Była gotowa uspokajać brata, ewentualnie nawet spróbować go powstrzymać. I to w zasadzie nawet nie ze względu na Marcusa, co na samego Kjela. Brat był wściekły i rozumiała go. Dlatego mogła w każdej chwili zainterweniować, myśląc, że wszystko przecież da się ułożyć.
-
Kjel, a jak myślisz, dlaczego? – spojrzała na brata, unosząc wysoko brew na jego wyrzut. –
Co byś zrobił, gdybym Ci opowiedziała o obcym wilku, który przyszedł do starego? Zacząłbyś pytać watahę. A oni uderzyliby z tym do niego. Wydałoby się, że tam byłam. Jak myślisz, czym by się to dla mnie skończyło? Wątpię, żeby miał jakiekolwiek skrupuły, skoro to mnie miało nie być na świecie. – wykrzywiła wargi z niejaką pogardą. Nigdy nawet nie próbowała spełniać oczekiwań Leifa, bo to się mijało z celem. Musiałaby do tego po prostu nie istnieć, bo znając życie, jakby ją ktoś załatwił na śmierć, to znalazłby powód, żeby mieć pretensje i tak i tak.
Sekundę później odwróciła się do Marcusa, z szokiem i wściekłością wypisanymi na twarzy. –
CO ZROBIŁEŚ? – zatchnęło ją. W pierwszej chwili poczuła, jakby jej się ziemia usunęła spod stóp. Napięła wszystkie mięśnie z gniewu, ale… to nie był zwykły gniew, tylko ten podszyty strachem. Bała się, ale wcale nie Marcusa i absolutnie nie zamierzała się do tego strachu przyznać. –
Po jaką kurwa cholerę! Żeby sobie przypomniał, że istniejemy?! Żeby zaczął nas kurwa szukać?! Znowu wypominać, że to przez nas… przeze mnie odeszła matka?! Posrało Cię już dokumentnie?! Do czego Ci to było! Nie mówiłam Ci o nim po to, żebyś do niego kurwa jeździł! – emocje trzaskały, do tego wręcz stopnia, że jej oczy błyszczały wilczym złotem. Złapała za butelkę i praktycznie opróżniła ją do połowy, kręcąc się po pokoju ze zdenerwowania. Jakby miała nie dosyć własnych problemów, to jeszcze ten idiota ściągał im na łeb Leifa. Bo nie wątpiła, że stary oberwał, w końcu była świadoma, jakie miał wspomnienia, przynajmniej te wspólne z nią i Kjelem. A skoro oberwał, przyjdzie się odegrać na tych, którzy to spowodowali. Cudownie po prostu. Teraz pewnie była już silniejsza od ojca, ale… Czy dałaby radę mu wpierdolić za całe swoje spieprzone dzieciństwo? To już była inna sprawa. –
Kurwa pierdolona jego mać. – powiedziała w końcu z goryczą, ale już bez złości. Wkurwianie się na kogokolwiek nic tutaj nie da, już nie. A to, że właśnie nawrzeszczała na najprawdopodobniej najsilniejszego wilka na świecie? Jebać. Gorzej nie będzie. Znaczy będzie, bo ból zaczął się nasilać, a wolała nie mieszać. Opadła na fotel, kryjąc twarz w dłoniach. Niech myślą, że to ze złości, a nie z bólu.
Dopiero po dłuższej chwili zerknęła na brata. –
Pamiętasz? Kiedyś stwierdziliśmy, że skoro my jesteśmy normalni, to stary nie może być wyznacznikiem reszty klanu. Matki i tak nie znajdziemy, nie, żebym w ogóle chciała. Chcieliśmy poszukać przodków, ale nie było kogo pytać. – patrzyła cały czas na Kjela, na Marcusa ani razu. Na niego była wściekła. –
Mamy w końcu szansę. – rzuciła wprost, bo nie dało się ukryć, Gwen była ważna i zastąpiła im rodzinę. Ale potrzebowali własnej, tej związanej krwią. Chociaż nie była pewna, na ile się to u Kjela nie zmieniło. –
A Ty już nam w życie wszedłeś, dzięki kurwa wielkie. – warknęła na Marcusa, łypiąc na niego spode łba. Kiedyś to przetrawi, może. Teraz to chyba po prostu nie był najlepszy czas.
_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone