Liczba postów : 284
Kamienica, do której Marcus zaprowadził Andre, należała do tych odrestaurowanych w niedalekiej przeszłości. Kolory ścian budynku były pokryte w klasycznym dla paryskiej mody brzoskwiniowym, nieco przygaszonym, kolorze. W środku klatki schodowej unosił się zapach farby. Poza tym, panowała cisza. Jedynie zza mijających przez dwójkę drzwi mogły dobiegać szelesty i dźwięki życia codziennego. Nic poza tym. W końcu był późny wieczór.
Zatrzymał się na drugim piętrze przy drzwiach po prawej. Wyciągnął klucze z kieszeni płaszczu, przekręcił zamek w drzwiach i zaraz uchylił wrota do swojej świątyni. Dla odmiany, teraz to on sugestywnie odstąpił miejsce w progu drzwi mechanikowi, żeby go puścić przodem. Tak dla miłej odmiany, aby teraz on mógł poczuć się księżniczką. W spojrzeniu Marcusa czaiło się subtelne rozbawienie. Następnie, gdy tylko Francuz wkroczył do środka, podążył za nim i zamknął drzwi.
Krótki korytarz, w którym się teraz znajdowali, prowadził bezpośrednio do salonu. Nie odgradzała go żadna ściana ani drzwi. Z tej pozycji, w jakiej się znajdowali, już można było dostrzec kawałek kanapy oraz w kącie ustawioną dużą donicę z rośliną. Philodendron Xanadu, który stanowił element pewnych sentymentów z życia Vanina. Tykający, stary zegar, wisiał niedaleko obrazu powieszonego nad kanapą. Ten przedstawiał po prostu krajobraz, ale nie stanowił dzieła słynnego malarza. Brakowało tylko buczenia starej lodówki, ale tu Marcus nie mógł ulec żadnym dźwiękowym sentymentom. Sprzęt musiał być sprawny, więc i jednym z nowszych.
Marcus ściągnął z siebie płaszcz, odwieszając go na wieszaku. To samo z butami, które zaraz odłożył na półkę na buty. Zaraz zerknął na Andre, poprawiając i zawijając rękawy swojej eleganckiej, niebieskiej koszuli.
- Patrząc na twoje frywolne zachowania, uprzedzam, byś nie palił w mieszkaniu. - Oznajmił i skierował się do salonu. Skoro mechanik nie krępował się z paleniem w miejscach zamkniętych, wolał już z góry określić warunek. - Tam jest portfenetr. - Dodał jeszcze i skinął głową w stronę balkonu w stylu francuskim, czyli okno z balustradą.
- Rozgość się. - Rzucił i zniknął w kuchni, do której wejście znajdowało się po lewej. Wystrój raczej odbiegał od przeciętnej aranżacji francuskiego mieszkańca. Niemniej, górował modernizm i minimalizm. Ponad to, mieszkanie było czyste i schludne. Wszystko miało swoje miejsce, wszystko miało swoje przemyślane ułożenie. Wyposażone było we wszystkie potrzebne w dzisiejszych czasach sprzęty elektroniczne. Między dwoma oknami, służące za portfenetry, stała szafa również przyozdobiona zieloną rośliną - dla odmiany philodendron domesticum. Jej donica stała na ręcznie wykonanej serwetce - coś, co raczej nie było znane kulturze zachodniemu Europejczykowi. Dla Marcusa z kolei na pewno stanowiło to jakąś wartość sentymentalną. Serwetki powtarzały się jeszcze w innych miejscach, choćby pod kilkoma figurkami nawiązującymi do wschodniej kultury, choćby figurka baletnicy.
Niezależnie od tego, czy Andre czekał grzecznie w salonie czy też ciekawość nie dawała mu spokoju, Vanin wrócił niedługo z obiecanym trunkiem oraz talerzem różnych rodzajów sera. Tak, jak pan bóg przykazał, aby pić whisky. Ser dla lepszych wrażeń. Doniósł dwie szklanki i bynajmniej nie zaproponował Francuzowi nic. Żadnego dodatku. Nawet lodu. Po prostu zerknął krótko na Andre i odkręcił korek.
- To starzejąca się whisky. Dziesięcioletnia, dojrzewająca w beczce z białego, wypalanego dębu. W temperaturze pokojowej smakuje najlepiej. - Oznajmił, nalewając swojemu gościowi jedną trzecią szklanki, a następnie sobie i dopiero wtedy usiadł na kanapie. Jeszcze powstrzymywał się z pytaniem, jakie cisnęło mu się na usta. Wolał sprawdzić, czy rzeczywiście mężczyzna był absolutnie pozbawiony zmysłów smakowych i było mu to absolutnie obojętne, co wleje do swoich ust.
Zatrzymał się na drugim piętrze przy drzwiach po prawej. Wyciągnął klucze z kieszeni płaszczu, przekręcił zamek w drzwiach i zaraz uchylił wrota do swojej świątyni. Dla odmiany, teraz to on sugestywnie odstąpił miejsce w progu drzwi mechanikowi, żeby go puścić przodem. Tak dla miłej odmiany, aby teraz on mógł poczuć się księżniczką. W spojrzeniu Marcusa czaiło się subtelne rozbawienie. Następnie, gdy tylko Francuz wkroczył do środka, podążył za nim i zamknął drzwi.
Krótki korytarz, w którym się teraz znajdowali, prowadził bezpośrednio do salonu. Nie odgradzała go żadna ściana ani drzwi. Z tej pozycji, w jakiej się znajdowali, już można było dostrzec kawałek kanapy oraz w kącie ustawioną dużą donicę z rośliną. Philodendron Xanadu, który stanowił element pewnych sentymentów z życia Vanina. Tykający, stary zegar, wisiał niedaleko obrazu powieszonego nad kanapą. Ten przedstawiał po prostu krajobraz, ale nie stanowił dzieła słynnego malarza. Brakowało tylko buczenia starej lodówki, ale tu Marcus nie mógł ulec żadnym dźwiękowym sentymentom. Sprzęt musiał być sprawny, więc i jednym z nowszych.
Marcus ściągnął z siebie płaszcz, odwieszając go na wieszaku. To samo z butami, które zaraz odłożył na półkę na buty. Zaraz zerknął na Andre, poprawiając i zawijając rękawy swojej eleganckiej, niebieskiej koszuli.
- Patrząc na twoje frywolne zachowania, uprzedzam, byś nie palił w mieszkaniu. - Oznajmił i skierował się do salonu. Skoro mechanik nie krępował się z paleniem w miejscach zamkniętych, wolał już z góry określić warunek. - Tam jest portfenetr. - Dodał jeszcze i skinął głową w stronę balkonu w stylu francuskim, czyli okno z balustradą.
- Rozgość się. - Rzucił i zniknął w kuchni, do której wejście znajdowało się po lewej. Wystrój raczej odbiegał od przeciętnej aranżacji francuskiego mieszkańca. Niemniej, górował modernizm i minimalizm. Ponad to, mieszkanie było czyste i schludne. Wszystko miało swoje miejsce, wszystko miało swoje przemyślane ułożenie. Wyposażone było we wszystkie potrzebne w dzisiejszych czasach sprzęty elektroniczne. Między dwoma oknami, służące za portfenetry, stała szafa również przyozdobiona zieloną rośliną - dla odmiany philodendron domesticum. Jej donica stała na ręcznie wykonanej serwetce - coś, co raczej nie było znane kulturze zachodniemu Europejczykowi. Dla Marcusa z kolei na pewno stanowiło to jakąś wartość sentymentalną. Serwetki powtarzały się jeszcze w innych miejscach, choćby pod kilkoma figurkami nawiązującymi do wschodniej kultury, choćby figurka baletnicy.
Niezależnie od tego, czy Andre czekał grzecznie w salonie czy też ciekawość nie dawała mu spokoju, Vanin wrócił niedługo z obiecanym trunkiem oraz talerzem różnych rodzajów sera. Tak, jak pan bóg przykazał, aby pić whisky. Ser dla lepszych wrażeń. Doniósł dwie szklanki i bynajmniej nie zaproponował Francuzowi nic. Żadnego dodatku. Nawet lodu. Po prostu zerknął krótko na Andre i odkręcił korek.
- To starzejąca się whisky. Dziesięcioletnia, dojrzewająca w beczce z białego, wypalanego dębu. W temperaturze pokojowej smakuje najlepiej. - Oznajmił, nalewając swojemu gościowi jedną trzecią szklanki, a następnie sobie i dopiero wtedy usiadł na kanapie. Jeszcze powstrzymywał się z pytaniem, jakie cisnęło mu się na usta. Wolał sprawdzić, czy rzeczywiście mężczyzna był absolutnie pozbawiony zmysłów smakowych i było mu to absolutnie obojętne, co wleje do swoich ust.
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!