Sahak Darbinyan spojrzał na godzinę na zegarku na nadgarstku. Nadal się do niego nie przyzwyczaił, elektronicznego cyferblatu, który musiał dotknąć palcem, aby pojawiła się godzina. Wyglądał stylowo, stal chirurgiczna ze złotymi elementami, a jednak nadal nie był to jego stalowy zegarek, na łańcuszku, nakręcany sprężynką, do którego przywykł przez ponad stulecie. Przesunął nasadą małego palca po elektronicznym wyświetlaczu, spojrzał na godzinę i zamknął tomik z poezją Marceline Desbordes-Valmore Les roses de Saâdi. Odłożył go równo na jasnym stoliku kawowym i podniósł się z miejsca, przechodząc z jasnego salonu domu Scaletti przez podwójne, szklane drzwi, opuszczając beże i pastele, do magnoli i przyjemnego waniliowego zapachu w korytarzu, który witał gości, na rzecz swojego gabinetu, który stanowił ogromny kontrast do lekkiego, niemal eterycznie ulotnego stylu całej posiadłości.
W gabinecie wampira nie było okien, a cała boazeria została pomalowana na ciemny grafit. Cała prawa strona pomieszczenia została zajęta przez biblioteczkę, zarówno z tomami książek, jak i nieco mniej klimatycznymi segregatorami. Biblioteczka składała się z prostokątnych komór, zbudowana z desek pomalowanych lakierem na ten sam odcień, co ściany. Biurko na środku pomieszczenia oraz trzy pasujące niskie fotele wykonano w stylu Bliskiego Wschodu, jedno dla Sahaka, dwa po przeciwnej stronie. Na biurku panował pedantyczny porządek, nie było właściwie żadnych dokumentów, jedynie zamknięty laptop, pudełeczko z wiecznym piórem oraz dwie papeterie.
Naprzeciwko wejścia, tuż za Sahakiem, jako punkt fokalny, oświetlony dokładnie, wisiał obraz Roberta Ferri, oryginał, Il Rito z 2016 roku.
Wampir usiadł na swoim miejscu i czekał, aż familiant, starszy mężczyzna w klasycznej liberii, oczekujący w foyer, odbierze okrycie i przyprowadzi zapowiedzianego gościa.
_________________