Liczba postów : 1122
First topic message reminder :
Łatwo nie było, “dorwanie” Marcusa, aka pieszczotliwie nazywanego “Mareczkiem”, wymagało cierpliwego podejścia do sprawy. Rozjazd "datowy” ostatecznie dobrze wpłynął na zbiegi wydarzeń, bowiem dzięki niemu wampir miał dość czasu, aby spisać oświadczenie wobec Ordo i polowań na ludzi, zaliczyć wyjazd do Chin, wrócić, ogarnąć się, po czym zrobić mały risercz wobec rzeczonego gościa.
Bezkastowość osobnika niejednego wprawiłaby w zakłopotanie, ale nie Juna. Azjata miał wobec mężczyzny pewne plany, na pewno jeden głowy i drugi bardziej poboczny, acz z równie wysokim priorytetem w razie “w” jak wypalenia pomysłu potencjalnej współpracy. Fakt, że tym razem nie poprosił o działanie innowatorki z frakcji, tylko dodawało całości pikanterii i to wcale nie z uwagi na jej “niedawne” porwanie.
Bo jak raczyli mawiać “żydzi” - kochajmy się jak bracia, a rozliczajmy...
No przecież nie wszystko musiało wychodzić spod szyldu grup zrzeszonych.
“Szanowny Panie Vanin...” - mniej więcej w takim grzecznym tonie zaczynało się zaproszenie, ręcznie spisane piórkiem na twardszym papierze skropionym słodyczą wanilii dla ubarwienia szarości życia, schowane w zdobioną kopertkę przybitą pieczątką “hotelarza” aka Azylu, następnie umieszczoną we wnętrzu ładnego drewnianego pudełeczka, tuż obok pozłacanej hotelowej monety, kolejno wręczonego przez pracownika Juna do rąk własnych Marcusa pod ogólnodostępny adres jego placówki.
Gdy na zegarze wybiła kolejna godzina, Azjata odstawił filiżankę z herbatą na biurko. Ubrany w ładnie skrojony ciemny garnitur z orientalnymi złotymi akcentami, opuścił prywatny gabinet na rzecz podążenia korytarzem do windy, nią na górę, a z niej do holu głównego. Liczył, że podanie adresu hotelu, powód, miejsce i godzinę spotkania spotkają się z pozytywnym odbiorem. Informacje takie jak wspomnienie o rzeczonym pojęciu zlecenia, sowitej zapłacie za wkład pracy oraz wachlarz komplementów w kierunku Vanina stanowiły formalność, bo o ile niewielu dawało się “zaciągnąć” na te ostatnie, o tyle znaczna większość leciała na wzmiankę o wynagrodzeniu, tudzież innych potencjalnych korzyściach dla siebie.
Jun czekał więc cierpliwie na efekt swojej akcji, na przyjęcie lub odrzucenie zaproszenia.
@Marcus Vanin
_________________
Łatwo nie było, “dorwanie” Marcusa, aka pieszczotliwie nazywanego “Mareczkiem”, wymagało cierpliwego podejścia do sprawy. Rozjazd "datowy” ostatecznie dobrze wpłynął na zbiegi wydarzeń, bowiem dzięki niemu wampir miał dość czasu, aby spisać oświadczenie wobec Ordo i polowań na ludzi, zaliczyć wyjazd do Chin, wrócić, ogarnąć się, po czym zrobić mały risercz wobec rzeczonego gościa.
Bezkastowość osobnika niejednego wprawiłaby w zakłopotanie, ale nie Juna. Azjata miał wobec mężczyzny pewne plany, na pewno jeden głowy i drugi bardziej poboczny, acz z równie wysokim priorytetem w razie “w” jak wypalenia pomysłu potencjalnej współpracy. Fakt, że tym razem nie poprosił o działanie innowatorki z frakcji, tylko dodawało całości pikanterii i to wcale nie z uwagi na jej “niedawne” porwanie.
Bo jak raczyli mawiać “żydzi” - kochajmy się jak bracia, a rozliczajmy...
No przecież nie wszystko musiało wychodzić spod szyldu grup zrzeszonych.
“Szanowny Panie Vanin...” - mniej więcej w takim grzecznym tonie zaczynało się zaproszenie, ręcznie spisane piórkiem na twardszym papierze skropionym słodyczą wanilii dla ubarwienia szarości życia, schowane w zdobioną kopertkę przybitą pieczątką “hotelarza” aka Azylu, następnie umieszczoną we wnętrzu ładnego drewnianego pudełeczka, tuż obok pozłacanej hotelowej monety, kolejno wręczonego przez pracownika Juna do rąk własnych Marcusa pod ogólnodostępny adres jego placówki.
Gdy na zegarze wybiła kolejna godzina, Azjata odstawił filiżankę z herbatą na biurko. Ubrany w ładnie skrojony ciemny garnitur z orientalnymi złotymi akcentami, opuścił prywatny gabinet na rzecz podążenia korytarzem do windy, nią na górę, a z niej do holu głównego. Liczył, że podanie adresu hotelu, powód, miejsce i godzinę spotkania spotkają się z pozytywnym odbiorem. Informacje takie jak wspomnienie o rzeczonym pojęciu zlecenia, sowitej zapłacie za wkład pracy oraz wachlarz komplementów w kierunku Vanina stanowiły formalność, bo o ile niewielu dawało się “zaciągnąć” na te ostatnie, o tyle znaczna większość leciała na wzmiankę o wynagrodzeniu, tudzież innych potencjalnych korzyściach dla siebie.
Jun czekał więc cierpliwie na efekt swojej akcji, na przyjęcie lub odrzucenie zaproszenia.
@Marcus Vanin
_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!