekraczał próg. Choć dalej nie wydawał się poirytowany, zabrzmiał, jakby właśnie karcił nastolatka za buntownicze zachowanie. - Vanin, nie Vanya. - Dodał zaraz, stojąc uparcie przy swoim. Uparcie, ale jednocześnie spokojnie. Andre też próbował takie sztuczki przy każdej okazji ich spotkania, więc on był już zaimpregnowany na taką dziecinadę.
- Mhm. - Tylko tyle. Nic więcej do dodania na temat tłumaczenia drugiego wampira i zbędnych inwektyw. Nie zamierzał prawić mu morałów na temat słownictwa, gdyż ono mu nie przeszkadzało. Przeszkadzał mu jedynie chaos wypowiedzi swojego rozmówcy. - Dlaczego ciężko? Ma pan epizod? - Dopytał tylko, zwracając głównie uwagę na to, co gość wspomniał o skupianiu. Nawet rzucił dłuższe spojrzenie w jego stronę, chcąc się upewnić, że wampir nie zacznie zachowywać się w sposób daleko przekraczający normę.
- To czysta statystyka. Gdyby nie powtarzało się to nagminnie, lekarze by tego nie mówili. - Wyjaśnił cierpliwie. Stoicyzm Vanina kontrastował mocno przy wybuchowym charakterze Czecha. Zestawieni obok siebie w jednym pomieszczeniu wyglądali trochę tak, jakby urwano go z dwóch różnych bajek.
Podniósł wzrok z igły, którą już był gotowy wbić, kiedy wampir się odezwał. Gdyby nie wiedział, że miał styczność z osobą chorą, zapewne wdałby się w bardziej zaciętą dyskusję.
- Nigdzie nie powiedziałem, że jest pan narkomanem. - Sprostował. - Nic, co dotychczas powiedziałem, nie miało na celu pana bezpośrednio ani pośrednio urazić. Zalecam więc dystans. Są to tylko procedury, które - swoją drogą, po coś powstały. Robię to dla pańskiego dobra. - Dokończył, utrzymując dłuższy kontakt wzrokowy z Zephyriousem. Dla jego dobra i własnych pobudek, czytaj, ciekawości. Jednakże stanu drugiego wampira pogorszyć się bardziej nie dało. Nie miał nawet szansy wylądować do szpitala psychiatrycznego w przypadku pogorszenia się choroby. Prędzej zdekonspirowałby się ludzkości, zapewne prędzej czy później pokazując swoje wampiryczne atrybuty publicznie. To prosta droga i do odkrycia świata nadprzyrodzonego i do padnięcia ofiarą Novus Ordo.
- Nie miał być. - Mruknął Marcus, kiedy już wbił się strzykawką. Dawka czosnku również buła tutaj niewiadomą. Pytanie, czy poprzednie leki były nieskuteczne, czy może stężenie alergenu było za małe, żeby wystarczająco upośledzić układ odpornościowy. Eksperymenty piękna rzecz. Wyjął zaraz strzykawkę i podniósł się z miejsca. Sięgnął po opakowanie tabletek, które czekały na szafce i podał wampirowi, uprzednio przynosząc też szklankę wody. Położył oba przedmioty na stole tuż przed Czechem i spojrzał wyczekująco. Kwetiapina czekała na zażycie. Jeden z nowszych leków. - Zażyje pan i będziemy obserwować, jak się pan poczuje.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
- Czy w obecnych czasach ona w ogóle coś znaczy? -zadał retoryczne pytanie, unosząc wyzywająco brew do góry, częściowo szydząc z niego. Oczywiście, że nie. Człowiek, człowiekowi wilkiem. Czasem bardziej dosłowniej, czasem mniej, ale nadal. Oni wszak nie byli tymi zapchlonymi pchlarzami, ale wcale nie byli lepsi, będąc drapieżnikami żerującymi na ludzkiej ofierze. Tak czy siak ludzie nie byli od nich, wcale dużo dalej wzajemnie się wykorzystując, szukając jakieś bliżej nieokreślonej sytuacji, którą można szantażować drugiego...
W większości gówno ich to interesuje. Mam na myśli ogólnie lekarzy, a nie personalnie PANA. - odrzekł, zasadniczo nic sobie nie robiąc z jego burdy, a może nawet relaksując się bardziej, akcentując wyraźnie ostatni wyraz, mając nadzieję, że wyjdzie mu to bokiem. Wróć, zachowaj trochę resztek przyzwoitości, Stara Wygo. Aczkolwiek takie dziecinne igraszki pozwalały mu zachować resztki świadomego jestestwa, tylko wtedy miał większe szanse by być dłużej przytomnym, nawet jeśli nieznacznie. Więc robienie z siebie totalnego idioty, nie wydawało się być całkowitym marnotrawstwem, gdy w grę wchodziły drogocenne sekundy.
Chodzi mi o to, że jako wieloletni pacjent, - i mając wieloletni kontakt z tym zawodem medycznym, choć większość z nich była już dość ostygła w ziemi, czego nie zamierzał nawet powiedzieć. - przywykłem do tego, że jesteście w głównej części, jeszcze większymi hipokrytami niż my, przeciętni, zwykli ludzie... - dodał po chwili, dłuższego oderwania zapewne zaczynając, dzielić uwagę pomiędzy Doktorkiem, a pojawiającymi się halucynacjami wzrokowymi. Normalnie wbiłby sobie paznokcie w dłonie, by nieco orzeźwić umysł i uspokoić siebie, jednak w obecnej sytuacji i braku możności dokonania czynności by nie wchodzić w drogę lekarzowi. Więc w drodze alternatywy postanowił, przegryźć sobie dolną wargę, czego jeszcze nie uczynił. Cierpliwie czekając na moment, gdzie nie będzie mógł utrzymać się w ryzach. Zawsze kupione parę sekund, przed prawdziwym chaosem. I szczerze miał to gdzieś, jak lekarz zareaguje, na jego niezdrowe próby radzenia sobie z chorobą, jak i kolejne skłonności do zachowań autodestrukcyjnych, jakie bez cienia wątpliwości stanowiły okaleczenia. Co prawda nie było to tak widoczne i inwazyjne, jak robienie sobie kresek, gdzie popadnie jak niestabilna nastolatka, ale nadal nie należało to do normalnych, i może dlatego, że nie widać było to jeszcze gorsze.
- I nie przekręciłem Twojego nazwiska za pierwszy razem, więc doskonale zdaje sobie z tego sprawę. - powiedział nieco dumny, zirytowany i jednocześnie na tyle rozbawiony, że na chwilę obecną nie stanowił zagrożenia. Tak to zdecydowanie była dobra odskocznia, od jazgotu i urojeń w tle. Czyli przyznajesz się, że mogę tak do Ciebie mówić?!- dodał po chwili przetworzenia tego co do niego powiedziano, będąc na wpół zaskoczony, na wpół zadowolony.
Jego uwaga coraz bardziej wymykała się ze świata realnego, dzieląc go pomiędzy oba.
Cóż trochę szkoda, myślałem, że będzie conajmniej jeszcze jedna runda. - dodał po dłuższej chwili, z trudem dobierając odpowiednie słowa, przez ułamek sekundy uśmiechając się nawet szczerze. Nie mógł się wysilić na więcej, obawiając się, że byłoby to kuszenie losu, gdy w grę wchodziły wampirze kły. Nie wiadomo czy to wina jego choroby, czy tego, że za życia był nieco twórczym człowiekiem, ale miał już kilka drobnych przezwisk jakimi mógł by nazywać Vanina. Kakofonia dźwięków... - ledwo zdołał wydusić z siebie, gdy omamy słuchowe postanowiły go prawie rzucić na kolana, jakby drocząc się z nim, by po chwili nieco się uspokoić. Jednak długotrwale utrzymujące się objawy przechodzonego epizodu sprawiały, że był coraz bardziej wyczerpany psychicznie i niektóre nie aprobowane zachowania mogłyby wyjść na powierzchnie, zwłaszcza z kolejną ostrą falą...
Trudno było by go nie mieć... - dodał po kilku minutach ciszy, oddychając nieco ciężej niż wcześniej. Widać po nim było, że prowadzi niewidzialną walkę z samym sobą, a właściwie między sobą, a manifestacją jego choroby. Na razie zdawał się jeszcze reagować z bodźcami świata zewnętrznego, ale ile mu zostało, kto wie, zanim popadnie całkowicie w szpony tego diabelstwa i zacznie się okres bycia aktorem filmu bez świadomości udziału w nim, a dopiero potem wszystko go dopadnie niczym premiera kinowa, ukazując to co uczynił w ferworze
filmu i objawienie całego czynionego zła, jako widz w pierwszym rzędzie.
Jestem tego doskonale świadom, ale nadal nie zmienia to faktu, że jest to niezmiernie irytujące. Słysząc od każdego "białego fartucha" to samo wyrazenie, kropka w kropkę. -dodał już trochę bardziej marudny i zmęczony, sytuacją kiedy to usilnie musi próbować się skupiać na falującym niczym jakąś tafla wody, światem rzeczywistym i rozróżnianiem jej od wymysłów jego chorego umysłu. Było to też nieco by zaspokoić swoją nabytą ciekawość na reakcję drugiego. Cóż wcześniej się rozczarował, ale miał nadzieję na więcej odmiennych form reagowania Doktorka, który zarówno zaczynał przyprawiać go opneumatyczny ból głowy. Dosłownie pierdolony młot pneumatyczny chciał mu rozwalić czaszkę, z drugiej też trochę to łagodził swoim obyciem. Właściwie to nawet nie wie, czemu skupiać się tak na drugim wampirze. Jakby na to patrzeć to było dość niepokojące nawet na niego, a może to była kwestia tego, że naprawdę nie chciał zerwać tej relacji, jakby nie było wiele zawdzięczał drugiemu wampirowi. Wziął głęboki wdech i przymknął oczy, uświadamiając sobie, że przyszedł do niego kolejny problem tym razem, kryzys egzystencjonalny...
-  Nie jestem, nieświadomy, że to były moje własne słowa. Ale czasem byle jakie słowo, potrafi sporowokować, a z nowymi osobami, nie do końca mogę być pewien. Nawet jeśli jesteś lekarzem. - powiedział cicho, ale na tyle głośno by był w stanie go zrozumieć. Nadal uważnie obserwował co porabia Białorusin, czując się coraz bardziej niespokojny. Nie tyle kwestią tego, że zrobi coś Wampirowi, podejrzewał, że gdyby doszło co do czego został by skutecznie spacyfikowany. Oh, wizja polowania też była miła, jak i bycia spętanym...Pierdol się głosie, co prawda miał takie tendencje. Ale ta relacja z drugim była czystobiznesowa i wolałby by została tak jak najdłużej. Najlepiej bez odkrywania reszty jego dewiacji... Yo, Debilu! Skup się na świecie. I tak przez jakiś czas prowadził monolog, a może dialog z samym sobą i głosami.
Więc tak, on i Doktorek pochodzili zupełnie z dwóch tak odmiennych światów, nie zgodnych do pogodzenia, a jakoś tu byli razem, obaj. Trochę sardoniczne, jak i o zgrozo pocieszające. Może byłoby nawet miłej, gdyby nie to, że to wszystko męczyło go już nie bagatelnie, a zęby zaczęły wręcz świerzbić go by wreszcie uczknąć choćby odrobiny własnej krwi. A trzeba było śpiewać... Nie wiedzieć czemu jego umysł, postanowił go męczyć by na siłę być jak najbardziej trzeźwym logicznym. To takie coś jest w ogóle możliwe, zwiększając jego poczucie niepokoiu po świadomieniu sobie tego faktu. Jednym słowem, jego umysł totalnie zaczął się palić, ale ciało nie czyniło zupełnie nic. Będąc jak marionetka,  czekająca na to, jak zarządzi nią jej Mistrz.
- Ależ Ty zły!  Czy biednym  dzieciom tak samo niszczysz ich marzenia, Vanin? -  odrzekł, wraz z kolejną zmianą nastroju o kolejne sto osiemdziesiąt stopni, lekko chichocząc. Jakoś to pasowało do Marcusa Vanina, tak samo jak ten typ ze StarTrecka z memu:  Przyszedł Pan Maruda, Niszczyciel Dobrej Zabawy... Ukłucie igły, ledwie je zarejestrował, ale obserwował niczym drapieżnik Białorusina, miał ochotę warczeć ostrzegawczo, ale nie upadł jeszcze aż tak nisko by zrównać się na poziomie z wilkołakiem, więc dalej przyglądał się jak Doktorek dokonuje iniekcji. Nie mówił ani słowa, patrząc zaabsorbowany w ręką, w której czyniono zastrzyk.
Mniam, moje ulubione lekarskie landrynki. -  zażartował nieco zbyt nerwowo na jego gust. Głos należacy do niego był nieco ochrypły, a wzrok rozbiegany na wpół dziki, a na w wpół jeszcze w miarę kontaktowy, przyglądając się spode łba lekarzowi, najwyraźniej go oceniając i to niezbyt przychylnie. Może wynikało to z trzymanej szklanki i leku, w który się trochę wpatrywał, a trybiki w jego umyśle pracowały na wysokim obrocie w związku tym.  
Po chwili zwlekania wziął je jednak i połknął. Mając nadzieję, że nie dał mu jednak innego specyfiku, który nie wiadomo czym może się dla niego skończył. Liczenie do dziesięciu było zgubne, głębsze oddechu tylko chwilę pomogły, a czekanie na działanie leku mogło się skończyć tragicznie. Policz rośliny i wymień ich właściwości  jakaś część jego umysłu podsunęła mu i właśnie tak czynił, jednocześnie modląc się by lek był skuteczny i nie rozniósł mieszkania jego wybawcy.

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Marcus niczego bardziej nie lubił, niż odpowiadać na pytania retoryczne.
- Owszem, znaczy. Szczególnie w kontaktach między dwojgiem ludzi, czasy obecne nie grają tutaj roli. - Odpowiedział tonem, jakby to była zaledwie wyuczona na pamięć reguła. Nie było czego tutaj nadinterpretować. To, jak działał świat, było sprawą drugorzędną w stosunku do prywatnej rozmowy w domu Vanina.
- Robią to, za co im płacą. - Odpowiedział nieco nieobecnym tonem, wyraźnie zajęty na tamten moment czymś jeszcze niż tylko słuchaniem mocno pesymistycznych myśli gościa. Oderwał się od tego, co robił, kiedy Zephyrious postanowił się podzielić swoją nietypową opinią na temat lekarzy. - ...Ludzie? - Spytał Marcus, wyłapując to jedno kluczowe słowo. Obserwował go jeszcze przez chwilę mocno oceniająco.
- Nie. - Odparł krótko i równie beznamiętnie, jak dotychczas. Wiedział, że Czech dokładnie w taki sposób przeinaczy jego słowa i spróbuje wykorzystać przeciwko niemu. Niestety, Marcus miał w sobie za dużo cierpliwości, a jeśli jej nie miał - nauczył się stwarzać pozory. Urodzony w dość dobrze sytuowanej rodzinie nauczyło go sporo. Pewnie dlatego tak szybko zdobywał kontakty i coraz to lepsze propozycje współpracy. Potrafił zachować zimną krew i nierzadko irytujący stoicyzm. Ci nieco bardziej wybuchowej natury niejednokrotnie zwykli pękać w dyskusjach z Vaninem, który posługiwał się jedynie zdaniami brzmiącymi jak wyuczone formułki, w tonie tak mdłym i niewzruszonym, aż potrafiły wywoływać mdłości. Zephyrious nie stanowił żadnego wyjątku, więc traktował go tak, jak traktował każdego.
W kwestii epizodów Czecha, cóż, nie był do końca świadomy tego, co działo się w jego głowie i tej walki, jaką toczył sam ze sobą. Ani tym bardziej nie przyszło mu do głowy, żeby ten myślał o relacji mocno wykraczającej poza biznesową. Słodka błogości.
- Irytujące? - Powtórzył za nim. - Niemożliwe. - Mruknął tylko, uśmiechając się nikle. Marcus nie lubił bawić się w otwarte potyczki słowne. Niemniej bardzo subtelnie coś zakomunikował swojemu gościowi. Nic to, że zapewne nie zrozumie.
- Nie jesteśmy na ty, panie Nezirěvic. - Sprostował cierpliwie, kiedy się wkuwał w skórę Zephyriousa. - Mam rozumieć, że ból to pańskie marzenie? - Spytał i to nawet nie dlatego, że był zainteresowany samym fetyszem wampira, ale zastanawiał się, czy takowy rzeczywiście istniał. Natomiast nie odezwał się nic w kwestii bycia niszczycielem zabawy... Bo był. Chociaż nie zawsze.
Na kąśliwą uwagę Vanin jedynie wskazał otwartą dłonią w stronę opakowania, jakby w geście ponaglenia. Widział, w jaki sposób patrzył gość i że się wahał. Całe szczęście sięgnął po tabletki i wkrótce przełknął jedną z nich. Pozostało czekać, cierpliwie i spokojnie... Chociaż z tym drugim nieco ciężko, zważywszy na to, że próbował ustabilizować chorobę wampira. Epizody tej konkretnej choroby były ciężkie do przewidzenia. Już i wśród zwykłych ludzi potrafiła być ona mocno niebezpieczna, zwłaszcza jeśli chory wpadał w furię i posługiwał się nagle drastycznie zwiększoną siłą.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
Uśmiechnął się, choć wcale nie sięgał jego oczu. I normalnie podniósł by ręce do góry w geście poddania, ale coś skutecznie powstrzymywało go przed zrobieniem tego. Przejechał jednak ręką po wytatuowanym znaku Hagalaz na szyi, pokazując tym samym zmieszanie, ale był to ruch niezwykle sztywny i ograniczony. Oznaczało to, że nie chciał dalej prowadzić dalszej rozmowy na ten temat, gdyż wydawało się, że  oboje mają odmienne zdanie, albo przynajmniej stanowisko do obronienia. Nie zamierzał odpowiedzieć, nie chcąc ani wszcząć jakiejś burdy, ani stracić nad sobą jeszcze większego panowania, jeśli podążyło by drogą eskalacji, więc milczał. Tym samym oddając się zamyśleniu, może halucynacjom, albo refleksji nad kij wie czym.
- A ktoś mówił, że nie. - odparował beznamiętnie, ale troszkę bardziej skupiony, może przez kilka sekund na rozmówcy więcej niż przed chwilą, gdy całkowicie dryfował, myślami, gdzieś w oddali. Albo zaspokajają swoją pieprzoną ciekawość, gdy spotykają atypowy przypadek i chcą go leczyć. - dodał po chwili z przekąsem i lekkim rozbawieniem.
Po chwili ciszy, spojrzał klarownie na Białorusina, delikatnie przechylając głowę i patrząc w oczy, by zapytać:
- A Ty, do której grupy się zaliczasz? A może jednak należysz do obu? Chwila zupełnej świadomości trwała krótko i niezwykle wyczerpała jego zasoby energii by panować nad dostrzeganą wizją, przez co wydawał się jeszcze bardziej zdziczały, ale nadal nie przejmujący inicjatywy by coś konkretnego zrobić. Sztywno pozostając w miejscu, spoglądał w miejsce gdzie nic istotnego nie przykuwało uwagi. Tym samym zapewne świadcząc, że ponownie pogrążył się w widmach wymysłu swojego umysłu.
Tak, ludzie. - potwierdził sucho. Jakby nie było, chyba od tego wszyscy startowaliśmy... - kontynuował dalej, po chwili. Mrugając parę razy oczami, co stanowiło sygnał, że coraz bardziej zaczynał się gubić w tym wszystkim, próbując jak najdłużej wytrwać na jawie, albo co najmniej zawieszony na tyle pomiędzy oboma światami by reagować na jeden i drugi. Jeśli chodzi o to co chciał mieć na myśli, to oczywiście były to: rasy nadprzyrodzone, albo podgatunki ludzi, powstałe na skutek różnych mutacji, a mianowicie - wilkołaki i wampiry. Podciągnął by do tego również czarodziei, ale wydawało się, że obecnie nie ma takiej populacji. A cygańskie wróżki, to jedynie zwykli ludzie z bardziej rozwiniętym instynktem - szóstym zmysłem. Trochę szkoda, ale nigdy nie powinno się ich lekceważyć. Zwłaszcza, że niekiedy, to od nich wywodzi się wiedza o możliwej, aczkolwiek bardzo chwiejnej przyszłości, a taka mogłaby Ci o tym nie powiedzieć. Przerażająca myśl. Co prawda mógł bardziej rozwinąć temat, ale po prostu nie miał głowy, by prowadzić czysto merytoryczne rozmowy, z dychającymi nad karkiem głosami, nie potrafiącymi się zamknąć nawet na jedną jebaniutką sekundę. A raczej stracenie wątku w połowie nie uchodziło by za zbyt dobre, przynajmniej w jego mniemaniu. Plus dodatkowa utrata kontroli przez własną nie uwagę, nie. Kontrola była dla niego czymś śliskim, ale wolał samemu jej nie oddawać, zwłaszcza, że na chwilę obecną miał jeszcze na nią wpływ...
- Vaaaanin. - praktycznie jęczał oburzony, nazwisko Doktorka, wydymając usta jak małe dziecko, pomimo tego, że był starym bykiem. Przynajmniej jeszcze nie tupnął nóżką! To się liczy prawda? Czy tak właśnie dbasz o dobre samopoczucie swojego pacjenta? Czuję się poszkodowany. I to bardzo! Nezirěvic naprawdę z całych sił starał się zachować na miarę swoich możliwości trzeźwość umysłu, która po prostu umykała mu niczym, garść piasku między palcami. Wiedział, że zapewne wkurza drugiego swoim narzekaniem, ale przynajmniej w ten sposób mógł dać trochę upustu swojej frustracji z tego wszystkiego i chociaż troszkę się pocieszyć, reakcją drugiego. Marny substytut czegokolwiek, ale lepszy niż nic... I tak wątpił by dał za wygraną, normalnie nie jest uparty jak osioł, ale jak się uprze to bez zmiłowania... Poza tym spora część niego czerpała wystarczającą satysfakcję z tego działania, będąc ciekawy ile druga strona wytrzyma jego żałosnego zachowania za nim postanowi go jakoś uciszyć. Plus kontynuowanie naprawdę wydawało się wspaniałą zabawą! A jeśli chodzi o tamtą sprawę, to jego umysł po prostu chwilowo za bardzo zbłądził, ukazując jak bardzo zdesperowany i samotny, widocznie za samotny i popierdolony...
Może trochę przesadził ze swoją dosadnością wtedy... Jego chwile wahania i jeszcze większa niestabilność z każdą przemijającą sekundą, groziła rozbiciem całej jego osobowości. Bez zasadna panika, pojawiła się jak to ona, nagle. Paradoksalnie nie była to wina, ani lekarza, ani też igły. Eskalacja była niezwykle blisko, ale nim wystąpiły objawy czysto somatyczne, świadczące o zaistniałej sytuacji, druga tkwiąca dotychczas w letargu jaźń, postanowiła wykorzystać nowo powstałą furtkę, spowodowaną chwilową kruchością i jeszcze większą niestabilnością "właściciela". Jakby nie było obecne poczynania drugiego nie przynosiły dla nich żadnych korzyści, a wręcz dotkliwą szkodę, gdyby poszło coś nie tak. Tak, idiotyczna, nieco dziecinna jaźń świadomie czy nie, wydawała się jakby chciała ich wszystkich wykończyć, swoimi skłonnościami i w głównej mierze brakiem rozsądku. Prychnął poirytowany, że to znowu On musi sprzątać, ten cały pieprzony bałagan jaki zostawił pierwszy. Naprawdę wolał tkwić w jakże rozkosznym błogim letargu, stanie zawieszenia, ale nie!
Jego aż nazbyt leniwe i nieco zmęczone spojrzenie, jakoś dotarło w końcu do Białorusina, gdy postanowił skupić się na świecie zewnętrznym, a nie biadolić nad własną sytuacją. Ah, starość nie radość... Miał gdzieś, że pewnie będzie na niego patrzał spod byka, gdy jego osobowość i postawa zmieniła się dość gwałtownie.
Ale z drugiej strony było to ich pierwsze fizyczne spotkanie, gdyż dotychczas uczestniczył jedynie jako obserwator, a raczej słuchacz z drugiej ręki.
Doktor Vanin... - zawołał zwięźle, smakując frazę w ustach. Mogło to też stanowić powitanie z jego strony, jako iż personalnie nie miał do czynienia z tym konkretnym lekarzem. Nie był to miły głos, a raczej chłodny jak bryza, ale bez potrzeby zawarcia w nim jasnego przekazu niechęci do drugiej strony, do której zwykle był skłonny. Użycie zwrotów grzecznościowych zgodnie z ich przeznaczeniem, było tylko kwestią poprawną społecznie, ale nadal zbyt bezkształtne i pozbawione sensu na jego gust. Zasadniczo nie interesowało go to, jak jego obecność wpłynie na konsyliarza, dokonującego w międzyczasie zabiegu. To czy spowoduje to jakiś rodzaj rozproszenia, a panowanie nad igłą lub marginalna zmiana kierunku przydarzy się, powodując, przebicie naczynia krwionośnego albo chybienie. Było naprawdę małą ceną do zapłaty. Zwłaszcza dla nieśmiertelnych, dla których takie obrażenia były ledwie chwilowym draśnięciem.
I tak było to lepsze niż pozwolenie rozstrojonej, bardziej ludzkiej części na kontynuowanie swojego popędu autodestrukcyjnego, jak i totalne zanurzenie się w majakach co było, że praktycznie gwarantowane w tym momencie. Tym samym mogąc spowodować o wiele większe spustoszenie niż obecna sytuacja. Plus jak już tu jest, to może łaskawie udzielić mu odpowiedzi na zadane pytanie. Co prawda wątpił, by dzieciak był zadowolony z jego interwencji, ale i tak to było lepsze niż możliwie niespójny bełkot lub całkowite oderwanie od rzeczywistości, jakie było, że praktycznie gwarantowane w wrażliwym i jakże kruchym stanie Młodego Nezirěvica -główna osobowość, ta dotychczasowa prowadząca do tej pory wątek. Nieświadomie na myśl, o zrobieniu na złość drugiemu, uśmiechnął się wystawiając kły. W przeciwieństwie do jaźni dominującej, on był bardziej uziemiony i zdolny do nieco większej kontroli niż pierwszy. Co prawda halucynację nie było końca, ale stanowiły zaledwie małą niedogodność co do wcześniejszego stanu. Westchnął cicho, ale wiedział, że drugi usłyszał to. Niestety jego obecność była nadal poddana aż nadto restrykcjom, ograniczając się głównie do krytycznych sytuacji, gdzie druga strona nie była w stanie sobie poradzić. Więc jego egzystencja ograniczała się tylko do roli niewidzialnego obrońcy, w przeważającej większości podczas nieświadomości Młodego Nezirěvica, który niby zdawał się być pogodzony ze swoją wampirzą naturą, ale tak nie było. Nie wiedział o wielu brudach, jakie musiał czynić za jego plecami, a może wiedział, a tylko usilnie wymazywał, nadpisując własne wspomnienia, aktywnie manifestując niezdolność do akceptacji tej części siebie. Plus odmówić sobie przyjemności konwersacji, z kimś nie będącymi głosami... Skądże!
- Marzenie?- powtórzył z dozą nie skrywanego zniesmaczenia, trudno było powiedzieć czy było one skierowane bezpośrednio do lekarza, czy może do bzdur jakie wyrzucała z siebie inna osobowość. Dość widocznie ich wszystkich pogrążając, wrzucając do worka, który krzyczy idiota. Naprawdę, w to wierzysz? - odrzekł, mlaskając językiem w wyrazie lekkiego niezadowolenia i dezaprobaty. Aczkolwiek to pieprzenie od rzeczy, dało częściowo mu okazję do zaczerpnięcia "świeżego powietrza", więc nie zamierzał przeklinać go jakoś szczególnie. Jestem nieco rozczarowany, Doktorze. Oczekiwałem po Tobie nieco więcej zdrowego rozsądku, jako człowieku nauki. Nie, wampirze, ba. - odrzekł z ledwo dostrzegalnym blaskiem rozbawienia, w zmęczonych oczach. Cóż jakby śmiał odmówić darmowej rozrywce, zwłaszcza, że wypadało odmówić na pytania rozmówcy z czystej grzeczności. Wracając do sedna... - zaczął przeciągle, szukając odpowiednich słów, subtelnie odsłaniając swoje kły podczas całego procesu myślowego. Ból jako marzenie, wydaje się naprawdę tragicznym wyborem? Czyż nie uważasz podobnie, Doktorze? Zostało to powiedziane w nieco złym kontekście i skrócie myślowym. Ból, jest jedynie pół środkiem. Czasem bardziej skutecznym, czasem mniej... Oferuje nieco oderwania się od rzeczywistości i urojeń, gdy znajdujesz się na skraju. Zawieszenie pomiędzy letargiem, zmęczeniem i pobudzeniem, będące jakże cudowną imitacją życia w lekkiej fazie choroby, lub bez niej. Ot, co cały sens, tego marzenia. Życie bez dziwnego udziału osób trzecich, przywidzeń i przesłyszeń. I się rozgadał, tworząc jeden nudnawy i przydługawy monolog, ale cóż mógł na to poradzić, kiedy mało kiedy miał jakiegoś porządnego rozmówcę, ale wiedział, że czas mu się kończy, gdy młodzieńcza dusza, odzyskiwała trochę swoich pokładów sił. Miał tylko nadzieję, że na tyle, ile trzeba, nawet jeśli nie to i tak nie będzie w stanie interweniować przez dłuższą chwilę, wyczerpując swoje siły, jak i dobrą pomyślną passę. Ale nie było mu żal!
Wymuszona zmiana, zmusiła wręcz Wampira do zażycia pigułek, które w innych okolicznościach byłyby zażyte zdecydowanie później. Pozostało tylko czekać, aż zwariuje lub osiągnie jakiś efekt terapeutyczny po zażytych lekach. Po upływie jakiegoś czasu,  - niestety on w ogóle nie miał poczucia czasu, więc dla niego równie dobrze mogło minąć piętnaście minut albo dwie godziny i na jedno by wyszło. - między bardziej dotkliwymi halucynacjami, omamami i wkrótce bełkotliwym majaczeniem trzęsącego się pacjenta, lek zaczął skutecznie na niego oddziaływać.
Początkowo myślał, że dawka była nie skuteczna, ale bardziej pomylić się nie mógł. Dawka wywołała u niego sedację, stopniowo wyciszając obecność niechcianych nadprogramowych bodźców. Gdyby tylko na tym się skończyło byłby nawet bardziej niż zadowolony, jednakże otumaniała również jego, powodując zamglenie całego umysłu, a zwłaszcza z odbiorem innych bodźców, dość znacznie je opóźniając.
- Vanin, to działa, ale ja chyba zemdleję. - odpowiedział niezrozumiale i bardzo wolno w przeciwieństwie do jego normalnej dykcji, skupienie się by być trzeźwym było ciężkie, zwłaszcza, że jego umysł chciał się właśnie skutecznie zresetować...

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
- Chyba obaj mamy z tego korzyści. - Zauważył Marcus, kiedy jeszcze zajmował się przygotowaniami. - Poza tym, nie ma nic złego w zaspokajaniu ciekawości. - Dodał bez większego wzruszenia. W jego sposobie mowy nic się nie zmieniło. Starał się jednak nie wchodzić za bardzo w konwersacje z wampirem. Sam sposób, jaki ten się wysławiał, sprawiał, iż podejrzewał, że już teraz przechodził jakiś epizod. Nie rozumiał, skąd ta nieustanna ironia i lekceważące podejście do wszystkiego, co mówił Marcus, ale zwalał to cały czas na chorobę swojego gościa.
Na pytanie uśmiechnął się nieznacznie, choć tego Czech nie mógł dostrzec, gdyż stał wtedy tyłem do niego. Zastanawiało go, skąd to nadmierne zainteresowanie. Po chwili zaś skojarzył, że Zephyrious zapewne darzył go podejrzliwością, wywołaną schizofrenią - a przynajmniej tak podejrzewał. To typowy objaw dla osób cierpiących na tę chorobę. Jego podejrzenia to zaledwie ułamek tego, co działo się w głowie drugiego wampira. Nie wiedział, z czym musiał walczyć i jak ciężko przychodziło mu utrzymać świadomość. Zapewne też stąd ta gadatliwość, która miała podtrzymać go przytomnego.
- Nie jesteśmy na ty, panie Nezirěvic. - Poinformował na wstępie, gdyż nie zamierzał bynajmniej odpuścić upominania niesfornego gościa. Ten, najwyraźniej, lubił dziecinne zagrywki. Brak szacunku to epidemia współczesnego świata. Jedno z niewielu rzeczy, które szanował w byciu wychowanym w swojej dobrze sytuowanej rodzinie, było właśnie dobre wychowanie. Znaczy, obycie w miejscach publicznych miał w małym palcu, bo jednak umiejętności komunikacji Vanina mocno kulały. Andre zdążył już zwrócić mu uwagę, że rzekomo zachowywał się jak gbur. Oczywiście chciałby się z tym nie zgodzić, jednak fakty mówiły same za siebie. - Należę do obu. W zależności od sytuacji. Czy to źle? - Spytał, a następnie zamilkł na chwilę. - Poza tym, tak jak już wspominałem, to dla pańskiego dobra. Chyba przyjemnie byłoby móc przeżywać każdy dzień bez wątpienia w rzeczywistość, prawda? Panie Nezirěvic? Swoją drogą, to musi być ciężkie... Nie wiedzieć, czy to, co się widzi, jest prawdą. Ani czy to, co się słyszy, dzieje się tu i teraz. - Kontynuował i dzielił się swoimi wnioskami, chcąc zmusić swojego gościa do pewnej refleksji. Zresztą, jeśli Czech nie chciał się leczyć, zawsze mógł zrezygnować ze spotkań i brania przepisanych leków. Niemniej jednak, był tutaj.
- Nie do końca. - Odparł od razu, kiedy już przysiadł obok niego. - Wampiry i wilkołaki rodzą się również naturalnie. Myślałem, że pan wie takie oczywiste rzeczy. - Wyjaśnił, zawieszając zainteresowane spojrzenie na twarzy Zephyriousa. Nie wiedział, ile już żył na tym świecie, ale po tym pytaniu stwierdził, iż zapewne musiał być młodym wampirem - nawet jeśli w rzeczywistości nie było to prawdą. Być może za słowami Czecha kryła się jakaś metafora, kto wie - w końcu wampiry i wilkołaki niezbyt wiele różniły się od ludzi. Jednak lekarz brał wiele rzeczy i słów zbyt dosłownie, co Nezirěvic zapewne zdążył zauważyć.
- Jeśli ma pan jakieś obiekcje, proszę się nimi podzielić. Zawsze mogę zrobić coś lepiej, żeby zadbać o pana komfort. - Odpowiedział zupełnie neutralnie i niemal natychmiast. Robot, który nauczył się mówić. Ludzie nie zwykli odpowiadać tak szybko i tak monotonnie, jakby recytowali wyuczoną kwestię na pamięć. Widać, nie tylko Czech wyróżniał się swoim dziwactwem, choć na pewno zdecydowanie bardziej, niż Marcus. Różnica była taka, że ten drugi nie posiadał choroby psychicznej, a bynajmniej żadnej zdiagnozowanej. Czy był zupełnie zdrowy na umyśle? Raczej nie, ale kto w dzisiejszych czasach był?
Nie wiedzieć kiedy, nad Nezirěvicem druga jaźń przejęła ster. Lekarz nie zorientował się od razu, jednak ton, jakim zaczął posługiwać się mężczyzna wyraźnie wskazywał na pewien przeskok osobowości. Słysząc swoje nazwisko najpierw podniósł wzrok znad igły, a potem utkwił zainteresowane spojrzenie na twarzy mężczyzny. Ten zachowywał się dość nietypowo, jak i również darzył go innego rodzaju spojrzeniem. Vanin wyprostował się i zaczekał ze wkuwaniem. Czekał na dalszy rozwój sytuacji, nie wiedząc, czy mógł sobie pozwolić na kontynuację i podjąć się iniekcji. Później tylko zrobiło się dziwniej - na tyle, że nawet przechyli głowę na bok. Zniesmaczenie i gorycz, jaka wylewała się z ust Czecha podczas jego monologu, była zaskakująca. Marcus zamrugał intensywnie, choć nie dawał po sobie poznać bardziej, iż zachowanie mężczyzny wprawiło go w lekkie zakłopotanie. Natomiast same słowa, jakie wypowiadał, wydawały się być oderwane od rzeczywistości na tyle, że nie wiedział, jak je skomentować. Nie wiedział jednak, czy ostatecznie nie lepiej było się odezwać, żeby nie rozzłościć schizofrenika.
Patrzył. Długo. W milczeniu przeskakiwał z jednego oka na drugie, chcąc wyczytać jakąkolwiek wskazówkę na temat tego, co właśnie przed chwilą Zephyrious powiedział. Na nic to, nie znalazł nic. Wymowne milczenie powoli zaczynało wywierać presję na Marcusie, który w tym momencie najchętniej przemilczałby ten cały monolog. Z drugiej strony, gdyby był innego usposobienia, pokwapiłby się o czułe, choć lekceważące pacnięcie po głowie. Może nawet pstryczek w nos. Niestety, Marcus nie miał empatii wobec tej osobowości, która wykazywała się jawnie "skrajnym" usposobieniem. Gdyby tylko nie był jego "lekarzem" i nie miał za grosz taktu, zrozumienia i profesjonalizmu, zapewne sprowadziłby prowadzącego monolog do pionu w nieco nieprzyjemnych słowach. Prowokacyjne cmokanie, czy mlaskanie, nie były w stanie go doprowadzić do takiego momentu, żeby rzeczywiście lekarz mógł pokazać swoje prawdziwe oblicze.
- To doprawdy ciekawy punkt widzenia, panie Nezirěvic, ale jednak przejdę do wprowadzenia roztworu do pana organizmu. - Rzekł w końcu i przeszedł do czynności właściwej. Tym razem to on, tak po prostu, wykazał się brakiem poszanowania, jednak wciąż w dość taktownym stylu. Po cóż byłoby mu wyrażać się nader ignorancko?
Później drugi wampir najwyraźniej wrócił świadomością do świata żywych, posłusznie łyknął tabletkę i czekał. W tym czasie Marcus wstał z kanapy, kierując się do jednego z zamkniętych pokojów, żeby wkrótce wrócić z torebką krwi. Nagroda za bycie posłusznym królikiem doświadczalnym, ale również wymagana pod względem uzupełnienia energii. Nie wiedział, jakie będzie dokładnie działanie leku, więc wolał się zabezpieczyć na wypadek, gdyby drugiemu wampirowi coś strzeliło do głowy. Rzucił pakunek niedbale na stół, pokazując tym nieświadomym gestem, iż mężczyzna dla Vanina był zaledwie zabawką. W pewnym sensie. Choć zwracał się do niego per pan i zapewniał o komforcie, nie stanowił żadnego istotnego epizodu w jego życiu. Najpewniej, gdyby Zephyrious stracił kiedykolwiek panowanie nad sobą publicznie i narobił sobie kłopotów, nie mógłby szukać więcej pomocy u Białorusina. Odciąłby się skutecznie, nie chcąc ściągać na siebie cudzych kłopotów.
Nie siadał jeszcze, obserwując gościa z góry. Badał go przez chwilę, dostrzegając zmianę w postawie Czecha.
- Jak się pan czuje? - Spytał kontrolnie i dopiero wtedy usiadł. Złapał za pilot od telewizora i włączył urządzenie, żeby przerwać krępującą ciszę. W końcu nie mieli o czym zbytnio rozmawiać. No może poza roślinami. Zaraz zwrócił spojrzenie na Czecha, kiedy ten się odezwał. Niemrawość jego tonu była alarmująca. Poderwał się z miejsca i nachylił się w stronę mężczyzny. Przysunął się na tyle, niemal przytykając ucho w zagłębienie szyi drugiego wampira. Puls był zaniżony nawet jak na nadprzyrodzonego jego gatunku. Odsunął się zaraz, wydając z siebie ciche westchnięcie. Następnie pomógł ułożyć się Czechowi na kanapie w pozycji leżącej.
- Czy teraz jest lepiej? - Spytał Vanin bez krzty czułości w głosie, czyniąc swoją powinność sumiennie, jak na lekarza przystało. Nachylał się teraz nad mężczyzną, nawet przytknął dłoń do jego policzka i klepnął delikatnie, chcąc sprawdzić reakcje. - To skutki uboczne leku. Pierwsze dawki tak będą wyglądać, ale wkrótce organizm powinien się przyzwyczaić. Póki co, proszę mówić na bieżąco, jak się pan czuje i na razie nie ruszać się z miejsca, żeby nie prowokować zawrotów. - Wyjaśnił i odsunął się, kiedy poczuł, że mógł sobie na to pozwolić. O ile rzeczywiście "pacjent" nie wykazywał żadnych poważniejszych objawów. Coś w tym jednak było. W robotach, w sensie. Jeśli technologia kiedykolwiek rozwinie się do przodu na tyle, by każdy mógł posiadać maszynę w mieszkaniu - oby zachowywała się tak, jak Vanin. Gdyby nie to, że był człowiekiem, mógłby stanowić idealny przykład dla sztucznej inteligencji.
Zastanawiał się, jak byłoby móc porozmawiać z Zephyriousem, kiedy nie posiadał żadnego ze swoich epizodów. Było mu go żal, ale z wiadomych powodów nie wypowiadał tego na głos. Marcus nie lubił okazywać litości ani żalu. To niepotrzebnie rozmiękało ludzi. Pewnych rzeczy wpojonych już za dzieciaka nie dało się wyzbyć. Urodzenie i wychowanie na terenach Białorusi w rodzinie konserwatywnej odcisnęło swoje piętno na brunecie. Pomijając już jego niezdiagnozowane zaburzenie, dochodził do tego czynnik pod nazwą "mężczyźni nie okazują emocji". Zapewne dlatego tak ciężko było mu zaspokoić oczekiwania jego ojca, który wiecznie tylko wymagał. Najpierw niezadowolony z powodu tego, iż syn wykazywał dziwne problemy emocjonalne, a później wiecznie nienasycony, żądający coraz to większych sukcesów ze strony syna. Nawet polepszone z czasem wyniki w szkole, dostanie się na "dobry" kierunek, nie zmusiły mężczyzny do wyrażenia szczerej aprobaty. Marcus był jedynie po to, by móc się nim pochwalić przed pozostałymi członkami rodziny. Ot, perypetie urodzonych w bogatej rodzinie. Nigdy jednak nie użalał się nad sobą. W późniejszych latach nie był typem człowieka, który łatwo oddawał się działaniom emocji. Żal jakiś posiadał, ale zamknięty za wieloma drzwiami. Potem znalazł substytut w postaci Ludwika, który go docenił i przejął rolę silnego, męskiego autorytetu. Nigdy jednak nie doświadczył momentu, w którym mógł tak po prostu poddać się emocjom. To wszystko, każdy element jego życia powoli składał tę uparcie stoicką osobowość Białorusina. Zdawać się mogło, że mury były nie do sforsowania. Nawet empatia przy tym mocno przy tym zmalała.
Jedyne lepsze momenty przeżywał na wsi u dziadków. Świętej pamięci dobrzy ludzie, którzy zawsze z chęcią przygarniali wnuka pod swój dach. Vanin cieszył się, że nie doczekali momentu, w którym został on ogłoszony jako zaginiony. Cieszył się też, iż nie wiedzieli, jakie życie zaczął później prowadzić i jak bardzo zszedł ze ścieżki przyjaznej Bogu. Wolałby wierzyć, iż życie po śmierci nie istniało, a oni wcale nie obserwowali go z zaświatów z wyraźnym zawodem w oczach. Całe szczęście Marcus oszukał śmierć i wierzył, że będzie w stanie to robić jeszcze przez bardzo długo czas, odsuwając dzień sądu daleko w przyszłość.
Po nich został tylko sentyment do kwiatów, stąd te dwie na krzyż doniczki z roślinami, które - jak to określił jego kierowca-debil - rozrastały się w takim tempie, że już powinien był mieć dżungle. O dziwo, wciąż jej nie miał, ale to dlatego, iż skutecznie pilnował wzrostu tych kwiatów.
- Może pan zostać tak długo, jak to będzie potrzebne. - Poinformował jeszcze i usiadł z powrotem na miejscu, na drugim końcu kanapy.
W razie czego, był gotów interweniować, ale podejrzewał, że organizm wampira prędzej czy później poradzi sobie z takim osłabieniem. Stan, jaki wszedł Zephyriousowi po tabletkach, był zdecydowanie na rękę im obu, a szczególnie dla Vanina. Nie musiał się obawiać, że ten dostanie jakiejś nagłej ekscytacji i pobudzenia. Meble oraz jego własne życie nie było zagrożone, a więc nie istniało ryzyko zagrożenia. Jeśli wampir zemdleje to... Zemdleje. Tyle i tylko tyle. Pokrzepiającą myślą było to, iż mężczyzna zdołał przyznać się, że lek poniekąd działał. To natomiast mogło stanowić duży krok w medycynie nadprzyrodzonych. Obecność chorób psychicznych wśród istot zdolnych do tak imponującej regeneracji była niezwykle ciekawa. W końcu, czy to nie powinno było działać tak, że skoro wampir był w stanie zregenerować wszystkie obrażenia, to również mózg powinien był wytwarzać odpowiedni poziom wszystkich substancji? Natrafiając na Zephyriousa miał szczęście. Miał też szczęście, że ten zgodził się na sobie eksperymentować, choć ten zdawał się mieć mocno ambiwalentne odczucia wobec tej całej kuracji. Dochodziły do tego nieufność i lekceważące podejście, jakby wampir co najmniej był małym dzieckiem. Było to jednak do przeżycia. Nawet ciągłe nazywanie go Vaninem puszczał mimo uszu - choć irytowało - ale pewien mężczyzna skutecznie go na to uodpornił.
Tak więc dopóki Zephyrious nie wykazał żadnych poważniejszych symptomów wymagających natychmiastowej reakcji, skupił się na oglądaniu telewizji. W pewnym momencie nawet wstał, żeby nalać sobie szklankę whisky. Trzymał ją przy ustach, przysłuchując się we wiadomości. Znowu o tym samym - czyli o filmiku z nagrania, które zarejestrowało jego wspólnika rozrywającego szyję niewinnej kobiety. Paryż dalej tym żył, a Vanin nie mógł się doczekać, kiedy to wszystko ucichnie.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
Jego umysł był naprawdę irytującym tworem, nie dość, że już mu uprzykrzał życie to postanowił to zrobić z jeszcze większą pompą niż dotychczas, a mianowicie tak pomieszać jego rzeczywiste wspomnienia z prowadzonego żywota jako człowiek, z migawkami alternatywnych wizji przeszłości, będących pięknym, ale nieprawdziwym snem. Ulotną senną jawą, dotykiem skrzydeł motyla, który zaraz wzleci się do lotu i nigdy nie powróci. Marzeniem, które było aż nazbyt okrutne, nie mogące się w żaden sposób ziścić w ich realiach. Bo po pierwsze minęło o wiele lat za długo od nich,a po dwa była to utopijna wizja, a świat rzeczywisty z pewnością by mu na to nie pozwolił. Oj tak, jego umysł miał popieprzone, i jakże parszywe poczucie humoru, by po raz kolejny zabawić się dość boleśnie jego kosztem...
- Zdecydowanie... - potwierdził niemal automatycznie, trudno było powiedzieć czy odpowiadał lekarzowi czy raczej, głośno podsumował swoje myśli odnośnie kapryśności przeklętego winowajcy, całego tego gówna. Przez chwilę tkwił jeszcze tak w milczeniu, raczej zanurzając się  jeszcze głębiej, dopóki nie dotarł do niego bodziec, że o czymś zapomniał. Jego oczy się rozszerzyły ze zdziwienia i jak obłąkane omiotły przestrzeń dookoła. Nie był w Pradze... I nie zamierzał do niej wrócić, zbyt wiele było tam bolesnych wspomnień i strat, które przyczyniły się do jego szaleństwa. Poza tym wszystkie mosty i tak zostały tam spalone, więc do czego wracać? Na cmentarz, a może do miasta, które na przestrzeni lat całkowicie uległo przemianie?! Gdzie był teraz? To było dobre pytanie. Nie było to ani jego mieszkanie w Rosji, ani tym bardziej na Litwie, będące niemal w opłakanym stanie, gdyby je ktoś zobaczył, ale o dziwo stale funkcjonalne, skoro jakoś w nich żył.
Nagle ta wyimaginowana lampka w jego mózgu się zaświeciła. Paryż. Przecież już od kilku lat osiedlił się w Mieście Zakochanych i prowadził swoją kwiaciarnie... Kurwa! Właśnie teraz był na niekonwencjonalnej terapii u Doktorka... Na którego właśnie spojrzał, by się upewnić czy znowu czegoś nie popierdolił, czując nagłą potrzebę uziemienia siebie w jakikolwiek sposób by spróbować skoncentrować się na rzeczywistości, czy cokolwiek innego by nie popaść w diabelskie sidła, schizofrenii. Pierdolić, chyba najbezpieczniejszą opcją było zaczęcie jakiegoś niezobowiązującego tematu rozmów, to trochę rozpraszało, może niewiele, ale mimo wszystko choć trochę. Lepsza desperacka próba, niż żadna...
Będąc szczerym, dawno nie miałem takiej kompleksowej opieki. - zaczął z niczego wątek, bojąc się być samemu na sam z chorobą. Jego głos lekko drżał, ale wyrażał też odrobinę szczerości, wszak dawno nie był pod opieką jakiegokolwiek specjalisty, nawet jeśli to nie był stricte psychiatra. Był wdzięczny drugiemu, że taką łajzę jak on sprzątnął z chodnika zanim sam się zdemaskował światu, czy zrobił coś niezbyt akceptowalnego społecznie wobec innej napotkanej persony, albo jakiegoś równie popieprzonego gówna. Jego postawa była sztywna, wynikająca z coraz bardziej rosnącej wewnątrz niego niepewności i braku kontroli, która pomimo jej chwilowej obecności nie była gwarantem, mogąca w każdej chwili zniknąć, tak jak się pojawiła.
Zdesperowany i niepewny zaczął sobie nucić pod nosem, w między czasie by jakoś zająć czymś umysł i dodać sobie nieco otuchy. Nie wiedząc czemu padło na dość melancholijną piosenkę w języku polskim (Ziemia Wysoko - Folk Machina). To nie tak, że miał jakiś specjalny sentyment do tej piosenki, ale żadna inna nie przychodziła mu do głowy, gdy myślał o jakichś mniej energicznych. Wszak w obecnym stanie wątpił by miałby na tyle siły, by radośnie podśpiewywać, nie wspominając o tańcach i hulankach, a nawet jeśli takową by posiadł, obawiał się, że drugi pomyśli, że znowu ma jakiś bliżej nieokreślony atak. A może to wynikało z tego, że były w niej ptaki w locie? Jakby nie było miał jakąś słabość do pierzastych stworzeń, nieświadomie przejechał ręką po kolczyku z czarnym ptasim piórem przypieczętowując ją. Zazdrościł tym stworzeniem, ich niczym nieograniczonej swobody, dzięki której mogły lecieć, gdzie tylko chcą. Co prawda on też mógł udać się niemal wszędzie, ale ograniczały go zarówno prawa ludzkiej, jak i nadprzyrodzonej społeczności plus choroba psychiczna stanowiąca pętle na szyi, która nie wiadomo kiedy się zaciśnie…
Innym powodem dokonania tego wyboru był jednak sentyment, do którego nigdy się otwarcie nie przyzna. Nie ośmielił się wybrać żadnej pieśni ze swojego ojczystego kraju, ponieważ obawiał się, że to wzburzy jego już wzniesione do ostatka mury obronne i po prostu się załamie. Czechy były jego domem rodzinnym, nawet jeśli przez niemal dwa stulecia nie postawił tam nagi. Była to jednak półprawda, odwiedził ją po raz pierwszy parę lat po przemianie i drugi przed wyruszeniem do Paryża by niby na zawsze pozostawić ten kraj za sobą, jak widać dość nieudolnie.
Zatracony w myślach, nie wiedział kiedy zaczął śpiewać na głos, zmieniając również repertuar, zaskakując również siebie gdy śpiewał:

V záplavách šerých (W powodziach mroku)

Končí cesta tvá (Twoja podróż dobiega końca)

Bárka v temnotách (Barka w ciemnościach)

Závoj kolem nás (Zasłona wokół nas)

Šedivý mráz (Szary Mróz)

Šedivý mráz (Szary Mróz)

Rány krvavé (Rany Krwawe)

Vánek zacelí (Wiatr leczy)


Gdy sobie uświadomił co zrobił, przypominał rybę wyciągniętą z wody, albo dziecko przyłapane na gorącym uczynku. Ogólnie czuł wstyd, ale zarazem trochę lżejszy po procesie uzewnętrznienia własnych uczuć. Więc wydawało mu się, że na chwilę obecną nie jest tak fatalnie, jak mogło by być. Choć troszkę żałował, że dalej nie tkwił w nim. No cóż nie można mieć wszystkiego…
Zatem wyrwany ze stanu, zbliżonego do medytacji, wrócił do swojej szarej i jakże ponurej rzeczywistości, no i przede wszystkim halucynacji, które zaglądały zza rogu, mógł nawet przysiąc, że - o zgrozo - zaczęli do niego machać. I to w postaci osób bardzo dobrze mu znanych. Może to jeszcze by wytrzymał, ale już czuł jak powieka oka zaczynała mu drgać, oznajmiając światu, iż jest coraz bliżej załamania nerwowego. Albo tak zwanego słowiańskiego wkurwiu, jak zwał tak zwał. Gdy nie wiedząc czemu ot tak sobie halucynację postanowiły go nękać jego niechcianą przeszłością. To naprawdę był cios poniżej pasa.
- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Chociaż tak jest łatwiej się skupić na rzeczywistości. Takie werbalne przypomnienie dla mnie. - odpowiedział będąc już dość splątanym, skacząc wzrokiem pomiędzy kilkoma punktami, co wcale nie świadczyło zbyt dobrze o nim, a jeszcze mniej o jego prawie nieistniejącym zdrowiu psychicznym. Bycie tak wylewnym i tak odkrytym przed drugim człowiekiem - eee, wampirem? - było niedopuszczalne dla niego, jeśli byłby choć w odrobinie lepszej kondycji psychicznej nie dopuściłby do tego, jednak w obecnej sytuacji potoczyło się jak potoczyło.
Niby jeszcze wchodził bezpośrednio w interakcję z Białorusinem, ale linia tej ograniczonej świadomości z każdą nową sekundą zacierała się jeszcze bardziej. Co prawda nadal zapierał się rękami i nogami by tkwić jak najdłużej, w stanie przynajmniej częściowej świadomości otoczenia, co chyba jeszcze można było uznać za osiągnięcie. Order Dzielnego Shizofrenika, phi. Kąciki jego ust uniosły się minimalnie z własnego żartu, wyrażając namiastkę rozbawienia jakie dusił w sobie Czech. - Ni mniej, ni więcej od Pana nie oczekiwałem. - powiedział dość szorstko. Cóż widok byłej i prawdopodobnie zamordowanej przez Ciebie żony, raczej nie wpływa dobrze na Twoje umiejętności konwersacyjne i próby powstrzymywania rozmowy, gdy w między czasie owa halucynacja zaczyna coś insynuować niemo, gestykulując jak opętana. Duch? Nie, przywidzenia już tak. Skądże.- dodał, próbując bezskutecznie skupić się na swoim wiodącym rozmówcy, a nie Banshee.
Dla mojego dobra? Czy dla mojego dobra jest też, ta kwestia braku bezpieczeństwa z pańskiej strony? - żachnął, a jego oczy błyszczały dość niebezpiecznie, kiedy praktycznie żadne ograniczenia z jego strony poza jego własną wolą, tutaj nie istniały. To sprawia, że zastanawiam się czy jesteś aż tak pewny własnych zdolności, czy tak bardzo przeceniasz mnie? - dodał po chwili, nieco rozbawiony, ale także zirytowany. Oczywiście, że tak. - dodał bez cienia zawahania, nieco oburzony w jaki sposób próbuje go przekonać. Gdyby był zwierzęciem stałby się jeszcze bardziej nieufny wobec drugiego. Będąc sobą, w sumie jechał na tym samym wózku... Z chęcią bym się zamienił, by mógł się Doktor przekonać na własnej skórze, jakie to przyjemne. - zasyczał agresywnie i ostrzegawczo, gdy lekarz postanowił wcierać mu sól w rany, nadal jednak nie czyniąc żadnego ruchu by zaatakować czy uciec, będąc zwyczajnym ofensywnym jedynie słowem, a jednak defensywny czynem. Czy z innymi pacjentami też tak się bawisz, czy jestem jedynym, którego omija etyka lekarska?
Oddychaj głęboko i powoli Zephyrious! Ponaglił sam siebie, czując jak coraz bardziej chce go szlag trafić, a to wszystko szuka ujścia z niego, którego nie powinien dać nawet jeśli diabelsko tego chciał w tym momencie. Trochę ochłonął, ale czy to jakoś bardzo zmieniło jego sytuację. Oczywiście, że nie. Nadal był tykającą bombą z opóźnionym samozapłonem.
- A to ciekawe... - odrzekł zdecydowanie grzeczniej niż chwilę wcześniej, wracając do swojego mniej więcej poukładanego stanu, bierności i oddawaniu się obu światom naraz, cóż halucynacje były upierdliwe, ale teraz wydawały się odrobinę przyjemniejsze dla oka. Byłem przekonany, że to legendy, tak jak kotołaki i inne rasy nadprzyrodzone. - odrzekł zamyślony, ale jednak o dużo bardziej obecny niż przez większość czasu, może dlatego, że dotyczyło to tematu, blisko jego fiksacji. Nigdy w moim życiu, nie napatoczyłem się na czystokrwistego Wampira, nie wspominając już o wilkołaku takiego pochodzenia. - dodał po chwili, zdradzając ten jeden fakt o sobie więcej, ale i tak wątpił by ta wiedza została jakoś wykorzystana, bo była to marna informacja.
Podniósł brew na jego słowa, czując swoiste zaskoczenie, zirytowanie i Bóg jeden wie, co jeszcze. Raczej już z Doktorem, o tym rozmawialiśmy, wystarczająco. - odrzekł chłodno, czując, że ciśnienie mu się podnosi jeszcze bardziej niż powinno na jego gust. Może to była wina tej kakofonii w tle, jego wyrzutów sumienia za traktowanie Bogu ducha winnego Vanina...
Zachowywał się koszmarnie, nie mógł zaprzeczyć. Ale jedynie krok dzielił go od wkroczenia w pieprzoną przepaść bez dna, więc trudno było się dziwić, że tak postąpił?
To było ciekawe doświadczenie dla nieco dojrzalszej jaźni, obrońcy. Co prawda wiedział, że istnieje dość spora szansa, że jego nagła manifestacja zainteresuje medyka i zasadniczo wcale się nie dziwił tym, jako, że brał go za jedną z jednostek składowych, tworzących jego ogólny zarys psychologiczny. Tym bardziej, że Białorusin miał nijakie pojęcie tego z kim ma do czynienia, nie mając całej kartoteki mającej kilka teczek przestarzałej dokumentacji Czecha, która zasadniczo już dawno powinna gryźć piach, a jednak tak nie było. Ot, co trofeum. Dziwne ale jednak, nadal posiadane trofeum. No i może odrobina nadziei, że jednak ktoś na coś wpadnie, ale nie na teczkę z jego danymi personalnymi. Choć nie byłaby to duża strata, skoro już przed wieloma laty, zastosował znaną politykę podawania się za członka własnej rodziny, tworząc fałszywe drzewo genealogiczne na poczet swoich potrzeb. Wkuwanie było tak samo irytujące jak pamiętał sprzed lat żyjąc jeszcze jako śmiertelnik, biegający wieczorami po łanach pól zboża czy okolicznych łąkach, gdzie nie raz został pogryziony przez chmarę komarów. Tylko w wykonaniu lekarza nie było to, aż tak irytujące i swędzące jak ślady pozostawione po tych krwiopijcach. Cóż to jest trochę ironia, że inna pijawka, również pobiera mu krew...
Trochę żałował, że nie nadawali na tych samych płaszczyznach, ale cóż nie można mieć wszystkiego. Powinien się cieszyć, że jego słuchacz, no cóż właśnie słucha bez jakiś większych obiekcji i przynajmniej nie urywa jego wypowiedzi w połowie zdania, jak niektórzy nie wyedukowani ludzie.
Doprawdy? - niemal się zaśmiał, podnosząc wyzywająco brew, nie wierząc ani na jotę lekarzowi. Ciekawy... - prychnął pod nosem, nie do końca aprobując tego, jak lekarz postanowił określić jego wypowiedź. Czy to było ciekawy, tak bardzo, że aż mnie zanudzasz. A może tak ciekawy, że nie wiem co w ogóle do mnie mówisz. Zmień sposób wysławiania, albo najlepiej wypchaj się swoją gadką i skończ...
Nie oponował w żaden, nawet najmniejszy sposób, gdy lekarz dalej postanowił czynić swoją medyczną powinność, jak na człowieka medycyny przystało. Był to w zasadzie dość niegrzeczny sposób, zakomunikowania mu, że temat uważany jest za skończony. Kim on był, by specjalnie drążyć niechciany temat, więc tylko wyraził słownie krótką aprobatę by ten wiedział, że nie ma żadnych obiekcji co do wykonywanej przez niego pracy.
Zostawienie na wpół oszołomionego pacjenta samemu sobie, nawet jeśli podano mu leki, wydawało się naprawdę dość hardcorowym pomysłem, zwłaszcza, gdy ten coraz częściej manifestował objawy możliwej utraty kontroli w każdej chwili. Plus sam fakt, iż podano lek do którego pacjent co dopiero się adaptuje, mógł stanowić kolejne niebezpieczeństwo, choć to już dla samego zażywacza pigułek. Na szczęście nic się w tym momencie nie działo, a sam Nezirěvic prędzej zarejestrował przyjście niż wyjście lekarza, zmagając się z halucynacjami osiągającymi swoje apogeum. Odruchowo spojrzał w jego stronę i pakunku, który został niemiłosiernie potraktowany przez drugą stronę. Cóż domyślał się co w nim jest, ale zachowanie Białorusina wydawało mu się trochę nie na miejscu, a może to była kwestia tego, że jego zmysły dostawały kocikwiku, gdzie zwykła migrena wydawała się naprawdę niczym z porównaniu z tym.
Nawet i bez tego wiedział, że druga strona jest niepewna, dopóki czerpał korzyści było wszystko w porządku, ale jeśli nagle zdobędzie wszystko czego potrzebował od niego, ta lina - relacja pomiędzy nimi zostanie zerwana, jakby nigdy nie istniała. I to mu w sumie pasowało. Brak zobowiązań wobec drugiej strony, co prawda zauroczył się trochę nim, ale to była raczej kwestia bycia wyrzutkiem i każda ręka oferująca pomoc, sprawiła by, że poczuł by się podobnie. Taka tandeta, ale przynajmniej miał świadomość, jakim śmieciem jest.
Jak widać był to najwyższy czas by medykament zaczął wdrażać skutecznie swój terapeutyczny efekt. Było to nagłe. Pierwszym zauważalnym objawem u samego Czecha było uczucie podobne do nudności, ściskające dość mocno jego żołądek. Jednak był to tylko dyskomfort, a nie odruch wymiotny. Ale to był ledwie początek i w sumie coś z czym w miarę był zapoznany, nerwice natręctw wszak nieraz dawały mu podobne objawy, cóż niekiedy nie powiązał tego właśnie tego z tym, ale czy to całkiem jego wina, gdy myślał, że wszystko zaczyna się jakoś układać? Cóż potem była nagła głosowa cisza, a raczej stłumienie ich do takiej częstotliwości jaka w sumie nie przeszkadzała mu. Gdyby to tak się skończyło byłby nad wyraz zadowolony z usług Doktorka, ale potem się coś dosłownie popieprzyło. Gwałtownie poczuł się słabo, jakby miał zaraz odlecieć na siedząco  dzięki wszelkim bóstwom, że jednak nie ośmielił się wstać i ruszyć w stronę drzwi, co było niemal, że jego standardowym odruchem działania w mechanizmie tej emocji. Strach odbierał racjonalne myślenie. (Jakie racjonalne myślenie, przecież on nie ma żadnego...) Dlatego też wtedy, odpowiedział drugiemu bez żadnych dodatkowych treści, co było do niego dość nie podobne. A może to był efekt leku, który go tak otumanił, że odpowiedział tylko na pytanie. Normalnie uraczył by go jakimś dodatkowym i zbędnym dialogiem dotyczącym tego, jak blisko niego jest i jak to przekracza jego przestrzeń osobistą, ale był zbyt ociężały by podjąć się takiego wysiłku. Zmiana umiejscowienia i pozycji wydawała się nawet przytulna...
- Zsedowany w diabli. Następnym razem, może przelicz dawki jeszcze raz. - odpowiedział, a raczej wybełkotał, w sposób dość niezrozumiały dla słuchacza i nad wyraz wolno, co raczej nie ułatwiało dowiedzenia się o co mu chodzi. Był też dość zrelaksowany, gdyż działanie leku, zaczęło już w pełni działać, a może aż za nadto, gdyż jego kończyny nawet gdyby chciał odmawiały mu posłuszeństwa, będąc niemal płynnymi.
- Gdybyś dał mi się przespać to na pewno. - narzekał, ale miał trudność z utrzymaniem uwagi, gdyż ona praktycznie nie istniała, domagając się natychmiastowego snu w trybie pilnym.
- Nudności. - dodał, mając nadzieję, że drugi wyłapie o co mu biega, gdy jego głos przypominał raczej ten należący do jakiegoś pijaczyny po dość dobrym wstawieniu.
- Czy nie możesz dać mi się choć trochę zdrzemnąć? Chcę spać. - wyszeptał ledwo słyszalnie, mamrocząc bardziej do siebie, gdy lekarz postanowił sprawdzać jego odruchy.
Czy to było aż tak dziwne, że jego organizm chciał wykorzystać możliwość do regeneracji, jaką oferował lek, albo on już był tak wstawiony, że tak sobie to tłumaczył. Tak czy siak wątpił, że nie śpiąc byłby w o wiele lepszej formie. Może trochę bardziej marudny, gdyż próbowałby się skupić, a po prostu nie mógł będąc napruty specyfikiem. Przymknął oczy, czekając na sen, który nie miał jednak nadejść. Będąc bardziej w czymś pomiędzy medytacją i czuwaniem, pogrążając się w niezobowiązujących myślach. Nie wiedząc czemu one miały związek z telewizorem i technologią, może dlatego, że to właśnie to nie pozwalało mu się skupić na czymkolwiek innym? Yup. Czy był człowiekiem postępowym? Uważał się za takiego, w porównaniu do innych co starszych przedstawicieli swojego gatunku, nie miał nawyku bycia konserwatystom, bycia człowiekiem hermetycznie zamkniętym czy to na zmieniającą się jak chorągiewka na wietrze polityce i tych wszystkich dziwnych pojęciach z nią związanych, od których nie raz bolała go głowa. Aczkolwiek niektóre rzeczy były naprawdę miło widziane jak początki Praw Kobiet czy Konwencje Genewskie, nie żeby jakoś szczególnie się w to zagłębiał. Dotyczyło też to technologii w szerokim jej zakresie. Co prawda nie był jakimś szczególnym zwolennikiem sztucznej inteligencji, która wydawała się obecnie prawdziwym ciasteczkiem do schrupania, ale doceniał technologię, wszak sam korzystał ze smartfona czy to w kwestii robienia zamówień i większej elastyczności, związanej z zarządzaniem przez internet i innymi mniej lub ważnymi rzeczami, które pozwalały mu w miarę rzetelnie prowadzić kwiaciarnie, by ta jakoś prosperowała na dobrym poziomie. Ale jak już był przy roślinach, to zdecydowanie był dzieckiem natury, woląc jej obecność niż przesiadywanie w zamkniętych pomieszczeniach. Niestety obecnie jego natura trochę ograniczała jego możliwości co do cieszenia się z darów Matki Natury za dnia, ale zawsze zostawały noce, czyż nie?
- Aj, Vanin. Jednak czasem potrafisz być miły. - odpowiedział, trochę pogodniej już powoli dostosowując się do obecnej sytuacji, aczkolwiek będąc na tyle leniwy, że nadal nie otworzył oczu, wylegując się. Przypominając bardziej dużego leniwego kota, niż wampira, którym obecnie był. - A tak na poważnie, to moje kończyny odmawiają mi posłuszeństwa. - dodał bez cienia zawstydzenia, pomimo tego, że ujawniał jak idiota swoją słabość i jeżeli lekarz miałby jednak złe intencję to mógłby mieć idealną do tego okazję, nerwowo się śmiejąc...

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Raz opieka była kompleksowa, raz zmieniała się w katorgę dla Zephyriousa. Marcus nawet nie starał się nadążyć za zmianami nastroju gościa. Nijak też skomentował to jego szczere wyznanie o byciu pod czujnym, medycznym okiem. Skoro jednak drugi wampir dawno nie miał żadnej opieki pod tym kątem, Vanin tym bardziej niedowierzał, iż tak długo ten żył z taką rzucającą się w oczy chorobą. Praktycznie niemożliwe byłoby uchować się przed światem zewnętrznym.
Większość słów Zephyrioousa, zwłaszcza tych, które działy się pod wpływem jego epizodów, zbywał i milczał. Chciał przejść czym prędzej do iniekcji, a zdawało się, że zbędne wchodzenie w dialog nie tyle odsuwało jego plany w czasie, ale również istniało ryzyko, że "pacjent" wścieknie się i rozniesie mu mieszkanie.
- Nie, podziękuję. - Odparł jedynie na tę absolutnie niekorzystną propozycję. - Nie mam pojęcia, o pan mówi. - Dawno nie zagrał tak perfidnie głupa, ale nawet nie drgnęła mu brew, kiedy to powiedział. Co ciekawe, mówił o etyce lekarskiej właśnie.
Czech słusznie podejrzewał, iż sposób wypowiedzi Vanina mocno nakierowywał na "nie chcę mi się ciebie słuchać". Słuchać go zaczął dopiero wtedy, gdy zaczął widzieć efekty leku. Całe szczęście, że nie musiał się martwić o stan wampira tak bardzo, jak o stan człowieka.
- Z dawką wszystko w porządku. To tylko uderzenie pierwszej tabletki. Każda następna doustna aplikacja będzie coraz bardziej łagodna. - Objaśnił cierpliwie. Na słowa nudności nieco się wzdrygnął. Cóż, sprzątanie cudzej treści żołądkowej nie należałoby do przyjemniejszych, dlatego od razu podniósł się, żeby zniknąć i wrócić zaraz z miską. Położył ją na klatce piersiowej Czecha, który teraz leżał i bełkotał coś o zaśnięciu.
- To nie hotel, dlatego prosiłbym jednak o nie naginanie mojej gościnności. - Ostrzegł tylko na wypadek, gdyby Zephyrious poczuł się nazbyt komfortowo w jego mieszkaniu. Na kolejne słowa mężczyzny uniósł nieznacznie brew. Miły? Oczywiście, że potrafił być miły. I właśnie teraz taki był.
- Skąd ten wniosek? Czyżby stąd, że podjąłem się leczenia jednostki balansującej nad przepaścią? - Zasugerował z krzywym uśmiechem na twarzy. Cokolwiek nie mówić o Marcusie, miał gest, żeby sprowadzić takiego upierdliwego "pacjenta" do siebie i usiłować jeszcze go naprawić.
Informacje o odmawiających posłuszeństwa kończynach puścił mimo uszu. Słodka błogość była lepsza. Całe szczęście, że Zephyrious nie podzielił się swoimi fetyszami na głos. Vanin wolał nie wiedzieć, że wizje drugiego wampira widziały go w roli dominy. Już swoją drogą, że absolutnie nie interesowały go tego typu zabawy - na pewno nie z pacjentem, którego ledwo znał.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
Cóż nigdy nie było opieki idealnie, zwłaszcza dla czegoś tak kruchego jak ludzki umysł. Wbrew pozorom on zdaje sobie sprawę z tego, że jest wampirem, ale większość określeń niestety dotyczy człowieka, więc takowych używa z czystego automatyzmu, niżeli czegoś więcej. Jeśli zaś chodzi o podejście drugiego, wcale go to nie dziwiło, gdyż prawdopodobnie w przypadku znalezienia się na jego miejscu prawdopodobnie uczyniłby podobnie. Cóż jeśli chodzi o jego epizody, zwykle nie były one tak dotkliwe, jak te, których doświadczał u lekarza. Jakby nie było stałość i niezmienność warunków w jakich się obracał, oraz eliminacja przedmiotów, o których wiedział, że mogą przyczyniać się do eskalacji nikomu niepotrzebnego napadu zdecydowanie zmniejszała ryzyko jego wystąpienia. Choć nie przeczył, że zdarzały się i takie dni, gdy wyzwalane były same z siebie, bez jakiejś bliżej określonej przyczyny.
Poza tym pragmatyczna postawa lekarza, zmniejszała ryzyko, że coś pójdzie nie tak, jak często bywało w przypadku złego oszacowania własnych zdolności i stanu pacjenta, doprowadzając do sytuacji, których uniknęło by się, gdyby wdrożono wcześniej odpowiednie leczenie. Więc wcale nie miał mu tego za złe, rozumiejąc i taką ewentualność.
– Wielka szkoda, oddałbym ją za darmo. - odrzekł z odrobiną żalu, aczkolwiek jego oczy ewidentnie błyszczały z rozbawienia. Pomimo, że doskonale znał odpowiedź na to pytanie.
Przewrócił oczami i naprawdę chciał prychnąć na głos, ale powstrzymał się przed taką błazenadą, chcąc oszczędzić Białorusinowi trochę twarzy.
Cały czas nadal halucynował, aż do działania leku, który nie znosił halucynacji, a sprawiał, że były one bardziej znośne, jak i zarazem otępiały piekielnie jego organizm, ot taki efekt uboczny. Tak jak początkowe nudności.
- Hm. Miejmy taką nadzieję. - burknął, przypominając sobie chwilę, gdy podczas innych dostosowywanych w przeszłości terapii, zmagał się ze skutkami ubocznymi niemal przez cały okres jej trwania, więc nic dziwnego, że do końca nie był przekonany… Rozchylił powieki, gdy poczuł na sobie miskę, i omiótł ją wzrokiem. Skinął głową na znak podziękowania, jakby nie było, mogła się jeszcze przydać, gdyby okazało by się, że będzie go szarpać. Na szczęście tak nie było.
- Zdaje sobie z tego sprawę, ale wolałbym nie zemdleć, od razu przed Twoją wycieraczką, albo tuż za rogiem. Czy to nie byłoby jeszcze bardziej irytujące, niż moja obecność tu? - odpowiedział zamyślony, trochę bardziej trzeźwy, ale nadal otumaniony, zastanawiając się czy wstanie w ogóle wchodzi teraz w grę, czy może legnie jak długi przed doktorkiem. Spróbował poruszyć nogami, nic. Były jak z waty. Zmarszczył brwi, będąc niezadowolony z tego rezultatu.
- Wróżka mi wywróżyła. - odpowiedział nieco sarkastycznie, aczkolwiek monotonnym i jakże leniwym głosem. Na altruistę jakoś mi nie wyglądasz.  Szczerze powiedziawszy, na początku nie liczyłem na wiele, Vanin. - odrzekł. Ale jak widać miło zostałem zaskoczony. - skwitował, posyłając delikatny uśmiech, gdzieś w stronę Białorusina, ciężko zlokalizować kogoś kogo nie widzisz. Plus naprawdę wolał nie otwierać oczu, ciesząc się w miarę niezmąconą ciszą - wszak ciche szemrania głosów nadal rozbrzmiewały niczym echa -  i jednolitą pustką.
Wypraszał sobie! W tym danym momencie był praktycznie niewinnym, białym kwiatkiem. Myślał jedynie o kontekście czysto survivalowym, a nie dewiacjach seksualnych, na których tym bardziej nie miał ochoty, będąc aż nadto naszprycowywanym. Poza tym pomimo wszystkiego jego błądzący umysł, czasami sprawiał, że jego myśli przybierały totalnie pokręcony tor myślenia, odbiegający od tego jak postrzega świat na co dzień.

