In the looms of our bones we are constantly weaving together memories & blood. Soon we will look like warm, bright tapestries. We wait for God to unravel us so our mistakes can be remade into other people’s perfections. We walk the streets half-finished & yet alive. The constant message of lungs: keep going.
SAHAK & MARIE | THEME
Z samochodu zaparkowanego na płatnym parkingu wyszedł elegancko ubrany mężczyzna w średnim wieku, gładko ogolony, lecz ze srebrną siwizną na skroniach. Cały w kirze, mógłby uchodzić za kapłana w cywilnym ubraniu przez czarny golf i marynarkę, dopiero narzucony na ramiona płaszcz w szarą jodełkę, bez przekładania kończyn w rękawy, dodał mu tego paryskiego wrażenia, że każdy przechodzień, który nie jest turystą, wyszedł prosto z wybiegu Paris Fashion Week.
Po krótkiej rozmowie telefonicznej z Marigold i umówieniu na rozmowę Sahak przeszedł się na Square du Vert-Galant, nieco już opustoszały w godzinie kolacji i spotkań w restauracjach, nie w parku. Usiadł na ławce najbliższej wejściu do sztucznego półwyspu na Sekwanie i otworzył książkę, którą wziął ze sobą.
Latarnia uliczna nie doświetlała dość przestrzeni dla wygodnego czytania jako człowiek, ale on nie miał z tym problemu, nawet jeśli często nosił okulary dla samej estetyki. Otworzył książkę na tymczasowej zakładce, bilecie na metro zużytym dwa tygodnie wcześniej.
W dłoniach, pasujących bardziej do brutala, niż wierszoklety, trzymał tomik tureckiego poety i działacza politycznego, Nâzıma Hikmeta. Tytuł na otartej stronie, po turecku, znaczył tyle, co Zmarła Dziewczyna.
do drzwi zamkniętych, otwartych.
Zobaczyć mnie nie możecie,
nie można zobaczyć umarłych.
[...]
Ogień wypalił mi oczy
- włosy zajęły się pierwsze.
Stałam się garstką popiołu.
Popiół uleciał w powietrze.
Sahak przepływał wzrokiem po treści, lecz te dwie strofy zapadły mu w duszę najbardziej. Nie lubił turków, kwestia prywatna, jednak potrafił odciąć pewne aspekty swojego pochodzenia, aby docenić dzieła mężczyzny, zwanego najwspanialszym współczesnym poetą Turcji. Przesunął palcami po literach, czerniących się jak wyrzuty sumienia na kremowym papierze. Złota obrączka, różaniec, łapała światło i błyszczała jako jedyna w ciemnej istocie Darbinyana.
_________________