Liczba postów : 41
Wstał lewą nogą.
Nie, żeby zwykle wstawał prawą. Raczej częściej miał zły humor niż dobry, ale ostatniego dnia było wybitnie tragicznie. Nie dlatego, że kołdra była zbyt niemiła w dotyku, nawet nie dlatego, że poduszka była zbyt twarda. Dlatego, że był w nowym miejscu, a przebywanie w hotelach nigdy nie było jego ulubionym zajęciem. Zawsze mógł wrócić do starego mieszkania, ale chyba jednak trochę… Tchórzył. Nie chciał tego jednak przyznać.
Zamierzał zjechać na dół, zorientować się do końca co jest gdzie w tym hotelu, może przy okazji zapytać w recepcji o wszystkie nurtujące go kwestie. Wybrał pierwszą lepszą windę i wszedł do niej ze słuchawkami w uszach, otulony cieplutkim oraz, przede wszystkim, miłym w dotyku szarym swetrem. Słuchawki miały być dla potencjalnych towarzyszy tej krótkiej podróży z samej góry na sam dół jasnym znakiem, że nie zamierzał z nikim rozmawiać. Musiał sobie wyrobić opinię niedostępnego. Cichego. Może troszkę tajemniczego…
Planowo miał przylecieć do Paryża, posiedzieć tu trochę, może kilka lat, a może kilka miesięcy, jeszcze nie wiedział. Chciał napisać kolejną książkę, a w Paryżu zawsze miewał najlepsze pomysły. Teraz to miał ochotę napisać tylko jakiś krwawy thriller psychologiczny z motywami fantasy. Taki o zabójcy łowców wampirów, bo aż go nosiło, wiedząc, że każde polowanie było dla niego potencjalnie ostatnim. Zawsze mógł wrócić do Londynu. O, albo w końcu wybrać się do Indii. Nie był tam od stu dziewięciu lat! No ale musiał to jeszcze przemyśleć.
Gdy winda zatrzymała się na odpowiednim pietrze, poprawił słuchawki w uszach i do niej wszedł, nie zwracając uwagi na to, czy jeszcze ktoś spieszył do niej tuż za nim, czy też nie. Nacisnął przycisk z poziomem 0 i czekał, aż drzwi się zamkną, ledwie zauważalnie tupiąc nogą w rytm Solitude.
Nie, żeby zwykle wstawał prawą. Raczej częściej miał zły humor niż dobry, ale ostatniego dnia było wybitnie tragicznie. Nie dlatego, że kołdra była zbyt niemiła w dotyku, nawet nie dlatego, że poduszka była zbyt twarda. Dlatego, że był w nowym miejscu, a przebywanie w hotelach nigdy nie było jego ulubionym zajęciem. Zawsze mógł wrócić do starego mieszkania, ale chyba jednak trochę… Tchórzył. Nie chciał tego jednak przyznać.
Zamierzał zjechać na dół, zorientować się do końca co jest gdzie w tym hotelu, może przy okazji zapytać w recepcji o wszystkie nurtujące go kwestie. Wybrał pierwszą lepszą windę i wszedł do niej ze słuchawkami w uszach, otulony cieplutkim oraz, przede wszystkim, miłym w dotyku szarym swetrem. Słuchawki miały być dla potencjalnych towarzyszy tej krótkiej podróży z samej góry na sam dół jasnym znakiem, że nie zamierzał z nikim rozmawiać. Musiał sobie wyrobić opinię niedostępnego. Cichego. Może troszkę tajemniczego…
Planowo miał przylecieć do Paryża, posiedzieć tu trochę, może kilka lat, a może kilka miesięcy, jeszcze nie wiedział. Chciał napisać kolejną książkę, a w Paryżu zawsze miewał najlepsze pomysły. Teraz to miał ochotę napisać tylko jakiś krwawy thriller psychologiczny z motywami fantasy. Taki o zabójcy łowców wampirów, bo aż go nosiło, wiedząc, że każde polowanie było dla niego potencjalnie ostatnim. Zawsze mógł wrócić do Londynu. O, albo w końcu wybrać się do Indii. Nie był tam od stu dziewięciu lat! No ale musiał to jeszcze przemyśleć.
Gdy winda zatrzymała się na odpowiednim pietrze, poprawił słuchawki w uszach i do niej wszedł, nie zwracając uwagi na to, czy jeszcze ktoś spieszył do niej tuż za nim, czy też nie. Nacisnął przycisk z poziomem 0 i czekał, aż drzwi się zamkną, ledwie zauważalnie tupiąc nogą w rytm Solitude.