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Przemilczał wylewne uwagi Zephyriousa. Ani relacja ani tym bardziej sytuacja nie pozwalała na wypytywanie czy inne drążenie tematu symptomów drugiego wampira. Marcus, jak na profesjonalistę przystało, w większości trzymał język za zębami i odpowiadał tylko wtedy, kiedy była konieczność. Poza tym, pomimo iż sam to zaproponował, to trzymanie obcego tak długo w swoim mieszkaniu przyprawiało go o coraz większy dyskomfort. Niestety, nie miał na razie innego lokum i nie był w stanie zapewnić im obu lepszych warunków. Jego nielegalna klinika odpadała... Z oczywistego powodu - nikt z zewnątrz nie mógł o niej wiedzieć.
- Nadzieja, tak. - Mruknął lekko zamyślony. Jednak zostawił dla siebie wnioski, które pojawiały się w jego głowie.
- Jest pan niezwykle rozgadany jak na kogoś, kto się źle czuje. - Zasugerował Vanin spokojnym tonem, kiedy już miał dość drążenia tematu obecności wampira w jego domu. Tak naprawdę każdy scenariusz był tak samo nie na rękę. Jeśli by mu zemdlał na wycieraczce, cóż... Tak czy siak, musiałby go wciągnąć do mieszkania i dać mu odpocząć na kanapie.
Kiedy już siedział i sączył powoli whisky po drugiej stronie kanapy, zerknął znowu na wampira, który podzielił się swoją uwagą. Marcus uniósł brew.
- Nie jesteśmy na ty. - Sprostował. - Więc na kogo wyglądałem? - Spytał ze zwyczajnej ciekawości. Skoro już wielokrotnie wytykano mu, jakoby rzekomo był gburem lub dziwakiem, chciał się dowiedzieć, jakie ogólne wrażenie sprawiał. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że raczej nieprzychylne. Chyba ani razu nic pozytywnego o sobie nie usłyszał.
Odwrócił wzrok, kiedy usłyszał ostatnie zdanie.
- Odważne stwierdzenie. - Skwitował tylko, nie drążąc tematu. Nawet nie czuł się komfortowo w towarzystwie Czecha, zważywszy na to, że ten właśnie znajdował się u niego w domu. Sytuacji nie poprawiał fakt, że Zephyrious nagminnie ignorował prośby o zwracaniu się do niego formalnie w jego własnym domu.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Zephyrious Nezirěvic

Zephyrious Nezirěvic
Liczba postów : 16
Cisza, jaką zapadła między nimi, nie przeszkadzała mu. Brak odpowiedzi, wydawał mu się nie na miejscu jeśli brać pod uwagę kurtuazję, ale szczerze mówiąc sam nie był jakimś jej wielkim zwolennikiem, więc zostało to puszczone mimo uszu. Zdawał sobie sprawę, że obecność kogoś takiego jak on nie jest komfortowa dla drugiej strony, a zwłaszcza w miejscu swojego bytowania. Co nadal było nieco dziwne, gdyby tak myśleć…
Wydał pomruk aprobaty, zasadniczo próbując umniejszyć swoją obecność na tyle się dało, czyli właściwie wcale, bo był jedną wielką czerwoną flagą, krzyczącą Schizofrenik.
– Być może. - ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, podczas udzielenia tej krótkiej i jakże zwięzłej odpowiedzi. Bardziej niepokojący byłby fakt, gdyby nic nie mówił, oznaczałoby to, że znowu zaczął otwierać drzwi, w swoim pałacu wspomnień, których nie powinien.  Albo w gorszym lub lepszym przypadku w zależności od punktu patrzenia, znowu zacząć halucynować. Będąc szczerym, to nie chciał tu być tak samo jak Białorusin, czując się przeszkodą dla drugiego, aczkolwiek podejrzewał, że w obecnym stanie opuszczenie lokum drugiego nie było możliwe, przynajmniej w chwili obecnej.
Słysząc dźwięk nalewanego napoju i ostry zapach trunku roznoszący się w powietrzu, otworzył oczy szerzej, zdziwiony i skonsternowany, obawiając się, że znowu ma urojenia. Jednak okazało się, że nie, a druga strona perfidnie zaczęła przed nim pić procentowy trunek. Normalnie nie miał nic przeciwko, wszak sam praktycznie nie miał do czynienia z alkoholem poza pewnymi wyjątkami, ale teraz czuł jak unoszący się zapach, przyprawia go o skurcze żołądka, nasilając mdłości. Parę razy go szarpnęło, ale nie na tyle by zwrócić jakąkolwiek treść pokarmową, cofając się co najwyżej do przełyku, a nie wyżej. Przez chwilę, nieświadomie jego ręka nawet lekko drgnęła by chwycić miskę, ale był to nieznacznie widoczne.
– Zdaję sobie z tego sprawę, ale tu już jest mój poziom pójścia na ustępstwa. - dodał dość szybko, a jednocześnie na tyle zmęczony całą tą sytuacją, że w ogóle był skłonny to wyjaśnić Vaninowi. Cóż wolał nie kusić losu, któż wie, może jeszcze by naprawdę zwymiotował, czego naprawdę mu brakowało do zakończenia wyśmienicie dnia…
– Chyba, że naprawdę wolisz bym ćwierkał Twoje imię, raz za razem? - zapytał z przekąsem, znowu przymykając oczy, próbując powstrzymać utrzymujące się nieprzyjemne uczucie.
– Na kogo? - powtórzył nieco głupio, nie spodziewając się, że drugi chciałby to wiedzieć, mrugając przy tym zaskoczony, znowu nieco je otwierając szerzej. Na kogoś, kto jest pieprzonym służbistą. - dodał bez cienia krępacji, odsłaniając swoje kły w wyrazie przekąsu.
–  Typ osoby, która zostawiła by Cię krwawiącego, albo dobijającego kołkiem w serce, tylko dlatego, że nie spełniło się jej oczekiwań, i to zaledwie kilka metrów przed jej domem. A jednak, jakoś tutaj się znalazłem z Tobą w Twoim mieszkaniu, - i kurwa to nie był żaden numerek. Pomyślał, ale inteligentnie postanowił ominąć tą część w swoje wypowiedzi. - a Ty nie wypierdoliłeś mnie jeszcze za drzwi, jak jakąś kochankę na jedną noc, więc chyba nie mogę narzekać. - skończył swój wywód, zaczynając się trochę plątać i bełkotać. Ale hej, nie było aż tak źle, zawsze mogło być gorzej i mógł jednak zwymiotować mu na tapicerkę albo dywan.
– Jakby nie było, do odważnych świat należy. - odparł, jednak w rzeczywistości były to słowa hipokryty, sam Czech, całe życie uciekał przed goniącą go przeszłością, która jak zwykle była parę kroków przed nim….

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Marcus był u siebie w domu, więc i bez skrępowania sięgnął po swój ulubiony alkohol. Normalny stan rzeczy. Ciężko mówić o alkoholizmie w przypadku wampira, którego fizjologia zabraniała upicia się - no chyba że po odpowiednim osłabieniu swojego metabolizmu i układu odpornościowego. Póki co, whisky pozostawało tylko nieszkodliwą nagrodą, jak słodki napój, tylko zamiast słodyczy, jego gardło zalewał ostry, palący smak. Wsłuchawszy się w telewizję nie usłyszał nadciągających mdłości ze strony Czecha. Całe szczęście, że te samoistnie postanowiły odpuścić.
- Wolałbym, żeby pan się do mnie zwracał po nazwisku, z odpowiednią formą na początku. - Wyjaśnił cierpliwie, odbijając zgrabnie kąśliwe słowa Zephyriousa. Tak jak wcześniej - Vanin był już wystarczająco zaimpregnowany na ciągłe nazywanie go po nazwisku bez odpowiedniej formy. Zdolności adaptacyjne miał całkiem dobre. Ciekawe, czy to Marcus rzeczywiście w końcu przestanie zwracać uwagę na to, czy może Czech się podda, jako że Vanin jego ciągłe prowokacje zbywa ze stoickim spokojem? A może kiedyś przejdą na "ty" i problem całkowicie zniknie.
- To się zgadza. - Przyznał bez ogródek i westchnął zaraz, odstawiając na stół szklankę whisky. Wbił zainteresowane spojrzenie na wampirze, który leżał zwiotczały na kanapie. Przysłuchiwał się dalej, a jego twarz nie mówiła zbyt wiele, poza nieznacznym drgnięciem jednej z brwi.
- Ma pan rację, w Walentynki byłoby to trochę... Niestosowne. - Rzekł z krzywym uśmiechem na twarzy, odbiegając wzrokiem od mężczyzny. Nawet i jego trzymały się czasem żarty. Niemniej ciekawe było usłyszeć cudzą opinię o sobie. - Wbrew pozorom, życie innych nie jest mi obojętne, więc, tak... Nie może pan narzekać. - Dodał już poważniej, a jego twarz wróciła do pierwotnej obojętności. Czy mówił prawdę? Ktoś, kto na boku zajmował się wycinaniem narządów bogu winnych ludzi niezbyt wiele miał do powiedzenia na temat empatii wobec drugiego człowieka. Rzeczywiście było tak, że najpierw musiał widzieć korzyść w znajomości z Czechem. Nawet jeśli miały być to eksperymenty robione tylko dla własnego widzimisię, wciąż była to korzyść.
- Odważni nie żyją zbyt długo. - Odparł od razu niewzruszonym tonem, wciągając się w tę grę w rzucanie populistyczne wypowiedzi. - Właściwie nigdy nie pytałem... Ile pan ma lat, panie Nezirěvic? - Spytał, nie spoglądając w stronę mężczyzny. Uparcie spoglądał w telewizor, dzieląc uwagę między oba obiekty i popił przy tym spokojnie whisky. Zephyrious będzie musiał się przyzwyczaić do woni alkoholu.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach