#5 Bitter honey (06.03.2023)

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Chiny. Nieszczęsny wypad do Chin, który więcej kłopotów sprawił niż korzyści przyniósł. Skumulowane problemy z Triadą w końcu go dosięgły. To było nieuniknione. Nie spodziewał się jednak, że tak się to potoczy. Nie dość, że omal nie zginął i zostawił Juna samego, to jeszcze po prostu dał klapę. Poczuł się za bezpiecznie myśląc, że w trakcie tak ważnego wydarzenia nikt się nie odważy. Musiał jeszcze się po tym wszystkim pozbierać do kupy. Był to okres wielu nieprzespanych nocy, wielu dni płaczu, i jeszcze więcej przeprosin. Jedno było pewne, Wei żałował tego wszystkiego, zwłaszcza po całej rozmowie z Zhihao, którą musiał odbyć przy Junie. Nie było to ani miłe ani przyjemne, bo nie miało być. Gorzki posmak w ustach ciężko było zmyć nawet najsłodszym miodem. Obaj żałowali, ale co się stało to już się nie odstanie.
Po tym wszystkim oboje potrzebowali czasu by ułożyć swoje myśli. Wei z racji poczucia winy, mało wychodził z pokoju. Po prostu nie czuł się na siłach. To wszystko mocno w niego uderzyło, wprawiając go w niemałą depresję, ale błędów przeszłości nie mógł naprawić.
Był to jeden z wielu dni, w których Wei po prostu zakopany w kołdrze na łóżku, nigdzie się nie ruszał. Jadł tylko jeśli już musiał, bo nie był po prostu wstanie więcej w siebie wmusić. Nie mówiąc już o normalnym jedzeniu, którego nie tykał. Nawet słodyczy, które tak ubóstwiał!
Nigdy wcześnie Wei nie dał klapy, więc i nigdy nie ponosił większej odpowiedzialności za swoje czyny. Niestety, albo stety, do tej pory wiódł bardzo ludzkie życie w blasku flashy i reflektorów, a to potrafiło nieco oślepić. Zwłaszcza gdy był rozpieszczany przez wytwórnię, agencje i sponsorów, a także Chińskie władze. Co prawda póki co miał i tak hiatus z powodu tego co się stało wtedy na scenie, ale nie mogli go całkowicie przekreślić. Feniks w sumie trochę na to liczył, że w końcu się uwolni, ale cóż. Musiał jeszcze trochę poczekać, albo zrobić jeszcze coś bardziej kontrowersyjnego, by ci odcięli go od całej tej niezdrowej sfery sławy.
Kolejna noc przeleżana na depresyjnym przeglądaniu internetu na telefonie, bo na więcej nie było go stać. Nie wiedział co ze sobą począć. Nie chciał być dla Juna ciężarem i nie chciał by ten był nim zawiedziony, a jednak to się stało. Było to dla niego ciężkie, bo wiedział, że Smok był zły, a nie wiedział jak go obłaskawić...

@Louis

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Bierzesz butelkę, otwierasz ją i pijesz i pijesz i pijesz, póki nie znika pragnienie lub nie kończy się słodki napój. Życie niestety takie nie było - nie zawsze niosło worek pełen łakoci. Jun coś o tym wiedział - stulecia wstecz dały mu stokroć po dupie, podobnie jak nie tak dawna przeszłość dzisiejszej teraźniejszości. Mógł się tego pozbyć - wyciąć i zapomnieć o bliźnie minionej walki o Jego życie. Na początku mocno się wahał, potem zaakceptował to, co podsunął mu los w karze za dawane winy. Kiedy jednak ręką powoli opuszczał ostrze, zawahał się - nie zrobił tego, nie zabił.
Przesłuchanie Zhihao ani nie było łatwe ani przyjemne. Z początku Azjata niechętnie odbijał piłeczkę słów więźnia, postrzegając je jako zwykle kłamstwa na poczet ochrony własnego tyłka. Kiedy jednak dialog zszedł na córkę - kiedy w końcu jeniec otworzył się na tyle, by pokazać skruchę, wysłuchał go, a potem skonfrontował z tym, który ku obawie widzącego wspomnienia, naprawdę dzielił brzemię winy.
Powiedzieć, że Louis był zły, stanowiło błąd - rozczarowany: już bliżej. Cała masakra, cały ten bałagan do sprzątnięcia - całe to cierpienie i strach w oczach niewinnych osób zrodzony w imię nieporozumienia... Nieporozumienia!
Cisza: to właśnie nią mężczyzna komentował całe zajście ostatnich tygodni i dni w Chinach - zarówno po przebudzeniu, w czasie opieki jak i po niej, gdy dziecko odzyskało poczytalność - zregenerowało ciało i zaczęło jeść. Nieważne ile goryczy tańczyło na języku i jak upierdliwe było zmęczenie - w następnej dawce ciszy i wypisz, wymaluj spokoju, Radny wywiązał się z obowiązku: wziął i zajął się skrzywdzonym wampirem na tyle, na ile mógł. Sumiennie obmywał jego ciało, podawał porcje krwi - przecierał też łzy i gładził włosy, gdy w umysł uderzały koszmary. Czemu więc temu wszystkiemu towarzyszyła ta dziwna pustka?
O tym, że zawiódł w roli ojca tamten jeden raz, wiedział bardzo dobrze - to, że sława, wygody i przywileje tak bardzo przyćmiły umysł, doprowadzając do zepsucia, stanowiło dla niego ogromne zaskoczenie. Sam był młody - głupi i łasy na chwałę, ale czy naprawdę musiało to przejść dalej? Czy naprawdę w swych młodzieńczych buntach, musieli do tego doprowadzić?
Samo słowo przepraszam niestety nie wystarczyło. Choć łagodziło złość, nie stanowiło odpowiedzi na to jedno fundamentalne pytanie: dlaczego. Tej nocy Jun raz jeszcze zasiadł do stołu, by po przyjęciu tradycyjnej pozy, sięgnąć po miecz, otrzeć go, a następnie spojrzeć w odbicie skryte po drugiej stronie stali. Tak zamyślony nie miał ochoty na żadne konfrontacje - nawet Weia zamiast odwiedzić osobiście, niejako "odsunął", posyłając do niego jednego ze swoich zaufanych ludzi. To właśnie spod dłoni tego człowieka rozległo się pukanie do drzwi pokoju personalnego więzienia chłopaka.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei doskonale wiedział, że życie nie jest przyjemne, niestety w tym całym splendorze zapomniał nieco, że każda akcja ma i reakcję. Nie spodziewał się jednak, że Zhihao by odpuścił gdyby wiedział, że jego stwórca to Radny i wcale nie umarł. No skąd o tym mógł Wei wiedzieć? Myślał, że chodziło o zemstę. Cały ten czas. A Zhihao po prostu chciał, by ten z powrotem dla niego pracował. Feniks oczywiście nie miał zamiaru wcale się na to godzić. Niedomówienia, nieścisłości, to wszystko nagromadziło się aż w końcu wybuchło. Jednak czy było to złe? Tak, ale i potrzebne. Mimo tego wszystkiego co go spotkało, Wei nie musiał się już więcej martwić o Triadę, to zostało za nim. Tego balastu mógł się już pozbyć i choć pozostał gorzki posmak, to czas leczył rany i w końcu ta gorycz przeminie.
Wei nie miał ochoty za bardzo wychodzić z pokoju. Oczywiście, że mógł, ale czy miał po co? Czuł wstyd i nie chciał się Junowi pokazywać na oczy. W końcu nie było to dla niego takie łatwe. Przeżywał wiele rozpaczy i smutków, ale jeszcze nie miał okazji poczuć rozczarowania Stwórcy i ukochanej osoby. Bolało. Przepraszał, ale słowa nic nie dawały. Nigdy nie był w takiej sytuacji i gubił się w tym co zrobić, by jakoś go obłaskawić.
Sporo dni wtedy minęło i było bardzo cicho. Dla Weia za cicho, ale ta cisza go przytłaczała. Był introwertykiem ale to miało swoje granice. Ludzia nie potrzebował dziś. Nie był głody, a Wei dalej żył i oddychał więc mógł sobie iść. Nie przepadał za niczyją inną obecnością. Oczywiście wypraszał dość grzecznie, ale nie chciał z nikim rozmawiać.
Dopiero później wyszedł z pokoju, otulony od stóp do głowy kołdrą i po prostu gdzieś usiadł w pobliżu Juna w milczeniu. Ot tak by chociaż posiedzieć w jednym pomieszczeniu. Tak był opatulony, że tylko oczy było mu widać. Niby nie zerkał na niego, a jednak zerkał od czasu do czasu. Nieco bał się przerwać tą ciszę.

@Louis

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Choć słowo przepraszam, niosło za sobą ogromną moc, czasami była ona niewystarczająca, aby jednym, czy nawet kilkukrotnym użyciem wymazać smutne barwy obrazów na palecie wraz z gorzkim posmakiem ostatnich wydarzeń. Ich echo musiało rozpłynąć się samo – rany zaleczyć się same i zawód również musiał przejść sam: wobec niego, Zhi i siebie samego – tego, który nie tylko dał się ponieść chwili - który zabił niewinnego człowieka, skazał dwóch sprawców na zagładę poprzez spopielenie, rzucił na pożarcie pobratymców, a potem oskórował wilkołaka, ale przede wszystkim, który w momencie zapomnienia niemalże podniósł rękę na dziecko: porwał i wykorzystał jako tarczę, przeto narażając na wieczną traumę. Gdyby tamtej nocy dziewczynka go nie posłuchała, zdjęła chustę i otworzyła oczy, mogłaby już nie chcieć ich ponownie zamykać.
Zemsta ciągnęłaby zemstę, a wszystko przez to, że obaj nie potrafili się kurwa porozumieć, że on dał się w to wciągnąć, że zawiódł w roli opiekuna...
Za oknem padał letni deszcz – w środku panowała przyjazna temperatura: niezbyt niska i nie za wysoka. Siedzący w bezruchu Jun dość szybko wyczuł obecność drugiej osoby w pokoju. Człowiek? Nie, tej opcji nawet nie rozważał, wszak przewidział scenariusz spławienia go przez połowicznego winowajcę. Zatem on? Jak najbardziej: wycieńczony, zapłakany, do tego w całości owinięty prowizorycznym kokonem z kołdry.
- Długo zamierzasz się tak chować? - tygodniowa cisza nie bez przyczyny potrafiła powalić choćby i najwytrwalszego introwertyka.
W swoim życiu Louis popełnił wiele błędów, lecz z każdego starał się wyciągać konsekwencje. Mniej lub bardziej poddawał się refleksji – czasem sam, a niekiedy z pomocą przyjaciół. Ostatnia rozmowa z Marcusem nie była ani łatwa, ani przyjemna, jednak konieczna, aby raz jeszcze wampir przemyślał swoje zachowanie: cofnął się wstecz, obejrzał przeżytą retrospekcję i wyciągnął odpowiednie wnioski. Trochę mu to zajęło, ale finalnie zdołał zrozumieć, gdzie popełnił błąd.
Tego samego poniekąd oczekiwał od Weia, który mimo swojej słownej skruchy chyba nie do końca rozumiał istoty sprawy i właśnie dlatego, mimo iż bardzo nie chciał, poniekąd karał go ciszą przed postawieniem przed ostatecznymi faktami. Chwilowo jeszcze nie nadeszły - zbliżającą się burzę przerywał odgłos czyszczonej stali, w którą wciąż spoglądały błękitne ślepia.
Czerń rozlewała się kaskadą coraz dłuższych włosów po ramionach i plecach, ciało opinała tradycyjna szata, a w powietrzu unosił zapach rozpalonego kadzidła.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Oswojenie się z nową sytuacją nie było łatwe szczególnie, że Wei był dosyć wrażliwą osobą. Niechętnie więc znosił takie kary, bo nie łatwo mu było się pozbierać. To nie tak, że nie żałował. W końcu gdyby można było uniknąć całej tej sytuacji to by na pewno to zrobił. Nie był na tle masochistą, że cała ta jatka sprawiła mu radość. Skądże. Wręcz przeciwnie.
Obserwował jednak Juna uważnie, jak ten czyści ostrze. Nie zaczepiał go choć oczy widocznie miał nieco bardziej czerwone, od płaczu oraz zdecydowanie pozbawione radości i tych radosnych iskierek co kiedyś.
- A co miałbym innego robić? - spytał się go spokojnie, cicho, niemal szeptem. Głosem nieco zachrypniętym od tego wszystkiego. Może fizycznie nic z nim już nie było, ale psychicznie nie do końca trzymał się całości.
Był ubrany tylko w czarny t-shirt, czarne dresowe spodnie oraz czarne bokserki. To wszystko jednak przykrywała kołdra. Nie miał nic na nogach, ale był wampirem. Odczuwał temperaturę inaczej skoro był zimniejszy. No i żadne choroby mu nie groziły.
- Nie wiem co robić Jun. - przyznał szczerze, ale nie miał ochoty na nic. Ani by zająć się sztuką i nieco dać upuścić emocjom, ani na nic innego. Wcześniej nie był w takiej sytuacji, nie wiedział jak z niej wybrnąć, jak jakoś za to zadośćuczynić. Poniekąd przyszedł po radę, ale też nie wiedział jak o nią zapytać. Nie wiedział też czy Jun w ogóle ma chęć by mu ją udzielić.

@Louis

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Pierwsze porażki zawsze bolały najbardziej, a że Louis wiedział o tym najlepiej, to nie do końca przekreślił szansę na refleksję winowajcy. Jej nadejście było nieuniknione, tak samo uderzenie burzy oraz opad gradu z deszczem. Czasem musiało się coś zepsuć, aby to lepsze mogło zakwitnąć na miejscu starego, bo tak działało życie: dzikie i nieokiełznane przez żadne ręce śmiałka. Walka z nim mijała się z celem - co innego okazyjne starcie, dzięki któremu obaj mogli dać upust emocjom: całej nagromadzonej złości i frustracji oraz wszystkiemu, co w pozostałej zawartości paliło każdą tkankę od środka.
- Stawić czoła konsekwencjom. - świst stali rozszedł się po pokoju, gdy zręcznym ruchem mężczyzna ujął za rękojeść, a następnie wykonał ręką płynny, w efekcie którego ostrze elastycznego, świeżo oczyszczonego miecza wskazało na osobę Weia.
- Obaj mogliście temu zapobiec. Czy tego chcecie czy nie, goryczy winy nie zdołacie wymazać. Naraziliscie nie tylko niewinne osoby, przede wszystkim staliście się zagrożeniem dla tajemnicy istnienia, a to bardzo poważne wykroczenie. Same słowa nie wystarczą. W tym świecie sława nie ma żadnego znaczenia, musisz inaczej udowodnić swoją wartość. - choć oczy Jun miał chłodne, głos cechował spokój. Z rzeczy oczywistych oczywiście wnet wychwycił napuchnięte ślepia Weia - jego smutek i czerwień na polikach. O tym, że płakał, wiedział bardzo dobrze, mimo to (poza wiadomą opieką w najgorszych dniach rekonwalescencji) nie mógł puścić płazem konsekwencji. Chociaż serce bardzo tego chciało, umysł skutecznie blokował ciało przed przytulaniem wampira w imię świadomości o szkodliwości zaborczej protekcji, przez którą zamiast wyciągnięcia, Azjata jeszcze bardziej upośledzilby potomka.
Właśnie dlatego zamiast ciepła, powietrze przeszywał chłód - przezto też zamiast zaproszenia gestem do bliskości, Radny reką ponownie obrócił ostrze - tym razem rękojeścią do Weia. Po odebraniu jej, zamierzał wstać, by tym sposobem wyjawić obecność drugiego oręża spoczywającego w pochwie.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei nie spodziewał się, że pierwsza porażka będzie akurat dotyczyła jego Stwórcy i Ukochanego. Choć może żadna inna porażka nie dotknęłaby go tak mocno jak ta. Nie liczenie się z konsekwencjami bolało, ale nie tym martwił się Wei. Jego próg bólu był wysoki, ból nie był mu straszny, o czym niejednokrotnie wielu się przekonywało, a przez co Zhihao nie mógł go złamać.
Mimo to ból fizyczny był niczym względem psychicznego. Świst stali sprawił, że lekko zadrżał. Nie wiedział o co dokładnie chodziło Junowi w tej chwili, ale kolejne słowa sprawiły, że bardzo niechętnie wyszedł ze swojej strefy komfortu, którą była kołderka. To czego mu teraz brakowało to pewność siebie. Jak kiedyś z radością przyjąłby takie zaproszenie do walki, tak teraz się bał. Nie obawiał się śmierci, bo wiedział, że to go nie czeka z rąk Louisa. Po całym zajściu w Chinach po prostu nie potrafił z niczego czerpać przyjemności, ani na chwilę. Demony nie dawały mu spokoju i choć jedne odeszły, tak inne się pojawiły.
Rękojeść ciążyła, niczym cały ten ciężar winy i niewygodnie leżała mu w dłoni. Dawno nie miał okazji do walki, a i też nie rozumiał jak miałby w tm skrzyżowaniu ostrzy udowodnić swoją wartość?
Kim on był dla Radnego? Wei doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma szans z nim wygrać. Nigdy by ich nie miał. Teraz jednak depresyjne myśli sprawiały, że nie wiedział od czego zacząć i w ogóle co.
- Czy naprawdę musimy to robić? - spytał się go wypuszczając z ust ciche, zmartwione westchnienie. Zerknął na ostrze miecza i odbijające się w jego stali swoje spojrzenie. Obojętne, puste, przygaszone.
- Nie można tego rozwiązać inaczej?

@Louis

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Wolisz tak siedzieć opatulony w swój pseudo kokon i udawać, że nic się nie stało? - wbrew pozorom bycie wrednym chujem wcale nie sprawiało Junowi radości. Gdyby tylko skończyło się na gwałcie bez winy Feniksa, wówczas Radny z pewnością otoczyłby go należytą opieką: wspierał i tłumaczył, że wszystko będzie dobrze. Niestety temu konkretnemu wydarzeniu można było zapobiec, ale to nic – czasu już nie cofną, teraz obaj musieli stawić czoła konsekwencjom, w szczególności Wei, którego obowiązkiem (pomijając samego Zhihao, gdyż i zapłacił srogą cenę) było wypicie nawarzonego piwa.
- Użalaniem się nad sobą, samymi tuleniem i czułymi słówkami szeptanymi do ucha nie pojmiesz lekcji i nie nauczysz się unikania podobnych sytuacji w przyszłości. Nie zdołasz też wylać z siebie całego syfu, który wypływa łzami z Twoich oczu. Poza tym, czy nie sam mówiłeś o tym, że pragniesz być silniejszy? Oto Twoja szansa Wei. Teraz się udało - i ja i Selena zdążyliśmy, niemniej następnym razem może nas nie być w pobliżu. Co wtedy zrobisz? - nie o śmierć tutaj chodziło, ni o poniżenie w czasie starcia.
Walka miała na celu obudzić w niestety, ale nieco rozpuszczonym (po tragicznym wydarzeniu z przeszłości) Feniksie umiejętność walki - tą, która powinna towarzyszyć mu zaraz obok udowodnionej nieustępliwości i tą, dzięki której znacząco zwiększyłby swoje szanse w świecie, gdzie zamiast litości panowała brutalność - gdzie nikt nigdy nie zawierzał nikomu na ładne oczy, sławę czy pieniądze, a wartość niejednokrotnie udowadniało się czynami. Właśnie z tego powodu też, w czasie oczekiwania na reakcję ze strony potomka, Jun poważnie rozważał “zmuszenie go” do przyłączenia się do którejś z trzech wampirzych rodzin. Póki co jeszcze nie zadecydował, niemniej na wzgląd bezpieczeństwa, a umówmy się, nie zawsze będzie mógł być obok niego, szala coraz mocniej przechylała się właśnie ku tej drodze.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
- Przecież nie udaję, że nic się nie stało. Za kogo ty mnie masz? - odparł do niego poważnie, bo nie uciekał od rzeczywistości, ani nie negował jej. Po prostu go to wszystko przytłaczało, a on nie potrafił sobie z tym poradzić. Było mu ciężko się ogarnąć i pozbierać, a brak pewności siebie w tym nie pomagał.
- Uwierz mi, że nie chciałbym, żeby to się powtórzyło. Nic z tego co się stało nie sprawiało mi przyjemności, ani nie jestem z tego dumny. - mruknął do niego szczerze, bo nie był z siebie dumny, że do tego doprowadził. Nic, a nic. Gdyby mógł to z chęcią by tego uniknął i zazwyczaj unikał, bo Zhihao nie mógł się do niego dostać przez ochronę, ale tym razem nie miał jej tyle co ostatnio.
Nie rozumiał jak miałby stać się silniejszy poprzez walkę z kimś kto był o wiele od niego doświadczony. Wei też nie byłby zadowolony z tego, ze ten chciałby by dołączył do którejś z rodzin. Cenił sobie wolność od początku i podleganie pod kogoś nie było w jego stylu. Na pewno nie przyjąłby tego lekko ani spokojnie. Wcześniej nie chciał tego robić i teraz tym bardziej.
Westchnął jednak ciężko, mierząc wagę miecza w dłoni i by wyczuć jak jest wyważony. Dopiero po chwili lekko się skłonił i przyjął pozycję do walki. Dawno nie trzymał w dłoni miecza w celu prawdziwej walki. W dramach to wszystko było nazbyt bezpieczne i wyreżyserowane. Znajdowali się w salonie, a to znaczyło, że nie miał pustej otwartej przestrzeni, musiał wykorzystać otoczenie. W tym sęk, że nie był w pełni sił, bo nie jadł tak często jak kiedyś. Zamierzał póki co po prostu zaatakować frontalnie, więc prędko zrobił wypad cięciem wprzód, by go zaatakować i rozpocząć ten fizyczny, i mentalny pojedynek.

@Louis

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Udawanie a udawanie, to dwie różne rzeczy. Chowasz się, przytłoczony ostatnimi wydarzeniami w przeświadczeniu, że w czymś Ci to pomoże - to jest właśnie udawanie niekiedy zwana ucieczką. - odbicie ciosu nie stanowiło dla Radnego większego problemu – nie dlatego, że był silniejszy i bardziej zaprawiony w boju, lecz z powodu braku zaangażowania ze strony Weia.
Mierna siła fizyczna oraz duchowa zdawały się emanować ze wszystkich stron: oczu, ust, uszu – z każdego możliwego otworu, z którego istniała możliwość wypłynięcia płynnej manifestacji depresji pod postacią zatrutej czarnej krwi. Taki widok odrzucał Louisa: nie z powodu obrzydzenia, co zawodu szybką rezygnacją w ślepiach osoby, która w swoim życiu zaznała o wiele więcej większych krzywd. Czy naprawdę wystarczyła ta jedna, aby w mig zgasić mistyczny płomień? A skoro tak, to czy Wei faktycznie godny był miana Feniksa?
- Nie tutaj. - Azjata cofnął ostrze, wyraźnie pogrążony w trudnych myślach na temat partnera. Zaraz też odwrócił się na pięcie, po czym skierował w stronę wyjścia do korytarza, a stamtąd na schody, skąd biegła trasa ku dołowi centralnie do przestronnej sali treningowej: wyposażonej w odpowiedni parkiet do ćwiczeń, ściany i z totalnym brakiem okien z racji lokalizacji i na poczet bezpieczeństwa w czasie wykonywania najróżniejszych akrobacji w czasie walki orężem. To oddane w dłonie Weia wcale nie było ciężkie - na pewno nie dla rąk wojownika, który niejednokrotnie smakował jego ciosów, świstu i połysku biegnących w ruch za dzierżącą dłonią. Krótkie zerknięcie przez ramię w czasie zmiany położenia w zupełności wystarczyło, aby ocenić, jak źle prezentowała się kondycja potomka: zarówno fizyczna, jak i mentalna.
- Chcieć, a móc, to również dwie rzeczy - móc możesz sobie chcieć, niemniej tym nie cofniesz czasu, natomiast chceniem dane jest Ci zaakceptować taki aktualny stan rzeczy, przeanalizować go i przetrawić, aby stać się silniejszym. Twoja depresja Ci w tym nie pomoże: zamiast tego zacznie wciągać w bezdenny padół jeszcze bardziej, aż nie zostanie z Ciebie kłębek kurzu niegodny miana wampira, człowieka czy nawet idola, którym kochasz być. Tego właśnie chcesz? - lekcja nie była ani łatwa, ani przyjemna, niemniej konieczna.
Po przejściu przez próg drzwi i zajęciu pozycji, następnie odwróceniu się przodem do rywala oraz uniesieniu ostrza, Louis wyprowadził prosty frontalny atak, jakoby chcąc wycelować prosto w serce Weia, czyli tam, gdzie jego kat uderzył w czasie masakry – tam, gdzie podobno bolało najbardziej.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Nie skomentował tego, ale po prostu się smucił całą tą sytuacją. Jak kiedyś. Zawsze przeżywał takie tragedie. "Utrata" Stwórcy, depresja po gwałcie, a teraz po zawiedzeniu swojego ukochanego. Nie ukrywał, że to wszystko mocno go dotknęło, ale zawsze wszystko przeżywał. Nawet śmierć rodziców, ale był wtedy zmuszony przetrwać.
Teraz jednak konsekwencje były o wiele większe, nie tylko dotyczyły jego osoby. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie chciał w przyszłości mieszać się znowu w takie kłopoty. Nie chciał więcej pracować dla mafii. To był bardzo zły pomysł, przyznawał to, ale wtedy nie widział innego wyjścia, by jakoś łatwiej się utrzymać. Teraz oczywiście był bardziej doświadczony. Inaczej by to rozegrał i na pewno do tego nie dopuścił.
Zaprzestał jednak walki gdy Louis chciał zmienić miejsce. Nie miał nic przeciwko, ale uważałby na salon... Poszedł jednak za nim na sale treningową. Wysłuchał go jednak uważnie, choć słowa były trafne tak ciężko mu było się otrząsnąć. Może się zbyt rozleniwił? Może był zbyt nonszalancki, zbyt poczuł się bezpiecznie przy boku Juna? A może po prostu nie chciał już myśleć o walce
Gdy Louis zaatakował, jego ciało wcale nie chciało się ruszyć i dać się przebić, ale choć i umysł wątpił, depresyjnie chcąc pociągnąć go na dno, to sparował ostrze i doskoczył do niego, planując wykonać kontrę. Walczył wewnątrz siebie o to czy się poddać czy jednak ruszyć dalej. Bał się, że Smok go już nie zechce, że nie był go godny...
- Nie chcę. Wiedz dobrze o tym. Jest mi jednak ciężko iść dalej, podczas gdy sprawiłem tyle problemu wszystkim i cię zawiodłem w wielu kwestiach. - mruknął do niego smutno, ale pozostawał w miarę czujny jeśli chodzi o jakikolwiek atak ze strony Lou.

@Louis

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Stwórcą Wei przejmować się nie powinien. Jego zawód w końcu minie – już teraz powoli schodził, gdy coraz bardziej mężczyzna zatapiał się w refleksji. Jej decyzje będą trudne, jednak konieczne, by zapewnić bezpieczeństwo Feniksowi. Czy tego chciał, czy nie, w chwili obecnej zajmował stanowisko bezkastowca, a więc osoby wyjętej spod prawa. I chociaż Azjatę nadal obowiązywało dochowanie tajemnicy istnienia, tak w przypadku złamania przyrzeczenia bądź doznania jakiekolwiek krzywdy, nie miał choćby podstaw do tego, aby ubiegać się o pomoc czy ułaskawienie, bo raz: nie przysługiwała mu protekcja żadnego rodu, który niestety, ale w tym świecie sprawował się lepiej niż niejeden człowiek z ochrony, zaś sama Rada nie zawsze mogła zjawić się na czas – dwa: prócz Louisa czy Seleny w momencie sądu za nie daj boże jakiekolwiek złamanie reguły, nie miał tak naprawdę nikogo, kto mógłby się za nim wstawić. Im niestety wychodzić przed szereg nie wypadało - mimo swych osobistych uczuć, oboje musieli patrzeć szerzej na każdą sytuację, bo i takowych mieli naprawdę sporo, co z kolei przekładało się na kolejne elementy układanki.
- Nie ze względu na zawód czy złość wobec ostatnich wydarzeń, lecz na poczet Twojego bezpieczeństwa Wei, uważam, a mówię obecnie nie jako partner czy Radny, lecz jako Stwórca, powinieneś przyłączyć się do którejś z rodzin. Pomogliby Ci nie tylko lepiej zrozumieć ten świat, lecz przede wszystkim zapewniliby Ci wszystko to, czego ja niestety zapewnić Ci nie mogłem, a jeśli się starałem, to najwyraźniej nieskutecznie. - wbrew temu co myślał sobie Wei przynależność do rodu, wcale nie musiała równać się końcowi wolności.
Wszystko sprowadzało się do omówienia spraw z głową i tyle – no more, no less. Nawet obowiązki wobec rodziny nie musiały być wielce wygórowane, bo o ile poszczególne stanowiska musiały wywiązywać się z misji, o tyle zwykli przedstawiciele poza przestrzeganiem zasad i słuchaniu przywódcy, mieli tak naprawdę całkiem sporo swobody.
Co się zaś tyczyło walki: Louis nie wyprowadzał wielu kontr – raczej nakłaniał przeciwnika do wyprowadzania ataków: do szlifowania techniki, ruchów, a przede wszystkim do dania upustu emocjom.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Nie potrafił się nie martwić, ale co tyczyło się rodziny, Wei nie chciał do żadnej należeć właśnie z powodu ograniczeń. Musiałby się z innymi bratać i godzić, a co jeśli decyzje owej głowy rodu by mu się nie podobały? Nie chciał mieszać się do polityki ani jakichś większych idei. Nie miał w tym żadnego celu, ani też w zdobywaniu władzy. Kompletnie go te kwestie nie interesowały. Nie czuł takich pobudek.
Słowa Louisa wywołały więc w nim ukłucie bólu i smutku, że takie coś sugeruje. Jeśli by się przyłączył do jakiejś rodziny, mogliby ich relacje próbować wykorzystać dla siebie. Nie chciał musieć znaleźć się w takiej sytuacji.
- Nie zamierzam więcej mieszać się w żadne podobne sytuacje ani wplątywać się w żadne spiski czy afery. Jedynym co mi zagrażało była Triada. Skoro nie jest już problemem, to nie będzie więcej takich przypadków. Nie zamierzam wystawiać się na śmierć. Poradzę sobie. Nie popełnię drugi raz podobnych błędów. - mruknął do niego poważnie, ale był zły na niego za taką propozycję. Pamiętał jak kiedyś to rozważał, ale łatwiej było dostać się do Triady niż wcielić w jakiś oddział, którejś z Rodzin w Chinach. Też nie czuł potrzeby przynależności do jakiegoś Rodu.
W jego pchnięciach i cięciach było więc dane Louisowi wyczuć małą zmianę, bo obojętność zastąpił gniew. Tak też atakował i wkładał więcej siły w każdy ruch. Był jednak osłabiony więc nie był to szczyt jego możliwości. Oszczędzał sił, by za prędko nie paść ze zmęczenia i głodu.

@Louis

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Triada nie jest jedynym zagrożeniem Wei. Co, jeśli ktoś się do Ciebie dorwie, aby móc dobrać się do mnie, a Ciebie wykorzystując jako punkt zaczepny? Co, jeśli tak po prostu zaatakuje Cię grono niezrzeszonych, których nie brakuje zwłaszcza teraz?? Otwórz oczy Wei, nieważne czy tu w Paryżu, czy w Chinach, wszędzie może czaić się zagrożenie. Niezależnie od tego, jak się wyszkolisz lub ja Cię wyszkolę, zawsze znajdzie się ktoś lepszy. - syknął nisko Jun, odbijając kolejne ataki.
- Kiedyś podzielałem Twój mindset i wiesz, jak skończyłem? Pojmany przez ludzi raz, a potem drugi i niemalże przez nich zabity. I błagam, nie mów mi, że będziesz wszystkiego unikał, bo byłoby to równoznaczne z zamknięciem się w czterech ścianach. - dokończył chłodno, oczywiście czując siłę ciosów, podobnie jak różnice zdań wynikających ze znacznej przepaści pomiędzy swoim wiekiem, a Weia. Pod tym względem bardzo ciężko szło wypracować kompromis, bo mimo wszystko sposób postrzegania świata w ich oczach przebiegał na zupełnie innych płaszczyznach.
Louisem w dużej mierze kierowało doświadczenie, a prócz tego często przemawiała odpowiedzialność, jakże wiekami wbijana przez zajmowane stanowiska. O tej typowo “ojcowskiej” nawet nie należało wspominać, gdyż rozumiała się sama przez siebie i podobnie zresztą troska na podłożu partnerskim. W taki czy inny sposób Azjata martwił się o przyszłość gwiazdora, bo chociaż ten wypracował sobie renomę “boga” w Chinach, tak nie mógł jej wiecznie ciągnąć. Chociaż nie mówił o tym na głos, kilkukrotnie zadawał sobie pytania: co zrobi potem? Jak się ustawi? Czy nadal będzie prowadził beztroskie życie?
W ludzkim świecie być może taka wizja miałaby rację bytu, lecz niestety nadnaturalny rządził się własnymi prawami. Jasna sprawa: Triadę mieli z głowy - nie dlatego, że dogadali się z Zhihao, znaczy w pewnym stopniu tak, ale przede wszystkim sporą rolę odegrało w tym przejęcie części spod jego skrzydła pod opiekę Louisa. To jednak nie niwelowało problemu – on wciąż tam był, podobnie jak masa innych “organizacji” I wpływowych osób, które nie musiały, ale mogły zechcieć w przyszłości położyć łapy na Feniksie. Być może przesadnie, ale patrząc na skalę JEDNEGO nieporozumienia, Jun miał słuszność w budowaniu obaw, a przecież nie mógł każdej tego typu sprzeczki rozwiązywać przejęciem.
- Nie zamierzam Cię zmuszać, prosić, grozić ani ciągnąć tego tematu, swoje już powiedziałem, ostrzegłem. To, co z tym zrobisz, jest już Twoją decyzją. Ja mogę jedynie zasugerować rozważenie różnych opcji. - tymi słowami oraz kolejnym, silnym ciosem Louis chciał wytrącić broń Weia, a jeśli sytuacja pozwoliła, to nawet przyłożyć swoje centralnie do jego szyi. Chciał mu w ten sposób pokazać, w jaki prosty sposób mimo całej potęgi, można było zabić wampira - przebijając serce wprowadzić w letarg, tnąc szyję, doprowadzić do dekapitacji... Spopielenie w tej radosnej palecie stanowiło wyłącznie formalność. A jeśli Wei myślał, że Louisowi cała ta sytuacja sprawiała radość, to wystarczyło, by spojrzał na twarz: chłodną i obojętną, wyzbytą ciepłego uśmiechu, za to przyozdobioną przez bliznę biegnącą pomiędzy przestrzenią oczu, a nawet idealnie przez jedno oko.
- Powinieneś coś zjeść, wyglądasz jak siedem nieszczęść. - dodał po odsunięciu miecza.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei nie zamierzał się z nim kłócić. Doskonale wiedział ile lat na karku miał Jun i jaki to niesie za sobą bagaż doświadczenia. Bycie w Rodzinie też nie zapewni mu kompletnego bezpieczeństwa. Zawsze coś może się wydarzyć, ale nie zamierzał żyć w lęku całe życie.
- Nie zamierzam zamykać się w czterech ścianach, tak jak nie obiecuje ci, że dołączę do jakiejkolwiek z tych Rodzin. Nie chce się stawać częścią czyjegoś planu czy też musieć dostosowywać się do określonych zasad. Nie uniknęłoby mnie to nawet będąc po prostu Rodowym szaraczkiem. Nie wiem czy to życie dla mnie. Czy czułbym się wtedy bezpiecznie i szczęśliwie. - odparł do niego spokojnie, bo jakoś nie potrafił się w tym wyobrazić i odnaleźć. Na pewno nikogo w owej Rodzinie nie nazwałby rodziną. Tą miał jedną w życiu i zginęli w Londynie dawno temu.
Wei był dość młodym wampirem w stosunku do Louisa, ale też nie łatwo było znaleźć kogoś kto by choć trochę dorównał doświadczeniem i wiekiem Radnemu. Któremukolwiek.
Sam Smok jednak niejednokrotnie nakłaniał i mówił Feniksowi, że przecież kariery nie musi kończyć. Nie na dobre, że zawsze po kilku latach może wrócić. Nie tylko on mu to proponował. Selena też o tym wspominała.
Weiowi odpowiadało takie ludzkie życie. Było dosyć normalne i wygodne, bo wampirze było pełne spisków, mordu i bóg wie czego jeszcze. Było brutalne, ale to nie znaczy, że i on musiał takie wieść.
Gdy wytrącił mu miecz z dłoni, Wei syknął i zatrzymał się czując miecz na szyi. Oddychał ciężej, nieco zmęczony już tą walką, ale tylko dlatego, że był osłabiony. Był głodny, ale nie miał apetytu. Ciężko mu było coś w siebie wcisnąć z powodu poczucia winy. Blizna na twarzy Lou wcale nie pomagała o tym wszystkim zapomnieć... Wręcz przeciwnie.
- Powinienem, ale nie mam apetytu. Od tamtego czasu wmuszam wszystko w siebie, a potem mi nie dobrze. - powiedział do niego poważnie, ale westchnął cicho i usiadł na ziemi. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć, chciałby nie musieć o tym w ogóle myśleć, ale co się stało to się już nie odstanie. Na razie nie chciał podejmować żadnych poważnych decyzji będąc w takim stanie.

@Louis

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach