Orientalne żeberko czy może jednak w miodzie?

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Łatwo nie było, “dorwanie” Marcusa, aka pieszczotliwie nazywanego “Mareczkiem”, wymagało cierpliwego podejścia do sprawy. Rozjazd "datowy” ostatecznie dobrze wpłynął na zbiegi wydarzeń, bowiem dzięki niemu wampir miał dość czasu, aby spisać oświadczenie wobec Ordo i polowań na ludzi, zaliczyć wyjazd do Chin, wrócić, ogarnąć się, po czym zrobić mały risercz wobec rzeczonego gościa.  
Bezkastowość osobnika niejednego wprawiłaby w zakłopotanie, ale nie Juna. Azjata miał wobec mężczyzny pewne plany, na pewno jeden głowy i drugi bardziej poboczny, acz z równie wysokim priorytetem w razie “w” jak wypalenia pomysłu potencjalnej współpracy. Fakt, że tym razem nie poprosił o działanie innowatorki z frakcji, tylko dodawało całości pikanterii i to wcale nie z uwagi na jej “niedawne” porwanie.  
Bo jak raczyli mawiać “żydzi” - kochajmy się jak bracia, a rozliczajmy...
No przecież nie wszystko musiało wychodzić spod szyldu grup zrzeszonych.
“Szanowny Panie Vanin...” - mniej więcej w takim grzecznym tonie zaczynało się zaproszenie, ręcznie spisane piórkiem na twardszym papierze skropionym słodyczą wanilii dla ubarwienia szarości życia, schowane w zdobioną kopertkę przybitą pieczątką “hotelarza” aka Azylu, następnie umieszczoną we wnętrzu ładnego drewnianego pudełeczka, tuż obok pozłacanej hotelowej monety, kolejno wręczonego przez pracownika Juna do rąk własnych Marcusa pod ogólnodostępny adres jego placówki.
Gdy na zegarze wybiła kolejna godzina, Azjata odstawił filiżankę z herbatą na biurko. Ubrany w ładnie skrojony ciemny garnitur z orientalnymi złotymi akcentami, opuścił prywatny gabinet na rzecz podążenia korytarzem do windy, nią na górę, a z niej do holu głównego. Liczył, że podanie adresu hotelu, powód, miejsce i godzinę spotkania spotkają się z pozytywnym odbiorem. Informacje takie jak wspomnienie o rzeczonym pojęciu zlecenia, sowitej zapłacie za wkład pracy oraz wachlarz komplementów w kierunku Vanina stanowiły formalność, bo o ile niewielu dawało się “zaciągnąć” na te ostatnie, o tyle znaczna większość leciała na wzmiankę o wynagrodzeniu, tudzież innych potencjalnych korzyściach dla siebie.
Jun czekał więc cierpliwie na efekt swojej akcji, na przyjęcie lub odrzucenie zaproszenia.

@Marcus Vanin

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Ostatnie wydarzenia były intensywne dla Marcusa. Teraz, czyli dopiero po około roku, coraz trudniejsze stawało się utrzymać swoje potrójne, czy nawet poczwórne życie. Działanie na tylu frontach; pomoc frakcji, prowadzenie działalności z Dimitrim, Xavierem, i przy tym utrzymywanie etatu jako lekarz - było niemałym wyzwaniem.
Pojawienie się nieznajomego w jego gabinecie w innym celu niż chęć bycia wyleczonym była dość zaskakująca. Jednak, treść listu poznał dopiero u siebie w mieszkaniu, kiedy, korzystając z chwili wolnego, nalał sobie szklankę dobrego whisky. Przyjemna woń papieru uleciała w powietrze. Drobny, przyjemny dla nosa szczegół i jakże wiele mógł powiedzieć o tym, który go napisał. Ekscytacja szybko wzrosła w wampirze, kiedy skojarzył, kim był jego autor.
Lata doświadczenia zaraz stłumiły tę przedwczesną radość. Wyznaczony termin spotkania pozwolił Vaninowi na lekkie poszperanie wśród wszelkich źródeł, byle tylko móc znaleźć cokolwiek o założycielu hotelu - wiadomo, lepiej dowiedzieć się co nieco o kimś, kto miał jakiś interes - choć nie nastawiał się na sukces. I słusznie, bo zdawało się, iż skutecznie popalił mosty swojej przeszłości. O Louisie nie było żadnej wzmianki. Ponadto Marcus musiał zważać, kogo i w jaki sposób pytać o tę osobistość, by się nikomu nie narazić, co dodatkowo ograniczało jego możliwości. Dowiedział się jedynie o dość specyficznej cesze Azjaty.
Dlatego nieświadomy całej przeszłości Juna, jak i jego wieku oraz prawdziwego imienia, przybył do hotelu. Równo w umówionej godzinie. Ubrany w czarny garnitur biznesowy, tym razem bez żadnych akcentów innego koloru. Czerń dominowała i wyszczuplała go jeszcze bardziej.
Azjata o nietypowych niebieskich oczach. Nigdy nie widział założyciela hotelu, toteż polegał na tym, co zdążył już o nim usłyszeć. Podszedł do mężczyzny, przyglądając mu się uważnie. Rzadko kto wzbudzał ciekawość w Marcusie i przeważnie nie wykazywał żadnego zainteresowania.
- Pan Louis Moreau? - Spytał dla pewności, a gdy spotkał się z potwierdzeniem, wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny. - Bardzo dziękuję za zaproszenie. - Dodał zaraz i rozluźnił uścisk. Mógłby się bardziej rozwinąć, ale, niezależnie od tego, czy hotel należał do Juna, wolał nie mówić nic więcej w głównym holu, gdzie panoszyło się sporo nadprzyrodzonych ze zwiększonymi zdolnościami podsłuchu.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- W punkt lub jak kto woli, Jun Kai Huang. Cieszę się, że zdecydował się Pan zjawić, Panie Vanin. - akcent, jakim Azjata operował podczas dialogu, zdradzał nutę charakterystycznej egzotyki, niemniej był na tyle wyrobiony łamaniem języka, zwłaszcza przy POLSKICH IMIONACH, aby w miarę poradzić sobie z wypowiedzeniem nazwiska Marcusa. Całości towarzyszył oczywiście uścisk dłoni, ot w odpowiedzi na gest, a także elegancki ukłon w wyrazie szacunku wobec przybyłego.
Wzmianka o prawdziwym imieniu padła nieprzypadkowo, tak samo jak kolejność na modłę europejską w schemacie: pierwsze imię, dalej nazwisko.
- Zapraszam do mojego gabinetu. Tam będziemy mogli przeprowadzić rozmowę. Wyjaśnię Panu detale, omówimy warunki potencjalnej współpracy oraz kwestie wynagrodzenia, choć przedtem pozwolę sobie zaproponować poczęstunek. Wino, kawa, herbata, czyste vitae, coś mocniejszego w klasycznym lub nadnaturalnym wydaniu? - hotel oferował szeroki wachlarz przystawek, od chrupiących ciasteczek z czekoladą po wystawne drinki w wersjach dla każdej rasy i każdego podniebienia. Co ciekawsi koneserzy nie powinni mieć problemów z rozpoznaniem alkoholi, zwłaszcza win. Te bowiem pochodziły z winnic słynnego winiarza, Merlota Chardonnay’a. Kawy i herbaty sprowadzano z dalekich granic i tylko w najlepszym wydaniu i podobnie wszelkie dobroci słodkie. Ich dostawcą była oczywiście cukiernia Jacusia. Droga do gabinetu po opuszczeniu sali głównej, w której motywem przewodnim nieprzypadkowo była szachownica, prowadziła przez korytarz do winy. Nią trasa wiodła w dół, pod pierwszy, a nawet drugi podziemny poziom.

Orientalne żeberko czy może jednak w miodzie? Alex-henderson-alex-henderson-highresscreenshot00024

Małe prywatne sanktuarium, do którego dostęp miały nieliczne jednostki na czele z Junem, przywitało parę mężczyzn. Gospodarz oczywiście przepuścił gościa przez drzwi, po czym zaproponował spoczynek na jednej z wygodnych sof lub foteli – do wyboru, do koloru. Azjata w ten czas, po zamknięciu za sobą drzwi, podszedł do barku, aby wedle zamówienia Marcusa, dobrać jak najlepszy poczęstunek ze swojego małego arsenału zaopatrzeniowego na tak zwaną “prywatną godzinkę”.
Bo przecież kiedy pytał o preferencje, nie żartował.
- Zatem Panie Vanin. - rzekł Jun po podaniu przekąski tudzież napitku. - Życzy sobie Pan, aby od razu przejść do konkretów, czy może przedtem chciałby Pan się czegoś dowiedzieć? - o hotelu, o wampirze... Ciekawość nieprzypadkowo rysowano kredkami jako pierwszy stopień do piekiełka. Gorzej, gdy większość grzeszników spod jej skrzydełka już na takowym stało.
W przekładzie na proste – dobry handlarz potrafił nie tylko sprzedać produkt – przede wszystkim nie bał się rozmowy o sobie, ot na poczet uwierzytelnienia swoich słów oraz intencji. Pan chce, Pan niech pyta - ładna szachownica na stoliczku i figury na niej aż prosiły się o rozegranie partyjki, chociażby dla pokazania braku wszechobecnego u wielu staruszków kija w dupce.

@Marcus Vanin

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Marcus skinął głową, notując w głowie imię, jakim przedstawił się właściciel hotelu. Wiedział o nim niewiele, a to i tak zbyt pochopne stwierdzenie. Zatem podane przez Azjatę nazwisko mogło być tym właściwym, prawdziwym, i zapewne o czymś świadczyło. Nic nie działo się przypadkiem, a tak przynajmniej wnioskował Vanin, który oczekiwał czegoś więcej po kimś, kto miał tak szerokie kontakty i miał duże znaczenie w świecie nadnaturalnych.
- Wino. - Odpowiedział, odnosząc wrażenie, że wino nie znalazło się bez powodu w pierwszej wymienionej przez Azjatę kolejności. Marcus był koneserem whisky, ale nie stronił od win. Zadowalał się nim po prostu o wiele rzadziej. Podobnie z innymi trunkami. Czasem warto zrobić pewien wyjątek. - Białe. W klasycznym wydaniu. - Sprecyzował bardziej, kiedy już zaczęli kierować się do gabinetu Jun'a. Marcus zerkał ukradkiem spojrzenia na otaczające go wystroje, lecz nienachalnie. Nie obracał głowy, ale przypatrywał się niektórym elementom. Nigdy wcześniej tego nie robił, bynajmniej nie na hali głównej i barze ogólnodostępnym dla gości. Może to kwestia tego, że niczego nie był w stanie dowiedzieć się na własną rękę o mężczyźnie, a teraz jakby próbował wychwycić o nim cokolwiek z otoczenia. Cóż, czasem szczegóły mogły rzeczywiście sporo o kimś powiedzieć.
Inaczej miała się sytuacja, kiedy to obiekt niemałego zainteresowania sam oferuje zaspokojenie ciekawości. Vanin - ponownie - nienachalnie obejrzał się po przestronnym gabinecie, a potem usiadł na jednym z foteli. Sięgnął po kielich, kiedy Jun przybył do stolika z trunkami, kwitując oczywiście podziękowaniem. Zaraz potem spojrzał na mężczyznę swoim, na pozór, bezbarwnym spojrzeniem. Jedynie dłuższa pauza zdradziła, że w głowie Vanina pojawiło się zawahanie. Być może rzeczywiście był ciekawski persony Juna.
- Cóż... Przyznam, że zaskoczeniem było dla mnie, że pan do mnie napisał. Z czystej przezorności zazwyczaj sprawdzam, z kim mam do czynienia. Co ciekawe, nie mogłem się o Panu nic dowiedzieć. - Rzekł absolutnie otwarcie, obserwując uważnie twarz swojego rozmówcy. Marcus zazwyczaj przechodził do konkretów. Tak było prościej, lepiej. Ale najwyraźniej tylko wtedy, kiedy przychodziło mu rozmawiać - w jego ocenie - byle kim. - Ciekawi mnie, czy nie kroczy za panem przeszłość, która mogłaby jakoś zaszkodzić. - Sprecyzował, opierając się o oparcie fotela i zakładając nogę na nogę. Musiał uważać, szczególnie po wejściu we współpracę z Xavierem, którego przeszłości nie przejrzał tak dokładniej, jak mógł. - Ciekawi mnie też, ile pan wie o mnie, panie Huang.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Nie tylko wygląd wiele mówił o człowieku. Podobne informacje zdradzało otoczenie, w tym wypadku lokum, do którego został zaproszony Marcus. Wszechobecna czystość pokrywała się ze schludnie ubranym mężczyzną, przeto ukazując jego nie tyle przesadny pedantyzm, ile poszanowanie dla porządku. Dbałość o detale również odnajdywała odzwierciedlenie, zarówno w roli złotych wyszyć na garniturze, jak i pod postacią każdego z pomniejszych elementów pokoju: obrazów, kwiatów, figurek wszelkiej maści.
Choć ilościowo dekoracje wykraczały poza próg palców obu rąk, swoją obecnością nie prowadziły do narodzin uczucia przytłoczenia, przeciwnie, każda rzecz miała swoje miejsce, tak jak i charakter rzekomo rozebrany na czynniki pierwsze, po czym złożony na nowo w pełnej odsłonie obrazu łączącego zamiłowanie do nowoczesności przy jednoczesnym poszanowaniu rodzimej kultury, o czym świadczyły charakterystyczne egzotyczne akcenty.
To i o wiele więcej tworzyło spójną personę Azjaty, którego ciemne ślepia Marucsa tak bacznie i wcale nienachalnie taksowały, osoby uporządkowanej, szanującej swoje korzenie, przy tym ceniącej sobie harmonię, nie mylić z minimalizmem, i jednocześnie psotnej, kiedy można, jeśli spojrzeć przez odpowiedni pryzmat na wspomnianą szachownicę.
Prócz tego chyba już żadną tajemnicę stanowiło potwierdzenie teorii na temat smaku. I tu bowiem wampir nie stronił od pieszczenia podniebień własnego tudzież gości gamą najlepszych trunków, od win po whisky.
Bo tak ogólnie to Azjata był koneserem dobrego i pomimo zwyczajowego “luzu”, nie stronił od pławienia się w wygodach, raczej ku barwnej uciesze z małych rzeczy dla rozproszenia nudy długiego życia niżeli z uwagi na majętność, chociaż do pewnej “sroki” i tak mu brakowało.
- Jeżeli mowa o sianiu zamętu, szerzeniu chaosu, sprowadzaniu armagedonu czy anektowaniu zapomnianych jaskiń pod domostwo własne to nie, nic takiego się za mną nie ciągnie, a przynajmniej nie jest mi to wiadome. - zaśmiał się dźwięcznie Jun po podaniu winka prosto ze świeżo odkorkowanej butelki podpisanej rekomendacją Merlota, nalaniu porycjki do kieliszeczka dla siebie oraz zajęciu miejsca naprzeciwko Vanina.
Natomiast żadną tajemnicą jest wiedza o mojej “niedawnej” przynależności do upadłej Rady, konstruktu, który w teorii miał sprawować pieczę nad tutejszą gromadą "Nas" nadnaturalnych oraz dzisiejsza pozycja hotelarza. - no więc upicie łyku wina, ton i sposób wypowiedzi słów, zwłaszcza pierwszego członu zdania, zdradził podejście wobec rzeczonego konstruktu. Choć założenia miał chwalebne, tak ich wprowadzenie i wykonanie troszeńkę mijały się z celem, czego maleńki grymasik ulotnił się nutką niewinnego skrzywienia ust.
Z o wiele większą aprobatą natomiast długowieczny wysławiał się wobec utworzenia hotelu, miejsca odseparowanego od gnojowiska polityki, neutralnego i skorego do przyjęcia w swoje progi każdego przybyłego z wykluczeniem Novusków Ordusków.
Mówiąc prościej: Jun cenił sobie posiadanie Azylu, zarówno dla siebie (w roli świętego spokoju) oraz innych, którzy nie musieli obawiać się uderzenia karmy (i kostek) w punkt rozpowszechnionej po Paryżu złej sławy.
Przynajmniej, póki byli grzeczni.
- Czy wiem dużo, nie sądzę, czy pozwoliłem sobie poznać podstawy? Jak najbardziej. - bo jak również podkreślał czasami w swoich dialogach Jun, tajemnice nie stanowiły żadnej bariery – wszystko zależało od tego, po jakich kątach, gdzie i z kim robiono risercz.
- Na pewno zagłębiłem się kapkę w tajniki Pana zawodu. To już samo w sobie zezwoliło mi na zebranie pewnych elementów obrazowych, między innymi pochlebnych opinii na temat pańskiego wysokiego poziomu w fachu, co koleją rzeczy zachęciło do kontaktu. Luźne podejście do “moralności”, jak ja to nazywam, stanowiło dodatkowy atut, szczególnie z uwagi na sedno zlecenia, które może wydać się dość nietypowe, ale na pewno związane z popularną dziś grupą na “N”. - bez obaw, już na wstępie Jun podkreślił, iż dzieci i zwierzaczków mieszać w to nie zamierzał.
Nu, nu, ha, tfu.
Tym krótkim, ale i dość komicznym metaforycznym akcentem Azjata specjalnie zakończył swój dialog. Przyjąwszy otwartą pozycję ciała, oznajmił gotowość do kontynuacji rozmowy, ba, do wyjścia naprzeciw innym pytaniom również, o czym świadczył dodatkowy, specjalnie dobrany zakres słów ze świadomie zastosowaną nutą komizmu. Przy ich użyciu długowieczny udzielał odpowiedzi na pytania, jednocześnie pozostawiając całkiem spore poletko do interpretacji własnej w wykonaniu Marcusa, chociażby wobec tego, co wiedział, a co wiedzieć mógł i na którego Huang spoglądał przerywanym ciągiem błękitu oczu – tym razem na wzgląd kulturowy, który w jego stronach ciągłość kontaktu wzrokowego podczas oficjalnych rozmów wrzucał do woreczków z kategorii tych niegrzecznych.

@Marcus Vanin

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Vanin zdążył zauważyć, iż w dzisiejszych czasach niewielu przykładało uwagę do wystroju pomieszczeń, w których się żyło. Niewielu też utrzymywało porządek. Tutaj, w gabinecie właściciela hotelu, wszystko zdawało się mieć odpowiednio przemyślane miejsce. Choć ciężko było mu stwierdzić, czy rzeczywiście pomieszczenie urządzone było przez samego Azjatę, czy może jednak wynajął do tego kogoś odpowiedniejszego. Tak czy siak, wskazywać to mogło na to, że mężczyzna posiadał gust.
Marcus wyłapał te elementy nawiązujące do kultury Juna - na której niewiele się znał. Nie był jednak ignorantem na tyle, by stwierdzić, iż jego rozmówca był w domyśle Chińczykiem, jak to zwykła robić większość Europejczyków. Z grzeczności nie pytał na razie o nic. Nawet o to, do jakiej konkretnie kultury azjatyckiej nawiązywały dekoracje. Jedyne, co najbardziej rzucało się mu w oczy, to stół, który przypominał pole szachownicy. Wydawał się być niepasującym elementem. Celowo niepasującym, stanowiącym jednocześnie estetyczną spójność z całym pomieszczeniem.
Niedługo wrócił wzrokiem na rozmówcę, przysłuchując się jego słowom w milczeniu. Poczekał, aż ten napełnił kielich również sobie, żeby zaraz samemu móc spróbować wina, jakim został uraczony. Półwytrawny, wyrazisty smak wypełnił jego gardło. Przyjemne, wyraziste i nieprzesadzone. Idealnie wyważone smaki powoli ogarniały wyczulone kubki smakowe wampira.
- Co nieco słyszałem. - Przyznał bez emocji Vanin na wieść o Radzie. Nie był w Paryżu długo, ale zdążył wybadać nieco grunt. Tak z wierzchu, bo i tak ostatecznie trzymał się na uboczu. Znaczy, dotychczas. Teraz sprawy miały się nieco inaczej. - To dość duży rozrzut... Z kogoś, kto zagrzewał miejsce w Radzie na właściciela hotelu, którego ideą jest neutralność... - Zauważył Marcus, zerkając na mężczyznę wyczekująco.
Przysłuchiwał się komplementom, jakie wydobywały się z ust Juna. Lubił je - komplementy, w sensie. Łasy na pieniądze i łasy na dobre słowa. Białorusin żył dla chwil, w których był doceniany. Potrzebny. Kto by się spodziewał, że tak wiele błahych motywów stało za tą wiecznie obojętną twarzą.
Marcus parsknął krótko przez nos, wykrzywiając usta w delikatny uśmiech. Bardzo rozbawiło go stwierdzenie o luźnym podejściu do moralności.
- Ja to nazywam oszczędnością zasobów ludzkich. - Podzielił się swoim stwierdzeniem, nawet nieironicznie. Nie pierwszy raz zresztą się chwalił, Andre również zdążył usłyszeć, jakie podejście miał Marcus w kwestii ludzkiego ciała. - Ta, jak to pan ujął, grupa na "N"... To ona doprowadziła do upadku Rady, tak? - Dopytał, nawiązując jeszcze do poprzedniego tematu. - Muszą być naprawdę uciążliwi. - Skwitował jeszcze, upijając kolejny łyk wina. Nie to, że miał jeszcze wątpliwości w upierdliwość Novus Ordo. Po prostu wciąż starał się zrozumieć motywy tej organizacji.
- Nie mam w zwyczaju krzywdzić ludzi... - Zaczął, wracając do głównego tematu zlecenia. Choć brzmiało to abstrakcyjnie z ust kogoś takiego, jak Marcus, on rzeczywiście nie widział siebie jako absolutne zło. Koniec końców, na tym, co robił, zyskiwali wszyscy. Znaczy, jedna strona ewidentnie coś traciła, ale mogła żyć dalej. Z jednej strony Vanin był potworem, z drugiej strony bohaterem. Jak to mawiał Ludwik, tylko wielcy ludzie są zdolni do potworności. - ...Ale są sytuacje, które mogą stanowić wyjątek. W każdym razie, z chęcią posłucham o szczegółach pańskiego zlecenia. - Dokończył, zawieszając uważniejsze spojrzenie na błękitnych oczach.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Mimo wygody... - zaczynając kolejną formą żartu. - Istotną rolę odgrywało przywiązanie. - długowieczny przeszedł do poważniejszego sedna. - Widzi Pan, Panie Vanin, chociaż zdarzyło mi się zasiąść na miejscu Radnego i piastować niby stanowisko jej oczu i uszu, nigdy nie czułem większego przywiązania do tego konstruktu. Czasy politycznych intryg i zaszczytów Cesarza w Zakazanym Mieście mam już dawno za sobą. Pozycja hotelarza w zupełności mi wystarcza, a neutralność pomaga w obserwacji otoczenia oraz wsparcia dobrą radą lub czynem w razie potrzeby, ale nigdy ponad konieczność. - a co ważniejsze, bez względu na przynależność z kolejnym podkreśleniem o wykluczeniu Novus Ordo i to nie dlatego, że Jun wszystkich uważał za złych, wszak w szeregach z pewnością znajdowały się uciemiężeni, niemniej nacisk wywierał ogół i póki Ci serio uwięzieni sami nie chcieli oswobodzić się z kajdan, póty niestety nie mogli liczyć na wsparcie osób trzecich.
W podobnym wagoniku jechały również wszystkie niegrzeczne dzieci, które nie przestrzegały zasad i oglądały filmy dla dorosłych z monitoringu.
- Nie zdziwiłbym się, gdyby i Pan zaliczył z nimi “bliskie” spotkanie. - kolejnymi słowami po zwilżeniu warg smakiem wina i poprawą ciała na wygodnym fotelu, Azjata odniósł się do niemile widzianych ziomeczków z Novus Ordo oraz...
- W pełni rozumiem Pana stanowisko Panie Vanin. Jest mi równie bliskie, zarówno wobec sytuacji, jak i myśli o oszczędności tudzież perspektywy możliwości nawiązania nietuzinkowej współpracy pod wspólnym szyldem ponad bezsensowne marnotrawco. - kto nie wierzył, mógł dokonać rozeznania. Nie samymi długowiecznymi żył hotel.
Kucharze, kelnerzy, pokojówki, część ochrony - ogółem śmiertelnicy stanowili naprawdę wysoki procent zatrudnionych osób w przybytku. Fakt, że należeli do grona wtajemniczonych, nie powinien dziwić. To zaś czy zwali siebie familiantami, było kwestią dyskusyjną. Na pewno jednak każdy z nich prócz podpisania legalnej umowy o pracę, podbił krwawym odciskiem paluszka karteczkę z dodatkowym dopiskiem o lojalności pod karą "X" za zdradę.
- W takim razie... - kiedy nieistniejące karty na stole oraz fizyczne figurki na szachownicy poszły w ruch, Azjata odstawił kieliszek na pobliski blat, aby z piedestału śmieszka heheszka, wejść na schodek złotej rybki biznesu Janusza.
Skubaniutki, pewno, dlatego ułożył dłonie w piramidkę.
- Wyjdę ku Panu z otwartymi kartami, Panie Vanin. Interesowałoby mnie Pana udział podczas przesłuchania schwytanego, być może w niedalekiej przyszłości, nadnaturalnego... - nieprzypadkowy akcent. - Przynależnego do Novus Ordo w dość niekonwencjonalny sposób. Na pytanie, po co, odpowiem tak... Poprzez sukcesywny “upust” krwi, mniej lub bardziej humanitarny z perspektywy lekarskiej etyki, zaś potencjalnie skuteczny przy zdawkowym budzeniu prymitywnej bestii wewnątrz, chciałbym poznać ich portret psychologiczny, motyw przewodni, myśli i odczucia. - czyli inaczej: Jun potrzebował asysty doktora, aby ten sprawował pieczę nad stanem schwytanego, monitorował jego parametry życiowe, stopień agresji, płynność “odpływu” krwi i takie tam.
Bo jak mawiali weteranie, poznanie wroga od podszewki budowało solidny fundament pod plan działania, który niekoniecznie musiał zakładać eliminację KAŻDEJ jednostki. Swoją drogą podczas dialogu, Jun ani razu, przynajmniej tutaj, nie wspomniał o wyłączności posiadania wiedzy. Co więcej, kto by nie chciał skorzystać z możliwości legalnego wyżycia się na kimś, bądź taksacji rozmówcy od góry do dołu aż po źródło duszy? Heheszki.

@Marcus Vanin

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Słuchał uważnie, snując pewne wnioski. Częścią z nich bynajmniej nie miał zamiaru się dzielić.
- Pozwolę sobie o śmiałe stwierdzenie, że neutralność jest lepszą wygodą. - Podsumował, sugerując, że właśnie takiej idei trzymał się Marcus. Świadczyć usługi, działać dla tych, którzy są w stanie zapłacić więcej, chodzenie własnymi ścieżkami, jak kot... Taki właśnie był Białorusin. Domyślał się, że neutralność Juna mogła działać na innej zasadzie niż jego, ale mimo to widział wiele wspólnych. A znali się zaledwie kilkanaście minut. Być może to długowieczność Juna i doświadczenie sprawiało, iż Marcus wewnętrznie czerpał ekscytację z tak doborowego towarzystwa.
- Miałem z nimi nieprzyjemność. - Przyznał, poprzedzając skinięciem głowy. Prędzej czy później musiało dojść do konfrontacji z Novusami. Choć niewykluczone, że jego zawód lekarza na co dzień wymuszał na nim nieświadomą pomoc ludziom należącym do tej organizacji. Nie raz już zastanawiał się, ilu członków Novus Ordo przyszło do gabinetu z grypą. Oboje nieświadomi tego, kto był po drugiej stronie.
Słysząc kolejne słowa hotelarza, oczy Marcusa błysnęły światełkiem. Nikły uśmiech nie znikał z jego twarzy. Jun, w przeciwieństwie do Andre, od razu podłapał tok rozumowania Vanina. A porozumienie w tej kwestii było dla niego ekstremalnie istotne. Dimitri, choć zdawał się przytakiwać przeważnie Marcusowi w pewnych kwestiach, raczej uważał iż Białorusin był szaleńcem, skoro tak określał ludzi. Jednak, Rusek nie mówił nic więcej, gdyż dla niego liczyły się tylko pieniądze - bo właśnie moralność tego mężczyzny zależała od tego, jak wiele jest w stanie zarobić.
- Cieszę się, że mamy wspólne idee. - Odpowiedział nieco wyższym tonem. Tym, który zazwyczaj wskazywał na odrobinę ekscytacji. Tak jakby cała ta obojętność na dłuższą chwilę uleciała z barwy jego głosu. Musiał się jednak hamować z okazywaniem emocji. Wolał zachować zimną krew i profesjonalizm. Upił ponownie łyk wina, oczekując na dalsze rozwinięcie na temat współpracy. Na chwilę odwrócił wzrok, zatrzymując go dopiero na obrazie za Junem.
- Co zamierza pan zrobić z nim później, panie Huang? Zostanie wypuszczony czy zabity? - Spytał, a ton wskazywał na lekkie zamyślenie. Zaraz wrócił spojrzeniem na twarz Azjaty. - Oczywiście, to nie tak, że interesuje mnie marny żywot przypadkowego osobnika z organizacji z góry nastawionej nam nieprzychylnie. Po prostu zależy mi na anonimowości. - Sprecyzował na powrót ze swoją charakterystyczną obojętnością w głosie. To, co stanie się później z członkiem Novus Ordo, absolutnie go nie obchodziło. Wolałby jednak, gdyby został uśmiercony, gdyby przestał być już użyteczny albo przetrzymywany już na zawsze, ale to niosło ryzyko, iż zawsze mógłby uciec, niezależnie od rygorystycznych warunków.
Za chwilę zaczął rozmyślać o jeszcze jednej kwestii, przywołując z pamięci słowa nadgorliwego, uciążliwego Iwana, który wprowadzał go w świat nadprzyrodzony. Zdawał sobie sprawę z tego, że niektóre wampiry potrafiły odczytywać wspomnienia z krwi, ale ta sztuka była mu całkowicie obca.
- Jeśli chodzi o humanitarność metod, nie ma to dla mnie większego znaczenia, dopóki nie przyczynię się bezpośrednio w śmierć. Poza tymi warunkami, świadczę szeroki wachlarz usług. Na pierwszym miejscu mam na uwadze profesjonalizm. Zrobię wszystko, co pan sobie zażyczy, oczywiście poza już ustalonymi warunkami. - Oznajmił, precyzując swoje stanowisko w tej sprawie. Zamilkł na chwilę, ponownie pogrążając się w zamyśleniu. Zastanawiał się, czy Jun zdawał sobie sprawę z tego, że Marcus był dość świeżym wampirem, a co za tym szło, niedoświadczony w pewnych sprawach. Cóż, jakiś czas temu miał przyjemność spotkać wilkołaka, który wyczuł jego wiek. Zastanawiał się, jak miały się do tego niektóre wampiry.
- Rozumiem, że wspominany członek Novus Ordo jest już przez pana pochwycony? - Spytał za chwilę, ponownie przenosząc wzrok na Azjatę.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Czego oczy nie widzą i uszy nie słyszą, sercu nie jest żal. Może więc dlatego Azjacie tak przyjemnie prowadziło się dialog? A może to z powodu chmurki ciekawości, która pomimo słów nadal lewitowała ponad parą głów? Bez względu na powody, Jun częściej się uśmiechał, wewnątrz również, zupełnie jakby ruchy toczącej się niewidzialnej gry karmiły go radością.
- Huangshan skąpane we mgle. - skomentował, dostrzegając zawieszenie spojrzenia gościa na jednym z obrazów.
- Dzieło stworzone na zamówienie u jednego z chińskich artystów. Nie sądziłem, że w dobie rozwoju technologii kunszt klasycznej sztuki zdoła oddać serce oraz duszę Gór Żółtych, a tym samym wywołać we mnie nostalgię. Twórcy to się jednak udało. - a nawet rozwinął myśl, ukazując źdźbło wrażliwości na piękno obrazów oraz wszelkiej maści dzieł i arcydzieł.
- Z czystym sumieniem polecam podróż w tamte rejony. Są równie piękne co niebezpieczne, tak jak legenda, przez którą zawdzięczają swoją nazwę. - kolejny komentarz padł już nieco później, mianowicie po opuszczeniu miejsca spoczynku na rzecz podejścia do biurka i zdjęcia z jego blatu laptopa.
Tym razem Jun za udzieleniem zgody w nadziei na brak dyskomfortu, zamierzał usiąść odrobinę bliżej, aby Marcus miał dobry wgląd na czysty dokument, który wkrótce pojawił się na ekranie urządzenia.
- Myślę, że i w tej kwestii... - czyli anonimowości. - Obaj przyjmiemy podobne stanowisko Panie Vanin. Eutanazja, niekiedy zwana dobrą śmiercią będzie w tym wypadku “najlepszym” rozwiązaniem dla potencjalnego pacjenta. - o tym, czy idea odejścia kłóciła się z warunkami Marcusa, można by dyskutować. Z jednej strony mężczyzna wprost określił swoje stanowisko wobec zgonu, z drugiej powyższe pojęcie nie powinno być mu obce ani tym bardziej stanowić większego tematu Tabu. Trzeci scenariusz nie przekreślał dwóch pierwszych, jeżeli czyn zakładał udział pośredni zamiast bezpośredniego.
Bo to różne wypadki chodziły po ludziach i nadnaturalnych?  
Błysk w błękitnym oczku powinien uchylić rąbka tajemnicy, zwłaszcza wobec kogoś tak domyślnego.  
Ach Ci Azjaci i ich tendencje do stosowania dziwnych metafor oraz nieprzemijająca miłość do biurokracji i pieczątek.
- Mając na uwadze pański komfort oraz profesjonalizm, pozwoliłem sobie odnotować uwagi wobec warunków pod klauzulą poufności. - klik, klik, ot w udostępnionym dokumencie. - Ze swojej strony mogę dodać, iż poza przypieczętowaniem losu pacjenta poprzedzonym wcześniejszym przesłuchaniem i konfiskatą jego krwi na użytek własny, nie roszczę sobie żadnych praw do pozostałych obiektów pochodnych. - czyli tak: poza Vitae, Jun nie przywiązywał uwagi do tak zwanych “odpadów” medycznych. Nie interesowały go kończyny, kości, tkanki miękkie tudzież narządy nieszczęśnika, które zgodnie z kolejnym zapiskiem były w pełni zdatne do użytku przez lekarza, czy to do przeszczepu dla innego nadnaturalnego, bądź sprzedaży na czarnym rynku.
Ajć... Czyżby egzotyczny Diabeł wyniuchał coś w związku z mafijnymi powiązaniami?
Wątpliwe, a jeśli już to wyłącznie przez pryzmat własnej bliskiej relacji z Triadą.
I bez obaw, spopielenie całościowe również wchodziło w grę.
- Będzie... - wobec ogólnego wieku Marcusa jako wampira, Azjata chwilowo milczał. Na pewno nie wyczuł go swoim nosem, gdyż nigdy nie słyszał o takiej zdolności nawet wśród wilkołaków. Rozpoznanie rasowe oczywiście było możliwe, niekiedy trudniejsze, szczególnie wobec aktorów, których rozpoznanie uchodziło za niezwykle upierdliwe. Pewnie z tego samego powodu Azjata, zamiast cuchnąć rzeczoną pijawką, pachniał jak normalny człowiek skąpany w waniliowym płaszczyku.
Co zaś tyczyło się doświadczenia: obecność asystentów w razie “w”, samego Juna lub innej jednostki trzeciej na potrzeby zachowania zasad bezpieczeństwa szybciutko znalazła się na liście warunków - jak zawsze do wglądu i potencjalnej korekty przez Marcusa.

@Marcus Vanin

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Kiedy usłyszał głos mężczyzny, naturalną rzeczą było, że oczy Marcusa przeskoczyły na niego z powrotem. Huangshan, chiński artysta. Te dwie obok siebie frazy pozwoliły wysunąć wniosek, iż miejsce, o którym zaczął opowiadać Jun, znajdywało się na terenach Chin. Choć przecież nie zawsze autorzy krajobrazów musieli pochodzić z miejsca, które malowali.
- To pańskie rodzinne strony? - Spytał z ciekawości, subtelnie chcąc nakierować rozmowę na korzenie hotelarza. Skoro wspomniał o nostalgii, zawsze istniała szansa, że strzelał dobrze. Zaraz uśmiechnął się nikle. Uniesione dolne powieki wskazywały na szczerość tejże emocji, a to rzadkość. - Proszę wybaczyć, jakoś nigdy nie myślałem o tym, żeby udać się w te rejony. - Odpowiedział dyplomatycznie. Azja nigdy nie przyszła mu na myśl jako opcja zwiedzenia lub zamieszkania. Tego pierwszego nawet nigdy nie rozważał w związku z jakimkolwiek państwem. Był przeważnie zbyt zajęty realizacją swoich ambicji. I, ogólnie, zbyt zajęty. Jeśli kiedykolwiek pojawi się w jego głowie myśl, żeby zacząć podróżować w celach czysto turystycznych... Nie. Tak się nie stanie. W każdym razie, nie zamierzał karmić hotelarza lekceważącymi słowami w stylu "może kiedyś". Byłoby to oczywiste kłamstwo. Choć niewykluczone, że kiedy wróci do domu, wyszuka z pewnością co nieco na temat wspomnianej legendy. Może i by nawet spytał się o to otwarcie swojego rozmówcę, ale przecież znajdowali się tutaj w celach biznesowych.
Marcus nie miał nic przeciwko, żeby Jun zajął miejsce bliżej. Najpierw zawiesił wzrok na laptopie, a następnie spojrzał na hotelarza. I tutaj Białorusin westchnął cicho, choć jego twarz nie wyrażała żadnych żywych emocji.
- Rozumiem, do czego pan zmierza. I absolutnie zgadzam się z takim określeniem eutanazji, ale nie mnie jest decydować o tym, kto będzie żyć, a kto umrze. Poza tym... Skoro zabić, dlaczego nie wyrównać szans? - Spytał i zatrzymał się, zerkając gdzieś w bok, najwyraźniej chcąc zebrać myśli. Brzmiał tak, jakby jego poglądy zakrawały o motywy religijne, jednak nic bardziej mylnego. Natomiast w kwestii szans, absolutnie poniżej pasa zdawało się skazać istotę na śmierć, wobec której nie byłby w stanie się bronić. Odebrać życie, kiedy był absolutnie nieświadomy. - Jeśli chce pan wziąć na siebie to brzemię odebrania życia, nie będę pana powstrzymywać. - Dodał, dając wyraźnie znać, że kwestia pozbawiania życia było jego piętą achillesową. Nie miał aż tak doszczętnie zniszczonego kręgosłupa moralnego. Dodatkowo, znał uczucie, kiedy zaglądało się w oczy śmierci. W momencie, gdy sam miałby kogoś skazać, widziałby w tej osobie siebie z wtedy.
Tutaj ponownie spojrzał w dokument. Na słowa Juna skinął głową. Nie cieszył się przedwcześnie. Oczywiście możliwość dodatkowego zarobku była kusząca, ale takie rzeczy wymagały zaplanowania. Solidnego. A przede wszystkim wymagały znalezienia biorcy.
- Świetnie. - Podsumował bezbarwnym tonem, jak na niego przystało. - Ma pan kogoś na celu, czy będzie to całkowicie przypadkowy egzemplarz? - Dopytał zaraz, kiedy jego mózg wkroczył na inną częstotliwość myślenia. To znaczy, planowania w związku z przyszłym martwym ciałem nadnaturalnego. Jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się handlować organami czy innymi częściami należącymi do nieludzi. Kwestią drugorzędną była też płeć przyszłego delikwenta i czy będzie mógł do tej akcji wykorzystać swojego ulubionego kierowcę-debila.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- W takim razie co powiedziałby Pan na coś takiego? Z zachowaniem wszelkiej anonimowości pańskiej tożsamości... - czyli ukryciem twarzy oraz ustaleniem sposobu adresacji na rzecz zatarcia autentycznych personaliów. - Pozwoliłbym sobie na sugestię o chwilowe wstrzymanie się od podjęcia ostatecznej decyzji do czasu zakończenia przesłuchania, oczywiście zgodnie z treścią klauzuli o pańskim warunków wobec wiadomego tematu oraz w trosce o pański komfort psychiczny, z niewykluczeniem opcji równych szans na poczet godnego odejścia. - wraz ze zdjęciem nieprzychylnej odpowiedzialności za życie ofiary z barków lekarza.
Tym oto akcentem Jun uśmiechnął się serdecznie do Marcusa, bo o ile sam nie miał większych problemów z mordem, tym mocniej potęgowanym niechęcią, o tyle rozumiał, tudzież starał się zrozumieć odmienny stosunek do sprawy u innych osób.
Vanin swoim “postępowaniem” wcale nie umniejszył wartości, przeciwnie, wzbudził fascynację i to na tyle dużą, aby w egzotycznej głowie na serio zrodziła się pewna myśl na temat jego osoby. Azjata mógł jedynie podejrzewać, że tak duża “moralność”, choćby i w całości zrobiona z plasteliny schowanej do pudełeczka stoicyzmu wynikała z młodego wieku. To, czy faktycznie trafił w sedno, stanowiło kwestię wyłącznie dyskusyjną. Pewnikiem było odnotowanie w dokumencie każdej zmiany, każdego paragrafu tudzież kruczka do schematu powstającej umowy.
- Pozostają nam kwestie lokacji oraz wynagrodzenia. Wobec pierwszego punktu sugeruję wspólne ustalenie placówki, w której wszystko miałoby się odbyć. Wykupienie sali może być pomocne dla wzmocnienia murów anonimowości. Wobec sprawy pieniężnej liczę na obfite negocjacje. - w imię dobrego biznesu oraz na poczet małego testu sprawdzającego zachłanność Pana Lekarza, jeśli nie dla zarzucenia haczyka na rybkę, to z powodów własnych ku urozmaiceniu ciekawej rozmowy z równie ciekawą osóbką.
Gdy zapadła cisza i opadła klapa laptopa, Jun ponownie się uśmiechnął, lecz tym razem w znacznie łagodniejszym tonie skropionym nutą żalu.
- Przypadki często prowadzą do zmarnowania cennych zasobów. - życia, krwi, wszystkiego, nawet drogich organów wewnętrznych, których sprzedaż wcale nie musiała mieć miejsca i mogła, ale nie musiała stanowić podpuchy.
- Moi ludzie będą celować w jednostkę na tyle usytuowaną w zepsutym gruncie, aby posiadała dostateczną wiedzą do utworzenia fundamentu pod podstawy motywacyjne Ordo i na tyle zindoktrynowaną, aby mieć pewność, że niezależnie od decyzji, w momencie ostatecznego rozliczenia zdoła poznać smak spokoju, wolna od toksyn swoich wyższych Panów. To trudny wybór, nie oczekuję w nim zrozumienia, lecz niekiedy brutalnością czynów możemy wspomóc innych. - puzzle powolutku układały się w całość, a figury wolno kończyły grę na szachownicy.
Sporo rzeczy przy rozmowie, gestów i słów było dziełem testu, dzięki któremu długowieczny mógł wykreować w głowie podstawowy szkic persony Vanina. I niewątpliwie był on pod pewnym względami na tyle piękny, aby uchylić rąbka tajemnicy i pokazać, że nawet Diabeł posiadał serce.
A to czy bijące...
To już inna historia.
- Zapytał mnie Pan... - zaczął Jun, odkładając komputerek na bok. - O rodzinne strony. Odpowiadając na nie: tak, urodziłem się w Chinach, dokładnie w roku 922, a w Paryżu na “stałe” przebywam od... 1945, mniej więcej. Pan zdaje się, również stąd nie pochodzi, prawda? Czysta ciekawość krzyczy, aby spytać: co więc Pana skusiło do przybycia w samo serce chaosu? - osadzenia się i potencjalnego przyjęcia kolejnej porycjki poczęstunku.
Jeszcze winka Panie Vanin? Jun akurat przeniósł się w obręb barku, aby sięgnąć po coś do picia. Może tym razem whisky dla zmieszania zawartości bulgoczącego kociołka?

@Marcus Vanin

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
O ile na propozycję zakrycia twarzy przystanął bez żadnego problemu, tak w kwestii sugestii Juna mimika Vanina nie wykazywała żadnej aprobaty. Odwrócił na chwilę wzrok.
- Czy... Okoliczności przesłuchania miałyby zmienić moje zdanie w tej kwestii? - Spytał, ponownie bardzo niebezpośrednio chcąc dowiedzieć się, czy przypadkiem nie będzie mu dane dowiedzieć się czegoś, co mogłoby zmienić jego decyzję. Oczywiście, wątpił, że istniało cokolwiek, co rzeczywiście by tak na niego wpłynęło. Za wyjątkiem tej sytuacji, w której znalazłby się pod bramą i byłaby to kwestia być albo nie być. - W razie czego, będę w stanie poinstruować osobę asystującą i wyjdę jeszcze zanim osobnik umrze. Koniec końców, i tak jego śmierć jest już przez pana zaplanowana. - Dodał zaraz, oferując swoją pomoc przy uśmiercaniu członka Novus Ordo. Byleby nie była to śmierć z jego własnej ręki. Z kolei rozkaz zostanie wydany ze strony Juna. Marcus metaforycznie zasłoni swoje oczy i uda, że wcale nie miał z tym zajściem nic wspólnego. Jego moralność rzeczywiście była zbudowana z plasteliny.
Obfite negocjacje. Vanin uśmiechnął się nikle.
- Co do placówki, nie posiadam na ten moment żadnego miejsca na całkowitą wyłączność. - Oznajmił, celowo omijając jeszcze kwestie pieniężne. Patrząc na to, że lwią część jego kontaktów stanowili ludzie, wolał nie korzystać z cegielni, która należała też do Dimitriego. Z kolei odpadał klub Xaviera, który, od czasów wypłynięcia nagrania w media, był zdecydowanie nieodpowiednim miejscem na urzeczywistnienie planu Juna. - Niemniej, to tylko kwestia czasu, nim znajdę coś odpowiedniego do zaaranżowania wszystkiego, co potrzebne na taką okoliczność. Prześlę panu propozycję, jeśli będę mieć coś na oku. Co do wynagrodzenia, proponuję dwadzieścia tysięcy. - Zaproponował, spoglądając uważnie w błękitne oczy Azjaty. Czym było dwadzieścia tysięcy wobec tego, ile był w stanie zarobić na sprzedaży narządów? Niezbyt wiele, jednak samo uczestnictwo pod pewnością anonimowości i sama specyfika zajścia sprawiały, że Vanin niewiele ryzykował, wchodząc w tę współpracę z hotelarzem. To była właśnie ta główna różnica między udziałem w tym przedsięwzięciu, a działaniem na czarnym rynku - na tym drugim ryzykował zawsze i to sporo. Plus, będzie mieć na wyłączność części ciała pojmanego członka wrogiej organizacji, na czym będzie mógł dorobić znacznie więcej.
Tutaj skinął głową na krótkie stwierdzenie o przypadkach.
- Nie mnie oceniać pańskie motywy, chociaż... Gdyby mnie zapytać o zdanie, bez wahania uznałbym ich słuszność. - Odpowiedział całkiem szczerze. To, czy ktoś umrze, było mu obojętne. To, co stanie się z egzemplarzem też. Byle tylko nie spoczywała na nim bezpośrednia odpowiedzialność. Bo w istocie rozumiał Juna absolutnie. I tutaj ponownie nasuwały mu się słowa Ludwika o tym, że tylko wielcy ludzie byli w stanie czynić potworności. Ten bezwzględny autorytet dalej chodził za Marcusem. Tak, ten sam bezwzględny autorytet, który ostatecznie go postrzelił i zostawił na śmierć w lesie.
Rozmowa, ta o sprawach właściwych, zdawała się dobiegać końca. Chwila ciszy, podczas której Marcus odniósł dziwne wrażenie zawodu. Może to tylko wrażenie. Jednak głos Azjaty szybko wymusił na nim zerknięcie w jego stronę. Uniósł lekko brew, słysząc, że rozmówca postanowił odnieść się do wcześniej zadanego mu pytania. Vanin już zdążył pomyśleć, że hotelarz nie był skłonny dzielić się informacjami o sobie, skoro zamilkł na ten temat.
I tu Marcus zwyczajnie osłupiał. Zdębiał. Wszystko, co mogłoby idealnie określić stan, w jakim się teraz znalazł, kiedy usłyszał rok urodzenia Juna. 922. Resztki przyzwoitości nakazywały Białorusinowi przywrócić względną obojętność na twarzy i niewpatrywania się w osobę hotelarza jak na coś nieziemskiego, choć to było to ogromne wyzwanie.
- Rzeczywiście nie jestem stąd... - Zaczął wyjątkowo przyciszonym głosem, jakby zaschło mu coś w gardle. O ile wiedział o istnieniu wampirów - w końcu stał się jednym z nich - i zdawał sobie sprawę z ich długiego życia, tak nie spodziewał się, żeby na świecie wciąż żyły takie, których wiek sięgał powyżej tysiąca. - ...To raczej kwestia tego, że musiałem zacząć nowe życie gdzie indziej. Europa w oczach Białoruskich mieszkańców zawsze stała jako "lepsze życie", chociaż przed przemianą nigdy nie planowałem opuszczenia rodzinnych stron. Paryż wydał się być na razie najlepszą opcją. - Wyjaśnił, a może wyśpiewał i to dość wylewnie. Być może zaskoczenie wiekiem Juna tak na niego zadziałało i absolutnie wybiło go z rytmu. Pozbawiło też masek, które tak sukcesywnie nosił.
Obserwował, jak hotelarz oddalił się w stronę barku. Diabeł kusił o kolejną porcję alkoholu. Krótkie skinięcie głową było odpowiedzią na jego propozycję. Może być tym razem whisky.
- Tysiąc sto dwa lata... To niewyobrażalnie spory kawałek czasu. Nigdy nie poznałem tak długo żyjącej istoty. To imponujące. - Rzekł, próbując tym samym zebrać myśli. Oczywiście, w jego głowie rodziło się teraz sporo pytań, ale przez krótką znajomość Juna powstrzymywał się z ich zadawaniem. - Mógłbym... A raczej chciałbym spytać pana, co pana sprowadziło do Paryża, ale... Domyślam się, że przez ten czas niejedno pan miejsce zwiedził, prawda?

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Słusznie nie był uradowany człowiek w skórze potwora ani potwór w przebraniu człowieka. Przebudzone wewnątrz ludzkie emocji brały niekiedy górę, lecz i wtem rozum dochodził do głosu. Jakkolwiek brzmiały słowa i jakkolwiek odbierała je osoba trzecia, miała ku temu pełne prawo, jako i on swoim błądzącym wzrokiem pełnym żalu wobec nieszczęśnika.
“Nie”. - padło zaś jedynie krótkie słowo gdzieś tam w eterze, gdy gość zapytał, a gospodarz mu odpowiedział na głos. Nie w pierwszym i pewnie nie w ostatnim zdaniu nie śmiał mu niczego dyktować, ni tym bardziej na siłę zmieniać poglądów. Choć nigdy tego nikomu nie życzył, podskórnie czuł, że wraz z kolejnymi latami do głosu dojdzie czas, a wtedy to on rozda karty warunków, wobec których negocjacja nie zawsze miała rację bytu.
Niestety...
- Jak najbardziej, ufam pańskiej ocenie. Cena jest jak najbardziej akceptowalna. Wszelkie koszty związane z zakupem, wynajmem oraz zaopatrzeniem biorę na siebie. W razie możliwości prosiłbym jedynie o ograniczenie wtajemniczenia w cały proceder osób trzecich, mówię przed wszystkich o potencjalnych ludziach niezaznajomionych z tajemnicą naszego istnienia. - głównie z uwagi na ich bezpieczeństwo, bo tak oto to samo serce zabiło wyraźnie mocniej, gdy do ust podarowaniu kryształowej szklanicy wypełnionej szlachetnym whisky (i przypadkowym podzieleniu się ciepłem dłoni), ten sam napój rozlał się po wnętrzu ust wampira.
- Dla jednych być może. Z drugiej strony to dość spory kawałek czasu na to, aby mieć za uszami wiele mniejszych lub większych grzeszków. Między innymi dlatego, choć rozmawiamy tutaj o sprawach okrutnych, zależy mi, aby czuł się Pan ze wszystkim komfortowo. Nie wiem, czy poleciłbym komuś tak długi żywot, ale jeśli ktoś potrafi ubarwić swoje życie, to może... - błysnęła w świetle pomieszczenia blizna biegnąca po skosie twarzy pomiędzy ślepiami a za nią także ich błękit.
- Nie musi Pan kryć się ze zdziwieniem ani tym bardziej tłumić ciekawości w zadawaniu pytań. Luźna rozmowa to coś nowego wobec paryskiego chaosiku lub dawnej etykiety radnego, chociaż przydomek “chujka” był całkiem zabawny. - potem pomieszczenie przyjęło nuty dźwięcznego śmiechu, kiedy to mężczyzna opuścił oficjalną “gardę” i zamiast eleganckiego spoczynku na sofie, oparł się o ścianę, trzymając szklaneczkę w dłoni.
- Mam na koncie ziemie Chin, Japonii, Anglii, trochę Europy i kapkę wód mórz i oceanów za czasów zabawy w Piratów z Karaibów. Do dawnego i obecnego Paryża sprowadziła mnie znajoma, Elisabeth Riche. To ona też wciągnęła mnie w polityczne bagienko i poprosiła, aby ją wesprzeć. To z kolei wpłynęło na mój dłuższy pobyt i tak zostało. Nie, żeby mnie nie kusiła myśl powrotu do Chin. - przyznał szczerze. - Ale kto by wtedy zatruwał innym życie? Chyba się starzeję i zależy mi na pomocy przy eliminacji Ordo. Nie chciałbym patrzeć na powtórkę z przeszłości, gdy Inkwizycja przerzedzała szeregi nadnaturalnych. - dodał w pełni szczerze, nawiązując do ciemniejszej strony historii.
- Jak wyglądało Pańskie życie przed przemianą? - Marcus nie musiał oczywiście odpowiadać.
Jak to było móc chodzić za dnia? - za to mógł wyczuć podtekst myślowy, raczej niezbyt zaskakujący od kogoś, kto po oględzinach nie posiadał śladu ugryzienia, a więc był wampirem urodzonym.

@Marcus Vanin

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Marcus Vanin

Marcus Vanin
Liczba postów : 284
Krótka odpowiedź. Poczuł wewnętrzną ulgę, chociaż miał jeszcze przed chwilą małą nadzieję na to, że Jun postanowi jednak podzielić się jakąś informacją. Chociażby szczątkową.
- W takim razie zapewniam, że w tej kwestii moja decyzja jest i będzie niezmienna. - Sprostował, odkładając szkło na stół, kończąc tym samym - jeszcze wtedy - wino. Nim został mu przekazany trunek tak przez Marcusa uwielbiany, skinął głową w odpowiedzi na słowa Juna. - W porządku. Z mojej strony zapewniam, że w proceder nie zostanie wtajemniczony nikt niepożądany. - Przytaknął Junowi. Jak na personę zwracającą na szczegóły przystało, ciepło dłoni mężczyzny nie umknęło jego uwadze. Młody wampir nie znał jeszcze wszystkich umiejętności, jakie mogli posiadać nadprzyrodzeni. Pewnie wiedziałby, gdyby słuchał Iwana uważniej. I gdyby nie chciał od niego uciekać jak najdalej, bo był paskudnym, nadgorliwym wrzodem w miejscu, gdzie plecy kończyły swoją szlachetną nazwę.
W każdym razie, przytknął do ust szkło, żeby zaraz zasmakować whisky. Gdyby ktoś spytał go ulubiony rodzaj sztuki, nie wskazałby na obrazy, a właśnie ten rodzaj alkoholu. Proces destylacji był czymś więcej, niż tylko rzemieślnictwem. W całość wchodził dobór odpowiedniej beczki, proces utleniania i... Cierpliwość. A właściwie, dużo cierpliwości. Rodzaj drewna i czas wpływał na smak. W zależności od tych czynników, whisky nabierało nie tyle co smaku, ale również charakteru. Podana przez Juna whisky była subtelna, a więc musiała mieć już sporo lat. Słodka, z nutą wanilii, jak na tak wysokoprocentowy trunek, zatem beczka musiała zostać wykonana z białego dębu amerykańskiego, najpewniej wypalanego - sądząc po dość intensywnej, jak na whisky, obecności wanilii.
Nie zdążył jeszcze wyrazić swojego podziwu w doborze tak pysznego alkoholu, kiedy Jun postanowił mu odpowiedzieć. Wciąż zresztą był wstrząśnięty informacją o wieku swojego rozmówcy. Skupienie Vanina uciekło, obserwując hotelarza w zdezorientowanym spojrzeniem. Mężczyzna był magnetyczny, fascynujący w pewnym sensie, ale tracił przy nim rozeznanie. Białorusin lubił mieć przede wszystkim pod kontrolą swoje własne emocje.
- Nie trzeba mieć długich lat za sobą, żeby mieć grzeszki na sumieniu. - Oznajmił z lekkością w głosie, wciąż wykradającym się spod kontroli zdumieniem z jego oczu. Wiedział, co mówił, w końcu miał ich na sumieniu wiele. Co do kwestii długości życia... Nie wiedział, czy chciałby aż tak długo żyć. Niemniej, byłoby to pomocne w jego specyficznym hobby. Jednak nigdy nie śmiał nawet myśleć o tak dużej liczbie. Tysiąc lat? Ciężko stwierdzić...
Potem obdarzył go kolejnym zdziwionym spojrzeniem, kiedy ten zaczął tak wylewnie opowiadać o swoich dawnych pseudonimach. Marcus jeszcze opierał się przed taką otwartością, nawet na wspomnianego w żartach "chujka". Nie to, że utracenie tej gardy było czymś negatywnie odebranym przez Marcusa, bynajmniej. Po prostu rozmowa zeszła na prywatne tory, a tu Białorusin zwyczajnie kulał, co już mu zdążył wyperswadować wielokrotnie Andre. Według Francuza Marcus był robotem udającym człowieka. Albo kosmitą.
- Tak, luźna rozmowa to też dla mnie coś nowego. - Przyznał skonsternowany, choć nie pierwszy raz przyszło mu rozmawiać na tematy nie związane z biznesem. Kierowca-debil już i tak wystarczająco często raczył go swoimi gadkami o wszystkim i o niczym, próbując tym samym wyciągnąć cokolwiek z zawiązanego w supeł języka Marcusa. Jednak wciąż to było dla niego coś nowego.
- Dawna zabawa w Piratów z Karaibów? - Spytał, absolutnie nie mając pojęcia, co miał na myśli rozmówca. Znaczy, to że nawiązywał do filmu, było raczej jasne, ale nic poza tym. - Czyli był pan w Europie już wtedy, kiedy była pogrążona drugą wojną światową? - Kolejne pytanie. Tych dzisiaj będzie sporo, to pewne. Następnie jego usta nieznacznie skrzywiły się w grymas, kiedy pierwsze zszokowanie informacją o wieku rozmówcy minęła, a została nadmieniona Inkwizycja. - Jak najbardziej pana rozumiem. Ostatnie dni są dla nas co najmniej niepokojące... - Przytaknął Junowi, upijając znowu łyk whisky i odbiegając na chwilę spojrzeniem w bok. Zaraz wrócił wzrokiem na rozmówcę, kiedy padło pytanie.
Pytanie zbudziło w Białorusinie echo dawnego życia, o którym tak bardzo chciał zapomnieć. Zobojętniał, choć dłuższe milczenie mogło dać do zrozumienia mężczyźnie, że coś było na rzeczy. Dawny Marcus to coś, o czym chciał zapomnieć, choć przewrotnie wciąż w głowie miał żywy obraz swojego autorytetu, od którego uciekł. Idee Ludwika dalej w nim były żywe i silne. Wręcz niewyzbywalne. I nawet mu na myśl nie przyszło, że Azjata chciał spytać się o życie jako człowiek w ogólnym znaczeniu. Jednak pewnych rzeczy nie dało się przewidzieć, dopóki nie przeszło się w cudzych butach. Nawet jeśli dotarło do jego uszu, iż hotelarz był "czystej krwi", nie miał nigdy refleksji na temat tego, że przecież urodzone wampiry nigdy nie mogły zaznać życia zwykłego, szarego człowieka.
- Zależy, o co dokładniej pan pyta. Jakie życie wiodłem? Jakie miałem marzenia? Czy miałem znajomych? Albo jak wyglądała moja codzienność? - Spytał bez krzty emocji w głosie, co nie było niczym wyjątkowym w przypadku Marcusa. Po prostu, obojętność.

_________________
Biznesmen
10 razy nawiąż w wątkach do zawodu postaci.
Niedoskonały
Odnieś się/odegraj 5 razy wpływ swoich mutacji negatywnych postaciami na forum.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Ciekawski
Poznaj 3 wampiry lub 3 wilkołaki na fabule.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Jak to było móc chodzić za dnia? Jakie towarzyszyły Panu wtedy uczucia? Jak i czy mógłby Pan je opisać? - ciekawość wzięła górę, lecz za nią prędziutko przyszło sprostowanie, aby tym prędzej zmyć gwałtowną i zrozumiałą zmianę nastawienia. Kto lubił patrzeć, a Jun czynił to nagminnie, ucząc się od Sandera, miał prawo wpierw zauważyć, a potem wykoncypować powód metaforycznego odsunięcia się Marcusa w głąb cienia. Ogół pytania nie bez przyczyny zbił z tropu, ale wbrew temu co sugerował umysł, źródło niekiedy zwane intencją wcale nie kroczyło wokół chęci naruszenia prywatnego podwórka - na pewno nie bardziej niż pozwalała na to okoliczność i sam gość.
Bo to, że poniekąd się otworzył, było więcej niż widoczne.
- Proszę mi wybaczyć pytania, jeśli jakkolwiek Pana uradziły. Nie będę ukrywał, iż ludzkie życie od zawsze mnie interesowało, jednakże pomimo sposobności kroczenia wśród śmiertelników, dzielenia z nimi radości, smutków i niejako życia z nimi, nigdy nie potrafiłem w pełni pojąć ich pewnych poglądów. Morskie przygody pod piracką banderą w złotych czasach aktywności niezłomnych korsarzy siejących strach na wodach również nie pomogło doszukać się odpowiedzi, bynajmniej nie w pełnym obrazie. Niemniej, gdyby ktoś pytał: zagłębienie się w kulturę piracką to nietuzinkowe doświadczenie. - Jun zaraz wyjaśnił powód swojego popuszczenia wodzów fantazji pod pudełkiem słów i pytań, a także dopieścił o informacje na temat oceanicznych wypraw, którymi w istocie nawiązywał do słynnego filmu o piratach.
- Zgadza się. - przytaknięcie nie padło od razu. Wpierw usta ponownie zwilżył napój, a gdy jego zawartość spadła do połowy, kryształ szklanki stuknął o drewniany blat w dowodzie odstawienia przez rękę wampira.
- Raz czy dwa, do kilku większych razy zdarzyło się nam z bratem wspomóc nadnaturalnych w przetrwaniu wojennej pożogi. Kilka bitewek też się napatoczyło, mniej, bardziej pamiętliwych. Finalnie nie wspominam tych lat jakoś przyjemnie. A Pan? Pewnie również coś słyszał, pamiętał, przeżył... - Azjata zaczął cichutko i wolno “tuptać” po gabinecie. Bezcelowość stworzyła częściowy pozór, bowiem o ile miał on swój początek, chęć rozejścia goryczy nieprzyjemnych wspomnień z II wojny, tak drogą końcową okazał się włącznik na ścianie. Po jego kliknięciu wnętrze pomieszczenia skąpały muzyczne nuty.
- Preferuje Pan jakiś konkretny typ muzyki? - niespodzianka kolego – Jun uruchomił maszynę grającą.

@Marcus Vanin

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach