28.01.2024 Gość w dom, debil w dom

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Kamienica, do której Marcus zaprowadził Andre, należała do tych odrestaurowanych w niedalekiej przeszłości. Kolory ścian budynku były pokryte w klasycznym dla paryskiej mody brzoskwiniowym, nieco przygaszonym, kolorze. W środku klatki schodowej unosił się zapach farby. Poza tym, panowała cisza. Jedynie zza mijających przez dwójkę drzwi mogły dobiegać szelesty i dźwięki życia codziennego. Nic poza tym. W końcu był późny wieczór.
Zatrzymał się na drugim piętrze przy drzwiach po prawej. Wyciągnął klucze z kieszeni płaszczu, przekręcił zamek w drzwiach i zaraz uchylił wrota do swojej świątyni. Dla odmiany, teraz to on sugestywnie odstąpił miejsce w progu drzwi mechanikowi, żeby go puścić przodem. Tak dla miłej odmiany, aby teraz on mógł poczuć się księżniczką. W spojrzeniu Marcusa czaiło się subtelne rozbawienie. Następnie, gdy tylko Francuz wkroczył do środka, podążył za nim i zamknął drzwi.
Krótki korytarz, w którym się teraz znajdowali, prowadził bezpośrednio do salonu. Nie odgradzała go żadna ściana ani drzwi. Z tej pozycji, w jakiej się znajdowali, już można było dostrzec kawałek kanapy oraz w kącie ustawioną dużą donicę z rośliną. Philodendron Xanadu, który stanowił element pewnych sentymentów z życia Vanina. Tykający, stary zegar, wisiał niedaleko obrazu powieszonego nad kanapą. Ten przedstawiał po prostu krajobraz, ale nie stanowił dzieła słynnego malarza. Brakowało tylko buczenia starej lodówki, ale tu Marcus nie mógł ulec żadnym dźwiękowym sentymentom. Sprzęt musiał być sprawny, więc i jednym z nowszych.
Marcus ściągnął z siebie płaszcz, odwieszając go na wieszaku. To samo z butami, które zaraz odłożył na półkę na buty. Zaraz zerknął na Andre, poprawiając i zawijając rękawy swojej eleganckiej, niebieskiej koszuli.
- Patrząc na twoje frywolne zachowania, uprzedzam, byś nie palił w mieszkaniu. - Oznajmił i skierował się do salonu. Skoro mechanik nie krępował się z paleniem w miejscach zamkniętych, wolał już z góry określić warunek. - Tam jest portfenetr. - Dodał jeszcze i skinął głową w stronę balkonu w stylu francuskim, czyli okno z balustradą.
- Rozgość się. - Rzucił i zniknął w kuchni, do której wejście znajdowało się po lewej. Wystrój raczej odbiegał od przeciętnej aranżacji francuskiego mieszkańca. Niemniej, górował modernizm i minimalizm. Ponad to, mieszkanie było czyste i schludne. Wszystko miało swoje miejsce, wszystko miało swoje przemyślane ułożenie. Wyposażone było we wszystkie potrzebne w dzisiejszych czasach sprzęty elektroniczne. Między dwoma oknami, służące za portfenetry, stała szafa również przyozdobiona zieloną rośliną - dla odmiany philodendron domesticum. Jej donica stała na ręcznie wykonanej serwetce - coś, co raczej nie było znane kulturze zachodniemu Europejczykowi. Dla Marcusa z kolei na pewno stanowiło to jakąś wartość sentymentalną. Serwetki powtarzały się jeszcze w innych miejscach, choćby pod kilkoma figurkami nawiązującymi do wschodniej kultury, choćby figurka baletnicy.
Niezależnie od tego, czy Andre czekał grzecznie w salonie czy też ciekawość nie dawała mu spokoju, Vanin wrócił niedługo z obiecanym trunkiem oraz talerzem różnych rodzajów sera. Tak, jak pan bóg przykazał, aby pić whisky. Ser dla lepszych wrażeń. Doniósł dwie szklanki i bynajmniej nie zaproponował Francuzowi nic. Żadnego dodatku. Nawet lodu. Po prostu zerknął krótko na Andre i odkręcił korek.
- To starzejąca się whisky. Dziesięcioletnia, dojrzewająca w beczce z białego, wypalanego dębu. W temperaturze pokojowej smakuje najlepiej. - Oznajmił, nalewając swojemu gościowi jedną trzecią szklanki, a następnie sobie i dopiero wtedy usiadł na kanapie. Jeszcze powstrzymywał się z pytaniem, jakie cisnęło mu się na usta. Wolał sprawdzić, czy rzeczywiście mężczyzna był absolutnie pozbawiony zmysłów smakowych i było mu to absolutnie obojętne, co wleje do swoich ust.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

André Chevalier

André Chevalier
Skrót statystyk : WADY
— Wadliwa pamięć krótkotrwała [-1]
— Alergik [pyłki, -1 PRC]
— Naznaczony [-1 skup]

ZALETY
— Spowiednik
Liczba postów : 114
— Umiar srumiar. Życie jest za krótkie na konwenanse — powiedział z przekąsem. Nie we wszystkim i nie zawsze. Jasne, bywały sytuacje, w których i on, niemożliwy do zamknięcia w ramy człowiek, musiał poddać się normom i odgórnym zasadom. Niemniej, w życiu prywatnym wolał proste i jasne komunikaty. A przynajmniej w sprawach ważnych. Inaczej wyglądały te, które obejmowały grę rosnącego napięcia i ciekawości. Tam nie warto przecinać linii tajemnic. A na pewno nie za darmo.
— Kwiaty — powtórzył w rozbawieniu obietnicą Andre. — Pozory lubią mylić, Vanin.
I choć stwierdzenie wydawało się oczywistym nawiązaniem do niepasującego do image Chevaliera hobby. Tak, w rzeczy samej, ów zwrot miał też drugie dno. Jakie? To wiedział tylko francuz, najwyraźniej niechętnie dzielący się własnymi spostrzeżeniami czy opiniami innymi, niż te powszechnie znane. Jak długo mógł, tak długo nie wykładał wszystkich kart na stół. Albo nie czuł potrzeby, uznając, że Marcus doskonale rozumie, co miał na myśli.
— Dlatego wolę doniczkowe. Są praktyczniejsze — przyznał bez ogródek, bo zgadzał się z opinią Vanina. Te ścięte trwały przy życiu niezwykle krótko, potem płatki czy inne cuda opadały i już nie cieszyły oczu. Zresztą, on sam niespecjalnie przejmował się warstwą wizualną. Nie był estetą, a na pewno już nie do tego stopnia, by przejmować się ubarwieniem badyla. Całe uwielbienie względem roślin wynikało z procesu, jaki obejmował ich wzrost. Długi, mozolny, często pozbawiony efektów. Ale kiedy przychodził sukces – nie było nic piękniejszego.
Dotarłszy miejsca, momentalnie przypomniał sobie wydarzenia z bodajże grudnia. Znów pozwolił się prowadzić aż do mieszkania, tym razem, Marcusa. Tak samo, jak wtedy – oplatał wzrokiem wnętrze kamienicy, chłonął zapachy, robił rekonesans po schodach i ścianach. Nic ciekawego. Nic, czego nie znałby z innych odwiedzin u „znajomych”. Brakowałoby jedynie, by wywinął orła w powietrzu, a Vanin nigdy więcej nie dał mu spokoju z kontuzjowanymi kończynami. Dlatego Andre milczał, tocząc się po schodach za sylwetką zleceniodawcy niezwykle powoli i uważnie.
Przechodząc przez próg, zgodnie z wolą Marcusa, przed nim – prychnął pod nosem.
— Romantyk nie, ale dżentelmen już tak? Nieźle — skwitował, odwieszając odzież wierzchnią na haczyk, stanowiący najpewniej ciąg wieszaków na kurtki. Butów już nie. We Francji podobnego zwyczaju, jak w krajach słowiańskich, nie było. Miał deja vu. I to mocne. Ciekawe, czy koniec tego wydarzenia będzie podobny. Niemniej, na razie, nie wysnuwał żadnych wniosków.
Zamiast tego, bezczelnie przemieścił się na kanapę i na nią też opadł. Z tej pozycji mógł swobodnie, niczym radar, kręcić łbem i poznać miejsce, w którym Vanin składał powieki do snu. Chyba. Nie był pewien, bo przy Marcusie, zwłaszcza przy nim, ciężko o jakąkolwiek pewność. Człowiek zagadka. Niby prosty jak budowa cepa, biorący wszystko takie, jakim jest, a jednak… Coś nie pasowało. Chevalier jeszcze nie zdołał ustalić co, ale miał pewne pomysły.
— Zgodnie z życzeniem gospodarza — odparł nonszalancko, dając odpowiedź na trzy kwestie jednocześnie.
No, ostatnie przynajmniej potraktował poważnie, bo w przeciwieństwie do sytuacji z Alex, na włościach Vanina zachowywał się zdecydowanie swobodniej. Płeć i okoliczności odgrywały tu dużą rolę. Chociaż… Gdyby zechciał zrobić Marcusowi cokolwiek złego, pewnie nie stanowiłoby to kłopotu większego, niźli z pierwszą lepszą kobietą. Oczywiście, tak myślał. Rzeczywistość była zgoła inna.
— Jeszcze trochę i założysz tu własną dżunglę. Małpy też będą? — rzucił, zwróciwszy uwagę na roślinę, która lubiła rozrosnąć się bez kontroli — wszędzie, gdzie tylko mogła. Ta sama zasada trzymała się Aleksiejewicza. Pieprzony chwast. Andre próbował już wszystkich pestycydów, a cholerstwo nie chciało mu dać spokoju. To gorsze niż rak.
Po tychże słowach, w czasie, gdy Vanin donosił kolejne „dary”, zakasłał, nie – dusił się, niezwykle mocno i chrapliwie w wierzch dłoni. Gdy przydługie odkrztuszanie się skończyło, przełknął głośno ślinę i spojrzał na towarzysza z utkwionym w oczach wyrazem „wszystko jest w porządku”. Wolał, a temu ciężko się dziwić, nie dokładać doktorkowi kolejnych powodów do tyrad o zdrowiu.
— Aha, tak, tak — mruknął lekceważąco i bez większego podziwu dla sztuki kosztowania alkoholu — przełknął całą zawartość chwyconej szklanki. Nie skrzywił się, ale ewidentnie nie doznał też objawienia duchowego. Jedynie przejechał końcówką języka po podniebieniu i odłożył puste szkło. — To jest to whisky, o którym mówiłeś? Smakuje dokładnie tak samo, jak to z baru Carli.
Tak.
Było mu absolutnie obojętne.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Ach tak, życie człowieka rzeczywiście było za krótkie. Nieznacznie kiwnął głową w przytaknięciu do własnej refleksji. Bynajmniej nie na to, co powiedział kierowca, ale ten nie siedział w jego głowie i nie mógł tego wiedzieć.
- ...Praktyczne kwiaty? Ciekawe. - Mruknął, zerkając na Andre ukradkiem. Jednak nie podzielił się niczym więcej, a kolejne stwierdzenie mechanika pozostawił bez odpowiedzi. Kto, jak kto, ale Vanin sporo wiedział o pozorach, choć nie zamierzał zaprzeczać, iż początkowo zdążył wrzucić długowłosego do szufladki. Śmiało mógłby podejrzewać, że Andre na początku również nie pozostał mu dłużny w tej kwestii.
- Romantyk nie, ale dżentelmen już tak. - Powtórzył beznamiętnie za Francuzem. - ... Chyba że takie coś również ci nie pasuje? - Dodał za chwilę, nie spoglądając nawet w stronę mężczyzny. Prosty sygnał, żeby się rozgościł, nie nakazywał nawet na krótkie zerknięcie w jego stronę. Miał świadomość tutejszej kultury i nie miał najmniejszego zamiaru ganiać swojego gościa.
- Sugerujesz, że dwie rośliny na krzyż zamienią moje mieszkanie w dżunglę? - Spytał tonem bez jakiejkolwiek barwy, kiedy już zjawił się w pomieszczeniu. Chciał dodać coś więcej, ale Andre rozpoczął swój koncert pokasływania. Vanin, nim położył wszystkie rzeczy na stół, przyjrzał się uważniej swojemu gościowi. Dopiero, gdy mężczyzna dał niemo znać, że nic mu nie było, brunet odstawił talerz. Oszczędził wzmianki o zdrowiu. Zdążył zrozumieć, że na to Andre reagował w dość nietypowy i przeważnie negatywny sposób. A złych nastrojów im obu było na dzisiaj dość. - ...W każdym razie, jak wspomniałeś o kwiatach doniczkowych, myślałem, będą ci się podobać. Choć rozumiem, że te nie są, jak to określiłeś, praktyczne. Tymi roślinami był wyłożony cały dom moich dziadków. Powiedzmy, że to sentyment mną kierował, kiedy je kupiłem. - Dokończył, podczas odkorkowywania whisky. Pozwolił sobie na chwilową wylewność, choć był to bardzo subtelny szczegół własnego życia. Nie miał problemu dzielić się niektórymi informacjami, a Francuz przecież chciał się dowiedzieć czegoś o jego rodzinie.
Potem przyszedł czas na dialog o samym trunku. Nie był zaskoczony tym, że Andre wykazał się być ignorantem wobec wszystkich informacji, jakie chciał przekazać na temat jakości alkoholu. Zanim sam wypił whisky, obserwował reakcję mężczyzny na trunek. A ta, choć nie była absolutnie zaskakująca, tak jednak Marcus poczuł dziwny zawód i ukłucie. Emocje te oddał cichym prychnięciem nosem, a usta wygięły się w subtelny, pogardliwy grymas.
- Na pewno nie. - Odparł od razu. - To, co ma Carla w barze, mogło być co najwyżej tanim Burbonem. Zapewne brzeczka filtrowana tylko jeden raz, a sam roztwór leżakował w beczce najpewniej mniej niż rok. Zmierzam do tego, że w smaku nie miało żadnego, poza spirytusem. Długo leżakujące w beczce whisky idzie poznać po złagodzonym smaku alkoholu, a spotęgowanymi nutami, na przykład, wanilii. Bardziej obstawiam, że papierosy przeżarły ci kubki smakowe. Przydałoby się je rzucić. Kaszel też by ustał. - Podzielił się dobrą, lekarską radą i pokręcił głową z dezaprobatą. Marcus nie potrafił tak bestialsko podejść do whisky i wypić je całe przy jednym przechyleniu. Będą musieli odnaleźć wspólny konsensus w kwestii alkoholowej. Niemniej, obiecana została mu whisky ze złota, ze złotem, w złocie, dlatego zaraz polał mężczyźnie kolejną porcję. - Dla kurażu. - Dodał jeszcze, kiedy polewał jasnobrązowy trunek i sam zaraz pochwycił swoją szklankę, i upił spory łyk.
- No więc... Jest coś, co chciałbyś o mnie wiedzieć konkretnego, Andre? - Spytał w końcu, bo przecież po to go tutaj zaprosił - Francuz dał warunek, że wyjawi coś o sobie, jeśli najpierw Marcus wyłoży karty na stół. Wampir jednak zdawał sobie sprawę z tego, że przyjął pod dach cwaną bestię i był z góry nastawiony, że ten nie zamierza dotrzymać warunku. Jak to mawiał, lepiej pozytywnie się zaskoczyć niż zawieść. Wpajany od najmłodszych lat narodowy pesymizm, wałkowany przez lata szkolne poprzez czytanie wszelkich dramatycznych lektur słowiańskiej kultury przyniosły skuteczne efekty.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

André Chevalier

André Chevalier
Skrót statystyk : WADY
— Wadliwa pamięć krótkotrwała [-1]
— Alergik [pyłki, -1 PRC]
— Naznaczony [-1 skup]

ZALETY
— Spowiednik
Liczba postów : 114
Francuz zaśmiał się pod nosem, ale – jak zresztą zwykle – uniknął darowania Vaninowi jednoznacznej odpowiedzi. Romantyk, dżentelmen, po prawdzie, było mu wszystko jedno. Tak długo, jak miał z kimś wspólne tematy, choćby i w samym seksie, tak długo pozostałe elementy były mu najwyżej obojętne. W stałe relacje, cóż, nie pchał się. A przynajmniej nie na tyle, by czuł potrzebę zmieniania przyzwyczajeń ludzi, z którymi wchodził w układy. Związkami w żadnym wypadku nie były.
Andre zacmokał z niezadowoleniem i złapał głębszy oddech. Zaraz, odnajdując oczy Vanina, pochwycił go w sidła własnego spojrzenia. Tak, by mieć pewność, że Białorusin patrzy dokładnie na to, na co w jego mniemaniu powinien.
— To cholerstwo — wskazał palcem na jedną z roślin. — Szybko się rozrasta. Więc nie sugeruję, a ostrzegam.
Rzeczywiście, doniczkowa ozdoba wskazana przez Chevaliera należała do gatunku, który szybko zawłaszczał sobie przestrzeń. Jako mniej lub bardziej uzdolniony ogrodnik – z potrzeby serca i ducha – czuł się w obowiązku, by o tym poinformować. Może, kto wie, zaraz ten ociekający testosteronem mechanik wstanie i zacznie przepraszać rośliny za przycinanie gałązek. Wcale nie byłoby to takie znowu dziwne. Kierowca-debil zaskakiwał nieomal co sekundę.
— Nie wyglądasz mi na fanatyka tropików — przyznał, zarzucając przy tym obojętnie ramionami. Zresztą, na więcej nie miał po prostu tchu. Natarczywy kaszel zabrał mu wydolność, a na powrót sił trzeba było poczekać. Minutę. Dwie. Może pół godziny. Nie wiadomo.
Chevalier pokręcił przecząco głową.
— Podobają mi się i są, jak to mówiłem, praktyczne. Nie wymagają za wiele — poprawił go. — Dziadków mówisz… Dobrze ich pamiętasz?
Andre, oczywiście, miał dziadków. Ale żadnego z nich nie pamiętał. Może babkę od strony matki, która ostała się najdłużej. I ją rozmył czas przy pomocy braku regularnego kontaktu. Zmarła niedługo po swojej córce, a Cyril zawsze powtarzał, że gdy dziecko odchodzi przed rodzicem, to kwestia czasu, nim on sam spocznie w mosiężnej mogile. Może dlatego francuz tak mocno trwał przy żywocie i starał się, by ojciec nie musiał się niczym przejmować?
Kiedy Marcus rozpoczął tyradę, której połowy Chevalier najzwyczajniej w świecie nie słuchał od przynajmniej połowy, zakotwiczył źrenice na wysokości czoła Marcusa. No, braku zmarszczek mógłby mu pozazdrościć. W każdym razie; mężczyzna mówił za dużo słów, by jego wciąż zmęczony rozmową z Dimitrim umysł był w stanie utrzymać uwagę na tak długiej wypowiedzi. Alkohol to alkohol. Czy smakował dobrze, czy źle, niezmiennie szukał w nim tego samego. Lekkości. Uniesienia. Za kołnierz nie wylewał.
— Możesz powtórzyć? Wiesz, od początku. Zamyśliłem się — zapytał głupawo parę sekund po skończonej wypowiedzi Vanina, po czym poprawił się na kanapie i zgodnie z przykazem gospodarza — dla kurażu – z drugą szklanką zrobił to samo, co z pierwszą. Dalej nie widział różnicy. Ani, kurwa, jednej. A próbował, serio.
— A jeśli powiem, że wszystko, to powiesz wszystko? — odparł, podsuwając szklankę bliżej karafki. Sugestywnie. Jasno. Nim jednak Marcus zdążył nalać trunku, albo totalnie zignorować niemą prośbę, francuz wbił w niego oczy. Patrzył inaczej. Jakby głęboko przez pokrywę ciała chciał dotknąć duszy lekarza. Wyciągnąć z niego wszystko, co tylko chował. — Masz dużo rzeczy do ukrycia, więc nie wiem, od czego zacząć. Może od początku? Niech będzie to mityczne dzieciństwo. Nawijasz.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Marcus westchnął lekko, zbywając po części temat rośliny.
- Mam go już pół roku i jakoś nie zauważyłem aż tak dużej zdolności rozprzestrzeniania. - Podzielił się swoim spostrzeżeniem na temat nieszczęsnego kwiatka. Cóż, prawda. Musiałby chyba zniknąć na kolejne pół roku, żeby doczekać się rzekomego rozrośnięcia, zakładając, że roślina przetrwałaby bez podlewania tyle czasu. Kiedy jednak był w domu, zwracał na niego uwagę - oglądał, czy ziemia posiadała odpowiednią wilgoć oraz chociaż by to, w jakim tempie się rozrasta.
- Bo nie jestem. - Odparł lakonicznie, jeszcze przed krótką wylewnością na temat swoich dziadków. Potem zerknął krótko na Andre. - ...Bardzo często u nich przebywałem, ale czas zaciera pewne szczegóły. Wielu rzeczy już nie pamiętam, jeśli chodzi o ich wygląd. - Odpowiedział zupełnie szczerze, chcąc nie chcąc, wracając do wspomnień z dzieciństwa. Nie mówił więcej, ani też nie wyznaczył konkretnego okresu, w jakim zdarzały się wspomniane odwiedziny. Jeszcze raz zerknął ostrożnie w stronę długowłosego, a w jego oczach pojawiła się chęć o spytanie się o to samo, ale się powstrzymał. Wyłapał, póki co, iż pytanie zadane przez mechanika było dość specyficznie skonstruowane.
- Twoja ignorancja byłaby godna podziwu, gdyby nie była aż tak perfidna. - Podzielił się swoją dygresją Marcus w odpowiedzi na to celowe ignorowanie kazania ze strony Chevaliera. Oczywiście, brzmiał przy tym bezbarwnie, ale z łatwością można było się domyślić, że jednak postawa mężczyzna go irytowała.
Tu Vanin parsknął śmiechem przez nos, usta ułożyły się w delikatny uśmiech, a dolne powieki uniosły się, ukazując delikatne zmarszczki. Wzrok opuścił na podsunięto szklankę pod butelkę, jakby celowo unikając kontaktu z mechanikiem.
- Nie. Nie jestem taki łatwy. - Oznajmił z rozbawieniem, czego zdecydowanie nie mógł powiedzieć o mechaniku, sądząc po jego zachłanności do alkoholu. Oczywiście, tego na głos już nie powiedział. Dlatego polał kolejną porcję zgodnie z jego wolą. Potem upił znów alkohol ze swojej szklanki, chcąc jednak nadgonić tempo i spojrzał na niego. O ile Vanin był bezpośredni, tak jednak nie lubił dawać wszystkich kart na stół.
- Dzieciństwo... Naprawdę? - Brzmiał na zaskoczonego wyborem tematu. Pomijając, że dzieciństwo nie było czymś, o czym chciał rozmawiać, to też uważał, iż nie było ono ani trochę interesujące. Milczał przez chwilę, na chwilę kierując oczy na pobliskie okno, żeby za chwilę znów spojrzeć na Andre. - ...Byłem bardzo wymagającym dzieckiem. Nie lubiłem szkoły publicznej. Nie lubiłem swoich rówieśników. - Zaczął wymieniać bezbarwnym tonem, choć delikatne zmarszczenie brwi mogło wskazywać na pewną trudność w konfrontacji ze wspomnieniami. Albo po prostu był to jedynie efekt uboczny myślenia. W każdym razie, nieprzyjemnym było wspominać czasy, w których miał duże trudności z utrzymaniem swoich emocji na wodzy. Te były jak skacząca amplituda. Raz nienaturalnie bez emocji, a raz wściekły do granic możliwości. - Za to bardzo lubiłem przebywać u dziadków. Zawsze lubiłem spokój. - Dodał zaraz, zakańczając - na razie - swoją wylewność w temacie dzieciństwa. Bynajmniej nie zamierzał przyznawać się do tego, że miał jakieś problemy emocjonalne jako dziecko, nawet jeśli był tylko dzieckiem.
- Jak jest z twoimi dziadkami? Pamiętasz ich? - Spytał w końcu, wracając do tego specyficznie skonstruowanego przez długowłosego pytania.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

André Chevalier

André Chevalier
Skrót statystyk : WADY
— Wadliwa pamięć krótkotrwała [-1]
— Alergik [pyłki, -1 PRC]
— Naznaczony [-1 skup]

ZALETY
— Spowiednik
Liczba postów : 114
— Przeszkadza ci to? — zapytał, parafrazując słowa zleceniodawcy.
Dziwny sposób na badanie preferencji, ale – bądź co bądź – oboje byli tak samo wielkimi zagadkami. Z tym wyjątkiem, że Andre bardziej zwodniczą. Wszystko, co trzymał w środku, przeczyło temu, co znajdowało się na zewnątrz. I choćby naciskać, zmuszać i grozić, to póki sam nie chciał wyjawić swoich tajemnic – nie robił tego. Podobnie sprawa miała się z Marcusem, jednak on, w przeciwieństwie do francuza, był tajemniczy od samego początku.
— Tak sądzisz? — mruknął, obracając szkło w dłoniach. Rozlana nań whisky smugami rozprzestrzeniła się po ściankach szklanki, a Chevalier, cóż, wpierw zaaferowany zjawiskiem, dopiero później przeniósł spojrzenie na Marcusa. I o ile białorusin miewał problemy z zachowaniem kontaktu wzrokowego, co francuz zdążył już spostrzec, tak Andre… Andre gapił się aż nadto. Czasami z rozbawieniem, innym znów mgliście, by zaraz, na sam koniec, przewiercić skórę, mięsnie, aż dobierze się do duszy. Robił to wręcz bezczelnie, perwersyjnie. Teraz gdy znajdowali się w znacznie bardziej sprzyjających okolicznościach, mógł sobie na to pozwolić. Pozwolić poznać tego dziwaka-kosmitę.
Mechanik wzruszył obojętnie ramionami i umoczył usta w trunku. Do połowy. A więc już nie całość na raz.
— To dobry początek — odparł, przełożywszy szklankę do drugiej dłoni.
Tą, która wcześniej była zajęta szkłem, oparł o poduszki kanapy i odgiął plecy. Wygoda była mu potrzebna jak nigdy przedtem. W końcu właśnie przeprowadzali operację na żywym organiźmie. A on, w przeciwieństwie do Marcusa, nigdy nie gustował w babraniu się we wnętrznościach. Zwłaszcza duchowych, pełnych wspomnień, wyraźnych zapachów i smaków. Czy tego chciał, czy nie, musiałby być głupi, by nie wiedzieć, że najprawdopodobniej będą przesuwać granicę do przodu. A żeby to zrobić, sam będzie musiał się odsłonić.
Im więcej Vanin mówił, tym uśmiech na twarzy fracuza uwypuklał się coraz mocniej. Aż w końcu parsknął, z trudem hamując pchający się do gardła śmiech. Zakasłał aż. Parę razy. Parę razy za dużo, orientując się ostatecznie, że musi zwilżyć przełyk, nim ta blada krew, która pozostała na wierzchu dłoni, przestanie być rozcieńczana przez ślinę. Zawisł na niej wzrokiem, uniósł brwi, ale, cóż, kompletnie nic sobie z tego nie robił – otarł prawicę o rękaw, udając, że nic się nie stało.
— Czyli nic się nie zmieniło… Jak byłeś gburem, tak teraz też jesteś gburem. Tylko starym — podsumował, sięgając szklanki. Nim jednak odpowiedział na zadane przez Vanina pytanie, długo milczał. I tym razem, to on uciekł wzrokiem. Na sufit. — Tylko matkę mojej matki i to też jak przez mgłę. Od ojca to chuj wie, może żyją, może nie. Nie poznałem ani pierwszego, ani drugiego, ani trzeciego. Polej jeszcze, to będę bardziej wylewny.
Wcale nie będzie. Po prostu, chciał pić. A teraz nawet bardziej.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Pytanie mężczyzny zmusiło na Marcusie podjęcia chwilowego zastanowienia się. O tym też świadczyła chwilowa pauza, która mogła zostać odebrana za niepewność w odpowiedzi. A ostatecznie za kłamstwo, jeśli tylko wyślizgnie się z ust.
- Nie. - Rzekł w końcu, odwracając wzrok. Ignorancja sama w sobie irytująca była, ale jeśli stanowiła część charakteru Andre... To coś innego. To sprawiało, że dynamika tej relacji sama w sobie była interesująca, a osoba Francuza ciekawa. W pewnym sensie nie potrafił tego zrozumieć. - Zdarza ci się być zabawnym, więc jestem w stanie to znieść. - Dodał, sugerując, że właśnie ta cecha mogła przykrywać tę wadę. Bynajmniej nie zamierzał otwarcie dzielić się pełnymi wnioskami na temat jego osoby.
- Tak właśnie sądzę. - Kolejna odpowiedź opuściła usta jeszcze skrzywione w delikatnym rozbawieniu. Czy czuł na sobie wzrok długowłosego? Owszem. Tym bardziej przez krótki moment nie potrafił wrócić do niego spojrzeniem. Czy mężczyzna właśnie doszukiwał się drugiego znaczenia ukrytego w słowach o rzekomej "łatwości"? Nie rozmyślał, pod jakim kątem był właśnie analizowany przez piwne oczy Chevaliera. Tyle było w tej kwestii bezpośredniości.
Nie odezwał się z początku, a pokasływanie ze strony mechanika znowu wymusiło na Vaninie spojrzenie w jego kierunku. Utkwiony na wierzchu dłoni wzrok mężczyzny sprawił, że brunet podążył za nim i również zatrzymał się na odrobinie krwi pozostawionej na skórze. Naturalną koleją rzeczy było to, iż wampir zaraz przeniósł nieco skonsternowane spojrzenie na twarz mechanika, który, jak gdyby nigdy nic, wytarł ślinę w rękaw. Otworzył lekko usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale ostatecznie się powstrzymał. To, że Andre był uparty w kwestii swojego zdrowia, już zdążył zauważyć. Prawić mu morałów nie zamierzał, ale krew podczas odkasływania nie wróżyła dobrych prognoz. Marcus chciałby, mimo wszystko, nie musieć szukać za niedługo kolejnego kierowcy.
- To, że stary, to się zgadza. Ale naprawdę jestem gburem? - Spytał z ciekawości, nie czując się urażonym tym stwierdzeniem i przy okazji puszczając na razie mimo uszu kwestię stanu zdrowia mechanika. Choć zdarzyło się wielokrotnie, że ktoś go nazwał gburem, tak powody nie były dla niego do końca jasne. Tu za chwilę wziął kolejny łyk nalanego trunku.
Sam ulokował się w końcu nieco wygodniej na kanapie, zajmując jej przeciwny koniec. Ułożył wygodnie prawe ramię o oparcie, a szklankę chwycił palcami od góry. Dłoń z trzymanym w niej przedmiotem zawisnęła w powietrzu. Czekał, aż mężczyzna zbierze się na odwagę i odpowie na pytanie, czego w końcu się doczekał. Marcus obserwował go teraz uważniej, korzystając z tego, że wzrok rozmówcy uciekł w sufit. Potem podniósł się na życzenie gościa i rozlał alkohol, tym razem do obu szklanek. To, czy Andre w rzeczywistości zamierzał być bardziej wylewny lub nie, zaczęło być kwestią drugorzędną.
- Czas płynie, a rodzina się kurczy. - Podzielił się swoim melancholijnym przemyśleniem. - Ja zdążyłem poznać wszystkich dziadków, inaczej ma się sytuacja z pradziadkami, tych... Cóż, było już niewielu, kiedy się urodziłem. Słowianie są bardzo rodzinni, więc za młodu, wbrew mojej woli, byłem ciągany na wszystkie imprezy rodzinne. Wielokrotnie miałem styczność z kuzynkami, których wspólność genetyczna zdążyła się utopić przez kilkanaście generacji. Więc rodzinę miałem sporą. I, najważniejsze, co każdą niedzielę ciągnęli mnie do kościoła dla zachowania pozorów wielkiej religijności. - Rozwinął się na swój temat. Podejrzana wylewność. A może po prostu Vanin rzeczywiście potrzebował odpowiednich warunków i okoliczności do rozmowy o sobie. A może Andre, z nieznanych mu przyczyn, stanowił pewien wyjątek. - To były jeszcze czasy, kiedy w niedzielę obowiązywała niepisana zasada odświętnego ubioru. Ciekawi mnie, czy u was też tak było? - Spytał z ciekawości, kiedy jego myśli powędrowały tak daleko we wspomnienia. Widać, jedno pytanie o dzieciństwo spowodowało lawinę pojawiających się retrospekcji, których Marcus na ten moment nie zamierzał tłumić. Zastanawiało go, jak te kilkadziesiąt lat temu wyglądała Francja i obyczaje rdzennych mieszkańców. A może jakieś różnice religijne. W końcu Vanin pochodził z kraju, gdzie królowała wiara prawosławna. Cóż, nie bez powodu unikał bezpośrednich pytań o rodzinę Andre.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

André Chevalier

André Chevalier
Skrót statystyk : WADY
— Wadliwa pamięć krótkotrwała [-1]
— Alergik [pyłki, -1 PRC]
— Naznaczony [-1 skup]

ZALETY
— Spowiednik
Liczba postów : 114
Francuz uśmiechnął się dziwacznie, jak nie on, i pokiwał głową.
— Jesteś — przyznał bezpardonowo. — No, przynajmniej tak się zachowujesz. Czy chcesz i robisz to świadomie, to druga kwestia.
Bo, uwaga, Chevalier może nie był najmądrzejszy na świecie, ale już jakiś czas temu zdał sobie sprawę, że ta „arogancja”, jaką niektórzy przypięliby Białorusinowi, wcale arogancją czy gburowatością nie była. Jasne, takie stwarzał pozory, ale franuz nie przypuszczał, by wynikały z wewnętrznej chęci stania się kimś nader przekonanym o własnej wyższości. Miał ku temu podstawy, jako wyedukowany człowiek, ale jeśli sięgnąć głębiej… Nie, po prostu nie. Wątpił w siebie, dopytywał, a więc nie mógł być narcyzem przeświadczonym o braku omylności. Dlatego Andre odsiewał swoje pierwsze wnioski od tych właściwych i mógł – zgodnie z samym sobą – zgłębiać tajemnice Marcusa; czemu się tak zachowuje.
Chciał dostać odpowiedź. Zrozumieć. Póki tego nie miał, czuł się niepewnie na gruncie, który dotychczas niczym go nie zaskakiwał. A to wystarczający powód, by pić z Vaninem whisky i rozmawiać o życiu, a nawet dawno zapomnianej przeszłości. Gdyby nie ten fakt, nigdy by się na to nie zdecydował. Nim jednak to, powiódł wzrokiem za siadającym na drugim końcu kanapy mężczyzną. I tam też zatrzymał spojrzenie. Na razie. A przynajmniej dopóki ten nie skończył mówić.
— Pozorów? — powtórzył, wyłapując ten niuans, spojrzał najpierw na Marcusa, a później w przestrzeń. Przed siebie; jeśli chcieć być konkretnym. — Więc nie jesteś wierzący…
Zatrzymał się na moment, upił trunku, ale już mniej łapczywie niż wcześniej. Następnie wziął głęboki oddech i, jak gdyby nigdy nic, wyrecytował:
— Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają.
List do Hebrajczyków 11:6. Francuz znał wiele wersetów z biblii i religijnych pism. Ba, część z nich nawet na pamięć. Wiara była w jego życiu od… Zawsze. W Boga, w to, że matka wyzdrowieje, że jakoś to będzie. Wszędzie wiara i odwołania do stwórcy. Nie był przykładem wolnego od grzechu wierzącego; nie biegał do kościoła przy każdej okazji, nie zgadzał się z wszystkimi doktrynami. To trzeba zaznaczyć. Ale szukał. Szukał i trzymał zawsze blisko serca. Podobnież jak zawieszony u szyi medalion z motywem katolickim. Ot, było łatwiej żyć w trwałym zaufaniu do czegoś, co było niezniszczalne. W sumie religie tak właśnie działają. Nadają sens istnienia ludziom, którzy nie wiedzą, co zrobić z własnym życiem. A Chevalier ewidentnie ugrzązł w jakimś miejscu i niespecjalnie próbował z niego wyleźć. Lata mijały, a on był dokładnie w tym samym momencie, w którym się zatrzymał. Może miał więcej zmarszczek, skórę już nie tak jędrną, ale poza tym nic.
— Pytasz o chodzenie do kościoła czy odświętny ubiór? — zapytał po czym, nim Vanin zdołał odpowiedzieć, machnął obojętnie ręką. — W obu przypadkach odpowiedź brzmi tak. Nie wiem jak w Paryżu, w Eguisheim na pewno. Ale tam więcej niemca, niż francuza. W stolicy pewnie częściej biją czołem o dywany, niż klęczą w ławkach.
„Taktyka”, czy jakkolwiek inaczej to nazwać, Vanina zdawała się działać. Póki nie użył zbyt dosadnych słów, francuz odpowiadał szczerze i rzeczowo. Albo, co równie możliwe, po prostu miał kaprys, by to robić. W każdym razie alkohol też nieco ułatwiał sprawę. Alkohol, po który sięgał już sam, dolewając kolejne porcje. Niby od tego był gospodarz i to on powinien nadawać tempa, ale mechanik miał konwenanse – jak już ustaliliśmy – tam, gdzie słońce nie zagląda.
— Nie mam nic do innych religii — zaznaczył, czując taką potrzebę. — Wszędzie znajdą się fanatycy.
Skończywszy myśl, sięgnął przyniesionych przez Vanina przystawek. Przez chwilę krążył dłonią nad różnymi serami, aż w końcu wytypował odpowiedni. Powiedzieć, że wybór był zły, to jak nie powiedzieć nic. Siłą woli przełknął to, co wcześniej umieścił w ustach.
— Ale paskudztwo. Chcesz mnie otruć?
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Brew Vanina drgnęła lekko ku górze, nie wyłapując tego rodzaju uśmiechu Andre. Bardziej skupił się na tej bezpardonowej odpowiedzi.
- Aha. - Podsumował jakże długą puentą i zaraz odwrócił głowę, kierując swoją uwagę na szklance whisky. W rzeczywistości słowa długowłosego zmusiły Białorusina do kolejnych, nieco męczących wniosków. Skoro zachowywał się jak gbur, a nie chciał... To jakim cudem cały czas jednak tak się zachowywał? Chwilowe zmarszczenie brwi i nieznaczne westchnięcie mogły jednak świadczyć o tym, że Vanina ten temat mógł odrobinę trapić. Nawet po tylu latach prób zrozumienia, jak działają relacje międzyludzkie.
- Tego nie powiedziałem. - Sprecyzował zaraz, ale nie zamierzał zaprzeczać. Jeszcze. Zamiast tego, dał swojemu rozmówcy zacytować wers z Biblii. Niespodzianką nie była religijność sama w sobie, ale religijność u kogoś takiego, jak Andre. W tym przypadku w grę nie wchodziły pozory, a działanie wbrew własnym poglądom religijnym. To, jak działał Francuz i w jakim otoczeniu się obracał absolutnie skreślało go z przykładnych wierzących. - Myślisz, że Bóg nagradza za najszczerszą wiarę nawet tych, którzy dokonali wielu ciężkich grzechów? - Spytał, być może delikatnie sugerując, iż czas było zastanowić się nad własnymi wartościami. Na tyle niebezpośrednio, że w razie czego mógłby wszystko zrzucić na poniesienie się refleksyjnemu nastrojowi, jaki się udzielił po alkoholu.
- Mówiąc o pozorach... - Wrócił do poprzedniego tematu, nalewając sobie szklankę alkoholu. - To akurat bardzo popularna praktyka w moich stronach. Większość chodziła do kościoła, bo tak wypada, a nie dla pogłębiania wiary i miłości do Boga. Oczywiście, każdy, jeśli zostałby zapytany, odpowiedziałby, że kocha Boga nad życie. Bardziej skłaniałbym się do stwierdzenia, że taka tradycja, niżli coś, nad czym ludzie się zagłębiali. Natomiast, jeśli chodzi o mnie... Jest mi to obojętne. Może istnieje... Może nie... - Dokończył, zerkając ukradkiem na Andre. Zawsze zastanawiał go fenomen czczenia wszelkich bożków. Z jednej strony rozumiał, z drugiej strony coś podpowiadało mu, aby nie stawać się łatwowiernym. Od dziecka kwestionował wiele rzeczy, co nie zawsze spotykało się z aprobatą ze strony rodziców. Wiedział jedynie, że jeśli rzeczywiście Bóg istniał, na pewno nie byłby z niego dumny. I tak oto wierzący o wątpliwym kręgosłupie moralnym siedział w jednym pokoju z kimś, któremu raczej bliżej było do diabła niż niewinnej duszyczki.
Tu Vanin słuchał Andre uważnie. Zresztą, robił to już od jakiegoś dłuższego czasu, odkąd uznał, że jednak mężczyzna miał coś więcej w głowie niż znaczna większość ludzi. Łączył wypowiedź z tym, czego zdążył dowiedzieć jeszcze u Dimitriego, kiedy dwójka wymieniała ze sobą sprzeczkę.
- Masz niemieckie korzenie? - Wypuścił tym razem większy kaliber, a ton jego głosu nie wskazywał na nic nadzwyczajnego. Tym razem on pobawił się przez chwilę szklanką w dłoni, obserwując, jak płyn odbijał się o jego brzegi. Widząc, że gość sam częstował się alkoholem nie zrobił nic.
- Mhmmm... - Mruknął przeciągle na opinię o innych religiach. Zgadzał się z tym, owszem, choć nauczył się, że zazwyczaj one stanowiły rozpoczęcie ciągu dalszego, który stanowił zaprzeczenie początku. Nie, żeby podejrzewał, że akurat długowłosy taki był - a nawet jeśli by był, nie stanowiłoby to dla Marcusa szczególnej różnicy.
Tutaj Vanin spojrzał na Andre unosząc sugestywnie brew.
- ...Rzeczywiście musisz mieć wysokie standardy. - Skwitował w końcu Białorusin, wypijając do końca swój trunek. - Czy jest coś, co sobie pan życzy specjalnego do jedzenia? - Spytał zaraz z malującym się krzywym, nikłym uśmiechem na twarzy, gotów za chwilę wstać i coś wymyśleć na poczekaniu - albo ewentualnie spełnić życzenie gościa. Zastanawiał się, czy w ogóle znajdzie się coś, na co Andre nie będzie ostentacyjnie kręcić nosem. Zupełnie, jak księżniczka.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

André Chevalier

André Chevalier
Skrót statystyk : WADY
— Wadliwa pamięć krótkotrwała [-1]
— Alergik [pyłki, -1 PRC]
— Naznaczony [-1 skup]

ZALETY
— Spowiednik
Liczba postów : 114
Andre wzruszył ramionami. Koniec końców wiara właśnie na tym polegała – na, szok, wierze, często niepopartej zupełnie niczym. Był realistą, choć mogło to wyglądać zupełnie inaczej, więc zdawał sobie sprawę, że ten jego „bożek” tak naprawdę mógł być nazwany nie Jezusem, a Psikutasem. I, co więcej, nie być żadnym tam mesjaszem, tylko naćpanym makowym opium szaleńcem, którego z jakiegoś powodu słuchano. Katolicyzm był prymitywny w swoich logicznych rozwiązaniach. Wszechmogący Bóg pozwalający na egzystencję diabła? Nie, to po prostu nie miało sensu.
Czy to cokolwiek zmieniało? Nie.
Dlatego właśnie Chevalier był ucieleśnieniem religijności w jej najniebezpieczniejszej postaci: był inteligentnym, jeśli można zaryzykować taką zbitkę słowną, pobożnym człowiekiem, zdolnym poprzeć swoje tezy jasną argumentacją i niezachwiany w swoich przekonaniach, doskonale zdającym sobie sprawę z wybiórczego traktowania przykazań. A przy tym nie używał ich, by tłumaczyć własne występki. Bądźmy szczerzy, żył w XXI wieku i ludzie byli o krok od tego, by osiąść na Marsie, a dalej wierzył w siłę wyższą, która wymaga, by w piątki nie jeść mięsa, no chyba, że z ryb, bo przecież one się nie liczą – musiałby być skończonym kretynem, by nie rozumieć zabawnych paradoksów wyznawanej religii.
— Nie wiem, czy nagradza, bo dziwnym trafem nie chce ze mną gadać — zaśmiał się. — Ale wierzę, że tak właśnie jest. Chociaż nie sądzę, żebyś przez nagrodę rozumiał to, co ja.
Zrozumiał sugestię Marcusa, ale absolutnie nie podzielał idei, jaką w niej zawarł. Może właśnie dlatego, że owe ciężkie grzechy popełnił, nie oczekiwał pozytywnej nagrody. W ogóle nagrody. A jeśli już, to tej, która przychodzi w nieoczekiwanych okolicznościach, kokardka rozplątuje się sama i utkwiony w środku kartonowego pudła podarek wcale nie przykleja do ust uśmiechu, a przymus wzięcia ostatniego oddechu.
Westchnął i znużenie zwiesił sylwetkę. Tyle i aż na całą opowieść o pozoranctwie. Bezsens tradycji polegał na tym, że zaślepiał ludzi. W tym układzie scalonym przestrzegania reguł i spełniania religijnych obowiązków nie było Boga. Tak myślał. Nie było, bo wtedy wiara zamieniała się w pusty rytuał oraz nudny obowiązek. On chciał być ze stwórcą sam na sam, żadne tam kościoły, modlenie się przed ołtarzem czy spowiadanie staremu kapłanowi ile razy popełniał samogwałt, czy przeklął, a nie daj Boże, czy cudzołożył. Oczywiście, kurwa, że tak. Gdyby spowiedź nie wymagała mówienia o tym, co się przeskrobało, a czego nie, pewnie chętniej odwiedzałby konfesjonał. A tak…
— A ten nurt, to nie wykluczam, jakoś mądrze się nazywa… — odparł i w próbie przypomnienia sobie słowa, począł rozmasowywać jedną ze skroni ręką. Na nic to. Nie mógł odnaleźć terminu. Zresztą, ostatecznie uznał, że nie ma to większego znaczenia dla dyskusji. — Nie zamierzam robić ci wykładu o wyższości religii nad twoją niewiernością, jeśli to cię trapi.
I jasne, Andre nie podejrzewał, że Białorusin zaszedłby tak daleko w swoich rozważaniach, ale wolał to zaznaczyć, nim rozmowa zabrnęła za daleko. Nigdy nie wtrącał się w cudzą (nie)wiarę, teraz też nie zamierzał. Toczyć dyskusji o zasadności, bądź nie, ufania w boski plan także. Wymiana poglądami była w porządku, tak długo, jak nikt nikogo nie chciał przekonywać. Wtedy wycofałby się natychmiast. Całe szczęście, Vanin miał na tyle wyczucia, by tego nie robić.
— Matka była niemką, rodowitą. Pewnie stąd taki, a nie inny region — wyjaśnił.
Cóż, mleko się rozlało i już u Dimitra język francuza rozplątał się aż za bardzo. Kłamanie w takiej sytuacji byłoby głupotą i zrodziłoby zupełnie niepotrzebną dyskusję. Tej wolał uniknąć. Tym mocniej, że prostolinijna, konkretna odpowiedź miała szanse uciszyć zapędy Vanina do drążenia. Gdyby napotkał lukę, najpewniej (bo to naturalne) starałby się zgłębić zagadnienie.
Wstał nagle, wcześniej odkładając szkło na stół. Nim jednak ruszył w ustalonym już kierunku, powiedział:
— Na pana trzeba mieć wygląd i pieniądze — i znów ten uśmiech. — Obsłużę się sam.
Co zrobił Andre? Otóż bez zająknięcia dobrał się do lodówki. Otworzył drzwiczki, przez chwilę lustrował zawartość. No, a przynajmniej nadzieję na nią, bo w środku przypominała bardziej tę, z której cieszyłby się biedny student. On studentem nie był; jajka, masło, szynka. Nie, to go nie zadowalało. Mruknął ewidentnie niepocieszony i zatrzasnął wrota.
— O, banany — teraz, dla odmiany, był już bardziej zadowolony. Zwłaszcza wtedy, gdy odwróciwszy się i spostrzegłszy kiść na parapecie, w sekundę znalazł się przy nich, by oderwać sztukę. Boże, jak on uwielbiał banany. — Też chcesz?
Wcale nie poruszał się po mieszkaniu Vanina jak po swoim. Gdzież tam znowu.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Vanin ponownie zerknął w jego stronę. Gdyby był jakimś duchownym z powołania, zapewne pokusiłby się o dalsze interpretacje albo może o pouczenie w kwestii rzekomego rozmawiania Boga do człowieka. Poza tym słyszał, że większość nauk chrześcijańskich należało traktować metaforycznie... Podobno, a przynajmniej tak czuł Vanin, kiedy jeszcze lata temu trzymał w rękach Biblię. Tak, zapoznał się z nią co nieco.
- Albo mówi, tylko go nie słuchasz. - Dopowiedział, być może niesłusznie. Oparł swoje przekonanie na najbardziej oczywistym porównaniu Boga do posiadanego sumienia. Według Białorusina człowiek dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje w przyszłości będą mieć jego czyny. W każdym razie, nawet jeśli sam nie wierzył w istnienie Boga - przynajmniej nie w tak ufny sposób jak większość - postanowił nieco wejść w skórę wierzącego. - A jak ty rozumiesz? Teraz mnie zaciekawiłeś. - Pozwolił sobie spytać, odwracając głowę w stronę długowłosego i wbijając w niego dłuższe, uważniejsze spojrzenie.
- Agnostycyzm. - Vanin, jak to Vanin, przybiegł na ratunek z terminem, który uciekł z głowy Francuza. - Słusznie, bo nie jestem niewiernym. Przekonywanie mnie w tej kwestii byłoby jak walka z wiatrakami. Możesz spróbować, ale nie wróżę sukcesów. - Sprecyzował za chwilę, zwieńczając swoją wypowiedź ostatnim łykiem alkoholu. Cóż, wiernym też nie był. Marcus rzadko wpasowywał się w jakąkolwiek grupę. Jednocześnie byłby otwarty na wszelką dyskusję, nawet taką, która miałaby na celu nakłonić go do zmiany zdania. W takich dyskusjach szczycił się niezwykłą cierpliwością, a jednocześnie upartością poglądów.
- ...Nie tęsknisz za miastem rodzinnym? - Padło kolejne pytanie z ust Marcusa. Tych pojawiało się w głowie bruneta coraz więcej. Przesuwał granice Chevaliera. Pierwsza butelka whisky została już opróżniona, a on zastanawiał się, jak mocną głowę miał Francuz. W tej kwestii walka była nierówna. Niemniej, przy propozycji jedzenia był gotów wstać i coś wykombinować z lodówki, ale Andre go uprzedził. To spotkało się uniesieniem brwi ze strony Białorusina. Nie był przyzwyczajony do gości w domu, a co dopiero tych z rodzaju, którzy obsługiwali się sami. Zazwyczaj to mogło prowadzić do nieprzyjemnych sytuacji. W końcu Francuz, jeśli okazałby się wystarczająco wścibski, mógłby wpaść na coś, co Marcus zdecydowanie nie chciał, by zostało zobaczone przez osoby trzecie. O tyle dobrze, że zdążył przewidzieć taką sytuację, iż ten kiedyś pojawi się w jego mieszkaniu.
Dlatego poszedł za nim. I tak zamierzał wyciągnąć kolejny, tym razem mniej wysublimowany trunek - wódkę. Spojrzał w stronę ucieszonego długowłosego na widok bananów.
- Nie. - Odpowiedział i skierował się w stronę salonu. - Nie jadam w domu, więc najwyraźniej będziesz musiał zadowolić się bananami. - Dodał tylko, tłumacząc lodówkowe pustki. Tak naprawdę powód był prosty - żywność ludzka nie miała żadnej wartości odżywczej dla wampira. O tyle dobrze, że w lodówce, przynajmniej tej kuchennej, nie trzymał krwi.
Nie czekając na aprobatę lub jej brak w kwestii wybranego alkoholu, Vanin przystąpił do odkręcenia korka i polał do nowych kieliszków.
- Może ten alkohol przypadnie ci bardziej do gustu. - Obwieścił, kiedy już zostało nalane, a on sam ujął szkło w palce i wyciągnął rękę w stronę Francuza w wymownym geście. Tak, jak to zawsze robiło się z piciem wódki na Białorusi i zapewne w wielu innych państwach. Już raz Andre wyciągnął go na picie. Nawet jeśli ten konkretny alkohol nie leżał w gustach Francuza, Słowianom nie odmawiało się wspólnego picia wódki. - Na zdrowie.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

André Chevalier

André Chevalier
Skrót statystyk : WADY
— Wadliwa pamięć krótkotrwała [-1]
— Alergik [pyłki, -1 PRC]
— Naznaczony [-1 skup]

ZALETY
— Spowiednik
Liczba postów : 114
Słuchać. Cóż, podobno Bóg kochał wszystkich miłością bezwarunkową, ale jeśli tylko chciało się z nim porozmawiać, usłyszeć dobrą radę czy poczuć silną, pchającą do przodu rękę na plecach… Warunków robiło się jakby cholernie dużo. Całe szczęście, Andre nie należał do osób, które nie muszą na okrągło cytować wersy biblijne, by jego wiara była silna i niezachwiana, mimo wszelkich przeciwieństw – tego, co doświadczył, doświadcza i dopiero będzie doświadczać. Nie spodziewał się dobrych nowin, a na pewno nie tak dobrych, by przykryły te złe.
Pokiwał głową i się uśmiechnął. Musiał się uśmiechać, bo musiał wierzyć, że każdy dzień przynosi tyle dobrego, na ile to możliwe, że każda podjęta decyzja jest decyzją najlepszą i jedyną możliwą, że brak odpowiedzi ze strony najwyższego z najwyższych ma jakiś swój wyższy sens, którego jeszcze nie rozumie. Na tym przecież polegała wiara. Ludzie pobożni zwracali się do Boga, a ludzie szaleni wyobrażali sobie, że Bóg im odpowiada. Chevalier robił oba na raz, więc był gdzieś pośrodku. Ani pobożny, ani szalony.
— Możliwe — przyznał lakonicznie, ale w przeciwieństwie do Vanina — nie doszukiwał się drugiego dna. Dla niego Bóg był po prostu Bogiem, a nie kręgosłupem moralnym. Zresztą, nie śmiałby podejrzewać kogoś tak zdeprawowanego, jak Białorusin, o to, że będzie robił mu podprogowe wykłady czy próbował „nawrócić” na dobrą ścieżkę. Gdyby francuz miewał podobne myśli i rozważania, najpewniej sam zawiesiłby sobie sznur u szyi. A tak, póki nie przekraczał samodzielnie wyznaczonych granic – mógł spać spokojnie. Nieważne, że były one daleko od tych, które przyjęto w społeczeństwie. Ot, w życiu zawsze ufał tylko i wyłącznie sobie: swoim osądom, swoim wyborom, swojemu rozumowi. I skoro nie był w stanie zmienić tego czas, przelotna quasi-biznesowa znajomość też nie będzie. O ile skończy się na przelotnej. — Jak rozumiem, to moja słodka tajemnica. Nagroda jest dla szukających, a nie pytających Vanin. Jak chcesz dostać odpowiedź, to musisz przejść tę drogę sam leniuszku. Mogę cię zabrać do kościoła, jeśli to ci pomoże.
Marcus dostawał coraz więcej imion. Część z nich, a właściwie większość, była jakby upupiająca. Sęk w tym, że tak właśnie francuz skracał dystans. Imię Marcusa wypowiedział może z parę razy i to głównie w myślach. Nazwisko natomiast, zupełnie na przekór Białorusinowi, aż w nadmiarze. Odnalazł konsensus w nadawaniu mu coraz wymyślniejszych, przy tym sprawdzając, gdzie leży granica. No bo przecież musiała gdzieś być. Musiał wiedzieć gdzie, żeby ją przekroczyć. I to nie tylko w tej kwestii. Jak nikt inny na świecie lubował się w łamaniu niepisanych praw. A czynienie tego wobec zapiętego pod kołnierz, dystyngowanego lekarza, sprawiało mu tym większą przyjemność. Nie potrafił się powstrzymać. Zwłaszcza że teraz ewidentnie nie byli w p r a c y.
— O to, to — zawtórował, gdy wypowiedziane przez Marcusa słowo, okazało się tym właściwym. Poczuł ulgę. Nie lubił momentów, w których zapominał. A ostatnio zdarzało się to coraz częściej. Męczące. — Nie, to nie w moim stylu. Ale jak znajdę jakiegoś Mesjasza, to go tu przyprowadzę.
Jak powiedział, tak też zamierzał robić. Już nawet pomijając tę wrodzoną w jego krew niechęć do nadmiernego ruszania tematów religii – daleki był od wpychania w usta niewiernych lub wahających się, bożych słów. Zgodnie z nauką; nikt nie powinien tego robić. A to, że przykazy księgi były traktowane wybiórczo, cóż, sam to robił.
— Nie. A jak już, to po prostu czysty sentyment. Nie chciałbym tam mieszkać — odparł. — A ty? Nie tęsknisz za swoją ziemią? Francuzi niby tacy oświeceni, a jak widzą inne narodowości, to pierwsi, żeby zgnoić. Coś tam gadałeś o polityce, ale to pewnie niejedyny powód, co?
Chevalier nie znał się na geopolityce. Nie na tyle, by zrozumieć targające Marcusem uczucia, o których opowiedział mu jeszcze w barze Carli. Francja była kolebką wolności, nawet wolności w niewoli, ale wolności. Nigdy nie doświadczył bycia pod butem, nie znał realiów życia w tych cofniętych, względem centralnej Europy, krajach. Powody zatem, choć dla niektórych mogłyby być jasne, dla niego nie były.
Francuz jedynie wydał z siebie krótkie „aha”, gdy Vanin odmówił banana. Cóż, więcej dla niego. Narzekać nie zamierzał, co więcej, zamiast urwania jednego i wrócenia do stolika – porwał całą kiść. Skoro gospodarz ich nie jadł, to szkoda, żeby się zmarnowały, prawda? No, przynajmniej tak sobie to wytłumaczył, kiedy już usiadł na kanapie i odpakował owoc ze skóry.
— W porządku, banany przynajmniej są dobre. Nie to co te dziadostwo. Skąd to w ogóle masz? — kontynuował z niezadowoleniem. Nagle pochylił się nad stołem, ujął jeden z kawałków w rękę i nieomal wcisnął Marcusowi do gęby. Taste your own medicine, jak to mówią. — Weź spróbuj, smakuje jak zepsute.
Niezależnie od tego, czy towarzysz rzeczywiście skosztował sera, czy jednak nie – Andre odsunął paterę tak daleko, jak tylko mógł sięgnąć ręką. Sam widok tych, pożal się Boże, „przysmaków” sprawiał, że robiło mu się niedobrze. Co innego banany, które leżały przy samej krawędzi. Najchętniej wepchnąłby do gęby wszystkie na raz, ale, na razie, zadowalał się jednym.
— Każdy alkohol przypada mi do gustu, o ile robi to, do czego go stworzono — powiedział, podnosząc – podobnie jak Marcus – kieliszek, by zbić z nim szkło. Ten zwyczaj wywodził się z Francji, więc dziwnym byłoby, gdyby tego nie zrobił. — Na zdrowie.
Ciroc i Grey goose. Francja, choć słynęła z winnic, wódki też miała zupełnie niczego sobie. Co więcej, na świecie uznawane były za te „lepsze”. Choć, tu trzeba Słowianom oddać, to ich była uznawana za najlepszą. Dlatego, chcąc przekonać się, co tak właściwie pije, zerknął na etykietę. Nie, żeby to cokolwiek zmieniało. Ot. Ciekawość.
— I to jest alkohol, paskudny, jak i jego efekty — przyznał. Ale tym razem nie był zawiedziony, a – paradoksalnie – zadowolony. Uważał, że toksyna nie powinna być sączona ze smakiem. To zbyt zwodnicze. Dlatego wybierał ohydne papierosy i równie ohydne trunki, by nigdy nie zapomnieć, że, w rzeczy samej, działa na krzywdę własnego organizmu.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Vanin słuchał uważnie z pozornym nie wzruszeniem na twarzy. Tym razem zastanawiał się nad czymś innym, niż naprzemiennym nazywaniem go Vaninem i leniuszkiem.
- To mnie zabierz. - Odpowiedział zupełnie poważnie, tłumiąc wewnętrzne rozbawienie. Odpowiedź żartem nie była, ale nawet ktoś taki, jak Marcus posiadał jakieś tam poczucie humoru i uznał za wyjątkowo zabawne, gdyby ktoś taki, jak właśnie on, znalazł się w kościele. Tym akurat postanowił się nie podzielić na głos. - Nie żartuję. - Dodał jeszcze, żeby odpędzić potencjalne wątpliwości Andre co do autentyczności słów.
- Aż tak to nie. - Odparł Marcus. Prowadzić z kimś dyskusję - tak, przyjmować z tego tytułu randomowych ludzi - nie. Aż tak nie pragnął wymiany poglądów na temat religii. Z Andre, jako osobą już poznaną w drobnym stopniu, mógł sobie pozwolić na taką przyjemność, jak kulturalna rozmowa w swoim mieszkaniu.
- Rozumiem. - Mruknął tylko tyle w reakcji na krótkie wytłumaczenie. Nie zamierzał drążyć, ani też nie podejrzewał, że mogło znajdować się za tym jakaś głębsza historia. Być może takowa się skrywała, a być może nie. Zresztą, wszystko miało swoją cenę, tak? Marcus miał na uwadze, iż prawdopodobnie Andre nie chciałby wyjść stratny ze wzajemnych prób wyciągania informacji. - Tęsknię. Rzeczywiście, niejedyny. Polityka była sprawą drugorzędną, o ile nie trzeciorzędną... Powiedzmy, że nawet nie miałem chwili, żeby się zastanowić. - Wyjaśnił, wpatrując się gdzieś w ścianę. Wrócił myślami do sytuacji z Ludwikiem. Jednak ciężko byłoby wytłumaczyć okoliczności niewtajemniczonemu w świat nadprzyrodzony jakie zmusiły Vanina do ucieczki z kraju. Tu zamilkł, zostawiając historię niedopowiedzianą, dopóki Andre nie skłoniłby się pociągnąć go odrobinę za język.
Wampir obserwował marudzącego długowłosego z lekkim niedowierzaniem. Sery jako przystawka to było coś znanego wśród francuskiej kultury i nie tylko francuskiej. Uniósł tylko wolną rękę, kiedy stał jeszcze z wódką nad stołem, chcąc dać do zrozumienia mechanikowi, że nie miał pojęcia, co mu nie pasowało. Do momentu, aż ręką z serem w ręku nie powędrowała w stronę twarzy.
Vanin odruchowo się odchylił, a wolna dłoń złapała nadgarstek mężczyzny. Nie był to, co prawda, pierwszy raz, kiedy doszło między nimi do kontaktu fizycznego, ale dopiero teraz zwrócił większą uwagę na różnice temperatur między nimi. Granice. One były ważne w życiu Vanina. Nie mógł pozwolić, by dłoń Andre tak bestialsko naruszyła przestrzeń prywatną. Trwało to zaledwie chwilę i zaraz złapał za ten wzgardzony kawałek sera i włożył do ust. Tak, jakby jeszcze przed chwilą nie był trzymany przez drugą osobę. W rzeczywistości Marcus nie obawiał się zarazek ani nie przejmował się aż tak bardzo kwestiami, co "wypada", a co nie. W końcu był u siebie w domu.
- Ze sklepu. - Mruknął bezpardonowo, kiedy już przełknął. Proste pytanie, prosta odpowiedź. - Sporo narzekasz. Tracę rozeznanie, kto tu jest księżniczką. - Dodał za chwilę, uśmiechając się lekko, a spojrzenie kierując na kieliszek.
Stuknęli się kieliszkami. Marcus przełknął gorzki, ostry alkohol. Dawno nie pił wódki. Jeśli pijał sam, to zazwyczaj whisky. W towarzystwie unikał czystego alkoholu. Tutaj jednak Mara, białoruska prawie-królowa znanych mu alkoholi, zdawała się być najlepszym konsensusem między dwoma mężczyznami.
- Efekty? Już coś czujesz? - Spytał, posyłając krótkie, kontrolne zerknięcie Andre i zaraz polał im następną kolejkę. Bez odpoczynku.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

André Chevalier

André Chevalier
Skrót statystyk : WADY
— Wadliwa pamięć krótkotrwała [-1]
— Alergik [pyłki, -1 PRC]
— Naznaczony [-1 skup]

ZALETY
— Spowiednik
Liczba postów : 114
Francuz spojrzał na Vanina z nieukrywanym zdziwieniem. Wpierw, rzeczywiście, uznał słowa Białorusina za żart. Później nawet jako ironię, a jego „nie żartuję” wcale go nie przekonywało. Przez ten krótki moment, gdy jego brwi uniosły się na czole, zdawał się nawet nie oddychać. Zaraz jednak zamrugał parę razy i uśmiechnął się przelotnie.
— To polecenie służbowe? — zapytał. — Niech będzie, jak wytrzeźwieję, to cię zabiorę. Kurs płatny jak u złotówy.
Chevalier bynajmniej nie zmienił zdania. To, co wyszło z ust Marcusa, nie wyglądało na poważną deklarację. Nie dla niego. Dlatego też w swoim stylu odłożył ten plan w czasie. Jeśli lekarzowi naprawdę będzie zależało na pojednaniu z Bogiem u Boga, to przypomni o tym. A jeżeli był to jedynie żart, zapomni, tak, jak zapomina się o wymyślonej przez rodzicielkę dobranocce, gdy jest się dzieckiem.
Dla odmiany; w odległych krainach pełnych pustynnych krajobrazów matki opowiadały swym potomkom bajkę o tym, że skorpion okrążony przez ogień wbija jad we własny kark, żeby skrócić sobie cierpienie. To musiało być największe kłamstwo o tym pajęczaku. Żaden tak nie zrobi, bo to oznaczałoby, że przegrał. A skorpiony nie umieją przegrywać. Francuz, jako zodiakalny skorpion, także nie zamierzał skracać swoich „męczarni” – przyznawać się przed kosmitą, że nie ma pojęcia, kiedy ten mówi prawdę, a kiedy nie. To dopiero porażka dla człowieka, który zdawał się wiedzieć wszystko.
— Więc z Mesjaszem nie, ale ze mną tak? Dziwne. Zaczynasz swoje podrygi z tym u góry od dupy strony — skwitował prostacko.
Kolejnym argumentem przemawiającym za tym, że nie był dobrą osobą do dyskusji o religijności, było właśnie… To. Popełniał nazbyt wiele błędów, by oceniać innych. By w ogóle wskazywać jakąkolwiek drogę. O właściwej nawet nie wspominając. Nigdy tego nie ukrywał, choć, owszem, czasami wyglądał na kompletnie nieświadomego własnych przewinień głupka.
— ...To czas najwyższy — powiedział na wdechu. — Jaki był ten pierwszy powód? Zawód miłosny, niedająca spokoju kochanka, karmiąca cyjankiem teściowa, a może… Dzieci? Nie wyglądasz na takiego, co to by się w pieluchach bawił.
Nie.
Żadna z tych opcji nie pasowała.
To ślepe trafy, byle wyłuskać z niego prawdę.
Nie znał Marcusa jakoś specjalnie dobrze, ale wystarczająco, by móc to stwierdzić. Chyba. Tak mu podpowiadał szósty zmysł, który w towarzystwie Vanina po prostu wariował. Gubił się. Jakby samą swoją osobą przekreślał te lata obserwacji, których francuz dokonywał na ludziach. Wciąż nie wiedział – czemu? I dręczyło go to do tego stopnia, by znacząco opuścić mury obronne. Dawno tego nie robił.
Pochwycony za nadgarstek – otworzył szerzej oczy. Przecież nie wpychał mu do gardła nóż, a pieprzony ser. Niemniej, nie cofnął ręki. Oj nie. Zrobił coś zupełnie innego, nim Białorusin zdążył przejąć kawałek laktozowego króla, naparł teatralnie:
— No otwórz buzię Vanin — mruknął niepocieszenie, prawie matczynie. — Samolot leci. A-aaa.
I przestał w chwili, gdy prychnął pod nosem. Utrzymanie powagi w takiej sytuacji było niemożliwe. Ponownie rozłożył się jak żaba na liściu, nieomal sennie.
— Ja nie narzekam, stwierdzam fakty, a to różnica — oznajmił, bogato przy tym gestykulując. Tak przecież było. Ser był obrzydliwy, ale najwyraźniej dla tej kreatury – niewystarczająco mocno, bo wpadł przełykiem do żołądka. A o owej czynności oznajmił ruch jabłka Adama. Andre nawet nie krył obrzydzenia, ba, ten dreszcz, który przeszedł go po plecach, nie był udawany.
Brwi francuza zbliżyły się do siebie.
— Próbujesz mnie obrazić czy upić? — sięgnął kieliszka i od razu wypił do dna. — Nie tak łatwo powalić kogoś o mojej wadze. Wątrobę też mam stalową.
Upić. No tak, tak to robiła młodzieży w klubach, by wymienić drinka na upojną noc. Sugestia albo żart. W jego przypadku oba tak samo prawdopodobne.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Marcus uniósł brew w reakcji na wyraźnie malujące się zdziwienie mężczyzny. Potem jeszcze tak dla pewności pokręcił głową przecząco, chcąc podkreślić swoje wcześniejsze zapewnienie o tym, że wcale nie żartował. Andre też potrafił kamuflować się z niektórymi wnioskami, ale Marcus i tak uznał, iż mechanik był zdezorientowany jego deklaracją - a wprawianie długowłosego w konsternację było rozrywką dla niego, jak dla mechanika ciągłe wymyślanie różnych przezwisk. Dlatego na twarzy bruneta wślizgnął się tym razem dość wyraźny uśmiech.
- Nie, to nie polecenie służbowe. Nie jesteśmy teraz w pracy. - Zauważył Vanin, a uśmiech dalej utrzymywał się na jego twarzy. Nie powiedział nic więcej, ale uznał, że na pewno jeszcze wróci do tego tematu. Nie zdawał sobie sprawę, jak bardzo długowłosemu spędzało sen z powiek fakt, iż nie mógł go rozczytać. Niemniej, nic dziwnego. Pomijając niezdiagnozowane zaburzenie, wychował się w rodzinie pozorantów, co zdążył już przyznać. Lata grania w grę, pod tytułem "idealna rodzina" głęboko zakorzeniły się w Białorusinie.
Marcus wzruszył ramionami w reakcji na uwagę gościa, pozostawiając ją bez znaczącej odpowiedzi.
- To nie tak. Miałem na myśli, że wtedy nie miałem czasu zastanowić się, czy chcę opuścić kraj, bo... Nie była to kwestia chcenia. - Sprostował i zamilkł, nie potwierdzając, ani nie zaprzeczając na podane przez Andre opcje. - To trochę bardziej skomplikowana historia. Nie lubię do niej wracać, a przynajmniej nie bez odpowiedniej motywacji do rozmowy... - Dodał jeszcze i uciął temat, przynajmniej do momentu przyniesienia wódki. To właśnie Mara była wspomnianą motywacją. Idealna nazwa na roztrząsanie nieprzyjemnych wspomnień, które można by było nazwać nocnymi marami. Zanim jednak mogli wrócić do tego tematu, kierowca-debil musiał dać pokaz swojego wewnętrznego dziecka.
Marcus, czując mocniejszy opór siły, zwiększył również i swój. Nie zrobił tego mocno, by nie przesadzić. Jako wampir w zawodzie lekarskim miał opanowane do perfekcji podejście do ludzi. Zatem mechanik mógł poczuć, jakby przez moment dawał radę przebić się przez próbę obrony Marcusa. Oczywiście, brunet nie pozostawił tego bez komentarza choćby w postaci wykrzywionych brwi, co miało sugerować niesmak i zdziwienie tym, co właśnie gość usiłował zrobić. Całe szczęście, długowłosy odpuścił.
- Marcus, nie Vanin. - Poprawił go, ponownie próbując wyznaczyć granicę. Nie wiedział, jak miał skomentować pokaz dziecinady, więc chwycił się tego, co już znał - przezwiska. - Skoro tak uważasz. Być może banany są lepszą zagryzką dla wódki. - Mruknął ironicznie Vanin, kiedy już ser wylądował w żołądku, nie patrząc na to, że mechanika przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Siedząc już na kanapie, poszedł w ślady Andre i również chwycił po kolejny kieliszek.
- Całkiem możliwe, że i jedno i drugie. Nie znamy się za dobrze, nigdy nie wiesz, jakie mogę mieć motywy. - Oznajmił z uśmiechem na twarzy i zerknął ukradkiem na Andre. Pozwolił sobie na taki żart tylko dlatego, iż przeczuwał, że najprawdopodobniej ten go wyśmieje. Albo bynajmniej nie weźmie go na poważnie. Ewentualnie może i by uwierzył, ale nie ma za grosz instynktu samozachowawczego. W każdym razie, już raz długowłosy go wyśmiał, kiedy wspomniał o tym, jakoby miał kiedyś komuś spowodować traumę.
- Zobaczymy. - Oznajmił tylko tyle, co mogło zabrzmieć, jak wyzwanie. Tak było, a sugestywne polanie kolejnej porcji alkoholu tylko to potwierdzało. Spojrzał na Andre wymownie i uniósł kieliszek. Potem przechylił i odłożył szkło na stół.
- Wróćmy do tego, co miałem powiedzieć. - Oznajmił i oparł się wygodniej o oparcie. - Zdradził mnie współpracownik. Wrobił w coś, czego nie zrobiłem. Z dnia na dzień stałem się wrogiem w oczach tych, dla których pracowałem. Sfingowanie własnej śmierci w dzisiejszych czasach to trudna sztuka, ale wciąż do wykonania. - Wyjaśnił mocno pokrótce monotonnym tonem głosu, jakby wcale nie miał trudności z opowiedzeniem o kawałku swojej przeszłości. Mówiąc to, nie odwracał tym razem wzroku od Andre, patrząc uważnie na jego reakcję. Silną stroną Marcusa było to, że kiedy żartował, mówił poważnie, a kiedy mówił poważnie, to się uśmiechał - i ta zasada zmieniała się w zależności od jego własnego humoru. Zatem ciężko było stwierdzić, ile było prawdy w tym, co mówił. Najlepiej jednak zaufać barwie głosu i poważnej mimice twarzy.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach